Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-04-2009, 16:42   #551
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Miee'sitil. Szesnasty dzień podróży. Popołudnie.

Fosht'ka, radośnie wirujesz wokół własnej osi, nie wiedząc na co patrzeć najpierw i skąd zacząć swe poszukiwania. Czujesz, jak rozpiera Cię Twoja wrodzona ciekawość, karząc zapomnieć choć na chwilę o niebezpieczeństwach. Decydujesz się, by zacząć od prawej strony obszernej sali, której ścianę zastawiają regały z książkami oraz niewielkimi skrzynkami i kuferkami.

Większość z nich zawiera zestawy różnych składników wraz z niewielkimi zwojami. Skrzynki są proste, bez żadnych ozdób, stworzone wyraźnie w celach praktycznych.



Jedynie kilka z nich jest bogato zdobione, wkonane z pachnącego drewna i wyściełane miękkim materiałem. Cześć jest pusta, kilka zawiera zestaw trzech idealnie okrągłych, błękitnych kulek poprzecinanych ciemniejszymi żyłami, kamiennego dzbanka w tym samym kolorze oraz dziwnego, zakrzywionego noża o cienkim i wąskim ostrzu.



W kącie złożono kilka dużych, prostych, skórzanych toreb o licznych kieszeniach. Każda z nich zawiera niewielką, niezapisaną książkę, równie puste zwoje, przybory piśmiennicze oraz usztywnione miejsce na dziesięć małych, wąskich fiolek. Do zewnętrznych, łatwo dostępnych wszywek przytwierdzono zwykły, prosty nóż oraz kilka bardziej precyzyjnych ostrych narzędzi. Wszystkie kieszenie zamykane są na praktyczne metalowe klamry, a torbę można nosić zarówno na ramię jak i w formie plecaka.



Wkrótce odkrywasz przyległe do głównego pomieszczenie, stanowiące istną skarbnicę wiedzy książkowej. Podekscytowana przeglądasz tytuły wyryte na brzegach ksiąg: "Ziołolecznictwo", "Zioła lecznicze Zhuath no'ma w czterech tomach", "Wywary", "Eliksiry z grzybów/eliksiry z owoców - wady i zalety", i tym podobne pozycje. Zwoje w szufladach poniżej półek mieszczą ryciny roślin i grzybów w skali 1:1.



Szczególnie przydatna wydaje Ci się niezbyt gruba, ilustrowana pozycja pod tytułem: "Zioła - czy są Twoim powołaniem?". Co prawda wygląda bardziej na podręcznik dla dzieci niż naukowe opracowanie, jednak dla Twoich obecnych potrzeb powinna wystarczyć - jest zwięzła i przejrzyście napisana.

Wracasz do głównej sali i zaczynasz przeszukiwać ścianę z fiolkami i butelkami.



Pierwsza szafa zawiera najprawdopodobniej składniki różnych leków i nie jest dla Ciebie zbyt przydatna, aczkolwiek chętnie zatrzymałabyś się przy niej na dłużej; podobnie kolejny stół i przyległy do niego pokoik wydzielający podejrzany zapach, i wyglądający na laboratorium.



Dopiero następne dwie szafy (najbliżej głównej lady) zwracają uwagę praktycznej strony Twej osobowości: pierwsza zawiera bandaże i różnego rodzaju opatrunki; w drugiej, w drewnianych przegródkach spoczywają uporządkowane różnokolorowe fiolki, oznaczone pojedynczymi literami, runami czy też znakami.



Fiolki występują w różnych rozmiarach, w wersjach metalowo-szklanych lub obudowanych metalem w całości, najwyraźniej w dla bezpieczeństwa w czasie transportu. Na półce pod ladą widzisz te same oznaczenia na butelkach wielkości sporych bukłaków, oraz gruby, rozwinięty zwój pergaminu z wypisanymi symbolami oraz - najwyraźniej - ich opisem.



Rozradowana czytasz oznaczenia: L jak leczenie: wspomaga regenerację tkanek, zapobiega procesom zapalnym i gnilnym (tradycyjnie w czerwonej jak krew fiolce); M - wzmocnienie organizmu na czas używania ryzykownych kombinacji mocy (fiolka niebieska); Z - wspomaga zmęczone mięśnie i dodaje sił (fiolka żółta). Fiolki: zielona, żółta, fioletowa i kilka pomarańczowych zawierają odtrutki na różne rodzaje toksyn, jednak podane w opisach nazwy nic Ci nie mówią. Zadowolona oddychasz z ulgą. Nie są to co prawda magiczne wywary przywracające zdrowie pijącego w mgnieniu oka, jednak o lepszym zaopatrzeniu w tej głuszy nie mogłaś nawet marzyć.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 20-04-2009 o 21:30.
Sayane jest offline  
Stary 19-04-2009, 22:47   #552
 
Lyssea's Avatar
 
Reputacja: 1 Lyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skał
Phaere

-A nie mówiłam, żebyśmy się śpieszyli, bo impreza nas ominie?- powiedziała przed pełnym wkroczeniem do miasta, podpierając się rękami o boki.
'O, Bogini, z tymi ludźmi jest jak z dziećmi'- pomyślała patrząc na swoją drużynę żwawo rozglądającą się po mieście i rozdzielającą się po tych śmiesznych drzewach.
'Phi, za grosz elegancji'.
Sama wkroczyła do niego z wysoko uniesioną głową i dumą jaka przystoi co najmniej najwyższej kapłance. Cóż, jej przedstawienie mogły oglądać tylko leśne duchy czy wiewiórki skaczące po gałęziach. Nawet jej drużyna nie zwróciła na to większej uwagi. Lecz dla drowki nie liczyło się to. Było bez znaczenia czy w mieście panuje gwar czy głucha cisza, obowiązkiem szlachcianki jest godnie reprezentować swoją rasę, a jak nie, to na pole paść rothe ! Ech, te stare przyzwyczajenia.
Z opustoszałym miastem nie widzi się po raz pierwszy, gdyż była już tu w swojej wizji, więc nie przezywała tego widowiska jak reszta drużyny. Miała tylko nadzieję, że gdzieś tam między drzewami hasa sobie nieświadoma tei'ner, którą czeka okropna śmierć z rąk nieumarłych, jeśli nie zdążą jej uratować. Chociaż z zachowania swoich kompanów podróży nie wynika, żeby dały im coś do myslenia jej wypociny przy ognisku. A później jest płacz i zgrzytanie zębami, albo wielka żałoba, bo ktoś przez czyjąś głupotę stracił życie.

Cóż, ta ruda ludzka dziwka już podzieliła grupę, na szczęście drowce podobał się ten podział, gdyż do niej został przydzielony wojownik. Prawdopodobnie silniejszy od kapłana.
Co prawda jej wojownik nie zamierzał na nią czekać i był już ledwo widoczny, więc Phaere podbiegła do niego. Aby się nie zgubił sam w lesie, oczywiście! Oby tylko nie zrzędził znowu, bo to jej działka! A drowki nie lubią konkurencji...

Nathiel właśnie oglądal swoje znalezisko - pięknie wykonaną broń, która robiła wrażenie nawet na czarodziejce.
- Och Nathielu, cóż za cudowne znalezisko, myślę, że ten miecz idealnie podkreśli blask twoich oczu !- wtrąciła się nagle zza pleców drowa przerywając ciąg jego myśli.
- Wejdźmy do jakiegoś drzewka i poszukajmy jeszcze czegoś równie ciekawego. - powiedziała ciągnąc go z ramię w stronę vallen bardziej oddalonego od kamienia zaznaczającego, jak przypuszczała, centrum miasta.
-Największe skarby zawsze znajdziesz na obrzeżach, wierz mi na słowo, mam w tym doświadczenie. - czarodziejka wróciła myślami do cudownych wspomnień, kiedy to z żadnej ludzkiej budowli, gdzie mogła liczyć na starego maga zauroczonego jej egzotycznym wyglądem, który nie zauważyłby nawet kiedy wyniosłaby mu misę do wróżenia. Ludzie byli wprost bajecznie naiwni. -A poza tym, nie bój się, Tiloup nas obroni przed wszelkim złem !

Teraz nawet nie musiała się przejmować, że właściciel przyłapie ją, czy będzie miał coś przeciwko, jeśli zechce poszperać w jego rzeczach. Poza tym być może okaże się, że magia nie jest tak obca tej wyspie jak twierdził Sylvan.

- Wspominałam już, że widziałam to miasto w swojej wizji, zanim wbiegliście tu jak stado dzikich rothe ?- zapytała Phaere jakby nie było to zbyt ważną informacją.
Zdaję się, że zgodnie z tym co widziała, gdzieś powinny trwać prace budowlane... Najwyraźniej jest to kawałek drogi stąd, bo nie słychać odgłosów towarzyszących ciężkiej pracy.

Przejechała palcami po dziwnych napisach na korze drzewa :
- Bla,bla,bla... Zapraszamy.- udała, że przeczytała napis.
 
__________________
Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia.
Lyssea jest offline  
Stary 19-04-2009, 23:21   #553
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Anzelm, poczyniwszy spustoszenia w bibliotece zszedłeś schodami na dół, rozglądając się równocześnie po okolicy. Fosth'ki nigdzie nie widać, pewnie nadal penetruje "swoje" drzewo. Ty w bibliotece spędziłeś zapewne kilka godzin, czarodziejka musiała się więc natknąć na równie interesujące pomieszczenia, skoro jeszcze jej nie ma. W zamyśleniu przyglądasz się znakom na drzewach. Technika wykonania nie jest Ci znana; najbardziej przypomina to farbę, która precyzyjnie wsiąkła w korę tworząc misterne malowidła. Znaki nie przypominają alfabetu tei'ner jaki widziałeś w bibliotece; są dużo bardziej złożone i jako litery byłyby wysoce niepraktyczne. Zauważasz, że znaki ewoluują; przynajmniej od pierwszego w trzeci. Czwarty zaś wygląda, jakby był zupełnie niezależny. Masz nadzieję, że inni będą mieć jakieś pomysły jak rozwikłać oznaczenia na drzewach, bo nie uśmiecha Ci się przeszukiwanie kilkudziesięciu - jeśli nie kilkuset - obszernych vallen w poszukiwaniu czegoś, co może wyprowadzić Was z niewiedzy. Chociaż... wyruszyliście z Rangaard w zasadzie na ślepo, kierując się głównie własnymi pobożnymi życzeniami. Może to i lepiej, że znaleźliście puste miasto? Nie wiadomo przecież jak Was - a zwłaszcza Ciebie - przyjęli by tei'ner, skoro z opisu Sylwana wyglądali oni na jeszcze bardziej fanatycznych czcicieli Zivilyn niż sam kapłan. Czy przyjęli by pokojowo Ciebie takiego, jakim byłeś... jakim stałeś się po śmierci Maureen? Przed oczami staje Ci blada, martwa twarz Łowczyni, lecz szybko odganiasz od siebie jej widok. Czas skupić się na teraźniejszości... przyszłości... zemście... Poznałeś już kiedyś słodki smak zemsty i teraz znów czujesz, że na myśl o niej drży całe Twoje jestestwo... podobnie jak medalion wiszący znów bezpiecznie na Twojej szyi.

***


Seleno
, wielość wydarzeń ostatnich kilku dni sprawiła, że ponowny widok Miee'sitil wywarł na Tobie mniejsze wrażenie, niż mogłaś się tego spodziewać. Bardziej skupiona byłaś na bluźniercach, bezprawnie panoszących się wśród majestatycznych vallen, oraz własnych nowych przeżyciach, niż na przerażającej ciszy i pustce wypełniających ulice miasta.

Z ukrycia obserwujesz poczynania przybyszów, nieświadomych zapewne tragedii, jaka rozegrała się tu jeszcze niedawno. A może to było już dawno? Z przerażeniem stwierdzasz, że nie masz pojęcia ile czasu minęło od chwili Twojej haniebnej ucieczki. Dni? Tygodnie? Mie... chyba nie... miesiące...? Rozkładające się potrawy nie zniknęły jeszcze doszczętnie, ale być może dziwna atmosfera miasta paradoksalnie temu nie sprzyjała? W panice rozglądasz się dookoła próbując jak najdalej wytchnąć ze swojej kryjówki. Te kilkanaście godzin odpoczynku w trakcie podróży dobrze Ci zrobiło; czujesz się mniej śpiąca i o wiele silniejsza. Masz wrażenie, że każda minuta spędzona w Twoim rodzinnym mieście dodaje Ci energii. A może to nie miasto. Może to Matka, która nie odrzuciła Cię zupełnie i przez swoje źródło dodaje Ci sił? Chwytasz się tej myśli, starając się odegnać od siebie wizje klęski Miee'sitil, jednak na próżno - w oczy rzuca Ci się kształt ciała Elsei utrwalony w korze jej ukochanego drzewa i w tym momencie zalewa Cię niekontrolowana fala wspomnień, zwłaszcza to jedno, najstraszniejsze...

... oszalała ze strachu biegniesz alejami szukając swych bliskich. Jak w zwolnionym tempie widzisz mgłę pochłaniającą Kylvena, który ostatkiem sił odpycha od siebie płaczącą Mayleen. Nie mogąc wykonać żadnego ruchu – bo też nie ma czasu na ruch – widzisz, jak czarna śmierć obejmuje stopy Twojej córki, która w panice próbuje odpełznąć jak najdalej, małymi rączkami starając się zrzucić z siebie zabójczy twór... A w kilka sekund później nie ma już na co patrzeć a Ty, otępiała z bólu, stoisz pośrodku piekła...


***


Tymczasem w innej części lasu...

Ponura postać dyszała ciężko, słaniając się na niby-nogach. Chociaż płuca i cały system oddechowy nie będąc do niczego potrzebne dawno przestały funkcjonować, mężczyzna nie mógł pozbyć się odruchu pobierania powietrza. Teraz, po odprawieniu długich i wyczerpujących rytuałów czuł, jakby miał się zaraz udusić, a serce (albo raczej to, co z niego pozostało) chciało wyskoczyć z jego piersi. Z trudem odwrócił się od stołu z preparatami i wyszedł z sali. Ze zdumieniem stwierdził, że na dworze zapada już zmierzch; dawniej praca nie zajmowała mu tyle czasu. Teraz sam rytuał ożywienia kilku trupów pochłonął większość dnia - a pozostawała przecież jeszcze żmudna, niemal zegarmistrzowska robota: wplecenie w na wpół zgniłe ciała magicznych (tak, magicznych... - potwór z lubością przeżuł to słowo) więzów i katalizatorów, które przywiązywały resztki duszy do dawnej, ziemskiej powłoki.

Tymczasem jednak stwór poczłapał na balkon i z dumą rozejrzał się po swojej niedawno odzyskanej domenie. Po barierach wzniesionych przez pięć ras nie było nawet śladu. Wyczuwał jeszcze ich fragmenty głęboko w zalanych, podziemnych korytarzach, lecz tamte przejścia nie były mu do niczego potrzebne. Najważniejsze było, że tu - na lądzie - cieszył się nieograniczoną swobodą. Prawie nieograniczoną - dwa przyczółki Imil nadal broniły się przed jego mocą i wzrokiem: zrujnowana świątynia, która (o ironio) w czasie wojny padła jako pierwsza, oraz samotny, wytworny budynek, zalany teraz światłem zachodzącego słońca. Mężczyzna zmierzył je nienawistnym wzrokiem, po czym skierował się do wnętrza swojej fortecy. Cokolwiek w nich jeszcze pozostało nie było w stanie mu już zagrozić.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 20-04-2009 o 21:21. Powód: poprawka przesunięcia czasowego
Sayane jest offline  
Stary 20-04-2009, 20:36   #554
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Miecz robił na wojowniku niemałe wrażenie. Jego lekkość oraz bogato zdobiona złota rękojeść sugerowała, że była to broń rytualna lub ozdobna. Gdy jednak drow zamachnął się nią kilka razy zrozumiał, że nie jest to wyłącznie piękna, mająca cieszyć oczy zabawka. Ostrze było doskonale wręcz wyważone i samo prowadzenie go w powietrzu było przyjemnością. Wydawać by się mogło, że miecz, wiedziony nie tyle ręką wojownika co własną wewnętrzną energią mógłby z podobną łatwością ciąć ludzkie ciało i kości. Coś wspaniałego. Nathiel przez chwilę naprawdę żałował, że jego znalezisko nie jest sejmitarem, jakiego zwykł używać. Z pewnością wtedy mógłby zrobić z niego lepszy użytek. Może mimo wszystko powinien go zatrzymać? W końcu tym, którzy go stworzyli już się raczej nie przyda, a dla niego jeśli nawet nie będzie głównym orężem to stanowić będzie ciekawą pamiątkę.

Nie wypuszczając przedmiotu z dłoni przyglądał się jeszcze złożonym pod stojakiem zbroją. Jeśli były równie solidne, a przede wszystkim lekkie, może i nimi powinien się zainteresować? Cała zbroja nie była mu z pewnością potrzebna, z resztą ograniczałaby mu niepotrzebnie swobodę ruchów i przynosiła więcej kłopotów niż pożytku. Porządne rękawice i nagolenniki mogłyby się jednak przydać...

- Och Nathielu, cóż za cudowne znalezisko, myślę, że ten miecz idealnie podkreśli blask twoich oczu ! - odezwała się Phaere wyrywając go z łupieżczych rozważań. Był tak zamyślony, że nie usłyszał nawet gdy się zbliżała. Nie było w tym może nic dziwnego, w końcu była drowką i umiała stawiać stopy tak by nie wzbudzać niepotrzebnego hałasu. Tym, co go naprawdę dziwiło było jej dziwne, nawet jak na drwinę zachowanie. Jakby zupełnie zapomniała o tym, że jeszcze nie tak dawno stali naprzeciwko siebie wymieniając otwarte groźby.

- Wejdźmy do jakiegoś drzewka i poszukajmy jeszcze czegoś równie ciekawego.
Wojownik był początkowo zbyt zaskoczony tym co się dzieje, by zareagować i odepchnąć drowkę. Wyraźnie czegoś chciała, choć trzeba przyznać, że uzmysławiała mu to w dość wyrafinowany jak na swoją władczą naturę. "Jak to możliwe - zastanawiał się, gdy ciągnęła go w kierunku, zapewne zupełnie przypadkowego vallen - że nasze miasta istnieją tak długo i mają się wcale dobrze, skoro są rządzone przez chaotyczne i zmienne jak losy wojny kobiety?". W końcu uwolnił się od niej bardziej wyślizgując się niż wyrywając z jej uścisku. Nie podobało mu się to traktowanie, jednak tym razem postanowił to przemilczeć. Nie zamierzał dążyć do kolejnej awantury. w końcu skacząc sobie do oczu niczego się nie dowiedzą ani nie osiągną. Jeśli jednak wiedźma naprawdę przesadzi nadwyrężając jego cierpliwość ponad miarę... no cóż. W pobliżu nie było nikogo kto powstrzymał go przed wypróbowaniem nowego dobytku.


- Wspominałam już, że widziałam to miasto w swojej wizji, zanim wbiegliście tu jak stado dzikich rothe ? - zapytała znowu.

- Nie - odparł, dodając w duchu "a nawet jeśli to nie słuchałem". - Było w tej "wizji" jeszcze coś wartego wspomnienia?

Podejrzewał, że napis przy wejściu, jeśli nawet był jakąś wiadomością dla ewentualnych gości prędzej niż "zapraszamy" oznaczał "drowy niemile widziane" jednak jakie to miało znaczenie? Gdy Phaere przyglądała się wzorom zastanawiał się, czy jest w tym jakiś sens by pchał się do środka. Koniec końców jednak wszystko wskazywało na to, że tu na zewnątrz obejrzał już wszystko co było do obejrzenia. Może więc warto zagłębić się w jedną z tych drzewo-budowli i poobserwować jak to jego "jaśnie oświecona" towarzyszka bada ślady obcej kultury.

Stała odwrócona od niego plecami i nie mogła widzieć uśmiechu jaki przez chwilę zagościł na jego hebanowej twarzy. Nathiel zdawał sobie sprawę, że nie musi się z nią wcale wykłócać. Wystarczyło, że śmiał się z jej poczynań w głębi swojej mroczno elfiej duszy. Być może nie sprawiało mu to tak wielkiej radości jak ją cieszyło kpienie ze wszystkich dookoła, jednak było porównywalnie miłe.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 20-04-2009, 21:33   #555
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post

Phaere, radosna jak skowronek ruszasz wgłąb miasta. Nareszcie nikt nie patrzy na Ciebie podejrzliwie, nikt nie wyciąga miecza albo przynajmniej krytykuje za podjęte działania. Możesz myszkować, szperać czy plądrować ile dusza zapragnie - w tym wymarłym miejscu nie ma nikogo, kto by Cię powstrzymał.

Teraz, drepcząc za maszerującym po mieście Nathielem masz okazję dokładnie przyjrzeć się miastu, które - tego jesteś już pewna - widziałaś w swojej wizji w Rangaard. Część drzew ma pomieszczenia, które znajdują się na poziomie gruntu, widzisz więc, że mijacie gospodę, spiżarnię i winiarnię. Mijacie również jeden z nielicznych nie-drzewnych budynków - stajnie. Nie będziecie mieć jednak możliwości zmienić koni - liczne boksy stoją puste, a zarówno ściany jak i głęboko zryta kopytami ziemia pokryte są czarnym kurzem. Najwyraźniej i konie nie zostały oszczędzone przez napastników. Przeszło Ci przez myśl, że dysponując mocą zdolną zmieść z powierzchni ziemi wszelkie żywe stworzenia w mieście nie musiałabyś uciekać ze swojego domu. Szybko jednak odganiasz tę myśl - co się stało to się nie odstanie, natomiast nikt nie powiedział, że moc ta jest poza Twoim zasięgiem...

Miasto wydaje się nie mieć końca a Ciebie zaczyna już nużyć przebieranie nogami i bezowocne rozglądanie się wokoło. Brak wyraźnej magicznej emanacji - a raczej ciągłe, delikatne, niezogniskowane pulsowanie mocy dobiegające z każdego skrawka miasta zaczyna Cię delikatnie irytować. Nie tracisz jednak dobrego humoru: bliższe spotkanie z dobytkiem tei'ner czas zacząć! Bla,bla,bla... Zapraszamy! - ogłaszasz radośnie, po czym wchodzisz do wielkiego vallen o idealnie okrągłym pniu i parterowej komnacie, oznaczonego symbolami:



Świątynia. Gorzej nie mogłaś trafić - ten nawiedzony świat składa się chyba tylko i wyłącznie ze świątyń. Gdzie są skarbce? Wieże szalonych naukowców? Pracownie magów? Alchemików chociaż! Cokolwiek!? Nie... tylko puste jak beczka alkoholika modlitewne sale wypełnione rysunkami - i to nie tortur, orgii czy choćby rytualnych ofiar, a DRZEW. A jak nie drzew to wizerunków Zivilyn. Jak nie Zivilyn to znów drzew... Oszaleć można. Zrezygnowana ruszasz wgłąb komnaty w stronę prezbiterium - może uda się chociaż znaleźć jakieś święte (a więc i cenne lub potężne) przedmioty. Oczywiście spotyka Cię rozczarowanie - w komnacie nie ma żadnych zamkniętych skrzyń czy szaf. Jedynie na prostym, drewnianym stole leży niewielka, bogato zdobiona skrzynka z pachnącego drewna. Na miękkim, pluszowym materiale leży zestaw trzech idealnie okrągłych błękitnych kulek poprzecinanych ciemniejszymi żyłami, kamienny dzbanek w tym samym kolorze oraz dziwny, zakrzywiony nóż o cienkim, wąskim ostrzu.



Kulki błyskają do Ciebie sympatycznie, lecz Twoją uwagę przyciąga coś innego: z poprzecznej ściany (żywej, drewnianej ściany!) na wprost Ciebie wytryska niewielki wodospad, wpadając do drewnianej, rzeźbionej misy i znikając w jej wnętrzu. Podchodząc bliżej widzisz, że woda kłębi się srebrzyście, a na jej powierzchni unosi się owalny, znany Ci już klejnot.




Przypominasz sobie, że Sylvan wspominał o kilku miejscach mocy w lesie tei'ner. Najwyraźniej trafiłaś na jedno z nich.

***

Rangaard. Piętnaście dni wcześniej...

Po opuszczeniu Świątyni przez przybyszów z innego świata, Sylvan skupił się na opanowaniu chaosu powstałego po znalezieniu Dereka. Szybko spacyfikował kilku wrzeszczących szlachciców, kierując w nich dyskretnie swoją uspokajającą moc, po czym zabrał się do pracy. Już wieczorem w wielkiej świątynnej komnacie zebrała się rada miasta, a gryfi posłańcy już od kilku godzin przemierzali niebo kierując się w stronę gór Terenbo i zachodnich siedlisk tei'ner oraz lilendów. Shalarini, zaalarmowani już wcześniej pojawieniem się upiornej zjawy nad portem, zostali powiadomieni w pierwszej kolejności, a przedstawiciele ich Rady zasiedli na szerokich ławach po lewej stronie sali. Wkrótce też przybyli dowódcy poszczególnych jednostek wojska i straży Rangaard. Gdy, jako ostatnia, do sali wkroczyła Aria, dowódca szwadronu gryfów bojowych, rozpoczęło się spotkanie.

Krótko i bez zbędnych wstępów Sylvan przedstawił zebranym ostatnie wydarzenia: upiorną zjawę nad portem, przybycie śmiertelnie rannego ochroniarza oraz enigmatyczną, złowieszczą wizję Phaere. W świecie, gdzie przejawy boskich interwencji były widoczne na każdym kroku nikt nie lekceważył potęgi profetyzmu, toteż słowa kapłana stały się początkiem żywej dyskusji na temat znaczenia wizji oraz miejsc, których mogła dotyczyć. Początkowo dyskretnie omijano temat gór Imil, jednak Sylvan nie pozwolił na to zbyt długo.

Nie możemy chować głów w piasek i udawać, że rany Dereka i wizja Phaere to przypadek - rzekł stanowczo kapłan, tłumiąc kaszel i opierając dłonie na dębowym stole. - Zbocza Imil znów ożyły, a my nie możemy popełnić błędu naszych przodków lekceważąc zagrożenie. Trzeba działać natychmiast.

Nikt nie protestował. Sylvan był urodzonym przywódcą i wiele osób uważało, że gdyby nie wybrał drogi kapłaństwa mógłby kiedyś zająć miejsce zarządcy miasta. To, że przejął teraz dowództwo uznano za naturalne, a szacunek dla jego pozycji najwyższego kapłana powstrzymywał głosy malkontentów. Nawet jeśli co po niektórzy sądzili, że kapłan przesadza, a bariery wschodniego pasma nie zostały naruszone w tak znacznym stopniu, jak się tu przedstawia, zachowali te myśli dla siebie. Ostatecznie niezaprzeczalnym faktem było, że tei'ner - potężni tei'ner, "gniew Matki", strażnicy Imil - nie pojawiali się w miastach innych ras już od dłuższego czasu...

Resztę nocy spędzono na studiowaniu historycznych ksiąg, starych map i szczegółowym planowaniu dalszych kroków. Rano zaś każdy ruszył do wyznaczonych mu zadań, a kurierskie gryfy znów rozwinęły wilgotne od rosy skrzydła, kierując się na północ i zachód.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 20-04-2009 o 21:59.
Sayane jest offline  
Stary 20-04-2009, 22:59   #556
 
Lyssea's Avatar
 
Reputacja: 1 Lyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skał
Phaere

Nie spodziewała się, że Nathiel pójdzie za nią bez żadnych protestów. Być może wcale nie jest, aż tak głupi jak myślała.
Od razu po wejściu przeszła do przeszukiwania pomieszczenia, a z każdą przerzuconą księgą traciła jakąkolwiek nadzieję na znalezienie czegoś interesującego w stercie tych bezużytecznych rupieci. W głębi serca chciała krzyczeć i rozrywać wszystko na strzępy, lecz nie mogła sobie pozwolić na okazanie utraty cierpliwości i wystraszenie czy zaniepokojenie swojego towarzysza.
Jednak nie rozumiała dlaczego wszyscy oprócz niej znajdą coś dla siebie na tej nędznej wyspie. Fosht'ka przygarnia co jakiś czas jakąś ofiarę losu, Anzelm interesuje się chyba każdą religią (oprócz drowiej, albo woli nic o niej nie wiedzieć), a Nathielowi wystarczy kilka zaostrzonych błyskotek. Nawet ten tchórzliwy nic nie wart głupkowaty nędznik Bast znalazł to co było dla niego ważne - chwilowe zainteresowanie kobiet, z resztą pewnie i tak teraz już nie żyje... A Maureen wystarczył kawałek ziemi... którą teraz gryzie od spodu.
Tylko, ona, Phaere na każdym kroku znajdowała świątynie. Czasami zdawało jej się, że cała ta wyspa jest jedną wielką świątynią. Lecz cóż to za bogini, która pozwala plugawić swoją ziemię nieumarłym.

-Nie do wiary. --mruknęła pod nosem, a do jej oczu powrócił blask, z jakim wchodziła do vallen. Zaklaskała głucho kilka razy, gdyż rękawiczki na jej dłoniach stłumiły ten dźwięk. Odwróciła się gwałtownie w stronę drowa :
- Wybacz, że musiałeś czekać... Ale nie od razu Rangaard zbudowano. - uśmiechnęła się chytrze, bo wróżenie z misy miało w sobie coś uzależniającego. Jeśli spróbujesz raz, to nic cię nie powstrzyma od powtórzenia tego doświadczenia.
- Właściwie nie jesteśmy tu przypadkiem. Mam dla ciebie propozycję wprost nie do odrzucenia. - powiedziała zachęcająco. - Mam nadzieję, że mimo twego długoletniego pobytu w krainach oświetlanych Słońcem nie zdążyłeś nabrać się na życzliwe uśmiechy ludzi. Wierz mi lub nie, ale oni nigdy nie będą traktować cię na równi z sobą. Przecież jesteś silnym i utalentowanym wojownikiem, a przy tym żadna z tych jasnych istot nie dorówna naszej zwinności. Nie akceptują nas, bo jesteśmy silniejsi i inteligentniejsi od nich, co budzi w nich nienawiść i agresję wobec nas. Jak myślisz, dlaczego Fosht'ka zabrała ze sobą kapłana ? Raczej nie był to przypadek. Myślę, że jako drowy, jak również najsilniejsze jednostki w drużynie, bo nie będę udawać, że nie mam doświadczenia w dziedzinie magii, powinniśmy trzymać się razem. Wiem, że zostałeś wychowany w nienawiści do drowek, ale czy gdybym była taka jak one to nie siedziałabym teraz na wygodnym tronie w świątyni, zamiast przemierzać nieznane krainy ? Wierz mi, że doznałam z ich strony równie dużo upokorzeń, co ty.Więc mimo, że nigdy nie zapomnę, że chciałeś mnie zabić, proponuję ci sojusz. Przynajmniej na czas, kiedy nie odnajdziemy drogi do domu. - zakończyła swoją pełną pasji wypowiedź. Miała tylko nadzieję, że przyzwyczajony do krótkich komend wojownik zrozumiał o co jej chodzi i nie okaże się skończonym kretynem, odrzucając taką propozycję. Poza tym, będzie potrzebny ktoś, kto zadba o jej bezpieczeństwo podczas wróżenia z misy.
 
__________________
Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia.
Lyssea jest offline  
Stary 21-04-2009, 17:37   #557
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm
W zamyśleniu wpatrywał się w słońce coraz szybciej znikające za horyzontem. Niewiele dnia im pozostało, stwierdził z goryczą. Sam nie zauważył jak wiele czasu spędził wertując księgi, ale nie żałował. Wszystko prędzej czy później okazuje się przydatne. Przy jukach, tak jak się mógł spodziewać nie zastał nikogo. Konie, jedyne żywe istoty w pobliżu zdawały się spokojne, skubały trawę, choć każdy głośniejszy trzask odrywał je od posiłku. Im również trwająca cisza musiała wydawać się niepokojąca i nieznośna. Poklepał po boku swojego wierzchowca. Z juków odwiązał swój kij, jakby broń dodawała odwagi i ruszył w głąb miasta.

W oddali zobaczył Nathiela. Spojrzał w jego stronę pytającym wzrokiem, lecz wojownik był za daleko, żeby móc krzyknąć do niego. W dodatku wpatrzony w coś, co okazało się stojącą za pniem Phaere. Drowka szybko zniknęła we wnętrzu drzewa stąd nie dane było podchodzącemu wolno kapłanowi dostrzec jej obecności tam. W innym wypadku być może nie obrałby tej ścieżki.

Nie spieszył się zbytnio. Wśród walających się niedbale przedmiotów zwracało uwagę liczne uzbrojenie, które po bliższym obejrzeniu okazywało się być orężem paradnym lub ceremonialnym. Krótko zastanawiał się nad przygarnięciem którejś sztuki. Nie kierowały nim skrupuły przy tym, lecz zdrowy rozsądek. Zacisnął mocniej pieść na swym kiju. Mocne drewno mogło okazać się wytrzymalsze od lichego stopu z jakiego wykonano miecze. Poza tym w walce ze szkieletami liczyła się brutalna siła, mocne uderzenie łamiące poruszające się kości. Miecz, szczerbiący się z łatwością na twardym kośćcu, był równie dobry jak bojowy kij.

Oglądane przy okazji ślady na drzewach zaczynały mieszać mu się w głowie, układać w cudaczne fantazyjne sekwencje. Potarł skronie. Na myśl przychodziły mu setki dziwnych sposobów wykorzystania znaków, począwszy od pierwszego wrażenia jakiegoś systemu obronnego, poprzez różnego rodzaju magiczne ochrony, obrazy opisujące jakąś historię, skończywszy na typowych znakach informacyjnych. Każdy równie prawdopodobny i równie absurdalny zarazem. Skrzywił się z niesmakiem, czemu właściwie poświęca im tyle uwagi. Co takiego miał odkryć, na co tracić czas?
Rzeczywiście dopiero po długich rozpatrywaniach możliwych ich kombinacji udało mu się uzyskać tylko kilka szczątkowych informacji. Każde z trzech pierwszych znaków było uszczegółowieniem poprzedniego. Teraz gdy to odkrył, wydało mu się tak oczywiste, cóż za ironia losu tracić czas na odgadnięcie czegoś, co od razu zauważyłby każdy docierający tu wędrowiec.

Westchnął oparty o swój kostur.
Starzejesz się Anzelmie, czy to zmęczenie odbiera Ci siły? Nie czas jeszcze na odpoczynek.
Zakpił sam z siebie, w pamięci przywołując cel w którym tu przybył. Wydało mu się, że zawieszony na szyi medalion rozpromienia ciepło, jakby żądza zemsty napełniała go mocą.

Więc symbole ewoluują, kombinował dalej, jedne z drugiego, albo raczej pokazują, krok po kroku, jak narysować trzeci. W niczym nie przystawało mu to do rozważań o systemie obronnym, po co ktokolwiek umieszczałby sposób rysowania tych znaków tutaj. W widocznym miejscu, nie zaś w magicznych księgach, komu mogłyby służyć symbole. Obrońcom? Czyż oni nie znaliby ich na pamięć? Napastnikom, w jakim celu?

Sam nie wiedział kiedy doszedł do wniosku, że system mógłby służyć komunikacji. W wyobraźni roztoczył się przed nim ciąg zapalających się jedno za drugim, rozmieszczonych na wzgórzach ognisk, rozpalane od rubieży w głąb państwa, komunikujących nadchodzące zagrożenie. Wydawało mu się to śmieszne, ale im dłużej wpatrywał się w symbole, tym więcej nasuwało się skojarzeń. Symbole zwierząt, kreślone mogłyby je przywoływać w obronie tego miejsca, tutejsza bogini była przecież i ich matką. Gdzieś w oddali dostrzegł inny symbol. Kształt wydał mu się złudniczo podobny do skrzydlatej wężowej postaci przedstawianej na obrazie z Czasów Niepokoju. Miee'sitil leżało blisko ruin, w których pogrzebano wielkie zło. Ktoś dalekowzroczny, wystarczająco potężny, mógł stworzyć taką zgubną komunikację, której nawet jeśli obrońcy nie zdążyliby użyć, mogli wywołać zaintrygowani, kreślący te znaki najeźdźcy. Gniew matki, gniew natury.

Niezdarnie nabazgrał jeden ze znaków, z rzędu w którym ostatni znak przypominał mu królika. Jakby jeszcze mocniej chcąc przekonać samego siebie.
Pierwsze kreski dość starannie, przypominały pierwowzór, lecz późniejsze myliły się mieszały i krzywiły w złych momentach tak, że rezultat w niczym nie przypominał nadrzewnego rytu. Potrzeba było większego kunsztu, osoby wprawionej w kreśleniu magicznych zwojów, być może potrzebna byłaby również jakaś magia, która nada moc kreślonym symbolom.. Kapłan naraz pomyślał o Fosth'ce, może czarownica zdoła mu pomóc.

Zatoczył szerokie koło, zanim znalazł się przed świątynią. Medalion zadrżał ostrzegawczo w momencie przekraczania progu budynku.
-Jakieś ślady?-odezwał się pierwszy patrząc na Nathiela-Znalazłem parę map, ułatwią nam wędrówkę po tym terenie. W pobliżu jest polana nadająca się na obóz, za jakiś czas powinniśmy rozpocząć wymarsz.

Szybko i oszczędnie w słowach zrelacjonował swoje niewielkie dokonania. Dostrzegłszy również Phaere, jakby zwolnił, lub nawet zrezygnował z dalszych opowieści. Chwilę wpatrywał się w płaskorzeźby, wreszcie spojrzał na drowkę oceniającym wzrokiem, chytrze rozważając coś w myślach.

-Zwróciliście uwagę na wymalowane znaki na każdym z drzew?-zapytał niewinnie- Cztery symbole, w tym trzy powiązane ze sobą. Magicznie uzdolniona, wykształcona osoba bez trudu odczyta ich znaczenia, prawda?-jego słowa nabrały szyderczego wydźwięku, w ostatnich słowach uśmiechnął się ironicznie próbując dać do zrozumienia, że on zna tę tajemnicę. W istocie wiedział tyle ile przedstawił, prawda była poza jego zasięgiem, lecz w ten sposób pragnął podpuścić Phaere. Drowka z pewnością lepiej znała się na takich sprawach, jednak zwykłe pytanie lub prośba wyciągną z niej więcej niż ta próba zagrania na ambicji czarownicy.
 
Glyph jest offline  
Stary 24-04-2009, 08:02   #558
 
Aurora Borealis's Avatar
 
Reputacja: 1 Aurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwu
Fosht'ka

Prawdziwy skarbiec!.. Z czułością patrzyła na księgi, a "Zioła - czy są Twoim powołaniem?" schowała do torby. Następne trafiły do niej śliczne fiolki. W jej świecie tak nieczęsto widywała równą troskę o może niewiele warte w złocie, ale jakże cenne w podróży, specyfiki, tak nieczęsto wlewało się je w coś mocniejszego niż szkło. Zabrała też zwój z opisami, gdy coś sobie uświadomiła. Zatrzymała się przez chwilę w bezruchu, ze zwojem na pół wciśniętym do torby, po czym wolnym krokiem wróciła do plądrowania, choć pozostała zamyślona. Sprawdziła, czy uda się jej zabrać jeszcze "Ziołolecznictwo" i czy znajdzie jakiś tomik o zatruciach i chorobach tej krainy (poszukałaby nazw toksyn, które występowały w opisach fiolek), a potem usiadła wprost na podłodze, położyła przed sobą jedną z otwartych ksiąg i wpatrzyła się w nią, opierając podbródek o pięść. Zastanawiała się, czy nie poczuła czegoś dziwnego lub nowego od wejścia do wioski.
- Calcifer, może mi poczytasz? - zapytała półgłosem.
- Raczej nie, szefowo - odparł tamten, patrząc z wysokości jakiejś komódki. Kto go tam wie, może nie umiał czytać.
 
__________________
- Dlaczego nie wolno mi kłamać? (..) Dlaczego tylko ja mam być prawdomówna? Wujek nie myśli, że to jest wystawianie się na cel? Jasne jest chyba, że jeśli ktoś tu oberwie, to nie ci, którzy kłamią, tylko ja.
- (..) Tu nie o to chodzi, kto oberwie. Tu chodzi o to, żebyś nie dołączyła do ich stada.
Aurora Borealis jest offline  
Stary 24-04-2009, 14:53   #559
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Selena czuła się znacznie lepiej „fizycznie” - o ile można tak powiedzieć o osobie, która nie posiada własnego ciała. A jednak cała jej dusza cierpiała. Wspomnienia ostatnich wydarzeń nie dawały jej spokoju, wciąż pojawiały się w jej świadomości, choć starała się robić wszystko, by o tym nie myśleć. Pokazywała nieświadomej jej obecności Fosth'ce wszystko, co znajdowało się w aptece, użyczała jej swojej wiedzy, a nawet swojego języka. Coraz lepiej potrafiła sobie radzić i wiedziała już jaki mogła mieć na nią wpływ.


A jednak... jednak krzyk Mayleen wciąż rozlegał się w jej głowie. Jej spojrzenie, wyciągnięta do matki rączka, błagalne gesty mówiące „Ocal mnie mamusiu! Ocal mnie!”. Nie potrafiła jej pomóc. Wszystko działo się tak szybko, a Selena nie potrafiła nic zrobić. Nic, prócz jednego – ucieczki. To najbardziej haniebny czyn, jakiego się dopuściła i wiedziała, że będzie za to pokutować do końca życia. Zostawiła wszystkich na pastwę czarnej mgły, a sama skoczyła... Teraz zrobiłaby wszystko, by naprawić swój błąd. By ocalić rodzinę i przyjaciół. Walczyły w niej dwa przeciwstawne uczucia – wstyd i pragnienie poniesienia kary, rozpacz i strach; oraz chęć zemsty, pragnienie działania, odnalezienia winnego tego co się zdarzyło. Czuła się jednak bardzo samotna i bezradna. Nie miała niczyjego wsparcia, nie wiedziała czy postępuje słusznie. Ile już razy błagała Matkę o wybaczenie, o odpowiedź na dręczące pytania? Lecz nie słyszała jej głosu, nie czuła jej... aż do teraz.


Przebywając zwłaszcza tutaj, w Miee'sitil, zaskakująco szybko dochodziła do siebie. Dziękowała Zivilyn za opiekę i łaskę, prosiła ją o wybaczenie, aż wreszcie – poczuła ją gdzieś w głębi siebie, tak jak dawniej. Matka nie opuściła jej, być może nawet gotowa jest jej wybaczyć! Jej obecność wlała w Selenę zupełnie nowe siły. Wcześniej była całkiem sama, wśród wrogich ludzi, z brzemieniem grzechów i bez perspektyw na przyszłość. Lecz gdy tylko zrozumiała, że Zivilyn znów ją wspiera, przebudziła się z letargu. Bogini pragnie, by zrobiła wszystko, aby odnaleźć zagubionych Tei'ner! Należało zacząć działać.


Fosth'ka klęczała nad jedną z ksiąg. Selena wychyliła się jak najdalej mogła, by sprawdzić, czy nikogo nie ma w pobliżu. Nadal jeszcze bała się zaryzykować - to mogło być zbyt kosztowne i niebezpieczne. Czuła towarzyszy czarodziejki, którzy krążyli po Miee'sitil i przeszukiwali miasto. Wciąż żywiła do nich odrazę i uważała ich wtargnięcie do wymarłego miasta za profanację. Teraz jednak nie było na to czasu. Potrzebowała pomocy, przynajmniej póki sama nie będzie mogła o siebie zadbać.


- Fosth'ko... - zwróciła się do czarodziejki, a ta wzdrygnęła się na dźwięk swego imienia i rozejrzała dookoła w poszukiwaniu osoby, która ją wołała. - Fosth'ko, nie bój się. Jestem tutaj...


*



 
Milly jest offline  
Stary 28-04-2009, 23:32   #560
 
Aurora Borealis's Avatar
 
Reputacja: 1 Aurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwuAurora Borealis jest godny podziwu
Fosht'ka

Gdy usłyszała swoje imię, przeszedł ją dreszcz, i odruchowo przemknęła wzrokiem po pomieszczeniu, szukając tego, kto wzywał jej imienia.



 
__________________
- Dlaczego nie wolno mi kłamać? (..) Dlaczego tylko ja mam być prawdomówna? Wujek nie myśli, że to jest wystawianie się na cel? Jasne jest chyba, że jeśli ktoś tu oberwie, to nie ci, którzy kłamią, tylko ja.
- (..) Tu nie o to chodzi, kto oberwie. Tu chodzi o to, żebyś nie dołączyła do ich stada.

Ostatnio edytowane przez Aurora Borealis : 28-04-2009 o 23:45.
Aurora Borealis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172