Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2010, 12:35   #411
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Wyrzucone przez Narfin ostrze pomknęło dokładnie tam, gdzie miało pomknąć. Prosto w oczodół podnoszącego się z ziemi Orendila. Nie można było nie trafić. Sztylet wniknął, dosłownie wniknął w twarz postaci i wbił się w drewnianą posadzkę. Sylwetka Orendila rozwiała się, niczym przepędzona wiatrem mgła. To samo spotkało przywołanego z zaświatów Haerthe…

ŁUP!

Iluzja ustąpiła. Rozpadła się na tysiące kawałków, odsłaniając poprzedni widok, razem z wygodnie siedzącym na jednym z dębowych krzeseł Rivilionie. Ten uniósł lekko brew i spojrzał w kierunku drzwi…

ŁUP!

… a drzwi ustąpiły pod naporem ciężkiego bojowego młota. Ukazała się w nich zakuta w zbroję postać.



- Elfom Trzy Pierścienie, w zielonej krainie… Ich potęga dla Żmii, której serce gnije…- zawołał zniekształconym przez hełm głosem Kat - Pięknie to sobie zaplanowałeś Żmijo!

- Avnar… - dźwięk ten przypominał złowieszczy syk, szykującego się do ataku węża

- Istotnie! Uczeń przyszedł po głowę swego parszywego mistrza! Myślałeś, że cały ten czas będę posłusznie uganiał się za bandą obdartusów, kiedy ty bezkarnie zgarniesz całą stawkę?

- Doprawdy.. rozczarowujesz mnie, mój drogi studencie. Myślałem, że masz większy potencjał… ale cóż, skoro nie chcesz bym podzielił się z tobą tajemnicą wiecznego życia, możemy chociaż porozmawiać o twojej rychłej śmierci. – Rivilion powstał z wolna z miejsca i posłał mężczyźnie obrzydliwie słodki uśmiech.

- Nigdy nie miałeś zamiaru niczym się ze mną dzielić. Nie próżnowałem w drodze. Zasięgnąłem informacji o księdze na której tak ci zależało. Nie ma w niej ani słowa o wiecznym życiu. Taaak… - Głos spod hełmu zmienił natężenie i wyraźnie przyspieszył. Mężczyzna zbliżał się do czarownika, coraz wyżej unosząc młot. - To zwykły traktat o pierścieniach mocy, który zawiera wskazówki dzięki którym można znaleźć miejsce pochówku pierwszego z Nazguli. Nigdy nie było żadnej tajemnicy! Był tylko pierścień śmiertelników, którego niewolnikiem chciałeś zostać!

- Skoro tak mówisz… - nagle najzwyczajniej w świecie Rivilion rozdwoił się. Obie postacie sięgnęły po krótkie, zakrzywione sztylety. Obie też, przy dźwięku rozbitych szyb i zwolnionych cięciw, przebiły na wylot wystrzelone z miniaturowych kusz pociski. Narfin wydawało się, że przez mgnienie oka dostrzegła w oknie gębę jednego z towarzyszących Avnarowi zabójców. Postacie rozmyły się zupełnie tak jak Orendil, a młot Kata bez oporu przeciął powietrze. Po Rivilionie została tylko czerniejąca księga.

- Chwała Jedynemu, nie zdążyłem nauczyć cię wszystkiego. – rozległo się ze wszystkich stron karczmy

- Niech cię szlag, zawszony szakalu!

- Na koniec przyjmij ode mnie tylko tę jedną radę – kontynuował niezrażony głos. – Bierz nogi za pas! I to jak najszybciej! Pierworodni są tuż, tuż. Tylko nie myśl, że mówię to bezinteresownie. Uciekając, odciągniesz ode mnie pościg… Powodzenia, Kacie!

- ARRRGHT!! Dorwę cię i obedrę ze skóry!

Przez wybite wcześniej okno wpadł jeden ze strzelców. Z jego brzucha sterczała ozdobna rękojeść wykonanego przez elfów miecza. Magiczne runy zalśniły na chwilę, by zgasnąć wraz z uchodzącym z Cadhila życiem. Przy drugim oknie zamajacz yły sylwetki dwóch walczących ze sobą mężczyzn. Rozległ się szczęk żelaza i ciche, przypominające westchnienie zawołanie – O Elbereth…

Okuty w starożytną zbroję Avnar zatoczył młynka swoim ogromnym młotem i ruszył w kierunku wybitych drzwi, akurat wtedy, kiedy pojawił się w nich odziany w zielony płaszcz mężczyzna. Dunedain nie zdążył uskoczyć przed śmiercionośną bronią. - Krew dla Jedynego! Zwycięstwo dla sług! Z drogi psie syny! – Zawołał Numenorejczyk, przekraczając próg karczmy.
 
Keth jest offline  
Stary 23-08-2010, 19:21   #412
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
W jednej chwili wszystko się rozpłynęło. Orendil, w którego poszybowało ostrze, Haerthe przybyły zza światów... Gra Żmii była coraz okrutniejsza i bardziej zawiła. Widok zmarłego towarzysza, przyzwanego ze spoczynku zostawiła na Sokolniku pewien ucisk. Nie wiedział co ma zrobić, co oni wszyscy mają zrobić, aby pozbyć się czarownika, lub odebrać mu tą przeklętą księgę.

Siedzący na krześle Rivilion zachowywał się irytująco spokojnie. Tak jakby nudziła go już bezradność towarzyszy. Wyglądało na to, że jest przygotowany na wszystko, jednak musiał się kiedyś zmęczyć i to okazać.
Jego wzrok powędrował na drzwi, przez które wparował okuty w pełną zbroję mężczyzna z młotem w ręku, którym roztrzaskał całą futrynę.

Czyżby kolejna iluzja?

Żmija i przybysz wdali się w dyskusję o księdze, przez którą rozpętało się to piekło. W końcu Avnar ruszył na swojego mistrza, jednak cios młotem trafił jedynie w powietrze. Głos Riviliona rozległ się po karczmie. Manfennasowi utkwiło w głowie jedno zdanie. „Pierworodni są tuż, tuż.”
Czyżby chodziło mu o Elfy? Jeżeli tak, nie można było pozwolić na to, aby pognali za Avnarem, zostawiając ich tu samych.

Sięgnął ręką do torby i wymacał w niej szklaną butelkę, którą wyciągnął. Była pełna ledwie w połowie jednak musiało to wystarczyć. Rozbił ją na stole przykrytym starą szmatą, pełniącą funkcję obrusu, a następnie cisnął szmatę na drewno przy kominku. Najszybciej jak mógł chwycił jedną ze smutnych świec, dających nikłe światło w karczmie i zajął mokrą szmatę płomieniem.

-”Zachciało ci się iluzji? Teraz będziesz musiał się pokazać!”

Miał nadzieję, że płomień szybko obejmie dach, co będzie znakiem dla nadciągających posiłków o których mówił Galdor niedługo przed tragedią.
 
Zak jest offline  
Stary 24-08-2010, 07:46   #413
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Narfin wpatrywała się z napięciem w rzycony sztylet, spodziewając się jeszcze jakichś sztuczek, których nie było. Stało się dokładnie to, co się stać miało. Iluzja rozwiała się, a broń z głuchym stukiem wbiła się w drewniane klepki podłogi. Kobiecie dopiero teraz przemknęło przez myśl, jak niebezpieczny był to ruch. Przecież w tym miejscu mógł być każdy... potrząsnęła głową aby odegnać myśl. Przy okazji z całą mocą odczuła zapomniany ból niemal każdej części ciała. Uśmiechnęła się krzywo - trzeba było zostać w iluzji, to by nie bolało...

Jakby na domiar złego coś mocno uderzało w drzwi. Suk wielokrotnym echem obijał się pod czaszką potęgując i tak mało przyjemny ból głowy. W końcu litościwa futryna nie wytrzymała i rozpadła się w drzazgi pod ciosami młota.

Młot.

Narfin poczuła, jak jeżą jej się włoski na karku. Znała tę broń. O, tak. W najdrobniejszych szczegółach. Nadal czasami widywała ją w koszmarnych snach. Zawsze wtedy, kiedy udało jej się zasnąć, co na całe szczęście nie zdarzało się często. Kiedy Kat przekroczył próg "Kucyka", usiłowała poderwać się na nogi i wspomóc towarzyszy w walce... jednak Avnar nie przyszedł tu pomóc swojemu panu. Wprost przeciwnie. Przyszedł, aby mu się przeciwstawić. I dowiedział się o przybyciu Pierworodnych...

A gdzie ta ruda suka?

Nowe siły wstąpiły w Strażniczkę. Niepojętym wysiłkiem woli dźwignęła się na nogi i zaczęła rozglądać za mieczem Galdora. Czy ma go jeszcze Szrama? Tego nie wiedziała, ale zamierzała się dowiedzieć. Z uznaniem przyglądała się przez chwilę wysiłkom Mafennasa. Świetnie sobie radził, więc wróciła do poszukiwania broni. Najpierw sztylet, później miecz.

Miłym akcentem był Cadhil, umierający od pchnięcia elfim mieczem. Zasłużył na śmierć, chociaż Narfin wolałaby przyłożyć do tego rękę. Całe szczęście nie widziała, jak umiera jeden ze Strażników, który znalazł się w niewłaściwym miejscu - na drodze rozwścieczonygo Avnara. Ale nie to było teraz istotne. Rivilion gdzieś tu był, a oni musieli go znaleźć, zanim doprowadzi do zagłady Śródziemia. Jeśli teraz się wymknie, na pewno kiedyś powróci. Silniejszy, niż kiedykolwiek. Może pożar zmusi go do porzucenia kolejnej iluzji? Kobieta modliła się w duchu o siłę dla ognia. Dla nich ogień oznaczał życie.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 24-08-2010, 13:24   #414
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Wszystko toczyło się jak w kalejdoskopie. Opustoszałe miasto oświetlały dziesiątki małych ogników.

- Nie rozdzielajcie się! – Zawołal Athir, unosząc wyżej pochodnie. – Oni wciąż tu są!

- Coś widzę! – Krzyknął jeden ze strzelców, wskazując otwartą dłonią w kierunku którejś z bocznych uliczek

- Za nami!

- Z lewej!

- Przecież nic tam nie.. Na dachu! Spójrzcie na dach!

***

- Chełpił się Sauron czarnoksięstwem, Jak umie szarpać, dźgać i kłuć… - mruczał Rivilion, mijając zdezorientowaną grupkę. Niemal otarł się o zadzierającego do góry głowę Athira i jak gdyby nigdy nic przeciągnął po jego szyi zaostrzonym pazurem. Na paznokciu została pojedyncza kropla krwi.

- Sekrety zdradzać, spiski knuć, Jak podstęp starcza mu za męstwo... – Któryś ze strażników spojrzał na Athira i uniósł lekko brew. Rivilion pociągnął za skraj jego płaszcza, ten nie stawił najmniejszego oporu, porzucając swego pana i okrywając czarownika..

- Felagund zachwiał się na nogach, Burzą słów jego ugodzony – Rivilion przeszedł jeszcze kilka kroków. Gdy wypowiedział te słowa Athir złapał się za gardło i padł na ziemię głośno harcząc… Okryty płaszczem Albinos ruszył dalej, lekko się garbiąc. Był już całkiem blisko bramy i prawdopodobnie by mu się udało, gdyby nie bystre oczy jednego z najlepszych zwiadowców Lothlorien. Cios rękojeścią w głowę pozbawił go przytomności…

- Lecz odpowiedział pieśnią własną I stawił opór, moc wytrwania, Odważną walkę ze złą siłą. – Dokończył Thule, rozwijając złocisty zwój liny.

***

Rozbrykany Kucyk jak każdy porządny przybytek wieńczył potężny komin. To właśnie na nim rozsiadł się okrakiem Sathil i spokojnie obserwował poczynania Avnara. Ten z godnym podziwu zawzięciem torował sobie drogę przez narastającą grupkę strażników. Większość strzał po prostu odbijała się od blach jego starożytnej zbroi, lecz kilka z nich jakimś cudem znalazło drogę do środka. Rozbawiony tą sytuacją zbój uśmiechnął się krzywo, poprawił pas i zadeklamował:

- Na cześć Avnara, pierwszego Kata Umbaru

Coś ci powiem, mości kacie,
Nim mi głowę mieczem utniesz,
Nim zakrzykniesz: "Pora na cię!",
Żem przystojny jest okrutnie.

Wolą Stwórcy ludzka rasa
Różnorodna jest, i basta!
Jest brzydali cała masa,
Pośród nich zaś cud wyrasta.

Jam tym cudem, jam, nikt inny!
Moja skromność nie ma granic.
Wszak nie jestem temu winny
Że sam Stwórca miał ich za nic.

Wejrzyj w serce - masz je przecie.
I u kata ono bije.
Każda bestia na tym świecie
Ma w litości to, co żyje.

- Tfu! – parsknął i podskoczył, gdy nie wiadomo skąd otoczył go kłąb piekącego w oczy dymu. Zaraz po tym poczuł bijące z komina ciepło.

- A może jest to epitafium Sathila Korsarzyka?

Ach, już milczę, nie mam woli,
By się kajać tak bez końca.
Tylko serce w piersi boli,
Że nie ujrzę więcej słońca.

Korsarzyk poderwał się do biegu i zwinnie przeskoczył na dach sąsiedniego budynku. Zniknął gdzieś w mroku. Tymczasem Avnar zdobył trochę przestrzeni. Ruszył w stronę bramy zostawiając za sobą krwawy ślad i kilku rannych. Nikt nie kwapił się, by ruszyć za nim. W ślad za nim poleciały za to kolejne strzały, z których jednak znakomita większość nie uczyniła mu żadnej szkody.

***
Pomieszczenie powoli wypełniało się dymem. Umysł Szramy, zarzuciwszy co dyskretniejsze sposoby sugerowania absolutnego szaleństwa otaczającego świata, względnie własnego użytkownika, protestował przeciw tak urągliwemu traktowaniu falą potwornych mdłości. Gorszych niż po nocy z "Cudowną Butelczyną Olby" czy dwiema i duszących bardziej niż krasnoludzie onuce. Szrama rzucił miecz Galdora i gwałtownie ruszył w kierunku księgi. Kurczowo zacisnął na niej ręce…

***


Na zewnątrz słychać było odgłosy starcia tymczasem tuż po wydostaniu się z gospody Avnara do środka wszedł Aegilion. Jego złoty pancerz zdawał się lśnić wewnętrznym blaskiem. Noldor skłonił się i podszedł do ciała Cadhila, wyciągając z niego miecz. – Strażnicy powinni przykładać większą wagę do oręża, którym ich obdarzamy… - dopiero teraz zwrócił uwagę na rannych. – Narfin, moja droga, nic ci nie jest?
 
Keth jest offline  
Stary 24-08-2010, 13:43   #415
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Pomieszczenie robiło się coraz bardziej zadymione, jakby komin był niedrożny i dym nie miał innego ujścia. Mimo blasku padającego od strony kominka, z każdą chwilą było oraz mniej widać. Narfin coraz rozpaczliwiej usiłowała przeniknąć wzrokiem opary w poszukiwaniu Szramy. I miecza... Sztylet już znalazła ale co jej po sztylecie?

Na całe szczęście Brenowi zbuntował się żołądek. Wiedziona niezbyt zachęcającymi odgłosami i nikłą wśród dymu wonią Strażniczka dostrzegła w końcu zgarbionego towarzysza. A przy nim błysk stali... Niezgrabnie rzuciła się w tamtą stronę, gdy tylko usłyszała odgłos upadającej broni. Kątem oka dostrzegła jeszcze Szramę łapiącego niegdyś złotą księgę, po czym z ulgą ujęła rękojeść elfiego miecza.

Czy to za sprawą elfiej magii zakutej w broni, czy też po prostu wstąpiły w nią nowe siły, dość, że poczuła się lepiej. Wyprostowała się lekko i zesztywniała, gdy poczuła, jak końcówka oręża zwraca się lekko w kierunku drzwi. Dopiero teraz ujrzała złocistą postać stojącą u wejścia do gospody.

"- Narfin, moja droga, nic ci nie jest?"

Znała ten głos, choć nigdy nie słyszała, by powiedział do niej "moja droga". Podeszła szybko do Noldora i spojrzała mu wyzywająco prosto w oczy. - Nic, czego nie potrafiłabym okiełznać. - przez chwilę mierzyła go groźnym wzrokiem, po czym jej twarz i oczy złagodził uśmiech. - Dobrze Cię widzieć, Aegillionie. Ale nie mamy czasu na uprzejmości - jej rysy znów stężały - gdzieś tam kryje się Rivilion Biała Żmija, nejniebezpiecznijeszy od czasów Saurona i jego były pomocnik, zwany Katem - ostatnie słowo niemal wypluła. - Musimy ich schwytać, zanim będzie za późno...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 25-08-2010, 20:49   #416
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Manfennas zaczął zastanawiać się nad słusznością swojego planu. Podpalając karczmę naraził na niebezpieczeństw swoich towarzyszy, jednak był to chyba jedyny sposób, aby sprowadzić posiłki. Zakrywając twarz rękawem podszedł do wywarzonych drzwi wejściowych.

-Do drzwi!- krzyknął.

Z zewnątrz dochodziły odgłosy walki. W sercu łowcy zagościła nadzieja. Sojusznicy nie zostawili ich samych, przybyli by pomóc!
Wkrótce u drzwi pojawili się elfowie z Rivendell, a wśród nich sam Aegillion. Strażniczka natychmiast sprowadziła wszystkich na ziemię i uświadomiła wszystkich, że ich zmartwienia się jeszcze nie skończyły.
Trzeba było teraz dokonać prawie niemożliwego: znaleźć i złapać Riviliona, oraz jego ucznia, Avnara. Manfennas uznał, że ze znalezieniem tego drugiego nie powinno być większych problemów. Wystarczyło iść śladem zniszczenia i rzezi, jaką siał mężczyzna. Gorzej było ze Żmiją…

-Powinniśmy się rozdzielić i szukać obojga w tym samym czasie.- rzekł- Czas zapolować na tego węża- dodał w myślach i ściągnął z pleców znakomity łuk Galdora.
 

Ostatnio edytowane przez Zak : 26-08-2010 o 18:31.
Zak jest offline  
Stary 26-08-2010, 13:45   #417
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Księga była gorąca. Owszem, niegdyś złote a poczerniałe w uścisku Riviliona okładki mogły przed czymś takim przestrzegać; za pewną wskazówkę można by uznać płonący tuż obok ogień. Rzecz w tym, że okładki były ledwie ciepłe. Prawdziwy żar krył się w środku. Księga wrzała. Nie było to zachowanie właściwe zwykłym traktatom, ale Szrama niczemu się już nie dziwił. Zepchnięta daleko w głąb przez instynkt i wolę przetrwania pamięć wtrąciła swoje trzy miedziaki, podsuwając wspomnienia starych, bohaterskich opowieści, pełnych krasnoludów, elfów, mieczy jarzących się od gobliniego smrodu, ognistych toporów, śpiewających skarpet i innych magicznych skarbów. Wszystkie chciały być znalezione i używane.

Księga zadrżała nie mocniej niż statek od kichnięcia szczura. Ściśnięte okładkami karty zasugerowały dość bezsilnie szelest.

Szrama zatrząsł się jakby jego szczur zajmował całą ładownię.

Niektóre... przynajmniej niektóre - był tego pewien - chciały używać.

Wcisnął sobie księgę pod pachę i rozejrzał w coraz bardziej duszącym dymie. W tej chwili nikt się o niego nie troszczył. W każdym razie nikogo takiego nie potrafił dostrzec. Rozpędził się w kilku krokach i dał nura między roztańczone cienie. Sterczące smętnie ostre dowody solidności szklarza brzęknęły żałośnie, zagłuszone nie tylko łoskotem nabierającego coraz większej pewności siebie pożaru, ale także trzaskiem wyłamywanych bardzo gwałtownie okiennych ram.
 
Betterman jest offline  
Stary 26-08-2010, 15:06   #418
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Ponad mgłami i dymem, ponad zamieszaniem i ogniem walki, jakie ogarnęły małe miasteczko Bree, w jasnych promieniach niezwyciężonego słońca przemierzał nieboskłon potężny orzeł. Jeden z odwiecznych władców Gór Mglistych szybował majestatycznie, niesiony wiatrami Manwego. Jego bystre, wszystkowidzące oczy, starały się przebić opary zasnuwające miasto rozciągające się w dole. Nie był zachwycony tym, co musi zrobić. Jednak to jego stary przyjaciel, Elrond półelf osobiście prosił go o wieści, a on, szybkoskrzydły Gaiwhar obiecał to. Orły Zachodu zawsze dotrzymywały danego słowa i nigdy nie cofały się przed niebezpieczeństwem, a trzeba przyznać, że tam w dole Gaiwhar czuł zagrożenie, od którego stroszyły mu się pióra. Lecz dał słowo i co tu dużo gadać, na pewno nie był już małym pisklakiem bojącym się swojego cienia. Potężny orzeł zakrzyczał dodając sobie odwagi i niczym kamień wrzucony w toń głębokiego jeziora wpadł w dziwną mgłę otulającą Bree.

- Szybko! - Zawołał jeden ze strażników, kurczowo zaciskając dłoń na krwawiącym, skruszonym ramieniu. - Szybko! Ucieka i nie dajemy rady go zatrzymać!

Obok niego, bez ducha a może i bez życia nawet, leżało ciało elfiego wojownika. Ogień za ich plecami nagle wściekle wybuchł, oblewając wszystkich szkarłatną poświatą i żarem. Karczma pod Rozbrykanym Kucykiem konała w ognistej zawierusze.

- Tam pobiegł! - Zawołał raz jeszcze strażnik wskazując na ciemną, ogarniętą oparami uliczkę, którą to ledwo co widzieli. Echo niosło z niej huk stali zderzającej się ze stalą i jęki ranionych.

Aegillion rozejrzał się wkoło czujnym wzrokiem, jakby wypatrując śladów niewidzialnych dla śmiertelnych, po czym wskazując im uliczkę, z której dochodziły odgłosy walki, rzekł:

- Ruszajcie za Katem, nie możemy zostawić sobie tego łotra za plecami. Nie macie dość sił, by mierzyć się z czarownikiem.

Pobiegli w mrok, nie spoglądając już za siebie. Nie widzieli, jak z ciemności i ognia wyłania się przygarbiony kształt, nie usłyszeli trzasku drewna i szkła...

Thule umierał. Jego serce powoli cichło, rzadkimi uderzeniami przerywając zwiastującą śmierć ciszę. Wokół niego leżały ciała... Wykręcone bólem, rozdarte niewypowiedzianym cierpieniem. Thule westchnął głęboko czując, że tym oddechem żegna się ze smakiem powietrza na długi czas. Och, jakże by mu było lżej konać gdyby nie czuł, że nie dopełnił swego obowiązku. Jak trudno teraz będzie spojrzeć w oczy swej królowej gdzieś pośród zachodnich krain. Nie docenił wroga, dał się zwieść. Thule zmrużył oczy; gdzieś ponad nim po zasnutym niebie przemknęła strzelista sylwetka orła. "Zaprowadź mnie na zachód mój bracie..." chciał powiedzieć, ale już nie zdołał.

Avnar szedł. Był niczym głaz pośród morskiej kipieli, niewzruszony i silny. Ze wszystkich stron otaczali go wrogowie, lecz jego nic nie mogło powstrzymać. Potrafił zablokować każdy atak i odpowiedzieć na niego ze straszliwą wściekłością i siłą. Jego młot raz za razem opadał i zdawało się, że jego ramię nie potrzebuje wytchnienia. Był niczym wcielona śmierć. Jego przeciwnicy za nic nie chcieli ustąpić mu pola, walczyli wspaniale, odważnie i szaleńczo, lecz na nic się to zdało. Jeden po drugim umierali...

I nagle pośród niewielkiego placyku, gdzie jeszcze przed chwilą gorzał zacięty bój, zaległa cisza, a między ciałami stał samotny Kat z Umbaru, rzucający wściekłe spojrzenia raz w jedną, raz w drugą stronę, wciąż szukający celu dla swego okrwawionego młota. Dyszał ciężko, bo nawet on, najświetniejszy pośród rodu czarnych numenorejczyków był tylko człowiekiem, a niektórzy pośród jego wrogów zdołali przebić się przez stal, jaką się osłaniał. Spomiędzy powgniatanych, czarnych blach numenorejskiej zbroi wartko sączyła się krew.

I wtedy na ten niewielki placyk, którego bruk zalany był krwią, wstąpiła płomiennowłosa strażniczka, dzierżąca prastary elfi miecz. Krok za nią postępował Sokolnik, a jego napięty łuk mierzył wprost między oczy Kata. Numenorejczyk roześmiał się donośnie, choć z wyraźnym trudem, po czym szybkim szarpnięciem zdarł ze swej głowy ciężki hełm. Twarz miał spoconą i z ust cienkim strumykiem sączyła mu się krew. Splunął i otarłszy dłonią usta rzekł, krzywiąc usta w szyderczym uśmiechu:

- Sądzicie, że dacie mi radę? - Zakaszlał, ciężko łapiąc oddech. - Marne robaki zwiedzione przez mego przebiegłego nauczyciela. Jestem Avnar, Kat z Umbaru! Tymi dłońmi wyrywałem serca lepszych od Was i gotów jestem i Was nimi rozerwać na strzępy! Sami nie macie ze mną żadnych szans!

- Oni nie są sami! - Rozległ się silny, stanowczy głos. - Są z nimi przyjaciele, którzy nie opuszczają druhów w potrzebie!

Z cienia zalegającego w uliczce wyłoniły się trzy zakapturzone postacie. Precz odrzucili błękitne płaszcze spięte broszami o kształcie pikującego sokoła. Stanęli półkolem, a nikłe światło padało na ich ogorzałe od słońca twarze. Kethan i Avaron, a za nimi barczysty Falay dzierżący miecz w ręku.

- Z dawna już o tobie słyszeliśmy. - Rzekł Kethan wyciągając połyskujące czernią dulgabarowe, obusieczne ostrze. - Głośno było o Tobie w naszych włościach w południowym Ithilien.

- Choć nigdy bym się nie spodziewał, że to właśnie tu skrzyżujemy ostrza. - Dopowiedział Avaron, sięgając po mithrilowy miecz swych przodków. - Wiedz, że dziś zginiesz z ręki potomków rodu Geroda Żeglarza! Broń się!



Pewien starzec szedł powoli, ciężko opierając się na swym sękatym kosturze. Starzec odziany był w szkarłat i nawet swoje oblicze skrywał pod szerokim rondem krwistoczerwonego kapelusza. Chichotał z cicha, co raz to zerkając za siebie i od czasu do czasu nucąc dziwną, pokrętną melodię. Gdzieś za nim zostało miasteczko Bree, teraz skryte w ciemności a on powoli zmierzał ku ponurym rzędom pogrzebowych kopców. Lecz coś było nie tak. Krok starca nie był tak lekki jak za dnia, gdy przybył do tej mieściny. Kulał wyraźnie, ciężko wlokąc za sobą zranioną nogę. Z każdym krokiem ciemna plama na jego szacie rosła a na błotnistym szlaku zostawały co raz to większe ślady krwi. Wydawało się, że w ogóle na to nie zważa. Szedł tak szybko, jak tylko mógł, śmiejąc się przy tym szaleńczo.

- Oszukałem ich wszystkich! - Prychał z pogardą. - Wszystkich ich! Elfów i śmiertelników! Ha! Wszystkich tych dobrych i mądrych! Tylko ten jeden przebiegły galadhrim zdołał mnie żgnąć. A niech go wszystkie demony! Ale co mi tam już o krok jestem, o krok od celu, o krok od nieśmiertelności. O tak, tak...

Tak mówił do siebie podczas tej wędrówki Rivilion, co kilka kroków przerywając, by zerknąć za siebie. Wypatrywał niebezpieczeństwa, lecz niebezpieczeństwo nie szło za nim, a czekało przed nim. Jak spod ziemi wyrósł połyskujący złotą zbroją Aegillion, który wspierając się o pień rosłej i smukłej topoli czyścił swoje ostrze.

- Nie tak szybko, mości Żmijo. - Rzekł, bystro spoglądając na odzianego w szkarłaty człeka. - Nie skończyliśmy z tobą jeszcze.

Wszystkiemu przypatrywał się inny człowiek skryty w cieniu chaszczy. Potargany i osmalony, poparzony i brudny. Człowiek, który w ręku ściskał brudną od sadzy księgę.

Lecz nawet on nie dojrzał pstro odzianego jegomościa, co z kuszą przy ramieniu skryty siedział na konarze topoli i od dobrego już czasu zastanawiał się, czy puścić nagotowaną strzałę wprost w elfie serce, czy raczej przeszyć serce przygarbionego starca w szkarłacie...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
Stary 20-12-2010, 20:58   #419
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Koniec...


Głos starca ucichł, jakby ucięty nożem. Przez chwilę jeszcze dało się słyszeć ciche pykanie fajki, lecz i ono znikło w nocnej ciszy. Co jakiś czas jeszcze skrzypnął bujany fotel, albo i trzasnęło płonące w kominku drewno, a gdzieś zza okna dało się słyszeć szumiące leniwie topole. Spod nieskończonych przestrzeni białej, wykrochmalonej pościeli wystawały jasne główki dzieci. Maluchy cierpliwie czekały, bo nie raz już starzec przerywał swoją opowieść, pozwalając odpłynąć swoim myślom gdzieś w siną dal. Lecz tym razem dziadek kazał czekać o wiele za długo. W końcu odważniejsza dziewczynka wychynęła spod pierzyny i stanowczo pociągnęła za pomarszczoną dłoń starca.

- Dziadku! - Mimo lekkiego seplenienia (wszak bodaj wczoraj postradała dwa mleczne zęby) głos miała iście nieznający sprzeciwu. - Ale co było dalej?! Jak to wszystko się skończyło? Chcemy wiedzieć!

Na te słowa rząd skrytych pod pierzyną głów pokiwał żywo.

- Tak! Chcemy wiedzieć! - Rozległa się piskliwa wrzawa. - Co było z nimi dalej! Czy Żmija uciekł? Czy pokonali złego Avnara? Co z Narfin? Co ze Szramą?

Starzec siedział w zacienionym kącie pokoju, do jego fotela docierał ledwie wątłe światło z przygasającego kominka. Westchnął ciężko i zwrócił się ku dzieciom, a jego twarz rozjaśnił poblask, z na nowo rozbuchanej fajki. Przez chwilę dzieciom zdawało się, że widzą na jego twarzy uśmiech, lub ledwie jego cień. Lecz zamiast na nowo podjąć przerwaną opowieść i ponownie zabrać dzieci w niezapomnianą podróż do krainy baśni, powoli powstał z fotela. Przez pokój przeszedł jęk zawodu. Dzieci już wiedziały co to znaczy, a słowa starca były jedynie potwierdzeniem tragedii:

- Nie dziś moi mili. Bo późna noc nastała. Czas iść spać!

Jakby na potwierdzenie jego słów, wysoki zegar wydał z siebie dziesięć donośnych uderzeń.

- Spać nicponie! - Rzekł starzec i ruszył ku wyjściu z pokoju. Odwróciwszy się ku dzieciom na progu rzekł jeszcze na odchodnym. - Nie martwcie się. Jutro dokończymy...

Drzwi zamknęły się z cicha za starcem, a ogień w kominku przygasł. Jutro dokończymy...

KONIEC


W podzięce dla Mistrza, który dał nam Śródziemie.
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172