Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-10-2009, 15:10   #101
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Czarodziejka starała się nie zwracać uwagi na Liliel i nie słuchać jej słów, dlatego nie odpowiedziała więcej na jej zaczepki. Usłyszała jednak, jak szalona kobieta gorąco namawiała Anzelma na wyruszenie do kopalni. Przypomniała sobie słowa kapłana i przez chwilę poczuła ukłucie w sercu - czy to prawda, że wszyscy tei'ner stali się niewolnikami thana? A jeśli Liliel ma jakieś mroczne zamiary w stosunku do swoich więzionych braci i sióstr? Jej rozmyślania przerwał głos..

- Fosht'ko !
- zawołała Phaere. - Kobieta nie powinna podróżować sama. Przecież nie znasz w ogóle tych terenów. - machnęła ręką naokoło ziemi. - Nawet w przypadku zgubienia właściwej drogi raźniej ci będzie, jeśli będziesz miała kogoś przy sobie. - zrobiła chwiejny krok w jej stronę. -Poza tym, szczerze mówiąc, mnie również nie odpowiada to towarzystwo, więc pozwól mi sobie towarzyszyć. - wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny, jak gdyby w geście zawarcia zgody, jak również, aby nie stracić równowagi, gdyż dalej odczuwała dyskomfort spowodowany obrażeniami.

Selena była zaskoczona taką decyzją mrocznej elfki. Spodziewałaby się prędzej, że Phaere nie zechce opuścić tego towarzystwa, że jest jej tu dobrze. Jednak sposób, w jaki patrzyła na Liliel, jej dwuznaczne uwagi, ale też powściągliwe zachowanie, świadczyło o tym, że zaszło tu coś, o czym nikt nie chciał mówić. Najwyraźniej Phaere jednak nie polubiła tei'nerki, ale raczej nie ze względu na jej koneksje ze złem.

Czarodziejka podała jej swoją rękę i podtrzymała chwiejącą się dziewczynę, obdarzając ją ciepłym uśmiechem. Miała nadzieję, że ten gest pomoże im obu zawiązać nić zaufania. W końcu ktoś, kogo Tiloup darzy tak bezgranicznym uczuciem, nie może być z gruntu fałszywy. A Selena spędziła trochę czasu w towarzystwie kociaka, zaglądała też do jego umysłu.

- Oczywiście, Phaere, możesz mi towarzyszyć, jeśli tylko chcesz. Wybacz, że w tym całym zamieszaniu nawet nie zdążyłam zająć się twoimi ranami. Spróbuję ci pomóc, jak tylko będziemy w bezpieczniejszym miejscu.

Selena przystała na propozycję drowki, by zabrać jednego wierzchowca. W tej sytuacji było to logiczne i naturalne - Phaere w takim stanie nie mogła daleko się poruszać. Czarodziejka przywiązała więc znowu swoje rzeczy do siodła i pomogła towarzyszce wspiąć się na grzbiet konia. Zastanawiała się tylko jak rozwiążą problem natury mrocznej elfki i bariery wokół świątyni.

Nim wyruszyły w drogę, podszedł do nich najbardziej do tej pory milczący Nathiel i poprosił o chwilę rozmowy.

- Pewnie, tak jak mówiłam, jestem do dyspozycji, jeśli tylko chcecie porozmawiać. Może odprowadzisz nas kawałek w stronę świątyni? Chyba, że wolisz rozmowę w cztery oczy... - dodała, gdy przypomniała sobie, że atmosfera między dwójką drowów też nie była zbyt ciepła.

Jak do tej pory jedynie Anzelm, uwięziony w objęciach szalonej tei'ner, nie wyraził chęci porozumienia się z Seleną-Fosth'ką, a zamiast niego, zrobili to ci, po których najmniej się tego spodziewała. Czyżby jednak kapłan, na którego liczyła najbardziej, był pod tak silnym wpływem demona? Czarodziejka obdarzyła Anzelma smutnym spojrzeniem, zanim jeszcze zapadła decyzja, czy kobiety wyruszą do świątyni w towarzystwie Nathiela.
 
Milly jest offline  
Stary 22-10-2009, 20:15   #102
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm kompletnie stracił kontrolę nad sytuacją. Mylił się na każdym kroku, obawiał się Lilenda, a ten tymczasem skłonny był do współpracy. Liczył na wsparcie Fosth'ki, ta jednak zamierzała ich opuścić.

Tego zupełnie nie mógł rozgryźć, jak zauroczona istota może mieć własne zdanie i plany. Nie było to, jak zakładał, proste zaklęcie, ani Lilend najwyraźniej nie maił z nim nic wspólnego. Do układanki brakowało małego elementu, siły sprawczej. Kapłan był pewien, że przemiana zdarzyła się w mieście tei'ner, gdy rozpierzchli się po budynkach. Czarodziejka znalazła coś i zmieniła się nie do poznania. Coś, a może kogoś?
Zivilyn?-przyszło mu na myśl. Dlaczego wypowiadała jej imię? Bogowie uwielbiają mieszać się w sprawy śmiertelników. Co mogła powiedzieć czarodziejce, czym omamić? Jaki cel miałaby w pozyskaniu takiego pionka, bo tym byli dla bogów. Sprawa przerastała go, sam nie potrafił odpowiedzieć na zadane pytania. Kolejne już bez odpowiedzi. Mężczyzna czuł, że niedługo będzie musiał prosić o wskazówki swe bóstwo, aby nie zboczyć z obranej drogi.

Po chwili odniósł wrażenie, że dziwne zaklęcie stało się zaraźliwe.
Phaere wyraziła chęć towarzyszenia czarodziejce. Niemal słyszał już drwiący, słodki głosik sukkubicy, rozpatrującej zapowiadane długoplanowe korzyści z uratowania drowki. Szczęściem stojąc u boku Liliel nie widział wyrazu politowania, który niewątpliwie wystąpił na jej twarzy.
Do świty Fosth'ki wyraził chęć dołączenia Nathiel. Dotąd milczący chciał nagle porozmawiać z czarodziejką. Czyżby chciał zdradzić tajemnicę Liliel, czy miał ?
Niepokojąca myśl niewiele jednakże zmieniała w rozkładzie sił, a prawda i tak w końcu się wyda. Teraz, gdy się podzielili i tak traciła na znaczeniu.

Kapłan patrzył przez dłuższą chwilę za szykującą się do wymarszu Fosth'ką. Bynajmniej nie zamierzał towarzyszyć wyprawie do świątyni, nawet jeśli oznaczałoby to pozostanie sam na sam z demonami. Teraz, gdy wszyscy przeszli na drugą stronę poczuł się opuszczony. Zdrada i podstęp Liliel nie były dla niego tak oczywiste. Nie mniej prawdopodobne jak podstęp i fałszywość Fosth'ki i Lilenda, którzy nagle znaleźli się wśród nich.

Każde z nich miało własne cele i to także nie skłaniało do pozostania w świątyni. Kapłan nie dbał o losy tego świata, a którego problemy sprowadziły tu Latiena. Nie czuł się odpowiedzialny za ważne plany, z którymi nie wiadomo kto przysłał tu Fosth'kę. Dla niego liczyła się tylko zemsta i wydostanie się z tego świata. W obu przypadkach Nerull kierował jego kroki w stronę wieży thana. Czuł siłe płynąca z tego miejsca i pragnął działać, zamiast biernie obradować w świątyni.

-Wyruszymy niebawem-potwierdził starając się delikatnie wyswobodzić z objęć dziewczyny-Zbierzmy wpierw odpowiedni ekwipunek do tej wyprawy. Skoro wieści nikogo nie przekonują, niech przemówią czyny.-dodał specjalnie chcąc sprowokować przybyszów. Los tei'ner wszakże był mu równie obojętny i tylko potencjalne osłabienie licza sprawiło, że odważył się zaryzykować odwiedzenie kopalni.

Podszedł do swych rzeczy zaczynając od zebrania drobiazgów, na które Phaere nie raczyła nawet spojrzeć. W pamięci szacował też uzbrojenie z karczmy. Kiedy zdecydują się na wyjście wpierw wolał uzbroić swoje nieumarłe sługi.
 
Glyph jest offline  
Stary 23-10-2009, 00:10   #103
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
- Wolałbym na osobności, jeśli można.

Nie chciał by drowka była przy tym obecna i to nie tylko z powodu ich popsutych, delikatnie mówiąc, relacji. Skoro nie chciała wysłuchać niczego co miał jej do tej pory do powiedzenia, nie było sensu mówić jej więcej. Poza tym, mogła być skłonna do pokrzyżowania mu szyków z czystej złości, a na to nie mógł sobie pozwolić.

W końcu znaleźli się z dala od ciekawskich uszu. Nathiel przez chwilę porządkował jeszcze myśli, żałując nieco, że nie potrafi wszystkiego tak sprawnie ubrać w słowa jak ich demoniczna towarzyszka. Trudno jednak, będzie musiał jakoś sobie z tym poradzić.

- Powiem wprost: ty wiesz, że coś tu jest nie w porządku i ja o tym wiem. Wszyscy wiedzą. Tylko, że ja w przeciwieństwie do nich nie mam ochoty dłużej na to patrzeć i grać w tą durną grę.

Anzelm jak zwykle dwoi się i troi by utrzymać względny spokój, Phaere starym zwyczajem nie szczędzi nam szyderstw i pogardy. Wszystko po staremu, z wyjątkiem tej dwójki oczywiście. Z drugiej zaś strony ty, W pełnej zbroi, z mieczem, którego jesteś gotowa dobyć, z przekonaniami, za którymi trudno nadążyć, ze swoimi "ważniejszymi sprawami". Powiedzieć, że twoje zachowanie jest "trochę" dziwne to tak jak powiedzieć, że moja skóra jest "trochę" czarna. Nie znam się na magii, na ludziach chyba też niespecjalnie, ale nie jestem aż tak głupi by tego nie zauważać.

Proponuję szczerość za szczerość. Ty mi powiesz co się dzieje i ja ci powiem co się dzieje.


Tak jak przypuszczał jego słowa, gdy już je wypowiedział wydawały się strasznie słabe. Bądź co bądź nie był to jego ulubiony oręż. Mimo wszystko musiał spróbować, licząc na... no właśnie: na co? Jego relacje z czarodziejką, gdy jeszcze wędrowali wszyscy razem, były raczej przeciętne. Podobnie z resztą jak z pozostałymi. Teraz zaś oczekiwał od niej że mu zaufa. Że zaufa drowowi. Z drugiej strony naprawdę starał się być uczciwym wobec niej. W przeciwieństwie do reszty nie zamierzał przekonywać jej do swoich racji, manipulować czy dyskutować na temat thana. Chciał tylko wiedzieć na czym stoi. Później będzie się martwił resztą.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 23-10-2009, 11:00   #104
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Liliel niespecjalnie przejęła się rejteradą drowów. Dotąd bowiem ta „mroczna parka” okazała się kompletnie bezużyteczna. A Phaere była w dodatku, puszczającym kąśliwe spojrzenia i kiepskie obelgi balastem.
Dla succuba liczyły się jednostki aktywne i wywierające wpływ na otoczenie. Drowy się do nich nie zaliczały. Liliel więc nie martwiła się ucieczką obojga i ich potencjalną zdradą tajemnicy succuba. Byłoby to głupie zagranie z ich strony. Nie tylko mroczne elfy są mściwą nacją. A demony są w dodatku perfidne w swej zemście. O czym Nathiel miał się przekonać.

Gdy kapłan dyplomatycznie wyślizgnął się z jej ramion, Liliel spojrzała na Nathiela rozmawiającego z Fosht'ką. Złośliwy uśmiech wykwitł na jej twarzy, gdy...drow chwycił znienacka czarodziejkę i odcisnął jej usta na swoich w namiętnym pocałunku.

Liliel idąc w kierunku lilenda kręciła zmysłowo pośladkami i rzekła.- Ach miłość... Czyż nie jest piękna?
Wskazała na Nathiela odrywającego właśnie usta od czarodziejki.
-Pomyślałam sobie, że mógłbyś pójść z nami Latienie.- rzekła tei’ner przesuwając dłonią po łuskach lilenda.- Wiesz, tam może być groźnie, a i moi pobratymcy woleliby być wyswabadzani przez chociaż jedną osobą, która mogą skojarzyć z dobrem. W świątyni Fosht'ka będzie bezpieczna. Poza tym...twoja obecność mogłaby ich krępować, prawda?
Po tych słowach skacząc jak mała dziewczynka raz na jednej raz na drugiej nodze ruszyła do zbierającego przedmioty kapłana i rzekła naburmuszonym, niemal dziecinnym głosikiem.- Liliel chce parę zabawek!
Z przedmiotów wybrała, pierścionek, bransoletę...typowo kobiecy wybór. Oraz jajo.
Zamiast jednak założyć je, zaczęła tańczyć i wirować trzymając je w dłoniach, oraz pomrukując coś pod nosem.
A jej demoniczny pupilek wtórował jej wyciem...Liliel znowu miała napad szaleństwa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-10-2009 o 12:13.
abishai jest offline  
Stary 25-10-2009, 17:31   #105
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Imil - w drodze do strażnicy.

Selena miała rozdarte serce. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wszyscy zauważyli już diametralną zmianę w zachowaniu Fosth'ki. Nie leżało w jej naturze okłamywanie i udawanie kogoś innego, dlatego też z najwyższym trudem przychodziło jej zachowanie obranej roli. Bardzo chciała zrzucić z siebie ten ciężar, powiedzieć co się wydarzyło, tym bardziej, że Nathiel wydawał się szczery, a jego prostolinijność i unikanie wszelkich gierek, urzekły tei'nerkę. Bała się jednak jego reakcji. Co zrobi, gdy dowie się, że Fosth'ki już z nimi nie ma?


Selena łamała się i coraz bardziej skłaniała się ku temu, by wyznać drowowi prawdę. Był najbardziej zrównoważoną i zdystansowaną osobą w tym towarzystwie. A komuś w końcu musiała zaufać. Nagle jednak stało się coś nieoczekiwanego. Oczy Nathiela zapłonęły dziwnym blaskiem. Drow pochwycił w ramiona ciało czarodziejki i pocałował ją gorąco i namiętnie. Nie broniła się, była zbyt zaskoczona i to sparaliżowało wszelkie jej ruchy. Gdy było już po wszystkim machinalnie zasłoniła dłonią usta i utkwiła przerażony wzrok w Nathielu. On wydawał się równie zaskoczony. Przez chwilę stali tak naprzeciwko siebie, wpatrując się w swoje twarze z wyrazem bezmiernego zaskoczenia.


Czy to możliwe, żeby tego drowa łączyło coś z Fosth'ką? Czy byli wcześniej kochankami, a może ich uczucie dopiero się rozwijało? To tłumaczyłoby jego prośbę rozmowy na osobności i chęć wyjaśnienia co się dzieje z czarodziejką. Zapewne teraz jest taki zdumiony jej reakcją, bo zamiast odwzajemnić pocałunek i dać dowód swojej miłości, Fosth'ka była nienaturalnie zdystansowana i przerażona. Nathiel teraz już wie, że czarodziejka nie jest sobą.


Po chwili odzyskała zdrowy rozsądek i postanowiła rozładować napiętą sytuację. Skoro i tak już się domyślają, należało jak najszybciej wyznać prawdę, zanim ktoś zrobi coś głupiego pod wpływem impulsu.


- Nathielu, udaj się z nami. Nie możecie przekroczyć progu świątyni, więc zamiast tego ruszymy do najbliższej strażnicy. Tam powiem wam wszystko i wytłumaczę powody mojego zachowania. Tu zbyt wiele uszu mogłoby usłyszeć rzeczy, które nie są dla nich przeznaczone.


W tym czasie Liliel próbowała namówić Latiena, by razem z nimi wyruszył do kopalni. Eloren, mając nad wyraz komiczny wyraz twarzy, przeniósł spojrzenie szeroko otwartych oczu z przyjaciółki napastowanej przez drowa na Liliel.

-
Krępować? Niby w czym? - niczym naiwne, nieskalane naturą świata dziecko, Lilend uniósł brwi w kolejnym wyrazie zaskoczenia. Tym razem nieszczerego.


-
Źle się czuję w towarzystwie twojego zwierzaka, panienko. Będzie lepiej, jeśli utrzymamy zdrowy dystans.



Ruszył w ślad za Fosth'ką, w głowie układając tyradę na temat zadawania się z drowimi kochasiami.


Gdy tylko Nathiel zebrał swoje rzeczy, cała kompania gotowa była do ruszenia w drogę. Selena pożegnała się z Anzelmem, nie zaszczycając Liliel nawet spojrzeniem. W ciągu drogi czuła się mocno skrępowana, zarówno w stosunku do drowa, jak i przyjaciela, który patrzył na nią surowo, a Nathiela przeszywał nieprzyjaznym spojrzeniem. Mimo wszystko tei'nerka była zadowolona, że Latien nie dał się omamić szalonej kobiecie i nie uległ jej namowom. Wiedziała, że mimo wielkiego zamiłowania do sztuki, nie popiera jej wyboru oszukiwania wszystkich i udawania kogoś innego. Jego wzrok wyraźnie mówił jej „Powiedz prawdę, nim stanie się coś gorszego, niż pocałunek nieznanego mężczyzny!”. Oczywiście miał rację. Jednak nie wiedział, jak trudne to było dla niej. Pewnie gdyby jakaś obca dusza przejęła ciało jej przyjaciela, byłaby wściekła i bardzo podejrzliwa. Czy uwierzą, że zrobiła to, by ratować życie Fosth'ki? Czy nie oskarżą jej o jakieś straszne rzeczy?


W atmosferze rozmyślań i złowieszczej ciszy minęła im większa część podróży do strażnicy. W końcu jednak Nathiel zebrał się na odwagę i chciał wyjaśnić zaistniałą sytuację. Mówił o tym, że stracił nad sobą panowanie i zrobił to niejako wbrew swojej woli, nie kierując zupełnie swoim ciałem.


- Więc nie łączyło cię nic z Fosth'ką? - niemal wykrzyknęła Selena, mając nadzieję, że jej najgorsze obawy się nie spełniły. Tym samym jednak odkryła jedną z kluczowych kart w tej grze. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem i oczekiwali wyjaśnień.


- Dobrze, dość już tej maskarady. Wszyscy zdajecie sobie sprawę, że coś jest ze mną nie tak, a im dłużej trwa ten cały koszmar, tym gorzej. Chciałabym tylko, żebyście wysłuchali mnie do końca i pozwolili wszystko wytłumaczyć. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie...


Nazywam się Selena, jestem Obrończynią ludu tei'ner, jedyną, która przeżyła natarcie thana w Miee'sitil. Spotkaliście mnie w lesie, przy jeziorze, gdzie ukrywałam się przed ścigającymi mnie sługami thana. Ostatkiem sił pomogłam wam wtedy ich pokonać i ustawiłam barierę, która miała nas chronić. Zaopiekowała się mną Fosth'ka i próbowała wyleczyć moje ciało. Znacie dobrze tą historię, wydarzyła się nie tak dawno temu. Wiecie też, że po długiej walce z poważnymi ranami - umarłam. Wierzcie mi, że nie wiem co się wtedy zdarzyło i nie potrafię wam tego wytłumaczyć inaczej, niż ingerencją mojej bogini, Zivilyn. Opuściłam moje ciało i przeniknęłam do ciała Fosth'ki. Wtedy, w Miee'sitil, gdy udaliście się do świątyni i przywołał was do siebie than (bo wierzę, że to jego sprawka), ujawniłam się Fosth'ce i poprosiłam ją o pomoc. Świadkiem tej rozmowy był Calucifel. Jestem pewna, że moja śmierć i złączenie mojej duszy z ciałem czarodziejki nie było dziełem przypadku, tak samo jak wasze nagłe przeniesienie tutaj. Poprosiłam Fosth'kę, aby towarzyszyła mi i pomogła mi pokonać thana. Wiem, jak można tego dokonać, a jej osoba okazała się dla całej sprawy bardzo pomocna. Tej nocy jednak wydarzyło się coś złego. Nie potrafię tego również wytłumaczyć, mam pewne przypuszczenia, ale są to jedynie mgliste domysły związane z wizją bitwy, jaka rozegrała się tu setki lat temu. W każdym razie, gdy nad ranem przyszłam do Fosth'ki, ona... ona... umierała. Jej dusza odchodziła, a ja nie potrafiłam jej zatrzymać i przywołać z powrotem. Nie mogłam nic zrobić, lecz kiedy spostrzegłam, że jej ciało za chwilę umrze, postanowiłam, że spróbuję zrobić jedyną rzecz, która mogła ją w tamtej chwili ocalić. Wcieliłam się w nią... Przejęłam kontrolę nad jej ciałem... Wiem, że brzmi to strasznie i wierzcie mi, że byłam wtedy w większym szoku, niż wy teraz. Nie mam pojęcia dlaczego dusza Fosth'ki nagle straciła kontakt z ciałem. Ale wiem... czuję... że ona nie odeszła całkiem. Czuję ją gdzieś bardzo, bardzo głęboko. Śpi. Nie wiem na razie jak ją obudzić, ale wierzę, że gdy tylko wypełnię swoją misję, ona wróci, a ja... odejdę, tak jak mi przeznaczone... Myślę również, tak jak już wam mówiłam, że i to nie było całkiem przypadkiem. Wola bogów jest niezbadana, można się jedynie jej domyślać, a ja mam wszelkie powody, by przypuszczać, że Zivilyn pragnęła, by to się stało. Przez to... połączenie dwóch zupełnie odmiennych gatunków... zyskałam moc, o jakiej wcześniej mi się nie śniło... Wiem, że wkrótce będę w stanie stawić czoła thanowi. A gdybyśmy połączyli nasze moce, jestem pewna, że uda się go pokonać. Dlatego tak zależało mi na tym, byście nie dali się omamić jego sługom i nie stali się jego marionetkami. A kiedy go pokonamy, wtedy będę mogła pomóc wam wrócić do domu. Z taką mocą z pewnością uda mi się otworzyć portal do innego świata. To samo też proponowałam Fosth'ce, zanim... to się stało...


Selena bała się spojrzeć na swoich nowych towarzyszy. Mówienie nie przyszło jej z łatwością, w niektórych momentach jej głos się załamywał, zwłaszcza na wspomnienie poprzedniej nocy i tego, co się stało Fosth'ce. Po chwili dodała jeszcze:


- Przepraszam, że próbowałam was oszukać, jak widzicie kłamstwo nie przychodzi mi łatwo. To spotkanie było dla mnie zaskoczeniem. Ale myślę, że dobrze się stało, że te wiadomości nie dotarły do uszu demona. Ta dziewczyna, jedna z mojego ludu, jest opętana, wierzcie mi. Najprawdopodobniej jest pod wpływem tego demona, być może kontrolowana jest przez thana. Sami chyba zauważyliście, że postradała zmysły. Ale powiedziała jedną rzecz... że w kopalni than przetrzymuje porwanych tei'ner. Czy to prawda? Widzieliście ich, czy to tylko czcze gadanie, by zwabić was w pułapkę? To dla mnie bardzo ważne, tam może być moja rodzina...
 
Milly jest offline  
Stary 26-10-2009, 18:54   #106
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phaere, z trudem wspięłaś się na konia. Rana rwała prazy każdym ruchu i nawet spokojne kołysanie końskiego grzbietu było dla Ciebie jak sztorm na morzu. Zaciskając zęby wczepiłaś się w grzywę wierzchowca słuchając rozmowy pozostałych i licząc minuty do chwili, gdy Fosth'ka wreszcie opatrzy Twoje rany.

Nathiel, decyzja by odejść od demonów okazała się słuszna - nagle znalazłeś się w dużej grupie, zgodnej przynajmniej w jednym aspekcie. Co prawda Anzelm również próbował Was zjednoczyć, ale cóż... widać preferował towarzystwo demona i swoich umarlaków. Mimo, że opuściłeś wasze obozowisko nadal czułeś się nieswój. Dziwne zaniki pamięci i niezrozumiały pociąg do Liliel niepokoiły Cię bardzo. Miałeś nadzieję, że odczucia te znikną gdy tylko znikną Ci z oczu gdy nagle... znalazłeś się w niepokojącej bliskości Fosth'ki. Jej usta były ciepłe i delikatne, a blizna bielała na zaróżowionym ze wstydu policzku... Lubiłeś czarownicę i sensacje, jakie jej bliskość wywołała w Twoim ciele nie były niezrozumiałe, ale... ponownie takie zachowanie nie było w Twojej intencji. Co się u demona działo?

Seleno, sytuacja w obozie zmieniała się niemal z minuty na minutę, toteż odetchnęłaś z ulgą, gdy w końcu znaleźliście się wśród szumiących cicho traw. Zbyt wiele się tam działo, zachowanie każdego z towarzyszy Fosth'ki było dla Ciebie tak samo niezrozumiałe jak szalonej tei'ner. Nawet ukochany przyjaciel, choć prawy i niewinny, zachowywał się inaczej, niż być się tego po nim spodziewała. Mimo to z ulgą skonstatowałaś, że został z Tobą.
Jakiś czas podróżowaliście w milczeniu. Ze smutkiem minęłaś świątynie myśląc o tym, jak bezpiecznie czułabyś się teraz w jej gościnnych progach. Jednak nie czas był po temu - powoli zaczęłaś wyjaśniać drowom swoje położenie. Z tego, co wiedziałaś ze wspomnień czarodziejki nie była to najbardziej współczuwająca z ras, miałaś jednak nadzieję, że zrozumieją.

Latien, w milczeniu słuchałeś opowieści Seleny. Nic co mówiła nie było dla Ciebie nowością, toteż skupiłeś się na rozglądaniu się po okolicy, starając się powstrzymać irytację wywołaną towarzystwem i zachowaniem drowów. Gdy pierwszy szok minął widzisz, że w zasadzie większość śladów wojny zniknęło tknięte zębem czasu; mimo to pozostałe resztki napawają Cię obrzydzeniem - nigdzie na Zuath no'ma nie można było zetknąć się z taką aurą śmierci. Gdy zbliżacie się do kolejnej strażnicy widzisz kilka odległych, ziejących ciemnością jaskiń, ale poza tym nie ma nic ciekawego. Sama strażnica nadaje się by w niej nocować i nic poza tym. Całe jest tylko główne pomieszczenie; schody i inne sale to jedno wielkie gruzowisko. Prócz kilku przerażonych łasic nie znajdujesz tam również żywego ducha.


***

Anzelm
, zły i opuszczony zacząłeś szykować się do drugi. Wszystkie rzeczy, które przyniosłeś z karczmy pozostawiono na trawie - drowy nie zainteresowały się ani bronią ani żywnością. Cóż... będzie więcej dla Was. Liliel oczywiście nie omieszkała porwać kilku drobiazgów dla siebie, ale skoro nie wiedziałeś do czego służą nie miało to chwilowo znaczenia - i tak nie miała ich gdzie schować.

Byliście mniej więcej w połowie drogi do karczmy (bliżej niż dalej), gdy Xer zaryczał niespokojnie wskazując pazurzastą łapą w niebo i węsząc intensywnie. Z północy zbliżało się do Was sześć czy siedem dużych kształtów o pierzastych skrzydłach i humanoidalnych tułowiach.Niektóre trzymały w łapach jakieś długie kształty. Stado leciało nisko, w kluczu, od czasu do czasu rozpierzchając się po niebie i ponownie wracając do szyku. Jeśli jeszcze Was nie zauważyło - co wątpliwe, gdyż jesteście na otwartym terenie - to wkrótce Was zobaczy.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 26-10-2009 o 18:56.
Sayane jest offline  
Stary 28-10-2009, 10:48   #107
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Z "zabawek" zabranych na dłużej Liliel zainteresowała...biżuteria. Ale to było do przewidzenia, prawda? Wkrótce zwrócił jajo kapłanowi mówiąc nieco dziecinnym głosikiem.- Zaopiekuj się nim. Może kiedyś wykluje się z niego smok.
Przyłożyła palec do ust Anzelma mówiąc.- Ale to będzie nasz sekret, prawda Adamie? Ty nie zdradzisz moich sekretów?
Odskoczyła od kapłana mówiąc.- Nie martw się, zachowam cię przy życiu. Nie tak jak drowy.
Spojrzała na odchodzącą grupkę. –Bezużyteczny balast, tak jak twa przyjaciółka. Jedynie lilend mógłby być przydatny. Będzie nam łatwiej bez nich.
Zaczęła tańczyć dookoła Anzelma...Równowaga umysłu succuba, była mocno zachwiana w obecnej chwili. Czyżby to rozbicie grupy na nią wpłynęło na nią gorzej, niż można było sądzić?

A po chwili ryk Xerrtixellsena na zbliżającą się grupkę latających istot. Succub spojrzał w ich kierunku i rozpoznał sylwetki. Słowa powoli wypływały z ust Liliel.- Sępy Otchłani, Łowcy Nocnego Nieba, Siewcy Zarazy... Vrocki. Całkiem spore stadko. Szybko nas znajdą, jeśli będziemy stać w miejscu.
Po czym nagle zmieniła temat i przyjrzawszy się założonej biżuterii spytała kapłana.- Ładnie mi w niej?

I ruszyła do przodu pozornie ignorując zagrożenie. Choć jej ukradkowe spojrzenia w niebo wydawały się temu przeczyć. Przez umysł demonicy przetaczała się nawałnica myśli. Co się stanie jeśli spotkają? Co prawda succuby stały o wiele wyżej w hierarchii niż vrocki. Z drugiej strony chaotyczne demony nigdy nie przejmowały się specjalnie hierarchią. Dlatego też Liliel nie zaryzykowała próby połączenia się w powietrznym tańcu z vrockami i narzucenia im swej woli. Spora liczba vrocków, mogła uczynić te stworzenia bezczelnymi i zadufanymi we własne siły.
Liliel odruchowo poprawiła ciemne pukle...co będzie to będzie. Nie była już tym succubem, który trafił tu wieki temu. Zmieniła się, bardziej niż Anzelm...bardziej niż ktokolwiek podejrzewał.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-10-2009 o 10:56.
abishai jest offline  
Stary 29-10-2009, 20:24   #108
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Obóz opustoszał. Kapłan krzątał się po nim to zbierając pozostawione rzeczy, to podchodząc i uspokajając uwiązane konie. Przy co cenniejszym ekwipunku ubiegła go Liliel. Zirytowany coraz mocniej, powstrzymał się od uwag jedynie dlatego, iż opuściły go obie potrafiące rozgryźć magiczne przedmioty czarodziejki.

Pozostałości po obozowisku powędrowały do juków jednej z klaczy. Drugi koń miał posłużyć za wierzchowca, lecz nie udało się go uspokoić na tyle, by dał się dosiąść. Przez chwilę w końskich ślepiach zobaczył twarz Maureen. Łowczyni udałoby się je poskromić, zwierzęta jej ufały. W zamyśleniu zaskoczyła kapłana Liliel. Wręczyła mężczyźnie jajo. Osłupiały nie zdołał pisnąć ani słowa. Przycisnął, jak dziecko bojące się zabrania zabawki, szkatułkę i słuchał demonicy.

-Anzelmie.-przypomniał łagodnie. Zdawał sobie dobrze sprawę, co sukkub pragnie zawrzeć w tej pomyłce. Mimo to nie uważał się za niewolnika, zdawał sobie sprawę, że w końcu zetrą się w walce. Może po pokonaniu thana, może wcześniej. Może wyjdzie z tej konfrontacji cało, kapłańska wiara to potężny oręż, może zginie w męczarniach. Na ten jednak moment jeszcze potrzebowali siebie wzajemnie. W jednym zgodził się ze smutkiem. Nie miał już sojuszników. Drowy, Fosth'ka opuszczając obóz przystali do innej sprawy, której nie znał i nie chciał poznawać.
Pokiwał ni to z aprobatą, ni to politowaniem, lecz Liliel już nie zwracała uwagi na jego osobę. Tańczyła wokół obozu, gdy kapłan kończył przygotowania do wymarszu.

Ostatecznie w drogę wyruszyli pieszo. Odeszli spory kawałek od obozu, gdy dalekie niebo zasłoniły sylwetki tajemniczych ptaków. Kapłan szybko wymienił spojrzenie z Liliel. Odpowiedź padła natychmiast, zanim zabrzmiało pytanie. Wypowiedź kobiety sugerowała, że Vrocki nie powitają ich z radością.
-Przyśpieszmy-zasugerował mocniej szarpiąc wodze. Cały czas odwracał się za siebie, czekając kiedy zostaną dostrzeżeni. Było to kwestią czasu, wszak znaleźli się pośrodku pustej przestrzeni. Bariera otaczająca karczmę pierwszy raz wydała się wybawieniem, lecz wątpliwym było, by zdołali tam dotrzeć nim stado demonów zakołuje nad nimi.

Wolną ręką ściągnął z szyi amulet Nerulla i okręcił sobie wokół ręki. Blaszka drżała od nagromadzonej w dolinie negatywnej energii. W myślach obliczał ryzyko planowanego zagrania. Zamierzał przemienić moc zogniskowaną w boskim symbolu w zaklęcie rozkazu. Gdy Vrocki zbliżą się dostatecznie, podniesie amulet i wykrzyczy polecenie. Nakaże lecącym demonom znieruchomieć. Jeśli upadek ich nie ogłuszy dostatecznie, zrobi to samo zaklęcie. Oni zaś zyskają czas na dotarcie do bariery. Jeśli jednak czar zawiedzie czeka ich trudna potyczka z liczebniejszym przeciwnikiem. Pozostawała nadzieja, że nim nastąpi atak, będą na tyle blisko karczmy, by kapłan mógł przywołać szkielety. Nieumarli z pewnością nie byli wyzwaniem, ale zawsze lepsza kiepska osłona, niż jej całkowity brak.
 
Glyph jest offline  
Stary 31-10-2009, 11:31   #109
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Po raz kolejny wydarzyło się coś, czego Nathiel zupełnie nie rozumiał i nad czym nie miał żadnej kontroli. I to akurat w tej, jednej z nielicznych, chwili, gdy miał coś ważnego do powiedzenia i chciał by odebrano go zupełnie poważnie. Cóż to za siła, która odbiera mu kontrolę nad własnym ciałem? Pocałunek i trwająca ułamek sekundy bliskość oszołomiły go. Nie mógł przewidzieć, że coś takiego się stanie, podobnie jak nie mógł przewidzieć jaki zamęt wywoła to w jego myślach. Przez chwilę nie mógł się ani odezwać ani w jakikolwiek sposób zareagować. Na propozycję wyruszenia w kierunku strażnicy przystał jedynie skinieniem głowy.

Po kilkudziesięciu krokach marszu udało mu się zebrać myśli na tyle, by podjąć próbę wytłumaczenie całego zajścia.

- Ja... Nie wiem co to było... przed chwilą, ale to nie byłem ja. Straciłem nad sobą kontrolę, nie pierwszy raz z resztą. Wybacz.

Zdawał sobie sprawę, że podobnych wyjaśnień używał tłumacząc Phaere swoją bierność. Pamiętał również z jaką reakcją się to spotkało. Mógł mieć jedynie nadzieje, że Foshtk'a umie podejść do sprawy bardziej racjonalnie. Jeśli w ogóle na to wszystko co się dzieje wokół nich można patrzeć racjonalnie...

Wyjaśnienia te ucieszyły kobietę bardziej niż można się było spodziewać. Do listy jej dziwnych zachowań należało dołączyć mówienie o sobie jak o kimś trzecim. Incydent z Nathielem natychmiast odsunął się na dalszy plan. Nadeszła pora wyjaśnień.

Drow słuchał wszystkiego z uwagą, ani razu nie przerywając. Zdanie po zdaniu próbował oddzielić prawdę od ewentualnego kłamstwa. Kredyt zaufania dla tej kobiety skurczył się znacznie w momencie gdy wyjawiła swe prawdziwe imię. A więc nie chodziło o to, że coś jest nie tak z zachowaniem czarodziejki. Fosht'ka nie była po prostu sobą. Dosłownie. To wyjaśnienie zdawało się wyjaśniać wszystkie wątpliwości, a jednak było tak nieprawdopodobne, że niełatwo było mu przyjąć je na wiarę tak od razu.

Opowieści o tym jak Selena zginęła a później zawładnęła ciałem umierającej Fosht'ki przyjął z mieszanymi uczuciami. Czy naprawdę była tak niewinna jak opowiadała? Twierdziła, że sama nie wie co się wówczas stało. Trzeba jednak przyznać, że to dość duży i niezwykle korzystny dla niej zbieg okoliczności. Ona straciła swą fizyczną powłokę, a w niedługim czasie jakaś tajemnicza siła wywlekła czy też uśpiła duszę ich towarzyszki. Jeśli tei'nerka maczała w tym palce to trzeba było przyznać, że bezwzględnością nie ustępowała drowom. Wykorzystać jedyną spośród nich istotę, która chciała jej pomóc...

Z drugiej strony było jednak coś, co napawało go lękiem i sprawiało, że wierzył w każde jej słowo. Może nawet wywoływało w nim tak niecodzienne u mrocznego elfa uczucie współczucia dla drugiej osoby. Utracić własne ciało... To musiało być straszne i Nathiel bardzo dobrze to rozumiał. Przed oczami przelatywały mu te długie chwile gdy mógł tylko obserwować pojedynek Phaere i Liliel i pozostałe wydarzenia jakie rozegrały się pod nieobecność Fosht'ki. Powróciła do niego scena nieszczęsnego pocałunku. Teraz nie myślał o nim jednak jak o niezręcznej sytuacji, która jedynie wprawiała w zakłopotanie. Mogła to być, podobnie jak wcześniejsza utrata kontroli, zapowiedź czegoś znacznie, znacznie gorszego...

Wierzył więc Selenie i rozumiał chęć odzyskania utraconej fizyczności. Może z resztą dla Fosht'ki również nie było to najgorsze rozwiązanie? Może rzeczywiście była jedynie uśpiona, gdzieś wewnątrz siebie, i uda jej się do nich powrócić? A jeśli nawet nie ma jej już na tym świecie... Może to lepiej, że jej ciało nie gnije tam w Miee'sitil lecz ma szansę przysłużyć się sprawie, którą sama uznałaby zapewne za słuszną? Tak, chyba tak...

- Wierzę ci. - odezwał się w końcu. Być może pospieszył się trochę z tym wyznaniem, a w swej ocenie kierował się bardziej swymi odczuciami niż rozumem, a jednak nie widział lepszego wyjścia. Musiał obdarzyć kogoś choć szczątkowym zaufaniem. Opowiedzieć się po jednej ze stron, które najwyraźniej się tworzyły. Ta strona wydawała się najlepsza.

- Szczerość za szczerość. - powtórzył własne słowa. Słowa, w myśl których musiał założyć, że kobieta była wobec niego uczciwa. Słowa, które nakazywały odwdzięczyć się tym samym.
- Teraz ja wyjaśnię ci, na czym tu stoimy. Najpierw jednak muszę prosić o wyrozumiałość i wstrzymanie się od pochopnych kroków. Chociażby ze względu na Anzelma. Widzisz, my też nie byliśmy z tobą szczerzy. Ta dziewczyna... nie jest opętana. I nie należy do twojego ludu. To succub.

Wojownik odczekał chwilę by zobaczyć jaką reakcję wywołają te słowa, po czym zaczął mówić dalej.

- Znaleźliśmy ją w podziemiach jednego z budynków. Miała wtedy postać zwykłej kobiety ludzkiej czy elfiej. Trzymała w ramionach truchło mężczyzny, zawodziła i bełkotała coś od rzeczy. W jednym się przynajmniej nie pomyliliśmy: jest niespełna rozumu. Później pojawił się ten demon i Liliel ujawniła swe prawdziwe oblicze. Z tego co mówiła, wynika, że służyła niegdyś thanowi, nie z własnej woli z resztą. Than znalazł jakiś sposób by uwięzić ją i jej podobnych i zmusić do współpracy. Dopóki trwała walka i lała się krew była zadowolona. Później wszystko się skończyło, a ona i jej zwierzak ukryli się w tych ruinach. Chyba już wtedy zaczęła tracić zmysły i knuć zemstę przeciwko ciemiężcy.

- Pewnie dla ciebie wędrowanie w takim towarzystwie byłoby nie do przyjęcia, a wspólny wróg to za słaby argument. Dla nas jednak wydawało się do rozsądne, przynajmniej na początku. Liliel nie tylko ma tendencje do traktowania nas jak "zabawki" i istoty podrzędne. Jest nieobliczalna. Mogłaby być potężnym sojusznikiem, to prawda, ale równie dobrze, w ataku furii mogłaby wszystkich nas pozabijać a później zatańczyć na truchłach. To już było nie do przyjęcia, przynajmniej dla mnie. Anzelm najwidoczniej dalej prowadzi swój dyplomatyczny spacer po ostrzu noża. Nie miej mu tego za złe. Jego intencję są zapewne jak najlepsze i pewnie ma sporo racji w tym, że z demonami trzeba postępować bardzo ostrożnie. Wydaje mi się jednak, że zamiast to kontynuować powinien szukać jakiegoś wyjścia. Bo jak tak dalej pójdzie to ona naprawdę zrobi z niego nowego Adama.


Wracając myślami do kapłana drow pomyślał, że postąpili podle zostawiając go na pastwę succuba. Nie można było powiedzieć, że Anzelm sam dokonał wyboru, bo takiej możliwości mu nie dano. Gdyby wstał i odszedł wraz z nimi Liliel i jej demon... w zasadzie nie wiadomo co by zrobili i tego się włanie obawiał. Tego właśnie chciał uniknąć za wszelką cenę, nawet jeśli konieczne było zagłębianie się w pajęczynę kłamstw. Nathiel czuł się rozdarty. Z jednej strony rozsądniejszym wydawało się pozostanie w tej "szlachetniejszej" grupie, pomimo jej ideałów, które nie do końca podzielał i towarzystwa Phaere i Latiena (nie wiadomo które z nich patrzyo na niego bardziej krzywo). Byli wszak liczniejsi, a nade wszystko mieli wszystkie klepki na miejscu, co nieźle rokowało na przyszłość. Z drugiej zaś odwrócenie się od kapłana, który bądź co bądź pełnił rolę ich niepisanego przywódcy przez tyle czasu wydawało się delikatnie rzecz biorąc nie w porządku. Znów będzie więc musiał dokonać wyboru i albo postąpić wbrew swojej drowiej naturze albo wbrew temu dziwnemu poczuciu lojalności. Nie był pewien, której postawy powinien się teraz wstydzić.

- O porwanych tei'ner usłyszeliśmy od Anzelma. Znalazł w karczmie jakieś zapiski dotyczące badań thana czy coś takiego. Dotyczyły tych dziwacznych szkieletów z jaśniejącą czerwienią zamiast serca. Ponoć do tworzenia ich than potrzebuje żywych istot, stąd hipoteza, że zamierza wykorzystać w tym celu porwanych mieszkańców Miee'sitil. Nie wiem ile w tym prawdy, ale może rzeczywiście są przetrzymywani w kopalni.

- Chyba wyjaśniliśmy sobie większość tego co mieliśmy do wyjaśnienia.
- powiedział drow odwracając się w stronę, z której przyszli. Przez chwilę stał tak, nieruchomo, jakby coś bardzo głęboko rozważał.

"Kapłan stąpa po niepewnym gruncie..."

- Pora, żebym zawrócił. Anzelm dźwiga ciężar, z którym sam sobie nie poradzi...
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 31-10-2009, 14:00   #110
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
post pisany z Glyphem & Sayane

Punkciki rosły powoli zbliżając się do trojki wędrowców. paskudne, brudne, śmierdzące stwory z ciałami kobiet, błoniastymi skrzydłami i maczugami z kości czy drewna.
Harpie...

Liliel wydęła policzki w irytacji niczym mała dziewczynka. Xerrtixellsen się pomylił, niepotrzebnie strasząc zarówno sukkuba jak i kapłana vrockami.
Harpie były liczne, w liczbie około dziesięciu...jednak w oczach Liliel nie stanowiły zagrożenia. Część nich była stara, a najstarsza z nich wydawała się być ich przywódczynią.
Stwory wydawały się być zaskoczone obecnością zarówno Liliel jak i Anzelma. Zataczały nad nimi koła w locie śpiewając, a pod ich wpływem ich śpiewu wielki demon zaczął się rytmicznie kiwać na boki.
- Zamknąć gęby bando przerośniętych kurczaków i wynocha mi stąd! - wrzasnął sukkub, nie robiąc sobie nic z zagrożenia.
- Zamknij się, zamknij się! - wrzasnęły chórem co młodsze harpie, podskakując w powietrzu.
To rozsierdziło Liliel, która zaczęła wdawać się w pyskówkę z harpiami. Jej spojrzenie skupiło się na przywódczyni.
- Zabieraj się stąd starucho jeśli ci życie miłe!- wrzeszczała Liliel, zupełnie pozbywając się manier. I z satysfakcją patrzyła jak najstarsza z harpii czmycha.
Pozostałe harpie spojrzały zdumione po sobie. Najwyraźniej rejterada głównej samicy wywołała zamęt wśród reszty. Część zaczęła kręcić się w kółko, co starsze jednak zaczęły się drzeć: -Wracaj, wracaj, miska, misja, wracaj! - i kołować nad podróżnikami. Tymczasem Xer zakończył swoje bujanie i niepewnym krokiem ruszył w stronę Liliel i kapłana. No to jednak żadne z nich nie zwróciło uwagi.
Liliel zmieniła postać wracając do swego pierwotnego kształtu. Jej włosy stały się jasne w barwie, a spore błoniaste skrzydła i biczowaty ogon świadczyły o jej otchłannym pochodzeniu. Sukkub uniósł się w powietrze i wrzasnął.- Jaka misja zapchlone kupy pierza? Gadać albo skończycie gorzej od staruchy.
Reakcja harpii na ten widok była gwałtowna. Stwory z wrzaskiem rozleciały się na boki, wrzeszcząc i siejąc wokół odchodami
- Od thana, od thana ty błoniasta wywłoko! Ty też masz, ty też, przecież wiesz ! Misja! Misja! Misja! - darły się latając chaotycznie i obijając się o siebie.
Kapłan stał z tyłu przytrzymując wierzgające konie. Przysłuchiwał się rozmowie demonów, obserwował wirujące nad nimi stado. W wyciągniętej w niebo ręce trzymał medalion bóstwa gotowy do użycia.
Zaniepokoiły go wyznania harpii. Poczuł zdradę, ręka zmieniła kierunek. Celował raz w sukkuba, raz znów w powietrze, nie mogąc podjąć decyzji.
-O czym one mówią Liliel, jaką misję?- wykrzyczał.
-Ja nie mam żadnej misji i żaden kościej...- tu Liliel splunęła na ziemię.- mi nie rozkazuje.
Spojrzenie sukkuba utkwiło w jednej z młodszych harpii. Było to spojrzenie węża patrzącego na ofiarę. Harpia struchlała i wylądowała obok demona. Po chwili Liliel wylądowała obok niej, przyjmując postać ciemnowłosej tei'ner. Uśmiechnęła się do Anzelma mówiąc.- Prawda, że jestem zdolna?Wyraźnie oczekiwała pochwały za swe działania.
A gdy jej nie otrzymała, mina Liliel zaczęła wyrażać niezadowolenie. Niemiej odpowiedziała kapłanowi...
-Nie wiem, nie pamiętam...nie obchodzi mnie to.- wzruszyła ramionami dziewczyna obojętnym tonem głosu. Przesunęła palcem po spiczastym uchu.- Liliel pamięta wojnę, pamięta walkę i krew tei'ner na szponach. Czy to była misja? Liliel nie wie. Nie ma to znaczenia. Liliel oszukano, Liliel nie musi honorować starych paktów. Liliel marzy o zemście.- ostatnie słowa niemal wydyszała patrząc świecącym czerwono spojrzeniem na Anzelma.
Udane polowanie na jedną z harpii, nie uspokoiło kapłana. Zagranie mogło być ukartowane, a strata pionka mało bolesna.
Patrząc w czerwone ze złości oczy sukkuba, zdał sobie sprawę, że nie wygra walcząc na dwa fronty.
-Dobrze. Każde z nas służy tylko sobie. Mamy wspólny cel, który nas łączy, nie niszczmy tego.-powiedział podejmując trudną decyzję.
Znów zadarł głowę w niebo.
-Nie nas szukacie, odejdźcie.-odkrzyknął groźnie.
-Tak... tych co szukacie... oni poszli tam.- rzekła Liliel wskazując stronę w którą poszła czarodziejka, lilend i drowy. Sukkub nie widział żadnego powodu, by nie użyć byłych towarzyszy jako wabika odciągającego uwagę stworów lojalnych wobec thana, od siebie.
Jednak harpie nie szukały podróżników.
- Skarbów szukamy, skarbów! A ty kto, co? Skarby, złoto, złoto! - przekrzykiwały się ptaszydła. Harpie zbiły się w stado, najwyraźniej naradzając się.
- Tu miało być, tu! - zakrakała jedna, ale niezbyt pewnie.
- Chciwe ptaszyska.- westchnęła fałszywa tei'ner. Skacząc na jednej nodze podeszła do opętanej przez siebie harpii. Rzekła melodyjnym głosem.- Ty będziesz mi służyła za zwiadowcę.
Po czym spojrzała na resztę krzycząc.- A wy...chociaż wiecie jak te skarby wyglądają?
Harpie spojrzały po sobie. Najwyraźniej dla nich słowo 'skarb' mieściło wszystko co wygląda lepiej niż przydrożny kamień.
-Tu tylko śmierć was może spotkać, nie skarby. Odejdźcie! W imię Nerulla, niech spłynie na mnie moc tej krainy.-rozpoczął modlitwę. Trzymany w dłoni medalion zaczął sypać drobnymi iskrami.
- Duży miał być. - Jak pięść. - Jak kamień. - Błyszczący. - Nie błyszczący! - Błyszczący - zaczęły przekrzykiwać się nawzajem nie zwracając uwagi na kapłana i jego pokaz mocy.
-Kochanie przestań się bawić medalikiem.- rzekła tei'ner do kapłana.- Szkoda iskierek. One są niegroźne.
-Widziałaś ich moc dzisiejszego ranka.-
mruknął kapłan przypominając pojedynek z drowką. Nie odezwał się więcej słowem, czując, że Liliel zdoła wykorzystać lepiej swoją pozycję.
Sukkub wzruszył ramionami dodając.- Jasne, jasne. I będziesz tą moc marnował na byle harpie?
Po czym Liliel zaczęła chodzić w kółko i powtarzać słowa niczym wyliczankę.
- A ja wiem, a ja wiem...gdzie błyszczący kamień.
A ja wiem, a ja wiem gdzie się kamień skrył.
Co mi dacie, co mi dasz za jego kryjówkę?
Przysługę, przysługi żądam ja.

Kapłan popatrzył na Liliel z niechęcią, ale milczał nie zaostrzając kłótni między nimi.
- Gdzie jest, gdzie?!? - harpie rzuciły się w stronę Liliel i tylko pamięć o groźnym wyglądzie sukkuba powstrzymała je przed bezpośrednim atakiem.
-Hej, hej!- wrzasnęła Liliel i odwróciwszy się plecami do nich odparła.- Powiem wam, jak wy zrobicie co każę. Polecicie w góry, odszukacie demony i wrócicie do mnie. Powiecie mi gdzie są i ile ich jest. Tylko wtedy powiem wam gdzie jest błyszczący kamień, zgoda?
Część się zgodziła i rozleciała by wykonać nowe zadanie. Inne były bardziej niecierpliwe.
Posłuszny harpiom demon zaatakował podstępnie od tyłu Liliel, zakleszczając ją między swymi łapami. Zaskoczona tym dziewczyna zaczęła dziko wierzgać nogami i wrzeszczeć co nie przeszkadzało harpiom w jej obszukiwaniu.
-Won ode mnie kurze wypierdki!- wrzeszczała rozwścieczona Liliel wracając do pierwotnej postaci, opętana przez nią harpia ruszyła w samobójczym ataku na swe pobratymczynie.
-Mocą Nerulla, pana śmierci, Stójcie! Rozkazuję Wam! Stójcie.-zakrzyknął kapłan uwalniając potężny ładunek zogniskowany na amulecie. Magia Anzelma zadziałała paraliżując harpie.
Po rzuceniu zaklęcia kapłan wyciągnął miecz i wyminął harpie walczące z opętaną przez sukkuba towarzyszką. Demon trzymający Liliel nie zwracał jednak na kapłana uwagi, a jego spojrzenie powoli przytomniało.
-Pieszczoszku zabij te niegrzeczne harpie.- rzekła Liliel uśmiechając się. -Oczywiście pomiń tą moją.
Dwie unieruchomione, dwie związane już walką, były łatwym celem dla pazurów Xerrtixellsena i miecza kapłana. A ich wysiłkom w zabijaniu harpii Liliel przyglądała się z satysfakcją i okrucieństwem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-11-2009 o 11:07.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172