lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [Śródziemie] Biała Żmija (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/5597-srodziemie-biala-zmija.html)

Betterman 25-02-2010 20:43

Szare oczy wciąż błyszczały przerażeniem i gorączką niedowierzania, jakby fundamenty świata nagle rozsypały się przed nimi w proch. Zamknęły się na chwilę, która w snach byłaby wiecznością, i znów otworzyły. Pełne niewypowiedzianego żalu, ale już zmrużone zrozumieniem i złością. Ponure i bystre. Szramowe.

- Ptaszyska nie tknąłem – warknął cicho i pogardliwie, a duchotę upiornej karczmy zwarzyła sugestia słów, które mogły jeszcze zabrzmieć, lecz próżno było ich czekać.

- Śmierdział - dodał po chwili jeszcze ciszej, ale z wyraźnym naciskiem, jakby w tym dziwacznym stwierdzeniu upatrywał rozwiązania wszystkiego. - Tak, że kto by się go tknął, prześmierdłby niechybnie i doszczętnie.

Zrobił kilka nonszalanckich kroków w bok, dalej od progu, Manfennasa, hobbita i dalej od Riviliona.

- Mam sprawę. - Odgarnął włosy do tyłu i splunął w kąt, nie spuszczając wzroku z Narfin. - Mam rzecz do zrobienia Pod Białą Żmiją, strażniczko.

Potem schylił się szybko, sięgając ostrzem kostki i jednym szarpnięciem rozpruł postrzępioną nogawkę i cholewę swego wcale (a po prawdzie to aż nazbyt) porządnego, acz bardzo już wymęczonego na szlaku buta. O deski zastukały błyszczące ogniem masywne krążki i rozbiegły się po podłodze, wedle kaprysu szukając cienia, szpary albo większego blasku. Jeden zaś, jakby niechętny gwałtownym zmianom, potoczył się prosto do buta Narfin i puknął bezczelnie w jego czubek.

Viviaen 26-02-2010 10:28

Narfin w napięciu wpatrywała się w Szramę, gdy ten wyraźnie walczył ze sobą i w końcu zamknął oczy. Bała się tego, co w nich zobaczy, gdy się otworzą... Zerknęła przelotnie na towarzyszy, modląc się w duchu, żeby byli czujni i śledzili poczynania Riviliona. Jej zielone oczy lśniły zdecydowaniem. Wiedziała, że niezależnie od tego, jaka siła zwycięży w szramowym umyśle, nie zawaha się zrobić tego, co konieczne... nic więcej i nic mniej, gdyby coś poszło nie tak.

Przez myśl przebiegło jej wspomnienie wszystkich, których utracili w związku z minionymi wydarzeniami. Po raz kolejny zalała ją fala spokoju, jakiego nie czuła już od dawna. Teraz, gdy wszystko miało się wyjaśnić, strach gdzieś zniknął. Wierzyła, że jeszcze nie wszystko stracone...

Gdy na powrót utkwiła wzrok w twarzy Brena, jego oczy otworzyły się. Na jej ustach pojawił się tak dobrze znany, a jednak zapomniany krzywy uśmiech, źrenice zamigotały rozbawieniem. Zobaczyła najpiękniejszy widok, jaki mogła sobie w tym momencie wymarzyć. Szramę. Tego samego, którego pamiętała z pierwszego spotkania. Niemal niedostrzegalnie kiwnęła głową, gdy się odezwał

- Ptaszyska nie tknąłem. Śmierdział... Tak, że kto by się go tknął, prześmierdłby niechybnie i doszczętnie.

Domyślała się, że cała lista przewin wyrecytowana przed chwilą przez czarownika, miała na celu pozbawienie ich złudzeń co do niedawnego kompana. Gdyby nie zdołał się odezwać, wszyscy uznaliby to za potwierdzenie własnych lęków, prawdziwe na tyle, na ile każdy z nich by w to uwierzył. Mając "dowód" w postaci milczenia, z łatwością mogli się zwrócić przeciwko towarzyszowi, ułatwiając Żmii rozprawienie się z nimi wszystkimi. Wykończyłby ich po kolei, szczując przy okazji przeciwko sobie. Ktoś musiał być winny, więc łatwo było oskarżyć tego, kogo się najsłabiej znało. Ale... czy słusznie?

Tak... sprytne to było posunięcie. Wszyscy od początku podejrzewali, że Szrama coś ukrywa. Nie znali nawet jego imienia, nie mówiąc już o pełniejszych informacjach. Skryty, trzymający się na uboczu... Kto wie, co robił, z kim rozmawiał, co KNUŁ... Zwłaszcza, że Rivilion poruszył najczulsze struny w ich duszach. Avargonis, Galdor, Meadil...

Ona sama miała na początku mieszane uczucia, które rozwiała dopiero ich wspólna podróż i niewola, choć też nie do końca... w tym momencie jednak nie miała już wątpliwości. Bren wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie podda się bez walki. Całe szczęście okazał się silniejszy, niż przypuszczał Rivilion. Silniejszy, niż im się wydawało. Miała tylko nadzieję, że Mafennas i Telio będą w stanie zaufać towarzyszowi. Może i był wykorzystany przez czarownika, ale nie bez walki. Narfin bardziej niż ktokolwiek inny była świadoma ogromnej siły woli drzemiącej w tym nierzucającym się w oczy mężczyźnie...

Usiłowała przewidzieć jego zamiary, gdy przeszedł kilka kroków w bok, ze wzrokiem utkwionym w jej twarzy.

- Mam sprawę. - splunął, jakby chciał się pozbyć nieprzyjemnego smaku z ust - Mam rzecz do zrobienia pod Białą Żmiją, strażniczko.

Przygotowała się na niemal wszystko, z wyjątkiem tego, co nastąpiło później.
Gdy z rozprutej cholewy buta wysypały się monety, przez chwilę jak zahipnotyzowana wpatrywała się w tą z nich, która jak po sznurku toczyła się wprost do jej stóp.

Lekkie puknięcie w czubek buta gwałtownie przywróciło ją do rzeczywistości. Czujnie spojrzała w stronę Żmii, nie wiedząc czego się spodziewać, gotowa do walki.

Keth 28-02-2010 23:33


- Odważne słowa Teliamoku! Niestety jesteś w błędzie! Nie przeraża mnie ani jeden elf, ani cały ich zastęp. Skoro Annatar mógł zwieść całą rzeszę Numenorejczyków to Rivilion Biała Żmija Umbaru może zwieść zastęp elfów, których czas przemija, by ustąpić miesca erze ludzi! Po co to wszystko? W imię nauki. O tak, moi drodzy, w imię nauki. Takiej nauki, która pomoże nam pokonać śmierć i odzyskać dar życia, który zawłaszczyli sobie pierworodni. Droga jaką obrałem jest jedynie kwestią preferencji, ulubionych metod badawczych i poszukiwania odrobiny perfidnej przyjemności w nudnym zajęciu...

Jedna z monet potoczyła się w kierunku Riviliona. Zakręciła się na szczerbie w drewnianej podłodze i pomknęła prosto do jego wyciągniętej dłoni. Zacisnął palce i rozprostował je, wysypując na stół złoty pył. Teatralnie rozłożył ręce na boki. W jednej wciąż trzymał czerniejącą od jego dotyku księgę.

– Szramo, Szramo. Dobrze wiesz, że jestem w stanie zmusić cię do posłuszeństwa... Ale niech będzie, zrobiłeś już wystarczająco wiele. Teraz przyszła kolej na innych. Co ty o tym sądzisz, Manfennasie? Wszak to ten sam Szrama, przeklęty dunleding, którym wykupiłeś się z orkowej niewoli. Nie pamiętasz już, jak na grzbiecie warga Ahshura, którego pozwolono ci dosiąść, prowadziłeś oślepionych blaskiem słońca orków w kierunku stłoczonych na moście przyjaciół? Ha! Przyjaciół! On nim nie był! Wiem, wiem, doskonale wiem, że gdybyś nie miał w pamięci rodzinnej wioski płonącej po najeździe dzikich ludzi z północy, nigdy nie zdradził byś druhów by uśmiercić jednego znienawidzonego wroga… Nie udało się! Jaka szkoda! Teraz masz okazję by dopiąć swego! Zwracam ci twojego sokoła! Opiekowała się nim bardzo interesująca.. dusza. Powiedział bym wręcz, że osobowość. Pozwolisz jednak, że zachowam ją przy sobie na potrzeby ewentualnej konwersacji i wymiany życiowych doświadczeń.

Avargonis wleciał przez uchyloną okiennicę i ze świstem padł pod nogi Manfennasa. Był całkowicie sztywny, zimny i martwy. Nie zdążył nawet obdarzyć swojego druha spojrzeniem. Jeden z pierścieni czarownika wieńczył niewielki rubin. To właśnie w nim Manfennas dostrzegł coś jakby odbicie sokolego oka a następnie twarz. Była to bardzo znajoma twarz. Twarz starego, przerażonego człowieka. Obraz powoli rozmazał się i zanikł w czerwieni rubinu. Głos czarownika zabrzmiał cicho, spokojnie i hipnotyzująco.

- Zabij Szramę a pozwolę mu odejść…


Betterman 07-03-2010 20:49

Słowa Riviliona wwiercały się w uszy niczym wściekłe, złośliwe owady, ale Szrama niezbyt na nie zważał. Tyle, żeby ruszyć się szybciej, bo jeszcze brzęczące w powietrzu, mogły nadać wydarzeniom pęd, który on niekoniecznie by przetrzymał. A miał rzecz do zrobienia. Uczepił się tej powinności jak tonący tańczącej na falach deski i dał się ponieś, byle tylko znów nie zanurzyć się z głową, nie zachłysnąć.
Spozierając na Narfin spod rozbitej brwi, zbliżał się nie tak ostrożnie i trochę pospieszniej, niżby sobie życzył. Ale uśmiech brał za gwarancję, że, choć napięta jak struna, do szpiku kości strażniczka – to bardziej dla niego niż przeciw. Nie tym razem. Niemal całą uwagę poświęcał własnym stopom, które stawiał z komicznym zaangażowaniem i bez śladu do nich zaufania, a kwestię Riviliona i Manfennasa pozostawiał jej czujności. Raz tylko zerknąwszy w stronę wyjścia, mrugnął do Telia.

Choć może się tylko hobbitowi zdawało, wszak trwać to wszystko miało ledwie mgnienie oka.

Aż nazbyt się chyba w tym marszu rozzuchwalił, bo zaraz zmylił chwiejny krok i poleciał głową wprzód, bardziej przypadkowi chyba niż własnej pamięci zawdzięczając, że nóg nie zostawił za sobą i przebył resztę dystansu szybciej, niżby się ktokolwiek spodziewał, a zamiast na podłodze, zatrzymał się w ramionach zaskoczonej strażniczki.

Ktoś mógłby rzec, mimo okoliczności smutniejszych niż najgorszy sen, że potknięcie Szramy wcale zabawnie i zupełnie dobrze się skończyło... Gdyby nie dłoń w zbyt pewnym na przypadkowy zamachu. Gdyby nie błysk stali w dłoni. Bezwzględne pchnięcie pod żebra...
[ukryj=Avaron;Keth;Viviaen]
zaparło dech i zmroziło krew żyłach. Trzonkiem obróconego niepostrzeżenie w palcach noża. Boleśnie i mocno, ale tępo i wcale nie zabójczo.[/ukryj]
Szrama przytrzymał Narfin w uścisku, jakby upewniając się, że osunie się spokojnie na ziemię. [ukryj=Avaron;Keth;Viviaen]Poczuła bardziej niż usłyszała wysyczane wprost do ucha słowa:
– Czekaj chwili! – ostre jak nóż, ale dziwnie gorące. Jak krew z zaciśniętej na ostrzu pięści.
[/ukryj]
Potem puścił strażniczkę i odwrócił się do Manfennasa i Telia. Może wyczytaliby coś z jego twarzy, ale spojrzenia bezlitośnie przykuwał nóż w mokrej od krwi dłoni i ciemne krople szyderczo kapiące z ostrza na podłogę.

Zak 11-03-2010 20:03

Słowa Riviliona dotkliwie ugodziły Manfennasa. Prawdą było, że Szrama w jego oczach był łajdakiem już z racji swego pochodzenia. Nie potrafił przemóc się do dunledingów, nawet do tych nie mięli nic wspólnego z wojną, która pozbawił go domu i rodziny. Widok sokoła leżącego na ziemi, oraz duszy przyjaciela uwięzionego w magii Rivilona potęgował jego gniew.
Przez te wszystkie lata wierzył, że jego stary druh nie opuścił go po śmierci i podróżuje dalej u jego boku, jako skrzydlaty przyjaciel. Szkoda, że prawda wyszła na jaw w takich okolicznościach. Wiedział, że musi uratować przyjaciela, nie wiedział tylko jak...

Jego opuszczony miecz drgnął, tak jakby mężczyzna toczył wewnętrzny bój. Jakaś część niego mówiła, żeby posłuchać węża, zabić Szramę i uratować swojego przyjaciela. Inna część próbowała go powstrzymać. Skoro zabicie jednego zdrajcy ma wykupić udręczoną duszę to czemu nie? Przecież zasłużył na śmierć...
Opamiętaj się Manfennasie... Nie ufaj słowom żmii bo przesączone są one śmiertelnym jadem... Kim on jest, żeby stawiać cię przed takim wyborem? Nie tobie sądzić o losie Szramy.

Nim zdążył coś powiedzieć Szrama- niby przypadkiem- potknął się wpadając na Narfin. Manfennas spostrzegł delikatny błysk stali, który znikał gdzieś przy ciele strażniczki. Nie chciał uwierzyć w to co się właśnie stało. Wszystko dotarło do niego dopiero, gdy kobieta osunęła się na podłogę a na przeciw niego stanął Szrama z ociekającym krwią sztyletem.

W mężczyźnie coś runęło. Stał chwilę z szeroko otwartymi oczami, które po chwili zmieniły wyraz ukazując czystą nienawiść. Wyciągnął elfi nóż, który ofiarowano mu w Rivendell i z uniesionym krótkim ostrzem ruszył w kierunku Szramy, niby niezgrabnie, pod wpływem furii. Po kilku krokach jednak zatrzymał się nagle i cisnął ostrzem w kierunku Riviliona.

To on był za to wszystko odpowiedzialny. Obiecał sobie, że ujrzy śmierć czarownika, nawet jeżeli będzie to ostatnią rzeczą jaką on ujrzy w swoim życiu. W jego głowie widniał tylko i wyłącznie obraz, na którym zdejmował pierścień Żmiji z jego martwej ręki.
Nie zamierzał przystępować do zdradzieckich gierek gada... zamierzał znaleźć inny sposób na ocalenie Avargonisa, oraz reszty przyjaciół.

Keth 14-03-2010 11:07

- Och nie! - usta czarownika wykrzywiły się w wąskim, ironicznym uśmieszku. Kilka kropli krwi padło na lśniącą podłogę Kucyka, z wolna rysując na niej dziwny, przypominający węża wzór. Z każdym momentem sylwetka Riviliona zdawała się rosnąć a cienie rzucane przez potężne woskowe świece wydłużać. Spojrzał jedynie na Sokolnika, a równocześnie z wyrwaną gwałtownym przeciągiem okiennicą rzucony przezeń nóż skręcił w locie. Przerażony Telio zobaczył błysk wirującego w jego kierunku ostrza...

Makuleke 16-03-2010 19:26

Słowa Żmii, skierowane do Szramy i Manfennasa, dla Brandybucka były zupełnie niezrozumiałe, ale hobbit wyczuł, że stara się on skłócić ich ze sobą. Niestety, w tej sytuacji nie wiedział już, co zrobić. Przez krótką chwilę, kiedy toczyła się rozmowa, Teliamok stał w miejscu, szeroko otwartymi oczami obserwując przebieg wypadków.
A te nagle ruszyły z prędkością zimowego wichru. Ułamek sekundy, kiedy Szrama na chwiejnych nogach zbliżył się do Narfin - jego porozumiewawcze mrugnięcie i chwilę później czerwone lśnienie na dłoniach towarzysza. Naiwny umysł hobbita nie od razu wszystko połączył w całość - dopiero, kiedy Strażniczka upadła przed góralem na kolana, Telio zrozumiał, co się stało.
Chwila tymczasem, rozciągnięta nieznośnie, trwała w bezruchu. Tak przynajmniej widział to Teliamok - nie wiedział czy wcześniej czy później niż zakrwawiony nóż dostrzegł ściągniętą gniewem twarz Sokolnika. Wszystko działo się naraz i mieszało się ze sobą jak w sennej marze. Przecinający powietrze ze wściekłym sykiem pocisk wyrzucony przez Manfennasa zdawał się wirować w miejscu, aż nagle, o wiele za szybko, urok opadł ze sparaliżowanych członków niziołka. Jednocześnie w izbie urosły cienie, zimny podmuch wdarł się przez okno do środka, a stężała wokół złowroga siła przybrała postać elfiego noża, chłodnym refleksem zapowiadającego to co nieuniknione.
Młody Brandybuck, który bez celu wyjechał z domu żeby pokonać trakty bezdroża Północy w niespodziewanej przygodzie, krzyknął i w rozpaczliwym odruchu kuląc się i zasłaniając głowę rękoma.

Keth 24-03-2010 09:46


***

Nóż świsnął tuż koło ucha Telia, zahaczając je lekko i trafił w wiszącą za nim ozdobną tarczę. Prawdę mówiąc, trafniejszym stwierdzeniem było by: nóż wbił się w ścianę, po drodze rozłupując tarczę na dwie części; z których jedna z łoskotem upadła na podłogę. W karczmie zapadła głucha cisza, zakłócana jedynie przez brzęczenie unoszących się powoli w powietrze sztućców, gwoździ i monet...

- Zawsze.. zawsze możecie złożyć mi hołd...

Palona dotykiem Żmii księga syczała z bólu...

***


- Mówiłeś coś Gwilithu? Wyglądasz na strapionego.

- Nie ważne.

- En giliath celeir aen, i sűl eriol, avo estel awartho.

- Dziękuję ci za te słowa. A teraz wybacz, muszę przypilnować końca orszaku.

***

- Elbereth! Dodaj nam sił!

Strażnicy stali w obronnym kręgu, plecami do siebie. Każdy z nich trzymał przed sobą rozpaloną pochodnię. To i ich wiara w siebie było jedyną bronią jaką mogli przeciwstawić napierającej na nich ze wszystkich stron sile. Formujące się z wszechobecnej mgły upiory kurhanów z każdą chwilą stawały się coraz bardziej materialne. Wyciągały kościste łapy, szarpały skraje szat i włosy, zostawiały krwawe rysy na trzymających pochodnie dłoniach...


***

- Dalej! Nie szczędźcie koni!

Avaron z kompanią pędzili na złamanie karku. Nie wiedzieli po co i dlaczego. Do galopu pchało ich straszne przeczucie, którego źródło znajdowało się gdzieś w Bree. Pędzili bo gdy przyjaciele są w potrzebie pędzić trzeba...

***

Przerażony hobbit przedarł się przez zbity kłąb mgły. Przebiegł kilka uliczek słysząc za sobą przyprawiający o dreszcze dziki śmiech. Nawet nie zauważył strzegącego uchylonej furty mężczyzny. Minął go i wypadł na trakt, powoli tracąc resztki tchu. Jego bieg zakończył się równie niespodziewanie jak się zaczął. Potknął się o sterczący korzeń i trzasnął głową w pień przydrożnego drzewa, momentalnie tracąc przytomność.

***

- Dalej łajzy! - Zaryczał potężnej postury easterling, dosiadający godnego siebie wierzchowca. - Kat powiesi nas na hakach i żywcem wypatroszy jeżeli nie będziemy na czas!

***

Skulony w cieniu wschodniej furty stary, wytatuowany od stóp do czubka głowy dunleding szarpał resztki swoich długich, białych włosów. Były tu! Czuł jak wyciągają po niego ręce, wdzierają się do środka głowy i szepczą tuż przy naderwanym uchu! Jedynie ból pozwalał zachować mu przytomność.

- Bracia! Rhylaf, Brada, Yere! Gdzie jesteście bracia! Oszukał nas! Czarownik nas oszukał!

***


Jadący na czele ciężkozbrojny Numenorejczyk nie powiedział nic. Każdy z jego podkomendnych robił dokładnie to, co należy. Tupot ich koni i towarzysząca im złowroga aura płoszyła wszystko żywe, co mogło stanąć na ich drodze. Dobrze!

***

Wielki, chociaż wciąż bardzo młody, orzeł krążył nad Starym Lasem. Jaki wiatr zaprowadził go tak daleko od jego gniazda w Górach Mglistych, nie wiadomo. Może była to zwykła żądza przygód, może coś więcej. Z przestrachem, ale i fascynacją obserwował co też dzieje się w tych dzikich krainach. Zastanawiał się nawet czy nie obniżyć lotu, by zapytać któregoś ze swoich mniejszych kuzynów dlaczego, na Manwego, całe Śródziemie zmierza do tej małej ludzkiej osady...

Betterman 24-03-2010 13:34

Może z racji wagi, może przez pamięć rąk, które go wykuły i tych, które nim władały, czy wreszcie wciąż zaciśniętą na rękojeści, zbyt drobną - zdałoby się - dłoń, miecz Galdora nie uniósł się z podłogi razem z metalową drobnicą. Zaraz jednak z pomocą pospieszył Szrama. Przyklęknął i, puściwszy swój nóż, ostrożnie wyjął elfią broń z nieruchomych palców Narfin.

Krwawe ślady jego prawej dłoni brutalnie uzmysławiały, jak umiejętnie musiał swoim niepozornym ostrzem dźgnąć strażniczkę. Gdzieś w głębi może rodziło się przykre pytanie: jak wiele ćwiczył? A nasuwająca się odpowiedź, choć z gruntu oczywista, zmroziłaby każdego, kto spędził ze Szramą noc pod tymi samymi gwiazdami.

Ale gdyby tajemnym sposobem wejrzał do jego wnętrza, poznałby, że takiego pchnięcia Szrama nie zadał jeszcze nigdy.

Oparł klingę na lewej dłoni, odwrócił się i trzymając miecz przed sobą niczym drogocenny dar (którym byłby w istocie), ruszył w stronę Białej Żmii Umbaru.

Zak 28-03-2010 19:41

-Opanuj się głupcze!- pomyślał widząc co o mały włos mogło się stać, przez jego gwałtowność. Nie mógłby zdzierżyć, gdyby na jego sumieniu pojawiła się także wina za śmierć małego przyjaciela. Szczęśliwie hobbit uniknął śmierci.

Jednak niebezpieczeństwo wcale nie było zażegnane... wręcz przeciwnie. Oto zbliżał się koniec rozmów i czekania na propozycję układu. Chyba każdy zdawał sobie sprawę, że czarownik nie zamierzał stać bezczynnie w nieskończoność.
Wtem zobaczył Szramę ruszającego z mieczem Galdora w dłoni na Żmiję.
-Jaki fortel uknułeś stary lisie? Raz z nami, raz z nim...

Manfennas postanowił zaryzykować, podniósł swoją klingę i ruszył za mężczyzną wprost na Riviliona.
Oto rohirrim i dunlending razem kroczą naprzeciw wielkiego zła.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:50.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172