Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2011, 14:55   #71
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
post powstały z pomocą Latilen

Nowe miasto, stare wspomnienia, nieznani przyjaciele i wrogowie. Mnóstwo niewiadomych czających się niemal za każdym zaułkiem. Sekrety, które dopiero mają być ujawnione.
Za sobą zostawiała zagadkę. Armagona. Nie pamiętała tego mężczyzny, a jednak budził znajome nuty.
I miała wrażenie... nie... raczej przeczucie, że go jeszcze spotka.
Na razie jednak należało się skupić na chwili obecnej. Na młodym krasnoludzie stojącym przed nią.

- Witaj. - Tavarti uśmiechnęła się uroczo do krasnoluda. - Miło mi poznać. Oto moi towarzysze. -
Po czym przedstawiła wszystkich, oczywiście największe wrażenie zrobiła na Thorvilu, Dami ubrana wyzywająco i uwieszona ramienia Tavarti, jakby chciała oznajmić całemu miastu, że jest zdobyczą miłosną młodej wróżbitki. Lub na odwrót.
- Myślę, że poradzimy sobie z bagażami? - stwierdziła bardziej niż zapytała oczekując jednak potwierdzenia ze strony pozostałych. - Zaprowadź nas więc do willi Omasu.
Ruszyła na pomost wystarczająco powoli, aby mógł wskazać jej drogę.
- Będę miała kilka pytań co do mojego poprzednika. Na przykład, kto go znalazł po śmierci i gdzie dokładnie odkryto jego ciało. - wyliczała patrząc na rozmówcę, oceniając jego reakcje.
-No tak...eee... niech pomyślę.- nieco roztargnionym i smutnym tonem głosu Thorvil zajął się relacjonowaniem.-Znaleziono go martwego w jego biurze z samego ranka. Sztylet miał wbity pod łopatkę. Znalazłem go... ja... i... Wybacz pani, to był dla mnie ciężki okres.- głos krasnoluda często się łamał.-Nie mogliśmy... U nas ważne, jest by przed śmiercią zmarły mógł się pożegnać z rodziną, przekazać owoce swojej pracy...to znaczy symbolicznie, poprzez narzędzia którymi... a teraz... nawet nie można było. Nie przeprowadziłem poprawnie ceremonii pogrzebowej, bo miałem nawał pracy związanej z przejęciem jego obowiązkow i jego... przepraszam rozkleiłem się.
Po czym skinął głową dodając.-Jeśli pani pozwoli to... opowiem o śmierci pani poprzednika później. Zadbałem o to, by to Czerwoni zajęli się śledztwem. Mimo, że denat mieszkał w dzielnicy wschodniej, tak że jego śmierć powinna podlegać Niebieskim. Ale poruszyłem swoje kontakty i dopiąłem swego!
-Czerwoni? Niebiescy?- Damarri uprzedziła pytanie cisnące się na usta Tavarti.
-Czerwony oddział straży jest najlepszy i najlepiej wyposażony. Niebiescy są dobrzy, ale...- wzruszył ramionami.- Nie mają tak dobrej renomy. Poprzedni ich dowódca dopuścił do strasznych nadużyć i dopiero teraz Reshalk, zaczęła robić porządki. Ale cóż.. dziewczyna dopiero niedawno objęła urząd, więc nie można oczekiwać, że wszystko naprawi od razu. A i tak Niebiescy są lepsi od tych barbarzyńców z Zielonego Oddziału, którzy chyba tylko przez ironię nazywani są Strażą Miejską. Tak czy siak, mieszkamy w Dzielnicy Wschodniej, w tej lepszej części, więc śledztwo powinno dostać się ludziom Reshalk. Ale... wolałem powierzyć je komuś sprawdzonemu. A Czerwony Oddział to duma barsawiańskiej Vivane.
Przekroczyli bramę, bez większych przeszkód. Była taka, jaką Tavarti pamiętała ze swych wizji. Nic się nie zmieniło. Zostali jedynie pouczeni co do otwartego noszenia broni. Za nią … na wprost niemal bramy była Karczma “Wrota Wschodzącego Słońca”, krzykliwy budynek słynący z drogich i kiepskich trunków, pospolitych rozrywek, harmideru i zawyżonych cen. Paskudne miejsce, jak stwierdziła Aljarina, z czym zgodziła się Tavi, jak i sam Thorvil. Mimo to Windeyes i Ace bardzo chcieli ją zobaczyć.
Wróżbitka wiedziała że nie warto. Doskonale pamiętała miejsce. Poprzedni właściciel Serca Namiętności je odwiedzał. A być może dawna Tavi też.I nie robili zapewne tego dla rozrywki.
Ruszyli dalej ulicami miasta, pod wodzą krasnoluda.
- Jak daleko mieszkacie od willi Omasu? Czy mój poprzednik pracował w domu?
- Mieszkamy bardzo blisko placówki handlowej blisko Mostu Elfów, będziemy i mój dom i samą budynek przedstawicielstwa w drodze do willi Omasu.- rzekł krasnolud i dodał.-Pokażę je.

Ruszyli przez miasto, równie barwne i hałaśliwe jak Travar. Nie tak piękne jednak. Ostatnia wojna je okaleczyła. Jak twierdził Thorvil,większość zniszczeń pochodziło z Pogromu, kiedy to Theranie oszukali barsawiańskich vivańczyków w Starym Mieście wydając ich na pastwę Horrorów, niczym przynętę.
Miało to odciągnąć uwagę od nich samych skrytych za solidną kopułą magii.
Samo miasto odbudowywane jest fragmentarycznie, w części therańskiej jest ponoć bardzo piękne. Aczkolwiek Thorvil nigdy nie dostał się do therańskiej enklawy. Więc znał ją tylko z opowieści i plotek.
Przedzierając się przez miasto Tavarti zadawała pytania związane już raczej z samym Vivane. Czy było jakieś miejsce spotkań handlowych? Gdzie znajdował się targ? Których miejsc należało unikać? Czy zbliżają się jakieś święta? Czy w willi Omasu jest służba? Jaka jest pozycja ich pracodawcy w mieście? Jak najlepiej przemieszczać się po ulicach? Konno? Pieszo?

A krasnolud uprzejmie odpowiadał. Spotkania Handlowe odbywały się głównie w Alei Kupców i na Targowisku, na które to Thorvil oczywiście gotów był zaprowadzić wysłanniczkę Omasu.Przynajmniej te formalne spotkania handlowe się tam odbywały, bo te nieformalne... cóż... Thorvil nie był na tyle znaczącą osobą, by brać w takich udział.
Pozycja Omasu była w barsawiańskiej części Vivane znacząca. Przedstawiciel, bądź przedstawicielka Omasu była liczącą się osobą na arenie gospodarczo-politycznej miasta. I to mimo tego, że nie należała do Zgromadzenia. Wpływy Omasu w Vivane były spore, acz... nieformalne.
Zgromadzenie składało się z dwunastu reprezentantów wybieranych przez posiadających domy mieszkańców miasta, Quarique’a Niezłomnego będącego przywódcą miasta, przewodniczącej Zgromadzenia Unsary Ultaramis oraz szefa Straży Miejskiej Jerana Darro.
Samo Zgromadzenie pełni rolę rady miejskiej dla Vivane, choć w praktyce tylko dla barsawiańskiej części Vivane. Co prawda Kypros jest nominalnie członkiem owego zgromadzenia, to w praktyce Gubernator nie zniża się do obecności na jego posiedzeniach. Zresztą Zgromadzenie jest mało docenianym organem służącym po części do administrowania funduszami dzielnic, a właściwie tym co da się uszczknąć z podatków jakie miasto płaci Therze. A po części okazją do nieformalnych spotkań dla najbardziej wpływowych Dawców Imion w barsawiańskiej części miasta.

Miejsc których należy unikać krasnolud znał wiele. Niewątpliwie należy trzymać się z dala od Zniszczonej Dzielnicy, a także nie zagłębiać się zbytnio w zaułki Dzielnicy Rzecznej.
Po czym zerknął na Ace’a i dodał, że na miejscu Tavarti pilnowałby by nikt z jej podwładnych nie zapuszczał się do Miejsca. Mimo wszystko pewne rozrywki nie są warte ryzyka z nimi związanego.
Po krótkim zagadywaniu Thorvil rzekł speszonym głosem, że Miejsce to zamtuz i karczma w jednym.
I że, gdy był młody i głupi... i zbyt ciekawski, zajrzał tam. Raz. I już nigdy więcej nie zapuszczał się w tamte okolice.

Damarri też miała pytania do Thorvila, dotyczące rozrywkowych miejsc w Vivane.
Thorvil potwierdził, że jest wiele takich. Dom Opowieści w którym wystawiane są sztuki teatralne. Sala Kości Masanta czyli miejski dom gier. I wymienił nazwy kilku krasnoludzkich karczm, gdzie trubadurzy zwykle występują. Z tych wszystkich rozrywek krasnolud najbardziej chyba cenił Dom Opowieści, choć orczycy i Ace’owi oczy błysnęły przy słowach “dom gier”.
Co do świąt.. to za kilka tygodni miał się zacząć słynny Festiwal Ryby.
-Jedzenie ryby, łowienie ryby, żonglowanie rybą, strzelanie i rzucanie rybami. Rozrywki dobre dla trolli i orków, nie dla statecznych krasnoludów. Bez urazy.- jak to określił Thorvil, dopiero po chwili orientując się, że ma za plecami aż dwoje orków.
Jak stwierdził krasnolud willi Omasu nie było służby, ale zmarły Dasarik dbał o to by w willi był zawsze porządek.
Starała się zapamiętać jak najlepiej informacje przekazywane jej przez krasnoluda, aby potem skonfrontować je z tym co powiem im Aljarina.
Po drodze doszli do skromnego domku, acz dużego który należał do Dasarika i jego rodziny, a w którym mieszkał i Thorvil.
Minęli go i ruszyli dalej, przemierzając spinający rzekę Most Elfów z pięknymi zdobieniami i malowidłami stworzonymi przez tą rasę. Barwy malowideł zdołały już wyblaknąć, niemniej nadal były piękne.
Przechodząc przez niego Thorvil wspomniał, że najlepiej przemierza się Vivane na piechotę.

Placówka handlowa Handlu Lądowego Omasu.
Potężny budynek z magazynami na towary. Prężnie rozwijające się miejsce. Tavarti przyglądała si przeładunkowi, podczas, gdy Thorvil rozmawiał z pracownikami i podpisywał dokumenty.
Budynek tętnił życiem, co chwila ktoś do niego wchodził, lub z niego wychodził.
Aż trudno wyobrazić sobie było, ktoś tu mógł wejść niezauważenie za dnia. Zapewne morderstwo odbyło się w nocy.
Kiedy już dotarli do willi, Tavi podziękowała za pokazanie im drogi. Na odchodnym dodała:
- A i chętnie zobaczę księgi rachunkowe. Muszę wiedzieć, jakim dysponuję budżetem. Chciałabym wydać przyjęcie dla najważniejszych wspólników Omasu i śmietanki towarzyskiej Vivane, aby się zaprezentować. Przydałaby się lista tych osób wraz z adresami. - ton wskazywał na prośbę. - Najlepiej, gdybym dostała księgi i listę jeszcze dziś. Oczywiście nie musicie jej sami przynosić, może na przykład zrobić to pański syn.
-Oczywiście, tyle że... ja jeszcze nie... Otóż, jest jedna panna, ale...-odparł nieco się mieszając Thorvil, co Dami sprostowała szepcząc Tavi na ucho.-Zaloty krasnoludów są krępowane tradycjami. To niemal rytuał i to dość skomplikowany. Rodzina jest dla nich ważna, tak więc krasnolud nie żeni się tylko z samą wybranką, ale też praktycznie z jej rodziną.

Willa Omasu, była mniejsza niż ta w Travarze, ale i tak była imponująca.
Potężne kamienne lekko nieobrobione ściany, wielkie drzwi i okna i otaczający ją niemal dziki ogród.
Budynek był przystosowany do potrzeb tak potężnych ras jak obsydianie, i do gustu tej rasy też.
Nieobrobione ściany, lekko zaokrąglone, przypominały jaskinie.


Typowa obsydiańska willa z ich umiłowaniem prostoty i natury, jak stwierdziła Dami rozglądając się. Na szczęście oprócz owego budynku, Tavarti i jej drużyna, miała także dostęp do domku dla gości, zbudowanego wedle mieszanki elfich i ludzkich standardów. Czyli wygodniejsza i bardziej znośna.
Pożegnała się z Thorvilem. Poczekała, aż zniknął za zakrętem, po czym odwróciła się na pięcie do towarzyszy.
- Dobrze, porzućcie wszystkie rzeczy w holu i pierwszym lepszym pokoju. Teraz tak. - wskazała palcem na Aljarinę. - Czy wiesz moja droga, gdzie tu można zdobyć informacje? Najlepiej, gdyby udało nam się stworzyć jakąś sieć informatorów. Na przykład dzieciaki z ulicy są w tym niezłe. Trzeba zweryfikować informacje naszego krasnoluda. Ulica zwykle plotkuje wiele, zwłaszcza o nagłych zgonach i rzadko się mylą. Dodatkowo możesz też rozpytać o te dwie kobiety. - Tavi zapisała dwa nazwiska na kawałku papieru oderwanego o kartki z pytaniami i podała ją elfce - Weź ze sobą Acelona. Dobrze będzie, jeśli będą cię z nim kojarzyć. To się może przydać.
- Natomiast nasza pozostała czwórka -
spojrzała na Windy, Gromlaka i Dami - idziemy zrobić rozpoznanie w okolicy. Dzielimy się na dwie pary. Przede wszystkim interesuje mnie targ z żywnością i rzemieślnicy. Patrzcie, może znajdziemy jakiś zakład, gdzie wytwarzają maski. No to już, nie ma po co tracić czasu. Ja z Dami w lewo, wy w prawo.

Ruszyli więc parami na targ.. i Damarri zaczęła ciągać Tavarti od sklepu z biżuterią, do sklepu z szatami. Przymierzała kolejne stroje, zaciągając Tavi do przebieralni, by zaprezentować się w szacie i bez niej. A także by przebierać samą Tavarti, przy okazji całując ją i obmacując.
W jednej z przebieralni, gdy obie były nagie, orczyca przycisnęła swym ciałem wróżbitkę do ściany całując namiętnie i lekko pieszcząc szyję kłami, po czym wymruczała cicha.-To nasza pierwsza noc w tym mieście. Chcę by była...szalona.
Nie powiedziała nic więcej, ponownie całując Tavi. I zostawiając tą prośbę i obietnicę w jednym do realizacji na wieczór. Po sklepach i straganach z szatkami, były sklepy z pachnidłami, straganami z miejscowymi specjałami, czyli głównie rybami z rzeki.
Trafiły się też rzemieślnicy wytwarzający lekkie maseczki z piór, delikatne porcelanowe maseczki i drewniane maski totemiczne mające być ponoć “oryginalnymi wyrobami z dżungli Serwos” . Które to zresztą Damarri wykpiwała, jako nieprawdziwe i nie mające nic wspólnego z tamtymi kulturami.
Nigdzie jednak nie trafiła się maska tak delikatna jak ta którą nosiła Tavarti, ani z podobnymi motywami.
Było to prawdziwe dzieło sztuki podziwiane, przez elfów i ludzi oraz orków tworzących maski.

W przewijających się plotkach nie było słów o morderstwie Dasarika, minęło wszak trochę czasu i sprawa zdołała przycichnąć. Obecnie głównym tematem był powrót Kyprosa z Rugarii i najnowsze przedstawienie Fortina Dashana, miejscowego dramatopisarza uwielbianego przez tłumy viavańczyków. Sztuka będąca w przygotowaniach i podobna mająca być niedługo wystawiona. Sztuka o tytule “Sen”... lub coś w tym rodzaju.
Na moment uwagę Damarri i Tavi zajęło grające na ulicy krasnoludzkie dziecko.


Mała dziewczynka, trącająca struny harfy. Zbyt bogato ubrana jak na biedaczkę, śpiewała jednak grając na harfie i zbierając datki. Nieco przestraszona, ale uśmiechnięta często zerkała w kierunku siedzącej na przeciw krasnoludzkiej staruszki, która najwyraźniej ją pilnowała i oceniała.

A potem... mijała właśnie z Damarri, położony na uboczu sklepik o nazwie:

Cytat:
“Magya elementarna, wycena i rozpoznanie przedmiotów magicznych, sprzedaż, kupno. Mistrzyni Żywiołów Gerissa”
, gdy coś Tavarti tknęło.
Ta nazwa, nie była obca.
To miejsce wydawało się znajomo. Pamiętała, że raz śmiała się z tego szyldu, otrzymując przy tym odpowiedź od właścicielki.-I tak wiadomo o co chodzi, a zakup nowego kosztuje.
Weszła do środka. Pomieszczenie było dość ciemne i zabiedzone. Tak jak kiedyś.
Właścielka,ludzka kobieta o ciemnych splecionych w misterną konstrukcję i ubrana w luźną niewiele zakrywającą szatę leżała na fotelu ukształtowanym za pomocą magii żywiołów w której się specjalizowała. Tak jak kiedyś.
Było tu kilkanaście przedmiotów, sporo zwojów i ksiąg. Niemniej wszystko wydawało się stare i używane. I nieco niechlujne. “Odstraszam w ten sposób złodziei, uznają że skóra niewarta wyprawki.”- przypomniało jej się. Gerissa, bo zapewne to ona była, spojrzała na obie “klientki”, szczególnie na Dami, choć i zamaskowana Tavi zwróciła jej uwagę.-W czym mogę... pomóc?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 18-09-2011 o 15:11.
abishai jest offline  
Stary 09-09-2011, 11:12   #72
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Fever Ray 'If I Had A Heart' - YouTube

"Cóż teraz wiem? Niewiele więcej. Jak irytująco! Drażni to moje wewnętrzne struny, które ostrzegawczo wibrują w mojej głowie. Lista spraw również nie uległa skróceniu. Z łatwością przywołuje ją z pamięci - przez ostatnie kilka dni wpatrywałam się w nią zbyt długo."

Dziewczyna rozglądała się dokoła bez większego zainteresowania. Dom krasnoluda był dość skromny, w oknie wisiało pranie susząc się na delikatnym wietrze. Zasłony na parterze szczelnie zaciągnięto. Na drzwiach powieszono kawałek nieco wyblakłego muślinu na znak żałoby. Ściany natarto wapnem, aby nadać im bielszego odcienia. Niestety deszcze tutaj nie obchodziły się łagodnie z domami - przez cały parter ku górze ciągnęło się głębokie pęknięcie w ścianie, a zaraz pod dachem straszyły brudnordzawe nacieki. Sąsiadka trzepała dywan.
Przechodnie mijali kamienicę bez zatrzymania, jakby tragedia, która dotknęła tej rodziny, została już zapomniana. Starta z pamięci. Jakby się nie zdarzyła.
Tavi zagryzła dolną wargę.

Cytat:
„Kim był/jest Haughrald z Domu Thaloss?”
„Ściągnąć Darantima. Poprosić o opis wszystkich ostatnich akcji RO (ruchu oporu) /na miejscu.”
„Zdrajcy? Podejrzenia. Wersja wydarzeń. Wuj wie o RO? Członkowie RO. Jak jest zorganizowane RO.”
„Zobaczyć miejsce śmierci. Poszukać papierów.”
„Potrzebna uliczna siatka informacyjna. Dzieciaki? Aljarina.”
„Ostatnie sprawy, goście, interesy Dasarika.”
„Plotki o Dasariku. Plotki o RO.”
„Zorganizować przyjęcie dla dobrze sytuowanych współpracowników. Rodzinny obiad dla pracowników.”
„Zebrać informacje o Laetici el’Kharim albo Lorraine Silversong."
Na dłużej zatrzymali się dopiero przy hangarze. Tavi przesunęła swoimi długimi palcami między pasmami włosów odrzucając je zamaszystym ruchem do tyłu. Pochyliła się nieco do przodu, opierając się policzkiem na kosturze, palcami badała jego drewnianą powierzchnię. Zmrużyła oczy. Pokrzykiwania.
Mrowisko.
Orczy i trollowi tragarze wnosili lub wynosili towary. Lawirowali między sobą, jakby szli jakimś niewidocznym śladem pozostawionym po swoich poprzednikach. Wszystkim się spieszyło, aż dziwne, ze w siebie nie wpadali. Dziewczyna wybrała sobie jednego orka o zgniłym kolorze skóry, który właśnie pojawił się w wejściu. na plechach targał wielki, bezkształtny wór. Pot zrosił obficie jego czoło i tors, którego nie okrywała nawet kamizelka. Muskuły przy każdym jego zamaszystym kroku prężyły się po skórą. Oddychał przez na wpół uchylone usta. Jeden z jego kłów ledwo sterczał ponad wargi. Widziała oczyma wyobraźni jak traci go w bójce albo podczas ataku piratów. Następnie wstawia sobie kolczyk z kryształem zdobytym na przeciwniku, który obecnie kołysał się w złotej oprawie w takt niesłyszalnego rytmu jego kroków.
Kiedy minął Thorvila stojącego w towarzystwie trzech osobników czekających z listami na jego podpis, straciła zainteresowanie tragarzami.
Oto królowa, którą interesują się jedynie nadzorcy robotnic. Krasnolud krzyknął w stronę ukrytej przez Tavi postaci gdzieś w tłumie i machnął na nią ręką. Potem zniknął w biurze. Zastukała w podłoże kosturem. Powietrze drgało zawirowane ciągłym otwieraniem szerokich odrzwi. Przepełniał je ostry aromat potu z tępym posmakiem brudu naniesionego długą podróżą. Kucnęła przesuwając dłonią po ziemi. Przyjrzała się jej wnętrzu pokrytej drobnoziarnistym piachem.


"Krasnolud okazał się mało pomocny. Może jestem okrutna. Ale nie interesuje go, kto zabił jego brata? Na bogów, wierzy w tę bajkę o kochance?! Ślady dawno zniknęły, materialnie niewiele pozostało, nawet słowa ulicy umilkły...

Materialne ślady, a niematerialne? Trzeba się będzie wybrać do Czerwonych."

Twarz spociła się pod maską. Ilość nowych informacji przytłaczała, huk miasta przemieniał się na granicy świadomości w migrenę, a kolejne pytania drążyły jej myśli.
Szli dalej, kierując się do Willi Omasu.
Dopiero zmieszanie Thorvila z powodu, zwykłego jakby się zdawało, pytania ściągnęło ją z powrotem do Vivane.
Zaśmiała się wesoło.
- Proszę się nie obawiać Thorvilu. Miałam na myśli wyłącznie rozmowę z polecenia naszego pracodawcy, nic więcej. - uśmiechnęła się najpiękniej jak umiała.

"Tak, brakuje mi jeszcze nieporozumień rasowych. Chyba zaszyję się na resztę mojego krótkiego żywota w tej jaskini jaką jest villa Omasu - przy okazji świetne miejsce na bankiet, ma swój klimat i przynajmniej jest chłodno, tylko stoły należy postawić, jakieś lampiony i gotowe - ... Może nie powinnam tyle myśleć, a raczej działać."

Po wydaniu poleceń i skupieniu się na tym, co należy znaleźć na targu, dała się wciągnąć w wir zakupów. Oczywiście zmęczyła się zaraz na początku i szła tylko dlatego, że orczyca ciągnęła ją dalej. Mimo to zaopatrzyła się w elegancki kolorowo zdobiony płaszcz próbując nie rumienić się, kiedy Dammi ponownie proponowała przymierzyć go nago. Udało jej się też dostać mapę Vivane. W momencie kiedy studiowała ją usilnie, próbując zorientować ją w terenie, co magicznie utrudniała jej była-głosicielka, z jej myśli wyrwały ją kolejne brzmienia liry.

Stanęła na środku przejścia, potrącana to z jednej to z drugiej strony. Wpatrywała się jak zaczarowana w dziewczynkę. Jakieś zimne, mrowiące uczucie zagnieździło się w okolicy jej serca promieniując w stronę krtani. Wnętrza dłoni spociły się, a usta stały się suche. Cóż to takiego? Znajome wrażenie. Uśmiechnęła się.
- Hej, jak się nazywasz? - podeszła do dziewczynki wrzucając jej do miedzianego kubeczka kilka drobnych monet.
Dziecko niepewnie spojrzało w stronę opiekunki, a kiedy ta przyzwoliła jej ruchem głowy, śpiew się urwał. Lira spoczęła na jej kolanach.
- Zonder. - zdawała się wdzięczna za tą chwilę przerwy.
Tavi kucnęła.
- Piękny masz głos, Zonder. - pokiwała głową. - Jak długo się uczysz?
- Od czasu, kiedy byłam taka.
- dziecko podniosło rękę, odcinając około 30 centymetrów nad ziemią. - Ale zawsze grałam i śpiewałam dla mamy.
Wróżbitka pokiwała głową.
- Ach tak. -
postukała się po policzku. - Więc babcia wzięła cię, żebyś ćwiczyła?
Dziecko pokręciło energicznie główką.
- To moja mistrzyni. Ciężko tak występować przed dużą ilością osób. To ma mi pomóc.
- Zwalczanie tremy? -
Tavi odwróciła się i kiwnęła w stronę mistrzyni.
Ta odpowiedziała jej tym samym.
- Yhy. - dziewczynka potaknęła.

Zimny pajączek w ciele wróżbitki rozszedł się szerzej. Ach tak, trema. Jakby ktoś przestawił jej przełącznik. Tak dobrze znała ten strach, kiedy staje się przed dużą grupą istot. Cała uwaga zostaje skupiona na niej, zniecierpliwiona cisza jeszcze potęguje uścisk w krtani. Usta drżą, kiedy nabiera ostatniego wdechu próbując nieznacznie rozluźnić przeponę. I gdy po chwili równej mrugnięciu powieki a trwającej biliony lat wydobywa z siebie czysty głos, w drgającym ciele rozlewa się parząca błogość. Już nic się nie liczy.

Jej ciało wiedziało od zawsze, tylko umysł potrzebował nieco czasu.
- Też zdarza mi się śpiewać przed publiką. - pogłaskała dziecko po główce.
- Tak? - oczy dziewczynki zrobiły się jak spodki.
- Dać ci dobrą radę?
Potaknięcie.
- Kiedy zaczynasz śpiewać, wyobraź sobie, że ludzi już nie ma. Istnieje tylko wiatr, drzewa i budynki i to dla nich śpiewasz. Dla świata. Przestworzy i ziemi. Wtedy nieważne od tego, jak będziesz stremowana, nawet potknięcie zdaje się tak malutkie w porównaniu do wielkości świata, że nie ma znaczenia. W końcu stoi za tobą całe niebo.
- Dziękuje. -
czoło nieco się zmarszczyło, jakby mała poważnie zajęła się analizowaniem rady.
Tavi zostawiła ją samą i podeszła do starszej krasnoludzicy. Wzięła od niej adres, gdzie może znaleźć tą małą artystkę i kilka innych. W końcu musi podczas przyjęcia być jakaś oprawa muzyczna.
Kiedy ruszyła znów ulicą, za jej plecami ponownie rozległ się śpiew.

Obejrzały stoisko z biżuterią. Tavi kupiła byłej-głosicielce piękny wisior z pasiastym kamieniem szlachetnym. Jego ziemista kolorystyka podkreślała oczy orczycy.
Potem natknęły się na sklep Gerissy.

"To jak poszukiwanie kawałków zbitego lustra, które ma podwójną taflę"


Przeniosła wzrokiem po rzeczach, w końcu skupiając się na właścicielce.
- Gdybym kogoś szukała to dałabyś radę mi pomóc? - zwróciła się do kobiety podchodząc do ściany i dotykając palcem zakurzonych grzbietów woluminów tworzących chybotliwą wieżę.
-Nie zajmuję się poszukiwaniami. Szyld głosi z czym można się zgłaszać.- stwierdziła kobieta, nie zamierzając wstawać na widok nowych klientów, jedynie... przyglądała się z pewnym zaciekawieniem wróżbitce.
- Nawet jeśli obie znamy tę osobę? - Tavarti roztarła w palcach kurz, który utworzył małe grudki zmieszany z jej potem.
-Tym bardziej... znałam parę osób, które nie chciały być znalezione.- rzekła w odpowiedzi mistrzyni żywiołów.
- Nawet gdyby od tego zależałoby ich życie? - dziewczyna wzięła do ręki najbliższa jej książkę i zaczęła ją przeglądać.
Kobieta przekrzywiła głowę na bok zastanawiając się nad odpowiedzią.-A komu miało by coś grozić?
Tavi w myśli prześledziła wszystkich wrogów, których do tej pory zdążyła sobie zrobić. Trochę tego było. Westchnęła.
- "Ze wszystkim sobie poradzę, prócz śmierci." - wyrecytowała cytat, który kiedyś musiał obić jej się o uszy.
Odłożyła książkę na półkę. Podeszła do Gerissy. Nie wiedziała czy może jej ufać. Fragmenty wspomnień nie wskazywały na wrogość między nimi. Z drugiej strony z części nie sądzi się całości.
- Wydaje mi się, że źle zaczęłam. - ukłoniła się nisko. - Nazywają mnie Tavarti Amberheart, jestem namiestniczką Omasu wysłaną z Tarvaru.
Kobieta przymknęła oczy i dodała.-Głos jakby... znajomy.
-Jak to mówią, stary miecz w nowej pochwie. -wtrąciła mimochodem Damarri z lekkim chichotem.
Postanowiła zaryzykować. Jeśli rozejdzie się plotka o jej powrocie, to źródło będzie łatwo wytropić. Uniosła maskę uśmiechając się prawym kącikiem ust.
-Nie widziałam cię kawał czasu. Mówisz i poruszasz się nieco inaczej.- rzekła z lekkim zdziwieniem kobieta.-A więc nazywasz się Tavarti? Przedtem byłaś bardziej tajemnicza.
Dziewczyna ponownie założyła maskę.
- Wiesz może jak nazywałam się wcześniej? - zaczynała mieć wrażenie, że popełniła błąd.
-Wcześniej?- zdziwiła się kobieta marszcząc brwi.- Nie. Nigdy nie podałaś imienia. Mówiłaś że potrzebujesz azylu... Miejsca w którym nie musisz nosić masek. Masek metaforycznych. Wydawałaś się rozdarta wewnętrznie. Ale... nie lubiłaś zdradzać swych sekretów. Były zbyt ciężkim brzemieniem i mogły mnie narazić na nieprzyjemności. Tak twierdziłaś. Dopadli cię?
- Dopadło mnie coś innego.
- Tavi zaśmiała się. - Długa historia. - machnęła dłonią w bliżej niezdefiniowanym geście, po czym pogładziła łeb kostura. - Miałabym prośbę, żebyś nikomu nie mówiła, że wróciłam. - postukała się po masce. - Chciałabym nieco poczekać, aż ciężkie brzemię znów mnie nieco przytłoczy.
-Dotąd przychodziłaś sama, Theranko. Nie mówiłaś kim jesteś, ni skąd jesteś. Nawet nie wiedziałabym komu powiedzieć, że wróciłaś. Za to przychodziłaś z bukłakiem wina zamiast z...- wskazała ruchem stopy rozglądającą się orczycę.- towarzystwem.
[I[- Postaram się naprawić mój dzisiejszy błąd jak najszybciej.[/i] - Tavi przyłożyła koniuszki palców wskazującego i środkowego do warg, które dalej barwił wesoły uśmiech. - Chodź Dammi nie będziemy przeszkadzać.
-Wpadnijcie wieczorem.- odparła kobieta, acz bez entuzjazmu w głosie.

Pożegnały się i wyszły. Gdy wróżbitka znalazła tylko stoisko z dobrym winem, kupiła bukłak i dopłaciła synowi właściciela stoiska, aby zaniósł Mistrzyni Żywiołów.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 18-09-2011, 16:36   #73
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ulice miasta Vivane


Wędrówka po mieście w towarzystwie Damarri się przeciągała. Orczyca wesoło trajkocząc ciągnęła Tavarti od straganu do straganu. Od bazaru do bazaru. Im bardziej egzotyczne i rzadkie towary były sprzedawane, tym chętniej głosicielka ruszała w tamtym kierunku, by wąchać, smakować przymierzać... w zależności do tego co dany kupiec sprzedawał. Damarri niemalże chłonęła atmosferę miasta całą sobą, wykazując niemalże nadnaturalną żywiołowość.
Ale czyż nie za to właśnie Tavarti ją kochała? Czyż nie za tą energię, za ten ogień, przy którym ona sama była tylko płomyczkiem.
W końcu trafili do kobiety handlującej bronią sieczną.


I tu zatrzymały się na dłużej. Bo choć Celis nie była zbrojmistrzynią, ani też adeptką żadnej dyscypliny, to jednak znała się na tym fachu i zaprezentowała całą gamę krótkich mieczy.
Od popularnego wśród therańskich dostojników, krótkiego miecza o wąskim ostrzu...


… poprzez krótki miecz trollowych piratów morskich z Talei, do jednosiecznego miecza orczych kawalerzystów i wąskiego jednosiecznego miecza elfich fechtmistrzów. Na koniec zaś zaprezentowała kopesz, sierpowaty miecz popularny wśród wojowników z kreańskiej prowincji.
Podczas gdy Damarri nie potrafiła się zdecydować na wybór broni wahając się po między elfim a orkowym mieczem, Tavarti mogła porozmawiać kobietą. Jak się okazało, nazywała się Celis, była rodowitą vivanianką i podróżniczką po Imperium Therańskim. W ramach interesów zapuściła się do Rugarii, oraz Kreany.
W Talei zaś była raz i szybko ją opuściła. Natomiast w Maraku i Vasgothii nie była ani razu, podobnie jak na samej Wielkiej Therze.
-W Maraku Vasgothii i Indrisie, Barsawianie nie są mile widziani przez therańskie władze. Zresztą do Indrisy jest bardzo daleko, zaś w Vasgothi nie ma czego szukać.- wzruszyła ramionami kobieta. Co do obecności Imperium w Vivane, miała mieszane uczucia. Z jednej strony pamiętała opowieści o zdradzie therańskich dostojników w czasie Pogromu i okrutnym podboju miasta przed Pogromem. Narzekała też na olbrzymie podatki jakie przychodzi jej płacić na rzecz Imperium. Z drugiej jednak strony, podróżowała daleko i żyła we względnym bezpieczeństwie. A therański sandał, choć przygniatał ją do ziemi, to i chronił przed bezprawiem i bandytami.

O Ruchu Oporu też nie miała mocno wyrobionego zdania.- Przewodzi im Tribas Koar, demagog i ponoć adept iluzjonista. Tym bowiem Jeran Darro i Quarique tłumaczą to, że dotąd go nie schwytali. A sam Ruch Oporu, zajmuje się drobnymi sabotażami i wypisywaniem antytherańskich haseł na murach. Czasem Koar wywołuje zamieszki swoimi przemowami, ale... to wszystko. Nie pamiętam, żadnej spektakularnej akcji w ich wykonaniu.
Khemris ani nie popierała Ruchu Oporu, ani nie była mu wroga.-Nie mają szans na wypędzenie Theran z Vivane. Nie mają żadnych szans. Ja widziałam owe Imperium, z którym ponoć walczą. Jest potężne i ogromne... Garstka idealistów nie zdoła go pokonać.
Rozmowa się zakończyła, a Damarri oddaliła się z dwoma mieczami zakupionymi u kobiety. Zarówno elfiego, jak i orczego wyrobu. I z wyraźnym zadowoleniem na twarzy.

Willa Omasu, Vivane


Gdy już dotarły do domostwa Omasu jako pierwsze, tam już czekał na nie Thorvil z dwiema sakwami wypełnionymi po brzegi zwojami.
Wróżbitka przez chwilę pomyślała, że nie wiedziała o co tak naprawdę poprosiła. Przejrzenie ich zajmie wiele godzin.
W dodatku zjawił się w towarzystwie dystyngowanego elfa, w skórzanej zbroi.


-Lady Tavarti, pozwól że ci przedstawię Oril Jhawn, dowódca oddziału Czerwonego.- rzekł młody kupiec, a elf skłonił się przed kobietami i spokojnym acz chłodnym głosem rzekł.- Obiło mi się o... uszy, że przybył do miasta nowy przedstawiciel Handlu Lądowego.
Wskazał na krasnoluda palcem dodając.- Pozwoliłem więc, wyprosić u niego spotkanie z panią.
Po czym rzekł.- Jak zapewne jest pani wiadomo, poprzednik pani, zginął w dość tajemniczych okolicznościach, a oddział czerwony przejął pieczę na śledztwem. Dlatego, jeśli można chciałbym....

Elf znikł, krasnoluld znikł, Damarii zniknęła, wszystko zniknęło... Została tylko pustka.
Cichy odgłos kropli spadającej na ziemię. Cichy odgłos kropli spadającej na ziemię. Odwróciła wzrok w kierunku dźwięku. Wielka pajęczyna rozpięta pomiędzy dwoma budynkami. Wielka pajęczyna rozpięta w wąskiej uliczce.
Co się na niej kotłowało.


Olbrzymi pająk trzymał w swych objęciach muchę. Szarpiący się owad, desperacko walczył o życie. Ale... było już za późno. Pająk wbijał swe kły w ciało muchy, zabijając ją. Nie.. To nie były kły... To sztylety wbijały się w ciało much, sprawiając że czerwona krew spływała po ciele owada upadając pojedynczymi kroplami na miejski bruk.
Pajęczyca zabijała muchę.
A z kropli owada formował się czerwony kwiat...


… jedna czerwona róża.
-Lady Tavarti, lady Tavarti...czy coś się stało?- słowa elfa, dotarły do wróżbitki, gdy wizja powoli rozmywała się tracąc na wyrazistości.
-Nie.. Nic... zamyśliłam się. Proszę powtórzyć prośbę, jeśli łaska.-rzekła szybko wróżbitka. A elf skinął głową i mówił dalej.- W związku z prowadzonym śledztwem, chciałbym przesłuchać panią w charakterze świadka. Być może dostarczy pani ważnych informacji i tropów, dotyczących tej zbrodni.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 25-11-2011, 19:24   #74
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Zakupy były żywiołem Dammari. Chociaż, co jej żywiołem nie było? Orczyca przejawiała się niesamowitą umiejętnością czerpania radości z najnudniejszych czynności. Angażowała całą siebie we wszystko, co decydowała się zrobić. Jak to ujął Gerthon, wyciskała wszystko jak cytrynkę do ostatniej kropelki z niekończącą się energią.
Niestety tak samo było z zakupami, których Tavi nie darzyła zbytnią miłością.

Na szczęście w końcu czas, który płynął tak wolno, przeznaczony na zrobienie zapasów skończył się. Należało wrócić. Obejrzały już wszystkie stragany. Przymierzyły wszystkie możliwe fatałaszki. Spróbowały wszystkich przekąsek. Wybrały broń. Zrobiły zakupy na kolację. Nie znalazły masek.
Tavi miała ochotę wciągnąć Dammi teraz do wanny, popluskać się przez pół wieczora, a w nocy przejrzeć księgi. Zrobić listę gości uzgodnić ja rano z krasnalem. Przespać się chwilę, aby zregenerować siły i rzucić się w wir śledztwa.
Świat postanowił ją jednak dogonić nieco szybciej, jeszcze przed kąpielą. Jeszcze nie zdecydowała czy martwi ją ilość papierzysk, czy brak syna Thorvila. Potrzebowała informacji co do tajnej organizacji wywrotowej. To mogłoby coś wyjaśnić, na horrory, ale nie, będzie jej utrudniał. Trudno, sięgnie się po artylerię.
Dlatego, zanim poświęciła pełną uwagę elfowi, zaprosiła jeszcze całą rodzinę Thorvila na jutrzejszy obiad. Wizję... na razie pozostawiła do późniejszego rozważenia.

Uśmiechnęła się najpiękniej jak umiała przytulając do siebie torbę z zakupami. Szeroko otwartymi oczami zaczęła wpatrywać się prosto w oczy Orila.
- Rozumiem, że to nie może poczekać, skoro się pan aż tu fatygował? - uśmiechnęła się promiennie.
-I tak i nie... skoro on się zjawił na przeszpiegi w siedzibie straży to...- elf wskazał palcem krasnala.-... znaczy, że jest panna dobrze poinformowana w tej materii. Nie jest wszak tajemnicą, że denat wysyłał do swego pracodawcy raporty i listy. Być może korespondencja z Omasu kryje odpowiedzi dotyczące mordu. Być może to co panna wie, rzuci nowe światło na sprawę morderstwa.
- Wątpię, iż będę mogła pomóc, gdyż dopiero co się tutaj pojawiłam. Sama niewiele wiem. Jedynie to, co powiedział mi mój pracodawca. - j
ej głos brzmiał słodko niczym miód. - Ale oczywiście możemy porozmawiać. Może przy herbacie?
Wskazała dłonią w kierunku domku gościnnego.
-Oczywiście.- rzekł Oril kierując się do wskazanego budynku. A krasnolud podszedł i rzekł.- Dokumenty, o które prosiłaś lady Tavarti, są już w domostwie Omasu.
Dziewczyna położyła dłoń na ramieniu Thorvila.
- Dziękuję Ci bardzo za pomoc. - uśmiechnęła się szeroko. - Jutro rano chciałabym zobaczyć biuro twego brata oraz towarzyszyć ci w dniu pracy. W końcu muszę wiedzieć, co będzie należało do moich obowiązków.

"I co będę mogła ominąć wielkim łukiem i tego nie robić"

Nie czekając już na odpowiedź ruszyła za Orilem.
- Dammi! Dammi, zrobisz nam herbaty kochanie? - zawołała głośno.
Minęła elfa, aby jako pierwsza wejść do domku i zaprowadzić go do pokoju medytacyjnego, gdzie będą mogli usiąść w ciszy. Ominęła zgrabnie bagaże pozostawione po drodze. Po przekroczeniu progu, od razu rzuciła się w stronę okna, aby je nieco uchylić. Kilkoma sprawnymi ruchami odkurzyła poduszki i zaprosiła gościa, aby usiadł.
- Herbata będzie za moment. - sama zajęła miejsce po przeciwnej stronie stołu. - Proszę wybaczyć te drobne niedogodności, dziś rano dotarłam z moimi ludźmi i nie zdążyłam jeszcze się zadomowić.
- Wiem. Lady Tavarti Amberheart. Hmmm... to nazwisko nie pojawia się w rozmowach. Panny nominacja na to stanowisko była zaskakująca. Spodziewano się kogoś innego.
- stwierdził elf nie owijając słów w jedwab dyplomacji.
- Doprawdy? Kogo się spodziewano? - podparła brodę na dłoni, łokciem zapierając się o stolik.
Uśmiechała się wesoło nie dając się zbić z pantałyku.
-Thorvila oczywiście.- odparł elf, podczas gdy Damarri zjawiła się z naparem, przebrana w prześwitującą nieco i zwiewną szatę, dopiero co kupioną w Vivane i z nieśmiałym uśmieszkiem rozstawiającą przyniesione czarki z naparem. Z niewinną minką prezentowała atuty swojej urody skutecznie rozpraszając uwagę elfa.- i cy... Cierona Złotoliścia. Czy jak go tam zwą w Travarze? Znasz go, oczywiście?
- Oczywiście -
skłamała bez mrugnięcia okiem. - Dammi, dolejesz mi nieco więcej?
Powiedziała to rozmyślnie, wiedząc że orczyca będzie musiała się schylić.
- Cóż, można powiedzieć, że mój pracodawca postawił na kogoś z zewnątrz. - schowała uśmiech w filiżance parującego płynu.
Głosicielka schyliła się prezentując zdecydowanie zbyt wiele wdzięków, by można to było uznać za stosowne zachowanie. Ale elf nie protestował, tylko czerwienił się jak burak.
- Czy jeszcze czegoś pragniesz, pani?- spytała wyjątkowo zmysłowym głosem orczyca, a elf wtrącił.- Masz dość ciekawe podejście do swej służby, lady Tavarti. Bardzo... męskie podejście.
- Przyjmę to jako komplement, choć nie wiem o co panu chodzi?
- wsunęła głębiej maskę na nos.
-Tutejsza śmietanka towarzyska. Kobieca śmietanka towarzyska, nie pozwala służbie chodzić tak śmiało roznegl... tak ubranej. - rzekł w odpowiedzi elf wędrując spojrzeniem bo odważnej kreacji orczycy. Po czym rzekł. - Owszem Theranie i niektórzy kupcy oraz sam Quarique Niezłomny gustują w tak wystrojonych służkach, ale nie kobiety.
- Cóż, moje obecne stanowisko wymusza na mnie pewne... zachowania.
- Machnęła dłonią w geście, aby pozostawić ten temat w spokoju. - Myślę, że nie o to pan chciał mnie zapytać, panie Jhawn.
- To prawda. Chciałbym na początek poznać cele panny przybycia tutaj.-
rzekł elf przechodząc do meritum sprawy.
- Cóż przyjechałam zająć się interesami handlowymi mojego pracodawcy. - palcem przejeżdżała po brzegu filiżanki. - Oprócz tego mam sprawować pieczę i informować na bieżąco pana Omasu o postępach śledztwa.
-To aż tak ważne? -
to pytanie było retoryczne, bo Oril łyknąwszy nieco herbaty rzekł.- Otóż... Śledztwo jest w toku i zbieramy wszelkie ślady mogące wskazać mordercę. Tak więc byłbym wielce zobowiązany do przekazania nam korespondencji denata z Omasu. A może panna, jakieś interesujące informacje, na ten temat? Ponoć interesy szły ostatnio słabo. Czy Dessarik wspominał o tym w swych listach?
Spojrzenie elfa skupiło się na twarzy Tavarti, splótł dłonie razem, przysłuchiwał się uważnie jej odpowiedzi. Damarri cofnęła się pod ścianę, udając posłuszną służkę.
- Z listami będzie ciężko. Nie otrzymałam żadnej korespondencji jedynie słowny skrót od mojego pracodawcy.
- A co pannie wiadomo na temat sprawy?-
spytał elf, zapewne oczekując rewelacji z ust dziewczyny. Co by oznaczało, że śledztwo utknęło w martwym punkcie.
- Myślę, że powinniśmy zrobić odwrotnie. - zamknęła oczy uśmiechając się i przechylając nieco głowę do tyłu. - Panie Oril, może pan mi streści postępy śledztwa, gdyż będę musiał złożyć raport mojemu pracodawcy, a ja dopowiem informacje, jeśli znam jakieś dodatkowe.
-Niech tak będzie.-
stwierdził po chwili namysłu elf. Po czym zamyślił się lekko przymykając oczy. - Wiedz pani, że siedziba Handlu Lądowego to budynek dobrze chroniony przed złodziejami. Co prawda wartościowsze pomieszczenia, skarbiec, archiwa i magazyny są lepiej chronione, niż część administracyjna to jednak siedziby jest dobrze zabezpieczona przed włamywaczami. Nie zostało nic skradzione, w każdym razie nic nam o tym nie wiadomo. Nie wiemy nad czym pracował Dessarick tamtej nocy, ale wiadomym jest, że często zostawał do późnych godzin nocnych w biurze.-Oril Jawn splótł dłonie razem, przez chwilę milczał. Po czym zaczął mówić dalej.- Dlatego, nikogo nie dziwiło palące się w oknie światło, ani nieobecność krasnoluda na wieczornym posiłku. Znaleziono go rano, ze sztyletem wbitym w plecy. Przypuszczam, że było to morderstwo na zlecenie, dokonane przez adepta, najpewniej adepta złodzieja. Zdołał on bowiem niepostrzeżenie wślizgnąć się na piętro, na którym się znajduje biuro, po drodze neutralizując założoną na oknie pułapkę. Raczej działał sam. Budynki i najbliższa okolica wokół nich, jest w nocy patrolowana przez kilku strażników. Grupka złodziei, nawet jeśli są adeptami, zwróciłaby czyjąś uwagę.-
Spojrzał na Tavarti i rzekł. - Dessarick został więc zamordowany przez doświadczonego adepta złodzieja na czyjeś zlecenie. Szukaliśmy powiązań starca z organizacjami przestępczymi, czy też ruchem oporu. Ale tropy, póki co, okazały się ślepe. Nikt nie wyznaczył ceny za głowę Dessaricka. Nikomu nie zależało na jego śmierci. A może się mylę?
Upiła łyk gorzkiego płynu.
- Niestety niewiele mam do dodania. Dla mojego pracodawcy śmierć Dessaricka była wielkim zaskoczeniem. Wielce go zasmuciła. Krasnolud nie pisał nic co świadczyłoby o zagrożeniu, które na niego czyhało. Dlatego Omasu uważa jego morderstwo za próbę ugodzenia w jego interesy. - przechyliła nieco głowę. - A czy broń, którą zostało popełnione przestępstwo jest charakterystyczna, czy to zwykły sztylet?
Elf zaśmiał się głośno i dodał.- Nie zostawia się broni w plecach ofiary, jeśli mogłaby wskazać osobę mordercy, czyż nie?
Rozsiadł się wygodniej i rzekł.- Sztylet znaleziony w ciele ofiary, był zwykłym orężem. Typową bronią pozbawioną zdobień i charakterystycznych cech. Jednym z wielu sztyletów jakie można znaleźć na targowiskach Vivane. Obwiązanym u rękojeści czerwoną szmatką. W ten sposób Ruch Oporu wskazuje, że denat był zdrajcą sprawy, jaką jest...-kolejne słowa miały ironiczny wydźwięk.-...uwolnienie miasta spod jarzma Imperium. Ale ta czerwona szmatka miała zmylić trop. Każdy na ulicy wie, w jaki sposób Ruch Oporu zabija zdrajców. Niewielu zdaje sobie sprawę, że... w ten sposób zabija się jedynie członków therańskiej lub protherańskiej administracji miasta. A nie zdrajców wewnątrz samej organizacji.
- Może mogłabym zobaczyć ów broń? Widzi pan, panie Orilu czasem potrafię dostrzegać to, czego gołym okiem nie widać. Może gdybym mogła go obejrzeć, zdobyłabym więcej przydatnych dla pana informacji?

"Gdyby mieć tutaj mistrza, to mogłabym przynajmniej poznać historię oręża... Co za pech!"

-Nie sądzę. Oddaliśmy sztylet do badania czarodziejowi. Nie wykrył nic we wzorcu broni.
- odparł elf z lekkim niezadowoleniem na obliczu. Po czym dodał.- Proszę mi wierzyć. Traktuję me obowiązki bardzo poważnie, a śledztwa powierzone mej straży są prowadzone z całą drobiazgowością i dokładnością. Dowodzę najlepszym... podkreślam... najlepszym oddziałem straży miejskiej po tej stronie muru.
- Czemu się pan tak wzburzył? Nie chciałam pana urazić, jedynie zaoferowałam swoją pomoc. Podejrzewam, że nie ma pan w swojej drużynie adepta Wróżbity, prawda?
- uniosła delikatnie rękę, prostując palce i odwracając dłoń wierzchem do góry.
- Na szczęście nie. Na szczęście ta dyscyplina zginęła razem z Horrorami. -odparł Jawn spokojnym tonem. - Adepci tej dyscypliny sprowadzili dość nieszczęść na Vivane swymi radami w zamierzchłej przeszłości. Ludzie co prawda mają krótką pamięć, ale my elfy, nie.
- Mówi pan tak, bo znał pan jakiegoś osobiście, czy legendy krążące wśród ludzi mają taką wymowę?
- filiżanka szczęknęła o talerzyk, kiedy Tavi odstawiała ją na miejsce. - Gdyby miał pan Wróżbitę, być może znalazłby nić łączącą mordercę z jego bronią.
- Opowieści. Historie nie tak odległe, jakby się można było z pozoru sądzić.
- odparł.
Zamyślił się przez chwilę.
-Hmmm... Niech tak będzie. Sztylet nie jest teraz potrzebny, więc może być użyczony.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Byłabym bardzo wdzięczna. Czy mogę go na jakiś czas tutaj zatrzymać, czy mam go do dyspozycji jedynie w budynku straży? - oparła palec wskazujący wzdłuż policzka. To, że jej brew podjechała do góry, niestety nie dało się dostrzec.
-W budynku straży. Zapewnimy oczywiście odosobniony pokój na... wszelakie eksperymenty.- stwierdził, a w tonie jego głosu słychać było... nieufność. Czemu więc się godził? Po części pewnie z powodu jej pozycji, po części zapewne z braku innych tropów.
"To będzie interesujące."

Miała wielką ochotę zachichotać. Jednak jedynie kącik jej ust nieco się uniósł w niepokojącym uśmieszku.
- Kiedy mogę się pojawić z moimi ludźmi? Dziś? jutro?
-Pojutrze raczej.-
stwierdził elf, pocierając w zamyśleniu kciukiem płatek uszny.- I wszelkie ustalenia, należy przekazać moim podwładnym w pisemnej formie.
- Jak sobie pan życzy. Papiery można złożyć wraz z pojawieniem się na posterunku, czy wcześniej?

Miała nadzieję, że będzie to o wiele prostsze. Składanie podań, wycieczki osobiste, brak zaufania. Patrząc praktycznie, Omasu jej za to płacił. Patrząc optymistycznie, mogło być gorzej.
- Raczej po badaniach... prawda? - spytał retorycznie Oril.
- Zależy od zwyczaju, ale jeśli niczego się nie dowiem, szkoda czasu na wypełnianie druków. - przytaknęła lekko swoim słowom.
-To nie jest normalna sytuacja, nie mamy dokumentów na takie okazje. - odparł szybko.
Odrzuciła włosy do tyłu szybkim gestem.
- Myślę, że to problem do rozwiązania. - uśmiechnęła się, wstając. - A teraz jeśli pan wybaczy, chciałabym chwilę odpocząć po ciężkim dniu.
-Oczywiście.-
odpowiedział elf wstając. Po czym spytał.- Podróż aby nie była męcząca? Ponoć powietrzni łupieżcy ostatnio dają się we znaki na tym szlaku.
- Mieliśmy szczęście i wspaniałego kapitana, dzięki temu uniknęliśmy piratów.
- skinęła nieco głową. - Choć zmęczenie po spartańskich warunkach daje mi się we znaki.
-To w takim razie... nie będę już przeszkadzał, pani.
- rzekł elf żegnając się i kierując do wyjścia z pokoju. A gdy tylko wyszedł, do pleców Tavarti, niemalże przykleiła się Dami wędrując dłońmi po jej brzuchu, pytając z lubieżnym chichotem.- To jak bardzo jesteś zmęczona?
- Hmmm...
- zamruczała poddając się pieszczocie. - Kąpiel w twoim towarzystwie powinna mi wystarczyć. Ale musisz mnie oszczędzać.
-Ej. Jesteśmy w nowym mieście. Musimy zaszaleć na wszystkie sposoby.-
mruknęła orczyca wędrując ustami po szyi Tavi, a dłońmi, a znaczniej niżej na jej ciele.- W końcu, trzeba się zaprezentować tutejszej elicie. Chyba że chcesz być wyjątkowo nudną i przyziemną osóbką w ich oczach.
- Ale jak najbardziej rozumiem twoją energię. Pamiętaj tylko, że jesteśmy tu w celu znalezienia mordercy, a jeśli nie będę w stanie nawet zacząć śledztwa,
- Tavi odwróciła się w stronę partnerki całując ją w usta. - uderzy to w Omasu. Jestem mu to winna.
Wróżbitka poczuła dłonie na swych pośladkach, obdarzające je zmysłową pieszczotą. Pocałunki orczycy były namiętne długie i leniwe... Głosicielka uśmiechnęła się mówiąc.- Ach... liczysz, że rozwiążesz sprawę w dzień lub dwa?
Usta orczycy powędrował na szyję Tavarti.
- Wiesz, że może ci wiele grozić w tym mieście. Zabili krasnoluda, mogą zabić i ciebie. Jeśli będziesz za dużo pytać. Niech cię mają za niegroźną skandalistkę Tavi. Połączmy przyjemne z pożytecznym.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 25-11-2011, 19:40   #75
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
...Niech cię mają za niegroźną moja córko.- spokojny chłodny głos przypominał jej o tym co jest ważne.- Pamiętaj o zachowywaniu pozorów i ukrywaniu prawdziwych motywów. Dyscyplina trubadura może ci w tym pomóc.
Spojrzenie Tavi(?), przeniosło się na kamienną maskę.




Stała na poczesnym miejscu w hallu wielkiego pałacu od wielu lat. Zdobycz matki, jej trofeum z pojedynku z agentem domu Narlanth. Chłodny apodyktyczny głos matki przypominał.- Pamiętaj każdy nosi maskę, pod którą skrywa prawdziwe intencje. Rywalizacja pomiędzy Domami, jak i w samym Domu jest śmiertelnie groźna. Udawaj więc niegroźną, by móc uderzyć niespodziewanie. Noś maskę, przez którą nic nie przeniknie, moja córko.
Wspomnienie... kolejne... ale tym, razem. Jej własne wspomnienie. Nie widziała matki, słyszała jedynie jej głos patrząc jak zahipnotyzowana na kamienną maskę.


Poczuła mocne klepnięcie w pośladek i chichot orczycy.
- Odpływać w marzenia, w tak intymnej chwili... jestem obrażona. Czyż nie jestem marzeniem wielu mężczyzn, czyż nie jestem twoim marzeniem?
- Przebłysków niestety nie kontroluję, skarbie.
- Tavi przytuliła się do partnerki mocniej. - A teraz do łaźni!
Wężowym ruchem wyzwoliła się z objęć kochanki i pociągnęła ją za rękę.
- W kąpieli będzie... ciekawiej. - oblizała wargi, kiedy Dammi na nią spojrzała.
-Myślałaś nad tym, kim tu będziesz.- mruknęła niemal kocio orczyca, gdy doszły do łaźni. Jej palce zajęły się rozpinaniem zapinek zwiewnej szaty, która opadała na podłogę niczym jesienne liście z drzewa odsłaniając jej nagie ciało.- Teraz jesteś wpływową osobą, kimś z kim bogacze się zadają. Kimś takim jak ta...Rubaric.
Tavi oparła się o ścianę przyglądając się jak orczyca pozbawia się okrycia. Z półuśmiechem na twarzy biegała wzrokiem po wszystkich zaokrągleniach partnerki.
- Taaa, myślisz, że muszę zgrywać nadętą? - postukała się po wardze nadymając policzki jak ropucha.
Zdjęła maskę, aby otrzeć spocone czoło.
- Na razie jeszcze nie znalazłam czasu na refleksję, jaką postać mam zagrać. Umknęło mi to między próbą zrobienia z krasnala posłusznego pantofla, udawaniem głupiej przed elfem i zbliżającą się analizą ksiąg rachunkowych. - sarknęła, po czym powoli zaczęła rozpinać guziki.
- Coś proponujesz?
-Jesteś młoda, piękna, bogata.-
zachichotała orczyca, oblizując czubkiem języka kły. Była już naga. Zwiewne szatki były jej jedynym ubiorem. Podeszła do partnerki zmysłowo kręcąc bioderkami i zajęła się... nie pomaganiem jej w rozbieraniu... bynajmniej nie tym. Dłonie Damarri wsunęły się pod szaty Tavarti pieszcząc jej nagą skórę, podobnie jak usta smakowały warg i szyi mrucząc.- Powinnaś być... kontrowersyjnie zabawowa. Bale, flirty, romanse ze służbą. Ja bym taka była na twoim miejscu.
- Nie jest to zbyt... oczywiste?
- dalej walczyła z guzikami. - Przewidywalne i podejrzane?

"I nudne..."

-Dlaczego … podejrzane?-
mruknęła orczyca przesuwając dłońmi po ciele Tavi i tuląc swe piersi do jej dekoltu. Pomiędzy pocałunkami mruczała.- Przewidywalne na pewno. Może nawet spodziewane... ale czy podejrzane?
- Ja będę innych podejrzewać o dwulicowość, myślisz że oni mnie nie?-

Orczyca zaśmiała się i przesunęła dłonią, pomiędzy udami kochanki, mrucząc.-Niech więc plotkują o tym, czy jestem twoją kochanką czy nie.
- Akurat o to zadbasz wspaniale ty sama
. - wplotła palce we włosy partnerki - Nawet nie muszę się starać. Może powinnam dzisiaj jakąś rozpustną fetę zrobić?
-Nie. Jesteśmy pierwszy dzień w tym mieście.
- Damarri przytuliła się mocno do pleców wróżbitki, tak by poczuła jej pełne piersi na swych plecach. Ustami muskając szyję, a palcami brzuch Tavarti, mruczała.- Proponuję, żebyśmy skorzystały z okazji i poszły do któregoś z tych miejsc, które odradzał nam ten porządny krasnolud. Jedną ucztę wszak planujesz, dla tutejszych kupców i powinna być ona bardzo wystawna i bardzo nudna.
- Cudnie. -
dziewczyna westchnęła. - Gorzej, że dziś stale coś do mnie “wraca”. Najpierw ta wizja krwawiącej róży, potem wspomnienie matki...
-Tym bardziej potrzebujesz rozrywki.
- mruknęła orczyca do ucha Tavi, jednocześnie jakimś cudem wsuwają dłoń pod warstwy stroju wróżbitki i błądząc palcami po jej nagim udzie.
- Ta, ta, ta. - wróżbitka na moment odkleiła się od partnerki i ruszyła w stronę okrągłej wanny w posadzce. - Ale najpierw do wody, piękna. - posłała jej buziaka zapraszając do parującej wody.
Zdjęła szybko ubranie i wskoczyła do środka.
Po chwili Damarri zanurzyła się w wodzie obok niej, wędrując palcami po skórze Tavarti i pytając.- I jak to jest? Być wpływową arystokratką?
- Z tobą przy boku? Cuuudownniee....


Kąpiel zajęła półtorej godziny. Relaks i przyjemność, taplanie się w gorącej wodzie o aromacie różanym pozwoliła nieco odpocząć. Ciekawe, Tavi przysięgłaby że po tych wszystkich wygibasach z orczycą powinna czuć się śmiertelnie zmęczona. Może energia partnerki jej się udzieliła? Kto wie...
W każdym razie wróżbitka czuła się na siłach zasiąść do ksiąg. Nie oczekiwała jakichś niesamowitych rewelacji. Przeczuwała, że szybko zgubi się pomiędzy ciągami cyferek. Zresztą nie miała zamiaru sprawdzać czy Derssalik skubał Omasu za jego plecami. Zajęła się kolumną “rozchody”. Przyglądała się za co i komu płacił krasnal.
Po godzinie uderzyła głową w stół mało przytomna. Cyferki zaczęły jej się zlewać, oczy piekły, a sumy w formie zapętlonych zwojów wełny na żywej owczej skórze przeskakiwały przez płotek w celu posłania jej świadomości w kraj szaleństwa. Z tego, co udało jej się zrozumieć rozchody podzielono na trzech “działów”: płace dla pracowników, opłaty okolicznościowe (można się domyślić, że to głównie na łapówki dla urzędników) i koszty reprezentacyjne. Z pierwszych dwóch nie miała szans wyłowić nadużyć, a skąpe wydatki w trzecim dziale wskazywały na robienie nudnych bibek z trzy razy do roku.
- Chyba najlepszym pomysłem będzie udanie głupiej i zwalenie wszystkiego na Thorvila. - wymruczała do siebie pod nosem.
Wstała, rozciągnęła się i ziewnęła.
“Wszyscy już zapomnieli o Derssaliku - muszce. Kim jest ta pajęczyca, która z jego ciała tworzy krwawą różę? Grrr... Same tajemnice. Nie znoszę poruszać się po omacku.”
- Dobra, gdzie jest Ace i Aljarina, mieli mi informacje przynieść
. - zatarła ręce wchodząc z pokoju.

Idąc do kuchni, zachwiała się. Świat pociemniał i znikł zastępując otoczenie pajęczyną z krwawych nici. Znów pająk tkał swoją sieć, znów muszka walczyła o życie. Każdy ruch muszki brzmiał dźwiękiem miecza. A zaś sam owad, co dopiero teraz zauważyła Tavarti miał długie szpiczaste uszy... elfie uszy. Krew muszki spływała po niciach sieci formując nietrwały kwiat z jej posoki.
Wizja była krótka, ale jasna... to nie Dessarik był muchą. To Oril Jhawn, elfi kapitan Czerwonego oddziału Straży Miejskiej.
Słaba opadła barkiem na ścianę.


- Cholera jasna. - dłonią zakryła twarz, palcami uścisnęła nasadę nosa.
Zagryzła dolną wargę i wparowała do kuchni niczym burza.
- ACELON! GROMLAK! ALJARINA!
Niestety w kuchni była tylko Damarri robiąca kolację. Zaskoczona patrzyła na wpadającą niczym huragan dziewczynę i wydukała. -Coś się stało?
- Jeszcze nic. -
Tavi opadła bezsilnie na krzesło przy stole.
Zamknęła oczy próbując przemyśleć sytuację. Nie ma po co podejmować zbyt pochopnych decyzji. I akcji. Po prostu dawno nie miała żadnego przebłysku, nie ma się co tak nakręcać. Westchnęła.
- Nadal jest czas...
- Kochanie, to ta kąpiel ci zaszkodziła?
- orczyca pomasowała ramiona wróżbitki.
- Miałam przebłysk. Nasz nowy znajomy elf, Orvil jest w poważnym niebezpieczeństwie.
- To ten co mówił, że Wróżbici przynoszą same nieszczęścia?
- na ustach orczycy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Ta, ten co był pod wrażeniem twoich kusych ciuszków. - zachichotała w odpowiedzi. - Potrzebuję o nim informacji. Gdzie jest reszta? - jej głos wypełniła irytacja - Postanowili wydać wszystkie nasze pieniądze czy jak?
- Tak beze mnie?
- Dammi prychnęła. - Nie odważyliby się!
- Mam ich w nosie.
- dziewczyna wstała wyciągając orczycę z kuchni. - Idziemy się zabawić.
- A kolacja?
- kąśliwość partnerki nie wpłynęła na zmianę decyzji.
- Przebierz się, już! - tupnęła nogą.
- Widzę, że się zaczynasz wczuwać w rolę “zepsutej arystokratki”.- uśmiechnęła się ironicznie orczyca i zaczęła zrzucać z siebie ciuszki w lubieżny i prowokujący sposób. Po czym całkiem naga ruszyła do sypialni, by tam się ubrać. Po drodze jednak dała klapsa w pośladek wróżbitki, gdy ją mijała mrucząc.- A ty się nie zamierzasz przebrać?
- Tylko zgarnę papiery do wora i zamknę w jakiejś szafie na klucz. -
westchnęła przypominając sobie o rozłożonych księgach.
Szybko wpadła do pokoju medytacyjnego, poskładała papirusy w odpowiedniej kolejności, a potem szybko wrzuciła je do worka. Przeszła z nim do sypialni, gdzie Dammi stała nadal goła przed otwartą szafą i wrzuciła go gdzieś pomiędzy ich dzisiejsze zakupy.
- Tu go raczej nikt nie będzie szukał. - złapała pierwszą kieckę, jaka nawinęła jej się pod rękę. Potem w kilku ruchach ubrała się. Na twarz założyła maskę, aby przywierała idealnie i nie drażniła zbytnio skóry.
Orczyca spojrzała krytycznym okiem na tą kreację Tavi, po czym wsunęła za pas kindżał pytając.- To jak w ogóle planujesz tą... zabawę?
- Sama kupiłaś tą sukienkę, nie patrz tak.
- uśmiechnęła się szeroko. - Idziemy zwiedzać miejsca, które zostały nam zabronione przez Thorvila. Jak to brzmi?
-Cudnie.-
Damarri zarzuciła swe ręce na ramiona Tavarti, objęła jej szyję. I tuląc się do wróżbitki, zaczęła całować jej usta powoli i zmysłowo, wyraźnie rozsmakowując się w przyjemności tych pocałunków. Pomiędzy jednym a drugim zetknięciem ust spytała.- A elf i ta... wróżba? Nie chcę, żebyś czuła się przymuszona do tego. Zabawa może poczekać.
- Rozpytamy o niego tam, a tutaj zostawimy list Acelonowi, że mają zdobyć informacje o Orilu. W ten sposób pogodzimy dwa w jednym.
- uśmiechnęła się prezentując zęby w perfekcyjnym uśmiechu. - Bez informacji i tak mu nie pomogę. Ale uratuję go, choćby to miała być przedostatnia rzecz w moim życiu. - spoważniała, a jej oczy wyrażały niezłomną wolę.
Potem uwolniwszy się z uścisku Dammi szybko pognała do kuchni, aby skreślić kilka słów do reszty.
Cytat:

Drodzy towarzysze, nie ma nas. Poszłyśmy zwiedzać najgorsze speluny tego miasta. Możecie dołączyć. Najpierw jednak proszę o zebranie informacji o Orvilu Jawnie. To bardzo ważne. Widziałam go dziś już dwa razy w wizji i wszystko świadczy o tym, że bez naszej pomocy stanie mu się krzywda. Zmarli nam wybaczą chwilę zwłoki.
Buziaki dla wszystkich
Tavi
PS. Kolację zróbcie sobie sami.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 25-11-2011 o 20:00.
Latilen jest offline  
Stary 29-11-2011, 16:03   #76
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sala Kości Masanta, Vivane


Właściwie można się było tego spodziewać. Thorvil będąc porządnym krasnolud oceniał lokale podług własnej purytańskiej miary. I Sala Kości Masanta okazała się dość porządnym przybytkiem. Zapewne gdyby wiedział, że Tavarti tańczyła w zwiewnym stroju w karczmie "Pod Ognistym Jaszczurem". Gdyby wiedział, że Damarri tam gubiła ciuszki w tańcu ze sztyletem. Gdyby Thorvil wiedział te rzeczy, to by pewnie zemdlał.
Do owego przybytku w Dzielnicy Rzecznej, o którym wspominał krasnolud pójść nie mogły. Głównie dlatego, że dość mętnie tłumaczył miejsce jego położenia. A nazwy nie pamiętał.
Pozostał więc inny przybytek rozrywki, cywilizowany acz nie polecany.

Sala Kości Masanta.
Te dość łatwo było znaleźć mimo, że znajdowały się na uboczu
Zbudowany na północ od ulicy Noży niewielki i pozbawiony zdobień budynek o przyciemnionych oknach, nie wyglądał na jaskinię hazardu. Nie był tak krzykliwy jak te które dziewczyny mijały.
Opierający się o ścianę elf z mieczem przy pasie znudzonym wzrokiem obserwował okolicę. A gdy Tavarti i Damarri się zbliżyły, otworzył im drzwi wpuszczając je do środka.
O ile z zewnątrz Sala Kości wyglądała przeciętnie, o tyle w środku było o wiele lepiej. Bar pełen alkoholi z całego świata, obsługiwany przez śliczną elfkę. Wygodne kanapy pod ścianami.
I oczywiście stoły z krupierami. Wiele stołów otoczonych graczami. Sądząc po strojach, większość z nich była kupcami szukającymi odrobiny dreszczyku, reszta adeptami szukającymi odrobiny szczęścia oraz zawodowymi graczami próbującymi wygrać odrobinę srebra.
Różnorakie gry przyciągały różnorakich Dawców Imion. Największą jednak popularnością gry o nazwie “Pazury Smoka”.
Ani Tavarti ani Damarri nie znały jej reguły, ale cóż z tego. Obie były pięknymi i bogatymi kobietami, nic dziwnego, że po chwili pojawili się przy nich usłużni mężczyźni, którzy pomiędzy komplementowanie obu kobiet objaśnili reguły gry. Dość skomplikowane reguły.
Po pierwsze używano w niej, dwóch ośmiościennych kości z głowami smoków w miejsce ósemek.


Celem gry było wyrzucenie kombinacji dwóch liczb dodawanych do czwórki lub ósemki, bez wyrzucenia smoka na którejś z kości. Gracz mógł rzucać tak długo, jak długo zdobywał punkty. Lub przerwać rozgrywkę w dowolnym momencie. Jednakże wyrzucenie smoka na którejś z kości kończyło kolejkę danego gracza i kości były przekazywane kolejnemu. Zaś wyrzucenie dwóch kończyło rundę danego gracza. Wygrywał zaś ten kto pierwszy osiągnął lub przekroczył osiemdziesiąt osiem punktów. A rozpoczęcie nowej rundy przez graczy wymagało wystawienie ilości srebrnych monet równej liczbie oczek wyrzuconych przez zwycięskiego gracza w jego ostatnim rzucie w poprzedniej rundzie. W dodatku, jeśli w ostatnim rzucie wypadł smok to liczba monet jest podwajana. Jeśli zaś wypadły dwa smoki, liczba monet jest poczwórna.

Pazury Smoka były dość skomplikowaną grą, ale było tylu chętnych "nauczycieli", alkohol choć drogi był wyborny, a kieski dziewcząt ciężkie od srebra. Wszak Tavi przybyła tu wraz ze swą towarzyszką by się zabawić, czyż nie?
Otoczona gromadką wielbicieli Tavarti, była jednak czujna na zmiany w otoczeniu. Może był to wynik ścieżki jaką obecnie kroczyła? Może przeszłości, która wracała do niej powoli?
Jakikolwiek był tego powód, zauważyła wkroczenie do Sali Kości Masanta, pięknej elfki ubranej w zmysłową i pewnie wyjątkowo drogą suknię.


Kobiety tej pilnowało dyskretnie dwóch postawnych ochroniarzy. I sądząc po ich zachowaniu, Ace mógłby się od nich uczyć profesjonalizmu. Również i ją obskoczyli pieczeniarze, jednakże w większej liczbie i bardziej pokorni. Niemalże płaszczyli się przed tą elfką, co tylko świadczyło o tym jak ważną i bogatą była personą.
Nietrudno było się dowiedzieć kim ona była. Ową elfką bowiem była sama Dorina Tarn Rubaric, głowa rodu Rubaric.
Altea Rubaric.... Imię i tożsamość, którą ukradła wróżbitka w Travarze, należały właśnie do jej krewnej. Posągowa elfka o nietypowej urodzie, szła powolnym i dystyngowanym krokiem, nie wiedząc że zaledwie kilka metrów dalej od niej, stoi oszustka, która narobiła zamieszania w jej interesach z Domem K’Tenshin.

Nie była to jedyna ciekawa persona w tym lokalu. Pod ścianą bowiem stał mężczyzna o szpakowatych włosach i nietypowym zaroście. Bogaty kupiec, albo czarodziej od czasu do czasu włączał się do gry.
Ale o wiele częściej spoglądał w kierunku Tavi przyglądając się jej bacznie.


Nietypowy oręż, o który opierał dłonie, a który z racji zdobień wydawał się pełnić rolę dekoracyjną. Ale nie pełnił. Tavarti widziała już takie szable w dłoniach mężczyzn i kobiet walczących na pustyni. Nie pamiętała tylko gdzie to było. Nie pamiętała też kim oni byli, ani dlaczego walczyli. Mężczyzna niemal próbował przeszyć ją wzrokiem, ale nie wydawał się jej znać. Czemu go zainteresowała ?
Nie z powodu urody. W jego spojrzeniu nie było ni pożądania ni zachwytu. W jego spojrzeniu Tavi widziała ciekawość i zaintrygowanie. Nie potrafiła jednak odnaleźć powodów owej ciekawości.
Ale to wszystko przerwało wejście do przybytku kolejnej osoby. Dobrze znanej Tavarti.
Oril Jhawn, dowódca oddziału Czerwonego zjawił się w tym domu gier. Początkowo wróżbitka sądziła, że chodzi o rozerwanie się przez elfa, przy którymś ze stołów. Ale nie... Oril podszedł do baru i przesiadując przy nim nerwowo spoglądał na drzwi wejściowe do Sali Kości Masanta, popijając kolejne kielichy wina. Niewątpliwie czekał na kogoś. I bardzo się niepokoił.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-11-2011 o 18:09. Powód: mała poprawka
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172