Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2009, 19:57   #11
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Bycie niebieskim nie było najlepszą nowina dla Feliksa, oj nie było. Ujrzawszy swoją niebieską twarz odbitą w manierce wybałuszył okropnie oczy sprawiając wrażenie złośliwego, niebieskiego potworka. Trzeba przyznać, wymiotować to on umiał. Tak konkretnie umiał, że prócz butów nie obryzgał sobie nic. Zdążył tylko wrzasnąć nim stracił przytomność.
-Umieram!
Upadł i chyba nawet po kolana w swe wymiociny. Stęchły zapach dopił się nawet przez sen do jego nozdrzy. Była to huśtawka snu i jawy kiedy otwierał jedne oko i ponownie tracił przytomność tylko po to aby poczuć smak ohydnej odtrutki i znowu zasnąć. Lecz i sen i jawa były nieprzyjemne. Sen...

Miliardy czy tysiące biorąc pod uwagę średnie umiejętności liczenia Feliksa. Niemniej tyle to masywnych butelek po winie tańcowało wokół ogniska. Szklane łapy wymachiwały mieczami, a wymalowane na etykietach twarzy były tak znajome, aż za bardzo znajome. Szczerzyły się wrednie i wyszydzały chlapiąc winem wsiadającym ubitą ziemię. Cóż za marnotrawstwo. Obijały się o siebie w rytm przyśpiewki, wokół roztaczał się zapach palącego się świerku. Butelka-przywódca z czego do Feliksa docierało najbardziej „wódca” zakrzyczała. Charakterystyczny czarny płaszcz powiewa na wietrze wraz z luźnymi, także czarnymi rękawicami na niby-łapach. Denko wbiło się w ziemię za każdym susem jak zaniżała się w jego stronę. W szkle dojrzał tylko swe młodsze oblicze.

Potępieńczy ryk budzącego się Feliksa rozbrzmiał po sali. Wstał na równe nogi, że aż mu pociemniało w oczach. Złapał się za serce. Nie byli jego manierki. Fakt faktem, że coś teraz z nią było nie tak lecz właśnie ona mimo wszystko była zestawem przetrwania kiedy inny alkohol nie był dostępny. Mimo bólu i zawrotów głowy zlekceważonych z nawyku dobiegł do towarzyszy zaplatając pokracznie nogi. Nieprzyjemna woń zwiastowała jego przybycie. Z początku drętwe palce odzyskały sprawność. Po raz kolejny wytrzeszczył oczy spoglądając na miasto.
-Cholera, koszmar za koszmarem..
I ze stoickim spokojem podszedł do ściany, oparł się na niej dłońmi i równo trzy razy przyłożył w nią łbem. Zdawało się mu, że echo wybije zęby. Odskoczywszy łapał równowagę, a głowa chodziła niczym łeb prującego dzięcioła. Odgłos plasku rozbrzmiał po sali, a Feliks postanowił przytrzymać głowę dłońmi. Koszmar, przed upadkiem zatrzymał go stolik z szklanymi pojemnikami. Był niepocieszony, nic nie wyglądało na alkohol. Kiedy Gihed oddał mu obmytą manierkę i mógł ja schować na należne miejsce uspokoił się. Kropelka potu spłynęła po czole, wyszczerzył się paskudnie. Sam fakt ponownego jej posiadania stał się balsamem na umęczone ciało. Za to brak alkoholu w pobliżu – raną na umysł. Podciągnął pas i spodnie, głupkowaty wyraz twarzy jeszcze długo tam przebywał. Dopóty nie przemówił.
-Potrzebuję wódki, wina i piwa. Potem przydałyby się solidne tarcze i jakąś taka jakoś taka jakaś broń na drzewcach. Byle dalej od tego.
Sukces, znanie wydukane. Na pograniczu jaźni alkoholika tkwiły obrazy z koszmaru. I to o czym śnił nie podobało się mu. Posmak odtrutki przeszkadzał w sprawnym połykaniu śliny, głowa bolała. Nie kręciło się. Wziął mocny wdech powietrza, poprawił rękawice na dłoniach i wlepił ślepia na innych. Już chciał upić łyk z manierki kiedy zaprzestał tego zamiaru.
-Trzeba poczekać.
Wymamrotał do siebie pod nosem i oparł się o ścianę. Widzą, że szykuje się jakąś walka nieporadnie wyjął swój gnomi pistolet. Przyglądając zapełnienie komór łapał dziwnego zeza, a celując lufą w oko wygadał komicznie. Wreszcie doszedł do ładu jednej wolnej komory i pozostałych naładowanych. Powrotnie włożył broń za pas.
Słoneczny acz niepełny uśmiech, ot co dane było kolejny raz podziwiać zgromadzonym.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 13-01-2009, 22:51   #12
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wścibianie nosa w nie swoje sprawy (a dokładniej w każdy kąt), co z taką ochotą realizował Honogurai, nie leżało w zwyczajach Keitha. Nie wypadało czegoś takiego robić, poza tym zazwyczaj źle coś takiego wpływało na humor pana penetrowanego domu. Najwyraźniej jednak Gihed nie obserwował schodów, albo było mu całkiem obojętne, co robią jego mniej czy bardziej niemile widziani goście. W każdym razie w żaden sposób nie zareagował.

Schody skończyły się nagle. Drewniana klapa otworzyła się bez problemów, zaś Gihed, ku zdziwieniu Keitha, nawet nie mrugnął na ich widok. Jego twarz, zamiast tradycyjnej niechęci do całego świata, wyrażała raczej pytanie 'Co wam zajęło tyle czasu?'.

Eksplodujący królik nie zrobił na Keithu takiego wrażenia, jak całkiem przyjacielskie nastawienie Giheda. Mag rozmawiał z nimi tak, jakby był normalnym człowiekiem, a nie superzłośliwym gnomem, którego obawiała się cała okolica.

*Może to wpływ tej mgły* - pomyślał nieco złośliwie Keith.

Widoczne ponad powłoką mgły resztki budynków - wieża ratusza czy co wyższe fragmenty murów obronnych - wyglądały całkiem normalnie, natomiast to, co kryła w sobie mgła...
Czar prawdziwego widzenia, czy też widzenia przez mgłę, jak zwał, tak zwał, pozwolił ujrzeć rzeczy, które nie wprawiły Keitha w zachwyt. Wprost przeciwnie - był w stanie całkowicie zgodzić się z Gihedem - najnormalniej w świecie mieli przerąbane.

Ciekawą obserwację przerwał występ artystyczny w wykonaniu Feliksa. Keith mógłby się założyć, że potwory zza okna nie są w stanie wydawać równie przerażających odgłosów.
Gdy pijaczek wreszcie się uspokoił Keith spytał:

- Rozważałeś, magu, ucieczkę powietrzem, albo pod ziemią?

Gihed pokręcił głową.

- Byłoby to samobójstwem, ponieważ w mieście panuje strefa dzikiej magii. Wszystkie zaklęcia zaczynają wariować - wyjaśnił na użytek nie-magów. - Na przykład chcąc się przeteleportować kilkanaście jardów w przód możesz zostawić z tyłu nogi. Albo chcąc wystrzelić z palców strumień ognia możesz wystrzelić strumień kwiatów.

- Czy można spróbować cisnąć błyskawicę albo coś innego w takiego potworka?

- Spróbować można, ale... Po prostu nie wiem, jaki byłby skutek. Abstrahując od problemu mgły i dzikiej magii... Te materialne stwory powinny być podatne, ale te inne... Nie mam pojęcia.

- Czy ilość mgły zmniejsza się, czy trwa bez zmian? - Keith zadał kolejne pytanie.

- Z pewnością się nie zmniejsza. Może nawet gęstnieje.

Jak na razie nie wyglądało na to, że Gihedowi znudziło się udzielanie odpowiedzi. Keith postanowił zatem kontynuować.

- Ciekawe, jak długo ten stan się utrzyma. Może one walczą ze sobą? Może się same pozjadają, albo umrą z głodu ewentualnie rozpłyną się wraz z mgłą.

Gihed uśmiechnął się. Dość krzywo.

- Mnie też to ciekawi, ale nie aż tak, by wyjść i sprawdzić. Uważam jednak, że sycą się magią z mgły.

- Czy w takim z tej mgły można by niejako "wyssać" magię?

- O tak, jak najbardziej. Jednak odradzam taki pomysł. Magia panosząca się w mieście jest dzika, nieznana i nieokiełznana. Może nie zechcieć się podporządkować i w rezultacie czerpiąc z niej energię można skończyć tocząc wewnętrzną walkę umysłową, lub nawet gorzej.

Wesołe to nie było. Gdyby można wysączyć z mgły magię, to problem by zniknął. Prawdopodobnie.
Kolejny pomysł do wyrzucenia.

- Ile dni wytrzymamy, zanim umrzemy z nudów lub z głodu? - spytał. Odpowiedź na to pytanie była dość ważna...

- Jedzenia ma pod dostatkiem na co najmniej tydzień dla wszystkich w wieży - odparł Gihed. - Natomiast co do nudy... Siedzę w tym budynku już dobre piętnaście lat i nigdy mi się nie nudziło.

Patrząc na to, co znajdowało się w tym pomieszczeniu, Keith mógłby się z tym zgodzić. Same książki zapewniłyby wiele ciekawych zajęć każdemu, kto potrafił czytać. Ale informacja o jedzeniu była mniej przyjemna...

*Tydzień czasu... Trzeba będzie szybko myśleć..."

- Na jakiej zasadzie działa magiczna osłona wieży? - uzmysłowił sobie nagle, że przecież w tej chwili są poza zasięgiem potworów. - Czy jest w wieżę niejako wbudowana? Przypisana? Nie można by tak jej wziąć i przesuwać po kawałku w stronę murów? Mieszkańcy wieży pod osłoną osłony - uśmiechnął się lekko - wydostaliby się z miasta...

Gihed pokręcił głową.

- Ta osłona to nie moje dzieło. Wieża została zbudowana z tymi osłonami i zabezpieczeniami, które same ładują się magiczną energią. Tak więc jeśli ktokolwiek chciałby wziąć którąś z osłon ze sobą, to musiałby określić, jaka część budynku odpowiada za jakąś ochronę, wyjąć ją i zabrać ze sobą.

- Odpada - Keith zrezygnowany machnął ręką. - Ale dziękuję. Jak tylko wymyślę coś jeszcze, to nie omieszkam spytać.

Na twarzy Giheda pojawił się grymas, który można by zinterpretować na różne sposoby, ale nie zaprotestował.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 14-01-2009 o 15:16. Powód: Jeszcze jedno pytanie
Kerm jest offline  
Stary 16-01-2009, 20:25   #13
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
- Oczywiście teraz to wszystko pewnie jest ruiną… Wybuch niszczył wszystko co stanęło mu na drodze…

Lenard ze skupieniem słuchał słów Telaka, gdy nagle jego uwagę odwróci Feliks, który klęcząc na kolanach "ozdabiał" właśnie podłogę swoimi wymiocinami. Twarz mężczyzny nabrała nienaturalnego, błękitnego koloru, po chwili leżał już na ziemi pozbawiony przytomności. Najemnik z zażenowaniem przyglądał się temu zdarzeniu, jednak szczerze mówiąc, los tego pijaka nie wiele go obchodził, w końcu tak to jest, gdy zapomina się o umiarze.
Telak jako pierwszy odkrył co właściwie się stało, winna całemu zamieszaniu była wódka Feliksa, w której najwyraźniej znalazła się jakaś nieznana substancja. Kowal z łatwością zarzucił sobie mężczyznę na ramię i ruszył na górę, Spoon nie czekał na reakcję pozostałych i szybko doń dołączył.
Na miejscu czekali już na nich Keith, Dantlan oraz Honougari, a także i słynny Gihed. Trzeba przyznać, iż spokojnie siedzący sobie przy biurku gnom nijak nie pasował do opisów, które Lenard słyszał u miejscowych.

*Czyżby te wszystkie historie na jego temat były bujdą?*

Chwilę później mag udowodnił, iż zna się na tym co robi, bowiem gdy tylko Telak wyjaśnił mu co stało się z Feliksem, ten niemal błyskawicznie rozpoznał jego objawy i podał odtrutkę.

- Cieszę się, że jesteśmy w komplecie bo muszę wam coś pokazać – powiedział w końcu Gihed prowadząc wszystkich do okna. – od kilku dni pracowałem nad magicznym usunięciem mgły, kiedy nagle wpadłem na inny pomysł – dostosowanie wzroku do widzenia przez nią. A powinniście wiedzieć co się kryje w tym miasteczku, oj powinniście…

Najemnik podszedł do jednego z okien, początkowo mgła przysłaniała mu widok na miasto, jednak gdy zaklęcie gnoma zaczęło działać jego oczom powoli ukazywały się zarysy domów oraz dziwnych postaci. Jego ciałem wstrząsnęły dreszcze, Lenard nie należał do osób tchórzliwych, lecz to co ujrzał przepełniło go grozą. Po mieście przechadzały się jakieś zdeformowane, mroczne istoty, Spoon wielokrotnie walczył z ludźmi, ale nie potrafił sobie nawet wyobrazić jak mógłby zmierzyć się z czymś takim.
Niczym zahipnotyzowany przyglądał się ruinom miasta starając się przypomnieć jak wyglądało ono przed pojawieniem się mgły.

*A więc znaleźliśmy się w więzieniu.*

Po krótkiej chwili rozmowę z Gihedem podjął Keith, ona także nie napawała najemnika zbyt optymistycznie. Już sama świadomość, iż są otoczeni przez jakąś mgłę w której efekty używania magii były nie przewidywalne, a armia istot żądnych ludzkiej krwi czyha na nich pod drzwiami wieży, to jeszcze zapasy jedzenia miały wystarczyć tylko na tydzień. Prognozy nie były zbyt dobre...

- Gihedzie czy myślałeś już nad jakąś drogą ucieczki? Jesteśmy tu kompletnie uwięzieni czy też istnieje dla nas jeszcze jakaś szansa?- spytał najemnik po chwili ciszy.

Gnom zmarszczył brwi i spojrzał na Lenarda - Póki co skupiłem się na poznaniu natury naszych wrogów, dlatego właśnie opracowałem czar rozpraszający mgłę. - palcem wskazał w stronę okna -Skutek możecie ocenić sami.

- Rozumiem, ale może domyślasz się w jaki sposób powstała ta mgła? Co takiego mogło ją wywołać?

- Dobre pytanie, nie jestem jeszcze do końca pewien, lecz moim zdaniem mgła jest efektem wybuchu, który niedawno miał miejsce. - odrzekł spokojnie Gihed.

Spoon na chwilę pogrążył się w rozmyślaniach, wszystkie informacje musiał sobie teraz spokojnie poukładać w głowie, liczył, iż uda mu się wpaść na jakiś sensowny plan pozwalający bezpiecznie opuścić wieżę.
Westchnął cicho *Nadzieja matką głupich...*
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 17-01-2009, 20:45   #14
 
Kirosana's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirosana nie jest za bardzo znany
Honogurai otworzył klapę i wszedł do środka. W jego nozdrza uderzył mocny zapach zatęchłych ksiąg i... magii.

Wszedł jednak do środka i bez słowa obserwował eksperyment Giheda. Patrzył jak królik się nadyma, aż w końcu ten wybuchł. Chłopak ściągnął jakiś większy flaczek z twarzy i otrzepał się z reszty.
"Niby taki mały królik a ile flaków ma..."

- Cholera jasna! – zaklął Gihed odwracając się. – Ach! Nie zauważyłem was.
Zeskoczył ze stołka i podszedł do każdego z przybyłych przyglądając im się dokładnie.
- Hmm… wyglądacie zdrowo… nawet bardzo – nastąpiła chwila milczenia w trakcie której czarodziej utkwił na chwilę wzrok na Dantlanie. – W każdym razie w porównaniu z tymi na mieście. Chcecie czegoś konkretnego, czy przyszliście się przywitać?
-Widziałem po drodze pewien amulet...- zaczął Honogurai -
Zastanawiałem się czy posiada on magiczną moc, bo...
Nim skończył Gihed pokazał mu amulet:
- Ten amulet? – upewnił się, na co Honogurai pokiwał głową. – To nic takiego. Zwykła pamiątka rodzinna.
"Jak on to zrobił? Rzucił czar? Chyba tak... Czuć było lekki przepływ... Tylko... jak to zrobił? Przecież nawet nie drgnął... Chociaż... tak! Mrugał. Niesamowite..."
-Rozumiem. Jeśli to nie sekret to: co próbowałeś zrobić z tym królikiem?
-Ach, z tym! Chciałem spróbować zwiększyć jego inteligencję poprzez powiększanie objętości jego mózgu.-zaczął szybko wyjaśniać swój eksperyment-Niestety, jak udało ci się zauważyć całe jego ciało zaczęło się powiększać i niestety tkanki nie wytrzymały takiego obciążenia.
-Hmm... A gdyby tak opracować zaklęcie pozwalające zwiększyć wytrzymałość tkanek takiego królika można by go było powiększyć.-zaproponował Honogurai
Właściwie to tak... Taki królik jednak wyglądałby jak kula... Chodzenie mogłoby sprawiać mu problemy... A tak w ogóle po co powiększać króliki?
-A po co zwiększać ich iloraz inteligencji? Ale nie mamy czasu na to...

Wtem do pokoju wparowała reszta. Nieśli nieprzytomnego Feliksa.
"On nie jest z tych co potrafią schlać się do nieprzytomności. On ma zbyt... twardy łeb."
Chłopak oglądał z podziwem jak gnom krząta się przy tworzeniu odtrutki.
"Musi się na tym znać... Z nim możemy przeżyć..."
Mag wlał Feliksowi maź do gardła.

- No dobra, nic mu nie będzie. – zakończył czarodziej wzdychając ciężko.
Po chwili dodał:
- Cieszę się, że jesteśmy w komplecie bo muszę wam coś pokazać – powiedział w końcu Gihed prowadząc was do okna. – od kilku dni pracowałem nad magicznym usunięciem mgły, kiedy nagle wpadłem na inny pomysł – dostosowanie wzroku do widzenia przez nią. A powinniście wiedzieć co się kryje w tym miasteczku, oj powinniście…

Honogurai wyglądnął przez okno i już chciał poinformować maga, że jego zaklęcie z jakiegoś powodu nie działa gdy wtem mgła ustąpiła jego oczom i ukazała przeraźliwy widok zniszczonego miasta. Jednak zniszczenia nie były tym najgorszym. Honogurai przeraził się widząc na ulicach różnego typu potwory.

-Cz...czy to są... Czy to są dawni mieszkańcy miasta?-Honogurai zaszokowany spojrzał na Giheda

Chłopak przełknął ślinę i trochę się uspokoił. I przysłuchiwał się pytaniom innych, aż w końcu sam zabrał głos:

-Gihedzie mówiłeś, że ta magia z mgły jest dzika i nieokiełznana. Jeśli ją wchłoniemy to doznamy rozdwojenia jaźni, czyż tak? Jednak czy będą jakieś pozytywne skutki? Jakieś nieznane moce i umiejętności? I czy człowiek może pochłonąć ją całą? A może moglibyśmy spróbować stworzyć coś w stylu pompy, która odpompowała by magię do jakiegoś zbiornika? Nie przetrwamy przecież nawet minuty w walce z tymi stworami... Może uda nam się wybić je głodem?

Ból znów szturmem zdobył skornie chłopaka. Rozmasował je powoli, nie chciał jednak nadużywać magii w tym stanie.

-Mogę gdzieś spocząć? Jeszcze nie wydobrzałem.
Gihed wskazał mu jakiś stołek i chłopak usiadł opierając się o ścianę.

-Tak właściwie to kim jest ten elf na dole? Nikt z nas go nie zna.
 
__________________



Kirosana jest offline  
Stary 20-01-2009, 20:17   #15
 
Lavina's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znany
Lekkie zdekoncentrowanie i szum w głowie przeszkadzały jej w myśleniu. Inni najwidoczniej już się pozbierali. Odprowadzała wzrokiem trzech którzy zdecydowali się wejść po schodach na górę Keitha, Honogorai’a i Dantlana. Niespecjalnie wiedziała co ma zrobić ani czy o coś zapytać. Przestała podpierać zakurzoną ścianę i postawiła krok do przodu. Też chciała ruszyć na górę za tymi trzema, jednak zatrzymała się widząc jak Feliks padając na kolana zaczyna zwracać na podłogę.

*ohyda!* - pomyślała i wykrzywiła usta z niesmakiem. - *jeszcze odoru wymiocin tu brakuje*. Pijak podniósł się, a ona chcąc rzucić jakąś obelgą powstrzymała się widząc jak jego twarz robi się niebieska. Nagle upadł. Kowal podszedł do niego i wyciągnął od Feliksa manierkę, a następnie wylał jej zawartość na podłogę.

*niebieska wódka?*

– Może nie znam się zbyt dobrze na magii, ale picie alkoholu nią nafaszerowanego nie jest zbyt dobrym pomysłem. – usłyszała kiedy kowal chował manierkę do kieszeni. A chwilę po tym chrapanie. Spojrzała na Feliksa i ku jej zdumieniu zamiast być trupem po prostu spał.
*niesamowite* - westchnęła, a kowal zarzucił ‘śpiocha’ na ramię i zaczął iść na górę.

Nie oglądając się już więcej ruszyła za nim. Szła dość szybkim krokiem lecz pilnowała odstępu kilku schodów jakby w obawie, że wiszący na ramionach kowala nieprzytomny Feliks znów zwymiotuje.

Schody ciągnęły się i ciągnęły … A przecież, z tego co pamięta, to ta wieża nie była aż tak wysoka. Wiele drzwi i wiele pięter dezorientowało dziewczynę. W końcu dało się słyszeć jakieś odgłosy i kilka chwil później Majolin przechodząc przez dziwną klapę w suficie znalazła się razem z resztą w komnacie maga Giheda.
Telak bez żadnych wstępów skierował się ku Gihedowi i zaczął tłumaczyć co się stało Feliksowi. W tym czasie dziewczyna rozglądała się po Sali.

*chyba tak wyobrażałam sobie wieżę maga* - uśmiechnęła się sama do siebie- *niezwykły klimat*

Poprawiła łuk zawieszony na ramieniu i spojrzała na ludzi w Sali. Tutaj było trochę jaśniej i mogła dokładniej przyjrzeć się wszystkim mężczyznom.

- Cieszę się, że jesteśmy w komplecie bo muszę wam coś pokazać – powiedział w końcu Gihed prowadząc do okna. – od kilku dni pracowałem nad magicznym usunięciem mgły, kiedy nagle wpadłem na inny pomysł – dostosowanie wzroku do widzenia przez nią. A powinniście wiedzieć co się kryje w tym miasteczku, oj powinniście…

Spojrzała przez okno i mimo wielkich starań nic nie mogła spostrzec nic prócz ruin budynków i gęstej fioletowej mgły. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać nad tym co się stało. Otworzyła szeroko oczy w głębokim zdumieniu i trwodze.
Gihed uaktywnił zaklęcie, a jej oczom ukazały się niewidoczne wcześniej monstra. Nie chowając ani cienia swojego zaskoczenia, a jeszcze bardziej przerażenia dziewczyna cofnęła się od okna. Ruiny, mgła, bestie o nieokreślonym kształcie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała. Polowania na zwierzynę na pewno nie równają się z walką z takimi stworami.

-Cz...czy to są... Czy to są dawni mieszkańcy miasta?- powiedział Honogurai, a Majo spojrzała z powrotem w potworną fioletową mgłę. Nie widziała w tych stworach ludzi. Jednak dopuszczając tę możliwość, mogło to znaczyć tylko jedno: wszyscy jej przyjaciele i … Lens … - potrząsnęła głową nie chcąc wierzyć w to co myśli.
- Panowie – powiedział po krótkiej przerwie Gihed. – I panie. Myślę, że mamy zdrowo przesrane.

Słowa maga były dosadne ale i trafne.

*Nie mogą wyjść z wieży, nie mogą używać magii, nie wiedzą co się wydarzy …*
*Tylko siedem dni …* - przykucnęła pod ścianą i zamknęła oczy.

-Może … - powiedziała dość cicho i niepewnie – powinniśmy się zastanowić.- stwierdziła to tak jakby nikt dotychczas nic nie robił w tej sprawie. Dopiero po chwili wyczuła jak rażąco to zabrzmiało. Lecz kontynuowała.- Skoro wybuch nastąpił trzy dni temu może trzeba zastanowić się co go spowodowało ? Co się działo trzy dni temu ? Co wtedy robiliśmy ? Czy coś niezwykłego miało miejsce w mieście? Widziano kogoś obcego? Może to w czymś pomoże … ? –Mimo, że nie było jej w mieście przed samym wybuchem, miała nadzieje, że chociaż jedna osoba z nich wszystkich będzie miała jakieś konkretne informacje. – Czasami poznanie przyczyny prowadzi do poznania ‘wyjścia z trudnej sytuacji’…

Otworzyła oczy, a jej zielone źrenice spoczęły na reszcie zgromadzonych w komnacie.

- A tak poza tym ... - dodała po chwili, teraz już z lekkim zmieszaniem - Jestem Majolin Liwisphares. Trochę późno, ale chyba lepiej niż wcale.
 
Lavina jest offline  
Stary 20-01-2009, 23:28   #16
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Dantlan wchodził po schodach, rozglądając się za wszelkimi pułapkami, lecz nie znalazł żadnej. Zobaczył za to co innego. Widział jak na całej wieży tworzą się pęknięcia, powoli odpadają kamienie, schody zawalają się. Cały budynek na jego oczach rozsypywał się, popadając w ruinę.
Nagle, patrząc pod nogi, stwierdził, że nie ma pod stopami schodów, które leżały gdzieś w dole, zmieniając się w żwir i piach, aż w końcu stały się niczym innym jak kurzem.
Nagle zakręciło mu się w głowie i ledwo zdołał utrzymać równowagę. Gdyby mu się nie udało, niechybnie spadłby łamiąc kości w najlepszym wypadku. Mógł się nawet zabić.
Szybko zamknął oczy i pokręcił głową z irytacją, mamrocząc coś gniewnie, po czym ponownie podjął wędrówkę po schodach.
Idący przed nim Keith i Honogurai powoli starzeli się. Na ich włosach występowała siwizna, która w końcu rozlała się na całą głowę. Na ich ciele pojawiało się coraz więcej zmarszczek, zaś sami zapadali się w sobie, aż w końcu zaczęli rozkładać się. Widział jak skóra odchodzi płatami...
-Dość!-mruknął do siebie, zaciskając zęby oraz dłonie. Prawa ręka, zaciśnięta na lśniącym drewnie kostura, zbielała od siły, z jaką ściskał drzewce, zaś w lewej czuł jak paznokcie wbijają mu się w wewnętrzną stronę dłoni.
Wciąż jakaś cząstka jego osoby nie mogła pogodzić się z przemianą, jaką doświadczyło jego ciało i to właśnie przez tą cząstkę na chwilę tracił nad sobą panowanie.
Nagle zakasłał, przez co musiał się zatrzymać na chwilę. Oddychając ciężko wyciągnął chustę, którą otarł usta. Gwałtownym ruchem schował ją, ruszając za dwoma towarzyszami. Coś czuł, że swobodnie może ich tak nazywać, gdyż ich wspólny pobyt nie skończy się tak szybko.
Kiedy doszli na szczyt, Mag musiał chwilę odpocząć. Przeklęte, słabe, śmiertelne ciało. Nikt nie miał pojęcia jak bardzo te trzy określenia pasują do niego. Może i był słaby, ale był też niezależny i nie potrzebował pomocy od nikogo. Do tej pory musiał sobie radzić sam i będzie sobie radził sam, gdyż nikt nigdy nie będzie mógł pomóc.
Spojrzał w górę, na otwartą przez Honoguraia klapę w suficie, po czym skrzywił się.
-Ahe nends perhantiar monsire!-wycharczał, gdy nagle został podrzucony do góry, gdzie opadł na podłogę z wysokości około centymetra. Paradoksalnie łatwiej było mu dostać się na górę za pomocą magii niż korzystając z własnych sił. Ponadto oprócz tego, że było łatwiej, kosztowało to mniej sił.
Kiedy Mag był na górze, rozejrzał się i stwierdził, że znajduje się w pracowni Maga z wieży. Były tu księgi, fiolki, słoje oraz źródła magii, zaś źródłem najbardziej emanującym magią była księga "Magia – źródła i podstawy". Nauczył się nie ufać pozorom, więc wcale go to nie zdziwiło. Tak samo nie był zdumiony widokiem Giheda, a był łysy, niski gnom, skupiający całą uwagę na króliku. Więź magiczna wskazywała na to, że królik był pod zaklęciem kontroli, rzucony przez Maga.
-Wdech… wdech… wdech… No mały… jeszcze raz… wdech!-nagle zwierzątko eksplodowało, zaś Dantlan miał szczęście, że stał w miarę daleko, gdyż uniknął obryzgania krwią oraz trafieniem przez potencjalnie najgroźniejsze latające wnętrzności. Oberwanie żołądkiem pełnym soków trawiennych nie było tym, co chciałby przeżyć, jednakże nie udało mu się uniknąć uderzenia wnętrznościami. Ponadto młody Mag uważał to za wysoce niestosowne znęcać się nad małymi stworzonkami. Na świecie chodziło tyle męt, a Mag obrał sobie słabiutkie żyjątko. Słabe jak on, Dantlan. Jakie królik miał szanse na obronę? Żadne. Skrzywił się z niesmakiem i dezaprobatą.
Inną sprawą było to, że wysoce niewłaściwym było brudzenie sobie miejsca pracy, swego własnego gabinetu.
-Cholera jasna! Ach! Nie zauważyłem was-rzekł Gihed.
Lis szybko ściągnął z twarzy kawałek wnętrze królika, czując przypływ mdłości, lecz nie z powodu trafienia częścią zwierzątka, lecz z powodu fetoru, który czuł. Obrzydliwy, wzmocniony zapach uderzył go w nozdrza. Skulił się, walcząc z napływającą treścią żołądkową, która domagała się wyjścia z ciała młodego Maga. Zrobił kilka głębokich wdechów, po czym udało mu się opanować mdłości, co z pewnością nie udałoby mu się, gdyby nie wypił ziół. Wszystkiemu towarzyszył kaszel.
-Mógłbyś następnym razem nie dręczyć zwierzątek i mnie przy okazji?-rzekł zgryźliwie do Maga Umysłu, co nie omieszkał zauważyć.
-Hmm… wyglądacie zdrowo… nawet bardzo-Dantlan skrzywił się, ocierając krew z ust.
-W każdym razie w porównaniu z tymi na mieście. Chcecie czegoś konkretnego, czy przyszliście się przywitać?-dodał Gihed, widząc Lisa.
Honogurai zadał pytanie o amulet, zaś Gnomi Czarodziej zaczął mrugać oczami. Zaklęcie, co było oczywistym, najwyraźniej miało na celu przeszukanie wieży w miejscu, które to wskazał jego towarzysz oraz, jak się miało okazać, przywołanie amuletu. Podobno nie było to nic niezwykłego. Podobno.
Nagle do środka weszła reszta jego towarzyszy oprócz dwóch osób, w tym tego nieprzytomnego.
Telak opisał co się stało Feliksowi, zaś Dantlan spojrzał na towarzysza, oglądając go centymetr po centymetrze. Jego przeklęte oczy widziały truciznę.
-To niedobrze… Chodzi o to, że z alkoholu wychodzą doskonałe destylaty magiczne, a kolor zazwyczaj świadczy o ich działaniu. Chociażby o tym czy jest ono negatywne, czy pozytywne-powiedział niski Czarodziej, szukając pewnej księgi.
-Albo mi się wydaje, albo niebieski to zbyt mało sprecyzowany kolor, czyż nie?-uniósł jedną brew.
-Mam. Kolor niebieski zarezerwowany jest dla… o kurwa-zadowolony wyraz twarzy szybko zniknął z twarzy pochylającej się nad księgą o tytule "Skutki uboczne używania magii".
-… dla trucizn. Nie rozumiem, przecież pierwsze objawy już minęły-dokończył kowal, patrząc w księgę.
-Mówiłeś, że zwymiotował. Teoretycznie to może być powodem, bo w ten sposób pozbywamy się tego, co zjedliśmy lub wypiliśmy, ale widzę truciznę w nim, więc to poprostu musiała zdążyć się wchłonąć. Można było się tego spodziewać, że trucizna nie ma podstaw ziołowych-mówił tak, jakby wszystko było bardzo oczywiste. Dla niego było.
-Magiczne trucizny są o wiele paskudniejsze niż naturalne-wyjaśnił Mag Umysłu, dodając komponenty do sporządzenia odtrutki.
-To tak jakbyś obserwował roślinę – na początku jest tylko ziarnko, później mała sadzonka, aby w końcu wyrósł piękny kwiat. Obawiam się, że wymioty i omdlenie u tego nieszczęśnika były właśnie ziarnkiem-wyjaśniał dalej.
-Przy czym z truciznami raczej nie trzeba czekać na pełny skutek tyle czasu, ile czeka się na wyrośnięcie roślinki, choć są i taki...-przerwał, kaszląc. W tym czasie Gihed podał Feliksowi odtrutkę, stwierdzając, że będzie dobrze.
-Cieszę się, że jesteśmy w komplecie bo muszę wam coś pokazać. Od kilku dni pracowałem nad magicznym usunięciem mgły, kiedy nagle wpadłem na inny pomysł – dostosowanie wzroku do widzenia przez nią. A powinniście wiedzieć co się kryje w tym miasteczku, oj powinniście...-mówił. Usunięcie magicznej mgły panującej nad całym miastem zdecydowanie nie było dobrym pomysłem.
Dantlan wyjrzał przez okno, a kiedy Mag uaktywnił zaklęcie, zobaczył różne potwory, będący mieszkańcami miasta. Przynajmniej byli nimi kiedyś.
-Panowie I panie. Myślę, że mamy zdrowo przesrane-powiedział Gihed. Lis tymczasem widział jak każde z tych potworów rozpada się na swój sposób, starzeje i niszczeje.
Z tyłu dobiegły głosy budzącego się Feliksa, a inni zadawali pytania Gihedowi. Keith pytał o sposób ucieczki oraz magiczne pociski, lecz Gnomi Mag odradzał.
-Na zewnątrz panuje strefa dzikiej magii. Na zewnątrz. Co by, wiec stało się, gdyby spróbować rzucić zaklęcie od środka wieży, gdzie magia nie jest dzika?-zapytał, dalej przyglądając się potworom i zapamiętując to, co mogło się przydać.
-Nie wiem-odpowiedział pytany, na co Dantlan skrzywił się.
-A wiesz może na ile zachowały w sobie dawnej inteligencji?
-Tego również nie wiem.
-Istnieje coś, co pozwoliłoby zakrzywioną magię przywrócić na właściwy tor?
-Nie wiem-odparł kolejny raz Gihed, na co Dantlan sapnął ze złości, dalej wyglądając przez okno. Jego umysł pracował, zapisując to, o co zapytali inni i odpowiedzi na te pytania.
-Skoro korzystają z magii mgły, to zmniejszenie jej ilości powinno znacząco ułatwić zadanie. Nastąpi wtedy walka o tą magię, gdyż nie wystarczy jej dla każdej istoty, przez co potężniejsze zaatakowane będą przez słabsze, jako, że zużywają najwięcej magii lub potężniejsze wyeliminują większość słabszych. Jedno i drugie jest dla nas korzystne. Może być też tak, że poprostu osłabną, co również działa na naszą korzyść, nieprawdaż?-wyjaśnił Gihedowi w zamyśleniu, wieńcząc wypowiedź pytaniem.
-Skoro można korzystać z magii mgły, to czy nie istnieje coś, co pozwoliłoby wydestylować z dzikiej magii, magię, która zda się do naszego użytku, a potem skompresować ją i zamknąć w jakimś przedmiocie?-zapytał.
-Nie jest mi wiadome czy istnieje coś takiego.
Nagle przyszło mu do głowy coś jeszcze, lecz Majolin ubiegła go.
-Właśnie. Co było przyczyną wybuchu?-zapytał Dantlan, odwracając się na chwilę od okna.
-Czy nie można by było odwrócić proces wybuchu?
-Jeżeli masz coś, co pozwoli cofnąć czas, to tak.
-Może sprawdzić w księdze, za co odpowiedzialny jest kolor fioletowy o tym odcieniu? Być może miałoby to jakiekolwiek znaczenie. Mówiłeś jednak, że osłony wieży czerpią skądś magię. Skąd?-ponownie wyjrzał przez okno.
-Mam pomysł jak odpowiedzieć na moje pierwsze dwa pytania. Jesteś Magiem Umysłu, więc potrafisz przejmować kontrolę nad istotami o stosunkowo niskim ilorazie inteligencji. Mógłbyś spróbować przejść kontrolę nad którąś z istot na zewnątrz. Jeżeli się nie powiedzie, to sądzę, iż wyczujesz co poszło źle-rzekł nieco zgryźliwie. Nie odrywając wzroku od okna, podszedł do półki i wyciągnął rękę w kierunku jednej z ksiąg.
-Teraz nie ma czasu na czytanie. Poczytasz innym razem-odezwał się Gihed, zaś Lis skrzywił się, ponownie zdążając ku oknu. Zgromadzeni mogli usłyszeć jak mamrocze coś o denerwującym nawyku.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 20-01-2009 o 23:32.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 21-01-2009, 02:39   #17
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
- Gihedzie mówiłeś, że ta magia z mgły jest dzika i nieokiełznana. Jeśli ją wchłoniemy to doznamy rozdwojenia jaźni, czyż tak? Jednak czy będą jakieś pozytywne skutki? Jakieś nieznane moce i umiejętności? I czy człowiek może pochłonąć ją całą? A może moglibyśmy spróbować stworzyć coś w stylu pompy, która odpompowała by magię do jakiegoś zbiornika? Nie przetrwamy przecież nawet minuty w walce z tymi stworami... Może uda nam się wybić je głodem?

Pytanie Honoguraia wyraźnie zainteresowało Giheda. Gnom schylił się wpatrując w podłogę i powstrzymując ręką innych od zadawania pytań.
Trwało to kilka chwil, po których czarodziej westchnął ciężko, co nie wróżyło dobrze.

- Obawiam się, że nic dobrego z wchłaniania tej magii nie wyniknie. – powiedział w końcu. – Może znów użyję metafory: Wiadomo nam wszystkim, że dzikie i drapieżne zwierzęta atakują ludzi, ponieważ się ich boją – ludzie są dla nich czymś innym, obcym i nieznanym. Natomiast oswojone zwierzęta nie boją się swoich panów, bo ci je karmią i dobrze traktują. Pod zwierzęta wstaw magię i masz gotową odpowiedź – dzika magia nie przyniesie wiele dobrego czarodziejom, ponieważ nie jest przystosowana do bycia używaną. Będzie się bronić ze wszystkich sił przed narzucaniem jej swej woli. Niewielu wie jak to dokładnie działa, jednak magia którą mamy i używamy na co dzień jest tą oswojoną, a Bractwo zajmuje się zmienianiem niewielkiej pozostałej ilości tej dzikiej energii w bardziej przyjazną. Jak widać będą mieli tutaj masę roboty.

Nastąpiła chwila ciszy, podczas której wszyscy zgromadzeni rozważali słowa Giheda. Pierwszy z zamyślenia wyrwał się Honogurai, który zadał kolejne pytanie:
-Tak właściwie to kim jest ten elf na dole? Nikt z nas go nie zna.
- Obawiam się, że w tej kwestii wiem tyle co wy. – odparł czarodziej.
Następna zabrała głos cicha dotąd Majolin.

- Może … - powiedziała dość cicho i niepewnie – powinniśmy się zastanowić. - stwierdziła to tak jakby nikt dotychczas nic nie robił w tej sprawie. Dopiero po chwili wyczuła jak rażąco to zabrzmiało. Lecz kontynuowała. - Skoro wybuch nastąpił trzy dni temu może trzeba zastanowić się co go spowodowało ? Co się działo trzy dni temu ? Co wtedy robiliśmy ? Czy coś niezwykłego miało miejsce w mieście? Widziano kogoś obcego? Może to w czymś pomoże…? –Mimo, że nie było jej w mieście przed samym wybuchem, miała nadzieje, że chociaż jedna osoba z nich wszystkich będzie miała jakieś konkretne informacje. – Czasami poznanie przyczyny prowadzi do poznania "wyjścia z trudnej sytuacji"…

Odpowiedź ze strony gnoma była chyba jedną z najmniej oczekiwanych – czarodziej najzwyczajniej w świecie podszedł do ściany i rąbnął w nią głową.
- KRETYN! – wrzasnął. – Jak mogłem o tym wcześniej nie pomyśleć?! Jak mogłem… ech, nieważne. – uśmiechnął się serdecznie do Majo, która lekko się zarumieniła i ogólnie była zdziwiona celnością swojej wypowiedzi. – Dobrze mieć kobietę przy sobie. Inny tok myślenia niż nasz, męski często się przydaje w takich sytuacjach.

Następnie gnom podszedł do swojego biurka i rzucił szybko prosty czar, który ściągnął wielki okrągły przedmiot na stojaku na ziemię.
Przypominał nieco kamienny pierścień z runami, który cały czas się obracał. Gihed obejrzał go raz i drugi, puknął weń, na co dziwne urządzenie odpowiedziało małymi, niebieskimi iskrami.

- No dobra… działa. – stwierdził w końcu czarodziej odwracając się do reszty. – Moi drodzy, to jest… eee… to jest… A niech to, nigdy nie nadałem temu czemuś nazwy… Mniejsza z tym. To jest urządzenie, które powie nam za chwilę co się stało trzy dni temu w tym mieście.

- Tak dokładniej – kontynuował Gihed po chwili myślenia. – to to coś pokaże nam największe skupisko energii magicznej, które pokazało się w mieście w ciągu kilku ostatnich dni… ale na jedno wychodzi. No to do dzieła!
Czarodziej wyłamał sobie palce, po czym zaczął inkanować zaklęcie. Początkowo nic się nie działo, tylko pierścień zaczął wirować szybciej w miarę jak wchłaniał energię.

Szybciej… Szybciej… Szybciej! Szybciej! SZYBCIEJ! SZYBCIEJ! SZYBCIEJ! SZYBCIEJ!

Aż nagle… zatrzymał się zupełnie dając wewnątrz siebie obraz dziwnego obiektu.


- Hmm… - powiedział Gihed przyglądając się obiektowi. – Dziwne… Najwyraźniej to coś spowodowało wybuch i całe to zniszczenie które widzimy za oknem… Ktoś musiał to cacko naładować sporą ilością energii i zostawić wiedząc że prędzej czy później magia to rozsadzi i wyleje się na całe miasto. Ale czemu to coś pozostało w jednym kawałku? Ach, nieważne. Nic się nie dowiedzieliśmy tą drogą – sprawca mógł równie dobrze zostawić to coś w mieście w przeddzień wybuchu jak i rok temu. Taka jest podstawowa natura pozostawionej samej sobie magii – niestabilność.
Czarodziej westchnął głęboko i odszedł kawałek przyglądając się miastu i mając nadzieję na niejakie olśnienie.

I nagle się roześmiał.

- Przypomniałem sobie. – powiedział po chwili. – Pytałeś się mnie Dantlanie o charakter fioletowego koloru w magii. Wyobraź sobie że destylaty i mikstury o takim zabarwieniu prowadzą do szaleństwa, obłędu i utraty przytomności. Jakże trafnie to pasuje do naszej sytuacji…

- Jeśli zaś chodzi o kontrolowanie tych na dole… albo w ogóle otwieranie drzwi. – podjął znów. – To zastanów się: nie znamy ich, nie znamy ich możliwości fizycznych ani psychicznych. Mogą się okazać silniejsi ode mnie. Albo, co gorsza, mogą wyczuć przyjazną magię wieży gdy tylko otworzymy drzwi. To by był już koniec, zbiegłoby się całe miasto w kilka minut.
Znów zapadła cisza – Gihed wpatrywał się w okno, a reszta myślała intensywnie nad rozwiązaniem. Po minucie czarodziej podszedł do swojego biurka i otworzył jedną z szuflad. Wyjął z niej nic innego jak flaszkę wódki. Otworzył ją i obejrzał zawartość.

- Czerwona… znaczy ma właściwości lecznicze. – Postawił butelkę na stole. – Lepiej zostawić na później, gdyby ktoś był ranny. – Po czym czarodziej wyjął z biurka jeszcze trzy podobnie wyglądające butelki. – Hmm… jeszcze jedna czerwona, jedna zielona i jedna… biała. Zobaczmy… Zielona oznacza wyostrzenie zmysłów, a biała… poprawę nastroju.
Po tych słowach gnom odstawił dwie pierwsze butelki na stół i wypił łyk ostatniej, po czym puścił ją w obieg.
Na jednych magiczny trunek miał większy wpływ, a na innych mniejszy w zależności od przyswajania alkoholu.

- No dobrze, pomyślmy jeszcze raz. – podsumował gnom. – Jesteśmy tutaj we względnie bezpiecznym miejscu, otoczeni przez wielkie niewiadomo co. Jednak chcielibyśmy być tam, za murami miasta. Hmm… Wielkie niewiadomo co… wiele stworzeń… stworzeń? – zauważył nagle Gihed z błyskiem w oku. – Czy może raczej nieumarłych?

W błyskawicznym tempie czarodziej znalazł się przy jednym z regałów szukając czegoś z godną podziwu szybkością, zrzucając nawet księgi i pergaminy na ziemię.
- Nie… nie… nie… - mówił za każdym razem gdy coś oglądał. – Jest!
Był to zwinięty w rulon zwój przypieczętowany czarnym woskiem, od którego biła pewna, niewielka, ilość magii.

- Proszę państwa – powiedział uroczyście gnom. – Przedstawiam wam czar ochrony przed umarłymi. Jeśli moje przypuszczenia są prawdziwe i ci na mieście rzeczywiście są nieumartymi, to dzięki temu zaklęciu nie będziemy dla nich istnieć. Będziemy mogli przemknąć niepostrzeżenie ku jednej z miejskich bram, o ile nie są zawalone, i czmychnąć z miasta. Możemy także spróbować znaleźć ten tajemniczy przedmiot, który pokazuje mój… moje coś. – tu wskazał na kamienny pierścień na stojaku, który wciąż ukazywał przedmiot na fioletowej ziemi.

- Gdybym miał to wyczerpane źródło, bo ewidentnie niegdyś za jedno służyło, tylko ktoś naładował je poza granice jego możliwości, moglibyśmy dowiedzieć się paru rzeczy – na przykład kto je naładował i kiedy, oraz jaką magię miało w sobie – umysłu, żywiołów, życia czy śmierci.

- Jednak to wszystko jest przy optymistycznym założeniu, że te istoty są nieumarłe… Dantlanie, myślę że trzeba będzie skorzystać z twojego pomysłu ze zbadaniem jednej z tych istot. Hmm… Z drugiej strony… a niech to! To wszystko może się okazać ślepą uliczką… być może ktoś ma lepszy pomysł, choćby na to jak się dowiedzieć czy te stworzenia są rzeczywiście nieumarłe? Albo… ach… już dostaję migreny od tego myślenia…

Czarodziej zachwiał się, po czym usiadł na pobliskim krześle milknąc na następne długie minuty.

Czyżby trzymany przez niego zwój z zaklęciem był przepustką do wolności? A może do zbadania tajemniczego przedmiotu na pierścieniu?

Czyżby to miało być takie… proste?
 
Gettor jest offline  
Stary 21-01-2009, 15:51   #18
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Feliks poczuł się zignorowany. Nie baczył na swój niezbyt zachęcający do wysłuchania wygląd i maniery. W jego mienianiu była to niewypowiedziana obraza. Początkowa chęć do walki minęła gdy zastąpiła ją niechęć do towarzyszy. Dodatkowo irytowały go objaśnienia odnośnie magii, rozumiał je lecz nigdy o takim czymś nie słyszał, nawet jak miał okazję poznać kilku magów to bywali zazwyczaj praktycy niżeli teoretycy. Głośnemu sapnięciu towarzyszył odgłos Feliksa siadającego na ziemi. Oparty o ścianę przełamał się i pociągnął łyk ze swojej manierki aczkolwiek nie był on aż tak znaczny jak poprzednio.

-Chrzanienie. Czarodziej może pomoc, pomoc. Ale nic więcej się nie dowiedzcie. Ja mógłbym wybrać się z jakimś czarodziejem poza wieże i... i... i... i... Przynieść szczura. Reszta może pracować nad czymś co pomoże dalej jak wszyscy stąd wyjdziemy.

Poniósł dłoń w władczym geście, wyglądało to komicznie. Minęło kilka chwil namysłu Feliksa kiedy to postanowił znowu powstać. Wygramolił się i na równych nogach. Spojrzał na gnoma i sięgnął po swój mecz na plecach. Lśniący, zadbany i zdobny.

-To.. eeee... Jeeeest „Szkarłatna Smuga”. Wyyytopiono go z metalu znajdywanego w meteorytach. Może zrobić większą krzywdę tym istotom?

Gnom spojrzał na miecz z błyskiem w oku. Obejrzał go dokładnie.

-Zaiste, wspaniały oręż. Ogólnie sprawę biorąc to taki metal rani dotkliwie istoty magiczne jednakże nie jestem pewien jak będzie z tymi.

Kiedy otrzymał odpowiedź, schował ostrze i zszedł na dół. Stanął na środku miejsca w którym się obudzili i rzucił krzywe spojrzenie śpiącemu elfowi. Wahał się chwilę, zapukał w głowę „bo tak lepiej się myśli”. Podszedł do efla. Potrząsnął swoją manierka i wylał mu alkohol wprost na głowę. Ten się nie ruszał. Feliks splunął na boku, schował manierkę na serce i odsunął się od niego jak od trędowatego.

-Hej! Ten długouchy na dole leży trupem!

Był smętny. Tyle alkoholu stracone na daremne. Elfy zawsze były dziwne – aby nie obudzić się kiedy wódkę leją? Musiało być z nim coś nie tak, przynajmniej mierząc go swej własnej miary. Miary czy umiaru też nie miał.

-Przychodźcie!

Zakrzyczał i pomyślał nad upiciem się. Skoro ma wyjść na zewnątrz to lepiej będzie potem nie pamiętać widoków stamtąd.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 22-01-2009, 21:08   #19
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Mgła była pewną formą dzikiej magii, która została uwolniona. Uwolniona z czego, po co, dlaczego, jak, kiedy, gdzie dokładnie? Na jedno z pytań znał już odpowiedź. Było to pytanie "kiedy?". Zdarzyło się to trzy dni temu, lecz to w niczym nie pomagało.

Ponadto zastanawiał go kolor mgły. Czemu akurat fioletowy? Czy ten, który ją sprowadził, właśnie taką magię chciał wykorzystać czy powstała w jakiś inny sposób? Może losowo?

Jednak dzika magia uczyniła z wódki truciznę. Kolor niebieski. W takim razie mgła nie była magią. Ona była tylko przejawem jej obecności. Na to wskazywała logika. To wskazywało jednoznacznie, że gdyby wódka została jeszcze raz dotknięta dziką magią, mogłaby stać się bazą dla innego eliksiru.

Podejrzewał jednak, że w to dzika magia w chwili wyzwolenia była najgroźniejsza i to ona uczyniła tyle szkód, wliczając przekształcenie ludzi, ale nie przekształcenie wódki w eliksir.

Zaraz... Łuna, jaką widział, miała kolor niebieski, a nie czarny. To po jej przejściu, prawdopodobnie, lub tego co przeszło później, miasto stało się tym, czym jest teraz.

-Muszę znać przebieg wybuchu-wycharczał, powodując napad kaszlu. Gihed musiał wiedzieć co się stało, gdyż siedzi w wieży, a tak potężne zawirowanie magii z tak małej odległości, musiał wyczuć. Musiało go to przyciągnąć, musiał patrzeć co jest powodem tego, musiał widzieć przez okno to, co się działo i w końcu musiał, jako Mag, czuć to, co się dzieje oraz rozumieć to.
-Nie było nic ponadto, co każdy widział-odparł Gihed.
-Nie wiem czemu ominąłeś pytanie o wieżę. Skąd ona bezustannie czerpie magię? Siedzisz tutaj piętnaście lat...-zapytał sarkastycznie, odwracając się ponownie w kierunku okna, słuchając odpowiedzi na pytania innych.
-Wieża pobiera magię z powietrza. Magia ta dla ludzi jest niewyczuwalna, ale Wieża sobie z nią radzi. Czerpie również z ziemi przy fundamentach i sprawa ma się z tym tak samo, jak z powietrzem.

Nagle Dantlan zamarł. Była to istna teoria spiskowa, lecz znajdował w niej logiczne uzasadnienie.

-Mówisz, że Bractwo przekształca dziką magię na magię, z której korzystają Magowie. Domyślam się, że dzika magia powstaje samoistnie, lecz Bractwo przekształca ją tak, że pozostało mało dzikiej magii. A co, jeżeli Bractwo podłożyło coś, w czym zamknęli dziką magię? Co jeżeli był to katalizator wytrącania dzikiej magii?-zapytał z zamyśleniem.
-Twój ruch Gihedzie.
-Nie, żeby to było niemożliwe, ale mam co do tego poważne wątpliwości.

Nagle Gnom podszedł do ściany i uderzył w nią głową. Dantlan zamrugał. Czegoś takiego w życiu by się nie spodziewał.
Po tym Gihed ściągnął ze stołu duży, okrągły przedmiot na stojaku, który wyglądał jak runiczny pierścień. Ponadto nieustannie się obracał, zaś mag umysłu wprawił go w jeszcze szybsze obroty, aż w końcu urządzenie zatrzymało się, pokazując jakiś obiekt.

-Czy dałoby się trochę oddalić, żeby zobaczyć gdzie dokładnie to leży? Warto byłoby namierzyć jakiś punkt charakterystyczny-stwierdził chłodno Lis, słuchając słów Maga Umysłu.
-Niestety nie, to jest prototyp i mieliśmy szczęście, że wogóle coś zobaczyliśmy.
-Czy może to być katalizator wytrącania dzikiej magii?-zapytał ponownie.
-Prawdopodobnie to coś wywołało wybuch, a nie przyspieszyło. Nie wiadomo skąd wzięto taką ilość energii, ale musiało to być potężne źródło. Prawdopodobnie tyle energii byłoby w stanie rozbić górę lub dwie-wyjaśnił Gihed, po czym dodał.
-Pytałeś się mnie Dantlanie o charakter fioletowego koloru w magii. Wyobraź sobie że destylaty i mikstury o takim zabarwieniu prowadzą do szaleństwa, obłędu i utraty przytomności. Jakże trafnie to pasuje do naszej sytuacji...-stwierdził Gihed, zaś młody Mag zamyślił się, siadając na podłodze. Zbyt długo stał w bezruchu, więc nogi zaczęły o sobie dawać znać.
-Jeśli zaś chodzi o kontrolowanie tych na dole… albo w ogóle otwieranie drzwi. To zastanów się: nie znamy ich, nie znamy ich możliwości fizycznych ani psychicznych. Mogą się okazać silniejsi ode mnie. Albo, co gorsza, mogą wyczuć przyjazną magię wieży gdy tylko otworzymy drzwi. To by był już koniec, zbiegłoby się całe miasto w kilka minut-odpowiedział na kolejne pytanie, Mag Umysłu.
-Gihedzie, to ty się zastanów. Czy masz mnie za takiego głupca, że proponowałbym ci oznajmienie całemu miastu wszem i wobec, że jesteśmy tutaj? Nie sądzę. Jako, ponoć silnego, Maga Umysłu, nie sądzę, by ograniczała cię szyba. Czyż to nie proste? Poza tym, jako doświadczony Mag, sądzę, że umiesz przerwać połączenie, gdyby tylko zaczęło dziać się coś, co nie powinno się dziać. Poza tym jestem tu też ja i myślę, że gdybyś dał mi wskazówki jak przerwać ewentualnie niebezpieczne dla ciebie połączenie, to bym to zrobił. Wydawało mi się to dosyć oczywistym-skrzywił się z niesmakiem. Oddech świszczał mu w płucach przy każdym zaczerpnięciu powietrza, co było słychać podczas chwili ciszy.
Gnom podszedł do biurka i wyjął z niego cztery flaszki czerwonej wódki, objaśniając, że ta jest lecznicza, jedną białą, poprawiająca nastrój i jedna zielona, wyostrzająca zmysły.
Dantlan wiedział już, że musi wystrzegać się tej z kolorem zielonym bardziej niż z niebieskim. Nagle dotarła do niego butelka z białym zabarwieniem zawartości, lecz szybko podał ją następnej osobie. Nie chciał stymulować się magicznie, ani ziołowo, gdyż mogło to spowodować przyzwyczajenie umysłu do zwiększonej pracy oraz mniejszą wydajność w naturalnych warunkach.

-No dobrze, pomyślmy jeszcze raz. Jesteśmy tutaj we względnie bezpiecznym miejscu, otoczeni przez wielkie niewiadomo co. Jednak chcielibyśmy być tam, za murami miasta. Hmm… Wielkie niewiadomo co… wiele stworzeń… stworzeń? Czy może raczej nieumarłych?-rzekł Gihed, zaś Dantlan zamyślił się.

W tym czasie Gihed przeszukiwał swoje zwoje, aż w końcu znalazł to, co chciał, czyli zwój z czarną pieczęcią.
Powiedział, że jest to zwój, dzięki któremu można stać się niewidzialnym dla nieumarłych i wszystko byłoby dobrze, gdyby te istoty naprawdę były nieumarłymi. Stwierdził ponadto, że można przeprowadzić na jednej z istot badania.

-Gihedzie, wybacz, ale szczerze wątpię, by oni rzeczywiście byli nieumarłymi. Musieliby umrzeć, po czym zostać przywróconym do życia. O tyle, o ile rzeczywiście mogliby zginąć, tak powstać z martwych już raczej nie koniecznie. Sądzę, że, zważając na charakter mgły, możemy wysunąć wniosek, iż mieszkańcy zostali jedynie zmienieni. Magia była tak silna, że każda cząstka ciała została zmieniona. Takie jest moje zdanie-wzruszył ramionami.
-Sądzę jednak, że badanie tych istot może pomóc chociażby w ich pozbyciu się. Najlepiej by było przyprowadzić dwie lub trzy istoty, jeżeli nie są zbyt silne, a wtedy znaleźć jakiekolwiek cechy wspólne, czy jeszcze lepiej, wspólne słabe punkty-spojrzał na swój kostur, zastanawiając się nad czymś.

Feliks tymczasem zszedł już na dół i ich wołał, zaś Lis skrzywił się z irytacji. Jeżeli ktokolwiek uważa, że on będzie latał w tą i z powrotem, to się grubo mylił. Nie miał zamiaru schodzić stąd aż do chwili, w której nie będzie miał tutaj nic do zrobienia.
-Mogę iść na zewnątrz, ale tylko wtedy, kiedy wyjdzie jeszcze jedna osoba, potrafiąca władać mieczem-rzekł Dantlan, patrząc na wszystkich chłodnymi, pustymi oczami, w których widać było trawiącą go gorączkę. Prawda jest taka, że on wyszedłby tam choćby sam.

-Gihedzie, myślę, że może przydać się odtrutka, gdyż kiedy wrócimy, możemy być już trochę inni, a możemy też być tacy sami. W każdym razie lepiej przygotować odtrutkę-wyraził swoje zdanie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 22-01-2009 o 23:42.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 23-01-2009, 14:50   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rozważania, pytania, odpowiedzi...
Przelewanie z pustego w próżne. Bez względu na to, jakie pytania zostały postawione, główna odpowiedź - na pytanie 'Jak się stąd wydostać?' - nie została znaleziona.

Machnął przecząco ręką, nie chcąc korzystać z żadnych 'pobudzaczy', a potem, gdy Dantlan skończył mówić, sam zabrał głos.

- Żeby sprawdzić twoją teorię o nieumarłych, Gihedzie - zaczął mówić - przydałby się jakiś królik doświadczalny. Ale zdaje się, że jednego już zużyłeś, w nieco innym celu - dodał żartobliwie.

- Prawdę mówiąc nie sądzę - poparł Dantlana - by ci tam, na zewnątrz, byli nieumarłymi. Prawdopodobnie po prostu zostali przekształceni przez magię i ten zwój okaże się nic nie wart. Ale i tak trzeba będzie to sprawdzić - dodał z wyraźnym brakiem entuzjazmu.

- Jeśli to coś, co widzieliśmy, to pojemnik na dziką magię, to może uda się go jakoś wykorzystać. Pod warunkiem, że zdołamy go zdobyć.

- Jeżeli potrzebujesz kogoś, kto umie posługiwać się mieczem - zwrócił się do Dantlana - to mogę wybrać się z tobą. Mam nadzieję, że masz jakiś ciekawy plan i zechcesz go przedstawić. Powiedz jeszcze, ile potrzebujesz czasu na przygotowania. I dlaczego sądzisz, że to właśnie Bractwo podrzuciło nam działający 'zasysacz' dzikiej magii, bo tak chyba trzeba by rozumieć twoje określenie 'katalizator dzikiej magii'. Wszak to bez sensu. Po co mieliby coś takiego zrobić?

- Plan? A jaki można mieć plan, kiedy niczego się nie wie? - odparł Dantlan. - Chyba jedynie ten najbardziej oczywisty, jak wyjście ze zwojem i sprawdzenie teorii o nieumarłych, a przy okazji złapanie jakiegoś stwora.

Jak widać Dantlan nie miał żadnego genialnego pomysłu. Z jednej strony szkoda. Z drugiej - dzięki temu Keith sam wobec siebie nie wyglądał na półgłówka.

- Po urządzenie nie warto iść, bo może się to okazać samobójstwem - kontynuował Dantlan - przynajmniej na obecną chwilę. Bez informacji wszyscy jesteśmy bezradni jak dzieci.
- Ktoś musi czekać przy drzwiach i patrzeć czy idziemy, a w razie potrzeby pomoże nam oczyścić drogę do wnętrza wieży - wzruszył ramionami.
- Co do przygotowań, to mogę iść w tej chwili.

- Jeśli chodzi o Bractwo... - mówił dalej. - Nie mam podstaw, żeby ich podejrzewać, bo przede wszystkim nie widzę powodu, dla którego miasto miałoby być zniszczone właśnie przez nich. Być może powodem jest to tajemnicze coś, co zniknęło, ale ta teoria jest mocno naciągana. W każdym razie pomyślałem o Bractwie dlatego, że to właśnie oni muszą mieć dostęp do potężnych źródeł oraz do przyrządów magicznych. Poza tym chodziło mi o katalizator wytrącania dzikiej magii. W ten sposób osoba podkładająca owy przedmiot miałaby większą pewność, że nie eksploduje tuż przy niej, w przeciwieństwie do przepełnienia, choć mogę się mylić. Katalizator wytrącania dzikiej magii miałby składać się z dwóch urządzeń. Jedną jest wytwarzanie dzikiej magii na podstawie... być może przyjaznej magii czy substancji, która przy rozpadzie wytrąca dziką magię. Drugim urządzeniem byłby katalizator, przyspieszający powstawanie dzikiej magii zależnie od sposobu jej pozyskiwania. Wydaje mi się, że Bractwo dysponuje wystarczającą siłą.

To mogło mieć sens, ale nie musiało. Urządzenie będące wytworem Bractwa mogło wpaść w cudze ręce. Poza tym, po co tworzyć dziką magię, skoro Bractwo chciało ją okiełzać.

- Sądziłęm w pierwszej chwili - powiedział Keith - że ten pojemnik chłonął magię, a gdy ilość magii przekroczyła pojemność, to cała zawartość nagle wydostała się na zewnątrz. Tak, jak było z tym królikiem... Jedyna różnica jest taka, że królik się rozpadł, a pojemnik nie.

- Wydaje się to sensownym wytłumaczeniem - odrzekł Dantlan - ale powód dalej pozostaje niejasny. Poza tym nie sądzę, żeby chłonął magię, choć według mnie może to być możliwe, skoro Wieża pobiera... W każdym razie wydaje mi się, że ciśnienie wewnątrz tego przedmiotu było tak ogromne, że wszystko zostało wypromieniowane z obiektu... lub wydostało się przez otwory? Być może ustawione pod takim kątem, że utworzyły wir? Szybko obracające się cząstki mogły dla ludzi z zewnątrz utworzyć wrażenie szybko rozprzestrzeniającego się światła - mówił, czytając tytuły ksiąg na półkach i przyglądając się im.
- A może to jedna wielka pomyłka... Nie mam pojęcia. Trzeba to sprawdzić - dokończył, nie odrywając wzroku od ksiąg.

- Gihedzie - Keith ponownie zwrócił się do maga - w jaki sposób dzika magia działa na magiczne przedmioty? Zmienia ich własności? Tak jak z zaklęciami?

- Wyjdź na zewnątrz, to się przekonasz - powiedział Gihed. - To dzika magia, więc ognisty miecz może pokryć się lodem, zaś kołczan z nieskończoną ilością strzał może zacząć produkować widelce. Dopóki nie sprawdzisz, nie będziesz wiedzieć.

Widać było, że ta odpowiedź nie bardzo przypadła Keithowi do gustu. I nie można się było dziwić.

- W takim razie powinienem zawiesić moją ofertę. - Uśmiechnął się ciut krzywo, co dzięki zdobiącej jego twarz bliźnie zawsze przychodziło mu z łatwością. - Ale nawet jeśli nie znajdzie się kawałek zwykłej stali, to i tak pójdę. A na razie sprawdzę, czemu nasz pijaczek tak się wydziera. I co się stało z tym elfem.
- Poza tym - dodał - może właśnie on będzie miał niemagiczny oręż... Będzie jak znalazł...

Ruszył na dół.
Miał zamiar nie tylko obszukać elfa, ale również, po drodze, rozejrzeć się za jakimś solidnym drągiem. Może trzeba będzie jakiegoś stwora po prostu zdzielić w łeb i wziąć żywcem.
Dowcip polegał na tym, że jeśli zwój nie zadziała, to nie trzeba będzie daleko szukać potworów, chcących wpaść w ręce nieustraszonych badaczy. Zbiegną się natychmiast.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172