Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-05-2008, 20:53   #21
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
- Ogień, mówiłem...
Gdy Orendil zmęczonym głosem wyrzekł te słowa przez salę karczmy przemknął powiew zimny jak tchnienie samej śmierci. W jednej chwili zgasł wszelki płomień w gospodzie i tylko mdłe zielone światło maga rozjaśniało upiornym blaskiem sale gospody.
Przy rozbitych, wejściowych drzwiach cienie kłębić się poczęły formując niewyraźne jakieś kształty rosnąc wciąż by sięgać wciąż dalej i dalej. Wszyscy na ten widok się cofnęli w bezpieczny od ciemności krąg szafirowego blasku. Mag wyżej wzniósł obie dłonie w jednej ściskał kostur, a na drugiej lśnił pierścień. Stanął przed stłoczonymi gośćmi gospody, własną osobą od straszliwych cieni ich odgradzając. Szeptał coś lecz co, tego już najczulsze ucho nie odkryło. I nagle błysnęło światło jaśniejsze niż wcześniej, jaskrawym blaskiem oblewając skłębioną ciemność. W tym nagłym rozbłysku wyraźnie dostrzegliście to co wdarło się do gospody:




[MEDIA]http://konrad.grondys.googlepages.com/02-FirstGrendelAttack.mp3[/MEDIA]

Odziane w ciemne niczym sama noc szaty, o trupich pozbawionych życia obliczach i kościstych szponiastych łapach na których grzechotały złote ozdoby dawnych królów ... Tak były tam upiory z kurhanów! Syczały ze złości rażone nienawistnym im światłem. Lecz nie rozwiały się w nicość pod dotknięciem świetlistego zaklęcia, o nie! Jeden obok drugiego stanął ramie przy ramieniu, szaty ich zafalowały jakby pod dotknięciem lekkiego wiatru. Wtem jakby z oddali dała się słyszeć nabrzmiała nienawiścią pieśń. Dziesiątki głosów poczęło śpiewać, a z każdym wersem upiory zdawały się przybliżać, a światło Orendila przygasało...

Czasem zapada straszna noc, głucha, upiorna...
Noc beznadziejna, sina i grozą potworna...
Świat odrętwiały ciszy bezdusznej milczeniem
Śpi pod snów ołowianych tłoczącym brzemieniem...
Gwiazdy w górze lśnią martwe i zimne boleśnie,
Księżyc jak biała bryła lodu skostniał we śnie...

Czasem zapada straszna noc, upiorna, głucha...
W noc taką jęk topielic z toni rzek wybucha;
Rosa w kwiatach w jad zmienia swą ożywczą siłę
I kwiaty więdną, chorą trucizną opiłe;
Kruk kamienną, grobową ciszą przerażony
I trupim blaskiem nocy w śpiących lasów strony
Porywa się i czarnym skrzydłem załopoce,
I leci skryć się w ciemną gąszcz... O, straszne noce...

A bladzi ludzie w taką noc o śmierci roją,
A ci, co marzą, silniej drżącą dłonią swoją
Cisną serce tętniące w piersi nazbyt głośno;
Ci, co wiedzą, że dzisiaj snem cichym nie posną,
I czoło rozpalone wspierają na dłoni,
Czują rosę zimnego potu na swej skroni;
Ci, którym duszę ciemna krwawa zbrodnia plami,
Z posiwiałymi ze snu budzą się włosami...

Czasem zapada straszna noc, potworna, głucha...
Strwożeni, słabi starce z tchem oddają ducha...
Nikt nie klnie, bo się korzy przed Nieznanym z trwogą -
Nie modli się, by nie kląć skargą nieprzytomną,
I tylko gwiazdy modlą się ciszą ogromną...

O, że się jasne gwiazdy wtedy modlić mogą!...
.............................................
O co się zimne gwiazdy wtedy modlić mogą...

Gdy ostatnie wersy przebrzmiały mag zachwiał się i padł na kolana. Zgasł wszelki blask, i ciemności gęste i nieprzejednane zapanowały wszem i wobec. Dziki śmiech rozdarł ciszę pełen triumfu i pożądliwości. Zamarli z przerażenia ludzie nagle zaczęli krzyczeć i znikać w ciemności.

Valin
Hardo trzymałeś w dłoni miecz, lecz teraz ramie jakby opuściły siły. Strach tak wielki jakiego jeszcze nigdy nie doznałeś targa twym wnętrzem wypełniając ciało ciężkim ołowiem. Ktoś wpadł na Ciebie widzisz bladą twarz i wybałuszone oczy! Lecz to nie upiór tylko imć Butterbur biegnie szukając ratunku. Tuż obok rozległ się donośny krzyk, coś przemknęło obok, owiał Cię paraliżujący chłód. Kątem oka dostrzegasz ruch. Stoi przed Tobą wysoki i przygarbiony zarazem, stwór o martwym wejrzeniu. Spod czarnej szaty wyziera mu zniszczona pordzewiała zbroja, w kościstej dłoni spoczywa wyszczerbione arnorskie ostrze. Stwór zasalutował Ci jakby kpiąc z Twego uzbrojenia. Nie wiesz jakim cudem udało ci się przełamać lęk lecz mimowolnie stanąłeś w bojowej postawie zagradzając upiorowi drogę. Za Tobą skrył się przerażony gospodarz Kucyka. Słyszysz jego ciche pochlipywanie. Nie ma lęku w dobrej śmierci dobiega Cię znajomy, spokojny głos starca. Mocniej zaciskasz dłoń na rękojeści, a upiór powoli zbliża się do Ciebie...

Haerthe
W koło panował chaos. Krzyki ludzi mieszały się z nieludzkim wyciem upiorów. Ciemność sprawiła, że przez długą chwilę nie widziałeś nic. Powoli cofasz się od źródła zamieszania, aż Twoje plecy trafiają na ścianę. Wszystko w koło zwalnia widzisz przemykające cienie nie będąc pewnym czy to przerażeni ludzie czy też ścigające ich upiory. Wtedy dostrzegasz je. Zbliżają się do Ciebie zwodniczo lekkim krokiem. pod czarnymi suknem upiornej szaty dostrzegasz trupią bladość gładkiego, kobiecego ciała. Nie wiedzieć kiedy poczułeś słodkawy i duszący zapach kwiatów. Z nami! Tańcz, tańcz z nami pod bezgwiezdnym niebem! W tańcu bez muzyki ni pieśni! Bo ci co grzechem są skalani zatańczą z nami otchłani! Upiorzyce wyciągają po Ciebie białe dłonie, są tak blisko...

Szrama
Wybuchło zamieszanie. W koło wszyscy krzyczą wniebogłosy jakby ścigały ich demony z najgłębszej otchłani. I może jest tak naprawdę. Ale Ty tego nie dostrzegasz zajęty swoimi sprawami za szynkwasem. I wtedy owiewa Cię chłód, zimno jakiego jeszcze nigdy nie zaznałeś. Powoli podnosisz głowę by spojrzeć wprost w oblicze samej śmierci. Czaszka jakby uśmiechała się do Ciebie z politowaniem, lecz w jej pustych oczodołach dostrzegasz jaśniejące nienawiścią płomyki. Jakaś siła wyrywa Cię w powietrze i ciągnie przez ciemność Grzechem skalani! Marsz do otchłani! syczy bezcielesny głos...

Delwyn
Pod stołem było względnie spokojnie, o ile można było mówić o spokoju w gospodzie, na która napadły upiory. Nawet nie wiesz kiedy się znalazłeś, ostatnim co wryło sie w Twoją pamięć był padający na kolana mag i gasnące światło. A teraz z zamkniętymi oczami nasłuchiwałeś w przerażeniu. Gdy poczułeś na swej dłoni czyjś dotyk o mało nie wyskoczyłeś spod stołu. Przed sobą miałeś wykrzywioną strachem i zapłakaną twarz słomianowłosego chłopca imieniem Jon co usługiwał w tej gospodzie.
- Potwory panie są wszędzie wokół! - Zawołał chłopiec łamiącym się głosem.
Już miałeś odpowiedzieć gdy twarz chłopca znikła w ciemności. Coś potężnym szarpnięciem pociągnęło go spod stołu. Krew i strach. Dusza i ciało! Wciąż mi go mało! Rozległo się gdzieś w pobliżu. Chłopiec wrzeszcząc przeraźliwie próbuję jeszcze złapać się nogi stołowej. Widzisz jak jego spotniałe palce powoli się z niej ześlizgują...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
Stary 21-05-2008, 22:18   #22
 
Keledrall's Avatar
 
Reputacja: 1 Keledrall jest na bardzo dobrej drodze
Nie ma lęku... Nie ma lęku...
- Nie ma lęku!!! - z potężnym okrzykiem, pobudzony wspomnieniem, Valin rzucił się na upiora. Myślami znów był na małej polanie... Drominion z uśmiechem obserwujący ćwiczenia... Kroki same się wykonywały... Cios, zasłona, kontratak... Nie wiedział, skąd miał tyle sił i odwagi. Do jego umysłu dotarło po chwili, że karczmarz ucichł. Jemu samemu wydawało się, że jego miecz rozbłysł światłem... Szybki, ale równy oddech... I wciąż wznoszący się i opadający miecz...
 
__________________
Fanuilos heryn aglar
Rîn athar annún-aearath,
Calad ammen i reniar
Mi ‘aladhremmin ennorath!
Keledrall jest offline  
Stary 22-05-2008, 01:45   #23
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dobra, teraz ogień... ogień...
Odruchowo pociągnął solidnie ze znalezionej głęboko pod ladą butli.
Uuh... Krasnoludzka... Nada się jak nic...
Pociągnął znowu, ale miast przełknąć, zgarbił się nagle, skulił ramiona a potem, trzęsąc się okrutnie, podniósł powoli twarz...
Zimno...zimno...tak strasznie...Ooo...ooo...zimno... ...ooo... ...Rome... Rooomeeee... ...niE!
...I mrużąc wściekle oczy plunął całą ognistą zawartością ust w przeklęte płomyki. Wyszarpnął nóż z rękawa, trzonkiem strzaskał przytuloną do pasa flaszkę, zachlapując rękawy i uda alkoholem a potem uderzył stalą w klamrę ...
 
Betterman jest offline  
Stary 01-06-2008, 23:56   #24
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Haerthe wstrzymał oddech widząc zbliżające się do niego powabnym krokiem ciała kobiet odziane w czarne całuny o lekko prześwitującej fakturze. Białość i krągłość kobiecych piersi i bioder błyskała tu i ówdzie przed wzrokiem młodego mężczyzny próbującego skupić myśli na "tu i teraz". Ich dotyk mimo zimna, które niósł zdawał się nieść również ukojenie i spokój gdy ślizgały się po jego ramionach. Zdawał się też pogrążać go w błogim odrętwieniu które bezmyślnie kierowało go w łapy pokutnic. Opowieści o Dunharrow nie na darmo jednak zapadły w pamięci.

Kto raz posłucha powabnego głosu taktu,
nie ujrzy nigdy ni słońca ni poczuje wiatru...


- Precz dziwki! - krzyknął otrząsając się z odrętwienia i rozglądając wokół. Nie zobaczył jednak nic poza upiornymi postaciami kobiet, które w nienawiści syczały gniewnie. Obok niego w ścianie zatknięta była lampa oliwna jednak ku jego zdziwieniu nie dawała żadnego światła. Mrok ogarnął całe wnętrze łącznie z człowiekiem w zabawnym kapeluszu, który gdzieś po środku nadal starał się szeptać ciche niosące złudną nadzieję zaklęcia.

Haerthe nie wytrzymał. Dobył szerokiego noża trzymanego w prawej sztylpie i stanął gotów walczyć z piekielnicami, które niczym nie zrażone wyciągały ku niemu szponiaste łapska. Kierowany resztką desperacji która mu została, chwycił lampę zatkniętą obok i oblał zawartością ostrze swojego noże, które natychmiast rozjarzyło się płonącym blaskiem. Rękojeść zaczęła stawać się coraz gorętsza jednak z pewnością broń ta mogła starczyć na parę dobrych chwil zwłaszcza, że upiory stojące przed nim zawahały się na chwilę ujrzawszy ociekającą płomieniem klingę.

Haerthe nie czekał na dalszą ich reakcję:
- Féond ne forhtian... - Szepnął i ciął najbliższą koszmarę płonącym nadal ostrzem...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 03-06-2008, 16:31   #25
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Orendil
Suplement - retrospekcja
Wyskoczył przez drzwi, w akompaniamencie karczemnych wrzasków i posykiwań upiorów. Cienie momentalnie odstąpiły od drzwi i stłoczyły się koło niego, otaczając go nieprzeniknioną czarną masą.
- Nimir! - Te słowo wykrzyczał ze swoistą pasją. Blask omal nie rozsadził klosza, którym go okryto. Materia, a raczej coś jej całkowicie przeciwnego, nadęła się do ogromnych rozmiarów.
- Nimir! - powtórzył mocnym głosem, choć była w nim nutka dramatyzmu. – Cień odstąpił, po czym rozdzielił się na masę mniejszych, ciemnych plamek. Z każdej z nich wydobył się ledwo słyszalny pisk. Coś jak odgłos czajnika w trakcie gotowania wody na herbatę.
- Krwi! – Głos dobiegł zewsząd i znikąd jednocześnie. Zewsząd jak wszechobecne cienie i znikąd jak materializujący się zarys ciała dawnego króla.
Cisza była nieznośna. Wpatrywali się w siebie przez czas zaledwie kilku uderzeń serca, a przecież postronnemu obserwatorowi mogłoby się wydać, że minęła cała wieczność. Toczył się między nimi jakiś niezwykły spór woli i mocy. Czoło Orendila zrosiły perliste krople potu.
W końcu upiór ponownie wydał z siebie dziki wrzask. – Krwi! – Zacisnął swoją rękę na brodzie maga i przysunął swą głowę do jego twarzy.
Tego było już za wiele. Promień światła wystrzelił z pierścienia i uformował się w coś na wzór wąskiego, króciutkiego ostrza. Świeciło ono wystarczająco długo, by uwolnić swojego twórcę. Odcięta dłoń wylądowała na bruku i rozsypała się w pył.
Zły duch czmychnął. Odstąpił na jakiś czas. Z pustych uliczek nadciągały kolejne. Liczba czerwonych oczu rozsianych po wszystkich zakamarkach zwiększała się z każdą chwilą. Mędrzec zmarszczył brwi, zastanawiając się czy aby o czymś nie zapomniał. Włosy i brodę miał w nieładzie. W dodatku jakieś takie wybielone. To samo ze skórą. Strasznie zbladł na twarzy. W dodatku przeszyło ją coś brzydkiego. Ni to grymas, ni to blizna. Zmarszczka jakaś…
Oczy zbliżały się i rosły. Ten nadal stał i wpatrywał się w wolną przestrzeń.
- O czym to ja. A tak… Gdzieś posiałem kapelusz.
Puff… Kapelusz znalazł się w jego ręce. Naciągnął go na głowę.
- Co ja tam jeszcze… A… Ciekawe czy zdążyli rozpalić ogień. Jak nie, to będzie z nimi… oj, z nami? …krucho. Chyba wszystko…
Z mroku wyłoniła się kolejna postać. Naparła na niego z niewyobrażalną prędkością. Kapelusznik zasłonił się kosturem, lecz to nie wystarczyło. Siła ataku dosłownie wtłoczyła go do budynku. O dziwo wszystkie kości zostały całe. Zresztą na głowie miał inny problem. W karczmie nadal panowała całkowita ciemność.

- Ogień, mówiłem…
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 15-07-2008 o 13:57.
Keth jest offline  
Stary 04-06-2008, 21:28   #26
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Gdyby tamtej nocy ktoś przeszedł główną ulicą miasteczka Bree zobaczyłby rzeczy iście niezwykłe. W szacownym i po skraj świata znanym przybytku Buterburów działo się źle. Drzwi, do gospody były rozbite jakby ktoś w nie taranem uderzył. Z wnętrza nie błysnęło najlichsze nawet światełko, a wszędzie w koło gromadziły się cienie od samej nocy mroczniejsze. Opisując przedziwne zjawiska związane z gospodą "Pod Rozbrykanym Kucykiem" nie można nie wspomnieć o przeraźliwych, potępieńczych wprost krzykach, które zeń dobiegały...
Jednak nikt tej nocy nie spieszył się na nocną przechadzkę. Bo każdy kogo rozum nie opuścił dobrze czuł, że ta noc do zwykłych nie należy i biada takiemu co otworzy drzwi domostwa.

Valin
Miecz tańczył w Twojej dłoni zataczając szerokie kręgi. wyuczone ruchy jakby same się wykonywały, miesiące ćwiczeń dały o sobie znać. Krok w tył markujący szybki wypad. błyskawiczna parada i odskok w tył! Ha trafiony! Upiorny przeciwnik krok po kroku cofał się przed Twoim wściekłym atakiem. Walczyłeś jak jeszcze nigdy wcześniej. Szybki i skupiony. Tylko Ty i on, a cały świat zdawał się zniknąć. Cios za ciosem! Naprzód!
Sam nie wiesz ile razy ostrze Twojego miecza przeniknęło przez ciemną szatę stwora, ile razy Twój miecz zazgrzytał o zardzewiałą zbroję. Nie wiedzieć kiedy chwila stała się wiecznością, ramię jeszcze przed chwilą szybkie i pewne poczęło ciążyć. Martwe oblicze wroga zdawało się uśmiechać i kpić Kim jesteś by zabić to, co już jest martwe? Rozległ się szyderczy szept, a wraz z nim w Twoim sercu na nowo zagościł lęk. Potężny cios, którego nawet nie dostrzegłeś wytrącił Ci rękojeść z dłoni. Miecz upadł gdzieś w ciemności, lecz nie zdążyłeś po niego sięgnąć. Wyszczerbiony miecz arnorskich władców przeszył Cię na wylot. A potem? Potem były już tylko ciemności...

Szrama
Widać jacyś bogowie patrzyli na Ciebie przychylniejszym okiem niż sam byś był gotów przypuścić. Płomień błysnął prawie natychmiast rodząc się z wykrzesanej przez Ciebie niewielkiej iskierki. Języki ognia w mgnieniu oka objęły ciemną sylwetkę upiora, ale i na Ciebie spłynął żar. Naznaczył Twoją twarz gorącym pocałunkiem. Nie zdążyłeś nawet krzyknąć. Wrzasnąwszy ni to z bólu ni z wściekłości, upiór cisnął Tobą o szynkwas. Przed oczami Ci pociemniało, a na duszy tak jakoś lekko się zrobiło jakbyś ulecieć miał pod sam sufit albo i dalej. Gdy powoli zapadałeś się w ciemność zdawało Ci się że słyszysz jak ktoś śpiewa z daleka...

Haerthe
Płonące ostrze odgrodziło Cię od upiorzyc. Ale martwe oczy wciąż wpatrywały się w Ciebie z pożądaniem. Zdawały się tańczyć wokół Ciebie, wirować a ich ciemne szaty otaczały Cię ze wszystkich stron. Powietrze stało się ciężkie od zapachu kwiatowych pachnideł i trupiego zaduchu. Już nie wyciągały do ciebie zimnych, białych dłoni lecz wciąż sączyły pełne trucizny słowa.
Raz za razem próbowałeś się bronić. Ostrze unosiło się i opadało lecz nie mogłeś trafić. Widziałeś tylko martwe blade twarze wirujące wokół i czułeś zwiewny dotyk czarnej materii całunu. Opadałeś z sił. Tak ciężko było się poruszyć lub choćby odetchnąć głębiej. Nóż potoczył się po podłodze, a pod Tobą nogi się ugięły. Martwe twarze i głodne oczy zbliżały się do Ciebie, czułeś na sobie dotyk zimnych i sztywnych palców...
I nagle wszystko znikło w jednej chwili. Jęk zawodu i złości odbił się echem po gospodzie. Ciemność się rozproszyła. Odetchnąłeś z trudem jakbyś po długim nurkowaniu wynurzył się z wody. Słyszałeś czyjś donośny głos. Ktoś śpiewał na podwórzu...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
Stary 04-06-2008, 21:47   #27
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Samotny jeździec nadjeżdżał gościńcem ze wschodu.

W tych czasach, po upadku Północnego Królestwa i rozgromieniu armii Angmaru, coraz rzadziej można było zobaczyć kogoś przybywającego z tej strony. Krainy, które tam były, nie należały do bezpiecznych. Zresztą mało kto z mieszkańców Bree zawracał sobie tym głowę, gdyż i tak nikt z nich się nie wybierał w tamtą stronę. Tym bardziej widok samotnego jeźdźca mógł być zaskoczeniem.

Galdor wrócił na gościniec niedługo po zapadnięciu zmroku, a było to niedaleko wschodniego krańca Komarowych Bagien. Do tej pory podróżował bezdrożami, gdyż chciał uniknąć ewentualnego spotkania z obcymi, którzy mogli jechać gościńcem. Poza tym lubił przebywać w lesie. Nie spodziewał się dodatkowo, aby ktokolwiek, poza nim, zdecydował się na nocną jazdę. Wieczór zapowiadał piękną, bezchmurną noc. Gwiazdy Elbereth lśniły jasno na niebie, zaś srebrzysty Ithil wschodził właśnie zza muru Gór Mglistych majaczących daleko na wschodzie. Jeździec wstrzymał na chwilę swego wierzchowca, aby nacieszyć oczy tym widokiem. Wtedy właśnie zwrócił uwagę, że wokół panuje cisza ... śmiertelna cisza. Był w okolicach Komarowego Bagna, więc przynajmniej komary powinny brzęczeć, a tymczasem nie było słychać nic, jakby przyroda zamarła w oczekiwaniu. Coś wisiało w powietrzu, coś niedobrego i było to doskonale wyczuwalne.

Zawrócił konia na zachód i z miejsca ruszył galopem w kierunku Bree. Ktoś, kto zobaczyłby go w tej chwili mógłby pomyśleć, że to wschodni wiatr przybrał widomą postać, gdyż pędził przed siebie z niewiarygodną wręcz szybkością, zaś grzywa i ogon jego konia powiewały w nieruchomym powietrzu. Ciszy nocy nie zakłócał jednak głośny tętent kopyt, jak można by się tego spodziewać. Konie elfów potrafiły biec bardzo szybko i przy tym bezszelestnie, o ile tylko chciały. Zbliżając się do miasteczka coraz wyraźniej czuł obecność. Obecność czegoś złego i mrocznego.

W końcu wypadł na otwartą przestrzeń i natychmiast został otoczony przez obłok mgły. Bardzo dziwnej, nienaturalnej mgły. Zwolnił i zachowując już większą ostrożność jechał żwawo w kierunku osady wytężając swoje zmysły. Czuł, że za sprowadzeniem mgły stoi czyjaś bardzo silna, zła wola. Wiedział, że może się jej przeciwstawić, ale nie to było teraz jego celem. Gdyby to zrobił, ten, który sprowadził tę mgłę wycofałby się i lepiej przygotował. Elf chciał, o ile to możliwe, zlokalizować źródło i je zlikwidować, a nie rozpędzić efekt, jakim była ta przedziwna pogoda.

Nagle, gdzieś przed nim rozległ się donośny koński kwik, jakby coś śmiertelnie przeraziło zwierzęta i zaraz po nim usłyszał pieśń:

Czasem zapada straszna noc, głucha, upiorna ...

później ktoś krzyknął w dawno zapomnianym w tej części Śródziemia języku królestwa Numenoru, zaś we mgle, daleko przed nim zauważył zielone błyski, które szybko zgasły. Pieśń przybrała na sile, zaś lekka poświata, która biła od przodu zgasła, jakby zdmuchnięta. Czuł, że dzieje się coś złego. Tam też było największe nagromadzenie złej woli. Najwyraźniej siły ciemności przystąpiły do ataku i Bree było w niebezpieczeństwie. Nie ukrywając już dłużej swej obecności Galdor przeciwstawił swoją wolę tej, która sprowadziła mleczne opary nad miasteczko i znów popędził konia do galopu. Opary zawirowały, jak żywe, rozstępując się początkowo niechętnie, zaś później coraz szybciej pod wpływem woli elfa.

Prawie natychmiast tuż przed nim wyrosła wschodnia brama, jednak była otwarta (co nigdy się nie zdarzało). Wjechał do osady wyciągając swój miecz, który rozbłysnął szkarłatną poświatą. Skierował się do centrum, do karczmy "Pod Rozbrykanym Kucykiem", skąd wyczuwał największe nagromadzenie wrogiej siły i zaczął śpiewać hymn ku chwale Vardy, aby wspierała go swą mocą i niosła otuchę zagrożonym mieszkańcom:

A Elbereth Gilthoniel
silivren penna miriel
o menel aglar elenath!
Na-chaered palan-diriel
o galadhremmin ennorath,
Fanuilos, le linnathon
nef aear, si nef aearon!

A Elbereth Gilthoniel
o menel palan-diriel,
le nallon si di'-nguruthos!
A tiro nin, Fanuilos!

A! Elbereth Gilthoniel!
silivren penna miriel
o menel aglar elenath,
Gilthoniel, A! Elbereth!


Jakby w odpowiedzi, zduszone przez ciężki opar światła znów rozbłysły pełnym blaskiem rozświetlając opustoszałe uliczki ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 04-06-2008 o 21:51.
Smoqu jest offline  
Stary 04-06-2008, 22:45   #28
 
Keledrall's Avatar
 
Reputacja: 1 Keledrall jest na bardzo dobrej drodze
Valin, upadł na kolana... Ciemne plamki latały mu przed oczami... Próbował coś powiedzieć... Nie zdołał... Szkoda, że nie uchronię już karczmarza... Upadając na podłogę, usłyszał pieśń, która dodała mu otuchy. Leżąc już, mimo bólu, uśmiechnął się... Oczekiwał spotkania z Drominionem. Ginę przynajmniej w dobrej sprawie...... Głowa opadła mu na ramię.
 
__________________
Fanuilos heryn aglar
Rîn athar annún-aearath,
Calad ammen i reniar
Mi ‘aladhremmin ennorath!
Keledrall jest offline  
Stary 05-06-2008, 20:44   #29
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Cienie gromadziły się wzdłuż uliczki, którą podążał jeździec. Co raz pojawiało się ich więcej. Umykały przed gorejącym spojrzeniem eldara lecz pozostawały w pobliżu. Słyszał ich syczący, pełen nienawiści głos lecz czuł też ich strach. Nie uciekały w ciemność, z której przybyły choć tego właśnie pragnęły gdy jasne oczy elfa przeszywały je na wylot. Było w tym coś więcej. Jakiś cień większy i silniejszy niźli upiory unosił się nad miasteczkiem dyrygując nimi niczym lalkarz swoimi kukiełkami.

Nagle koń zatrzymał się niespokojnie podrzucając wielkim łbem. Coś stanęło na drodze eldara. Posępna sylwetka wyrosła niczym spod ziemi. Upiór nie umykał przed jego spojrzeniem choć na wpół zgniła twarz krzywiła się od strasznego bólu gdy elf patrzył mu wprost w oczy. Stwór ciemności dobył miecza i przystąpił kilka kroków naprzód. Martwe oczy poczęły jaśnieć bladą zielenią gdy tylko zaczął się zbliżać. Jego postać rzucała wielki cień, przypominający bardziej potężną, zakapturzoną sylwetkę niźli wychudłego umrzyka. Jakby do kogo innego należał...

Nie przejdziesz! - wysyczał dziwnym głosem - Ci ludzie należą do mych sług!

Cienie zaczęły się zbliżać. Nagle rozbrzmiała ich monotonna, nieustępliwa pieśń:

Jakakolwiek jest boleść, będzie więcej boleści.

Noc jest czarna, ale będzie czarniejsza.

Dobrze takim co żyli ale w porę odeszli.

Ty więc nie bierz spraw ludzkich do serca.

Los był prosty, ale będzie krzywy.

Czysta woda zostanie zatruta.

Kto jest mądry będzie nieszczęśliwy,

A głupiemu szczęście jak pokuta.

Gwiazda wzejdzie i zaraz przeminie.

Na czekaniu puste lata zbiegną.

Co upadło zetleje w ruinie.

I goryczą będzie ziemskie piękno.

Bo nie zginęło żadne utęsknienie,

I żadna boleść nie przewiała marnie,

I żaden uśmiech błahy nieskończenie -

Jest taki upiór, co skrzydłami garnie

I śmiech, i boleść, i to niedotkliwe

Człowieka chaos bierze w dłoń jak żywe.

Co teraz powiem, będzie złe i zgniłe,

I szkieletowe jako ptak zepsuty,

Co z nieba zleciał wietrznym zwiany słupem

I we mrowisku się przewala - trupem.

Słowa niczym czarna fala uderzyły w elfa. Koń zarżał dziko, blask bijący od smukłej sylwetki jeźdźca przygasł nagle, a ciemność zakotłowała się wokół niego...


W tym czasie w gospodzie zapanowała cisza. Nieśmiało zapłonęły płomyki świec, a w kominku na nowo zajaśniał przygaszony już żar. Przerażeni goście spoglądali po sobie, w niemym zaskoczeniu. Czy to możliwe, że wszystko tak szybko się skończyło? Lecz zanim rozległy się pełne ulgi westchnienia, Buterbur zakrzyknął łamiącym się głosem:
- Patrzcie ilu naszych nie ma! Jon! Do licha gdzie mój Jon...
Ludzie poczęli rozglądać się uważnie lecz brakujących osób nigdzie w gospodzie nie było...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 07-06-2008 o 14:07.
Avaron jest offline  
Stary 07-06-2008, 20:21   #30
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Orendil
Kulił się na ziemi, a w około hasała śmierć. Dosłownie i w przenośni. Po tym jak przeszła po nim pierwsza fala zmór i on natrafił na swojego upiora. Jakiego? O tym nie powinno się mówić w ciemności. Zwłaszcza w takim mroku jaki panował w Kucyku, a tam przecież teraz jesteśmy! Wystarczy jednak wiedzieć, że Orendil był postacią zdecydowanie wyjątkową, nawet jak na warunki panujące w pełnych tajemnic zakątkach Śródziemia. Wystarczy wiedzieć, że nie jedno w życiu widział i o nie jednym słyszał. Nie przestraszyłoby go byle co! Uwierzylibyście w to, widząc go trzęsącego się jak osika? Zupełnie tak jak teraz?
Magowi pozostało jak najbardziej naciągnąć spiczasty kapelusz na rudawą głowę tak, że sięgnął niemal brody, zwinąć się w kłębek i cierpieć. A zdawał się cierpieć straszliwie.
Chwała Valarom, Majarom i wszystkim gwiazdom na nieboskłonie. Atak minął. Po prawdzie minął, zostawiając tych dużych i tych ciut mniejszych ludzi w opłakanym stanie, ale minął.
Powoli zsuwał kapelusz w kierunku czubka głowy. Wreszcie pośród burzy kasztanowych włosów ukazała się para zielonych oczu. Szybkim spojrzeniem omiótł przybytek. Jeszcze raz skulił się w sobie, w momencie gdy ktoś drgnął wydając z siebie szmer. Nareszcie uznał, że zagrożenie minęło. Podniósł się dziarsko i energicznie, jak gdyby nigdy nic.
- Uff.. To nie było hmm… najprzyjemniejsze doświadczenie jakie mnie spotkało. Mam złą wiadomość. One wrócą. Nie koniecznie tutaj, ale na pewno podążą za nami. Dla własnego bezpieczeństwa powinniście trzymać się razem. Przynajmniej dopóki nie wyplączemy się z tej kabały. – Nie zważał na to, czy go słuchają i czy rozumieją o czym do nich mówi. Na koniec ( tak samo, jak na końcu każdej opowieści znajduje się puenta, morał lub przestroga) wskazał palcem w jeden z zacienionych rogów pomieszczenia. Wciąż widział czające się w nich pary czerwonych oczu.

- Aha.. Panie Szramiasty, twoje nogi... To nie wygląda dobrze, ale zaraz się tym zajmę. Potrzebowałem pochodni, ale w żadnym wypadku żywej! - Wykrzyknął z niekrytym oburzeniem
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 15-07-2008 o 13:57. Powód: mały edit
Keth jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172