Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-04-2010, 18:31   #401
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Narfin zupełnie nie zastanawiając się nad tym, co robi - zbyt zaskoczona, by pomyśleć nad inną reakcją, złapała przewracającego się Szramę.

Chwilę później powietrze z płuc wydarł jej niespodziewany cios, z zaskakującą siłą zadany... czuła, jak rozchodzi się promieniście pod żebrami, paraliżuje i płynąc gorącą, pulsującą wraz z krwią falą, obezwładnia całe jej ciało. Poczuła jeszcze tylko, jak silne ramiona mężczyzny przytrzymują ją i układają miękko na ziemi. Jego oczy intensywnie wpatrzone w jej, usilnie domagały się zrozumienia, usta coś wyszeptały... i Strażniczkę zalała fala ciemności.

Nagły huk przywrócił Narfin do przytomności. Nie wiedziała, co się dzieje ani ile czasu minęło. Z niejaką ulgą stwierdziła, że żyje i to miejsce, w którym się znajdowali, nadal istnieje. Spróbowała na próbę poruszyć palcami u rąk, z ulgą czując, że nie wypuściła miecza.

Więc jest jeszcze nadzieja...

Myśl jak błyskawica przecięła jej umysł i znikła, zastąpiona nagłym przerażeniem, gdy poczuła inne palce na swoich. Podniosła zdumione spojrzenie i napotkała znów te oczy, jakby czas stanął w miejscu i czekał, aż się ocknie. Bren leciutko, niemal niedostrzegalnie pokręcił głową, gdy wyjmował miecz z jej zdrętwiałej dłoni. Ona w odpowiedzi mogła tylko równie lekko skinąć głową...

Ufam Ci, Brenie. Nie zawiedź mnie... Nie zawiedź całego Śródziemia...

Spod półprzymkniętych powiek przyglądała się, jak Szrama opiera klingę na lewym ramieniu i jak trofeum niesie ku Rivilionowi. Po chwili Mafennas również ruszył w kierunku czarownika. Narfin zorientowała się, że ma tylko sztylet ukryty w cholewie, z którego i tak w takim stanie niewiele będzie miała pożytku. Musi szybko zebrać siły. Skoncentrowała się na oddychaniu. Szło jej troszeczkę łatwiej, ból, choć natarczywy, można było znieść. Najwyraźniej zniosła cios lepiej, niż jej się na początku wydawało. Dobrze. Musi być gotowa na to, co się teraz wydarzy... a przynajmniej musi spróbować pomóc przyjaciołom. Musi być silna. Musi...

Dla Ciebie, bracie...
 
Viviaen jest offline  
Stary 01-04-2010, 22:51   #402
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Czarownik zerknął na drzwi, wyraźnie czymś zaniepokojony, a następnie widząc poczynania mężczyzn z rozbawieniem rozłożył ramiona na boki. Wysunął przy tym z rękawów białe jak kreda, wychudłe, acz wciąż silne przedramiona. Sztućce, gwoździe i monety groźnie zaszumiały.

- Myślisz, że mnie oszukasz? Mnie! Szramo, Szramo.. przejrzałem cię od pierwszej chwili głupcze! Zły to pies, który chce pokąsać swego pana! Podejdź no, jeżeli tylko zdołasz.

Rivilion zaatakował wraz z pierwszym krokiem Szramy. To na nim swoją furię skupiła przypominająca rój komarów metalowa chmura, chociaż nielicho dostało się też pozostałym. Teraz nie było już odwrotu. Żelastwo haratało ich skóry, twarze i dłonie, przysparzając bólu jakiego nie znieśli by pierwsi lepsi śmiałkowie. Jednak przed Rivilionem nie stali pierwsi lepsi ludzie i pierwszy lepszy hobbit! Stali przed nim bohaterowie, których sam stworzył. W trakcie ostatnich przygód na pewno przywykli do dwóch rzeczy. Bólu i walki. Bren i Manfennas uparcie szli do przodu, zostawiając za sobą coraz większy krwawy ślad.

- Nie zrobisz tego ani teraz, ani za tysiąc lat! Rozkazuje wam: stać! - Te słowa osadziły ich w miejscu, jednak nie byli sami w tym boju. W końcu Szrama dzierżył żądny krwi i pomsty miecz Galdora. Ten wręcz wyrywał się, by zadać ostateczny cios, przy okazji ciągnąć za sobą półprzytomnego już mężczyznę. Runy, którymi pokryte było ostrze przez moment zabłysnęły czerwoną poświatą.


- NIE! Nie! Niee... - Ostatnie słowo przeszło w cichnący syk, gdy broń ugodziła go prosto w gnijące serce... Ten, który odpowiadał za ich wszystkie krzywdy konał u ich stóp niczym zwykły, najzwyklejszy śmiertelnik. Konał w milczeniu, bez zbędnego bólu czy zawodzenia. Powoli zamknął powieki i zacisnął zakończoną długimi paznokciami rękę na oprawie odzyskującej kolor księgi...

***
ŁUP!

[media]http://boxstr.net/files/6432013_9eeqn/li.mp3[/media]

Czarownik konał, a obraz rozwiewał się niczym dym. Dym ten pachniał znajomo i całkiem swojsko, niczym ziele z Południowej Ćwiartki Shire. Przeplatał się z jeszcze inną wonią. Wonią kurczaka z Butterburowej kolacji, którą suto zastawione były wszystkie stoły.


Łup!

- Wyśmienita historia mości Kapeluszniku! - zawołał gospodarz i dziarsko klepnął zaspanego Szramę w plecy. - Patrzcie na tego! Całkiem zdaje się zapomniał o prawdziwym świecie! Kolacja dla wszystkich na koszt Tedda Butterbura! Jak żyje takich dziwów dawno u nas nie było!

ŁUP!!

Narfin drgnęła niczym oparzona. Cóż za niedorzeczna historia! Przecież właśnie w Kucyku miała spotkać się z Borandem. Nic tylko patrzyć, aż otworzą się drzwi i wejdzie jej brat, uśmiechnięty jak zwykle! I skąd Orendil wiedział takie rzeczy!

Ani Telio, ani Manfennas, ani żaden inny z licznych, występujących w opowieści gości karczmy nie był w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Wielu z nich posyłało Kapelusznikowi zdziwione spojrzenia, ten zaś odpowiadał na nie jedynie zagadkowym uśmiechem, gdy wstawał z krzesła, wyraźnie szykując się do dalszej drogi...
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 02-04-2010 o 10:13.
Keth jest offline  
Stary 05-04-2010, 15:09   #403
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Szrama bywał bliski śmierci – ostatnio nawet jakby częściej – ale nigdy jeszcze nie umierał. Przez długi czas niezbyt zajmował go ten problem, nie teoretycznie. Może pamiętał opowiastki z wczesnego dzieciństwa. Fragmenty z ksiąg Trevana, karczemne porzekadła i gadanie Ślepej Yrty z Karkołomnego Zaułka.

Na pewno... spodziewał się czegoś innego.

Kiszki zacisnęły się nagle w węzeł, którego żadną siłą rozsupłać by się nie dało, tylko pełną michą. I to nie byle jaką.

Pojawił się ból. Był właściwie oczywisty, ale jego natura zaskoczyła. Niezbyt natarczywy, choć narastający. Dziwnie... ulokowany. Związany z... twardą, drewnianą powierzchnią. Zydla.

Ciężka dłoń przeniosła Szramę na nowy poziom zdziwienia, choć – czego w gruncie rzeczy zaraz pożałował – nie odebrała wcześniejszych doznań. Zyskały na wyrazistości. I zaczynały naprawdę doskwierać. A Szrama miał pilniejsze sprawy.

Poszukał na szerokiej, kosmatej piersi rozchełstanej nieporządnie koszuli. Poszarzałej i bezkształtnej od codziennego noszenia i wielokrotnego prania. Popatrzył na chude dłonie, nie raz zlane krwią – czy to cudzą, czy własną – częściej jednak potem. Duże, mocne i żylaste. Poprawił nimi bezlitośnie wytartą, na ciemny brąz wyprawioną kurtkę, której poły zwieszały się z chudych, przygarbionych ramion aż do desek, bo na niewiele zydla (a i tak już żałował, że aż tyle) między nim a podłogą było miejsca. Podkurczył długie, wyciągnięte dotąd nogi w ponad pojęcie znoszonych portkach z grubego ciemnego płótna, tak że kolana sięgnęły wysokości ramion. Stopy w nijak do postrzępionych nogawek niepasujących, wcale porządnych butach o grubych zelówkach i twardych obcasach, zaparł w podłogę i tak na trzy zgięty, popatrzył na Starego Dziwaka wzrokiem ostrym, choć jeszcze tliło się w nim wspomnienie dziwniejszych od starca snów a pewnie i pamięć butterburowego gąsiorka.

I skoro tylko stary wstał, wyprostował się Szrama niczym sprężyna, aż siedzący tuż obok pan Ligment, pisnąwszy przeraźliwie, stoczył się z krzesła jakby w szramowy mechanizm wprawiony, a stateczny karczmarz odskoczył w tył zwinniej od elfa.

ŁUP!

Szrama zaś, zrywając się tak karygodnie, zacisnął mocną dłoń na krótkiej nóżce zydla, wyszarpnął przykry sprzęt spod siebie płynnym ruchem i z potężnego zamachu, zanim się ktokolwiek w jego zamiarach rozeznał, posłał szykującemu się do dalszej drogi...

Nie chciałeś miecza? Spróbuj tego!

Łup?
 
Betterman jest offline  
Stary 19-04-2010, 00:46   #404
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Ból, którego jeszcze przed paroma miesiącami nie potrafiłby sobie wyobrazić... nagle znikł. Tak po prostu, jakby był tylko złym snem czy poranną mżawką. Niezwykły czar gawędy starca prysł i Telio nagle rozejrzał się skonfundowany po przesłoniętej dymem z fajki izbie, w której jeszcze przed chwilą rozlała się krew i hulał mroczny wiatr... Zobaczył pomiędzy gośćmi znajome, choć może mu się tylko wydawało, twarze – ludzi, hobbitów, krasnoluda.
„Co też ja sobie myślę? Ja – podróżnikiem gdzieś po dzikich ostępach? Ale co tam, jak kto dobrze opowiada to i nie w takie cuda można uwierzyć...” - pomyślał Brandybuck, wróciwszy na chwilę do prawdziwego świata. Jednak rozwiewająca się z dymem historia przyzywała dalej i prosiła o dalszy ciąg, o ostatnie słowa o tym, jak wszyscy dożyli w szczęściu i spokoju swoich dni. Telio już miał wstać, już na usta cisnęły mu się słowa, które za młodu tak często padały przy kominku albo w ogrodowej altanie, kiedy noc pochłaniała cały świat oprócz tego utkanego z barwnych słów bajarza:

- I co było dalej? Co się stało z Teliamokiem i całą drużyną? Panie Orendilu, powiedzcie jeszcze choć parę zdań, prosimy.

Szybszy jednak okazał się człowiek w wytartej kurcie, z blizną biegnącą przez pół twarzy - jeśli wierzyć słowom czarodzieja - zwany Szramą. I w tym momencie na niziołka spłynęła mrożąca krew w żyłach, paraliżująca myśl, która zatrzymała go w pół ruchu, z uniesioną w górę ręką.

„A co, jeżeli...?”
 
Makuleke jest offline  
Stary 20-04-2010, 22:30   #405
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Przerażający ból przeszywał każdy centymetr ciała Sokolnika. Czuł jak spływa po nim krew jednak dalej parł do przodu, przezwyciężając paraliżujące uczucie na całym ciele. Skoro miał umrzeć, nie chociaż pociągnie za sobą tą bestie. Nie zginie na marne!

I nagle, kiedy tylko wydawało się, że to koniec, że Szrama pozbawił żmiję życia... wszystko zawirowało. Mgła zasłoniła oczy mężczyzny, którego nos zaczął wyczuwać znajome zapachy. Zapachy, za którymi tak bardzo tęsknił. Zamknął na chwilę oczy, a gdy je ponownie otworzył ukazały mu się zastawione stoły i znajoma twarz gospodarza karczmy, wesoło obwieszczającego darmową kolację.

-Czy to możliwe?- pomyślał- Czy to wszystko było tylko marą, snem, grą kapelusznika?

Zdziwiony Manfennas spojrzał na Orendila, jednak ten odpowiedział tylko delikatnym uśmiechem i wstał, szykując się do dalszej drogi.

JAK TO?!

Cały czas nie mógł w to uwierzyć. Wszyscy ci ludzi, bóle, tragiczne chwile, przebyte kilometry były tylko fikcją? Skąd starzec mógł zatem wiedzieć o Avargonisie? O jego prawdziwym pochodzeniu?
A może to kolejna sztuczka?!
Widać Szrama podzielał jego obawy.

Dla spokoju sumienia i wszelkiej gotowości Sokolnik przeniósł się na środek sali, trzymając dłoń na rękojeści miecza... niby dla podparcia.
 
Zak jest offline  
Stary 21-04-2010, 08:43   #406
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Już wszystko szło jak najlepiej, o ile w tych ponurych okolicznościach "lepsze" było adekwatnym określeniem... Narfin jakimś cudem udało się zapanować nad ciałem i teraz spod półprzymkniętych powiek obserwowała poczynania Szramy i Mafennasa. Słodka Elbereth, uda mu się... Powoli sięgając ręką po sztylet, modliła się bezgłośnie za każdy kolejny krok obu mężczyzn.
Gdy już pozwoliła sobie na nadzieję, ta została jej brutalnie odebrana, gdy Rivilion zdecydował się zaatakować.

- Myślisz, że mnie oszukasz? Mnie! Szramo, Szramo.. przejrzałem cię od pierwszej chwili głupcze! Zły to pies, który chce pokąsać swego pana! Podejdź no, jeżeli tylko zdołasz.

Szarpnęła się, jednym ruchem łąpiąc sztylet i próbując poderwać się na nogi, jednak nie zdążyła wstać, gdy na wszystkich posypał się deszcz żelastwa. Co prawda, większość została rzucona wprost w Brena, jednak i oni nieźle oberwali. Kobieta skuliła się chroniąc głowę i niemal upuściła sztylet, gdy jeden z pocisków niefortunnie zrykoszetował trafiając ją wprost w obolały bok. Czuła, jak łzy napływają jej do oczu. Z bólu, z bezsilnej złości, z żalu...

I wtedy znów odezwał się Żmija a w jego głosie pobrzmiewał... strach? Czyżby ten potężny czarnoksiężnik bał się Szramy? Czy też może bał się miecza, który ten dzierżył? Podniosła głowę akurat w momencie, w którym miecz wyrwał się do przodu, przebijając serce Riviliona. Zamknęła oczy, dziękując Eru za tę łaskę... i otworzyła je szeroko czując znajomy zapach. Pierwszą nowością był brak bólu, towarzyszącego jej od tygodni. Rozejrzała się i aż podskoczyła na zbyt nieoczekowany widok. To nadal był "Kucyk", jednak nie taki, jakiego się spodziewała. Może majaczy...? Byli tam wszyscy. Bren, Mafennas, Telio Bren? Mafennas? Telio? i wielu innych gości, w tym Orendil. Orendil? Miała niejasne wrażenie, że zaraz powinien się zjawić Borand. Tyle, że coś tu nie grało a ona nie mogła skojarzyć, co...

Jej uwagę przykuł Ted Butterbur, chwalący Kapelusznika za opowieść i klepiący Szrmę w ramię. Wątpliwości nabierały mocy. Wiedziała, że jest coś, co musi sobie przypomnieć, ale pamięć ją zawodziła. I wtedy karczmarz zaprosił wszystkich na darmową kolację. Ted. Butterbur. Z "Rozbrykanego Kucyka". Na darmową kolację...

Wszystkie trybiki wskoczyły na odpowiednie miejsca, zwinnie, niczym Szrama, który właśnie się podrywał z miejsca. Złapała w końcu tę myśl. Przecież ze Szramą, Mafennasem, Teliem i resztą drużyny spotkała się na szlaku. Nigdy nie spotkali się w Bree, a już na pewno nie spotkała nigdy Orendila...

Każda żmija ma jad na języku...

Ciało zareagowało szybciej, niż umysł. W momencie, w którym Bren cisnął zydlem w Żmiję, ona już stała ze sztyletem gotowym do rzutu. Jak się okazało, nie tylko ona. Kątem oka dostrzegła Telia zastygłego z na wpół uniesioną ręką, którego najwyraźniej opadły jakieś wątpliwości i już stojącego Mafennasa, nonszalancko wspierającego dłoń na rękojeści miecza. Na ten widok Narfin uśmiechnęła się tym znajomym, krzywym uśmiechem, a w jej oczach zamigotały zielone iskierki dumy. Stawała do ostatniego boju z godnymi towarzyszami. W całym Śródziemiu nie było lepszych...

Skierowała wzrok z powrotem w miejsce, gdzie zydel właśnie powinien spotkać się z czarownikiem, wypatrując okazji do rzutu.
 
Viviaen jest offline  
Stary 23-04-2010, 11:32   #407
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Orendil opadł na deski podłogi jęcząc z bólu. Cisza zapadła w gospodzie, jedynie trzask polan w kominku zdawał się ją przerywać, lecz po chwili i on przygasł i zamikł. Ciemniej się zrobiło i duszniej jakby. Twarze gości w dziwacznie przygaszonym świetle zdawały się być blade i pozbawione życia. ŁUP! Wszyscy skrzywili się słysząc ten dźwięk. Jeszcze ciemniej się zrobiło, powietrze stało się zimne i zarazem ciężkie jakby wprost z wnętrza grobowca. ŁUP! Z sykiem zgasł ogień w palenisku, od zupełnej ciemności broniły ich jedynie wątłe płomyki świec. Oblicza biesiadników powykrzywiane w paskudnych grymasach zaczęły złowrogo łypać na Szramę i resztę drużyny. ŁUP! Między odmienionymi gośćmi pojawiła się zamaskowana sylwetka...

***

Postać wyłoniła się zza Szramy pociągając go silnie za ramię do tyłu, tak że ten omal się nie przewrócił, po czym stając mu na drodze do niepodnoszącym się jeszcze z drewnianej podłogi i nadal zaskoczonego wszystkim, Orendilem. Znajdując się w cieniu pomiędzy olejnymi lampami Rozbrykanego Kucyka, oraz skrywając twarz pod czarnym kapturem utrudniała wszystkim przyjrzenie się swojemu obliczu. Ciemny kaftan, bure bryczesy, a sama postać szczuplejsza choć wyższa od samego Szramy.


Postać gestem ręki powstrzymała Butterbura i jeszcze paru, którzy mniej, lub bardziej skwapliwie ruszali wesprzeć oberżystę w eksmisji napastnika Orendila, po czy zwróciła się w stronę samego winnego. W karczmie zaległa cisza, jakby wszyscy wyczekiwali aż postać powie coś , lub zrobi. Przez parę długich momentów nic jednak takiego nie następowało. Za to na zewnątrz karczmy dało się słyszeć przeciągłe rżenie. Z początku zwyczajne i niecierpliwe, ale potem robiło się coraz bardziej przeciągłe i wręcz zawodzące. Pełne złego żalu i żądzy wymierzenia sprawiedliwości.
- Szramo...
Postać uniosła odrobinę głowę, by spojrzeć na mężczyznę. A spojrzenie to było stalowe niczym brzytwa i bezwzględne niczym wyrok, który Szrama usłyszał tak dawno temu.


Teraz już przynajmniej część biesiadników nie miała wątpliwości co do tożsamości nieznajomego.
- Pamiętasz mnie Szramo? Ty, który z taką łatwością lawirujesz między towarzyszami, trzymając z silniejszymi, a zostawiając potrzebujących na łasce i niełasce wroga? Ty który uratowawszy mi życie u brodu Bruinen, rzuciłeś je góralom, by ratować własne?
- A ty piękna strażniczko? - odwrócił nagle głowę do Narfin – Cios łaski to tak wiele? Oszczędzić towarzyszowi cierpień i schwytania przez nieprzyjaciela gdy odwagi na pomoc braknie... Oczywiście, że wiele – parsknął smutno, po czym uśmiechnął się okrutnie - Bratu przecież też go nie okazałaś...
Teraz mężczyzna całkiem odrzucił kaptur z płowych włosów, które w paru miejscach posiwiały od momentu gdy widzieli go po raz ostatni. W intuicyjnie tylko widocznym cieniu twarzy, malował się nieustający ból.
- A jednak po tym jak wbiłem nóż w szyję mojej ukochanej przyjaciółki i koszmarze bestialskich tortur, który nastąpiły później, a które wracają przed moje oczy ilekroć je zamknę, na sam koniec... oszczędzono mnie.
Omiótł całe otaczające go towarzystwo uważnym spojrzeniem.
- Bym słowem i stalą dał świadectwo waszej zdrady! - To rzekłszy szybkim ruchem chwycił spoczywającą do tej pory na jego plecach piękną glewię i zamachnął nią niezwykle zręcznie wokół siebie i Orendila powodując, że wszyscy w zasięgu dwóch metrów, łącznie ze Szramą i Manfennasem musieli uskoczyć do tyłu. Parę płomieni lamp zamigotało od podmuchu, a rżenie na zewnątrz umilkło. W oczach mężczyzny nie było wahania, ani strachu. Tylko zdecydowanie i nieugięta wola podjęcia nierównej walki, jakiej nie powstydził by się sam Eorl.
- Żmija sączy plugawość w wasze serca, a wy się jej poddajecie łaknąc krwi własnych druhów! - warknął do Teliamoka i sokolnika – Oni – wskazał na strażniczkę i Szramę – przelali już bratnią krew. Wy... zaklinam was byście się opamiętali póki to możliwe. Inaczej zginiecie. Wy, albo ja. Nie ma innej drogi.

***

ŁUP!!
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 26-04-2010 o 12:22.
Keth jest offline  
Stary 26-04-2010, 19:50   #408
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Narfin nie zamierzała się zastanawiać zbyt długo. Czuła, tak jak i wszyscy obecni, że atmosfera znów się zmienia. Była teraz bardziej odpowiednia dla grobowca, nie dla karczmy. Źle to im wróżyło. Świadczyło o tym, że czarownik w jakiś sposób odzyskuje siły... Nagły podmuch zgasił ogień w palenisku do cna rozwiewając również utkany miraż. Nagle zamiast roześmianych gości otaczały ich złowrogie postacie, do których dołączyła jeszcze jedna, skupiając całą uwagę na Szramie. Trzeba się spieszyć...

Strażniczka zmrużyła oczy, szacując odległość i określając dokładny cel. Wiedziała, że szansę ma tylko jedną. Jeśli teraz nie trafi, więcej okazji do rzutu nie będzie. Rozluźniła się na chwilę i opuściła rękę uspokajając oddech.

Ten właśnie moment wybrał nieznajomy, aby przemówić. "Szramo..." Jedno krótkie słowo a tyle bólu... Rozpoznała ten głos. Był stłumiony i jakby sztuczny, lecz bez wątpienia należał do ich niegdysiejszego kompana. Zamrugała, pozbywając się niechcianych łez. Wiedziała, że Haerthe jest teraz marionetką i jedynym ratunkiem dla niego będzie zabicie pociągającego za sznurki...

Nawet nie drgnęła, gdy rohirrim po dramatycznej przemowie zamachnął się glewią, jednoznacznie stając w obronie ich wspólnego wroga. Nie czekała też aż skończy mówić. Wzięła głęboki oddech i upewniwszy się, że Orendil nadal leży tak, jak to zapamiętała, posłała śmiercionośne ostrze wprost w świetlisty punkcik - płomyczek kaganka, odbijający się w lewym oku Żmii...


ŁUP!!!
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 26-04-2010 o 20:16.
Viviaen jest offline  
Stary 03-05-2010, 13:56   #409
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Chylę czoła. - Szrama skłonił się płytko i ponad wszelką wątpliwość urągliwie. - Niewielu zawracało sobie dupę oskarżeniami. A wyrokowali zwykle z taką łatwością... - Popatrzył ni to pogardliwie ni groźnie po widmowym w mroku gospody tłumie.
- Nie trzymałem z nikim, bo nikt nigdy ze mną trzymać nie chciał. Ale nie byłem ci wrogiem. I nie wiem, com ci winien... Bacz, bo chociaż nie winien, mogę oddać, com nie tobie dłużny... - mówił, nie zatrzymując spojrzenia na dawnym towarzyszu wyprawy, ale wodząc nim po karczmie. Nie wszystko rozumiał. Nie wszystkiego nawet się domyślał. Nie wszystko umiał zlepić w jedną sensowną całość. Ale ciskając zydlem, zdecydował. Wybrał odpowiedzi. Niezbyt miłe. Raczej gorzkie, najbardziej dlań naturalne. Teraz przekonywał się o ich słuszności. Na potwierdzenie potrzebował jeszcze jednego: błysku złotych okładzin. Księga musiała gdzieś tam być. Może w fałdach płaszcza powalonego na deski dziadygi? Może w tłustych, zawsze przed Szramą zawartych okładkach butterburowego rejestru dłużników? Niepozorna lecz wyzywająca jak roztaczająca egzotyczne wonie, wykwintna kurwa owinięta skromnym płaszczem. Zawsze wiedział, kiedy zejść z drogi, żeby nie przekreślić uznanej dyskrecji opiekuna, nie spotkać się bliżej z pałką i ciężkim buciorem. Zawsze poznał. Radził sobie, ho ho, wcale niezgorzej. Kiedyś. Gdzieś indziej.

- Nie obracam mieczem sprawnie, bo takim jak ja częściej przychodzi stawać po drugiej stronie jelca - mówił cicho i spokojnie, uparcie błądząc oczyma po karczmie, a każde słowo dźwięczało w zimnym powietrzu głębokim żalem. - Częściej sprzątać po koniu, niż go dosiadać...

"Gdzie ta cholerna księga... Ukrył ją, ale zostawić nie mógł... Zamaskował... Długouchy też ją schował... A znalazłem... i teraz też znajdę, przeklętą. Dosyć już..."

- Nie szepnąłem strażniczce na ucho, że idą. Mało brakło, żebym ze swojego konia zleciał, twojego miałem za uzdę prowadzić?

"A niech cie szlag, koński chwoście! Nie możesz się spłaty doczekać? Tak ci, tfu, do odsetek spieszno..."
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 03-05-2010 o 14:04.
Betterman jest offline  
Stary 08-05-2010, 15:26   #410
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Słowa byłego towarzysza zamurowały Sokolnika. Już samo jego pojawienie się ugodziło mężczyznę. Ile jeszcze forteli zastosuje Żmija, żeby złamać wolę towarzyszy. Jak bardzo chce ich skołatać, aby móc w końcu zadać ostatni cios?

-Nie przeleję krwi przyjaciół- odezwał się w końcu- Tak jak oni tego nie chcieli tak ja się tego wystrzegam teraz. Zostało już tylko jedno gardło z którego trzeba spuścić czerwieni.

Wiedział, że Rivilion odzyskuje siły, świadczyła o tym nagła zmiana jaka nastąpiła przed chwilą w karczmie. Nie wiedział jednak zupełnie jak wywabić węża z kryjówki, nie wiedział jak go osłabić, aby w końcu zadać ostatni cios. Musiał zdać się na Narfin i Szramę. Będzie dla nich wsparciem- tyle może zrobić.

Pokaż się... Zakończmy to w końcu!
 
Zak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172