Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2008, 18:49   #111
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Upojna noc i upojny poranek w gospodzie, której nazwy nie pamiętała. Ale dobrze pamiętała imię mężczyzny. Tym razem.
Nie da się powiedzieć o tej nocy, że pozwoliła Nessie wypocząć. Derrickowi zresztą też nie. Chyba oboje za dużo podróżowali i teraz wspólnie nadrabiali stracone w siodle i kiepskich karczmach chwile. Ale mimo przerywanego snu czarodziejka obudziła się w doskonałym humorze. I z ochotą na więcej tego samego.
- Mniam...Śniadanie...może poczekać...
Wykopała grubą pierzynę z łóżka i przyciągnęła do siebie Derricka.
- Kiedy Ty zdążyłeś się ubrać?
Odzież mężczyzny, ściągana przez Nessę, lądowała na podłodze. Derrick nie protestował. Siedzieli splątani nogami. Przysunął czarodziejkę jeszcze trochę bliżej. Dotyk ciepłych, mocnych dłoni mężczyzny w mig przyśpieszył oddech Nessy. Wiele można się o sobie dowiedzieć w ciągu kilkunastu intensywnych godzin. I teraz wykorzystywali te wiedzę.
Żmijka z zamkniętymi oczami, zasłuchana w swoje ciało, wygięta w tył do granic możliwości, niczym na jakichś torturach, lecz z kompletnie odwrotnym skutkiem, jęczała z rozkoszy.
Wiatr lekko poruszał zasłonami, promienie słońca tańczyły na ich nagich ciałach, tylko skrzypiące deski łóżka psuły romantyczny efekt.
Wylądowali na pierzynie. Na ile sposobów można zaspokoić huczące pożądanie? Jak głośno można krzyczeć wcale siebie nie słysząc? Jak bardzo można splątać dwa ciała?
Kiedy odpoczywali, jeszcze zbyt zmęczeni, by cokolwiek mówić Nessa opierała głowę na piersi mężczyzny. Pozwoliła myślom wędrować po olbrzymich górach, zielonych łąkach, długich nogach, gładkim torsie, słodkich ustach.
- Dość! - zerwała się raczej nagle. Spłoszyła ją zdradliwa czułość własnych myśli.

Pośpiesznie narzuciła na siebie ubranie i spojrzała na przyniesioną przez Derricka tacę. Z zapałem zabrała się za uzupełnianie straconych kalorii.
-Musze załatwić kilka spraw. Sama. – mówiła z pełna buzią – Jedziemy szukać elfki?
- Spotkajmy się popołudniu. Będziesz tu nocował? – dopytywała.
Jednocześnie kończyła jeść i się ubierać.
- Muszę już iść. Do zobaczenia.
Prawie wybiegła z karczmy.

Początkowo delikatne myśli, że wplątała się w dość skomplikowane relacje, w dodatku z nie jednym mężczyzną, atakowały coraz mocniej.
>>>Nie będę płakać nad rozlanym mlekiem. Zresztą zaraz wyjeżdżam z Aldersbergu i wszystko samo się wyprostuje.<<<
Szła w stronę domu Cerintiana. Zdać relację z wizyty w zamku i wypytać się o parę spraw. A o paru innych milczeć.
 
Hellian jest offline  
Stary 13-05-2008, 20:26   #112
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
- Pożar... – krzyczał ktoś spanikowany, ktoś biegł, ktoś się przewrócił i klął głośno. Francesca stała skupionai czekała na rozwój akcji. Słuchała jak ktoś prosi o pomoc straż, wiadomym było, że nie wszyscy zareagują na wołania. Jakaś kobieta nagle zaczęła wołać przerażona, z krzyków wynikało, że ktoś został w palącej się karczmie. >>> Co myśmy zrobili...<<< pomyślała kobieta, raptem smutniejąc. Zaczęła mieć wyrzuty sumienia przez to wszystko, jakaś niewinna osoba spali się żywcem...może nawet dziecko.
- „Gość i śmierć przychodzą niespodziewanie.” – powiedziała szeptem i rozejrzała się po pomieszczeniu.
Francesca stała zmartwiona, chciała już stąd odejść. Nic nie mówiąc swojemu towarzyszowi odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę głównych drzwi, zachowując przy tym wszystkie możliwe środki ostrożności. Szła zobaczyć gdzie na zewnątrz jest najmniej ludzi i czy możliwa w tym momencie jest ucieczka.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 13-05-2008, 20:58   #113
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Idąc w ślady Nessy ubierał się i jadł. Równie szybko, jak czarodziejka. Chociaż wolałby zrobić powtórkę powtórki...

- Chcesz jechać jeszcze dzisiaj? - spytał.
Nessa przełknęła kolejny kęs.
- Może... Nie wiem... Zobaczymy.
Derrick spojrzał na Nessę zaskoczony. Taki brak zdecydowania był czymś, czego po czarodziejce się nie spodziewał.
- Wiesz... wolałbym wiedzieć... Muszę odpowiednio wcześnie pożegnać moich gospodarzy...
- Ale ja naprawdę nie wiem - Nessa spojrzała na niego prawie płaczliwie - Nie pytaj, proszę
Derrick pokręcił głową.
- Strasznie komplikujesz mi życie... - powiedział z szerokim uśmiechem na ustach.
Pogładził lekko Nessę po policzku.
- Za cztery godziny będę czekać na Ciebie. Tam, gdzie zostawiłaś swego olśniewającego wierzchowca... Jeśli nie przyjdziesz, rozbiję swój namiot "Pod Rozbitym Dzbanem".
- I będę czekać. Trzy dni i trzy noce...
Uśmiechnął się ponownie. Odrobinę mniej wesoło.
- Potem będziesz musiała szukać jej sama...
Nessa wyglądała, jakby za wszelką cenę chciała uniknąć rozmów o planach na przyszłość. Jakby to nie ona, a kto inny pytał o wspólne poszukiwania elfki.
W końcu jednak powiedziała:
- Przyjdę...
W jej głosie brzmiała szczerość.
Derrick przez moment milczał. Miał wrażenie, że to on, w jakiś sposób, komplikuje Nessie życie...
Nagle Nessa zerwała się z krzesła.
- Muszę już iść. Do zobaczenia - powiedziała.
- Nie odprowadzaj mnie - dodała.

Derrick wstał równocześnie z nią. Stojąc z opuszczonymi rękami odprowadził wzrokiem Nessę. Z trudem powstrzymał się, by nie pożegnać się w nieco inny sposób. Ale nie chciał utrudniać jej życia.
Pokój wydał mu się dziwnie pusty.
- Cholerne rozstania - powiedział sam do siebie.
Mimo słów Nessy nie był pewien, czy się spotkają...

Ruszył w stronę domu Lyvenbrook'ów. Nieco okrężną drogą. Musiał jeszcze odwiedzić Rotika, a potem wpaść do "Kramu Alchymycznego".
A jeszcze później pożegnać się z Ottonem i Teresą...
 
Kerm jest offline  
Stary 14-05-2008, 20:59   #114
 
Zaelis's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znany
Folken zszedł na dół, spokojnie. W plecaku wciąż zostały mu dwie butelki z naftą, w sam raz by wspomóc ich w ucieczce. Nie obchodziło go ile dzieci zostanie sierotami, nie obchodziło go zupełnie co czeka tych ludzi. W tym momencie obchodziło go jedno - jego własne życie. Zszedł na dół, ze schowanym mieczem. Nie ma sensu biegać po ulicy z dobytą bronią, a przynajmniej takiego było jego zdanie. Gdy Franceska siłowała się z drzwiami Legara zręcznie owinął swój specjalny łańcuch wokół ręki, a następnie zarzucił płaszcz na ramię, ukrywając uzbrojoną rękę. Już chciała wyjśc ale Legara ją powstrzymał. Z plecaka wyjął jedną butelkę z naftą i podpalił szmatę wystającą z szyjki. Gwałtownym ruchem potargał włosy Liska i dał hustę, wskazując gestem by zasłoniła usta. Potem rozbił butelkę w domu. Suche drewno momentalnie się zapaliło, wszystko zaczął spowijać gęsty, czarny dym. Wtedy też wypadł z domu, otaczając nieuzbrojonym ramienie Franceskę. Kaszlał i prychał, nadając wizerunku jakby tam w środku też się paliło a on był tylko wciągnięty przypadkiem. Na ulicach szalała panika, ludzie biegali, krzyczeli. idealne zamieszanie. Nim zostali spostrzeżeni przez straż Folken ciągle trzymając Franceskę w objęciu ruszył w przeciwną stronę niż pożar. Do gorszych dzielnic miasta.
 
Zaelis jest offline  
Stary 15-05-2008, 19:54   #115
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Folkena Legary i Francesci de Riue

maj, miasto Aldersberg, Aedirn

Chaos zawsze służył tym, którzy musieli uciekać. Z drugiej strony zawsze przeszkadzał tym, którzy zmuszeni byli szukać, lub gonić. Wasze działania z całą pewnością uratowały wam dzisiaj wolność, a może i nawet życie.
Z drugiej strony, za jaką cenę? Martwy strażnik, spalona karczma. Możliwe nawet, że w pożarze umarł ktoś jeszcze. Teraz z całą pewnością wasze podobizny ozdobią ściany wszystkich ważniejszych budowli w mieście. Wychodzi na to, że wy też jesteście spaleni. Tyle tylko, że metaforycznie.

Przecisnęliście się przez spanikowana ciżbę i bocznymi uliczkami, z dala od niepotrzebnych oczu kierowaliście się bliżej murów miasta- tam, gdzie domy były brzydsze, a rynsztoki bardziej śmierdzące. Ale droga wcale nie szła wam lekko. Francesce bełt w piersi tylko dokuczał, nawet nie bolał tak naprawdę. Ale Folken utykał coraz bardziej, rana przestawała boleć ale wbrew wszelkim pozorom to wcale nie oznaczało poprawy. Mężczyzna tracił sporo krwi i potrzebował pomocy medycznej. Co też jest problematyczne, biorąc pod uwagę fakt że powinniście uciekać z Aldersbergu.

do Nessy z Thanedd

maj, miasto Aldersberg, Aedirn

Daleko iść nie musiałaś, ostatecznie Cerintian mieszkał sobie bogato na wzgórzu. Ale krótki spacer przyniósł ci sporo radości. A może po prostu czas spędzony z Derrickiem tak pozytywnie na ciebie wpłynął? Powietrze po burzy było bardzo rześkie, aż chciało się oddychać pełną piersią. Ptaki świergotały radośnie, niemal zupełnie odwracając uwagę od kruków ucztujących na zwłokach wiszących na murach.
Ale mimo wspaniałego nastroju, jednak zastanawiałaś się co powiesz Cerintianowi? Ludzie o przesadnie rozwiniętym poczuciu przyzwoitości pewnie by ci wytknęli, że kochałaś się z Talbittem raptem paręset metrów od domu poprzedniego kochanka. Ale przecież czarodziej nie będzie miał takich purytańskich poglądów.
Prawda?

Trochę niepewna tej teorii zakołatałaś do drzwi Cerintiana. Teraz też nie musiałaś długo czekać. Otworzył ci „Jan”, ubrany tak samo jak wtedy gdy widziałaś go po raz pierwszy. W sumie nie zapytałaś go jeszcze po co te małe przedstawienie.


-No, no. Strasznie długo trwała ta wizyta na zamku. Czyżby zachorowała cała rodzina hrabiowska?- Na początku odrobinę przestraszyłaś się jego słów, ale dość szybko zorientowałaś się, że nie mówił ich całkiem poważnie. Byłaś prawie pewna, ze zdążyłaś ukryć zmieszanie.

do Derricka Talbitt

maj, miasto Aldersberg, Aedirn

Burza zdecydowanie była temu miastu potrzebna. Powietrze było czystsze, zdecydowanie mniej wonne a i sama temperatura znacznie znośniejsza. Przez brukowane alejki i ulice na wzgórzu przeszedłeś praktycznie sucha nogą. Kiedy jednak minąłeś wewnętrzne mury, zrobiło się naturalnie znacznie mniej przyjemnie. Błoto, błoto i jeszcze raz błoto. Ale co poradzić? Przecież nigdy nie powstanie miasto, którego wszystkie ulice byłyby wybrukowane...

Idąc do kramu Rotika nie mogłeś nie zauważyć, że straż miejska jest jakby bardziej ruchliwa. Zamiast leniwie się przechadzać, albo stać na rogach ulic, strażnicy bacznie się rozglądali i szli dość wartko. Chyba kogoś szukają, ale kogo?

(...)

Kram Rotika znalazłeś dokładnie tam, gdzie powiedział Otton. Sam Rotik okazał się być mężczyzną w sile wieku, ubranym całkiem nieźle i, co najważniejsze, posiadającym spory asortyment.


-Czego sobie szanowny pan życzy?-Doskoczył od razu do ciebie i zaczął wypytywać o wszelkie potrzebne ci zioła. Cóż, syndrom kupca.
Kiedy już zakupiłeś wszystko co chciałeś, ruszyłeś na kolejny długi spacer. Ten był znacznie mniej przyjemny, musiałeś bowiem obejść całe wewnętrzne mury i chcąc nie chcąc, widziałeś wiszące na nich trupy i dziobiące je kruki.

(...)

Kram Alchemyczny kramem zaś był tylko z nazwy. W rzeczywistości był to dość pokaźny sklep, choc raczej mało popularny. Jego właściciel, Alemik, wyglądał zaś zupełnie inaczej niż Rotik. Był młody, o dość zniewieściałej urodzie, pomimo tego, że nosił brodę. No i Alemik tak ci nie nadskakiwał.


-Jeśli się pan zdecyduje coś kupić, proszę mi o tym powiedzieć.- Zwrócił się do ciebie, choć nos miał wetknięty w jakąś książkę.
Kiedy i u niego załatwiłeś wszystkie niezbędne sprawunki, skierowałeś się w końcu do posiadłości Lyvenbrooków.

(...)

Drzwi otworzyła ci co prawda służba, ale nie zdążyłeś nawet przejść przez hall a swoim towarzystwem obdarzyła cię Helena.


-Jest pan naprawdę wspaniałym medykiem, panie Derricku. Ojciec twierdzi, ze czuje sie bardzo dobrze, chociaż oczywiście jeszcze długo nie wstanie z łóżka.- Ostatnie słowa wypowiedziała z wyraźną troską w głosie. Ta dziewczyna zadawała kłam obiegowym opiniom, że panienki z dobrych domów nie widzą niczego poza czubkiem swojego nosa i nikt ich nie obchodzi.
-Czemu nie nocował pan u nas?- Zadała nagle dość krępujące pytanie.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 15-05-2008 o 20:23.
Zapatashura jest offline  
Stary 16-05-2008, 14:37   #116
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po burzy miasto wyglądało o wiele lepiej. O może tkwiąca w Derricku pamięć minionej nocy sprawiała, że nieco innym okiem spoglądał na świat?
Spojrzenie owo zmieniło się troszkę po opuszczeniu dzielnicy szlacheckiej. Nieufne spojrzenia straży miejskiej, krzątającej się jeszcze żywiej, niż wczoraj oraz wszechobecne błoto, którego ilość i jakość zdecydowanie wzrosła po deszczu, niezbyt pozytywnie oddziaływały na widzenie świata. Ale i tak świat miał więcej plusów niż minusów. Poza tym miasta, w których wszystkie ulice były wybrukowane, istniały tylko w bajkach... A tam zamiast kamieni użyto złota...
Derrick uśmiechnął się. Złote miasto... Fajnie by było powędrować takimi uliczkami... Z kimś...

Kram Rotika okazał się miejscem dokładnie takim, jak tego potrzebował Derrick. Właściciel kramu, chociaż, jak przystało na rasowego kupca, okropnie gadatliwy, znał się na swojej robocie.
- Liście jeżyn... Zielona herbata... Kora wierzby białej... Melisa lekarska... - Rotik układał na ladzie starannie zapakowane paczuszki ziół.
Rdest ptasi, krwawnik pospolity, jasnota biała, arnika górska, berberys - kolejne paczuszki, wyciągane z szuflad lub ściągane z półek, zmieniały właściciela.
- Proszę... Oto lepiążnik i kora dębu... Szanta... Ale allionii nie mam - wyraźnie zmartwił się Rotik. - Nie dalej jak wczoraj sprzedałem resztkę zapasu. Będzie pan musiał zajrzeć do Alemika - dodał niechętnie.
Derrick skinął głową. I tak chciał odwiedzić "Kram Alchemyczny"...
- Co się stało strażnikom? Biegają jak z pieprzem... - spytał od niechcenia.
- Nic pan nie słyszał - zdziwił się Rotik.
- Strażnicy szukają dwójki ludzi, złodziei ponoć... - zaczął wyjaśniać. - Jedno z nich to młoda kobieta, dwudziestoparoletnia, rudowłosa, zielonooka. Ubrana w skórzana zbroję; posługuje się sztyletami i jest wysoce niebezpieczna. Jej wspólnikiem jest mężczyzna, wysoki na ponad 6 stóp, brąz włosy; ma obandażowane lewe ramię; jest ranny w nogę, przez co kuleje. Również wysoce niebezpieczny i uzbrojony po zęby.
- Skąd pan... - zaczął Derrick.
- Tak opisali ich strażnicy. Byli u mnie. Chyba odwiedzają wszystkich medyków, cyrulików, zielarzy.
- Co takiego zrobili? Kogo okradli?
- Żeby tylko... Kradzieże - Rotik nachylił się i mówił znacznie ciszej - są u nas dość częste i strażnicy aż tak się nie przejmują. Ta dwójka - mówił już normalnym tonem - to lepsze ptaszki... Zabili strażnika, kilku poranili, a uciekając podpalili karczmę... Ponoć dają po dwieście denarów za ich głowy... Niby kawał grosza, ale z drugiej strony... - pokręcił głową.
Z tą 'drugą stroną' Derrick częściowo mógł się zgodzić... Dla wielu osób gra nie będzie warta świeczki, ale dla wielu... Niejeden opryszek dla mniejszej kwoty zaryzykowałby życie.

Droga do "Kramu Alchemycznego" była znacznie mniej przyjemna. Koncert, jaki dawały kruki żerujące na wiszących zwłokach wywoływał niezbyt miłe wrażenie. Jako medyk był przyzwyczajony do trupów, chociaż raczej nie w takich ilościach. Jako medyk uważał również, że niepochowane zwłoki zawsze stanowiły niebezpieczeństwo... A jako człowiek był przeciwny urządzaniu takich ponurych widowisk.

"Kram Alchemyczny" wyglądał zdecydowanie okazalej, niż sklepik zielarza, za to jego właściciel prezentował się znacznie gorzej... Przynajmniej jeśli chodzi o kulturę obsługi klienta... Widocznie sądził, że każdy, kto do niego przychodzi, wie po prostu, czego sobie życzy.
Derrick rozejrzał się po półkach. Wszystkie produkty były opisane. I jeśli ktoś umiał czytać, bez problemu mógł znaleźć to, czego szukał. Ciekawe tylko, co miał zrobić klient, który nie posiadł tej szlachetnej sztuki. Miał rozpoznawać towary po zapachu? Bo oderwanie Alemika od lektury wydawało się trudne...
- Marihuana... - Alemik odłożył wreszcie opasły wolumin, "Causae et curae", którego autorem, jak wynikało ze złoconych liter, była niejaka Hildegarda.
Wyciągnął z okutej żelazem szafki starannie zamknięty słój, odważył kilka uncji szaro-zielonego proszku i wsypał do podsuniętej mu fiolki.
- Allionia nyctaginea... - kolejna paczka spoczęła w torbie Derricka.
- Opium... - kilkanaście brązowych kuleczek zniknęło w zamykanym, żelaznym pudełeczku... - Coś jeszcze?
Derrick pokręcił głową. Garść monet zmieniła właściciela.
- Ciekawa lektura? - Derrick wskazał leżącą na stoliku księgę.
Alemik aż się rozpromienił.
- Fascynująca kobieta... Pisze interesujące rzeczy na temat wszewłogi górskiej, galgantu, dyptamu i jastrzębca. I ma ciekawy przepis na wino pietruszkowe...
Otworzył księgę i podsunął Derrickowi.

Wizyta w "Kramie" nieco się przedłużyła... Lektura była naprawdę ciekawa.
Ale teraz trzeba było się bardziej spieszyć... Czasu do spotkania zostało znacznie mniej, a przed Derrickiem była jeszcze rozmowa z Ottonem i Teresą...

Rozmowy z Heleną nie przewidział... A szczególnie takiego pytania... Pozostawało być prawdomównym... W miarę...
- Posłaniec nic nie przekazał? - spytał, nieco zaskoczony. Był pewien, że do Lyvenbrook'ów trafiła nie tylko pełna, ale nawet rozszerzona wersja zdarzenia...
Helena pokręciła głową.
- Powiedział tylko, że gdybyśmy pana potrzebowali, to będzie pan w "Brokilońskiej Legendzie". Tak było panu u nas źle? - w jej głosie zabrzmiał ton wyrzutu. I coś jeszcze, czego Derrick nie potrafił rozszyfrować...
- Heleno! - głos Teresy sprawił, że dziewczyna niemal podskoczyła. - Heleno... - w głosie Teresy zabrzmiał wyraźny wyrzut. - Pan Talbitt jest naszym gościem, a nie niewolnikiem.
Helena zarumieniła się wyraźnie.
- Przepraszam - powiedziała. Potem obróciła się na pięcie i uciekła, nie czekając na odpowiedź Derricka.
- Proszę jej wybaczyć - Teresa była wprost zawstydzona. - Nigdy się tak nie zachowywała...
Derrick popatrzył w stronę, w którą pobiegła Helena, a potem spojrzał na jej matkę.
- Nic się nie stało - powiedział. - Naprawdę...
Nie miał o nic pretensji. Był jedynie troszkę zaskoczony.
Przez moment Helena zachowywała się, jakby... jakby chodziło jej nie tylko o brak opieki medycznej nad ojcem...

- Czy moglibyśmy teraz porozmawiać? - spytał, zmieniając temat. - Mam parę spraw...
Teresa spojrzała na niego z pewnym zaskoczeniem, a potem powiedziała:
- Proszę bardzo... Zapraszam - wskazała mu drogę do saloniku, w którym rozmawiali poprzednio.
Służba przyniosła napoje i owoce, a potem Helena spytała:
- W czym problem, panie Derricku?
Derrick zawahał się. Nie bardzo wiedział, jakma powiedzieć, że zostawia pacjenta i rusza w świat z piękną czarodziejką u boku... Co w dodatku wcale nie było takie pewne...
- Panna Helena powiedziała - zaczął - że pani mąż czuje się dobrze... Jeśli to prawda, co za chwilę sprawdzę, to będę musiał się pożegnać...
Teresa nie powiedziała nic, ale na jej twarzy widniało zdziwienie.
- Dowiedzieliśmy się, co, a raczej - kto, może pomóc hrabiance... I trzeba będzie tego kogoś odszukać...
Z twarzy Derricka jasno było widać, że wolałby spędzić jeszcze parę dni w Aldersbergu. Co prawda niekoniecznie przy łożu pana Ottona, ale o tym pani Teresa nie musiała wiedzieć...
Teresa uśmiechnęła się.
- Panie Derricku... Jest pan naprawdę miłym gościem, ale jeśli uważa pan, że musi pan jechać, to nie będziemy pana zatrzymywać na siłę. Szczególnie, że mój mąż czuje się faktycznie dobrze. Widać, że wraca do sił.
Uśmiechnęła się ponownie.
- A jak wygląda sprawa z hrabianką? - spytała. - Ludzie tyle opowiadają głupot...
Derrick wolał się nie przyznawać do tego, że nawet nie widział panny Antoinette na oczy. Ale parę słów mógł powiedzieć...
- Dziewczyna żyje. Je i śpi. I więcej nic. Nie jest w ciąży. Nie ma żadnych obrażeń fizycznych. Jest odporna na wszystko, czym mogą potraktować ją magowie. I nikt nie ma pojęcia, czemu znalazła się w takim stanie...
Teresa zamyśliła się.
- Nigdy nie słyszałam o czymś takim...
To akurat Derricka nie zaskoczyło. On też nigdy o czymś takim nie słyszał.
Po chwili Teresa dodała:
- A ludzie mówili, że oszalała. I że hrabia kazał ją związać... - pokręciła głową.
To Derricka również nie zaskoczyło. Nawet w mniej ciekawych wypadkach ludzie wymyślali najróżniejsze rzeczy...
- Pani Tereso - pochylił się w stronę swej rozmówczyni i odruchowo ściszył głos. - Czy słyszała pani o jakichś... - zastanowił się - dziwnych zdarzeniach z okresu dzieciństwa hrabianki? Jeden z medyków wspomniał o czymś takim, ale nie podał żadnych szczegółów...
 
Kerm jest offline  
Stary 16-05-2008, 19:29   #117
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Troszkę ją martwiły niejasności spraw damsko - męskich w które się wplątała. Ale nadal miała nadzieję, że tak naprawdę nie ma nad czym rozmyślać, to tylko ona sama, w swojej naiwności, niepotrzebnie wiąże chwile przyjemności ze zobowiązaniami.
Drzwi otworzył Cerintian.
-No, no. Strasznie długo trwała ta wizyta na zamku. Czyżby zachorowała cała rodzina hrabiowska?
Wiadomo że na to co kryło się pod tym pytaniem odpowiedzieć nie mogła.
- Też się cieszę , że Cię widzę Cerintianie. Może zdradzisz po co ta maskarada z lokajem? Zanim znowu zapomnę Cię zapytać – roześmiała się.
Cerintian uniósł w zdziwieniu brew. Pytanie, albo jego bezpośredniość, bardzo go zaskoczyło. Nim jednak ci odpowiedział, zaprosił czarodziejkę do środka.
- Maskarada? - Wymruczał pod nosem. - Pewnie dlatego, że zwolniłem służbę gdy tylko wybuchły zamieszki. A ktoś przecież musi otwierać drzwi.
Odpowiedź nie wydała się jednak Nessie w pełni szczera. Ale niewinne pytanie, na które, myślała, bez trudu uzyska odpowiedź, odwróciło uwagę przystojnego czarodzieja.
Pokusa żeby wejść w myśli mężczyzny była wielka. Czemu ukrywa przed nią takie głupstwa? Kolejna zagadka.
Jednak Żmijka wiedziała, że większość akcji wywołuje reakcję, więc zaklęcia skanującego nie użyła. Nie wzruszyła nawet ramionami.
Weszła do środka. Cerintian–Jan jak przystało na znakomitego lokaja otwierał przed nią kolejne drzwi, kierując Nessę do „jej” pokoju.
- Oczywiście nic nie wskórałam. Nawet jej koszmarów sennych nie mogłam przeczytać. Czy to nie dziwne? Próbowałeś tego? – opowiadała swoje przeżycia na zamku nalewając wody do miski przy toaletce .
- Nie, nie próbowałem. Taka magia to nie moja broszka. Ale mówiłem ci już, że Judith próbowała wszystkiego, a efekt uzyskała żaden.
Zimna. – podgrzała wodę jednym szybkim gestem – Czyż ta burza nie była piękna? – Taktykę ciągłego mówienia stosowała na wpół świadomie. Niewygodne pytania nie padną jeśli nie będzie ich kiedy zadać.
Pytanie o burzę było kolejnym, które wybiło czarodzieja z rytmu.
- Piękna? Szczerze mówiąc nie mam zdania. Na pewno była przydatna, bo utrudni dalsze podpalenia. Przynajmniej do jutra.
>>>Podpalenia? O czym on mówił? Ale nie wszystko naraz<<< - trochę nietypowa refleksja jak na Nessę.
- A znajdę gdzieś tę Judith?
Na pytanie o Judith zatrzymał się . Przyglądał się Żmijce z lekkim uśmiechem. Przeczesał palcami bródkę. W końcu odpowiedział, choć z wyraźnym wahaniem.
- Musiałbym się najpierw z nią skontaktować. Judith nie lubi gości, a już na pewno gości nie zapowiedzianych.
- A mieszka w Aldersbergu? – nie dawała za wygraną. - Podtrzymaj mi włosy – jednocześnie poprosiła pochylona nad miską.
- Moja droga, - czarodziej spełnił jej prośbę - każda informacja o miejscu jej pobytu, której ona sama nie udzieliła to już za dużo.
- Mój drogi nie mów do mnie moja droga. Nie jestem dzieckiem. - Nessę trochę już wkurzała ta tajemniczość
- Wiesz mam mnóstwo pytań. Słyszałeś już o ofercie Aldersbergów? Dwadzieścia tysięcy, okrągła sumka – w końcu umyła twarz, szyję i dekolt i wytarła się porządnie.
- Oczywiście, że słyszałem. Heroldowie trąbią o tym na każdym placu. I to naprawdę głośno.
- Zostawiłam tu wszystkie swoje rzeczy – Nessa chyba niepotrzebnie usprawiedliwiła swoje czynności.
Wyciągnęła z niedużego plecaczka, kilka małych słoiczków i szczotkę do włosów.
- Zaraz doprowadzę się do porządku. – wklepywała w twarz i dekolt zawartości poszczególnych pojemników – Słyszałeś może coś o tej Lionorze Aelbedh?
- Lionora, Lionora... Szczerze mówiąc nigdy nie słyszałem. Kto to?
- Kapłanka która hrabia chce znaleźć. Co u licha ogłaszają Ci heroldowie? – zatrzymała wzrok na Cerintianie niepewna czy z niej nie żartuje.
- Nesso, zważaj na język. - Powiedział protekcjonalnym tonem, z całą pewnością z intencją humorystyczną. - Skoro już o tym wspomniałaś, to trąbią o nagrodzie dla każdego, kto sprowadzi do miasta jakąś elfkę. - Pacnął się ręką w czoło. -Lionorę Aelbedh! Ech, pamięć już nie ta.
Doszła do wniosku, że mówił serio.
- No i nadal dręczy mnie pytanie dlaczego hrabia kazał wyrzucić na zbity pysk tego medyka? – kontynuowała - Jaka była ta hrabianka przed tym wszystkim? Nie znasz żadnych plotek?
- Nie, nie znam. Od czasu gdy przerwałaś mi przeprowadzania eksperymentu, nie dowiedziałem się o Antoinette niczego nowego.
- Bardzo przepraszam. Postaram się najpierw Cię telepatycznie uprzedzać, że zaraz się telepatycznie połączę.
Wybuchnął szczerym śmiechem. Czarodziejka też się uśmiechnęła. Mimo, że Cerintian nie rezygnował z mentorskiego tonu, i tak go lubiła.
- Jakiego eksperymentu? – zapytała po chwili
- Och, a to już moja sprawa Nesso jakie badania mnie zajmują. Jeśli kiedyś zaczną o nich uczyć w Aretuzie, wtedy możesz mnie odwiedzić a wszystko opowiem ci z pierwszej ręki.
Tradycyjnie, żadne pytanie nie doczeka się odpowiedzi. Skończyła wklepywanie pachnących substancji. Zaczęła czesać włosy.
- I nurtuje mnie jeszcze jedno – opowiedziała Cerintianowi o szarym człowieku - Czy był tu i przed rozruchami? Czy możliwe, że hrabia kupił spokój za cenę utraty niezależności?
Czarodziej patrzył na Nessę z wyraźnym zdziwieniem.
- No proszę, udało ci się zobaczyć osobistego ochroniarza hrabiego. Doprawdy rzadka przyjemność.
Jeszcze przez kolejną chwilę przyglądał się szybkim ruchom Nessy pakującej swoje słoiczki z powrotem, uśmiechając się tylko.
- Ale wnioski to ty wyciągasz strasznie chybione.
- A jakie powinnam wyciągać?
- Inne. - Odparł po prostu.

Nessa była gotowa
- Wyjeżdżam. Mi te pieniądze by się przydały. Zresztą nie mogę długo wytrzymać w jednym miejscu. – uśmiechnęła się trochę smutno
- Jakbyś kiedyś chciał zrezygnować z tego pobłażliwego tonu i pogadać, ja nie planuję w najbliższym czasie żadnych eksperymentów... Do zobaczenia.
Delikatnie pocałowała czarodzieja w usta.

Przed spotkaniem z Derrickiem musiała jeszcze koniecznie wziąć kąpiel. Jakoś nie ośmieliła się tego zrobić w domu Cerintiana. Wypytała się o najbliższą dobrą łaźnię i tam skierowała swe kroki.

Do miejskich stajni dotarła sporo przed godziną umówionego spotkania. Jej Ogar najpiękniejszy ogier świata miał dobra opiekę.
- Stęskniłam się za Tobą, misiaczku – Nessa przytuliła swoją twarz do końskich chrap – Jak ja kocham twój zapach.
 
Hellian jest offline  
Stary 16-05-2008, 23:50   #118
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Och, obawiam się, że nie wiem o niczym takim.
Teresa zakryła dłonią usta. Widać pytanie ją zaskoczyło.
- Ród Lyvenbrooków, to ród kupiecki - kontynuowała. - Daleko nam do hrabiowskiego dworu i jego tajemnic. W tych kwestiach niestety nie będę w stanie powiedzieć nic więcej, niż każdy inny mieszkaniec Aldersbergu.
Derrick, mimo wszystko, był nieco zaskoczony. Nie było czegoś takiego, jak absolutna tajemnica. Zawsze coś musiało wyciec, chyba, że wiedziała o tym tylko jedna osoba.

Nie okazując rozczarowania Derrick powiedział:
- Nie ma sprawy. To pewnie i tak nie miałoby znaczenia.
Uśmiechnął się do swej rozmówczyni.
- Będę musiał jeszcze pożegnać się z pani mężem... I wytłumaczyć mu, że nie powinien zbyt wcześnie wstawać... Są rzeczy, które można robić nie ruszając się z łóżka...
Dopiero gdy to powiedział uświadomił sobie, że mogło zabrzmieć to dwuznacznie...
Co mogło tłumaczyć gwałtownie stłumiony uśmiech, który pojawił sie na ustach Teresy.

Rozmowa z Ottonem nie trwała długo...
- Mam nadzieję, że będzie pan przestrzegać diety i nie będzie pan wstawać za wcześnie. Niech pan korzysta z wolnego czasu i uroków łoża... Jak pan potem wstanie, to będzie panu żal tych chwil...
- A ja mam nadzieję, że pan do nas jeszcze wróci, Derricku - powiedział Otto. - I że zgarnie pan ten tytuł, o tych paru noblach już nie wspomnę.
Derrick uśmiechnął się. Widać było, że Otton czuje się na tyle dobrze, by nie mieć pretensji do swego 'domowego' lekarza.
- Dziękuję... Chociaż może nie powinienem dziękować, żeby się sprawdziło... I z pewnością wrócę. Nawet jeśli tytuł przejdzie mi koło nosa... I nie będę go mógł wysoko zadzierać.
Roześmiali się obaj.
- Panie Ottonie... Jak najlepiej dostać się w okolice gór Markham?
Otton nawet się nie zastanawiał.
- Pojedzie pan traktem przez Zachodnią Bramę, a potem prosto jak w mordę strzelił. To główny trakt handlowy. Spokojniej i bardziej komfortowo nie da się jechać...

Spotkania z Heleną nie dało się uniknąć. A i tak nie wypadało. Za to rozmowa z nią przebiegła w zdecydowanie zaskakujący sposób...
Derrick chował do plecaka zapasy ofiarowane mu przez panią domu, która nie chciała słuchać o znajdujących się na trakcie zajazdach i gospodach, gdy drzwi za jego plecami otworzyły się.
- Panie Derricku - usłyszał cichy głos Heleny. - Jeszcze raz chciałam przeprosić.
Derrick obrócił się. Dość gwałtownie. Wszystkiego mógł się spodziewać, ale nie tej wizyty...
- Panno Heleno - powiedział - z pewnością nie czuję się obrażony... Przecież ma prawo pani pytać...
>>> Szczególnie w tym wieku <<< - pomyślał rozbawiony. - >>> Ale wolałbym... <<<
Nie dokończył myśli. Nie zdążył.
- W takim razie, czemu nie nocował pan u nas?
Derrick uśmiechnął się. Może ciut złośliwie...
- To była czarodziejka. Nieco nierozważna... Nadużyła... - zawahał się - ... jak by to powiedzieć... nadużyła mocy...
Nie sprecyzował jakiej...
- Nie odzyskiwała świadomości, a ja akurat byłem jedynym medykiem, który mógł się nią zająć...

Pożegnanie z rodziną Lyvenbrook'ów przedłużyło się na tyle, że Derrick zaczął się zastanawiać, czy zdąży na spotkanie. A w końcu to nie Nessa obiecywała, że będzie w stajni o określonej porze...
Przyspieszył.
W drzwiach stajni zatrzymał się... Wspaniałego ogiera należącego do Nessy nie było.
>>> Widać wolała jechać sama <<< - pomyślał.
Obrócił się w stronę stajennego.
- Co się stało z tym pięknym wierzchowcem? - spytał, wskazując na pusty boks.
- Pana godność? - spytał stajenny.
- Talbitt. Derrick Talbitt...
- Pani powiedziała, że znajdzie jakiś ładny kawałek łąki i poczeka na pana za bramą...

Wierzchowca widać było z daleka. Leżąca w wysokiej trawie Nessa nie rzucała się aż tak w oczy...
Derrick podszedł bliżej.
- Mówiłem ci już, że twoje oczy przypominają oświetloną słońcem łąkę?
 
Kerm jest offline  
Stary 17-05-2008, 22:59   #119
 
Zaelis's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znany
Folken odetchnął z ulgą, gdy znaleźli się z daleka od strażników. Szli po zabrudzonych uliczkach, mijali różne szumowiny, męty i żebraków. Folken dorastał w podobnych okolicach, więc znał te realia, wiedział na jakich typów uważać, a których bać się nie musi. Wreszcie gdy znalazł zaułek, jego zdaniem bezpieczny przystanął i oparł się plecami o chropowatą powierzchnię ściany. Oddychał głęboko, z zamkniętymi oczami. Noga doskwierała mu bardziej niż to okazywał. Po chwili odpoczynku otworzył oczy i spojrzał na Liska.
-Musimy uciekać z tego miasta. Przy północnej bramie jest mój koń, zamierzam go odebrać. Będę czujny. Spotkamy się tutaj, za jakieś dwie godziny. Potrzebna nam będą pieniądze, na szczęście niedaleko znaleźć można sukienników. Ja się zajmę zdobyciem funduszy. - powiedział do kobiety, zamykając znowu oczy. ostrożnie odwinął bandaże na nodze i skryzwił się, widząc ranę. Nie jątrzyła się, co było dobrym znakiem, ale nie była opatrzona. Na jego oko umrzeć nie umrze, ale powinien to obejrzeć wprawny medyk. Zawiązał czystymi bandażami ranę, stare chowając do plecaka. Zdjął łańcuch z lewego ramienia i zaiweisł na specjalnej uprzęży, przy udzie. Dopiero wtedy, z nożami schowanymi w rękawach płaszcza odrywa się od ściany.
-Do zobaczenia. Uważaj na siebie i nie daj się złapać. - szepnął przechodząc obok Liska, i ruszył pospiesznym krokiem w stronę bramy północnej.

Chaos zawsze sprzyjał ucieczką i przedzieraniu się przez ulice. Nie wszyscy strażnicy znali twarz Folkena, a Leonard miał wciąż za mało czasu by rozpocząć poszukiwania. Był w miarę bezpieczny. Ze względu na nogę robił co jakiś czas postoję, przez co jego wędrówka przez zatłoczone ulice miasta się wydłużyła. Ale wreszcie dotarł do stajni. Kątem oka złowił chłopca stajennego, tego samego który poprzednim razem dostał dodatkowe pieniądze za opiekę nad koniem.
-Witaj Panie! - przywitał go chłopak, skłoniwszy się. Ale brązowooki go zignorował. Podszedł do Śnieżki i pogłaskał białą klacz po pysku i umięśnionym boku. Była faktycznie dobrze przygotowana do podróży i widać, w stajni dobrze się zajęto koniem. Folken spokojnie złapał za wodze Śnieżki i bez słowa oddalił się od chłopaka, zmierzając w stronę zachodniej bramy. Na szczęście, nie miał problemów. Ludzie przyzwyczaili się dużego ruchu koni w obrębie zewnętrznego miasta. Raz tylko zobaczył kątem oka, jak strażnicy szli w jego stronę, lecz udało mu się ich szybko zgubić. Tak, szczęście dopisywało Folkenowi przynajmniej pod koniec dnia. Dotarł na czas do miejsca ich spotkania. Przywitał Franceskę skinieniem głowy i bez słowa wskazał by szli dalej. Jak na razie - czysto. Żadnych problemów.

Problemy przyszły później.
Gdy dotarli do bramy zachodniej mina Folkenowi zrzedła. Strażnicy bardzo uważnie przyglądali się każdemu wyjeżdżającemu z miasta. ~Oj, niedobrze, bardzo niedobrze~ myślał łowca nagród. Czas kolejny raz wywołać zamęt. Wpierw jednak odbił w bok, bliżej aleji sukienniczej. Tam podał wodze Śnieżki Francesce a samemu ruszył wzdłuż tego małego bazaru. Szybko złowił okiem najlepszy cel. Ponieważ większość zakładów była już zamknięta, ważne było by ich cel był mniej więcej w środku i nie było zbyt blisko innych kupców. I takiego odnalazł. Wszedł do sklepu, gdzie natychmiastowo przywitał go "stary wyjadacz". Widać, że kupiec w negocjacjach wprawiony i mający żyłkę do handlu.
-Witaj, mości panie, witaj! Czymże pomóc mogę? - zagadał go mężczyzna, uśmiechając się, szczerym, kupieckim uśmiechem do Legary. Folken skinął jedynie głową i podszedł do jednej z bel sukna, celowo blisko sukiennika. Gdy mężczyzna chciał ponowić swoje pytanie lewa, nieuzbrojona ręka Legary szybko dopadła gardło mężczyzny i ścisnęła, podczas gdy prawa podetknęła ząbkowany nóż pod podbródek.
-Dawaj całe złoto jakie masz. - warknął Folken. Chwyt był dobry, uniemożliwiał krzyk i mowę. Sukiennik, czując że się dusi gorączkowo gmerał przy pasie by rzucić niezbyt obfity trzos na ladę. Folken uśmiechnął się pod nosem i pchnął sztyletem mocno w górę. Ząbkowane ostrze zagłębiło się w podbródek, przebiło język i doszło do mózgu. Ciało zwiotczało i padło za ladę. Folken schował okrwawiony nóż do pochwy i porwał złoto, które schował do plecaka. Wyszedł z zakładu, i skierował się do swego konia. Nie było widać, że właśnie zabił. Znowu. Wyglądał jak zwykły przechodzień, jakich pełno na ulicach. A zawdzięczał to płaszczowi, który skrywał długi miecz, jak i całą resztę uzbrojenia łowcy nagród, podczas gdy łuk spokojnie czekał na niego przy Śnieżce.
Nadszedł czas sabotażu. Legara wrócił na miejsce skąd widział strażników, lecz oni jego nie. Upewniwszy się, że jest niewidziany przez przechodniów wyjął z tobołka ostatnią butlę z naftą. Nasączył szmatę i przywiązał do strzały. Podobnie uczynił z kilkoma innymi szmatami, tyle że tamte zostały przywiązane do miecza brązowookiego. Wychyliwszy się z kryjówki szukał celu, zaś idealny odnalazł w postaci pełnego zboża wozu, stojącego nieopodal bramy, po przeciwnej stronie, aniżeli łowca nagród. Zapalił szmatę przywiązaną do strzały i wystrzelił w niebo, mając nadzieję że trafi. Niestety, silniejszy wiatr powiał i strzałę zniosło, upadła nieszkodliwie obok. Ale to zaalarmowało strażników. ~Koniec zabawy w kotka i myszkę..~pomyślał Folken, cofając się do koni. Zręcznie wskoczył on na Śnieżkę i zaciągnął kaptur na głowę. Ważne by twarz była niewidoczna. Strażnicy już biegli w jego stronę, wołając pomocy, ale byli za daleko.
Miał czas. Wpierw podał rękę Francesce i warknął - Szybko, wskakuj na konia. a gdy ona już znalazła się za nim, na koniu rozpoczął zabawę.
Hubka uderzyła w krzesiwo, iskra spadła na nasączone szmaty. W kilka chwil później łowca nagród galopował na strażników z płonącymi mieczem w garści. Niczym ucieleśnienie wojny. Strażnicy struchleli na ten widok, pierwszy którego mijał Legara na pewno nie bedzie już wzbudzał sympatii kobiet. Bękart wzniósł się do góry i opadł, uderzając w bark mężczyzny, płomienie liznęły jego skórę, popaliły włosy i brew. Mężczyzna krzyknął z bólu i przerażenia, starał się zdusić ogień. Wszystko szło by pięknie, gdyby nie samotna strzała, wystrzelona przez jednego ze strażników. Grot odnalazł wyrwę z kolczudze, trafił prosto w lewy bark łowcy nagród, zatapiając się głęboko. Na ulicę siknęła krew. Folken zachwiał się w siodle, lecz nie spadł. Uciekał. Raz tylko ciął strażnika mieczem, przez bark. Był już za bramą gdy w jego stronę posypały się strzały. jedna z nich drasnęłą łowcę, inna konia. Zwierzę spanikowało, lecz cudem jakimś, Legarze udało się utrzymać w siodle, razem z Franceską. Uciekali. Tak szybko, jak to tylko możliwe.
 

Ostatnio edytowane przez Zaelis : 18-05-2008 o 17:40.
Zaelis jest offline  
Stary 18-05-2008, 14:58   #120
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Przykre zapachy doskwierały jej okropnie, do tego ten hałas, prawie wrzała w środku, mimo to nie pokazywała tego po sobie. Stan Folkena był dość umiarkowany, wyglądał dość dobrze. Lecz nie można było powiedzieć to samo o jego nodze. Francesca spoglądała na niego od czasu do czasu zaniepokojona, bała się, ze za chwilę straci przytomność, na taka kolej rzeczy nie była przygotowana. Folken w pewniej chwili opadł na ziemię, kobieta wstrzymała oddech, na szczęście nic się nie stało.

-Musimy uciekać z tego miasta. Przy północnej bramie jest mój koń, zamierzam go odebrać. Będę czujny. Spotkamy się tutaj, za jakieś dwie godziny. Potrzebna nam będą pieniądze, na szczęście niedaleko znaleźć można sukienników. Ja się zajmę zdobyciem funduszy.- powiedział brązowooki

Francesca powiedziała, że funduszy powinno im wystarczyć, w końcu w karczmie ostatnio zdobyła opasłą sakiewkę, do tego miała trochę poprzednich zdobyczy, lecz człowiek najwidoczniej nie słuchał jej i zajął się raną. Owa rana nie wyglądała najlepiej, wampirka, wolała nie dotykać się do niej w tym momencie. Ile by dała, aby zamoczyć usta...chociaż trochę...
Złość jej nie przeszła, a może jeszcze bardziej wzrosła?

Przegnała mężczyznę cichym burknięciem, to ona przecież mogła wszystko załatwić, ona mogła się zająć wszystkim, a nie ten szalony człowiek, do tego ranny. Coś kombinował, lecz kobieta nie wiedziała jeszcze co. Chodziła z miejsca na miejsce nie wiedząc co uczynić, w końcu wymyśliła.

Ciche ulice pełnie żebraków, pełnie zapomnienia i nieświadomości... Francesce w pewniej chwili zapachy przeszkadzać przestały, w pewniej chwili przestały przeszkadzać nawet hałasy...Jakaś drobna sylwetka przemknęła między zrujnowanymi mieszkaniami, jakiś pies szczekną zajadliwie, zaraz skulił ogon i uciekł. Francesca szła przez ciche ulice... idealnie.
- Przepraszam w co Pani tu robi? –powiedziała jakaś drobna postać widząc zakapturzoną sylwetkę... i to były ostatnie słowa jakie wypowiedziała w tym momencie...a żadna nawet kropla krwi nie zmarnowała się...

Francesca wróciła na miejsce, dokładnie sprawdzając ubranie, czy aby nie ma nigdzie śladu krwi, nagle wszystko było takie przyjazne i kolorowe, bała się, ze Folken spostrzeże, ze ma totalnie zmieniony nastrój, lecz najwidoczniej tego nie zauważył.
Francesca przywitała go i jego konia serdecznym uśmiechem. Mężczyzna skiną tylko głową.
Kobieta nałożyła kaptur i ruszyła z nim, biała klacz lekko spłoszyła się i było dobrze dopóki trzymała się w lekkim dystansie.
W pewnej chwili brązowooki ruszył w stronę bazaru, oddając wodzę kobiecie. Ta stanęła machając przecząco głową, lecz wszystko działo się tak szybko, człowiek zniknął zaraz w tłumie. Biała klacz robiła się coraz bardziej niespokojna.
- Przebrzydłe zwierze! – Francesca nakrzyczała na nią.
- Mógłby pan potrzymać ją na chwilę...– oddała, a raczej wepchnęła wodzę i uśmiechnęła się do stojącego obok starszego mężczyzny. Ten zaczął coś opowiadać, kobieta stała i słuchała udając zaciekawienie, wypatrując, gdzie znikną człowiek.
- Szybko, wskakuj na konia – powiedział wyłaniając się niewiadomo skąd Folken, Francesca zaśmiała się tylko radośnie, lecz inaczej już zareagować nie zdążyła, brązowooki wciągną ją zaraz i ruszyli w pośpiechu. Koń nie bardzo wiedział co się dzieje i posłusznie biegł przez tłum.
I świsnęły strzały, Francesca zagryzła usta, gdy dwie z nich wbiły jej się kolejno, w udo, potem w prawy bok. Przytuliła się mocno do mężczyzny, gdy koń spanikował. Zamknęła oczy bała się zobaczyć zbliżających się strażników, lecz jeszcze była nadzieja...
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...

Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 18-05-2008 o 18:17.
Asmorinne jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172