Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-03-2009, 00:08   #541
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Miasto wygląda na porzucone - wszędzie walają się przedmioty codziennego użytku, na stołach (kamiennych i drewnianych) leżą książki i zepsute już potrawy. Niektóre przedmioty wyglądają, jakby spadły z dużej wysokości lub zostały ciśnięte w pośpiechu. Na ziemi leżą pogięte zbroje i broń, wyglądają jednak bardziej na przedmioty ceremonialne niż oręż do prawdziwej walki - chociaż nie znając kultury tei'ner nie możecie być tego pewni. Wszędzie unosi się nieprzyjemna woń - mieszanina rozkładu, czegoś na kształt spalenizny oraz kwitnących wszędzie kwiatów i ziół.

Dalej na zachód, bliżej czegoś o wygląda na centrum miasta, widzicie na drzewach i trawie bezkształtne czarne smugi, wyglądające na wypalone lub zgniłe. Na niektórych vallen smugi te mają upiorną, wyraźnie humanoidalną formę, przywodzącą na myśl ucieczkę w panice lub próbę obrony przed czymś nieokreślonym. Gdzieniegdzie widać stare ślady krwi; pod jednym ze stołów dostrzegacie odciętą rękę. Jednak, zarówno nad nią, jak i nad resztkami pożywienia nie ma śladu ingerencji zwierząt czy owadów - brakuje larw, much, mrówek...

Jest późne popołudnie; myśl o noclegu w wymarłym Miee'sitil napawa Was nieokreślonym lękiem.
 
Sayane jest offline  
Stary 22-03-2009, 18:58   #542
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzlem zmrużył oczy, odginając ostatnie gałęzie, które dzieliły go od polany. Widok rozświetlonego popołudniowym słońcem miasta budził podziw i nadzieję. Przynajmniej przez ten czas, zanim człowiek w zachwycie zaczyna dostrzegać mniej rzucające się w oczy szczegóły. W mieście panowała cisza i spokój, a mimo to wiało grozą.
Jeszcze tak niedawno, przed opuszczeniem miejskich bram, kapłan inaczej wyobrażał sobie przybycie tutaj. Może nie spodziewał się wiwatów, prędzej nieufności, otaczających ich zbrojnych, mnóstwa pytań, ale nie pustki. Wprawdzie wieści zbierane na trakcie przygotowały ich choć trochę do takiego widoku. Wszak karczmarz w jednym z przybytków od dawna nie widywał już zamieszkujących ten kraj istot, krążące armie nieumarłych, dziwne, niewyjaśnione wydarzenia dawały powody do zmartwienia. Mimo to, patrząc na rozległą polanę, stare, potężne vallen, trudno było uwierzyć w klęskę tak potężnej siły. Jeśli oni nie przetrwali, cóż znaczy pyłek, jakim jest ich drużyna.

Kapłan zatrzymał się na skraju miasta. Wpatrzony w górę na nadrzewne balkony i ścieżki. Mimowolnie przyłożył rękę do piersi, zacisnął na, schowanym pod habitem, czarnym medalionie swego bóstwa. Metal drżał, jak gdyby wibracjami chciał zestroić się z nagromadzonym tu złem, choć bardziej zdawało się prawdopodobnym źródłem drgań było ciało mężczyzny, napięte mięśnie, gotowe do uniku. Cisza, pustka. Mogły okazać się złudne, wróg mógł pozwolić im wejść głębiej, by po chwili zatrzasnąć pułapkę. Wystarczyłby niewielki oddział rozmieszczony na górnych tarasach, by wystrzelać ich szybko i skutecznie, zanim zdążyliby zawrócić.

-Mogli się wśród drzew bronić bardzo długo.-bezwiednie wypowiedział na głos swe myśli.

Jakiś czas przyglądał się szumiącym liściom. Oko nie wyczuło żadnego ruchu. Musieli zaryzykować, albo zawrócić. Druga z opcji już dawno przestała wchodzić w rachubę. Anzelm wsiadł z powrotem na konia i powoli wjechał w cień drzew. Z początku porozrzucane w nieładzie przedmioty mogły sugerować ucieczkę, lecz im dalej w głąb przeczucie to znikało. Ślady krwi, nawet jeśli cześć uciekła, okupiła to życiem i krwią pozostałych. Zastanawiające było tylko jedno. Gdzie podziały się ciała, nie pochowali ich uciekający, wątpliwe by zrobili to najeźdźcy. Anzelm czuł w kościach, że już niedługo mogą poznać odpowiedź. Tak samo jak mogą dołączyć do dziwnych czarnych malowideł na pniach vallen.

-Znów przybyliśmy o krok za późno.-podsumował krótko.-Wyparowali, zupełnie jak nasza czarodziejka.-dopiero po fakcie zreflektował się, iż wspomnienie rannej może zasmucić Fosth'kę.

-Przydałoby się rozejrzeć trochę, zanim postanowimy cokolwiek. Tylko ostrożnie. Spróbuję wejść na jedno z drzew, rozejrzeć się po okolicy.-szybko zmienił temat. Planował przejść na najwyższe drzewo w pobliżu. Stamtąd mógłby obejrzeć całą dalszą okolicę wraz z potencjalnymi zagrożeniami. Miał również nadzieję, z góry zlokalizować ważniejsze budynki. Każda osada miała ratusz, dom sołtysa, zamek lub świątynię, przy której ludzie zbierali się w chwilach trwogi. Jeśli szukać wskazówek, takie miejsce byłoby pierwsze w kolejności. W duchu wspomniał i przeklął Basta. Tchórz wreszcie miałby pole do popisu.
 
Glyph jest offline  
Stary 27-03-2009, 11:46   #543
 
Aurora Borealis's Avatar
 
Reputacja: 1 Aurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwu
Fosht'ka

Rozglądała się po pobojowisku, z równą rezygnacją przyjmując pustkę, jak możliwość, że coś tu na nich czeka. To drugie wydawało się jednak mało prawdopodobne; z różnych opowieści wynikało, że umarlaki nawet jeśli spustoszyły jakieś miejsce, potem snuły się po nim bez ładu i składu, a nie czekały w ukryciu w nadziei na kogoś nowego do zmasakrowania. Choć z drugiej strony..
- Wyraźnie rozbijał się tu jakiś mag - mruknęła, nie zwróciwszy uwagi na słowa Anzelma o parującej tei'ner, badając smugi spalenizny i szukając plam z roztopionego, a potem zakrzepniętego, tei'nerskiego tłuszczu. Ktoś wypalił to miejsce. Trochę w przenośni, trochę dosłownie. Zły ogień.
Mimo wszystko gdyby ktoś zostawił tu oddział nieumarłych, już zostaliby zaatakowani. Może byłoby nawet po walce, gdyby oddział był wystarczająco duży.
- Co o tym sądzisz, mały? - zapytała Kruka, przycupniętego na jej ramieniu.
- Nie ma nic do jedzenia - nie podoba mi się - odparł, także się rozglądając.
- Racja - przytaknęła. - Chodź, idziemy na górę, jestem ciekawa, co tam jest. Dołem niech zajmują się Drowy. Anzelm - dodała już głośniej, równając się i idąc z nim w stronę drzewa - przejdę się z tobą, a nóż będzie tam coś ciekawego. I przewietrzę kruka.
Była ciekawa, czy na górze będą podobne ślady, albo po prostu coś, czego nie ma na dole. Poza tym drzewa, w miarę jak im się przyglądała, wydawały się jej coraz bardziej fascynujące i naszła ją ochota na wspinaczkę. Ciekawe, co znajduje się tam wysoko, w koronie..
 
__________________
- Dlaczego nie wolno mi kłamać? (..) Dlaczego tylko ja mam być prawdomówna? Wujek nie myśli, że to jest wystawianie się na cel? Jasne jest chyba, że jeśli ktoś tu oberwie, to nie ci, którzy kłamią, tylko ja.
- (..) Tu nie o to chodzi, kto oberwie. Tu chodzi o to, żebyś nie dołączyła do ich stada.
Aurora Borealis jest offline  
Stary 27-03-2009, 17:27   #544
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Miee'sitil.

Ruszacie stępa wgłąb miasta, rozglądając się uważnie. Śladów krwi nie ma wiele, nie sugerują też wielkiej bitwy - potyczkę jeśli już. Najwięcej jest ich na polanie, która - jak możecie przypuszczać - stanowi centrum miasta. Sądząc po panującym tu bałaganie, w dniu katastrofy planowano jakąś ucztę lub święto: drzewa przybrane są wieńcami z kwiatów i ziół (teraz już zwiędłych), na stołach gniją resztki potraw podanych w ozdobnych misach, wokół walają się instrumenty muzyczne, broń i różne przedmioty nieznanego Wam przeznaczenia. Na samym środku polany znajduje się wielki, płaski kamień z misternie wyrytymi znakami i symbolem drzewa pośrodku:



Rozjeżdżacie się po placu. Ciężko wybrać Wam najwyższe drzewo, gdyż wszystkie są olbrzymie (dużo większe niż pospolite drzewa), a ich korony zlewają się w jedno i giną poza zasięgiem wzroku. Anzelm, Fosth'ka wybieracie więc grube vallen rosnące w bezpośrednim sąsiedztwie polany. oznaczonych kolejno symbolami:



Copyrights: Wizards of the Coast

Anzelm, po dotarciu na wysokość odpowiadającą pierwszemu piętru budynku Twoim oczom ukazuje się pierwsza komora - dziupla, pokój czy sala... ciężko Ci znaleźć właściwą nazwę. Jest olbrzymia, z pewnością może pomieścić 200-300 osób, i praktycznie pusta, nie licząc prostych ław oraz niewielkiego podium. Na ścianach wiszą barwne gobeliny, haftowane w bajkowe lub historyczne motywy - ciężko Ci z tej odległości stwierdzić. Z sufitu zwisają kandelabry kształtowane w motywy roślinne - tyle, że zamiast świec lub naftowych lamp umocowano na nich okrągłe mleczne kryształy.
Następny poziom jest najwyraźniej biblioteką, wielkością zbliżoną do poprzedniej sali. Wszystkie ściany zastawione są regałami - jak okiem sięgnąć półki zapełniają opasłe tomiszcza w zdobionych, skórzanych lub drewnianych, oprawach. Z zewnątrz widzisz tytuły: część w języku, w jakim chyba napisano pamiętnik, część we wspólnym, używanym w Rangaard. Najblisze Tobie traktują o historii - po Twojej lewej stronie, oraz geografii - po stronie prawej. Koniec sali ginie w półmroku, widzisz jedynie zarysy niewielkich stolikó i krzeseł.
Kolejne piętra wyglądają podobnie, z naprzemiennie przeplatającymi się salami i bibliotekami; najwyraźniej drzewo stanowi tutejszą szkołę lub uniwersytet.
Wspinaczka jest długa i wyczerpująca. Gdy wreszcie docierasz na szczyt - a przynajmniej miejsce, z którego widzisz coś więcej niż liście - Twoim oczom ukazuje się las, majaczące daleko na horyzoncie góry, oraz niewyraźna plama, która jest chyba opuszczonym przez Was jeziorem. Najwyraźniej wyszedłeś na stronę, z której przyszliście. Na wyższych poziomach jednak schody poszerzone zostały w szerokie, owalne tarasy, wkrótce więc patrzysz na wschodnią stronę lasu.




Z tej strony widać (a jakżeby inaczej) nieprzebrane morze drzew. Jednak w oddali widzisz ciemniejszą plamę, o wiele za ciemną jak na tą porę dnia. Z mapy pamiętasz, że z tej strony powinno się znajdować jakieś samotne górskie pasmo, więc prawdopodobnie to ono. Niepokoi Cię jednak szara mgła okrywająca ostre, niemal nienaturalnie postrzępione skały, których ogrom widać nawet z tej odległości.


Fosth'ka, dokładnie oglądasz polanę. Nie widzisz jednak śladów, by ktokolwiek został na niej spalony. Ciemne smugi na ziemi, przy bliższym poznaniu, okazują się pasami ziemi, na których roślinność po prostu zniknęła; ich brzegi zaś noszą ślady zgnilizny i pyłowatego rozpadu.
Czarne ślady na drzewach również nie noszą sladu ognia, pod dotykiem również rozpadają się w pył. Jednak ich kształt... wygląda na to, że nie tylko kształt jest humanoidalny. Wyraźne kontury, kształty, szczegóły... Vallen w swojej korze uwiecznił kształt uciekającego tei'ner... lub mieszkającej w nim hamadriady...

Wybrane przez Ciebie drzewo stanowi laboratorium, sklep lub szpital - ciężko Ci określić. Mijasz komory zastawione księgami, wypełnione po sufit suszonymi ziołami, regały pełne kolorowych fiolek i słoiczków, oraz szuflady mieszczące w sobie różnorakie, tyle ciekawe co podejrzane utensylia. Każda z nich nęci Cię, wręcz woła do Ciebie byś weszła i została - przetrząsnęła szuflady, powąchałą zioła, spróbowała eliksirów i przeczytała księgi.


Copyrights: Wizards of the Coast



 
Sayane jest offline  
Stary 04-04-2009, 20:34   #545
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm szybko wspinał się na szczyt. Mijał sale wypełnione po brzegi oprawionymi woluminami, to znowu prawie całkiem puste, przeznaczone na zebrania. Dobrze trafił, przeszło mu przez myśl, jeśli gdziekolwiek szukać wskazówek, to właśnie w takiej skarbnicy wiedzy. Mędrzec, gdyby szukał dostatecznie długo, przejrzał cały zgromadzony księgozbiór, z pewnością znalazłby odpowiedzi na wiele dręczących ich pytań, lecz oni nie mieli miesięcy czy lat na takie zadanie. Może jednak los się uśmiechnie. Tymczasem ważniejszym było rozejrzenie się po okolicy.

W ciszy, jaka zwykle towarzyszyła takiemu miejscu, jedyny odgłos stanowiły jego kroki, potęgowane przez echo dochodzące z pustych auli. Tym razem jednak wydawała się nienaturalna i wzbudzała jedynie niepokój. Targany na przemian zapachem wyprawionej skóry, lub chłodnym powiewem wylewającym się z pustych pomieszczeń dotarł wreszcie na taras. Najpierw jego oczom ukazała się przeszłość, polana z której przybyli. Widok roztaczał się na wiele mil, jednak gąszcz drzew bezpośrednio pod nim, był nie do przebycia przez ludzkie oko. Kapłan mógł się tego spodziewać, ale też nie przewidywał zagrożeń od strony ludzkich siedzib, z których podążali. Przeszedł zaś na taras wychodzący z drugiej strony, aby przekonać się o dalszej być może drodze. Miee'sitil nie było jedyną siedzibą tego ludu, a z braku innego punktu zaczepienia mogła ich czekać dalsza wędrówka.

Samotny górski masyw od razu przykuwał wzrok. Wyłaniał się niczym wielkie kły z morza drzew. Otaczająca go mgła wydawała się nienaturalna. Pora była jeszcze wczesna, pogoda ładna, słoneczna, zupełnie nie sprzyjała temu gęstemu zjawisku. Sprawka magicznych mocy, czy urok tutejszego klimatu zastanawiał się chwilę.
W myślach ocenił odległość. Liczył cztery dni, może tydzień drogi, gdyby chcieć przedrzeć się w tamten rejon. Choć z lotu ptaka odległość ta znacznie się kurczyła. Natychmiast wspomniał Calcifera, kruk mógłby polecieć na zwiady, choć Fosth'ka raczej nie wysłałaby go samego w potencjalnie niebezpieczny rejon. Zamierzał zamienić z nią słowo w tej sprawie, tymczasem nie było przyczyny stania dłużej. Kapłan odsapnąwszy nieco udał się w drogę powrotną.

Schodząc zatrzymał się na jednym z poziomów biblioteki, tym gdzie składowane były księgi traktujące o historii i geografii. Obie dziedziny mgły być teraz przydane. Pośród wszelkiej maści atlasów spróbował znaleźć traktujący o tym regionie. Zadanie trudne, bez znajomości języka, znacznie zawężało możliwą lekturę, czasu zaś nie miał zbyt dużo. Reszta drużyny zaczęłaby się niepokoić, poza tym niedługo miało się ściemniać, nie zamierzał zostawać na noc w wymarłym mieście. Z drugiej zaś strony, w swych poszukiwaniach zmierzał do stolików na końcu pokoju. Wśród źródeł historycznych nie mógł liczyć na jakąkolwiek własną wiedzę, w tym świecie przebywał raptem miesiąc, lecz jeśli uciekali w pośpiechu, porzucając wszystko, może znajdzie również ostatnio przeglądane księgi. Po drodze ukradkiem zerkał także na półki po drugiej stronie, wyszukując miejsc, które mniej pokryte były kurzem.
Przypominał mu się obraz w jednej z karczm. Czasy niepokoju, tak powiedział szynkarz opisując naradę przedstawicieli pięciu ras. Nazwa znakomicie pasowała do obecnej sytuacji.
 
Glyph jest offline  
Stary 05-04-2009, 20:20   #546
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
- Chodź, idziemy na górę, jestem ciekawa, co tam jest. Dołem niech zajmują się Drowy.

Być może powinien się obruszyć na słowa czarodziejki, niejako przykazujące mu co ma robić. W gruncie rzeczy jednak i tak nie zamierzał się pchać na górę. Nigdy nie lubił drzew, chociaż przyglądając się obszernym vallen nie był pewien czy można je tak nazwać. Dla niego były potężnymi, trudnymi do zdobycia fortyfikacjami broniącymi dostępu do tego miejsca z każdej strony. Przyglądał im się przez jakiś czas, dotykał ich kory i zadzierał głowę wysoko by dostrzec wierzchołek. Mieszkańcy tego miejsca mogliby się tutaj długo bronić nawet gdyby najeźdźcy mieli przewagę zarówno w liczbie jak i wyszkoleniu. A jednak... Spoglądając na rozciągający się wokół plac i porozrzucane przedmioty nie mógł się oprzeć wrażeniu, że walka nie trwała długo. "Wzięci przez zaskoczenie?" - zastanawiał się.

Nathiel przechadzał się polaną próbując odgadnąć co się na niej wydarzyło. Niewielkie ilości zaschniętej krwi tu i ówdzie niewiele mu mówiły. Nigdzie nie było żadnych zwłok - pewnie dlatego, że zniknęły podobnie jak ich niedawna "towarzyszka". To całe wyparowywanie sprawiało, że zaczynał do nich żywić pewną dozę pogardy. Jakby, nie mogąc już dłużej walczyć porzucali wszystko i uciekali w niebyt, zamiast paść martwym w miejscu, w którym otrzymali śmiertelny cios i świadczyć o zwycięstwie lub porażce. Nigdzie nie było również widać żadnego z tych, którzy zaatakowali to osobliwe miejsce. Jeśli byli to nieumarli to nie ma w tym nic dziwnego, ich szczątki mogły zostać poskładane w całość i kościana armia odmaszerowała nie zmieniając swej liczebności. Jednocześnie jednak przyszła mu do głowy kolejna niepochlebna myśl o gospodarzach tego miejsca - możliwe, że nie byli w stanie zabić ani jednego z agresorów...

Z trudem powstrzymał ochotę by splunąć.

Z braku innych dowodów zajścia przyglądał się porozrzucanym wszędzie przedmiotom. Instrumenty i inne przedmioty, których zastosowania nie próbował się nawet domyślać niezbyt go interesowały. Bardzo zajmowała go jednak porzucona broń i elementy pancerza. Niektóre z nich podnosił z ziemi by lepiej im się przyjrzeć. Czasami znów spoglądał w górę zastanawiając się, czy zostały oręż został upuszczony przez dematerializującą się dłoń walczących na dole czy też spadł gdzieś z góry.

W końcu dotarł wielkiego płaskiego kamienia, najwyraźniej symbolizującego centrum miasta. Mógł jedynie zgadywać co oznaczają wyryte na nim napisy, jednak wydawało mu się, że jest to jakiś rodzaj drogowskazu. Ostrożnie przejechał dłonią po zimnej powierzchni docierając w końcu do symbolu znajdującego się w samym środku. Chyba przedstawiał drzewo, jednak równie dobrze mógł to być jakiś kwiat. Zamiast to roztrząsać drow zaczął myśleć o tym jakie ważne punkty mogą pokazywać wyryte na płycie groty (o ile rzeczywiście coś takiego wskazują). Przyglądał się więc każdemu z nich po czym podążał wzrokiem w kierunku zgodnym z narysowanym znakiem.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 09-04-2009, 12:24   #547
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
***


Coś paliło ją od środka. Coś szarpało, nie dawało spokoju. Czuła, jakby całe jej ciało płonęło żywym ogniem, spalającym jej duszę. Chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła wypowiedzieć ani słowa. Ciało odmawiało jej posłuszeństwa, a umysł nie potrafił ogarnąć tego, co się działo. Czasem zapadała w miękką nicość i te krótkie chwile przynosiły błogosławione ukojenie. Nie wiedziała jednak jak długo to trwa, ani co się z nią wówczas dzieje.
Czasem odzyskiwała świadomość umysłu, nie potrafiła jednak się kontrolować – próbowała krzyczeć, wołać pomocy, otworzyć oczy, wstać. Na próżno jednak. Zupełnie, jakby jej jaźń i ciało były dwiema odrębnymi wyspami, nie mającymi ze sobą kontaktu.

Czasem wyczuwała czyjąś obecność. Ktoś się nią opiekował, ale dookoła było również kilka nieprzyjaznych dusz, których aury potrafiła wyłapać z otoczenia. Podświadomie wyczuwała zagrożenie. Ale była ta jedna jasna istota o czystym sercu, która stawała się jedyną opoką w tym marnym stanie między życiem a śmiercią. Próbowała się jej łapać, próbowała na nią wpłynąć. Czasem wydawało jej się, że udało się jej połączyć jakąś drobną nicią świadomości z tą istotą. Krzyczała wtedy z całych sił – usłysz mnie, poczuj mnie!
Czasem zaś przenosiła się znowu w przeszłość. Czy to były sny? Czy projekcje? Czuła jednak, że nie jest tam sama. Jakby w jej ciele był ktoś obcy, jakby ktoś patrzał jej oczyma, przemawiał jej ustami. A jednak była to ciągle ona,
Selena. Widziała znowu ukochanego Kylvena, swoją małą Mailynn. A potem... potem wszystko wróciło! Czarna mgła! Czarna mgła pochłaniająca wszystko i wszystkich! Za chwilę dopadnie również ją i tę, która była tu równocześnie z nią! Musi ochronić swoich ludzi, musi coś zrobić, musi! Skok... a potem powrót... i nie ma już nic. Nie zostało już nic.

***

Ogarnął ją ból. Ból tak wielki, że nie potrafiła nawet oddychać. Próbowała łapać powietrze, lecz czuła się tak, jakby jej płuca zalane były wodą. Uzmysłowiła sobie, że właśnie w pełni odzyskała jedność między swym ciałem, a duszą. Próbowała się kurczowo łapać tego, co było pod ręką, jakby to miało ją ocalić. Czy to już koniec? Czy to musi się tak skończyć? Nie. NIE! To dopiero początek! Nie spocznie, póki nie dowie się, co się stało z jej rodziną, przyjaciółmi, ze wszystkimi Tei'ner! Nie spocznie, póki nie rozprawi się z czarną mgłą, póki nie pokona podłego thana, póki nie ocali
Zuath no'ma, póki nie odnajdzie ukochanej córki i jedynego mężczyzny swego życia! Ku chwale Zivilyn! Ostatnim, niemal przedśmiertnym wysiłkiem woli, wymówiła pradawną inkantację. Jeśli bogini nie wysłucha jej prośby, wszystko zostanie stracone! O Zivilyn, największa i najlepsza Matko, usłysz mój głos!



***






Obserwowała ich z rosnącym niepokojem. Czwórka nieznajomych, z których troje emanowało wyraźną, negatywną aurą. Ich uczucia budziły w niej odrazę. Śmierć Tei'nerki nie obeszła ich wiele. Była dla nich obcą istotą, jednak to nie usprawiedliwia pogardliwego stosunku mrocznych elfów i niezdrowej fascynacji tą śmiercią. Obojętność i chłód kapłana również wydał jej się koszmarny. Jego dusza była ciemna, pogrążona w goryczy, przepełniona śmiercią, którą niemalże czcił. Odrażający był to widok, gdy po jej ziemi wędrowała taka grupa, roztaczając wokół siebie aurę nienawiści i mroku. Niegodni byli stąpania po lesie Tei'ner! Coraz bardziej przekonana była, że ma do czynienia z wrogami, a nie sprzymierzeńcami. Jednak najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że wśród tak osobliwej grupy podróżuje ona – czarodziejka, jedyna jasna istota w tym towarzystwie. Tylko ona przejęła się odejściem nieznajomej, tylko ona przejawia jakieś wyższe uczucia. Nie wyglądała na więźnia, lecz dobrowolnego kompana tej drużyny, co było dziwne i bardzo zastanawiające...

***






Tei'nerka pochłonięta swoimi myślami, dylematami i problemami, dopiero teraz zorientowała się dokąd udała się cała ta dziwna kompania. To jej dom - Miee'sitil.




 

Ostatnio edytowane przez Milly : 09-04-2009 o 12:29.
Milly jest offline  
Stary 09-04-2009, 17:28   #548
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Miee'sitil. Szesnasty dzień podróży. Popołudnie.

Anzelm, pewnym krokiem ruszasz w głąb historyczno-geograficznej części biblioteki, a lampy - w odpowiedzi na Twoje wejście - rozbłyskują ciepłym, przytłumionym światłem. Księgi ułożone są najwyraźniej tematycznie: okresami historycznymi i regionami geograficznymi; a woluminy napisane w języki tei'ner (w przeważającej ilości) przemieszane są z tymi w języku ludzkim oraz (jak możesz się zorientować) kilkoma innymi.

Zaczynasz od geografii, sięgając po książkę wyglądającą na podstawowy podręcznik, o wiele mówiącej nazwie: "Zhuath no'ma. Podręcznik nr 1".



Podobnie wschodnią część wyspy traktują inne książki, które wpadają Ci w ręce - jakby świat kedryjczyków kończył się na lasach tei'ner. Wschodnia krawędź Kedros opisywana jest jako pusta, niebezpieczna, wymarła i w najwyższym stopniu nieciekawa.

Więcej szczęścia masz w wypadku map. Wychodząc z założenia, że dawne czasy dla ludzi niekoniecznie są takimi dla długowiecznej rasy jaką jest tei'ner, skupiasz się na starych mapach i wykresach. Wkrótce też natrafiasz na wielką, oprawioną w drewno księgę, gdzie kartki złączono w całość plecionym rzemieniem. Każda jej strona jest starannie złożoną mapą, detalicznie odwzorowującą poszczególne obszary wyspy - również gór Imil. Okazuje się, że trakt biegnący do Miee'sitil kończył się kiedyś właśnie w oddalonym o tydzień jazdy od miasta tei'ner Imil. Rozmaite znaki wyrysowane na szkicach górskich grzbietów sugerują istnienie górniczej, miejskiej czy też innego typu infrastruktury. Ponadto budowa części, do której docierał szlak (kotlina górska) sugeruje, iż w razie zagrożenia ta naturalna formacja mogła stanowić świetną warownię.

Przeszukiwanie ksiąg historycznych okazuje się stratą czasu. Z ciekawszych rzeczy znajdujesz cienką książeczkę - czy raczej broszurkę - wydaną na marnej jakości papierze, autorstwa niejakiego Józefa Szperacza "Czas niepokoju". Książka napisana jest bardzo chaotycznie, w stylu sugerującym, iż autor szukał taniej sensacji i popularności. Najwięcej sensu ma wstęp, brzmiący mniej więcej tak:
Dawno, dawno temu, tak dawno, że nie pamiętają tego nawet sędziwi starcy tei'ner, w górach Terenbo rządził than opętany rządzą władzy i mocy większej niż dana mu przez Matkę. Porzuciwszy obowiązki rządzącego opuścił on swój lud i ukrył się na płaskowyżu Imil, zmieniając go w niedostępną twierdzę. Wielu Ziuthów zginęło próbując sprowadzić swego szalonego władcę do domu, wielu Tei'ner poległo próbując odnaleźć thana w jego górskiej kryjówce. A gdy ten ukazał się na powrót światu, otoczony był przez armię piekielnych stworów, siejących postrach i zniszczenie.

Długo radziły rody Kedros, aż wspólnie uradziły, by do walki wysłać najdzielniejszych bohaterów każdej rasy. Krwawych i okrutnych bojów były świadkami skały Imil; tym bardziej okrutnych, że do walki przeciw bohaterom stawali ich polegli kompani, a than dziwnymi, potężnymi mocami władał, którym jeno największe modlitwy Tei'ner i Lilendów czoła mogły stawić. Pojedynek bohaterów z thanem zakończył się wielkim tąpnięciem, od którego zatrzęsła się cała wyspa, a w niebo wzbiła się olbrzymia, ciemna chmura. Odtąd nikt nie słyszał o thanie ni Pięciu, a Imil stało się wymarłą, niedostępną ruiną.

W dalszej części książki następują wymyślne opisy różnych potworów (tak wymyślne, że prawdopodobnie ani jeden z nich nie mógłby się poruszać) oraz fantazyjnych mocy, jakimi władał than (sądząc po wieku książki stworzonych jedynie w wyobraźni autora). Jedyną sensowną informacją wydaje Ci się opis mocy pięciu bohaterów wysłanych do walki z thanem. Najwyraźniej (mimo, że z tego co zrozumiałeś dary Matki są dość losowe) poszczególne rasy specjalizują się w różnych typach zdolności. Przypomina Ci się fragment Ballady o Dziesięciu, usłyszanej "Pod Kichającym Smokiem":

„Ja dam narzędzia” – Zuith rzekł –
„By przeciąć zła okowów moc”.
„My damy śmierć niechybną mu
Lecącą cicho niby noc.”

„Od nas przybyły zbroje te,
Dzierżące siłę, moc przypływów.”
Tak wódz shalari wtedy rzekł
Dzierżąc rynsztunek rodu Kivów.

„Lilendów dar to boju pieśń
Siła i moc do was przybędzie!”.
„My damy wam przekleństwo drzew,
Które z pewnością go dosięgnie.”

Według tej książeczki zdolnością Zuithów było kształtowanie ziemi i skał według własnego widzimisię; Shalarini, prócz panowania nad wodą, mieli również moc nadawanie jej właściwości przedmiotom; magiczna pieśń lilendów sprowadzała na wrogów różnorakie iluzje, a dodawała ducha sprzymierzeńcom; hamadriady natomiast mogły manipulować roślinnością. Moce tei'ner zostały opisane jedynie jako "gniew Matki", według tej wersji opowieści natomiast ludzie nie uczestniczyli w pogromie wojsk thana.

Józef Szperacz zamieścił również krótki opis wnętrza pasma górskiego. Wygląda na to, że jest ono pocięte mnóstwem korytarzy i wielkich, pradawnych jaskiń, z których wiele jest zalanych i łączy się z morzem. Stare trakty -zarówno ten wiodący przez las jak i drugi, ciągnący się bezpośrednio z Rangaard - kończą się w kotlinie, z której w góry prowadzą wąskie ścieżki. Również góry Terenbo miały połączenie z Imil, służące prawdopodobnie kontaktom z tei'ner. W samej kotlinie znajdowały się kamienne budowle oraz świątynia Matki, jednak po wielkiej bitwie z thanem pozostały po nich jedynie ruiny.

Zmęczony poszukiwaniami odkładasz książkę. Mimo, że biblioteka jest dość czysta, od zapachu kurzu i ksiąg kręci Ci w nosie i pieką oczy. Z dołu dobiega Cię parskanie koni i odgłosy wydawane przez Twoich towarzyszy; przynajmniej wiesz, że nie zostawili Cię tu na pastwę losu.

***

Nathiel, przechadzasz się po mieście, uważnie lustrując otoczenie. Zauważasz, że plamy krwi najgęściej występują w pobliżu śladów domniemanej spalenizny, która obejmuje nie tylko podłoże, miejscami wijąc się po drzewach i znikając dopiero wysoko w konarach drzew. Poruszasz się na zachód; wkrótce jednak ślad się urywa. Zawracasz więc po swoich śladach, tropiąc ciemne smugi, które - początkowo rozrzucone po całym Miee'sitil - na granicy miasta zbiegają się w jeden szeroki pas, znikający we wschodniej części lasu.

Wielki kamień nie zajmuje Cię na długo - po szczegółowym zbadaniu dochodzisz do wniosku, że stanowi on rodzaj kalendarza (czy kalendarium), i nie będzie Wam do niczego przydatny - w przeciwieństwie do broni. Większą jej ilość znajdujesz pod jednym z drzew, możesz więc podziwiać zarówno kunszt zdobniczy, jak i precyzję i umiejętności rzemieślników tei'ner. Na ziemi w bezładzie leżą: zbroje - głównie skórznie i półpancerze, nie brak jednak bogato zdobionych, zadziwiająco lekkich zbrój płytowych i półpłytowych; dużo prostych, długich łuków wraz z kołczanami pełnymi strzał o zielonych ja liście lotkach; krótkie miecze i puklerze oraz ciężkie piki o ząbkowanych ostrzach. Kontrast z tym bałaganem stanowi kunsztownie rzeźbiony stojak na broń, oparty o vallen. W wyrytych w drewnie przegrodach znajdują się jedne z najpiękniej i najlepiej wykonanych narzędzi do zabijania jakie widziałeś:




Jedno miejsce na stojaku jest puste, a jego kształt sugeruje brak dużego dwuostrzowego miecza.

Pod każdą bronią schludnie złożono 5 zbroi, różniących się jedynie kolorem klejnotu na piersi (błękitny, zielony, czerwony, brązowy lub mlecznobiały - podobnie jak w broni):



Zarówno zbroje jak i broń wydają Ci się zbyt masywne w stosunku do drobnych ciał tei'ner (a przynajmniej tego jednego, które widziałeś). Podnosząc na próbę miecz stwierdzasz jednak, że jest on lekki i idealnie wyważony.

A więc tei'ner mieli do dyspozycji nie tylko swoje miasto - naturalną fortecę - ale i doskonałą broń. A jednak przegrali... wyparowali... Czy aby na pewno? Co prawda widywałeś już miasta wybite co do nogi, lecz pozostawało w nich zwykle coś więcej niż tylko odcięta ręka. W drowim społeczeństwie nie istniało wyrażenie "nieprzygotowani na atak" - atak mógł nastąpić w dowolnym momencie. Lecz tutaj miecze leżały pomiędzy lutniami, kwietne wianki oplatały łuki, zbroje mieszały się z dziecięcymi zabawkami a hełmy kiwały się sennie na wieszakach, dopasowując się rytmem do drewnianych huśtawek. Ktokolwiek tu się zjawił miał ułatwione zadanie.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 09-04-2009 o 23:52. Powód: kosmetyka
Sayane jest offline  
Stary 11-04-2009, 01:41   #549
 
Aurora Borealis's Avatar
 
Reputacja: 1 Aurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwu
Fosht'ka

Gdy zajrzała do pomieszczenia, aż westchnęła. Po wędrówce w lesie, bez dostępu do bibliotek, sklepów, aptek, to wnętrze wydało jej się czymś cudownym. Przez moment miała wrażenie, że ominęła je klęska, która spustoszyła resztę wioski; że świece się palą, ktoś stoi i coś ogląda, a kto inny czeka na zamówienia i życzenia. Wrażenie minęło szybko, i nie była nim zdziwiona; czuła, że spędzi tu kilka długich, radosnych chwil.
- Och, co za miejsce - szepnęła. - Od czego tu zacząć?..
Nie wiedziała, co konkretnie chce zaczynać. Chciała po prostu poznać to wszystko, przeczytać etykietki, okładki i metki; przede wszystkim jednak poczęła oglądać pomniejsze naczynia, fioleczki, słoiczki, wszystko to, co zawierało jakieś płyny czy maści, w poszukiwaniu eliksirów uzdrawiających. Wspomnienie śmierci nieszczęsnej istoty - nawet nie wiedziała do końca, co się z nią stało - kazało jej lepiej się przygotować do dalszej drogi. Można ją było uratować. gdyby tylko miała odpowiednio mocny lub specjalnie dobrany środek..
Nic jednak nie przeszkadzało jej teraz w odczuwaniu radości z ciekawego miejsca. Nie skupiła się oczywiście tylko na eliksirach; szybko natknęła się na pęczek ziół, których pojedyncze łodyżki i listki rozcierała delikatnie w palcach, wciągając w nozdrza ich aromat. Co to mogło być? Czy mają gdzieś tu etykietę?.. A tamte, co to za roślinki? "Skończył mi się szafran", przypomniała sobie. Czy w tej krainie rosły krokusy? A może któraś z tych ksiąg okaże się encyklopedią tutejszych roślin? Co to może być, tamte tomiszcze z uroczym znaczkiem na okładkach? Czy te zwoje mogą zawierać jakieś zaklęcia?
Głaskała książki po grzbietach, jakby były leżącymi na półkach kotami, napawała się zapachami ziół i substancji, czytała, co tylko się dało, przebierała palcami w szufladach.. Była gotowa spędzić tu całe godziny i dni, by wszystko przejrzeć.
 
__________________
- Dlaczego nie wolno mi kłamać? (..) Dlaczego tylko ja mam być prawdomówna? Wujek nie myśli, że to jest wystawianie się na cel? Jasne jest chyba, że jeśli ktoś tu oberwie, to nie ci, którzy kłamią, tylko ja.
- (..) Tu nie o to chodzi, kto oberwie. Tu chodzi o to, żebyś nie dołączyła do ich stada.

Ostatnio edytowane przez Aurora Borealis : 11-04-2009 o 01:43.
Aurora Borealis jest offline  
Stary 13-04-2009, 23:09   #550
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzlem

Pośród ksiąg historycznych niewiele zdołało przykuć jego wzrok. Wbrew nadziejom, żaden roztargniony uczony nie zostawił przydatnej lektury na stolikach w oddali. Owszem kilka książek leżało tu i ówdzie, lecz język w jakim je spisano uniemożliwiał nie tylko odczytanie treści, ale wręcz domyślenie się zawartości na podstawie tytułu. Kapłan zaklął parszywie, burząc stos równo ułożonych pergaminów. Kartki zaszeleściły w powietrzu. Jeśli ktokolwiek spodziewał się zagrożenia wcześniej, jego wiedza, mądrość ksiąg znikła wraz z nim.
Niewiele więcej zdołał odnaleźć pośród półek. Biblioteka okazała się również wielce zadbana. Zapalające się pochodnie nie były widocznie jedynym przejawem magii w tym miejscu, a może działała tu zwykła skrupulatność i pracowitość opiekunów, którzy do niedawna dbali o ten przybytek.

Z braku zaczepienia mężczyzna szukał ksiąg wyjętych, przewróconych, różniących się choćby drobnym maleńkim szczegółem pośród rzędów równo ułożonych tomów. Zadanie okazało się żmudne i niewspółmierne do osiąganych rezultatów. Wynik poszukiwań, drobna książeczka, którą wyselekcjonował bardziej zaciekawiony tytułem, niż faktycznymi śladami niedawnego użytkowania. Po krótkiej chwili wiedział dlaczego żaden szanujący się uczony nie wziąłby do ręki tej broszury. Fakty przemieszane z bujną wyobraźnią autora stanowiły wątpliwe źródło wiedzy. Kapłan zdołał jednakże poskładać garść istotnych faktów w miarę sensowną całość. Teraz, wzbogacony o te informacje mógł spoglądać na pasmo górskie z innej perspektywy. Mgła, która od początku wydawała się dziwna w istocie mogła być pozostałością po zamierzchłej bitwie. Chociaż z trudem przyszło uwierzyć w tak silną magiczną aurę, zdolną utrzymać się całe stulecia.

Może magia nie trwała, lecz odrodziła się na nowo wraz z przebudzeniem się zła. Miasto jest tak blisko tego przeklętego miejsca. Ciekawiły go moce, jakim oddał się than. Kronikarz usilnie unikał precyzyjnych sformułowań, stawiając raczej na walory artystyczne i ekspresję swego dzieła. Czy szkielety, mogły być sprawką przebudzonego zła? Z drugiej strony bujna wyobraźnia imć Szperacza pośród mrowia stworów nie notowała istot nieumarłych. Kapłan musiał przyznać w duchu, że zagubiony, na siłę szuka dalszej drogi. Z tymi myślami porzucił przeszłość, odkładając książeczkę.

Zawrócił w kierunku wyjścia z biblioteki. Zostawiona księga z mapami podniosła go na duchu. Znalazł w niej kilka doskonałych map odwzorowujących tutejsze ścieżki jak i te pokrywające górskie pasmo. Mapy były wprawdzie dość stare, ale liczył na przywiązanie Tei'ner do tradycji. Z mapami mogli sprawniej poruszać się po okolicy, niezależnie czy skierują się w stronę gór, zawrócą, czy tez poszukają innych miast i osiedli. Bezceremonialnie wydarł stosowne karty. Stronice zwinął razem w rulon i urwawszy uprzednio kawałek rzemienia z innej księgi obwiązał je ciasno.

Przy wyjściu zwrócił uwagę na symbole je zdobiące. Cztery znaki na każdym vallen. Przyjrzał się najbliższemu drzewu biblioteki, zastanowiło go, czemu zawsze jest ta sama liczba znaków. Spróbował porównać je do pisma z ksiąg, które przeglądał na górze. Czy znaki napisane były w alfabecie Tei'ner, czy też zupełnie odcinały się od nich. Przywodziły na myśl magiczne runy, lecz ani on, ani Fosth'ka, czy Phaere nie wyczuli żadnej aury.
Stanowiły element dekoracyjny, czy też wyryte zostały w nich zaklęcia ochronne, może może razem stanowiły system miejskiej obrony, a może w istocie służyły jedynie celom informacyjnym? Przyglądał się z dala pozostałym drzewom, próbował odnaleźć jakiś wzór w tym dziwnym ornamencie.
Wśród tylu niewyjaśnionych zagadek, śmierci, zniknięć, jakie spotkali na swej drodze kapłan zaczynał najwyraźniej popadać w swoistą manię, z czasem szukając się ukrytego nawet w rzeczach błahych.

Przechadzał się uliczką, zwracając uwagę na każde drzewo na drodze od biblioteki do koni. Mapy schował do juków swego wierzchowca. Ruszył raz jeszcze ścieżkami wymarłego miasta w poszukiwaniu Nathiela lub Fosth'ki.
 
Glyph jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172