Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-05-2009, 19:06   #11
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Karczma „Ognisty Kufel”


- Mów mi... - dziewczyna zawahała się, ale tylko na moment - Tavarti. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - szturchnęła Damarri w ramię. - A może powinnam poczekać, aż moje imię mi się objawi?
Damarri przybliżyła twarz swą do twarzy dziewczyny i uśmiechając się rzekła.- Nie. Jesteś dorosła. Sama wybierasz swój miecz, swego mężczyznę i swego wierzchowca. Imię też wybierz sobie sama. A Tavarti...to mocne imię. Silne imię dla silnej kobiety. Poprzednia Tavarti była kawalerzystką, która w jeden dzień zabiła sześciu wrogów i posiadła trzech mężczyzn w noc po tych bojach. Tak mi matka opowiadała.
Nowo nazwana Tavarti pochyliła się w stronę orczycy.
- Czy „ujnort” jest obraźliwe? – szepnęła, po czym dodała głośniej - Wszyscy mówią o tej Wielkiej Grze. O co w niej chodzi?
-Ujnort...to zależy. Ty jesteś ujnort i ten troll w kącie jest ujnort.- Damarri wskazała na olbrzymią sylwetkę w kącie gospody.- Wy jesteście ujnort – „ci, którzy nie rozumieją”. Nie orki. Tak zwiemy wszystkie inne rasy. Gdy słyszysz ujnort zwróć uwagę na intonację. Pogardliwie wypowiedziane to obelga. Wypowiedziane z podziwem zaś to pochwała. Oznacza bowiem, że mimo iż jesteś ujnort, dorównujesz nam, orkom. I nie szepcz Tavarti. Orki mówią otwarcie to co myślą...nie boją się opinii innych. Nie bawią się w ozdobniki.
- Hej Damarri, ona nie ma gahad w sobie. Powinna jednak zważać na słowa.- wtrącił się Hrall.
- Co to jest gahad?- spytała Tavarti. A orczyca rzekła.- Gahad to żar serca i występuje tylko u orków...My kochamy całym sobą, śmiejemy się całym sobą, nienawidzimy całym swym jestestwem. A gahad to gniew, to wściekłość, to nieopanowana furia, którą trzeba z siebie wyrzucić, bo pali żywym ogniem w trzewiach. Gdy ork wpadnie w gahad, to lepiej zejść mu z drogi lub uciec, bo to jest niszczycielki ślepy szał i furia bojowa. Czasami to dobra rzecz, bo pozwala pokonać wroga, a czasami... Hrall opowiedz jej.
- To było kilka lat temu. Byłem wtedy jeszcze wędrującym po barsawii adeptem wojownikiem. Młodym, butnym i głupim. Ja i moi towarzysze wędrowaliśmy przez dżunglę Liaj. Praxa, ładniutka ksenomatka, podobna nieco do Damarri, zdobyła skądś mapę prowadzącą do nietkniętego ponoć kaeru. Rywalizowałem o jej względu z takim łucznikiem...nie pamiętam imienia. Ja go nazywałem Brukiew, a on mnie Chlaj. Rywalizacja ta wtedy często przekształcała się w wyzwiska i wyzwania...Wracając jednak do tematu. Natknęliśmy się na skeorxa. Widziałaś kiedyś coś takiego ? Trzymetrowy tygrys o jasnozielonej sierści z ciemnozielonymi pasmami i długim wężowym ogonem gęsto pokrytym długimi kostnymi kolcami. No i pazurami jak zakrzywione noże...Mordercza bestia. Już nie pamiętam jak się zaczęło, ale skończyło się fatalnie. Ogarnięty przez żar gahad rzuciłem się samotnie skeorxa z mym mieczem w dłoni. A skończyłem, tak jak widzisz, moja twarz to jego dzieło. Jakimś cudem towarzyszom udało się odgonić bestię od mego ciała i znaleźć Poskramiaczy...I przekupić ich by mnie uleczyli.- Hrall uśmiechnął się mówiąc.- Słyszałem już kilku „bohaterów” którzy twierdzili, że w pojedynkę pokonali skeorxa i wiem, że każdy z nich był kłamcą.
Pijąc łyk przyniesionego jej napoju Damarri rzekła.- A Wielka Gra...to wspaniałe widowisko. Otóż miastem rządzą trzej rajcowie, przy czym choć rządy każdego rajcy trwają trzy lata. To wszystko jest tak ułożone, że co roku jeden rajca odchodzi ze stanowiska. I wtedy są organizowane wybory, owa Wielka Gra. Każdy mieszkaniec miasta, który jest na tyle zamożny by zatrudnić jakiegoś adepta w roli w czempiona, może zostać członkiem władz Travaru. O ile jego rycerz zwycięży w konkurencjach dwutygodniowego turnieju, pełnego zagadek, pułapek, zagrożeń i magicznych wyzwań. Oczywiście im adept bardziej znany i doświadczony, tym hojniejszego sponsora może znaleźć. A że choć turniej widowiskowy, to jest jednocześnie bezkrwawy, przyciąga wielu adeptów do Travaru.
- Wielu przechwalających się adeptów.- mruknął Hrall.- Większość dzielnych czynów którymi się chwalą, powstała w ich wyobraźni.
- Tak czy siak, magowie z Rady Pięciu przygotowują naprawdę wyśmienite widowisko, które zacznie się za kilka dni. Sama wtedy obejrzysz, czym jest Wielka Gra.
- wtrąciła Damarri.
- A tymczasem, możemy również obejrzeć widowisko. Hej ty!- krzyknął Hrall do orczycy z łukiem.- Pokaż no magię adeptów.
-Moje talenty nie służą uciesze gawiedzi, znajdź sobie jakiegoś trubadura, karczmarzu.-
prychnęła orczyca.
- Nie będziesz musiała płacić za zjedzony posiłek.- odparł spokojnie Hrall. A orczyca spojrzała na talerz przed sobą, wzięła łuk w dłoń i wyciągnąwszy strzałę z kołczanu, położyła ją obok prawie pustego talerza, na którym były resztki, tego co zjadła.
- Rzuć do mnie bukłak z alkoholem.- rzekła głośno. A Hrall westchnął głośno i cisnął w jej kierunku bukłak. Orczyca nie podnosząc się z krzesła, szybki ruchem nałożyła strzałę na łuk i naciągając cięciwę obróciła się w stronę ciśniętego w powietrze bukłaka. I wypuściła strzałę, pocisk w powietrzu zapłonął i gorejąca strzała trafiła w bukłak powodując ognistą eksplozję.
- Hej! To mogło być niebezpieczne.- huknął Hrall.
- Ale robi wrażenie, co nie? Raz się żyje karczmarzu.- zadrwiła łuczniczka.
- Ano racja. Szkoda trochę tylko tego jednodniowego kumysu.- mruknął Hrall.- No, a wy jedzcie.
Damarri zaczęła łapczywie jeść mocno pachnący ostrymi przyprawami posiłek, popijając to strasznie cuchnącym płynem.
Jedzenie było...tłuste, pachniało korzennymi potrawami, pełne było kawałków mięsa i tłuszczu. Kumys był zawiesistym płynem koloru mleka i smakował trochę jak kwaskowate mleko.
- Obiema rękami Tavarti.- mruknęła orczyca, pomiędzy jednym a drugim kęsem.- To nie elfi przybytek, my tu przyszłyśmy zjeść, a nie ładnie wyglądać przy posiłku.
Orcza potrawa miała posmak krwi, była tłusta...i gdzieś w sercu Tavarti czuła, że zwykła jadać lepiej. Ale jej ciało miało swe potrzeby...Pierwsze kęsy spowodowały, iż zrozumiała jak bardzo jest głodna. I po chwili łapczywością przewyższyła Damarri, co Hrallowi wyraźnie pochlebiało.
Kolejne kubki kumysu sprawiały, że wszystko wyglądało lepiej, radośniej... Alkohol zaczynał szumieć w głowie Tavarti, a i Damarri też nie wyglądała na trzeźwą. Orczyca opowiadała o barwnym życiu, o swych kochankach (których miała sporo), o pracy tancerki ( w skąpych strojach za spore napiwki), dysponowała też sporym arsenałem kawałów, w większości sprośnych. I wiele z nich dotyczyło wad innych ras, choć Damarii podchodziła do swych opinii o innych rasach z żartobliwym dystansem. Dla orczycy krasnoludy był zapatrzone w siebie i żądne władzy: „Dla naszego dobra oczywiście. W końcu bez przewodnictwa krasnali, żadne z nas nie potrafiło by sobie nawet trzewika zawiązać” , elfy fałszywe i kłamliwe: „One tak ukochały piękno, że udają, iż nie widzą nic poza nim. Są takie idealne, takie śliczne...buunda z tym. Elfy nie potrafią powiedzieć wprost, że cię nie lubią. Uśmiechnie się taki, i poczeka aż się odwrócisz, a wtedy wbije ci sztylet w plecy. Choć potrafią być przyjemnymi kochankami, nie tylko w łóżku. To komplemenciarze.”, ludzie pozbawieni poczucia własnej wartości : „Oni potrafią być bardziej orczy niż orki, bardziej elfi niż elfy, bardziej krasnoludcy niż krasnoludy, ale na Pasje, rzadko kiedy bywają sobą. Ale to także ich urok, sypiałam z istotami różnej rasy i płci. I trudno znaleźć wśród nich dwóch identycznych ludzi. U nas, orków, nie ma takiego zróżnicowania.” , obsydianie dziwni i powolni „Ale czego się spodziewać po kawałku ożywionej skały? Może to to jeść i pić, ale natura poskąpiła mu innych życiowych przyjemności. Tam gdzie my żyjemy, oni kontemplują. Możesz błogosławić Pasje za to, że nie urodziłaś się obsydianinem. Nie ma gorszej klątwy niż ich żywot, choć ponoć tysiącletni.” trolle porywcze i okrutne, bez krzty honoru, za to łatwe do obrażenia „Trolle są hałaśliwe, pyszałkowate, porywcze, paskudne...i ogniste w łóżku. Choć ciężko trafić na ładnego trolla, nawet jeśli się jest niezbyt wymagającą orczycą” t’skrangi zaś dziecinnie i niepoważne „Och, można się z nimi dobrze bawić w barach, w komplementach prawionych kobiecie prześcigają elfich fircyków na kilometr. Szkoda tylko, że jak przychodzi co do czego, to zwykle kończy się na przechwałkach. Poza tym są nieodpowiedzialne, w ogóle nie można na nich polegać” oraz irytujące wietrzniaki „One są jak gadające komary. Latają namolnie wokół głowy i trajkotają. I równie ciężko jest się od nich uwolnić, jak od komarów. Poza tym, nie mają chyba kilku klepek pod czupryną...Lubię być podrywana, ale wolę, by mój adorator miał więcej niż 50 centymetrów wzrostu. Powiedz kochana, co można zrobić z wielbicielem mniejszym niż pięcioletnie dziecko? Nic. Ale wytłumaczysz to wietrzniakowi? Nigdy. Uparty robal nadal będzie ci furkotał przy uchu zapewniając o swej wielkiej miłości.”
Tavarti nawet nie zauważyła jak zaczęło się powoli zmierzchać. Ale Damarri zauważyła i pomiędzy jednym a drugim beknięciem rzekła.-Wracamy do świątyni kochanieńka, nasz elfi opiekun będzie się zamartwiał o swą pacjentkę.
I chwiejnym krokiem obie wyszły z karczmy...a po kilku chwilach, ukryty w cieniu troll również skierował się do drzwi.
Na placu nie było już takiego tłoku, ale chwiejny krok obu dziewcząt utrudniał szybsze poruszanie i droga się dłużyła. Tavarti cały czas czuła obecność swego klejnotu. Przyciśnięty do ciała tuż powyżej jej łona, wydawał się być jej dzieckiem. Nie odczuwała jego ciężaru i ani ucisku, jedynie kojące i uspokajające ciepło. W połączeniu z kumysem wędrującym w jej ciele, owo ciepło klejnotu dawało poczucie radości, upojenia nocą.
I ten przyjemny dzień za kłóciło przykre zdarzenie...
Drogę zaszedł im ten sam mężczyzna, którego spotkała rano...Chociaż może i nie. Niemniej spojrzenie jego oczu było takie same. Pełne gniewu i nienawiści. Wyciągnął krótki miecz i rzekł do kobiet.- Dawajcie wszystko, co ma jakąś wartość, to może nie zaciągniemy was w ciemne miejsce i ...wiecie same co.

Damarri spojrzała z wściekłością na mężczyznę i dyszała.- Lepiej uważaj co mówisz, bo ci odgryzę nie tylko ucho, gnojku. Zadzierasz z uzdrowicielkami Garlen, ty ludzki padalcu.
Gdy jednak to mówiła, od tyłu do dziewczyn, podeszli dwaj inni mężczyźni. W cieniu rzucanego budynku, ich rysy zacierały się. Jednak było widać że są barczyści, a krótkie ostrze ich broni lśniły złowieszczo.
-Dobrze wiem z kim mam do czynienia.- odparł bandyta stojący przed nimi i spojrzał wprost na Tavarti mówiąc.- Kamień kobieto, dawaj ten klejnot.
On wiedział! To nie był przypadkowy napad! Tavarti odruchowo położyła dłonie na klejnocie...Jakoś nie potrafiła, jakoś nie mogła sobie wyobrazić życia bez tego klejnotu. On był jej i tylko jej! Strach o życie mieszał się z obawą o stratę klejnotu.
Nagle do jej umysłu dotarło wrażenie...które najłatwiej było określić jako słowa, „przygotuj się do ucieczki”. Za osiłkami stojącymi za dziewczyną pojawił się ktoś jeszcze. Masywna wysoka sylwetka pojawiła się za napastnikami znajdującymi się za plecami dziewczyn. Mężczyzna blokujący został gwałtownie popchnięty przez niewidzialną siłę i przewrócił się. Tavarti chwyciła Damarri za dłoń i zaczęła gnać co sił w nogach. Było to dziwne uczucie, dotąd umysł zasnuty był alkoholem, a nogi zdawały się bardziej plątać, niż iść. A teraz Tavarti wyminęła leżącego bandytę ciągnąc za sobą zaskoczoną orczycę. Nie rozumiała tego, ale jej umysł był jasny i gnała z szybkością jakiej by się po sobie nie spodziewała, ciągnąc za sobą orczycę...Tylko cudem wytłumaczyc można to, że Damarri się nie wywróciła. Co więcej, Tavarti czuła że dokonuje czegoś nadzwyczajnego, czegoś podobnego do tej strzały wystrzelonej przez łuczniczkę.Czuła że uczyniła coś niezwykłego i to dzięki klejnotowi.
Dotarły do drzwi świątyni...I co dziwne. Tavarti nie czuła się zmęczona, zaś Damarri łapała oddech.
- Co to było...-wydyszała orczyca.- Dziewczyno, ty niesamowicie szybko wracasz do formy.
Spojrzenie Tavarti przesunęło się na miejsce skąd uciekły. To był spory plac...aż dziw, że tak szybko go przebyła. Nadal widać było prawie dwumetrową sylwetkę kosturem trzepiącą skórę trzem rzezimieszkom, które napadły na obie dziewczyny.
- Chodźmy do środka...dużo hurlgu i bieganie nie chodzą w parze.- westchnęła dość blado wyglądająca orczyca.

Lazaret przy świątyni Garlen, Travar


I powróciła do tego miejsca. Miejsca które zobaczyła zaraz po przebudzeniu. Miejsca które nie było jej domem, ale było wszystkim co pamiętała. Jedynego miejsca które mogła powiązać ze sobą. Pokoju w którym była kurowana. Tavarti siedziała na łóżku, a naprzeciw niej stał Alweron uśmiechając się życzliwie. Przy oknie siedziała Damarri zupełnie nie przejmując się tym, że jej biała szata w świetle zachodzącego słońca była...prześwitująca.
- A więc wybrałaś imię Tavarti...ładne imię.- rzekł elf.- Wiedz więc Tavarti, że utrata przez ciebie pamięci nie jest spowodowana żadnym urazem. Jutro zostaniesz przebadana magicznie, a konkretnie twój wzorzec. Może to pozwoli nam znaleźć sposób na odzyskanie przez ciebie pamięci.
Przez chwilę milczał, po czym rzekł. –A dziś ...spróbuj sobie przypomnieć Tavarti, cokolwiek. Skup się na jakichkolwiek wspomnieniach, wrażeniach...na czymkolwiek co może być powiązane z twoja przeszłością i opowiedz mi o tym.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-05-2009 o 11:15.
abishai jest offline  
Stary 20-05-2009, 20:04   #12
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Tavarti przymknęła oczy przyglądając się Alweronowi. Rzeczywiście był niczego sobie. Teraz już nie dziwiła się tej elfce, którą spotkała w łaźni. Jak ona się też nazywała...


Westchnęła w odpowiedzi na prośbę uzdrowiciela.

Łatwo mu mówić. On nie musi zmagać się ze sobą, swoją pamięcią i kamieniem. A i jeszcze hurlg powoduje senność, bezwładność członków.

- Spróbuję. - schyliła głowę, palce delikatnie oplotły się na kamieniu.

Alkohol ułatwił pozbycie się niepotrzebnej bieganiny myśli, koi emocje, wszystko zlewa się w pustkę.

Co pamiętam? Wszystko zdaje się znajome jak przez mgłę. Inne rasy, zaskoczyły mnie, ale zdawały się takie swojskie. Tłuste jedzenie, które piekło w gardło i zostawiało ślady na rękach, ustach. Pieczęcią też odbił się ten wzrok tamtego mężczyzny.

Ale to wszystko zdarzyło się dziś.

A co wcześniej?
Pustka.
Tavarti zacisnęła mocniej powieki.

Nie.
Wcześniej był kamień.
I ogień.
Płomienie. Smród, duszące opary płonących materiałów. Ból potłuczonych kości. Przerażenie na widok magicznych kul. Powietrze naelektryzowane magią ścinało z nóg. Wrzaski przerażenia, trzaskanie poszycia statku, zagłuszone komendy kapitana, szybkie spadanie i zastraszająco szybko zbliżająca się ziemia.
I kamień, który tak kurczowo trzymał elf. Elf rzucający zaklęciami w przeciwnika, który sprawnie skrył się w cieniu. Kim jesteście?
A potem wrzask.
I czemu dajesz mi go? Dlaczego? Nie, nie, nie to boli!

Z przerażenia otworzyła oczy. Niemożliwe.

To nie był sen?

Nie mógł być snem...Tavarti drżała, strach przeszywał jej serce niczym miecz. Im dłużej się skupiała tym wydarzenia zdawały się wyraźniejsze. Nie musiała zamykać oczu, żeby tam być. Postać z która walczył wytatuowany elf...pamiętała! Owa postać zakryta cieniem stawała się coraz wyraźniejsza, postać humanoida okryta szatą czy...całunem? Gnijące mięso i wnętrzności, blada...trupioblada skóra...jak u topielca...przerażające czarne oczy, których spojrzenie przenikało przez jej ciało.


Sztylet...nie...krótki miecz, kunsztownie zdobiony...chciała... Tavarti czuła, że chciała go użyć wspomóc tego elfa, zanim nieumarłe stworzenie okryte całunem cieni zniszczy i jego i ją i statek.
Ale strach sparaliżował ją wówczas...on patrzył...to stworzenie patrzyło na nią. Nie! Ono patrzy teraz! Te nieludzkie oczy wkręcały się w jej duszę, pochłaniając ją. Cały świat zniknął. Znów była na tym spadającym statku, ale tym razem wytatuowany elf nie interesował stwora...To ona go interesowała. On szedł by jej zabrać klejnot, rozerwać jej ciało niczym szmacianą laleczkę i pożreć duszę ...Był coraz bliżej, już tylko parę kroków!
Czuła jak czyjeś dłonie zaciskają się na niej ...ale nie dłonie tej bestii...Ktoś ją wołał, łagodny, acz donośny głos. Tavarti! Ona miała inne a ten stwór, on chce...a może nie on, ten co stoi za nim...on jest marionetką. Ale i tak ją przerażał i był coraz bliżej Tavarti !
„To nie jest moje imię!” Przemknęło jej przez myśli i zacisnęła dłonie na mieczu...Nie!.. na klejnocie...Imię! Imię jest ważne. Tavarti to silne imię, dla silnej kobiety! Tak, znała skądś to imię. Skupiła się na nim, stwór coraz wolniej zbliżał się do niej z coraz większym trudem przedzierał się przez marę...nieumarłą twarz wykrzywił grymas wściekłości...Wspomnienie, a może...coś innego. Znikło.
Przed sobą Tavarti widziała przerażoną twarz Alwerona, a obok niego równie zmartwioną Damarri.
- Tawarti! Co ci się stało? Wyglądałaś, jakbyś śniła jakiś koszmar na jawie!
Teraz czuła te dłonie, elf trzymał ją w okolicy ramion, dłońmi silnymi, acz delikatnymi. A Tavarti, zaciskała dłonie na kamieniu.

- Ja...
- uśmiechnęła się blado i przetarła spocone czoło dłonią - chyba jeszcze nie jestem zbyt silna. Powiem jutro.

Jutro. Ciekawe, czy jutro też wszystko zapomnę. Będzie czysta kartka ponownie. Oby nie, bo warto kończyć to, co się zaczęło.


Alweron chyba coś powiedział. Zamrugała.
- Powiem rano, przed badaniem. - uśmiechnęła się i powoli wstała. - A teraz już bym się położyła, drogi opiekunie.

Podeszła do okna i przyjrzała się wymykającemu się z zakamarków cieniowi. Słońce już schowało się za horyzontem, poszukując chwili odpoczynku. Postacie na ulicach zmieniły się w bardziej "zabawowych" i odważnych. Przeszedł ją niemiły dreszcz. Cienie, zaraz nadejdzie noc. I jeszcze ta sytuacja sprzed chwili.

Kto mi kazał uciekać? To byłam ja sama czy jednak ktoś czaił się zza zakrętem? I skąd wiedzieli o kamieniu?


No prawie go zgubiła, to prawda. Czyli wśród nich był ten sprzed kilku godzin? Westchnęła.
- Damarri, - zatrzymała ją zanim ta opuściła pokój - zostałabyś ze mną na noc?
Przymrużyła oczy i oparła się o parapet.
- Tyle się dzisiaj zażyło. Poczułabym się... bezpieczniej.
Damarri uśmiechnęła się szeroko.
- Jasne złociutka, tylko jeszcze omówię kilka spraw dotyczących świątyni z Alweronem i przyjdę do ciebie. Możesz się już rzucić na wyro.

Tavarti została sama. Tylko na chwilę. Robiło się chłodniej. Po upalnym dniu, wilgoć wieczora zdawała się ukojeniem dla białego miasta. A przynajmniej dla pleców dziewczyny. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuję, ale postanowiła się nie oglądać. Podeszła do miski z wodą i ochlapała sobie twarz. Była zmęczona, leciała z nóg. Zwłaszcza ten bieg...

...ten niezwykły bieg, który płynął z kamienia. Kim jesteś?


Wyjęła klejnot, ale nie pozwoliła księżycowi zbyt długo przeglądać się w jego powierzchni i schowała go pod poduszkę. Zdjęła szatę, porzucając ją na pobliskim krześle i zaległa przy ścianie pod kocem. Kilka chwil później pojawiła się Damarri. Tavarti odwróciła się w jej stronę z uśmiechem.
- Myślałam, że już śpisz. - orczyca szybko wyskakiwała ze swojej szaty.

O Garlen, ona rzeczywiście ma czym oddychać.


- Czekałam na ciebie.
- dziewczyna w odpowiedzi wystawiła język i przesunęła się pod ścianę.
Damarri zaśmiała się.
- Oho! Nie powinnam ci była tyle nalewać tego hulrgu.
I położyła się obok Tavarti.

Zamknę oczy i słyszę jej oddech. Wiem, że tu ktoś jest. Nie jestem sama. Więc mogę już... spokojnie... iść... spać...
Dziewczyna nieświadomie przytuliła się do orczycy i zasnęła.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 21-05-2009, 12:59   #13
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Lazaret przy świątyni Garlen, Travar


Noc była dla Tavarti ciekawym doświadczeniem. Damarri nie miała bowiem spokojnego snu. Orczyca całą noc się wierciła, jej dłonie błądziły po ciele dziewczyny, jej piersi ocierały się o plecy Tavarti, a jej uda o pośladki...W dodatku mówiła przez sen.- No kochasiu...pokaż ile z twych przechwałek... było prawdą...hmmm...tak lubię...ej, złośniku...sprawny masz języczek...oby reszta...równie sprawne...
W dodatku, pomiędzy kolejnymi słowami chichotała. Mimo tego, Tavarti usnęła dość szybko. Obecność orczycy działała bowiem kojąco. Ciepło bijące z jej ciała dawało poczucie bezpieczeństwa....Sen więc przyszedł jak złodziej, cicho i niezauważenie.
Rankiem Tavarti zbudziło łaskotanie koło ucha włosów i ciepły dotyk warg połączony z nieco chłodniejszym dotykiem kłów...Buziak w policzek od nachylonej nad nią orczycy.
- Ile jeszcze zamierzasz spać, co?- Damarri mruknęła i spojrzała na ciało Tavarti, uśmiechając się dodała.- Zakładajmy szatki i nie dawajmy chłopcom powodu do ślinienia za darmo. Dwie urocze kobietki, nagie w jednym łóżku... Ciekawe, czy starczyłoby opanowania Alweronowi, by zamknąć rozdziawione szeroko usta.
Orczyca wstała i powoli zaczęła się ubierać, po czym spojrzała przez ramię i rzekła żartobliwym tonem głosu.- No, no...i pomyśleć, że tylko przeleżałyśmy obok siebie całą noc.
Po czym zaczęła zaplatać włosy w warkocz, dodając.- Ty się ubierz, a ja przyniosę nam śniadanie.
Ubrana w szaty głosicielki Damarri wyszła zostawiając Tavarti samą. Dziewczyna pamiętała wczorajszy dzień i upajała się tym faktem. Jak przyjemnie mieć imię i przeszłość...nawet jeśli sięga ona tylko jeden dzień wstecz.

Pukanie do drzwi...ciepły głos Alwerona.- Mogę wejść?
Otrzymawszy pozwolenie wszedł i rzekł.- Wyglądasz lepiej niż wczoraj...Cieszy mnie, że szybko dochodzisz do zdrowia, chciałbym z tobą porozmawiać o dzisiejszym badaniu. Przeprowadzi je jeden z Rady Pięciu, to wielki zaszczyt. Tar’vik, troll ksenomanta. I z tego powodu musisz coś wiedzieć...
Spojrzał na Tavarti oczekując konkretnej reakcji. Nie zauważywszy jednak spodziewanej miny, na twarzy dziewczyny, spytał.- Nie wiesz, co to ksenomancja?
Przeczący ruch głową dziewczyny, elf skwitował westchnieniem.- W takim razie ci wytłumaczę. Ksenomancja to magia skupiająca się na badaniu ksenoświatów, stanu nieśmierci i...horrorów. To dość mroczna i ponura gałąź magii i nie wszędzie...Powiem wprost. To nie jest sztuka magiczna, którą można się chlubić.
Usiadł obok dziewczyny mówiąc.- Ale tym się nie martw, Tar’vik jedynie zbada twój wzorzec i sprawdzi czy ...Ale...Może nie wywołujmy skeorxa z dżungli?
Tavarti miała wrażenie, że Alweron coś pomija i mówienie o ksenomancji wyraźnie napawało go niechęcią.
Tymczasem do pokoju weszła Damarri spoglądając na oboje. Na jej ustach wykwitł uśmieszek, gdy mówiła.- Czyżbym przegapiła coś ciekawego? Alweronie, nie tracisz czasu, co? Ale oprócz pacjentek są w świątyni głosicielki spragnione twej...uwagi.
-Nie wiem o czym mówisz.- odparł dyplomatycznie elf.
- Oboje wiek niewinności mamy za sobą.- rzekła orczyca wzruszając ramionami.- Darujmy sobie... udawanie. Dobrze wiesz o co mi chodzi.
-Damarri, przyszedłem tu tak prędko, ponieważ za godzinę Tar’vik ją przebada.- rzekł spokojnym tonem Alweron.
-Tar’vik? Dlaczego on? Nie mogli wysłać kogoś...innego?- rzekła Damarri stawiając tacę z jedzeniem. Dwoma talerzami wodnistej zupki warzywnej, dwoma kubkami pełnymi zimnej wody oraz pajdami chleba.
- Ponoć...wśród trupów, znaleziono nietypowe zwłoki. Zasuszone.-odparł Alweron patrząc się w podłogę.
- I dlatego musieli przysłać tego horrorofila? Przecież on jest pokręcony, bardziej niż typowy troll. Bardziej niż typowy ksenomanta!- rzekła gniewnie Damarri.
- Ale jest doświadczonym adeptem i znawcą astralnych bytów.- rzekł Alweron, a orczyca spojrzała na elfa mówiąc.- Może i jest, ale ja na miejscu jego pobratymców, obcięłabym mu głowę, nie rogi.
-I właśnie w tym problem.-
rzekł Alweron do Tavarti.- Nie pytaj i nie zwracaj uwagi na brak rogów na jego czole...Bywa na tym punkcie, drażliwy.
-Ucinanie rogów, tak właśnie trolle piętnują tych, których wyganiają ze swej osady.-
dodała orczyca.- Pozbawionym rogów trollom w ogóle nie można ufać. Nie mają nawet trollowego honoru... cokolwiek miałoby to znaczyć.
Alweron spojrzał na Tavarti mówiąc.- A teraz opowiedz mi co sobie wczoraj przypomniałaś...Nie staraj się jednak niczego sobie przypominać na siłę. Wczorajsze zdarzenia świadczą, że tragedia Żelaznego Orła jest dla ciebie zbyt świeżym...i zbyt bolesnym doświadczeniem.
Podczas gdy Tavarti opowiadała, Damarri jadła swój posiłek. A gdy skończyła opowiadać, Alweron wstał i rzekł.- Damarri, jak skończycie...Przyjdźcie do mego pokoju.
Orczyca przytaknęła głową w odpowiedzi i podsunęła Tavarti talerz z zupą, mówiąc.- Wiem, to iluzja jedzenia...ale chorzy nie mogą jeść ciężkostrawnych posiłków. I takie dania przygotowywane są w świątyni. Jak skończymy badanie, to zabiorę cię na prawdziwy posiłek.

Lazaret przy świątyni Garlen, Travar, pokój Alwerona


Wędrówka do pokoju Alwerona nie była zbyt długa...A sam pokój niewiele różnił się wielkością od pokoju Tavarti. Był też niewiele bardziej umeblowany. Było w nim tylko dodatkowo jedno krzesło i biurko. Niewielka półka na książki, na której stały dwie w miękkiej okładce, oraz dwa grube zwoje. Zaś ścianę zdobił kunsztownie wykonany gobelin przedstawiający parę elfów tańczących wśród drzew.
- Alweron sam go utkał. Nasz opiekun świątyni, ma zręczne paluszki.- mruknęła cicho Damarrii, gdy Tavarti spojrzała na ów gobelin.
Oprócz elfa, w komnacie byli też krasnolud i człowiek, których Tavarti widziała na schodach.
Elf przedstawił ich, wpierw krasnoluda, potem człowieka.- Tavarti to jest... Karrack Drein, zastępca szefa straży miejskiej i ...- człowiek jednak wszedł elfowi w słowo, mówiąc zaskakująco dźwięcznym i wysokim tonem głosu. -Arimas Cienistostopy, przedstawiciel kompanii Handel Lądowy, właściciela Żelaznego Orła, powietrznej galery która nieszczęśliwie się rozbiła, a którą podróżowałaś, pani.
Ostatni osobnik w zgromadzonej tu grupce, wyróżniał się wzrostem...Wyższy nawet od elfa, a jednocześnie bardzo chudy. Ciemne włosy miał związane w kucyk. Z twarzy podobny do orka, choć kikuty, na jego czole zaprzeczały pokrewieństwu z tą rasą...Wzorzysta i dość kolorowa szata, nie potrafiła jakoś mu dodać uroku. Zwłaszcza że same wzory pokrywające szatę, było jakby złowieszcze. Do tego w niedużej klatce trzymał stworzenie przypominające jedynie z grubsza małego humanoida ze skrzydełkami. Który od czasu do czasu błyskał zielonym światłem. Także długa różdżka wyrzeźbiona w kształt wychudzonej dłoni ( i to w tak dalece doskonała w detalach, że czasami Tavarti wydawało się iż rzeczywiście jest to dłoń nieboszczyka).

Tavarti od razu domyśliła się iż musi to być ów Tar’vik, trollowy ksenomanta. Początkowo troll skupiony był, na uwięzionym w klatce stworzonku. Po czym jego wzrok spoczął na Tavarti. Było to spojrzenie zimne i analityczne, nie wyrażało żadnych uczuć, ani przyjaźni, ani wrogości. Co najwyżej lekkie zaciekawienie.
- A to jest...-elf chciał przedstawić trolla, lecz ten gestem mu zabronił. Troll rzekł do Tavarti.- Usiądź wygodnie na łóżku i odpręż się.
Tar’vik odstawił klatkę na biurko i rzekł kucając przed dziewczyną.- Moje badanie cię nie zaboli, nie będziesz czuła dyskomfortu. Twoja współpraca przy badaniu, choć nie jest konieczna, to może być przydatna. Odpręż się więc i skup na tym, by obniżyć swe bariery ochronne. Każda żywa istota je ma, także i ty... Po prostu, zrelaksuj się i otwórz na mnie...
Po tych słowach troll spoglądał na dziewczynę, gapił się na nią intensywnie... jednak Tavarti miała wrażenie, że nie patrzy na jej ciało, lecz spogląda w jej duszę i umysł.
Podczas gdy była badana, Alweron przekazywał krasnoludowi i człowiekowi relacje, jaką mu zdała Tavarti.
Po kilkunastu minutach troll wstał, nieco się chwiejąc...Widać było, że takie wytrwałe spoglądanie odrobinę go zmęczyło. Jednak jego ton głosu pozostał chłodny i opanowany, gdy mówił.- Interesujące. Jesteś ciekawym przypadkiem Tavarti. Twój wzorzec, został zniszczony za pomocą potężnego nazwanego zaklęcia, egzotycznej wersji strzaskania wzorca. Przyznaję że, choć słyszałem o takim czarze, nigdy nie miałem okazji go zobaczyć jak rzucany. Nie potrafię go też odwrócić. Mimo to, interesującą osobą byłaś i jesteś. Zanim twój wzorzec został strzaskany, byłaś potężną adeptką. A i teraz masz w sobie spory potencjał, którego nie powinnaś zmarnować. Wiem też czemu, ów czar został użyty. Po to, by za pomocą magii związać twój wzorzec z magicznym przedmiotem, klejnotem, który masz przy sobie. Tak potężną magię mógłbym przełamać po odpowiednich przygotowaniach, ale... choć mogę rozerwać twe więzy z klejnotem. To twego wzorca naprawić nie mogę. Talenty i wspomnienia z twego dawnego życia, są dla ciebie na zawsze stracone. Szkoda, że nie poznałem maga, który rzucił na ciebie te czary, ani nie ostała się w katastrofie, jego księga czarów. Owe zapiski byłyby zapewne fascynującą lekturą.
- A znamię Horrora? -
spytał Alweron.- Czy Tavarti jest...naznaczona?
- Nie.-
w głosie trolla było słychać pewien zawód tym faktem.- Tavarti nie jest naznaczona. Po tym względem jej wzorzec, jest czysty.
-Garlen niech będą dzięki.-
prawie równocześnie rzekli to, i Alweron i Damarri.
Opierając się na lasce troll spojrzał na dziewczynę, mówiąc.- Obecnie, pilne obowiązki nie pozwalają mi się tobą zająć...dogłębnie. Ale gdy minie Wielka Gra i jeśli będziesz zainteresowana, lepiej poznaniem tego klejnotu. Zgłoś się do mnie. A póki co, wiedz, że kamień jest przedmiotem magicznym, o kilku wątkach splecionych dość mocno z twym wzorcem. Nie stanowi to jednak zagrożenia dla ciebie. A pozytywnie świadczy o twym potencjale. Możesz stać potężną bohaterką tej krainy. O ile znajdziesz w sobie dość siły i odwagi, by podążać ścieżką adepta.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 21-05-2009, 22:31   #14
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze

Sen jest jak inna rzeczywistość. Jakby prowadziło się życie w dwóch światach. Jako ryba, która potrafi wyskoczyć wysoko w powietrze i utrzymać się choć przez chwilę w górze jak ptak. Powierzchnia to zakrzywiające zwierciadło. Granica. Miedzy doznaniami, pamięcią, ostrością wzroku czy słuchu. Jest się rybą i nagle rybak odławia cię z ławicy.

Dziś wędką był pocałunek Damarri.
- Jeszcze kilka godzin, ledwo co wzeszło słońce... - Tavarti zamruczała jak kot, ale mimo to otworzyła oczy. Jej ciało zdawało się jeszcze dość sztywne. Przyglądała się z uśmiechem jak orczyca walczyła z paskiem. Powoli powracał wczorajszy dzień. Jakże wspaniale mieć wspomnienia!
- Wiesz, jeszcze wszystko przed nami. - odparła zaczepnie na uwagę o dwóch nagich kobietach w łóżku i rozciągnęła się.

Dzisiejszy dzień zapowiada się dobrze.

Tak myślała do momentu, kiedy pomyliła rękaw z otworem na głowę, a po drugiej stronie drzwi usłyszała Alwerona.
- Już chwileczkę! - miała wrażenie, że szew gdzieś strzelił.
Ale Garlen nad wszystkim czuwała i uzdrowiciel wszedł w momencie kiedy wszystkie dziury na ręce i głowę się odnalazły. Uśmiechnęła się udając, że wszystko jest w najlepszym porządku.

A potem słuchała z uwagą. Słuchała i przytakiwała. Tylko czym jest skeorx i czego tak się obawia Alweron?
Dobrze, że zjawiła się Damarri, od razu atmosfera stała się bardziej znośna.

Uzdrowiciel spojrzał na Tavarti mówiąc.- A teraz opowiedz mi co sobie wczoraj przypomniałaś...Nie staraj się jednak niczego sobie przypominać na siłę. Wczorajsze zdarzenia świadczą, że tragedia Żelaznego Orła jest dla ciebie zbyt świeżym...i zbyt bolesnym doświadczeniem.

- To nie o to chodzi.
- machnęła ręką i spojrzała smętnie w stronę ciepłego talerza. - Czułam, jakby On był tutaj, nie tam w przeszłości, tylko koło mnie. A zamiarów dobrych nie miał z pewnością.
- On? -
Damarri mlasnęła pomiędzy jednym a drugim gryzem pajdy chleba.
Tavarti starła śpiochy z oczu.
- Toczyli walkę magiczną. Wytatuowany elf i coś ukrywającego się w cieniu. A ja nie mogłam się ruszyć, bo mnie strach obleciał. - mówiła spokojnie, choć strach krył się gdzieś w zakamarku jej duszy. - Statek musiał tego nie wytrzymać. Spadliśmy. Elf, na krawędzi śmierci, zbliżył się do mnie i wręczył mi klejnot.
Powiedziała wyjmując kamień spod poduszki i zapinając na nim pas.
- Wiesz, kim był elf lub cień? - Alweron spoglądał trochę zaniepokojony na dziewczynę.
- Nie mam zielonego pojęcia. - Wzruszyła ramionami. - Choć cień zdawał się gnić i miał zupełnie czarne oczy. Wczoraj wydawało mi się, że chciał mnie rozerwać w poszukiwaniu kamienia.

Szczerość. Mam wrażenie, że to może mnie szybko zaprowadzić do grobu. Zaufanie. Możliwe. Ale jaka to będzie zacna śmierć!

- Ale jakbym mogła o tym cieniu opowiedzieć sama, dobrze?

Uzdrowiciel wyszedł, a ona w końcu mogła zabrać się za jedzenie. Miała wrażenie, że Damarri patrzy na nią trochę inaczej. Jakby lekko zmartwiona.
- Tam gdzie wczoraj jadłyśmy kolację? - dziewczyna zastanawiała się czy potrafiłaby powtórzyć wyczyn z wczoraj i zmieścić taką samą ilość jedzenia w żołądku.
- A co nie smakowało? - czy to wyrzut ze strony orczycy?
- Nie skądże, ale proszę o mniejsze porcje. My ludzie jemy częściej a mniej. - zachłysnęła się chlebem podczas chichotu, ale uzdrowicielka szybko jej pomogła. Szkoda, że plecy tak po tym piekły.
- Powiedz mi, czym się tak martwicie? I czym jest skeorx? - wypluwała z siebie pytania pomiędzy kolejnymi łyżkami - I przede wszystkim, czego mi nie powiedział?

A potem nadszedł czas, aby w końcu pójść na spotkanie z przeznaczeniem. może czegoś nowego się dowie o sobie? I już nie będzie taką czystą kartką?

Denerwowała się. Dłonie jej się pociły. Żadne wycieranie ich w szaty nie pozwoliło się uspokoić. Miała wrażenie, że chętnie by coś przeżuła, co by ukoić nerwy. Zamiast tego wpatrywała się usilnie w gobelin.

Niesamowite! Musiał mieć dużo wolnego czasu.

Potem się ładnie wszystkim kłaniała, a ten cały "zwichrowany troll" sprawił na niej ambiwalentne wrażenie. choć nie da się ukryć, że było coś w nim groźnego i zarazem sympatycznego. Poza tym miał to coś w klatce.

Co to jest? Zapytam go następnym razem... Jakim następnym razem? Wariatka! I dlaczego nie chce być przedstawiony?

Posłusznie wykonała polecenia, choć nie za bardzo rozumiała tej całej sprawy z barierą o ochronną. Że ma się wyzbyć uprzedzeń wobec niego, tak? Ta laska-dłoń jakoś jej nie pozwalała. Ale i tak sobie poradził. A potem jakoś lubiła go coraz mniej.

Miło z jego strony, że jestem "przypadkiem". Dobrze, że nie kawałkiem drewna. I z czego on się tak cieszy? Mogę się założyć, że oddałby tę swoją rękę, żeby móc zobaczyć jak mi strzaskali ten cholerny wzorzec. Bufon. "Kiedyś byłaś potężnym adeptem, ale teraz też masz potencjał". A dziękuję za łaskę.

Uśmiechała się i przytakiwała.

Nie oczywiście. Nic mi oprócz tego klejnotu nie zostało, ale i to mi chcesz zabrać. Żeby przebadać, co? Bo księgi już nie ma. A może myślisz, że jak mi zabierzesz kamień to przypomnę sobie, gdzie zakopałam księgę, co?


Zacisnęła dłonie na krawędzi łóżka, bo wydawało jej się, że świat zaczyna wirować. Nie odzyska nigdy "siebie", co więcej jeszcze jest wmieszana w jakąś ciemną sprawę i sama nie umie się bronić. Wszystko się rozsypało jak zamek z piasku. I o co chodzi z tym naznaczeniem?

Bunda z tym! Nie, chwileczkę jaka bunda! Nie! Ja się nie zgadzam!

Wrzuta.pl - Yoshida Brothers - Shamisen Six

- Ja... słabo mi... - zrobiła się zielona i miała wrażenie, że podłoga się pod nią zaraz zawali jak pod skazańcami, co się ich wiesza. - Muszę wyjść.

Skłoniła się. Możliwe, że niechcący trzasnęła drzwiami, ale miała wrażenie, że zaraz zwróci zawartość żołądka. Już się nie oglądając puściła się biegiem. Potykała się o szatę, złapała ją w końcu, kiedy odbiła się ciężko od jednej z kolumn. Odsłaniając całego nogi biegła jakby od tego zależało jej życie. Machała rękami, jakby płynęła w powietrzu. Przeskoczyła nad jakąś góra prania, ledwo zmieściła się między dwiema uzdrowicielkami. Kiedy z lewej otworzyły się drzwi, tylko gwałtowne podciągnięcie na pobliskiej kolumnie uratowało ją przed zepchnięciem z postumentu niewielkiej figurki.
Nieważne! Nogi bolały, płuca - zaraz je chyba wypluje. I kamień pod pasem, który jakimś cudem nie wypadał. Dobiegła do schodów i przeskakiwała po kilka na raz. Wpadła do wielkiej sali z posągiem Garlen - tej zaraz przy głównym wyjściu. Zatrzymała się nagle, żeby nie przewrócić małego dziecka. Ominęła je obkręcając się dokoła, dopadła małej fontanny tuż przy wejściu do łaźni i skąpała w niej głowę, cały impet prędkości wytracając na rzeźbionej krawędzi. Szkoda, że trafiła na nią prosto splotem słonecznym.
Otworzyła oczy. I zaczęła wrzeszczeć na całe gardło pod powierzchnią wody. Ze wściekłości, gniewu, nienawiści i rozpaczy. Zabrakło jej powietrza na żałość i żal. Ale jeszcze nie wyjęła głowy. Powoli jej płuca zaczęły się zwijać, domagać się powietrza.

Wielki haust tuż nad powierzchnią, włosy z rozmachem przeleciały na plecy, Tavarti opadła na kolana dusząc się i zaciskając dłonie na krawędzi fontanny.
- Ładne przedstawienie. - skwitowała Cesiora, która podała jej ręcznik. - Tylko jakbyś nie odstraszała modlących się, co?
Tavarti rozejrzała się dokoła. Kilka dziewcząt patrzyło na nią z zainteresowaniem, dzieci schowały się za matkami, a inne matrony zdegustowane udawały, że nic się nie dzieje.

Ale niby się coś działo?

- Wiesz, jak się chciałaś napić, trzeba było poprosić.
- elfka chciała pomóc Tavarti wstać, ale ta pokręciła przecząco głową. Dalej siedząc na ziemi, osuszyła ręcznikiem włosy.
- Jakbym chciała się utopić to też byś mi pomogła?
Cesiora wzruszyła ramionami.
- Mogłabym udawać, że nic nie widzę. - uśmiechnęła się uroczo, choć dziewczyna mogła się założyć, że myśli coś w rodzaju "Dziwna jesteś."

Nogi bolały po biegu, płuca kuły, ale już się w niej tak nie gotowało.

Tamten elf skruszył cały mój poprzedni świat i wplótł we mnie kamień. Troll mówi, że potężny z niego musiał być...
Mistrz. Tak potężny mógł być tylko mistrz. Co więcej zapewne był moim mistrzem, skoro walczyliśmy razem i ufał mi na tyle, żeby powierzyć mi klejnot. Albo nie było w pobliżu nikogo innego. Ach, nie wiem.


Pokręciła głową.
- Dzięki Cesioro, powodzenia w odzyskiwaniu serca. - mrugnęła do uzdrowicielki, a ta się zaczerwieniła jak burak.

Szybko, na ile pozwolił jej poprzedni wyczyn, wróciła do pokoju Alwerona. Doprawdy nawet się nie zgubiła.
- Przepraszam, już mi lepiej. - uśmiechnęła się szeroko do wszystkich, którzy przebywali w pokoju. Skłoniła się głęboko.
- Dodam jeszcze coś o tym cieniu. Pamiętam, że walczył z elfem. Elf zginął, przekazał mi klejnot, a cień... - zawahała się przypominając sobie to paskudne spojrzenie - ... cień, który widziałam. Całkiem czarne przewiercające mnie oczy, nienawiść i gnijące członki. Zdaje się, że chodziło o kamień. - Zza paska wyjęła klejnot i pokazała go obecnym.

Niech Garlen ma mnie w opiece, jeśli któryś z nich również go pożąda.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 22-05-2009, 21:11   #15
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Lazaret przy świątyni Garlen, Travar


Zanim dotarła do drzwi pokoju, zauważyła zdyszaną Damarri...Ta spojrzała na Tavarti uśmiechnęła się i rzekła.- Jesteś strasznie szybka dziewczyno, tym razem nie nadążyłam za tobą. Mogłabyś się z jednorożcem ścigać.
No...tak. Mogła to przewidzieć. Orczyca martwiła się o nią, i wyszła zapewne zaraz za nią, by sprawdzić co się z nią stało. To takie przyjemne uczucie, być ważną dla kogoś.
Przez głowę dziewczyny przepłynęły wspomnienia porannej rozmowy przy posiłku...

Lazaret przy świątyni Garlen, Travar, około godziny wcześniej


- Nie skądże, ale proszę o mniejsze porcje. My ludzie jemy częściej a mniej. – Tavarti zachłysnęła się chlebem podczas chichotu, a Damarri kilkoma klepnięciami w plecy jej pomogła. Po czym rzekła z uśmiechem.- Co racja, to racja...szkoda by twe ciało się roztyło, zanim przypomnisz sobie, jak smakują mężczyźni. A z obecną figurą, nietrudno ci będzie opleść każdego z nich wokół swego paluszka.
- Powiedz mi, czym się tak martwicie? I czym jest skeorx? - Tavarti wypluwała z siebie pytania pomiędzy kolejnymi łyżkami - I przede wszystkim, czego mi nie powiedział?
- Skeorx? Nie pamiętasz opowieści Hralla? Duży zielony tygrys z kolcami na ogonie, który przyozdobił mu buźkę szramami. Tyle, że tygrysy nie są tak krwiożercze. A skeorxy atakują wszystko co się rusza, nie bojąc się niczego i nigdy nie ustępując z pola walki.-
mruknęła Damarri, połykając kolejną porcję zupy.- Alweron obawia się, że jakiś Horror cię naznaczył. Koszmary, utrata pamięci...Horrory potrafią robić straszliwe rzeczy z umysłem Dawcy Imion tylko po to sprawić mu ból, którym się żywią. Ale poczciwy elf, woli nie mówić o takich sprawach. Wierzy, że myślenie bądź mówienie o Horrorach, przyciąga ich uwagę.
-A przyciąga?-
Tavarti nagle poczuła się nieswojo. Ale Damarri uspokoiła ją słowami.- Kto wie...Dla mnie to przesąd. Te astralne bestie bywają potężne, ale nie popadajmy w panikę. Pogadajmy o czymś ciekawszym. Chciałabyś pójść do łóżka z Alweronem?
To pytanie, rzucone przez orczycę jakby od niechcenia, zdziwiło Tavarti, wręcz zaskoczyło. A Damarri uśmiechnęła się mówiąc.- Widzisz? I już nie myślisz o Horrorach.

Lazaret przy świątyni Garlen, Travar, chwila obecna


Tavarti uśmiechnęła się...Damarri potrafiła chyba każdy jej smutek rozproszyć, każde zmartwienie uczynić mniejszym. W każdym razie, dotąd jej się to zawsze udawało.
-Widzę że już ci lepiej.- rzekła orczyca uśmiechając się.- Muszę kiedyś dokładnie obejrzeć twoje nogi. Jestem pewna, że mam bardziej umięśnione, więc jakim cudem biegasz szybciej ode mnie?
Damarri otworzyła drzwi i Tavarti weszła do środka. Spojrzenia całej czwórki przebywającej w pokoju elfa, skupiły się na dziewczynie, zatroskane Alwerona, skonsternowane krasnoluda i człowieka, obojętne trolla.
- Przepraszam, już mi lepiej. - Tavarti uśmiechnęła się szeroko do wszystkich, którzy przebywali w pokoju. Skłoniła się głęboko.
- Dodam jeszcze coś o tym cieniu. Pamiętam, że walczył z elfem. Elf zginął, przekazał mi klejnot, a cień... - zawahała się przypominając sobie to paskudne spojrzenie - ... cień, który widziałam. Całkiem czarne przewiercające mnie oczy, nienawiść i gnijące członki. Zdaje się, że chodziło o kamień. - Zza paska wyjęła klejnot i pokazała go obecnym.
Na te słowa na twarzy elfa wystąpiła bladość, Karrack i Arimas....wydawali się zaskoczeni. A w oczach trolla, w końcu pojawił się błysk zainteresowania. Jednak nie klejnot wzbudził jego uwagę.
- Muszę uważnie przyjrzeć się tym zwłokom. – rzekł Tar’vik po chwili, po czym wziąwszy klatkę ze stworzonkiem, ruszył w kierunku w drzwi. I wyszedł, z nikim się nie żegnając. Krasnolud zamyślił się i dopiero po chwili rzekł.- Mogę cię zapewnić panienko, że nikt oprócz ciebie nie przeżył katastrofy. Ów „cień”, zapewne jakiś rodzaj ożywieńca, również.
Po czym szturchnął Arimasa, ten odwrócił się do niego i spytał.- Co?
- Lista.- mruknął Karrack cicho. A Arimas rzekł.- Lista? Jaka...aaaa, ta lista.
-Tavarti, tak?- spytał człowiek o fizjonomii urzędnika, po czym rzekł podając jej zapisaną kartkę papieru.- Przyszły wieści z Vivane, oto lista pasażerów „Żelaznego Orła”.

Cytat:
Alfarel Sussinara
Laeticia el’Kharim
Lorraine Silversong
Dr’iik Cestali
Garnock “Pogromca Zgrzytaczy” Hlarg
Sl’ith Escalani
Altea Rubaric
Siedem imion: trzy kobiece, cztery męskie. I wszystkie obce. Żadne z imion nie wywoływało skojarzeń u Tavarti. Ale przecież któreś z nich, należało do niej...Musiało należeć.
-Poza tym, mój pracodawca chciałby wynagrodzić jakoś tobie bolesne przeżycia. I zapewnił iż dostarczy funduszy pozwalających stanąć ci na nogi.- kontynuował Arimas.
- Doprawdy? Widzę, że masz dość tłustą kieskę przy sobie.- rzekła znienacka Damarri uśmiechając się złowieszczo.
- Ale co to ma...-zdziwił się mężczyzna, ale orczyca przerwała mu kontynuując.- Możesz więc zacząć wynagradzać od razu. Daj kieskę. Jej zawartość przyda się na odzież dla Tavarti. Omasu na pewno ci to wynagrodzi.
-Ale...- Arimas chciał protestować, lecz krasnolud dodał stając po stronie Damarri.- Daj jej sakiewkę, nie bądź małostkowy Arimas. Nie wypada.
Orczyca chwyciła sakiewkę, potem Tavarti i energicznie wyszła ciągnąc dziewczynę za sobą. Dopiero za drzwiami, znikł z twarzy Damarri lisi uśmieszek, a pojawiła się troska.- Możesz się mi wypłakać na piersi Tavarti, jeśli czujesz taką potrzebę. Nie mam co prawda tak wielkiego biustu jak Khala, ale powinien wystarczyć.
A po chwili rzekła potrząsając ciężką kieską.- A jak już poczujesz się lepiej, to mamy sporą sumkę do wydania. Powinnaś się zabawić Tavarti. To co byś chciała sobie kupić? Na jakie rozrywki masz ochotę? No, śmiało...Dzisiaj pieniądze nie są problemem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-05-2009 o 09:51.
abishai jest offline  
Stary 03-06-2009, 19:42   #16
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Tavarti zatrzymała kartkę z nazwiskami. Właściwie zrobiła to zupełnie nieświadomie. Zaciśnięte na niej palce nie chciały się rozluźnić.
Kiedy to Damarri musiała jeszcze coś załatwić w świątyni, dziewczyna siedziała na schodach prowadzących do wejścia. Robiło się duszno, słońce przyjemnie ogrzewało ciało. Miasto, które zdawało się łaknąc odrobiny ciepła po chłodnej nocy opijało się jasnością nieba. Biel ścian i dachów potęgowała siłę optymizmu, jaką miał w sobie Tarvar.

Któreś z tych imion z pewnością należy do mnie.

Przechyliła lekko głowę. Żadne nic jej nie mówiło. Pusto. Brak skojarzeń.

Poprawka któreś z tych imion należało do mnie. Teraz jestem Tavarti.


Chwyciła kartkę papieru oburącz i podarła ją na malutkie kawałeczki a potem rozrzuciła jak konfetti.



- Widzę dobry humor dopisuje. - orczyca stanęła tuż za dziewczyną.
- No, najwyższy już czas! - odpowiedziała dość niejasno, chodziło jej o dłużące się chwile w samotności czy uśmiech, który pomimo porannych wydarzeń nie opuścił Tavarti?
Dziewczyna pocałowała uzdrowicielkę w policzek. Pociągnęła za ramię i ruszyła w tłum - to od czego zaczynamy?




Targ i sklepy. W odróżnieniu od orczycy, która miała niewyczerpalne pokłady energii, Tavarti szybko się zmęczyła. To było jak orgia wzroku, słuchu, dotyku, smaku. W którymś momencie przestaje cieszyć i zaczyna działać na nerwy. Tworzy się ściana między ciałem a umysłem. Przekaz zostaje zaburzony, ciało jakby czyjeś inne, język jak kłoda i suchy domagając się płynu. Zamknięcie oczu i ponowne ich otwarcie wcale nie zmienia sytuacji. A przynajmniej jej nie polepsza.

Przyprawy kręciły w nosie, kolorowe ubrania, chusty, klejnoty przyprawiały o zawroty głowy. Damarri ciągle podawała dziewczynie coś do przymierzenia. W pewnym momencie Tavarti stała na jednej nodze w jednym sandale, starając się założyć taki z innej pary na druga stopę, na ramieniu orczyca przewiesiła jej kilka materiałów, aby zdecydować z przekupką który kolor pasuje lepiej do cery, przy okazji przykładając do dziewczyny tunikę i mrucząc pod nosem coś o za dużym dekolcie.

O tak nie ma jak zakupy! Czy istnieje szansa, że skończymy niedługo? Jestem padnięta. Do pokoju! Rzucić się na łóżko! Albo przynajmniej kąpiel. Błagam, nich się ktoś zlituje...

Ale nie powiedziała nic na głos. Uśmiechała się i potakiwała głową, w której utkwił wielgachny kamlok. I za nic w świecie nie chciał się odturlać gdzieś dalej.

Tavarti nie miała siły myśleć. Postanowiła więc zlikwidować przynajmniej jeden ze swoich problemów i ruszyła do straganu z zimnymi napojami - bóstwo raczy wiedzieć, jak to w tej temperaturze powietrza było możliwe, ale Tavarti postanowiła że odłoży refleksję na później. Niestety Damarri dopadła do straganu obok, gdzie pech chciał wyłożono biżuterię.

Robiło się coraz cieplej, słońce zdawało się parzyć, ubranie kleiło się do ciała. Maiły już torbę podróżną z wytrzymałej jurty, jedną sukienkę z drogiego aksamitu ręcznie haftowaną, dwie pary spodni z najlepszego materiału, dwie dłuższe tuniki lniane - jedna przylegająca, druga z długim rękawem, dwie krótkie bez rękawów na dni cieplejsze, skórzany pas najwyższej jakości, idealne dopasowany o żłobionych symbolach różnych zwierząt, dwie pary sandałów pełne i rzymskie, kilka bransoletek o wykwintnej linii, 3 pary kolczyków z oczkami z drogich kamieni, opaskę na włosy dopasowaną kolorem do oczu Tavarti, płaszcz spięty na ramieniu starannie rzeźbioną spinką, krzesiwko, hubkę, bukłak na wodę, menażkę, kubek, suchy prowiant na zaś i szkoda że nie było w pobliżu tragarza, bo nogi się pod Tavarti uginały.

Przystanęła na chwilę przy ceglanym murze.
- Niech będzie, zobaczymy ile warta jest ta twoja wróżba.
Ciekawym wzrokiem odszukała właściciela komentarza, który włożył we własne słowa tyle ironii i cynizmu, aż jej po plecach przeszły ciarki. Skierował je do drugiego mężczyzny o pociągłej twarzy siedział przy małym stoliczku. Uśmiechał się delikatnie jakby komentarz go zupełnie nie dotknął, jednak z nutką szyderstwa. Machnął dłonią i wyrzucił na skórzaną chustę malutkie kostki. Przyglądał im się chwilę z uwagą.



Tavarti nagle stała się napięta. Nie mogła oderwać wzroku od mężczyzn. Odglosy targu przestały mieć znaczenie, ucichły. Czuła, że to iluzja. Chociaż może nie? Wcześniej przez moment przyglądały się pokazom unoszących się samodzielnie lin, znikających przedmiotów w rękawie. Ale to było coś zupełnie innego. Poczuła na twarzy podmuch zimnego powietrza, choć ani jeden jej włos nie drgnął. Jej oddech przyspieszył. miała wrażenie, że jeśli wyciągnie dłoń, będzie mogła dotknąć czegoś. Uniosła lekko rękę.

- Szukałam cię wszędzie, musimy jeszcze kupić...
Damarri odciągnęła dziewczynę dalej, aby opróżnić mieszek jeszcze trochę. Póki można. Tavarti spojrzała jeszcze raz przez ramię na mężczyznę, po czym posłusznie zajęła umysł słowami orczycy.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 04-06-2009, 19:55   #17
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Orczyca czuła się w swym żywiole, negocjując ceny, zachwalając jedne, a szkalując inne towary. I wciągała Tavarti w szał zakupów. Choć trzeba przyznać, że wszelkie zakupy Damarri dotyczyły Tavarti. Przy czym nie przeszkadzało to orczycy w zaciąganiu ją od czasu do czasu na pokazy grajków, iluzjonistów używających swej magii ku uciesze gawiedzi, czy też trubadurów których pieśni chwytały za serce. Niemal dosłownie.
Szkoda tylko, że przy okazji zrobiła z Tavarti muła noszącego wszelkie zakupy. Z drugiej strony, każda z tych rzeczy należała teraz do Tavarti. Szkoda, że razem ważyły dość sporo...
Tymczasem oko dziewczyny zatrzymało, się na chudym około 40-letnim mężczyźnie z rasy ludzi, o ogorzałej twarzy i ciemnobrązowych włosach związanych kucykiem.
Wydawał się nie być nikim szczególnym, kryjący się przed skwarem dnia w cieniu budynku siedział na trzcinowej macie, ubrany w strój barwy piasku...gdyż żywsze kolory z jego szat usunął czas...i częste prania.
-Powróżyć?- spytał mężczyzna, a jego para jasnoniebieskich oczu zdawała się przeszywać dziewczynę na wylot.
- Szukałam cię wszędzie, musimy jeszcze kupić...-rzekła orczyca, odciągając Tavarti. Przez chwilę szły, po czym Damarri spojrzała na Tavarti, westchnęła.- Wróżby są dla dzieci... ale skoro ci zależy.
Obie kobiety podeszły do mężczyzny, Damarri sięgnęła do sakiewki i rzuciła kilka srebrnych monet.
Chwycił monety szybkim ruchem dłoni, i potrząsnął ręką w której coś zagrzechotało, po szybkim ruchem puścił. Drobne kosteczki zwierzęce, pokryte malunkami, potoczyły się po ziemi.
Mężczyzna spoglądał na nie przez chwilę, po czym rzekł.- Czeka cię długa podróż.
- No , ba...to i ja sama mogłam wywróżyć z tych pakunków, które ma na sobie Tavarti.-
rzekła Damarri.
- Są...różne rodzaje podróży orczyco, w tej w którą wybierze się twa towarzyszka będzie jej towarzyszyło niebezpieczeństwo.- rzekł mężczyzna.
-Niech spróbuje, już ja temu niebezpieczeństwu wybiję z głowy zadzieranie z moją przyjaciółką.- żartobliwie wypowiedzianym słowom orczycy, towarzyszył gest zaciśniętej pięści.
-No to powróżyliśmy, a teraz czeka nas ostatni sklep, a potem mam dla ciebie niespodziankę.- rzekła na koniec Damarri ciągnąc Tavarti, do sklepu z szyldem „Magiczne skarby na każdą kieszeń”...podczas gdy siedzący przepowiadacz przyszłości sięgnął po skryty w cieniu budynku kostur zakończony rzeźbą głowy sowy i odprowadzał je wzrokiem pieszczotliwie głaszcząc drewno.
-Aaaa klienci...w czym mogę pomóc.- spytał bardzo młody krasnolud o gęstych bokobrodach (jako że brody jeszcze nie zdołał wyhodować).- Polecam samopodgrzewające się garnki, mam nową dostawę kryształów świetlnych. A może chcecie płaszcze świetnie chroniące przed chłodem. Albo eliksiry.
Damarri rzekła zaś.- Słyszałam że masz płaszcze z łusek espagry i elfie szaty prosto z Thery.
- Nie wiem czy cię zainteresują te towary pani. Elfie stroje nie są dla...hmmm...orków. Wiesz o tym chyba.-
odparł kupiec.
Gdy orczyca rozmawiała o szatach, oko Tavarti przyciągnęły małe przedmioty, ułożone równo w szafce. Różnego rodzaju niewielkie kryształy oraz perły zdobione drobnymi zlotymi srebrnymi drucikami, wygiętymi w fantazyjne kształty. Niektóre były wtłoczone w skórzane paski, zapewne służyły jako przepaski na oko.
- Proszę nie dotykać towaru.- rzekł krasnolud podchodząc.- Wątpię by głosicielki Garlen lubowały się w amuletach krwi.
- Bo nie interesujemy się. Tavarti, używanie amuletu krwi, oznacza zadanie sobie obrażeń, czasami trwałych.- rzekła orczyca.
- Drobnych obrażeń, zapewniam.- rzekł krasnolud.
- Nie nazwałabym utraty oka drobnym obrażeniem.- odgryzła się Damarri.
- Operacja jest bezbolesna, a profity, przewyższają tą małą niedogodność.- burknął kupiec.
- Tak, czy siak. Amulety krwi nas nie interesują. Chciałabym kupić jedną broszę ostrzeżenia, jedną elfią szatę z Thery, i płaszcz z espagry. Te trzy rzeczy dla niej.-rzekła orczyca.
- Już się robi.- rzekł kupiec i klasnął w dłonie.- Tanika, sprawdź wymiary ludzkiej kobiety.
Z zaplecza wyszła młoda krasnoludka, o długich równie gęstych i ciemnych włosach co kupiec i podobnych rysach twarzy. Musieli być rodzeństwem. Nieco zawstydzona, wzięła stołek i stanąwszy na nim zaczęła mierzyć. Od czasu do czasu, pomrukując pod nosem.
Gdy skończyła zeszła ze stołka, a kupiec rzekł do niej.- Jedna elfia tunika i jeden płaszcz z espagry dla pani.
Krasnoludzica dygnęła i obróciwszy się na pięcie pognała na zaplecze, by wrócić z lekką tuniką barwy ognia, zdobioną haftami rajskich ptaków. Szata była uszyta z delikatnego materiału, że wydawała się... nierzeczywista.
- Materiał prosto z Indrisy, wzmacniany esencją powietrza, przez wydaje się lekki jak puch i równie delikatny. Najlepsi elfi mistrzowie haftu ją ozdobili.- rzekł krasnoludzki kupiec, a po chwili zaś krasnoludzica wróciła z płaszczem wykonanym łusek szafirowej barwy. I oczywiście kupiec musiał o nim rzec parę słów.- Idealny na dyskretne przyjęcia, na których spodziewasz się sztyletu w plecy. Gustowny i bezpieczny niczym skórzana zbroja. Oczywiście stać was na te rarytasy?
- Tak, tak...-rzekła Damarri potrząsając trzosem.- Jeszcze brosza.
Krasnolud wyjął z jednej z gablot, broszę z miedzi w kształcie przymkniętego oka. Bogata w detale brosza, prezentowała się wspaniale, mimo tego, że wykonano ją z tak lichego materiału jakim jest miedź.
-Wystarczy spiąć nią płaszcz by jej magia pomagała uniknąć każdego skrytobójczego ataku, przynajmniej każdego w promieniu pięciu metrów.- rzekł krasnolud.
A następnie rozpoczął się „bój” na argumenty pomiędzy Damarri próbującą zbić cenę i krasnoludem, który tą cenę chciał utrzymać. Jednak z każdą chwilą cięty język orczycy powodował iż młody kupiec zdawał się maleć w oczach. Wreszcie sprzedał tunikę, płaszcz i broszę z 10 procentowym upustem. I do nabytków Tavarti dołączyły nowe szaty.
Opuściwszy sklep żegnani przez siostrę krasnoluda typowym kupieckim pożegnaniem „Polecamy się na przyszłość” dwójka kobiet ruszyła w dalszą drogę. Zbliżało się już południe.
-A tak mi się przypomniało.- rzekła uśmiechając się orczyca.- Może jesteś głodna? Tak się składa, że tu w okolicy jest luksusowa restauracja, prowadzona przez elfa. Nazywa się ”Leśny Dwór”.
Głód jeszcze tak nie dokuczał dziewczynie, jak obolałe ręce i nogi. Więc propozycję głosicielki, Tavarti przyjęła z wdzięcznością. Damarri zbliżyła swą twarz do twarzy Tavarti mówiąc z wesołym uśmieszkiem.- Tylko uważaj z tymi całusami moja droga. Bo mogą mi się za bardzo spodobać. A nie ma bardziej namiętnych kobiet od orczyc, wiesz o tym prawda ?
Po czym Damarri wybuchła śmiechem. Spojrzała na restaurację i rzekła.- Nigdy tam nie jadłam, to miejsce dla śmietanki towarzyskiej miasta, czyli snobów. A wokół zawsze kręci się mnóstwo pijawek.
I wtedy właśnie rozległ się głos donośny i dźwięczny.- Damarri, skarbie drogi!
- A propos pijawek, właśnie jedna nadchodzi.- mruknęła pod nosem orczyca.
W kierunku dwójki kobiet szedł dostojnym krokiem jaszczur ze grzebieniem o czerwonej barwie i soczyście zieloną skorą pokrywającą resztę ciała. Nosił brązową skórzaną zbroję, w którą dyskretnie wetknięte były sztylety do rzucania . Miał też krótki miecz przy pasie.
Biżuterii miał niewiele, złoty kolczyk w uchu i bransoletę uplecioną z trzciny, na ręku. Z trzciny która była zielona i soczysta, jakby dopiero dziś upleciono z niej bransoletę

- Tavarti poznaj T’salkina.- rzekła Damarri.
- Oczarowany, po prostu jestem oczarowany.- rzekł t’skrang biorąc dłoń Tavarti w swe dłonie. Mimo drobnych łusek na skórze, dłonie t’skranga wydawały się przyjemne w dotyku.
- A co cię sprowadza w te rejony T’salkin ? I trzymaj ogon przy sobie.- rzekła orczyca, a wtedy Tavarti zdała sobie sprawę, że skupiając jej uwagę na swych dłoniach, t’skrang ostrożnie wsuwał swój długi i giętki ogon pod jej szatę! Ale na groźny ton w głosie orczycy potulnie wycofał ogon, zaś Damarri szepnęła Tavarti do ucha.- A nie mówiłam, jak duże dzieci.
-Wybaczy panna...czasami wydaje mi się że mój ogon ma własny rozum.- rzekł uśmiechając się t’skrang.
- Na pewno ma go więcej, niż jego właściciel.- odparła orczyca.- Co więc cię sprowadza w te rejony Travaru. Straży znudziło się cię szukać?
- Och, po prostu walczę o dobro mojego aropagoi. Do miasta przybyli wysoko postawieni członkowie Domu Dziewięciu Klejnotów.-rzekł t’skrang.
-T’salkin, ty tępy jaszczurze, ty nie jesteś członkiem aropagoi, shivalahala wygnała cię z Domu V’strimon.- rzekła z pasją w głosie orczyca.
- To było tylko drobne nieporozumienie.- mruknął T’salkin, a orczyca rzekła gniewnie. - Próbowałeś ją okraść!
- Tylko poprzez kradzież wykazać, że przywiązuje za dużo uwagi do materialnych spraw.- odparł T’salkin.- Niektórzy nie potrafią doceniać duchowego daru od złodzieja.
Następnie potrząsnął bransoletą wykonaną z trzciny.-Poza tym nadal jest członkiem mojego aropagoi. Widzisz? Bransoleta to potwierdza.
- Pół roku temu ukradłeś ją jednemu ze swych pobratymców.-
odparła orczyca coraz bardziej zrezygnowanym tonem głosu.
- Ukradłem? Możliwe. Shivalahala mogła mnie pozbawić miejsca w szeregach mego Domu, ale nie może wyrwać miłości do aropagoi z mego serca.- odparł T’salkin.
- A więc przybyłeś tu by okraść członków konkurencyjnego Domu z czysto patriotycznych pobudek?- wzrok Damarri zdawal się prześwietlać na wylot jaszczura.
- No,... i mam małe długi tu i tam.- mruknął cicho T’salkin.- Ale stać mnie na ugoszczenie dwóch uroczych kobietek w „Leśnym Dworze”. Ja stawiam , co wy na to?-
- Czemu nie, tylko oddaj sakiewkę, którą mi ukradłeś, bezczelny gadzie.
- rzekła z irytacją orczyca, po czym dodała do Tavarti.- Wiem, jest irytujący, kłopotliwy i bezczelny. Ale musisz przyznać Tavarti. Nie sposób się przy nim nudzić.

"Leśny Dwór", Travar


Ostatecznie posiłek dla trojga zafundowała Damarri za pieniądze Tavarti. Leśny Dwór był urządzony z subtelnym przepychem. Podłoga wyłożona białym drewnem, na niej maty z zielonej trzciny (która jednak nie zachowywała świeżości jak bransoleta T’salkina) udające trawę. Stolik i krzesła udające pniaki drzew, acz wyłożone poduszkami dla wygody. Ściany pokryte freskami przedstawiające leśne ostępy. To tego elfi muzycy grający piękne melodie, wietrzniaccy tancerze z przyczepionymi małymi kryształami świetlnymi, przecinający powietrze w porywając pokazie powietrznego baletu. Oraz elfie i ludzkie kelnerki niewątpliwie dobierane pod kątem subtelnej urody, ubrane w piękne i obcisłe suknie.
Tavarti z ulgą dała odpocząć nogom.Po chwili zaś zjawiła się kelnerka z menu. Damarri zamówiła dla siebie i dla Tavarti uyglar therański, zaś t’skrangi pstrągi zapiekane w cieście obficie zroszone d’janduin.
Tavarti cicho spytała głosicielkę.- Co to jest uyglar?
A Damarri wzruszając ramionami odparła.- Nie wiem. Ponoć najwspanialsza potrawa jaką można zjeść w Barsawii. Ale o tym się dopiero przekonamy. Na pewno jest najdroższą.
Zanim jednak posiłek dotarli na stół, podano wino...i znalazł się czas na pogaduszki.
- T’salkin, a co właściwie te szychy Domu K’tenshin robią w Travarze?- spytała Damarri.
- Słyszałaś o tej katastrofie "Żelaznego Orła"? Tej, którą przeżył jeden pasażer, a którego tożsamość jest tajemnicą?- rzekł T’salkin nalewając wino.- Otóż wiedz, że wśród towarów, które spłonęły była też ważna przesyłka dla aropagoi Dziewięciu Klejnotów. Te t’skrangi przybyły zorientować się w sytuacji. I są naprawdę wściekli. A będą jeszcze bardziej, gdy się dowiedzą, że okradł...okradnie dopiero, T’salkin, najlepszy złodziej w Travarze.
- Raczej największy chwalipięta.- mruknęła orczyca, zaś t’skrang spytał.- A co u ciebie, ponoć przesunęłaś wczorajszy występ na dzisiaj.
- Wiesz, trochę się wydarzyło, i liczę że zachowasz to dla siebie...- rzekła orczyca i zaczęła opowiadać historię Tavarti. T‘skrang szczególnie domagał się szczegółów kąpieli Tavarti i pozostałych uzdrowicielek, ale prztyczek w grzebień jaki otrzymał od orczycy, wybiło mu te żądania z głowy...W międzyczasie przyniesiono posiłek. Po tajemniczą nazwą uyglar krył się deser: Lekki puszysty krem z lodami i bitą śmietaną, lekko unoszący się w powietrzu. I był pyszny, tym bardziej, że smak jego zmieniał się co kilka kęsów na nieco inny, acz zawsze smaczny... Tylko czemu wydawał się... znajomy? Tavarti była pewna, że już to kiedyś jadła, i to nie raz.
Gdy tak Tavarti jadła wysłuchując opowieści o swych losach, które Damarri streszczała t’skrangowi...nagle poczuła jak jej umysł odpływa. Wszystko znikło...Tavarti nic nie widziała i nic nie słyszała, jedynie ciemność była dookoła. Nagle coś się pojawiło
Deszcz kart, spadających i bladolica sylwetka, postać ni to kobieca ni to męska, trzymająca karty.

Z tych kart, dwie utkwiły w pamięci Tavarti, dziesiątka trefl i as pik ozdobiony czaszką. Bladolica osoba, z uśmiechem odwróciła karty trzymane w dłoni, tak by Tavarti mogła zobaczyć i wszystkie one były pokryte gęstą czerwoną cieczą... krwią.
Same asy pik z czaszką w centrum.

- Tavarti wszystko w porządku?- zaniepokojony głos Damarri przywrócił dziewczynę do realnego świata. Spojrzała na zaniepokojoną orczycę, Damarri uśmiechnęła się i mocno uścisnęła dziewczynę, przyciskając ją do siebie i mówiąc. -Aleś mnie przestraszyła. Nigdy więcej tego nie rób.
Dziewczyny dokończyły posiłek i pożegnały się z t’skrangiem. Damarri przez chwilę patrzyła w ziemię zanim rzekła.- Tavarti, Alweron zwolnił z obowiązków świątynnych powierzając cię pod moją opiekę, ale mam też drugiego pracodawcę.
Spojrzała na Tavarti i uśmiechnęła się.-I dziś wieczorem mam występ „Pod Ognistym Jaszczurem”. I zabieram cię tam ze sobą.
Orczyca podrapała się po głowie dodając.- Tavarti, „Pod Ognistym Jaszczurem” to dość...eeee...jak to określić. Mają tam odważne rozrywki i jest mnóstwo mężczyzn, którym się zdaje że są interesujący. Bądź dla nich zimna, to dadzą ci spokój. A jeśli nadal będą się naprzykrzać, zawołaj Graxa, on ci pomoże.
- A kto to Grax?- spytała Tavarti, a orczyca dodała.- Troll robiący za barmana i ochroniarza karczmy. Ma ciężką łapę, więc nawet doświadczeni adepci nie wchodzą mu w drogę. Pracował w straży, zanim złamał paskudnie nogę...I od tego czasu lekko kuleje.

Karczma "Pod Ognistym Jaszczurem", Travar

Karczma okazała się nieco lepiej wyglądać od przybytku prowadzonego przez Hralla. Ale nie trzeba było zbyt wiele, by wyglądać lepiej od karczmy Hralla. Budowlę zdobił czerwony smok buchający ogniem namalowany na sporym kawałku drewna. W ślepia miał wprawione świecące kryształy. Karczma była większa od karczmy Hralla, główna sala dorównywała wielkością „Leśnemu Dworowi”, choć była od niego bardziej zacieniona. Znajdowały się tu okrągłe stoliki do gier hazardowych, spory kontuar, oraz podest dla muzyków. No i karczma była prawie pusta, nieliczni klienci pili przy barze, obsługiwani przez gładko ogolonego osobnika, o gabarytach dwudrzwiowej szafy. Troll był wysoki i szeroki, miał potężne ramiona, oraz kwadratową szczękę, z której wystawały w górę ostre kły. Grube czarne zmierzwione włosy opadały na czoło z których wystawały dwa spore rogi rosnące na boki czaszki, acz lekko zakrzywiające się do tyłu. Spod krzaczastych brwi spoglądały bystre oczy. Miał na sobie koszulę, która na masywnym orku wisiałaby luźno, ale na trollu ciasno opinała mięsnie klatki piersiowej. Szeroki pas opinał skórzane spodnie. Troll oparł dłonie (każda wielkości dwóch dłoni Tavarti) i rzekł.- Witaj Damarri, dzisiaj będzie występ?
-Tak, będzie...-
uśmiechnęła się orczyca, po czym dodała.- Słuchaj, mam prośbę.
- Jaką?-
spytał Grax.
- Mógłbyś mieć oko na moją podopieczną?- spytała Damarri.- Wiesz, jakby ktoś był zbyt nachalny wobec niej?
- Nie ma sprawy, zostaje na pokaz?-
Grax spojrzał na Tavarti, a Damarri zażartowała.- Tak, za często mi się gubi, gdy zostaje sama. Muszę mieć na nią oko.
- Jak masz na imię?-
spytał troll Tavarti, a gdy ta odpowiedziała...
- A więc Tavarti, od teraz należysz do mojego klanu.- rzekł Grax biorąc trochę orzechów laskowych w dłoń.- Jak ktoś ci się będzie narzucał, to będzie obrażał mój kat’ral, a my trolle bardzo się denerwujemy, gdy ktoś obraża któryś z naszych honorów.- Grax uderzył pięścią w otwartą dłoń, słychać było trzask zgniatanych orzechów. Troll wysunął dłoń ze zgniecionymi orzeszkami w kierunku Tavarti mówiąc.- Więc nie wahaj się mnie wołać na pomoc... orzeszka?

Karczma "Pod Ognistym Jaszczurem", kulisy, Travar

Następnym punktem odwiedzania była przebieralnia, jak się okazało Damarri dzieliła ją z jeszcze jedną kobietą, relaksującą się przed występem.
Ciemnowłosą kobietą z rasy ludzi. Była już ubrana w sceniczny kostium...bardzo skąpy.

I bardzo podkreślający atuty jej urody. Spojrzała w kierunku wchodzących dziewcząt pytając. –Witaj Damarri, ta za tobą to nowy nabytek karczmy? Z tymi wszystkimi pakunkami wygląda jakbyś ją zatrudniła jako swą garderobianą.- Następnie uśmiechnęła się ciepło, dodając.- Jestem Sybilla Księżycowy Kwiat.
-To jej przezwisko sceniczne, naprawdę ma na imię Savira.-
rzekła orczyca, a potem przedstawiła swoją podopieczną.- To jest Tavarti, opiekuję się nią.
-To dobrze, że mną nie musisz.-
zażartowała Savira, zwracając się do Damarri, po czym rzekła do Tavarti.- Nie przejmuj się tym co tu wieczorem zobaczysz. Są gorsze siedliska rozpusty w Travarze od tej karczmy.
Tymczasem Tavarti szybko zrzuciła z siebie szaty i powoli otworzyła szafę, z kreacjami równie skąpymi jak te, które Savira miała na sobie. Wypinając nieświadomie pośladki do obu dziewcząt Damarri rzekła.- Tavarti, ty też się przebierz. Nie będziesz co prawda występować, ale niestosownie pokazywać się w takim przybytku w szatach uzdrowicielki ze świątyni Garlen.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-06-2009 o 15:30.
abishai jest offline  
Stary 14-06-2009, 19:44   #18
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy oddalały się od „wróżbity”, Tavarti miała wrażenie, że jego oczy dalej ją śledzą. Że towarzyszą jej mimo tłumu. Nie potrafiła tego uzasadnić. Po prostu czuła, że ON dalej za nią patrzy.

To niedorzeczne. Zapomnij! Przecież orczyca ma zupełną rację. Za taką wróżbę szkoda było nawet tej jednej monety. Ale... Żadnych ale!

I wtedy na ratunek przyszedł sklep. I to przecież nie byle jaki. Tavarti poddawała się wszelkim potrzebnym zabiegom nie narzekając. Nie mówiła, najwyżej przytakiwała. Damarri świetnie sobie radziła sama.

Też powinnam się tego nauczyć.

Dlatego też Tavarti obserwowała dokładnie każdy ruch orczycy, słowo, gest. Należy umieć sobie radzić z innymi istotami. A orczyca przodowała w przekonywaniu do swojej racji.

Może to dlatego, że jest taka uparta? I praktyczna. Tak z pewnością te dwie cechy dają orczycy dużą siłę argumentów.

Dopiero wtedy dojrzała amulety krwi. Na chwilę zupełnie straciła zainteresowanie tagami i przyglądała się po kolei „ozdobom”. Pięknie zdobione, często z doszytymi drogimi kamieniami lub wypolerowanymi kośćmi czy zębami, jakiegoś potwora zapewne, prezentowały się niebywale.
- Ale na które zdolności wpływają? I o ile je powiększają? - wzruszyła ramionami, kiedy padło na nią zaniepokojone spojrzenie Damarri.- Chcę wiedzieć czego mogę się spodziewać po kimś, kto zdecydował się na takie cacuszko. - uśmiechnęła się rozbrajająco. Damarri tylko westchnęła znacząco, jakby chciała powiedzieć „Poddaję się, rób jak uważasz”.
- Cóż...takich rzeczy nie da się wycenić za pomocą liczb prawda?- uśmiechnął się krasnolud, sięgając po opaskę z wprawionym pięknie oszlifowanym kryształem górskim.- Ten amulet krwi zwie się Celne oko. Po założeniu robak uśpiony w krysztale, zjada oko robiąc miejsce na amulet. Operacja jest całkowicie bezbolesna. Acz może być... niezwykłym doznaniem. Zaś po zjedzeniu oka, robak umiera...Opaska z Celnym Okiem, co prawda powoduje lekkie zamglenie obrazu, ale podwyższa celność każdej strzały wystrzelonej z łuku i każdego ciśniętego noża. I każdy doświadczony łucznik z pewnością doceni przydatność tego amuletu.-Potem odłożył opaskę by sięgnąć po kolejną opaskę, tym razem podtrzymującą okrągły kawałek białożółtego bursztynu.- Amulet zwie się Oko Astralne, założony amulet również powoduje utratę oka w sposób podobny od Celnego Oka. Niemniej Astralne Oko pozwala właścicielowi spojrzeć w przestrzeń astralną, a jest to rzadka i cenna umiejętność dostępna jedynie wietrzniakom i niektórym adeptom.- krasnolud sięgnął po kolejny przedmiot, kryształ górski stopiony w stalowy ornament przypominający miecz.-Amulet ten przyczepiony do ciała pozwala jednorazowo polepszyć sprawność walczącego lub zwiększyć siłę jego ciosu...Nieoceniona rzecz dla osób mieczem zarabiającym na życie. Pomaga w ciężkich sytuacjach...a zwie się ten amulet Desperacki Cios. Jest jeszcze o tyle dobry, że można go ponownie użyć, ładując magią krwi. I sam proces nie jest zbyt skomplikowany, nawet nie-adept sobie z tym poradzi. A tutaj mamy...- krasnolud sięgnął po kolejny przedmiot, otoczoną srebrnymi płomieniami perłę.- ...bliźniaczy amulet Desperackiego Ciosu, że tak się wyrażę. Desperacki Czar, amulet przydatny jedynie magom, dlatego kiepsko się sprzedaje. Desperacki Czar wzmacnia jednorazowo siłę magiczną maga, lub sam czar. I podobnie jak Desperacki Cios, może być ponownie naładowany magią krwi...ale liczba potencjalnych klientów jest ograniczona. A szkoda, bo to naprawdę ładny amulet krwi.-
Odłożywszy Desperacki Czar na miejsce, sięgnął po kolejny, piękny amulet w którym, mały kryształek mieniący się kolorami tęczy, otoczony był przeplatającymi się nićmi ze złota i srebra, mówiąc.-A to Amulet Ochrony przed Horrorami, niezbędny gdy się na nie poluje, lub szpera w starych opuszczonych kaerach. Wzmacnia ochronę osoby go noszącej...Kryształ w środku to autentyczna esencja żywiołu ziemi, żywy kryształ. A co do samego amuletu, to cieszy sporym zainteresowaniem, zwłaszcza wśród zabójców Horrorów. Oczywiście, amulet nie czyni całkowicie odpornym na moce Horrora, ale w przypadku tych astralnych bestii, każda przewaga się przydaje. Amulet niestety nie działa ciągle, ale jest jednorazowy i wymaga aktywacji, tak samo jak Desperacki Cios i Desperacki Czar, i podobnie jak one, można go ponownie uaktywnić magią krwi. A teraz mój ulubiony...- rzekł krasnolud sięgając po pięknie rzeźbiony turkus.- Ów amulet, nazywa się Oszukanie Śmierci i ma tylko jedno zadanie uratować życie noszącej go osoby. W przypadku otrzymania śmiertelnej rany, budzi się magia w klejnocie powodując wzmocnienie sił życiowych i zaleczenie rany. Dzięki temu osoba go nosząca, przeżywa...zazwyczaj. Czasami rany są zbyt ciężkie, nawet jak na moc tego amuletu. Po użyciu ów amulet traci swą moc i staje się półprzeźroczysty. Ale na taki zużyty klejnot zawsze znajdzie się chętny kupiec, który zakupi go nawet za 100 sztuk srebra. By inny głupiec mógł go od niego odkupić i chwalić się jak to narażał życie w obronie kogoś, czego ów zużyty amulet ma być dowodem. Jest jednak dość drogi. Ja sam muszę się zadowalać tym..- westchnął sprzedawca sięgając po kwarc ozdobiony przecinającymi jego wnętrze, czerwonymi żyłkami.-...Jest to Osłabienie Ciosu, użyty czyni skórę niezwykle odporną na ciosy, choć na niezbyt długo. I raz użyty, czernieje stając się kruchym osmalonym kawałkiem kwarcu. Niemniej nawet taka krótka ochrona, bywa przydatna. Co prawda Travar to nie Kratas, ale i tu zdarzają się napaści. Co by tu jeszcze rzec. – odłożył amulet i dodał.- Pomijając opaski na oczy, pokazane przez mnie amulety, należy wszczepić w skórę, a właściwie do niej przyłożyć, a magia zrobi swoje. Boli to chwilkę, jak mocne ukłucie, ale potem nie odczuwa się żadnego dyskomfortu. Amulety aktywują się dopiero po 24 godzinach ich założenia i muszą być przynajmniej raz użyte w przeciągu roku i dnia, od dnia założenia ...Inaczej ich magia przepadnie.
Przerażające, dziwne, intrygujące. Które z tych słów pasuje najlepiej? Nie wiem. Tyle możliwości, jednocześnie z takimi konsekwencjami - jeśli idzie o oczy. Jak bardzo zdecydowanym trzeba być, aby coś takiego zakupić?

Potem do końca zakupów postanowiła już nie zadawać dodatkowych pytań i nie przedłużać. Tak bardzo chciała gdzieś usiąść. I coś zjeść. Więc kiedy pożegnały się ze skrzatami, gotowa była zgodzić się na każdą propozycję orczycy. Nawet tę najdroższą. Nawet z przyległościami w postaci t’skranga, który nie wie, gdzie należy trzymać swój ogon. Tavarti oczarowana miłym powitaniem, dała się na początku zwieść gładkim słowom jaszczura. Później po prostu cieszyła się możliwością odpoczynku w pozycji siedzącej przy smacznym posiłku i gadatliwym towarzyszu. Kiedy tylko na chwilę je opuścił, aby po powrocie móc napełnić swój organizm kolejną duża ilością wina, dziewczyna zwróciła się do orczycy.
- Dla jasności, bo czuję że się zgubiłam, ten podział na aropagoi jest ze względu na pochodzenie społeczne, zamieszkanie czy coś jeszcze innego? I kim jest shivalahala?
- Pytasz nie tą osobę co powinnaś Tavarti. Tylko t’skrang wyjaśni dokładnie zawiłości dotyczące jego domu.- westchnęła orczyca, następnie dodała.- Ale spróbuję...Przez Barsawię , przepływa olbrzymia rzeka zwana Wężową Rzeką...W niej, i to dosłownie, bo t’skrangi to ziemnowodne stworzenia, żyją setki t’skrangów zgrupowane w wioskach, po ichniemu niall, co znaczy zarówno filar jak i rodzina. Niektóre z tych wiosek sprawują polityczną kontrolę nad pozostałymi, tworząc razem z nimi coś w rodzaju małych państw lub...klanów. To są aropagoi. Większość barsawiańskich t’skrangów należy do któregoś z nich. Każde z aropagoi kontroluje określony odcinek rzeki, a najważniejsze z nich to: Dom K’tenshin, zwany też Domem Dziewięciu Klejnotów, Dom V’strimon zwany też Domem Trzcin, Dom Syrtis zwany Domem Smoczego Księżyca. Jest też kilka innych Domów, mniej znaczących w polityce. Ja sama słyszałam plotki o Domu Henghyoke, tajemniczym Domu Wydry...którego członkowie są bezlitosnymi i okrutnymi piratami. Co prawda i inne Domy uprawiają piractwo w postaci bakshevas, pozornie dobrowolnego haraczu. Na samej Wężowej Rzece ten proceder ukrócił Traktat o Wolnym Handlu, ale na jej dopływach nie jest już tak różowo. I tam można już natrafić na piratów żądających tradycyjnych opłat.- Damarri się łyknęła nieco wina, dodając.- A co shivalahali, to najpierw musisz zrozumieć jedno. T’skrangi to pantoflarze. W każdej rodzinie rządzi kobieta. Każdą wioską rządzi najstarsza kobieta, tak zwana lahala.
Z tego co wiem, t‘skrangi oprawiają specjalny rytuał, dzięki któremu umierająca lahala przekazuje całą swą wiedzę i wszystkie wspomnienia swej następczyni...Zwróć jednak uwagę na ten szczegół, iż owej lahali całą swą wiedzę i wspomnienia przekazała jej poprzedniczka, a wcześniej jej poprzedniczka...Potrafisz sobie wyobrazić życie ze wspomnieniami z całego życia kilkunastu kobiet? Dla mnie to koszmarna perspektywa. A shivalahala to lahala stojąca na czele danego Domu. Więc T’salkin może mówić o szczęściu, że w jego przypadku skończyło się to wygnaniem, a nie na przykład obcięciem ogona.


Kiedy T’salkin wrócił, już ze spokojnym umysłem zajęła się swoim deserem i słuchaniem Damarri. Aż nagle nadeszło „to coś”.

Prawie tak, jak wczoraj, kiedy Alweron prosił, aby coś sobie przypomniała. Jakbym mogła tej osoby dotknąć. I ta krew - tak rzeczywista, jakby dopiero wypłynęła z czyichś żył.

Sama wizja trwała kilka chwil - akurat tyle, ile łyżeczka, która wypadła z dłoni Tavarti potrzebowała na lot i zderzenie się z podłogą.

Co to było? Czaszka, karty, same asy i jedna 10, wszystkie pik. Tak wysublimowane piękno, że aż przerażające. Może to objaw, że jeszcze nie do końca wyzdrowiałam? Musiałam mocno uderzyć się w głowę. Bardzo mocno.

- Spokojnie, nic mi nie jest. - jej policzki ponownie się zarumieniły. Uśmiechnęła się, aby pokrzepić jej towarzyszy.
Skończyli posiłek, dziewczyna podała z nóg, choć ten krótki przystanek pozwolił jej na chwilowy odpoczynek. Kiedy jednak Damarri zapowiedziała jeszcze jedną atrakcję, Tavarti od razu zapomniała o swoim zmęczeniu. Zapowiadał się interesujący wieczór.

Szły lawirując wśród spieszących się ludzi, aż dziewczyna niechcący wpadła na kogoś.

Dziecko o krótkich jasnych włosach cofnęło się pod ścianę. Jego twarz znaczyła widoczna blizna - przecinająca nos i zakrywająca pół prawego policzka.
- Strasznie cię przepraszam. - Tavarti walczyła z pakunkami, czuła się winna. - Nic ci nie jest?
- Doprawdy, jesteś jak poczwara w składzie porcelany. - Damarri zrobiła kwaśną minę.
- I kto to mówi! - dziewczyna wydęła policzki jak małe dziecko. - Trzymaj!
Wepchnęła większość toreb w ręce swojej opiekunki i zwróciła się do malca.
- Na pewno nic ci nie zrobiłam? - pochyliła się, a dzieciak odpowiedział tylko przeczącym ruchem głowy. Gdyby mógł, zlałby się ze ścianą.
- Nie bój się. Może mogę kupić ci coś do jedzenia?
Znów pokręcił głową. Jego zabrudzone i porwane ubranie wskazywało na to, że raczej nie sypał w drogich kwaterach, a raczej za rogiem na kawałku brezentu. Tavarti westchnęła. Złapała dzieciaka za rękę i podeszła do pierwszego stoiska z jedzeniem. Zza paska wyjęła kilka monet i zapłaciła za kilka bułek i coś słodkiego. Wręczyła małemu, czochrając go po głowie.
- Przynajmniej tyle mogę zrobić. Smacznego!
- Tavarti! - Damarri pospieszała podopieczną.
- Już, już! - przejęła pakunki od orczycy i ruszyły pędem za swoją opiekunką.

„Pod Ognistym Jaszczurem” zrobiło na niej duże wrażenie. Miejsce dla tych (głównie panów), którzy pragnęli oddać się hazardowi i lubili poklepać sobie półnagie kelnerki. Tavarti bezgłośnie westchnęła. Od razu zrozumiała, co orczyca miała na myśli mówiąc o „mężczyznach co się uważają za interesujących”, a przede wszystkich o „naprzykrzających się mężczyznach”. Dlatego słowa Graxa uspokoiły ją nieco. Przynajmniej na tyle, aby poczęstować się rozłupanym orzeszkiem.

Posłusznie podążyła dalej, w czeluści karczmy za kulisy, gdzie w końcu mogła odłożyć pakunki.
- Nie martw się tak bardzo o mnie Damarri, bo to się może dla nas źle skończyć. - i dziewczyna wystawiła język.
Zabrała się od razu do pakunków. W co by się tu... a! Już miała, ta elfia tunika z pawiem nadawała się, zresztą trzeba ją było w końcu wypróbować. Podczas ubierania na podłogę wypadła mała karteczka. Ładnie wykaligrafowane imię: „T’salkin” i dokładniejszy namiar na jaszczura - czyli gdzie o niego pytać, w razie „potrzeby”.

Kiedy on to mi włożył? Z pewnością tym swoim sprytnym ogonem, jak nic.

Po chwili była gotowa.



- No i jak? Wystarczająco obcisłe jak na standardy Jaszczura? - zaprezentowała się obu kobietom i założyła jeszcze pas, aby schować pod nim klejnot. - Życzę sobie miejsce w pierwszym rzędzie, Damarri.

Zaśmiała się wesoło.

- Trochę za piękna jak na przybytek tej klasy i ...za droga.- rzekła orczyca, obchodząc Tavarti niczym matka oceniająca strój córki.- Ale trzeba przyznać, że ładnie ci w niej...
- Wiesz to będzie ...zabawne, zrzucać ciuszki przed piękną kobietą, taką jak ty, Tavarti.-
dodała nagle wprost do ucha dziewczyny żartobliwym tonem orczyca, tak by Savira nie usłyszała.
- Żartujesz Damarri?- zaśmiała się Savira wstając i lekkim krokiem podchodząc do Tavarti, rzekła.- Mogłaby cię zastąpić...wystarczy, że nauczyła by się odpowiednich ruchów, i pozbyła się tremy przed występem. A stałaby się kolejnym klejnotem Ognistego Jaszczura.-
Savira wykonała kilka ruchów lubieżnego tańca, uśmiechając się tylko łobuzersko do obu kobiet. Jej dłonie wędrowały po jej ciele, wyrażając lubieżną obietnicę obserwatorkom jej tańca. Savira zbliżyła się o Damarri i Tavarti dodając ze śmiechem.- Wystarczy kilka odpowiednich gestów, by zawładnąć męskim sercem. W końcu wszyscy mężczyźni, to w głębi duszy...prostaczkowie.
- Znalazła się jaraleh.- zaśmiała się Davarti.- Saviro, kiedyś któryś mężczyzna cię zaskoczy i twe kobiece sztuczki obrócą się przeciwko tobie.
-Co to jest jaraleh?- spytała Tavarti, czując w sercu, że to miano jest dziwnie...znajome.
- Jaraleh to legendarni mistrzowie sztuki miłosnej. Niewolnicy pochodzący z Maraku, hodowani by zabawiać swych panów i panie na różne sposoby.- rzekła Damarri.
- Legendarni, gdyż wiele o nich słyszano w Barsawii, ale nikt żadnego nie widział. Taki towar niezwykle rzadko dociera do Barsawii...a i niewolnictwo tutaj nie jest już popularne. I Pasjom niech będą dzięki za to. Choć ponoś Kypros...-dodała Savira. A orczyca machnęła ręką.- Savira, nie zanudzaj Tavarti polityką.
- Teraz to wszystko jest dla mnie ciekawe,
- rzuciła zaczepnie - ale nie mam do tego głowy.
Ze śmiechem na ustach wyszła z garderoby.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 14-06-2009, 20:32   #19
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Karczma "Pod Ognistym Jaszczurem", Travar

Nadchodził wieczór, a wraz z nim czas zabawy. Powoli zamykano stragany i sklepy. A karczmy i tawerny zapełniały się żądnym rozrywek tłumem. Tak też było i „Pod Ognistym Jaszczurem”, senny w godzinach popołudniowych przybytek, wypełniał się gośćmi pod wieczór...Przede wszystkim mężczyznami różnych ras. Najwięcej było ludzi i orków, następne pod względem liczebności były t’skrangi, potem krasnoludy i elfy. Przedstawicieli pozostałych ras, było niewielu. Zbliżająca się Wielka Gra przyciągała do miasta różnego rodzaju adeptów, w głównej jednak mierze, spragnionych sławy i bogactwa młodych mężczyzn. Mężczyzn którzy uważali, że zawojują świat. Lecz siedząca przy barze Tavarti nie była zbytnio zaczepiana, i to mimo tego, że była jedną z nielicznych klientek karczmy. To jednak nie brak urody odstraszał potencjalnych amantów...Tavarti spoglądając po sali mogła zauważyć, że wielu mężczyzn przygląda się, a ich oczy wyrażały szeroką gamę uczuć: od uwielbienia jej urody, przez zauroczenie i żądzę, do prostackiego rozbierania jej oczami. Tavarti była piękna i bywalcy tego przybytku potwierdzali to zerkając na nią ukradkiem. Powodem ich nieśmiałości, był strój kobiety...Piękna szata która zachwycała i podkreślała urodę Tavarti...Szata która zdawała się mówić: „ta która mnie nosi jest bogatą i wpływową kobietą, nie dla was szaraczki.” Tavarti nie pasowała do karczmy. Była jak orchidea rosnąca na kupie gnojówki. To onieśmielało wszystkich potencjalnych amantów,póki co. Alkohol bowiem dodaje odwagi i odbiera rozum, w zależności od wypitej dawki. A w "Ognistym Jaszczurze" piwa i wina lały się strumieniami w gardła bywalców.
Oprócz Tavarti było też kilka innych klientek: elfka, i dwie ludzkie dziewczyny. Noszące tanie znoszone podróżne spodnie i buty, kobiety nie przypominały Tavarti...Ich urodę skrywał pył drogi, niemyte włosy, stare zużyte kolczugi oraz skórzane zbroje... I blizny: zwłaszcza ludzkiej kobiecie siedzącej w rogu, blizna przecinała twarz. A jednak nie szpeciła, a dodawała drapieżności jej rysom twarzy. Przybyły do „Ognistego Jaszczura” razem z towarzyszami broni. Były inne od Tavarti...ale były też, adeptkami jak kiedyś ponoć ona. Były też podobne do Damarri, śmiałe, głośne i pewne siebie (a oprócz tego dość mocno wstawione).
Obsługa Ognistego Jasczura oprócz barmana, składała się z kilku kelnerek...których głównym atutem były skąpe spódnice i koszule z głębokim dekoltem. A wielkością biustu prześcigały nawet blondynkę ze świątyni Garlen. Ba, niektórym z nich, własne piersi mogły służyć za przenośny taran! Poza tym, nie przejmowały się podszczypywaniem pośladków przez klientelę.
Większość gości zamiast na kelnerkach, skupiała swą uwagę na póki co, na podeście dla muzyków kilku grajków grało na piszczałkach, kitarze i bębenku. Tylko przy niektórych stolikach odbywała się karciana rozgrywka.
Uwaga większości gości skupiła się na pierwszym z klejnotów „Ognistego Jasczura” wkraczającym do sali. Młoda dziewczyna o pięknych brązowych włosach, zaczęła swój taniec, wirując wśród błyszczących tkanin.

Tempo muzyki przyspieszało, podobnie jak jej ruchy...Wydawała się znikać, za ścianą z materiału unoszącego się w powietrzu, by po chwili wynurzyć się topless. Ale to była przerwa... by zgromadzeni goście mogli podziwiać piękno ciała tej tancerki. Po chwili znów znikła za ścianą wirujących tkanin, by po chwili znów pojawić tym razem całkiem naga. Zawirowała w rytm wybijany przez bębny wzbudzając aplauz widowni. Po czym opadły na nią rzucone w górę tkaniny i znikła pod nimi.
Tavarti musiała przyznać że Ognisty Jaszczur miał swą klasę. Występowały tu artystki, a nie tylko dziewczęta których jedynym zadaniem miało być pokazanie swych wdzięków.
Kolejną występującą osobą była Savira. Jej taniec był spokojniejszy i opierał się na ruchach dłoni. Dziewczyna uśmiechała się lubieżnie przesuwając palcami po ciele i szatach, zupełnie jakby była pieszczona, a potem rozbierana przez niewidzialnego kochanka. Ruchy jej dłoni były bowiem bardzo sugestywne. Gdy spadał kolejny skrawek szaty rumieniła sie i uśmiechała wstydliwie, niczym dziewica w ramionach kochanka. Nic dziwnego, że gwizdy aplauzu i wesołe okrzyki towarzyszyły każdemu opadającemu skrawkowi materiału. I prawdziwy wybuch radości, gdy zaprezentowała swą nagości w pełnej krasie.
Kolejna miała być Damarri. Orczyca do występu wyszła uzbrojona w długi kindżał, a Tavarti usiadła w pierwszym rzędzie, bez większego problemu. Gdy podeszła do stolika, siedzący przy nim mężczyźni, skwapliwie ustąpili jej miejsca.
Orczyca zaczęła taniec połączony z nietypową żonglerką długim sztyletem. Ostrze przesuwało się po jej ciele balansując, szybkie ruchy ciałem sprawiały że sztylet przeciął strój orczycy obnażając jej biust, schwyciła sztylet tuż przed upadkiem...wykonała kilka obrotów i półnaga znalazła się tuż przed Tavarti. Posłała dziewczynie łobuzerski uśmiech zanim jej twarz znalazła się tuż przed twarzą Tavarti...i zanim orczyca pocałowała dziewczynę, mocno, namiętnie i z języczkiem. Wzbudzając tym gestem aplauz i wesoły śmiech na widowni, oraz oklaski. Oddaliła się szybko, pochylając się do tyłu i pozwalając by poruszany drganiami ciała, kindżał przesuwał się po jej brzuchu w dolnych partii ciała. Kolejny szybki ruch i sztylet upadając przeciął kolejny kawałek powłóczystego materiału. I znów...tuż przed upadkiem orczyca chwyciła kindżał. Tavarti trudno było zdecydować czy bardziej podziwiać kunszt czy urodę orczcycy...czy gniewać się na nią za ten całus.
Po chwili cały występ Damarri się zakończył, gdy „niesforny” sztylet pozbawił wszelkich szat orczycę. Występ zakończył się oczywiście burzą oklasków, tak jak w przypadku pozostałych występów klejnotów „Ognistego Jaszczura”.
Potem zaś Damarri dołączyła do Tavarti siedzącej przy stoliku. Orczyca zarzuciła na siebie powłóczystą satynową szatę, a niesforne kosmyki rozpuszczonych włosów co chwila odgarniała z czoła.
Grax przyniósł obu kobietom kielichy pełne wina...Damarri upiła łyk mówiąc.- No i jak ci się podoba Ognisty Jaszczur...I jak oceniasz mój występ?

Gdy dziewczęta rozmawiały, jedynie od czasu do czasu zerkając na występy kolejnych klejnotów „Ognistego Jasczura”, do ich stolika podszedł młodzieniec o jasnych włosach i niebieskich szatach. Nie sypnął mu się jeszcze pierwszy wąs na twarzy, ale miecz który miał przy pasie, wyglądał na świetnie wyważony oręż ...Nie pasował tu, Tavarti oczami wyobraźni zobaczyła go na skalistym brzegu...

Tak...zdecydowanie bardziej pasował na bohatera romansu dla nastoletnich dziewczyn, niż na bywalca „Ognistego Jaszczura”.
- A więc...-zaczął dukać.- ...co taka piękna i... szlachetna kobieta... jak ty, robi w... takim miejscu ...jak, to?- następnie obejrzał się szybko za siebie. W kierunku stolika przy którym pospołu siedzieli młody t’skrang w bogato wyszywanej w ryby, acz taniej, długiej szacie z elfem, który pieszczotliwie gładził lekką kuszę. Obaj zauważyli spojrzenie młodzieńca i unieśli kciuki w górę. A Tavarti zaczęła się domyślać, co się działo...Trzech chłopaków z prowincji przybyło do wielkiego miasta, a ona wpadła w oko jednemu z nich. Zapewne nie miał żadnego doświadczenia z kobietami, a tym bardziej z kobietami światowymi...A za taką brał Tavarti. Musiał zebrać w sobie wiele odwagi, by podejść i wypowiedzieć te słowa. Ale widać było, że porad udzielali mu „znawcy kobiet” równie zieloni w tym temacie, jak i on.
Tavarti spojrzała na Damarri. Orczyca próbowała ukryć chichot, a widząc spojrzenie Tavarti dodała bezgłośnie poruszając wargami.- P-R-A-W-D-A-Ż-E-S-Ł-O-D-K-I.
Orczycę najwyraźniej bawiła sytuacja, w jakiej znalazła się Tavarti.

Rozmowę przerwały krzyki, dość głośne...ze stolika obok.
- Na Thystoniusa! Ace, nikt nie ma takiego szczęścia. Osiem zwycięskich partii z rzędu. Ty musisz oszukiwać.- krzyczał masywny jednooki ork w o skórze pokrytej tatuażami i z paskudnie wyglądającej gębą, noszącego krótką kozią bródkę (jakoś jednak nie łagodzącej jego wyglądu).

-Nie przesadzaj...Może Chorrolis mnie dziś lubi.- odparł wesoło mężczyzna, nazywany przez orka „Ace”. Mężczyzna o jasnych włosach i brodzie i ciemnych szatach, z krótkim mieczem przy pasie.- Może jeszcze z dwa rozdania? Grolmak, co ty na to?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-06-2009 o 14:23.
abishai jest offline  
Stary 15-06-2009, 23:13   #20
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Corvus Corax - Ballade von jean jacques und nicolo

To było jak nowe życie. Nowa energia wstąpiła w Tavarti. Błyszczała uśmiechem, zarażając nim wszystkich dokoła. Choć zdawało się to niemożliwe w takim miejscu, jak to. Nagie pląsające dziewczyny z kunsztem wijące się na scenie. Zadymione powietrze wnętrza, duchota i ciepło emanujące z dużej ilości ciał, możliwe że podgrzewane również przez męskie lubieżnie spojrzenia lustrujące każdą istotę rodzaju żeńskiego w pobliżu. Doprawdy gdyby je teraz Alweron widział... Zaśmiała się.
- Widzę, że nie należysz do grupy wstydliwych uzdrowicielek. - Grax napełniał złocistym płynem z pianką kufle dla dwóch mężczyzn stojących zaraz obok dziewczyny.
- Ciii - przyłożyła palec do warg - Nie róbmy Damarri złej famy. - Wzruszyła ramionami, po czym wsparła się na łokciach na kontuarze pochylając w stronę trolla, jakby chciała wyjawić mu jakąś tajemnicę. - Zresztą ja jestem tylko przygarniętym na chwilę pisklakiem.
- Zdrowo wyrośniętym i dojrzałym.
- troll puścił jej oko.
Wybrała ostatniego orzeszka z resztki łupki zaraz przed sobą.
- Przyjmę to jako komplement.
- Jeszcze orzeszka?
- Chętnie. -
uśmiechnęła się patrząc jak jego wielkie dłonie z łatwością rozłupują skorupki.
- Dziękuję. - palcem wybrała kolejny fragment owocu i spojrzała na scenę. - Zresztą czy to grzech zachwycać się czymś, co jest piękne?
Grax sprawnie rozlał wino do kielichów dla elfów ze stolika koło wyjścia.
- To zależy jak szybko od zachwytu przechodzisz do degustacji. - rzuciła wesoło orcza kelnerka, która czekała na kolejne zamówienie.
Wybuchnęły śmiechem, a troll tylko pokiwał głową.
- Nie psuj jej. Damarri nie będzie zachwycona. - ciężką łapą postawił piwo na jej tacy. - Zresztą teraz będzie jej występ.
- Tak?
- Tavarti zerwała się z zydla. - Obiecałam jej, że usiądę w pierwszym rzędzie.
Pomachała na "to na razie" dłonią Graxowi i ruszyła lawirując pomiędzy mężczyznami w kierunku sceny.
- Mogę? - wprosiła się na wolne krzesło przy stoliku jakichś elfów.

Doprawdy niesamowite. Jest taka gibka, zwinna. Ten kindżał jak ulał pasuje do jej charakteru. Zdaje się jakby broń to przedłużenie jej dłoni, a ubranie ustępuje pod ostrzem jak powietrze.


Wtedy właśnie została obdarzona namiętnym pocałunkiem. Zupełnie się tego nie spodziewała. Co więcej, był doprawdy przyjemny. W tle usłyszała gwizdy uznania i oklaski. Zaczerwieniła się, ale uśmiech nie zniknął z jej twarzy. Wystawiła do Damarri język, znów jak mała dziewczynka, chcąc powiedzieć "bardzo zabawne" lub „wielkie mi co” albo też „ja też tak umiem”, choć tamta zapewne tego nie widziała kończąc swój występ.

Teraz to będzie śmiesznie.


Gdy tylko Grax przyniósł im wino, wypiła od razu pół zawartości kielicha.

-No i jak ci się podoba Ognisty Jaszczur...I jak oceniasz mój występ?

Tavarti odrzuciła włosy do tyłu.
- Karczma trzyma poziom i do tej pory nie widziałam żadnej burdy, a w takim natężeniu testosteronu na metr kwadratowy to doprawdy zaskakujące. - Pochyliła się zbliżając do Damarri, żeby jej słowa zginęły w hałasie dla postronnych. - Ale do tej pory tylko jedna osoba przyciągnęła moje spojrzenie na dłużej.
Wymownie spojrzała orczycy w oczy i roześmiała się. Odsunęła się wygodnie zakładając ramię na oparciu swojego krzesła.
- Mówiłam ci moja droga, żebyś uważała na swoje słowa. - Damarri napiła się wina i oblizała górną wargę. - Bo nie wiem, czy będę potrafiła się powstrzymać.
- A kto mówi, że powinnaś?
- zaczepnie rzuciła Tavarti.
Zapewne odpowiedź byłaby iście zachęcająca, ale podszedł do nich ten młodzik.

Doprawdy uroczy. W tym muszę się zgodzić z Damarri. Sama słodycz. Niewinność. Brak doświadczenia dodaje mu uroku. A odwaga godna pochwały. Sprawdźmy jaki z niego kozak.


- Mają tu dobre wino, smaczne orzeszki i piękne kobiety. Czegoż więcej żądać od życia? - roześmiała się, odchylając lekko na krześle. - Dosiądziesz się?
Kiedy już młokos znalazł krzesło (a było to warte oglądania - rozglądał się długo, grzecznie "pożyczył" krzesło od orków, czym zaskoczył ich zupełnie, prawie potknął na własnej nodze zestresowany, niepewnie usiadł na brzegu krzesła, żeby potem nie wiedzieć co zrobić z rękami i spojrzeniem - dziewczyna tymczasem rzuciła do opiekunki "jaki pocieszny, prawda?", jakby mówiła o małym kotku), kontynuowała.
- Nazywam się Tavarti, zostałam wychowana przez orków na stepie. A to moja siostra Damarri. - powiedziała bez zmrużenia oka. - Skąd pochodzisz i jak się nazywasz?

Gdzieś w hałasie niestety zgubiła jego imię. Nic straconego, zapyta w którymś momencie jeszcze raz. Na jego pytania dawała urocze wymyślone odpowiedzi, bo cóż mogła właściwie o sobie obecnie powiedzieć? Przybyła do Tarvaru dopiero co, znała tu tylko kilkoro ludzi. Chętnie obejrzy Wielką grę. A on chce w niej wziąć udział? Może obejrzą ją razem z Damarri i pozostałymi jego znajomymi? A kim oni właściwie są?

Miała właśnie zaproponować, żeby przesiedli się do towarzyszy młokosa, ale zaraz obok rozległy się krzyki. Ich trójka jak i zapewne połowa osobników w pobliżu zwróciła uwagę na graczy w karty.
Po plecach Tavarti przeszedł zimny dreszcz. Przypomniała jej się kobieta z asami i dziesiatką pik. I krew. Głównie krew. Dużo krwi. Sugerującą nieprzyjemną śmierć. Schowała się na moment za kielichem.

Przecież to nie możliwe. Prześladują mnie halucynacje, tym bardziej nie powinnam ich brać poważnie. Nonsens. Głupota.


Dopiła do końca wino. Kobiecy instynkt podpowiadał jej, nie on darł się zaraz koło jej ucha głośno - alarm! Alarm!!

Przecież to niepoważne. TO BYŁA HALUCYNACJA. Wszystko inne to tylko zbieg okoliczności.

...

Nie znoszę zbiegów okoliczności.

...

No dobra, lepiej dmuchać na zimne prawda?

- Nabrałam ochoty na pokera. Przyłączmy się do nich! - zerwała się z miejsca, porywając za sobą chłopaka i Damarri.
Nawet nie zdążyli zaprotestować. Puściła ich nadgarstki dopiero przy karcianym stoliku. Przysunęła sobie krzesło ze stolika obok (przez co mężczyzna, który wstał z niego tylko na moment, prawie zaliczył uderzenie tyłkiem o ziemię), usiadła zabierając się za tasowanie kart. Szło jej wybitnie dobrze, co samą ją zaskoczyło.
- Ile będzie teraz kosztowało wejście? - uśmiechnęła się szeroko spoglądając na pozostałych graczy.
Główny problem nie polegał na tym, że straci pieniądze. O nie. Jeśli ten cały Ace używa jakiegoś triku, jak go zauważyć i obejść?
- Tavarti, pamiętasz, jak się gra w karty? - niepewnie szepnęła jej do ucha orczyca.
- Nie. Czy to w czymś przeszkadza? - odparła wesoło dziewczyna. - Co tak stoicie? Zgarnijcie gdzieś krzesła i siadajcie obok mnie.
- Liczysz na szczęście początkującego jak mniemam? -
Damarri uniosła jedną brew i siadła obok.
- Raczej na moją beztroskę i twój duży dekolt. - karty sprawnie przepływały między jej palcami.
- Ale to nie godzi, żeby taka dama...
- Mój drogi,
- przerwała młodzikowi - jeszcze ze mną nie dzieliłeś łoża, a już zachowujesz się jak mój mąż. - Śmiech przeszedł przez zacieśniający się naokoło tłum. - Pozwól mi się zabawić, póki mogę i siadaj. - Poklepała stolik po swojej prawej stronie. - Jesteś dla mnie jak amulet ściągający szczęście. Bez ciebie nie mam najmniejszych szans.
Karty były gotowe do rozdania.
- To jak panowie, kto wchodzi?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 15-06-2009 o 23:14. Powód: link porpawiłam ;]
Latilen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172