Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2011, 12:24   #401
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Większą uwagę wreszcie skupiła na walce Keeshe z Laronem. Nie żeby była jakoś wielce na niej skupiona, ale było to jedyne tak dynamiczne wydarzenie, które miało miejsce w zasięgu jej wzroku. Z "wielkiego" skupienia wyrwał ją ruch tuż obok siebie. Zobaczyła jak Kaspar dosiadł się obok niej będąc ciągle w pełnym ekwipunku bojowym.
- To Wasz jakiś zwyczaj? Godowy?
- Nasz?
- odparła prawie że z oburzeniem - nie obrażaj mnie. To, że mamy ten sam kolor skóry, to nie znaczy, że ona jest drowem. Nie rozumiem jej mentalności. Widać coś kiedyś w głowę musiało ją uderzyć, albo jest bardzo podatna na wpływy innych ras z powierzchni i to aż nadto.
Vogel parsknął śmiechem.
- A może jest odszczepieńcem? Pragnie zrozumieć i pojednać się z rasami na powierzchni?
- Hm... Z tego co widzę uważa się za drowa, ale zachowuje jak goblin. Właściwie to nawet goblin robi mniej zamieszania wokół siebie... Cóż, zdaje się, że ona po prostu chce być w centrum zainteresowania. Nie będę zagłębiać się w jej problemy psychiczne, bo mało mnie one obchodzą
- przeniosła wzrok na Vogela - to co mnie interesuje i cieszy, to że mi tak nie odbiło.
- Mnie również z dwiema takimi bym nie wytrzymał. A propos goblina, idziesz po Takiego?
- Nie. Raczej nie. Nie można niczego do końca zakładać. Wszystko może się nagle zmienić. Jest mi obojętny los malca. Gdyby nikt nie szedł, to może bym zgłosiła się, żeby ktoś mu pomógł, ale z racji iż parę osób zgłosiło się, to odpuszczam.
- Cóż... Mnie wysyłają na misję samobójczą do Merkshe. Zawsze przyda mi się pomoc kogoś kto potrafi coś po za robieniem szumu. Chętna?
- Schlebiasz mi
- kącik jej ust drgnął ku górze - i oferujesz wyzwanie. Czemu nie ma więcej takich facetów, którzy wiedzą jak zadowolić kobietę?
Vogel wzruszył ramionami.
- Staw się wraz z resztą, Laron nas podrzuci. Muszę coś jeszcze załatwić.
- Czemu zwróciłeś się do mnie?

Kaspar już wstawał, przeniósł wzrok na drowke.
- Bo jako jedyna z tego bajzlu jednocześnie myślisz i nie śmierdzisz wojskiem na kilometr. Do tego sprawnie zabijasz.
- Do usług
- powiedziała teatralnie, brakowało tylko ukłonu i gestu ręki - zarówno jeśli chodzi o zabójstwa, jak i zmaganie z twoim trudnym charakterem.
- Nie zagłębiaj się w moją psychikę z Keeshe lepiej Ci wychodzi.
- Ona mnie nie interesuje, a lubię czymś się zająć.
- Zajmij się czymś nie z oddziału może?
- A to czemu?
- Bo to bezpieczniejsze.
- Wiesz, że lubię wyzwania. A bezpieczeństwo to pojęcie względne.
- Posłużysz trochę to mnie zrozumiesz.
- Myślisz, że zostanę na stałe i jeszcze dam się wcielić do armii? Zresztą koniecznie muszę założyć twoje spodnie żeby cię zrozumieć?

Vogel ponownie w tej konwersacji wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Póki co jesteś tutaj. Nie chcesz to mnie nie słuchaj i rób po swojemu.
- Przyznam szczerze, imponujesz mi tą ignorancją i nieangażowaniem się w relacje z innymi. Jesteś tak sztywny jak wykrochmalona pościel, a może nawet i bardziej. Taki typ charakteru, czy nabyta cecha?
- I jedno i drugie. Skończyłaś?
- Aż tak ci śpieszno? Cóż, wielka szkoda, ale jak sobie mistrzu życzysz, mogę odpuścić
- powiedziała wrednym tonem głosu - miejmy nadzieję, że to nie ucieczka, wszak nie przystoi takiemu komuś jak ty.
- Weź ze sobą prowiant.
- Aye, aye
- odparła lekceważąco.

Przez chwilę odprowadzała wzrokiem Kaspara, po czym spojrzała na widowisko, które właśnie kończyło się. Keeshe została dźgnięta przez jej przyszłego niedoszłego... Właściwie nieważne, lepiej dla własnego dobra psychicznego, nawet drowiego, nie zagłębiać się w te relacje. Natknęła się na wzrok Larona i jego wredny uśmiech. Że niby co? "Skończysz jak ona", "patrz jak babę upodliłem", czy "chodź, pokażę ci z czym prawdziwy męski przedstawiciel drowów się je". Może Sash dowie się, a może i nie, niezbyt szanowała Larona po tym co odwalał z panią podporucznik i też mało ją interesował. Choć szybko tą opinię można było zmienić, bo nie utwierdziła się jakoś specjalnie w jej głowie, na dodatek nie zamieniła zbytnio z nim słowa, więc po co zapierać się i trzymać się opinii, która na słabych podwalinach wykreowała się. Na jego krótki uśmiech nie odpowiedziała żadnym gestem. Po spojrzeniu na Keeshe i jej ciekawą pozę, po prostu wróciła do czyszczenia broni. Kaspar nawet jej nie powiedział kiedy co i jak, ale coś o Laronie, a jak on stoi na przeciw, to raczej ma czas. Prowiant pójdzie załatwić jak skończy to co zaczęła.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 01-08-2011, 16:03   #402
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Wszystko już wyśpiewał? Nie ma bata, nie możliwe, myślał Taki. Nic ze mnie nie wyciągnęli! Pieprzone chlebojady. Głowa mi pęka! I faktycznie pękała. Pękała głowa, szczęka, ręce, nogi, nerki i chyba coś jeszcze. Ogólnie ból był wszędzie. Ból świadczący o najważniejszym. Żyje.

- Halo, słyszy mnie ktoś? Jest tam kto? - Taki nie miał nic do stracenia. Lecz nikt nie odpowiedział. Pomieszczenie zdawało się bardzo smutne. Klepisko było mokre, małe okno, mało światła a siennik zarobaczony. Żenada. Lecz bywał w gorszych.

- Gdzie ja jestem, co tutaj robię?
- Zginiesz. - rzucił ktoś i od razu zaniósł się maniakalnym śmiechem. Potwory nie ludzie. Początkowo Taki faktycznie chciał odnieść się do ludzkiej natury. Do dobroci, szczęścia i nieszczęścia, do litości. Dopiero teraz dotarło do goblina, że to były złudne nadzieje. Ludzie nie różnią się wiele od orków czy goblinów, są tylko mniej owłosieni i nie zieloni.

A ludzi spacerujących na rynku było dużo. Samych ludzi. Nigdzie nie można było złowić zielonego koloru skóry. Nawet szarego nie było. Wszystko w białoróżowej maści. Co za monotonny koloryt, pomyślał melancholijnie Taki. Przechodnie patrzyli na niego z pogardą. Niczym na pasożyta. Żaden zagadnięty człowiek nie odpowiedział. Patrzyli tylko tak swymi małymi ciemnymi oczami. A na twarzach malowała się odraza. Taki zamknął oczy i usiadł na wyrze.

Musiał coś wymyślić. Nie było ratunku z ich strony to pewne. Żadnych łask. Myślał dość długo. Cień słońca na ścianie przeszedł już kawałek, gdy Takiemy zachciało się pić. Jeść też się zachciało, ale nie pewnie patrzył na papkę sprezentowaną mu przez oprawców. Wziął, posmakował, pomielił w ustach i wypluł. Kasza, przypalona i dziwnie zmielona. Zatkał nos i pochłonął breje puki miał odwagę.

Ciężko było działać przy tak obszernych obrażeniach. Chociaż może nie obrażenia były uciążliwe a ból przez nie powodowany. Pomieszczenie nie dawało wiele szans na ucieczkę. Stolik, cebrzyk, siennik. Ilu po niego przyjdzie? Ile będą go tu jeszcze trzymać? Ile dostanie jeszcze racji żywieniowych?

Taki usiadł na posadzce jednym silnym ruchem sprawiającym ból wyrwał dwa kołki z zydelka. Otrzymując w ten sposób atrapę broni i samą broń. Żelaznym gwoździem wystającym z jednego z kołka zranił się w dłoń a krew zmieszał wraz z pozostałością wody. Kołek służący za atrapę włożył pod pachę a drugą ułożył wzdłuż nogi, tak by była niewidoczna. Miał nadzieję, że osoba która roznosi żarcie ujrzy go takiego leżącego z kawałkiem kołka w ciele i krwią do około i będzie chciała sprawdzić co się dzieje. Dla takiej osoby Taki ma przygotowany drugi kołek. Z gwoździem. Taki ma tylko nadzieję, że będzie tylko jeden.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 15-08-2011, 19:45   #403
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Kaspar był prostym człowiekiem, czy tam wampirem. Prostym, żeby tak obrazowo rzec, jak miecz którego używał. Chłop z urodzenia i żołnierz z zawołania. Obecna sytuacja stanowczo go przerastała. Klątwa i wieczne pragnienie krwi przygłuszające wszystkie znane dotąd instynkty. Raptem najbardziej pożądaną częścią ciała kobiet stała się szyja, najlepszym napitkiem krew. Jedno się nie zmieniło, chęć do wojaczki. Ale i to powoli mu odbierano. Jakieś gry wywiadów, zmuszanie do kombinowania, plecenia długich planów... Do tego kupa niezdyscyplinowanych i z jego punktu widzenia nieprzydatnych cywili. Cywili którzy raptem stają się ważniejsi od Takich Jak On, weteranów oddających swoją krewa a nie rzadko i życie za Morkoth.
Nie miał pytań do Heinricha. Rozmowa z Sashivei nawet specjalnie go nie rozdrażniła. Nie bardziej niż to, że nie miał ochoty się napić. Zwykle po takim dniu już by się zapijał, tak by nikt tego nie zobaczył oczywiście.
Swoje kroki skierował do Ekrona, znalazł go w laboratorium. Nawet strach i respekt w stosunku do nekromanty jakby przygasł. Wszystko ostatnio w nim gasło. Po za żądzą krwi. Odchrząknął stojąc na baczność w całym tym swoim bojowym rynsztunku. Gdy nekromanta raczył na niego spojrzeć odezwał się.
- Panie. Mam prośbę. O moją rękę chodzi. Pułkownik wysyła mnie na misje wywiadowczą a to jeden z moich znaków rozpoznawczych.
- Coś się da sierżancie zrobić.

Uśmiech elfa nie spodobał się dla Vogla, mimo to nie miał zamiaru się wycofać.

***

Stał wraz z innymi na placu. Ciągle przebiegały go ciarki na wspomnienie operacji. Stalowego fotela i pasów które go trzymały. Krzyku, który wydobył się z jego gardła gdy pod wzrokiem Ekrona stara rana się otworzyła i zaczęła pogłębiać. Już po chwili przecinała jego rękę od łokcia do nadgarstka. I wtedy skóra się odwinęła ukazując mięśnie i nerwy. Krzywo pozrastane, sprawiające, że palce pozostawały w przykurczu. I one posłuszne woli maga na nowo się rozerwały i uniosły w powietrzu odsłaniając uszkodzoną kość. To od niej Ekron rozpoczął proces naprawy. W ubytku zaczęła migotać energia magiczna zmuszająca ciało do regeneracji. Potem kolei przyszła na mięśnie, nerwy, żyły i na końcu skórę. Całość przy akompaniamencie Kaspara.

Teraz po raz pierwszy od wielu lat mógł w pełni władać lewą dłonią. Ale jakoś się z tego nie cieszył, wolał tamtego nie przeżywać. To był ból znacznie większy od tego towarzyszącego przemianie. A teraz stał tu na placu razem z innymi znowu wysyłany na samobójczą misję. Upił tęgi łyk z bukłaka, krew zmieszana z wódką.

Odchudził swój ekwipunek, zbytnio w nim rzucał się w oczy. Prosta, nosząca ślady częstych reperacji kolczuga pod płaszczem o kroju wojskowym. Bardzo modne odzienie wśród najemników, ochroniarzy karawan i podróżnych. Przy pasie oczywiście gladius a po drugiej stronie kołczan z bełtami do standardowej wojskowej kuszy będącej na wyposażeniu Merkshe. Do tego nóż w cholewie i sama kusza na plecach. Kryształy przeniósł do torby, strasznie mu ciążącej. Co prawda wzbogaconej też o fundusz łapówkarski wycyganiony na potrzeby misji.

Zastanawiał się czy nie poinformować innych o zmianie planów. Nie zrobił tego jednak, mógł ze sobą wziąć co najwyżej Ghardula ale ten na pewno uda się na poszukiwania Takiego. Zresztą nieludzie cholernie zwracali uwagę w Merkshe i tak Morkhończyk zabijaka i ruda drowka będą przyciągać liczne spojrzenia.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 15-08-2011, 22:54   #404
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Gęsty, gryzący dym wypełniał wnętrze skórzanego namiotu do tego stopnia, że każdy kto nie był do niego przyzwyczajony momentalnie straciłby przytomność. Miarowe, rytmiczne uderzenia bębna i zaśpiew starego szamana miały w założeniu uspokajać i pomagać choremu, jednak młody ork leżący na posłaniu ze skór miotał się coraz gwałtowniej. Z każdą chwilą chorego dręczyła coraz większa gorączka, aż na jego skórze zamiast potu zaczęła pojawiać się krew. Widząc to stary szaman zaprzestał uderzania w instrument wychodząc z uzdrawiającego transu i tylko wpatrywał się w swojego pacjenta, dopiero teraz rozumiejąc co tak naprawdę mu dolega. Nie była to choroba którą należałoby leczyć, nawet gdyby faktycznie istniała taka możliwość pochodziła bowiem ona bezpośrednio od duchów które zesłały ją wskazując że wybrały młodego orka na swojego pośrednika. Starzec, uśmiechając się do siebie wstał i wyszedł z namiotu rozumiejąc, że skoro pojawił się jego następca to najwyższy czas by odwiedzić krainy przodków po raz ostatni, tym razem na stałe. Nagłe uderzenie bólu w okolicach klatki piersiowej sprawiło że zgiął się w pół jednak wyraźnym gestem odprawił pozostałych członków klanu biegnących by go podtrzymać. Wreszcie mógł odejść w spokoju świadomy że mimo jego śmierci klan będzie miał duchowego przewodnika który go zastąpi. Z uśmiechem pogładził membranę bębna w podziękowaniu za to, że służył mu przez te wszystkie lata...

***

Tymczasem choć ciało trawionego chorobą orka spoczywało w namiocie jego duch spadał w dół, aż dotarł do potężnej rzeki. Bystry nurt porwał jego ciało a liczne wystające ponad powierzchnię wody kamienie, z których każdy był ostry niczym brzytwa, rozcinały jego ciało. Z ran płynęła krew a potworny ból przyćmiewał umysł gdy kolejne kawałki mięsa odrywały się od jego ciała, jednak ork odczuwał dziwny spokój, jakby rozumiejąc że to co się dzieje jest jak najbardziej naturalne. Gdy ostatnie skrawki mięsa oddzieliły się od ciała ukazując goły szkielet ból zniknął a sama rzeka zakończyła się wodospadem. Okaleczony duch orka runął w dół tracąc świadomość. Gdy ją odzyskał spoczywał na ogromnym kamiennym ołtarzu otoczony przez czwórkę niezwykłych orków. Choć wyglądem na pozór nie wyróżniali się spośród innych przedstawicieli orczej rasy to jednak otaczała ich niesamowita aura powagi i dostojeństwa. Również ich głos nie był podobny do niczego co wcześniej dane mu było usłyszeć - choć mówili prawie szeptem zdawał się rozbrzmiewać w najdalszych zakątkach sali

- Dotychczas byłeś tylko ułomnym, kalekim bytem. Teraz jednak otrzymasz ode mnie nowe serce które da ci siłę by oprzeć się ciemności w godzinie próby i bić będzie dopóki nie wypełnisz tego co ci przeznaczono - odezwał się pierwszy z nich umieszczając w klatce piersiowej przyszłego szamana nowe serce

- Byłeś zwykłym śmiertelnikiem, teraz jednak przyjdzie ci obcować zarówno z umarłymi jak i nieśmiertelnymi. Dlatego daję ci nowy mózg, byś mógł zachować czystość myśli nawet gdy zewsząd otoczy cię kłamstwo i obłuda - powiedział drugi z nich, otwierając czaszkę i umieszczając w niej nowy mózg

- Twoje słabe ciało nie byłoby w stanie przetrwać przeciwności losu, zbyt łatwo padłoby łupem śmierci. Dlatego daję ci nowe wnętrzności byś mógł oprzeć się truciźnie i chorobie którymi posłużą się twoi wrogowie - dodał trzeci umieszczając w jego brzuchu śliskie sploty jelit

- Wciąż jesteś niekompletny, słaby niczym nowo narodzone dziecię. Dlatego dam ci nowe płuca, by twój głos mógł zabrzmieć obwieszczając wolę przodków nawet wtedy wszyscy będą próbowali cię uciszyć - ponownie odezwał się pierwszy z nich umieszczając w ciele nowe płuca

- Teraz jesteś już prawie kompletny. Brak ci jeszcze znaku, że zostałeś przez nas naznaczony. Dam ci zatem kości mądrości, widomy znak tego kim teraz się stałeś by zarówno żywi jak i martwi odnosili się do ciebie z szacunkiwm - drugi z orków tym razem umieścił w jego ciele dwa dodatkowe żebra

- Natomiast ja daję ci nowe przeznaczenie. Będziesz pośredniczył między światami prowadząc zagubione dusze na ich miejsce, dbał będziesz o równowagę i pilnował by stare tradycje nie zaginęły. Dobro swojego ludu będziesz zawsze stawiał ponad własnym a więzy rodzinne przestaną mieć dla ciebie znaczenie. Od tej chwili każdy ork żyjący według tego co przykazują przodkowie jest twoją rodziną - oznajmił trzeci ork

Natomiast czwarty spośród nich, zachowujący dotychczas milczenie pochylił się nad przyszłym szamanem i odsłonił kły w drapieżnym uśmiechu

- Moi bracia dali ci tak wiele, o wiele więcej niż zasługujesz. Moim zadaniem jest zatem wziąć zapłatę byś pamiętał że jesteś tylko sługą nieśmiertelnych, związany swoim przeznaczeniem z ich wolą nie tylko do śmierci, ale również po niej - powiedział po czym wyrwał z czaszki młodego orka obydwie gałki oczne

***

Stary szaman poczuł drugie uderzenie bólu w momencie gdy już prawie dotarł do swojej chaty. Osunął się na ziemię czując jak jego duch opuszcza ciało udając się w stronę krain przodków. W tej samej chwili, w namiocie choroby młody ork poderwał się, z krzykiem wracając do życia. Ogień w namiocie przygasł gwałtownie gdy nowy szaman otwarł pokryte bielmem oczy. Tak zakończyła się inicjacja Ghardula, najmłodszego szamana w swoim pokoleniu

***

Być może i w niektórych sytuacjach działania Ghardula wydawały się egoistyczne to jednak w tej chwili był gotów postawić na szali nie tylko swoje życie ale i zaryzykować istnieniem całego znanego mu świata by ratować Takiego. Być może i goblin nie wyznawał tych samych wartości, nie oddawał czci przodkom ani nie dbał o interesy orczej rasy to jednak był jego przyjacielem, bodajże jedynym poza wargiem. Jeśli zaś szaman nie byłby w stanie uratować swojego przyjaciela jak w ogóle mógłby mieć czelność próbować ratować świat przed plagą nieumarłych? Być może i po Arthasie nadejdzie kolejny dread lord ale do tego czasu powinni być gotowi by stawić mu skuteczniejszy opór. Poza tym zobowiązany był pomścić śmierć swojego ojca, bo choć od czasu jego inicjacji szamańskiej pojawił się pomiędzy nimi zauważalny dystans to jednak byli rodziną. Szaman nie powinien kierować się więzami krwi, ale Ghardul typowym szamanem nie był i jeśli przodkowie nie byli z jego decyzji zadowoleni to gotów był nawet wyrzec się swojej mocy.

Do wyruszenia był gotów praktycznie od razu, wszystko co posiadał nosił przy sobie. Dopiero gdy Taki będzie wolny szaman będzie w stanie oczyścić swój umysł na tyle by przygotować się do konfrontacji z Arthasem
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 09-10-2011, 21:15   #405
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
[Post ulegnie później edycji/dezintegracji]

Zaar radośnie pogwizdując przychodzi na placyk.
Z; Sup, Laron? :> [klepie stojącego na placu drowa po ramieniu]
Laron; -.- [nie może się poruszyć]
Z; Witaj, moja piękna! [serduszko]
Keeshe [leżąc na ziemi]; -.-
Z; Zobacz, kochanie, przyniosłem ci kwiaty! [kładzie na ziemi obok Keeshe bukiet kwiatów – wokół leży już pełno bukietów z zasuszonymi kwiatami]
K; -.- [próbuje się poruszyć, ale nie może]
Z; Przyniosłem ci też nową kroplóweczkę! :> [wymienia kroplówkę na nową – wężyk biegnie do igły w ramieniu leżącej na ziemi Keeshe] Jak tam wątroba, kochanie? Nie wdało się zakażonko?:> [wyciąga z kieszeni Hepatil i kładzie obok Keeshe na ziemi]
K; [przez zęby] You... shall... pay... for... thissssssssss...
Z; [przeciąga się i poprawia włosy, podchodzi do Larona i przygląda się mu] Bądź grzecznym wieszakiem i potrzymaj mój płaszcz [zarzuca niedbale swój płaszcz na głowę i twarz Larona]
L; -.-#
Z; [wracając do Keeshe] Sory stary, ale za patrzenie się płaci! :>
K; [chwyta drżącą ręką za swój sztylet]
Z; [kucając przed nią] Aaaaaw, chciałaś otworzyć dla nas wino?:> [kiwa do niej butelką]
K; [próbuje dźgnąć Zaara sztyletem, ale nie może ruszyć ręką]
Z; Aaaaaaw, szkoda, że nie ma waszego Mg, który mógłby zatwierdzić tę akcję... :> [klepie Keeshe po głowie] Ale nie martw się, kochanie, zupełnie mi nie przeszkadza, że leżysz jak kłoda!
K; [przez zęby] Mój main to Wojownik Światła lvl 1000...
Z; Tak, szkoda tylko, że nie gra na tym serwerze, ups, znaczy w tej sesji, mwahahaha!!! [dziki drowi śmiech]
K; Qq
Z; [słodki uśmieszek i szept] Pozwól, że zacytuję teraz słynnego Uthgora the Orc`a...
K; [przez zęby] Nasz MG wróci, a wtedy...!
Z; [klepie ją po głowie] A wtedy co najwyżej odłączy cię od kroplówki! Buahahaha, oboje dobrze wiemy, że on nie wróci... Równie dobrze możesz uwierzyć w to, że ocali cię Kaspar na białym koniu! [otwiera butelkę wina i proponuje Keeshe] Ze znieczuleniem, czy bez?:>
K; -.-...
Z; Laron i tak cię nie kocha, a po włochatych kajdankach dostaje wysypki skórnej, zapomniałaś?
K; Przynajmniej pijał czerwone wino, a nie białe!!!
Z; [spogląda w konsternacji na trzymaną butelkę] Hm, a przecież kupiłem wino z biedronki... Przecież biedronki są czerwone...?
K; [westchnienie] Durny drow!
Z; Mam lepszy towar jak chcesz, ponoć sam Gandalf taki jara...
K; [westchnienie] Kiedy tylko Mg wróci...!!!
Z; [frywolnie zagryza wargi]
K; ...[cieniutkim głosikiem] tymczasem skocz po czerwone wino, co, kochanie? ^^’’’
Z; =^,.,^= [serduszko]
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172