Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-04-2009, 23:54   #1
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
[Earthdawn-storytelling] Ścieżka adepta 18+

Raport na temat katastrofy „Żelaznego Orła”, ręką Karracka Dreina spisany.

„Żelazny Orzeł”- powietrzna galera handlowa należąca Handlu Lądowego podchodziła do Travaru od południa, o wschodzie słońca dnia wczorajszego. Obserwatorzy na murach miejskich nie zauważyli niczego niepokojącego, a i załoga nie wysyłała żadnych sygnałów alarmowych.
Żelazny Orzeł przybywał zgodnie z rozkładem. Pół godziny od zauważenia i około 300 km od murów miejskich, na pokładzie okrętu obserwatorzy dostrzegli serię wybuchów. I wkrótce pożar ogarnął cały statek. Wysłane jednostki nie zdążyły z pomocą. Dawcy Imion przebywający na nich widzieli jednak, jak płonący statek traci możliwość lotu i spada w dół. Zauważyli też kolejne wybuchy i oraz walkę magiczną na pokładzie. Statek roztrzaskał się 293 km od bram miejskich nie czyniąc większych szkód. Załoga zginęła na miejscu, tak jak i większość pasażerów. Zniszczeniu uległ cały ładunek. Udało się uratować tylko jedną osobę. Ratownicy jak i obserwatorzy nie uważają pożaru, za przyczynę tragedii. Wybuchy na statku sugerują sabotaż z użyciem ładunków wybuchowych z esencji żywiołów, lub zażartą walkę z użyciem elementarnej magii, jako bezpośrednią przyczynę utraty przez Żelaznego Orła możliwości unoszenia się w powietrzu. Albo jedno i drugie. Póki co, nie ustalono przebiegu wydarzeń i przyczyn tragedii. A jedyny świadek zdarzeń przebywa obecnie w sanktuarium Garlen w mieście. I na razie nie odzyskała przytomności. Niemniej, głosiciele Garlen są dobrej myśli.
Tożsamość tej kobiety jest nieznana. Omasu wysłał już posłańca do wydziału swej kompanii kupieckiej w Vivane, w celu otrzymania listy pasażerów i spisu zawartości ładowni Żelaznego Orła.


Karrack Drein, zastępca szefa straży miejskiej
drugi rua 1507 TH, Travar


Krasnolud odłożył pióro i spojrzał na swe pismo. Jego wzrok prześlizgiwał się po literach.
A w jego sumienie ciągle zadawało jedno i to samo pytanie. „Czy dobrze robię nie wspominając w raporcie o tym, że wśród ofiar były zasuszone zwłoki, martwe od co najmniej trzech miesięcy?”




Pożar...Języki ognia wędrujące po relingu i olinowaniu. Dwie istoty...wygolony na łyso elf o tatuażach wijących się po skórze niczym węże ...Drugie „stworzenie”...humanoidalna sylwetka...obleczona w ciemność...czarne błyskawice uderzające wokoło...kule błękitnego ognia ciskane przez elfa, na co ten odpowiadał ciemną plugawą magią...wzrok wędruje poza burtę statku...okręt nie unosi się już dumnie w przestworzach...spada...strach ściska gardło...paraliżuje ruchy...ból...ciemność...Morze ognia, resztki statku i ciała rozrzucone dookoła niczym szmaciane lalki...dotyk ziemi, ból pogruchotanych żeber.. ktoś się czołga...elf...a jego skóra jest sczerniała i popękana, z pęknięć sączy się krew...a jednak czołga się docierając coraz bliżej mnie...ściska coś w dłoni...patrzy na mnie z nadzieją...mówi, ale ból czyni jego słowa niewyraźnymi, wciska coś w mą dłoń....to twardy i ciepły obiekt....zaczyna mówić...ból przeszywa me ciało...jakby jakieś macki rozdzierały me jestestwo i łańcuchy przykuwały mą duszę do czegoś... do tego, co tkwi mej dłoni.


Lazaret przy świątyni Garlen, Travar

Pobudka....Nieduże pomieszczenie o pobielanych ścianach z glinianych cegieł. Bandaże na ramionach, spojrzenie omiata pomieszczenie. Ciało jest nagie i przykryte ciepłym kocem, choć w wielu miejscach oplecione bandażami nasączonymi leczniczymi maściami. Koc przykrywający ciało, wzorzysty. Widać staranność wykonania i kunszt twórcy. Przez niewielkie okienko wpadają dźwięki ruchu ulicznego...A więc to miasto, a światło wpadające przez okno sugerowało południe. Żebra już nie bolą, ruchy dłońmi nie wywołują nieprzyjemnych doznań. Obok łóżka jest stolik i krzesło. Na stoliku, cynowa miska z zimną wodą, dzban gliniany również wodą napełniony, kilka czystych szmat i bandaży, wypalona lampka oliwna...oraz to...co przykuwa wzrok. Czarny kryształ wielkości pięści noworodka, iskrzący się karmazynowym blaskiem w środku. Dłoń przesuwa się po nim i gdzieś w umyśle rodzi się myśl. „Jest częścią mnie”.
Kolejna myśl jednak przeraża coraz bardziej i bardziej. „Ale...kim JA jestem?”
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-04-2009 o 12:48.
abishai jest offline  
Stary 30-04-2009, 06:27   #2
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Kim jestem? Gdzie jestem? Co się stało? Dlaczego...?...


Pytania przetoczyły się kawalkadą przez jej głowę. Nic nie pamiętała. Pozostał tylko ten koszmarny sen. I kamień. Była sama w obcym miejscu. Co gorsza pozostawiono ją samą ze sobą. Bez imienia, wspomnień, doświadczenia. Gdzieś na dnie jej duszy narastał strach. W okolicach żołądka zapuścił korzenie, łodygi ściśle oplotły serce i płuca. W gardle rozkwitł kwiat. Nawet nie mogła krzyczeć.


To musi być sen!



Zacisnęła mocno oczy.


Muszę się obudzić! Wszystko minie, będę musiała wstać i zając się... tym co zwykle, a nocny strach zbędę uśmiechem. Opowiem go... komuś i...


Zwinęła się w kłębek pod kocem. Przyciągając zbyt szybko ręce do siebie, tarcie przywołało ból pod bandażami. Chciała syknąć, ale panika utrudniała nawet oddychanie. Czy sen może być aż tak realny?


Spokojnie! Ucieczka nic nie da.

Westchnęła i przyłożyła dłonie do zimnej ściany. Od razu lepiej. Delektowała się chłodem muru. Szkoda tylko, że z tego wszystkiego zaschło jej w ustach. Powoli usiadła na łóżku i ponownie rozejrzała się po pokoju. Kamień błyszczał nęcąc ją do siebie.


Wstała zawijając się w koc. Może nie pamiętała kim jest, ale paradowanie nago tego bynajmniej nie zmieni. A przeziębienie jakoś jej się nie uśmiechało. Czuła się wystarczająco słabo. Nieufnie podeszła do stolika. Kamień ją fascynował. Zdawał się mówić bez słów – „należę do ciebie”, „beze mnie czegoś ci brak”, „jestem częścią ciebie”. A może „należysz do mnie”?


Ostatnia opcja jakoś nie przypadła jej do gustu. Wiązała się z wieloma nieprzyjemnymi następstwami. Dłonią osunęła włosy z twarzy i jej wzrok niechcący spoczął na jej odbiciu w misce wody. Usta ładne, niezbyt wydatne. Oczy w kształcie migdałów, ciemno-orzechowe. Nosek lekko zadarty do góry. Cera dość jasna.


To jestem ja? Wielokrotnie musiałam się przeglądać w lustrze, dlaczego zdaje się sobie taka obca? Jakby ktoś naciągnął mi czyjąś skórę na twarz.



Powoli schyliła się do przodu, obserwując odbicie. Coraz niżej i niżej nad taflą. Aż w końcu ubrała się w wodną, zniekształconą siebie. Wstrzymując oddech, wytrzymała tyle, ile się dało pozwalając chłodnemu płynowi orzeźwić policzki, wtargnąć do nosa i oczu. Potem wzięła wielki łyk wody, aby w końcu wyciszyć pragnienie, a zaraz potem wielki haust powietrza już ponad taflą. Trochę zakręciło jej się w głowie, nogi same się ugięły. Machając ręką w poszukiwaniu równowagi, zawadziła o dzban, który w hukiem zderzył się z podłogą.


No pięknie.



Stała, niepewna co dalej. Zacisnęła dłonie na kocu, którym owinęła się jeszcze szczelniej, podciągając go do góry, aby się nie zmoczył. Woda z dzbanka utworzyła kałużę tuż obok jej nóg. Nie wiedziała, co dalej zrobić. Taka sierotka stojąca na środku pokoju, zakutana w za duży koc, boso w kałuży wody. Zaśmiała się cicho. Jak tak dalej pójdzie...
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 30-04-2009, 12:47   #3
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Lazaret przy świątyni Garlen, Travar

Ten hałas przyciągnął czyjąś uwagę. Za drzwiami słychać było czyjeś głosy. Rozpoznała trzy: jeden spokojny, dwa gniewne. Jednak pojedynczych słów rozróżnić się nie udało. Wkrótce otworzył drzwi elf w długiej białej szacie. Przepasany był jednak szerokim pasem o karminowej barwie wyszywanym żółtą nicią w misterne wzory, przypominające płomienie. Na szyi nosił prosty miedziany medalion z wyrytym na nim symbolem dzbana wylewającego strugę wody. Spoglądając w obszar za elfem, udało jej się podejrzeć, choć krótko, dwie osoby, które tam stały. Jedną był krasnolud w zbroi łuskowej, drugą łysiejący człowiek w bogato wyszywanych szatach. Jednak elf szybko zamknął drzwi dodając.- Zupełny brak wyczucia chwili, co oni sobie myślą?
Elf odetchnął głęboko i odwrócił się w kierunku dziewczyny i uśmiechnął się delikatnie. Teraz mogła mu się przyjrzeć dokładniej: był szczupły i wysoki, co w połączeniu z długą białą szatą sprawiało, że wydawał się być wychudzony. Szczupłą, niemal wąską, twarz elfa zdobiła króciutka jasnobrązowa broda, a długie jasnobrązowe włosy miał luźno rozpuszczone.
-Obawiam się drogie dziecko, że twoja cierpliwość wkrótce zostanie wystawiona na próbę. Jesteś cenna dla kilku ważnych osób.- rzekł łagodnie do dziewczyny.- Ale mnie, przede wszystkim interesuje twój stan zdrowia.
Elf podszedł bliżej spojrzał na twarz i na bose stopy dziewczyny, dodając.- Usiądź, cieszy mnie że szybko odzyskujesz siły. Ale nie powinnaś się przemęczać. Na imię mam Alweron Uasil, jestem uzdrowicielem i głosicielem Garlen...i obecnie, głównym opiekunem świątyni i lazaretu w Travarze.
Gdy usiadła, pochylił się i spojrzał w jej oczy mówiąc.- Jestem pod wrażeniem...Myślałem, że wolniej przyjdzie ci...
Przerwał, pojrzał w dół na dłonie zaciskające koc. Rzekł więc.- Wybacz tą niezręczność... zapomniałem. Twoje ubranie było w strzępach, a ty miałaś wiele poparzeń i ran. Zaciskałaś jednak dłoń na klejnocie.- tu palec elfa powędrował w kierunku kryształu leżącego na stoliku przy łóżku.- Musi być dla ciebie ważny. Poczekaj chwilę...
Elf ruszył do drzwi otworzywszy je odrobinę, wystawił głowę na korytarz i rzekł.- Niech no się któryś z was, sępy, wykaże się użytecznością i poszuka jakiejś uzdrowicielki. I niech jej przekaże od mnie, by przyszła do komnaty ocalałej z katastrofy z jakimiś ubraniami.
-Wypraszam sobie takie porównania.-
jeden głos kipiał oburzeniem, drugi zaś był bardziej spokojny.- A grzej swój zadek kupiecki urzędniczyno, ja pójdę.
Zamknąwszy drzwi Alweron dodał.- Współczuję ci. To co wiesz, jest cenne dla wielu osób. A póki nie przyjdzie ktoś z ubraniem, możemy chwilę porozmawiać. Otóż, wiem że takie katastrofy mogą nieco dezorientować. Przeżyłaś upadek Żelaznego Orła, galery handlowej przybyłej z Viviane.
Nie wiemy kim jesteś, więc nie mogliśmy powiadomić twoich krewnych w Travarze, ale jeśli podasz mi swoje imię oraz gdzie mieszkają twoi bliscy w tym mieście, to...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-04-2009 o 15:09.
abishai jest offline  
Stary 30-04-2009, 21:43   #4
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze

Łapczywie łapała obrazy. Uszczknąć choć fragment tego, co jest "na zewnątrz". Zrozumieć, co się dzieje. Zapamiętać, wyryć w pamięci, zapisać na zawsze.

Ale czy można coś zapamiętać na zawsze? A może jak tylko zasnę, znów wszystko zniknie?

Elf bez ceregieli stanął tak blisko, że zasłonił światło z okna. Jej policzki okrył rumieniec (miała w końcu na sobie TYLKO bandaże i koc, choć wiele świadczyło o tym, że to ON ją opatrzył, to właściwie już nie powinna się przejmować, ale jakoś nie mogła przejść nad tym do porządku dziennego) i mimo że wbiła wzrok w podłogę, ale on uciekał ukradkiem w stronę Alwerona. W końcu był pierwszym intruzem w jej "pustym" życiu.

Ledwo się obudziłam, a już pragnę znów zasnąć. Zapomnieć. Całą sobą wrócić do... koszmaru? Wybór między źle a jeszcze gorzej...


Przygryzła delikatnie wargę. Starała się okryć ramiona szczelniej kocem, ale tym bardziej tylko odsłaniała nogi. Kiedy koc lądował na nogach, niebezpiecznie zsuwał się z ramion. W końcu dała sobie spokój. Spróbowała skupić się na tym, co mówił "opiekun". Myśl, że tuż za drzwiami czyha na nią jeszcze dwóch mężczyzn i że zdążyli się o nią pokłócić zanim widzieli ją na oczy, zbyt dręczyła, i tak skołowany, umysł.

Sam Alweron zdawał się sympatyczną istotą, ale pod jego pytającym spojrzeniem chciała się zmniejszyć do wielkości szpilki. Albo przestać istnieć. Wtedy nie musiałaby szukać odpowiedzi na dziwne i natarczywe, przyszłe pytania.

Na szczęście przez chwilę pozostawił ją samą, żeby zdobyć dla niej ubranie. To rzeczywiście dodało by jej śmiałości.

Kamień znów wołał. Trochę panicznie. Schowała go pod koc i przycisnęła do siebie. Teraz czuła się... całością.

Cudownie, kiedy tak przedmiot zdaje się być dwoją trzecią ręką, albo drugim sercem.


Elf znów spojrzał w jej stronę. Jego słowa pozwoliły w końcu oderwać się od przyziemnych, głupich rozmyślań.

Rodzina? Imię? To proste...


I już otworzyła usta, żeby odpowiedzieć. Jednak żaden dźwięk nie opuścił jej ust. Oczy rozszerzyły się. Nagle zrobiło jej się zimno.



Rodzina? Imię? Travar? Imię? Żelazny Orzeł? Dobrze, mogę nie pamiętać wielu rzeczy. Ale imię? Gdzie jest moje Imię?! Oddajcie mi moje imię! Chociaż IMIĘ! Błagam... błagam chociaż... imię...


Czuła się zawieszona w gęstym powietrzu, a pytania, jak złe czarne kruki, rozdziobywały rany na jej ciało. Kwiat w gardle rozkwitł w pełni. Schowała głowę w ramionach i pokręciła nią przecząco.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 01-05-2009, 13:53   #5
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Lazaret przy świątyni Garlen, Travar


- Nie wiesz? Nie pamiętasz?- słowa zdziwienia wypłynęły z ust Alwerona. Podszedł do dziewczyny. A jego dłonie zaczęły dotykać jej głowy. Długie wąskie palce wsunęły się w jej włosy, badając każdy centymetr jej czaszki. Elf coś mruczał pod nosem, przesuwając raz jedną raz długą dłonią po jej głowie. I dopiero po chwili, rzekł spokojnym i ciepłym tonem głosu.- Nie zadręczaj się tym brakiem pamięci. Żyjesz i to się liczy. Twoi krewni, na pewno ciebie czekają z utęsknieniem, a pamięć ...wróci.
Ostatnie jednak słowo rzekł dopiero po chwili, jakby się wahał, jakby brakło mu pewności.
- Nie myśl na razie o utraconej pamięci, dopiero co odzyskałaś przytomność. A to już jest duży postęp w stosunku do twego poprzedniego stanu.- rzekł następnie, już weselszym tonem, Alweron.- Skup się na odzyskaniu sił.
Drzwi otworzyły się energicznie, i oboje, zarówno elf jak i kobieta, spojrzeli w ich kierunku.
W drzwiach stanęła kobieta, muskularna, acz szczupła. O zgrabnych, acz dużych piersiach, których jej strój nie był w stanie zamaskować. O oliwkowej cerze, co stanowiło ciekawy kontrast przy białej długiej szacie jaką nosiła. U Alwerona tego problemu nie było. Był bowiem dość blady. Dziewczyna, dość młoda, miała lekko szpiczaste uszy, regularną, acz lekko pucułowatą twarz z lekko zadartym nosem. Z dolnej wargi sterczały jej dwa śnieżnobiałe kły zachodzące, aż na górną. Pomijając śnieżnobiałą szatę i pas skórzany, nie nosiła żadnych ozdób. Nawet medalionu jak elf. Miał długie sztywne czarne włosy, przypominające nieco szczecinę. Owe włosy splotła w gruby warkocz, który spływaj na jej lewe ramię i kończył się na wysokości piersi, związany czerwoną wstęgą...Była atrakcyjna, może przez tą egzotykę, a może przez to, że promieniała dyskretnym seksapilem. Jej wargi, cały czas były wygięte w uśmiechu.
Pod pachą niosła zwinięte w pakunek szaty, a więc musiała być uzdrowicielką którą wezwał elf.
- Damarri, ona straciła pamięć i jest lekko zdezorientowana. Nie pamięta nawet swego imienia.- rzekł elf.
- Szczęściara...też bym tak chciała. Wczorajszy wieczór i widok Aegrima leżącego we własnych wymiocinach, to nie są rzeczy godne zapamiętania.- rzekła Damarri wesoło.
- Wybacz Damarri, jak wszystkie orki... cechuje brak subtelności.- rzekł Alweron.
- Po prostu lubimy brać życie całymi garściami, pompatyczny elfie. A teraz wynocha...Nie dla psa kiełbasa.- odparła żartobliwym tonem Damarri.
-Orki i ich poczucie humoru.- odparł Alweron wychodząc i zamykając drzwi za sobą. Nie sposób jednak było nie zauważyć subtelnego uśmieszku na twarzy Alwerona, towarzyszącego jego wypowiedzi.
- A więc straciłaś pamięć? – rzekła Damarri kładąc szaty obok.- Jak to mówimy na stepie: jeśli spadniesz z grzmotorożca, właź na niego z powrotem. Skoro nie masz imienia, to buunda z tym. Wybierz sobie nowe. Możemy nawet przygotować rytuał nadawania imienia, jak już będziesz miała dość sił. A teraz, pokaż ręce.
Gdy dziewczyna podała rękę, orczyca powąchała bandaże, mówiąc.- Nie czuć smrodu gnicia.
Następnie odwinęła bandaż odsłaniając gładką , bez śladów oparzeliny, skórę.
- Ani śladu po oparzeniach, gładziutka...-uśmiechnęła się orczyca.- ... taką skórką, można kusić męskie spojrzenia.
-A więc tak, potrzebujesz nowego imienia, szaty, no i...-orczyca przybliżyła nos do ciała dziewczyny.- ...i kąpieli. Tego przede wszystkim. A więc zdejmuj bandaże i przebieraj się...
Przygotowane przez orczycę szaty, były takie same, jak ona nosiła ( i podobne do szat Alwerona) . Długa biała szata, skórzany pas, sandały, do tego skromna kobieca bielizna.
Zza drzwi słychać było tylko odgłosy gorącej dysputy. Zapewne Alweron przekazywał im najnowsze wieści. Nie przyjęli ich dobrze.
- No to masz ochotę na kąpiel, a może jesteś głodna?- wypytywała Damarri.- Ale najpierw wybierz sobie imię...A może chciałabyś jakieś orkowe imię?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-05-2009, 16:00   #6
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Pojawienie się uzdrowicielki przepędziło ptactwo myśli. Może jej orcze dowcipy nie były najwyższych lotów, ale rozluźniły atmosferę.

Ktoś na mnie czeka, gdzieś tam w mieście? Pewnie tak, po co inaczej pchać się statkiem aż do Torvaru. Ciekawe czy ktoś mnie szuka? I jeszcze ten kamień, który tak ciągle szepcze. Ech, jeśli nawet nie szuka, to wnet zacznie.


To mówiła intuicja. Ale na razie można było ją zepchnąć w kąt. Uśmiechnęła się do Damarri.

- A może wszystko na raz?
- powiedziała cicho, bojąc się usłyszeć swój głos. Matowy, acz dźwięczny. Nie za wysoki. Przyjemny. Obawa, że mogła zaskrzeczeć jak jakaś stara wiedźma uciekła. - Kąpiel, nowe szaty, jedzenie i imię. Niekoniecznie w tej kolejności.

Wstała trochę za szybko (choć pod tą zwałą koca trudno było cokolwiek zrobić zbyt szybko) i zarzuciła na siebie szatę.



- Uważaj, na wodę. - złapała Damarri za ramię, zanim ta nieświadomie weszła w kałużę. - Mówisz orkowe imię. Masz jakieś na myśli? - przygładziła fałdy szaty i zapięła pas - I gdzie właściwie jesteśmy?

Zacznijmy od początku...
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 01-05-2009, 20:36   #7
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Lazaret przy świątyni Garlen, Travar


-A może wszystko na raz? – z każdą głoską, głos dziewczyny nabierał coraz większej pewności siebie.- Kąpiel, nowe szaty, jedzenie i imię. Niekoniecznie w tej kolejności.
Orczyca przyjęła to z zadowoleniem...Jej "podopieczna" przestała być zastraszonym pisklakiem, któremu tylko współczuć można było.
- Pożyczyłabym ci moich osobistych szat, ale są zbyt wyzywające.- odparła wesołym tonem orczyca.- Na razie świątynne muszą wystarczyć.
Następnie ubierającą się dziewczynę przestrzegła przed kałużą. Oceniła figurę i urodę swej pacjentki. Próbowała nawet z niej wysnuć przeszłość owej kobiety. Tyle że mogła być ona, każdym. I kupcem i magiem dowolnej dyscypliny...i wojownikiem nawet.
Kolejne słowa wyrwały Damarri z zamyślenia.- Mówisz orkowe imię. Masz jakieś na myśli? - pacjentka przygładziła fałdy szaty i zapięła pas - I gdzie właściwie jesteśmy?
-Creska, Nyijsa, Meerelva, Meraagi, Duavi, Hercla, Saargva.-
wymieniła prawie jednym tchem Damarri prowadząc dziewczynę pod ramię w kierunku okna.- Moja matka miała na imię Eerglis, a jej matka Tavarti. Nienarodzone dzieci orków, objawiają matkom swe imię w proroczym śnie kilkanaście dni przed porodem. Ponoć. Jeszcze żadnego nie urodziłam, więc potwierdzić tego nie mogę.
Gdy doszły do okna, dziewczyna rozejrzała się...A widok zapierał dech w piersiach. Olbrzymie miasto, z budynkami o dachach wydających się być zrobionymi ze złota.
Budowle o białych murach nad którymi było widać unoszącą się w powietrzu nad miastem galerę

i eskortujące ją dwa drakkary.

Na ulicach widać było tłumy kupców, handlarzy i przechodniów. Gwar ulicy pomieszany z zapachami przypraw docierał do zmysłów dziewczyny, tym mocniej, im bliżej okna stała.
Tymczasem Damarri mówiła.- Jesteśmy w Travarze, perle Barsawii. Piękniejszego miasta nie ma. Cudowniejszego nie ma. Przybyłam tu cztery lata temu i zakochałam się...w tutejszej atmosferze. Orkowi nomadzi pewnie by rzekli, że w miastach brakuje orkom wolności...Co oni wiedzą ? Cały dzień galopować i widzieć jedynie...step. Tu przejdziesz jedną uliczkę i możesz zobaczyć coś nowego. No i Wielka Gra...nie ma wspanialszego pokazu magii, brawury i zręczności, od Wielkiej Gry. A tylko w Travarze ją organizują. Jak się wykąpiesz, to pójdziemy coś zjeść na mieście.
Orczyca przesunęła dłonią po głowie dziewczyny.- No, a teraz chodźmy się wykąpać...trzeba przywrócić blask tym włosom.
Wyszły na korytarz... Alwerona i dwóch petentów już nie było. Orczyca ujęła dłoń dziewczyny i energicznym krokiem ruszyła przed siebie. Usłyszawszy pytanie.- Czym się zajmujesz Damarri, kim jest Alwaron i co to za amulet który nosił.
-Jestem uzdrowicielką i głosicielką Garlen, za dnia, a wieczorem tancerką w karczmie „Pod Ognistym Jaszczurem”. –
odparła orczyca.- Nie polecam tego przybytku, to nie miejsce dla delikatnych kobiet.- a następnie wróciła do tematu.- Muvuul, tak my, orki, zwiemy Garlen w naszym języku, wybrała mnie obdarzając pewną ilością darów, w tym i darem uzdrawiania. Alwaron jest również głosicielem Galren i uzdrowicielem. To rzadkość, by Garlen wybrała mężczyznę, ale zdarza się. Choć nigdy nie widziałam, by wybrała orka. Nie ma hierarchii głosicieli, każdy jest wolny i równy pozostałym. Ale świątynie wymagają pewnej organizacji. I Alwaron, będąc najbardziej doświadczonym z nas został głównym opiekunem świątyni. Przynajmniej przez jakiś czas. Bo jak wejdzie na kolejną ścieżkę swego kręgu życia, czy coś w tym rodzaju...to zapewne opuści świątynię w Travarze. A medalion jest symbolem stanowiska głównego opiekuna... równie dobrym jak każdy inny.
Obie kobiety przeszły przez wielką okrągłą salę. Na środku stał posąg przedstawiający kobietę o łagodnych rysach, otoczoną przez korowód tańczących dzieci, różnych ras. Dookoła posągu stały ołtarzyki ofiarne, i kilkanaście modlących się osób, w większości kobiet.
Dziewczyna nie miała jednak czasu się przyjrzeć, gdyż Damarri nie pozwalała jej się zatrzymać. I ruszyły dalej, pędząc w kierunku z którego dochodził chlupot wody. W świątyni była niewielka łaźnia, niezbyt głęboki wykładany ceramiczną płytką kwadratowy basen, kilka drewnianych ław i złożone na nich szaty.
Bowiem w basenie pluskały się dwie młody kobiety, bladoskóra nieco pulchna blondynka z rasy ludzi o sporym biuście i obciętych na pazia włosach. Oraz szczupła elfka, o ostrych rysach twarzy, włosach czarnych jak skrzydło kruka, kształtnych piersiach i zaskakująco długich nogach. Także włosy miała bardzo długie, bo ich końcówki przylepiały się do skóry na wysokości pośladków.
Damarri bez skrępowania rozpięła pas i szybko zdjęła szatę. Odsłaniając czerwony tatuaż na prawej łopatce. Dość dziwny...Czerwony, złamany kieł, na tle tarczy słonecznej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-06-2009 o 17:36.
abishai jest offline  
Stary 02-05-2009, 12:53   #8
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Wszystko było... nowe, pociągające, interesujące. Już kiedy stały w oknie - zdaje się, że miało to miejsce godziny temu! - uderzyła ją różnorodność. Zapachy mieszały się ze sobą - przyprawy, perfumy, tłum - jakby ktoś wykorzystał promień słońca jak łyżki, a miasto stanowiło cenny gar zrobiony z kości słoniowej, zdobiony złotem. Dodatki w formach kolorowych stroją, straganów handlarzy, spieszącego gdzieś tłumu. Magiczne...

I ja sama wśród...

Damarri jednak nie pozwoliła jej choć na moment wrócić do ponurych myśli. Gnała przed siebie, ciągnąć za sobą dziewczynę. Usta jej się nie zamykały. Dziewczyna miała wrażenie, że już gdzieś słyszała o Garlen. Te łagodnie rysy posągu... gdzieś widziała. Zresztą to nie byłoby takie zaskakujące. Zapewne wielu oddaje jej cześć.

Zaraz zapytam jak potężna jest Garlen.

Zamiast tego, zaskoczona że już dotarły, trochę zbita z tropu patrzyła na Damarri. A właściwie jej tatuaż, misternie zrobiony. Dotknęła go delikatnie palcem, jakby to był motyl, którego można spłoszyć.
- Czy to symbol twojej rodziny?

Ciekawe czy ja mam jakiś?

Kiedy Damarri udzielała odpowiedzi, dziewczyna spojrzała do góry. Sufit, majaczył gdzieś wysoko u góry oparty na kamiennych marmurowych, kolumnach.



Zapatrzona na mozaikę, musiała pospiesznie zrzucić szatę, gdyż orczyca już wchodziła do wody. Kamień schowała pod rękaw, choć dziwnie się czuła tak go tutaj porzucając. Z drugiej strony nie mogła go przecież zabrać do kąpieli.

W końcu zanurzyła się w wodzie, parsnęła kilka razy jak koń, śmiejąc się wesoło.
- Witam, - zwróciła się do pozostałych dwóch kobiet - szukam imienia, nie znalazły go panie przypadkiem gdzieś w pobliżu?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 02-05-2009, 16:53   #9
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Łaźnia przy świątyni Garlen, Travar


- Czy to symbol twojej rodziny?- orczyca pojrzała przez plecy na palec dziewczyny, dotykającej jej łopatki. Westchnęła z irytacją.- To symbol plemienia, do którego należy mój klan...mój były klan.
Damarri z lubością zanurzyła się wodzie, kontynuując opowieść z wyraźnie ironicznym tonem w głosie.- Plemię Złamanego Kła, dumni władcy ziem pomiędzy Lśniącymi Szczytami a dżunglą Liaj. Ślepcy.-
Przez chwilę zmarkotniała, jej place odwiązały czerwoną wstążkę rozplatając włosy, po czym nieco weselszym głosem dodała.- Rozumiem, że można lubić życie w jurtach, codzienne przemieszczanie się. A jazda z ukochanym na grzmotorożcu poprzez step w świetle zachodzącego słońca ma romantyczny urok. Ale ta ich duma dla orkowego stylu życia, ta ich pogarda dla innych...I z czego są dumni?! Ze śmierdzących jurt, z legend które tylko oni pamiętają?! Z tego, że gdy inni Dawcy Imion budują nowe jutro, oni siedzą na tym skrawku ziemi i nie obchodzi ich nic poza hurlgiem i quaalzem?
-Oni wszyscy mają w głowa tylko quaalz.- stwierdziła Damarri zanurzywszy się w wodzie, aż po szyję, a potem dodała.-Koniec końców, gdy miałam okazję...uciekłam stamtąd. I nie żałuję ani jednego dnia spędzonego z dala od klanu.
- Witam, szukam imienia, nie znalazły go panie przypadkiem gdzieś w pobliżu? -
rzekła wesoło dziewczyna dołączając do trójki nagich kobiet.
- No to masz coś wspólnego z Cesiorą...Ona zgubiła serce.- zażartowała pulchna blondynka chichocząc. A spąsowiała na twarzy elfka trąciła ją łokciem. A następnie rzekła śpiewnym głosem. –Jestem Cesiora El’tharan...a ona zwie się Khala Dunhan .
- Zgubiła serce?-
powtórzyła zdziwiona dziewczyna. A Khala rzekła.- Nie przychodzi tu by zostać głosicielką, nie chodzi jej o to, by Garlen ją wybrała... Tylko by wybrał ją Alweron.
Po czym dotknąwszy palcami swych dorodnych piersi rzekła.- Ale zapewne gustuje w bardziej rozwiniętych kobietach, bo dotąd na nią nawet nie spojrzał.
Cesiora zgromiła gadatliwą towarzyszkę wzrokiem. Zaś orczyca rozsądziła spór ostrymi słowami, zaganiając dziewczęta do roboty.- Nie jesteście tu dla zabawy dziewczęta, brać mydło i umyć moją podopieczną. A potem chyba macie iść do lazaretu, by opiekować się chorymi, nieprawdaż?
Khala wyszła z wody i wyjęła spod złożonych równo szat pudełko, a z niego mydła. Podawszy jedno elfce namydliła. Poczym obie kobiety stały po obu stronach dziewczyny i zaczęły mydlić jej ciało, i obmywać wodą. Cesiora miała szczupłe i delikatne dłonie, szybko i zwinnie przemykające po szyi i pośladkach dziewczyny. Natomiast pulchniejsze dłonie Khali obmywały brzuch i piersi podopiecznej orczycy. Próbowała co prawda protestować, zwłaszcza że w spojrzeniu Khali zauważyła zazdrość...i może coś jeszcze, czego zidentyfikować nie umiała. Ale Damarri ucięła wszelkie protesty słowami.- Dopiero co wstałaś, nie powinnaś się wysilać za bardzo, zwłaszcza wodzie. Poza tym to ich zadanie, opiekować się chorymi i rannymi.
Podczas tego mycia pacjentki Cesiora i Khala robiły to co robią wszystkie młode dziewczęta...Plotkowały, o nowej dostawie delikatnych jedwabi z tajemniczego kraju leżącego za morzem Arras, o nowym przystojnym pomocniku ze sklepu z przyprawami. O złotych zausznicach które można podziwiać w jednym ekskluzywnych sklepów, a ponoć zrobionymi przez samą promienistą Niss i o nowym stylu dotyczącej kroju sukni i szat, tak by odsłaniać lewe, a zakrywać prawie ramię. Owym ostatnim krzyku mody na Therze. O poselstwie t’skrangów z domu K’tenshin, które niedawno przybyło do Travaru...Ale przede wszystkim rozmowy dotyczyły Wielkiej Gry. Dziewczyny myjąc podopieczną Damarri prześcigały się w domysłach, dotycząccych tego co ma się na niej pojawić. Czy dzielni adepci zmierzą z smokiem o wielu głowach, czy też będą udawać muchy i walczyć z wielkim pająkiem na świetlistej sieci, czy też może będą popisywać tańcem wśród latających sztyletów? Każdy kolejny pomysł, wydawał się coraz bardziej odbiegać od rzeczywistości.

Słuchając ich wywodów jednym uchem...spoglądała na swe ciało, szukając czegokolwiek, tatuażu, symbolu, znamienia...czegokolwiek charakterystycznego. I znalazła...kilka kropek, malutkich jak główka szpilki. Czerwona, niebieska, żółtka i zielona. Nie tworzyły żadnej kombinacji, rozrzucone na ramieniu w losowych miejscach, ledwo dostrzegalne. gdyby uparcie nie szukała, to by ich nie znalazła. Miała...wrażenie...że coś jest nie tak. Że na ramieniu powinno być coś więcej niż malutkie plamki, ledwo dostrzegalne gołym okiem. Ale nie potrafiła sobie przypomnieć, co.

Damarri wstała wycisnęła wodę ze swych warkoczów ruszyła do ukrytej w ścianie skrytki w której znajdowały się czyste ręczniki. Otarłszy się podała jeden dziewczynie i rzekła do myjących ją kobiet. –Khala Cesiora, dość już pogaduszek. Chorzy w lazarecie czekają na opiekę.
Następnie rzekła do dziewczyny.- A ty...moja droga czas już wybrać sobie imię. My orki zawsze zmagamy się z życiem twarzą w twarz. I ty też powinnaś zacząć. Poza tym, pewnie głodna i ja też. To dobrze...Bo orkowe jedzenie najlepiej spożywać na pusty żołądek.
- A jeszcze lepiej, po uprzednim upiciu się.-
rzekła żartobliwym tonem Khala zakładając szatę, podobną do noszonej przez orczycę, tylko bardzo obcisłą, przez co dumnie prezentowała dwa atuty jej urody. Cesiora zaś dyskretnie chichotała będąc na wpół ubraną.

Wkrótce Damarri wraz ze swą podopieczną wyszły ze świątyni. Świątynia z zewnątrz prezentowała się wspaniale. Duży marmurowy budynek z szerokimi wrotami i szerokimi schodami do nich prowadzącymi. Na schodach kręcili różni osobnicy, straganiarze, matki z dziećmi, uzdrowicielki w różnym wieku w szatach takich jakie nosiły Damarri i ona. Były też dwie osoby, które szczególnie przykuły uwagę dziewczyny. Krasnolud w zbroi łuskowej ćmiący fajkę, o niezbyt imponującej brodzie.

Ów krasnolud rozmawiał z gładko ogolonym człowiekiem o rzednących czarnych włosach, i bogatych szatach o ciemnoczerwonej barwie. Człowiek dobiegał czterdziestki, a może już ją przekroczył. A i krasnolud miał już młodość za sobą. Rozmawiali, człowiek dość energicznie i energicznie gestykulował, zaś krasnolud był bardziej spokojny.
To oni właśnie znajdowali się za drzwiami gdy Alwaron z nią rozmawiał. Pewnie nigdy jej nie widzieli, bo gdy przechodziła z orczycą tuż obok nich, nawet nie zwrócili na nią uwagi. Pewnie wzięli ją za jedną z uzdrowicielek. W końcu była ubrana identycznie jak Damarri. Orczyca jednak nie dała jej czasu na przemyślenia, czy na podsłuchanie obu mężczyzn, tylko zaciągnęła do obskurnie wyglądającej z zewnątrz i równie obskurnej w środku, karczmy znajdującej przy placyku świątynnym.
Karczmy o nazwie „Ognisty Kufel”
- Damarri.- warknął ork za kontuarem.- znowu jakąś koleżankę sprowadzasz. To nie miejsce dla ujnortów, nawet tak ładniutkich jak ona.
W karczmie było dość ciemno, panował zaduch...nawet lekki smród. A sam ork do przystojnych nie należał. Masywna kwadratowa szczęka, spory nochal i duże kły, w dodatku siwiejąca i rzednąca czupryna, i sporo zmarszczek. To wszystko nie czyniło go przystojnym. Ale dodatkowo twarz miał pokrytą kilkoma paskudnymi bliznami, a w miejscu lewego oka była dziura oczodołu. Oprócz niego, w karczmie były inne orki...Cztery, o twarzach bardziej przyjaznych i strojach robotników. Oraz kolejna orczyca...o wygolonej czaszce, z tatuażem przypominającym upierzonego węża, tuż za uchem, w skórzanej zbroi osłaniającej jej muskularne ciało i z krótkim mieczem . Pieszczotliwe wcierała coś w cięciwę sporego łuku, a pod jej stolikiem leżał kołczan ze strzałami. Ostatni osobnik...siedział ukryty w cieniu, ale dziewczyna zdążyła jedynie stwierdzić, że był większy...od orka. Musiał mieć conajmniej dwa metry wzrostu ciało znacznie bardziej muskularne, niż którykolwiek z orków.
I choć ciemność spowodowana półmrokiem karczmy, i tym, że sam osobnik wybrał zacienione miejsce, nie pozwalała dojrzeć twarzy. To dziewczyna miała dziwne wrażenie, że jego oczy przewiercają ją na wylot.
- Czepiasz się Hrall.- Damarri podeszła do kontuaru, ona i ork nachylili się do siebie i dość mocno ugryźli się nawzajem w kark. Następnie oboje się cofnęli, a głosicielka kontynuowała.- Dość długo nie jadła, potrzebuje mięsa i tłuszczu, to najszybciej przywróci jej siły.
-To więc, co zamawiacie? -
rzekł Hrall. A Damarri rzekła.- Dla mnie kufel hurlgu, tylko dobrze sfermentowanego, do tego słoninę z quaalzem z gęstym sosem. A dla mej przyjaciółki, kumys i polędwicę grzmotorożca z skwarkami...I nie żałuj skwarek.
-U mnie jest tylko dobrze sfermentowany hurlg.-
odparł Hrall po czym zwrócił się do towarzyszki orczycy.- Zgadzasz się z jej zamówieniem? Mam jeszcze trochę pasty z rzepy, którą karmię brodaczy, jak który przypadkiem zapuści nochal do mojej karczmy. A właściwie...to jak cię mam zwać?
- Ona nie będzie jeść krasnoludzkiej rzepy...zrobię z niej prawdziwą orczycę.-
rzekła wesoło Damarri.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-05-2009 o 13:11.
abishai jest offline  
Stary 10-05-2009, 11:01   #10
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Serce jeszcze waliło jak oszalałe. Usiadła na brzegu zydla przy kontuarze. Czuła się niepewnie i starała się zajmować jak najmniej miejsca. Ponownie rzuciła okiem po tym „przybytku orkowym”. Teraz, kiedy już było po wszystkim, powoli uspokajała się. Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się szeroko do Hralla.
- Mów mi... - zawahała się, ale tylko na moment - Tavarti. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - szturchnęła Damarri w ramię. - A może powinnam poczekać, aż moje imię mi się objawi?

Zabawne. Człowiek, który chce być orkiem. A raczej inni chcą aby nim był. Gorzej, jeśli jedzenie okaże się niejadalne. Może nie pamiętam, czym zwykłam zaspokajać głód, ale wątpię, że mój żołądek przyjmie bez protestów tyle tłuszczu. Muszę w siebie wierzyć, w końcu zjadłabym wilka z kopytami. Nie, nie wilka. Krowę? Grzmotorożca? Jak to się mówiło? Nieważne.


Westchnęła.


W każdym razie zjem tyle, ile dam radę. Choć ciekawe jak smakuje ta cała rzepa. Jednak Damarri się zdziwi, kiedy się okażę nie za dobrym orkiem.

Pochyliła się w stronę orczycy.
- Czy „ujnort” jest obraźliwe? - szepnęła po czym dodała głośniej - Wszyscy mówią o tej Wielkiej Grze. O co w niej chodzi?

Kamień schowany obecnie pod szatą i przypięty mocno pasem do ciała, grzał ją w brzuch. Jakby ciało obce, ale tak bardzo należące do niej. Oddawał swoje ciepło. Prosił o większą uwagę? A może o ostrożność? Bo, po prawdzie, prawie go przed chwilą zgubiła.

Minęły tego krasnoluda na schodach. Nawet nie zdążyła mu się zbytnio przyjrzeć, a już wpadły w tłum. Damarri gnała do przodu, a dziewczyna ledwo nadążała. Gdyby nie uścisk orczycy na nadgarstku, zgubiłaby się od razu. Ludzie, elfy, orkowie, t’skrangowie i inne rasy prześcigali się w używaniu łokci, aby szybciej przepchnąć się w swoją stronę. Jak wielka rzeka, której nurtu nie można przekroczyć. Dziewczyna starała się chłonąć wszystko i zapamiętać: zapachy (nie zawsze miłe), kolorowe stragany, ubrania i ozdoby, harmider. Mocno ściskała w dłoni kamień. Aż wpadł na nią jakiś rosły ork, prawie przewracając. Uścisk na nadgarstku zniknął, jak i Damarri z pola widzenia. Każdy ją popychał, przesuwał, ktoś stanął jej na nodze, a ona jak zaklęta stała na środku, nie wiedząc co zrobić. Jej krzyk z pewnością utonie. To może...
Jakiś człowiek uderzył ją w przedramię. Kamień potoczył się gdzieś między nogi tłumu.
– Nie! - rzuciła się, żeby go odnaleźć. Czuła sobą, w którą stronę należało biec. Przepchnęła się między dwiema przekupami i już go miała, kiedy ktoś kopnął kamień gdzieś dalej. Klęknęła i na czworakach (więcej widać) przemykała między nogami przechodniów. Już go prawie miała, kiedy zniknął między butami. Jakby ktoś uciął jej rękę. Zagryzła wargę i ruszyła dalej w ślad za kamieniem. Nareszcie! Złapała go mocno, przy okazji ktoś zaserwował jej kopniak w rękę, ale nie wypuściła tej swojej nadprogramowej kończyny. Coś się jednak zmieniło. Cień zakrył ją złowieszczo. Spojrzała go góry, choć najpierw były wielkie buty, potem masywne nogi wbite w spodnie i ramiona szerokości co najmniej drzwi. Ale najgorsze wrażenie zrobiły na niej oczy. Wściekłe, do cna przesiąknięte nienawiścią, świdrujące jej duszę aż do najgłębszych zakamarków. Zdawało jej się, że ten człowiek w tej chwili wie więcej o niej, niż ona sama o sobie. Sekundy mijały jak minuty. A on tak stał nad nią, siedzącą na środku arterii miejskiej z kamieniem między dłońmi. Miała wrażenie, że się na nią rzuci.
- Gdzie ty się podziewałaś? - to chyba Garlen zesłała jej Damarri na ratunek - Szukam cię i szukam. Mogłabyś się tak nie gubić. - głosicielka podniosła dziewczynę z ziemi jednym silnym ruchem ręki. - Przeproś pana. - ukłoniły się obie. - Trzymaj się mnie, dobrze?

Teraz jednym uchem słuchała wyjaśnień Damarri na temat Wielkiej Gry. Potakiwała i sprawiała wrażenie, że słucha, ale nie mogła się skupić. Tamto nienawistne spojrzenie wypaliło się w jej umyśle. Nie miało zamiaru nigdzie odejść. I jeszcze ten „ktoś” w kącie sali. Znowu ktoś wwiercał się w nią spojrzeniem.

Co ja im takiego zrobiłam?


W końcu podano jedzenie. Dziewczyna zamrugała i przełknęła, w miarę niezauważalnie, ślinkę. Nie wyglądało to zbyt dobrze. No ale co jej nie zabije, to ją wzmocni. Uniosła pierwszy widelec, modląc się w duszy, żeby smakowało lepiej niż wygląda.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172