Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2008, 18:32   #1
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
[Wiedźmin/storytelling] Życiodajne soki (18+)

{W sesji tej występują wulgaryzmy, brutalność i erotyka. Jeśli jesteś niepełnoletni, nie czytaj dalej.}

„Polityka i seks sprowadzają się do jednego - do pieprzenia.”
księżniczka Adda


Aldersberg, największa forteca Aedrinu jak to niektórzy mawiają. I mawiają słusznie, albowiem wielka twierdza wokół której miasto wyrosło i nad którym góruje wrażenie wywołuje ogromne. A w elfach odczucia negatywne i wrogie, albowiem ku ich zgubie i z Dol Blathanna wypędzeniu przyczyniło się. W estetach jednak zachwyt wzbudzać może- na wzgórzu bowiem zamek postawion w sposób majestatyczny. Mury zewnętrzne i blanki usiane są basztami strzelniczymi o dachach spadzistych, lśniących czerwono w słońcu. Donżon dzięki staraniom rodu grododzierżców pałac dzisiaj przypomina, a jego centralna wieża celuje w niebo niczym palec ku bogom wyciągnięty. Ileż to bardowie pieśni ułożyli, bzdurnych głównie, o księżniczkach w wieży tej zniewolonej? W Aldersbergu wszak księżniczki nie ma. Jest ino piękna Antoinette- córka hrabiego.
Niedawno brutalnie zgwałcona, czym przyczyniła się dobitnie do chaosu jaki miasto ogarnął.


Skąd gwałt ten jednak? Czyż rycerz jaki, albo strażnik pospolity na cnotę panieńską targnął się był nocą wiosenną, konsekwencji czynu niepomny? Otóż nie. Hołota mieszczańska na zamek się targnęła. Czego elfie strzały ruszyć nie mogły, waśnie ludzkie i zdrady dokonać zdołały. Wszak „homo homini lupus est”, jako mędrce mawiają. Jasnym jest jeno, że nie wdzięki Antoinette lud podburzyły. I choć szlachta zgodnie twierdzi, że głupota u przyczyn leży i brak ręki żelaznej, my kupieckiej opinii wiary damy.
A kupcy zrazu nam rzekną, że konwisarnie gdy wojny nie ma, handlowo niedomagać zaczęły. Człowiek zaś światowy wie, że fachowcy od tego w Aldersbergu z dziada pradziada mieszkali i pieniądz niezły robili. Gdy jednak pieniądz cieńszym strumieniem popłynął, tedy miast odlewać formy, konwisarze kowalstwem zająć się postanowili. Wszak gdy tylu ich w mieście, na robieniu kubków i sztućców wszyscy gęb napełnić nie mogli. Lecz gildie kowalskie larum straszny podniosły i do swej roboty wtrącać się nie pozwalali. Niezadowoleni więc byli konwisarze.
Człowiek światowy wie też, że Aldersberg wełną stoi. Lecz kiedy ciepło w koło, a armia w okresie ciężkim zamówieniami nie wspomaga, tedy i sukiennicy i gręplarze dni chude cierpieć musieli. Niezadowoleni więc byli.
Aldersberg twierdzą wielką, murami otoczony i murami podzielony w środku. A mury żołnierze obsadzać muszą. Po co jeno aż tylu żołnierzy, kiedy przed miastem wroga armia nijaka nie stacjonuje a i działań takich żadna nie planuje? Więc strażników wielu żołd straciło. Niezadowoleni więc byli.
Elfy w Góry Sine umknęły, klęski swej po dzień dzisiejszy przeboleć nie mogą. Lecz i w mieście tym wspaniałym żyją nieliczni, koegzystencji próbując. Wraz z nimi krasnoludzcy zbrojmistrzowie i bankierzy, niziołczy kupcy. A ludzie niezadowolenie swe na nieludziach poczęli wyładowywać. Niezadowoleni więc i nieludzie się zrobili.
Kiedy zaś atmosfera napiętą taką się stała iskra jedna gotowa wszystko wysadzić była. I na Festiwalu Kwiatów, hrabia Wolfgang de Aldersberg- namiestnik miasta, iskrę taką puścił, nieświadom że iście kur czerwony z niej się wykluje. Po prawdzie to i nietaktu pewno swego nie zauważył, gdy przed ludem złym i niedostatek cierpiącym, kroczył bogato a dumnie i hołotę przepędzać ze swej drogi rozkazywał.
I majowej nocy doczekał się kary, gdy wściekli mieszczanie szukając skarbów hrabiowskich, przez służbę zamkową wpuszczeni- ruchawkę straszną urządzili, pazerności swej i chuciom upust dając. Hrabina Linmara, syn Zygfryd i sam hrabia Wolfgang umknąć radę dali. Młoda Antoinette jednak osaczona została i dziewczyna w siedemnastej wiośnie swego żywota plugawej zbrodni została ofiarą.
Sprawę całą armia rozwiązała- ta sama, której niedostatek czynów do powstania doprowadził. Mieszczaństwo pogoniła, śmierć raźno rozdając. Zdrajców w zamku znalazła i powiesiła na murach ku przestrodze. Wściekły hrabia na nowo strażników pozaciągał, by sytuacja podobna miejsca znowu mieć nie mogła. Żołnierze ekwipunek zniszczony u konwisarzy kazali odnowić. A i sukiennicy okazje do zarobku odnaleźli. Nieludziom w sytuacji całej dziwnie się upiekło, bo szlachta ich winą nie obarczyła, a i współmieszkańcy spokój dali. Tedy wszyscy byli szczęśliwi.
Ino Antoinette mowę i rozum postradała. A miłujący ją ojciec Wolfgang, nagrodę wielka obiecał każdemu, kto poradzi na tragedię. Wielu, ach wielu znachorów i kapłanów, magów i oszustów, mędrców i śmiałków ruszyło ku Aldersbergowi w maju. Denary przeto, każdemu miłe. A wdzięczność hrabiowska wielkie podwoje otwiera.


do Folkena Legara

maj, bród pomiędzy Vengerbergiem a Aldersbergiem, wieś Szumy, Aedirn

Sołtys wytarł nos w palce, przyjrzał się swemu dziełu z uwagą, po czym rozmazał je na kubraku.
-Drogo bierzeta, panie. Ale wyboru ni momy, to i sakiewke damy. Zupełnie przypadkowo zarymował. Sołtys nazywał się Kierda, był grubym, łysiejącym facetem dobijającym czterdziestki. Jego sumiaste wąsy służyły chyba tylko po to, by przyciągać wzrok ku jemu ogromnemu, kartoflowatemu nochalowi. Powiedzieć, że jest brzydki byłoby komplementem. Ale właśnie wyraził chęć zapłacenia ci zażądanej sakiewki denarów. A to potrafi przytłumić potrzebę piękna.
-Ten skurwiel, Pimko, zgwałcił nam po wsi dwie baby i zachlastał chłopaków Tomasza, jak się na niego zasadzili pod laskiem. Tedy my bydziemy bardzo wdzięczni, jak go pan zajebiesz. Plebejski język. Ale czego się było spodziewać? Wiedziałeś na co się piszesz, gdy usłyszałeś w drodze o problemach w wiosce Szumy.

(...)

Poszukiwania były śmiesznie proste. W pierwszym zajeździe po postawieniu kilku piw ludziom rozwiązały się języki. Dokładnie mówiąc jednemu człowiekowi- rudemu, piegowatemu małolatowi. Może ma 16 lat, może nie. Ale stwierdził, że wie gdzie jest Pimko. Gdy alkohol odurzył go w dostatecznym stopniu, sam ci wszystko grzecznie powiedział.
-Ukryfa się pono w jazkini, pod wzgószem na zachót stomd. Wiem, bom go tam dafniej wiciał jak jechalem do Aldersbergu na targ. Kmiot mały, już bełkotał. Ale grunt, że dzielił się informacjami.
-Nie kłamie panie. On pono sbój, to siem ukrył z koniem i potglondał z kszaków. On siem tam ukryfa panie. Tyle ci wystarczyło. Ale jeśli gówniarz cię okłamał, obiecałeś sobie że go znajdziesz. I nogi z rzyci powyrywasz.

(...)

Byłeś przyczajony przy wzgórzu. Widziałeś jak z jaskini wypływa strużka dymu, niezawodny znak, że Pimko właśnie grzeje tyłek przy ognisku. Zdecydowałeś, że zarżniesz go mieczem. Tak będzie efektowniej. No i trening zawsze się przyda. Podkradłeś się do jaskini, cicho, powoli. Nie ma się po co spieszyć. Śmierć nie jest rychła, ale nieunikniona. Poza tym warta sakwę denarów.
Zerknąłeś wgłąb jaskini. Był tam, siedział do ciebie bokiem, wyraźnie oświetlony blaskiem ognia, choć był na tyle bystry by ognisko rozpalić w zagłębieniu. Nie bije aż taką łuną na zewnątrz. Miał na sobie jakąś przeszywanicę, z kompletnie niezidentyfikowanych materiałów. Na pewno jakichś zwierząt, ale futra i skóry przywodziły na myśl chore psy. Mordę miał przeciętną. Zarośniętą kilkudniową, ciemną szczeciną. O mocnej szczęce, wysuniętemu lekko w przód czołu. Czarne włosy miał krótko przystrzyżone. I miał broń. Pod jego prawą ręką leżał krótki miecz. To będzie kaszka z mleczkiem. Bardzo czerwona kaszka...

do Nessy z Thanedd

maj, miasteczko Talberg pod Górą Carbon, Aedirn

Podróże mają swe dobre i złe strony. Dobre to możliwość oglądania nowych miejsc: wspaniałych miast, tajemniczych ruin, majestatycznych gór, uroczych łąk, spokojnych pól; poznawania ludzi, elfów, krasnoludów, niziołków czy gnomów: uczynnych, sympatycznych, zabawnych, szarmanckich, mądrych, pomocnych, choć czasem też dwulicowych, chamskich i ograniczonych; szansa doświadczenia nowych przeżyć: przepraw przez rzeki, wspinaczek górskich, podróży z karawanami; poznawanie nowych kultur: Redańskiej, Temerskiej, Aedirnskiej.
Złe, to marne zajazdy.
"Rączy Koń" na pewno nie był pałacem. Zmęczona przeprawą przez przełęcze Mahakamu nie miałaś specjalnego wyboru i zatrzymałaś się właśnie tu. Oczywiście, wynajęłaś najlepszy pokój w zajeździe- łóżko z miękkim materacem i puchową pościelą, balią w kącie, kufrem na klamoty i szafą na ubrania. Stolik z dwoma krzesełkami ozdobiony był przez wazon z regularnie podlewanymi kwiatami. Ale i tak czuć było tu kurz, a podłoga skrzypiała pod stopami. Przynajmniej właściciel zajazdu miał na tyle rozumu w głowie, by objąć cię specjalnym rabatem dla czarodziejek. A i tak było za drogo.
"Rączy Koń" znajdował się na obrzeżach Talbergu, Miasta Karawan jak to je nazywano. Była to ludzka społeczność najbliższa Górze Carbon. Jak nietrudno się domyśleć, jej mieszkańcy poświęcili się handlowi z krasnoludami i gnomami. Gdy tylko drogi są przejezdne od Talbergu ciągną kupcy do, albo z krasnoludzkich kopalni i warsztatów. Miasteczko nie jest co prawda duże, ale gęsto zaludnione i całkiem bogate. Cóż, interesujący punkt w podróży.

Teraz jednak, z racji wczesnej pory, siedziałaś we wspólnej sali jadalnej zajazdu. Na śniadanie zamówiłaś miejscowy specjał o egzotycznej nazwie. Czekając na jego przyrządzenie rozglądałaś się wokoło. Sala nie była aż tak duża, może piętnaście na dwadzieścia metrów. Jej okna nie były oszklone, jedynie wyposażone w solidne drewniane okiennice mające chronić przed jesiennym i zimowym chłodem. Teraz jednak było ciepło, wpadał więc przez nie gwar miasta, które dawno już było nogach, a w wielu przypadkach nawet na koniach i wozach. Oprócz ciebie w "Rączym Koniu" jadły jeszcze trzy osoby: dwójka krasnoludów zachowujących się nad wyraz głośno i nieobyczajnie, oraz jeden blond włosy mężczyzna w ciszy jedzący jakąś cienką zupę. Stołów było pięć, wszystkie ustawione pod ścianami aby zostawić jak najwięcej miejsca na środku sali- prawdopodobnie na potrzeby wieczornych potańcówek, jak na razie jednak nie byłaś świadkiem żadnej z nich. Szynk znajdował się pod ścianą naprzeciw wejścia, karczmarz właśnie stał odwrócony doń plecami i łajał kucharkę za opieszałość.
W końcu jednak dostałaś swe śniadanie. Z wyglądu, nie wiedzieć czemu, przywodziło ci na myśl potrawkę ze szczura. Pachniało jednak smakowicie, zaryzykowałaś więc pierwszy kęs. Nigdy w życiu szczura nie jadłaś, więc nie jesteś pewna czy specjał ten smakuje jak wygląda, z całą pewnością jednak pozytywnie drażnił twe kubki smakowe. Nie dane ci jednak było zjeść w spokoju. Gdzieś w połowie drogi łyżki, między talerzem a twymi ustami poczułaś w skroniach kłujące uczucie. Jakaś forma magicznego impulsu, jakby zapytania czy w pobliżu są inni magowie. Ale kto ten impuls wysłał? Nagła cisza, która zapadła za oknami, każe ci myśleć, że ktokolwiek to zrobił, jest gdzieś blisko. Całkiem prawdopodobne, że tuż przed zajazdem.

do Derricka Talbitta

maj, wieś Plony, Aedirn

Był już późny wieczór, kiedy wraz z umyślnym wjechaliście do wioski. Sadzę przywiązałeś przy wodopoju i zdjąłeś z konia torbę z narzędziami twego fachu. Mężczyzna, który cię tutaj pokierował patrzył niecierpliwie w twoją stronę.
-Szybciej panie, szybciej. Bo się wykrwawi, albo co. Nie był to mężczyzna przesadnie młody. Trzydziestą wiosnę na karku już miał, a jego grube dłonie naznaczone były przez pracę na polu i w chacie. Twarz, choć typowo plebejska, przejawiała jakieś ślady inteligencji.
Nie kazałeś mu dłużej czekać, poszedłeś za nim. Z tego co zdążył ci powiedzieć, jeden z chłopów miał wypadek z sierpem i prawie odciął sobie dłoń. Sytuacja bardzo zła i wymagająca pomocy medyka, na szczęście ty byłeś w pobliżu.

(...)

Rana była paskudna. Mięśnie przecięte, ścięgna zerwane, nawet kość naruszona aż do szpiku. Do tego jeszcze upływ krwi i czasu. Jesteś medykiem, ale nie cudotwórcą. Ten chłop już nigdy nie odzyska władzy w lewej dłoni. Wygoniłeś gapiów z chałupy, tylko by ci przeszkadzali. Zawczasu jednak zażądałeś, by przynieśli ci wiadro zimnej i gorącej wody. Potem wyjąłeś z torby wszystko co było ci potrzebne. Cholera, jesteś zmuszony by poskładać go przy świetle kopcącej i śmierdzącej lampy. Tyle dobrze, że sam stracił przytomność. Nie trzeba go usypiać.

(...)

Kiedy skończyłeś, obmyłeś narzędzia w wodzie. Nastawiłeś kość, zszyłeś ścięgna i mięśnie, unieruchomiłeś wszystko, oczyściłeś i zabandażowałeś w czysty opatrunek. Jeśli nic się nie spaprze i jeśli nie wdało się już zakażenie, to uratowałeś mu dłoń. Jeśli nie...
Jeśli nie, to ten który mu tą rękę chciał uciąć osiągnie znacznie więcej niż planował. Chłopi mogli sobie kłamać, ty wiedziałeś lepiej. Coś takiego nie mogło być wynikiem zwykłego wypadku. Ale lepiej nie wnikać. To nie twoja sprawa.

(...)

Wdzięczni chłopi ugościli cię na noc w jednej z chat. Baby przygotowały pożywną kolację, a żona rannego zapłaciła ci nawet kilka srebrników. Niewiele, ale pewnie i tak nie stać jej było na więcej. Grunt, że mogłeś się po tym wszystkim solidnie wyspać.
Kiedy jednak rano chciałeś wyruszyć w dalszą drogę, zobaczyłeś na trakcie konnego zmierzającego ku Plonom. Jego strój był dość bogaty, a herb który miał wyhaftowany na piersi nie pozostawiał wątpliwości, że był szlacheckim posłańcem. Wjechał dumnie do wioski, mijając cię w drodze na sam środek placu. Tam wyjął z torby przy siodle zwój pergaminu, odchrząknął na pokaz, rozejrzał się upewniając czy przykuł wystarczającą uwagę hołoty i zakrzyknął.
-Z polecenia hrabiego Wolfganga de Aldersberga, namiestnika miasta Aldersberg, ogłasza się co następuje! Wszyscy medycy, kapłani i specjaliści od schorzeń wszelakich proszeni są o pilne wyruszenie do wyżej wymienionego miasta! Tam zaś niechaj stawią się w zamku hrabiowskim, przed obliczem samego namiestnika, który to namiestnik sprawę ma do nich naglącą! Wszystkich zaś słuchaczy, jeśli znają wykwalifikowanego uzdrowiciela, uprasza sie o przekazanie mu zaproszenia tego!

do Francesci de Riue

maj, twierdza Scala, Lyria

Scala jest jedną z dwóch najsilniejszych i najlepiej ufortyfikowanych twierdz na pograniczu królestw Lyrii i Rivii. Złośliwi twierdzą, że jej bogactwo bierze się od krasnoludów gęsto zamieszkujących getto dla nieludzi i produkujących wszelakie wyroby z metali- od pospolitych sztućców, po najlepsze zbroje i miecze. Tajemnicą poliszynela jest też, że ludzcy pośrednicy sprzedający krasnoludzkie wyroby obławiają się na tym interesie wprost nieprzyzwoicie. Za grubymi murami twierdzy Scala najwyraźniej słychać dwoje różnych odgłosów- stuki młotów na kowadłach nieludzi i radosne hulanki ludzkich kupców.
Ale w takim hałasie o wiele łatwiej poruszać się niezauważenie.

(...)

Strażnicy stali leniwie oparci o ściany u wylotu korytarza. Daleko w jego głębi znajdowały się zaś drzwi prowadzące do komnaty panicza Itreda. Choć może warto byłoby powiedzieć: do jego wspaniałego, wysadzanego klejnotami sztyletu elfiej roboty. Wartego naprawdę dużo pieniędzy.
Dzisiaj była pełnia, robota więc była nadspodziewanie łatwa. Stopiłaś się z panującymi w niszy ciemnościami i stałaś się zupełnie niewidzialna. Ruszyłaś cichutkim krokiem ku odległym drzwiom. Strażnicy byli zupełnie nieświadomi twojej obecności, zresztą prawie spali. Ich uwagi nie zwrócił nawet chrobot wytrychów którymi otworzyłaś pokój Itreda.
Wślizgnęłaś się do środka i rozejrzałaś. Oczywiście w środku panowały zupełne ciemności, ale to nie jest problem dla twych oczu. Panicz spał na wielkim łożu z baldachimem, wśród miękkich poduszek i białej pościeli. Spał na plecach, ale głowę miał odwróconą w bok, wygodnie ułożoną na poduszce. Jego szyja była tak kusząco odsłonięta...
Ale nie po tutaj przyszłaś. Sztylet, musisz znaleźć sztylet. A znalezienie go było banalnie proste. Leżał, jak gdyby nigdy nic na nocnym stoliku, kusząc cię szafirami, rubinami i diamentami w rękojeści. Niczym cień podpłynęłaś do niego i ujęłaś w dłoń. Zaciążył przyjemnie, obiecując duży zarobek. Taki sukces warto opić. A żyły na szyi tego paniczyka były tak dobrze widoczne pod skórą. Leżał niczym smakowita kolacja na białym obrusie. Nikt nie mógłby cię winić, gdybyś troszeczkę wypiła.

(...)

Gilser, ojciec Itreda jednak cię winił. To znaczy, nie konkretnie ciebie. Nie byłaś nigdy widziana w jego posiadłości. Ale wściekły kupiec narobił w Scali wielkiego larum o wampiry, podobno kazał sprowadzić do miasta wiedźmina. Lepiej się stąd zmywać. Najpierw jednak warto odwiedzić jakiegoś pasera i zapewnić sobie pieniądze na podróż.

(...)

-O nie, nie, nie Lisku. Ja tego nie wezmę do ręki. Powiedział z pełnym przekonaniem Zach, paser którego poznałaś w mieście jakiś czas temu. Był młodym człowiekiem, szczególnie młodym jak na swój fach. Ale miał talent i potrafił spieniężyć fanty z najzuchwalszych kradzieży. No i był przystojny- ciemnowłosy, gładko ogolony, o wyraźnej szczęce, pociągłej, dumnej twarzy i błękitnych oczach.
-Gilser uderzył w stół tak mocno, że nie tylko nożyczki się odezwały, ale i gwoździe zaczęły śpiewać. Gdybym został zobaczony z tym sztyletem, nabili by mnie na pal. Gdy ci odmawiał gestykulował szaleńczo dla podkreślenia swych słów. Wiesz jakie bzdury naopowiadał o złodzieju, który ukradł to cacko? Że to wampir! Wyobrażasz sobie? Ty wampirem? Zaśmiał się, uważając najwyraźniej swe słowa za świetny dowcip. Ale to nie przelewki. Lepiej zabieraj swój fant i uciekaj z miasta. Jest zbyt gorący. Chociaż... Urwał na chwilę. Chyba wiem, kto mógłby ci to wymienić na forsę.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 13-02-2010 o 22:59.
Zapatashura jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172