Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-01-2009, 21:57   #11
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
„...Nie ma większego szczęścia, niż być wojownikiem takim jak ja. Choć świat odrzuca nas, a cierpienie łamie serce i duszę, mamy siebie nawzajem. Największa męka u boku przyjaciela jest niczym w porównaniu do błahej przykrości jaką musisz znosić w samotności. Nie ma cudowniejszego doznania, niż poczuć dłoń przyjaciela tamującą krwotok z twojej rany, nie ma nic bardziej rozczulającego, niż silne ramię, które przytrzyma cię, kiedy nie masz sił stać na nogach, ani nic słodszego niż oczy wpatrzone w ciebie z troską i lękiem, drżące usta wypowiadające z tęsknotą twoje imię, przywołujące cię z otchłani w jaką się zapadasz. Mam tyle wiernych ostrzy, ile dusz zdołałam ocalić. Wiem, że jeśli zginę, wróg otrzyma tyle śmiertelnych ran, ilu mam przyjaciół. A moim najwspanialszym obowiązkiem jest pomścić każdą ich ranę. Kiedy zamykam oczy, nie mam wyrzutów sumienia i nie boję się; to nic, jeśli już ich nie otworzę. Zanim zasnę, wypowiadam wszystkie niezbędne słowa, te trudne, bolesne, dla mnie, dla innych, te proste, błahe i zapomniane, a tak ważne. Muszą wiedzieć. Teraz. Póki jestem w stanie mówić. Obserwuję, gdyż nawet kiedy milczą, mówią do mnie. A ich oczy widzą nigdy niewypowiedziane słowa w moim sercu, i nie muszę rozmawiać o swym lęku, o chęci wiecznego życia u boku takich jak oni. By ich chronić. Każdy z nas żył inaczej i walczył o co innego, lecz wszyscy potrafimy stanąć w obronie swych towarzyszów broni. Teraz. Póki ich mamy. Póki mamy wiarę, nadzieję, i jesteśmy zdecydowani oddać za nich życie. Nie boję się za nich, ani przy nich umierać. Umierać za coś tak cennego jak ich przyjaźń. Zanim świat ją zniszczy. Wojownicy nie żyją wiecznie. Zanim umrą, tracą siły by dzierżyć miecz. Wtedy, kiedy nie będą już mogli unieść ostrza, wtedy zobaczą, że walka i upór miały sens. Że nie są sami w godzinie śmierci.

Oni prawdopodobnie nie będą mieli tego komfortu...”~ Alm.

* * *
Chwila, w której trzeba było porzucić kufle, niewygodne stołki i zacisze opustoszałej karczmy nadeszła niezapowiedziana. Otoczenie zniknęło, rozwiało się jak mgły.
- Wasze umysły były potężnym narzędziem, kreującym świat, w jakim przyjdzie wam stanąć do walki o życie. Czerpały inspiracje z waszych własnych dusz, z waszych wspomnień, upodobań, marzeń, lęków, z tego, w co wierzycie. Z najpotężniejszego źródła. Wyruszycie teraz. Idźcie i niech wasze wspomnienia, upodobania, marzenia, lęki i wiara was nie opuszczają.
* * *

forest by ~Hanjianhao on deviantART

Bagienko. Hm, pachnie tu dość... bagnisto. Przynajmniej wilgoć robi dobrze na cerę. Ponoć. Spojrzałeś pod nogi. Byle nie zanurzyć się zbyt głęboko w tej grząskiej wilgoci... Trzasnąłeś jakieś owadzie fruwadło podchodzące do lądowania, nim zdążyło na tobie usiąść. Bosko.
- Na pierwszy rzut oka bagna te wyglądają na zwyczajne, podmokłe tereny– usłyszeliście w myślach skrzeczenie Kruka. – Nic bardziej mylnego! Wiele wieków temu była tu równina. Miejsce to było świadkiem ogromnej rzezi. Do dziś w mętnych wodach bagna można dostrzec skłębione ludzkie zwłoki, zdające się wyciągać ręce ku powierzchni jakby w niemym błaganiu o ratunek. Niektórzy umarli nie chcą spokojnie spoczywać w wodzie, jednak to już inna historia...
Bosko...!
- Znajdźcie pobojowisko. Na północ stąd.
Zamilkł.

Jesteście teraz na siebie skazani. Dosłownie. Jeden z was będzie prawdopodobnie tym złym, nie wolno ufać nikomu... Problem w tym, że nie ufając towarzyszom daleko nie zajdziesz. Co za piekielna zmora z najmroczniejszych głębin chaosu was w to wplatała?! Histeria i psychoza polegające na szukaniu zdrajcy to ostatnie czego wam teraz trzeba. Wróg nie pozostanie wrogiem na zawsze. Stanie się przyjacielem kiedy tylko opuścicie to Miejsce.
To jakiś koszmar.
A najlepsze jest to, że za którymś razem to ty, ty sam, będziesz zapewne zmuszony dźgnąć któregoś z towarzyszów w plecy. Oczywiście, zabijanie nie jest absolutnie konieczne. Wprawny manipulator zatopi ten statek jakim jest drużyna idealnie bezkrwawo, kiedy tylko odwrócą wzrok. Nawet się nie zorientują. Jedyna nadzieja w tym, że rozumieją swe, i twoje położenie. Niech wygra lepszy.
Zastanawiasz się, który to. Czujesz na sobie ukradkowe, badawcze spojrzenia.
Sojusz...? Jasne. Ale wystarczy, że jeden się wyłamie i polecą miecze, szable, sztylety, bełty, strzały, kamienie i brokuły. Cóż, tak bywa. Chyba najlepiej będzie po prostu iść na przód, z wiarą i nadzieją. Szybko okaże się co i jak. Lepiej trzymać swych przyjaciół blisko, a nieprzyjaciół jeszcze bliżej. To akurat nie problem tutaj...

Huh...?!
Byłeś pewien... że kątem oka zauważyłeś cień, przemykający po prawej, za pniem wielkiego drzewa...
Gdzie on...?
Cisza.
Pluśnięcie!!!
Obejrzałeś się błyskawicznie, na ropuchę wielkości pięści, siedzącą na kępce roślinności nieopodal. Płazie dziadowski...! Ropucha odpełzła w swoją stronę.

Zerknąłeś na wąski, kręty pasek zieleni – ścieżkę, wystającą ponad wodę, co miejscami miała nie zachęcające, brunatnawe zabarwienie... Taaa... Zmieści się tylko jedna osoba, musicie iść gęsiego...

Znów chlupot! Spojrzałeś dyskretnie na pień wielkiego drzewa. Coś tam, do wszystkich diabłów piekielnych, coś tam... chyba... jest...!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 01-02-2009, 12:09   #12
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
-Great.
"Bagna, bagna jak ja nienawidzę bagien! Nienawidzę! Łatwo o zakażenie ran a i ubranie będzie do wywalenia. Do tego coś nas śledzi, mówi się trudno."
Koło Szamila stał akurat Isendir, elf zdjął swoją wypchaną torbę i dał ją drugiemu elfowi.
-Potrzymaj na sekundę.
Zdjął i dokładnie złożył swój kaftan, zbyt go lubił by go stracić a to było nie uniknione w tym miejscu. Wziął od elfa torbę, wyjął z niej skórzaną kurtkę a włożył kaftan. Oddał torbę.
-Potrzymaj jeszcze chwilkę.
Założył na tors kurtkę, która nie miała lewego rękawa i odsłaniała w tym miejscu biały rękaw koszuli włożony w rękawiczkę. Szamil w końcu odebrał torbę i zarzucił ją przez ramię.
-No dobra brygada, czas ruszać. Idę pierwszy mam nadzieję, że nikt mi sztyletu nie wepchnie pod żebra.
Szamil skierował swe kroki w kierunku ścieżki.
-I'll kill you... I'll kill you...
Ciche słowa powoli zaczęły przechodzić w zaśpiew, był na tyle cichy, że tylko jedna z dwie osoby idące za nim mogły go usłyszeć.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 02-02-2009, 13:42   #13
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Zabawa w karczmie skończyła się tak szybko jak i się zaczęła. Popijanie piwka w miłym towarzystwie, zajadanie się wszelkiego rodzaju mięsiwami na koszt baru, pouczające obserwacje na temat wyszukanych elfickich zabaw... wszystko to nagle się zakończyło. Cóż wszystko co miłe szybko się niestety kończy

Co się zaczęło? Znój i trud dnia codziennego. Błoto, bagna, deszcz, wilgoć przechodząca do samych kości, słowem wszystko to co szanujący się poszukiwacz przygód zna aż za dobrze. W przypadku Barbaka te okoliczności przyrody były również znane, aż za dobrze. Nic to jednak. Wpakował się w tą kabałę. A Fungrimm mówił: Zostań tu, siedź i ciesz się suto zastawionym stołem, ciepłem i przyśpiewkami typu: "Przepijemy naszej babci domek cały". Ork jak to ork, musiał postąpić po swojemu. Zrezygnował z luksusów na rzecz bagien i deszczu.

Gdy pojawił się tylko w nowym otoczeniu, jak by za sprawą czarodziejskiej różdżki zapadł się od razu jakieś dziesięć centymetrów w błoto. Waga jego samego, jego pancerza i noszonej broni robiła niestety swoje. O ile jego nogi były przyzwyczajone to dźwigania takiego ciężaru, o tyle umęczona Matka Ziemia niestety nie... szczególnie gdy była to rozmoknięta Matka Ziemia. Tak więc pierwszym co usłyszał było głośne <splash>, a pierwszym co poczuł było zimne błoto wlewające się w jego buty. Urocze.

Rozejrzał się. Wszędzie w około jak okiem sięgnąć widać było las, błoto, i wilgoć którą przy odrobinie dobrych chęci można by było kroić toporem. Nie miał chęci krojenia wilgoci, tak więc postanowił przejść nad tym do porządku dziennego. Niech sobie wilgoć będzie.
To co było specyficznie dla krajobrazu, szczególnie tego najbliższego był strojący się właśnie Synek. Nie wiedzieć czemu zaczął się rozodziewać (Dlaczego w kulturze elfów albo trzeba pokazywać intymne miejsca publicznie, albo stroić się w środku ubłoconego lasu?) , ukazując drużynie swój tors. Może i na świecie są niewiasty, które na widok pół nagiego elfickiego torsu wydają z siebie piski, Barbak szedł jednak o zakład, że żadna z tych samic nie jest zielona.

Oburzającym faktem było to iż Samael potraktował swego współplemieńca przedmiotowo. Znaczy się ostentacyjnie kazał mu potrzymać jego ekwipunek.
- Samaelu, gdzie Twe maniery!? Zapytał ork taksując jednocześnie stojącego nieopodal elfa.

Samael zdawać by się mogło nie przejął się zasadniczo sprawą i pognał do przodu napomykając coś o sztyletach w plecach. Gdy stwierdzenie to padło, ork odruchowo zerknął w kierunku ciemnego elfa. Widział już jak władał on sztyletem i zdawał sobie w pełni sprawę że ten osobnik jest w stanie zręcznie tą bronią operować. Ponieważ nie zauważył ostrego przedmiotu w hebanowej dłoni, uśmiechnął się tylko zagadkowo i ponownie przeniósł wzrok na Samaela.
Feel - Jak Anioa gos - Onet.pl Teledyski

Elf skierował swe kroki ku domniemanej cywilizacji, na północ znaczy. Ork jednak dostrzegł pewne zagrożenie w zasadzie to je usłyszał, dotarło ono doń niczym ten anielski głos. Samael był zagrożony! Gdy oddalił się na odległość kilkunastu kroków ork ruszył w jego kierunku szybko i zdecydowanie. Mając na uwadze wcześniejsze stwierdzenie na temat sztyletów w plecach, szybkim sprawnym ruchem dobył młota. Ork, w pełnym pancerzu płytowym z prędkością i wdziękiem rączej łani dogonił elfa....

***
.... z uwagi na drastyczność i niemoralny charakter sceny postanowiłem zastąpić ją materiałem o languście.

Wbrew obiegowej opinii Langusty żywią się głównie owocami morza, choć gdyby mogły jadłyby dżem!......
***
[music mode off please]

........Barbak wprawnym okiem obejrzał wyrwę jaką zrobił jego młot w pobliskim drzewie. Następnie równie uważnie spojrzał na obuch broni. Zamknął jedno oko i oderwał coś. Trzymając jakieś niewielkie truchełko podał je Samilowi.
- Uważaj Synku na tutejsze komarzyce. Straszne z nich wywłoki. Nigdy nie wiadomo gdzie się taka szlaja, a potem przyczepi się do Ciebie i Światło wie, jaki syfilis jest Ci w stanie sprzedać! Barbak mówił to najspokojniejszym głosem na jaki było go stać> Świadom był tego, iż przed kilkoma uderzeniami serca jego młot minął głowę Samaela zaledwie o kilka centymetrów.

Starając się w jakiś sposób załagodzić sprawę i spowodować aby twarz Synka nabrała choć odrobiny kolorów, ork postanowił zmienić temat.
- Pokaż no ten majcher! Wyciągnął prawicę prosząc o broń, przekładając uprzednio młot do lewej dłoni. Wprawnym okiem obejrzał ostrze i machnął kilka razy na próbę. Śliczna brzytwa. Naprawdę śliczne ostrze. Bardzo delikatne i powiedział bym subtelne, jednak odpowiada ono właścicielowi. Uważaj na brzeszczot. Zdaje mi się, że w przypadku wyszczerbienia ciężko może być go ponownie, poprawnie naostrzyć?! Ni to zapytał ni stwierdził Barbak po czym pomalutku zaczął kierować się na północ gestem wzywając resztę drużyny.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 02-02-2009, 17:37   #14
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Nie dokończył piwa. Nie zdążył się przywitać z nowo przybyłymi. Wszystko znikneło. Zostało przewiane niczym mgła odepchana przez wiatr. Bardzo zimny wiatr. Zimno. Mokro. Brudno. Ich oczom nie ukazał się jeszcze żaden obraz a już można było wszystko odczuć.
***
Co Isendir widział przed pojawieniem się w miejscu nie znanym nikomu. W jego myślach pokazałamu się jego ukochana. Biegli razem przez bezkresne pola. Przebiegli przed rolnikiem który zaraz ich zbluzgał. Zatrzymali się. Amira oparła się o stóg siana. Uśmiechneła się. Był to bardzo piękny uśmiech. Ukazywał jej śnieżno białe zęby. Isendir nie czekał ani chwili dłużej. Złapał ją obiema dłońmi za twarz. Wpatrywał się w jej zielone oczy. Uśmiech sam nasuwałmu się na twarz. Powoli zaczął przybliżać głowę. Zaledwie kawałek dzielił ich od siebie. Ich nosy stykały się. Złapał od tyłu jej głowę. Zatopił rękęw jej lśniących włosach. Niewytrzymał dłużej. Ani chwili więcej. Pocałował ją.
***
Już wiedział na czym stali. Była to ziemia. Bardzo wodnita. Było to połączenie wody i ziemi. Jednym słowem bagno. Bagno jakiego nigdy nie widział. Rozejrzał się dookoła. Nikogo nie brakowało. Podniósł nogę. Prawą. Tak jak przewidział jego but i nogawki od spodni były przemoczone i brudne. Okropność. Zobaczył pień. Podszedł doń i wgramolił się. Opukał obcasy o zbutwiałe drewno. Zobaczył że Elf o Bardzo Śmiesznym Poczuciu Humoru i Dziwnych Tradycjach. Zaczyna się rozbierać. Przy czym w sposób bezczelny wepchnął Isendirowi do potrzymania swój dobytek. I to bez pytania o taką fatygę. A może pytał. Isendir zdawał się mieć to w nosie. Chciał jak najszybciej wyruszyć. Barbak- ork widząc jak Szamil robi z Isendira tragarza zareagował. W sposób należyty i jak najbardziej grzeczny. Spojrzał także na niego. Wiedział elf że głupio uczynił robiąc to co uczynił w karczmie.
" Będą pamiętać o tym aż nie skończy się ta cholerna podróż"
Szamil wziął właśnie w tej chwili swój dobytek. Przebrany ruszył pierwszy. Za nim ork, a za orkiem podążył Isendir. Słyszał jak ten pierwszy coś podśpiewuje. Nagle Barbak poderwał się. Jego młot w ciągu sekundy znajdował się w dłoniach zielonoskórego. Rzucił się na coś. Bystre oczy Isendira nie spostrzegły cóż to było. Nie zdążyły gdyż ork zasłonił całą widoczność swojim ciałem. Zauważył aby jak poderwał młot i zamachnął się. Bardzo blisko głowy Szamila. Serce mu staneło. Na jedną chwilę. Na szczęście nic się jego pobratymcowi nie stało.
" Dzięki bogu"
Barbak podszedł do zmiażdżonego drzewa które dopero co trafił swym "młotkiem". Złapał swymi palcami coś małego. Zwykły komar. Najzwyklejszy w świecie. Spojrzał na twarz Szamila. Pobladła. Barbak najwidoczniej poczuł się nieco dziwnie gdyż od razu chciał by wszyscy przestali myśleć o zaistniałej sytuacji. Powiadział coś o broni Szamila oraz obejrzał ją. Najwyraźniej się mu spodobała jednak prędko oddał jąwłaścicielowi i ruszył przed siebie. Faurin ruszył marszem. Instyktownie złapał swój łuk. Byli w dość niebezpiecznym miejscu jak mniemał. Już trzymał swój łuk w dłoni. W drugiej zaś dzierżył strzałę gotową by nałożyć ją na cięciwę.
- Cholera no. Wszędzie tylko bagno i bagno. Gdzie do jasnej dupy będą te zasrane dusze?-zaklął.- Dali, nie obijać się tam z tyłu. Nie mam zamiaru spędzić tu wieczności. I rozmawiać przyciszonym tonem. Wolałbym nie zostać "mile" zaskoczony jakąś grupką humanoidów czy też innych poczwar.
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 02-02-2009, 21:25   #15
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Nie kazali mu długo czekać na odpowiedź. Karczma i pifko wyjątkowo za szybko się skończyły. Rozwiały, zniknęły i rozmyły. Pozostało to do czego Chłop był przyzwyczajony. Bagno, woda, komory i uczucie niechęci. Do wszystkiego i wszystkich. Takie miejsca przypominały o jego przeszłości oraz determinowały działania na najbliższe kilka dni. Jak najszybciej się stąd wydostać. Najlepiej znów do karczmy. I najlepiej z duszami i to nie jedną....

Drużyna została dość szybko opanowana przez krzykliwego orka oraz elfy. Dla Jędrzeja taki podział ról był ok. Nie miał najmniejszych problemów ze swym pochodzeniem. Co więcej takie pochodzenie dawało mu szanse na nowe możliwości działania. Jego nic nie mogło krępować. Ani rasa ani pochodzenie ani to skąd pochodził(no dobra Męczywory to może niezbyt polityczna nazwa dla wsi...). Teraz po prostu musiał się wkomponować w zespół i wygrać tę szablę. Tylko to jest ważne

Wybuch Isendir'a przyjął z uśmiechem.
-Oj panoczku, za chwilę się okaże czyście taki chrobry bedziecie gdy te poczwary do nas zlezą.
Wskazał na potwory, które się gramoliły ku nim. Jędrzej nie czekał aż się zbliżą za blisko. Uśmiechnął się do elfa po czym odrzucił podręczny pakunek na pobliską kępkę trawy popluł w dłonie i solidniej ujął swą dość nietypową broń.

W całej historii oręża ludzi, dwarfów, elfów, czy też innych ras ważniejsze było tylko broń była bardziej zabójcza i miała lepszy wygląd niż inne z tej samej kategorii. Wszyscy chcieli mieć tylko i wyłącznie coś lepszego niż ich adwersarz. W tej pogoni za ideałem pozostawiono sobie pierwotne osiągnięcia.

W sumie gdy trafisz kogoś dębową kłodą o długości 1,5 metra i ważącą co najmiej kilkadziesiąt kilo to nie wiele z niego będzie można zebrać. Z tego samego założenia wyszedł Półgarniec. Czekał na wroga trzymając nad głową potężną broń--->Kłonicę
 
Vireless jest offline  
Stary 02-02-2009, 23:16   #16
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Choć pozostali pili i wznosili toasty, to Uzjel nie umoczył nawet warg. Był tego prosty powód: nie miał pojęcia, kiedy przyjdzie im wyruszyć a wyłuskanie się ze stalowej maski nieco trwało. Najpierw musiałby zdjąć hełm, a to samo w sobie już było sztuką. Być może i stal, w którą był zakuty dawała mu niesamowitą obronę, jednak były sytuacje w których ochrona ta była wybitnie niekomfortowa. Choć z drugiej strony, gdy chwilę później zobaczył elfie zabawy stwierdził, że w takim towarzystwie o wiele lepiej być zakutym w zbroję. Kto wie, co może takim do głowy strzelić. Na wszelki wypadek prawą rękę oparł na stoliku tuż obok halabardy zastanawiając się, czy nie powinien wyzwać elfów na pojedynek za zniewagę. Wszkaże obnażanie się i wyczynianie podobnych ekscesów z udziałem stołka w jego obecności było jawną obelgą. Złagodniał jednak widząc towarzystwo, jakie przebywało z nim w karczmie. Można było znaleść wiele określeń zdolnych je opisać, ale słowa ,,światłe" i ,,dobrze wychowane" nie było pośród nich.

- Nie daj się zwieść - odezwał się głos w jego głowie - może i nie są cywilizowani, ale nigdy nie lekceważ przeciwnika
- Nie mam zamiaru...
- To dobrze. Bo wiesz, że każdy z nich prędzej czy później będzie zamierzał cię wykończyć. Każdy! Nawet te rozrywkowe elfy
- To co mam zrobić?
- Uważaj na każdy swój krok. Patrz każdemu z nich na ręce. Nie daj się omamić ich czynami lub słowami. Wszyscy są twoimi wrogami. Nawet gdy będziesz z nimi współpracował pamiętaj o tym. A jeszcze lepiej, pod pozorem współpracy ukryj swoje działania mające na celu pozbyć się ich
- Nigdy! Nie będę posuwał się do nieczystych metod! Jeśli mam z kimś walczyć to twarzą w twarz na ubitej ziemi!
- Oni nie będą przestrzegać z tych zasad. Gdy jeden stanie naprzeciw ciebie do walki drugi zaatakuje cię od tyłu, a kolejnych dwóch z flanki.
- To nic nie zmienia! Nie można rezygnować z honoru tylko dlatego, by uprzedzić niehonorowe działanie innych!
- Rób co mówię! Chyba nie chcesz, bym znowu interweniował?


,,Nie" pomyślał z przestrachem. Nie chciał ponownej interwencji tego, którego piętno nosił. Dotąd przeżył ją dwa razy. Choć za każdym razem ratowało go to od większych tarapatów, to jednak wspomnienia z tego, co się wtedy działo prześladowały go w koszmarach. Za wszelką cenę chciał uniknąć tej obcej obecności w swoich myślach, tego dławiącego strachu poprzedzającego utratę kontroli nad sobą. Wiedział, że choć duma nie pozwalała mu na pewne zachowania, to tą groźbą ciemność jest w stanie go zmusić do występku. Wybierał w ten sposób mniejsze zło. Lepszy jeden zły uczynek od ich łańcucha

Jak się okazało miał rację, podejrzewając że niedługo przyjdzie im porzucić jasno oświetloną karczmę. Trafili na bagna, paskudnie podmokły teren stworzony najwyraźniej po to, by pognębić ciężkozbrojnych. Jedynym, który miał tutaj gorzej był ork, z racji jego własnej wagi. Słowa kruka nie polepszały sytuacji. Nie dość, że mokro, nie dość że każdy krok mógł być ostatnim to na dodatek nieumarli!

Ścisnął halabardę w dłoniach, rozglądając się dyskretnie po swoich, pożal się Boże, towarzyszach. Ktoś będzie działał na szkodę drużyny, spychał ją na niewłaściwe tory. Nie będzie to zbyt trudne na takim bagnisku. Wystarczyłoby, żebo wprowadził ich na niewłaściwą ścieżkę. Nie chciał nikogo typować, wiedząc że na to zbyt wcześnie ale miał pewne podejrzenia, kto może być utajonym przeciwnikiem

Ta gra, o życie, wolność i szablę będzie trudniejsza niż się spodziewał. Ruszył więc przedostatni w pochodzie, z pewnych prostych przyczyn. W takich sytuacjach zwykle pierwsi giną ostatni w szeregu i czarni...
 
Blacker jest offline  
Stary 03-02-2009, 03:22   #17
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Kall'eh już dawno się tak nie bawił. Miał ciepło, miał gdzie siedzieć, miał z czego rechotać, no i miał piwo. Właśnie kończył trzecie gdy elfy zaczęły odstawiać czary. Krasnolud wiele podróżował i co za tym idzie wiele widział, ale czegoś podobnego jeszcze nie. Co prawda czekał zniecierpliwiony aż taboret opadnie z hukiem ale się nie doczekał. No cóż, można się pośmiać ale po co komuś od razu przyszłość przekreślać. Nic to. Rozejrzał się po sali. Z różnorakich plemion pochodzili towarzysze i różnorakie mieli chęci i zamiary. Nie dziwota zatem, że będzie niezła z tego przygoda. Dwarf spojrzał w kufel. Kapka jeszcze została. Zanurzył twarz w kuflu i ... i kufel się rozpłynął, a karzeł tak jak siedział pacnął w błocko.

Bosko.

Brak kufla, wilgoć, smród zgnilizny i stęchlizny i błoto, a on w tym wszystkim siedział. I to dosłownie. Klapnął zadem prosto z ławy w coś o konsystencji szamba. He, to nie było najgorsze. Najgorsze było to, że nie miął przy sobie nawet pół kwarty piwa. A przecież dopiero zaczynał.

Wstał na równe nogi i od razu zauważył, że miękko wylądował. Na tyle miękko, że stojąc na tym samym podłożu, zapadał się w nie. Dobre dla zada złe dla butów. Postanowił nie narzekać, bo co ma powiedzieć zioloniutki? W poruwnaniu z Kall'ehem Barbak był gigantem, z 4 razy cięższym gigantem. Krasnolud rozejrzał się po okolicy.
Nie ciekawie. Chociaż, lubił las. W końcu tutaj spędził sporą część życia. Pewnie nie jednym zaskoczyłby elfa. Spojrzał na swoją Sabinkę.
"Lypiej miać ciebie przy sobie" - mruknął zaledwie. Spojrzał na nią dokładniej, otrzepał z błota, poprawił cięciwę, naciągnął sznurki. Spojrzał na bełty przytroczone do łydki i zmarszczył brwi. Mokre. To nie dobrze. Mokre i utytłane dobrze nie polecą. Założył kusze na plecy jak plecak i zaczął wycierać po kolei groty i lotki strzałek o koszule. Długo mu to nie zajęło, zdążył pójść jeszcze za potrzebą. Dużo się mu wypiło, znaczy dużo w ilości wody a nie alkoholu.

Nie spodobały mu się odgłosy puszczy, boru czy w czym oni tam grzęźli. Rozejrzał się dokładnie. Miał czas. w końcu to trzy piwa, tak? Gdy skończył ruszył za resztą w stronę północy.
- Czy ino to ni na wschudzie powiniena być cyfilizacja? - zapytał się jakby sam siebie.
 
__________________
gg: 3947533


Ostatnio edytowane przez Fabiano : 03-02-2009 o 03:28.
Fabiano jest offline  
Stary 03-02-2009, 22:13   #18
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację


Chlup, chlup, chlup...
Błoto, wszędzie błoto! Jak wrócicie do tej karczmy, trzeba będzie łachy porządnie uprać...

Szamil; Każdy krok stawiałeś z wielką ostrożnością. Szedłeś pierwszy i siłą rzeczy miałeś największe szanse odnaleźć wszelkie możliwe zagrożenia i pułapki. Najbardziej obawiałeś się niestabilnego gruntu, czujnie uważałeś, by przypadkiem nie wejść na pło mchów, pod którym była woda czy bagienko. Ścieżka była bardzo kręta i wąska, szedłeś szlakiem kępkowych roślin rosnących na bezpiecznym wyniesieniu terenu, pilnie starając się odróżniać je od roślin rosnących wokół, w podmokłych dolinkach, by nie zgubić szlaku. Cały czas czułeś na sobie nieprzyjemne spojrzenia reszty. Byli tuż za twoimi plecami. Starałeś się mieć oczy w koło głowy; patrzeć pod nogi, przed siebie, za siebie... Byłeś leciutkim, zwinnym, czujnym elfem. Nic nie było w stanie cię zaskoczyć. Prowadziłeś drużynę zdradliwym szlakiem, wskazując im bezpieczną drogę.

Barbak; Szamil bardzo się zmienił odkąd ostatnio go widziałeś! Z młodzika-fajtłapy stał się prawdziwym elfim weteranem puszczy, bagien i bezdroży! Z niedowierzaniem patrzyłeś jak elf zwinnie i bez najmniejszych problemów przechodził z kępki roślin na kępkę, wybierając bezpieczne miejsca, omijając zdradliwe dolinki. Taki przewodnik to skarb! Szedłeś za nim pewnie, idąc po jego śladach.

Wszyscy; ... Jeszcze nie widzieliście orka chodzącego po bagnach z taką gracją.... O__O’ [nawet mroczni bogowie się przerazili...]

Isendir; Ci dwaj przed tobą zaczynają cię przerażać. Skaczą po kępkach bagiennej roślinności jakby od wieku niemowlęcego trenowali balet... Elf to jeszcze, ale ork w ciężkiej zbroi? Cóż, być może po prostu pochodzi, jak to większość orków ponoć, z podobnego krajobrazu... Podążasz ufnie ich śladem.

Jędrzej; Złapałeś za kłonicę, gotowy do tłuczenia komarów przykładem orka, czy do tłuczenia czegokolwiek, co też nadleci. Wokół chlupotało, plaskało, bulgotało, cuchnęło [trza było wyprać skarpety...]. Ale nic się nie zjawiło. Miałeś ciągle wrażenie, że jakieś cienie przemykają w mroku i bagiennych oparach, ale nic konkretnego, materialnego, się nie zjawiło. Ruszyłeś więc za resztą. ŁoooOOOoooł-ho-hoooOoouuups, wąska gadzina!!! – pośliznąłeś się na ścieżce, pomachałeś parodyjnie rękami, tracąc równowagę, i pojechałeś na taranującym wślizgu prosto na Isendira i Barbaka!

Ork miał jednak świetny refleks, zdążył się obrócić, a elf zwinnie usunął się z drogi na ile mógł. Zielone ramię orka chwyciło cię i zakończyło bezpiecznie twój poślizg, a ty nadal machałeś rękami, broniąc się przed popisowym szpagatem. Oj, gdyby nie ork, gdyby nie ork chlupnąłbyś w bagienko jak nic! Chwyciłeś się odruchowo gałęzi jaka była w zasięgu, pękła, niestety, pod twoim ciężarem. Siadłeś na tyłku, ze zdumieniem zauważając, że na ułamanej gałęzi było zaczepione coś malutkiego, błyszczącego... zerwany srebrny naszyjnik z wężem!



No! To musi być coś warte! Może informację o Dodatkowej Duszy....?

Barbak; Zerkasz na Jędrzeja [chlupnęło jakby 100 kg na tyłku siadło]. A ten co, na pikniku jest?! Omal was nie staranował, a teraz usiadł se i siedzi! Hm...? Zauważyłeś nagle błysk pod swoimi stopami. Schyliłeś się, wygrzebując z błota piękną monetę!



Uzjel, Kall`eh; Najpierw elfia tradycja w knajpie, a teraz chłopina z Męczyworów odstawia jakieś ludowe tańce-łamańce... Na szczęście, Barbak wykazał się błyskawicznym refleksem i ukrócił jego popisy, które mogły tragicznie się zakończyć! [zanotować; ten ork ma niebywałą zwinność, lub podejrzane wsparcie sił wyższych...].

Ray`gi;
Nie było miejsca dla ciebie
Z przodu, w elfickim pochodzie,
Więc wleczesz się za Brokułem,
W zimnie, wilgoci, o głodzie.
Chłopina jakaś przed tobą
Toczy się, noga za nogą,
Aż sztylet zimny w kieszeni
Piszczy, i o juchę woła;
Goście bagien nieproszeni,
A wróg wszędzie dokoła.

Podążasz na końcu pochodu. Po prostu wszystkie te dyndasy wcisnęły się perfidnie w kolejkę, przed ciebie! Hmpf. Typowe!
Po chwili marszu zwolniłeś. W unoszącej się wokół dziwnej mgle i szarości dostrzegłeś coś bystrymi drowymi oczami. Krzyż? Dwa krzyże!



Ulżyło ci. Więc idziecie w dobrym kierunku! Więcej, chyba już jesteście na miejscu! Ci idioci nawet nie zauważyli krzyży! Poszli dalej, jak konie z klapkami na oczach! Hm. Ale im będzie łyso!... Dotarliście bezpiecznie! Im szybciej dostaniecie się jakoś w okolicę krzyży, tym lepiej! Zaraz, którędy by tu...? Po konarach drzew...?
Jest ścieżka! Ścieżka odbijająca w bok! Ci z przodu znów ją ominęli! Czy ten elf, Szamil, jest ślepy, czy co?! Banda niedojd! Już czujesz ciepło karczmowego ogniska i wyobrażasz sobie przyjemną, ciepłą kąpiel, a potem przyjemne, ciepłe wyrko, być może z kimś cieplutkim u boku chi chi...! Jak dobrze.

Wszyscy;
- Krzyże!
Przystanęliście, obejrzeliście się na Ray`giego, który do was zawołał. Drow wskazywał chwiejnie ręką przed siebie, stojąc bokiem do was, spoglądając w dal, na zachód. Wyglądacie ciekawsko w mroczny las, tam, gdzie wskazuje drow. Krzyże...? Jakie krzyże...?
Ray`gi nie przejmując się waszymi krzywymi minami z determinacją ruszył dziarsko na przód, ku waszemu totalnemu zdumieniu i przerażeniu... Przecież...?!?!
BLURP!!! – drow, jakby nagle stracił wzrok i rozum, chwiejnym krokiem zboczył ze ścieżki i wstąpił prosto w kołyszące się na wodzie pło! Niczym ogłuszony runął, nie broniąc się nawet przed upadkiem, i z głośnym pluśnięciem w ułamku sekundy zniknął cały pod wodą i powierzchnią zielonego kożucha roślin! A wy staliście, sparaliżowani zdumieniem, gapiąc się na falującą za nim wodę z otwartymi gębami!!!

Ray`gi; Ukkkhhbluuubgh...!!! Blurghpllll...L-lllolth… k-khhhmpf!!!...
Nie masz pojęcia co się stało! Szedłeś ścieżką i naraz... naraz ocknąłeś się w zupełnie innym miejscu i czasie, szamocząc się rozpaczliwie i instynktownie w wodzie, z szeroko otwartymi oczami, nie widzącymi w mętnej cieczy, z ustami otwartymi do krzyku, zalanymi dusząca wodą!!! Jakimś cudem wymachując ramionami i nogami podpłynąłeś w górę i zdołałeś wynurzyć głowę, łapiąc rozpaczliwie powietrze.

Uzjel; Wiedziałeś, że tak będzie... szedł ostatni i jest czarny!

Wszyscy;
A niech to wszyscy diabli!!! Kątem oka zauważyliście przed sobą migoczące światełka błędnych ogników, znikające we mgle i bagiennych oparach! Moment później głowa Ray`giego, oblepiona roślinkami, wyłoniła się ponad wodę niczym łeb bagiennego potwora. Drow kaszlał rozpaczliwie i dławił się, pluskając nieskoordynowanie ramionami, chociaż ulżyło wam nieco – najpewniej umiał pływać, inaczej...
Jęknął naraz głośno, z przeraźliwym, niepokojąco szczerym zdumieniem. Spojrzał wielkimi oczami na mętną wodę, kołyszące się pło mchów. Sekundę później z urwanym wrzaskiem i głuchym pluśnięciem zniknął bez śladu pod zasłoną kożucha roślin!!!
Sekundy mijały, pło przestawało się kołysać, a drow nie wynurzał się!!! Echo jego krzyku też dawno już wygasło, choć moglibyście przysiąc, że nadal je słyszeliście...

Usłyszeliście za to wyraźnie hałas dobiegający z lewej; coś skakało zwinnie i szybko z drzewa na drzewo! Odwracacie się; bestia czai się, przyczepiona silnymi szponami do wielkiego pnia nieopodal!
http://gi78.photobucket.com/groups/j...DarkDanger.jpg
Plusk wody najwyraźniej zwabił tego drapieżnika!
- To noriec – powiadomił was w myślach Kruk. – Są ślepe i nie mają węchu, ale mają znakomity słuch i reagują na drgania podłoża, czy powierzchni wody.
A tafla wody wciąż kołysała się i pluskała cicho po tym, jak pochłonęła bez śladu nieszczęsnego drowa. Noriec natychmiast skoczył na gruby konar tuż ponad wami, stąpając po nim z gracją wielkiej małpy, balansując długim ogonem. Woda kołysze się, unosząc kożuch roślin.
Ray`gi nie wynurza się...! O Lolth! Bądź łaskawa! To już któraś minuta! Jak długo drow może przeżyć bez oddychania?!

- HYK!!!!!!!!!!!!! – wymknęło się naraz Isendirowi, na co Flafie wytknął go paluchem i zachichotał po swojemu.
No tak... Balowało się w knajpie? Nie przywykło się do trunków made in hel, hm?;3
I choć speszony elf zatkał szybko usta i wstrzymał oddech, noriec sprężył się, obrócił natychmiast łeb ku wam i skoczył ze szponami prosto na Isendira!

Barbak jednak już tam był, ze swoim niesamowitym orkowskim refleksem i maleństwem na takie komary w dłoniach! Opanowanie Barbaka dało mu przewagę w tej stresowej sytuacji zaskoczenia! Nim szpony bestii sięgnęły elfa, młot huknął w norieca kiedy ten był w locie, i posłał go wysoko w górę, w koronę drzewa [trzask, sypnęły połamane gałęzie]. Poturbowany stwór, z podkuloną tylnią łapą, otrzepał się wściekle i powrócił rychło, spełzając po pniu drzewa!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 04-02-2009, 13:00   #19
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
***
Szamil obejrzał się, ktoś za nim biegł. Około dwieście kilo, żelaza i mięśni pędziło na niego, młot niebezpiecznie szybko zamigał w rękach orka, Szamil tylko patrzył w przerażeniu jak tamten wyprowadza cios. Podmuch powietrza zatargał jego włosami. Młot Barbaka wbił się w drzewo robiąc tam nie małą wyrwę. Sam orka właśnie ciekawie przyglądał się dziurze jaką zrobił, Szamil ciągle w szoku nie próbował nawet tego komentować. Barbak najwyraźniej znudził się oglądaniem dziury w drzewie (dendrofil czy co? Dobrze, że nie gejec, zoofil, morderca i pedofil w jednym) i zaczął oglądać obuch młota. Z miną która wnioskowała, że coś znalazł (a która Szamilowi zawsze kojarzyła się z bolesnym wydalaniem) oderwał ciało jakiegoś robala (trudnego do zindendyfikowania po zabiegu orka) i wręczył je elfowi. Szamil popatrzył na nie a potem wyrzucił je mechanicznie w bagno. Blady na twarzy słuchał orka.
-Uważaj Synku na tutejsze komarzyce. Straszne z nich wywłoki. Nigdy nie wiadomo gdzie się taka szlaja, a potem przyczepi się do Ciebie i Światło wie, jaki syfilis jest Ci w stanie sprzedać!
Kolory ciągle nie napływały na twarz elfa, który chciał chyba coś powiedzieć ale ściśnięte przerażeniem gardło nie pozwalało wydobyć żadnego głosu.
-Pokaż no ten majcher!
Elf odruchowo podał miecz, rękojeścią do przodu, ork zaczął je oglądać.
-Śliczna brzytwa. Naprawdę śliczne ostrze. Bardzo delikatne i powiedział bym subtelne, jednak odpowiada ono właścicielowi. Uważaj na brzeszczot. Zdaje mi się, że w przypadku wyszczerbienia ciężko może być go ponownie, poprawnie naostrzyć?!
Elf w końcu odzyskał zdolność mowy.
-Nie martw się nie wyszczerbi się, służy mi od dawna. Dzięki ale taka mała, maciupeńka prośba na przyszłość. Nigdy, przenigdy nie zabijaj tych komarów na mnie.
Szamil wyszczerzył się w bladym uśmiechu do orka.
-Ale dzięki.
Odebrał miecz i schował go do pochwy. Gdy ork ruszył poszedł za nim, korzystając z okazji, że nikt go nie słyszał, powiedział coś do orka, ten mu coś odpowiedział. Szybko zaczęli znów iść w milczeniu, Szamil postawił kołnierz kurtki w obawie przed komarzycami.
„Chciał tylko oderwać myśli od jego młota mijającego moją twarz o milimetr czy coś jeszcze? O to jest pytanie.”
***
"No pieknie, drow się topi, chłop tańczy a Barbak bawi sie z tutejszymi zwierzątkami."
Gdy ork zakończył swoje harce Szamil spojrzał na niego.
-Zawsze wiedziałem, że kręcą Ciebie dziwne stwory.
Elf podszedł bardzo uważając na podłoże do miejsca gdzie zniknął elf. Spojrzał w wode, gotów w każdej chwili zareagować i to w sposób zabójczy dla tego który będzie próbował go wciągnąć. Wzrokiem szukał drowa i jakiegoś kija, żeby go wyciągnąć w ostateczności był gotów podać mu rekę.
"Miał zwidy, widział krzyże. Omamy które są specyfiką tego miejsca czy iluzja wroga? A może chciał zniknąć."
-Idźcie tylko w grubie, nie oddalajcie się od niej, niezależnie co zobaczycie. W okolicy ktoś nałożył silną iluzje.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 04-02-2009, 14:21   #20
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Błoto. Tylko tobyło widać zewsząd. Gdzie obrucił głowę było błoto. Okropne. I brudne! Podążali naprzód. Isendir spoglądał na dwójkę przed sobą żelanzym spojrzeniem. Elf który zgrabnie podążał przed siebie po podmokłym terenie to nic nowego. Tym bardziej iż ten podmokły teren znajduje się w lesie. Za to ork zadziwił go. Skakał z jednej kępki trawy na drugą. Stąpał delikatnie jakgdyby ludzka dziewka spacerująca po polu z chęcią nazbierania kilka kwiatków. Wyglądało to komicznie acz Isendir nie zaśmiał się. Lekki uśmiech wpełzł na jego twarz. Jednak nie z tego powodu iż cała ta scena była przezabawna tylko dlatego, że wiedział że może ufać już tym dwojgu z przodu. Byli to przezabawni kompani. Aczkolwiek w odpowiednich chwilach bardzo pomocni i przydatni. Isendir nie wiedział że już niedługo będzie musiał skorzystać z ich pomocy.
Nagle usłyszał głośne plasknięcie. Odwrócił się dotyłu i odskoczył tak daleko, jak pozwalała mu ta wąska ścieżka. To ich wioskowy kompan sunął po ziemi w ich kierunku. Jak nic wpad by do grzęzkiej wody gdyby nie refleks i szybkie myślenie Barbaka. Złapał go w ostatniej chwili. Jędrzej usiadł. Niemiał zamiaru wstać. Isendir zaczął się już dziwić czy aby sobie czegoś nie skręcił. Ten nagle wstał.
Szli dalej. Ten przykry incydent na chwilę zwolnił ich marsz jednak byli już w drodze. Gdzieś zarechotała żaba, gdzie indziej zaś przeleciały znowu te wstrętne komarzyska. Na samym końcu pochodu kroczył drow.
"Gdy zmienimy miejsce zastąpie go na tyle. Pewnie okropnie mu się tam idzie gdyż we wszystkich takich miejscach najpierw napastnicy atakują wpierw tyły"
- Krzyże! - zawołał Ray'gi.
Wszyscy jak na komendę staneli. Isendir spojrzał najpierw na Ray'giego a potem na miejsce które wskazywał.
"Krzyże? Jakie krzyże? Najwidoczniej mu się przewidziało. Albo popił za dużo w karczmie"
Isendir już miał wyrazić swe myśli na głos jednak spojrzał znowu na drowa. Szedł on w kierunku w którym rzekomo dostrzegł krzyże.
"Co on robi? Zmysły postradał?"
Drow najwodoczniej nie wiedział gdzie idzie. Mineła sekunda może dwie a usłyszał chlupot wody. Dostrzegł jak ostatnie kępy jego białch włosów zapadają się pod wodę.
Wszyscy stali jak osłupieni. Ray'gi nie kazał im dłużej czekać. Jegogłowa wynużyłasię na powierzchnie. Jego oddech był cięzki jednak był znakomitym pływakiem. Już był blisko reszty gdy nagle wydął z siebie okrzyk i zniknął. Wszyscy czekali aż znowu wysunie głowę z głębiny. Czekali na próżno.
Isendir usłyszał hałas z tyłu. Nie tylko on. Obrócił się i spostrzegł jak coś przeskakuje z drzewa na drzewo. Nagle usłyszał w głowie głos kruka. Powiadomił go że jest to bestia reagująca na wszelaki dźwięk. Jak na komendę Isendir zaczkał. Zakrył momentalnie usta jednak nie uszło to uwadze owemu monstrum, noriecem nazwanym. Skoczył on na elfa. Chciał podnieść dłoniei napiąć cięciwe jednak zapomniał że w trakcie zatykania ust upuścił swój łuk.
"Już pomnie. Żegnaj Amiro!"
Zamknął oczy. Czekał na śmierć z otwartymi ramionami. Nie przychodziła. Dlaczego nie przychodziła? Czemu zwlekała?
Otworzył powoli delikatnie powieki. Dojrzł Barbaka z młotem w garści. Spojrzał w górę. Noriec opadał bezwładnie na korony drzew. Isendir niekazał sobie czekać. Mimo iż był biały jak płótno szybko chwycił łuk. Napiął cięciwe i posłał kilka strzał do wracającego stworzenia.
- Dzięki.- mruknął w kierunku orka.- Jestem twoim dłużnikiem.
To powiedziawszy posłał jeszcze dwie strzały, zawiesił łuk na ramię i wyciągnął swój miecz. Czekał aż noriec podejdzie bliżej. Czekał również na Ray'giego wyczekując by jegogłowa wycyliła się w toni wodnej.
 
__________________
Nobody know who I realy am...

Ostatnio edytowane przez Faurin : 04-02-2009 o 14:25.
Faurin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172