Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-04-2009, 19:42   #101
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Vaelen patrzył, jak pozostali znikają w dziurze. W końcu sam, jako prawie ostatni zdecydował się na zjazd. Nie był on zbyt długi. Ledwie się zaczął, a już się skończył. Elfa zdziwił lekko wygląd pomieszczenia, ale na jego twarzy nie pojawiła się żadna oznaka zmieszania. Po chwili, Vaelen zainteresował się regałem z książkami, chociaż w pokoju czuło się jakąś niezwykłą atmosferę. W tym samym momencie, usłyszał miauknięcie kota. I ożywienie rzeźby.

Teraz, elf już wiedział, skąd brało się dziwne uczucie… To był Śmierć. Vaelen nie wiedział, co Żniwiarz może robić w takim miejscu, jednak pewnie miał powód, aby zjawić się w pokoju. Już wkrótce rozpoczął swoją przemowę. Vaelen zauważył, że Śmierć próbuje większość z nich zbić z tropu lub wzbudzić inne uczucia. Nie spotkał Go nigdy osobiście, więc ciężko było powiedzieć, czy to normalne zachowanie, ale stwierdził, że jest nieco… niewłaściwe. W końcu usłyszał zdanie wypowiedziane do siebie:

- Vaelen Aarnauien, dla ciebie mam specjalne polecenie. Argelian jest rad z twoich dotychczasowych postępowań i pragnie rozwiać twoje niepewności – równowaga między życiem a śmiercią nie została zachwiana.

*Czyli nie jestem tu potrzebny? A może wystawia mnie na próbę? W każdym bądź razie, Argelian nie pozwoliłby, aby Śmierć przebywał tutaj dla własnej zabawy. Prawda? On ma… obowiązki. Po prawdzie, to tutaj jest chyba dużo obowiązków tego rodzaju.*


Następnie, elf ujrzał wizję zesłaną przez Śmierć. Cóż, nic nie mógł na to poradzić. Ujrzał wszystko takim, jakie powinno być. Vaelen nie mógł się jednak za bardzo przejmować wizją. Jeśli coś miało się stać, to na pewno się to stanie. Jeśli nie… to przeznaczenie samo zadba o Vanyę.

Wkrótce ostateczna przemowa Śmierci się zakończyła i posąg powrócił na swoje miejsce. Podsumowując, rozmowa ze Żniwiarzem nieba rdzo poruszyła Vaelena. Zasiała w nim jednak ziarno niepewności, co do jego obecności w tym miejscu.

Elf przyglądał się próbom przeprowadzanym przez Dantlana z księgą. Zaprawdę, księgi były interesujące i zapewne niebezpieczne. Wziął jedną o białej okładce i schował do jednej z licznych kieszeni szaty. Być może przyda się kiedy indziej. Przy okazji bacznie przysłuchał się rozmowie Dantlana i Kotrafa. Odchodząc bardziej na bok, szepnął Dantlanowi:

-Ten, którego widziałeś, jest tylko sługą, a za nim stoją Potęgi tego świata. Jeśli po ciebie nie przyszedł… to znaczy, że nie nadszedł właściwy czas. Jeśli zaś dostaniesz wyrok, to nie ma odwołania.

Elf cały czas zachowywał poważną minę. Widać było, że nie żartował. Wkrótce udał się wraz z Dantlanem i Averre do kolejnego pomieszczenia i z lekkim uśmiechem przygladał się wyczynom Dantlana.

*Cóż, dziwny… osobnik.*

Spoważniał jednak, gdy fragment ściany przybrał pomarańczowy kolor, a Dantlan spowodował małe zamieszanie. Nie wyjął jednak żadnej broni, tylko przyglądał się bacznie zaistniałej sytacji gotów do natychmiastowego działania. Dziwnym trafem, podczas tego oczekiwania, udało mu się złapać banana rzuconego w kota. Odrzucił go w kierunku miski z owocami, a sam wziął kota na ręce i kontynuował oczekiwanie drapiąc go za uszami.

-Wybacz mały, ale jakby coś się działo… to ląduj na cztery łapy.

[Rzut w Kostnicy: 14]

[Rzut w Kostnicy: 13]
 

Ostatnio edytowane przez Aegon : 11-04-2009 o 23:15.
Aegon jest offline  
Stary 12-04-2009, 00:46   #102
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Feliks zaczął wymachiwać zarówno bronią, jak i pięścią z sobie tylko znanych powodów w pokoju.
Jednakże przemieszczał się również od jednego końca pomieszczenia do drugiego, a na jego drodze stał krasnolud Halg, posiadacz wielkiego pistoletu.

Jak się można było spodziewać, Wróbel nie zauważył krasnoluda i ten oberwał pięścią prosto w czerep.
- Uuu… - powiedział nieco zdezorientowany Halg zataczając się. – Eee… Co ty wyrabiasz, cepie jeden?! Zrobiłem ci coś, czy jak?!
- Zostaw go. – upomniał go Kotraf. – Może i z wyglądu pijak i bęcwał, ale patrzajta jak mieczem wywija. Takiemu bym nie rad wchodzić w paradę.

W ciągu kilku następnych minut wszyscy, w różnej kolejności i w różnych celach, przeszli z jednego pomieszczenia do drugiego, które oddzielał zawiły łańcuch korytarzy i drzwi.

Ogólne zainteresowanie przykuwały kot, ściana naprzeciw drzwi, oraz miska z owocami. Dantlan i Averre przyszli do pokoju jako pierwsi i zainteresowali się dwoma ostatnimi czynnikami.
Zaś dwoma ostatnimi czynnikami zainteresował się pierwszy czynnik, czyli kot, który po rzucie Dantlana w ścianę jabłkiem, usiadł pod nią i bezczelnie patrzył się na czarodzieja.

Po kilku kolejnych pomysłach Lisa, z których większość dotyczyła kota, a jeden zakończył się podrapaniem ręki, czarodziej zdecydował rzucić wszystkimi owocami w ścianę.

Zwycięzcą okazała się marchewka, która w ścianę po prostu wniknęła. I ściana zaczęła zmieniać kolor, począwszy od miejsca gdzie zetknęła się z marchewką, aż cała zrobiła się pomarańczowa.

Wtedy nastąpił w pokoju chaos – Dantlan kazał wszystkim przygotować się do walki z czymś, co ewentualnie mogło wyjść zza ściany, Keith w gruncie rzeczy przyznał czarodziejowi rację dodając ciekawostkę o kocie, Vanya była zainteresowana jabłkiem, Honogurai próbował rzucić bananem w kota… z marnym skutkiem.
Zabójca potknął się przy braniu zamachu i banan poleciał w górę – odbił się od sufitu i wylądował obok leżącego Honoguraia.
Lenard zdawał się nie brać całej sytuacji poważnie, bo co może zrobić zwykły rudy kot? Feliks robił… no coś na pewno robił, lecz nikt nie był pewien co dokładnie, Averre zaś przygotowała łuk zgodnie z poleceniem czarodzieja.

Zaś Vaelen… próbował podnieść kota. I wielce się zdziwił, kiedy kot okazał się nie ruszać. Rudzielec najzwyczajniej zastygł w miejscu, w pozycji siedzącej i teraz przypominał bardziej jakiś posążek, niż żywego kota.

Jakby tego było mało, wewnątrz tego rzekomego posążka coś zaczęło… pukać?
Przypominało to nieco jajko z młodym ptaszkiem w środku, który koniecznie, ale to bardzo koniecznie, chciał wyjść na zewnątrz.

Aż wreszcie wyszedł. Jednak kota już nie przypominał.


Bliżej mu teraz było do wilkołaka. Był ogromny, biorąc pod uwagę rozmiary kotka, którym przed chwilą był. Miał co najmniej siedem stóp wzrostu, a jedyne co wskazywało że kilka sekund wcześniej był rudym kotem, był właśnie rudy kolor sierści.

- Co za cholerstwo?! – krzyknął któryś z krasnoludów. Bełt świsnął w powietrzu wbijając się bestii prosto w pierś. Jednak bestia wydawała się tego nie zauważać, nawet nie drgnęła.

- Nikt nie może poznać Sekretu. – powiedział gardłowo i z kiepskim akcentem stwór, po czym zawarczał i rzucił się na najbliższą osobę. Czy raczej osoby – krasnoludy.
 
Gettor jest offline  
Stary 13-04-2009, 20:52   #103
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Feliks zaśmiał się kpiąco w stronę przeciwnika i lekki, technicyzm zamachem odciął nogę ze stołu w błyskawicznym geście zaostrzając ją. Pochwycił tą prowizoryczna dzidę chowając miecz na plecy. Pochwycił nogę od stołu i odwrócił głowę do Keitha:

-Ejć! Łap to ze mną i przytrzymamy drania na odległość! A tedy czorodziej go jobnie!

Ustawiwszy nogi odpowiednio zamachnął się szukając luki w obronie stwora. Wątroba jeśli chce się zrobić krzywdę, cienki grot najlepiej Dylo wbijać podżera aby mógł dostać się w okolice serca. Tymczasem szermierz postanowił wbić się w w klatkę piersiową w okolicach mostka.

-Maszkara! Za robą, patrz!

Kilka chwil przed zamachem przypomniał się mu obraz śmierci. Nie był godzien? Zapewne... Lecz dalej w jaźni pobrzękiwały te słowa. Odbicie nogą jak pierwszy raz uderzał słomianą kukle, napięcie ramion podczas karc zmiennej zawieruchy oraz.. Czkawka. Raz, drugi i trzeci zmieniając cel ataku deską trochę wyżej więzy szyją a mostkiem.

____________________

Dzień jak dzień w dawnych życiu Feliksa. Mężczyzna posilił się na stołówce serwowaną w Akademii papką mięsno-warzywną. Jak nie raz młodzi adepci żartowali – to mięso chyba zebrane z maszkar treningowych. Faktycznie, w smaku przypominało orka, przynajmniej tak mówił Feliks który miał wątpliwa przyjemność zakosztowania w szyi tego stwora podczas wyswabadzania się z ucisku. Potem szermierz powędrował alejami uczelni. Spokojny, dumny i chełpiący swą sprawnością po dziś dzień zdarzało się mu przekląć tą sytuacje. Jeden z nauczycieli wrzeszczał na pijanego ucznia. I pierwsze dwie próby obezwładnienia się mu nie udały, pijany uczeni przypominał węża o niezbornych ruchach, rozbiegane oczy stracił to co najpowszechniejsze – informowanie o posunięciach przeciwnika. Widok ten oczarował Wróbla.

____________________

-Hahahahajhahahaha!

Zaśmiał się na jawie ze swych wspomnień w ułamek sekundy przed ostatecznym wyprowadzeniem ciosu.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 13-04-2009 o 22:18.
Johan Watherman jest offline  
Stary 15-04-2009, 16:52   #104
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Jabłko było zielone i twarde. Wiedziała, że w środku będzie miało soczysty miąższ o kwaskowatym posmaku. Wytarła je o rękaw koszuli i już miała zatopić w nim zęby, gdy poczuła, że coś zaczęło się dziać.
Gdyby mogła zapewne zastrzygła by uszami słysząc owy odgłos. Jakby coś próbowało wydostać się z jakiegoś naczynia. Rozejrzała się uważnie, poszukując źródła dźwięku i natrafiła wzrokiem na… kota? Siedział nieruchomo, jakby był posążkiem. Vanya była niemal pewna, że gdyby teraz dotknęła jego futerka byłoby podobne do glinianego naczynia.
Nagle rozległ się trzask rozbijanego naczynia, a z przemiłego kotka nie zostało nic, kompletnie nic. Kotek przeobraził się w wielkie monstrum. Krwiożercze monstrum.
- Nikt nie może poznać Sekretu – powiedziało i rzuciło się w stronę krasnoludów. Vanya zareagowała bardzo instynktownie. Ręka trzymająca owoc śmignęła w powietrzu. Nie czekają na reakcję zwierzęcia sięgnęła po miecz. Miała już go w ręku, gdy wilkołak sprężał się do skoku. Teraz miała szansę zyskać w oczach ludzi, pokazać im, że elfy nie tylko gadają, ale też dobrze walczą. Musiała sobie przecież zasłużyć na ich szacunek, czego bardzo chciała.
- Popatrz tutaj, gadzino! – warknęła przy wtórze świstu powietrza przecinanego ostrzem miecza. Gdyby tylko miała w sobie choć odrobinę magii… byłoby łatwiej.
Błyskawicznie doskoczyła do wilkołaka, stając między nim a zaskoczonymi krasnoludami. Równie błyskawicznie cięła mieczem, celując pod pachę zwierzęcia, tak jak zawsze gdy walczyła – czy to z ludźmi czy z bestiami, jakich wiele włóczyło się po lasach jej ojczyzny. Zaraz po tym zgrabnym obrotem uskoczyła w bok poza zasięg kłów i pazurów bestii. Wszystko to zrobiła instynktownie, jakby bez udziału woli, tak jak robiła to zawsze. Była przecież w swoim żywiole. Przez całe swoje dorosłe życie walczyła dla kraju. Dla swojego ludu.
Teraz walczyła dla nieznanych jej towarzyszy, którzy być może pogardzali nią. Ale czy to ważne? Nie. Ważne było przeżycie.
Nie obchodziło jej nawet o jakim sekrecie zwierze mówi. Na pytania przyjdzie czas później.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 17-04-2009, 10:16   #105
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zaledwie z kociakiem zaczęło się coś dziać, Keith sięgnął po broń. W przypadku nieznanego niebezpieczeństwa lepiej było zachować pewien dystans, a w takiej sytuacji lepiej było użyć właśnie kuszę...

*Wilkołak*

Keith bardzo był ciekaw, jaką minę ma w tej chwili Honogurai. Przed chwilą tak szczerze się śmiał ze słów Dantlana i Keitha... Niestety, nie było teraz czasu, by to sprawdzić.
Wyszło na to, że to oni mają rację. Jednak w kotku tkwiło coś niebezpiecznego. I to duże coś... Aż dziw, że zmieściło się w takim małym stworzonku.

Bełt z kuszy Patro (krasnolud miał niezły refleks) nie zrobił na stworze żadnego wrażenia.
Może magia będzie lepsza...?

Czy rzut kotem były lepszy, niż rzut marchewką? Jedno i drugie miało ten sam kolor, a skoro marchewka wniknęła w ścianę, to może i kot. I nie byłoby problemu...
Gdybanie jednak nic nie dawało, nie załatwiało problemu potwora. Co z tego, że pierwszym celem ataku były krasnoludy...

Feliks, wykrzykując coś niezrozumiałego, rzucił się na wilkołaka z kawałkiem nogi od stołu. Jakby nie miał swego miecza, którym się tak przechwalał. Może widok tego stworzenie źle wpłynął na nadwyrężone alkoholem szare komórki Wróbla. A może pomylił wilkołaka z legendarnym wampirem, którego ponoć trzeba było zakołkować.

Vanya była na szczęście mądrzejsza i zaatakowała czymś, co powinno być bardziej skuteczne. Co prawda troszkę przesłoniła cel...

Keith uniósł kuszę i strzelił. Pełen ognistej energii pocisk pomknął w stronę głowy wilkołaka. W tej samej chwili Keith rzucił czar.

- Oślepnij! - wypowiedział bezdźwięcznie.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-04-2009, 15:00   #106
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Vaelen wyciągał już rękę w kierunku rudzielca, jednak coś wydawało się nie w porządku. Kot się nie ruszał. On był…

*O, Argelianie. Czy to…?*

W ostatniej chwili elf zdążył odskoczyć do tyłu unikając ostrych szponów przemienionego potwora. Na pewno nie był to zwykły wilkołak. Jego sierść nadal była ruda, a to mogło oznaczać jedynie specyfikę tego osobnika.

Elf usłyszał krzyk krasnoluda i zobaczył, jak bełt wbija się w pierś stwora. Nie zdziwił go kompletny brak reakcji na tą ranę. W końcu likantropy były odporne na zwykłą broń.

-Nikt nie może poznać Sekretu – powiedział stwór i rzucił się na krasnoludy. Każda sekunda zwłoki mogła doprowadzić do czyjejś śmierci. W głowie zabrzmiały słowa mocy wypowiedziane niegdyś przez jego nauczyciela, które posłużyły do uwięzienia podobnego stwora.

-Evocna custodiarm lucilis!

Przekazując energię do czaru, Vaelen przypomniał sobie, jak wyglądało to w wykonaniu jego mentora – z jego rąk wystrzeliły wtedy czarne i białe smugi, które oplotły tamtego potwora… Uwięziły go w kuli światła i cienia, a następnie wysysały energię jednocześnie podtrzymując przy życiu. Ale czy uda się to elfowi? Vaelen nie wiedział, ale wierzył, że tak się stanie. Następne chwile przyniosły negatywne odczucia na temat.

*Magia jest za… słaba.*

Nie było sposobu. Chyba, że… Vaelen cofnął przepływ magii. Ten stwór był kompletnie antymagiczny. Pozostała tylko Aura lub … wolał o tym nie myśleć.

Promienie mocy rozwiały się nie zabierając ze sobą wiele energii – w końcu tylko zaczęły macać pole ochronne przeciwnika. Zamiast tego, w ręce elf pojawiła się kula światła. Mieniła się różnymi kolorami.

*Oto Aura. Jeśli to nie zrobi na tobie wrażenia... to zostaje ostatnie wyjście.*

Z tymi ostatnimi myślami wypuścił kulę utworzoną przez czystą siłę woli, siłę jego osobowości. Energia ta niszczyła niekiedy życie ludzi. Żyli, ale nie byli praktycznie warzywami… Jednak wilkołak pewnie niewiele by poczuł. A dla grupy mogło to stanowić różnicę pomiędzy życiem, a śmiercią.
 

Ostatnio edytowane przez Aegon : 18-04-2009 o 23:12.
Aegon jest offline  
Stary 18-04-2009, 19:43   #107
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
*Czyżby Dantlan miał rację?* - spytał się w duchu, gdy zauważył, iż z koteczkiem jest coś nie tak - *Nie to niemożliwe.*

Kot zachowywał się naprawdę dziwnie, zastygł w sztywnej pozie jak jakiś kamienny posąg, w dodatku wyglądało na to, że coś próbuje się z niego wydostać. Nie minęło nawet parę chwil, kiedy jego oczom ukazał się sporych rozmiarów stwór.

*-Jeszcze walki z jakimś futrzakiem nam tu brakowało.*

Lenard błyskawicznie dobył swych mieczy, wiedział, iż poczwara prędzej czy później kogoś z nich zaatakuje. Stwór przypominał swoim wyglądem wilkołaka, lecz po kocie z którego się wydostał, odziedziczył rudy kolor futra. Zaiste zaskakujące było to w jaki sposób ta ogromna bestia zmieściła się w ciele malutkiego kotka, Spoon nie miał jednak zamiaru dłużej się nad tym zastanawiać, najważniejsze było to, że teraz miał przed sobą bestię, która raczej nie miała pokojowych zamiarów.

- Co za cholerstwo?! - jeden z krasnoludów nie wytrzymał i wystrzelił z kuszy w kierunku stwora, jednak atak ten nie zrobił na bestii żadnego wrażenia.

- Nikt nie może poznać Sekretu – wycharczał stwór po czym rzucił się na krasnoludów.

Jako pierwszy zareagował Feliks, najwyraźniej alkohol sporządzony przez Dantlana dodał mu sporo sił, bowiem żwawo ruszył do ataku. Nie dzierżył jednak miecza, którym tak się chełpił, lecz prowizoryczną dzidę. Również Vanya postanowiła zaatakować, stanęła między krasnoludami a bestią uzbrojona w swój miecz.

Tymczasem Lenard wciąż pozostawał na uboczu, nie przepadał za walką w tłoku, nie chciał ryzykować, iż oberwie przypadkowym ciosem od jednego ze swych towarzyszy lub też sam kogoś zrani. Kątem oka dostrzegł, iż Keith włączył się już do ataku, zaś ich nowy elfi towarzysz przygotowywał się do rzucenia zaklecia, zapewne Dantlan również miał taki zamiar, dlatego też Spoon nie chciał wchodzić im na linię strzału.

W końcu jednak się ruszył, trzymając się blisko ściany, zaczął się powoli przesuwać by zajść potwora od tyłu. Póki był on zajęty jego towarzyszami, najemnik miał spore szanse na atak z zaskoczenia.

Gdy odległość dzieląca Lenard od rudego stwora dostatecznie zmalała, najemnik pewniej chwycił swe miecze. Miał zamiar zaczekać na dogodny moment do ataku, następnie zadać dwa, góra trzy mocne ciosy w plecy i odskoczyć by nie narażać się na ripostę stwora.
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 18-04-2009 o 21:20.
Bebop jest offline  
Stary 19-04-2009, 15:42   #108
 
Kirosana's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirosana nie jest za bardzo znany
Honogurai leżał na ziemi po nieudanej próbie zaatakowania kotka bananem. To wszystko nie wyglądało tak, jak wyglądać miało. Niezadowolony leżał twarzą do ziemi. Po chwili wstał i drapiąc się po głowie stwierdził:
-Wypadek przy pracy.
Niefortunnie stał tyłem do bestii, a wstając jakimś dziwnym trafem jej nie zauważył. Teraz stał z głupkowatym uśmiechem, a za jego plecami stało krwiożercze monstrum. Zauważył, że reszta wcale nie jest zainteresowana jego osobą, a czymś za jego plecami, co więcej, większość szykowała się do ataku. Odwrócił się więc przez ramię i dopiero wtedy zobaczył "koteczka".
-Co do cholery?!
Szybkim odskokiem cofnął się poza linię reszty drużyny. Wyciągnął katanę i przygotował się jakby do zadania pchnięcia, obrócił jednak ostrze miecza tak, że zwrócone ono było do góry. Stojąc tak krzyknął:
-Iseimairi!
Chłopak zniknął, po czym pojawił się za plecami bestii i zadał sztych w plecy bestii. Gdy ostrze było już wystarczająco głęboko wybił się w powietrze, czym poszerzył ranę i wyciągnął miecz. Nad ziemią obrócił ostrze do "normalnej pozycji" i wylądował tuż za potworem. Gdy stał już dobrze na nogach zadał maszkarze drugi, tym razem poziomy cios po czym wykonał odskok do tyłu.
-Kici, kici!
 
__________________




Ostatnio edytowane przez Kirosana : 19-04-2009 o 15:48.
Kirosana jest offline  
Stary 19-04-2009, 15:47   #109
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Przenośnia jest bardzo cennym narzędziem nie tylko dla artystów, pod którymi rozumiemy poetów oraz powieściopisarzy. Jest przydatna na co dzień dla każdego, nawet szarego człowieka. Każdy potrafi jej użyć, ale nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Wiele powszechnych stwierdzeń ma swoje powiązanie z przenośnią.

Przykładowo wśród ludzi istnieje takie sformułowanie jak: "Są ludzie i taborety" lub "Są ludzie i parapety", a także "Pieprzony ciemniak".

Oczywiście dosłowna interpretacja tych słów daje jeden, bezsensowny bełkot, lecz rozpatrując przenośne znaczenie, wielu się z nim zgodzi.

Zadziwiające jest, że słowo "taboret" i "parapet" może mieć tyle znaczeń, pomijając dosłowne. Może oznaczać głupców, idiotów, kretynów, imbecyli, gburów, prostaków, a także wszelki margines umysłowo-osobowościowy.

Jeszcze bardziej dziwne było to, iż niektóre osoby mocno przyciągają takich osobników. Nie jest to szczególnie emocjonujące, a także budzi negatywne emocje u "magnesu".

Zdecydowanie Dantlan do takich indywiduów należy. Czasami porażała go ciemność niektórych towarzyszy.

Powiadają, że organ nieużywany, zanika. Wolał nie wiedzieć ile czasu te bezrozumne persony nie używały mózgu, jednakże wiele by oddał za wiedzę, jak z takim poziomem intelektualno-emocjonalnym udało im się przeżyć.

Słowa Keitha jedynie potwierdziły domysły Lisa. Kot był czymś więcej niż tym, na co wyglądał. Wszystko było bardzo niepokojące. Kot przechodził przez drzwi, był nieśmiertelny pod względem śmierci naturalnej, a także bardzo niepokojąco szybki.

Z jego punktu widzenia, pozycja obronna była bardzo wskazana. Krasnoludowie dostosowali się bez słowa sprzeciwu, choć zapewne nie widzieli w tym większego sensu. To się chwaliło.

Kotraf, Zahreg i Tatro ustawili się w pierwszym rzędzie, przed Dantlanem, Averre, Patrem i Halgiem.

Przybyli wcześniej towarzysze nie w pełni wykazali taką chęć. Zachowywali się różnie.

Wilk postanowił dostosować się i stanął wraz z Krasnoludami oraz innymi siłami dystansowymi, w drugim rzędzie, lecz była to jedyna osoba, która zgodziła się z nim.

Lenard stał i nic sobie z tego nie robił, zaś Vanya odeszła kawałek.

-Już raz miałem rację-syknął do Elfki, mrużąc oczy. Przesłanie było jasne. Poprzednim razem miał rację z tym, że nie powinna iść. Nie posłuchała i mało brakowało, a zginęłaby. Tym razem znowu go nie posłuchała, ale była ostrożna.

Vaelen, który najpierw powiedział mu coś o śmierci, teraz zamierzał podejść do kota. Cóż, Elf Słoneczno-Wodny z pewnością nie wiedział, czemu nazywano go Lisem.

Dantlan za pierwszym razem, na słowa Elfa Wodno-Słonecznego miał ochotę roześmiać się, teraz miał ochotę trzepnąć go kosturem w pusty łeb. Był niemal pewien, że dałoby się wtedy usłyszeć echo.

Najgłupszym okazał się Honogurai. W konkursie na największego kretyna, byłby niekwestionowanym królem. Aż dziw brał, że jeszcze żył, gdyż za niebezpieczne, zapewne, uważał to, co wielkie, brzydkie i szczerzy się na niego.

Myślenie w tych kategoriach bardzo szybko kończyło się zgonem, co jest najprostszym przykładem tego, iż ciemnota umysłowa zabija.

Honogurai już raz wysunął jedno, bardzo głupie rozwiązanie, lecz to przebiło wszystko. Chwycenie banana i rzucenie nim w kota, który jest silniejszy od Śmierci, było pomysłem arcydurnym, na który stać jedynie króla idiotów.

Potknięcie się, prawdopodobnie o własne nogi i przewrócenie się, nadawało lekkiego akcentu klowna z cyrku, zaś odbicie się banana od sufitu i wylądowanie obok cyrkowca, nadawało bardzo komiczny wyraz.

Całe zdarzenie Dantlan skomentował jednym, pogardliwym prychnięciem, zabarwionym przez irytację.

Uważał, że Honogurai, razem ze swoją porażającą błyskotliwością i zręcznością, nie jest wart spojrzenia ani słów komentarza. Przynajmniej na chwilę obecną, kiedy w domu Śmierci, przyjdzie im się stawić z czymś doprawdy silnym.

Tymczasem kot zastygł w bezruchu i siedział tak nawet wtedy, kiedy Vaelen podszedł do niego! To zdecydowanie nie był dobry znak.

Nagle, kiedy Elf chciał wziąć kota na ręce, w jego środku zaczęło coś pukać, jak w skorupie wykluwającego się jaja, co było jeszcze gorszą wiadomością.

Informacje dalej pogarszały się, gdyż ze skorupy miłego, ładnego kotka, wyłoniło się coś pokroju Wilkołaka!

Dantlan od razu przyjrzał się przeciwnikowi, który miał siedem stóp wzrostu, zaś jego klatka piersiowa miała dwie do trzech stóp, zaś cały był koloru rudego.

Ponadto Lis dalej nie widział oznak starzenia się, co pogarszało ich sytuację, zważając na to, iż był istotą magiczną, co dawało mi prawie całkowitą niewrażliwość na magię. Tylko na magię, ale na jej skutek już nie.

-Co za cholerstwo?!-krzyknął Krasnolud.

-Nie chcesz wiedzieć-syknął na widok Wilkołaka, zaś Patro wypuścił bełt, który trafił w klatkę piersiową stworzenia, które nic sobie z tego nie robiło.

W umyśle Dantlana kształtowały się już dwa zaklęcia. Każde zawierało w sobie kilka elementów i każde było w pewnym stopniu niebezpieczne dla drużyny. Gdyby nie zadziałały osłony, oni również padną ich ofiarą, gdyż zamierzał użyć do ataku nieco większej siły.

-Nikt nie może poznać Sekretu-powiedział, zaś oczy Lisa zabłysły niebezpiecznie.

Gdy tamten zaczął wypowiadać pierwsze słowo, Dantlan już skoncentrował się, zaczynając odpowiednio kształtować zaklęcie, którego musiał określić każdy element.

Na początku należało określić miejsce, w którym wszystko zacznie się tworzyć.

Dłoń Maga zaczęła drżeć w kontrolowany sposób.

Pierwsza część zaklęcia traktowała o zgromadzeniu sporej ilości wodoru w powietrznej izolacji, po czym ścisnąć to do granic możliwości. Nie było to trudne, a nawet wręcz przeciwnie, proste i szybkie.

Drżenie wzmogło się tak, że przeszło w trzęsienie się.

Druga część traktowała o zgromadzeniu tlenu, wokół powietrznego izolatora wodoru, w izolatorze od pozostałej części powietrza. Po tym trzeba było ścisnąć tak, by utworzyło grot.

Trzęsienie przeszło w regularne obroty kosturem.

Trzecią częścią zaklęcia było wystrzelenie go do celu, który w tym wypadku był Wilkołakiem.

Obroty przeszły w gwałtowny ruch kosturem, z pozycji pionowej do pozycji, w której kąt nachylenia między drewnem, a podłogą, wynosił czterdzieści pięć stopni.

Wszystko to trwało kilka sekund, kiedy to wraz ze sprężeniem się Wilkołaka do skoku, trzeci element wszedł w fazę działania.

Zaklęcie było o tyle dobre, iż grot był ostry i niewidzialny, a jednocześnie zrobiony z powietrza, a raczej jego elementów. Po rozpadzie nie zostawiał żadnych śladów.

Zaklęcie miało się utworzyć przed Tatrem, potem wystrzelić ku klatce piersiowej Wilkołaka, gdzie miało się wbić w ciało na długość grotu, czyli około dziesięciu centymetrów, nie przebijając się na drugą stronę ciała.

Grot miał utkwić w ciele, zaś jego tył miał być dokładnie na równi z ciałem, zasklepiając ranę swoją tylną częścią. Wtedy powinien uwolnić się tlen, gdyż Mag chciał pozwolić izolacji na rozpad.

Uwolnienie tlenu miało być pierwszą częścią, wzmacniającą i inicjującą drugą część, polegającą na uwolnieniu wodoru.

Połączenie powinno spowodować wybuch, wzmocniony tlenem, zaś ilość dwóch składników, powinna wystarczyć do rozsadzenia Wilkołaka dwa razy bardziej wytrzymałego pod względem ciała i kości, na strzępy.

Nie mniej jednak jego uwaga pozostała również przy drużynie.

Feliks wykazał się przytomnością umysłu, zaś jego pomysł nie był zły, przeciwnie, kwalifikował się do kategorii dobrych pomysłów.

Vanya ściągała na siebie uwagę, wyprowadzając swój atak, na który Lis miał szczerą nadzieję, iż nie spowolni, ani nie zatrzyma Wilkołaka.

Keith wystrzelił z kuszy, zapewne w kierunku głowy.

Vaelen zaczął rzucać zaklęcie.

Lenard chciał zaatakować z zaskoczenia.

Tymczasem on był gotów korygować lot pocisku, ponieważ on znał jego aktualne położenie. Był gotów wprowadzić korektę lotu, gdyby tamten wykonał jakiś ruch, który pomógłby mu uniknąć pocisku.

Energia kinetyczna Wiolkołaka i grotu, były naprawdę duże, więc szanse wbicia się, były ogromne.

Taki cios powinien być zdolny nawet do odrzutu Wilkołaka lub całkowitego zatrzymania go, więc mniej-więcej w połowie drogi pomiędzy miejscem startu, a Krasnoludami, powinien stanąć.

Jeżeli jednak Wilkołak przeżyje i dalej będzie agresywny, postanowił uszkodzić mu zmysł słuchu.

Zaklęcie drugie polegało na wytworzeniu bariery powietrznej przy małżowinach usznych stworzenia, a wewnątrz chciał wytworzyć, za pomocą poruszających się cząsteczek, fale dźwiękowe liczące sobie około stu pięćdziesięciu decybeli do dwustu decybeli. Jednocześnie bariera powinna zatrzymać fale, by nie rozchodziły się poza małżowiny uszne stworzenia.

Jeśli i to nie zatrzyma Wilkołaka, wykona obrót wokół własnej osi, po czym gwałtowne nachylenie kostura względem ziemi do czterdziestu pięciu stopni i wystrzelenie ognistego pocisku wprost na łeb stworzenia.

Pierwsze zaklęcie mogło mu zużyć około ćwiartki tego, co miał w sobie, czyli około ósmej części całej magii, którą mógł pomieścić.

Drugie zaklęcie mogło pochłonąć piątą część aktualnej magii, czyli dziesiątą część całej jego pojemności magicznej.

Trzecie było w stanie ująć mu dziesiątą część tego, co miał w sobie, jednocześnie będąc dwudziestą częścią całej pojemności.

W sumie jego magia, względem całej swojej pojemności, mogła mu zabrać o czterdziestą część więcej niż ćwierć tego, co może w sobie pomieścić. Było to uczciwą ceną za destrukcję Wilkołaka.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 19-04-2009, 21:00   #110
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kiedy tylko stwór skoczył na krasnoludów, a dokładniej na stojącego w pozycji obronnej Tatra, Vanya rzuciła w niego z całej siły jabłkiem. Bezbłędnie.

Owoc odbił się od głowy wilkołaka ze sporą mocą, jednak ten nie raczył tego zauważyć, tak jak nie zauważył bełtu. W tym samym czasie swoje zaklęcie uaktywnił Dantlan wykonujący dotąd dziwne ruchy.

Niewidzialny „grot” tlenu i wypełniony wodorem wbił się prosto w pierś przeciwnika hamując jego skok w końcowej jego fazie. Tak jak przewidywał czarodziej, pocisk wbił się na kilka cali i uwolniony wodór wybuchł.

Eksplozja była jednak mniejsza niż teoretycznie być powinna. Wypaliła wilkołakowi co prawda dziurę w klatce piersiowej, jednak była ona głęboka najwyżej na dwa palce.

Kiedy wróg się zatoczył lekko do tyłu w wyniku wybuchu, Keith puścił spust kuszy i ognisty bełt pomknął do celu, którym był tył głowy wilkołaka. Pocisk wbił się głęboko zapalając rude futro, zaś ogień szybko się rozprzestrzeniał na całe ciało.

Jednak, tak jak w przypadku wcześniej wystrzelonego bełtu, wróg nie zauważył ataku. Zaś płonące futro… zdawało się mu pomagać – nie dawał żadnych oznak że go parzy, zaś płonące szpony wyglądały o wiele bardziej niebezpiecznie niż zwykłe szpony.

Mimo potencjalnej użyteczności ognia, wilkołak zawył w stronę sufitu, a płomienie na jego ciele natychmiast zniknęły, a na spalonej i śmierdzącej skórze po chwili wyrosła nowa, ruda sierść.

Wycie wilkołaka przerwał Vaelen, który cisnął w niego wcześniej przygotowanym czarem. Lecz… coś poszło nie tak. Różnokolorowa kula, zamiast trafić prosto w przeciwnika, musnęła go tylko i uderzyła o ścianę, na której się rozproszyła.

W następnej chwili pojawił się Honogurai. Dosłownie się pojawił – przeteleportował się za plecy wilkołaka, gdzie zamierzał dźgnąć go mieczami. Na swoje nieszczęście nie zauważył małego przedmiotu leżącego teraz tuż obok jego stóp. Zielone jabłko.

Kiedy zabójca wyprowadzał atak, poślizgnął się o owoc i stracił równowagę. Żeby uniknąć upadku, musiał upuścić broń i rękami odbić się od ziemi. W rezultacie udało mu się nie wylądować znów na podłodze, jednak nie miał broni i stał twarzą w twarz z wilkołakiem.

Stwór uderzył go łapą nie biorąc nawet zamachu – Honogurai poleciał kilka jardów do tyłu lądując na plecach pod ścianą. Próbował oddychać… bolało. Prawdopodobnie miał złamane żebro, zaś krew w ustach zdawała się to potwierdzać.

Kiedy jeszcze wilkołak kończył atak, do akcji wkroczył Feliks ze swoją najnowszą bronią – zaostrzoną nogą od stołu. Wydzierając się, Wróbel natarł na wilkołaka prawdopodobnie chcąc go nadziać. Udałoby się, gdyby stwór nie chwycił „dzidy” i nie machnął nią wokół siebie pociągając Feliksa razem z nią, puszczając ją na końcu i posyłając pijaczynę na regał z książkami.

Zderzenie z nim nie było aż tak bolesne, jak cios zadany Honoguraiowi – Wróbel nie miał nic złamanego. Tylko rzyć go bolała od uderzenia.

Uderzenie serca później wilkołak się skrzywił z powodu miecza, który przebił mu pachę i przeszedł na wylot przez ramię. Równocześnie z mieczem uderzył młot bojowy Tatra mierzący w rzepkę kolanową, zaś Halg znalazł wreszcie spust swojego pistoletu i strzelił, zaś Lenard, który czaił się za plecami stwora, ciął mocno mieczami w miejscu łopatek.

Coś w kolanie stwora chrupnęło, zaś wielka żelazna kula trafiła w głowę przekrzywiając ją do tyłu, a z pleców obficie zaczęła płynąć krew. Zanim jednak wilkołak zdołał cokolwiek przedsięwziąć, z jego uszu trysnęła krew i wszyscy usłyszeli… wibrujący dźwięk.

Okazało się to zasługą Dantlana, który przy pomocy wysoko-decybelowego odgłosu rozsadził bębenki stwora, zaś echo dźwięku było słyszalne dla wszystkich.

W następnej chwili, jak na zawołanie, oczy wilkołaka zostały skute lodem w wyniku zaklęcia Keitha, a Lis – robiąc spektakularne ruchy – dokończył dzieła kulą ognia wystrzeloną z kostura.

Wilkołak upadł. Jego ciało było tak zmasakrowane, że było pewnym że nie żyje. Że to już koniec walki.

Jednak nie był to koniec walki. Po niespełna kilku sekundach – kiedy Honogurai i Feliks zdążyli wstać, wilkołak podniósł się raptownie z ziemi – nie przeszkadzała mu krwawiąca rana w ramieniu, ani zmrożone oczy, ani wypalona dziura w klatce, ani dziwnie przekrzywiona szyja, ani zmiażdżone kolano, ani bełt wystający z tyłu głowy, ani krwawiące uszy, ani futro przypalone przez ognistą kulę, ani paskudne i teoretycznie śmiertelne rany na plecach.

Stał pewnie, a po sekundzie równie pewnie skoczył stając na rękach i robiąc swoisty obrót wokół siebie – jego nogi wystrzeliły na zewnątrz, niechybnie zwalając z nóg wszystkich w zasięgu. Czyli wszystkich w pomieszczeniu.

Wszyscy upadliście i usłyszeliście kolejne wycie wilkołaka. Przeciągłe, potępieńcze wycie, w trakcie którego wilkołak wracał do normalności – dziura w klatce piersiowej się zrosła, kolano i szyja były jak należy, bełt z tyłu głowy spadł na ziemię, uszy przestały krwawić a rany w ramieniu i na plecach zniknęły.

Kiedy wstaliście, wilkołak był jak przed walką. Jednak nie tylko on się zmienił. Zauważyliście że dywan... zmienił kolor. Dokładniej połowa dywanu - ta bliżej drzwi wyjściowych nadal była czerwona, zaś ta bliżej pomarańczowej ściany już biała.
- Ty – wilkołak znów przemówił chrapliwym głosem zwracając się do Dantlana, jednocześnie szykując się do skoku. – Ty zginiesz pierwszy.

Skoczył. Czarodziej miał znikome szanse na obronę – widok ostrych kłów i szponów lecących z zawrotną szybkością zmroziłby wiele, bardzo wiele osób.

Jednak te kły i pazury nie dosięgły Lisa. Obiły się od trójkątnej tarczy. Tatro stanął pewnie przed czarodziejem przyjmując na siebie impet ciosu wilkołaka. W rezultacie krasnolud wrzasnął z bólu i opuścił tarczę, zaś stwór chwycił go za ramię i rzucił o ścianę robiąc pełen obrót.

Krasnolud poleciał i wyrżnął w ścianę plecami, lub głową – uderzył tak szybko, że nie byliście pewni. Upadł na ziemię, nie ruszał się.
Na pewno nieprzytomny.
Prawdopodobnie martwy.
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 26-04-2009 o 14:03.
Gettor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172