Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-03-2010, 16:29   #181
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wznosiliście się powoli w wirującej ochronnej sferze. Huk wiatru uniemożliwiał rozmowy, a atakujące sferę czary i demony wymuszały ciągłą czujność. O czym jednak mielibyście rozmawiać? Wszyscy byliście wykończeni walką i napięciem a teraz, gdy thana już nie było, z trudem przypominaliście sobie powód, jaki zagnał Was z Rangaard do Imil.

Liliel ponurym wzrokiem wpatrywała się w Bohaterów, który z kolei wpatrywali się w nią z wyraźną nienawiścią w oczach. Związani słowem Seleny nie mogli jednak nic zrobić.

Tymczasem sfera wznosiła się coraz wyżej i wyżej, aż dosięgła pułapu bariery i... przeniknęła przez nią, przy wtórze nieprzyjemnego uczucia na karkach przybyszów. Calcifer zakrakał triumfalnie, machając skrzydłami z których sypał się złoty pył. Przypomnieliście sobie chwilę, gdy Mios uleczył jego złamane skrzydło... Najwyraźniej nawet martwi bohaterowie mieli swoje sposoby, by kontrolować sytuację.

Oddzieleni od czarnomagicznego smrodu Imil i wrzasków demonów tęczową ścianą bariery płynęliście w przedpołudniowych promieniach słońca. Nie skażony nekromantyczną magią las szumiał pod waszymi stopami, dołączając się do monotonnego huku sfery. Wreszcie wylądowaliście na trakcie pomiędzy Imil a Miee'sitil, a sfera rozwiała się, uderzając was przez moment ciszą i świeżym powietrzem. Było tu tak spokojnie i pusto... jak gdyby całe zajście w dolinie było tylko koszmarnym snem.

Ale nie było. Świadczyły o tym rany na ciałach obrońców, zmęczenie, pot u brud oblepiające was równie mocno jak smród krwi, dymu i kwasu. I spojrzenia... i te puste, bez celu i nadziei, i chytre, i niespokojne, podejrzliwe, nienawistne... Niechęć Bohaterów do przedziwnej, obcej drużyny była aż nazbyt widoczna. Selena miała puste, nieobecne spojrzenie i wydawała się trzymać na nogach tylko siłą woli. Ku zdumieniu wszystkich jako pierwszy odezwał się Latien, który jakimś cudem odnalazł się w tej sytuacji. Nie było już nekromanty, przerażających go chodzących zwłok czy obcej magii. Było tak jak dawniej, mógł więc wrócić do swojego dawnego "ja".

- Słuchajcie - zwrócił się do Anzelma, Phaere i Liliel - Jesteśmy wam niezmiernie wdzięczni za pomoc w pokonaniu thana. Bez was byłoby to... niezmiernie trudne - najwyraźniej słowo "niemożliwe" nie chciało mu przejść przez usta - i teraz już wierzę, że to Matka sprowadziła Was na naszą wyspę. Ale wasza misja tu dobiegła końca. Than nie żyje a wy... sami rozumiecie, że ze swoją magią jesteście... - wyraźnie szukał mało obraźliwych słów - w pewnym sensie tak samo niebezpieczni jak i on. Phaere jeszcze w karczmie mówiła, że chcecie wrócić do własnych światów, a Selena obiecała waszej towarzyszce pomoc w tym... Czas więc dotrzymać słowa. Przeniosę Was gdzie tylko sobie zażyczycie, choćby zaraz. Nawet... do Otchłani - to ostatnie wymówił z wyraźnym trudem, ale słowo się rzekło, a demonica na swój szalony sposób pomogła w walce i również była objęta umową.
 
Sayane jest offline  
Stary 09-03-2010, 20:58   #182
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Drwiący uśmieszek nie schodził z ust Liliel...jacy oni byli szlachetni, jacy dobrzy, jacy wyrozumiali. Banda hipokrytów. Gardzili nią, ale mimo to uśmiechali się wymuszonymi minkami. Wszystko po to by pokazać, że są sługami sił dobra. Oczy Liliel zaświeciły lekkim blaskiem.
Niby służyli dobru, a traktowali ją równie protekcjonalnie jak marylithy. Banda świętoszkowatych pyszałków. Jak ona nimi gardziła...Spojrzała na Phaere i Anzelma, oraz Selenę.
Tak...pomogli, wręcz zrobili to, czego tamci nie mogli. A teraz w nagrodę dostaną kopniaka w zadek i zostaną odesłani, wyrzuceni niczym nie potrzebne narzędzia. Wdzięczność sług dobra, była równie malutka, co sług zła.

Liliel wysłuchała do końca przydługiej wypowiedzi Latiena, po czym wybuchła śmiechem.
Spojrzała lilenda, zatrzepotała rzęsami i rzekła wydłużając niektóre samogłoski dla podkreślenia słów.- Tooo baaaardzo słoooodkie co chcesz uczynić... i miiiiłe. Naprawdę postarałeś się, by wygnanie nas z tego świata zabrzmiało, jakbyście robili nam przysługę. Uratowaliśmy wam dupska i zniszczyliśmy Thana, a wy okazujecie w ten sposób wdzięczność. Widzę, że sługi światła od sług ciemności różni jedynie dyplomacja. Bo metody są identyczne.
Uśmiechnęła się.- Ale ponoć nas korci, by zwiać z tego...międzyplanarnego grajdołka. I wiesz, coś w tym jest. Jest tylko jeden tyci problem. Ale...- tu Liliel zdjęła pierścionek z popękanymi rubinami, podeszła do Latiena i włożyła mu go do dłoni mówiąc.- Masz tu pamiątkę po mnie, wężyku. Wiesz, gdybym tu chwilę została, mogłoby być miło między nami.
Gdy tylko succub wykonał swój ruch, grupa Versunga spięła się do ewentualnego boju, ale zachowanie Liliel zaskoczyło ich wszystkich, łącznie z gapiącym się w pierścionek lilendem. Latiena po prostu zatkało, a demonica kontynuowała wypowiedź.
-Widzisz...jesteś bardzo słodziutki i wasza oferta jest...- tu ton Liliel przybrał ironiczny wydźwięk.- ...nad wyraz hojna. Problem zaś w tym.
Liliel odwróciła się i pochyliwszy wypięła pośladki w stronę „miejscowych bohaterów” dodając.- Problem w tym, że nie chcę zawdzięczać powrotu do domu bandzie niewdzięcznych, świętoszkowatych hipokrytów.
Po tych słowach znikła w blasku światła, teleportując się gdzieś na planetę.

Liliel wylądowała na wyspie, aleto ją nie martwiło. Była poza barierą, była wolna i miała wiele pomysłów. Ale do nich potrzebowała pomocników. Succub zrobił więc to, co potrafił najlepiej. Ponownie zmienił postać.
Ciemnowłosa kobieta rasy ludzkiej, w skromnej białej sukience usiadła na poboczu drogi.


Wcielenie niewinności, ala Liliel...wcielenie smakujące zakazanym owocem. Nic dziwnego, że szybko złowiła chętnego.
Wkrótce pojawił się wóz z woźnicą. Mężczyzna gapiąc się to na zgrabne nogi, to na dekolt, to na niesforne ramiączko zapomniał o ostrożności i podejrzliwości. Jego myśli odpłynęły ku całkiem innym obszarom.
- Co tu robisz panienko?- spytał. Liliel uśmiechnęła się nieśmiało, niby przypadkiem przesunęła językiem po wargach. – Jechałam konno i... spłoszył mi się mój rumak. Spadłam, trochę się obijając przy okazji. Może...
Nieśmiały uśmiech, zalotne spojrzenie oczu... to wystarczyło, by całkiem zawładnąć woźnicą.- Może by mnie pan podwiózł do...- odczytała nazwę miasta, do którego zmierzał z jego myśli.- do Rangaard ? Mój papa zapłaci za pomoc.
-Oczywiście, że podwiozę. Przecież nie mogę cię zostawić na szlaku. Bywa tu niebezpiecznie.-
rzekł mężczyzna robiąc miejsce na zydlu i pytając.- Jak masz na imię skarbeńku?
- Liliel psze pana.-
rzekła wskakując z gracją i tuląc się lekko do woźnicy...dawno już nie kosztowała czyjejś duszy.
- Liliel...bardzo ładne imię.- rzekł woźnica, choć powiedziałby to pewnie, o każdym imieniu tej ślicznotki.

Tydzień później znaleziono zwłoki mężczyzny...zmumifikowane zwłoki uśmiechniętego mężczyzny. Musiał mieć przyjemną śmierć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-03-2010 o 21:00.
abishai jest offline  
Stary 12-03-2010, 23:25   #183
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm nie wiedział dokąd powinien się udać. Jego rodzinny świat, czy może Miasto drzwi. Oba wydawały się tak odległe, tyle zmian nastąpiło w życiu kapłana. Uwikłał się w rozgrywkę między bóstwami, aż został zapomniany. Jak pionek, który po skończonej partii ląduje w pudełku. Przede wszystkim jednak zawładnęły nim uczucia jakich nigdy nie spodziewał się w sobie. Zarówno te dobre jak i złe. Przyjaźń, czy miłość, jak również bezgraniczna nienawiść. Nie mógł zapomnieć Maureen, nic nie mogło tego dokonać. Paradoksalnie przez jej śmierć związał się z Kedros bardziej niż z jakąkolwiek krainą, w której przyszło mu żyć.

-Jedyne z miejsc w które pragnąłbym się udać nie jest dla ciebie dostępne Latienie. Dla nikogo z żywych. Dlatego chcę cofnąć się po swych śladach do początku tej wędrówki, odwiedzić kilka miejsc, pomyśleć. To wszystko, tak zamierzam zrobić.

Zamilkł. Nie oczekiwał protestów, ale też wiedział jak nie w smak jest ta nowina obrońcom Kedros. Wystarczyły ich spojrzenia za rozpływającą się Liliel.
-Nadto chciałbym odwiedzić też Miee'sitil - dodał chłodno patrząc prosto w oczy Seleny -By zobaczyć Fosth'kę i przekonać się jak wielka jest tutaj moc złożonej obietnicy. Wiec do zobaczenia

Mężczyzna nie miał już nic więcej do dodania. Odwrócił się powoli. Mógł jak sukkub zniknąć z oczu niedawnym kompanom, lecz nie chciał. Niech go zatrzymają, jeśli tak będzie ich wola. Wiedział, że nie podda się bez walki, wiedział też, że nie zdoła się obronić. Czuł, że mimo porażki tą małą potyczkę zwycięży. Niezależnie od wszystkiego pójdzie ścieżką, której pragnie.
 
Glyph jest offline  
Stary 14-03-2010, 21:02   #184
 
Lyssea's Avatar
 
Reputacja: 1 Lyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skał
Phaere

Starała się nie przywiązywać uwagi do wrogich spojrzeń Bohaterów. Wszak czego innego można by się spodziewać po istotach, które nosów nie wystawiły poza granice swoich krain. Teraz z kolei musieli przebywać z przedstawicielami 'gatunków niebezpiecznych', tymi, z którymi zadawać się dobrym ludziom nie wolno. Cóż, kapłan Nerulla, sukkub i drowka pasują raczej do kompanów thana niż, pięknych dobrych Bohaterów. Lecz Phaere wcale nie zależało na ich wdzięczności, nie czekała aż obrzucą ją płatkami kwiatów i urządzą przyjęcie na cześć przybyszów, którzy uratowali im zadki przed liczem. Mrocznej elfce wystarczyło jej własne zwycięstwo. Nie nad potężnym nekromantą, ale zwycięstwo w walce o swoją własną duszę. Zwycięstwo nad liczem było dla niej tylko dodatkiem do wygranej jaką była wolność - uwolnienie się od złej bogini, której śmierdzący oddech cały czas czuła na swoim karku.
Teraz kiedy wypełniała ją łaska Eilistraee mogła skupić się w pełni na swoim rozwoju. Co prawda Lolth pewnie już zawsze będzie miała na nią oko, ale teraz Phaere ma siłę, aby oprzeć się jej mocy.
Nie do wiary, że los musiał rzucić ją w zupełnie obce krainy, aby mogła odkryć samą siebie.
Dużo się zmieniło odkąd obudziła się na ciepłym piasku brzegu Kedros. Mroczna elfka nie bała się teraz stawić czoła swoim własnym demonom. Nie wyobrażała sobie jednak życia tutaj, dlatego nie miała za złe Latienowi czy reszcie, że chcą się jej pozbyć i to jak najszybciej. Drowia czarodziejka nie mogłaby mieszkać w miejscu, w którym niedozwolone jest to czym się od wielu lat zajmuje, czemu poświęciła swoje życie. Wiedziała, że zostając na Kedros sama wydałaby na siebie wyrok smierci, bo jeśli nie zostałaby zabita przez wypełnionych strachem przed nieznanymi mocami tubylców to usychałaby powoli,ograniczając swoją magię do wspomnień lub wróżeniu, aż w końcu śmierć zabrałaby ją z tych obcych krain.

Opuszczała ten świat z podniesioną głową i... małą pamiątką. Pogładziła brzeg księgi thana, po czym schowała ją do torby, aby nikt z jej towarzyszy nie wpadł na głupi pomysł pozbawienia jej tej małej pamiątki.
Była bogatsza o doświadczenia, o których większość magów siedzących w swoich zakurzonych bibliotekach, mogło tylko pomarzyć. Teraz będzie traktowana jak pełnoprawna czarodziejka,a nie tylko niedouczone dziecko, za jakie zawsze była postrzegana przez starych długobrodych magów, którym brakowało tylko płaszcza w gwiazdki do wyglądu jak z bajek dla dzieci.

Wzięła Tiloupa na ręce i pogłaskała po błyszczącym futerku. W końcu i jemu zawdzięcza po części swój sukces. Kapłanki Eilistraee dobrze wiedziały co zrobić, aby uchronić Phaere przed sługami Lolth. Teraz jednak nie można było nazywać kota własnością Phaere czy jej zwierzakiem. Nie byli już właścielką i kotem - od teraz byli partnerami, drużyną działającą w imię swojego dobra.

Westchnęła tylko na pyskate przemówienie Liliel, które wydawało się jej bardzo dziecinne. Myślała, że Bohaterowie rzucą jej się na szyję z wdzięczności ? Przecież była demonem. Nawet drowy chciałyby się pozbyć takiej sojuszniczki. Cóż, niech znika siać zamęt gdzieś indziej.

Decyzja Anzelma jednak zrozumiała. Miłość ludzka była uczuciem nadzwyczajnym, które sprawiało, że ciężko było im logicznie myśląc. Kedros była wąznym miejscem dla kapłana, bo to tutaj spoczywa jego ukochana. Pewnie będzie siedział tutaj przez najbliższe kilka miesięcy,a może nawet lat, aż w końcu rana w jego sercu całkowicie się zagoi i będzie gotów na dalszą podróż. Na powrót Fosht'ki nie było zbyt wielkich szans. W końcu Selena przyzwyczaiła się do swojego nowego ciała. Raczej nie będzie chciała egzystować jako duch.
-Możecie mnie odwiedzić w Sigil Anzlemie, kiedy już obudzisz Fosht'kę... Czy kogokolwiek z naszych towarzyszy. Chętnie napiję się z wami starego elfiego wina - postanowiła jednak nie zabijać nadziei mężczyzny. Być może nawet jeszcze ją zaskoczy, pukając pewnego dnia do jej drzwi, mając przy swoim boku roześmianą czarodziejkę i jej kruka.

Być może Phaere nie była dla nich zbyt miła przez całą podróż, lecz powodem tego mogła być obawa przed obcymi. Teraz jednak ich losy zostały połączone. Razem udało im się stawić czoła nieznanej krainie i niebezpieczeństwu kryjącemu się w jej zakamarkach.

-Cóż, ja z kolei będę trzymać się konsekwentnie swojej decyzji. Wracam do Sigil. Nie będę już straszyć dzieci na Kedros...ani z resztą dorosłych. Postarajcie się więcej nie wpakować w tarapaty. Nie zamierzam po raz kolejny brudzić sobie rąk nieswoimi problemami. - Powiedziała, nie była w stanie jednak zrobić groźnej miny "złej drowki", gdyż zakłopotanie z jakim Latien wyrzucał ich z wyspy było rozbrajające. - Obiecaj mi jednak, Latienie, że ułożysz jakąś piękną pieśń na cześć przybyszów z odległych krain, którzy uratowali wasze dupska. To znaczy "pomogli wam" zniszczyć złego licza nękającego te piękne zielone krainy. - puściła oczko lilendowi.
- To co ? Gotowi do drogi- powiedziała poprawiając swoje rzeczy i biorąc na ręce Tiloupa. -Jak ja się pokażę w mieście taka brudna i obdarta. - mruknęła pod nosem.
 
__________________
Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia.
Lyssea jest offline  
Stary 15-03-2010, 21:04   #185
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Bohaterowie z głupimi minami wpatrywali się w miejsce, w którym zniknęła Liliel. Wiedzieli, że lilendzi potrafią podróżować w ten sposób, lecz mimo to teleportacja demona była dla nich niemałym zaskoczeniem. Latien jednak szybko opanował zdumienie i rzekł z wielkim przekonaniem w głosie: I tak ją złapiemy; po czym wysłuchał życzeń pozostałej dwójki. Zgodnie z przypuszczeniami Anzelma jego pozostanie na wyspie nie było w smak jej obrońcom, lecz nie protestowali - w czym niemałą zasługę miała Selena. Dysponując wspomnieniami Fosth'ki poniekąd rozumiała motywy Anzelma i, mimo zła, jakie w nim drzemało, współczuła mu na tyle, na ile potrafiła. Wraz z kapłanem ruszyła więc w drogę do Miee'sitil, a Latien objął Phaere swym muskularnym ramieniem. Obiecuję, rzekł. Kot wskoczył swej pani na ramię i razem zniknęli w błysku światła.

***

[media]http://sayane.wrzuta.pl/sr/f/2GXPhQeyTSb/aion_10_-_forgotten_sorrow.mp3[/media]


Dni w opustoszałym mieście mijały powoli, podobne do siebie jak dwie krople wody. Fosth'ka-Selena leżała w miękkim łóżku w swym domostwie. Była blada, a słaby oddech ledwie poruszał jej klatką piersiową. Stan ten utrzymywał się od wielu, wielu dni. Nie pomagały lecznicze napary, jakimi poił ją Anzelm, ni słodkie, wypełnione uzdrowicielską mocą pieśni śpiewane przez Latiena. Dusza Seleny nikła w oczach, a wraz z nią umierało ciało Fosth'ki.

Bohaterowie również próbowali pomóc. Jednak nie wiedząc co uwięziło duszę czarodziejki w okowach śmiertelnego lęku nie mogli nic zrobić. Czuwali tylko na zmianę, modląc się do Zivilyn. Ich zdaniem jednak Selena spełniła swoje przeznaczenie, a teraz odchodziła do boskich ogrodów Matki.

I w końcu odeszła - o poranku, gdy słońce nieśmiało przedzierało się przez gałęzie, oświetlając pusty grób jej córki i męża, który zrobiła gdy miała jeszcze dość sił; i w którym sama chciała spocząć.

- Karrramba... szefowo...? - zakrakał niepewnie Calcifer, wyczekująco wpatrując się w ciało swej pani; ciało, które leżało nieruchomo, nie dając żadnych oznak życia. - Sze... kra... kra... - chowaniec przeskoczył z zagłówka łóżka na krzesło, po czym wyfrunął przez okno, na powrót stając się zwyczajnym krukiem.


***

Phaere siedziała w swoim mieszkanku w Sigil, studiując księgę thana. Rzecz jasna nikt nie zwrócił uwagi ani na jej zniknięcie, ani na powrót - w końcu w Mieście Drzwi takie wydarzenia były zupełnie normalne. Nie było nawet wiele sprzątania; przecież nie było jej niespełna dwa dekadni. Tiloup mruczał na oknie, wygrzewając się w bladych promieniach słońca, ona zaś po raz kolejny przeglądała magiczny tom. Pamiątkę po niezwykłej przygodzie, utraconych towarzyszach, kiełkującym zaufaniu... Zaś czary w księdze były... czuła, że nie były dla niej. Po co nekromatyczna magia służce Eilistrae? Zmieniła się. Nie rzucała się już jak ryba pyrimo na wszystko co los jej cisnął. Miała wybór. I potrafiła go dokonać.

W zamyśleniu otworzyła księgę na zaklęciu Międzywymiarowe drzwi. Tiloup zerknął na swoją panią, zamruczał głośniej i wywrócił się brzuszkiem do góry. Chyba mu się spodobało...


***

Anzelm z mozołem wlókł za sobą przycięty pień drzewa. A raczej koń wlókł, orząc leśne poszycie, a mężczyzna mu w tym pomagał. Chata nad jeziorem rosła w oczach, mimo że budował ją sam. Póki co mieszkał w sporym namiocie, który dostał od Latiena na odchodnym. Po śmierci Seleny Lilend kilkukrotnie ponawiał propozycję opuszczenia Lavondyss, jednak kapłan uparcie odmawiał. Tu było jego miejsce. Przynajmniej na razie.

Początkowo widział przemykające w lesie cienie. Najpierw kilkanaście, po jakimś czasie kilka. Pilnowano go. Pozwolono mu zostać, lecz traktowano jak niebezpieczne zwierze, które lepiej mieć na oku. Tylko Latien wpadał czasem w odwiedziny, lecz i te wizyty były rzadkie. W końcu leśni strażnicy zniknęli. Lilend wyjechał gdzieś, zajęty swoimi sprawami. Wreszcie zostawiono go w spokoju. Choć tak było mu to obojętne.

Po walce z thanem moc Nerulla opuściła Anzelma. Po prostu którejś nocy obudził się nagle, czując w duszy pustkę... jeszcze większą niż do tej pory. Kapłan nie dotrzymał słowa, nie zdobył nowej domeny, więc bóg porzucił go. Mężczyzna nie rozpaczał jednak. Skupił się na budowaniu nowego życia w miejscu śmierci Maureen. Codziennie stawał nad jeziorem, wpatrując się w miejsce, w którym zapłonął jej pogrzebowy stos. Pozostałości po walce ze szkieletami już dawno zarosły trawą, lecz ten wypalony skrawek odradzał się dużo wolniej. Przez jakiś czas Anzelm wyrywał młode pędy, chcąc jak najdłużej zachować symboliczny grób ukochanej. Mijały jednak dni, tygodnie, miesiące... A któregoś dnia Anzelm wyszedł z chaty i spojrzał na miejsce, w którym żegnał się z łowczynią. Nie różniło się ono niczym od otoczenia. Symbol śmierci zajęło nowe życie, tak jak nowe życie zaczął Anzelm w świecie pod skrzydłami bogini, której zaufała Maureen.


***

Mieszkańcy Kedros byli tak naiwni, prości... nie stanowili żadnego wyzwania. Absolutnie żadnego. Ich niewinne dusze były dla sukkuba jak nektar. Wysłano za nią pościg, ale nawet on nie ekscytował demona - dzięki swej polimorfii i teleportacji była praktycznie nie do wytropienia. Psociła, zabijała, pieprzyła się i wysysała żywoty z kobiet i mężczyzn, starych i młodych, byle by mieć różnorodność. Upajała się bezkarności i władzą. Ale - ile można?

Liliel dopadło jej najgorsze przekleństwo: nudziła się.

Nie wiedziała co popchnęło ją do powrotu w góry. Stagnacja, szaleństwo czy może zwykłe przyzwyczajenie? W każdym razie któregoś dnia - tak dla zabawy - teleportowała się do Imil. Wylądowała w błysku światła... i znalazła się w samym sercu bitwy.

Przez kilka sekund ogłupiałej ze zdumienia Liliel wydawało się, że cofnęła się w czasie. Że znów jest w okowach paktu z thanem, a wizgające nad jej głową pociski, wrzaski demonów, bojowe pieśni lilendów i krzyki konających są zwiastunem jej rychłego końca. Rozejrzała się w panice, czując jak znajome szaleństwo ogarnia jej umysł. Tam... tam stoi jej strażnica! Będzie mogła ukryć się głęboko w podziemiach i przeczekać tam kilka kolejnych stuleci, aż wszystko się uspokoi, aż będzie mogła bez przeszkód zatracić się w swoim obłędzie.

- Na prawdę tego chcesz? - głoś mężczyzny, wyraźny jakby mówiący stał koło niej, a równocześnie dziwnie głuchy i daleki zadźwięczał w uszach Liliel. - Na prawdę tego chcesz?

Sukkub uniósł głowę. W jej stronę nieśpiesznie zmierzał wysoki, brodaty półelf o kasztanowych włosach zaplecionych gdzieniegdzie w warkoczyki. Kroczył przez pole bitwy jak przez pustą, kwiecistą łąkę. A walczący... jakby go nie zauważali. Żaden cios nie sięgnął młodego ciała, żaden pocisk nie osmalił twarzy. Półelf zatrzymał się kilka kroków przez Liliel. Błękitny owal portalu zajaśniał i uformował się obok niego. Przez blade światło kobieta widziała jałowe ziemie Otchłani.

- Idziesz? - rzekł Bast, leniwym krokiem wchodząc w portal. I Liliel, biedna, gnana strachem i szaleństwem Liliel posłusznie ruszyła w magiczny owal. Dopiero gdy portal zamykał się za nimi ujrzała na karku mężczyzny niewielką bliznę w kształcie pająka. Symbol Lolth.


***

Nad Waterdeep zapadał zmierzch. Słońce zniknęło już za wysokimi murami miasta, a jego ostatnie promienie barwiły wody Morza Mieczy na kolor krwi. Phaere stała na nabrzeżu patrząc na znikającą kulę ognia. Morska bryza owiewała jej twarz, przeganiając smród doków i kanałów miasta. Wróciła do swego świata... Tylko właściwie po co? Wróciła przecież do miejsca, gdzie każdy praktycznie drow był jej wrogiem, gdzie rodzina w każdej chwili może przypomnieć sobie, że ona jeszcze żyje. A co gorsza - że odwróciła się od Lolth...

Phaere usłyszała ciche miauknięcie. Tiloup stał kilka kroków od niej. Jego srebrne futerko lśniło intensywnie, odbijając promienie zachodzącego słońca. Zupełnie jak księżyc... Widząc, że jest obiektem zainteresowania swej pani kot zamruczał intensywnie i wbiegł w uliczkę prowadzącą do Skullportu. Phaere ruszyła za nim. Jednak nie była w tym świecie zupełnie sama, a kapłanki na Promenadzie niedługo zaczną odprawiać wieczorną modlitwę...


***

Gdzieś między światami...




"Night upon Loch Dubh" copyrights by ~Versatis


Nad jałową ziemią unosił się kurz. Dwójka bogów kłóciła się zażarcie. Od ich podniesionych głosów drżały góry. Ponieśli porażkę - oboje - i teraz jedno zrzucało winę na drugie. W końcu kobieta ostatni raz wrzasnęła z wściekłością i owinąwszy się peleryną utkaną z pajęczych nici zniknęła w mroku.

Mężczyzna jeszcze przez chwilę stał w miejscu, spoglądając na trzymany w dłoni przedmiot.
- To już mi chyba nie będzie potrzebne - mruknął, po czym cisnął kryształową fiolkę na ziemię. Magiczne naczynie rozprysnęło się w drobny mak. Uwięziona w nim dusza brązowowłosej kobiety rozpłynęła się w nicość.




 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172