Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-12-2007, 08:50   #21
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Marco nagle poczuł się dziwnie. Chciał coś powiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy, każde słowo wydawało się zbyt słabe wobec niezwykłego połączenia urody i wdzięku, którymi emanowała elfina, a jednocześnie swego rodzaju radości, którą rozpalała ogień we wszystkich sercach. Tak przynajmniej wydawało się Viscontiemu, który dopiero po chwili, wykonując kilka głębokich oddechów zdołał się opanować. Chciał właśnie coś odpowiedzieć mądrego, ale nagle spostrzegł, ze elfia dziewczyna zniknęła po uprzejmym powitaniu, na które ksiądz odpowiedział znacznie szybciej oraz niezwykle składnie. Cóż, należał do ludzi opanowanych oraz wykształconych, bynajmniej nie zabobonnych, jak to się zdarzało wśród niektórych zaściankowych proboszczów czy wikarych. Jednak, kiedy Marco opanował się, jej już nie było, wraz z innymi weszła do środka:
- Widocznie nie mogła się doczekać odpowiedzi ode mnie. Wygłupiłem się – mruknął do siebie ze wstydem Marco. – Uf – jeszcze jeden głębszy oddech i podążył za resztą.

Tak, jak mówił oberżysta, karczma miała naprawdę co zaofiarować podróżnym. Nowo przybyli właśnie zastanawiali się, gdzie usiąść, wymieniając uwagi z karczmarzem. Marco podszedł do nich i korzystając z chwili przerwy zwrócił się do dziewczyny:
- Dziękuję ci pani, za przywitanie. Bądź i ty pozdrowiona i choć pewnie twe miłe powitanie, było wynikiem zwykłej uprzejmości, wierz mi, zachowam je na długo w pamięci i będę wspominał przy niejednym ognisku. Dziś byłem jeszcze w mieście Florencja, jak mówią, najpiękniejszym w całej italskiej ziemi. Widziałem obrazy stworzone przez najwybitniejszych malarzy w pałacu Signorii i rzeźby wykonane przez mistrzów dłuta w przedsionkach Palazzo Pitti, a także Ogrody Boboli, gdzie najlepsi ogrodnicy, jacy tylko mogą być, pielęgnują różnobarwne kwiaty tworząc z nich dywany kolorów. Twój widok jest jeszcze bardziej niezwykły i cieszę się, że skierowano mnie tutaj, po prostu dlatego, ze mogłem choć chwilę spojrzeć na twoje oblicze zachowując je w skarbnicy pamięci – Marco przerwał. Wprawdzie długie powitania, nawet dłuższe niż to, które wygłosił, były normą wśród elity społeczeństwa, ale speszony Pizańczyk kompletnie nie wiedział, czy nie przedobrzył i nie wygłupił się po raz kolejny znowu. Przez chwile kolejny raz nie wiedział, co ze sobą zrobić. Naprawdę pożałował, ze nagle nie ma obok jakiegoś bandyty, gdyż przynajmniej wiedział, jak należałoby postąpić.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 08-12-2007 o 11:22.
Kelly jest offline  
Stary 08-12-2007, 15:31   #22
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Carlos z radością powitał widok świateł karczmy. Od rana był w drodze i myśl o kubku wina w towarzystwie pięknej elfki w ciepłej karczmie była mu naprawdę miła. Szczególnie gdy przypomniał sobie otrzymanego w przelocie całusa. Pod karczmą panował lekki tłok z reakcji służącego i samego gospodarza wywnioskował że jego towarzyszka jest tu częstym i mile widzianym gościem więc jego obawy o nocleg rozwiały się błyskawicznie. Dziarsko zeskoczył z konia i odtroczywszy od siodła wysłużoną torbę ze swoim skromnym dobytkiem, oddał wodze chłopcu i ruszył za elfką do wnętrza karczmy. Kiedy znalazł sie w środku usłyszał jak towarzysz księdza który przybył tu prawie równo z nimi wygłasza do elfki całą tyradę wyszukanych komplementów. Przysłuchiwał się zdziwiony i co tu dużo mówić musiał atakiem kaszlu zamaskować tłumiony wybuch śmiechu. Kiedy się uspokoił ukłonił się uprzejmie i księdzu i jego wymownemu towarzyszowi po czym podszedł do Lialam.

-Usiądziemy?

Zapytał cicho patrząc jej w oczy i lekkim ruchem dłoni wskazując nieduży wolny stolik pod ścianą. Po chwili odwrócił sie i już pełnym głosem powiedział:

-Gospodarzu wina!

Miał ochotę sie napić i śpiewać i tańczyć ech, gdyby tak choć jeden rodak z gitarą... Ale cóż byli we Włoszech, nie było szans na hiszpańskiego gitarzystę a szkoda.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 08-12-2007, 16:48   #23
 
Yourek's Avatar
 
Reputacja: 1 Yourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputację
Duchowny zszedł z wozu, widząc jak drzwi gospody się otwierają. Widok właściciela nie wstrząsnął nim, choć nie spodziewał sie, że kiedykolwiek będzie gościem w tak prostym przybytku. W chwili, gdy chłopiec przeciskał się, aby zająć się wozem, Constancius lekko zdezorientowany odkłonił sie. Nie wiedział co o tym wszystkim sądzić. Nie pasował tu, ale nie miał w tej chwili dużego wyboru.
Wnet, usłyszał za sobą, że noc przygnała kolejnych podróżnych. Odwrócił się i zobaczył najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek spotkał. Przechodząc koło nich, rozsiewała aromatyczny zapach, który delikatnie drażnił nozdrza. W takich chwilach, Constancius żałował, że został duchownym. Rozważał nawet przeciwstawienie się zasadzie celibatu. Opamiętał się jednak i szybko odpowiedział na powitanie kłaniając się uprzejmie. Zauważył zakłopotanie na twarzy Marco. Ta mina powiedziała mu wszystko.

W środku było znacznie cieplej niż na zewnątrz i prosty wystrój nawet nie drażnił tak bardzo gustu księdza. Trzymając się w pobliżu ochroniarza, Vinhentheim nie omieszkał zauważyć, że mowa Viscontiego wydawała się sztuczna i na pokaz. "Aż tak bardzo chcesz zaimponować tej kobiecie?" - pomyślał, uśmiechając się pod nosem.
Wtedy podszedł do nich mężczyzna. Od razu wywołał obrzydzenie na twarzy Constanciusa. Swoje zachowanie, mimika ruchów. Nie, ten człowiek był zbyt nonszalancki. "Że też tacy muszą stąpać po świecie..." Skłonił się jednak, pokazując zarazem, że uważa go za niegodnego jego osoby. W duchu wiedział, że ma przynajmniej ochroniarza w razie ewentualnych awantur. Popatrzył na niego i jego wzrok bezwiednie prześlizgnął się po kobiecie. Śliczne włosy,szpiczaste uszy...

- Szpiczaste uszy!? - wykrzyknął duchowny - Kobieto, kim ty jesteś! - Constancius słyszał legendy o elfach. Nie wierzył ani jednemu słowu. Uważał to za zwykłe zabobony. teraz jednak miał przed sobą prawdziwą elfkę. Nie wiedział, co powiedzieć. Stał tylko, lekko posuwając się w tył.

- Ty nie masz prawa istnieć!

Duma i snobistyczna pozycja zniknęły. Stał tylko pełen złości ksiądz, patrzący na elfkę, jak na zło wcielone.
 
__________________
W takich sytuacjach, gdy warstwa nakłada się na warstwę, gdy wszystko jest fasadą, wplecioną w sieci oszustwa, prawdą jest to, co z nią uczynisz. - Artemis Entreri
Yourek jest offline  
Stary 08-12-2007, 19:40   #24
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
Michał szedł za zakonnikiem rozglądając się dookoła. Trwożne spojrzenia, dziwnie zaciekawionych jego osobą Dominikanów wzbudzały w nim jakiś niepokój. Patrzyli na niego jak na skazańca. Miecznik starał się tego nie zauważać, lecz to było niemożliwe. I do tego ta głucha cisza. Jakby przed burzą. Choć z drugiej strony był w klasztorze. Zapewne milczenie jest tu codziennością.
Gdy dotarł do reflektarza odczuł ulgę. Pomieszczenie wywarło na nim dobre wrażenie. Panowała tu aura spokoju i prostoty, co ukoiło młodzieńcowi nerwy. Michał usiadł przy jednym z trzech długich stołów, w miejscu które zostało mu wskazane przez jego przewodnika. Braciszek tymczasem pogrążył się w zadumie. Dało sie zauważyć iż co chwila z niepokojem zerkał przez okno w nieprzeniknioną ciemność. Mimo intensywnego myślenia Miecznik nie znalazł sensownego wytłumaczenia dla zachowania zakonnika. Talerze były jeszcze puste więc postanowił podjąć kolejna próbę dowiedzenia się czegokolwiek o tym niezwykłym i tajemniczym miejscu.
- O czym brat duma? - zapytał się obmyślając jak dalej poprowadzić rozmowę
Teraz nie może wykręcić się niedosłyszeniem pytania, czy uciec.” - pomyślał czekając na odpowiedz - „A kłamać nie powinien. W końcu jest duchownym. Chociaż nigdy nic nie wiadomo.”
W tej chwili wniesiono posiłek i rozpoczęto modły. Następnie przystąpiono do wieczerzy.
„A niech to. Czym ja zawiniłem że Opatrzność jest przeciwko mnie?” - przyszło do głowy Miecznikowi.
 
Dalakar jest offline  
Stary 08-12-2007, 21:27   #25
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Marco czuł, ze gada od rzeczy, co mu się nie zdarzyło od czasu, gdy został przyłapany na podglądaniu pana profesora ze szkoły na uprawianiu ostrych fikołków z pewną kupcową. Wtedy miał jednak 12 lat i zbyt mało rozumu, żeby sobie uświadomić, że profesor sam był w strachu przed odkryciem i jego krzyki, groźby kary, baty oraz żądanie całkowitego milczenia maskowały tylko jego strach. Od tamtego czasu Visconti często myślał o tej sytuacji śmiejąc się sam ze swojego dziecinnego zachowania, tudzież strachu przed opowiedzeniem tego komukolwiek. Pamiętał, ze gdy go przypadkiem kolega z klasy zapytał, co robił tamtego wieczoru zaczął pleść bzdury.

Wtedy jednak to był mały Marcinnio, teraz zaś dorosły Marco. Spotkanie lśniącej, niczym srebrny księżyc dziewczyny w towarzystwie nieznajomego mężczyzny, którego mina ewidentnie wskazywała, że dobrze się bawił patrząc na plączącego się Marco, przypomniała Pizańsczykowi starą sytuację. Może zresztą nie były to nawet bzdury, ale czuł, że nawet, jeżeli te słowa powitania miały sens na salonach florenckich bankierów, tutaj nie pasowały. Nie, nie chciał zaimponować tej kobiecie, ani prawić wyszukanymi słowy komplementy. Chciał po prostu ją powitać, jak umiał najpiękniej, próbował, starał się, no i to zawalił.

No i nagle wybuchło? Uszy. Że też uszy mogą tak zmienić obraz człowieka. Ba, nawet nie tylko człowieka. Przynajmniej w oczach księdza, bo dla Marco był to po prostu obecnie egzotyczny dodatek. Wprawdzie zdawał sobie sprawę, że patrząc na nią, gdyby się nawet okazało, ze ma ogon, byle niezbyt wielki, nie zmieniłoby to jego zdania o niej. Po prostu była śliczna, atrakcyjna, urocza, czarująca, wspaniała ... ech, pewnie, że taka była, a to, ze była istotą, w które Marco po prostu wcześniej nie wierzył, tylko dodawało jej atrakcyjności. Jakież to szczęście, ze po wybuchu ojca Vinhentheima wszyscy patrzyli na niego. Marco bowiem aż pacnął się w czoło, żeby przywrócić sobie zdolność logicznego myślenia.

- Stop, ojcze – krzyknął. Wiedział, ze jego podopieczny jest może i człowiekiem pysznym, ale wystarczająco rozsądnym, żeby w takich chwilach słuchać swojego ochroniarza. dowiódł tego chociażby podczas przejażdżki nocą – Gospodarzu, który jest nasz pokój?
- Schodami na górę oraz pierwsze prawo – informował gospodarz zaskoczony reakcją księdza. A może nie reakcją, tylko jej gwałtownością. Wszak to miał być tak miły wieczór.
- Dobrze, daj klucze i idziemy. Przygotuj jakieś jedzenie i za chwilę po nie zejdę.
- Idziemy
– rzucił do księdza Marco, a już na schodach mu tłumaczył. – Umówiliśmy się, ze w chwilach zagrożenia ja dowodzę, nieprawdaż? A przecież popatrz wielebny. Elfina nie przybyła sama, wszyscy ja tutaj także dobrze znają, łącznie z karczmarzem i domownikami. Jak myślisz, co by się stało, gdybyś zaczął się domagać czegokolwiek? Gdybyś zaczął grozić jakąś władzą? Możesz mi wierzyć lub nie, ale całkiem prawdopodobnie właśnie uratowałem nam skórę, bo karczmarz doskonale wie, że tak wysoko postawiona osoba, jak ty, ojcze, może nasłać na niego władze. Możliwe więc, że próbowałby nas uciszyć. A może zresztą i nie, ale mam cię dowieźć cało do Santa Maddalana i wolę nie ryzykować. Nawet bowiem, jeżeli karczmarz jest w porządku, burda wisiała w powietrzu, bowiem jej towarzysz pewnie by się ujął za nią, a w czasie bijatyki wewnątrz różnie bywa.

Marco i ojciec doskonale zresztą wiedzieli, jak wszyscy w Toskanii, że napaści na podróżnych się zdarzają często, a dokonują się one nie tylko na traktach, ale i po karczmach, zwłaszcza tak oddalonych od ludzkich siedzib, jak ta, gdzie nie sięga władza straży miejskiej, regularne oddziały zaś zjawiają się rzadko. Wprawdzie Pizańczyk nie wierzył, żeby znajomy tak pięknej dziewczyny, co z tego, ze elfiej, ale ewidentnie mającej wszystko, co dziewczyna mieć powinna i to w takich proporcjach, że o mało nie spadł ze schodów na wspomnienie, był złym człowiekiem. Jednakże, to było jego osobiste przekonanie, a bezpieczeństwo człowieka powierzonego jego pieczy stanowiło priorytet. Obecnie dało się jeszcze wszystko zaklajstrować, kiedy zaś wyjadą, wszystko uległoby zapomnieniu, jednakże obawiał się, że Vinhentheim nie poprzestanie na tak ostrych słowach, widział zaś niejedną burdę, która się rozpoczynała w taki sposób. No, a dodatkowo nie chciał, żeby dziewczynę spotkało coś złego. Bardzo nie chciał, chociaż zdawał sobie sprawę, że pewnie więcej nie będzie miał okazji jej zobaczyć. Nie wiedzieć dlaczego, na tą myśl zrobiło mu się smutno. Pomyślał, że może lepiej by było, gdyby jej nie spotkał, gdyby nigdy się nie dowiedział, co znaczy czyste piękno. Nic nie rozumiał z tego uczucia i pomyślał, że może kiedy się prześpi, świat wróci do normy.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 08-12-2007 o 21:30.
Kelly jest offline  
Stary 09-12-2007, 10:36   #26
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Kiedy Carlos usłyszał krzyk księdza obrócił się płynnym kocim ruchem w jego stronę a na twarz wypłynął mu gniew. Kolejny klecha który uważa, że Bóg stworzył tylko to co oni są w stanie zaakceptować. Prawa dłoń sama spoczęła na rękojeści navaja wystającej zza opasującej go szarfy. Wiedział że nie pozwoli skrzywdzić elfki i jeśli ktokolwiek tego spróbuje to będzie zbierał swoje flaki z podłogi. Pełnym wściekłości wzrokiem wpatrywał się w twarz księdza powoli wyszczerzając zęby jak zły pies szykujący się by kąsać. Sprawnie przesunął się tak by odgradzać obu włochom drogę do kobiety. Stał lekko wychylony do przodu z prawą dłonią na rękojeści a lewą wyciągniętą lekko przed siebie. Czekał na pierwszy wrogi ruch. Ten jednak nie nastąpił towarzysz księdza powstrzymał go i zabrał na górę. Carlos odprowadził ich obu złym wzrokiem. Powoli się wyprostował i rozluźnił. W zapadłej w tej chwili ciszy rozległ się głos Carlosa nie odrywającego nadal oczu od schodów na których zniknęli tamci dwaj.

-Gospodarzu co z tym winem? Widzę że niektórzy dostali go tu na tyle dużo żeby zacząć wykrzykiwać brednie a ja nawet nie zdążyłem ust umoczyć, za chwilę poczuję sie urażony chyba.

Po czym zaśmiał się szczerze i głośno ze swojego żartu. Napięcie ulotniło sie z niego momentalnie. Spojrzał na elfkę i mrugnął do niej jednym okiem uśmiechając się szeroko.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 10-12-2007, 05:05   #27
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Las, okolice Florencji.

Gospoda



- Dziękuję ci pani, za przywitanie. Bądź i ty pozdrowiona i choć pewnie twe miłe powitanie, było wynikiem zwykłej uprzejmości, wierz mi, zachowam je na długo w pamięci i będę wspominał przy niejednym ognisku. Dziś byłem jeszcze w mieście Florencja, jak mówią, najpiękniejszym w całej italskiej ziemi. Widziałem obrazy stworzone przez najwybitniejszych malarzy w pałacu Signorii i rzeźby wykonane przez mistrzów dłuta w przedsionkach Palazzo Pitti, a także Ogrody Boboli, gdzie najlepsi ogrodnicy, jacy tylko mogą być, pielęgnują różnobarwne kwiaty tworząc z nich dywany kolorów. Twój widok jest jeszcze bardziej niezwykły i cieszę się, że skierowano mnie tutaj, po prostu dlatego, ze mogłem choć chwilę spojrzeć na twoje oblicze zachowując je w skarbnicy pamięci.

Elfka, ktora wlasnie zamawiala strawe dla siebie oraz towarzysza odwrocila twarz w strone mlodzienca usmiechem ja przyoblekajac i mowiac.

- Dzielny wojaku mile sa twe slowa i slodzycza napelniaja me serce. Wiedz iz...

Lecz zdania juz nie dokonczyla.


- Szpiczaste uszy!? Kobieto, kim ty jesteś?! Ty nie masz prawa istnieć!


Duchowny najwyrazniej teraz dopiero zdal sobie sprawe iz nie z ludzaka istota dane mu bylo przebywac. Zlosc wielka bijaca od jego oblicza sprawila iz dziewcze cofnelo sie nieco dlon przykladajac do serca. I nagle smutek ogromny zagoscil na jej licu i lza pojedyncza splynela mieszajac sie z kurzem podlogi.

- Jam....


Przerwala i nabrawszy powietrza w swe piersi rzekla glosem pewnym i pelnym godnosci.

- Jam dziecie elfie przez nature stworzone by w promieniach slonca chwalic jej imie. Szczescie jest ma siostra, a bratem radosc zycia. Strzec ludzi mym zadaniem gdy ich los zaniesie, w lesne ostepy. Czynie to z ochota gdyz miloscia darze, kazdego z was obono jak i wszystkich razem. Nie krzywdz mnie wiec zatem takimi slowami gdyz bycmoze kiedys w niedalekiej przyszlosci zycie twe zlozone na me dlonie bedzie gdy zbojcy czy zwierzyna napadna cie w lesie. Wiedz jednak iz nie zywie do ciebie urazy lecz jedynie smutek przepelnia me serce.

Zamilkla i z zaduma spogladac poczela jak prowadzon przez Marco odchodzil na gore.

- Gospodarzu co z tym winem? Widzę że niektórzy dostali go tu na tyle dużo żeby zacząć wykrzykiwać brednie a ja nawet nie zdążyłem ust umoczyć, za chwilę poczuję sie urażony chyba.

Slowa te rzekniete przez jej towarzysza oderwaly ja wreszcie z zametow myslowych. Spojzala wiec na niego jakby wczesniejszym czasem zupelnie nie spostrzegla iz gotow jest bronic jej drobna osobe przed zloscia duchownego. Usmiech wiec delikatny zagoscil na jej twarzy w odpowiedzi na smiech jego jakze radosny. Chwile jeszcze tak trwala lecz widac dusza czysta radosci nie smutku w tej chwili pragnela, gdyz jeszcze nim tamci dwoje znikneli w pokoju ona juz ze smiechem siadala przy Cyganie chcac cieszyc sie jego osoba przed bliskim rostaniem.



Constancius Vinhentheim, Marco Visconti


Wspiawszy sie po schodach podazajac za milczacym gospodarzem, ktory najwyrazniej wolal was miec na oku, dotarliscie do pokoju niewielkich rozmiarow. Stalo w nim jedno loze czysto i schludnie wygladajace, skrzynia oraz niewielki sekretarzyk. Wszystko zadbane choc nie pierwszej wiosenki. Znac tez bylo iz nie jest to pokoj najprzedniejszy w tymze oto zabytku.
Gospodarz podal wam klucz stary i nieco juz przez rdze nadgryziony.



- Panowie wybacza reszta gosci czeka. Kolacja i wino wkrotce beda gotowe.

Chlod bijacy z jego slow jak i postawy wyraznie dawal do zrozumienia co sobie w tej chwili mysli przynajmniej o jednym z was. Madry przeto byl z niego czlek i ni na ksztyne nie pozwolil aby jego odczucia na dobrych manierach i goscinnosci zawazyly. W koncu pieniadz to pieniadz niewazne z czyjej reki, a interes krecic sie musi. Szybko zatem wycofal sie z pomieszczenia zostawiajac was samych.


Carlos Aguirre

Gospodarz, ktory wlasnie pojawil sie na szczycie schodow obdarzyl cie usmiechem radosnym i z niezwykla jak dla takiego mezczyzny szybkoscia zbiegl po nich chwile pozniej znikajac w kuchni. Elfka najwyrazniej odzyskala czesc ze swego humoru gdyz radosnym krokiem podazyla we wskazanym przez ciebie kierunku siadajac na drewnej lawce. Wino oraz chleb z serem pojawilo sie przed wami niemal natychmiast wraz z niezwykle usluzna kobiecina w czepku na glowie. Smagla skora i niesforne kosmyki ciemnych wlosow wskazywac mogly iz nie jest ona rodowita wloszka jako i maz jej Tomaszem zwany.

- Panienka dawno u nas nie byla. Juzesmy mysleli, ze jakie zlo panienke spotkalo. Chwala panu ze to jedynie glupie babskie kraczenie.

Elfka usmiechem przywitala owe slowa troske o jej osobe okazujace i w te rzekla slowa:

- Los laskawy dla tych co zycie kochaja. Chroni ich i sprzyja krzywd nie dajac zrobic. Drogi me ku Santa Maddalanie wiodly ....


Krzyk przestrachu wyrwal sie z ust niewiasty, a bladosc jej lico okryla. Drazacym glosem trzymajac dlon na sercu rzekla.

- Alez panienko tam zlo przecie panuje. Ludzie gadajac, ze wioski pustoszeja, ze mary piekielne dzieci nocami z domow zabieraja. Toz strach... A panienka sama w tamte strony... Boj sie boga...


Elfka faktycznie nieco spochmurniala jakoby jakies nieprzyjemne mysli glowe zapelnily, lecz rownie szybko na powrot usmiech przyodziala i jedynie w oczach smutek jakowys zagoscil.

- Nie czas to o takich sprawach debatowac gdy noc mrokiem przyoblekla ziemie. Przynies lepiej Luiso ow instrument cudny, na ktorym swe radosne melodie wygrywasz. Pozwol zatracic sie w tancu i radosci aby mysli zlowrogie zniknely w oddali, noc radosna tworzac i spokojny sen.


Widac bylo iz kobieta dodac pragnie cos wiecej na temat zla i mroku lecz blagalne spojzenie blekitnych oczu sprawilo iz miast mowic westchnela jedynie znikajac gdzies na chwile by powrocic z darem.







Alessandro Ambrosini



Woznica razno zeskoczywszy z siodla drzwiczki otworzyl powozu oznajmiajac pokornym glosem.

- Podroz dalsza panie nazbyt ryzykowna. Zgraje zbojcow, mary i dzika zwierzyna ma teraz swoj czas. Ta gospoda wygodna i zawsze goscinna. Zatrzymajmy sie do switu, a wraz z pierwszym promieniem ruszajmy dalej. Mniemam bowiem iz sparawa pilna lecz chyba zycia waszego panie niewarta.

Czlek mowiac, caly czas czapke sciskal w dloni i oczyma opuszczonymi wodzil po buciskach. Widac niepewny jak zareagujesz na to wystapienie. W koncu on czlowiek prosty, a ty pan wielmozny. Nie godzi sie przecie rady dawac. Jednak rada sluszna i trudno bylo sie temu sprzeciwic.
Przeto wiec posluchales i pozostawiajac powoz i wierzchowca w jego rekach wstapiles w progi przybytku akurat w dobrym momencie aby slowa gospodyni poslyszec wieszczace straszne rzeczy co sie niby dzialy, w okolicach ku ktorym zmierzales.


Santa Maddalana

Michal

- O czym brat duma?

Zdazyles zapytac, lecz nim odpowiedz padla z ust dominikana strawe przyniesiono, tak iz braciszek wywinal sie latwo.
Po skonczonej wieczerzy baracia szybko wstali aby wieczorne modlitwy odmowic przeto i ow chlopiec zniknal ci z widzenia. Coz bylo robic...
Udales sie przeto wraz z nimi Pana pochwalic aby noc spokojna i radosna zeslal. Nastepnie zas milczacy braciszek odprowadzil cie ku celi tobie wyznaczonej na odchodne mowiac jedynie krotkie:

- Spij dobrze, bracie.

Zostales sam. Na stoliku jasniala jedynie mala swieczka w prostym lichtarzyku, a obok niej Slowo Pana w ciemnej oprawie. Ktos najwyrazniej byl na tyle mily aby zadbac dla ciebie o strawe nie tylko ta cielesna lecz takze duchowa.

 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 10-12-2007, 18:33   #28
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Rozgość się ojcze – rzekł Marco do księdza, który jeszcze nie ochłonął dobrze po wybuchu złości. – Możesz spać na łożu, ja zaś spokojnie przedrzemię się gdzie na podłodze. Wezmę tylko derkę, która miałem na koniu oraz siodło.
- Chcesz spać na podłodze
?
- Ano, nie pierwszyzna mi to. Na podłodze przy tym lepiej niż na ziemi, często w chłodzie. – Marco naprawdę nieraz tak sypiał, aczkolwiek zwyczajem żołnierskim było, ze nieraz dwóch czy trzech żołnierzy pakowało się do jednego łóżka, gdy trzeba było i nikt nie robił sobie nic z tego. Wypoczynek był ważniejszy, niż ludzkie języki. Zresztą te ostanie także nie wypowiadały się o tym szczególnie negatywnie, jako ze tak robiły wszystkie armie świata, a i w gospodach nieraz ładowano zupełnie obcych ludzi do łóżek innym. Jednakże nie wtedy, gdy były to osoby o tak wysokiej pozycji, stosunkach oraz samouwielbieniu, jak Constancius Vinhentheim. Marco zdawał sobie sprawę, że dla takich ludzi własne łóżko to kwestia prestiżu. – Dlatego nie przejmuj się, wielebny. Teraz zaś rozgość się, a ja idę zobaczyć, czy nasze jadło już gotowe. Lepiej, żebyś się nie pokazywał na dole, bo może nie zauważyłeś, ale ów Cygan już miał rękę przygotowaną na głowni swej broni. Lada moment, mógłby uderzyć.
- Mnie, śmiałby?
- Myślę, że tak. Jednakże nie bądź zły ojcze, bo czyż to nie jest niezwykłe spotkać taką istotę.
- Widziałem, jak na nią patrzyłeś
– powiedział ksiądz. – Uważaj na siebie, synu. Dzieci książęcego rodu nie powinny w tak niebezpieczną stronę się zwracać. Ma ona wszelkie atrybuty, które męża niedoświadczonego mogą pociągnąć, bo i lice, i wzroki i piersi i kibić, a głos, niczym śpiew słowika. Lecz zważaj na nie i odwróć swe oczy, gdyż niejeden młodzian, co mu panna zawróciła głowę, zszedł na drogę niecnoty.
- Nie martw się ojcze
– smętnie rzucił Marco. – Noc późna rozpostarła swe skrzydła, a jeszcze minie czas jakiś, dzień ponowny nadejdzie oznaczając chwile naszego odjazdu.
- Poeta się w tobie odezwał
– uśmiechnął się ksiądz.
- Macie rację, ojcze. Dlaczego, nie wiem, ale ta atmosfera przypomina mi „Decameron” Giovanniego Boccaccia. Pomyśl, tak jak bohaterowie jego dzieła: 7 pań i 3 młodzieńców należących do szlachty toskańskiej sprzed dwóch wieków, jesteśmy w lasach nieopodal Florencji, tak jak oni rozmawiamy między sobą, a pobyt owej elfiny tworzy niezwykły, tajemniczy nastrój, pełen czegoś, co nie do końca potrafię opisać.
- Idź po owe jedzenie
– machnął ręka ksiądz. Widać było, ze Marco poddał się atmosferze chwili, a Vinhentheim nie zamierzał robić mu wykładu. Założył, że kiedy wyjadą problem sam się rozwiąże.

- Gospodarzu, jedzenie gotowe? – Zapytał Pizańczyk po zejściu do izby.
- Zaraz będzie. Poczekajcie chwilę i usiądźcie. Jeszcze się nie dogotowało – wprawdzie Marco widział, że Cygan i elfina już jedli, ale nie spodziewał się innego traktowania po słowach księdza. Został jednak, patrząc na elfinę, która w towarzystwie Cygana wesoło rozmawiała.

Nagle dźwięk lekki przeszył powietrze i szczebiotliwy, niczym głos radosnej panny, rytm wypełnił całe pomieszczenie rozpychając zbyt ciasne, wydawałoby się, ściany i belki powały. Karczmarka Luisa zaczęła grać na swojej gitarze melodię: słodką i wesołą. Cienie pochowały się w kątach, a myśli niedobre uciekły jak niepyszne przed srebrnym pyłem wytarzanym strunami instrumentu. Na moment tylko. Jakby bowiem Luisa, innej myśli będąc niż elfina, stopniowo spowolniła melodię oraz ściszyła. Dźwięki nie stały się gorsze, ale słodsze lecz bardziej zawiłe, zagadkowe. Niczym serce stojące na rozdrożu, które drżąc wybiera niepewny kierunek, tak gitara karczmarki z wesołej pieśni, przy której chciało się skakać, stała się źródłem zaklętego rytuału, który ludzki rozum miesza na równi ze zmysłami.

Myśli chaotyczne przychodzące nie wiadomo skąd i dokąd zmierzające wbijały Marco w krzesło, póki nie zobaczył, że elfia dziewczyna wstaje zza stołu podążając na środek sali. Jakby zmiana rytmu grania nie dotyczyła jej oraz nie dotykała swoją dziwna mocą. Wydawało się to niemożliwe, ale dźwięki instrumentu Luisy stały się jeszcze cichsze i jeszcze bardziej zmysłowe. Jakby srebrne skry poleciały ze strun w stronę elfiny, która w ich takt zaczęła się delikatnie poruszać. Wolno, ale jednocześnie z niezwykłą gracją. Prawie stała w miejscu, prawie robiła nic szczególnego, nic, czego nie potrafiłyby ludzkie tancerki, które występowały na Piazza della Signoria, a przecież każdy ruch jej ciała pałał zmysłowością wtulając się w kołdrę złożoną z dźwięków gitary. Minimalne drgnięcie jej bioder, ust, ramion był niczym zaproszenie do wtopienia się w ów nastrój tajemniczej miłosnej pieśni. Jednocześnie zaś piękno, emitowane przez każdą cząstkę jej ciała trzymało na miejscu, usadzało, nie pozwalało się zbliżyć, by nie dotknąć, nie zbrukać ideału. Marco siedział. Nie mógł niemal oddychać wpatrzony w cudną scenerię. Słowa same przychodziły mu do świadomości i nawet się nie zorientował, kiedy wypowiada je na głos, a czarująca moc owej tajemniczej nocy łączy je z muzyką Luisy i tańcem elfiny w jeden korowód namiętnej poetyki:

- Jeśli to nie jest miłość - cóż ja czuję?
A jeśli miłość - co to jest takiego?
Jeśli rzecz dobra - skąd gorycz, co truje?
Gdy zła - skąd słodycz cierpienia każdego?

Jeśli z mej woli płonę - czemu płaczę ?
Jeśli wbrew woli - cóż pomoże lament ?
O śmierci żywa, radosna rozpaczy,
Jaką nade mną masz moc! Oto zamęt .

Żeglarz, ciśnięty złym wodom dla żeru,
W burzy znalazłem się podarłszy żagle,
Na pełnym morzu, samotny, bez steru.

W lekkiej od szaleństw, w ciężkiej od win łodzi
Płynę nie wiedząc już sam, czego pragnę,
W zimie żar pali, w lecie mróz mnie chłodzi
.

Marco, siedział, Marco mówił, Marco nie zorientował się, gdy stał pod drzwiami swojej izby bez kolacji i bez wina.
- "Muszę wrócić na dół" – pomyślał. Pragnął tego, a jednocześnie bał się, że pochłonie go znowu chaos owej dziwnej chwili, która z największego prozaika na moment może uczynić poetę.
 
Kelly jest offline  
Stary 10-12-2007, 19:36   #29
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Oczy Carlosa na widok gitary rozbłysły jak oczy wygłodniałego wilka na widok zabłąkanej łani. Radosny śmiech rozległ się z jego gardła. Marzył o tym by posłuchać gitary i jego życzenie sie spełniło! Zaprawdę dziwna to noc. Po chwili żona karczmarza zaczęła grać. Cygan wsłuchał się w nią odnajdując znajome nuty, to było tak jakby witał się z długo nie widzianym przyjacielem. Przymknął oczy i wsłuchał się w dźwięki strun. Przed oczyma stanęły mu wieczory kiedy to w Sevillskich zaułkach rozbrzmiewa gitara, ludzki śmiech i ostry szybki trzask kastanietów. Nagle rozproszył go głos. Głos Włocha który był towarzyszem tego nieuprzejmego klechy. Carlos znał włoski dość dobrze jednak zawiłość poezji wypowiadanej przez nieznajomego sprawiała że rodowity Hiszpan niewiele rozumiał z całego monologu. Natomiast tańcząca Lialam przykuła jego uwagę na długo... Tańczyła dużo spokojniej niż Hiszpanki a jednak umiała w swoich rucha przekazać tyle emocji... Ech aż serce rosło i ognista dusza Carlosa nie wytrzymała więcej, zerwał się z ławy i płynnie przyłączył do tańca. Klaszcząc dłońmi umiejętnie i delikatnie zasugerował gitarzystce rytm... Wyprostowany ja struna z lekko przymkniętymi oczami młody Cygan tańczył tak jak nauczono go na ulicach rodzinnego miasta, całym sercem. Z pasją i ogniem a jednocześnie z tęsknotą i zadumą. Jak w walce w jego ruchach była płynność i gwałtowność, spokój i zmienność, harmonia i zdradliwa zwodniczość. Zatracał się w muzyce, przestawał być sobą, był tylko pyłkiem niesionym przez rytm i melodię. Był szczęśliwy. Ech ile radości mogą przynieść dźwięki gitary...
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 10-12-2007, 21:31   #30
 
Yourek's Avatar
 
Reputacja: 1 Yourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputacjęYourek ma wspaniałą reputację
Kiedy elfka przemówiła pełnym smutku i zwątpienia głosem, coś tknęło serce duchownego. czy był to żal? Czy może świadomość wyrządzonej krzywdy? Constancius nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Słowa jednak utkwiły mu w pamięci i nie zamierzały szybko ulecieć. Jakże podobnie przemawiał Jezus do grzeszników. Vinhentheim natychmiast odrzucił zarówno porównanie elfki do syna bożego, jak i siebie do grzesznika. Skarcił się w duchu za takie myśli i szedł w milczeniu za ochroniarzem do ich kwatery.

Po kolejnej wymianie zdań, Marco wyszedł zostawiając księdza samego. Oburzony jego postawą wobec nienaturalnej istoty, siadł na łożu. Popatrzył w ścianę przed sobą.

- Co się dzieje? Takie istoty nie powinny istnieć. - oparł głowę na dłoniach - To nie możliwe. Widziałem ją na własne oczy...ale jak to może być? Wyjeżdżając z Rzymu nie pomyślałbym, że spotka mnie takie coś.

Kłócił się sam ze sobą. Nie mógł zaprzeczyć, ze osoba, którą widział na dole, była elfką. Nadal jednak nie chciał w to uwierzyć. Wszyscy wokół zdawali sie nie być zaskoczeni,ani przestraszeni. czy to oznacza, ze świat jest pełen takich, a może jeszcze groźniejszych i dziwnych stworzeń! Constancius nie mógł zaprzeczyć pięknu i aurze emanującej z kobiety.

- Czy to oznacza, że w miejscu, do którego się udajemy, rzeczywiście są jakieś nadprzyrodzone moce? Boże, dopomóż mi!

Klęknął i oparł dłonie na łóżku. Przeżegnał się i rozpoczął modlitwę.

- Nie, to nie może tak być. Coś tu nie gra. Jednak, co jeśli cały czas żyłem w kłamstwie? Cały czas się oszukiwałem?

Po kilku chwilach, duchowny wstał. Strzepał kurz osiadły na sutannie i poprawił mankiety. Musiał zachować twarz i spokój. Musiał być silnym człowiekiem. Nie pozwoli, by takie coś zniszczyło wszystko, na co pracował całe życie. W końcu to tylko jedna elfia kobieta. My pojedziemy, a ona zostanie.

- Tak, nie ma się co martwić... - rozejrzał się po pokoju - Na wiele wygód nie można tu liczyć. Cóż, może przynajmniej się najem. Gdzie ten Visconti?
 
__________________
W takich sytuacjach, gdy warstwa nakłada się na warstwę, gdy wszystko jest fasadą, wplecioną w sieci oszustwa, prawdą jest to, co z nią uczynisz. - Artemis Entreri
Yourek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172