Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-07-2009, 11:06   #21
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Kość nie była idealnym rozwiązaniem. Nie uporał się z klatką. Ta nawet go nie słuchała. Przynajmniej kolczyk się nie złamał. No trudno może Szczurwijowi pójdzie lepiej?

Zank podupadł trochę na duchu. Nie dość, że nie otworzył kłódki to jeszcze szczurek nic nie przyniósł. Nie pozostało mu nic innego jak zapiąć z powrotem tanią biżuterię i czekać.
~Następnym razem będę nosił łyżkę ze sobą. O tak na wszelki wypadek.

Nie przyszło mu długo tkwić w klatce. Do wiezienia weszła głupia istota która zamordowała czerwonookiego orka. Jakby to miało coś znaczyć? A tak... Jeden "sojusznik" mniej. Następnie wszedł też Elf, prawdopodobnie czarodziej.
-Toż to lembas! Aj!... - Zank nie zdążył ogryźć się w język. To że tego nie zdążył nie oznacza, że nie zrobił. Spojrzał struchlałym wzrokiem na długouchego i skulił się w sobie, wierząc, ze ten go nie zobaczy. Gdy ten zaczął inkantować swe zaklęcie, serce goblina waliło jak kafar w khazadzkiej kopalni. Strach ogarnął go całkowicie. Nie mógł kiwnąć palcem. A gdy klatka uniosła się do góry...
- Aj! Zank dobry! Zank nie chcący! Zank nie chce być zgniecionym przez wielki i potężny Elf! - Klęknął na kolana i zakrył swe oczęta zielonymi uszami. Wolał nie widzieć jak ginie.

Jednak śmierć nie nadeszła... jeszcze.

Klatka spokojnie wyleciała z pomieszczenia. Frunęli tak w metr nad ziemią przez sieć skomplikowanych korytarzy i pomieszczeń. W końcu jednak ujrzeli niczym nie zmącone światło słoneczne. Poczuli powiew świeżego powietrza. W mieście.

Było to dla malucha coś dziwnego. Po pierwsze miasto. Duże skupisko zielonych i innokolorowych stworzeń przechadzających się spokojnie po brukowanych uliczkach. Zank nie często widywał takie widoki. Zwykle to siedział w kuchni, w lesie, zawsze niedaleko wioski. Po drugie świeże powietrze... nawet w niewielkiej osadzie w której się narodził śmierdziało uryną, brudem i innymi zapachami. Tu tego brakowało. Jakby kto włączył bardzo duży odświeżacz do powietrza...

Wreszcie dotarli na arenę. Wszechobecna wrzawa i dość ciekawy rytm wzbudzały wszystko w wibracje. Melodia nawet podobała się maluchowi. Wręcz zaczął machać głową na boki w rytm muzyki. A finał...

Finał był krwawy. Wielka siedmiogłowa hydra zeżarła wojowniczkopiosenkarki i jakiegoś gostka w śmiesznym ubranku. Nie przejął by się tym gdyby nie fakt, że oni będą następni.
- Aj!!! - Pisk strachu wydarł mu się z gardła. On chciał przeżyć. On musiał zrobić wszystko by przeżyć. On musiał... zrobić by inni też przeżyli. W końcu dziewięciu z nich musi wrócić.Ale jak on to zrobi?
- Zank skorzysta z trola... Tak... Zank chce by trol rzucił w niego jego plecak. Taki stary... i... kluczyki? Tak Zank bardzo poprosi... - Nie miał zamiaru bez większej konieczności narażać życia. W końcu miał je tylko jedno.

Jednak słowa ślepego orka weszły mu trochę na dumę. Ambicja, tak jakby coś takiego miał, kazała mu być lepszym od czterookiego.
~Zank będzie lepszy! Zank pokaże złośliwemu goblinowi!

Wraz ze Szczurwijem na ramieniu Zank podszedł trochę w kierunku hydry. Na tyle by być jeszcze bezpieczny, poza zasięgiem jej głów. Stanął, zdjął hełm i robiąc maślane oczka spojrzał jej prosto w twarz. Eeeee... Twarze.

- Katarzynko, Katarzynko nie jedz nas. Zank być twój przyjaciel, Zank widział jak jadłaś dużo ludzi. Ty być najedzona. Ty iść spaciu, bo Katarzynka być najedzona. Zank popilnować coby nikt nie przeszkadzał w spaciu. Zank być przyjaciel. Katarzynka nas nie zjeść.

Kto byłby w stanie oprzeć się małemu i słodkiemu goblinowi?...
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 29-07-2009 o 11:10.
andramil jest offline  
Stary 29-07-2009, 16:17   #22
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Ciągle kipiący wściekłością Uthgor przyglądał się myszkującemu po celi goblinowi. Po niedługim czasie mały zielonoskóry czmyhnął z powrotem do swojej klatki, a w celi pojawiło się kilku siepaczy. Śmierć czerwonookiego przyjął bez sensacji. Nawet nieco się ucieszył - w końcu mogli zaciukać kogoś innego, na przykład jego. Poza tym, jako goblinoidowi obce było mu współczucie, przecież najlepszą zabawą młodych orków było zamęczenie na śmierć jakiegoś goblina, czy innej słabszej istoty. Przypominało to zachowanie kociąt górskiego lwa bawiących się jedzeniem złowionym przez matkę tyle, że zaprawione znacznie większą dozą okrucieństwa. Drapieżnik zabija, by przeżyć, a ork zabija, bo sprawia mu to przyjemność.

Pojawienie się kolejnego elfiaka w tym towarzystwie jeszcze bardziej go poirytowało.
"Panoszą się, jak u siebie w lesie, korożercy jedne..." - skomentował w myślach przybysza. Kiedy ten zaczął swoje hokus-pokus, Uthgor warknął rozeźlony. Warknięcie pozwoliło mu zamaskować przerażenie związane z emanacją magii, której nie rozumiał i której się obawiał. Zdecydowanie za dużo było tu różnych szamanów i innych porąbańców. Nie cierpiał takich. Wymądrzali się i gadali tak, że nikt nie wiedział o czym. Z drugiej strony bywali niebezpieczni, jak szaman Złamanych Kłów, Skkrelg. Bali się go nawet przydupasy Vidhaka. Pewnie nawet sam Vidhak.
Uthgor nie wiedział, co potrafili ci tutaj, ale jak na razie tylko gadać potrafili.
"Dobry szaman to martwy szaman..." - powtórzył w myślach starą maksymę.

* * *

Kiedy stali przed wrotami na arenę, poczuł narastające napięcie, to dziwne uczucie, jakie ogarniało wojowników przed bitwą i pozwalało im zapomnieć o strachu. Poruszył ramionami, napinając i rozluźniając mięśnie, naprężył, po czym zluzował dwimerytowy łańcuch spinający obejmy wokół nadgarstków. Półtora metra wytrzymałego metalu mogło posłużyć za broń niemal równie dobrze, co korbacz, czy inny obuch.

Weszli na piach areny.

Na widok siedmiogłowej bestii i niepozornych rozmiarów niemal połowy z więźniów zaczął się śmiać. Gardłowy, zniekształcony przez wyrastające z dolnej szczęki wielkie kły rechot wzbił się w górę dużej budowli. Cztery gobasy, podobnej wielkości gnomowate coś, dwa elfiaki, ślepy ork z wilkiem, jaszczur, troll i Uthgor. W jego oczach jedynie ostatni trzej mieli jakieś szanse w starciu z wielogłową paskudą na środku.

"Zastanówmy się na spokojnie..." - zaczął głos w jego głowie.
"Jeśli nawet z reptillionem i trollem zaatakujecie głowy, to wystarczy ich, żeby na każdego przypadły po co najmniej dwie. Za dużo, tym bardziej, że ich ugryzienia mogą być jadowite." - chwila ciszy.
"A może byś tak posłał kopniakiem kilka z tych maluchów, żeby kilka z tych paszcz czymś zająć?" - zaproponował, nie bez pewnej logiki, siedzący w nim demon.
Propozycja wydawała się kusząca i Uthgor zaczął przyglądać się goblinowi z durszlakiem na głowie.

Zanim gobas dotarł na granicę zasięgu stwora i - jak ze zdumieniem zauważył Uthgor - zaczął do niego przemawiać, koło szalonego pokurcza przemknęła postać bladego elfiaka.
- Drzewołaz być odważny... - mruknął z pewnym uznaniem.
"...albo niespełna rozumu" - dodał głos. "A gdyby tak..." - bies zaczął analizować.

"Biegnij za nim!" - wrzasnął nagle.
Umysł Uthgora był jednak dość powolny, więc zanim zrozumiał polecenie demon wyręczył go, tak jak wiele razy przedtem, i nogi orka pchane jakąś dziwną siłą zerwały się do ciężkiego biegu.
"Nie tędy! Drugą stroną!" - bies skorygował kierunek i ork pocwałował na prawo.

"Jeśli hydra zaatakuje druhii, jest szansa, że skupi na nim uwagę wszystkich głów. Druga strona powinna być najmniej zagrożona..." - diabeł gorączkowo tłumaczył, bardziej sobie, niż Uthgorowi.

Wojownik wytężył siły, by nabrać jak największej prędkości. Na każdy krok mierzącego ponad dwa metry orka goblin musiałby zrobić dwa-trzy swoje. Faktycznie, istniała szansa, że zajęty pożeraniem innych ofiar potwór nie zauważy, jak za nim przebiegnie. A jeśli zauważy... Uthgor tylko wyszczerzył się jeszcze bardziej i napiął dwimerytowy łańcuch, by móc go w razie czego zarzucić go na szyję hydry. Odporny na magię materiał wydawał się być na tyle mocny, by zadusić głowę stwora. A, że głów było więcej, niż palców u dłoni?
"Trzeba będzie zadusić je wszystkie po kolei..." - pomyślał zadowolony z siebie ork.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 30-07-2009, 00:48   #23
 
Deviler's Avatar
 
Reputacja: 1 Deviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputację
Zawołanie "wojenne" jakim obdarzył współwięźniów odbiło się bez echa, można by rzec, że nawet zostało zignorowane. Kashyyk nawet lekko się uśmiechnął, gdyż taka reakcja była oczekiwana. Słuchanie innych ukrywając się warkotem wściekłości szło mu nadspodziewanie dobrze, zresztą mało kto spodziewa się po Trollach innych procesów myślowych niż "jeść", "zabić" czy też wspominających o przedłużeniu ciągłości gatunku. Z umiarkowanym zainteresowaniem przyglądał się perypetiom zielonego przykurcza, który opuścił swoją klatkę. Nie przestając warczeć złapał za kraty w jego kierunku usiłując je najprawdopodobniej rozegnąć. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że szerszy rozstaw rąk blokował ten nieprzyjemny metalowy łańcuch. Pojawienie się elfiego magika z ogrzym pomocnikiem spowodowało kilka decybeli głośniejszy warkot trwający nieustannie przez całą drogę do areny. Fakt, że ta obślizgła, korożerna pokraka bawiła się w najlepsze, gdy oni byli uwięzieni w klatkach nie wpływała najlepiej na jego samopoczucie. Jednak trudno mu było dyskutować z wolą Najwyższego.

Po wypuszczeniu do owalnej areny dwie rzeczy przykuły jego uwagę - przede wszystkim fakt, że jego buława i totem leżały sobie po drugiej stronie tejże areny. Jednak jego pierwsze kroki związane z dotarciem do nich przerwały słowa bladego trawnika, który zaczął traktować go, jak dobro wspólne tejże gromadki. Spojrzenie, które mu posłał, w najlepszych okolicznościach można było uznać za wściekłe. Zapewne, gdyby nie zestaw obrączek na jego rękach wyposażyłby się w kolejny zestaw elfich uszu na wisiorek. W końcu te spiczaste uszy przynosiły szczęście tym, którzy potrafili po je "sięgnąć". Rzut okiem na Hydrę spowodował jednak, że dodatkowo się podekscytował. Już słyszał jak wśród plemiennych pieśni opiszą zwycięską walkę z tym stworzeniem. Oczywiście głos rozsądku, czytaj Najwyższego w tym momencie zaalarmowany nagłym atakiem bujnej wyobraźni zaprotestował.
~Twoim celem jest wpierw przeżyć, potem dopiero okryć się sławą~
~Czy jedno wyklucza drugie?~
Słysząc tylko westchnięcie absolutu i komentarz nawiązujący do jego niereformowalności ruszył powolnym krokiem w stronę zwierza starając się go za bardzo nie spłoszyć. W swej klatce przetestował wytrzymałość tych kajdan i jakby było to konieczne mógł zablokować atak, czy przydusić głowę łańcuchem. Gdy znalazł się w pobliżu stworzenia przyspieszył kroku przechodząc z truchtu w "sprint", choć to raczej przypominało toczenie się głazu po pochyłej skale. Kierował się do ekwipunku.
 

Ostatnio edytowane przez Deviler : 30-07-2009 o 02:45.
Deviler jest offline  
Stary 30-07-2009, 12:02   #24
 
Gadzik's Avatar
 
Reputacja: 1 Gadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodze
Po złożeniu wyjaśnień dotyczących głębszego sensu wypowiedzianego „żartu” goblin zamilkł (ku radości co niektórych) z wyraźnym zamiarem ponownego ograniczenia się do obserwacji sylwetek i poczynań swoich współtowarzyszy (co w przypadku ubioru gnoma wymagało wyłączenia poczucia gustu i potężnej odporności na zaakceptowanie iście kultowego podejścia do kiczu). Oczywiście największe zainteresowanie wzbudziło w nim działanie Takiego, które w pewnym sensie mogło wręcz urzekać swoją praktycznością. Przez moment Zergh nawet szczerze żałował, że nie posiada tak dobrych relacji z pobratymcem jak ten ślepek Ghardul, co równocześnie nie przeszkodziło mu – jako jednostce aspołecznej, nie znającej tak naprawdę pojęcia współpracy grupowej – żywić nadziei nakrycia sprytnego śmiałka przez straż. W chwili usłyszenia rdzawego zgrzytu zasuw i ujrzenia słabych zdolności aktorskich Takiego nabrał wręcz przekonania, iż goblina czeka nieuchronna czapa za niesubordynację i kombinatorstwo, które od złamania się agrafki straciło dla Zergha jakikolwiek sens (skoro on nie skorzystał, to dlaczego mieliby inni?). Osiłkowie okazali się jednak równie nierozgarnięci co zapatrzeni w swój odgórnie przedstawiony cel, uśmiercony po trzeciej próbie w myśl powszechnie znanego powiedzenia…
~ Życie… – westchnął w duchu, doceniając wyrozumiale ofiarę poniesioną przez ich „mentora”. Nawisem mówiąc, komentarz jednego z przybyłych ćwierćkomórkowców świadczyłby, że albo, wbrew pozorom, nawet na te kilka chwil więźniowie nie zostali pozostawieni w celi sami sobie, albo działalność Roxa przekroczyła cierpliwość dozorców… Bądź po prostu okazał się niepotrzebny. Tak czy siak wyraz twarzy Zergha nie zmienił się nawet wówczas, gdy przerażony własnymi słowami Zank błagał o litość oraz klatki z więźniami poderwały się dzięki magicznej sile elfa ku swemu przeznaczeniu…

Poczuł lekkie mrowienie w ciele pod wpływem otaczającej ich Mocy…

A może to adrenalina?

A może podenerwowanie?

***

- Życie… – stwierdził pospiesznie, tym razem na głos, na widok tyłka jednej z znarkotyzowanych dziewcząt. W tej chwili jednak był on dość mało pociągający, zważywszy, iż wystawał razem z nogami (zaprawdę, piękne nogi posiadała ta śniada piękność) z umazanej posoką paszczy (jednej z wielu) hydry…

Kątem oka spojrzał na Sidneya, stojącego po jego lewicy. W sumie precyzyjniej byłoby stwierdzić, że to czarownik stanął po jego prawicy, starając się rozdzielić swą miłość pomiędzy inżyniera z jednej strony a ścianę areny z drugiej.

Przyznajmy szczerze… Zergh po raz pierwszy od momentu przebudzenia w celi poczuł się zdecydowanie niepewnie…

Nie, nie chodziło o zwykły strach przed walką, lecz o możliwą formę śmierci… Paść od strzały elfa, zginąć zmiażdżony przez trolla lub rozerwany przez stado wściekłych lwów… Jednak żeby zostać połknięty w całości, z… z… okularami?!

Myśleć! Myśleć! Myśleć!

Odruchowo spojrzał na toczącą się ku ekwipunkowi postać trolla. Zostać i zdać się na łaskę tego zielonego kloca, który dotychczas ograniczał się do wydawania dzikich ryków i pełnych gróźb powarkiwań? A może jednak rzeczywiście zostać, narażając się nawet na śmierć z rąk strażników? Toż to lepsze od zostania przekąską bestii… o ile karą za opieszałość nie będzie rzucenie na jej pożarcie…
- Lecę za trollem! – rzucił do towarzysza, puszczając się za potworem wykonującym swe milowe kroki. Wszystko zależy od tego, czy pozostałe łby, nie zajęte pożeraniem narkolubów i frajerów, wolą mniej pewny ale za to pożywniejszy kąsek, czy jednak wpierw postawią na zdobywanie przystawek z małych goblinów…
~ Poczciwiec! – wyłapał w pędzie kątem oka słodki trucht kucharzyka ku hydrze. Zdaje się, że ten akt dziecinnej głupoty wręcz uprzyjemnił Zergowi pierwsze susy i rozwiał na sekundę myśl o skończeniu w jelitach potwora. Jednakże spochmurniał zaraz uprzytomniwszy sobie, że idioci – a on, wbrew opinii pewnych łajdaków, zaliczać się do nich ani myślał – mają już ze swojej natury dodatkowy bonus do szczęścia, co odbija się oczywiście na ogólnych zasobach fartu dostępnego dla jednostek inteligentnych…

Kajdany zadzwoniły szyderczo, przypominając czarownikowi, aby pilnował się przed niefortunnym upadkiem…
 

Ostatnio edytowane przez Gadzik : 30-07-2009 o 13:04.
Gadzik jest offline  
Stary 30-07-2009, 13:09   #25
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Hydra jaka jest, każdy widzi.
Siedem łbów paskudnych bestyja ma, z kłoma wielkimi!
Niezależnie une działać mogą, a jak dziabnie taka
to hoho! Ni ma zmiłuj!
Jeżli gadzinie łeb wężowy odrąbać się zdoła, z dwoma kolejnoma
zmagoć się trzeba!
A to nie hoho!
Bestyji krew podobnież właściwości magiczne ma, bo kto
zanurzy się we jej krwi i się napije jej, ran i wojny się bać nie musi
i to prawdo jest! Nawet łeb odrąbany odrosnąć może!

"Bajania i legendy: O bestyjach wszelakich"
Anonim

***

Gerbo przyglądał się zmaganiom Goblina, któremu udało się oswobodzić. Przyglądał się spode łba, nie odzywając się wogóle, ponieważ był obrażony na cały świat.

Jak to było możliwe, by ktoś odebrał mu gorzałę?! Kto się ośmielił?!
Nie mniej jednak postanowił sobie, że ją odbierze, nawet gdyby miał chodzić po całym więzieniu i okolicznych domach. Postanowił przekopać arenę wzdłuż i wszerz, by tylko znaleźć swoją własność i nawet jego świecznik odszedł na dalszy plan, uchodząc za mniej ważny.

Nagle rygiel odsunął się, a Goblin szybko wleciał do klatki, by uniknąć nakrycia na wyjściu z więzienia.
Okazało się, że ich niespodziewanym i nieproszonym gościem był Ogr, który musiał wejść bokiem. Podszedł on do celi czerwonookiego Orka z obnażonym mieczem w wielkiej łapie o powierzchni przypominającej nienadmuchaną piłkę plażową

Owy miecz również był sporych rozmiarów, przy których sam Gnom wydawał się raczej zdecydowanie malutki.

Tak jak można było się tego spodziewać, Ogr nie zabrał miecza by robić na nim szaszłyki... A właściwie to raczej po to zabrał, lecz to oni mięli być mięskiem na pieczeń.

Wielki jak góra strażnik pchnął raz, lecz nie trafił. Pchnął drugi raz i ponownie chybił. Pchnął trzeci raz, ale... zaraz... tym razem trafił.

-Te! Wielkolud! Masz gorzałę?! Daj łyka spragnionemu!-powiedział wstając. Zapomniał już o złości, ale nie zapomniał o pragnieniu. Jednakże tamten był za głupi, by odpowiedzieć, lecz do środka wszedł Elf.

-Elfie! Masz coś mocniejszego do zwilżenia gardła? Hej! Elfie! Słyszysz mnie?! Patrz mi na usta! Go-rza-ła!-to mówiąc, kilka razy stuknął się w prawą część gardła, najmniejszym palcem u złączonych palców prawej dłoni, po czym udał, że pije z butelki.
Od tej osoby również nie doczekał się reakcji.

Nagle klatki uniosły się, a Gnom dopadł do krat, podrywając się nagle.

-A wódkę też potrafisz wyczarować?-zapytał z zainteresowaniem, ale tej odpowiedzi również nie uzyskał. Mało tego, tamten wydawał się wogóle nie słyszeć co Gerbo mówi, więc usiadł i dał sobie spokój, przypominając sobie o tym, że przecież się obraził.

Szybko mu to jednak przeszło, ponieważ lewitowali przez korytarze, a potem przez plac, by wylecieć do miasta.
Wtedy to Gnom ponownie poderwał się na nogi, dopadając do krat.

-Hej! Zieloni! Macie coś mocnego w domu?! Może być spirytus! Wszystko, co ma alkohol, nawet ten taki śmieszny fioletowy płyn! Cokolwiek!-krzyczał, ale jak zwykle nie doczekał się tego, czego oczekiwał, więc ponownie się obraził, siadając i obserwując wszystko.

-Nowe domy... A żeby wam się to na łeb zwaliło. Kamieniste drogi... A żebyście się potknęli o te kamienie i mordy rozwalili. Brak smrodu... To da się naprawić-warknął do siebie, po czym rozpiął spodnie, zaczynając sikać na ulice, a kiedy jego mały pęcherz opróżnił się, ponownie zapiął odblaskowe spodenki, siadając i patrząc na wszystko ze złością.

Wlecieli w końcu do piwnic pod areną.

-Piwnice pod areną... A żebyście się udusili w tych piwnicach-złorzeczył dalej, patrząc jak leci wprost na arenę, bez prowadzącego Elfa.

-Elf nie włazi... A żeby mu nogi w dupę wlazły-wywarczał, zaś trzy kobiety zaczęły wybijać rytm, gadając w jakimś absurdalnym języku, myśląc, że każdy rozumie.

-Natrętne baby natrętnie walą w natrętne beczki, natrętnie śpiewając... A żebyście sczezły!-fuknął, wchodząc na eliptyczną arenę.

-Eliptyczna arena... A żeby...-przerwał nagle burczenie pod nosem, widząc refleks słońca na drugim końcu placu.

-Wódka!-krzyknął radośnie, drepcąc w miejscu. Był pewien, że to ona, gdyż potrafił ją poznać na końcu świata. Zresztą, nie musi dobrze wiedzieć trunku, żeby bezbłędnie go rozpoznać.
Słońce tańczyło na pokrytej pajęczyną pęknięć butelce, która mimo wszystko nie rozpadała się.

Leżał tam również jego świecznik, również podniszczony i bardzo zardzewiały. Prawdę mówiąc aż dziw brał, że jeszcze się nie rozsypał, nie połamał ani nie został wyrzucony na śmietnik. A może został, a teraz należy do Gnoma? To nie było pewne.
Niewątpliwym było jednak to, iż był totalnie bezużyteczny ze względu na brak tego, co stanowiło potrzebę, dla której wynaleziono to urządzenie, mianowicie świeczki.



Leżała tam również bardzo zniszczona pochwa ze zniszczoną rękojeścią. Nie było wiadomo w jakiej kondycji znajduje się ostrze, jednakże sądząc po stanie świecznika i butelki, stan klingi również był opłakany.

-Klucze do kajdan macie przy ekwipunku. Waszym zadaniem, jest go zdobyć, oraz powrócić w to miejsce. Jeśli wróci przynajmniej dziewięcioro z Waszej jedenastki Heinrich uzna, że Wam się udało. Biegiem!-wyjaśnił łaskawie Elf, za którym drzwi się zamknęły.

To by było jednak zbyt proste. Oczywiście musieli to utrudnić, zaś utrudnieniem był... wielki gad o siedmiu łbach, któremu Gnom przyjrzał się z mądrym wzrokiem.

-Skąd oni wzięli Wróbla Wielodziobego?-podrapał się po głowie, kiedy hydra zaczęła pożerać trzy kobiety i jakiegoś widza. Zaczął sobie przypominać co wie o stworzeniu zwanym "Wróbel Wielodzioby".

W jego mniemaniu, hydra była bardzo rzadkim ptakiem, bardzo groźnie wyglądającym, lecz jednocześnie niezbyt zagrażającym życiu. Zdaniem Gnoma, na Wróbla Wielodziobego sposób był jeden jak najszybciej przebierać nogami.

-Trzeba biec kupą, wtedy większa szansa, że ktoś przebiegnie. Proponuje pobiec w dwóch grupach po dwóch stronach póki hydra jest zajęta jedzeniem. Jeżeli ktoś z Was nie jest wstanie przebiec niech poczeka, troll rzuci mu klucze do kajdan. Jeśli ktoś z Was czuje się na siłach to niech ją zajmie walką-rzekł Upadły Elf, zaś Gnom smarknął.

-Nie pierdol! Działaj, kurważ jego mać!-warknął, zaś przed siebie pobiegło trzech. Owy Elf, Troll i Ork, natomiast kucharz zaczął prosić hydrę, by ich nie zjadała.

Jakiś sposób to i był, a nuż się uda?

Logika jednak podpowiadała, że i Gnom powinien biec, ponieważ miał przed sobą coś, co było od niego o wiele większe. Właściwe było porównanie, iż Gerbo w stosunku do hydry był tak mały jak miniaturowy pies przy słoniu.
Zastanowić się należało, co prędzej przemknie się niezauważone przy owym wielkim ssaku. Mały pies czy antylopa?

Plan Gerba był prosty. Biec przed siebie jak najszybciej potrafił, a i bez zachęty, jaką była wódka, potrafił biec niezwykle szybko, kiedy tylko głowy będą zajęte. Do tego czasu biegł za Orkiem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 30-07-2009, 15:18   #26
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie, wszyscy zwrócili wzrok w stronę goblina, któremu udało się opuścić klatkę. Cóż jednak z tego? W drzwiach nie było klamki, a Taki nie miał żadnych szans na ich wyważenie... Okienko było za małe, żeby nawet najmniejszy z całej gromady obecnych tu stworów się przeze nie przecisnął.
Jak się okazało, priorytet miał swędzący nos... Potem jeszcze goblin próbował wyswobodzić ślepca, bez powodzenia. Długo się jednak "wolnością" nie nacieszył, ponieważ do pomieszczenia wszedł, z niewielkimi problemami, ogr. Zwykłe, tępe bydle. Niestety, to tępe bydle miało miecz i swobodę ruchów, co stawiało go obecnie ponad całą resztą magów, szamanów, inżynierów czy wojowników. Podszedł do klatki czerwonookiego orka i zabił go... Musiał aż trzy razy atakować, żeby trafić. Gdyby nie klatka, jaszczur z łatwością by sobie z nim poradził, jak i z 5 kolejnymi, nawet w kajdanach i bez broni. Ogr miał chyba pretensje do starego orka o to, że się odezwał do współtowarzyszy niedoli.
Wtem, do celi wszedł płynnym krokiem elf... Jaki to był podgatunek? Nie ważne, zachowywał się tak samo, jak inne, był wyniosły i lekceważył przedstawicieli "brudnych ras". Ciekawe określenie na istoty będące wszelkiej maści "potworami", czyli orki, gobliny i inne takie. W tym również jaszczuroludzie...
Długouchy trochę poczarował i wszystkie klatki, oprócz tej z czerwonookim orkiem, uniosły się w powietrzu. Nic nadzwyczajnego, J'Ram też by tak potrafił, gdyby nie te kajdany. Bardzo miło było z strony ich porywacza, że nie kazał im iść na piechotę do miejsca walki. Lot ulicami miasta był dosyć przyjemny, gdyby nie świadomość czekającej reptiliona walki, byłby wręcz upajający. Unoszenie się w powietrzu bez żadnego wysiłku było naprawdę cudownym przeżyciem. Poza tym, samo miasto było bardzo zaawansowane pod względem logistycznym, ulice były wybrukowane, budynki nie były stawiane chaotycznie, gdzie się da, tylko podług jakiegoś przemyślanego planu. Nie śmierdziało tu jak w innych miastach, widocznie wprowadzono jakiś podstawowy system kanalizacji i ogólnie dbano o porządek na ulicach. I, mimo wszystko, nie mieszkali tu ludzie czy inna "cywilizowana" rasa, tylko zieloni, z orkami i trolami na czele. Co prawda, jaszczur przyzwyczajony był do kurzu, błota, i osobliwego zapachu miast, które dotychczas zwiedzał, obecny porządek nie przeszkadzał mu zbytnio. Bardziej dziwił się, że u istot, jakie tu mieszkały dało się wprowadzić taki ład i porządek.
Gdy dotarli na arenę, oczy gada nieco się rozszerzyły. Był to największy przybytek płatnej rozkoszy, jaki widział w swoim niekrótkim, awanturniczym życiu. Ogromna arena o kształcie elipsy, wokół trybuny mogące pomieścić dziesiątki tysięcy istot pragnących krwawej rozrywki, majestatyczna kolumnada ozdabiająca zewnętrzny pierścień ogromnej budowli. Nie jeden wojownik dałby się zabić na tej arenie.
Polecieli jednak dalej, do pomieszczenia, w którym walczący przygotowują się do walki, od areny oddzielonego tylko bramą. Elf jednak nie wypuścił ich , ba, nie opuścił ich nawet na ziemię. Czekał, na coś czekał. Chwilę potem obok grupy więźniów przeszły trzy kobiety, wojowniczki. W ich oczach widać było obłęd, ale nie taki, jaki czasem dopada wojowników w walce. Nie był to szał bojowy, żądza krwi, lecz raczej otępienie, utrata własnej woli. J'Ram nie wątpił w ich umiejętności bojowe, jednak wiedział, że zostały posłane na pewną śmierć.
Serce jaszczura zaczęło bić nieco szybciej, gdy tylko usłyszał ten przedziwny rytm, zapoczątkowany przez trzy wojowniczki, który po chwili trząsł całym koloseum. Wzywał go do walki z taką mocą, jakby same Duchy natchnęły go chęcią walki. Potrzebą walki. Serce zaczęło bić jeszcze szybciej, starając się już teraz przygotować do wyższych obrotów, żeby przyspieszyć bieg osocza w krwiobiegu gada. Czarne, wąskie źrenice rozszerzyły się nieco, oddech stał się szybszy.
Był gotów.
Gdy tylko weszli na arenę, zobaczyli "wojowniczki", zbierające tony oklasków i gwizdów od męskiej części publiczności. No tak, wyszły tam tylko pośpiewać i rozgrzać widownię. Czyli jednak, J'Ram się pomylił, nie zginą. Chyba, że każą im z nimi walczyć, co było raczej mało prawdopodobne.
Wszystkie klatki otwarły się w jednym momencie. Istoty wyszły z nich, nie bez ulgi. Elf już cofał się do wyjścia, zdążył im jednak wyjaśnić reguły gry:
- Klucze do kajdan macie przy ekwipunku. Waszym zadaniem, jest go zdobyć, oraz powrócić w to miejsce. Jeśli wróci przynajmniej dziewięcioro z Waszej jedenastki Heinrich uzna, że Wam się udało. Biegiem!
Zabrzmiało to co najmniej dziwnie. I nie chodziło o brak przeszkód na drodze do ekwipunku, nie licząc trzech panienek-piosenkarek. To nie pierwsza wizyta reptiliona na arenie, wiedział on doskonale, że jeśli nie ma widocznych przeszkód, to są ukryte pułapki, a jeśli coś wygląda na łatwe do wykonania, to robiąc to, prawdopodobnie zginiesz marnie. Chodziło raczej o ostatnie zdanie. Z tego,co pamiętał z rozmów w celi, facet który ich zwerbował nie nazywał się Heinrich. Skoro więc ten cały Heinrich ma swojego człowieka zajmującego się werbunkiem, i żądającego zapewne horrendalnego wynagrodzenia za swoje usługi, ma na swoich usługach elfiego maga, a jak wiadomo, nie łatwo przeciągnąć długouchych na swoją stronę czy też ich przekupić. Dodatkowo mógł sobie pozwolić na wydanie pokaźnej sumy na trunki, którymi upił obecne tu osoby. Musiał być kimś ważnym i bogatym, chyba że w tym mieście żyją tylko takie istoty... W każdym bądź razie, bardzo możliwe, że koleś w gospodzie nie kłamał o "ważnej robocie" i "sytuacji, w której można się sprawdzić". Skoro celem tej zabawy na arenie nie jest przeżycie każdego z osobna, tylko co najmniej dziewięciu osób, prawdopodobnie jest to test. Ten cały Heinrich potrzebuje grupy osób, które zrobią coś dla niego. Coś, na czym mu zależy. Musi mieć pewność, że nie spartolą roboty, więc wysyła ich an arenę i poddaje próbie. Jeśli to wszystko prawda, to nie będą żyć w zamknięciu i walczyć na arenie do usranej śmierci, jest też szansa na wynagrodzenie. Ale zaraz, co jeśli przeżyje mniej niż dziewięć osób? Zabije pozostałych? Puści ich? Czy może zostawi, jako gladiatorów?
Jaszczur wydał z siebie gardłowy warkot. Za dużo niewiadomych, za dużo gdybania. Walka. Tego potrzebował, tego chciał.
Spojrzał na środek areny w porę, by zobaczyć pojawiającą się siedmiogłową hydrę... Tłum zarył zadowolony, gdy trzy głowy chwyciły znajdujące się blisko dziewczyny. A jednak, J'Ram miał rację. Poszły na śmierć.
-Trzeba biec kupą, wtedy większa szansa, że ktoś przebiegnie. Proponuje pobiec w dwóch grupach po dwóch stronach póki hydra jest zajęta jedzeniem. Jeżeli ktoś z Was nie jest wstanie przebiec niech poczeka, troll rzuci mu klucze do kajdan. Jeśli ktoś z Was czuje się na siłach to niech ją zajmie walką.- odezwał się upadły elf. Jego plan miał istotną lukę. Kilka biegnących obok siebie osób może zostać zjedzonych lub choćby trąconych głową jednocześnie. Nie zdążył jednak wygłosić swojej mądrości, zarówno elf, jak i kilka osób ruszyło już na druga stronę areny.
Reptilion spojrzał na "krewniaka". Ogromna bestia, siedem głów, prawdopodobnie głodzona przez ostatni tydzień. Tak jak on, pokryta była łuską, tyle że zapewne trochę twardszą... Jednak nie powinno to stanowić problemów dla jego pazurów. Tak, to dobry pomysł. Jeśli na nią wejdzie, łby będą miały problem z jego zlikwidowaniem, to jak walka z muchą, chodzącą po twoim ciele, przy pomocy topora. Co prawda, nie tego oczekiwał, myśląc o nadchodzącej walce, ale cóż. Z resztą, była to nadzwyczaj miła niespodzianka. Wbrew pozorom miął szanse w tej walce. Może nie na wygraną, ale na przeżycie. No i pozostaje kwestia dziewięciu ocalałych. Jak zajmie sobą kilka głów, inni będą mieli łatwiej z przedostaniem się obok Katarzyny. O swoje życie jakoś się nie martwił. Dziwne, ale miał przeczucie, że wyjdzie z tego w jednym kawałku i o własnych siłach.
Czyli tak, biegną po obu stronach hydry, jeden mały goblin stoi też naprzeciw niej i próbuje ją przekonać, żeby była spokojna... No cóż, każdy robi to, co potrafi. Przynajmniej zwróci na siebie uwagę jednej z głów, choćby na chwilę. Czyli wszystkie łby nie rzucą się od razu na niego, to dobrze. Dalej, jak się na nią wdrapać? Atak frontalny nie ma sensu, zbyt łatwo będzie go trafić, pozostaje bieg wzdłuż ściany. J'Ram ruszył biegiem wzdłuż lewej ściany, czekając aż któraś z głów się zbliży.

Godsmack-I stand alone

Gdy tylko będzie wystarczająco blisko niego, pewna że jej przekąska jest bezbronna, wyskakuje wysoko, w kierunku ściany, a następnie odbija się od niej z zamiarem wylądowania na łbie poczwary. Priorytetem jest uszkodzenie pazurami oczu, a następnie próba dostania się na kolejną głowę lub do ekwipunku, jeśli jakimś cudem znajdzie się bardzo blisko.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 31-07-2009, 21:16   #27
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Więcej się nie odzywała, znów słuchała.
Obserwowała co zwariowany gnom wyprawia, co drugi kombinował i w ogóle co reszta robiła. Zwracała uwagę na najdrobniejszy gest, na zachowania odruchowe i nie. Jednak, na jej szczęście, tudzież i nieszczęście uraczona została towarzystwem kolejnych nieznajomych. Znów zaczynało się coś dziać, znów coś nowego i nieprzewidywalnego, znów coś z czym będzie trzeba szybko oswoić się, zaakceptować, albo i nie i przede wszystkim nie dać się zabić.



***

Ukazanie się areny, wcale jej nie zdziwiło. Wszak Rox wspominał o tym i uprzedzał. Swoją drogą ciekawe czemu go zabili. Nie był potrzebny? Nieistotne, nie teraz.

- Klucze do kajdan macie przy ekwipunku. Waszym zadaniem, jest go zdobyć, oraz powrócić w to miejsce. Jeśli wróci przynajmniej dziewięcioro z Waszej jedenastki Heinrich uzna, że Wam się udało. Biegiem!
- Katarzyna nie sięgnie Was swymi paszczękami w miejscu, gdzie stoicie teraz, oraz przy waszych rzeczach. Musicie jednak przejść koło niej dwa razy... raz z bronią... wcześniej jednak bez niej.
- Powodzenia!


Słowa wyraźnie do niej dotarły, serce przyspieszyło swój tętent, niczym koń zmieniający takt kłusa na galop. ~ Ekwipunek jest za hydrą, z nim klucze do kajdan ~ szybko przetworzyła informacje, które usłyszała ~ przejść tam, nie dać się zjeść, wziąć ekwipunek i klucze i znów nie dać się hydrze, wrócić. O zgrozo, jakże proste w swej złożoności. Jakże proste, a jakże trudne. Nie dość, że inni będą robić indywidualne ruchy, to jeszcze przeciwnik jest niebezpieczny i równie nieprzewidywalny.

Ruszyły pierwsze osoby. Druhii rzucił niedbałą radę i chcąc ochronić własny, może nawet i niezły, choć trochę za chudy, tyłek rzucił się biegiem ku swemu celowi. ~ Chce wykorzystać chwilę, ale hydra ma siedem łebków i podzielność uwagi. Cóż, zobaczymy, czy potrafi tylko gadać, spekulować, rzucać podejrzenia, czy jednak jest odważny i ma trochę oleju w głowie. Nie dane było jej zastanawiać się nad Civrilem, ponieważ prawie ścięło ją z nóg, gdy zobaczyła co robi Zank. Tu ewidentnie widziała przejaw głupoty, na pewno nie odwagi, ale przynajmniej ktoś ją zadziwił. Westchnęła ciężko i powędrowała wzrokiem po reszcie. Nawet nie mrugnęła okiem, gdy zobaczyła, że ork również wyrwał do przodu, z tą różnicą, że w drugi bok niż elf. Niczego innego nie spodziewała się po nim, jak i również po trollu, który postanowił atakować hydrę. Kolejny goblin, z wręcz heroiczną postawą, ruszył, aby zabić złego i okrutnego potwora, nie bacząc na zagrożenia z jego strony... Nie, to zdecydowanie nie wyglądało tak. Mały, cherlawy, okularnik, ruszył szybkim, aczkolwiek drobnym krokiem, a żeby osiągnąć cel, jakim było przeżycie i ekwipunek. Ciekawe tylko w jakiej kolejności dla tego malca? Gnom, gnom, tego jej brakowały w tym całym zestawie, ale szybko spostrzegła, że osobnik tej rasy ruszył za orkiem, który robił mu za samoistną tarczę. Kątem oka zauważyła ruch kolejnego z więźniów, a mianowicie syczącego. Była ciekawa cóż on zrobi, choć zakładała, że nie będzie biegł i liczył na łut szczęścia, ale zaatakuje.

Tylko właściwie co ona zrobi?
Została ich czwórka. Spojrzała na hydrę, a oczy błysnęły delikatnie. ~ Cholera... ~ zaklęła w duchu ~ za duże zamieszanie porobili, nie uda się. Zrobiła dwa kroki do przodu, znów wytężyła wzrok. ~ To nie ma sensu, na przymus zwracać jej uwagi nie będę...
Spoglądała chłodnym wzrokiem na bieg wydarzeń, a dłonie zacisnęła w pięści. Siedem osób poszło, siedem głów ma hydra, ale te małe mogą mieć więcej szczęścia niż rozumu... Westchnęła.



***

W małych odstępach czasu dało sie słyszeć dźwięk niespokojnie upadających kropel.
~ Boisz się?
~ Boję ~ odpowiedziała spokojnie, zgodnie z prawdą.
~ To dobrze, doceniasz życie.
~ To dobrze, nie dasz się tak łatwo zabić.
~ Tylko co mam zrobić?
~ Udowodnij samej sobie na co cię stać.
~ Nie panikuj, ale i nie bądź zbyt pewna siebie.
~ Bądź drapieżnikiem, a reszta niech będzie zwierzyną.
~ I nie pytaj się co masz robić, przecież wiesz.
~ Wiem, wziąć co moje i nie dać się zabić.
~ Nie głupia ~ syknął na nią jeden z głosów ~ będziesz wtedy tak ja te małe stworki, jak pyskaty Druhii, jak inni. Bądź ponad to.
~ Stać cię na to. Pokaż co potrafisz, pokaż, że jesteś doświadczoną osobą, że nie kieruje tobą tylko chęć przeżycia, ale sprawdzenie siebie, swej wartości.
~ Teraz! ~ zagrzmiał ostatni głos.



***

Gwałtownie otworzyła oczy, serce zaczęło szybciej pompować krew, myśli stały się klarowne, adrenalina spięła mięśnie. Ironiczny i pewny siebie uśmiech wykwitł na jej licu. Wyrwała przed siebie, po czym po chwili gwałtownie odbiła w prawo. Jej ruchy tym razem były nieprzewidywalne. Nie biegła przy ścianie, nie miała najmniejszego zamiaru zapędzać się pod nią. Ciężej jest uniknąć ataku przeciwnika, a tak miała większe pole do manewru.
Myśli, bardzo szybko przepływały przez jej umysł. ~ Wykorzystaj waleczność innych. Nie daj zapędzić się w pułapkę. Patrz dokoła siebie. Bądź szybka, ale i przewiduj co może stać się. Dobiegnij do broni swojej, wykonaj zadanie i wróć w pięknym stylu, w takim, który w twych oczach będzie piękny...
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 01-08-2009, 14:32   #28
 
Nagash Hex's Avatar
 
Reputacja: 1 Nagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumny
Po krótkiej rozmowie z Zerghem i zawarciem korzystnego dla Sida sojuszu, inżynier zamyślił się.
~Tak, dobrze, bardzo dobrze. Niczego nie postanwilem, prawda? Oczywiście, że prawda – zdobędziemy ekwipunek to tedy będzie pora na wiążące decyzje. Swoją drogą Zergh jest dziwny – wybrał mnie, a mógł każdego z pozostałej dziewiątki?~
Nagle na twarzy Sida pojawił się szeroki uśmiech:
~Tak! To los za mnie zdecydował, właśnie w ten sposób. Jestem uratowany.~ Oczywiście myśląc logicznie, większość istot zauważyłaby, że wybór Zergha był naturalny, logiczny i mądry. Orki, troll i ta jaszczurka na pewno były mało zainteresowane pilnowaniem tyłka kurduplowi w okularach. Tamten goblin i kolejny ork mieli swój własny sojusz, elfy to… elfy, a gobliński kucharz wyglądał raczej na mięso armatnie, niż na kompana, przynajmniej dla kogoś takiego jak Zergh. Jednak Sidney widział w tym wyborze to co chciał widzieć, rękę ślepego losu.
-…bo Przeznaczenia oszukać nie sposób – wyszeptał cichutko, kuląc się w ciasnej klatce. Zdążył otworzyć oczy i… życie znów zaczęło się toczyć. Taki otworzył swoją cele, wydostał się na zewnątrz i próbował uwolnić swego kompana. Sidney szybko stracił zainteresowanie Takim. Stare goblińskie powiedzenie mówiło, że najlepiej uciekać samemu. A inne, że oglądanie się za siebie spowalnia. Bonebrain wątpił, że Taki uwolni wszystkich narażając się na odkrycie. Dlatego nawet przez moment nie wykazał entuzjazmu, choć w duchu kibicował Takiemu – Sid nigdy nie był złośliwy, a duet goblin – ork wydał mu się mądrym, zgranym i godnym zaufania zespołem. Więc czemu miałoby im się nie udać, chociaż oczywiście wszystko zależy od… I wtedy agrafka się złamała. A potem wszystko działo się niezwykle szybko. Do pokoju wpadły jakieś półgłówki zabiły starego orka, za którym Sidney na pewno nie będzie płakał. Goblin zainteresowany był za to Takim, który mimo szybkiej reakcji, był baaardzo podejrzany. Do celi wszedł jakiś elf, do tego magus, więc Taki praktycznie zaglądał śmierci w oczy. Jednak kolejny raz tego dnia kostki Przeznaczenia były nieprzewidywalne. Elf ze swoją śmieszną, pokazową magią zabrł ich ze sobą… w nieznane…

***
Na arenie Sidney poczuł, że droga inżyniera nie był taka doskonała jak sądził. W pierwszej chwili oddał by całe swoje doświadczenie dla kilku zwinnych, akrobatycznych ruchów. Wrzeszczący tłum ogłuszył go, a strach wręcz go sparaliżował – martwe cheerleaderki dobitnie pokazywały śmiertelność istot żywych. Jednak szybko się opamiętał. Nawet podstawowe prawa fizyki wiedzą, że łatwiej trafić w statyczny, niż ruchomy cel. ~Oznaczało to „bieg z przeszkodami” ~ pomyślał Sidney i zaśmiał się sucho z własnego żartu. Jednak nie było czasu na błazeństwa. Zergh rzucił coś, czego oczywiście zaszokowany Sid nie dosłyszał i ruszył w pogoń za olbrzymim trollem. Oczywiście, hydra to głupie zwierze napędzane instynktem – zaatakuje największego, jak człowiek na darmowym przyjęciu – rzuci się na największe, w domyśle najsmaczniejsze danie. Zdążył tylko pomyśleć: ~Today is the Day~ i ruszył w pogoń za Zerghem, trollem i Przeznaczeniem… po swój dobytek… po swój artefakt…
 
__________________
One last song
I want to give this world
Before it's gone
One last song
Nagash Hex jest offline  
Stary 01-08-2009, 21:59   #29
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Z dźwięków otoczenia Ghardul wychwycił wyraźny dźwięk otwierania zamka. Jako że nie słyszał wcześniej żadnych kroków domyślił się, że to ktoś z uwięzionych próbuje gmerać przy zamku. Jakieś było jego zdziwienie, gdy usłyszał wyraźny dźwięk zapadki, świadczący że ktoś jednak zdołał się uwolnić. Na tym jego zdziwienie jednak się nie zakończyło. Sądząc po rytmice kroku tym, kto zdołał się wydostać był Taki. Po chwili zauważył, że kroki zbliżają się do jego klatki. Zastanawiało go, czy są szanse by się stąd wydostać i jeśli tak, to czy Taki zdoła go wyciągnąć. Najwyraźniej możliwości takiej nie było, gdyż goblin tylko poprosił orka o podrapanie w nos. Ghardul delikatnie opuszkami palców sprawdził, gdzie znajduje się twarz goblina, po czym podrapał go kajdanami po nosie.

- Teraz lepiej? - zapytał, jednak Taki nie miał okazji odpowiedzieć, gdyż przerwał mu dźwięk odsuwanej zasuwy. Do uszu Ghardula dobiegły szybkie kroki wracającego do celi Takiego, po czym na krótką chwilę zapadła cisza

Później Ghardul usłyszał kroki ciężkiej istoty, a następnie agonalny charkot orka. Sądząc po miejscu, z którego dochodził, był to ten sam ork, który udzielał im porad na samym początku. Cóż, strata mała a żal krótki. Ważniejsze dla orka było w tym momencie stąpanie lżejszej istoty, która nadeszła później. Sądząc po głosie był to elf, co Ghardulowi bardzo się nie podobało. Powiedział nawet ostrzegawczo do Takiego ,,Toż to lembas!". Niestety, wyszło mu nieco głośniej niż zamierzał, jednak albo elf nie dosłyszał, albo zignorował uwagę. W chwilę później klatki szarpnęły się i prawdopodobnie uniosły w powietrze. Nie mógł tego stwierdzić na pewno, jednak nie istniała inna możliwość podróżowania w równie płynny sposób.

Zostali wyniesieni na powierzchnię, a następnie przelewitowali przez miasto. W końcu zatrzymali się, a ich klatki zostały otwarte. Słyszał ludzkie głosy wokół, jednak nie wiedział gdzie się znajduje. Elf oznajmił, że klucze do kajdan mają przy ekwipunku, jednak Ghardul nie miał pojęcia gdzie ten ekwipunek się znajduje. Na całe szczęście warg także był wolny, a że przywykł do tego że jego pan nie widzi od razu stanął przy boku Ghardula.

Sprawa przedstawiała się niewesoło. Musiał przebyć drogę do miejsca gdzie leżał jego ekwipunek unikając bestii, której nie był w stanie zobaczyć. Teoretycznie zadanie było niemożliwe, jednak nie na darmo byli na tej arenie inni. Gdy tylko ork usłyszał ciężki tupot biegnących istot, postanowił wykorzystać to dla swojej korzyści. Ruszył tuż za nimi, kierując się odgłosem ich kroków. Obok biegł warg, który miał wskazać orkowi ekwipunek. Oczywiście o ile uda im się dotrzeć na miejsce...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 03-08-2009, 02:27   #30
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Stanął jak wryty. Tyle można powiedzieć o bohaterstwie Takiego. Jego zapał, który przez te całe pseudouwolnienie się z klatek ogarnął go od nóg po czerep, spłynął z niego jak woda. Bestia była potężna i miała siedem także potężnych głów. Swoim cielskiem odgradzała całą tą ferajnę - której, zdaję się, był członkiem - od ich ekwipunku i, co ważniejsze, wolności.

Taki stał zamurowany trwogą i przyglądał się jak wszyscy, bez wyjątku, ruszają ku bestii. Czy na około czy wprost na nią. Na twarzy spięły mu się wszystkie mięśnie tworząc dziwną minę. Pięści zacisnęły się w zakutych kajdanach. Wydawało się, że postać goblina stojąca przygarbiona z oklapłymi uszami - tak całkowicie inna od postaci chodzącej wolno po celi i proszącej o podrapanie nosa - zaraz zacznie płakać. Tylko Ghardul, gdyby widział, zobaczyłby tańczące ogniki w oczach Takiego. Dlaczego ork? Gdyż jako jedyny wiedziałby dlaczego Taki tak wyglądał i wiedział gdzie spojrzeć.

Ekscytacja!

Oczy Takiego były wbite w to co majtało się kilka metrów ponad ziemią. Wręcz świdrowały spojrzeniem. Głowa... głowy Hydry. Mięśnie drgały mu od podniecenia. Możliwości jakie dawało przebadanie takiego stwora, przelatywały goblinowi przed oczami wyobraźni. Stwora znanego mu tylko z legend i gawęd głupkowatych myśliwych. Mity o oczach i ich właściwościach natomiast czytywał, w niektórych księgach alchemicznych.

Goblin patrzył jak wszyscy ruszają. Upadły elf czy jak mu tam... druchii pobiegł pierwszy z jednej strony gburowaty ork z drugiej. Znak (szybko imię kucharza wpadło w pamięć Takiego) podszedł do Hydry na dość bezpieczną odległość i przemówił:

- Katarzynko, Katarzynko nie jedz nas. Zank być twój przyjaciel, Zank widział jak jadłaś dużo ludzi. Ty być najedzona. Ty iść spaciu, bo Katarzynka być najedzona. Zank popilnować coby nikt nie przeszkadzał w spaciu. Zank być przyjaciel. Katarzynka nas nie zjeść.

Dla Takiego wydało się to tak beztroskie, że aż głupie. Ale cóż, Znak nie wydawał się nad wyraz błyskotliwy. Ale nie mu to oceniać. Zresztą myśli Takiego wędrowały w stronę stwora. Spojrzał na trolla, który ruszył powoli, nie śpiesząc się w stronę ekwipunku. Zanim ruszyła gromadka inżyniersko - magicznego teamu. Zresztą, wszyscy się rozpierzchli. Latają, próbując w różny sposób omijać czy walczyć. Każdy chciał swój ekwipunek.

Taki więcej nie zwlekając ruszył wprost na bestie. Pierwsze kroki postawił nie śpiesząc się, lecz szybko to się zmieniło. Już po chwili, jego nogi niosły go z całych sił. Biegnąc pełną prędkością wprost na hydrę.

Gdy dobiegnie do hydry zamierza prześlizgnąć się pod nią i korzystając z jej dezorientacji pobiec dalej ile sił w nogach. Gdy dobiegnie do ekwipunku zacznie gwizdać wiedząc, że Ghardul od razu rozpozna sygnał i zorientuje się w sytuacji. Następnie rozepnie kajdany i założy ekwipunek przygotowując się do starcia z jego nowym pacjentem.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172