Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-08-2009, 11:09   #131
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Teraz mogła wykorzystać swój bagaż. Rozpostarła przed mężczyzną rysunek Guiditty.
- To namalowała moja matka. U nas żadne powietrzne statki nie latają. Była tam. U was. W krainie elfów – zaplątała się i poczuła rumieniec na policzkach. Odgarnęła opadające jej na twarz włosy i wyprostowała się.
- Szukam ojca.
Starzec przyglądał jej się uważnie. Miała wrażenie, że zaraz powie coś sarkastycznego. Sama tak miała. Gdyby w ciągu ostatnich dni pozwoliła sobie na chwilę nieuwagi rozbiłaby się o ścianę własnej ironii. Zamiast ćwiczyć trudną arię, podjąć kolejny wysiłek dorównania nazwisku, dorosła kobieta ugania się za wyimaginowanym ojcem. Co zrobi, jeśli on również będzie śpiewał lepiej od niej?
Bo nie wrócił z mamusią – odpowiedziała na wyrzuty które nie padły.

- W każdym bądź razie damie nie wypada włóczyć się samej nawet po nieprawdziwym świecie, dlatego wyruszyłam z przyjaciółmi.
Ironia atakowała ją wytrwale. Przyjaciele. Virgil w nonszalanckiej pozie, Adelajda zaintrygowana niczym w końcówce ekscytującego wyścigu. Jej były kochanek ze swoja przyszłą kochanką, o ile słowo przyszłą jest prawdziwe. Jedyne osoby, które w tej ponurej Anglii pokochała naprawdę.
Dotarło do niej, że ucieka już, gdy pisała list do siostry. Ale to niezbyt udana ucieczka skoro ta dwójka jest obok. Nagle opanował ją pewien pomysł.
- Odprowadzali mnie.
- W każdym bądź razie to jest tatuś – teraz pokazała mężczyźnie dziwny dagerotyp - I nie mam do ciebie żadnych pytań.
- Przepuść mnie, a ich odeślij do domu – dokończyła twardym głosem.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 10-08-2009, 23:51   #132
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://c.wrzuta.pl/wa6768/aeb701d7000f132c4a81c335/0/(02)%20l%27anniversaire%20d%27irvin.mp3[/MEDIA]

Dziewczynka miała w sobie coś zdecydowanie irytującego. Z początku przyszło mu do głowy, że to biedne dziecko trafiło tu przez przypadek wcześniej, ale sposób, w jaki się wyrażała pozostawiał pod znakiem zapytania jej zdrowie psychiczne, a co za tym idzie również czas jaki tu przebywała. Można było odnieść wrażenie, że w tym świecie spędziła więcej lat niż sama ich miała. Dobrały się z Olimpią. Niepokojąco dobitnie.

Korytarze zdawały się wić w nieskończoność, a dziewczynka bez wahania otwierała kolejne drzwi prowadząc tę dziwną trójkę w głąb świata pośredniego. Virgil nie odezwał się ani razu podczas tej wędrówki. Szedł cały czas z tyłu co jakiś czas zatrzymując się by przyjrzeć się jakiemuś nowemu szczegółowi. To miejsce było zbyt podobne do siebie w każdym z korytarzy by być prawdziwym. Co o tym świadczyło? Choćby brak kurzu gdziekolwiek. Tak jakby było tylko symbolem opartym na jakichś wyobrażeniach w ich głowach. Tak jak Ada mówiła. Snem. Albo raczej jakąś formą delirium zamkniętą głęboko w ich umysłach, którą muszą przeskoczyć by przejść dalej. A Virgil chciał iść dalej. Chciał zobaczyć to wszystko na własne oczy. I nie zamierzał się poddawać. Dlatego obserwując ginącą za zakrętami błękitną dziewczęca sukienkę podążał dalej.

Sala średniowiecznym wystrojem nie odstawała od korytarzy, mimo że stanowiła miłą odmianę od tego wszystkiego. Nie zdziwiła więc specjalnie młodego baroneta, który nadal trzymając broń odbezpieczoną obrzucił władców krytycznym spojrzeniem. Za to okrągły stół z mieczami i drewnianym kielichem był niespodzianką, na którą spojrzał tak jak spojrzałoby się na dwugłowe ciele. Nigdy nie był wielbicielem legend arturiańskich, ale w tym przypadku porównanie wydawało się bardzo jaskrawe…

Z uprzejmym uśmiechem wyrażającym niemy podziwy spojrzał, na Olimpię, która w jakże zgrabnym stylu odezwawszy się do nieznajomego mężczyzny starała się ich wykolegować ze swojej bajki.
- Ekhem… tak… niestety stan faktyczny niezupełnie pokrywa się z tym co raczyła Panu wyjaśnić panna Grisi.
Zbliżył się do stołu mijając Olimpię z dalej trzymanym w dłoniach dagerotypem i schował Purdeya do kabury.
- To zastanawiające, że pyta nas Pan po co tu jesteśmy podczas gdy my zastanawiamy się nad tym, czy rzeczywiście tu jesteśmy. Skoro jednak pomijamy kwestie egzystencjalne, to… - roześmiał się i rozłożył bezradnie dłonie, po czym powolnym krokiem ruszył dookoła stołu przyglądając się to kolejnym mieczom, po których wodził lekko dłonią, to kielichowi w przypadku którego mrużył tylko oczy - w zasadzie nie pozostaje zbyt wiele. Zostaliśmy we trójkę poproszeni o odszukanie przyczyny niepoczytalności panny Lucy Person i dlatego tu jesteśmy. Ponieważ jednak nie brzmi to nawet w połowie tak niewiarygodnie jak wygląda w naszych oczach, to równie dobrze sam mógłbym zadać sobie pytanie co tu właściwie robię. I choć odpowiedź na nie znam, to pozwoli Pan, że odpowiem, że nie jest to Pański interes. Natomiast mogę powiedzieć jaka jest przyczyna bez której wcale by nas tu nie było. Przyczyną ową jest tajemniczy młodzieniec o nietypowej barwie włosów i niewątpliwie działającej na kobiety skazie oczu pochodzący z tego miejsca, którego przepuścił Pan do Anglii, a który podejrzany jest o uwiedzenie i doprowadzenie do szaleństwa panny Person – zatrzymał się mając dokładnie naprzeciwko stołu nieznajomego - Reszta nie powinna mieć znaczenia. Dlatego nie będzie żadnego odsyłania – obrzucił Włoszkę zimnym spojrzeniem – Natomiast mimo natłoku pytań, na które obiecał Pan odpowiedzi, jedno najbardziej nie daje mi spokoju. Proszę mi powiedzieć co to za miejsce?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 11-08-2009 o 22:35.
Marrrt jest offline  
Stary 17-08-2009, 19:50   #133
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
W milczeniu wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze, szukając w nim porady, ale twarz pod drugiej stronie była tak samo zagubiona. Przez wiele lat przemierzał najdalsze zakątki imperium nad którym słońce nie zachodzi w poszukiwaniu dowodów na istnienie sił ponad prawa Newtona i Volta, ale gdy był o krok, gdy tajemnica pokazała jedno z swych oblicz czuł że jest równie daleko co przed pierwszą podróżą.

Rozważał żywiołową dyskusje po magicznym rytuale, sam nie wiedział kto wpadł na pomysł by zaprosić Hunta i jemu podobnych do dyskusji i dlaczego nikt przytomnie nie zaprotestował. Tak jak mogli się spodziewać efektu dyskusji, jedni trwali w swym wąskim światku nie przyjmując do wiadomości własnej nie wiedzy i ignorancji, drudzy choć dali się przekonać, to ciągle ich wiara była chwiejna. Teraz wierzyli, ale za kilka dni, gdy pojawią się oficerowie królewscy. Kto wtedy będzie miał odwagę by powiedzieć "widziałem"? Lepiej będzie siedzieć w domach, nic nie widzieć, nic nie pamiętać. Przez tyle lat milczenie trwało i komu to przeszkadzało? Przeczuwał co się stanie, pamiętał co działo się nie raz. Jak pewność tego co widzieli ulatniała się z świadków. Co mógł zrobić baron prócz przyłączenia się do trendu?

Wyciągnął papeterię i kopertę, list mógł iść kilka dni, ale to nie miało znaczenia. Działał racjonalnie, przygotowywał się na każda możliwość. Zaczął pisać:
Cytat:
(...)
Z pewnością zastanawiasz się jak też mija czas w rezydencji Earla Persona, nie mogę powiedzieć bym jako gość odczuwał jakiekolwiek braki, Earl jak zawsze jest wzorem gościnności. Wyjazd ten byłby miłym odpoczynkiem pośród bezpiecznej angielskiej natury, gdyby inni goście nie popadli w swego rodzaju szaleństwo. Z pewnością zetknąłeś się nie raz z zabobonami krążącymi pośród gminy, o utopcach żyjących w stawie, czy faunach pośród drzew. Prowincja nie jest od nich wolna. Zaś towarzysze moi zdają się wierzyć w te niedorzeczności, z początku myślałem, że to rodzaj rozrywki i teatralnej zabawy, zdaje się jednak, że granicę między rzeczywistością a iluzją zostały zachwiane, a szlachetni goście wciągają w swe zabawy nawet lokalnych urzędników policji. Przygotuj się więc, że już wkrótce na salonach będą opowiadać o rusałkach i żelaznych wilkach. Ja sam jestem tym powoli znużony, wkrótce więc powrócę do Londynu lecz nie zabawię tam długo. Oferta wyprawy do Norwegii przedstawiona przez sir Hommera nieustannie towarzyszy mi w myślach. Jeśli więc Bóg pozwoli już za parę dni będę płynął przez morze północne...
Spojrzał na przygotowany list, nie był on dowodem odwagi lecz rozsądku. Schował do zaadresowanej koperty i zawołał służbę. Dopiero wtedy siadł ponownie na skórzanym fotelu i z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął niewielką kopertę otrzymaną od Lorda Suttona przed opuszczeniem przez niego rezydencji...
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 18-09-2009, 02:14   #134
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Labirynt
Bajka (muzyka)

Otworzył kopertę, w środku czekał list podkreślający jak ważne dla Imperium są ich najbliższe decyzje, oraz przykazanie by zawartości koperty użyć jedynie w chwili najwyższej potrzeby. Wysypał na otwartą dłoń srebrny łańcuszek z medalikiem w kształcie trójramiennego węzła. Skarb Lucy. Wahał się jeszcze przez chwilę, ale taka sytuacja mogła się nie powtórzyć, w jednej chwili mógł dotrzeć tam gdzie nie dotarł żaden człowiek, a przynajmniej nie zdołał tego opisać. Gdyby tylko zdołali powrócić z dowodami istnienia drugiego świata, wówczas nikt nie mógłby podważyć jego słów. Wystarczył jeden krok...

Zwinął dywan odsłaniając podłogę biblioteki, nakreślił pięcioramienną gwiazdę, rozstawiał świece i lustro. Przekartkował księgę w poszukiwaniu notatek Sharpea, które mogły mu pomóc w odprawieniu rytuału, gdyby jeszcze znał język było by to proste, bez tego czuł dreszcz emocji tak poszukiwany przez młodych arystokratów. Nigdy tego nie rozumiał. Czuł podniecenie, mieszaninę strachu i świadomości bliskości od dawna poszukiwanego celu. Czy to samo czuł Fellow? Pewnie tak, a mimo to nie cofnął się, Wilhelm czuł, że nie chce być gorszy. Przeczytał magiczną formułę i zamknął oczy czekając na przeskok.

Otworzył oczy, nadal był w bibliotece, wokół niego paliły się świece a w powietrzu unosił zapach kurzu. Zaczął się zastanawiać, który element rytuału pomylił, rozmyślania przerwał mu dziecinny głosik dobiegający zza jego pleców:
- Opowiedz mi bajkę. - w głosie pobrzmiewała błagalna nuta. Odwrócił się jak oparzony, pomiędzy regałami stała dziesięcioletnia dziewczynka o białej sukience, i wielkich kokardkach spinających włosy w dwa kucyki jak królicze uszy. Zamrugał.
- Czy... widziałaś dwie kobiety i mężczyznę. - zastanowił się które z pytań jakie kłębiły się w głowie było w tej chwili najważniejsze.
- Widziałam, ale ich bajki były takie nudne. - odparła.
- Gdzie teraz są? Możesz mnie do nich zaprowadzić? - zapytał zdezorientowany Somerset.
- Może, są teraz z dziaduniem, ale chce bajkę. - dziewczynka twardo stała na swoim stanowisku, Wilhelm zbliżył się do niej i przyklęknął tak by jego ciemna twarz i szare oczy znalazły się blisko twarzy dziecka.
- Dobrze, niech będzie pakt, opowiem ci bajkę, a ty mnie zaprowadzisz do dziadka? - dziewczynka kiwnęła zadowolona głową. To nie mogło być trudne, w życiu przeczytał i wysłuchał tyle bajek, oraz niestworzonych opowieści, że mógł tylko wybierać, między wielką stopą, sprawiedliwością historii i ludzką uczciwością.



Była raz dziewczynka, mniej więcej w twoim wieku i miała ona braciszka, z którym bawiła się całe dnie. - snuł opowieść.
- Zawsze chciałam mieć brata, albo jeszcze lepiej siostrę. - wtrąciła dziewczynka.
- Każdy z nas by chciał. - dodał smutno Wilhelm - Dni mijały na przygodach i w radościach, lecz jednego dnia rozpętała się burza, z nieba lała sie struga wody, wiatr powalał drzewa, a ciemność co chwile przecinał blask błyskawic. A na tych błyskawicach jak na brukowanym trakcie pędził z swym orszakiem Arawn z sforą gończych psów. Wpadł on do domu rodzeństwa i porwał młodszego brata. Daremne były żale, łowca nie zamierzał oddawać zwierzyny i odjechał wzwyż nieboskłonu.
- Następnego dnia była piękna pogoda, ale dziewczynka nie cieszyła się z tego, chciała odnaleźć brata, więc zabrała chleb z kuchni, sukienkę z pralni i kij ze stajni, i ruszyła na poszukiwania. Przeszła przez las, przez rzekę, wspięła się na wysokie góry, przepłynęła morza a nawet przebyła morza piasków. Nigdzie jednak nie znalazła tego czego szukała. Lecz nie poddawała się. Szła nadal, nawet gdy była już kobietą, gdy była staruszką, zgarbioną, o twarzy pooranej zmarszczkami, schudła i sczezła. Nigdzie jednak nie znalazła brata, aż w końcu jej ciało rozpadło się w proch i już tylko jej dusza jak wiatr krążyła po ziemi w poszukiwaniach bez końca.
- zakończył patrząc badawczo czy udało mu się wkupić w łaski dziecka.
- To głupia bajka. - dziewczę pokręciło główką z niezadowolenia. - Powinna go na końcu znaleźć. - powiedziała tonem kogoś kto z bajkami ma do czynienia nie od dziś. Wilhelm zamyślił się.
- Możemy zmienić zakończenia, znajdzie brata i będą żyli długo i szczęśliwie. - kusił.
- To tak można? - zapytała niepewna.
- Oczywiście, to będzie nas sekret. - zapewnił baron konspiracyjnie. - Czy teraz zaprowadzisz mnie do dziadka? - zapytał.
- Teraz... teraz bawimy się w berka. - dotknęła go zimną dłonią po policzku i niczym spłoszony ptak pobiegła przez drzwi. Baron odrzucił księgę na środek pentagramu i zerwał się za nią. Otworzył drzwi i odskoczył zaskoczony, po drugiej stronie stał jeden z służących. Zastygły w połowie kroku. Odczekał chwilę. Jednak służący nawet nie drgnął, zupełnie jakby czas stanął dla niego w miejscu. Od strony schodów dobiegały odgłosy drobnych kroków. Ruszył za nimi.


Wpadł do salonu tu jednak zamiast dziecka czekał na niego... pan Willborrow. Nie miał pojęcia co dżentelmen robił w rezydencji, jednak najwyraźniej ucieszył się z widoku Sommerseta i był pełen życia, w przeciwieństwie do sprzątaczki, która zastygła w trakcie ścierania kurzy z pamiątkowej wazy.
- Och nareszcie, już się baliśmy, że nie dotrzesz do nas. - Jonathan uśmiechał się szeroko, wyciągnął w stronę archeologa dłoń, wokół nadgarstków zapięte miał obręcze z celtyckimi symbolami, od nich odchodził srebrny łańcuszek który unosił się do góry. Wilhelm spojrzał wzdłuż srebra, pod sufitem unosił się dębowy krzyżak z którego odchodziły cztery łańcuszki podtrzymujące kończyny Jonathana.
- Chodź, chodź do stołu już podano. - pociągnął mężczyznę do jadalni, gdzie wokół zastawionego stołu siedzieli już wszyscy goście, nawet Olimpia, Robert i Ada, był nawet Lord Sutton oraz Edric. Siedzący u szczytu stołu Earl person powitał go:
- A baron jak zwykle spóźniony. Proszę, usiądź. - ręką ozdobioną obręczą i łańcuszkiem wskazał wolne miejsce z pełną zastawą i przygotowanym niczym stołowa zastawa krzyżakiem.
- Kucharz przygotował pyszną pieczeń, zaś posiłek będziemy umilać sobie rozmową o emancypacji kobiet, nierówności społecznej, liczymy też na twoją opowieść, na koniec lady Gisir być może oczaruje nas swym głosem. A potem rozejdziemy się na spacery prowadząc rozmowy, rozgrywać drobne gierki, lub też zwyczajnie pieprzyć, aż do kolacji. - Wilhelm nie wiedział co z wypowiedzi Earla najbardziej go zaskoczyło. Zdołał tylko wyszeptać:
- To jakieś szaleństwo. - odepchnął Jonathana i wrócił do salonu.

Nie było jednak salonu, ani pokojówki zastygłej w trakcie porządków, byli w jego gabinecie w Londynie, zaś przy kominku na fotelach siedzieli jego rodzice.
- Ojcze? - wydusił z siebie, stary Sommerset wstał powoli z fotela i powiedział do syna:
- Tylko tyle masz do powiedzenia? - zapytał groźnie - Wiesz co przez ciebie przeżyliśmy, plotki szybko się rozniosą, przez tyle lat znosiłem twoje zabawy w koloniach, a teraz jeszcze te opowieści o elfach. Nasza rodzina nigdy nie przeżyła podobnej hańby. Przynosisz nam wstyd. - krzyknął oskarżycielsko - Jeszcze nie jest za późno, mam przyjaciół, oni znajdą dla ciebie stanowisko, na początku nic niezwykłego, ale jeśli będziesz dobrze służył to za kilka lat... musisz coś osiągnąć. - gdzieś za drzwiami rozległ się dziecięcy śmiech.
- Tato... ja... muszę iść...ktoś czeka na mnie. - wybiegł w pośpiechu z gabinetu, w samą porę by zobaczyć fragment białej sukienki niknącej za wyjściowym portalem.

Był w ogrodzie, ale to nie był ten sam ogród, teraz wszystko zdawało się żyć, żywopłot wił się, z łodyg wystawały ciernie, które gdy przechodził wpijały się w jego marynarkę, zaś ponad głową chmury gęstniały jakby zaraz miało się rozpadać. Jedynym śladem był śmiech dziecka. Gonił ją, już nie dla zabawy, lecz by złapać, jak wilk lub Cwn Annwn. Z lekką zadyszką dobiegł do polany pokrytej żółtymi kwiatami, tam czekał na niego inspektor Hunt z skrzynką na pistolety.
- Czy zechcesz baronie wybrać swą broń? - zapytał Hunt.
- Ale po co? - krzyk dziecka jednak uświadomił mu powód, po drugiej stronie polany do dziewczyny zbliżał się olbrzymi wilk szczerząc ostre kły. Był coraz bliżej, szykował się do skoku gdy padł pierwszy strzał, kilka kolejnych dopełniło przeznaczenia. Po jednej stronie polany stał baron z dymiącym rewolwerem, po drugiej profesor Gibeson patrzący na krwawe rany. Dziecko zaś czmychnęło w krzaki.


Nie myśleć. Powtarzał sobie. Wiedział, że jeśli tylko zacznie analizować będzie zgubiony, bo rozum tego nie był w stanie pojąć, liczyło się to, że był coraz bliżej uciekającej dziewczynki, już niemal na tyle blisko by chwycić białą sukienkę. Zmierzali nad jezioro, nad brzegiem czekał na nich mężczyzna patrzący na tafle w której odbijało się burzowe niebo.
- Dziadku... dziadku... spójrz kogo spotkałam... ty nie jesteś moim dziadkiem. - dziecko zastygło przestraszone. Na brzegu stał mężczyzna nie starszy niż trzydzieści lat, o niezwykle bladej twarzy i krótkich kręconych blond włosach, szare oczy zdawały się śmiać na ich widok.
- Strażnik ma chwilowo innych gości. Witaj Wilhelmie mam nadzieje, że labirynt nie był dla ciebie zbyt nieprzyjemny. - przywitał się mężczyzna.

Sommerset podszedł do niego, niepewnie dotknął opaloną dłonią jasnobrązowej marynarki, człowiek był jak najbardziej materialny. W końcu zdołał z siebie wydusić:
- Witaj Albercie. Czy pozostali...?
- Nic im nie będzie, każdy w końcu dostanie to czego szuka. Prędzej czy później. Czy jesteś pewien czego ty szukasz braciszku? - po raz kolejny Wilhelm zawachał się, po chwili jednak zganił się za samą wątpliwość, zawrócić, gdy dotarł już tak daleko.
- Tak. Tu już nic mnie nie trzyma. - drugi uśmiechnął się, jakby właśnie na taką odpowiedź czekał.
- Granica jest na jeziorze, musisz po prostu wypłynąć na głębię.
- Jak tam jest, po drugiej stronie?
- Pięknie i strasznie, jest tam wszystko czego można zapragnąć.
- Ale ty chcesz wrócić?
- Ja nie zdążyłem pragnąć, nie zdążyłem cierpieć, smucić się i bać. Nie czułem żalu i rozczarowania. Bez tego... tam jest nudno. Po roku sam zechcesz wrócić.
- Może... choć wątpię. Niech więc tak będzie, na rok i jeden dzień. Dbaj o to co tu zostawiłem.
- Postaram się, a ty uważaj na siebie.
- bracia uścisnęli się na pożegnanie, a potem Wilhelm zamoczył stopy w zimnej wodzie. Z brzegu obserwowała go jego blade odbicie oraz mała dziewczynka machająca na pożegnanie jak rodzina podróżnych na kolejowych dworcach nucąc po cichu smutną melodię.

(...)
Wejdźmy głębiej w wodę... kochani
Dosyć tego brodzenia przy brzegu
Ochłodziliśmy już po kolana
Nasze nogi zmęczone po biegu

Wejdźmy w wodę po pas i po szyję
Płyńmy naprzód nad Czarną głębinę
Tam odległość brzeg oczom zakryje
I zeschniętą przełkniemy tam ślinę

Potem każdy się z wolna zanurzy
Niech się fale nad głową przetoczą
W uszach brzmieć będzie cisza po burzy
Dno otwartym ukaże się oczom

Tak zawisnąć nad ziemią choć na niej
Bez rybiego popłochu pośpiechu
I zapomnieć, zapomnieć... kochani
Że musimy zaczerpnąć oddechu...


Świadkowie, Jacek Kaczmarski
 

Ostatnio edytowane przez behemot : 18-09-2009 o 11:13. Powód: Albert mnie zmusił.
behemot jest offline  
Stary 16-02-2010, 01:56   #135
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Starzec uśmiechnął się, choć trudno wam było odgadnąć czy był to uśmiech cyniczny, czy też wynikający z życzliwości - jedno nie ulegało wątpliwości, że mężczyzna stojący przed wami słuchał was bardzo uważnie, choć nie sprawiał takiego wrażenia na pierwszy rzut oka. Gdy skończyliście spojrzał się na was swoimi dziwnymi oczy, przypominającymi bezkres nocnego nieba: najpierw na pannę Grisi, a później na Virgila i milczącą Adę Lovelace. Najpierw odpowiedział jednak na zarzuty, bo inaczej nie dało się tego nazwać, Virgila.
- Co to za miejsce? Za moich czasów zwano je Zamkiem Świętych Rycerzy, nasi wrogowie zwali ją zaś Niezdobytą Twierdzą, ponieważ zamek nigdy nie wpadł w ręce wroga. W języku elfów nazwa miejsca w którym się znajdujemy brzmiała Marthadar, zaś posłańcy Rzymu przezywali je Burgi Arthusienis lub nieco dosadniej Corrumptelae Arthusienis. Najbardziej jednak znaną nazwą, nazwą która przeszła do legend, była ta nadana mu przez prosty lud, przez poddanych Artura... a brzmiała ona Camelot. – Starzec zrobił przerwę, gładząc długą brodę. Przez chwilę zdawał się nieobecny duchem, po chwili jednak kontynuował. – Dziś zaś jest to grobowiec, którego mam strzec za swoje grzechy, aż nadejdzie sąd Pana, a także bariera pomiędzy światem waszym, a innymi światami. Każde drzwi – przeciągnął słowa, po czym je powtórzył – każde drzwi, które mijaliście prowadzą do waszego lub Ich świata. Do tego co było, co jest i co będzie... ale długo to tłumaczyć, nie miejsc to i czas na takie dysputy. Mimo to mam nadzieję, że zaspokoiłem pana cierpliwość, panie...
- Virgil – odpowiedział młodszy mężczyzna.
- Robert - jednocześnie odpowiedziała panna Grisi.
- Virgil. Co zaś się tyczy tego co tutaj robicie, to jest to jak najbardziej moja sprawa. Zakłócenie porządku tego miejsca jest bowiem karane śmiercią... a czasem losem gorszym od niej. – Ostatnie zdanie starzec wypowiedział w taki słowa, że po plecach trójki bohaterów przeszedł zimny dreszcz. Jego groźba brzmiała jak najbardziej realnie. – Nie bójcie się. – Uspokoił Roberta, Olimpię i Adę. – Nic wam nie grozi. Tak się składa, że ten którego szukacie przechytrzył mnie... Gdybym zorientował się wcześniej do czego Farlian dąży, nic z tego by się nie wydarzyło. Ja jednaka byłem zbyt zaślepiony, zbyt złakniony cudzego głosu, możliwości by z kimś porozmawiać by zauważyć. Farlian wykorzystał moją nieuwagę i przeniósł się do Waszego świata, porywając młodą pannę Person. Zapewne wcześniej odwiedzał ją we snach, a może nawet... Ale nie jest to ważne. Ważniejsze jest to, że zrobił wyrwę w barierze pomiędzy waszym światem, a światem Fantazji. Póki co ta dziura jest niezauważalna i jedynie najpotężniejsze byty lub ci, którzy mają w sobie krew obu światów, mogą przez nią przejść. Dlatego panno Olimpio mogę spełnić pani życzenia, jeżeli jest pani jego pewna, nie mogę zaś pozwolić by w tej podróży towarzyszyli jej wierni przyjaciele. Czy mimo to pragnie szukać pani ojca? Ojca który może nie żyć w nieznanym świecie?
- Tak - była tego pewna - pragnę go odnaleźć. Samo szukanie nie jest moim celem.
- A więc niech tak będzie – odpowiedział Starzec, uśmiechając się przy tym do kobiety. – Wiedz jednak, że nim znajdziesz to czego szukasz zapłacisz wysoką cenę dziecko.– dodał pustym głosem. Po czym wykonał prosty gest ręką i. Olimpia, niczym w taniej sztuce teatralnej, zniknęła!
- Nieee!!! – krzyknął Virigil, po czym nie myśląc wiele wycelował broń w starca. – Powiedz co zrobiłeś i dlaczego Olimpia mówiła w tym dziwnym języku!
- Sama wybrała swoją drogę – powiedział Merlin. – Ja jedynie spełniłem jej prośbę... gdybym tego nie zrobił jej umysł zapewne, prędzej czy później, by oszalał – dodał.
- CH-RZ-A-N-I-SZ – wycedził przez zęby Virigil. – Albo przeniesiesz mnie i Adę, albo...
- Virgil ma rację – powiedziała Ada Lovelace, która odzyskała mowę. – Chrzanisz. Mów co zrobiłeś, ale już!
- Nie słuchaliście uważnie – rzekł starzec ze smutkiem. – Nawet gdybym miał moc by spełnić waszą prośbę, to nie mógłbym na to pozwolić. Jeżeli jednak tak bardzo pragniecie ja odnaleźć, tą którą tak kochacie, musicie złapać cień, który przedarł się do waszego świata, tego którego zwą Lordem Somerset. On jest kluczem. Tylko w ten sposób uratujecie ją i pannę Person.
– W oddali dało się słyszeć miarowe bicie zegara. - A teraz żegnajcie... – po tych słowach Virgil i Ada zaczęli się rozmywać. Mężczyzna nacisnął za spust pistoletu, ale kula uderzyła w pień drzewa stojącego na polanie z której wyruszyli w podróż do Camelotu. Podróż która zdawała się snem, gdyby nie fakt, że wyruszyła ich trójka, a powróciła tylko dwójka.


*

Port w Londynie był tłocznym miejscem, ale na szczęście Lorda Somerseta stać było na wynajęcie karety, która podjechała wprost pod statek. Parowiec, Action, był jednym z najnowocześniejszych liniowców jakie pływały pomiędzy Londynem, a Nowym Jorkiem.
Pół godziny później Somerset siedział wygodnie w swojej kajucie. Była to największa kajuta na Action, urządzona z wyjątkowym przepychem. Lord dotykał kolejnych przedmiotów zastanawiając się do czego służą, ponieważ nie wszystkie były mu znane, a wielu nigdy wcześniej nie spotkał. Sprawiało mu to dziką radość, jednak robił to ostrożnie nauczony przykrym doświadczeniem z atramentem i paroma innymi rzeczami. „Zaprawdę ten świat była pozbawiony logiki” stwierdził dotykając rzeźbionych szachów. Po chwili uśmiechnął się na myśl, że już niedługo będzie miał znacznie więcej czasu by go poznać, musiał tylko odnaleźć pewnego czarodzieja, który żył w państwie, które zwano Stanami Zjednoczonymi.


*

- Skandal! Skandal! Lord Sutton znaleziony nieprzytomny z kochanką w rozbitym powozie! Czytajcie o Suttonie! Tylko u nas! – krzyczał młody człowiek sprzedający gazetę. Wiadomość o wypadku Suttona, a także o tym kto był z nim w powozie szybko obiegła cały Londyn, stając się tematem niewybrednych plotek, pomówień, a także początkiem paru pomniejszych skandalów. Najdziwniejsze jednak było to, a przynajmniej tak twierdzono w londyńskich salonach, że ani Sutton, ani jego kochanka nie pamiętali nic z tego co działo się przez ostatnie tygodnie!
Niski, chudy mężczyzna zwinął gazetę i wyrzucił ją na ziemię, po czym powiedział do swojego towarzysza:
- Dobra robota pani Dąb.
- Dziękuję panie Sosno.
- Ależ nie ma za co panie Dąb.
- Cała przyjemność po mojej stronie
– stwierdził potężnie zbudowany mężczyzna o dziwacznym, krzywym nosie. – Co teraz panie Sosno?
- Postępujemy zgodnie z planem panie Dąb – powiedział. Wyższy minął go i skierował się w stronę Tower. – Zawsze postępujemy zgodnie z planem panie Dąb – dodał sam do siebie niższy, po czym ruszył za swoim towarzyszem.


Koniec Księgi Pierwszej
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172