|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-07-2020, 23:05 | #11 |
Reputacja: 1 | Daniel patrzał na Pana Filipa Siano... patrzał i zachodził w głowę... aż w końcu orzekł krótkie... |
22-07-2020, 16:49 | #12 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Brilchan : 22-07-2020 o 20:11. |
23-07-2020, 20:15 | #13 |
Reputacja: 1 | Słoneczny dzień nad jeziorem. Niemalże piknik, ale z dwoma trupami, rannym dzieckiem i rannym nie-człowiekiem. Kosmitą? Sam Siano nie potrafił dokładnie wyjaśnić kim albo czym jest. Po jego ranie głowy widać było, że jest stworzeniem biologicznym, ale innym niż znane wam - jego mózg nie wylał się na zewnątrz pomimo głębokości rozbicia czaszki. Wystarczyła pierwsza pomoc, żeby ustabilizować jego stan. Poza tym to coś czemu "zatamowano krwawienie" to nie była krew, a jakaś oleista maź. Najprawdopodobniej nie krążyła po ciele przenosząc tlen jak to się ma przy krwi ssaków. Zapytany o swoje pochodzenie powiedział, że nie ma dokładnego odzwierciedlenia, choć wszędobylskie w literaturze elfy niczym u Tolkiena trochę - tak jakby - pasują. Pasowały też mniej znane fikcyjne stwory jak gitzerai, gitjanki, czy leszy z gry DnD. - Żyjemy trochę dłużej niż ludzie tacy jak wy, a niemal wszyscy z nas mogą wchodzić do snów (wśród ludzi to rzadkość). Jesteśmy odmiennym gatunkiem, nie możemy mieć dzieci z ludźmi. Nasza biologia jest inna, choć jesteśmy ssakami - po pobycie w waszym świecie doszedłem do wniosku, że to... że nasz gatunek nie powstał naturalnie. Posiadamy wspólny język, choć dialekty co raz bardziej rozchodzą się - w tym języku nazywamy się Rojlige, choć w Taumarze nazywaliśmy się po prostu Taumarydami, a tylko obcych nazywaliśmy Rojlige... Powoli usiadł i spojrzał na martwych. - Przydałoby się ich pochować. - powiedział smutno. Podobnie zareagował na propozycję Bartosza. Jakiekolwiek miał plany to zostały one przekreślone przez "wypadek", o którym wcześniej mówił. W czasie waszego suszenia się, uspokajania, mycia i... no tego co Aleksander robił z meblami, usłyszeliście jak ktoś biegnie w waszym kierunku z północy. Po chwili spostrzegliście rudowłosą kobietę, która widząc was zwolniła tempa. Wyciągnęła łuk i strzałę, ale nie celowała do was tylko w grunt. Była jednak gotowa do walki. Widząc, że nikt z was nie próbuje jej zaatakować uśmiechnęła się: - Witajcie. - po czym z pewnym zdziwieniem zaczęła was liczyć - Sześć osób i dwóch martwych? - kobieta była człowiekiem, a zaklęcie tłumaczące działało. Przywitaliście się z nią, a Siano - wstając na nogi, odrobinę chwiejnie, zresztą podobnie jak Aleksander - odezwał się do niej w jej języku: - Jesteś z Hoer? Skąd wiedziałaś, że tu będziemy? - Jesteś Ajrczal... a ja... przepraszam, przepowiednia nie przewidywała twojego powrotu. Musisz porozmawiać z Fydlonem, to mój dziadek. Filip Siano vel Ajrczal pokiwał głową. Wiedział o kim była mowa. Z resztą wyjawił już przed wami, że przed ćwierćwieczem odwiedził wioskę Hoer. Dziewczyna zwróciła się do was: - Nazywam się Goćcza. - zdawało wam się, że efekt tłumacza dodał końcówkę "a" - Wasze przybycie zostało przepowiedziane, a ja miałam was powitać, ale coś mnie zatrzymało po drodze. Przepraszam za spóźnienie. - ukłoniła się - Pewnie macie wiele pytań, ale... jest z wami Ajrczal, więc pewnie sporo wiecie to nie macie pytań... czy jednak macie? Przepraszam. - zakończyła będąc trochę zamotana w to co mówiła. Wydawało się, że nie była najmądrzejszą osobą jaką spotkaliście w życiu, ale może to było jedynie takie wrażenie? Goćcza przyniosła ze sobą szpadel. Podobnie jak jej ubranie i reszta przedmiotów pasowała do epoki historycznej, w której Hoer miało znajdować się. Wrażenie robił jej skórzany napierśnik, który dość ściśle przylegał do jej ciała - a jednak pozwalał jej na bieg. Dziewczyna nie była nawet zmęczona, choć pot wystąpił na jej czole. Szpadel był wykonany z metalu, ale ewidentnie nie była to produkcja masowa, a raczej robota kowala. Szpadel miał posłużyć zakopaniu zwłok, których dziewczyna spodziewała się w liczbie czterech. Tak jej powiedziano. Nie znała dokładnej treści przepowiedni, ale jej zadaniem było wytłumaczenie sytuacji "czterem przybyszom" i dostarczenie szpadla, gdyby ci chcieli pochować "czterech martwych przybyszów". Z uwagi na powyższe rachunki jej się nie zgadzały. Zamiast 4+4 było 6+2. - Wieczorem przypłynie po nas łódź. - dodała jeszcze. Siano wyraźnie zainteresował się przepowiednią. Powiedział do was po polsku: - Nie odpowiadajcie na głos, bo tłumacz przetłumaczy, ale zastanówcie się albo napiszcie odpowiedzi kijem na piasku albo odejdźcie na moment... bo nie chcę tu nikogo straszyć, bo ten jej dziadek to w sumie był w porządku jak go poznałem, ale żeby w ferworze fanatyzmu "nie poprawili rachunków", żeby pasowało do tej ich przepowiedni. -----------------------------HOER-------------------------- [możecie uzupełniać luki albo uszczegóławiać] Hoer od niepamiętnych czasów była wioską rybacką. Jej znaczenie wzrosło kilka pokoleń wcześniej wraz z przybyciem pierwszej karawany handlowej podążającej ze Zwierzyńca do Taumary. Niedługo później została włączona do państwa Bosz-Herw, które przysłało kilkudziesięciu osadników. Hoer jako osada graniczna posiada zwolnienie z podatków i z tego powodu tubylcy nijak nie protestowali przed przybyciem kolonistów. Ponadto tubylcy byli przyzwyczajeni do diety rybnej, a koloniści woleli mięso z polowań i hodowli. Z biegiem lat ludność trochę wymieszała się, a przynajmniej nie było pomiędzy nimi sztywnej i już na pierwszy rzut oka widocznej granicy. Największą różnicą jest religia. Koloniści są gorącymi wyznawcami religii "I" (znanej również jako Słup, Palec Boży albo Kolumna). Niedługo po przybyciu poobcinali gałęzie jednego z drzew i zbudowali wokół niego drewnianą wieżę, w której urządzają swoje rytuały związane z produkcją kwasu siarkowego, wdychania oparów i stapianiu różnych rzeczy. Na ten moment nie jest wykluczone, że wspomniana przez Goćczę "przepowiednia" wynika z wdychania oparów. Zapytana dokładniej o to przyzna, że to nie jest przepowiednia jej dziadka i po prostu ktoś mu ją przekazał, ale ona nie wie kto. Pogrzeby organizuje się poprzez zakopywanie zwłok przy drzewach. Nie ma zwyczaju podpisywania "nagrobków". Bardzo rzadko pozwala się na stopienie zwłok w kwasie siarkowym i ogólnie jest to zarezerwowane dla wyjątkowych osób w wyjątkowych okolicznościach. Religia tubylców nie jest i nie była zorganizowana w związku z czym opiera się raczej na tradycji. Niestety przez lata tradycja przegrywała z religią "I" w związku z czym z roku na rok dawna religia zanika. Wiara koncentruje się na symbolu ryby (podobnym do wczesnych chrześcijan), ale tutaj odnosi się do życiodajnej siły wody. Miejscowi wierzą, że niegdyś wyszli z wody i kiedyś do niej powrócą. Pogrzeby organizuje się poprzez przywiązanie do zwłok kamieni i utopienie w centrum jeziora. W Hoer działa Rada Miejska składająca się z przewodniczącego - urzędnika przysyłanego ze wschodu na kilkuletnią kadencję (potem taki urzędnik wraca do stolicy), kapłana "I", dowódcy oddziału zwiadowców (oddział ten składa się aktualnie z 24 osób będących równocześnie myśliwymi, aktualnie pięcioro z nich pochodzi ze wschodu i mieszka na posterunku, reszta to miejscowi, a w tym ich dowódca) oraz ekonoma (aktualnie jest to żona przewodniczącego, sprawdza zasoby miasteczka i układa plany łowów, produkcji i handlu). Ważnym budynkiem w Hoer jest tawerna położona na północy przy trakcie. To tam zatrzymują się karawany kursujące między Taumarą, a Zwierzyńcem. Taumara budzi szacunek wśród mieszkańców delikatnie podszyty strachem nieznanego, a Zwierzyniec... równie dobrze mógłby leżeć na innej planecie, bo żaden z miejscowych nawet nie marzy, że tam kiedykolwiek dotrze. Żywo jednak ludzie z Hoer dyskutują o plotkach, znanych postaciach i politykach Zwierzyńca - tyle wiedzą co mówią im handlarze. Dla większości z Hoer szczytem podróży byłoby odwiedzenie stolicy, a jeżeli ktoś odwiedził wszystkie miasta Bosz-Herw to jest "światowcem" (tego nie osiągają handlarze traktu Taumara-Zwierzyniec, bo miasta Bosz-Herw położone są na linii północ-południe i co najwyżej dwa z nich są odwiedzane przez handlarzy). |
25-07-2020, 03:57 | #14 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 25-07-2020 o 10:03. |
25-07-2020, 21:13 | #15 |
Reputacja: 1 | Bartosz słuchał uważnie wyjaśnień pana Siano. Rzeczywiście, nie wyglądało na to, by gatunek, do którego należał, powstał naturalnie – jakieś „coś” zamiast krwi, mózg stworzony z mniejszej ilości wody od innych znanych mu – ale niestety, nie znał ani tego świata, ani jego historii, nie mógł więc choćby teoretyzować na temat tego, czym w istocie były istoty jego pokroju. Podejrzewał, że gdyby przenieść „krew” pana Siano do laboratorium na Ziemi i tam przebadać genetycznie, mogłoby to udzielić odpowiedzi na choćby część pytań – ale oczywiście, nie mogło się wydarzyć nic z tego. Szkoda. Bartkowi w sumie zrobiło się ciut żal pana Filipa. Pewnie chciał wrócić do swojego domu, rodziny, bliskich, a zamiast tego, choć był tak blisko, by się z nimi spotkać, to musiał się opiekować bandą przybłęd z innego świata. To było bardzo, bardzo honorowe z jego strony i dobrze o nim świadczyło, ale pewnie nie tak wyobrażał sobie powrót w rodzinne strony. Z pewną ulgą Bartosz przywitał pojawienie się kobiety. Po pierwsze była człowiekiem, a więc czymś znajomym, a nie elfem stworzonym sztucznie czy coś – w sumie zganił się za takie myśli, były bardzo rasistowskie, ale widok oleistej nie-krwi pana Siano napawał go pewną mieszaniną lęku, zohydzenia i nieludzkiej ciekawości – i nie wydawała się być ani trochę wojowniczo do nich nastawiona, choć miała łuk i gdyby chciała, to by mogła im zrobić krzywdę. Nieznajoma wspomniała o przepowiedni. Bartosz był ciekaw. Więc w tym świecie można było przewidzieć przyszłość? Wow! To interesujące pomyśleć, jakie limity miała magia – o ile jakiekolwiek. Kobieta przedstawiła się jako Goćcza i wyjaśniła, że miała zamiar przywitać gości z innego świata, ale coś ją zatrzymało. Wydawała się być w pewien sposób… off. Nie do końca rozgarnięta? Zawstydzona? Zmieszana? Bartosz nie znał jej na tyle dobrze, by się zdecydować. - Dzień dobry, pani Goćcza – przywitał się miło, machając ręką – Nazywam się Bartosz. Czy zechce nam Pani powiedzieć coś więcej o tej przepowiedni? A co do pana Filipa… ym, pana Arjczal, to nie było dość czasu, by nam wyjaśnił zbyt wiele, jeśli pani chce, to możemy i o tym porozmawiać – wyjaśnił. Następnie udał się na bok, by pan Filip wyjawił im swoje niepewności – No nie wiem… – powiedział na głos, myśląc intensywnie. Możliwe, że rzeczywiście ktoś mógłby chcieć dopasować przepowiednię na siłę do liczby ludzi, po prostu ich zabijając, ale było też dla niego oczywiste, że czegokolwiek przepowiednia dotyczyła, pozostali ludzie byliby bardzo niechętni, by to uczynić. Plus, wydawało mu się, że pani Goćcza jest godna zaufania – nie to, żeby ją znał bardzo dobrze, ale miał ochotę jej zaufać. „Pani Goćcza wydaje się być ok” – napisał patykiem w ziemi. |
27-07-2020, 06:35 | #16 |
Reputacja: 1 |
|
27-07-2020, 22:38 | #17 |
Reputacja: 1 | Z lekkim wahaniem kobieta zbliżyła się do was. Nie była niska - miała pewnie lekko ponad 170 cm. Równocześnie jej smukłości mogłaby pozazdrościć niejedna z kobiet uczęszczających na fitness. Jak to przeciętny Janusz powiedziałby: po co ci siłownie jak masz w piwnicy węgiel do przerzucenia. Goćcza każdemu kogo przedstawił Daniel pokazała znak ręką - otwartą dłonią z góry na dół jakby myła okno (ze zgiętym łokciem). - "Dwudziestego szóstego lata drogą kroczącego wśród gwiazd wyjdzie osiem. Połowa żywych i połowa martwych. Udzielą pomoc przywódcom Bosztynnikom i Herwingom, a w zamian spotka ich niewyobrażalna nagroda." - dziewczyna wyrecytowała z pamięci. - dziś wczesnym rankiem przybył posłaniec z wiadomością ze wschodu do mojego dziadka. I przekazał co wam właśnie powtórzyłam. - Ale skąd widzieliście, że to tu? - zapytał Siano, na co kobieta odpowiedziała, że powiedziano jej, że ma iść północnym traktem i skręcić na południe wraz z wybrzeżem jeziora. - Zniknięcie pana było szeroko komentowane, a nawet zjechała się komisja uczonych ze wschodu i trzech czarowników z Taumary. Założyli nawet nie daleko obóz, ale opuszczone zabudowania spaliły się dawno temu. - Z Taumary? Jak się nazywali? - Nie wiem, ale mój dziadek na pewno wie. - Czarownicy? - zapytał Filipek wyraźnie zdezorientowany i nadal roztrzęsiony. - Proszę pana, czy to jakaś gra? - zapytał Aleksandra. |
28-07-2020, 04:39 | #18 |
Reputacja: 1 |
|
28-07-2020, 22:26 | #19 |
Reputacja: 1 | Za namową pozostałych Miras nabrał spirytu na wacik i przetarł Filipkowi zadrapania, by się jakieś świństwo nie wdało. Kazał małemu pilnować by mu się to wszystko nie zabrudziło. Gdy Daniel go przedstawił, Miras z kurtuazją ukłonił się i "zamiótł" czapką po ziemi. - Mirosław, do usług szanownej panny. Trupy wokół, szok i niedowierzanie, ale w końcu jakaś twarda niewiasta a nie eteryczna księżniczka. Wyrośniętemu szabliście takie podobały się wyjątkowo. Nie wdając się w dysputy wyciągnął rękę po szpadel, a gdy go dostał do ręki od razu przystąpił do kopania. Działać działać, a mniej myśleć. Chociaż ciężko mu było przejść obok tego że oto są w świecie w którym jest magia, działa i nie jest ona czymś niezwykłym. No nieźle. Swego czasu człowiek marzył o takich rzeczach. Szkoda że spełniały się one w dosyć gównianych okolicznościach. Kopanie szło mu całkiem nieźle, aż dziw było też że ziemia nie wpadała Mirasowi do wysokich skórzanych butów. W ogóle ruszał się w tym stroju z niezwykłą gracją. No i w sumie w rodzinnych stronach nie raz musiał kopać na działce to i wprawę miał. Ciekawe jak Olek wytłumaczy Filipkowi że teraz ten siedzi w innym świecie? Ciekawe czy Daniel zdoła poderwać tą rudowłosą? Ostatecznie nie dało się powstrzymać gonitwy myśli, ale dało się skierować ją na tu i teraz. I to było najważniejsze. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 28-07-2020 o 22:40. |
31-07-2020, 17:24 | #20 |
Reputacja: 1 | Bartosz wysłuchał ze skupieniem słów Gończcy. Przepowiednia była bardzo krótka i nie wyjaśniała zbyt wiele – była na to zbyt ogólna. Mimo wszystko bardzo się cieszył, że ich przybycie zostało przepowiedziane i co ważniejsze, było oczekiwane. Oznaczało to, że nie zostaną pozostawieni w tym obcym, nowym świecie samymi sobie. Niestety, Filipek, sądząc po tym, co powiedział, dalej nie nadążał za tym, co się wokół nich działo. Nic dziwnego, oni sami mieli z tym problemy, a byli przecież dorosłymi ludźmi. Czego należało wiec się spodziewać po dziecku? - Filipku, posłuchaj – Bartek uklęknął przy nim, tak, by ich oczy były na tym samym poziomie – obawiam się, że nie jesteśmy ani w Warszawie, ani w Polsce. Po prawdzie, to nie jesteśmy nawet na Ziemi. Pomyśl, byłeś w mieście, a nagle się znalazłeś na brzegu jakiegoś jeziora. Pan Filip najwyraźniej nie jest w ogóle człowiekiem, a pani Goćcza mówi w jakimś dziwnym języku, którego nie powinniśmy rozumieć, a mimo to jesteśmy w stanie się bezbłędnie komunikować. - Wiem, że to może być dla Ciebie trudne do zrozumienia, sam mam z tym problemy, ale najwyraźniej jesteśmy w innym świecie. W świecie magii – wyjaśnił, obserwując uważnie reakcję Filipka. Miał nadzieję, że dziecko zaakceptuje ten fakt ze spokojem, ale nie miał co do tego pewności. Co, jeśli źle zniesie tę informację? |
| |