Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2009, 21:20   #311
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://boxstr.com/files/4789425_lkcjq/Ciscar%20-%20Gastabud%20pa%20Arnas.mp3[/MEDIA]
Przy każdym ciosie ropucha trzęsła się jak galareta w domu jednej z licznych ciotek Olegarda. Sam ten widok mógł przyprawić o odruch wymiotny. Najwidoczniej potworowi też udzieliła się atmosfera tej sytuacji, bo nagle skurczył się w sobie, rozdziawił paszcze i wypluł z siebie umorusanego od stóp po głowę krasnoluda. Byłby to iście komiczny widok, gdyby nie odór, jaki rozniósł się dookoła, mieszając z i tak nieprzyjemną wonią bagien. Ropucha, mimo że okaleczona, najzwyczajniej odskoczyła w tył, robiąc w powietrzu obrót i znów zagłębiła się w bagnie. Tym razem w bezpiecznej odległości od brzegu. Po chwili, wraz z niesfornym osiołkiem pojawił się Galdor. Chwilę zajęło mu opanowanie sytuacji. Po drodze minął stosunkowo czyste źródełko, do którego teraz się przenieśli. Niestety o noclegu wśród zdziczałych ludzi nie było mowy. Olo rozpalił ognisko, a Telio wygrzebał z sakwy cudem zachowany kawałek szarego mydła, dzięki któremu Balthimowi udało się jakoś doszorować. W pewnym momencie sam już nie wiedział co gorsze dla jego, twardej przecież, skóry. Palący szlam, czy też wcieranie mydła w świeże zadrapania. Piekło niczym ogień z paszczy młodego smoka. Było to jednak zło konieczne.

Słodką kąpiółkę śpiewaj o zmierzchu.
Co wszelkie błoto obmywa z wierzchu!
Kto nie chce śpiewać - z takim precz,
Gorąca woda to piękna rzecz!

Słodki deszcz, który pluszcze powoli,
I szmer potoku, co mknie wśród dolin,
Lecz nad oboma wciąż wiedzie prym
Gorącej wody to para i dym!
Hy, hy, hy…

***
O ile podróż przez bagna może być uciążliwa, o tyle teraz była istną katorgą. Czuć na plecach spojrzenie wyłupiastych gadzich oczu, prowadzić konie z jukami po rozmokłej ziemi i taplać się w błocie za każdym razem, gdy kępa trawy okazywała się kupką zeschniętych liści, pływających na powierzchni mulistej wody. Obwiązanie się linami było dobrym pomysłem. Do czasu… aż osiołek skoczył w bagienną toń, omal nie przerywając epickiej wyprawy w tym zapomnianym przez Valarów miejscu, topiąc wszystkich jej uczestników. Tym razem ocaliły ich mocne stopy i dłonie Balthima. Miało to swoje dobre strony. Zachowała się część zapasów. Chociaż i tak, co cenniejsze przepakowano na konie już po poprzedniej przygodzie. Nareszcie bystre oczy Noldora dostrzegły ruiny niegdyś potężnej Numenorejskiej twierdzy… Potężna, musiało być dobrym słowem. Szkoda, że dawno temu.



***

Obeszli Tharbad. Ani śladu ani krasnoludów, ani żadnego innego cywilizowanego życia. Dopiero na północnym skraju stała gospoda. No.. to za dużo powiedziane. Była to zbita drewnianymi dechami nadpalona szopa. Przed nią wysuszone z resztek wody poidło i uwiązana przetartym sznurem kulejąca chabeta. W środku kilku ludzi. Szczerbaty ochlej, w wełnianym kubraczku, masywny mężczyzna o rozbieganym spojrzeniu wyłupiastych oczu, przywodzących na myśl spotkaną na bagnach ropuchę i cerze południowca. W przybytku śmierdziało cebulą i czosnkiem. Krzątał się też karczmarz. Równie gruby jak poczciwy Butterbur, jednak zupełnie od niego inny. Brudny, z nierównie przyciętą brodą, ze świńskimi oczkami i przepoconej koszuli. To chyba on był źródłem woni czosnku… albo cebuli.
Gdzieś w ciemnym kącie błysnęło coś jeszcze. Odbite, czy to przez oczy, czy to przez sztylet, światło. Ktoś czmychnął po schodach na górę.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 21-04-2009 o 08:18.
Keth jest offline  
Stary 09-02-2009, 23:12   #312
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Manfennas ciął ostrzem raz za razem, uwalniając coraz więcej szlamu, wydobywającego się z cielska ropuchy. Smród jaki to za sobą niosło przyprawiał Sokolnika o mdłości. Starając się nie zwracać na to zbytniej uwagi dalej zadawał bezlitosne ciosy. Wiedział, że krasnolud dalej tkwi wewnątrz pokraki i czeka na pomoc.
W końcu z otwartej paszczy wyleciał z impetem Balthim. Manfennas natychmiast odskoczył w tył, zaprzestając ataku. To samo polecił dzielnym hobbitom, które nie ustępowały kroku człowiekowi.

Ropucha widocznie odpuściła. Zaraz po dalekim skoku w tył, zaczęła zanurzać się w bagnie. Sokolnik schował miecz i natychmiast podszedł do krasnoluda, pomagając mu wstać.

-Nic ci nie jest- zapytał, patrząc na towarzysza.

Chwilę później pojawił się Galdor, wraz z niesfornym uciekinierem.

-Ominęła cię cała zabawa- powiedział dysząc jeszcze ciężko- Mieliśmy okazję zapoznać się z bujnym życiem tych bagien…- kończąc wypowiedź uśmiechnął się do elfa, po czym wraz z całą kompanią ruszyli w kierunku źródełka.

Gdy dotarli na miejsce, Sokolnik oznajmił Galdorowi, że rozejrzy się po okolicy. Nawet nie myślał o upolowaniu czegoś w tym miejscu. Jak zwykle ostatnimi czasy chciał samotnie wypatrywać na niebie pierzastego przyjaciela.

Po kilku godzinach wrócił, siadając w milczeniu przy ognisku.

***

Dalsza przeprawa przez bagna nie obeszła się bez kolejnych przygód, które zapewnił im niesforny osiołek, prawie topiąc wszystkich w bagnie.
Na każdym kroku mężczyzna czuł na sobie wzrok istot żyjących w tym miejscu. Manfennas nie mógł się doczekać, aż opuszczą to miejsce.

W końcu dotarli do karczmy. Właściwie karczma było mocno przesadzonym stwierdzeniem. Na zewnątrz stało doprowadzone do skrajnej nędzy zwierze, pijące resztki wody z koryta. Sokolnikowi zawsze miękło serce na takie widoki. Podszedł ze swoim zwierzęciem i położył na jednej z desek dwa jabłka, dla nieszczęsnej chabety.

Wnętrze nie przypominało nawet najgorszej, przydrożnej karczmy, w jakiej Manfennas miał okazję nocować. W całym pomieszczeniu czuć było ostrą woń cebuli i czosnku, która drażniła nozdrza i oczy mężczyzny.
Pomimo delikatnego łzawienia wywołanego zapachem karczmarza, oczy Valara wychwyciły błysk światła gdzieś w kącie. Nie było wątpliwości, że ktoś szybko czmychnął na górę.

-Widziałeś- szepnął do Galdora- Niby nic szczególnego, jednak mam złe przeczucia… Pójdę to sprawdzić- zaproponował szeptem i zaczekał na aprobatę elfa.
 
Zak jest offline  
Stary 15-02-2009, 21:47   #313
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Mimo początkowej radości z kolejnego zwycięskiego starcia, po kilku dniach Telio znów dał się przygnieść monotonii moczarów. Podróżowali tak jak wcześniej – w milczeniu i hobbit zastanawiał się, uda im się znaleźć to, czego szukali w tych nieprzyjaznych okolicach. Przypomniał sobie także ich radosny wyjazd z Bree.

„Że nie mogły te upiory lepszej pory wybrać na swoje czarcie intrygi. Żeby tak latem przyszło nam wyjeżdżać zamiast się teraz na jesieni po jakich mokradłach plątać.” - myślał, wspominając, jak piękna pogoda panowała, kiedy odjeżdżali spod „Rozbrykanego Kucyka”. Żeby jakoś odegnać zły nastrój, próbował przełamywać ciężkie milczenie, jakie zapadło w kompanii. Głównym kompanem do rozmowy był dla Telia oczywiście Olo.

- Powiem ci, Olo, że to bajoro zaczyna mi już działać na nerwy – powiedział przy najbliższym postoju.
- Nie żeby mnie strach obleciał, bo to raczej te wszystkie potwory powinny się nas bać – dodał pospiesznie, przypomniawszy sobie, jak dopiero co chwycił za miecz słysząc obok siebie jakiegoś ptaka. - Ale nie wiem, po co taplamy się w tym błocie, skoro mamy ponoć nieść pomoc ludziom z Bree. Narfin z Hearthe i Szramą lepszą coś mi się wydaje pomoc szykują.

Telio nagle urwał, zerkając ukradkiem na Galdora. „Nie no, co jak co, ale mistrz Galdor musi jednak wiedzieć, co mamy robić.” I w tym momencie Telio wpadł na genialny pomysł. „Że też wcześniej nie przyszło mi to do głowy!”

- Ale też w końcu Galdor z Aegilionem musieli mieć jakiś plan – powiedział. - Tyle tylko, że my tu się trudzimy, a ktoś za jakiś czas powie: „Drużyna Galdora przeprawiała się dzielnie przez mokradła, prowadzona przez wspaniałego elfa...” A gdzie tu, pytam się, miejsce dla nas? Nie umniejszając nic naszemu mistrzowi, bez którego nawet stajania byśmy nie uszli – ciągnął dalej, świadom, że uszom Noldora nic nie ujdzie. - Ale to my, na spółkę z Sokolnikiem uratowaliśmy Balthima, który z kolei nie tak dawno ocalił cały nasz dobytek. I ma przepaść wieść o tych wszystkich wyczynach?

- Właśnie – podjął entuzjastycznie Olegard. - Co z bitwą na moście, co z potworami z bagien? Dobrze powiedziane, Teliamoku. Ale taki już widać los bohaterów – nie dbać o sławę, tylko bronić słabszych i potrzebujących. Któż zdoła zliczyć tych, co bez słowa skargi przemierzyli Śródziemie wszerz i wzdłuż, stając do walki ze złem? A zapłatą dla nich tylko czerstwy podróżny chleb i suszone mięso przy wątłym ognisku... - głos Ola nabierał coraz bardziej podniosłej barwy i dostojnego rytmu.

- Właśnie, właśnie o to mi chodzi – przerwał mu Telio. - Sam może nie znam zbyt wielu legend, a tym bardziej nie wiem nic o ich układaniu, ale tak sobie pomyślałem, że może warto by naszą przygodę jakoś upamiętnić, nie sądzisz?

Olegard wyglądał na wprost zachwyconego tym pomysłem. Czy wcześniej myślał o tym – być może, ale w każdym razie nie mówił o tym otwarcie. Teraz jednak ochoczo podchwycił myśl Telia.

- Jak najbardziej, aż dziwne, że wcześniej sam o tym nie pomyślałem. To znaczy czyniłem już jakieś przymiarki, ale nie byłem pewien, czy nie byłoby to zbytnie samochwalstwo... Ale skoro już o tym wspomniałeś, to muszę przyznać, że może z tego powstać poemat życia. Będziesz mi musiał jednak dokładniej opisać, co działo się wcześniej, zanim nasze drogi się spotkały...


***

Na widok pierwszych śladów cywilizacji – pomijając oczywiście Numenorejskie ruiny, nie uchodzące wszak w pojęciu hobbitów za cywilizację – nastrój Telia mocno się poprawił.

- Wreszcie jakieś porządne schronienie – odetchnął. - Na całe szczęście pieniędzy dotąd nie wydawałem, więc teraz nie ma co żałować na solidną kolację z kąpielą. I na piwo rzecz jasna! Dopiero teraz czuję, jak zaschło mi przez te wszystkie dni w gardle! Olegardzie, Balthimie, co wy na to? - zawołał radośnie.

Bliższe oględziny gospody kazały jednak Brandybuckowi nieco poskromić kulinarne zapędy. Widząc, jak zaniepokojony Manfennas szepcze coś do Galdora, Telio od razu przesunął się z przedniej, konsumpcyjnej, do tylnej, bezpieczniejszej linii.

- Pachnie tutaj cebulą, ale z pewnością nie tak pachnie cebula podsmażana właśnie dla gości na masełku – powiedział półgłosem do Ola. - Raczej stara i zepsuta, na którą nawet teraz nie miałbym ochoty.
 

Ostatnio edytowane przez Makuleke : 15-02-2009 o 21:55.
Makuleke jest offline  
Stary 18-02-2009, 18:16   #314
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Po wizycie w wiosce Galdor nie miał wątpliwości, że tam nie zanocują.

Następnym razem wyślę Manfennasa albo hobbity. Na ich widok może nie zareagowaliby tak bojaźliwie?

Przestrach w głosie rybaka dał mu wyraźnie do zrozumienia, że prędzej spodziewałby się orka żądającego całego jego dobytku niż elfa. Noldor wcale nie był pewien, czy ork wywołałby większy strach w tym biedaku. Przemyślenia te nie wpłynęły dobrze na poprawę humoru, więc Galdor stał się jeszcze mniej rozmowny niż do tej pory. Dodatkowo te bagniska opóźniały i tak długą podróż.

A mogłem się wypytać przed wyprawą, jaka jest tu sytuacja. Dunedainowie bez wątpienia mieli najnowsze informacje.

Ostatni raz w tych stronach przebywał kilkadziesiąt lat temu, co nie jest zbyt długim okresem dla elfa, ale nie dla bagien. Wiele się na nich zmieniło, więc nie można było polegać na pamięci, ale przede wszystkim na umiejętnościach. Elf wytężał wszystkie swoje zmysły, aby bezpiecznie i szybko przebyć to niegościnne miejsce.

Szczęśliwie dotarli w końcu do terenów, które Galdor rozpoznał i po niedługim czasie ujrzeli to, co pozostało po jednym z głównych portów Arnoru. To w pobliżu tego miasta rozegrała się bitwa w czasie wojny o pierścienie, kiedy Numenorejczycy omal nie schwytali Saurona. Jednak po zarazie w 1636 roku, kiedy Cardolan został niemalże wyludniony z powodu zarazy, zaczęło chylić się ku upadkowi. Od upadku królestwa Arnoru nikt nie sprawował władzy nad tym rejonem, więc miasto zaczęło rządzić się własnymi prawami, jak Bree.

Noldor jeszcze przed wejściem w obręb dawnych murów otulił się szczelniej płaszczem i naciągnął głębiej kaptur.

Nie wiadomo, kto tu teraz ma największe wpływy, ale lepiej się nie rzucać w oczy.

W końcu trafili do karczmy, a raczej czegoś, co karczmę udawało.

Może nie najlepsze miejsce, ale mogli coś słyszeć o krasnoludach. O ile w ogóle tędy przechodzili.

Uważnym okiem zlustrował zacienione wnętrze. Na widok umykającego na górę człowieka ogarnęły go złe przeczucia.

- Dobrze, ale bądź ostrożny. - odpowiedział na pytanie Manfennasa - I weź ze sobą któregoś z naszych dzielnych hobbitów. - uśmiechnął się, po czym nachylił się do Balthima. - Przyjacielu, czy mógłbyś zapytać karczmarza o krasnoludy. Na mnie mogą dziwnie zareagować, jak mieszkańcy wioski na bagnach.

Wyglądało, że niewiele osób zwróciło uwagę na elfa, jednak tylko dlatego, że usilnie starał się nie rzucać w oczy. Gdyby tylko zaczął rozmawiać z którymś z ludzi, nie udałoby mu się ukryć swojej prawdziwej postaci.

Galdor podszedł do miejsca, gdzie siedział tajemniczy osobnik, który uciekł na górę i rozejrzał się uważnie ...
 
Smoqu jest offline  
Stary 23-02-2009, 18:23   #315
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Sokolnik skinął głową, gdy Galdor przekazał mu instrukcje. Natychmiast klepnął Teliamoka w ramię i nachylił się do niego obniżając głos.

-Kolejny raz masz szansę udowodnienia swego męstwa- rzekł do hobbita- Ktoś chyba się nas tutaj spodziewał, bo zaraz, gdy weszliśmy czmychnął na górę. Może to nic takiego, ale lepiej nie ryzykować- tłumaczył uważnemu słuchaczowi- Wejdziemy na górę po cichu i postaramy się czegoś dowiedzieć.

Kilka sekund później Manfennas ruszył pewnym krokiem przez salę, zwalniając przy samych schodach. Nie chciał narobić niepotrzebnego hałasu, więc dał znać ręką Teliamokowi, aby on też baczył na swoje kroki.
Gdy znaleźli się w końcu na górze podchodził ostrożnie do każdych drzwi po kolei i uważnie nasłuchiwał jakichkolwiek odgłosów.

Przez cały czas jego ręka spoczywała na sztylecie. Tak na wszelki wypadek…
 
Zak jest offline  
Stary 23-02-2009, 23:02   #316
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
- Kolejny raz masz szansę udowodnienia swego męstwa - rzekł Manfennas do hobbita. - Ktoś chyba się nas tutaj spodziewał, bo zaraz, gdy weszliśmy czmychnął na górę. Może to nic takiego, ale lepiej nie ryzykować.

Telio, który już, już miał zamiar schować się za krępą postacią Balthima, drgnął nieco zaskoczony. Nie żeby się bał, o nie. Po prostu myślał, że wybór padnie na Olegarda i zawczasu postanowił zejść z drogi. Od razu, nim jeszcze towarzysz zdążył wytłumaczyć mu w czym rzecz, przybrał dzielną postawę. Ze wzniesioną głową odrzucił połę płaszcza, odsłaniając... sakwę ze swoimi nieodłącznymi jabłkami, teraz już nieco przejrzałymi. Po chwili konsternacji poprawił się i odkrył drugą połę, spod której zabłysnęła rękojeść miecza, zgodnie ze wszystkimi znanymi Brandybuckowi kanonami bohaterstwa.

„Ma rację Sokolnik, czas wykazać męstwo, kiedy inni wolą zostać w tyle. Ale co nam straszni jakieś obdartusy cebulą i czosnkiem śmierdzące? Od orków oni nie straszniejsi, a teraz i my lepiej przygotowani.”

Tymi powtarzanymi w myślach słowami jak i niewzruszonym uśmiechem dodawał sobie animuszu Telio, co jednak nijak nie pasowało do jego rozbieganych oczu, szukających w każdym kącie gotowych do skoku napastników i spoconych, co i rusz wycieranych o spodnie dłoni.
Widząc natrętne spojrzenia karczamarza i innych „gości”, Telio pociągnął Manfennasa za kraniec płaszcza.

- Poczekaj chwilę, może powinniśmy raczej spytać... - rzucił szeptem, ale Sokolnik był już w połowie schodów, nie zważając na znaki dawane przez hobbita.

„Tego już za wiele” - mruknął do siebie Telio. - „Ostrożność ostrożnością, ale zasady gościnności wypadałoby uszanować, choćby gospodarzem był taki jak ten, śmierdzący niedźwiedź.”

W myśl tych zasad, bezwzględnie przestrzeganych wszak przez wszystkie porządne i, jak słyszał Telio, większość barbarzyńskich narodów, Brandybuck zawrócił spod schodów i stanąwszy na środku izby chrząknął, jakby spojrzenia wszystkich nie były jeszcze dostatecznie skoncentrowane na jego osobie.

- Dzień dobry gospodarzu, dzień dobry wam, waszmościowie – zaczął, kiedy pełna napięcia atmosfera jeszcze bardziej stężała, kłaniając się nisko. - Raczcie wybaczyć nieobyczajność mojego towarzysza, ale musicie wiedzieć, że daleką mamy drogę za sobą, niebezpieczeństw i trudów pełną, tedy nie ma się co dziwić, że ostrożności nie szczędzimy - uśmiechnął się przepraszająco.

- Panie Manfennasie, zejdzie na dół, nie wypada tak bez powitania! - zakrzyknął za Sokolnikiem, który już był na piętrze.

- Mój kompan bowiem nazywa się Manfennas, ja zaś jestem Teliamok Brandybuck, a ci, którzy tam przed wejściem zostali to Olegard Pasopust, podobnie jak ja z Shire pochodzący, krasnolud Balthim i nasz przewodnik Galdor, efl...

Hobbit poniewczasie ugryzł się w język, pojąwszy, że być może powiedział o jedno słowo za dużo. Zakrył tylko usta rękami i skurczył się w oczekiwaniu konsekwencji pod coraz bardziej świdrującymi spojrzeniami klienteli gospody.

„Oj w ładną kabałę nas wpakowałem, nie ma co” - gdyby Telio, wzorem khazada miał brodę, naplułby sobie w nią bezzwłocznie, a tak cóż...
 
Makuleke jest offline  
Stary 24-02-2009, 09:36   #317
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Gdyby wzrok mógł zabijać, gadatliwy hobbit leżałby zapewne trupem, przeszyty najpierw bardzo zdumionym, a później wyrażającym złość spojrzeniem Galdora.

Ażebyś się następnym razem własną śliną udławił, gaduło. Nici z poszukiwań krasnoludów.

Myśli nie przystające do wizerunku wspaniałego i wyniosłego Noldora przemknęły mu przez głowę.

Szkoda, że nie powiedziałeś, że jedziemy do Bree, bo z kurhanów upiory wylazły, kurduplu. Mózgu masz dokładnie tyle samo, co wzrostu.

Złe przeczucia ogarnęły elfa. Przypomniał sobie swoje obawy przed dotarciem do Rivendell i okoliczności, w jakich zostały obudzone. A ten osobnik, który zniknął na górze nie wróżył nic dobrego. Najwyraźniej komuś zależało na informacji, że tu są ... Ktoś na nich czekał i na pewno nie po to, by ich przywitać jadłem i napitkiem.

Musimy się gdzieś zaszyć i zmylić ewentualną pogoń. Natychmiast. Dobrze, że konie nie są rozsiodłane. Teraz się dowiesz, co narobiłeś. Elf wbił swoje spojrzenie w Teliamoka i złośliwy uśmiech wykrzywił mu na chwilę twarz, gdy ruszył w jego kierunku zdecydowanym krokiem nie zważając na ciszę, która zapadła

- Manfennas, wychodzimy! - rzucił do człowieka, który zmartwiał na szczycie schodów. - Ty też. - dodał ciszej popychając dość bezceremonialnie hobbita, który skurczył się w sobie, jakby wyczuwając złość bijącą od jego osoby. Nie czekając na reakcję reszty grupy wyszedł na zewnątrz i natychmiast dosiadł swojego wierzchowca. Popatrzył po oknach gospody w poszukiwaniu oznak, że są obserwowani. - Szybciej, nie mamy czasu do stracenia. Jutro mamy być w Isengardzie. - ponaglił zdumionych i ociągających się towarzyszy.

Utkwił wściekły wzrok w chcących zaprotestować hobbitach.

Spróbuj coś powiedzieć, to wrócimy na bagna i odnajdę to coś, co tak załatwiło Balthima. Będzie miało przekąskę z hobbita.
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 24-02-2009 o 20:13.
Smoqu jest offline  
Stary 25-02-2009, 00:46   #318
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Minęło kilka dni od przykrego wydarzenia jakie spotkało krasnoluda na bagnach, a Balthim ciągle nie mógł o nim zapomnieć - na swoje szczęście hobbity okazały się wdzięcznymi słuchaczami, nawet jeżeli tą samą opowieść słyszały kolejny raz.

- Gdyby nie wasz wysiłek, moje dzielne hobbity, skończyłbym w trzewiach tej ropuchy! Jestem waszym dłużnikiem i obiecuję, że przy najbliższej okazji wynagrodzę wam wasze trudy jak tylko Khazad potrafi! - odgrażał się, a hobbity miały nadzieję, że spełni swoją groźbę.

Jednak gdy przybyli do najbliższej karczmy, gdzie spodziewali się dobrego piwa, jadła i odpoczynku, zastali zniszczoną ruderę i ludzi z którymi - przynajmniej krasnolud - nie chciałby spędzić nawet pół dnia, nie mówiąc już o nocy.

"Coś mi tu śmierdzi i nie jest to tylko zapach cebuli wydobywający się z tego domu!" pomyślał Balthim, gdy drużyna przekraczała próg chatki. Najgorsze obawy krasnolud spełniły się zanim zdążył wejść do środka. Kątem oka dostrzegł jak jakiś cień, trudno było powiedzieć czy mężczyzna czy chłopiec, pobiegł na górę, bacznie obserwując nowo przybyłych. Balthim nie był jedynym który zwrócił na to uwagę. Także bystrooki sokolnik dostrzegł zagrożenie i już pochylił się ku Galdorowi by poradzić się go co robić. Po chwili Manfennes był już na schodach.

Elf odwrócił się do krasnoluda i rzekł:
- Przyjacielu, czy mógłbyś zapytać karczmarza o krasnoludy. Na mnie mogą dziwnie zareagować, jak mieszkańcy wioski na bagnach.
- Oczywiście - odpowiedział krasnolud, poprawił pas i już miał zrobić krok naprzód w stronę gospodarza, gdy uprzedził do Teliamok.

- Dzień dobry gospodarzu, dzień dobry wam, waszmościowie – zaczął, kiedy pełna napięcia atmosfera jeszcze bardziej stężała, kłaniając się nisko. - Raczcie wybaczyć nieobyczajność mojego towarzysza, ale musicie wiedzieć, że daleką mamy drogę za sobą, niebezpieczeństw i trudów pełną, tedy nie ma się co dziwić, że ostrożności nie szczędzimy - uśmiechnął się przepraszająco.

- Panie Manfennasie, zejdzie na dół, nie wypada tak bez powitania! - zakrzyknął za Sokolnikiem, który już był na piętrze.

- Mój kompan bowiem nazywa się Manfennas, ja zaś jestem Teliamok Brandybuck, a ci, którzy tam przed wejściem zostali to Olegard Pasopust, podobnie jak ja z Shire pochodzący, krasnolud Balthim i nasz przewodnik Galdor, efl...

Cóż pozostało robić? Krasnolud dygnął dostojnie i czekał na reakcję pozostałych członków drużyny. Tymczasem goście karczmy zastygli, czekając na dalszy rozwój wydarzeń - kilku południowców wyraźnie nastawiło uszy by nic im nie uciekło, a jeden spośród nich, człowiek wysoki i dziki, głośno zaczął liczyć ile złotych monet dostanie za informację o tak dziwnej kompanii. Stało się jasnym dla każdego członka drużyny, że nie mogli tu zostać ani chwili dłużej.

- Manfennas, wychodzimy! - rzucił do człowieka, który zmartwiał na szczycie schodów, elf. - Ty też. - dodał ciszej popychając dość bezceremonialnie hobbita, który skurczył się w sobie, jakby wyczuwając złość bijącą od jego osoby.

Także Balthim wypchnął delikatnie Olo, który zastygł z zdziwienia, jakby nie mógł uwierzyć co właśnie zrobił Brandybuck. Tym samym krasnolud opuścił jako ostatni karczmę w której nigdy nie było im dane nocować.

Nim zdążył dojść do osła krasnolud do jego uszu doszły słowa elfa:
- Szybciej, nie mamy czasu do stracenia. Jutro mamy być w Isengardzie. - ponaglił zdumionych i ociągających się towarzyszy.

Stary Khazad chciał odpowiedzieć co sądzi o tym pomyśle, ale powstrzymał się. "Zrobię to na najbliższym postoju" pomyślał wyładowując z torb osła najpotrzebniejsze rzeczy, które mogły im się przydać... w uciecze? "Ale przed kim lub przed czym uciekamy" zastanawiał się Balthim. Następnie - mimo ponaglającego wzroku elfa - wsadził na wierzchowca Galdora biednego Teliamoka, który trząsł się ze strachu i poczucia winy, a także Olegarda. Nic przy tym nie powiedział, był zły zarówno na elfa jak i hobbita, że przez ich brak rozsądku muszą zostawić Adamusa na pastwę losu! Rzecz to dziwna i niespotykana, ale krasnolud przyzwyczaił się przez ostatnie tygodnie do stworzenia i traktował je prawie jako członka drużyny. Nie było jednak czasu by znaleźć jakieś inne rozwiązanie.
- Jeszcze po ciebie wrócimy - powiedział cicho do stworzenia - obiecuję!

Gdy skończył pomagać tym którym mógł, sam pobiegł do Manfennesa i jego wierzchowca.

- Nie stój jak sztaba żelaza młodzieńcze - powiedział - pomóż mi wsiąść na tego potwora. - Wskazał na konia. - Skoro mamy jechać do Isengardu, to lepiej byśmy dotarli tam szybko, zanim nauczę się jeździć konno, a przynajmniej wsiadać na te bestie!
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 25-02-2009, 22:47   #319
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny


Na wschodzie królował już cień, co raz to na czerniejącym niebie zapalały się kolejne światełka gwiazd. Zachód wciąż jeszcze jaśniał bladą łuną podszytą czerwienią. Wszystko zamarło w tej niezwykłej chwili gdy dzień mija się z nocą. Z okolicznych szuwarów dało się słyszeć donośny rechot żab i pierwsze krzyki nocnych ptaków. Powietrze tchnęło wilgotnym chłodem bijącym od rozlewiska. Wasze oddechy zamieniały się w obłoczki pary. Zapowiadała się chłodna noc, może to właśnie dziś świat skuje pierwszy przymrozek?

A Wy staliście przed gospodą, która nagle przestała wyglądać na tak paskudną jaką zdawała się jeszcze przed chwilą. Wprost nie mogliście uwierzyć ile uroku z nagła mogła zyskać taka podła rudera. A jednak nie było już powrotu. Groźne wejrzenie Galdora tylko potwierdzało to co już zdążyliście wydedukować - czeka Was kolejna noc na podłych moczarach...

- Panowie gdzieś się wybierają? - Dało się słyszeć w ciemności zachrypnięty głos o dość ironicznym brzmieniu - Do Isengardu jak mniemam?

Źródłem głosu okazał się mężczyzna, który nie wiedzieć kiedy wyszedł za Wami z gospody. Średniego wzrostu, szczelnie okryty poplamionym wełnianym płaszczem o niegdyś zielonej barwie. Spod wieńczącego płaszcz kaptura spoglądały na Was bystre brązowe oczy. Po chwili kaptur opadł odsłaniając ogorzałą twarz mężczyzny w sile wieku. Rysy miał ostre dość, lecz łagodził je co raz to pojawiający się w cieniu starannie przyciętej bródki uśmiech. Mężczyzna obserwował z nieskrywanym rozbawieniem biorąc się pod boki.

- Ja bym jednak panom radził odpoczynek... - Za Waszymi plecami objawił się drugi jegomość zdało by się skóra zdjęta z tego co z gospody wyszedł, choć po bliższej obserwacji okazał się sporo od tamtego młodszy - W naszych skromnych progach na ten przykład...

Zanim ktoś słowo zdążył wypowiedzieć, ten który objawił się jako pierwszy podszedł do Galdora z wyciągniętą dłonią.

- Zwę się Avaron. Avaron z rodu Geroda Żeglarza w służbie Elronda z Rivendell i namiestnika Gondoru Beregonda. - Rzekł ciszej zbliżając się do noldora. - Ten tam, to mój kuzyn Kethan. Witajcie w Tharbadzie... Choć niech mnie wszystkie demony morza jeśli wiem co tu robicie...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
Stary 01-03-2009, 18:18   #320
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Galdor przyglądał się przez chwilę z nieufnością postaci, która przed nimi wyrosła. Podawał się za Avarona, i rzeczywiście go przypominał, ale ... Nieprzyjaciel mógł imać się różnych sztuczek, aby ich zwieść.

Noldor pochylił się w siodle i uścisnął wyciągniętą rękę.

- Mae govannen, Avaron - rzekł cicho na przywitanie. Był pewien, że jeśli jest to sługa Ciemności, to słowa te go zdemaskują ... Przez chwilę nic się nie działo, gdy obaj mierzyli się wzrokiem.

- Mae govannen, Galdor - usłyszał odpowiedź. - Im gelir ceni ad lin.

Westchnienie ulgi wyrwało się z ust Eldara.

- Ja również się cieszę. - dodał cicho i rzucił okiem na młodzieńca, który stał obok. Wyprostował się w siodle i już normalnym tonem kontynuował.

- Rzeczywiście wybieramy się do Isengardu. - nadal odgrywał scenkę, którą zapoczątkował w karczmie. - I jest nam spieszno. Masz jednak rację, przyjacielu. - zeskoczył z konia. - Prowadź.
 
Smoqu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172