Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-05-2010, 01:04   #841
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Kruk z wściekłym sykiem machnął ogonem.
- Zostaw – rzucił czarnowłosy, jak właściciel do kundla.
Zjeżony Kruk patrzył gdzieś w fiolet Mgieł i warczał jak zwierzę.
- Zostaw go póki co – powtórzył czarnowłosy.
Obejrzał się w lewo, gdzie wśród nicości pojawił się znikąd młodzieniec w czarnym płaszczu. Miał zamknięte oczy i był nieskazitelnie, radośnie uśmiechnięty. Kruk obejrzał się na niego ze zdziwieniem. Czarnowłosy skinął głową na powitanie, młodzieniec grzecznie odwzajemnił powitanie.
- Oh my, nie kłopoczcie się nim – machnął ręką radosny młodzieniec.
- Berithi musi umrzeć – powiedział chłodno czarnowłosy.
- My, ye-heees! – poparł spokojnie wesołek. – Ale nie musi już ginąć w walce z Barbakiem! Możemy zniszczyć takie dwa-w-jednym, hm?
Czarnowłosy westchnął.
- Dlaczego zawsze wszystko układa się tak jak tego chcesz?
- Hm?;3 Mówiłeś coś?;3
- Almanakh – mruknął czarnowłosy.
- Oh my, yes! Trochę rozczarowana, ale nadal słodka!;3 – zapewnił rozkosznie.
- Ładnie – skwitował czarnowłosy.
- See?;3 – uśmiechnął się dumnie fioletowooki. – Dwa problemy z głowy.
Zniknął w mgłach.
* * *

Nizzre;
Po rozważeniu wszelkich za i przeciw wyszło na to że albo walczą, co nie było fajne, albo próbują przejść niepostrzeżenie, po murze. Po obgadaniu planów awaryjnych elfka wiedziała już że skończy jako mokra plama na chodniku. Nie było już jednak odwrotu i musieli iść na przód. Il miał iść przodem i pokazać jej jak to się robi, a kiedy wlazł na gzyms elfka zbladła i wiedziała że to dla niej niewykonalne. Drow stał na gzymsie przyklejony plecami do muru i spoglądał na nią wyczekująco. Wiatr i deszcz biły w niego falami a on nic, poganiał tylko elfkę.
- Złapię cię – obiecał ale oboje wiedzieli że nie zdoła jej schwycić jeśli spadnie, ale jeśli schwyci spadną oboje.
Miałaś złe przeczucia bo zbyt wiele razy dotykałaś drowa tego dnia i klątwa musiała jakoś na to reagować. Nie było jednak wyjścia. Wylazłaś przez okno i wgramoliłaś się na gzyms. Był diabelnie wąski i diabelnie śliski. Dłuższą chwilę próbowałaś na nim stanąć wykonując ciekawe wygibasy na oczach drowa któremu spłynęła „kropelka”. Wreszcie udało ci się stanąć o trzęsących nóżkach i ruchem posuwito-dosuwnym [nóżka w bok-druga nóżka do nóżki, nóżka w bok, nóżka do nóżki…] pełzać powoli za drowem. Może w połowie drogi poczułaś że tracisz równowagę na gzymsie i jest to jedna z tych strat pt. „lecę!”. Drow dostrzegł twój problem i twoją chwiejność, wyciągnął rękę ale nim zdążył cokolwiek zrobić czy zdziałać noga ześliznęła ci się i z piskiem runęłaś w dół. Na daszek galeryjki dwa piętra niżej. Rąbnęłaś na nogi i potoczyłaś się po daszku, nie spadłaś jednak z niego. Leżąc na boku, potłuczona, czułaś że nic sobie nie złamałaś, ot potłukłaś gnaty. Odruchowo chciałaś się pozbierać ale zgodnie ze słowami Ila ległaś na boku tak jak spadłaś i zamknęłaś oczy udając nieprzytomną. Drow zaznaczył że „jeśli ucieka – strzelają”, „jeśli leży nieprzytomny to zaciągają do lochu żeby przesłuchać jak się ocknie” i z reguły ciekawość informacji jakie intruz może zdradzić bierze górę nad chęcią zrobienia kuku bezbronnemu. Drowy bardzo często odwalały taki numer, „zabili go i uciekł”, zwłaszcza na praworządnych elfach. Mówią wręcz że potkawszy elfa w lesie lepiej samemu wbić sobie miecz w brzuch – wówczas elfy rzucą się by cię ratować – niż czekać aż elf odczyta twoje próby wycofania się jako „o, ucieka!!!”.
Il opisał jej dokładnie zachowanie istot innych niż elfy. Nie będą od razu wszczynać alarmu bo potem koledzy drwiliby do końca życia: „postawiłeś na nogi cały obóz bo zobaczyłeś jedną nieprzytomną elfkę?! Buahahah!” To miało sens więc leżałaś ładnie plackiem w pozycji „zdechł elf” tylko bez kwiatka w dłoniach.

Kilka sekund po tym jak rąbnęłaś na dach, z okien dwa piętra wyżej wyjrzały trzy zdumione głowy.
- Co to było?
- Skąd do diabła…?!
- To jakaś elfka!
Rozejrzeli się, zdezorientowani. Drowa już dawno nie było. Gapili się chwilę na elfkę na dachu, nie mając pojęcia co z tym fantem zrobić.
- Może jest ich więcej?
- Elfy nie zostawiłyby tak swojego – skrytykował drugi.
- Idę po szefa – zdecydował wreszcie któryś.
Odszedł gdzieś na moment i po chwili zawołał;
- Cholera, nie ma go, pójdę po niego.
Dwie pozostałe głowy wyglądały wciąż przez okno.
- Jak ją ściągnąć stamtąd? – spytał w końcu któryś.

Kalle`h, Szamil, Może, Barbak;
Kall`eh; Jaki mur jest każdy widzi. Co za murem jest nikt nie widzi, a przynajmniej ty nie widzisz. Podskakiwać po tej gorzałce coś ci się nie chciało. Znowu wspomniałeś bezczelnego drowa. Zrobił to specjalnie, chlebuś jeden! Co mu szkodziło choćby udawać ze pije? Ale nie, musiał pokazać gdzie ma twoją gorzałę! Co za dziadowski drow! Bogini Flaszka podsunęła ci tymczasem błyskotliwy plan. Rzucić widłami za mur i gotowe. Tak Posejdon poskramia trakeny więc czemu ty nie możesz? Też masz brodę! Wielka jest Bogini Flaszka w swojej mądrości! Złapałeś widły i siup. Poleciały. Natychmiast niemal zza muru dobiegły męskie głosy pełne czujności i zdumienia. Żeby widłami padało to mało kto widział!
- Cholerne ogry – syknął ktoś zza muru.
- Dobrze że dziczym łajnem nie ciskają znowu… Albo dziczyzną…
- Ja bym się nie cieszył tak wcześnie. Coś za cicho na ogra.
Za murem zajaśniał świetlisty odblask od czegoś w rodzaju małej flary. Strażnik z wieży musiał odpowiedzieć sygnałem „wszystko ok.” bo ktoś za murem zaklął i fuknął:
- Jakiś wieśniak się z nami bawi.

Szamil nie stracił głowy [o mały włos]. Zlazł na dół i schronił się za jednym z martwych drzew. Deszcz lał jakby podciągał potop. Zasłona ulewy pozwalała niewiele dostrzec a cholerne mgły martwego lasu wcale nie zamierzały opaść. Oczy i uszy półdemona były jak radary. Wzmocnione energią chaosu Berithiego były teraz nie jak lupa czy lornetka, ale jak najnowszy gnomi celownik z noktowizjerem do snajperki. Samael czuł się znacznie lepiej i pewniej po tej walce. Krótkie to było pożegnanie po którym zapadła cisza, ale ileż nowych doznań przyszło zaraz potem. Zza muru dobiegło jeszcze kilka szmerów i Samael usłyszał jak dwaj kierują się do przerwy w starym, niepełnym murze. Wyszli zza muru, jeden z kuszą w ręku, drugi z mieczem. W strugach deszczu i ciemności rozpoznaliście ludzi z sylwetki ale ciężko było dobrze się im przyjrzeć. Rozglądali się po okolicy. Ruszyli na zwiady, niestety pechowo nie tak jak zakładał dwarf – aby mógł dopaść ich od tyłu [Krym], tylko w kierunku przeciwnym – prosto na Kall`eha! Jeden ze strażników dostrzegł na ziemi podejrzany baryłkowaty kształt i wskazał go drugiemu. Obaj zastygli na moment w bezruchu.

Rozległ się naraz przeszywający wizg. Mieliście wrażenie że wasze ciało i umysł przeszyła zimna jak lód, wściekła demoniczna energia. Dwaj strażnicy skamienieli, jeden krzyknął coś w przestrachu i wskazał ręką w las. Szamil obejrzał się katem oka, w mroku nocy, wśród cieni przemknęła sylwetka Żywej Klątwy.

Xenomorph terribilis by *Katzilla13 on deviantART

Kall`eh; Wyczułeś, że to jest ten moment. Strażnicy byli blisko a ich uwagę odwróciło COŚ. Zerwałeś się jak tygrys-lew-pantera i wymachując toporem zaatakowałeś jednego z wrogów. Brzmi to niewiarygodnie – ale udało się! Cios z trzonka Pieszczona w szczenę powalił jednego z wrogów, chwilowo ogłuszonego!

Szamil; Dwarf wystartował, nie miał za bardzo wyboru, wrogowie dostrzegli go. Zaatakowałeś drugiego, zdezorientowanego strażnika, tego z mieczem w łapie, ale ten, chyba ze zdezorientowania i zgrozy właśnie, zaczął wymachiwać dziko ostrzem gdy tylko dostrzegł mroku twoją sylwetkę. Chybiłeś, ostrze wroga rozcięło twoją pierś i natychmiast poczułeś nieprzyjemne pieczenie wokół rany.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 08-05-2010, 17:37   #842
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Wszystko stało się bardzo szybko, poczuła jak się chwieje, a potem noga pojechała jej do przodu i fiknęła lecąc w dół. Rąbnęła próbując upaść na cztery nogi jak kot, ale rąbnęła jak hipopotam na zad i rozpalśnięte nóżki. Było jasne, że tej nocy Il musi znaleźć sobie inną rozrywkę… Rąbnęła i chciała się zbierać po czym przypomniała sobie o czym mówił przed chwilą mroczny elf. Żeby leżeć bo wtedy nie strzelają. Położyła się z bijącym sercem i zacisnęła powieki. Było teraz strasznie niefajnie, nie widziała co się działo, nie słyszała zbyt wiele w deszczu, nie miała pojęcia co działo się z mrocznym elfem ale podejrzewała że miał się dużo lepiej niż ona i dawno znikł z oczu wrogom. Kiedy usłyszała głosy wpadła w chwilową panikę, ale nie ruszyła się. Odetchnęła w duchu, była bezpieczna, na dachu dwa pietra niżej, poza ich zasięgiem! To ją uspokajało póki co. Nie mogli jej sięgnąć! Wyszło też na jaw że nie wykryli póki co obecności Illiamdrila. Była spokojna bo byli bezradni, nie mogli jej dosięgnąć, nie mogli, nie mogli… Speszyła się trochę kiedy jeden ze strażników postanowił iść po wsparcie.
„…Pomocy…”
Skupiła myśli, dosłyszawszy ten impuls.
„Potrzebuję pomocy. Nizzre. Pomocy, musisz mi pomóc…”
„Il?!” – wstrzymała oddech.
„Słyszysz mnie?” – drow był zdumiony ale i zachwycony swoim pomysłem.
Tak, słyszała, jak ją wzywał, znowu.
„Nizzre, słyszysz mnie?”
„Tak!”
„Musimy zaatakować. Teraz je a ost mom…”
Skupiła się.
„Pomocy. Słyszysz mnie?”
„Tak!”
„Musisz mi pomóc, zaatakować, proszę pomóż mi zaatakować ich teraz, pomóż proszę, póki nie jest za późno”.
„Słyszę cię”.
Tak szybko ustalili plan. Wrogów było dwóch i lepiej niech ich nie przybywa. W czasie gdy oni głowili się nad tym skąd wzięła się elfka i jak ściągnąć ją z dachu, Il wykorzystując moment ich dezorientacji musiał działać. Po murze przedostał się na drugi koniec korytarza.
- Dziwne – zagaił inteligentnie jeden ze strażników.
- Patrz na ten miecz – skinął na miecz Berithiego wystający spod ciała nieruchomej elfki.
- Znam ten strój, to szaty elfickich magów.
- Jak ona udźwignęła taki miecz?
- Ot nie udźwignęła, dlatego tera tam leży, ale mniejsza z tym… Nie znam się na elfickiej broni, ale ten miecz wygląda na coś specjalnego.
- Jakiś rytualny może?
- W tym lesie nie widziałem nigdy elfa.
- Ani ja. Złodziejka jakaś pewnie. Ta opaska? Taki akcent złodziejski...
- Mag z mieczem, elf, włazi po murze w taką ulewę…
- Widzisz jakiś tatuaż? Pewnie to KOS.
- Nic nie widzę z tej odległości – wychylił pochodnię nieco za okno, ale ulewa natychmiast ją zgasiła. – Szlag by…
Mężczyzna odwrócił się chowając kąpiąca pochodnię do korytarza, i zastygł w bezruchu, w półmroku małego kinkietu ujrzawszy tuż przed sobą sylwetkę białowłosego w ciemnej zbroi. Nizzre wyczekiwała na sygnał spinając mięśnie i niewidocznie ściskając kuszę pod sobą. Dosłyszała jeszcze syk zabitej deszczem pochodni. Otworzyła oko, błyskawicznie przetoczyła się na plecy i podniosła kuszę do wystrzału. Z czarnego nieba lały strugi deszczu. Gdzieś w górze migotało mdłe światło z głębi korytarza i jakieś cienie. Potrzebowała ułamka sekundy, elfickie oczy były wyczulone na wszelki ruch nawet najgłębszych czeluściach mroku. Wystrzeliła, szum błękitnego promienia przedarł się przez ulewę…
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 08-05-2010, 19:25   #843
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Szamil odskoczył od przeciwnika, zaklął z bólu. Rzucanie się z nożem na kogoś z mieczem nie było zbyt inteligentne. Gdy siła fizyczna na nic się zdaje należy spróbować dyplomaci. Jak powszechnie wiadomo Samael był jej mistrzem.
-Czekaj! Polujemy na ogry! Nie walczmy! Czemu nas atakujecie, nie chcemy walczyć. Inaczej mój towarzysz by nie bił trzonkiem topora! Zjednoczmy się przeciwko żywej klątwie! Walczyć zawsze zdążymy!
Strażnik popatrzył na niego w ogłupieniu, cofnął się, nadal trzymając broń w gotowości do zadania ciosu. Czubek miecza zataczał okręgi na wysokości klatki piersiowej półdemona.
-Coście za jedni?! - warknął. - Won z naszego terenu!!! Widłami wam się rzucać zachciało?! To nasz teren, wynocha!!!
Usłyszawszy o Żywej Klątwie wybałuszył oczy, wyraźnie nie chciał mieć z tym nic wspólnego i trząsł portkami.
-Słyszysz co mówię?! Zabierajcie się stąd, polujcie na ogry poza naszym terytorium!!! Tyłki w troki i wynoście się pókim dobry!!!
Dobrze mu szło, przynajmniej przerwali walkę. Zresztą nie dziwił się, że żołnierz tracił animusz i nadrabiał to krzykami. Stał w końcu sam przed człowiekiem, elfem, orkiem i krasnoludem.
-Czy wyglądam Ci na kogoś kto rzuca widłami? A może to ten krasnal? Przecież widły są od niego większe. To były ogry, które złupiły wioskę, przelękły się Żywej Klątwy i uciekły. Chcemy się schronić przed burzą! Pozwólcie nam a pomożemy z ogrami i Żywą Klątwą. To jak? Zjednoczymy się?
Strażnik rozejrzał się z zagubieniem. Z tymi "łowcami ogrów" był ork! Był też jakiś patykowaty w płaszczu, pewnie mag.
-To tak się kurna witacie?! - syknął wskazując na ogłuszonego kolegę. -Czaicie się na ziemi i rzucacie się na nas bo chcecie się schronić przed deszczem?!
Strażnik stanowczo nie miał do nich zaufania, ale jeszcze mniej uśmiechało mu się pozostawać w tej chwili sam na sam z nieprzytomnym kolegą i CZYMŚ pokroju Żywej Klątwy czającej się gdzieś tam w mroku nocy i zasłonie deszczu.
-Cholerni najemnicy! - warknął. - Pójdziecie ze mną i bez numerów bo wam Żywa Klątwa nawet nie pomoże!!! - syczał zaciekle. - A pewnie i tak was szef wywali na zbite mordy! Nie trzeba nam tu najemników ani łowców, to nasz teren, radzimy sobie!
Spojrzał znów w mrok lasu.
-Pieprzone bestie!
Spojrzał znów na orka, na 'maga', na swojego nieprzytomnego kolegę. Podszedł do kumpla, mając cię wciąż na oku szturchnął kumpla nogą, przykucnął, próbując go ocucić. Strażnik zbudził się jęcząc, splunął krwią i macał szczękę.
-Fufa mój fąb! - syknął zbierając się z ziemi. - zafierfolę!
Zerknął po was ze speszeniem, zerknął na kumpla.
-Wstawaj... idziemy! - warknął do was strażnik, grożąc im wciąż mieczem.
Nadal migał wzrokiem po martwych drzewach w strugach deszczu.
-Fo do...?
-Zabieramy ich do szefa - odparł koledze strażnik. - Łowcy ogrów.
-Fo fuj?! - syknął wściekle, wstając i podnosząc kuszę.
-Mamy tu Żywą Klątwę podobno. niech szef zobaczy... Ruszcie się i łapy z dala od broni!!!
Samael schował spokojnie nóż i gestem nakazał to samo Kallehowi. Spojrzał przez ramię na orka, mruknął coś co brzmiało jak: "spokój bo za jaja powieszę" i poszedł za strażnikami.
-Kolega leżał bo tak należy się zachować podczas burzy. Czym niżej się jest tym bezpieczniej. Zaatakował bo Twój świszczący kolega machał do niego kuszą. Chciałem to wyjaśnić to mnie dziabnąłeś. Mieliśmy broń wyciągniętą bo i Wy ją mieliście. Po prostu wyszło małe nieporozumienie. Nie ma sensu by kładło ono cień na naszą znajomość. Isendril jestem a Kalleh na pewno Was poczęstuje jakąś wódeczką. Nie Kalleh? A żebyście nie myśleli, że wódka zatruta to sami się pierwsi napijemy. Może coś dla Was zostanie. Heh.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 11-05-2010, 09:54   #844
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
To był jeden strzał i już. Podleciał, pach, po czym usłyszał lekki chrzęst, a za plecami, syk bólu. Zanim się zorientował, stał z toporem nad nieprzytomnym człowiekiem, który nawiasem mówiąc, zaraz udławi się swoją posoką, a za plecami miał Szamila z sztyletem w ręku i raną na piersi. Znowu jak skończą z tym miejscem pierwsze co ten półelf i półdemon zrobi to kupi sobie nowe wdzianko. Zero szacunku dla ubrania. A przecież ubranie to druga skóra, nieprawda?

Kall'eh czekał na płomienie, albo przynajmniej, że Barbak zagryzie uzbrojonego w miecz strażnika - który, nawiasem mówiąc, był słabym strażnikiem skoro dął się podejść. Powinni to przewidzieć. Podejrzewał też, że Może ukróci jego cierpienie przy pomocy raptownie pojawiającego się kiścienia. Otórz nic z tego. Szamil zaczął makaron na uszy nawijać - jak mawiają elfy. Kall'eh tylko podejrzewał jakie to skutki może nieść. W końcu nigdy nie będzie miał takich uszu jak elf. Chyba, że jakiś goblin przeprowadzi na nim operacje, co nastąpiło by raczej po dwarfim trupie.

Kall'eh stał drapiąc się po głowie i przyglądając się całęj tej mistyfikacji. Szamil by w tym dobry, to musiał przyznać. Od słowa do słowa i zaraz już mieli zgodę na rozmowę z przełożonym strażników. Nie koniecznie miało być to po ich myśli, ale lepszego rozwiązania nie było. A może jakąs biesiade da się zorganizować?

Ciężko było łapy trzymać zdala od broni, gdy się było ją obładowany. Ale mus to mus. Wyciągnął więc flaszkę, wziął łyka i podał demonoelfowi. Ten podał ją dalej. Spojrzał na Barbaka i pokręcił głową. Był jakiś nieobecny.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 11-05-2010, 17:55   #845
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Nizzre; Sytuacja nie była groźna do momentu kiedy jeden ze strażników
postanowił sprowadzić kumpli [wyobraziłaś sobie stado zbirów stojących w
oknach i gapiących się na ciebie, jak leżysz ‘nieprzytomna’ na dachu.]
Zakładając że któryś w końcu wpadnie na błyskotliwy pomysł jak
ściągnąć cię z tego dachu [na przykład za pomocą halabardy [na drowy jak
wiemy nie działa, ale na elfy? Kto wie]. Ilowi również nie uśmiało się
spotkanie ze stadem wrogów i postanowił działać.
Thief by *doubleleaf on deviantART

Wśliznął się przez okno po drugiej stronie korytarza i błyskawicznie
zakradł się za plecy wrogów zajętych obserwacją nieprzytomnej elfki. Padł
sygnał, strzeliła. Pech chciał że ulewa, ciemności, kiepska pozycja
strzelnicza „na leżącego elfa”, brak czasu na wycelowanie i nerwy
nałożyły się na marny strzał z kuszy. Błękitny promień trafił w mur tuż nad
oknem z którego wyglądała głowa jednego z wrogów. Mężczyzna z jękiem
zdumienia i paniki zakrył machinalnie głowę ramionami i cofnął się
kilka szybkich kroków. Strzał wyrwał z muru kilka kamieni i jeden z nich
rąbnął leżącą na dachu elfkę w głowę, zostawiając gigantyczną śliwę
i krwawiącą ranę.
assasin by ~jo-da-bozo on deviantART

Drow wkroczył do akcji, speszony najwyraźniej kiepskim strzałem elfki i
niezadowolony z obrotu sprawy, postanowił podjąć drastyczne działania.
Symulując próbę cięcia prawym sejmitarem, błyskawicznie wsunął lewe
ostrze do pochwy i wyrwał coś zza paska ściskając to w pieści, po czym w
momencie gdy wróg podnosił ostrze do parady by uchronić się przed drowim
sejmitarem, mroczny elf gruchnął strażnika z pieści w nieosłoniętą szyję,
wbijając malutkie ostrze prosto w tętnicę. Strażnik charknął, złapał
się za szyję wykrzywiony w dziwnej anatomicznie pozycji, wybałuszył oczy
i zwalił się na ziemię. Drugi strażnik, zaskoczony szybkim zejściem
kolegi, chwycił za ostrze w panice cofając się przed pięknie uśmiechniętym
drowem.

Samael, Kall`eh, Barbak, Może;

Szamil zdołał jakoś dogadać się ze strażnikiem. Prawdopodobne, iż
pomogła mu w tym wasza przewaga liczebna oraz obecność podejrzanego stwora w okolicy. Prawdopodobne, iż kiedy stracicie przewagę liczebną, a stwór
zniknie w lesie, strażnik przestanie być tak ugodowy… Póki co jednak
pozbierał kolegę; ten, plując krwią po wybitym zębie, rzucił się z
pięściami na Kall`eha, ale kumpel go powstrzymał. Przeprowadzili was przez wyrwę w starym murze. Waszym oczom ukazała się warownia.

Bodiam Castle I by *Jez92 on deviantART

To co dla ogra było „zamkiem”, było starą, zniszczoną warownią z
kamienia. Najwyraźniej warownia została dawno temu opuszczona i złupiona,
zapomniana, a aktualnie właściciele wprowadzili się tu bezkarnie i
tymczasowo. Ciężko było powiedzieć żeby ktoś dbał o to miejsce.
Leap Castle by ~morbidtriumph on deviantART

W ciemnościach nocy, mgłach i strugach deszczu warownia wyglądała jak
typowy nawiedzony zamek. Zdołaliście dostrzec w mroku i zasłonie ulewy
budynek główny z czterema wieżyczkami oraz inne kamienne budynki w jego
sąsiedztwie.

Arundel Castle I by *Jez92 on deviantART

Całość otoczona murem-granicą. Część budynków była ruinami –
zawalone dachy, zburzone częściowo mury. Stały puste – zdążyliście
zauważyć przechodząc obok – lub służyły jako składowiska niezbyt cennych
rzeczy i rupieci. Minęliście też zadaszony budynek z częściowo zburzonymi
ścianami, gdzie tłoczyło się stadko rozdrażnionych deszczem kóz i
owiec. Strażnik prowadził was poprzez mrok główną uliczką wyłożoną
kamieniami, a obecnie i błotem – dróżka wyglądała jak rzeka, woda
spływała po niej i lala się niektórym do butów. Po drodze dostrzegliście kilka patroli, zatrzymali się, obserwując was z bocznych uliczek, spomiędzy
budynków. Cały czas też czuliście na sobie spojrzenia strażników z
wieżyczek ‘zamku’ do którego się zbliżaliście. Z niektórych okien na
piętrach zamku biło mdłe światło, więc zdecydowanie był zamieszkany.
Przyglądaliście się w międzyczasie prowadzącym was mężczyznom – byli w
średnim wieku, krzepcy, zdecydowanie typy, co lubią się bić. Ich zbroje były w nienagannym stanie, choć nosiły ślady odbytych walk, widać było, że
właściciele o nie dbają. Podobnie broń. Najwyraźniej mieszkańcy warowni
dbali o to, co utrzymywało ich tu przy życiu. Choć warownia była
częściowo ruiną i dawno miała za sobą czasy świetności, była pilnie
strzeżona, nawet w taką ulewę, nocą, patrolowali swój teren. Najwyraźniej
wychodzili z założenia, że jeśli sami nie upilnują siebie, zostaną w tym
lesie szybko zeżarci.

Przed drzwiami ‘zamku’ czekała również straż, ta szczęśliwa,
chowająca się przed ulewą pod daszkiem. Zmierzyli was podejrzliwym wzrokiem, wasz kolega bez zęba przepchnął się wściekle przodem i zniknął we
wnętrzu zamku. Weszliście do środka. Zamek był średnio zadbany również
wewnątrz.

http://www.pawlowska.pl/Galeria/arch...P_000100-2.JPG

Stare mury, miejscami pajęczyny, raczej nikt tu nie sprzątał. Dwie myszy
czmychnęły widząc, że ktoś się zbliża. Przynajmniej dach był szczelny
i nie lało wam już na głowy. Pochodnie w uchwytach oświetlały korytarz.
Poza ścianami, podłogą i sufitem oraz pochodniami nic tu nie było.
Strażnik poprowadził was i natychmiast natknęliście się na kolejny,
czteroosobowy patrol.
- Zaprowadźmy ich do szefa – zgarnął ich ten co z wami szedł. –
Pałętali się pod murem. Łowcy ogrów. Po lesie biega dziwny stwór, jakaś
Żywa Klątwa, mówią.
Trzej tamci popatrzyli na was i zostali waszą tylnią ‘strażą’. Prowadzący was spod muru strażnik zamienił z jednym z nich kilka słów szeptem i tamten najemnik wybył gdzieś.
Szliście korytarzem, aż poczuliście przyjemny, ciepły zapach drewna palonego w kominku. Drzwi, przed nimi czwórka rozmawiających mężczyzn. Też tutejsi najemnicy z bandy, w lekkich zbrojach, uzbrojeni po zęby, z mord ci co się leją zamiast się myć. Otworzono drzwi, weszliście.

The Abbey Interior by ~gmtb-stock on deviantART

Sala była wielka, po prawej wielki kominek z kamienia i palenisko, po lewej
dwa wielkie, połączone stoły z mnóstwem krzeseł. Na skórach zwierząt,
na podłodze przy kominku, siedziało kilku najemników – przestali
rozmawiać gdy weszliście. Po prawej w rogu przy niewielkim stoliku w kącie
siedziały trzy dziwne postacie. Kobieta i dwa krasnoludy!

Dwarfy jak to zbiry miejscowe. Ciężkie kolczugi, toporki na plecach, długie brody żyjące własnym życiem [Emanuel pewnie utknąłby tam w tłoku towarzyszy]. No i piana od piwa na brodach. Spojrzenie średnio przyjazne i mętne. Kobieta była modła, ładna, miała niesamowite, długie do pasa białe włosy spięte w kitkę. Była wysoka i miała ciemną karnację, zdecydowanie jednak nie była Chlebusiem, ani też elfem – długich uszu brak! Zdecydowanie też pracuje nie jako pomoc kuchenna a jako pomoc przy zabijaniu. Była ubrana na czarno-czerwono; czarne spodnie i buty, czerwona koszula. W jej spojrzeniu było coś niepokojącego…
- Siadajcie, poczekamy na szefa – prowadzący was wskazał na krzesła.
Trzej pozostali przyglądali się wam podejrzliwie i szemrali.

- A temu co? – mruknął jeden z najemników.
Strażnik kiwnął do niego swoim mieczem. Tamten wyszczerzył się,
podszedł do Szamila i klepnął go w ramię gestem „ej, młody!”.
- Lepiej coś z tym zrób nim ci skóra zacznie złazić – poradził,
wskazując ranę. – Jak nie masz czym weź se trochę tego – wskazał
na mężczyznę w kącie sali, który siedząc przy kominku na skórach budował skręta ze zwiniętych liści.
Może rozpoznał, że to te same liście, które zebrał w Żmijowym Lesie.

* * *
Najemnik szedł pospiesznie korytarzem, gdy dostrzegł wychodzących zza rogu mężczyzn. Jeden z nich był magiem.
- Gdzie szef? – spytał, zdumiony że go z nimi nie ma.
- Poszedł coś zbadać – odparli. – Jakaś elfa leży na dachu.
- Co…?
- Znaleźli nieprzytomną elfkę leżącą na dachu galeryjki – dodał drugi. – Mnie nie pytaj, elfy są pokręcone.
- Szef poszedł sprawdzić co to za jedna.
- My mamy lepiej, łowcy ogrów, elf, ork, dwarf i jakiś mag za którym chodzi… COŚ dziwnego. Taka dziwna Bestia z lizakiem. Ma zabójcze spojrzenie i ciągle siorbie, chyba puściła do mnie oczko!...
- Gratulacje…
- Zamknij się.
- Myślisz, że elfka jest od nich?
- Ciężko powiedzieć, ale elfka z orkiem i dwarfem…?
- Sprawdźmy. Poszukaj szefa, daj mu znać, my zajmiemy się tamtymi.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 11-05-2010 o 21:10.
Almena jest offline  
Stary 12-05-2010, 18:48   #846
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Było jej ‘trochę’ głupio ale nie było czasu na smęty. Zezowała przy strzale a na otrzeźwienie runął z nieba fortepian. Nie, to chyba był kamień wyłupany przez pocisk z muru, ale przy zderzeniu z czaszką bolał równie mocno co fortepian. Najpierw był czyjś krzyk, a potem widok pękającego muru i odprysków kamienia, myśl „ołszyt!” i wielkie bum. Sypnęło gwiazdkami jakby Światło przyjęło ją do siebie i z wywróconym oczkiem rąbnęła znowu do pozycji ‘zdechł elf’. Lejący po twarzy deszcz szybko ją jednak ocucił i otworzyła oko widząc falującą ciemność. Gigantyczna śliwa na głowie i nieprzyjemny ból oraz krew lejąca się po włosach, było jej strasznie głupio pokazać się tak Illiamdrilowi. Obciach jak nic. Mroczny elf walczył w korytarzu i jedna z wrogich sylwetek właśnie osunęła się na podłogę. Nizzre zebrała się w sobie i postanowiła dołączyć do walki, przynajmniej spróbować odwrócić uwagę od nieszczęsnego drowa. Zarzuciła kuszę na ramię i zaczęła wspinać się po murze, modląc się w duchu do wszystkiego co Białe i długouche. Miała nadzieję że nikt nie obserwował jej parodyjnie zwinnych wysiłków i nikt nie będzie o tym jej wyczynie opowiadał kolejnym pokoleniom. Po długich staraniach wlazła w końcu na piętro i wspinała się dalej. Zawiesiła się rękoma na docelowym oknie i wyjrzała do środka, niemal prosząco kolejnego guza. Odepchnęła się od gzymsu i podciągnęła do góry, wturlując się z ulgą do korytarza. Bez gracji co prawda ale z ulgą!
- Wzywam was, usłyszcie mój głos, odpowiedzcie sowim szeptem, pozwólcie mi niszczyć w Wasze imię!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 23-08-2010, 12:00   #847
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Stara, waląca się warownia pośrodku martwej puszczy nie wyglądała na pięciogwiazdkowy hotel. Gdzie tam karczma - na widoku znajdował się kompleks budynków o różnych gabarytach oraz przeznaczeniu. Kilkanaście budowli otoczonych solidnym, kamiennym murem, który jako jeden z nielicznych środków mógł zapewnić bezpieczeństwo w szumnym znaczeniu tego słowa. Choć i tak - gdzieniegdzie występowała wyrwa w owej barierze, takie w sam raz na przeciśnięcie takiej strzały czy bełtu. Mimo pewnych felerów mur i tak nadal pełnił rolę granicy dwóch światów: tego, w którym panowały bestie lasu i ten, w którym także panowały potwory - lecz zgoła odmiennej aparycji, wrażenia, a i pochodzenia swojego oraz postury.

Widać również było w oddali wyrastające z tego bastionu cztery wieże, a w każdej z nich czuwali nie aniołowie stróżowie, a zdeprawowani kusznicy, którzy czujnym okiem infiltrowali terytorium i dzierżyli w swych rękach iście zabójcze oręża. Kusze. Kurierów szybkiej, bolesnej agonii. Jeden tytuł łączył tych gwardzistów z pięknymi, boskimi istotami.
Bycie aniołem stróżem, który zaprowadzi swego podocznego do grobu.
Po przysypanie twego gnijącego ciałka kolejnym natłokiem robaczków.
Aby cię zeżarły.

W tej oto skromnej, budzącej lekką grozę cytadeli znalazły się miejsca znane ze środowisk miejskich. Znajdowały się tam stajnie, spiżarnie. Mniejsze i większe, używane i zapomniane. Lecz ten oto obiekt nie mógłby istnieć bez swojego serca.
Tak, swego zamku. Jak na zamek owy "gmach" był śmiesznie mały, dość zaniedbany, a szanujący się król splunąłby na taki obraz nędzy i rozpaczy. Na obraz urażający majestatowi jego królewskiej mości. Lecz tam mieszkali specyficznego rodzaju książęta.
Złodzieje, mordercy, łotrzykowie. Legowisko szumowin, wyrzutków społecznych i, rzecz jasna, pasożytów społecznych i nie tylko.
Jak każdy szanujący się królik, nieważne, czy wychowujący się w atłasach i kryształach, w marmurach i alabastrach, czy raczej w towarzystwie obitych i opitych mord, żelaza, brudu i krwi, swawoli i ordynarności - każdy pan i władca swój stołek mieć musiał. I swe łoże oraz jadalnię.
Ta "niezwykła" szlachta posiadała swoją siedzibę. A siedziba ta miała sześć pięter, Wielką Salę oraz tonące w przenikliwym mroku lochy.
Wielka Sala była miejscem zgromadzenia wszystkich łachuder. Tam, w cieple i świetle ogniska, potężnego ognia z komina, odbywały się obrady, wielkie libacje i biesiady. Ech, jak tam wtedy panował tumult! Jaki rozgardiasz! Bab do roboty niekiedy tym łotrzykom brakowało, lecz psy, podobno najwierniejszy przyjaciel człowieka (i nie tylko jego), wyjadały i wylizywały resztki z obiadów. Częściej jednak tłoczyły się tam muchy, dla których okresy po ucztowaniu zmieniały się w podróże po Edenie.

Wapień ze ścian domów się sypał jak śnieg w zimie, brakowało w tym motywie zimowym jedynie pewnej oprawy świątecznej: choinek z kolorowymi świecami, anielskich włosów, zapakowanych w brezent podarunków, przewiązanych ładną wstęgą. Doprawdy urocza ta sceneria, lecz nie dla tubylców... Nie dla takich zbereźników, różnej masy rzezimieszków. Oni obojętnie o jakiej porze roku mogli świętować.
Warunek stawili jeden, acz prosty i konkretny: udany rabunek czy wygrana bitwa. Bandyci na okrągło wydawali się świętować: pod postacią sprośnych, wojennych piosneczek, potoku wulgaryzmów, gwizdów, śmiechów, konkursów picia gorzałki czy też bekania, a także wielkiego ucztowania. Ażeby to ostatnie się udało, koniecznie należało na tą ucztę zaprosić jakiegoś zwierza, a w skrajnych przypadkach zbłąkaną owieczkę... Każdy pewnie domyśliłby się, co taki głodny zbój w ciężkim przypadku upichciłby dla swego równie dzikiego żołądka. A raczej - pytanie pada - kogo.
O prezenty jako takie także kamraci zbiry nie musieli się zbytnio zamartwiać. Co prawda znali kogoś o pseudonimie św. Mikołaj - może ten ktoś dostarczał im towaru. Obojętnie jakiej klasy - tu już następowała segregacja, rewaluacja i inne akcje finansowo-gospodarcze. W każdym razie skrzyń ze skarbami mieszkańcy tych martwych terenów strzegli jak źrenicy we własnym oku.

Cała aparatura działała jak mechaniczny zegarek.
Watr wiał, pani Noc zastąpiła swego brata, Dnia,
Który poszedł na spoczynek, za horyzonty.


W tymże czasie w Wielkiej Sali panowała kolejna uczta. Tam czas mało kto wydawał się liczyć, zwłaszcza, że niektórzy wstawiali się za pomocą n-procentowych napoi. Przy jednym stoliku, drewnianym, byle jakim, lecz nadal dobrze pełniącym swoją funkcję, stojących niedaleko kominka, w którym wesoło tańczył ogień, w nierówny rytm przyśpiewek zbójeckich, siedziały trzy istoty. Dwie z nich grube jak beczka, w dodatku nie grzeszące wzrostem, a fetor niczym zgniła kapusta (a może zestarzałego potu efekt?) unosił się z ich wypłowiałych odzieży. Brody rude, zaplątane w swej strukturze, niby to ciernie, a bujne w dodatku i piersi sięgające.
Lecz trzecia z nich zgoła inna - niby to anioł zstąpił z samego nieba.
I to nie taki, do jakiego zwykliśmy sobie kierować wyobraźnię.
Choć nie posiadał dużych, lśniących skrzydeł, a sukienka złota zapewnie się zdarła albo porwali ją ci niedobry zbójcy, którzy otaczali owe trio zewsząd, uroda owej kreatury odbiegała od podpuchniętych oczu i siniaków na kanciastych gębach siedzących z nią przy jednym stole krasnoludów, którym jedyną ozdobą była łysina na ich dużych łbach.
Włosy miała białawe, niby mleko, odbijające blask płomieni, spięte z pomocą spin. Kaskada prostych, jasnych włosów opadała niemalże do krzyża. Skóra nieco ciemniejsza, lecz nie czarna, zakryta została w większej mierze przy asyście czarnych, załatanych na kolanach spodni łowieckich oraz powyciąganej, czarnej koszuli. Czubkami skórzanych, także ciemnych butów stukała o posadzkę. Choć ubranie miała zdecydowanie męskie - była to kobieta. Zerkająca kokieteryjnie, acz - więcej niezbyt wylewnie - spod wachlarza długich rzęs na karty swych dwóch przeciwników. Rysy twarzy miała ładne - nie była na tym polu boginią, lecz cóż bogini wyrabiałaby tu wśród warcholstwa i chuliganerii? Oczy migdałowate miała czarne - pigment wręcz zlewał się z barwą źrenicy, ponadto ładnie rozstawione; nosek mały, kształtny kontrastował z nochalami kamratów, wargi różane, delikatne oraz rumieńce na policzkach wyraźnie kontrastowały z dzikimi gębami towarzyszy do gry.

- Co tam mo, Disia?!
Huknął brzydal z lewej strony, popalając lulkę od czasu do czasu, pykając kółeczka z dymu i łypiąc swe ciemne oczka na jasnowłosą. W swych grubych paluchach trzymał wachlarz z kart.
- Da zyrknąć? Może królyka, a może królykowo?
- Wyciągnij, to się dowiesz - odpowiedziała kobieta nazbyt ugrzecznionym tonem, jak na te okoliczności. - Nie wyciągniesz, to się nie dowiesz.
- Te, Disia, nie rozdziawia tak buzi, bo ci ją stulę. A z kobitami zazwyczaj się nie bije - przekomarzał się palacz i wyciągnął jedną z kar z talii niewiasty.
- Nie boję się. Groźby przestały na mnie dawno temu działać - wzruszyła ramionami i pociągnęła kolejkę od gracza.
W kąciku ust wystąpił zwiastun uśmiechu. Ach, jakiś smaczny kąseczek mi się udał.
Będziesz martwy, grubasie. Lepiej się szykuj.
- Ta, kozaczka się znolozła. Kurwiszka, daj pociągnąć wujowi Jozjowi i będzim wesół.
Gra w karty nadal się toczyła.
- Żeby pociągnąć, trzeba najpierw po to sięgnąć - jejmość stoczyła swoją turę.

W drugim kąciku ust pojawił się zwiastun uśmiechu. Ach, jaka dobra passa. Jaki smaczny kąsek się jej trafił.
Będziesz martwy, grubasie. Przygotuj testament.



- Te, Disia. Coś mi tu, kurwiszka, kręcisz, młoda. Mamrotasz co pod noskiem, cwaniaczkujesz wujciowi, a tu tak nie będzie ładnie, jak wujcio - znów zakosztował ten z lewej luleczki. - się wnerwi, weźmie z laczka pociągnie z batka, się spierze...
- Bacz na język, kompanie - odrzekła Disia uśmiechając się enigmatycznie, świadomie przerywając wywód fajkarza. - Nie boję się bata. Ja mam inną broń. Na przykład: sai wpakuję ci do czterech liter - użyła soczystych przekleństw, stosując zasadę "Jak wejdziesz między wrony, masz być głupi jak i one". - Wiadomo - kiedy dupsztala nie ma, siąść się nie da, ale niektórym ta część ciała nie powinna się na nich przydawać.
Ach, i co się wpakowujesz, dziewuszko? Czy wiesz, co twój język za bezeceństwa plecie?

Wtem pociąga kartę od kompana z prawej.
Kiełek perlisty błysnął, a uśmiech począł się ukazywać w swej pełnej krasie. Toż sama delicja, w ustach się rozpływa.
Będziesz martwy, grubasie. Przygotuj się - wykop sobie dołek.
Będzie gnój, kiła i mogiła.
- Mocny język masz, pańciu - zamruczał gniewnie jak niedźwiedź, tym razem ten krasnolud z prawej. - Ale w każdej chwili może go stracić, więc uwożej.
- Nic nie mam do stracenia. Kareta zajechała, wraz z nią dużo bogactwa i żołdactwa.
Rozłożyła talię na stole.



- Przegraliście. Teraz roszczę sobie złotko - łypnęła na nich, pstrykając palcami w prawej ręce.
Także ładnie zbudowanymi, choć efekt misterności psuły drobne zacięcia. Ogólnie rzecz biorą - niby dzieło artysty rzeźbiarza.
Krasnoludy się zaśmiały. Dwa grubawe głosy jak u niedźwiedzi.

- Jak panienka łoszukiwoła, to se możesz chcieć złota!
- Pańskie słowa nic dla mnie nie znaczą. Każdy przegrany do cna frajer tak powiada o oszukaństwie, jak nie umie ani grać, ani tym bardziej przegrywać.
- Zaraz przestaniesz podskakiwać, jak ci wrypię...
Czarne oczy niewiasty w mgnieniu oka błysnęły. Miast się przerażać, wybuchnęła metalicznym śmiechem, a zaraz potem odrzekła zimnym tonem, jak ten wiatr na zewnątrz bandyckiej kryjówki:
- Cóż, przekonałam się, że nie warto grać z takimi frajerami jak wy. Jak powiadają: nie graj z idiotami, bo przegonią cię doświadczeniem, a później zmiażdżą. Ale wam do wszystkiego, prócz żalu, daleko, nie mam się czym martwić. Spadam stąd! - po czym zawołała w stronę ogniska. - Marduk! Idziemy!

Coś zaskrzeczało od strony paleniska. Na komendę wyleciała stamtąd chyba sama zmora. Czarne, błoniaste skrzydła przeszyły przestrzeń między awanturniczką, a kominem. Cień stworzenia padł na właścicielkę skrzydlatej kreatury.
Niebawem pupilek przyleciał na ramię jejmości. Kreatura, która usadowiła się wcześniej na figurze gargulca stojącej w pobliżu komina i siedziała na jej głowie, przypominała wiwernę, acz od niej różniła się wielkością. Długa na oko na około pięciu stóp, prezentując czarną, łuskowatą skórę, ozdobioną gdzieniegdzie złocistymi pręgami, a proste różki zdobiły jej trójkątny łeb niby ekstrawagancką korona.

Stworzenie przyszpiliło swoje gadzie, żółte oczy w kierunku ordynarnych tłuściochów i wystawiło im rozwidlony język.
- Nie bój się, malutki. Te gamonie nam nic nie zrobią... - odeszła od stołu chamów. - Niedługo pożyją...
- Suka! - później doszedł wachlarz łaciny podwórkowej, jednak "Disia" puściła go jednym uchem, ażeby ten przeleciał przez drugie. - Wracej tu, suko! Albo idź w cholerę, i tak ci dołożym!
Pięć, cztery...
- ...pożałujesz tygo...!
...trzy, dwa... - odliczanie jej towarzyszyło jako requiem dla choleryków. Sopran nasycony chłodem rozbrzmiewał w ustach białogłowej. Piękne dłonie gładziły grzbiet Marduka.
- ...a jak ci dołożym, to twoja stara cie nie pozna...!
...jeden...

Już czas położyć się do łoża,
Kaszmirem poducha wyścielona,
Denko jego obite pierzyną,
Piękny, przepiękny to twój dom.
Będzie pod ziemią.
Noc swój światek szerzy,
Swój płaszczyk roztacza,
Czerń i błyski, chłód i wiatry,
Wilków stada, łów i wycie,
Setki setek nietoperzy.
Duchy wyją, zmory duszą,
Wiedźmy harce odprawiają,
Z szatanami się gromadzą,
Biesik jeden skrzypkami przygra,
Reszta pokrak się rozśpiewa.

 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 23-08-2010, 21:10   #848
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Nizzre;
Fufi i bez nóg zrobiłby to lepiej niż ty, ale w końcu udało ci się wdrapać na mur i przez okno wlazłaś [tamdadam] do korytarza. Jeden wróg leżał grzecznie na podłodze, drugi w panice próbował opracować plan działania. Krzyknął coś do was nawet, ale nie zdążyłaś usłyszeć, bo drow zaatakował i przez moment obaj panowie kotłowali się w wąskim korytarzu w finezyjnym tańcu ostrzy. Kiedy się rozdzielili i zobaczyłaś w oczach strażnika że spróbuje rzucić się do ucieczki by wezwać wsparcie, po prostu wykonałaś zwinną kosę długą, elficką nogą i podcięłaś skutecznie przeciwnika. Drowowi pozostało przyszpilenie leżącego i wbicie ostrza gładkim, wprawnym ruchem. Rozejrzał się nerwowo, odetchnął i spojrzał na ciebie.
- W porządku? – spytał, pamiętając, że elfy ciągle o to pytają towarzyszy w czasie bitwy i po bitwie.
- Chyba – odparła macając się po głowie.
Il zajął się taszczeniem ciał, a konkretnie przetaszczeniem ich za drzwi pomieszczenia nieopodal.
- Co mu zrobiłeś? – elfka spytała wskazując pierwszego.
Drow taszczył drugie ciało.
- Miałem jeszcze jedną strzałkę – powiedział szybko.
Elfka wybałuszyła oczy.
- Jak to?
- Kupiłem o jedną więcej, i dużo mocniejszą – odparł drow wrzucając ciało za drzwi i nerwowo szukając śladów zbrodni do ukrycia. – Tak na przyszłość mogła się przydać, jak widzisz – wyjaśnił.
Elfka poczuła się oszukana.
- Nie kupiłem jej na ciebie – dodał szybko drow.
- Ale kupiłeś o jedną więcej! Umawialiśmy się na dwie!
- Nie użyłbym jej nawet gdybym mógł i musiał – powiedział tak, że trudno jej było w to uwierzyć. – Nizzre… - uśmiechnął się drwiąco. – Mogłem ci zrobić wiele niemiłych rzeczy kiedy byłaś nieprzytomna… Próbuję nas chronić! – dodał ostrzej. – Robię za tarczę i przyjmuję niemal śmiertelny cios w plecy! Przed chwilą omal nie zaalarmowałaś wszystkich i zarzucasz mi, że próbuję nas chronić tak jak umiem, tak jak tylko potrafię?! Wybacz – fuknął, obrażony. – Pewnie Biel zabrania noszenia ukrytej broni na czarną godzinę! Lolth mi o tym nie powiedziała…
Nizzre zaczerwieniła się pod tonem jego wypowiedzi.
- Nie, Il ,przepraszam, po prostu umawialiśmy się na dwie strzałki i miałam tylko dwie…
- Też miałem tylko dwie, tylko dwie przeciwko tobie. Jeśli chcesz możemy spisać i przypieczętować ile wolno każdemu z nas nosić broni przy sobie, kiedy jesteśmy razem! Najwyraźniej nie ufasz temu złemu drowowi! – fuknął, wskazując na siebie i odwracając głowę.
- Nie, Il, to nie tak, przepraszam!
- Nie musisz przepraszać, przywykłem do tego, że nikt mi nie ufa!
Rozejrzał się wokół, bardzo zły i obrażony niewiarygodnie.
- Możemy porozmawiać o tym później…? – mruknął.
- Nie! Nie trzeba! Przepraszam, Il! – rzuciła mu się na szyję, tuląc go przepraszająco. – Zachowałam się wstrętnie, przepraszam… - pogłaskała dłonią drowi kark i włosy.
Drow początkowo nie wyrażał zadowolenia z twojej skruchy ale zdecydowanie przybywanie w twoich ramionach dawało mu satysfakcję i przyjemność. Przeciągał, przeciągał [jak to drowy mwahahaha], aż wyczuł moment i w końcu mruknął:
- Nic się nie stało. Może powinienem ci powiedzieć, ale jestem tak nauczony iż wierzyłem, że niewiedza będzie dla ciebie lepsza wobec naszych wrogów.
- W porządku, przepraszam…
Wyraźnie zadowolony i zwycięski przesunął dłońmi po twoich barkach.
- Zrób coś z tym – skinął na ranę na głowę.
- Mam tylko jakieś skrawki bandaży
- Zrób co możesz, daj, pomogę ci. Musimy iść. Zaraz się tu zejdą, jakiś plan?

Kejsi2

Rzecz była dziwna, oczywiście nie trudno było się domyślić dlaczego drow z zawodu zabójca kupuje trzy strzałki z trucizną w momencie gdy wie, że przeciwnik ma tylko dwie. Przy założeniu że doskonale wiedziała po co Il szwenda się za nią i jak się to skończy pewnego dnia mogła być wręcz pewna, że jeśli nawet nie była celem ataku przy zakupie to mogła bez trudu nim zostać w momencie gdyby dwie pozostałe strzałki chybiły. Straciła wtedy przytomność i tak naprawdę nie wiedziała co się działo potem z nią i tamtym mężczyzną z jednorożcem. Wolała o to nie pytać, teraz a nawet nigdy, ponieważ Il i tak miał już swój plan, a takie pytania mogły tylko skomplikować sprawę bardziej. Wiedziała że drow się nie zmieni, nie nawet z własnej winy. Tak go wychowano i inaczej reagować nie potrafił. Nikt go tego nie nauczył. Był uszkodzony i nie mogła mieć o to pretensji do niego.Reagował tak jak potrafił i tak jak go nauczono. Starała się go nauczyć, ale wiedziała że sprawa jest raczej przegrana. Miała resztki nadziei że mówił prawdę i ta strzałka nie była celowa, na nią. Ostatecznie nie był jedynym który ją oszukiwał czy próbował oszukać. Za tę strzałę w plecy mogła mu wiele wybaczyć choć znów była to częściowo kwestia nauki i wychowania. Drowy wiedzą, że samiec musi być dobrym wojownikiem, dobrym magiem albo dobrym kochankiem, inaczej jest mięskiem armatnim albo niewolnikiem. Złe mięsko armatnie jest mięskiem dla driderów a zły niewolnik - bywa - mięskiem dla wygłodniałych kolegów niewolników. Il po prostu wie, że czasem lepiej przyjąć na siebie cios ostrza niż gniew niezadowolonej kobiety. Było jej łyso kiedy myślała o tym w ten sposób, ale ostatecznie stwierdziła że w tym co Il robi i mówi jest coś więcej niż zwykła chec przetrwania.
Nie mogła narzekać, sama pozwoliła mu za nią iść. Miała nigdy tego nie robić, nie pozwalać im, ale pozwoliła. Była to wina Isendira, wina momentu i gniewu, rozpaczy. Sama była sobie winna, teraz miała drowa który za nią łaził. Drowa do którego bardzo się przywiązała co też nie powinno mieć miejsca. Lata samotności i odrzucenia sprawiły że nie była teraz w stanie kazać mu odejść. Wiedziała jaki był i wiedziała że pozwoliła mu zostać, więc nie mogła mieć pretensji. Bolało ją że pewnego dnia znów skrzyżują ostrza. I znów będzie musiała go zabić.
Póki co byli na czysto, ciała uprzątnięte, na podłodze ślady walki i deszczu, niestety. Wróg nadchodził, a ona nie mogła wpaść na nic błyskotliwego. Elfy nie trudnią się skrytobójstwem, elfy wyzywają na pojedynek lub jeśli przychodzą do zamku w deszczową noc to po to by napić się wina i melisy. Il określił cel jasno, trzeba było działać nim wróg to zrobi. Zanim zejdą się i zabiją na alarm trzeba wykonać zadanie i brać nogi za pas. Tu zaś Nizzre miała dostęp do świetnego planu awaryjnego. Należała do KOS i Kryk wspierał wszelkie tego typu akcje charytatywne. Kilka minut trwało całą wieczność. Myślała że słyszy już kroki na schodach i przeraziła się. Il postawił sprawę jasno, muszą wyjść wrogom naprzeciw. Udali się korytarzem kawałek w kierunku gdzie odszedł strażnik. Zakładając że wróg nadejdzie stamtąd. W ostatnim momencie Nizzre nie wytrzymała presji i zmieniła plan. Wkradli się do pokoju, jak słusznie chyba zgadli szefa, gdzie zaglądał ten jeden strażnik wcześniej.
Ukryli się tu by przeczekać. Nie mogli ryzykować starcia z wieloma wrogami a poza tym Il słusznie wyszedł z pomysłem, że zapewne drużyna zaraz wpadnie z widłami i pochodniami, odwracając uwagę od elfki i drowa. Tudzież, że elfka która zabiła dwóch i zniknęła zostanie z nimi skojarzona. Po gadce z Szamilem nie dbała o to równie mocno co drow. Póki co czekali. Zauważyła że Il wiercił się przez moment i poprawiał zaczep zbroi, świeżo wygojona rana po strzale wyraźnie mu dokuczała i był w kiepskim humorze z tego powodu.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 24-08-2010, 19:51   #849
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Padł Serwer Save The Server

Mówiono, że ten który zdobędzie 5 Dusz dostanie szablę będącą przepustką do wolności. I tak się stało. Nikt jednak nie wspomniał o tym, że kiedy to nastąpi, zostanie zbudzony Legion, najpotężniejsza broń Astarotha. Przepowiednia mówiła o Wojowniku, który wezwie Legion i uwięzi go na powrót w szabli, by Astaroth mógł nim władać. Nie każdy jednak znał tę przepowiednię. Nie każdy znał Wojownika. Nie każdy chciał mu zaufać. Właścicielem szabli został Barbak. Dawny Wojownik Światła, od którego Biel jak na ironię teraz od niego się odwróciła po czynach jakich się dopuścił. Barbak został uwolniony. Reszta drużyny przeżywała różne perypetie. Poznali Dies, interesującą kobietę z interesującą wywerną. Dirith, tygrysołak przyjęty do KOS [hobby; zabijanie, zabijanie, zabijanie poprzez urywanie rąk i zabijanie] wspomógł wysiłki dzielnego zespołu. Do tego wszystkiego piękne oczęta otworzył jeszcze naciągający ZUS na numer ze śpiączką słynny Pierwszy Topór Lorda Inkwizytora eeer znaczy Ray`gi Terayatechi! Wojownikiem okazała się Nizzre, która tak naprawdę nazywa się Asael. Obrońcą Wojownika został jej śmiertelny wróg, drow Illiamdril. Ale to chyba nikogo nie dziwi... khym. Była noc i była sobie twierdza.

Dies biegła w deszczu,
a nad nią lata wyweeeeeernaaaaa,
a przed nią bierzy Kląteeeeewkaaaaa...
A za nią biegnie drużyyyyyna
a nad nią latał Jaaaaa eeer Janos. Kurde mogłam mu dać imię które lepiej by się rymowało...

Iiiiiiiiiiiiii pierwsza runda
W lewym rogu Adamek...
Verion; Zła teleportacja ^^'
Mistress; Ty kretynie! [OBRAŻONA ZABIERA POPCORN]

iIIIII W LEWYM ROGU żYWA kLĄTWA
nic nie waży w eterycznej formie ale za to potrafi przyłożyć!
W prawym rogu ważąca... kurde zgubiłam KaPe... Dies i jej Marduk! W emmm
lewym górnym rogu Janos
Jest na diecie pije tylko krew 0 i znalazł się tu przypadkiem.
Gong i Janos dostał od Dies i od Klątwy, babskie bokserki go leją!
[jakkolwiek to brzmi...]
Mistress; Verion, kretynie oddaj mi mikrofon!
Verion; Ale karaoke zaraz się zacznie!
Mistress; Dawaj!!!

Więc. Ekhym.
Teraz powiem jak było naprawdę.
Spocony Ray`gi leżał w zwałach pościeli...
Verion;...
Mistress; Tak było!
Almanakh; Dajcie mi mikrofon popaprańcy!!!
Verioni Mistress; [zatkani]
Almanakh;...[speszona] w imię Światła oczywiście!

Niech będzie pochwalone. Na początku była szabla. Zabrał ją Barbak i teleportowało go na lodowiec. Było tam też dużo złych ludzi. Byli też chaoci przygnani tam z najgłębszych czeluści najmroczniejszego z piekieł durnych Mgieł Chaosu a w ogóle fiolet jest niemodny w tym sezonie!!!
Mistress [rzuca się po mikrofon]
Verion; yay catfight!;3 [chrupie popcorn]
Mistress [lejąc Almanakh] Zostaw mój popcorn dziadu!!!
Flafie [przechodząc obok podnosi leżący na ziemi mikrofon]

Serwer padł siorb. Mistress dostała na głowę siorb. Illiamdril nie dostał obiecanej premii i będzie się sądował z emgie siorb.

Mistress; naprawdę?!
Flafie [kiwa główką] Siorb.
Almanakh; A pamiętacie tę sprawę co Arsad podał emgie bo przekręcała jego imię na "asrad"?
Mistress;Wygraliśmy tę sprawę i zabiliśmy gracza.
Almanakh;...a nie postać?
Verion; U-huuups, źle odczytałem rozkazy ;3
Mistres; ...
Flafie; Siorb.

Więc jak już serwer wrócił to nie było połowy sesji siorb. Ale powiem wam co się stało siorb. Pokonali Żywą Klątwę i teleportowało ich na lodowiec bo Gatenowhere musiał zatrzymać Ila z dala od Nizzre bo mieli nakaz sądowy a on nie płacił alimentów siorb. Łe wygadałam siorb. Bo w PDP2 wyda się że ten człowiek syn Nizzre to ona go miała z Illiamdrilem siorb tylko on miał wadę genetyczną, albinos taki siorb. Spotkali się raz w akademii wojennej na imprezie w podmroku...

Mistress; o, ja opowiem!
Almanakh [cios w szczękę]

Anyway, siorb. No i poszli na lodowiec, a ja się zlitowałam nad tym Illiamdrilem bo to dobry chłopiec jest. Wierzę że system działa i że więcej do pierdla nie trafi siorb. No i są na tym lodowcu [szmer rozwijanego papierka od lizaczka]. Ssssssiorb. O, truskawkowy... I tam był taki zarąbisty filmik ale go skasowało...

Mistress; Ja cię kręcę dawaj to!

Byli na lodowcu...

Verion; buahahah
Mistres; ?!
Verion; Powiedziałaś "bylina"!!!Buahahah [bucha śmiechem wraz z Almanakh]
Mistress; -_-

Nizzre wezwała Legion. Legion nadchodzi. Illiamdril toczy zacięty pojedynek z Ray`giem Terayatechi, ich potężne umięśnione ramiona sprawnie władające bronią, błyszczące żądzą mordu oczy, rozwiane srebrne włosy, spocone torsy...

BARBAK NOSI STRINGI!!! ;3

Mistress; Verion kretynie oddawaj mikrofon!!!

Czy Barbak odda szablę Nizzre?
Mistress; Odda, właśnie dostałam pw...
Verion; Nie rujnuj niespodzianki!!!

Czy Nizzre przyjmie szablę?
Mistress; Oooo a to dobre było!

Czy Il wycofa pozew? Czy Dirith będzie miał zgagę? Dowiecie się już za moment! Halo...? Testing raz dwa, raz, ra... ra...? Kurde baterie siadły!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 24-08-2010, 21:14   #850
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Intro by Dies ["Spokojnie, to tylko awaria!" version]

That's it, ladies and gentlemen!
That's the spirit of mine!
Dies: Gdzie trzech złych się bije, tam czwarta potępiona korzysta! Łiii ^v^" - Mam mikrofon... Hmmm... made in Japan. Happy! ^v^" O, jeszcze kamerę mam...!
O, szlag - to było słychać! Czemu ja mam taki dziwny głos?
Action please!
* * *

Tak proszę państwa, mamy zacięty pojedynek. Znajdujemy się obecnie w miejscu pełnym lodu, chaosu i zła. Po pobycie w hotelu Janosa, skąd udało mi się wykraść skarb wraz z mym towarzyszem Mardukiem, zdołałam po paru latach stamtąd uciec. I nie byłoby mnie w tym miejscu, gdyby nie grupka tych dziwaków... Może (kurczę, zaczyna mi się podobać to słowo!) zrobię krótką retrospekcję i przejdę do rzeczy.
Wszystko to stało się przypadkiem. Jak większość rzeczy w wielu światach. Z początku przedstawiali się jako pogromcy ogrów i szukali fuchy w tym miejscu, dobitnie zapomnianym przez bogów oraz ludzi.
Szamil, jasnowłosy półdemon;
Może (kurczę, słowo mi samo się z ust wytrąca!), pan uroczej Flafie;
Kall'eh, krasnolud - druga istota po Może, z którą nie wymieniłam ani słowa.
oraz Barbak, świątobliwy ork.
oraz... tak, Flafie już wymieniałam... To ta urocza... dama z lizaczkiem.
Eee, idź, Flaf, już cię nie lubię, bo mnie ugryzłaś w rękę! -_-"

Szamil uśmiechnął się jakby coś sobie przypomniał, spojrzał się na orka jakby wspomnienie dotyczyło też zielonego i powrócił wzrokiem do kobiety obdarzając się jednym ze swoich zniewalających uśmiechów.
- Ja mam panience powiedzieć co panienka ma mi powiedzieć?
- To było pytanie retoryczne. I kolejny na nie się nadział - uśmiechnęłam się. Wiedziałam dobrze, co mówiłam.
Zatem odparłam, co odparłam:
- Dobrej nocy. Karaluchy do poduchy, szczypawki do zabawki.
To, co wówczas odpowiedział, nieco mnie zaskoczyło.
- Jak zimna noc może być dobra?
Szamil patrzył za mną odchodzącą, ale jego wzrok wcale nie był utkwiony w mych plecach.
- Przy ogniu i przy zapaleniu sobie zioła nie powinna być raczej zimna, prawda?
- Ogień ciepłu nie równy jak mawiał pewien mój znajomek. Co prawda były to jego ostatnie słowa.
W wyszczerzył zęby i zerknął na towarzyszy, czy zrozumieli jego żart. Co ciekawego nie patrzył na reakcje Dali i najemników.
- Ogień nie może dać wszystkiego.
Ostatnie słowa rzucił już do kobiety.
- Nie wszystko, ale wiele owszem daje.
Na myśl nasunęło się jej wiele skojarzeń odnośnie tego tematu.
- Na przykład odgania pewne zimno.
- Tylko te powierzchowne. Prawdziwe zimno odganiają tylko dwie rzeczy.
Myślałam, że zacznie zrzędzić o miłościach i innych harlequinach, jednak wyższa siła mnie musiała uprzedzić!
- Panienka jednak mnie nie rozszyfrowała. Nie mówię o abstrakcjach. Ale mogę panience pokazać, co mam na myśli i co przegania każde zimno. I te prawdziwe i te metaforyczne.
- Widzi panienka, nikt nigdy nie odgadnie cudzych myśli. Wbrew temu co niektórzy mniemają. Co sądzimy? Jak rozumiem odnośnie zimna. A to, żeby pokazać będzie musiała panienka udać się z nami na polowanie. Przecież nie mogę pokazać co odgania skutecznie zimno jeśli panienka nie doświadczy samego mrozu.
Uf, nie nazywaj mnie panienką.
Jest to jednak moja wina, że się zapomniałam przedstawić. Nazywam się Dies Irae i niektórzy fanatycy nazywali mnie lewą ręką boga. Szczęście me, że nie spotkałam za wiele tych fanatyków. Otrzymałam jeszcze inny tytuł: Prawa ręka szatana.
Que?! A skąd wiesz, że ja się przechwalam?!

No, nieważne...
- Co do czytania w myślach - czy myśli to taka książka? Gdyby tak istotnie było, byłaby w pewnych przypadkach zbyt skomplikowania w odczycie. A mróz wiem, co to takiego, doświadczyłam go i staram się go dlatego unikać.
Ba, nie zrobił ze mnie idiotki!
- Jak raz się go doświadczy pozostanie na zawsze częścią Duszy. Potem nie da się go unikać, przyciąga jak magnez.
- Zależy najpierw, czy się tą duszę posiada. Najpierw to pytanie, później zmartwienie, czy przyciąga czy też nie.
- Każdy posiada duszę. - Szamil ciągle kucając sięgnął do kieszeni i sięgnął po zapalniczkę. Powolnym gestem otworzył ją i zapalił. - Inaczej byłby bezrozumny jak ogień.
- Dusza nie jest warunkiem do posiadania rozumu. To pojęcie abstrakcyjne. Jedni w tą duszę wierzą, drudzy nie.
- Wszystko rozbija się o to, za co uważamy duszę.
Półdemon obrócił w palcach zapalniczkę, zamknął ją uderzając o spodnie i schował do kieszeni.
- Pozwól mi je pokazać i wybierz się z nami na polowanie. Przekonasz się, że Dusze istnieją i są w każdym z nas. Gwarantuję.
Jego rozbawiony głos z słowa na słowo stawał się coraz poważniejszy.

Dobrze, Szamil. 1:0 dla ciebie.

Na więcej rzeczy nie zdołałam zwrócić uwagi, jakoby to z pierwszym paniczem nawiązałam kontakt werbalny o iście filozoficznym nasyceniu. Niestety, jakiś niemiły pan, rzekomo czarnoksiężnik, wydarł ze mną koty i zaprosił do towarzystwa jeszcze mniej miłych panów. Ale na szczęście zdołałam im umknąć.
Wtenczas zostałam delikatnie wprowadzona w temat Potępionych Dusz. Wówczas jednak stałam po stronie zUa, a poza tym... nadal zagłębiam, jak można byłoby w coś uwierzyć.
Dla mnie kłopoty dopiero miały się zacząć. Po drodze spotkałam dwójkę mrocznych elfów, widziałam ich w tym miejscu po raz pierwszy. Oni szli za mną, on i ona. Nie starali się schować ani z tych rzeczy - dziwne. To by było bardzo dziwne. Źli, jeszcze gorsi i najgorsi ze wszystkich piekliszczy zazwyczaj nie wydają swojej obecności, jeśli kogoś chcą szpiegować.

- A panieństwo co chciało, że wcześniej nie może poprosić o rozmowę, tylko łażą za kimś jak stado baranów?
Ja dobrze zauważyliście ich wpadkę, tak i ja zauważyłam.
Lecz jak później się okazało, wszystko to stawało się coraz dziwniejsze. Nizzre, elfka z opaską na oku oraz jej towarzysz, Il, wcale mnie nie szpiegowali dla kogoś. Choć - może się mylę.

Drow zmarszczył wtedy lekko brwi, zapatrzył się na mnie.
Nie, nie zakochał się we mnie.
Obrócił spokojnie głowę i zerknął na Nizzre, która zatrzymała się obok niego. Elfka z wahaniem powiedziała do drowa coś w dziwnym, niezrozumiałym dla człowieka języku. Drow prychnął pod nosem i odpowiedział coś elfce w tym samym języku.
- Nie zna wspólnego - elfka odpowiedziała kobiecie, skinąwszy na towarzysza. - Przepraszamy za najście, byliśmy jedynie ciekawi, czy jesteś stąd, znaczy z tej twierdzy. Pracujesz dla Janosa?

Oczywiście, że pracowałam. Tylko i to wyłącznie.

- Pracuję - gdybym miała fajkę, wyjęłaby ją i pykałaby sobie kółka z dymu, jednak i tego nie posiadała, a kulturą się szczyciła. - Ale nie dla Janosa. Po co jednak było to czajenie się za mną?

Oczywiście, nie było to kłamstwo. Wkrótce i tak przestałam dla niego pracować. Miałam ciekawszą ofertę na oku. Dobre pół prawdy jak nic.
Okazało się wkrótce, że mnie nie poszukiwali, tylko... szafy z ubraniami. Niby nic, a tak to się zaczęło...
Zrodziła się z tego nieprzyjemna sytuacja, ale to dopiero miał być szczyt góry lodowej tego, w co naprawdę się wpakowałam.
Niedługo później jednoręki bandyta (nie czytaj: afera hazardowa) poczęstował mnie pewną historyjką, która mnie naprowadzała na trop ogólnowymiarowej afery:

- A panienka wie, co tam za oknem biega...?
Spytał całkiem inteligentnie.
Była panienka kiedyś w Żmijowym Lesie? Nieciekawe miejsce. Żył tam kiedyś facet, z żoną. W chatce, w lesie właśnie, prawda – pykał fajkę. – Młody był jeszcze, powiedzmy, dosyć. Był drwalem i myśliwym, jak to w lesie facet, prawda. Pewnego dnia spotkał w lesie młodą córkę drwala. Polubili się, prawda, jak to facet z młodą – wyszczerzył się zalotnie. – Więc. Pomógł jej odnieść drwa do chaty, zostawił u niej przypadkiem swój myśliwski nóż. Ino potem prawda po niego wrócił. I jak już tak krążyć zaczął to się zaczęło. Bywał u niej kilka razy, a tu narąbać... drwa... Aż wióry leciały... A tu pomóc i tam pomóc, prawda... Mieli romans. Jak to bywa. Córka drwala – a ojciec już nie żyw przecie był – zakochała się. Ale było to jędza. Źle się działo. Raz zwabiła żonę swego kochanka do swojego domu. Że niby chora czy coś, ni wiem. Zwabiła i zabiła. Dźgnęła jego własnym nożem myśliwskim, który mu zaiwaniła tamtego dnia. Jej kochanek i już wdowiec, ożenił się ponownie, z morderczynią. Mieszkali razem w lesie. Pewnego dnia szczęśliwy mąż, a minęło już trochę lat, odkopał przypadkowo za swym domem bransoletę zabitej, pogrzebanej tam dawnej swojej żony. Zrozumiał wtedy nagle wszystko i zrozpaczony uciekł w las. A zakochana kobieta szukała go. Ale zaginął. Szukała i szukała. Lata mijały. On nie wrócił, prawda. Ale ona nadal go szuka... – uśmiechnął się i skinął za okno. – tak tylko pytam, czy panienka to zna... Bo zdaje się szuka bez wytchnienia pomimo deszczu... – mruknął i spokojnie pykał dalej fajkę.

Znam wiele historyi i mitów. Wszystkie romansidła wrzucałam do mitologii. Tam było ich miejsce:
- Zdaje się, że wszystkie zakochane panienki zmieniają się w mordercze wariatki. Ciekawe, ale o tej powiastce jakoś nie słyszałam. Zazwyczaj się mnie ostatnią powiadamia, ale historie takie raczej nie zdarzają się tylko w lasach.

Mężczyzna uśmiechnął się wyrozumiale.
- Może, ale nie wszystkie z pomocą Chaosu...

I wtedy...

- Raczej nie, Chaos sięga wszędzie - pykał fajkę. - Nie tylko jemu. Panience też chętnie zniszczy, więc lepiej nie chodzić samotnie po korytarzu .

Czy ja mam się bać, do diaska, wszystkich korytarzy?
W pobliżu pokoju jegomościa napotkałam tą samą elfkę, z którą pokłóciłam się o trum... Argh! szafę z ubraniami. Tym razem ta wyglądała wtedy na przestraszoną.
Uważaj! ...sap... Żywa... Klątwa... sap... jest... sap sap... tutaj!
- Żywa Klątwa! – powtórzyła gdy złapała oddech. – Twór Chaosu biega luzem po tej twierdzy!!!

Chaos zaczynał się wdzierać do mojego dotychczasowego życia, jednak ja wówczas to bagatelizowałam.

- O czym ty pleciesz? - palnęłam pytanie, obdarzając elfkę pogardliwym spojrzeniem.
Marduk nie aprobował mnie w tamtym momencie. Nerwowo obracał swój łebek we wszystkie strony, jakby usłyszał coś, czego bardzo się bał. I zaskrzeczał ostro, jakby chciał odgonić intruza od siebie.
- Co jest, malutki? - próbowałam uspokoić pupilka, głaszcząc go po skrzydłach, acz ledwie zdało to egzamin.

Nadszedł czas, kiedy przekonałam się, jak bardzo się myliłam odnośnie swoich przekonań. Potwory grasowały wokół twierdzy, ale dla mnie było to coś normalnego, jak oddychanie albo chadzanie po tym padole pełnym ścierwa.
Duchy zmarłych także potrafiły być złośliwe. W końcu, jak to ludy powiadają - martwe rzeczy często bywają złośliwe. Odwagi w sobie zebrałam wystarczająco dużo, aby koło tego "czegoś" przejść. W końcu - ten zamek to moja kwatera, moje miejsce i - na razie póki co - dom. A żaden obcy duszek czy... nawet żmija nie będzie się tu szarogęsić.
W ramach przysłowia "Mój dom moja twierdza".
Bądź też "Moja twierdza moim domem".
W końcu - dużo dziwactw chadzało po świecie.

On jessst mójhhh!
Ale nie takie!
Takie tutaj nigdy nie postawiło stopy. Nie ukazywało się nikomu.
Los poddał mnie próbie, w której pokazał mi, jak bardzo dotychczas byłam zadufana. Dobrze, że wówczas zjawiła się ta... dziwna elfka. Posługiwała się ogromnym mieczem, na oko tak ciężkim, że ona go ruszyć nie powinna. A ona machała tym niemalże jak piórkiem.

- Czyli wygląda na to, że mam ci podziękować za ratunek i być ci dozgonnie wdzięczna, że coś mnie nie uchlało? - mruknęłam do "wybawicielki". Po tym, jak owa opryskliwość oraz złośliwość uleciała z ust, nastąpiło zjawisko lekkiego uśmiechu: lekkiego, lecz bez domieszki szyderstwa i innych zbędnych ironii. - Wielkie dzięki.
- Żywa Klątwa tak łatwo nie odejdzie – "wybawicielka" rozwiała potencjalną nadzieję. – Nie wygoniłam jej, jak widzisz. Nawet nie drasnęłam. Dziękować zatem nie ma za co. Jest tam. Nie, nie oczekuję wdzięczności, tym bardziej, że Klątwie nic tak naprawdę nie zrobiłam.

- Jeszcze coś - odparłam wtedy. - Następnym razem szafy z ubraniami nie szukaj na górze, tylko na dole, i nie pytaj się straży o odzież kobiecą, bo jej za wiele tu nie mamy. Ale jakby co - skonsultujcie się z panem Janosem odnośnie trumien, sporo ich tutaj mamy na górze.
- Dzięki!

No, cóż, nie ma za co. Później jednak wszystko potoczyło się jak z górki.
Udało mi się dorwać do celu. Odebrałam ją...
W ciemną noc, kiedy deszcz siekał ten padół wyścielany krwią, piszczelami i trawą... oraz krzewami (przyznam, że ze zeskakiwaniem z wysokości kilku metrów prosto w krzewy nie było lekko) miałam odebrać swą nagrodę za swą pracę. Miałam stąd na zawsze odejść. Ale wtedy fatum musiało mi ponownie pokrzyżować plany!

Otoczyli mnie:
Wcielenie Totalnej Maszkary, Strachu i Wszelkiego zUa, Piękna nieznajoma (nimfa) oraz najmniej spodziewany... pan Janos!
Aaa, byłam przyparta do muru. Myślałam, że tutaj zakończę swój żywot! Pod murem okalającym prastarą twierdzę, za którym rozpoczyna się świat, od którego byłam oddzielona przez tyle lat!
- Daj mu odejść! – mówiła kobieta.
- Nie! – charknęła Klątwa, wychylając łeb za tobą. – Jest mój! Zostanie ze mną!
Nagle poczułam, jak ktoś chwycił mnie za ramię.
- Wybierasz się gdzieś z moją własnością? – usłyszałam syk Janosa.
Wampir zachowywał się jednak tak, jakby obu zjaw nie widział ani nie słyszał!
I wtedy zaczęłam zdawać sobie sprawę, że zaczyna się coś...

- Z pańską własnością? - odrzekłam tak samo zimno, jak mroźnie przypatrywał się wampir włamywaczce, czyli mnie. - Z tego co ja tu słyszę wnioskuję, że właśnie nie jest to pańska własność.
- A co słyszysz? - prychnął pan.
- Słyszę na pewno więcej niż pan - wycedzałam z zaciśniętymi zębami, wyszarpując skrzynkę ze skarbem.

- Tyle lat traktowania mnie jak... zwierzęcia... nie ujdzie ci na sucho! Biorę sobie zapłatę... za to... za to wszystko! Za to, żeś zmienił mnie w... to coś...! Zniszczyłeś mnie kiedyś, zniszczyłeś moją duszę! Na ciebie też przyjdzie czas! Puszczaj mą zapłatę!!
- Marduk, bierz go!

Durny wampir.
W mej obronie bohatersko stanął Marduk! Wampir potraktował ją co prawda jako natrętne, przerośnięte ptaszysko, ale wywerna naprawdę się starała, i chyba nawet odgryzła mu pukiel kłaków. Wampir miał nie lada orzech do zgryzienia. Zaczepił zwyczajną rzec by można kobietę, a już po chwili w jego ramionach szarpała się czerwono oka wścieklica z głodem krwi w ślepiach. Wampir pomimo swej siły miał problem, by poskromić złośnicę, a ta zawzięcie usiłowała go kopnąć.
Hehe, tak, miałam w zanadrzu parę asów, nie tylko podczas gry w karty.
Wkrótce Janos został pokonany z niemałą pomocą. Można rzec, że czasem przypadki toczą się w niezwykły sposób, a rzec można było w tej sytuacji, że wspomógł mnie... największy wróg.
Żywa Klątwa go dziabnęła! Ha!

Ale wtedy radość się skończyła... bo zabrała mi towar, cholera jedna!
Przyszły wtedy też posiłki. Nie zgadniecie chyba kto!
Ach, zgadliście, 100 punktów za odpowiedź i frytki do tego. Jeśli jednak nie wiecie, to prawidłowa odpowiedź brzmi:
Nizzre, niejaki Ray'gi - kolejny drow, Kall'eh, Dirith - jak później się okazało - tygrysołak.

Nadszedł czas na pościg złodziejaszka mej nagrody. Ten tytuł przejęła po mnie Żywa Klątwa, za którą dość długo goniliśmy.
Przyłapaliśmy ją przybitą do muru. Znaczy się uwiązaną do ziemi. Wyglądała wtedy jak Cerber, tylko trochę mniejszy, ale nadal niebezpieczny. Trzymała pod swą żelazną łapą tą szkatułkę, wykradzioną przez mnie dzięki dobremu planowi, mej determinacji oraz sprycie!
Walka nie była lekka. Każdy z naszej piątki próbował ją pokonać. W pewnym momencie kuferek się zniszczył i zobaczyłam, jaka marność nad marnościami uderzyła me oczy.
Ach, owszem, perły i złoto były czymś pięknym. Niemniej jednak - było tego mało.
Papiery, papiery oraz kość! Prawdziwa, z uda. Klątwa po chwili tego najbardziej strzegła - dziwne.

Moc jednak była, jest i będzie z nami. Miecz i ogień (Hihi, dobrze, nie będę zgrywać skromnisia, to drugie to moja robota) strawiły wcielenie zła. Świat ocalony, mój honor i płaca przepadły z kretesem i wydawało się, że poza wizytą pięknej, nieznajomej nimfy to będzie koniec starcia z ostatecznym złem.
Jednak i tym razem fatum zagrało mi na nosie.

Trafiłam chyba do jakiegoś Piekła. Tak, byłam zmęczona tym ganianiem za Zmorą, ale nie oznaczało to końca tego wszystkiego! Mózg wytworzył mi wizje prawdziwego piekła na lodowej ziemi, gdzie o dziwo... nie odczuwałam zimna. Rzekłby ktoś wtenczas: wizja życia pozagrobowego?
Niestety, i ja, i ten ktoś się tutaj pomylił.
Cała ekipa razem ze mną wylądowała w tym przeklętym miejscu. Tutaj urwane kończyny, flaki, latający arsenał oraz przelewana wiadrami krew i ścielenie trupa jednego na drugim było w normie.

- Nadchodzą!!!
- Nadchodzą!!!
- Na zachodzie!!!
- NADCHODZĄ!!!

Ktoś gdzieś daleko wznosił alarmujące okrzyki, inni to powtarzali. W tłumie otaczającym nas zrobiło się nagle głośno i raz po raz powtarzano wszędzie wokół:
- TAM!!! Nadchodzą!!!
- Idą!!!
- Są na zachodzie!!! Są tutaj!!!

I wtedy okazało się...
- Mam na imię Asael. Ja jestem Wojownikiem, na którego czekacie!
Nizzre?! To ty?! Ekhy, przepraszam, ekhy... Zaraz wrócę...
- To jakiś żart?! – wołał tłum.
- Przecież to baba!
- Jesteśmy zgubieni!
- Dzieci Bieli uważają, że walczyć w obronie słabszych ma prawo każdy kto umie władać bronią. Mianem „wojownika” określa się zarówno kobietę jak i mężczyznę. Światło ma trzech Wojowników. Nie Wojownika i dwie Wojowniczki! Podobnie, do Światła jako do „matki” zwracamy się „Ona”.
- W sumie to prawda...
- Brednie! Ona ma pokonać Kruka?!
- Tego dnia – krzyczała z góry elfka na pajęczym grzbiecie. – Biel ześle wam swoje błogosławieństwo siły i odwagi, a gołymi rękoma poślecie te bestie do piekieł! – wskazała ma Mgły na horyzoncie.
Tłum szemrał i dyskutował, jedni byli oburzeni i przestraszeni, inni chyba uwierzyli.
- Łuk! – zakrzyknęła elfka. - Dajcie mi łuk!!!
- Nasz Wojownik przychodzi bez broni! – drwił ktoś.
- Potęga Astarotha również nie tkwiła w jego ramieniu i szabli, a w jego umyśle! Łuk!!! – zażądała tonem, jaki uciszył tłum.
Któryś najemnik zdjął łuk z ramienia i cisnął go w górę wraz z kołczanem. Fufi chwycił to w szczęki i delikatnie podał swojej pani.
- Niepokonana Bieli - Darkness beyond blackest pitch, deeper than the deepest night – dodała szeptem – Usuń z mojej drogi wrogów z Mgieł pod twoim panowaniem!

Padło zlecenie, by znaleźć Barbaka. Okazało się, że on posiada pewną niezwykłą szablę.

- Wygląda na to, że ponownie się spotykamy. To pan się zowie Barbak? - znalazłam go walczącego.
Ork zamłynkował toporem odpędzając jednego z piekliszczy.
- Jam jest Barbak.
Zlustrował mnie spojrzeniem i wyciągnął kolejną strzałę z kołczana. Ork nie miał przy sobie łuku, jednak ten brak zdawał mu się wcale nie przeszkadzać.
- Ruszać się matoły! - zawył do otaczających wojaków.
- Już, przepraszam. W czym mogę pomóc?

Poruszyliśmy rozmowę na temat oręża. Jednak nie przebiegała zgodnie z założeniami huraoptymizmu i entuzjazmu ze strony świątobliwego orka.
- Córci? Dlaczego uważasz, że będę chciał jej pomóc? I tak, mam szable Ast'a.

- Nie uważam. Wysłano mnie z poleconym. Mnie tam nie zależy, czy będzie miliardy demonów czy jeden, czy żadnego, jeśli mam tutaj zginąć!
Ork uśmiechnął się dużo serdeczniej.
- W końcu ktoś, poważnie podchodzi do tego co się dzieje... Dobrze zatem, prowadź do Nizzre!

Szczęśliwie dotarliśmy do Wojownika, to jest do Nizzre. To jest do Asael. Wyjaśni mi łaskawie, ktoś tam z zebranych, o co chodziło z Krukiem? O co?!
Jednak nie otrzymałam na to jednoznacznej odpowiedzi. Nie otrzymałam jej w ogóle. Wyglądało na to, że sama powoli dochodzę do prawdy.
Nawet jeśli ta nie wywodzi się od Bieli.

Jednak rozmowa Barbaka z Nizzre/Asael/Wojownikiem/Elfką, Która Na Logikę Ujmując Nie Powinna Dzierżyć Tak Ogromnych Mieczy nie układała się najlepiej. Świadczyło o tym, że w ich przeszłości coś zazgrzytało. Ja zaś, świadek z przypadku, nie mogłam za wiele tu poradzić.

Barbak też nie był zbyt zadowolony z tego co działo się wokół.
- A to bardzo ciekawe... - Barbak pozwolił sobie na chwilę pseudo zadumy.- Popraw mnie jeśli się mylę... Gardzisz mną... pogardzasz tym w jaki sposób zdobyłem szable.
- Mylisz się – odparła. – Pogardzam tym w jaki sposób zaatakowałeś tamtego elfa. Tym z jaką łatwością sponiewierałeś dar od Paladinea.
- W jaki grałem w grę, której warunków nie wybierałem...
- Gra nie ma nic do tego. Zachowywałbyś się tak samo i bez niej! – powiedziała ostro. – Czy wygrałeś czy nie, to nie ma znaczenia. Zwłaszcza dla mnie. Uciekłam do tamtego świata Miejsc i Dusz, Barbaku. Nie trafiłam tam przypadkowo. Uciekłam tam świadomie przed swoim przeznaczeniem, ale ono mnie odnalazło. Cala ta gra nie obchodziła mnie, Barbaku. Mnie nie można zabić. Tak czy inaczej przeżyłabym i wygrała jeśli tak to pojmujesz. Biel i Chaos, wszyscy lecą sobie teraz z tobą w bambuko, jak samo jak ty potraktowałeś je! Biel nie jest nieskończenie ślepa na to co robisz!
- Pogardzasz mimo, że zdobyłem tę szablę aby osiągnąć wolność...
- Zrobiłeś to w stylu tych którymi pogardzałeś!
- Mimo iż grając starałem się ocalić własne istnienie...
- Ocalenie własnego istnienia nie jest celem wojownika Światła. Nie kogoś Takiego Jak Ja. Pewnie dlatego się nie zrozumieliśmy... – powiedziała dobitnie.
- Bo takież było założenie nie pamiętasz? Zdobądź pięć dusz, a unikniesz zagłady. A może KOS'y mieli zaproponowany inny „pakiet”?
- Barbaku. Moim przeznaczeniem było od zawsze zbudzić Legion. Uciekłam do tamtego świata Miejsc i dusz sądząc, że tam to niemożliwe. Że tam nie ma armii mi przeznaczonej. I miałam rację poniekąd, ale przeznaczenie dogoniło mnie.
- Gardzisz, ale mimo wszystko prosisz o pomoc...
Uśmiechnęła się jakoś dziwnie, jej fioletowe oko błysnęło jaśniej.
- Nie zmuszaj mnie abyście to wy musieli prosić mnie o pomoc! – syknęła. – Nikt tu obecny poza mną nie umie użyć tej szabli! Czynię to by Legion nie biegał wolno po świcie i nie wycinał w pień takich jak ty, jak Dies. Czynię to wiedząc że kiedy moje przeznaczenie dopełni się stracę swoją „nieśmiertelność” Wojownika. Czynię to co powinnam. To w co wierzę. Możesz mnie Potępiać za to, nie obchodzi mnie to.
- A może nie prosisz... Może ty żądasz pomocy? Zastanów się dobrze Córcia... A zanim mi odpowiesz, zastanów się co by się stało, gdyby szable zdobył kto inny, Synek dla przykładu...
- Dla przykładu, zabiłabym go – powiedziała, mrużąc ślepia. – I dobrze o tym wiesz. Obiecałam mu to. W tym miejscu tylko ja mogę umierać wiele razy... Za którymś razem dałabym mu radę. Oh, ale po co...? Przecież on też nie umiał użyć szabli! Chyba nie zrozumiałeś kolejności...

Na horyzoncie ujrzeliśmy niezwykłe zjawisko. Zależy jednak dla kogo niezwykłe - był to znak, że czas Legionu prawdopodobnie nadszedł...



Pani Dies przyglądała się z niepokojem dziwnym znakom na niebie. Co prawda wizualność owego zjawiska była niebotyczna. i jeszcze ten potężny głos rozlegający się wokół... Jednak nie znajdowała się w teatrze, póki co. To, co oglądała w tym miejscu, było mimo wszystko przerażającym widowiskiem. Dotychczasowa Ziemia w porównaniu z tym Inferno była idyllą.
- Czy to... ten Legion? - czerwonooka spytała się kompani. Tego pytania nie kierowała bezpośrednio do Nizzre, ale również do Barbaka. Ktoś inny także mógł odpowiedzieć na to pytanie.
Ten ktoś musiał spełniać jeden warunek: być jak najbardziej wiarygodny.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 24-08-2010 o 21:46.
Ryo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172