Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2025, 13:29   #1
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
[SavagePathfinder]Królestwo Falorm: Kłopoty w Orlane.

Opowieści z Falorm, Królestwa Trzech Koron
Kłopoty w Orlane.


10 Alturiak, 555 DR (Rok Zgrzytających Zębów), miasto Głośne Wody
Pogoda w dorzeczu Delimbyir zawsze potrafiła zaskoczyć. Nie inaczej było i teraz. Nagłe ocieplenie w środku zimy dało chwilę wytchnienia od trzaskających mrozów, jednocześnie blokując transport rzeczny - trzask pękającego lodu skutecznie odstraszał tych, którzy chcieliby skorzystać z najszybszego sposobu podróży - po zamarzniętej rzece.

Większość tubylców przyjęła to z dobrodziejstwem inwentarza. Alturiak to nie Ches, zima może trzymać jeszcze przez miesiąc. Na szczęście wygłodniali orkowie tej zimy nie zeszli z gór. To bardziej niż zmiana pogody radowało mieszkańców Królestwa Trzech Koron.

***

Varis przeciągnął się wstając z łóżka. Niemal natychmiast poczuł chłód poranka, przenikający jego rozgrzane ciało. Szybko zaczął się ubierać. Ciche stuki i szelesty z parteru domu powodowały u elfa przyspieszenie ruchów. Ciche westchnienie dobiegające z łoża zatrzymało elfa. Joala, córka karczmarza wyglądała uroczo i jak zawsze zachęcająco. We śnie wysunęła się spod futer, wysuwając długie ramię w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą leżał jej kochanek.



Varis odczekał chwilę bez ruchu, po czym delikatnie przykrył ramię. Szybkie kroki do okna i wraz z pierwszymi promieniami nowego dnia, elf ześlizgnął się po oblodzonym dachu i wylądował na ulicy.



Głośne Wody były dużym miasteczkiem położonym nad rzeką Delimbyir. Otoczone murem, z ufortyfikowaną wieżą tutejszego lorda górującą nad budynkami w północnej części miasta, rozrastało się z roku na rok. Varis w zasadzie lubił to miasto. Jak nigdzie indziej chyba w całym królestwie nie było takiego przemieszania ras. Nikt nie patrzył na ciebie krzywo za to kim byli twoi rodzice, liczyło się to jak samemu się postępuje. Sam władca miasta, Tybrin Migocząca gwiazda, otrzymał tytuł i ziemię od króla Delimbyir, pomimo, że był mieszanej krwi. Varis skierował swoje kroki przez most, w stronę zajazdu "Pod Starą Sową", gdzie oficjalnie mieszkał.
Minął dzielnicę portową, gdzie rozładowywano łodzie i większe statki. Czasu było mało. Na tej wysokości rzeka nie zamarzała w całości, a roztopy oznaczały spływanie lodu.



Iwo Pasibrzuch, barman i właściciel Starej Sowy był już na nogach. Choć jako niziołek potrzebował dodatkowej ławy aby nie zniknąć za barem, wszyscy darzyli go respektem. Jak Varis wiedział, Iwo miał powiązania z gildią złodziei z Illusk a i sam śwetnie posługiwał się swoimi nożami. Na widok elfa skrzywił się wyraźnie.
- Stalowa Pani tu była. - zaczął bez ogródek, zaskakując elfa.
- Jest tu jeszcze?
- Wynajęła pokój i wyszła niedługo przed tobą - odparł Iwo.
- Powiedziała, że wróci wieczorem. Wynajęła stolik na następny dekadzień. Nikt ma tam nie siadać oprócz niej i jej gości. Pytała o ciebie, dała znać, że ty możesz tam siadać - wskazał na miejsce w rogu sali.

No tak, rozminęli się. Varis wrócił myślami do wiadomości którą otrzymał. Stalowa Pani, jak kazała się nazywać, była dobrą znajomą, tropicielką, która nie jeden raz ocaliła skóry drużynom w których działał elf. Teraz to ona zaproponowała jemu pracę,długoterminową i dobrze płatną, co przy kurczącej się sakiewce brzmiało bardzo dobrze. A poza tym była wobec niego w porządku i nie miała problemu z zagospodarowywaniem łupów które czasem udawało się zdobyć. Na wszelki wypadek elf sprawdził swój pokój, nie wyglądało jakoby miał niespodziewanych gości, jego rzeczy były nienaruszone. Pozostało poczekać do wieczora.

***

10 Alturiak, 555 DR (Rok Zgrzytających Zębów), wieża Telkouna, Góry Nether




- Żałosne.
Surowy głos rozlegał się w bibliotece w wieży wyrastającej wśród górskich skał. Stary mistrz magii, Wulgreth, spoglądał na swego ucznia z politowaniem.
- Żaba zrobiłaby to lepiej - dodał.
Martin Hart, uczeń czarodzieja, nie bardzo wiedział co odpowiedzieć więc taktownie milczał. Przełknął tylko ślinę na wspomnienie dwóch dni które kiedyś za karę spędził jako płaz w słoju. Nigdy więcej nie był ukarany.


Przetarł twarz. Łatwo było mówić. O ile Martin się orientował, ten stary dziad, Mistrz Wulgreth nie spał, nie jadł, nie pił, a jednego nie można mu było odmówić. Mocy. Był on zdecydowanie jednym z najsilniejszych magów w całej tej krainie. Mógłby opływać w dostatki w Ascalhorn, mieście czarodziejów, ale odszedł, bo nie miał cierpliwości do nauczania młodych. Przyjmował tylko pojedynczych uczniów, z których wszyscy poza Martinem zostawali wyrzuceni już po kilku miesiącach nauki.
Hart jednakże był zawzięty, jak mało kto. W końcu jemu odmówiono nauk w Akademii Ascalhorn, bo nie miał pieniędzy, nikogo nie znał, nie miał tam rodziny... wtedy wydawało się logicznym aby szukać mistrza który go przyjmie. Na przykład takiego, przed którym ostrzegali go uczniowie Akademii.
Podobno balia do zmywania była kiedyś jednym z wyjątkowo krnąbrnych uczniów. Martin miał nadzieję, że to makabryczny żart, bo zaiste tyko takie żarty Wulgreth zdawał się uznawać, ale nie był do końca pewny.
Był jednak pewien dobrego wyboru. Gdy po dłuższym czasie nauki udał się zakupić komponenty do czarów w Ascalhorn, jeden z aroganckich tamtejszych uczniów wyzwał go na pojedynek magiczny. Hart poradził sobie tak dobrze, że tamtejszy mistrz musiał interweniować. Na szczęście po wspomnieniu imienia Wulgretha oraz tego że to Martin został wyzwany, sprawa rozeszła się po kościach.

- Wyjeżdżasz! Wyjeżdżasz! - piszczący głos małego gargulca, towarzysza Mistrza rozległ się tuż przy uchu Martina.

- Tak. Twój czas nauki dobiega końca. - stary mag położył na stół rozpieczętowany list oraz małą spinkę, znajdującą się wewnątrz. Ona... jestem jej winien przysługę, a ja zawsze spłacam swoje długi.
Skinął ręką, dwa palce delikatnie poruszyły się i do komnaty weszła elfka. Niższa od martina, blada skóra i białe włosy zdradzały krew księżycowych elfów, ubrana była w strój zwiadowcy lub tropiciela.





- To Stalowa Pani. Nie jest to oczywiście prawdziwe imię, ale to akurat nikogo nie obchodzi. Udasz się na służbę do niej. Gdy cię z niej zwolni, ta wieża i wszystko co się w niej znajduje będzie twoja.

Widząc zdziwienie ucznia kontynuował.
- Zasiedziałem się tu za długo. To dobra okazja aby to zmienić. Ty zaś... jesteś najmniej kiepskim spośród wszystkich twoich poprzedników. Jeśli przetrwasz służbę, nie będziesz pewnie nawet potrzebował magicznych haseł do zabezpieczeń wieży. Nie zawiedź mnie.
To ostatnie powiedział tonem, który budził wiele nieciekawych skojarzeń.

- Twoje rzeczy są przygotowane - wskazał na tobołki leżące obok - nie mamy czasu. Spotkanie umówione jest od dzisiaj wieczorem, w karczmie "Pod Starą Sową" w Głośnych Wodach. Nie należy się spóźniać.
To było kolejne z dziwactw maga. Nienawidził spóźniania się. Do tego stopnia, że Martin wyrobił sobie zdrowy nawyk bycia zawsze wcześniej, co najmniej o ćwierć świecy.
- Ta spinka to znak że przybywasz ode mnie, na jej zaproszenie. Oddasz ją Stalowej Pani gdy się spotkacie. Do tego czasu nie wolno ci jej zgubić.

Szybki przegląd rzeczy wykazał, że nic nie brakowało. Gdy Martin obrócił się aby zadać pytanie, Wulgreth przemówił ponownie.
- To może być nasze ostatnie spotkanie. Przyjmij więc tą radę: nigdy się nie wahaj. Idź do przodu lub idź wstecz albo w bok, ale nigdy nie stój w miejscu. I działaj. Nie będziesz żałował rzeczy które zrobiłeś, będziesz żałował, że chciałeś coś zrobić, ale zrezygnowałeś, wahałeś się. Tylko w ten sposób osiągniesz prawdziwą moc.
Mówiąc to uniósł w ręce jeden z klejnotów ze swojej prywatnej pracowni, rubin wielkości połowy kciuka. Martin drgnął. To za to, że wkradł się do pracowni i dotknął tego rubinu, kiedyś siedział w słoju jako żaba. Mag zdawałoby się delikatnym ruchem roztarł kamień w palcach niczym kostkę cukru. Wypowiedział jedno słowo w języku magii i opiłki kamienia poleciały w stronę Martina tworząc wirujący rubinowy okrąg wokół jego stóp. Ułamek sekundy później stracił oparcie w podłodze i poleciał w dół.

Upadł plecami w śniegową zaspę. Wiał lekki, mroźny wietrzyk, który przejmował go zimnem do kości. Błękitne niebo poprzetykane szarymi i białymi chmurami zastąpiło sufit pracowni. Ubranie przemiękło od śniegu w jednej chwili, wywołując odrętwienie z zimna.
"Kawał wuja, reszta dziada..." wściekłe myśli przemknęły przez głowę ucznia, gdy stojąc na mrozie rozbierał się i zakładał zimowe ubranie które miał w bagażach. Gdy już się przebrał, rozejrzał się po okolicy.





Dolina Delimbyir, rozpoznał otoczenie oraz miasto, Głośne Wody.

Położone nad oboma brzegami Delimbyir, nawet obecnie przysypane śniegiem i tak stanowiło obietnicę cywilizacji i ciepłego posiłku.
Karczma "Pod Starą Sową" dziś wieczorem? Miał pół dnia na zapoznanie się z miastem i znalezienie noclegu, choćby na dzisiejszą noc.


***

6 Alturiak, 555 DR (Rok Zgrzytających Zębów), obóz Zakonu Złotego Lwa, pod miastem Llorkh




Stuk drewnianych mieczy rozbrzmiewał w obozie treningowym. Lena na przemian mieczem i tarczą bez wysiłku odbijała spadające na nią ciosy młodego giermka. Wokół inni trenowali atakując wbite w ziemię drewniane pale, dalej łucznicy słali strzały w wypchane słomą i szmatami manekiny.
- Przepraszam... - młoda akolitka świątyni Torma podeszła do walczących, przerywając ćwiczenia.
Zziajany i spocony giermek posłał akolitce spojrzenie wdzięczności.
- Przepraszam, pani instruktor. Jest pani proszona do kabiny komtura.

Paladonna usiadła na rozkładanym stołku w chacie komtura Zakonu Złotego Lwa. Anton Saaver, przywódca rycerzy świątyni Torma spoglądał na nią znad listu. Widocznie zadowolony z tego co zobaczył, odłożył dokument na stół, na którym paladonna spostrzegła jeszcze jeden nieznany jej przedmiot, małą zapinkę do płaszcza.

- Masz nowe zadanie, Leno. Nowy przydział. Osoba, która oddała wiele przysług dla naszego bractwa i Królestwa poprosiła nas o pomoc, o wsparcie. Jak wiesz po ostatnich starciach z Trollami z Szarych Wierchów wielu naszych towarzyszy jest rannych. W związku z tym jesteś jedyną osobą, którą mogę tam wysłać, pomimo tego że twoja praca tutaj także jest ważna. Ale to się dobrze składa. Sądzę, że sobie poradzisz. Takie zadanie pozwoli ci... poznać więcej świata, poza Świątynią i obozem treningowym.
Uśmiechnał się pod brodą.
- Wiem co mówię, bo trzydzieści lat temu, kiedy kolana i stopy nie bolały mnie jak teraz, ja sam kilka lat wędrowałem u jej boku. Zanim Królestwa się połączyły, zanim... wydarzyło się wiele rzeczy.
Zamyślił się przez chwilę, po czym podjął.
-Ta osoba to Stalowa Pani, elfia tropicielka. Twoje zadanie to pomagać jej i wykonywać jej polecenia, oczywiście w zgodzie ze swoim sumieniem i zasadami. Przy czym nie sądzę, aby doszło do jakiegoś konfliktu interesów. Gdy zwolni cię ze służby, wrócisz do Zakonu po nowe instrukcje. Do tego czasu jednak pozostajesz do jej dyspozycji. Spotkacie się w ciągu drugiego dekadnia Alturiaka. Między 10 a 20 Alturiaka będzie codziennie wieczorem w karczmie "Pod Starą Sową" w Głośnych Wodach, pod zachodnią ścianą karczmy. Na dowód tego że przybywasz od nas, przekażesz jej tą spinkę - tu podał jej spinkę ze stołu. Była ona wielkości dużej monety i przedstawiała harfę i półksiężyc.
- Ta spinka należy do niej i potwierdza to że przybywasz od nas. Nie możesz jej w żaden sposób utracić.
- Co do transportu, to udało nam się znaleźć jednego z kupców, który zgodził się zabrać ciebie do Głośnych Wód, abyś zdążyła na spotkanie. Pojedziecie saniami po rzece.

Po pożegnaniach z towarzyszami i przygotowaniach, paladonna wyruszyła w drogę do Głośnych Wód. Kupiec, niziołek Samuel Brandybuck, prowadził sanie pewnie, tak, że ciągnące je psy nie męczyły się i utrzymywały dobre tempo. Sama podróż trwała trzy dni. Trzy zimne dni i mroźne noce, gdy poznała jedna ze sztuczek kupców jeżdżących po zamarzniętych rzekach - spanie wśród psów. O ile nie przeszkadzał komuś zapach, było zdecydowanie cieplej. Samuel był dobrym kompanem, znającym się na sztuce przetrwania i wesołym, tak więc podróż wcale się nie dłużyła. Na szczęście, lód na rzece jeszcze trzymał i po upływie trzech dni podróży, w południe 10 Alturiak, dotarli do miasta Głośne Wody. Pozostało znaleźć karczmę "Pod Starą Sową" i poczekać do wieczora.





 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 26-01-2025, 21:51   #2
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Hart zarzucił plecak i ruszył przez zaspy w kierunku miasta. Było dalej niż wyglądało. I zeszło mu dłużej niż myślał. W końcu wyszedł na drogę. Otrzepał się ze śniegu i o wiele raźniejszym krokiem w kierunku bramy. Tam dopytał strażników jak trafić do "Starej sowy". Miał szczęście, ze wszedł od północy, inaczej czekała by go przeprawa mostem, a o tej porze pewnie zapchanym wozami.
W końcu dotarł na miejsce. Mimo zimowego ubrania, trochę już czuł mróz w kościach. Zdjął rękawice smarknął w palce, rzucił gila na ziemie i zadeptał gada. Na co dzień nie pozwał sobie na takie rzeczy. Był odpowiedzialny za wizerunek magów, ale po paru godzinach brodzenia w śniegu miał to w dupie. I nawet tego nie czuł, bo owa dupa była kompletnie przymarznięta. Wycierając palce o futrynę wszedł do środka.
- Szukam Stalowej Pani - oznajmił od drzwi.
 
Mike jest offline  
Stary 27-01-2025, 09:31   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak dobrze wstać, skoro świt...
Słowa wymyślone (a później wyśpiewane) przez jakiegoś pijanego zapewne szarpidruta, były stwierdzeniem, z ktorym Varis rzadko kiedy się zgadzał. A już z pewnością nie w chwili, gdy noc spędził w bardzo miłym towarzystwie, zachęcajacym do przedłużenia nocnych przyjeności.
Ale, z drugiej strony, w niektórych sytuacjach dobrze dla zdrowia jest zmienić miejsce pobytu bardzo wcześnie... by nie narażać się na niezadowolenie czyjegoś ojca czy brata.

Chłód poranka do końca rozbudził Variela, który (ze względu na okoliczności) na poprzedni wieczór ubrał się w coś, co nie krępowało ruchów, ale pred mrozem niezbyt chroniło.
Coś za coś...
Elf przyspieszył nieco, lecz i tak zachował ostrożność. Wrogów co prawda ostatnio sobie nie narobił, ale, jak powiadali, jeśli nie zadbasz o swoje bezpieczeństwo, bogowie też tego nie zrobią.

Jak się okazało, rozminął się ze zleceniodawczynią. Ale to rozminięcie nie było na tyle groźne, by samo zlecenie przeszło mu koło nosa. A skoro miał czekać, to czemu nie miałby czegoś przekąsić?
- Chleb, jajecznica, jakaś szynka - zadysponował. - I piwo - dodał, siadając przy stole.
Do wieczora był jeszcze szmat czasu, a jakoś ten czas trzeba było zagospodarować.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-02-2025, 20:04   #4
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Podczas podróży, Lena podpytała Samuela o Głośne Wody. W przeciwieństwie do niziołka, nigdy tam nie była, więc warto było zasięgnąć informacji. A i rozmowa podczas postoju lepiej im wychodziła. Miasto miało w sobie jedynie zalety - bez napaści i konfliktów między grupami. Przynajmniej z tego co mówił kupiec, ale można było spokojnie wierzyć jego słowom. Lena wierzyła, a wkrótce miała się sama przekonać.

Gdy szczęśliwie dotarli do celu, Lena zaproponowała aby wraz z pieskami udali się do jakiegoś przybytku gdzie mogliby się ogrzać i zjeść ciepły posiłek, gdyż czworonogi w pełni zasłużyły na nagrodę. Niziołek podziękował i z uśmiechem odparł, że istotnie nie siada do jedzenia zanim nie nakarmi swoich pupili. Aczkolwiek w kwestii regeneracji sił po podróży miał już swoje ustalone miejsce. Nie było to "Pod Starą Sową", więc wyglądało na to, że tutaj ich drogi miały się rozejść.
Odprowadzając Samuela, Lena podziękowała mu za transport, zaś on podziękował jej za zwiększone poczucie bezpieczeństwa - wiedział, że w razie kłopotu Lena stanęłaby w jego obronie i tak właśnie było. Dzięki bogom, podróż przebiegła bezpiecznie. Pożegnali się uprzejmie, a Lena nie omieszkała pogłaskać na do widzenia każdego z dzielnych psiaków.

Znalezienie karczmy "Pod Starą Sową" nie było trudne - przybytek okazał się na tyle znany, że wystarczyło spytać miejscowych. Było jednak jeszcze wcześnie, zaś w mieście było coś jeszcze co Lena chciała odwiedzić - nie było tam co prawda świątyni ani kaplicy, ale w mieście znajdował się "Ołtarz Wszystkich Wiar". To też było znane miejsce, którego odnalezienie nie sprawiało kłopotów. Lena udała się tam, a następnie podziękowała bogom za bezpieczną podróż, poprosiła też o łaskę dla Samuela i jego piesków, oraz o powodzenie czekającego ją zadania, nie zapominając o modlitwie w intencji Stalowej Pani, aby ta dotarła bezpiecznie na ich spotkanie i oby jej się powodziło. Pomodliła się także o przychylność dla Zakonu, dla sierot i pokrzywdzonych i dla wszystkich dobrych istot.
Dopiero po modlitwach, udała się na zasłużony obiad. Najlepszą do tego celu lokacją była karczma "Pod Starą Sową", do której drogę już znała.
 
Mekow jest offline  
Stary 05-02-2025, 12:09   #5
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
Miasto żyło, nie czekając na nikogo. Gwar i tłum przywitał przybyszów, niezmienny czy to w południe, czy pod wieczór. Wszyscy bez większych problemów odnaleźli „Starą Sowę”. Karczmę stanowił trzypiętrowy (ze znanym Varisowi poddaszem) budynek, wykonany w całości z drewnianych bali.

Jak zwykle wieczorem, kilka kominków ogrzewało główną salę, w której przesiadywał duży przekrój mieszkańców miasta i przyjezdnych.




Kelnerki uwijały się roznosząc jedzenie i picie, starając się dostarczyć zamówienia bez uszczerbku pomimo natłoku klientów.

Varis który czuł się całkiem błogo po dobrym śniadaniu i popołudniowym odpoczynku, zasiadł przy pustym jak na razie stole. Rosie, kuzynka Ivo podeszła do stołu, zdawałoby się płynąc w tłumie gości. Z flirtującym uśmiechem oraz wesołym błyskiem w oku postawiła na stole dzban z podgrzanym winem oraz kilka kubków na tacce.
- To na spotkanie – powiedziała z uśmiechem.
- Pani zamówiła dolewanie, więc jak się skończy to doniosę. Tylko nie wypij od razu wszystkiego… albo się podziel – puściła oko do elfa. Co prawda jej kuzyn dał mu do zrozumienia, że szuka dla dziewczyny porządnego niziołka za męża, ale cóż…

Miłe rozmyślania przerwał melodyjny głos.
- Witaj Varisie.
Stalowa Pani, w swoim zwyczajowym stroju na który składała się skórzana zbroja, mocne spodnie i dobre buty zasiadła do stołu. Po uścisku rozlała grzane wino do dwóch kubków.
- Co słycha…
Przerwała, gdy na gwar karczmy nałożyła się dodatkowa muzyka. Na niewielką scenę, będącą jednocześnie przejściem na górne piętra rozłożyła się grupka bardów. Blond włosa półelfka, czarnowłosa niziołka oraz rudy krasnolud zaczęli grać w zespole, rzecz naprawdę rzadko spotykana w Królestwie.
Bas krasnoluda dobrze komponował się z sopranem dziewczyn. Cała sala słuchała w milczeniu, zaś gdy skończyli posypały się brawa.
Przedstawiciel Twardego Ludu, zabębnił krótko, prosząc o uwagę.
- Zebrani! Drodzy goście! Bogactwa i chwała czekają! Mój kuzyn, Thrann Zrodzonyzkamienia prowadzi ekspedycję aby zbadać i odbić Cytadelę Gundgathol z łap goblinów! Kto chce, może dołączyć i wziąć udział w dziele o którym będą mówić przez wieki!

- Więc jednak… - Varis spojrzał na Stalową Panią zdziwiony smutnym tonem.
Księżycowa tel-quessir opuściła głowę wpatrując się w kubek z winem.
- Jednak będą próbować. – Przez chwilę milczała, potem westchnęła i pokręciła głową.
- Teraz nie czas na to. Są inne sprawy, tylko czasu jest zawsze mało.
Spojrzała na Varisa.
- Więc co u ciebie sł…
Ponownie przerwała, gdy przy stoliku stanęła kobieta. Budowa ciała i przede wszystkim mowa ciała mówiła jasno, to wojowniczka. Nałożona na pancerz tunika z symbolem Torma oznaczała najprawdopodobniej przynależność do świątyni. Kobieta już otwierała usta, gdy Rose, kelnerka prześlizgnęła się przez tłum ciągnąc za sobą młodego mężczyznę.
- O, proszę! Tutaj! On pytał o panią.– wskazała na siedzącą przy stoliku księżycową elfkę.
Zanim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, zza pazuchy młodzieńca wysunęła się głowa łasicy, ku nieukrywanemu zachwytowi niziołki.
- Ale słodziak! To twój? Zaraz ci coś przyniosę! – po czym zniknęła w tłumie.
Pierwsze lody przełamane, Martinie” głos chowańca rozbrzmiał w jego głowie, całkiem z siebie zadowolony, po czym jego uwagę odwróciło coś zupełnie innego „Ooo jak ciepłooo, zostańmy tu dłużej.”

Elfka tymczasem obrzuciła oboje spojrzeniem i jakby spodziewając się co usłyszy, przemówiła.
- Witajcie. Mówią na mnie Stalowa Pani. Czy macie coś dla mnie?
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 05-02-2025 o 21:40.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 08-02-2025, 17:40   #6
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
"Pod Starą Sową" miało dość przyjemną atmosferę, dominował tam zapach dobrego jadła, rozbrzmiewał gwar rozmów i śmiech, a co ważniejsze było tam znacznie cieplej niż na zewnątrz. Dodatkowo, na widok Leny nikt nie opuszczał go w pośpiechu ani niczego nie chował - czyli raczej nie było tam osób z nieczystym sumieniem. Paladyn, nawet taki niespecjalnych rozmiarów jak dla swojej klasy, zwykle wywoływał pewnego typu reakcje.
Oczywiście, uważny obserwator mógł dostrzec, że w tym przypadku mają do czynienia z kobietą, ale dla przeciętnych lub niezainteresowanych oczu była to niespodzianka, którą ujawniało zdjęcie hełmu.
Ściągnąwszy hełm i skórzany kaptur, Lena ujawniła swoją młodą ładną kobiecą twarz, oraz zafalowała burzą jasnych włosów, które nie wiadomo jakim cudem mieściły się pod hełmem.


Blondynka bez trudu namierzyła zachodnią ścianę - było łatwo, gdyż wiedziała że na północnych obrzeżach, o tej porze dnia i roku, słońce świeciło od południa.
Dobrze trafiła. Gdy tylko podeszła do stolika i padły pierwsze słowa, od razu wszystko się potwierdziło. Przynajmniej w jedną stronę, a to należało szybko wyrównać.
- Owszem Stalowa Pani, Mistrz Anton Saaver przesyła pozdrowienia - odpowiedziała Lena, wyciągając bezpiecznie przetrzymywaną drobną okrągłą spinkę, którą dyskretnie podała rozmówczyni.
- Jestem Lena, z Zakonu, do usług - powiedziała z delikatnym uśmiechem i skinieniem głowy.
Stalowa Pani wyglądała młodziej niż można było przypuszczać po "znajomej sprzed trzydziestu lat", ale tak to już było z elfami, że czas nie doświadczał ich w takim stopniu jak ludzi. A Lena wiedziała, że miała się spotkać z elfką, więc nie dziwiła się specjalnie.
Co ją zaskoczyło, to zwierzątko które miał ze sobą inny osobnik, który sądząc po słowach kelnerki także przybył na ich spotkanie. Niestety wystawiło ono tylko głowę, więc Lena nie miała pewności, czy był to szczur, piżmak czy łasica, ale i to wystarczało żeby stwierdzić iż wyglądało ono sympatycznie.
 
Mekow jest offline  
Stary 10-02-2025, 22:15   #7
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Ja także mam coś takiego - powiedział Martin wydobywając z sakiewki spinkę i podając ją elfce - przysyła mnie mistrz Wulgreth. A to jest Valgarth - wskazał łasicę.
Na pierwszy rzut oka trudno było się zorientować kim jest. Zza ramienia wystawał mu łuk, a u pasa wisiał krótki miecz. Odziany był w szatę jaką często noszą magowie, choć sylwetka nie wskazywała na kogoś ślęczącego nad księgami. Na głowę miał czapę "uszatkę", obecnie troczki "uszu" miał zawiązane na czubku głowy.
 
Mike jest offline  
Stary 11-02-2025, 06:41   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Atmosfera w "Starej Sowie" była bardzo przyjemna ale bynajmniej nie zaciszna i nie da się ukryć - można było znaleźć lepsze miejsce na pogawędkę we dwoje, szczególnie jeśli chodziło o przyszłe interesy. Jakby mało było gwaru rozmów, to muzyka rozbrzmiewała całą siłą, a na dodatek przez cały hałas usiłował się przedrzeć głos przedstawiciela Thrana Zrodzonegozkamienia.
Elf już miał zaproponować zmianę lokalu, lub chociażby pomieszczenia, gdy nagle do stolika podeszła dwójka nieznajomych, powołujących się na pośrednią znajomość z jego rozmówczynią.
- Varis - przedstawił się. - Jak rozumiem - zwrócił się do Stalowej Pani - nie masz zamiaru namawiać mnie na wyprawę do Cytadeli Gundgathol.
Uśmiechnął się lekko, po czym nalał wino do kubków.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-02-2025, 21:27   #9
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
Księżycowa elfka odpowiedziała uśmiechem Varisowi.
- Nie, nie zamierzam, Varisie. Przynajmniej jeszcze nie teraz. - dodała, a oczy jej spoważniały.

Zwróciła się do dwójki nowoprzybyłych.
-Siadajcie moi drodzy. Spodziewałam się, może nie Was personalnie, ale waszego przybycia. Pozwólcie że podziękuję Wam za to tu jesteście. Nawet jeśli... przybyliście tu nie do końca z własnej woli.
- Nazywam się Dathlue Mglistazima. Stalowa Pani to pseudonim, możecie go używać jeśli chcecie. Pochodzę z Cormanthoru, wielkiego lasu daleko na wschodzie, za pustynią Anauroch, za Smoczym Morzem, pomiędzy Morzem Księżycowym i Morzem Spadających Gwiazd. To... dość daleko stąd. Tym niemniej, teraz jestem tutaj. Wraz z grupą towarzyszy podjęliśmy się zadania - przerwała na chwilę - wspomagania tych, którzy próbują zmienić ten świat na lepsze. Brzmi może górnolotnie, ale jest to prawda. Wielu jest takich, którzy działają w ciemnościach nocy na szkodę innych. My działamy o zmierzchu, na korzyść innych. Te spinki noszą znak mojej rodziny. Wraz z towarzyszami przyjęliśmy je jako znak rozpoznawczy. Jeśli spotkacie kogoś na drodze mającego taki znak, to będzie znaczyć, że jest z nami związany.
Głos jej nagle spoważniał.
- Lub że zabił jednego z nas i zabrał spinkę. Nie będę Was okłamywać. To co robimy jest niebezpieczne, czasem bardzo. Ale ma to także swoje dobre strony, bowiem nagrody są warte ryzyka. Nie jest to tylko świadomość, że pomagamy słusznej sprawie, ale także jak najbardziej namacalne bogactwo - znów uśmiechnięta puściła oko do Varisa.

- Nie mamy nic przeciw temu, że zatrzymacie dla siebie to co znajdziecie, lub zabezpieczycie w trakcie wykonywania zadań, chyba że będą to ewidentnie spaczone, złe artefakty. Te oczekuję, że przekażecie mi lub komuś ode mnie.

Przerwała, gdy niziołka Rosie przyniosła całą tacę jedzenia, wymieniając także dzban z grzanym winem. Na stół powędrowało danie dość powszechne w Królestwie, gulasz z warzywami w chlebie. Pieczywo stanowiło zarówno naczynie jak i część obiadu. Sam zapach wystarczał aby częściowo rozgrzać wychłodzone ciała, tak więc wszyscy nie zwlekając zabrali się do jedzenia.

Zgodnie z obietnicą, łasica także dostała swoją małą porcję mięsa z warzywami, oraz miskę z wodą.
"Marchewka czy pietruszka, ważne że ciepłe... a smakuje i pachnie jak mięso"- zwierzak zajadał aż miska zaczęła się przesuwać po stole i musiał zacząć przytrzymywać ją łapami.
- Śliczny... - niziołka pogłaskała łasicę, która delikatnie podsunęła się pod pieszczotę.
Dziewczyna już obrała się do Martina otwierając usta, jednak na wołanie Ivo, karczmarza, skrzywiła się lekko i ze słowami - Jeszcze tu zajrzę - pobiegła w tłum gości.

- Chciałabym abyście udali się do wioski Orlane.
Stalowa Pani podjęła rozmowę.
- To osada położona około dzień-dwa dni jazdy konnej od Głośnych Wód, na południe. Mam powody sądzić, że dzieje się tam coś dziwnego. W okolicy, w Południowym Lesie pojawiło się plemię goblinów. Dwójka elfich tropicieli, moich towarzyszy o imionach Dorian i Llywillian, obserwuje te istoty i donieśli mi o ich dziwnych zachowaniach. Nie atakują oni osady, chociaż mają ku temu możliwości. Poza tym, pewien kupiec, którego dobrze znam, Iggy Olivero, także pojechał do Orlane. Miał dać mi znać przez posłańca co się tam dzieje, ale od wielu dni nikt nie przybył. Tak więc proszę Was, udajcie się do Orlane, zbadajcie sytuację. Gdy odnajdziecie Iggiego oraz Doriana i Llywilliana, dostaniecie po 100 sztuk złota na głowę. Z tej setki połowę dostaniecie jako zaliczkę na zakup tego co Wam może jeszcze brakować.

Sto sztuk złota to solidny mieszek, ważący około kilograma. Za tyle złota można żyć przez kilka miesięcy.

Pani rozwinęła mapę.Tu jesteśmy. Tu jest Orlane - wskazała miejsce na mapie. Prowadzi tam dróżka, choć rzadko uczęszczana. To trzy dni drogi pieszo lub dwa konno. Jeśli się bardzo postaracie możecie nawet dojechać konno w jeden dzień, ale to może być bardzo męczące. Przy czym to właśnie bym polecała. W Orlane są trzy karczmy, po co spędzać noc w obozie na mrozie, gdy można pod dachem?

Elfka z uśmiechem pogłaskała Valgartha, po czym z przepraszającym uśmiechem zabrała mu miskę z wodą.
- Zaraz oddam - rzekła, po czym zaczęła cicho mówić w języku magii.

Po chwili na tafli wody zaczęły formować się obrazy.
- To jest Iggy Olivero. Pochodzi z Amn, miasta bardzo daleko na południu.
- To moi towarzysze Dorian i Llywillian.
- To tak, żebyście wiedzieli jak wyglądają. - gestem ręki rozproszyła iluzję i w wodzie znów pojawiły się normalne odbicia.

-Proponuję, abyście za zaliczkę zakupili konie dla tych którzy ich nie mają. Nie nocowanie w lesie i przejazd w jeden dzień da Wam większą szansę uniknąć jakiegoś niemiłego spotkania w lesie. Sprawdźcie czy wystarczy Wam prowiantu na drogę. Czy macie jakieś pytania?
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 11-02-2025 o 21:30.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 14-02-2025, 20:43   #10
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Po krótkiej modlitwie, Lena zabrała się do jedzenia. Ciepły posiłek bardzo pozytywnie na nią wpłynął, a w dodatku był bardzo sympatycznie podany. Swojsko.
Stalowa Pani wprowadziła ich w szczegóły zadania jakiego mieli się podjąć. W zasadzie nie brzmiało ono jak coś arcytrudnego, ale prawda była taka, że jeszcze mało wiedzieli. Czyli pierwszą częścią zadania będzie zebranie informacji, a to z czym przyjdzie im się zmierzyć okaże się z czasem.

Pytania? Owszem, Lena miała. Przemilczała chwilę, dając pozostałym zgromadzonym szansę bycia pierwszym, ale zaraz potem zabrała głos.

- Dziękuję, mam kilka pytań - powiedziała Lena.
- Na wstępnie jedno małe. Ale do Ciebie - zwróciła się do właściciela łasicy, który przedstawił zwierzątko, ale nie siebie samego. - Jak możemy się do Ciebie zwracać? - spytała.

Gdy uzyskała odpowiedź, przeszła do kolejnych pytań, istotniejszych dla zadania. Tym razem do Stalowej Pani.

- Rozumiem, że nie pojedziesz z nami, oraz że zachowamy spinki jako znak rozpoznawczy - nie tyle spytała, co poprosiła o potwierdzenie przypuszczeń.
- Zostaniesz tutaj jeszcze się z kimś spotkać? - spytała, zastanawiając się co Dathlue będzie robić w międzyczasie i czy mogą liczyć na więcej wsparcia, skoro mieli okno spotkania aż dziesięciu kolejnych dni.
- Co dokładnie rozumiemy przez "dziwne zachowania goblinów"? I zastanawiam się, czy w rozwiązanie tajemnicy zaangażowani są mieszkańcy Orlane, Ktoś zbrojny, wójt? Chodzi mi też o to, czy działamy w tajemnicy? - podpytywała się.
 
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172