Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-07-2009, 17:44   #11
 
Gadzik's Avatar
 
Reputacja: 1 Gadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodze
Dialog przygotowany z Nagashem

- Goblin być może nie, ale ktoś parający się magią ma prawo wiedzieć co nieco o właściwościach dwimerytu. – odparł sucho goblin, potrząsając przy okazji kajdanami jakby dla podkreślenia swoich słów. Troskę czerwonookiego o czystość ziemi pozostawił bez jakiegokolwiek komentarza, być może aby nie okazać strachu lub lekceważenia wobec nadchodzącej przyszłości. Miast tego pozwolił sobie na dołożenie cegiełki złośliwości (a kto wie, może i realnych planów?) wobec skulonego w klatce goblina-kucharza:
- Ej ty, doskwiera ci nieumiarkowanie w piciu wód ognistych? Jeśli nie, to już teraz zaklepuję dla siebie pieczoną wątrobę. Wiem, że jako kucharzyk sam byś ją najlepiej upitrasił, ale cóż… Oddasz się naszej sprawie całym sobą. – parsknął, setnie ubawiony własną jadowitością.

Z oznaką pewnego zadowolenia przerzucał spojrzenia pomiędzy gaworzącymi ze sobą w parach Roxem i Civrilem oraz jakimś goblinem i posiadającym warga typem, a także kolejną przedstawiającą się istotą – tym razem czymś przypominającym jaszczura, a przynajmniej wymarzone trofeum do salonów szukających wrażeń arystokratów-myśliwych. Naturalnie wspomniana satysfakcja nie wynikała z tego, iż grupa uprowadzonych zaczynała wkraczać na tory organizacji, lecz z tego, że jako przysłuchujący się miał możliwość choćby minimalnego poznania współwięźniów. Nie od dzisiaj wiadomo, iż lepiej słuchać banałów niż nie słuchać niczego… A kłamstwa? Heh, po kłamstwach (lub prawd wydających się kłamstwami bądź kłamstw wydających się prawdami) także można poznać z kim się ma do czynienia…
~ Silnoręki pilnie poszukiwany… – stwierdził w myślach. Gdzieś tam w kącie sali, pomiędzy kratami, wypatrzył prawdopodobnie trolla, jednak zarówno odległość ich dzieląca, jak i rozmiary obiektu zainteresowania były zbyt duże, aby próbować stawiać na spontaniczne rozmowy. W każdym razie doświadczenie już nie raz nauczyło Zergha, iż naprzeciw trudom życia (szczególnie takim jak walka na Arenie) lepiej stawać z kimś trochę lepiej poznanym niż dzięki wymianie kilku zdań. Taka osoba i w ataku pomóc może, i główne natarcie przeciwnika właśnie na niej może się skupić. Poza tym z tylko sobie znanego powodu czarownik wolał mieć tuż przy sobie towarzysza – niekoniecznie zaufanego, byle prezentującego sobą jakąś wartość…
~ Rox? Niepewny łobuz… Ten, no… Civril… Od pilnowania tyłów… Tamci dwaj? Kumotrzy, sami się będą wspierać. Kucharz? Bez komentarza. O, mroczna elfka… Ach, co za boskie kształty! Pewnie kapryśna zdzira. Sidney, goblin… Chuderlak, a do tego inżynie… Pheh, rzemieślnik! Ech… Może po drodze znajdę kogoś lepszego, choćby tamtą gadzinę w kolorze morza… A na bezrybiu…
- Hej, bracie! – syknął półgłosem, co było możliwe z powodu bliskości położenia klatek. Ze względu na wyższość powziętych zamierzeń nie zareagował na średniej jakości dowcip o gotowaniu magów, ani tym bardziej nie dał po sobie poznać zirytowania złudzeniami o wyższości tzw. „techniki” nad Mocą. Sid zaś po skończeniu wymuszonego żartu usiadł w celi i pogrążył się w ponurych rozważaniach o utraconym przedmiocie. Z zamyślenia po raz kolejny wyrwał go głos pobratymca w okularach. Podniósł głowę:
- Witaj Zerghu.
- Witaj, witaj... – odpowiedział czarownik ze szczerym spojrzeniem wytrzeszczonych ślepi. – Nie sądzisz, że jako pobratymcy i istoty inteligentne powinniśmy pomyśleć o... hmmm... zawiązaniu trochę głębszej znajomości? Wszak jedziemy na tym samym wózku, a szersze sojusze, grupowe, lepiej zawiązywać na tych mniejszych...
- Nie sposób się z Tobą nie zgodzić. - na twarzy Sida pojawiła się na chwilę rozpacz, ale grymas szybko zmienił się w lekki uśmiech – Cóż, wiesz jak to jest… w jednej chwili czekasz na realizację swoich marzeń, a w drugiej siedzisz w celi… - zamilkł na moment i dodał: - Sądzę, że sojusz będzie dobrym pomysłem, a nawet świetnym…
- Otóż to! - wpadł mu w słowo rozmówca. – Mam nadzieję, że podobnie jak ja stoisz ponad śmiesznymi sporami "technokratów" z magami. Sądzę wręcz, iż… - goblin zdawał się momentami na siłę dobierać wyszukane słowa – ...nasza wspólna współpraca jako przedstawicieli obu tych grup może wydać zadowalające owoce...
Mimo wypowiedzianych słów Sida, na jego twarzy wciąż widać było niezdecydowanie, a wręcz strach: - Powiedzmy sobie szczerze, miewałem zatargi z magami, jednakże dostrzegam ogromne zalety naszej współpracy, a połączenie umiejętności inżyniera i maga może być... ciekawe. - Talar zniżył głos i dodał – Poza tym sam przyznaj, zaczynamy na gorszej pozycji, nie mamy siły potrzebnej na arenie, ale... - Sidney uśmiechnął się – to dobrze, że nas nie doceniają.
- Zdajmy się na silniejszych... Pomoc na tyłach? - mrugnął porozumiewawczo Zergh. Na wszelki wypadek, aby nikt nie nabrał podejrzeń o zdradę, trochę głośniej wymówił słowo "pomoc".
- Tyły… hmmm... - Sidney zaśmiał się chicho – to moja ulubiona pozycja podczas walki. Sądzę, że jesteśmy umówieni Zerghu. Sojusze są dobre, nawet bardzo dobre. Tym bardziej, że nie będziemy siedzieć tutaj do śmierci… czyż nie? - Goblin wyszczerzył zęby.
- W każdym razie na pewno nie *po* śmierci. - Zergh odwzajemnił niezwłocznie szeroki uśmieszek inżyniera i wykonał ramieniem znany powszechnie pod każdą szerokością geograficzną znak sztamy. – Kto jeszcze deklaruje walczyć orężem, a kto szeroko pojętą magią... - rzucił w przestrzeń pytanie do wszystkich, tak aby nie dawać pola do niepotrzebnych (w jego odczuciu) insynuacji. – ... bądź techniką inżynieryjną? - dodał celem pielęgnacji zawartej przed chwilką znajomości.
 
Gadzik jest offline  
Stary 26-07-2009, 21:53   #12
 
Deviler's Avatar
 
Reputacja: 1 Deviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputację
Wcześniej wszystko było na właściwym miejscu. Tam nad nim czuwał Najwyższy. On mógł się cieszyć jego łaską oraz piwo w ogromnym kuflu, który podstawił mu nieznajomy sprawiało wrażenie wręcz boskiej nagrody. Trudno było mu odmówić, szczególnie gdy każda ofiara wzmacniała Jego, ale i On sam był z niej w jakiś sposób "wzmocniony", choć raczej to słowo nie miało zbyt wielkiego przełożenia na rzeczywistość, bowiem nie był w stanie nawet metafizycznie wyobrazić sobie w jaki to sposób Najwyższy odbierał ofiary... Dziwne, bo wcześniej mógł.

Wściekłość. Tak, to właśnie wściekłość można było wyczuć na sto metrów od klatki trolla. Fakt niekomfortowego lokum zdawał się być doskonałą wymówką na atak ów wściekłości, jednakże o ironio, powód był inny. Obiektem wściekłości był sam Kashyyk, czyli on. Nie miał przy sobie totemu, zabrali mu również buławę... Zamiast nich został obdarowany dwoma ciekawie mieniącymi się bransoletami, które w dość rytmiczny sposób próbował rozwalić o kraty celi. Cóż, jego zdrowie go niewiele obchodziło. Fakt, że ktoś odebrał mu dary Najwyższego wprowadzał go w zieloną furię. Gdyby nie naturalny odcień skóry, to kto wie, może zzieleniał by z wściekłości?

Mijały kolejne chwile, gdy metalowe bransoletki nie puszczały. Wielką trudność sprawiała mu konieczność zaakceptowania takiej kolei rzeczy. Opuchnięte nadgarstki powoli zaczynały wracać do dawnych rozmiarów, a on jakby schudł w barkach przynajmniej o pół metra.
~Spokojnie, spokojnie... To próba, Najwyższy wystawia na próbę...~
~Zaiste, mój sługo. Całe życie jest jedną próbą, którą musisz przejść zwycięsko
~Ale, ale... Odebrać mi Twoje dary...~
~Wcześniej i bez nich żyłeś, więc póki żyjesz możesz znów je odzyskać~
Ehh trudno wykłócać się z absolutem, gdy wiesz, że ma racje. Monolog wewnętrzny jaki miał miejsce w jakiejś fazie jego świadomości zakończył się dobitnym stwierdzeniem bytu, który on nazywał Najwyższym. Prawdopodobnie to jakaś dziwna cecha genetyczna, że u trolla można spotkać tak wielką wyobraźnie, szczęśliwie jest prawdopodobnie recesywna.
- Kashyyk! Ja walczyć! - Ryknął ze swojej klatki po usłyszeniu o ciekawym planie współpracy z klatki mocno zużytego już orka. Cóż, w naukach Najwyższego było coś na temat sprawiania pozorów zgodnych z stereotypowym wierzeniami. Po prostu w innym wypadku następowało niepotrzebne onieśmielenie.
 
Deviler jest offline  
Stary 26-07-2009, 22:16   #13
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ghardul słuchał uważnie słów kolejnych osób i choć nie był w stanie zobaczyć ich twarzy w jego wyobraźni powstawały obrazy tych, z którymi niedługo przyjdzie mu ramie w ramie walczyć. Arogancja, duma, niepewność, strach. Ork był niesamowicie wyczulony pod względem słuchu, co nie było specjalnie dziwne - natura nie znosiła pustki i brak zmysłu wzroku nadrabiała wzmocnieniem innych zmysłów. Dlatego niewiele mogło się przed Ghardulem ukryć, zwłaszcza jeśli chodziło o kłamstwo lub oszustwo. Inni więźniowie ciekawili go, jednak nie opowiadał o sobie zbyt wiele z tego prostego powodu, że niewiele było do opowiedzenia. Większość jego historii wypełniały brudne interesy, plugawe znajomości i wybijające się ponad wszystko pragnienie bogactwa i luksusów. Taką miał po prostu naturę, przez co tak dziwny był fakt że tak dobrze czuł się w towarzystwie Takiego. Być może dlatego, że pomimo wielu różnic byli do siebie z goblinem podobni?

Choć ork był dumnym przedstawicielem swojej rasy, a przynależność do kasty szamanów tylko utwierdzała go w przekonaniu o własnej wartości, to w chwilach konieczności potrafił zdobyć się na pokorę, by zwieść innych. Lata interesów ze światem podziemnym nauczyły go tego, by zgrywać słabszego niż był w rzeczywistości. I choć stary ork mówił o wzajemnym zaufaniu tak naprawdę Ghardul nie był w stanie zaufać nikomu poza Takim i Wharr'fagiem. To, czy pozostali okażą się godni zaufania zadecyduje moment, gdy dwimeryt zostanie zdjęty

Pora było jednak dowiedzieć się czegoś o pozostałych więźniach. Postanowił najpierw zwrócić się do kogoś, kto sam siebie nazywał upadłym, gdyż nigdy wcześniej o takiej rasie nie słyszał

- Mam do upadłych tyle samo, ile oni do orków. Nie jestem jednak w stanie dojrzeć Twojej twarzy. Powiedz mi zatem, jeśli nie uważasz że rozmowa ze ślepcem jest poniżej Twojej godności... Czymże się różni Upadły od zwykłego elfa? Czy upadli to drowy czy nieznana mi jeszcze elfia rasa?
-Czym się różni? Pod względem wizualnym niczym podczas gdy w psychice jesteśmy wierni idealogiom naszych przodków w przeciwieństwie do "zwykłych" elfów. Nie jestesmy tak zdradziedcy i nie próbujemy wybielać swojej kultury. Nazwa "upadły elf" została nam nadana przez elfy wysokie, samo słowo "druchii" jest bardzo ciężko przetłumaczyć na wspólny ale znaczy coś zupełnie innego niż "upadły". Najbliższym słowem dla nas byłby "prawdziwe elfy" lub "wierne elfy".


Elf, nie elf i tak najważniejsze będzie co pokaże na arenie. Ghardul jednak ucieszył się, że osoba mieniąca się jako Civril nie może mieć nic wspólnego z długouchami, których wraz z Takim oszukali. Choć nasiona były w pełni bezpieczne to niestety Ghardul nie mógł powiedzieć tego samego o sobie. Słowa J'Ram Chalur'a przypadły mu do gustu, gdyż zauważył podobieństwo między swoją sztuką i sztuką kogoś, czyj głos brzmiał na jaszczurzy. Ghardul bowiem także był szamanem, któremu jednak bliżej było do wojownika niż do maga. Nie spodobała mu się jednak arogancja Zergha i to właśnie do niego się zwrócił

- Zerghu, goblini czarowniku czy jak to się określasz. Twierdzisz, że Zank jako kucharz nie może się przydać... Czy to samo gotów jesteś powiedzieć o ślepym wojowniku jakim ja jestem? Ciekawym jednak czy to Zank nie stanie mężnie do walki podczas gdy ty chować się będziesz w kącie? Walka pokaże dopiero, co kto z nas jest wart
- Żart – odparł krótko i zwięźle goblin tonem trochę bardziej ostrzejszym niż zamierzał. Momentalnie jednak zganił się w myślach za ten przejaw lekkomyślnej arogancji (lepiej uważać, z kim się ma do czynienia i kogo się do siebie zraża) i dodał pojednawczo: - To był całkiem niewinny żart, taki sam jak inne… zdania… o naszym towarzyszu. Nie każdego mógł rozbawić, ale z poczuciem humoru jak z gustemkażdy ma inne. W każdym razie wszyscy jedziemy na tym samym wozie... – jednocześnie z niewiadomych przyczyn postać ślepego wojownika została wykreślona z niematerialnego notesiku Zergha o tajemniczym tytule „C.G.O.”
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 27-07-2009 o 11:23.
Blacker jest offline  
Stary 26-07-2009, 23:52   #14
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację


Sapnął, głośno wypuszczając powietrze przez krótki, szeroki nochal. Bolał go łeb jak diabli. Mlasnął kilka razy, wywalając purpurowy (jagodowy?) jęzor na zewnątrz. W gębie czuł starego kapcia. "Nie, kapcia starego trolla..." - poprawił się zaraz, jednocześnie krzywiąc mordę. "Pić!"

Powinien był wiedzieć, że osobiste polecenie Vidhaka, by towarzyszył orszakowi jego goblińskiego przydupasa, Gaavrk'a, będzie czymś więcej, niż tylko kolejną próbą ośmieszenia jego jako wojownika. Który prawdziwy ork będzie służył jako ochroniarz dla goblińskiego kacyka? Stłumił warknięcie, które wyrwało mu się na wspomnienie tego przeklętego pokurcza. To właśnie Gaavrk kazał mu czekać na siebie Pod Wszawą Muszą. Długo nie przychodził, więc co miał zrobić znużony wojownik? Pił, tym bardziej, że jakiś frajer stawiał wszystkim w knajpie. A może Gaavrk wcale nie zamierzał przychodzić?




- Uthgor zabić! Urwać ten zielony łeb i nasikać do szyja! Zdradziecki pies sprzedać Uthgor! Aarghh! - nie mogąc pohamować wściekłości chwycił wielkimi łapskami za pręty klatki i napiął mięśnie ramion, próbując je wyłamać.

"Wreszcie raczyłeś się obudzić. I nawet nieźle sam kombinujesz. Jestem pełen podziwu. Brawo!" - cierpka uwaga demona nie miała w sobie ani grama pochwały.

Sapiący z wysiłku ork nawet nie skomentował przytyku biesa. Zrezygnował z mocowania się z kratą i zajął kajdanami. Bez nich powinno mu pójść lepiej z klatką. Zresztą, dlaczego nie zrobić tego i tego na raz? Uthgor zaczął wściekle walić kajdanami w pręty więzienia.

"Dwimeryt. To nic nie da."

Niezrażony ork nie ustawał w wysiłkach. Wydawało mu się nawet, że na prętach zauważył jakieś karby od kajdan, więc łomotał jeszcze mocniej.

"Idiota..." - skomentował zrezygnowany głos w czaszce zielonoskórego.

Po dłuższej chwili ork uznał swoją porażkę z kajdanami i kratami. Siadł nieco zrezygnowany na podłodze klatki i zaczął rozglądać się po celi. O jego wściekłości świadczyły brutalnie wyglądające dłonie, które bezwiednie to zaciskał w wielką pięść, to rozluźniał.

Jego uwagę przykuły rozmowy pomiędzy więźniami w klatkach.
"Jakoweś elfiki, orki, gobasy... - tu jego pięści zacisnęły się, aż chrupnęło, a oczy zwęziły w wąskie szparki - ...jaszczurki, trolle... Istna manażaneria" - nieudolnie powtórzył w myślach jedno z powiedzeń szamana Klanu Złamanego Kła, Skkrelga.

"Każdy z nich może wbić nóż w plecy..." - myślał, mając wrażenie, że demon mu milcząco przytakuje. "Szczególnie zdradzieckie gobasy!" - ponownie nieprzyjaźnie spojrzał w kierunku klatek z mniejszymi zielonoskórymi i splunął na podłogę.

Kiedy niektórzy zaczęli coś gadać o sobie, chwycił pręty w swoje brutalne łapska.
- Uthgor zabić! - zaryczał na całą celę - Wszystkich! - dodał nieco tylko ciszej. Na chwilę obecną nie miał w planach, by faktycznie mordować wszystkich bez wyjątku. Przynajmniej na razie. Jego większa niż zwykle niechęć do otoczenia wynikała przede wszystkim z frustracji swoim aktualnym położeniem. I jak to bywa u zielonoskórych w takich sytuacjach mord dokonany na kilku - kilkunastu ofiarach zwykle poprawiał nieco nastrój.

Uthgor czekał. Czekał na okazję, by kogoś rozszarpać. Nieważne, czy z żelazem w garści, czy używając pazurów i kłów.
Co było dziwne, zazwyczaj wyszczekany bies w jego głowie miewał coś do powiedzenia. Teraz jednak milczał, być może czując niezbyt sprzyjający złośliwym żartom nastrój potężnego orka.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 27-07-2009, 15:44   #15
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Muzyka

~ Gdzie jestem? - zabrzmiał cichy głos jej podświadomości.



Ciemność, cichy szum, jakby strumyk przepływał nieopodal, przyjemny chłód, spokój. Zdecydowanie nie był to świat realny, z czego zdawała sobie sprawę. Była tu nie raz. Uwielbiała to miejsce, schodziła do tej groty, aby zaczerpnąć tchu, odpoczynku, zrozumienia. Miejsce, gdzie tyle głosów na raz można było usłyszeć, a zarazem należał on do tej samej osoby. Sumienie, wartości, doświadczenie, spostrzeżenia, fakty, to one ukazywały jej świat, pomagały zrozumieć i zmusić do odpowiedniego działania. Jednak głosy te potrafiły przytłaczać swą mądrością. Im bardziej zagłębiała się w ich znaczenie, sens tym bardziej docierało do niej, że rzeczywistość jest bolesna, bezwzględna, ale trzeba się z nią pogodzić, a z każdego wydarzenia wyciągać wnioski, aby te przerodziły się w doświadczenie.
Kropla uderzyła w taflę wody mącąc ją delikatnie, a jednocześnie ponaglając.Westchnięcie, wreszcie myśli zaczęły znów swobodnie poruszać się w odmęcie jej psychiki.
~ Gospoda, gorzała, szum, samoistna ciemność... Co to było? ~ zadźwięczał głos.
~ Złe pytanie. Pomyśl co teraz się dzieje ~ odpowiedział cichszym tonem, ale wyraźnym.
~ A może jednak niech przypomni sobie co się działo, inaczej nie oceni właściwie teraźniejszości ~ kolejny głos próbował zmusić ją do trzeźwego myślenia.
~ I nie zapomnij o przyszłości, spróbuj wyprzedzić zdarzenia, nie raz uratowało ci to życie ~ ostrzegł następny.
Po wybiciu się wyraźnych zdań, reszta stała się szeptem.
~ Miałam tylko na chwilę zatrzymać się w gospodzie, odpocząć, wyspać się i najeść do syta, a później dalej gonić za tym cholernym elfem. Zresztą, za darmo, jakiś typ rozdawał gorzałkę, to miałam odmówić? Przynajmniej grosiwa zaoszczędziłam. Tylko czemu ścięło mnie tak szybko? Wino nie było aż takie mocne, zresztą nie raz kosztowałam, nawet w dużej ilość szkarłatnego trunku ~ zabrzmiał cichy głos skądś, a zarazem znikąd.
~ Pomyśl ~ syknął ~ zacznij wreszcie to robić, bo padniesz, jak twoi wrogowie. Coś robiła, podstępna suko, gdy chciałaś wyciągnąć potrzebne ci wieści?
~ Cholera... ~ zabrzmiał najwyraźniejszy z głosów.
~ Tylko nie panikuj, wiesz jak tacy kończą.
~ Zatem, wiesz co było w przeszłości, a co teraz się dzieje? Sprawdź...


***

Nieprzyjemny zapach unosił się w powietrzu, czuła obecność innych żywych. ~ To dobrze, a zarazem źle ~ pomyślała. Zaczęły do niej docierać różne dźwięki. Ciało też nie dało o sobie zapomnieć, było obolałe, jakby cały czas leżała, jakby ktoś nią pomiatał niczym słomianą kukiełką. Nerw przeszedł przez plecy, tyłek, aż do stopy, a jej ciało delikatnie poruszyło się. Coś miała na rękach?
Żyła, to było pewne. Odbierała wszystkie bodźce z zewnątrz, ale jakie to było życie, zaraz miała ocenić.
Leniwie otworzyła oczy, zaczęła mrugać, a żeby odzwyczaić się od ciemności.

Oczy skrzyły się niczym iskry, które kontrastowały z czernią jej skóry, hipnotycznie ściągając uwagę.Włosy rude, płomienne, zdawały się być gorące, zdawały się parzyć. Choć jej lico było delikatne, kobiece, niewinne wręcz, to jednak zdawało się w nim być coś niespokojnego, tajemniczego, pociągającego. Różowe, pełne, słodkie usta przeważnie wykrzywiał ironiczny uśmiech, jednak teraz były lekko zaciśnięte, tworząc kreskę. Odzienie, choć teraz lekko ubrudzone, bez wątpienia podkreślało jej atuty, jak i ukazywało odwagę i pewność siebie. Gorset unosił kształtne, pełne piersi, jednocześnie podkreślał talię, a zwisające swobodnie pasy, oraz tkanina ciągnąca się aż do kostek ukazywały krągłe biodra. Do tego krótkie czarne spodnie odsłaniały zgrabne, długie nogi. //Wygląd//
Cały strój był w kolorystyce czerni i czerwieni, idealnie współgrając z odcieniem jej skóry i włosów, a przy okazji gorset był specjalnie usztywniany, dzięki czemu amortyzował ciosy wroga. Jednak nie tylko ta część ubioru pełniła rolę ochronną.
Nagolenniki, naramiennik i karwasze nasuwały wniosek iż kobieta jest wojowniczką, jak i również delikatnie umięśnione ciało, zarysy mięśni. Ale utwierdzić w przekonaniu mogła broń. //Odzienie//
Broń.... Której nie miała. Zacisnęła mocniej usta. Nigdy nie rozstawała się z orężem, jest to element, który w tym świecie jest niezbędny, dla osoby takiej jak ona. Przymknęła na chwilę oczy. Poruszyła nerwowo rękami. Na jej szczupłych nadgarstkach wisiały bransoletki, jednak nie takie, które kobieta uwielbia, tylko kajdanki. Rozejrzała się dokoła badawczym wzrokiem, oceniając wszystko co napotka na swej drodze.

Kraty... Niewola. Myśli swobodnie oplatały jej umysł, wzrok analizował, dusza cierpiała.
Odgłosy rozmowy, różne tony... Było tu ich więcej niż ona sama. Zaczęła przysłuchiwać się, chciała ocenić innych, jak reagują, kim są... Jednak nie pokazywała, że już się ocknęła.


***

Kap, kap, kap. Miarowo uderzały krople.
~ Cóż za głupoty oni wygadują ~ znów głosy zaczęły odzywać się.
~ Może i głupoty, ale one wiele mówią o osobie.
~ Może i głupoty, ale poszukaj w nich sensu. Niektórzy dobrze rzeczą.
~ Arena, walka ramię w ramię, walka o przetrwanie. W imię czego, a któż to wie. Z głupoty, czy przypadku? Pewno jedno i drugie.
~ Trzeba uważać na słowa, ale i za razem nie zniechęcić nikogo na wstępie.
~ Ale ten upadły już na wstępie nie przypadł specjalnie do gustu, nieprawdaż?
~ Spokojnie, słuchaj, analizuj, potem wnioskuj.
~ Ale przecie mogę mieć pierwsze wrażenie.
~ Oczywiście! Byleby cię nie zaślepiło.


***

Słuchała, jak to kombinują, próbują ustalić hierarchię. Śmieszne, ale jakże oczywiste. Każda grupa musi mieć przywódcę, kogoś kto knuje, kogoś kto szuka wsparcia, a żeby choć na chwile mieć poczucie bezpieczeństwa, znajdzie się pewnie szara mysz, spokojna osoba, znajdzie się ktoś uczciwy, kogo oszukają, znajdzie się ktoś, kto będzie odstawać od reszty... Kompleksy. Każdy je posiadał, ale nie każdy eksponował. Po wymianie zdań między innymi, mogła wiele wywnioskować, ale na razie wolała poczekać, aż kontury będą bardziej widoczne, a nie jak teraz zamazane.

W pewnym momencie można było zauważyć ruch w jej celi. Drowka poprawiał się, miała już dosyć niewygodnej pozycji. Oczy otworzyła i spojrzała przenikliwie po każdym siedzącym tu stworzeniu. ~ Ciekawe zestawienie ~ pomyślała ~ zieloni, mali, duzi, ślepi, syczący i blady długouchy. Nie można było zobaczyć na jej twarzy zdenerwowanie, zamyślenia, ale pewność siebie, choć nie pychę. Usta wykrzywił ironiczny uśmiech.

- Bądźcie podejrzliwi, bądźcie ufni, bądźcie przemądrzali i głupi - odezwała się, a jej ton głosu był cichy, opanowany, a za razem ponętny, kobiecy, tajemniczy.
- Jednak to nie zmieni faktu, że siedzimy tu wszyscy, w zamknięciu i nie mamy, chwilowo, perspektyw do ucieczki - ciągnęła dalej. Zatem, wszyscy ładnie przedstawili się, więc i może ja to zrobię. Choć imię istotne nie jest, to jednak jakoś zwracać się do mnie musicie, o ile będziecie chcieli - zrobiła pauzę - Sashivei, a dla Pana, który jest niewidomy, jak zdążył już podkreślić, jestem drowem. Param się walką, dosyć biegle posługuję się bronią, którą mi odebrano, ale tylko na jakiś czas - spojrzała na Roxa i lekko uśmiechnęła się.
- Zanim pozabijamy się nawzajem, zjemy, bądź utracimy zdrowe zmysły przez żarty co poniektórych, proponowałabym trzymać się razem, bez wyjątków. Wiem, że z psychiki ciężko wyplenić wątpliwości, podejrzliwość, tudzież strach, jednak mam skromną nadzieję, że na pewien czas uda się zahamować swoje popędy.

Przeniosła leniwie spojrzenie po wszystkich, zatrzymując się przez chwilę na każdym, po czym przeczesała dłonią swoje płomienne włosy.


***

Kap...
~ Dobrze zrobiłaś, zobaczymy kto jak zareaguje.
~ Tak, choć czas gra istotną rolę, to niektórych rzeczy nie da się przyspieszyć.
~ Z niektórych można czytać jak z otwartej księgi.
~ Należy się bać tych, z których ta sztuka nie udaje się...
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 27-07-2009, 20:24   #16
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jak to rzekł Ulf Mądry, mordy
ta rasa ma szkaradne. Do dupy koziej niepodobne.
Ale nie bójta się, nie bójta!
Co dobre to i une wiedzą! Od gorzałki stronić
nie stronią, metale lubią, kurwią,
ale cholery do kamienia się przekonać nie mogą.
Hohoho!
My już ich na drogę właściwą naprowadzim,
bo jedyne to rasisko porządne,
które szanse ma na ludzi wyjść!...


"Opis ras wszelakich"
Przekład Khardghana Długobrodego

***

Według słów Uelemila Mądrego, rasa owa
cechami fizycznymi odznaczać się nie zwykła.
Wśród owych znajduje się uroda stojąca
daleko poza szeroko rozumianymi
standardami piękna. Podobnie sprawa ma się
z wymogami grzeczności. Miast w drzewie,
lubują się w obróbce metalu. Wynalazcami się zwą.
Upodobanie podniebienia również
dalekie im od ideału. Wino pijają wtedy i tyko wtedy,
kiedy pod ręką nie znajduje się wódka lub piwo.
Szczęściem, dla świata, obróbką kamienia się nie zajmują...


"Opis ras wszelakich"
Przekład Lerielinga li'Velgen

***

Ulryk Mądry twierdził, że stworzenia te są
częściowo podobne do Krasnoludów. Częściowo.
Łączą ich zainteresowania w sferze metalurgii, trunków,
słownictwa.
Od długobrodej rasy różnią się tym, iż nie specjalizują się
w obróbce kamienia...

"Opis ras wszelakich"
Przekład Heinricha Revieńskiego

***

Mówił Uwlif Mądry, że jedyną, właściwą rasą
jest nasza, choć Krasnoludom do nas, kurwa, blisko.
One też są niskie, ale grube i te brody mają, i ogolić się
ni cholery!
Ale dobrą wódkę docenić umieją i brzytwę dobrą też.
Jednak brodate staruchy za wynalazki się brać, nie biorą, ale...
ale my, kurwa, ich naprawimy.

"Opis ras wszelakich"
Przekład Drebe Welnerfil

***

-Ci mówię! Brzydki ryj ma-odezwał się Goblin, wpatrując się ślepkami w rzeczonego mężczyznę.

-Bo ty piękny!-parsknął Gnom, po czym pociągnął tęgiego łyka ze zniszczonej, przykrytej pajęczyną pęknięć, butelki. O dziwo ćwierćlitrowa flaszka jeszcze się nie rozpadła, co, zgodnie z logiką, powinna zrobić.
Zawierała ona w sobie przezroczysty płyn, od którego właściciel krzywił się tak, jakby napił się soku z cytryny.
Stał wtedy razem ze swym druhem, zadając sobie pytanie natury iście egzystencjalnej:
-Wypić czy nie wypić? Oto jest pytanie-to pytanie miało przejść do historii, spisane na kartach koślawym łapskiem Gadynely'ego. Później miał to przeczytać wybitny, ponoć, artysta pióra. Tu też ponoć.
Nie mnie jednak ten cały Szewpierr przekształcił ową sytuację, zmieniając powagę rozmowy dwóch kompletnie różnych ras, pijących gorzałę, na jakieś durne pytanie o bycie czy niebycie. Takie życie.

-Z resztą, zawrzyj rzyć Gladynely. Stawia wódkę, pić trzeba-uśmiechnął się paskudnie, pociągając kolejny łyk z butelki, którą troskliwie zakorkował, chowając pieczołowicie, a kiedy tego dokonał, poklepał miejsce spoczynku szklanego naczynia, szczerząc żółte zęby pod kartoflowatym nosem.

-Może cię balladą przekonam, Gerbo, drogi...-wziął głęboki oddech, chwytając za zniszczoną lutnię. Choć Gnom był mały, chudy i niezbyt piękny, wiedział co by się stało, gdyby Gladynely zaczął śpiewać.

Przed wyłupiastymi oczami przemknął mu obraz tabunów, uciekających przed źródłem niewyobrażalnych jęków i jazgotów, przyprawiających o ból uszu, który później przeradzał się w ból głowy.
Co gorsza, widział również wódkę, uciekającą za jego sponsorem!
O nie! do tego nie mógł dopuścić i nie zamierzał.

-Gladynely! Nie!-powiedział bardzo szybko, wiedząc, iż tylko jego uszy i głowa są przyzwyczajone do Goblina, obecnie wyglądającego tak, jakby ktoś nasikał mu pod nogi.

-Ty sobie ryja oszczędzaj, bo będziesz kwiczał całą noc, jak tylko dotrzemy na miejsce! Jak nie chcesz napić się za darmo to idź, ja cię dogonię-zatarł ręce, oblizując się.

-Pewien jesteś?-zapytał Goblin, wieszając lutnie na plecach.

-Tak, tak, Gladynely. Dogonię cię, a teraz... Jakoś tak, powiem ci, że pić mi się chce. Sucho w pysku... No! Co tak sterczysz?! Albo pijemy, albo cię dogonię!-powiedział Gerbo już mijając Goblina i zacierając małe dłonie.

Gnom, podchodząc do stolika, z imponującą szybkością przebierał nóżkami, co można było uznać za nieco świński trucht. Wyglądało to trochę tak, jakby nóżki kręciły się w kółko. To właśnie, opisane przez Gladynely'ego miało ukazać się później w kreskówkach.
Miał przy tym identyczną minę do fanatyków, którzy obserwowali własną zdobycz, palącą się na stosie, lecz zdobyczą Gerba, na którą gapił się jak sroka w gnat, była stojąca na stole butelka.
Ręce miał niemal wyciągnięte do przodu, nie mogąc doczekać się tego, kiedy butelka znajdzie się w jego rękach, zaś z ust zwisał jęzor, powiewający w pędzie, jaki rozwinął ów Gnom.

-No! To możemy se pogadać-wskoczył na krzesło, sięgając po butelkę...

***

Nagle uderzył w niego ból z siłą gigantycznego młota w rękach olbrzyma. Cherlawy Gnom zadawał sobie pytanie, co takiego zrobił owemu gigantycznemu stworzeniu, że tak się nad nim brutalnie znęca i... nie mógł sobie przypomnieć, ale sądząc po uderzeniach, musiał mu bardzo zaszkodzić.

Łup!
Łup!
Łup!

Oj, zdecydowanie musiał uczynić coś poważnego. Przez chwilę rozważał nawet możliwość, że przestępstwem popełnionym wobec tego giganta było zabicie jego matki. Tak. To by się zgadzało, sądząc po bólu w czaszce.

Żółtookie stworzenie już miało przed oczami komiczny obrazek, przedstawiający przepaść, a nad nią dwudziestometrową kobietę o wadze co najmniej pięciu słoni, natomiast u jej stóp, osiągający niewiele ponad metr, Gerbo, pchający monstrualnej wielkości stopę. Kobieta zachwiała się i spadła...

Nie... Bzdura... Nie mógł zabić takiego czegoś... A może zapić! Tak, to już było bardziej możliwe.

Zobaczył siebie, siedzącego na stole, natomiast obok niego stał gigantyczny talerz z wódką, przypominający mały basen. Gnom wskoczył do środka i zaczął pić... i pił... i pił... i pił... i pił... i... pękł? Nie. Gerbo miał bardzo mocną głowę. Wiedział, że może przepić dwóch lub trzech Krasnoludów pod rząd, ale olbrzyma by nie przepił, głównie dlatego, że taka ilość wódki nie pomieściłaby się w jego małym żołądku.

To niby czemu ten gigant tak go torturuje?!

Nagle usłyszał coś, co przypominało bardzo szybki bieg stada słoni lub czegoś o wiele większego. Olbrzymów? Być może. Czynili oni taki hałas, że ból wzrósł, jakby osoba tłukąca go po łbie była również zirytowana tupotem.
Jaka na to rada? Ciężko było cokolwiek stwierdzić, lecz Gerbo postanowił poprosić, żeby to coś o wielkiej wadze szło chociaż troszeczkę ciszej. Nie dużo. Tylko ciutkę.

Nagle, kiedy chciał już wydać z siebie jakiś dźwięk, stwierdził, iż jego język przyrósł do podniebienia! No tak! Kolejny figiel złośliwego olbrzyma!
To jednak nie wszystko. W ustach miał pełno ziarenek piasku, zupełnie jakby monstrum bez serca wsypało mu tam łopatę złocistych, malutkich kamyczków, a przy okazji wysuszyło usta.
Musiał mu bardzo zaleźć za skórę.

Nie mógł mówić, łeb bolał niemiłosiernie i jeszcze to cholerne stado słoni! Ze złości postanowił otworzyć oczy, a kiedy to zrobił, jego oczom ukazała się... myszka, biegająca po podłodze...

Maleńki gryzoń przebierał szybciutko łapkami, w rytmie rzeczonego stada, natomiast kiedy się zatrzymał, słonie również to uczyniły. Głowa bolała dalej.

Gwałtownie rozejrzał się, by sprawdzić czy jego kat jest gdzieś w pobliżu i ku jego zdumieniu, nie dostrzegł go, a głowa bolała dalej. Już miał uśmiechnąć się radośnie, gdy...

Kraty, brud, pełno kurzu, brud, błoto, brud i jeszcze więcej brudu. Nie mniej jednak pręty wyglądały na solidne tak jak... kajdany? Tak, to były kajdany.

Panował tu również smród zapoconych, dawno niemytych ciał, uryny, wymiocin. Wydawało mu się nawet, że gdzieś znajduje się krew, lecz nie był tego pewien.

Gdzieś ktoś westchnął głośno, ktoś krzyknął, jeszcze inna osoba waliła w kraty, inny klął. Do kakofonii dźwięków dołączała się zbyt głośna mysz. Irytujące muchy, latające pojedynczo, gdzieniegdzie, czasem zbijały się w chmar, dręcząc wybraną osobę.

Nagle zauważył jakieś dziwne stworzenie, które przyglądało mu się, lecz ciężko powiedzieć czy było to spojrzenie ciekawości, złości czy może przyglądał się przyszłemu podwieczorkowi, bo raczej obiadem nazwać Gnoma nie można było żadną miarą.
Oczy istoty zabłysły, a kac minął tuż przed tym jak tamto coś odeszło.

Kiedy wreszcie język przestawał stawać kołkiem, kiedy wreszcie tupot myszki powrócił do normalnego tonu i kiedy głowa przestała niemiłosiernie boleć, stwierdził, iż razem z nim znajduje się Mroczna Elfka, jakiś Elf, Troll, Jaszczur, trzech Orków i czterech Goblinów. Wśród nich jeden Gnom. On.
Nie, żeby się tym przejmował, po prostu oceniał ilość alkoholu, która ubędzie, tak sobie zabawnie żartując, z jego flaszki.

Jeden z Orków zaczął przemowę, a Gerbo spojrzał na niego i mlasnął, po czym smarknął w palce, dając wyraz temu, co sądzi o sytuacji. Ponadto mówców w pomieszczeniu nie było brak, a od tych wszystkich mądrych słów zrobiło mu się niedobrze, więc kiedy wszyscy przestali gadać, Gnom chrząknął, wydając z siebie odór alkoholu i ponownie smarknął w palce, poprawiając rzadkie włosy, przetarł podkrążone oczy, a następnie ponownie chrząknął.

Ów małe stworzenie było, bez wątpienia, najdziwniej ubraną istotą w promieniu najbliższych stu mil.
Na głowie spoczywała mu komicznie przekrzywiona czapka tyrolska niezwykle gryząca się z wściekle pomarańczową koszulą w jaskrawofioletowe grochy. To jednak był dopiero początek. Niżej znajdowały się spodnie o kolorze tak intensywnie żółtym, iż wydawały się świecić własnym światłem nie tylko w ciemności.
Z żółcią spodni kontrastowały ciemnoniebieskie pasy, dające wrażenie, iż spodnie są jeszcze jaśniejsze.
Patrząc dalej z nadzieją, iż jest choć skarpetki i buty są dobrane poprawnie, doznaje się głębokiego zawodu, ponieważ lewa skarpetka przedstawia czerwone tło, zaś na nim umieszczone są fioletowe kropki, zaś druga przedstawia niebieskie paski na brązowym tle.
Na nogach posiada dwa zniszczone sandały, jeden czarny, nieco większy, a drugi brązowy, mniejszy.

-Wieta, co ja wam powiem? Saszisziaszwej dobrze gada. Powiem wam jeszcze coś. Co drugie to jakiś magik czy inny katamaran, czy jak mu tam. Nibyśta takie sprytne, inteligjentne, bystre i wogóle, a upić się dałyśta jak frajery ostatnie...-tu przerwał i splunął, zaś kiedy ślina dotknęła ziemi, wydawało się, że zaraz zacznie parować z powodu zbyt wielkiego stężenia alkoholu.

-...albo jak ja-dodał, szczerząc zęby.

-W każdym razie, od cholery gadania, a sens jeden. W głębokim gównie siedzimy, zakuci w dwudupkę, wydymani przez Eryka Sraczkowatego, ale...-przerwał nagle, myśląc, co stało się poprzedniego dnia.

Przed oczami pojawił mu się obraz człowieka, stawiającego mu kolejkę za kolejką. Pamiętał, że wypił tyle, iż wydawało mu się, że sponsor wraz z karczmarzami zbledli. Mogło być to tylko złudzenie, lecz Gnom rzeczywiście wlewał w siebie niewiarygodne ilości alkoholu, zaś znając jego możliwości, upicie się do nieprzytomności graniczy z cudem.

-...ale Sraczkowaty musiał mieć minę, kiedy spojrzał do własnej sakiewki. Przyjdzie dzień, kiedy to ja, Gerbo O'Lerbo spiję Sraczkowatego do nieprzytomności-zachichotał, macając się po kieszeni. W ustach dalej miał suchość, pomimo śliny, która mu się zebrała do tej pory.
Suszyło go tak, że był niemal przekonany o obecności pustyni w jego gardle, zaś na to była jedna rada.
Klin wybić klinem.

-Gdzie ona jest?-sapnął sam do siebie, wyraźnie czegoś szukając. Kolejno przeszukiwał każdą kieszeń, pas, buty, a nawet skarpetki, lecz bezskutecznie.

-Pić... mi... się... chce! Oddajcie gorzałę!!!-krzyknął, po czym usiadł, łupiąc spode łba na jakikolwiek ruch poza jego klatką.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 27-07-2009 o 20:27.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 28-07-2009, 01:44   #17
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Zawsze jest wyjście, powtarzał sobie Taki, zawsze. Goblina swędział nos. I nic nie mógł z tym zrobić. Każdy wie jak nieznośny może być świąd kichawy. A jak ma się ręce spięte z tyłu to jedyną możliwością zdaję się otarcie nochala o kratę. I tak też zrobił. Nie przyniosło to najmniejszego efektu.

Nos swędział, tyłek bolał, a ręce puchły. Jak można kogoś trzymać w tak nie ludzkich warunkach, pomyślał po czym uśmiechnął się do siebie. Głosy z poszczególnych klatek zdawały się przekrzykiwać. To raz to drugi miał wrażenie, że jest na targu. Trzeba się wydostać, znaleźć wyjście. Dzięki rozmowom, a w szczególności wypowiedziom czerwonookiego, Taki dowiedział się komu zawdzięcza taki luksus i wygodę. Wiedział też kto będzie przyszłym dawcą organów i somatotropiny do badań. Niejaki Erl Szary, czy jakoś tak.

Reszta intensywnej gadaniny przeleciała Takiemu mimo uszu, gdyż sam był zajęty przerzuceniem zakutych z tyłu rąk do przodu. Inaczej oszaleje (nos swędział, nie dawał za wygrane). Szamotał się, wił i skakał. Nic. Kichawa jak swędziała, tak swędziała. Wszystko to zajęłoby mu całe wieki gdyby nie wypowiedz jaką dziwnym trafem zarejestrował:

-Wieta, co ja wam powiem? Saszisziaszwej dobrze gada. Powiem wam jeszcze coś. Co drugie to jakiś magik czy inny katamaran, czy jak mu tam. Nibyśta takie sprytne, inteligjentne, bystre i wogóle, a upić się dałyśta jak frajery ostatnie...

I po sali rozległ się głośny śmiech niczym czkawka. Właściciel śmiechu zdawał się zapomnieć o swoim nosie i zanosił się co róż nową czkawką. Reszta wypowiedzi (Gnoma - jak się później okazało) została delikatnie olana, mimo to, Takiemu wypowiedz "kolegi po celi" przypadła do gustu.

Mimo szybkiej poprawy humoru, goblinowi w poszarpanym płaszczu i przydużych spodniach dalej dokuczały dwie rzeczy: Świadomość siedzenia w klatce i cholerny, swędzący nochal! Taki spróbował wziąć sprawę w swoje pazury. I to dosłownie. Podszedł do drzwiczek swojej klatki, odwrócił się tyłem i zaczął grzebać przy zamku. Sytuacyjnie był na spalonej pozycji. Dlatego dwa pazury - no, bo o ładnych paznokciach tu nie może być mowy - połamały się z cichym trzaskiem.

Odszedł od krat i z rozpędem walnął w drzwi. To też nic nie dało. Nagle błysła mu stalowa agrafka przyczepiona spodni. Schylił się tak, żeby złapać ja zębami i rozcinając sobie lekko wargę wypluł ją na podłoże. Potem poszło już z górki. Ręce łatwiej mogły manipulować przy zamku czymś co nie było ich częścią. Nie minęła chwilka i zamek puścił, otwierając się z cichym: YYyyyyYY.

Taki już czuł spojrzenie reszty na karku. Uczucie przypierające do ziemi, to na pewno, ale i dodające skrzydeł zarazem. Rozejrzał się: Jedno okno - kraty, jedne drzwi - brak klamki. Zero jakiegokolwiek sprzętu, w tym jego ekwipunku. Cholera! Wyjrzał lekko przez okno - musiał lekko stawać na palcach. Słońce albo zachodziło albo wschodziło. Z racji koloru przyjął, że zachodziło. Jakiś troll i półolbrzym (chociaż dla niego był to cały olbrzym) gaworzyli sobie w najlepsze. Dookoła pełno budynków - musi miasto. Nie dobrze.

Długo nie zwiedzał. Obrócił się w stronę klatek i podszedł do tej, w której siedział Ghardul. Wsadził nos pomiędzy kratę o powiedział:

- Podrapiesz? Straszliwie mnie kichawa swędzi.

Taki, zamierza w miarę możliwości uwolnić Ślepca za pomocą tej samej agrafki. W razie problemów z zewnątrz wraca do klatki i udaje jakby nic się nie działo,
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 28-07-2009, 07:10   #18
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Szczurwij. Jego wierny towarzysz. Najlepszy przyjaciel w biedzie. Niewielki szczur którego jakiś czas temu przygarnął przybiegł słysząc głos swego pana. Stanął przed nim i węsząc nosem popiskiwał radośnie. Był zadowolony widząc swego druha... bądź chciał coś do jedzenia.

- Szczurwiju, Szczurwiju proszę idź szukaj klucz, wytrych albo dwa łyżeczki. Idź szybciutko! No mój pieszczoch. - pogłaskał go za uchem. Zwierzak zaczął łasić się do ręki pana lecz jednak poszedł szukać odpowiednich przedmiotów. - Hehehe. Dobry Szczurwij. Wracaj szybciutko. Zank czekać.

Zank nie lubił czekać. Słysząc cały czas rozmowy, poniekąd na jego temat, denerwował się bardzo. Szamotanina goblina próbującego podrapać się w nos jakoś go nie uspokoiła. W dodatku nie wszyscy okazywali przejawy dobroci w jego stronę. Jakoś mimowolnie nie przepadał za czterookim goblinem... W jego wiosce takie żarty zwykle kończyły się czynem... i kolejną porcją świeżego mięsa na obiad.
~Ech gdyby tylko Gruth Czarny tu był... Dostał byś "swoją" wątróbkę... A i wepchał bym Ci ją do gardła... Gdyby tylko tu był

A Szczurwij jeszcze nie wracał...

Goblin nie wiedząc co robić zdjął swój hełm. Odłożył go na bok i nie patrząc na innych, a raczej nie przejmując się ich paplaniną i spojrzeniami... pogłaskał swe prawe ucho.

Na końcu długiej i zielonej małżowiny usznej znajdowały się metalowe i kościane kolczyki. Lekko sycząc z bólu, zdjął dwa i zważył je w dłoni. Podłużna kostka jeśli nie będzie się mocno pchać czy podważać nie powinna się złamać. A jeśli nawet to będzie chyba nawet lepiej służyć.

Zank przygryzł język i zmrużył oczka. Pozycja "skupiająca". Wytężył swój słuch - a długaśne uszy, mimo, że i tak nie dorównywał ślepemu orkowi, zapewniały lepszy niż zwykłego człowieka - i włożył kostkę do kłódki. Pogmerał przy niej parę chwil by ją otworzyć.

- Kłódko, kłódko otwórz się dla dobrego Zanka... Zank jest dobry... Zank chce wyjść

Jeśli to nie poskutkuje, Zank poczeka na swego zwierzaka. Spróbuje ponownie z przedmiotami przyniesionymi przez Szczurwija.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 28-07-2009, 22:17   #19
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Klatki okazały się być odporne tak na trolowe pięści jak i na łańcuchy z dwimerytu. Ani siłą ani magią nie dało się ich w żaden sposób uszkodzić.
Co było zrobić? Zaczeliście konwersacje. Tematy okazały się różne.. jedni zwykli rozmawiać o życiu i takich tam, inni rozmawiali o bardziej przyziemnych sprawach... ot choćby jak tu przeżyć mijający dzień. Tylko jeden niewielki goblin zdecydował się ruszyć głową na poważnie.
Wsunął agrafkę w kłódkę i już po chwili był wolny. Przeszedł się to do okna, to podszedł do współwięźnia prosząc o podrapanie w nos... większość z Was znalazła by lepsze sposoby na pożytkowanie czasu w takich okolicznościach... cóż jednak było robić. Przeca to nie Wy staliście teraz poza klatką, tylko on. Goblin z zainteresowaniem począł oglądać kolejny z zamków. Więc może jeszcze nie wszystko jest stracone, może poza czubkiem własnego nosa (dużego i w tym przypadku traktowane sesnus strickte)?
Gnom z zapałem charakterystycznym tylko dla swej rasy zabrał się za kolejny zamek... po chwili każde z Was wypuściło powietrze z płuc. Agrafka pękła, kłódka się nie otworzyła... nie udało się. Znaleźli się tacy, co próbowali jeszcze najnormalniej w świecie z kłódkami rozmawiać... jednak nie odniosło to zamierzonego efektu... ale przecież zawsze można było spróbować.. TAK?

Taki
Przechadzając się po celi doszedłeś do dość istotnych wniosków. W celi nie było Waszego ekwipunku, drzwi wejściowe były zdecydowanie zamknięte i nie dało się ich otworzyć od środka... agrafki Ci się poza tym skończyły. Na zewnątrz nastawał wieczór, a osoby przechadzające się (wszelakiej maści i profesji) zdawać by się mogło podążały w jednym kierunku. Kierunku z którego dobiegała wrzawa.

Czerwonooki ork z wyraźnym zainteresowanie przyglądał się poczynaniom małego goblina. Nie poprosił go o otwarcie klatki... jednak ta mała istotka wzbudziła w wielkim i zmęczonym życiem wojowniku coś na kształt sympatii i podziwu.

Możliwość podziwiania i sympatyzowania jednak szybko się skończyła.
Taki jak i wszyscy pozostali usłyszeliście zgrzytanie zasuw, co było jednoznaczne z otwieraniem drzwi. Gnom z niewiarygodną wręcz prędkością powrócił do swej celi, zaczął gwizdać pod nosem... i podziwiać szalenie interesującą ścianę. Gdyby ktokolwiek z Was wszedł do celi... Taki byłby pierwszym podejrzanie wyglądającym osobnikiem.

Na całe szczęście persony, które weszły do celi zdawały się nie być tak inteligentne jak Wy.
Pierwszy ze strażników, ogr charakteryzujący się budową iście ogrowską, przecisnął się bokiem przez odrzwia, po czym pewnym krokiem podążył w kierunku czerwonookiego orka. W jego ręku zabłysł miecz. Ogr zdawał się być istotą obdarzoną raczej niewielkim intelektem.. władać mieczem jednak umiał.
Rox, będąc w klatce, będąc skutym kajdanami nie miał możliwości prowadzenia uczciwej walki. Owszem dwukrotnie wygiął się unikając pchnięcia... jednak za trzecim razem ostrze przebodło go na wylot. Posoka zbryzgała podłogę, a jego czerwona oczy bardzo szybko zgasły.
- Teraz już będzie uważał na to co mówi!
- Teraz już nie.

Melodyjny głos dobiegł z zewnątrz korytarza. Nim do końca wybrzmiało ostatnie słowo, do celi wpłynęła postać.
Toż to lembas wyrwało się komuś!

Elf jednak nie wdawał się w zbędne szczegóły, ani w rozmowy z Wami. Zdawało się że jest zdegustowany koniecznością przebywania w Waszym towarzystwie. Nie zaszczycił żadnego z Was spojrzeniem. Uniósł tylko dłoń, wypowiedział słowo. Mimo kajdan z Dwimerytu odczuliście wokoło wiatry magi. Moc, którą należało by określić jako zło wcielone, jak iście demoniczną siłę, zebrała się wokoło wyciągniętej przez elfa dłoni. Po wypowiedzeniu kolejnej frazy wasze klatki się uniosły, po czym zaczęły lewitować w pogoni za twórcą zaklęcia.

Lecieliście początkowo przez sieć korytarzy potem przez jakiś niewielki plac.. wybrukowaną ulicę. Przelecieliście przez dzielnice mieszkalną jakiegoś miasta. Miasta, w którym jeszcze nigdy Was nie było. Miasta które nie przypominało Wam żadnego innego. Miasta gdzie drogi zostały wyłożone kamieniem, gdzie kamienice wyglądały na nowo postawione. Miasta, które nie śmierdziało brudem i uryną, a względną czystością i porządkiem... mimo pałętających się wszędzie orków, troli goblinów etc.

Dojechaliście!

Arena okazała się być największa jaką do tej pory widziało każde z Was. Większą niż te na których niektórzy z Was walczyli... większą niż te na trybunach, których zasiadaliście. Budynek przytłaczał swym majestatem, swym rozmiarem, swym rozmachem.
Z otwartymi paszcząkami, polecieliście dalej za elfem, który znając doskonale drogę powiódł Was na wprost do piwnic, a z tamtąd w kierunku areny. Nie wyprowadził Was jednak. Stał i czekał. Nie dawał się prowokować, nie wchodził w utraczki słowne z żadnym z Was. Pozostawał głuchy na wasze prowokacje/prośby i ślepy na obelżywe geste. Stał oto niczym ten posąg i wpatrywał się... w dziewkę, która właśnie przechodziła koło Was. Oprócz niej szły jeszcze dwie. Każda z nich ubrana w strój wojowniczki, każda pod orężem. Jedna z nich zatrzymała się przy Civrilu puściła doń zalotnie oczko... oczko które na pewno należało do nafaszerowanej narkotykami niewiasty. Oczko, które było dokumentnie przeszklone, którego źrenica została rozszerzona do absurdalnych rozmiarów. Niewiasty stanęły we trzy przed bramą wejściową na arenę, i zaczęły wybijać dziwny rytm!
Ta, która przed kilkoma chwilami starała się pomiziać druhii, odwróciła się do was, rzekła:
- We will rock them, for you!
***
Gdy weszliście na arene dziewczyny właśnie kończyły występ.
To co rzuciło się Wam w oczy to kształt areny. Była ona eliptyczna. Wy mieliście przed sobą tą najdłuższą z możliwych średnic. Na drugim końcu widzieliście Wasz ekwipunek. Był tam totem Kashyyka i opalizująca w słońcu flaszeczka Gerbo, były tez przedmioty bardziej prozaiczne jak broń Ghardula, czy oręż J'Rama.
Klatki Wasze, jak za sprawa czarodziejskiej różdżki się otwarły.
- Klucze do kajdan macie przy ekwipunku. Waszym zadaniem, jest go zdobyć, oraz powrócić w to miejsce. Jeśli wróci przynajmniej dziewięcioro z Waszej jedenastki Heinrich uzna, że Wam się udało. Biegiem!
Drzwi za elfem się zamknęły, zanim ktokolwiek zdołał zrobić cokolwiek.
Dziewczyny siedziały na środku kłaniając się to w prawo, to w lewo... cóż prostszego?
Ze środka areny na podeście, którego wcześniej nie widzieliście wyjchało piekliszcze!
- Katarzyna nie sięgnie Was swymi paszczękami w miejscu, gdzie stoicie teraz, oraz przy waszych rzeczach. Musicie jednak przejść koło niej dwa razy... raz z bronią... wcześniej jednak bez niej.
Potworny krzyk oraz ryk zadowolonego tłumy doszedł do waszych uszu, gdy trzy głowy konsumowały właśnie trzy panienki, które jeszcze przed chwilą koło Was przechodziły. Czwarta zajęła się jakimś nieszczęśnikiem, który właśnie spadł na arenę.
- Powodzenia! Chichot elfa zdawał się trwać wiecznie.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.

Ostatnio edytowane przez hollyorc : 29-07-2009 o 08:10.
hollyorc jest offline  
Stary 29-07-2009, 10:11   #20
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
"Ale oni głośni..."
I faktycznie, jeden goblin mówił do krat, inny kurdupel wyszedł z klatki a gnom próbował wszystkich zdenerwować.
"Gdyby nie dwimeryt nauczyłbym Was szacunku dla lepszych od siebie."
Goblin, który wyszedł z klatki krzątał się po korytarzu, ech...
"Gdyby to było takie proste już wszyscy by im pouciekali. Najprawdopodobniej ekranują nas magicznie a przed drzwiami jest dobrze uzbrojona straż."
Civril ciągle siedział oparty plecami o tylnią ściankę klatki. Po chwili do pomieszczenia weszli dwaj wielcy i niezbyt rozgarnięci najemnicy. Goblin, który wcześniej buszował w najlepsze wszedł z powrotem do kratki, Civril śledził wzrokiem nowoprzybyłych. Obaj podeszli do orka, którego druchii uznał za agenta i go zaciukali, elf nawet nie drgnął. Co robi wychowanie w brutalnym społeczeństwie z elfem... Jednak to nie był koniec gości, do środka wszedł elf, i to wysoki lub leśny nie druchii. Większość istot ma problemy z rozróżnieniem poszczególnych elfich podras, bo czy ten elf jest blady dlatego bo jest upadły czy dlatego, że więcej siedział w wieży niż na dworze? Mimo to elfy rozpoznawały się bezbłędnie, trzeba wiedzieć w końcu do kogo strzelać. Elf, jak się szybko okazało mag, wylewitował ich. Druchii po raz kolejny zrobił wszystko by nie drgnąć, nie chciał zwrócić na siebie uwagi. Pachołkowie króla Feniksa niezbyt się lubili z upadłymi.
Lewitowali... i lewitowali... Po drodze migały im domy, prymitywna zabudowa wskazywała na prymitywną rasę. Byli albo w ludzkim mieście albo w miescie zielonych, raczej to drugie sądząc po przechodniach. Chociaż i ludzie się znaleźli a raczej trzy skąpo ubrane ludzkie kobiety. Cała trójka była nieźle zaćpana, może mają tu fisstech? Jedna z kobiet zatrzymała się i mrugnęła do niego, upadły nawet się nie ruszył, nie interesowały go inne kobiety niż elfki.

***

Arena i zachowanie widzów potwierdzało przypuszczenie Civrila co do tego kto zamieszkuje to miejsce. Nawet krwawych igrzysk nie potrafią zrobić jak należy. Raz, że wpuszczają do walki magów, dwa dają hydrze pożerać widzów tym samym tracąc kasę, trzy zamiast modlitwy do Khaina?
Wypuścili ich i krótko powiedzieli co mają robić. Civril popatrzył po swoich towarzyszach.
-Trzeba biec kupą, wtedy większa szansa, że ktoś przebiegnie. Proponuje pobiec w dwóch grupach po dwóch stronach póki hydra jest zajęta jedzeniem. Jeżeli ktoś z Was nie jest wstanie przebiec niech poczeka, troll rzuci mu klucze do kajdan. Jeśli ktoś z Was czuje się na siłach to niech ją zajmie walką.
Mag nie czekał na potwierdzenie i dyskusje, chciał przebiec póki hydra jest jeszcze zajęta jedzeniem. Puścił się biegiem od strony ogona hydry z zamiarem przebiegnięcia jak najbliżej ściany. Jeżeli hydra spróbuje go zjeść spróbuje obronić się kajdanami, zarzucając łańcuch na dolną szczękę potwora i zawisając tak. W ten sposób ma zamiar uniknąć śmierci kosztem upadku. W biegu zmówił krótką modlitwę.
„Khanie panie wojny, daj sił swemu wiernemu słudze abym mógł przelać krew mych wrogów w Twoje imię.”
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172