lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [Podróż za jeden uśmiech] Gdybyś tylko wiedział (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/18925-podroz-za-jeden-usmiech-gdybys-tylko-wiedzial.html)

Anonim 01-07-2020 18:22

[Podróż za jeden uśmiech] Gdybyś tylko wiedział
 
Informacja ogólna:
  1. Witajcie w pierwszej części kampanii „Podróż za jeden uśmiech” rozgrywanej w systemie GURPS zatytułowanej „Gdybyś tylko wiedział.” Zgodnie z zapowiedzią z tematu rekrutacji niniejsza gra będzie prowadzona powolnym (jak na mnie) tempem z możliwością światotworzenia przez graczy. Z uwagi na tempo mile widziane dłuższe wypowiedzi, choć oczywiście w przypadku dialogu polecam pisanie krótkich wypowiedzi. Gra ma przede wszystkim służyć nam w zabawie.
  2. Sposób pisania wiadomości standardowy w moich grach, czyli: zwyczajnie piszemy akcje i myśli postaci (myśli mogą być w cudzysłowie), słowa wypowiadane piszemy kursywą (w tej grze gracze będą mogli odgrywać niektórych BN - będą oni wskazani wraz z zakresem ich wiedzy), a ewentualne drobne komentarze i zwrócenie uwagi innych graczy na zwracanie się do ich postaci pogrubieniem. Odmiennie niż w moich standardowych sesjach tutaj polecam czytać wszystko.
  3. Z uwagi na specjalny tryb gry wiedza was jako graczy i waszych postaci może dość mocno rozmijać się. Jako gracze będziecie wiedzieć o wiele więcej. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli z tym problemów. Poza tym wasze postacie nie będą miały pojęcia, że kontrolujecie niektórych BN i światotworzycie. Proponuję, abyście komentarze umieszczali na początku wypowiedzi w grze i rozdzielać je od deklaracji graczy. Podobnie jak ja piszę odpisy przed akapitem komentarza napiszcie „Komentarz: ” - jak nie przyjmie się to będziemy pisać w temacie komentarzy, który też założę.
  4. Dodatkowo na końcu każdego odpisu będą pojawiać się informacje pomocne przy światotworzeniu. Z jednej strony sesja dzięki temu będzie ubarwiona, a z drugiej - przynajmniej w moim zamierzeniu - zachowamy porządek i zarys fabularny.
  5. Postacie rudaad (Karolina Liwa) i archiwumx (Krystyna Wielicka) istnieją i być może dołączą do kampanii w dalszym terminie. Skontaktuję się z nimi w przypadku potrzeby uzupełnienia (lub powiększenia) składu i jeżeli chcieliby to mają pierwszeństwo. Karolina i Krystyna nie wypadły z Ostatecznej Drogi za Filipem Siano, a ich los będzie zawieszony do czasu wejścia tych graczy do gry.

Prolog:
- Gdybyś tylko wiedział. - Filip Siano usłyszał głos swojej matki, gdy wokół niego zaczęły pojawiać się wyładowania energii. Trzaski i błyski otoczyły go, a następnie wystrzeliły we wszystkie kierunki różnokolorowymi pseudo-błyskawicami. Część z nich uderzyła w trójkę jego pomagierów, ale wcześniejsze środki zapobiegawcze obroniły ich przed wciągnięciu w wir dalszych wydarzeń. Filip zobaczył wyginającą się czasoprzestrzeń i formujący się przy tym horyzont zdarzeń. „To jest to!” - pomyślał przypominając sobie w jaki sposób dostał się na ten świat. Horyzont rozszerzył się i buchnął z niego lodowaty wiatr. Filip wskoczył do środka uważając siebie za jedynego podróżnika - dokonał poświęcenia swojego życia w tym świacie, aby móc ponownie zaistnieć w miejscu swego pochodzenia. Według planu po tym akcie horyzont powinien zamknąć się za nim, ale stało się coś innego.
Los zakpił z Filipa przyprowadzając do cukierni znajdującej się bezpośrednio pod jego mieszkaniem - pod miejscem przeprowadzania rytuału - kobietę, która niedawno miała do czynienia z innym światem. Wchłonąwszy materię z zapomnianych czasów ku swojej niewiedzy stała się wzmacniaczem energii magicznej. Światło o milionie kolorów, których w znacznej mierze ludzkie oko nie mogło nawet uchwycić, uderzyły w nią. Doszło do sprzężenia zwrotnego. Horyzont zdarzeń zamiast zniknąć po poświęceniu Filipa stał się większy zabierając ze sobą wszystko sprzęty z mieszkania. To wciąż było za mało, żeby zakończyć rytuał. Błyskawico-podobne wiązki protonów i elektronów związanych ze sobą w szalonym, chaotycznym i atomowym tańcu podążyły niczym wygłodniałe psy za kolejnymi ofiarami. Trafieni przez nie ludzie stali się pokarmem dla drapieżnego kosmosu. Pożarci przez ostre zęby przestrzeni, czasu i nienazwanych wymiarów dryfowali w bezmiarze nieskończoności, a ich umysły doznawały na przemian olśnień geniuszu i mroków szaleństwa. W oderwaniu od logiki ich pamięć nie mogła funkcjonować, a zmysły przestały cokolwiek rejestrować.

Wszyscy:
Odczuliście jakby minął zaledwie ułamek sekundy. Jakby nagle światło zgasło, zrobiło się rześko, a podłoga stała się śliska niczym lód. Przez moment przebywaliście w ciemnościach i nie ruszyliście się jakby w oczekiwaniu na odzyskanie wzroku. Jakoś przed wami odezwał się znany wam Filip Siano. Miał bardzo spokojny głos. Najpierw mówił coś w języku, którego nie rozumieliście. Po chwili jego głos płynnie przeszedł w język polski, ale z dziwnym efektem jakby echa. Jak w telewizji, gdy poza głosem lektora słychać głosy aktorów. W tym przypadku głos lektora i aktora był ten sam i należał do Filipa Siano. Po chwili i ten efekt ustąpił, a wasz znajomy mówił po prostu po polsku.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze, ale musicie zachować spokój. Doszło do wypadku i zostaliście pociągnięci za mną na Ostateczną Drogę. Pomogę wam wrócić, gdy dotrzemy do celu, ale musicie... - przerwał nagle. Mimo wszystko nie byliście spokojni. Pojawił się w was strach, który zaczął powoli was pochłaniać. Siano odezwał się jeszcze raz jakby zobaczył coś w tych kompletnych ciemnościach.
- Uciekajcie! Nie dajcie się pochłonąć przez strach! - Siano był gdzieś przed wami. Słychać było jego kroki na lodzie. W tych ciemnościach ciężko było nawigować w związku z czym wszyscy rzucili się w stronę, z której wydawało im się, że słyszą Siano. Ciężko było utrzymać równowagę na lodzie, ale najlepiej radziła sobie tancerka. Niestety wpadła na przeszkodę i przewróciła się. Aleksander Sowa poczuł jak ktoś uderzył w jego wózek i pchnął go do przodu. Chwilę później wszyscy usłyszeli krzyk upadającej kobiety, ale tylko Sowa dokładnie wiedział do kogo on należał: do Karoliny. Nie mógł jej pomóc. Nawet jakby chciał to nie mógł zatrzymać się.

I stało się światło. Granica była ostra i niewidoczna z ciemności, w której wcześniej przebywaliście. Wypadliście w powietrzu, ale nie było widać właściwie z czego. Tak jakbyście pojawili się znikąd. Siła rozpędu ucieczki po lodzie zadziałała i w tych nowych okolicznościach. Nie było czasu na rozglądanie się, a poza tym wciąż byliście oślepieni przekroczeniem granicy. Wzrok powoli odzyskiwaliście, ale było już za późno. Uderzyliście w wielkie, liściaste drzewo i wśród trzasków łamanych gałęzi spadaliście w dół, aż koziołkując kilkoro z was spadło do jeziora. Niektórzy skończyli swoją podróż na gałęziach.

Wszystko działo się bardzo szybko. Pchani jedynie siłą woli Bartosz i Daniel uratowali się z wody i wydrapali na błotnisty brzeg poprzecinany wystającymi korzeniami wielkich drzew aktualnie górujących nad ich głowami. Byli brudni, zmęczeni i potłuczeni. Spojrzeli w górę i zobaczyli wiszącego na gałęzi Mirasa w zbroi jakby urwał się z planu zdjęciowego do Pana Wołodyjowskiego, czy innego Ogniem i Mieczem. Najwyraźniej żelastwo, które miał na sobie obroniło go przed przebiciem, ale i doprowadziło do iście niebezpiecznej sytuacji. Nawet z jego wzrostem upadek do jeziora realnie groził utonięciem mając na względzie jego zbroję.

Miras spojrzał w górę i zobaczył coś co i znajdujący się na brzegu również dostrzegli po chwili. Jakaś kobieta miała mniej szczęścia niż oni. Dla niej nie skończyło się na siniakach i zadrapaniach. Jej bezgłowe truchło wisiało na jednej z gałęzi przebite w okolicach brzucha. Głowy nigdzie nie było widać, ale ubranie świadczyło, że została porwana jak i wy. Kolejne zwłoki trójka zaobserwowała na jeziorze. Tym razem był to mężczyzna w krótkich spodenkach i żółtej koszulce, którego ciało unosiło się na wodzie.

Jezioro miało kształt przypominający owal. Wydawało się jakby jęzor wody stosunkowo niedawno wdarł się w stronę drzew i wytworzył zatoczkę, do której wcześniej Bartosz i Daniel wpadli. Sama zatoczka była aż nadnaturalnie głęboka. Po dwóch, trzech metrach od brzegu znajdowała się granica wielkiej dziury. Niedługo dalej zatoczka kończyła się i rozpoczynała się dalsza część jeziora o kształcie przypominającym owal, a długim na jakieś dwa kilometry i szerokim na kilometr. W oddali - właśnie wspomniane dwa kilometry - majaczyła drewniana osada. Niektóre drewniane domki były dwupiętrowe, ale dominowała zabudowa drewniana. Z resztą może to na wyrost powiedziane - chodziło o kilka położonych obok siebie drewnianych domostw.

Wtem spod wody wynurzyły się dwie postacie: Aleksander Sowa i Filip Siano. Siano pomagał Sowie dopłynąć do brzegu, gdy z nieba spadła szabla uderzając pierwszego z nich prosto w twarz. Wzrok Bartosza i Daniela powędrował na Mirasa - to była jego szabla i choć wcześniej podejrzewali, że to jakaś replika to okazała się być ostra jak brzytwa. Filip i Aleks momentalnie zanurzyli się pod wodę, a po chwili wypłynęli. Siano był nieprzytomny i tym razem to Aleks ciągnął go do brzegu - z resztą pozostali już wówczas ocknęli się z szoku i pomogli.

Filip Siano wyglądał inaczej. Okazało się, że naturalnym kolorem jego skóry była szarość. Początkowo trójka zebranych przy nim osób podejrzewała, że to brud, ale woda nie zmywała tego koloru. Poza tym jego krew nie wyglądała naturalnie. Była czerwonawym, bezwonnym płynem podobnym w konsystencji do oleju. Jego przecięte oko ujawniało dodatkową błonę, a policzek był niepokojąco cienki. Nie trzeba było specjalisty od anatomii, żeby uznać go za jakiegoś mutanta. Wtem Siano otworzył zdrowe oko i odezwał się spokojnym głosem:
- Nie jestem mutantem.

Informacja światotworzeniowa (Aleksander Sowa):
Aleksander Sowa odzyskał czucie w nogach i może nimi poruszać. Słabe mięśnie sprawiają, że nie może samodzielnie chodzić (nawet z kulami byłoby bardzo ciężko mu ustać), ale z punktu widzenia współczesnej medycyny to cud. Niekoniecznie sobie to jeszcze uświadomił. Aktualnie leży wyczerpany na wybrzeżu i ma w zasięgu wzroku wiszącego na drzewie Mirasa, zwłoki kobiety zawieszone wśród wyższych konarów drzewa, a obok niego leży ciężko ranny Siano.

Informacje światotworzeniowe:
  1. Filip Siano jest telepatą. Słyszy wasze myśli, nie będzie tego ukrywał i na głos odpowie na wszystkie wasze pytania (wypowiedziane lub pomyślane) o ile będzie wiedział. Czuje, że umiera, ale ma nadzieję na pomoc medyczną z waszej strony. Jest zbyt słaby, żeby zdominować waszą wolę, dlatego liczy na wasze miłosierdzie. Jego rana głowy wygląda paskudnie, dodatkowo ma zwichniętą nogę w kostce (czego sam jeszcze nie czuje).
  2. W przypadku, gdyby ktoś chciał spróbować krew Filipa Siano - efekt pojawi się w kolejnym odpisie.
  3. W tej kolejce możecie wprowadzić do gry dziecko porwane z waszego świata. Znajdowałoby się bardzo wysoko nad ziemią - dużo wyżej niż Miras i znajdujące się nad nim zwłoki. Jeżeli ktoś z was wprowadzi tą postać to niech to dziecko opisze. Będzie krzyczało o pomoc po akcji nurkowania po ekwipunek, ale jeżeli nikt nie przedstawi sensownego planu ratunku to dziecko spadnie i prawdopodobnie zabije się (będzie rzut kościami).
  4. Jak tylko będę miał czas to będę na bieżąco odpowiadał na pojawiające się pytania do Siano. Dodatkowo jak tylko pojawią się pomysły i ich realizacja jak ściągnąć z drzewa Mirasa to będzie rozstrzygnięcie tych akcji. Scenę zakończymy za około tydzień, więc dobrze byłoby jakbyście do tego momentu podjęli decyzję gdzie dalej zmierzać.
  5. Sporo z waszego ekwipunku wpadło w nadnaturalną toń zatoczki znajdującej się przy drzewie. Napiszcie trzy rzeczy - oprócz waszego ubioru - które koniecznie chcecie zachować. Niestety wózek Aleksandra i szabla Mirasa z przyczyn fabularnych już wpadły do jeziora. Możecie próbować nurkowania w zatoce i odzyskania dodatkowych rzeczy. Będzie to zadanie dość trudne - najłatwiej (ale wciąż niełatwo) można odzyskać szablę Mirasa.
  6. Las wokół was jest mieszany z przewagą drzew liściastych. Klimat jest umiarkowany, po temperaturze i stanie roślinności można wywnioskować, że jest lato. Chmur niemalże nie ma (jak w centralnym Mazowszu 1 lipca). Wszystko wygląda tak jakbyście zostali przeniesieni nad jakieś jezioro w Polsce. Zwierząt w pobliżu nie ma - jeśli jednak chcielibyście to coś może pokazać się. Nic co świadczyłoby, że jesteście poza granicami Polski.
  7. Jakby to do czegoś wam się przydało możecie światotworzyć meble z mieszkania Filipa Siano. Nic nadzwyczajnego, ale mogą być porozrzucane w obrębie kilkudziesięciu metrów - coś nawet może pływać na powierzchni jeziora.

Stalowy 02-07-2020 13:32

Trzask. Trzask. Trzask.
Góra, lewa, prawa, góra, lewa, prawa, dół.

Szable trzaskały o siebie z każdym wyprowadzonym ciosem. Mirosław i Alfred okładali się ostrzami powodując u postronnych westchnienia zachwytu i grozy. Utrzymywali ustalony rytm i na umówione znaki dokładali wypady, młyńce i zwarcia. Alfred wyprowadził fintę, a Mirek cofnął się o krótki krok próbując wybronić się przed chytrą zagrywką. Przeciwnik zdołał obejść jego gardę i przejechał końcem szabli po napierśniku zgrzytając donośnie. Mirek cofnął się pospiesznie, przykląkł i uniósł dłoń.

- Dość, dość waść. Gdyby nie ta eleganka zbroyia bym z kiszkami w dłoniach latał. Rację przyznaję. Na waśni zagodzenie trunek dzisiaj na mój koszt. - rzekł Mirek i teatralnym głośnym szeptem zwrócił się do biesiadników - Gospodarze, poratujcie szybko butelką bo on gotów się rozmyślić!

Goście roześmiali się serdecznie, a gospodarz imprezy - elegacki, sympatyczny brodacz sięgnął pod stół i wziął nienapoczętą butelkę wina. Mirek podziękował prawie zamiatając czapką po podłodze. Z Albertem schowali szable, stanęli przed publiką i ukłonili się głęboko przy gromkiej owacji.

***

Zamknęli drzwi albertowego Citroena i zapięli pasy. Pora była wczesna. Chwilę siedzieli jak sparaliżowani.

- Sorry Mirek za ten cios po żebrach.

- Nic się nie stało. Ważne że nikt się nie skapnął.

- Może tylko gospodarz… jak się przyssałeś do tego kielicha to zrobił oczy jak spodki. Tak chlać przed wieczorem w dzień powszedni.

- To taka tam szlachecka fantazyja… swoją drogą całkiem miła atmosferka w tym pensjonacie. Nieduża imprezka, stylowa i jakoś nie widać było żadnych chamskich mord…


Alfred wzdrygnął się. Na ostatniej imprezie (weselu) na której robili pokaz z Cześkiem i Irkiem jakiś pijany wąsaty wujaszek zaczął pruć ryja o tym jakie z nich leszcze, bo oni to powinni jak średniowieczni rycerze się lać w zbrojach a mu śwagier powiedział że takie to żelastwo to stu kilo waży i tego typu pierdolety. Jakoś nikt z gosci nie znalazł odwagi by krzykacza uciszyć… póki ten nie rzucił butelką Mirasowi pod nogi w środku pokazu. Ciotunia zaczęła przepraszać, krewki wujaszek wrzeszczał coraz głośniej, a na prośbę menagera sali by awanturnika wyprowadzić zaraz doskoczyli kuzyni pana młodego - łyse karczki i zaczęli grozić Wpierdolem. Pan młody siedział na swoim miejscu śmiejąc się do rozpuku cholera wie z czego i waląc pięścią w stół. Panna młoda czerwona jak burak próbowała nie patrzeć na całą scenę. Może i by się rozeszło po kościach ale wujaszek zdzielił menagera w twarz. Obsługa już sięgała po telefony by nagrać sytuację i dzwonić na policję. Alfred, Mirek, Czesiek i Irek chcieli pozostać z boku ale któryś kark zaczął sapać do Irka. Irek, starszawy mechanik cholernik, nie wytrzymał i jebnął upierścienionym kułakiem weselnika w pysk łamiac mu nos i powalając go na glebę.

Policja zjawiła się po dziesięciu minutach.
Na szczęście nikt z obsługi nie nagrał tej piąchy od Irka, ale za to nagrali jak pijani goście weselni próbowali bić się z ich ekipą która z pomocą ochrony obiektu i kelnerów wyprowadzili menagera. To był pomysł Mirka by go ratować. Ostatecznie uratowało to ich kontrakt i reputację.

Siedzieli w milczeniu jeszcze chwilę. W końcu Alfred odpalił silnik.

- I pomyśleć że Czesiek się śmiał z tych twoich blach.

Mirek prychnął zirytowany. Wspomnienie chamów z ostatniego razu popsuło mu humor.

- Jedziemy się nażreć kebsami?

- Nie… sąsiad robi urodziny. Odpocznę i idę na ciasto z alko.


***

Miras zatrzasnął lekko drzwi samochodu i pożegnał Alfreda uniesioną dłonią. Plecak wypchany przydatnymi pierdołami które zawsze mogą się przydać acz z których rzadko korzystał wisiał mu na ramieniu. Od jakiegoś czasu podróżował na miejsce w stroju. Ludzie się gapili ale zwykle wzbudzał pozytywne emocje. Raz nawet widział w necie mema ze swoim wizerunkiem "Kiedy koń u weterynarza a spieszysz się na Elekcję".
Ruszył ku drzwiom wejściowym do kamienicy. Obok cukiernia wabiła zapachem wypieków i ciastami na wystawie. Od kiedy tu zamieszkał i był sam nie piekł ciast. Nie miał dla kogo. Może jak wróci do domu?
Od pół roku szukał pracy w rodzinnym mieście i nie mógł nic dorwać. W Warszawie nic prócz występów i szabelki go nie trzymało. Studia skończył. Pracę miał słabą. Nie potrafił się rozpychać łokciami by złapać awans lub lepszą pracę. Natomiast rodzice potrzebowali wsparcia. Nie narzekali ale Mirek wiedział że jego rodzeństwo po wylocie za granicę wsparcia żadnego nie zapewniało rodzicielom na skraju emerytury. Spadło to na barki najmłodszego syna - Mirka. Spłacenie kredytu na wymianę samochodu dla zagraniczniaków to by była betka - ale oni mieli "swoje ważne wydatki i plany". Jeżeli Mirek chociaż dołożyłby się do zakupów i czynszu to rodzicom byłoby dużo łatwiej.
Tylko ten cholerny covid… Jeb i do widzenia. Rynek pracy momentalnie zaczął się kurczyć. Trzeba się było cieszyć tym co się ma. Może znajdzie coś tam? Może wróci do swojego prawdziwego domu?
Może też znajdzie tam w końcu dziewczynę na dłużej niż parę miesięcy? W sprawach sercowych miał pecha. Zwykle jego związki kończyły się spokojnie acz było też parę bardzo przykrych zakończeń. Mirek z perspektywy czasu widział że to wszystko nie miało sensu - kończył albo jako pociągowy dla ślicznej panny, emocjonalny żywiciel dla depresantki lub kotwica rzeczywistości dla oderwanej od życia marzycielki.

Z niewesołymi myślami wszedł po schodach. Wrzuci tylko plecak do swojego mieszkania i….

***

Nie był przemęczony. Nie miewał też schiz, stanów lękowych, ani nawet koszmarów. Dlatego nagłe znalezienie się w jakimś dziwnym miejscu było wyjątkowo dezorientujące.
Dlatego posłuchał instynktu i głosu Siana. Pomknął przed siebie.

***

Miras spojrzał na wiszące wyżej ciało kobiety i przełknął ślinę. Upiorny widok tylko zmotywował go by czym prędzej wyrwać się z zagrożenia.
Wiedział że ręce mu szybko ścierpną, a potem po prostu się puści. I na chuj chudzielcu cieszyłeś się z tych paru kilo więcej w dupie i na bębnie, pomyślał. Pal licho tam ten napierśnik - gorzej było z ciuchami, które szybko by namokły i pociągnęły go na dno.
Podciąganie się nie wchodziło w grę - gałąź nie wyglądała dość solidnie. Trzeba się było spieszyć. Ostrożnie zaczął przesuwać dłoniami po gałęzi w kierunku pnia. Ta trzeszczała niemiłosiernie powodując u Staszica problemy z kontrolowaniem zwieraczy. Już i tak w trakcie tej całej teleportacji czy co to kurwa było czuł że lada moment popuści.
W końcu będąc dość blisko bujnął się i objął nogami pień. Po drzewach nie wspinał się od dziecka, ale jako tako jeszcze pamiętał jak to się robi. Jego ojciec mówił, że na wsi jedną z najlepszych zabaw było wspinanie się na czubek brzozy tak by ta zgięła się aż do ziemi.
Bardzo ostrożnie, praktycznie kurczowo trzymając się pnia Miras powoli zsuwał się ku ziemi. Kiedy w końcu cholewy jego butów dotknęły gruntu pospiesznie odsunął się od drzewa i brzegu i odetchnął z wielką ulgą.

- Kurwa twoya w te y nazad. - zarzucił niedawno przyswojonym przekleństwem - Co to było? Co to, kurwa, ma znaczyć?

Na ziemi leżał Siano. Wyglądał dziwnie. W koło porozrzucani byli sąsiedzi z kamienicy. Mirek rozejrzał się. Na brzegu leżały dwa przedmioty które rzuciły się mu w oczu. Jego apteczka oraz wielka pucha którą trzymał w plecaku a w której miał niezbędnik biwakowy. Nosił je w plecaku i ich nie wyjmował. Podszedł, zgarnął je i zaniósł do poszkodowanego. Rozpiął apteczkę, wyjął ze środka buteleczkę spirytusu, opatrunki, nożyczki oraz igły i nici.

Trochę tam się znał na pierwszej pomocy. Szybko obejrzał Siano. Miał dziwną krew. Wyglądał dziwnie. Czy spiryt mu nie zaszkodzi? Nie, raczej nie...

- Zaraz cię opatrzę.

Jak chyba wszyscy pracownicy czegokolwiek był przeszkolony z pierwszej pomocy. Z resztą, tego uczyli nawet w podstawówce o ile ktoś uważał, wyświetlało się na pejsbukach, reklamach i w chujach mujach. W jego korpo regularnie też były przypominajki jak opatrywać rany, a dowolna przychodnia mogła się poszczycić zawsze tablicami instruktarzowymi. Mirkowi tak naprawdę tylko raz się ta wiedza przydała... i zaskoczyła! Idąc raz ulicą w Radomiu zauważył człowieka w kałuży krwi. Przechodnie mijali go myśląc że pijany, jednak Mirek nie czuł od niego alko. Poprosił jakiegoś taksiarza o wezwanie pogotowia, a sam faceta opatrzył. Pogotowie stwierdziło, że facet dostał ataku padaczki i padł twarzą na chodnik, rozbijając sobie nos i rozorując twarz na nierównym chodniki. Teraz był w dokumentnie innej sytuacji, ale po oględzinach przemył i oczyścił ranę. Musiał zatamować u pływ krwi, na szczęście w apteczce miał i gazy i bandaże i opatrunki, a nawet igły do szycia.

Kaworu 02-07-2020 13:53

Bartosz nie spodziewał się tego, co miało dziś nastąpić. Kto by mógł?

Wziął miesięczny urlop z pracy – głownie dlatego, że i tak trzeba było go wykorzystać. Lubił pracę z komputerami i siedzenie x godzin przed ekranem 5 dni w tygodniu w żaden sposób go nie męczyło. Tak więc konieczność urlopu przyjął z pewną dożą smutku.

Troszkę pojeździł po Polsce – miał dobrego znajomego w Łodzi, odwiedził też Kraków, Poznań i Wrocław – ale ileż można jeździć z bagażami i zwiedzać duże miasta? W końcu wrócił do Warszawy.

Musiał sobie jakoś zagospodarować czas. Poza tym, że mógł dłużej pospać, postanowił zacząć programować swoją własną grę komputerową. Nic wielkiego, ot taki roguelike by zabić czas. Przynajmniej nie musiał się bać o grafikę komputerową i skupić na tym, co naprawdę lubił, czyli kodowaniu.

Praca szła mu tak sobie. Troszkę pisał kod źródłowy, głównie grał w to, co stworzył. Był póki co zadowolony z efektu, ale miał wrażenie, że musi pracować znacznie dłużej, by innym też się spodobało. Może było w tym trochę prawdy, a może po prostu był perfekcjonistą? Nie wiedział, takich rzeczy samemu się raczej nie dostrzega.

Zrobił sobie przerwę na herbatę o smaku owoców leśnych z cukrem i wafle ryżowe z masłem czekoladowym, gdy „to” się stało.

Nagle pociemniało (czyżby nagła burza? Zaćmienie Słońca? W aplikacji pogodowej nico tym nie było.), powietrze stało się rześkie jakby był na dworze, a podłoga stała się dziwnie śliska. Bartosz właśnie stał, wiedział, że jeśli się odwróci, przejdzie parę kroków i pomaca przed sobą, znajdzie włącznik światła w małej kuchni. Tak też zrobił. W miejscu, w którym powinien być guzik (i ściana) nie było niczego. Bartosz parł dalej, z każdym kolejnym krokiem mniej rozumiejąc, czemu ściany najwyraźniej nie ma. Kurcze, co tu się dzieje?

W międzyczasie pan Filip pojawił się i zaczął coś mówić. Po prawdzie Bartek, zafascynowany tajemnicą znikającej ściany (kuchni? Mieszkania?) nie był w stanie się skupić na jego słowach. Dopiero jego „uciekajcie” przedarło się do jego świadomości. Biegł przed siebie, za Filipem, z innymi ludźmi (skąd się wzięli?) ślizgając się po dziwnej nawierzchni (to na pewno nie była jego podłoga!). Biegł, jakaś kobieta krzyknęła, a on się bał, choć nie miał czasu, by pomyśleć nad tym, czego. Mieszanka szoku, strachu i niedowierzania zawładnęła nim w tamtym momencie.

Światło ucieszyło o tylko na moment. Spadał w dół, przez gałęzie drzew (wszystko działo się tak szybko, że nie miał czasu pomyśleć nad tym, skąd się wzięły) i wylądował w jeziorze. Zimna, mokra woda otoczyła go zewsząd. Na szczęście złapał haust powietrza i zaczął panicznie machać rękami, by dopłynąć do góry (myślał, że kierunek, w którym podąża, jest górą, w każdym razie). W końcu jego głowa wychyliła się z tafli jeziora, a on brał łapczywe łyki powietrza – bardziej z paniki niż rzeczywistej potrzeby, bał się bardzo, że się utopi.

Gdy dotarł na brzeg, miał czas, by się zastanowić nad tym, co się dzieje. Jeden z jego sąsiadów wisiał, cały w zbroi, na drzewie – co w sumie było dobrą okolicznością, gdyby upadł, mógłby się utopić – inny stracił swój wózek. Byli… gdzieś. Jezioro. Drzewa. Skąd się tu wzięli? I… jeśli spadali, to znaczy, że ten „lód” (bądź czymkolwiek on był, nie miał możliwości, by mu się przyjrzeć) był gdzieś wyżej, tak? Więc… do cholery, gdzie byli i jak tu trafili?! W Warszawie nie było miejsca, które by odpowiadało temu opisowi. Lasek i jeziorko można było jeszcze jakoś umieścić, ale lodową i ciemną przepaść? Czyżby była czymś przykryta od góry i przez to nie dopuszczała Słońca? Ale czemu? Żeby był lód? Dla łyżwiarzy zapewne?

Potrząsnął głową. Im więcej o tym myślał, tym bardziej zagubiony się czuł.

Rozejrzał się po swoich towarzyszach, skupiając na nich myśli. Jeden stracony wózek, jedna osoba na drzewie (na szczęście zaczęła jakoś schodzić z niego i nim Bartek siezorietnował, już była na dole), jeden cios szablą z nieba, pan Filip w nienajlepszym stanie… gdziekolwiek był i cokolwiek się działo, powinien jakoś im pomóc.

- Panie Filipie…- zaczął, przeglądając swoją kieszeń. Scyzoryk, portfel, smartfon w drugiej kieszeni… w końcu znalazł paczkę chusteczek higienicznych – Czy bardzo pana boli? – spytał, starając się przy pomocy swojego znaleziska zatamować jego krwawienie. Na szczęście Mirek już przy nim był i starał się mu jakoś pomóc. Zatroskany Bartek był w pobliżu, martwiąc się o pana Filipa i trzymając te swoje chusteczki - jedyne co mógł zrobić, by mu pomóc. Czuł się strasznie bezsilny, ale w tej sytuacji było to jedynym, na co było go stać - plus krwawiący mężczyzna wyglądał bardzo rzeczywiście w tej całej odrealnionej sytuacji.

Oczywiście, bardzo go ciekawiło, gdzie tak naprawdę są, jak tu trafili i kim jest pan Filip (na pewno nie mutantem), ale to mogło zaczekać. Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie.

Dhratlach 04-07-2020 08:17

W normalnej sytuacji, Danie by uznał, że coś silnego mu dosypano do piwa... w normalnej sytuacji. Normalnej, bo był środek dnia, czuł się normalnie i nie miał żadnych objawów...

Jak ni coś mu dosypali, ale gdzie, kiedy, jak i co... nie miał zielonego pojęcia. Co lepsze, nie miał nawet najmniejszej poszlaki CO to mogłoby być o dawce nawet nie wspominając.

Zaczęło się dziać. Występujący ziomek poruszał się na drzewie i się zbliżał, drugi w chuj wózka nie widać, a to musiało być kurewko drogi sprzęcior, trzeci zainteresował Siano... który wyglądał może nie tyle co mutant, choć to było logiczne nawiązanie, ale... bardzo ciekawie... ciekawe czy to jakieś schorzenie? Mówił, że nie jest mutantem, nie?

Teraz? Po całej przygodzie z dziwną podróżą która wydawała się tak surrealistycznie senna, a zdarzało mu się świadomie śnić, bliskim spotkaniu z utonięciem, które było przerażająco realne, ratowaniu sąsiada i realizacji absurdu sytuacji siedział na trawie z głupkowatym, rozbawionym uśmiechem starając się zrozumieć co i gdzie jest...

- Cyka blyat... - orzekł i zdał sobie sprawę, że jego kieszenie są nadzwyczaj puste. No rzesz... ściskał coś w dłoni? Zerknął... torba? Torba! Ha! Był uratowany!

Zaśmiał się, parę uderzeń serca, jego towarzysze zaczęli się kręcić wokoło sąsiada co miał dziwną krew. W sumie dopiero teraz zarejestrował, że jest dziwna. Cóż, absurd absurdem, ale po coś miał to całe szkolenie i praktykę w całej tej pomocy, he? Przynajmniej przez chwilę nie będzie myślał o wszystkim.

- No, już już Miro-ziom, gieroj ty jeden... cho, opatrzymymy Sianeczko...

Powiedział do zbrojnego tancerza ostrzy na pokazach, ale cały czas gdzieś tam w tyle głowy zachodził jaka jest formuła tego związku chemicznego pod którego musiał być wpływem i jak się przeprowadza jego ekstrakcję, albo syntetyzuje...

Tak, tępe durne chuje musiały mu coś dosypać albo inaczej podać...

Wtedy go olśniło, ale to musiałoby być zajekurewsko silne cholerstwo.

W pizdę jeża! Kontakt przez skórę! Wystarczyło nanieść na rączkę torby i po ptokach, a że nie nosił rękawiczek... ale, kto i po chuja?

Brilchan 04-07-2020 11:50

Aleksander właśnie skończył pisać artykuł do Integracji udało mu się sprzedać im tekst wyjaśniający innym kalekom jak należy się zachowywać wobec ludzi którzy chcą pomóc ale nie wiedzą jak bo za dużo niepełnosprawnych reagowało niepotrzebną agresją zrażając sprawnych do pomocy w przyszłości tym którzy mogą tego potrzebować. Płacili mało ale zawsze parę groszy do czynszu dla odpoczynku chwycił gitarę i zaczął grać dla relaksu.

***
Błysk, znajomy głos któremu ufał, strach i panika też były nieobcym mu uczuciem uspokoił oddech starając się wprowadzić w stan medytacyjny aby nie ulec panice nagle niespodziewane pchnięcie do przodu otworzył oczy i zobaczył Karolinę nie wiedział co się dzieje ? Spróbował wyciągnąć rękę żeby jej pomóc ale siłą odśrodkowa mu to uniemożliwiła.

***
Lodowata woda, szok termiczny wydostał się z wózka i próbował odepchnąć rękami ale gdyby nie Siano poszedłby na dno przez chwilę wydawało mu się że wyjdą cało z opresji z nieba spadła jednak szabla raniąc miłego sąsiada obaj poszli z powrotem pod wodę. Filip wymamrotał coś pod nosem dziennikarz wiedział o tym bo z jego otwartych ust uniosły się bąble powietrza sądził że to jakieś przedśmiertne modlitwy następnie znajomy dotknął jego pleców. Aleksander poczuł ból jakby trafił go pierun następnie po jego ciele rozlała się energia kolejnych parę minut jakby nie pamiętał tym razem rolę się odwróciły i on został ratownikiem choć nie wiedział jakim cudem to możliwe ?

Spojrzał na dziwnie wyglądającego Siano "Mutant ?" o dziwo dostał odpowiedź na swoje nieme pytanie. Widział trupa ale w tej chwili to do niego nie docierało wciąż był w szoku. Wyglądało na to że byli gdzieś na Mazurach ? Porozrzucane meble zdawały się sugerować jakieś tornado ale to było przecież zbyt niedorzeczne!

Chłopaki zajęli się pierwszą pomocą - Bartek zadzwoń po pogotowie!- Powiedział do znajomego który co zrozumiałe wciąż był w szoku.

- Siano, staruszku a czy ty masz anatomie jak człowiek bo chcemy ci pomóc ale pytanie czy ci nie zaszkodzimy tą pomocą ? Bo z zewnątrz to przypominasz Szaraka a to chodzi o to żeby nie szkodzić co nie ?- Spytał wciąż nie bardzo wiedząc co się tutaj wyrabia ?

Żeby nie przeszkadzać tym co znają się na medycynie zaczął czołgać się w kierunku PRLowskiej zamszowej pufy na kółkach. Ustawił ją do pionu następnie zaczął ładować na nią tyłek jednocześnie zastanawiając się jak wydostanie ten cholerny wózek z tego cholernego jeziora! Sprzęt kosztował 8 tysiaków a następny dostanie na receptę dopiero za dwa lata! Raz na pięć lat dofinansowanie jeżeli będzie musiał kupować ze własne to pewnie wyjdzie ze 12 tysięcy! Nurkowie ? Może jak zadzwoni na policje ?

Coś się nie zgadzało unosząc instynktownie zgiął kolana! Zaczął czuć mrowienie! W parodii kliszy filmowej krzyknął - MOGĘ CZUĆ MOJE NOGI?!

Szok, pytanie i niedowierzanie przez tą mieszaninę emocji i zmęczenia przejechał ręką po twarzy zapominając że gdy dźwignął sąsiada z jeziora jego dłoń pokryła dziwną krew Siano która dostała się przez ten ruch do jego ust oraz oczu

Kaworu 04-07-2020 16:03

Bartosz posłuchał słów Aleksandra. Teraz, kiedy pan Filip miał już jego chusteczki higieniczne – jak i bardziej profesjonalną pomoc medyczną – nie był mu tak bardzo potrzebny. Odszedł parę kroków na bok, chwycił za swój smartfon i wystukał na ekranie dotykowym 112.

Odpowiedział mu wyświetlony tekst – „nie można nawiązać połączenia. Brak sygnału”.

- Coooooooo?! – jego znajomi nie wiedzieli, czy spytał bardziej ich, czy siebie – Nie mam sygnału? W Wawie? Helloł, już 5G nam zakładają! I mam numer w Playu, helloł, zasięg czterech sieci. Co jest, antena mi się zepsuła? – zaczął machać wysoko telefonem, licząc na to, że nieco wyżej złapie sygnał. Co zaś do anteny, to był pewien, że jeszcze parę chwil temu działała. Nie wiedział, jak to wyjaśnić. Jak wyjdą z tego lasu i znajdą jakąś cywilizację, gdzie musiał zabrać smartfon do naprawy.

- Czy ktoś inny może zadzwonić na pogotowie? Mój telefon chyba wariuje…

Nie wiedział jak skomentować rewelacje Aleksandra o tym, że czuje swoje nogi. Wyglądał dalej na osobę na wózku – tylko, że bez wózka. Pewnie się uderzył w głowę przy spadaniu, nabrał mulistej wody z jeziora w płuca i teraz mu się coś wydaje. Jak wszystko wróci do normy i się uspokoi, to mu się odwidzi.

Nie powiedział tego jednak na głos - nie chciał go zranić.

Brilchan 06-07-2020 04:48

Alexa z własnej głowy wyrwał dziecięcy krzyk - PANIE ALEKSANDRZE PANIE BARTOSZU! POOMOCY RATUUUNKU!

- O cholera Filipek?!! - Dziennikarz zadarł głowę niemal u szczytu wierzy wisiał kurczowo trzymający się gałęzi Filip Kałuża lat 13 Domu Dziecka. Zdolny, ale nieśmiały chłopiec lubi RPG i komiksy, bo uciekał w świat fantazji przed przemocą w rodzinie.

Sowa wiedział o tym wszystkim, bo razem z Bartkiem dawali dzieciakowi korepetycje w ramach wolontariatu właśnie poprzez pomoc młodemu Bartek dawał mu korki z Biologii i Chemii a Alex pomagał z Polskiego I WOS-u.

Kaleka słysząc, że telefon kumpla był zepsuty wyciągnął swój tylko żeby się przekonać, że jest zupełnie przemoczony. - Bartek nie ma czasu tych dwóch pomaga Siano my musimy ratować Filipa - Krzyknął na kolegę ściągnął tyłek z siedziska i spróbował stanąć nogi się, co prawda natychmiast pod nim ugięły, ale był pewien, że poczuł coś więcej niż bóle fantomowe!

Nie miał jednak czasu o tym teraz myśleć chwycił siedzisko i użył jej, jako coś w rodzaju improwizowanego chodzika, choć o chodzeniu w tym wypadku nie mogło być mowy był to raczej ruch do przodu metodą paralitycznych żabich skoków z półprzysiadu

- A nie lepiej poczekać na Strażaków? Strażacy mają profesjonalne rzeczy ... - Wyraził wątpliwości okularnik.
- Ręce mnie bolą! Nie wytrzymam! - Rozdarł się chłopiec.
- Fifi spokojnie weź głęboki oddech obejmij pniaka łydkami i mocno ściśnij potem pozwól odpocząć jednej ręce potem połóż ją z powrotem i puść drugą - Facet zatrzymał swój szaleńczy pseudo bieg żeby uspokoić dziecko - Pamiętasz treningi z kółka retorycznego? Spokojny wdech nosem wydychasz ustami zwiniętymi w dzióbek o właśnie tak... Za chwilę ci pomożemy - Zmusił swój głos do pozostania spokojnym, choć z tyłu głowy zastanawiał się czy poczuje, kiedy sfajda się pod siebie ze strachu?
- ALE CO PAN MOŻE?! PRZECIEŻ JESTEŚ KALEKA A JA JESTEM ZA WYSOKO! ZARAZ SPADNE! NIE CHCE UMIERAĆ UEEE!

- FILIP USPOKÓJ SIĘ! NIE JESTEŚ FILIPEM TYLKO POTĘŻNYM ORCZYM SZAMANEM GRUMMUNEM A ON SIĘ NIE BOI WYSOKOŚCI! ZAMKNIJ OCZY - Odwołanie się do ulubionej postaci w którą chłopiec wcielał się w trakcie sesji RPG w które grywał z kolegami zdawało się poskutkować.

Dziecko wielokrotnie opowiadało mu różne RPGowe przygody często podrzucał mu jakieś pomysły z literatury wykorzystując tą pasje żeby wciągnąć go w czytanie bądź wyjaśnić jakieś pojęcia, ale nigdy nie spodziewał się, że tego typu głupie gierki uratują młodemu życie.

- Jam jest wielkie Grumm nasz mag zawalił czar teleportacyjny! Kokoszku rzuć na mnie piórko spadanie! - Rozkazał chłopiec tubalnym głosem.

Aleks pamiętał z jego opowieści tyle o ile, ale wiedział, że Kokoszek to bard, w którego wciela się jego przyjaciel Paweł.

- Chwileczkę przyjacielu! Trafiliśmy do strefy dzikiej magii, więc przygotowanie tej pieśni chwilę mi zajmie! - Zawołał Aleks siląc się na falset.

Nazwa zaklęcia przywiodła mu na myśl pewien pomysł niedaleko drzewa była wywrócona kanapa, tapczan leżał dosłownie wywrócony do góry nogami przy pniu szybkie rozejrzenie się pozwoliło też zlokalizować kilka koców i obrus.

- Bartoszu szybko musimy odpowiednio ustawić te meble pod kątem potem we dwóch przytrzymamy tkaniny i Fifi będzie mógł zjechać po nich jak na tych gumowej zjeżdżalni w samolotach... Albo jeszcze lepiej po prostu ustawmy te miękkie meble i rozłóżmy nad nimi koc? Sam nie wiem?! Ale na pewno coś z tych rzeczy - Stwierdził i zaczął w stylu rozpaczliwym pędzić do drzewa aby ustawić meble ufał że kolega zajmie się zbieraniem tkanin.

Anonim 12-07-2020 14:14

Odpis 2: Przemowa Siano, uratowanie Filipka, o chudości Sianopodobnych i fart graczy
 
---------------------------ODPIS MECHANICZNY--------------------------


Climbing Miras (10-3=7): 3 Critical Success (?!) - pozostali popatrzyli z niedowierzaniem jak Miras w swojej zbroi najpierw przemieścił się zwisając na rękach w stronę pnia, a potem jak jakiś Spider-Man bez problemu zszedł na ziemię. Wyglądało to trochę jakby tam stała drabina. Sam Miras nie miał wątpliwości, że mu się powiecie, ale zdziwiony był szybkością. Tak jakby wszystkie dziury w drzewie były dokładnie tam, gdzie sięgał stopami albo rękami. Niestety po zejściu spostrzegł, że było to jedynie złudzenie i niekoniecznie powtórzy ten wyczyn, gdyby chciał powrócić na drzewo.

Diagnosis Daniel (11-5=6): 4 Critical Success (randbetween chyba szwankuje, ale zobaczymy kolejny rzut) - dokładnie przyjrzałeś się ranie Filipa. Mężczyzna miał rozciętą głowę. Ostrze szabli przebiło się przez czaszkę, ale najwyraźniej nie uszkodziło mózgu (albo mózg miał trochę inne właściwości niż ludzki, bo Filip pozostawał przytomny), uszkodziło oczodół (oko raczej nie będzie do uratowania) i przecięło na wylot policzek. Pomimo drastycznego wyglądu rana na policzku nie powinna być groźna, choć to z niej wyciekło sporo oleistego płynu (krwi Siano). Gorzej wyglądała rana oczodołu i czoła. Jak już Miras przyszedł ze swoją apteczką pierwszej pomocy zorientowałeś się, że bardzo złym pomysłem byłoby używanie jakiegokolwiek płynu na tym oleju. Poradziłeś, żeby użyć suchego opatrunku co też Miras uczynił. Spostrzegłeś również, że chrząstka nosa Filipa wygląda dziwnie. Najwyraźniej Filip przeszedł bardzo dobrą operację plastyczną, która niemal nie pozostawiła śladów.

First Aid Miras (10-5=5): 4 Critical Success (wcześniej był rzut za Daniela niżej: 11, ale to Miras przyszedł z apteczką i w związku z tym ma pierwszeństwo, dziwne, że kolejny Critical Success) - po zejściu z drzewa zabrałeś swoją apteczkę leżącą na trawie i podszedłeś do Filipa i Daniela. Ten ostatni przestrzegł cię, żeby nie używać spirytusu, ani w ogóle jakiegokolwiek płynu. Pokazał ci, że krew Siano nie jest normalna, a mocno oleista i niewiadomo co stanie się przy zmieszaniu. Sprawność z jaką udzieliłeś pierwszej pomocy zaskoczyłaby profesjonalnych ratowników medycznych, ale taki już byłeś i taki był twój styl. Wyglądało na to, że bandaż wystarczył do zatamowania krwawienia, ale rana czoła była wyjątkowo paskudna. Miałeś wątpliwość, czy po prostu nie otworzy się jak kokos wylewając jego całą zawartość.

First Aid Daniel (14-5+2 (za udaną diagnozę) = 11): 11 - czujnie patrzyłeś co robi Miras, ale nie przerywałeś mu, bo dobrze sobie radził. Jedynie nie pozwoliłeś mu na użycie czegokolwiek innego niż bandaża. Wskazałeś mu, że w kontakcie z nieznaną substancją jaką jest krew Siano efekty użycia czegokolwiek innego niż zwykłego bandaża mogą być nieprzewidywalne.

Climbing Mały Filipek (8; 10 rzutów): 8, 14, 6, 6, 13, 12, 3, 4, 11, 9 - dziecko o tym samym imieniu co Siano dzielnie trzymało się gałęzi. Trochę uspokoił go Aleksander, który wraz z Bartkiem, krzątał się pod drzewem zbierając jak najwięcej miękkich mebli. Niestety to było tylko dziecko i sama dzielność nie wystarczyła. Osunął się i spadł na niższą gałąź. Tej mocniej przytrzymał się pozwalając pracującym na dole mężczyznom na działanie. Po chwili nastąpił kolejny kryzys. Filipek spadł prosto na bezgłowe zwłoki. Starając się chwycić czegokolwiek pochwycił porwaną szyję, z której buchnęła krew prosto na jego twarz. Zaczął krzyczeć, ale wówczas krew nalała mu się do gardła. Mimo wszystko - mimo paniki i grozy jaka opanowała jego serce - dłonie jeszcze bardziej ścisnęły ciało kobiety. Chłopiec wisiał na trupie, a wciąż ciepła krew ściekła po jego twarzy, mały torsie, nogach i stopach i spadała niżej na przygotowywane miejsce bezpiecznego upadku. Filip zaciskał dłonie jak tylko potrafił najmocniej. Czuł jak kości kręgosłupa kobiety przebijają mu skórę. Czuł jak opuszczają go siły, że już nie może i że to już koniec. I spadł.

Test specjalny:
Krew Siano k? - 3 - Hiper-Optymizm
- do odwołania Aleksander będzie miał bardzo dobry humor, a wszystko co złe z pewnością dobrze skończy się, a jeżeli to niemożliwe no to i tak nie jest tak źle, bo mogło być gorzej.

-------------------WSPOMNIENIE--------------------------------


Kilka tygodni wcześniej Miras został odwiedzony przez Siano. Sporo rozmawiali o rekonstrukcjach historycznych, a Siano wykazał się przy tym sporą wiedzą na temat fechtunku i jazdy konnej. Jego znajomość historii nie była jednak tak dobra. Znał podstawy, ale brakowało mu zdolności analitycznych jakie wydarzenia historyczne były ważne, a jakie nie. Miał jednocześnie zdolność niwelowania złego wrażenia jakie od czasu do czasu ujawniał. Był sympatyczną osobą, więc jego braku w wiedzy łatwo było tłumaczyć „to przecież tylko on”. Natomiast wracając do fechtunku i jazdy konnej to Miras był zadziwiony poziomem wiedzy teoretycznej i praktycznej. Tak jakby Siano całe dzieciństwo spędził na siodle z szablami i łukami w ręku. Jakby dzieciństwo spędził na Dzikich Polach opisywanych w Trylogii. A wszystko to wydawało się tym bardziej niesamowite, że Siano był strasznym chudzielcem - na granicy anoreksji, o którą niektórzy go podejrzewali.
Jadł jednak normalnie (jak na chudą osobę), nie cierpiał na bulimię (niektórzy obserwowali go czujniej podejrzewając to) i nie był słabeuszem.
- W mojej rodzinie wszyscy tacy chudzi. - mawiał czasami, gdy ktoś był zdziwiony, że to czy tamto bez problemu unosił pomimo niskiej masy mięśniowej.

Rzeczywiście w jego rodzinie wszyscy byli tacy chudzi. Podobnie jak niemal wszyscy przedstawiciele jego gatunku. Jedynie kilku „buntowników” decydowało się na ostry reżim diety i ćwiczeń - w takim przypadku jego pobratymcy wchodzili na ścieżkę stopniowo przemieniającą ich w górę mięśni. Gdzieś tam w połowie drogi upodabniali się do silnych ludzi, ale mogli ćwiczyć dalej, bo w przeciwieństwie do ludzi tego typu reżim nie tylko dodawał im masy mięśniowej, ale i wpływał na ich szkielet. Raczej trzymali się swojego towarzystwa, a czasem tworzyli niewielkie społeczności (czy raczej kulty) z ludźmi podobnie jak oni opętanymi fanatyczną kulturystyką. Filip Siano nie znał żadnego takiego „mięśniaka”, a w swoim życiu widział może kilku.

-------------------UPADEK FILIPA KAŁUŻY--------------------------------

- Gotowi, czy nie - nadchodzę! - przypominał się tekst z gry w chowanego. W tym przypadku sprawdzana była gotowość Bartka i Aleksandra na upadek dziecka z drzewa. Dziecko w ubraniu przesiąkniętym krwią, z krzykiem, spadło. Przeleciało obok gałęzi, na której wisiał wcześniej Miras i upadło na przygotowane meble. Nie można powiedzieć, że to był profesjonalny sprzęt do wyłapywania spadających ludzi. Właściwie to nie był to dobry pomysł, ale lepszy taki niż żaden.
Niestety obaj mężczyźni nie mieli pojęcia co robią. Wszystko było mocno improwizowane, a z resztą i tak nie mieli czasu na głębszy pomyślunek. Czasem prowizorka pozwala jednak na dużo. Mocno zmachali się przenosząc meble (no, w sumie Bartek przeniósł dużo więcej, ale zmęczenie rozłożyło się niemal po równo - na koniec obaj byli wykończeni), ale kluczem do sukcesu był koc. Mimo wszystko ten materiał wytrzymał upadek dziecka i tym samym go uratowali.
Aleksander przewrócił się niemal natychmiast, ale chwila utrzymywania się na nogach wystarczyła. Dziecko było całe. Niestety chwilę później pojawił się kolejny problem - tylko Bartosz miał okazję zareagować.

DX-2 Bartosz (10-2=8): 6 - wyglądało jednak na to, że wszystko szło po waszej myśli. Bartosz bez problemu odskoczył w bok wciąż trzymając dziecko w kocu akurat, żeby na głowę Filipka nie spadły zwłoki kobiety. To mogło zaboleć, ale nic złego nie stało się.

Filipek w wielkim szoku, opanowany przez grozę bycia brudnym od czyjejś ciepłej krwi i z mocno poranionymi dłońmi żył. Oprócz dłoni nic mu fizycznie nie było. Psychicznie to inna historia. Aktualnie nie będzie potrafił wydukać z siebie nic logicznego.

-------------------MIRAS WCHODZI DO WODY--------------------------------

Nie tracąc czasu Miras natychmiast zrzucił z siebie zbroję i rzucił się do wody po swoją szablę (i ewentualnie inne rzeczy). Woda miała zwyczajną temperaturę jak na lipiec. Była również niezwykle czysta.

Swimming Miras (10): 3 Critical Success (nawet nie jestem zaskoczony, to staje się niepoważne, w kolejnym odpisie zamiast randbetween(3;18) zrobię trzy randbetween (1;6), choć teoretycznie nie powinno być żadnej różnicy, ech) Miras odzyskał swoją szablę, a także znalazł swoje: koc, minilatarkę, zestaw skryby, termos z herbatą i piłę. Znalazł również wózek Aleksandra, ale to raczej nie do wyciągnięcia... po chwili poczuł jak wózek jest ciągnięty w dół (choć spoczywał na dnie, gdy Miras do niego przypłynął), więc puścił go i wypłynął z wody. Wokół niego pojawiło się mnóstwo bąbli powietrza. Miras dostał się na brzeg, gdzie wcześniej wyrzucał znalezione rzeczy.

-------------------SIANO PRZEMÓWIŁ--------------------------------


Po krótkiej chwili, Filip Siano przytrzymał swojego opatrunku na oku i usiadł. Daniel - wykazując oznaki troski medycznej - był trochę zaniepokojony. Ewidentnie nie miał do czynienia z człowiekiem, ale mimo wszystko była to istota biologiczna z ciężką raną głowy. Powinien leżeć. Filip jakby przez moment zastanowił się nad tą troską i położył się. Mówił tak, żebyście wszyscy słyszeli.
- Nie powinniście tutaj trafić. A tamta dwójka nie powinna zginąć. - wskazał na bezgłowe ciało kobiety i topielca w jeziorze - Od dokładnie dwudziestu sześciu lat próbowałem wrócić do domu, więc wiem jakie to uczucie być w obcym świecie. Ściągnęła mnie do was ciekawość. Z własnej woli wskoczyłem w tunel w nieznane, ale nie wiedziałem, że jest jednokierunkowy. Pracowałem wiele nad powrotem, zaplanowałem wszystko, ale tego nie przewidziałem - coś musiało wzmocnić, jak wy to nazywacie, zaklęcie i wciągnęło was wszystkich. Dobrze, że nie przeniosło całego budynku. - następnie Siano przestał mówić po polsku, Daniel wyraźnie widział jak jego usta są zsynchronizowane z ledwo słyszalnymi słowami, na których nałożył się głośniejszy głos jakby polskiego lektora (głos Siano) - Jednocześnie rzuciłem drugie zaklęcie na trójkę osób, które pomogły mi się tu dostać. Ono najwyraźniej też dotknęło was. Będziecie rozumieć języki istot świadomych, a oni będą rozumieć was. Ten efekt pozostanie przez dłuższy czas, nie wiem dokładnie ile, ale rzędu kilku dekad, minimum jednej.

- Wiem, że macie wątpliwości. To miejsce przypomina jakiekolwiek pojezierze w waszym świecie, ale to jest inny świat o innej historii. Myślę teraz jak moglibyście wrócić. Zasadniczo są trzy drogi. Mędrcy Taumary są o wiele bardziej biegli w magii niż ja, ale dotarcie do nich może być problematyczne. Cenią zupełnie inne wartości niż wy i choć to moje miejsce pochodzenie - inne niż ja. Taumara leży na zachodzie. Niedaleko z miejsca, gdzie jesteśmy z jeziora wypływa rzeczka, która łączy się z inną rzeką i tak można dopłynąć do Morza Małp. Wokół niego istnieje społeczeństwo trochę przypominające Imperium Rzymskie z waszej historii, ale są izolacjonistyczni i w ich centrum (znajdującym się na północnym wybrzeżu) zamieszkuje bóstwo, które spełnia ich życzenia za służbę i dary. Nie wiem za jaką cenę, ale być może odesłałoby was do domu. Wiem jak to brzmi, trochę inny koncept Boga został wam wpojony - to bóstwo nie jest wszechwiedzące, ale, z tego co słyszałem, wszechmogące. No i jest jeszcze podwójne społeczeństwo na wschodzie, które przypomina wasze średniowiecze, ale zarządzane przez kilkusetletnie istoty o cudownych mocach - może odeślą was. Nie wiem... co do południa. Tam jest wiele różnych plemion, a część z nich jest bardzo agresywna. Według legend gdzieś na dalekim południu są ruiny Pierwszej Taumary, a jeszcze dalej port, który przed wiekami był skarbnicą wiedzy, ale aktualnie to pewnie tylko ruina.

- Przepraszam. Po prostu chcę pomóc. Chodźmy do Hoer, tamtej wioski za jeziorem. Zobaczycie, że to ani nie Mazury, ani żadne miejsce w waszym świecie. Ćwierć wieku temu mieszkali tam ludzie tacy jak wy... - zastanowił się przez chwilę nad czasem jaki upłynął, a następnie skierował wzrok na Filipka. Chłopiec w ogóle nic nie słuchał z przemowy jego starszego imiennika. Wciąż pozostawał w stanie kompletnego szoku. Siano pokiwał głową i rozejrzał się po was:
- Hoer w tamtym czasie był najbardziej na zachód wysuniętą częścią podwójnego społeczeństwa Bosz-Herw, o którym już wspomniałem. Przez wioskę przechodziły karawan ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód, a czasem pojawiali się również osoby z północy. Z tego co widzę (a niestety słabo widzę) to Hoer rozbudowało się przez te lata jak mnie tu nie było. Chyba, że teraz macie jakieś pytania?

Kaworu 12-07-2020 20:12

Bartosz robił tak, jak Aleksander mu poradził. Nie sądził, by to był najlepszy pomysł, ale w sumie nie mieli nic innego, a bez zasięgu i w jakiś Mazurach (?) nie było wcale takie pewne, czy pomoc nadejdzie szybko – a przecież Filipek wisiał na tym drzewie i trzeba było mu pomóc, tu i teraz, a nie kiedy strażacy przyjadą.

Bartosz zaczął przemieszczać kanapę, o dziwo razem z Aleksandrem, który najwyraźniej mógł stać na nogach?! W sumie byłoby to bardziej wstrząsające, gdyby ni z tego, ni z owego odzyskał pełną sprawność, ale to, co zrobił i tak było ponad wszelkie dziwy. Pewnie gdyby nie to, że było to kolejne w krótkim czasie szokująco-niemożliwe wydarzenie, Bartek by się nad tym chwilkę zastanowił, ale takie zatrzęsienie dziwów w ciągu paru minut sprawiło, że jedyne to czuł, to swego rodzaju odrealnienie.

Może to wszystko to serio bardzo realistyczny sen i obudzi się, wywijając w powietrzu rękami? Miał czasami takie sny, w których czuł wrażenia zmysłowe, wydarzenia były w nim realistyczne i nawet się w nich zastanawiał, czy to aby naprawdę się dzieje - nie byłby więc zaskoczony.

Plan Aleksandra zadziałał… tak jakby. Ta część, w której spadające dziecko trafia na meble/koc i jest ratowane przed upadkiem wyszła znakomicie. Niestety, dziecko wpadło na bezgłowe zwłoki i było całe w krwi z nich pochodzącej. Biedny Filip! To wydarzenie nawet dla dorosłego byłoby traumatyczne, a co dopiero dla niego!

Bartek uklęknął przy Filipie i zaczął go nieco przytulać, głaszcząc jednocześnie po głowie i szepcząc jakieś kojące słowa – w sumie sam nie wiedział co mówił, liczył się ton głosu. Bardzo żałował, że Filip wychował się w domu dziecka, gdyby miał mamę – i gdyby była obecna, oczywiście – wszelkie starania ukojenia bólu chłopca byłyby prostsze. Nie miał także pluszowego misia, który mógłby zostać mu wręczony – choć czy Filip nie był już na to za stary?

No cóż, nie był ekspertem, jeśli chodzi o psychikę dziecięcą, nie wiedział co i jak zrobić, by Filipowi było lepiej. Musiał działać na czuja i po omacku i liczyć na to, że jego starania odniosą jakiś efekt. Podobnie jak z kocem i kanapą, nie miał niczego lepszego.

Następnie pan Siano przemówił. Mówił o tym, że to nie powinno się było zdarzyć, że są w innym świecie i że najwyraźniej jest magiem. Bartek nie wiedział, czy mu wierzy, ale mówił w obcym języku (z efektem lektora, wszystko było zrozumiałe) i niewątpliwie byli gdzieś poza Warszawą, choć nie mieli żadnego uzasadnienia dla tego faktu. Do chłopaka powoli docierało, że mogli być „co najmniej” – ta myśl wydawała się jego naukowemu umysłowi bardzo bluźniercza – teleportowani na Mazury czy gdzieś. A jeśli padli ofiarą teleportacji, to i tunel czasoprzestrzenny do innego wymiaru wchodził w rachubę.

Plus, pan Siano z pewnością nie był człowiekiem. To także było dosyć poważnym dowodem, którego nie był w stanie w żaden sposób zignorować.

Kiedy Siano skończył, Bartek przemówił do zebranych – Panie Mirosławie, panie Danielu, Filipek wydaje się być w złym stanie. Nic nie poradzimy na jego psychikę, ale te ręce – wskazał na nie wymownie – Czy mogę poprosić dla niego o jakiś opatrunek?

- Co do naszej sytuacji – kontynuował – To jestem w stanie póki co uwierzyć we wszystko, co pan mówi, panie Filipie. Osobiście uważam, że możemy spróbować swoich sił z tym wszechpotężnym bóstwem, co spełnia życzenia. Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli coś lepszego do zrobienia. Uważam też, że na wypadek, gdybyśmy zostali tutaj dłużej, a, że tak powiem, „magia tłumacząca” by się nam skończyła, powinniśmy podjąć wysiłek uczenia się tutejszych języków, kultury i historii. To przydatne, że cokolwiek powiemy zostanie przetłumaczone, ale dalej jesteśmy obcymi w obcych krainach. Podejrzewam, że zrozumienie jak działają tutejsi ludzie może być trudniejsze, niż dla człowieka Zachodu zrozumienie Japończyków – a przecież zamieszkują jedną planetę i w Japonii naucza się angielskiego – stwierdził.

- Uważam także, że byłoby miło, gdyby pan nam towarzyszył jako nasz przewodnik i doradca w tym obcym świecie. Rozumiem, jeśli może to być panu nie na rękę, ale to pan rzucił zaklęcie, które nas tu przeniosło, żadne z nas o to nie prosiło. Nie wiem jakie ma pan tu interesy, nierozwiązane problemy i bliskich, z którymi utracił pan kontakt, ale mam nadzieję, że uda się to panu pogodzić z wysłaniem nas z powrotem – to nie było żądanie, choć mogło na takie zabrzmieć. Ton głosu Bartosza wyraźnie wskazywał, że była to prośbą i życzenie, na które bardzo by chciał, by pan Siano przystał.

Jeśli nie… no cóż, będą musieli jakoś dać sobie radę sami.

Stalowy 18-07-2020 22:19

Kiedy Siano przemówił Miras ściągał dłońmi z siebie wodę jaka pozostała na jego skórze. Potrząsnął głową i pozbył się ile mógł wody. Poszło mu naprawdę świetnie. Nie raz w kryzysowych sytuacjach potrafił zachować zimną krew i działać w sposób o jaki sam siebie by nie podejrzewał. Niestety... nie zawsze to działało. Ważne że tym razem poszło dobrze.

Rozłożył znalezione rzeczy na trawie. Koc wykręcił. Jego pudełko z przyborami do pisania na szczęście było wodoodporne, ale nie wiedział co z latarką. Latareczka Faradaya miała fajną funkcję, że wystarczyło trochę potrząsnąć by świeciła, ale cholera, trzeba było sprawdzić czy woda nie dostała się do środka. Szablę i piłę otarł o spodnie swojego stroju.

Skupienie się na działaniu. Tak. To była dobra metoda walczenia z kryzysem. A kryzys to to był - życiowy, egzystencjonalny, wielowymiarowy. Szczególnie zaczęło to do niego docierać gdy powiedział Filip "Nieczłowiek" Siano o sytuacji w jakiej się znaleźli.

Spojrzawszy na małego Filipka i bezradność Bartosza, zrobił kwaśną minę. Podszedł, chwycił chłopca i pociągnął go w kierunku jeziora. Miał nadzieję, że nie mieszkają w nim jakieś drapieżne istoty, bo po chwili w wodzie zaczęła się rozpływać krew, kiedy Miras zaczął obmywać dzieciaka z całej tej czerwieni. Kiedyś bardzo się bał krwi, trupów i w ogóle, ale jak się trochę na to napatrzył to przywykł.

Z gadki Siana wynikało, że byli w innym świecie. Innym, bogatym we własne kultury i historie. Kurwa mać... Miras nie chciał myśleć o konsekwencjach tego. Co z jego domem i bliskimi?

Skup się na tu i teraz.

Spojrzał na każdego z osobna.

Siano. Nieczłowiek z innego świata, przez którego się tu znaleźli. Lubił go i w pewnym względzie podziwiał. Chciał wrócić do domu, a przez przypadek wyszło to. Miras mógł się z nim utożsamiać - też pragnął powrócić do domu a nie siedzieć w pierdolonej burackiej stolycy. To ostrze z nieba... głupio mu było.

- Przepraszam za tą szablę.
- powiedział cicho.

Bartek. Informatyk, typ piwniczny. Przynajmniej tak można było założyć po tym jak stał jak słup. No ale pomógł Aleksandrowi uratować wiszącego na drzewie Filipka, więc chyba nie był takim ciemajdą.

Aleksander - niepełnospraw.... wróć... ex-niepełnosprawny. Jezu, czy on naprawdę zaczął chodzić? Czy może zawsze mógł, ale wolał się poruszać na wózku? Niezłą pocisnął gadkę Filipkowi, a dzieciak to łyknął. Czyżby byli RPGowcami tak jak Mirek? Chyba tak, ale Staszic już dawno nie grał. Poczuł trochę zażenowanie słuchając tego, ale efekt był taki, że Filipek żył, chociaż cały był ubabrany. To dobrze.

Był jeszcze Daniel. Chyba był aptekarzem? Ale po facjacie wyglądał dziwnie, jakby towar z apteki wciągał po godzinach. A gadał jak... chuj wie kto. Dres? Miras nienawidził dresów. Jebana ciemnota, nieroby i bandyty. No, ale nie robił kłopotów w kamienicy, więc chyba nie był.

W ogóle ci jego sąsiedzi byli, cholera, dziwni, ale spokojni i ogólnie powiedzenie im "dzień dobry" nie powodowało skręcania się kiszek w środku. Mirek z resztą pewnie i w ich oczach uchodził za dziwadło.

Ogólnie była z nich zbieranina dziwnych inteligentów - takich różnych podgatunków.

Mirek skończył obmywać Filipka i sam się obmył z krwi, która na nim po tej czynności została. Znów musiał otrzepać się i ściągnąć z siebie wodę. Wszyscy mogli zobaczyć jego szczupłe i wysportowane ciało, chociaż muskulaturą to on nie grzeszył. Potem dostrzegł jeden z suchych koców, których chłopaki użyli do przygotowania "strefy lądowania" i wytarł się w niego. Potem zaczął zakładać z powrotem strój szlachcica i swój napierśnik. Szablę schował do pochwy i zabezpieczył skórzanym paskiem, by się nie wysuwała.

- Zbierzmy co się da tutaj przydatnego odzyskać i chodźmy do tej wioski. Tam się pomyśli na spokojnie.

- Gdybym miał natomiast wybrać teraz... sam nie wiem. To średniowiecze brzmi jakoś tak przystępniej.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:52.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172