Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-02-2008, 18:49   #11
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Revan spodziewał się takiej odpowiedzi, nie spodziewał się natomiast, że samuraj także będzie znał mroczną mowę. Potem musieli się szybko ulotnić, a szkoda, bo pieczeń wyglądała smakowicie.

Zraził go zimny ton Alarona. Chędożony kapłanek na posyłki Światłych, też mi coś, pomyślał. Podróż przez miasto w dalszym ciągu nie dawała mu odpowiedzi na zadane przez niego pytanie, a szukał go cały czas. Mimowolnie udał się z nimi, Alaron mimo swojej śmiesznej osoby wydawał się wiedzieć, czego szuka. I wiedział też, co mówi.

Jeżeli to mi da szansę ją odnaleźć… Podążyłbym za nią nawet w Ogień Przeznaczenia. W jego głowie kłębiły się przeróżne myśli. Na tym świecie, gdy utracił wszystko inne, pozostawała mu wolna egzystencja wśród ludzkiego rodzaju. Pech chciał, że z tym rodzajem miał więcej wspólnego niż by chciał. To ona pokazała mu tą „lepszą” stronę życia, w którą całkiem przypadkiem wkroczył. Przez tyle lat życia nie dostrzegł tego, co pokazała mu Natasha. A on się skusił, jak jakiś młodzieniaszek. Zależało mu jednak tylko na niej, te wspólne chwile spędzone z nią uleciały wraz z jesiennym wiatrem. Nigdy wcześniej nie kochał nikogo i niczego tak mocno, jak jej. Ilekroć wspominał jej twarz, przypominała mu się uśmiechnięta morda tego wstrętnego porywacza. Wtedy jego prawe oko zaczynało fosforyzować wątłym światłem. Jest to pozostałość po skazie, jakiej doznał podczas poszukiwania swojego przeznaczenia w mrocznych katakumbach grobowca Atharayka, najmroczniejszego z mrocznych, który potęgą dorównywał nawet samym bogom. Nikt natomiast nie wiedział, że Revan prześcignął go w tym niemal dwukrotnie.

Przetarł swoje prawe oko, które zaczęło go piec, często tak miał, gdy intensywnie myślał. Popatrzył na kucyk Miyi, która szła przed nim po schodach. Szedł ostatni, co podkreślało jego „niezależność”. Zaciekawiła go swoją osobą, tam, w karczmie. Młoda, ludzka kobieta, która wcale nie wydaje się mieć wiele wspólnego z ludzkim rodzajem. Słyszał o takich przypadkach, o istotach sferotkniętych, jednak i ta nie wykazywała żadnej aury. Dziwne, będzie musiał się przyjrzeć jej dokładniej podczas całej tej podróży, do której mimowolnie się zapisał. Cały czas wydawało mu się, że jest wiedziony nieznaną siłą, bez własnej woli. Gdyby to od niego zależało, zrobiłby coś zupełnie odwrotnego.

Weszli do jaskini, w której mieścił się solidny, drewniany stół oraz krzesła. W skalnych ścianach były wydrążone „półki”, które mogły posłużyć jako nocleg. Bezpardonowo usiadł na samym końcu stołu, kostur, którym stukał miarowo podczas chodzenia oparł o blat stołu. Nogi położył na stole, zdawało się, że ogień pochodni tańczył na metalowym czubie i guzach jego butów. Ręką, która zwisała obok krzesła, wykonał skrycie skomplikowany gest, tak by nikt nie widział. Chciał sprawdzić, jak wielką moc ma to miejsce.

Spokojnym, wręcz lodowatym wzrokiem przyglądał się wszystkim po kolei. Jego nozdrza zaczął drażnić ostry zapach alkoholu, wzrok swój przeniósł na Valara. Wolnymi ruchami lewą dłonią „głaskał” ostrze” swojego Chopesza. Opuszkami palców dotykał ostre krawędzi broni, podziwiał. I czekał, czekał na pierwsze pytanie, jakie ktoś mu zada, w końcu się nie przedstawił. Nie czuł nawet takiej potrzeby, uważał, że więzi, jakie mogą się pomiędzy nimi nawiązać będą w przyszłości kłopotliwe. Dlatego najlepiej dać im do zrozumienia, że lepiej z nim nie zadzierać.
 
Revan jest offline  
Stary 08-02-2008, 22:30   #12
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Avarin Ronin

Avarin wiedział, że było zbyt pięknie by mogło potrwać długo... Załatwił jedzenie i nocleg, lecz nim się obejrzał musieli wynosić się z karczmy. Szybko sięgnął po jakiś kawałek mięsa i ruszył za resztą.

W sumie sam nie wiedział czemu. Gdyby był sam, gdyby nie napomknięto o tym, czego szuka wyszedł by głównym wyjściem, nawet jak by ktoś miał mu przeszkodzić. Śmiałek ten pewnie skończył by z lekkim uszczerbkiem na zdrowiu, no cóż... Tym razem musiał uciekać, choć nie było to jego ulubioną czynnością. Przez moment nawet zastanowił się czemu uciekają. Przecież to tylko dwa Elfy... Ehh, niezbadane są wyroki boskie...

Szli jakimiś uliczkami, w tym czasie, trzymając się praktycznie na końcu, zaraz przed Drowem, zajadał kurakopodobne coś. Było smaczne, nawet bardzo. W głębi ducha cieszył się, że coś zabrał ze stołu bo dość miał jedzenia korzonków i innych "dobrodziejstw natury". Gorący kawał mięsa dobrze mu zrobił. Co prawda z wygodnego posłania nici ale... Przyzwyczaił się przecież.

W końcu doszli do jakiegoś drzewa. W tym momencie Ronin wyrwał się z zamyślenia i spojrzał przed siebie. Karczmarz właśnie obejmował drzewo i szeptał do niego czule. Oczy Avarina były większe niż te talerze, które przynieśli kelnerzy w karczmie. A miał go za normalnego człowieka...
Po chwili w pniu otworzyły się drzwi i Ronin zrozumiał o co chodziło. Znów oberżysta był "normalnym" człowiekiem w jego oczach.

Powoli schodzili krętymi schodkami. Uwagę samuraja przykuły ściany, które fosforyzowały. Pewnikiem jakiś rodzaj magii. Nie lubił magii, nie ufał jej. Od machania rękoma i syczenia niezrozumiałych dla nikogo słów, nawet dla samego maga, wolał machnąć srebrzystą klingą swego miecza. Ten sposób jest o wiele szybszy.

Po krótkim marszu znaleźli się w jaskini. Zapaliły się pochodnie, oświetlając całe jej wnętrze. Oczom Ronina ukazały się skalne półki. Niewiele myśląc udał się do jednej, najbardziej oddalonej i położył na niej swój tobołek. Czas było się przebrać.
Odłożył na jedną półkę swą katanę i wakazashi. Odwrócił się do reszty "drużyny" plecami i powoli odwiązał swój pas, który po chwili wylądował koło broni, ułożony równo. Następnie ściągnął z siebie górną część swego stroju. Wszyscy mogli ujrzeć doskonale wyrzeźbione mięśnie pleców.
Chłopak zaczął mozolnie, dokładnie składać kimono. Po chwili i ta część znalazła swe miejsce koło broni i pasa.

Z tobołka wyciągnął idealnie poskładane ubranie koloru czarnego. Ułożył trochę na boku by nie przeszkadzała w dalszych czynnościach.
Rozłożył czarne kimono i powoli na siebie założył. Biały pas, który upadł mu na ziemie położył na białej "górze".

Teraz zaczął ściągać spodnie. Oczom zebranych ukazał się zgrabny, umięśniony tyłek mężczyzny. Zapewne przykuje wzrok pań (). Tym razem nie składał spodni, położył je luzem i zaczął zakładać czarną Hakamę. Gdy skończył się ubierać zaczął składać mozolnie, dokładnie i równo starą hakamę (tą białą).

Osoby postronne mogły pomyśleć, że Avarin jest pedantem lecz składanie kimona i hakamy to dla samuraja symbolizuje swego rodzaju pracę nad sobą samym. Skupienie jakie towarzyszyło przy tej czynności nie miało sobie równych. W końcu skończył.

Sięgnął po czarny pas i zaczął wiązać swoje kimono. Gdy już zaciągał obrócił się twarzą do pozostałych osób i przyjrzał się każdej z osobna.
Jego uwagę przykuł Drow, który siedział na stole i udawał, że ma wszystko w dupie. Swoją drogą tylko on jak i Avarin nie przedstawili się. I jeden i drugi był tajemniczy. A broń jakiej używał... Czy to w ogóle przydatne jest? Poręczne?
Przeniósł wzrok na kobietę, Słonko. Nie dziwił się, że tak słodka osóbka ma takie przezwisko. Nawet nie wiedział co ona tu robi. Co prawda, miecz solidny, dwuręczny posiadała lecz czy umiała z niego korzystać? Czy w ogóle miała siłę by go unieść? Pewnikiem okaże się to w niedalekiej przyszłości.
Kolejna kobieta, łuczniczka. Dobrze miecz dystansowaca w drużynie. Elfka. Będzie zwiadowcą drużyny.
Kolejny mężczyzna. Pije, pali. Miecz dwuręczny... Potencjalnie zerowe zagrożenie.
Znów wrócił do Słonka, biła od niej dziwna aura, która napawała niepokojem jego wnętrze. Czuł się dziwnie przy niej.

Po chwili rozmyślań zabrał się do pakowania swych rzeczy. Delikatnie, by nic nie rozwalić. Gdy skończył wyciągnął coś na wzór śpiwora i położył na skalnej półce. Zatknął bronie za pas.
Prawa dłoń opadła na rękojeści katany. Delikatnie oplótł ją swymi palcami by chwilę potem chwycić w pewnym uścisku. Spokojnym acz zdecydowanym ruchem wyciągnął ostrze z pochwy. Machnął nią kilka razy po czym spojrzał na idealnie srebrne ostrze. Po chwili schował katanę do pochwy.

Obejrzał się po wszystkich i usiadł na półce.

Katana
 

Ostatnio edytowane przez Panda : 09-02-2008 o 00:27. Powód: drobna niezgodność:P
Panda jest offline  
Stary 09-02-2008, 00:02   #13
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację


-Szczerze? Improwizowałem. Od lat znałem tajne przejście oraz tą kryjówkę. Znalazłbym ją w środku nocy z zamkniętymi oczami pod wpływem czaru usypiającego.

Karczmarz rozesmial sie, a ona poszla w jego slady. Natychmias jednak dzwiek urawal sie niczym ciety nozem. Wzrok dziewczyny spoczal bowiem na pochwie miecza, a nastepnie z uwaga sledzil ruchy mezczyzny ja dzierzacego. Wspaniale ostrze mienilo sie zlotymi runami jakie na nim wyryto. Leinelieng. Kim jestes Fillinie?; zdawaly szeptac jej oczy. Gdy zasiadl wygodnie przy stole zwrocila sie do niego glosem w ktorym szacunek mieszal sie z ostroznoscia.

- To piekny miecz....

Nastepnie zamilkla i rozgladnowszy sie wokolo. Jej mysli bladzily daleko od tego miejsca i tych ludzi. Gdzies tam w glebokich lasach Elvinn jej matka spiewa teraz cudowne piesni dla elfich braci i siostr. Gdzies tam najszlachetniejsi wojownicy przypinaja swe pasy i dobywaja mieczy odziedziczonych po przodkach. Widziala w swym zyciu wielu z nich lecz zaden nie posiadal miecza rownego temu, ktory dzierzyl "zwykly" karczmarz. Potrzasnela glowa porzucajac niepotrzebne teraz mysli i ponownie zwracajac sie do Fillina.

- Stane na warcie jako pierwsza. Zapewne wyda sie to tobie, jak i wszystkim tu zebranym, rzecza niepotrzebna to jednak skoro Fillinie ty mogles natrafic na to miejsce bedac pod wplywem czarow to ktos inny rowniez moze tego dokonac. Zreszta...


Jej spojzenie powedrowalo w strone Mrocznego elfa i przez dluzsza chwile na nim pozostalo.

- Warto sie ubezpieczyc na wypadek ewentualnej... niespodzianki.


Mowila spokojnym melodyjnym glosem. Nie chciala im przewodzic, to nie bylo jej zadanie. Miala jednak za soba sporo doswiadczen z ktorych jasno wynikalo iz w zyciu moga sie zdazyc rozne rzeczy. Najlepiej gdy jest sie na nie chociaz czesciowo przygotowanym. Uniosla glowe lekko wzdychajac i lekko podnoszac sie z krzesla.

- Teraz jednak, gdy jestesmy w miare bezpieczni moze wreszcie zapoznamy sie chociaz czasciowo. Nie mam bowiem zwyczaju ryzykowac zycia z ludzmi, ktorzy moga zawiesc w najwazniejszym momencie. Nie watpie w wasze umiejetnosci...


Mowiac to przenosila z jednej osoby na druga, dluzej zatrzymujac na samuraju oraz Mrocznym.

- Pozniej mozemy nawet zrobic niewielki sparing na dobry sen lecz teraz... Chce wiedziec na czym stoje.

Zakonczyla nieco nieskladnie. Nigdy nie byla zmuszana do takich przemow. Nigdy nikt jej tego nie uczyl bo zwyczajnie nie bylo takiej potrzeby. Gdy byla w kohorcie wykonywala rozkazy innych o nic nie pytajac. Taka byla w koncu jej rola. Ostatnie lata zas uplynely jej na samotnej wedrowce od plotki do plotki, od miasta do wsi. Zawsze jednak, czy to na slozbie czy tez w lesie, wiedziala na czym stoi. Znala swoje slabe i mocne strony, wiedziala gdzie atak wroga moze przyniesc najgordsze skutki. Potrafila temu zapobiec dzieki czemu przezyla do tej chwili. Nie chciala aby ten wysilek poszedl na marne tylko dlatego, ze zgodzila sie wziasc udzial w tej jednej wyprawie. Najgorsze jednak bylo to iz liczba pytan miast malec, rosla, a niemal wszyscy w tym miejscu zdawali sie nie dostrzegac niczego poza zachowaniem swej tajemniczosci lub jawnym okazywaniem wrogosci, obojetnosci czy dzieciecej ufnosci w plan bogow.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 09-02-2008 o 00:22.
Midnight jest offline  
Stary 09-02-2008, 15:57   #14
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- (...) Miya, niech to będzie „odpracowanie”. Myślę, ze wiesz o co mi chodzi. - zwrócił się Alaron do dziewczyny, a ta kiwnęła znacząco głową.

- Tak wiem, i nie mam co do tego wątpliwości. Po to tu jestem, by pomagać. Dla Ciebie Alaronie. - rzekła ze stoickim spokojem i niewyobrażalnie wielką dobrodusznością. Tak wielką, że niektórym z was mogło zrobić się żal biednej, naiwnej dziewczyny, która myśli, że swym dobrem, oddaniem i szlachetnością zmieni świat. A przecież było to prawie, że oczywiste iż nie ma na to najmniejszych szans. Nie zdoła zmienić wszystkich choć jakby jej się to udało...ale koszmar!! Cały świat pogrążyłby się w klonach Słonka. Apokalipsa według naiwnej nastolatki. Nie wiem jak wy, ale ja chyba wolałabym według Jana. Zróbmy to po Bożemu.

I nagle co się okazało? Że muszą uciekać. Tak, wielcy wojownicy, którzy mieli ratować świat przed zagładą uciekają tylnym wyjściem karczmy tak, by nikt ich nie zauważył. Słonko nie spieszyła się. Ze stresu wpadła na krzesło Łuczniczki i potknęła się o nie lądując brodą na podłodze, zaś brzuchem na krześle. Ku jej zadowoleniu chyba nikt tego nie zauważył więc szybko się pozbierała, sprawdziła czy nie zgubiła klucza bądź Wisiorka prawdy i czmychnęła za resztą. Szła ostatnia, bo niby jak miałaby iść nieostatnia skoro jeszcze nie tak dawno potknęła się i przez to została z tyłu. Mimo to jeden z mężczyzn zatrzymał się by ta go minęła. Wolał iść jako ostatni.

- Ojej dziękuję! - powiedziała radośnie jednak wymijając go szybkim krokiem kopnęła jakiś mały kamyczek który wystrzelił do góry i trafił w głowę biednego samuraja idącego przed nią.

- Ups... - zaczerwieniła się i zrobiła głupią, przepraszającą minę - Wybacz. - rzekła słodko i tak oto kolejny mężczyzna przepuścił ją by szła przed nim. Widocznie stwierdził, że tak będzie bezpieczniej. Dla odmiany nie wszyscy jeszcze zrozumieli, że najbardziej bezpieczni będą wtedy, gdy Słonko będzie szła jako pierwsza. Choć z drugiej strony jakby się potknęła to zablokowała by przejście. To może lepiej by szła pod nimi? Cokolwiek autor ma na myśli. Albo gdyby tak...ciągnąć ją na taczce?! *szok*

Dziewczyna szła radośnie gdy nagle poczuła jak coś po niej chodzi. Dziwne takie odczucie gdy naprężają Ci się wszystkie mięśnie i zaczynasz dygotać. Wszystkie nadzieje pełzną po tobie jak setki, małych, drepczących, ośmionogich pajączków i rzuca tobą na boki w obrębie Twojej osobistej przestrzeni. Wtedy to też dostrzegła jak mężczyzna, który ich prowadził przytulił drzewo. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i zrobiło jej się miło, ale nagle w drzewie ukazała się sporej wielkości dziura. Miyi szczęka opadła do samej ziemi i stała jak wryta. Mężczyźni nie chcąc na nią czekać wyminęli ją a ona podbiegła do drzewa i okrążyła je jakby szukając kolejnej dziury. Spojrzała to na wylot, to na Fillina.

- Zabiłeś drzewo!! - rzuciła oskarżycielsko i z charakterystycznym dla siebie fochem odwróciła się na pięcie i z uniesioną ku górze głową weszła do rany drzewa. Potknęła się na progu, jednak udawała, że wcale tak nie było i z dumą szła dalej.

Gdy doszła na sam dół jej oczom ukazała się jakaś...jaskinia?! Nad jej głową widniała nieświecąca żaróweczka, która zapewne sygnalizowała zdolność do pojmowania świata przez dziewczynę. Widziała już wiele, i wiele przeżyła, ale czegoś takiego nigdy nie widziała! Facet zabija drzewo, a te na samym dole ma kamienne mieszkanko.
Spojrzała na skalne półki i po krótkim zastanowieniu wzięła jedno z dziesięciu krzeseł i położyła je na półkę po czym uśmiechnęła się do siebie.

- Fajna szafa ^-^ - oznajmiła radośnie i odłożyła krzesło tam gdzie stało. Wtem też dojrzała, że jeden z mężczyzn, samuraj, zaczyna się rozbierać. Usiadła na stole machając w powietrzu nóżkami i patrzyła jakby to było czymś normalnym. Widziała jego umięśnione plecy, takie zgrabne, jak żywa rzeźba. A gdzie on ma skrzydła?! - Zalśniło w jej głowie, ale pomyślała, że być może zdjął je lub mu je obcięli za kare. Wtedy to mężczyzna, skończywszy się przebierać przeniósł swój wzrok na Słonko.

- Fajne plecki! - rzuciła do niego wesoło i pomachała ręką. Nagle stół w tajemniczy sposób lekko się uniósł i dziewczyna spadła z niego na podłogę. Unosząc się na ramionach z zamiarem wstania usłyszała poważny, kobiecy ton.

- Pozniej mozemy nawet zrobic niewielki sparing na dobry sen lecz teraz... Chce wiedziec na czym stoje.

- To jest kamień, jestem pewna. - odpowiedziała trzymając otwartą dłoń na czole.
- A co to jest sparing? - spytała uśmiechnięta stojąc już zupełnie prosto.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 09-02-2008, 22:33   #15
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
- To jest kamień, jestem pewna. A co to jest sparing?

Paks przez chwile nie byla pewna czy dobrze uslyszala. Przez nastepna chwile byla przekonana, ze mloda osobka z niej drwi. Jej dlonie mocniej zacisnely sie na rekojesci miecz, ktory dopiero co naostrzyla. Gdy jednak spojzala w piekne, ufne oczy dziewczecia i nawet przyjazny usmiech, stwierdzila z przerazeniem iz Miya mowila calkiem powaznie. Widzac juz przed oczami swoj marny koniec po tym jak ta istota w trakcie ewentualnej bitwy odcina jej glowe mieczykiem mowiac chwile pozniej "Ups.. ", odpowiedziala w miare spokojnie.

- Och doprawdy..... Jejku nie wiedzialam.... Kurcze, straszna ze mnie gapa. Doprawdy jakze moglam tego nie zauwazyc. Dziekuje ci Slonko.

Na usta przywolala przy tym slodki usmiech, lecz z oczu bila mordercza furia.

- Sparing.... Oj, juz tlumacze. Sparing to taka ciekawa zabawa w trakcie ktorej najmlodsza dziewczyna w grupie musi isc do lozka z kazdym facetem, ktory znajduje sie z nia w jedym pomieszczeniu. Gdy juz sie tam znajdzie musi zrobic wszystko zeby mu bylo bardzo dobrze. Reszta naturalnie ja wtedy ocenia. Wyglada na to, ze to ty jestes ta szczesciara.

Nastepnie odwrociwszy sie do reszty zapytala ze slodycza w glosie.

- To ktory pierwszy?...

Pytaniu towazyszyl huk jej piesci ladujacej na drewnianym blacie stolu. Przez chwile poprostu tak stala patrzac na wzor jaki tworzyly leje drewna. Wreszcie gdy oddech nieco sie jej uspokoil mowila dalej.

- Na bogow, dziewczyno czy ty kompletnie nic nie wiesz o zyciu?! Co zrobisz gdy ktos cie zaatakuje? Staniesz i zapytasz jak mu dzien mija?! Moze zbyt powaznie podchodze do tej wyprawy i niebezpieczenstw jakie na nas czekaja, ale do Najmroczniejszego z Mrocznych nie mam zamiaru dac sie posiekac przez jakas idiotke, ktora dopiero co opuscila piaskownice!

Oderwala dlon od stolu ponownie probujac zapanowac nad nerwami. Wiedziala tez dobrze iz istnieje tylko jeden sposob.

- Ide pocwiczyc....

Rzucila i oddaliwszy sie nieco od reszty zaczela wykonwac najpierw wolne, lecz z czasem coraz szybsze ruchy mieczem. Przeszla jej cala ochota na rozmowy za to czula jak powoli wraca jej spokoj i jasnosc myslenia. Zniknela rowniez zlosc na dziewczyne i zrobilo sie jej nieco zal biedaczki. Gdyby tylko mieli wiecej czasu......
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 10-02-2008, 00:46   #16
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Fillin usiadł na krześle, na którym się wygodnie rozparł
-To piekny miecz....-stwierdziła Paks, a Fillin uśmiechnął się, spoglądając na broń z wyraźnym sentymentem, po czym usłyszał pytania Valara.
-Coś mnie trapi… Czy wysokie elfy, nie będą nic podejrzewać, widząc jak z nami podróżujesz? I jeszcze jedno, chcesz podróżować nocą czy w dzień? Mi jest to obojętne, ale wole wiedzieć, żeby w razie potrzeby być gotowym…-zakończył, a karczmarz roześmiał sie szczerze.
-Oni nie wiedzą, że byłem w karczmie. Zgadza się, dobrze usłyszałeś. Uprzedzę pytanie. To, że z nimi rozmawiałem to nic nie znaczy....
Druidzi potrafią wyczyścić lub przetworzyć małą cześć pamięci. Rozumiecie do czego zmierzam?
-wybuchnął szczerym śmiechem, po czym otarł łzę rozbawienia.
-A skoro nie wiedzą, że byłem w karczmie, nie wiedzą gdzie poszliśmy i czy w ogóle poszliśmy, jeżeli nie licząc tego, że nie wiedzą o waszym istnieniu, możemy podróżować zarówno w dzień jak i w nocy, ale Elfy Wysokie widzą równie dobrze w nocy, jak i w dzień, więc pora dla nich nie ma różnicy. Dla nas w tym wypadku noc nie jest sprzymierzeńcem.
W takim razie dlaczego tu jesteśmy? Nie mam pewności, że była ich tylko dwójka, poza tym to jest wygodniejsze i bezpieczniejsze niż spanie na ziemi. Przynajmniej ja wolę spać na równym terenie
-tu ponownie zaśmiał się, zaś za chwilę doleciał do niego zapach alkoholu.
Jak w pokoju z alkoholami w mojej karczmie-pomyślał i o mało nie wybuchnął śmiechem.

Revan
Wykonałeś dyskretnie gest, którego nikt nie zauważył, ale nie wyczułeś tu żadnej magii...

Fillin zaczął bawić się wyciągniętą przez siebie monetą, obracając ją w palcach.
-Stane na warcie jako pierwsza. Zapewne wyda sie to tobie, jak i wszystkim tu zebranym, rzecza niepotrzebna to jednak skoro Fillinie ty mogles natrafic na to miejsce bedac pod wplywem czarow to ktos inny rowniez moze tego dokonac. Zreszta... Warto sie ubezpieczyc na wypadek ewentualnej... niespodzianki.
Teraz jednak, gdy jestesmy w miare bezpieczni moze wreszcie zapoznamy sie chociaz czasciowo. Nie mam bowiem zwyczaju ryzykowac zycia z ludzmi, ktorzy moga zawiesc w najwazniejszym momencie. Nie watpie w wasze umiejetnosci...
Pozniej mozemy nawet zrobic niewielki sparing na dobry sen lecz teraz... Chce wiedziec na czym stoje
-mówiła Paks, podnosząc się, a oberżysta zrobił to samo.
-Nie musimy stawać na warcie, bo okolica i to drzewo jest chronione bardzo potężną magią. Poza tym to ja mógłbym tu trafić zawsze i bez względu na okoliczności, nikt więcej, bo nikt więcej o niej nie wie, więc jeżeli ktoś się pojawi to będzie to jedynie Alaron lub Silvarin. Ten ostatni robi rzeź u Mrocznych Elfów, więc tylko Alaron-po tych słowach wybuchnął śmiechem, widocznie na wyobrażenie negocjacji pod przewodnictwem takiego mediatora, jakim był Silvarin, ale za chwilę uspokoił się.
-Tutaj jesteśmy całkowicie bezpieczni, więc korzystajcie ze snu, dopóki możecie, bo rano ruszamy. Poza tym nie będzie niespodzianki, ponieważ, jak już mówiłem, panuje tu potężna magia i nawet jeżeli jakimś cudem ktoś przełamałby wszystkie zabezpieczenia, co jest niemożliwe, nie będzie mógł nas zaatakować. To samo tyczy się sparingu-uśmiechnął się szczerze.
Nastąpiła ostra uwaga Półelfki do Miyi, po czym zaczęła ćwiczyć.
Nagle, zanim ktokolwiek zdążył spostrzec, karczmarz błyskawicznym ruchem, którego nie jeden Elf mógłby pozazdrościć, wyszarpnął Leinelienga z pochwyi doskoczył do Paks z jeszcze większą szybkością, blokując jedno z uderzeń miecza Półelfki i wyprowadzając cięcie na szyję.
Wydawało się, że głowa Półelfki będzie za chwilę oddzielona od reszty ciała i nic nie zdoła tego powstrzymać, lecz nagle rozległ się dźwięk podobny do gongu, a miecz zatrzymał się nie całe pół metra od szyi Paks.
Fillin stał z wyprostowaną jedną ręką, w której trzymał miecz, na granicy, która go zatrzymała.
Jego mina była niezwykle poważna, a oczy już się nie śmiały, lecz moment później coś się zmieniło, bo kąciki ust zaczęły mu drgać, by po chwili wybuchnąć salwą niekontrolowanego śmiechu.
Oderwał ostrze od granicy i zataczając się, skierował się w kierunku ściany, chowając miecz, zaś gdy do niej dotarł, oparł się o nią, by sie nie przewrócić.
W żaden sposób nie mógł powstrzymać śmiechu, ale ustał około minutę później.
-Przepraszam, ale musiałem dowieźć moich słów, a to najlepszy dowód, jaki moglem dać. Skoro Leinelieng nie potrafi przedostać się za barierę ochronną, to nic co ma na celu atak, nie przedostanie się przez nią. Możemy spać spokojnie. To niestety eliminuje też możliwość treningu.
Paks, nie zaatakowałbym cię, gdybym nie miał absolutnej pewności, że zadziała bariera
-co jakiś czas śmiał się.
-No, nie wiem jak wy, ale ja idę spać-zaśmiał się jeszcze raz, wziął swój tobołek i wskoczył na najwyższą półkę skalną, zasypiając po chwili.

Następnego dnia obudził się najwcześniej. Wszyscy jeszcze spali, gdy Fillin zszedł bezszelestnie, otwierając tobołek, z którego wyciągnął sześć woreczków, zaglądając do każdego.
Był tam suchy prowiant dla każdego, czyli ser, chleb i mięso. Do tego wyjął po chwili sześć bukłaków z wodą.
Tobołek i zwykłe ubranie zostawił na półce skalnej.
Rozejrzał się i zobaczył, że nie którzy już się obudzili.
-Dzień dobry!-powiedział radośnie.
-Niech każdy weźmie prowiant oraz wodę dla siebie i ruszamy w drogę! Na Krovel!-zaśmiał się.
-Dojście do portu zajmie nam około dwóch dni szybkiego marszu-rozsiadł się na krześle, patrząc, jak każdy odbiera drobny pakunek dla siebie.
Kiedy już wszyscy byli gotowi do wyjścia, wstał i ruszył spiralnymi schodami w górę, zaś gdy był na szczycie, pogłaskał drewno od środka, mrucząc coś pod nosem, a drzwi z drzewa otworzyły się, wypuszczając wszystkich na zewnątrz.
Fillin prowadził przez las, który ciągnął się jeszcze przez ponad pół dnia marszu. Kiedy opuścili las, ich oczom ukazała się pagórkowata wyżyna z dosyć wysokimi trawami.
Szli dalej bez przeszkód, aż Słońce zupełnie schowało się poza horyzont i gwiazdy zagościły na niebie.
-Teren nie jest sprzyjający, ale w zasięgu co najmniej połowy dnia nie ma lepszego. Nie ma też z czego rozpalać ogniska, więc musi się obejść bez niego.
Pierwszy niech wartę trzyma Valar. Potem Miya, Revan, Avarin, Paks i ja...
-urwał, gdyż nagle zobaczył postać, posuwającą się w ich stronę.
-Uwaga, ktoś idzie. Pozwólcie mówić mnie-mruknął po cichu, a kiedy był pewny, że postać ich zobaczyła, odezwał się.
-Witaj, co cię sprowadza w te strony... Alarm odwołany, to Alaron-zaśmiał się, a kiedy postać zbliżyła się do nich, każdy mógł rozpoznać znanego mężczyznę.
-Alaron, Alaron, skąd ty niby go wziąłeś? Nie ma go tu. Odwalił swoją robotę i nie mógł przyfrunąć na swoich nietoperzych skrzydełkach. Druidzik rozwalił całą waszą akcję i nawet nie poinformował was o tym. Nie raczył! I to jeszcze mnie wyrzuty robi, że sojusz nie doszedł do skutku, jak sam szarpie się na nasz!-mówił wyraźnie wściekły, lecz głos był ten sam, tak jak wszystko inne oprócz zachowania.
-Silvarin? Skądś ty tu się wziął?-zapytał z niedowierzaniem Fillin.
-A myślisz, że niby jak?! On mnie tu ściągnął! "Musisz mi pomóc, zmylimy Wysokie Elfy"... Gówno mnie one obchodzą! Jak chcą stracić swoje długouche łby, to niech ustawią się w kolejce, a nie będę za nimi jeszcze ganiał!-wściekał się chodząc w jedną i w drugą stronę.
-Spokojnie, powiedz co się stało?-ciągnął karczmarz.
-Całkiem ci mózg wyprało w tej twojej oberży?!-zapytał ze złością.
-Przecież wyraźnie mówię, że Wysokie Elfy już wiedzą o wszystkim, a mój braciszek ukochany się nie postarał i marnie rzucił swoje czary-mary, modyfikujące pamięć, bo Elfiki-Magiki teleportowały się zaraz po tym jak się obudziły i zapewne tam u nich odświeżyli im pamięć. Do tego dowiedziały się paru innych, ciekawych rzeczy i nie zdziwiłbym się, gdybyś był poszukiwany.
Uważaj na siebie, bo te czarusie dużo mogą. Mnie i Alarona nie tkną, bo się boją, ty zaś miej zawsze pod ręką Leinelienga
-teraz w jego głosie nie było złości, lecz powaga.
-Zapamiętam, ale chyba nie można się ich spodziewać wcześniej niż jutro, co?-zapytał.
-Diabli wiedzą. Te chude pajace muszą najpierw was wytropić, więc podejrzewam, że przedrą się dopiero jutro. Przygotuj się jednak już teraz, gdyż to wchodzi w zakres "dobra narodu Elfów Wysokich" i może się tym zając sama Rada. Wtedy mogą się pojawić szybciej niż jutro-ostrzegł Silvarin.
-Idę sprać brata, a przynajmniej wyrżnąć wasz ogon do nogi, jeżeli go macie. Będziemy ich odciągali od was-warknął, odchodząc, lecz dało się słyszeć pomrukiwania Półelfa.
-Cholerne Mroczne Elfy i ten ich cały zawszony przywódca. Musiał się rzucić bez powodu, na tego Słonecznego. A ten kretyn nie lepszy, traktować jednego z Mrocznych magią, imbecyle...-dalej nie dało się niczego usłyszeć oprócz niezrozumiałych, cichnących pomruków.
-Słyszeliście. Skoro przedarli się przez zaklęcia Alarona, musiała do tego przyłożyć rękę sama Rada, a to znaczy, że musimy uważać, by nie być zauważonym.
Uprzedzam wszelkie pytania, skoro Elfy Wysokie boją się Alarona i Silvarina, to czemu nie idą z nami? Bo my mamy wszystko zrobić po cichu, tak żeby Wysokie nic nie wiedziały
-teraz już się nie śmiał.
-Musimy się przespać. Valarze, ty pierwszy obejmujesz wartę. Dobranoc-powiedział kładąc się, lecz jedną rękę miał na swoim mieczu.

Noc mimo wszystko upłynęła spokojnie, zaś na swojej warcie, Fillin zjadł trochę i wypił.
Koło siódmej rano Słońce nie dało pospać dłużej, budząc wszystkich.
-Dzień dobry! Jedzcie szybko i ruszamy czym prędzej!-humor powrócił do Fillina, któremu znowu uśmiech nie schodził z ust.
Kiedy wszyscy byli gotowi do drogi, ponownie poprowadził.
Informacja Silvarina z poprzedniej nocy mogła zaniepokoić wszystkich, lecz wbrew słowom brata Alarona, wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku.
Szli przez pół dnia, lecz wszystkim było wiadome, że nieznośne gorąco bijące z nieba będzie ustawać. Właśnie mijali mały las, kiedy karczmarz zatrzymał siebie i cały pochód jednym uniesieniem ręki.
-Nie podoba mi się to...-urwał, nasłuchując.

Revan, Paks:
Słyszycie jakieś szepty oraz złowrogi głos, wypowiadający się w języku, którego nie znacie, lecz wiecie, że jest to język magii. Nim zdążyliście coś powiedzieć, straciliście możliwość poruszania się.
Tylko jedno cisnęło wam się do głów: Zostaliście magicznie unieruchomieni i nie wydostaniecie się z tego sami. Nie macie też jak ostrzec pozostałych.

Fillin rozglądał się dookoła, lecz niczego nie zauważył, nasłuchiwał, ale niczego nie usłyszał.

Avarin:
Dostrzegasz coś dziwnego. Półelfka i Mroczny Elf od kilku sekund stoją nieruchomo. Revan ma uchylone usta, jakby miały złożyć się w jakieś słowo, zaś Paks, jakby jej ręka zdążała do miecza lub po strzałę. Nie byłeś w stanie tego ocenić, ale wiedziałeś jedno, coś tu jest nie tak.
Nagle zobaczyłeś jak coś się poruszyło i nagle znikęło.
Magowie-szepnęło coś w twojej głowie, a ty wiedziałeś, że to prawda, więc szybko krzyknąłeś to, co powiedział co głos.

-Magowie!-Fillin usłyszał krzyk Avarina i rozejrzał się. Zobaczył Paks i Revana, którzy jako jedyni pozostali w bezruchu, więc szybko wyciągnął Leinelienga, skierował ostrze na Półelfkę i warknął coś niczym lew, wikonując cięcie w powietrzu.
Wydawałoby się to dziwne, gdyby nie to, że Paks odzyskała zdolność poruszania się.
Został jeszcze Revan, ale nie miał zbyt dużo czasu, ponieważ w ich stronę leciał już deszcz ognia.
Oberżysta ponownie wydał z siebie głuche warknięcie, wymachując mieczem w powietrzu, a ognisty deszcz zniknął.
Za chwilę Revan ponownie mógł się ruszyć,, lecz zza drzew pędziło już dziewięciu na czarno ubranych mężczyzn z długimi mieczami w rękach, zaś z tyłu wyszedł człowiek z kosturem. To był Mag.
-Łucznicy, czarujący na tył, walczący wręcz na przód!-krzyknął, stając na przodzie, a kiedy tamci byli dostatecznie blisko, podbiegł do nich, wdając się w pojedynek z trzema mężczyznami...
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 10-02-2008, 03:00   #17
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Czym jest życie, wobec potęgi śmierci… Większość ludzi stara się osiągnąć swoje cele za życia, nie wiedzą jednak jak śmierć potrafi być szybka. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że śmierć jest początkiem zupełnie nowej egzystencji. Elfy, ludzie, krasnoludy, wszystkie rasy świata, dążą do czegoś, do potęgi. Skoro życie dąży do śmierci, to jest ona potęgą. Jest jak lśniący klejnot na górze, po który tylko nieliczni mają odwagę sięgnąć. Nieliczni, dla których śmierć nie ma znaczenia. Jeżeli jednak śmierć jest początkiem czegoś nowego, co jest jej końcem? – Revan pogrążył się w filozoficznych rozmyślaniach, przymykając oczy. Z rytmu wybiło go zachowanie dziecka. Tak, tak, dziecka. Nigdy nie był dobrym rodzicem, ba, nawet nigdy nie miał dzieci. I nie chciałby nigdy mieć. Nie zdzierżyłby tego wszystkiego, najpewniej udusiłby małe dzieciątko, nim zdążyłoby załkać po raz pierwszy. Jak owoc zgniótłby wątłą główkę dziecka pomiędzy swoimi fioletowymi palcami. Z pewnością nie będzie dobrym rodzicem.

Jego uwagę przykuł mężczyzna, pieczołowicie składający swoje ubranie. Słyszał o takich, samurajach. Tylko gdzie jest jego pan? Każdy samuraj ma swojego pana. Skoro ten podróżował samopas, znaczy się, ze wygnańcem był, roninem. A każdemu roninowi przeznaczona jest śmierć, i to z własnej ręki. Uśmiechnął się paskudnie. Jest hardy, klinga miecza wyznacza mu drogę życia. Potrafi także je odbierać. Boi się jednak, widział to w jego oczach. W jego gestach. Mimo tego wszystkiego, jest słaby. Jak niemowlę. Boi się śmierci.

Złowił spojrzenie półelfki o białych włosach. Nie dał tego po sobie poznać, także ją obserwował.

- Warto się ubezpieczyć na wypadek ewentualnej... Niespodzianki.

Spojrzał jej prosto w oczy. Długo tak patrzył, splótł ręce na brzuchu. Odwróciła wzrok, a Revan podążył za nim. Ronin bawił się bronią, potem usiadł. Uważał go za tchórza, niczym nie różnił się od swojego rodzaju, a jest wojownikiem. Ludzie, jaka to trywialna rasa, wszystko sprowadzają do kilku rzeczy, zupełnie jakby nic poza tym nie istniało. Najgorsze jest to, że ta prosta filozofia sprawdzała się, nad wyraz skutecznie. Coś, co umknęło uwadze starożytnym rasom, przyszło z łatwością dzieciom tej ziemi, ludziom. Niebywałe, i jakże poniżające. Revan nie postrzegał jednak siebie w tej kategorii, gdyż, jak uważał, nie da się zmierzyć siebie samego jedną miarą.

Niesamowicie irytowała go obecność „Słonka”. Osoby najmniej kompetentnej, w jego mniemaniu, by chociażby nazywać się uczestniczką tej wyprawy. Idzie z nimi, tak postanowił. Skoro tym sposobem może odnaleźć swoją ukochaną, mógł się tego podjąć. Ale ta dziewczyna wystawiała jego cierpliwość na próbę. Wprawdzie nie miał z nią prawie żadnego kontaktu, to czuł, że gdyby do niego doszło, udusiłby ją gołymi rękami. Miał skomplikowaną naturę, zazwyczaj okazywał spokój z typową, dumną elfią wyniosłością, a czasem wybuchał w błahej sprawie niczym wulkan, a w swej złości potrafił dokonać rzeczy strasznych w skutkach. Strasznych dla innych, gdyż sam nie miał nic do stracenia. Mało przejmował się postronnymi osobami, kierował się tylko swoim celem.

Paks uderzyła z hukiem w stół zadając retoryczne pytanie, na które jednak elf udzielił odpowiedzi.
- Nie zwykłem w swej dobrodusznej naturze deprawować dzieci, ale skoro takie są prawa „sparingu”, poświęcę się temu z pełnym zaangażowaniem. – uśmiechnął się, już drugi raz dzisiaj, i po raz kolejny wyjątkowo paskudnie. Zresztą, ten uśmiech wydawał się być jedyną dobrze opanowaną emocją, jaką jego dość przystojna twarz jest w stanie okazywać. A wtedy traci na swoim uroku, nadając jej wyraz pospolitego bandziora, który właśnie dorwał dziewkę pomiędzy palącymi się belkami domu, i za nic nie wyglądało to na to, by chciał sobie odpuścić. Wręcz przeciwnie. Widząc jednak rosnący niepokój na twarzy Słonka, szybko „spochmurniał”. Po przedstawieniu kobieta o białych włosach poszła na bok, poćwiczyć. Widać, mała Miya miała niezwykły dar do wkurzania postronnych osób. Samą swoją obecnością.

Paks starała się odnaleźć wewnętrzny spokój, operując mieczem. Jeżeli z takiego powodu na starcie dochodzi do spięć w „drużynie”, nie chciał myśleć, co się stanie potem. I jak wytrzyma to półelfka. Oby nie załamała się w krytycznym momencie, gdyż zadanie, które spadło na ich barki jest wyjątkowo wymagające. Już wkrótce mieli się o tym przekonać…

Kolejną osoba, która także nie podobała się Revanowi, był Fillin, karczmarz z idiotyczną manierą wpadania w radosny nastrój, któremu towarzyszył kretyński śmiech. Noc nie jest idealnym sprzymierzeńcem… jak dla kogo, w końcu Fillin był tylko ograniczonym człowiekiem. Skoro panuje tutaj tak potężna magia, czemu jej nie wyczuł? Albo człowiek blefuje, albo Revan staje się coraz słabszy. Nie rozumiał tego, ale z dnia na dzień jego zdolność koncentracji zdawała się maleć. Odczuwał wewnętrzną pustkę, miejscami wydawało mu się, że świat, w którym teraz się znajduje jest jego snem na jawie. Nie podobało mu się to, ani trochę. To była jedna z niewielu rzeczy, której się obawiał. Bezsilność, na to nie ma lekarstwa.

Następnego dnia wyruszyli w drogę. Ubrał się, zabrał swój prowiant. Z tobołka wyjął czarną chustę, którą obwiązał sobie wokół twarzy, tak, że zasłaniała ją od dolnej graniczy oczu w dół. Zazwyczaj tak podróżował, nie miał ochoty zostać rozpoznanym przez nieznane mu osoby. Bezimienny szedł za resztą grupy, czasem niedbale spoglądając w tył. Nie spodziewał się jednak zobaczyć tam niczego niezwykłego, gdyby ktoś chciał ich śledzić i pozostać niezauważonym, z pewnością mu się to uda. Zatrzymali się po wędrówce w prażącym słońcu, nastał czas odpoczynku. Jako drugi miał objąć wartę. Potem z kolei spotkali jakiegoś Silvarina. Brat Alarona? Widać miał gorący temperament, i boczył się ciągle. Chłodnym wzrokiem odprowadził go, a gdy zniknął w gęstym mroku, oparł się na posłaniu o pieniek drzewa, i spokojnie układał sobie w myślach pewne zdarzenia. Miał wielką ochotę sięgnąć po księgi w jego plecaku, ale wolał nie wzbudzać podejrzeń. Dla swoich towarzyszy był tylko „rębajłą”.
Leżał z przymkniętymi oczami. Z pewnością nie miał zamiaru zasypiać podczas warty tego małolata, z pewnością przepuściłaby każdego, ba, nawet pomogła wskazać, kto kim jest. Gdy przyszła jego pora, gwałtownym gestem odsunął jej rękę, gdyż miała zamiar go obudzić.

- Nie śpię. – syknął. Gdy tamta położyła się spać, dalej leżał oparty o pieniek, kilka razy zmieniając pozycję, gdy ta wydała mu się nazbyt niewygodna. Po kilku chwilach, godzince, może dwóch, podniósł drobny kamyczek, i rzucił w samuraja, trafiając w jego nogę, Revan skończył swoją wartę. Nie chciało mu się podnosić, ani cokolwiek mówić, toteż osunął się, podkładając pod głowę plecak i zasnął. Zapadł w półsen. Nie potrzebował wiele snu, czasem tez zdarzało mu się spać z otwartymi oczyma. Był niezwykle czujny. Wiedział, kiedy zmieniali swoje warty.

Rano nadszarpnął trochę swój prowiant, nie jadł cały wczorajszy dzień, ale i tak nie czuł się głodny. Jadł z umiarem, napełniając się jednak do syta. Nigdy nie wiadomo, kiedy nadarzy się kolejny posiłek. Ruszyli znowu, ich celem był port. Podczas marszu Revan usłyszał ciche szepty, jakby inkantacje magiczne. Potem było za późno na jakąkolwiek akcję, ktoś sparaliżował i jego, i białowłosą. Fillin zdjął magiczne zaklęcie z nich. Rzucił się do tyłu, gdy tymczasem reszta weszła do zwarcia z przeciwnikiem. Klucząc w zaroślach, starał się obejść walczących sporym łukiem, i dorwać maga. Wkurzył go mocno tym swoim marnym zaklęciem, zamierzał zrobić sobie naszyjnik z jego flaków.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 10-02-2008 o 13:28.
Revan jest offline  
Stary 10-02-2008, 16:37   #18
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Och doprawdy..... Jejku nie wiedzialam.... Kurcze, straszna ze mnie gapa. Doprawdy jakze moglam tego nie zauwazyc. Dziekuje ci Slonko.

Dziewczyna uśmiechnęła się na słowa Paks i lekko ukłoniła.

- Ależ nie ma za co, lubię pomagać - rzekła miło.

- Sparing.... Oj, juz tlumacze. Sparing to taka ciekawa zabawa w trakcie ktorej najmlodsza dziewczyna w grupie musi isc do lozka z kazdym facetem, ktory znajduje sie z nia w jedym pomieszczeniu. Gdy juz sie tam znajdzie musi zrobic wszystko zeby mu bylo bardzo dobrze. Reszta naturalnie ja wtedy ocenia. Wyglada na to, ze to ty jestes ta szczesciara - Nastepnie odwrociwszy sie do reszty zapytala ze slodycza w glosie - To ktory pierwszy?...

- Nie zwykłem w swej dobrodusznej naturze deprawować dzieci, ale skoro takie są prawa „sparingu”, poświęcę się temu z pełnym zaangażowaniem. – uśmiechnął się Revan.

Słonko lekko zaniemówiła i pogrążyła się w zadumie. Przez chwilę mogło się wydawać, że myśli. Trwało to nie długo. Po pewnym czasie odpowiedziała poważnym głosem patrząc gdzieś w ziemię i gestykulując rękami.

- Nie jestem tego taka pewna....półelfko - zaczęła jakby arogancko, a jednak brzmiała dość przyjemnie. Biła od niej dziwna, dobra aura, która w tej chwili zaczynała zanikać - Mam 17lat ludzkich, 34lata półelfie, 289lat elfich, 98 lat anielskich i 15 wampirzych. Nie sądzę, bym była młodsza od Ciebie, a to, że wyglądam lepiej, i młodziej, to już inna kwestia - dokończyła po czym z najszczerszym uśmiechem na twarzy poszła sobie na jedną z półek skalnych po czym zwróciła się do Revana

- Ona zrobi wszystko by Ci było dobrze - powiedziała z urokliwym uśmiechem dziecka i zdjęła z pleców ciężki, dwuręczny mieć, przepięknie zdobiony, ze ślicznym runem na środku rękojeści i dziwnymi symbolami.

Cały czas siedziała. Nic nie robiła. Gdy już wszyscy ułożyli się do snu ona wciąć siedziała. Po cichu zdjęła całe uzbrojenie by nikt jej nie widział. Chciała być dla nich zupełnie bezszelestna. Pozostała tylko w materiałowej przepasce do wpół uda.
Nie pamięta kiedy ostatnio spała. Chyba nigdy. Nie potrzebowała snu, w ogóle nie rozumiała po co ludziom sen kiedy można żyć pełnią dnia, a gdy ten się skończy, cieszyć się nocą. Tylko kiedyś straciła przytomność i miała dziwne wizje.
Położyła się na skalnej półce i założyła ręce krzyżem na piersi, w sposób taki by otwarte dłonie położyć prawie na ramionach. Następnie zamknęła oczy. Widziała siebie, stojącą na środku drogi. Odwróciła się za siebie i dostrzegła czyste, granatowe niebo na którym rozpościerał się deszcz błyszczących gwiazd. Z zachwytu zaniemówiła lecz nagle jej serce zabiło dwa razy szybciej. Zlękła się ptaków które nagle wzbiły się wysoko w górę aż do samego słońca, które niespodziewanie zajaśniało. Miya nie wiedziała w którym momencie skończyła się noc a zaczął dzień. Wzniesione aż na sam szczyt niespodziewanie zaczęły spadać. Jeden z nich ugodził dziewczynę dziobem w rękę, którą zasłoniła twarz. Upadła do tyłu i zobaczyła jak obok niej spada z impetem martwy ptak. Rozglądając się widziała, że wszystkie ptaki leżące obok niej są martwe. Jej oczy zaszkliły się i . . .
W tym momencie Miya otworzyła oczy i gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Włosy, które zakleszczyły jej się między skałką pociągnęły ją z powrotem i uderzyła z hukiem głową o skałę.

- Auaa... - zajęczała cicho by nikogo nie obudzić i wytarła jedną, samotną łezkę, która z bólu spłynęła jej po policzku. Nie wiedziała, co to jest, nigdy jeszcze nie czuła AŻ takiego bólu. Uwolniła włosy i usiadła na brzegu półeczki podkulając nogi pod brodę i zaczęła cicho szlochać. Nie mogła spać, bo nigdy nie spała. Jako osoba, którą była nigdy nie morzył jej sen. Nigdy też nie czuła takiego wewnętrznego skurczu wewnątrz brzucha.

- Mogę o coś zapytać? - mruknął Avarin - Czy masz zamiar dać pospać innym?

- Przepraszam - szepnęła słodko z przejęciem i po tym zapadła bezkresna cisza

- Nic nie szkodzi... - mruknął
Miya zaczęła kiwać się na półce to w lewą to w prawą stronę i myśląc, że minęła już ponad godzina, spytała szeptem.

- A teraz śpisz? - rzekła miło

- Nie śpie. - odpowiedział spokojnie.

- A dlaczego? - spytała zaciekawiona. Przez myśl jej nawet przeszło, że być może samuraj ma ten sam problem co ona. Po prostu nigdy nie śpi. Nie zdawała sobie sprawy, że może być dla innych strasznie męczącą i upierdliwą osobą, sądziła raczej, że jest dla nich miła, a oni to doceniają.

- Nie chce mi się. - powiedział, choć Miya spodziewała się innej odpowiedzi. Sądziła, że powie "ja nie śpię nigdy", albo "nie wiem co to sen". A jemu po prostu się nie chciało.

- A mogę posiedzieć tam z Tobą? - spytała nieśmiało. Jego półka znajdowała się tuż obok jej, tak więc nie widzieli siebie, jedynie słyszeli swój chichy szept.

- Skoro chcesz. - odpowiedział spokojnie, z lekką nutką znudzenia w głosie

Wstała po cichu i ostrożnie i bosymi stopkami przemknęła bezszelestnie po kamiennej podłodze. Ku zdziwieniu (bądź nie) samuraja, była ona zupełnie naga. Jedyne odzienie jakie posiadała to materiałowa przepaska na biodra długością sięgająca do wpół uda.
Uśmiechnęła się miło siadając na przeciwko.

Podał jej swój śpiwór.
- Połóż się i okryj.

Wzięła od niego śpiwór i ze zdziwieniem spytała.
- A po co?

- By Ci nie było zimno... Poza tym odpocznij. - odpowiedział.

- Zimno? - spytała zaskoczona, ale szybko sobie o czymś przypomniała - A tak, zimno. A nie, dziękuję. Ja nie sypiam - odpowiedziała miło.

- Nie to nie. - mruknął i położył się na skalnej półce.
Dziewczyna okryła się śpiworem i siedziała sobie patrząc z uśmiechem na mężczyznę. Była cicho bo chciała dać spać innym. Cieszyła się, że nie musi siedzieć tam sama. W samotności czuła się dziwnie. Zupełnie jak w kamiennym karcerze w którym obudziła się cała w sińcach. Nie było to przyjemnym wspomnieniem, a i rozprawa sądowa napawała ją smutkiem.

- Wiesz jak to denerwuje, gdy ktoś się na Ciebie patrzy jak śpisz? - usłyszała głos samuraja. Cały czas siedziała w kącie półki skulona i okryta śpiworem.

- Przepraszam - rzuciła pospiesznie i zamknęła oczy.

- Co Ty tak ciągle "przepraszam" i "przepraszam"...?

- Bo nie chce by ktoś był na mnie zły - odpowiedziała mając cały czas zamknięte oczy.

- Yhym... - mruknął pod nosem a dziewczyna milczała z zamkniętymi oczami i starała się oddychać tak by nie było jej słychać.

- Bo się udusisz... - rzucił w jej stronę mężczyzna a ta wypuściła gwałtownie powietrze z płuc.

- Przepraszam. - odpowiedziała.

W ciszy można było usłyszeć charakterystyczne HLAPS. To właśnie ręka Avarina spoczęła na jego twarzy a ten z politowaniem pokręcił głową.
- Znów...

- Czemu uderzyłeś się w głowę? - spytała podnosząc do połowy powiekę jednego oka.

- Załamałem się... - odpowiedział podłamanym głosem.

- Ojej, nie smuć się - odpowiedziała mu z troskę i na czworaka podpełzła do niego. Stojąc na kolanach uniosła tyłek a głowę położyła na skałce tuż przed twarzą samuraja - Smutno Ci? - spytała. Mężczyzna milczał więc dziewczyna nie zmieniała swojej pozycji.

- Już mi lepiej... - mrukną po pewnym czasie z lekką, subtelną nutką ironii. Dziewczyna uśmiechnęła się i chciała unieść do góry jednak zaryła czubkiem głowy o sufit półki. Śpiwór spadł z jej ciała.

- Auć.

- Jeśli znów powiesz "przepraszam" to Cię zaknebluje. - mruknął.

- Przepra . . . - dziewczyna spojrzała na jednoznaczną minę i mężczyzny - Tak jest. -szepnęła. Mężczyzna nie odezwał się, zamknął tylko oczy.
Dziewczyna nie wiedziała jaki zrobić manewr by się wydostać z miejsca przy ścianie. Przejście blokował jej leżący samuraj więc postanowiła że jakoś przez niego przejdzie. Wysunęła jedną nogę za mężczyzną i oparła ją o półkę tuż za nim. Wsparła się na półce i znalazła się w pozycji wskazującej na to, że siedzi na mężczyźnie. Zastanawiała się właśnie nad drugim manewrem. Jej mina wskazywała na to, że kombinuję. Jej język spoczął na górnej wardze w prawym kąciku ust. Nagle prawa powieka Avarina uniosła się delikatnie. Zieleń jego oczu wbiła się w dziewczynę.

- Co kombinujesz?

Spojrzała na niego zdezorientowała. Sądziła, że jest bezszelestna.
- Bezszelestnie chcę wyjść by Cię nie obudzić - szepnęła w pełnym skupieniu siedząc na nim okrakiem i nie zdając sobie sprawy, że mu przeszkadza

- Jesteś na dobrej drodze do tego, by pobudzić resztę drużyny. - powiedział spokojnie - Nie mogłaś zostać na miejscu?

- Przepraszam. - odpowiedziała radośnie i wgramoliła się z powrotem na swoje poprzednie miejsce. Położyła się na plecach i wzrok wbiła w sufit

- Co ja Ci mówilem o tym, byś za byle gówno nie przepraszała?

- Zakneblujesz mnie. - odpowiedziała krótko w bezruchu.

- Uwierz mi nie mam ochoty nikogo kneblować ale... Przestań

Dziewczyna otworzyła usta by coś powiedzieć jednak szybko je zamknęła i kiwnęła tylko głową.

Zanim wszyscy wstali, czyli prawie w środku nocy, poszła do siebie ubrać swoją zbroję. Miała problemy z zapięciem górnej części gdyż zazwyczaj jej nie zdejmowała, ale po ok 20 minutach i z tym dała sobie radę. Położyła się na swojej półeczce gdy nagle poczuła, że ktoś się poruszył. Dostrzegła oddalającą się postać Fillina. Nareszcie! - pomyślała i wstała do pozycji siedzącej. Położyła miecz przed sobą wzdłuż półki i uklęknęła przed nim składając ręce i splatając ze sobą palce. Zaczęła coś szeptać w skupieni w całkowicie obcym języku, a gdy skończyła ucałowała rękojeść miecza i przymocowując go wstała.
Wzięła prowiant i bukłaczek, tak jak kazał mężczyzna choć szczerze wątpiła w przydatność tych rzeczy.

W końcu wyruszyli w drogę. Dziewczyna rozmyślała o spędzonej nocy. Cieszyła się, że ktoś w końcu ją zrozumiała i nie był dla niej niemiły. Jednak, czy na pewno? Nie wiedziała jak jest na tym świecie, może ta rzeczywistość przedstawiała się zupełnie inaczej niż ona ją widziała. Ukradkiem spojrzała na czerń idącą za nią niczym coś czego nie widać a jednak istnieje. Spuściła głowę ze smutkiem i szła dalej. Nim Słonko się spostrzegła nastał postój. To już drugi dzień - zanudziła wesoło w myślach i uśmiechnęła się.

-Musimy się przespać. Valarze, ty pierwszy obejmujesz wartę. Dobranoc-powiedział Fillin kładąc się. Dziewczyna zaś usiadła sobie na pniu jakiegoś drzewa, bądź na jakiejś skale. Przed nią była kolejna nieprzespana noc. Nie mogła spać bo nie umiała i nie potrzebowała tego. Co noc powracał do niej ten fakt, jak nieprzyjemny owad krążący koło nosa i wytykający błędy.
W ten sposób jej warta mogła trwać wiecznie, więc postanowiła obudzić Revana. Ukucnęła przy nim i gdy chciała dotknąć dłonią ten syknął na nią nieprzyjemnie.

- Nie śpię - dziewczyna wystraszyła się i by nie upaść w tył zaczęła panicznie machać rękami. Złapała się w końcu materiału koszuli mężczyzny i jakoś opanowała upadek.

- Przepraszam - rzuciła rozkosznie jednak nagle usłyszała sapnięcie samuraja, toteż szybko wycofała się na swoje miejsce siadając gdzieś na kamieniu, bądź pieńku drzewa. Nie spała, co też niektórym mogło wydawać się dziwne. Innych zaś mogło irytować. Ale cóż, taka już była jej natura. Dziewczyna nagle zaczęła trząść się z zimna. Zęby zaczęły jej gruchotać, a dziewczyna wydawała się być nie do edukowana. Drow przemilczał tą sytuację z wyraźnym niesmakiem.

Rano zaczynało się ocieplać co wyraźnie ucieszyło Miye. Witała wszystkich krzywym uśmiechem ze względu na to, że była przemarznięta. Swoją drogą dziwne to było uczucie. Jeszcze tylko 5 nocy - przeszło jej przez myśl z radością.
Ruszyli w dalszą drogę. Słońce grzało u ciesze Słonka. Ciepełko było dla niej miłe. Nagle stało się coś dziwnego. W połowie drogi usłyszała, a raczej z tego co zrozumiała, zostali zaatakowani przez kogoś.

-Łucznicy, czarujący na tył, walczący wręcz na przód!-krzyknął Fillin.

Miya nie wiedziała co o tym myśleć. Dawno nie walczyła, znaczy...nie walczyła z takimi istotami. Osobiście była za dyplomacją nie za walką. Zdjęła z pleców miecz i dzierżąc go przed sobą ostrzem do góry zaczęła szeptać.

- Odpokutuję winy dla Ciebie,
Odpokutuje nie tylko dla siebie
Więc pomóż mi Boże, moc światła
By ta walka była dla mnie bardziej łatwa.
- skończyła i ruszyła do walki tuż za Fillinem.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 10-02-2008, 17:38   #19
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Valar nie angażował się w rozmowy swoich towarzyszy. Nie był w nastroju do tego, więc usnął na dobre, zaraz po tym jak Fillin skończył mówić.
Redslinger nie lubił spać, właściwie nie lubił snów. Bał się ich, tego co w nich ujrzy i tego co mu przypomną.
Tej nocy wspomnienia były bardzo nachalne. Cały czas wykonywał nerwowe ruchy i mruczał coś pod nosem. Zdecydowanie nie był to przyjemny sen.

Po kilku godzinach, obudził się z koszmaru, błyskawicznie podnosząc się do pozycji siedzącej, oddychając głęboko. Otarł ręką spocone czoło i wstał by zabrać pakunek od karczmarza.
Zjadł trochę, napił się i spakował swoje rzeczy. Po kilku minutach był gotowy do drogi.
Zarzucił na szyję dużą brązową chustę i wyszedł za resztą drużyny.

Całą drogę, Valar szedł na przedzie, zaraz za Fillinem.
Kiedy słońce schowało się za horyzontem a drogę oświetliły gwiazdy karczmarz zarządził postój i wyznaczył Valara na pierwszą wartę. Mógł czatować całą noc, aby uchronić się przed snem, ale wiedział, że musi być wypoczęty następnego dnia i wartowanie przez całą noc odpada.
Usiadł wygodnie i zapalił swoją fajkę. Przeklinał się za to, że wczorajszego wieczora opróżnił bukłak z alkoholem.
Kiedy jego zmiana dobiegła końca, podszedł do Miy, która i tak nie spała.
-Twoja kolej, ja muszę się przespać- powiedział do dziewczyny, uśmiechnął się i położył na ziemi pogrążając się w kolejnym koszmarze.

Obudził się wcześnie rano, czując pierwsze promienie słońca na swojej twarzy. Pogrzebał w torbie i wyciągnął z niej trochę jedzenia, które zjadł, popijając wodą.
Podczas kolejnego dnia marszu na ich drodze stanął mężczyzna, o którym Valar słyszał już wcześniej z opowieści Alarona.
Silvarin ostrzegł Fillina o niebezpieczeństwie ze strony wysokich elfów. Słysząc to Valar uśmiechnął się lekko.
-„Więc nie jesteśmy tak bezpieczni, jak się spodziewałeś…”-pomyślał Redslinger.

Kolejnej nocy znowu trzymał wartę jako pierwszy, paląc fajkę i patrząc się w dal, rozmyślając o różnych sprawach.
Czy to możliwe, że w tak krótkim czasie, tak bardzo przywiązał się do swojej nowej kompani? Czy to możliwe, że znalazł kogoś, na kim na prawdę mu zależy? A co jeżeli jego osoba znowu sprowadzi kłopoty i oni też zginą?
Te myśli męczyły go przez całą noc. Jego skołatane nerwy nie wytrzymały by kolejnej straty przyjaciela. To by było zbyt wiele.
W pewnym momencie ściągnął swoją rękawice, ujawniając pierścień na jednym z palców. Pogładził wyryte na nim runy, mrucząc jakieś słowa w dziwnym języku, dla większości nieznanym.

Nad ranem wstał razem z resztą i ruszył za Fillinem.
Po kilku godzinach drogi, karczmarz zatrzymał wszystkich, wyczuwając niebezpieczeństwo.
-Mag za plecami, zbrojni na froncie- burknął do siebie.
Widząc karczmarza i Miye biegnących na dziesiątkę uzbrojonych postaci, wyciągnął miecz i ruszył za nimi, wpadając na przeciwników z impetem.

Starał się blokować wszystkie ciosy i kontrować je mieczem, lub pięścią, odzianą w rękawice z ćwiekami.
 
Zak jest offline  
Stary 11-02-2008, 00:22   #20
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
-Przepraszam, ale musiałem dowieźć moich słów, a to najlepszy dowód, jaki moglem dać. Skoro Leinelieng nie potrafi przedostać się za barierę ochronną, to nic co ma na celu atak, nie przedostanie się przez nią. Możemy spać spokojnie. To niestety eliminuje też możliwość treningu.
Paks, nie zaatakowałbym cię, gdybym nie miał absolutnej pewności, że zadziała bariera. No, nie wiem jak wy, ale ja idę spać.


Paks jeszcze przez jakis czas stala i wodzila za nim wzrokiem. Nie wiedziala co sadzic o tym mezczyznie. Byl dla niej zagadka. Wreszcie nie widzac sensu w dalszym treningu ruszyla do swojej polki. Mysli kotlowaly sie w jej glowie niczym wsciekly roj os. Za duzo niewiadomych, za duzo rzeczy, ktore moga sie nie udac. Westchnela kladac sie na twardej skale i przykrywajac plaszczem. Zasnela niemal natychmiast.


Rankiem okazalo sie iz Fillin wszystko juz przygotowal. Troche nie w sosie wygramolila sie z legowiska i przeciagnawszy wykonala kilka prostych cwiczen.

-Dojście do portu zajmie nam około dwóch dni szybkiego marszu.

Wzruszyla ramionami na to oswiadczenie zabierajac poslusznie prowiant chowajac czesc do plecaka, a reszte zjadajac. Nie liczac skapych skiniec glowy na powitanie, nie zwracala uwagi na reszte. Doszla do wniosku, ze najlepiej zrobi pilnujac swojego tylka zamiast przejmowac sie cudzymi.
Gdy wszyscy byli gotowi Fillin poprowadzil ich ponownie schodami w gore, a nastepnie zaszyli sie w las. Wreszcie mogla odetchnac pelna piersia. Bliskosc natury dzialala na nia rownie kojaco co cwiczenia mieczem. Jednoczesnie nie porzucala srodkow bezpieczenstwa. Jako, ze w druzynie bylo wystarczajaco osob wladajacych mieczem pozwolila swojemu spokojnie spoczywac w pochwie. W zamian jej dlonie dzierzyly krotki luk refleksyjny, dar od jej matki gdy wyruszala z domu. Wcale nie czula tej pewnosci braku zagroznia, ktora wykazywal Fillin.
Wreszcie po calym dniu marszuy zatrzymali sie na nocleg.

-Teren nie jest sprzyjający, ale w zasięgu co najmniej połowy dnia nie ma lepszego. Nie ma też z czego rozpalać ogniska, więc musi się obejść bez niego. Pierwszy niech wartę trzyma Valar. Potem Miya, Revan, Avarin, Paks i ja...

Paks natychmiast siegnela do kolczanu wyjmujac z niego dluga strzale i naciagnawszy cieciwe wymierzyla w strone, w ktora zwrocil sie karczmarz.

- Uwaga, ktoś idzie. Pozwólcie mówić mnie. Witaj, co cię sprowadza w te strony... Alarm odwołany, to Alaron.


Polelfka, choc niechetnie skierowala luk do ziemi jednak wciaz nie zdejmowala strzaly z cieciwy.



-Alaron, Alaron, skąd ty niby go wziąłeś? Nie ma go tu. Odwalił swoją robotę i nie mógł przyfrunąć na swoich nietoperzych skrzydełkach. Druidzik rozwalił całą waszą akcję i nawet nie poinformował was o tym. Nie raczył! I to jeszcze mnie wyrzuty robi, że sojusz nie doszedł do skutku, jak sam szarpie się na nasz!


-Silvarin? Skądś ty tu się wziął?

Silvarin? Paks przypomniala sobie iz bylo to imie brata Alarona, ktory mial wlasnie wykonywac jakas misje wsrod Mrocznych elfow. Z zaciekawieniem przysluchiwala sie ich rozmowie. Jakos specjalnie nie zdziwil jej fakt iz Wysokie Elfy zdolaly sie dowiedziec o planach majacych za zadanie uniemozliwic im polaczenie artefaktow. Gdy Silivarin odszedl Fillin zwrocil sie do wszystkich.

-Słyszeliście. Skoro przedarli się przez zaklęcia Alarona, musiała do tego przyłożyć rękę sama Rada, a to znaczy, że musimy uważać, by nie być zauważonym. Uprzedzam wszelkie pytania, skoro Elfy Wysokie boją się Alarona i Silvarina, to czemu nie idą z nami? Bo my mamy wszystko zrobić po cichu, tak żeby Wysokie nic nie wiedziały.


Paks jakims cudem zdolala powstrzymac parskniecie. "Zrobic po cichu"?!... Jasne.. Najlepiej zaczac od wyeliminowania najwiekszego zagroznia dla owej "ciszy". Jej wzrok powedrowal w strone Slonka, a usta wykrzywil zlosliwy grymas. Szkoda, ze karczmarz ustawil jej warte tak pozno. Z przyjemnoscia sprawdzila by czujnosc owej panienki. Zamiast tego ostroznie zdjela cieciwe i zabezpieczyla ja przed wilgocia. Nastepnie sprawdzila miecz i sam luk po czym zadowolona ulozyla sie do czujnego snu.
Gdy przyszla jej kolej, wstala przeciagajac sie i odeszla nieco od obozowiska znajdujac dogodna pozycje do obserwacji spiacych. Trzymajac luk w pogotowiu uwaznie lustrowala otoczenie. Zewszad dochodzily odglosy nocnego zycia. Cykanie swierszczy zlewalo sie z szumem wiatru wsrod traw. Ksiezyc, nocny straznik rzygladal sie temu leniwie ze swojego niebianskiego posterunku. Paks usmiechnela sie, lubila takie noce pelne spokoju i magicznej aury. Po jakims czasie wstala i zbudzila Fillina sama nie kladac sie juz spac. Zjadla szybki posilek i z nieklamana satysfakcja przygladala sie drzacej z znimna towarzyszce. W normalnych warunkach zapewne podeszla by do niej z zapasowym plaszczem ale teraz.... Jej dobroc jakos nie chciala sie w to mieszac.

-Dzień dobry! Jedzcie szybko i ruszamy czym prędzej!

Glos Fillina mocno ja zaskoczyl. Wygladalo na to, ze mimo wszystko usnela. Wsciekla na siebie wstala rozprostowujac kosci. Ruszyli. Droga zapowiadala sie na spokojna. Slonce przyjemnie prazylo odsylajac ziab nocy w zapomnienie. Ziemia parowala rozsiewajac wokolo przyjemny zapach, ktory polelfka wdychala z rozkosza. Lasek, do ktorego wlasnie weszli zdawal sie byc najspokojniejszym miejscem na ziemi... Niemal zbyt spokojnym jak na jej gust. Wtem Fillin przystanal zatrzymujac tym samym cala grupe.

-Nie podoba mi się to...

Nie zdazyla wypowiedziec swego dosc z nim zgodnego zdania gdy nagle do jej uszu dolecial szept. Ktos, gdzies niedaleko od nich intonowal zaklecie. Odruchowo siegnela do miecza lecz jej dlon nie zdazyla go dobyc. Poczula iz cale cialo zastyga niczym kamien. Nie mogla nawet wydobyc z siebie glosu by ostrzec pozostalych. Niech was wszystkie demony.... Wsciekla walczyla z calych sil. Nigdy nie rozumiala magi. Jej zdolnosci w tym kierunku ograniczaly sie jedynie do wyczucia zagrozenia, a i to w wiekszej mierze bylo sprawa instynktu i lat spedzonych na wojaczce i w lesie.

-Magowie!


Za ten okrzyk gotowa byla pocalowac Avarina. Fillin widzac ich tarapaty wydobyl swoj niezwykly miecz i wypowiedziawszy jakas formulke oswobodzil zarowno ja jak i Mrocznego.

- Dzieki...

Wyszeptala chwytajac za luk. Dziekowala bogom za to iz dzisiaj rowniez trzymala zalozona cieciwe. Strzala wlasnie ladowala na niej gdy zobaczyla wrogow. Dziesiec postaci odzianych w czern.

-Łucznicy, czarujący na tył, walczący wręcz na przód!

Padl rozkaz. Usmiechnela sie stajac na pozycji. Katem oka zobaczyma Mrocznego znikajacego w krzakach.

- Tchorz..

Rzucila za nim mierzac w pierwszego z atakujacych. W tej chwili istnial dla niej tylko on i grot strzaly wymierzony w jego piers. Gdzies na dni swiadomosci pobrzmiewal jednak alarmowy gong informujacy iz nikt jej nie oslania. Zignorowala go wypuszczajac strzale i siegajac po kolejna.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 11-02-2008 o 00:32.
Midnight jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172