lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [Autorski] Jak będąc orkiem nie dostać toporkiem (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/7756-autorski-jak-bedac-orkiem-nie-dostac-toporkiem.html)

Gob1in 15-09-2009 19:19

Zagryzł świńskim udźcem, przypatrując się oddalającemu smarkowi w wentylowanym kasku.

Nagle, w głowie orka pojawiło się straszne przypuszczenie, że ktoś tu kogoś w elfa robi. Wystający z gęby, przeżuwany właśnie kęs mięsiwa zawisł bez ruchu kapiąc tłuszczem na futrzane elementy noszonej przez niego zbroi lamelkowej. Po chwili jednak Uthgor wzruszył ramionami, mruknął coś i mięcho znowu zaczęło się ruszać w rytm zaciskających się wydatnych szczęk.
"Pijany frajer..." - usłyszał gdzieś w przestrzeni pomiędzy uszami.

* * *

W świątyni Palladine pojawił się biegiem. Wcale nie dlatego, że obawiał się spóźnić. Orkom z jego plemienia, co nie odbiegało od stadardów zielonej rasy, obce było pojęcie punktualności. Zgodnie z zasadą, że czego nie można zjeść albo zabić, nie jest warte uwagi.

Powodem pośpiechu było możliwe niezdrowe zainteresowanie któregoś z tutejszych rzemieślników czy kupców, który, ku wielkiemu zdziwieniu Uthgora, wystawiał swoje towary na ulicy, miast pilnować ich wewnątrz sklepu. Korzystając z okazji, gdy właściciel zajęty był rozmową z innym kupcem, ork capnął sporą, wzmacnianą żelaznymi okuciami pawęż i czmyhnął niezauważony. A przynajmniej tak mu się wydawało.

W podobny sposób wzbogacił się o prosty łuk i kołczan ze skóry bawołu z kilkunastoma strzałami. Z tą różnicą, że pomogła mu w tym tarcza, za którą schował łup, po czym oddalił się z miną niewiniątka. Ta ostatnia nie pasowała, co prawda, do ogólnej aparycji orka, ale mieszkańcy miasta zaiste okazali się tolerancyjni, szczególnie w przypadku najwyraźniej cierpiących na biegunkę pielgrzymów, z dziwnie wykrzywionymi z powodu przypadłości twarzami.

W środku była już część ekipy. Niebieskopióry drzewołaz wyłuszczył temat, i tak niezbyt zrozumiały dla prawdziwego wojownika, za jakiego Uthgor się uważał. Monolog ostrouchego spędził na podziwianiu swojej nowej tarczy, drapiąc w jakimś miejscu paluchem lub opukując.

Zarejestrował za to moment, kiedy elfiak powiedział coś o jakimś komunizatorze, czy czymśtam i mianował małą żabkę w durszlaku szefem ich kompanii.
Aż się poślinił z radości, gdy oczyma (ślepiami?) wyobraźni widział malca rozrywanego na strzępy lub pieczonego na własnym rożnie przez swoich podwładnych, jak mieli w zwyczaju wyrażać swoje niezadowolenie korsarze z Południowych Krain.
Radocha, choć jedynie w imaginacji, była tym większa, że ciągle miał niejasne podejrzenia co do tego osobnika. Coś go w nim denerwowało, tylko sam jeszcze nie wiedział co.

* * *

Po drugiej stronie, kiedy mógł wreszcie wciągnąć w szerokie nozdrza zapach natury (brakowało co prawda swojskiego smrodku z jaskiniowych wychodków...), elfiak kontynuował odprawę.
Gdy wspomniał o zasadzce, Uthgor przedstawił naprędce sklecony plan z elementami właściwej orkom finezji, że można by posmarować keczupem jednego z kurdupli i położyć na drodze konwoju, a jak ten się zatrzyma - wyrżnąć wszystkich i tyle. A ewentualne utyskiwania, że nie mają ze sobą keczupu i być może wybraniec nie będzie chciał spokojnie leżeć na drodze opancerzonych furgonów wyprzedził mrucząc coś o swoich sposobach na takie okazje. Z jego mamrotania wynikało jasno, że ani wyciskane pomidory, ani dobra wola przynęty nie są niezbędną częścią planu.

Alaron Elessedil 16-09-2009 16:37

-Ja to najbardziej nie lubię jak
wypiją i wsiadają na konia-powiedział
jeden z dwójki stojącej pod sklepem.
-A ty byś wsiadł?-zapytał drugi, pociągając
z butelki.
-Nie-odparł krótko i ze stanowczością.
-A masz konia?
-Nie.
-A jakbyś miał?-nie ustępował.
-Nie-twardo obstawał przy swoim.
-A jakby ci się pić chciało?-zapytał po
chwili namysłu.
-No chyba, że by mi się pić chciało...

***

Na wyzwanie odpowiedziała grupa odziana w jednolite barwy jakiejś frakcji. Co prawda byli to Orkowie, czyli wielkie stworzenia, których możliwości z pewnością nie były małe.
Nie mniej jednak żaden szanujący się Krasnolud nie da się przepić jakiemuś Orkowi.

Ten gnom to była jednak zupełnie inna bajka. Jego możliwości dotyczące wypitego alkoholu były na tyle duże, by doprowadzić mały, silny ludek do zejścia pod stół.

-Dobra, dobra Panie Gnom. Skoro wyzywasz to powiedz o co mamy się spierać. Bo czy jest to piwo, wino czy spiryt mi to rybka. Ale po próżnicy nici z tego!-odezwał się jeden z nich, natomiast Gnom zastanowił się.
Nie bardzo wiedział o co chodziło zielonej istocie, lecz to przestało być ważne, gdyż spojrzał na spoczywającą w ręce butelce spirytusu, a także na kieliszkach stojących przed nim.

Zszedł z lady, siadając w wysokim krześle.

-Wy tam spierajcie się o co chcecie. Mnie nic do tego, bo mnie suszy i mi się pić chce-odezwał się, zaczynając nalewać.

-Każdy z nas wypije 5 kielonów, kto się nie zatknie wygrywa kolejkę. Do trzech wygranych...

-Pff! Tylko pięć? No dobra. Dopiję później-wzruszył ramionami. Nie zwracał już uwagi na nikogo z drużyny. Teraz chciał się jedynie napić, lecz zanim to zrobił, zapalił fajkę, buchając gęstymi kłębami dymu narkotycznego, powoli zaczynającego wypełniać powietrze.

-No, panowie! Chluśniem, bo uśniem, jak to mawiają koledzy po fachu-powiedział, wciąż trzymając fajkę w zaciśniętych zębach, a następnie chwycił swój kieliszek.


Po prawdzie była to literatka wypełniona po brzegi spirytusem, lecz Gnom nie wydawał się zdenerwowany. Przeciwnie, to właśnie on pierwszy wlał sobie zawartość szkła prosto do żołądka, pomijając proces połykania.

Miał zamiar wygrać, a nawet sprawić, by Orkowie padli pod ladę, samemu nie padając.

Szarlej 19-09-2009 11:26

Civril wziął od golema wiadomość i szybko ją przeczytał, następnie zmiął kartkę w kulkę i puścił nad rzeką. Wpatrywał się jak woda rozmiękcza atrament i zaciera słowa półelfa.
-Rozumiem... Przekaż swojemu panu, że rozumiem.
Słowa druchiego zdawały się być wypowiedziane do kaczki.
-Powiedz mu też, że jak zauważę, że jestem śledzony to się zirytuje. A ja potrafię ranić.
Golem nie wydawał się stworzony do konwersacji co udowodnił wydając tylko ciche "Yyychy". Groźby na pewno nie zrozumiał ale Civril miał nadzieję, że zostanie ona przekazana do kapłana.
Mag nie mówiąc już nic więcej powoli zszedł z mostku i zagłębił się w miasto. Pierwszy z przechodniów, którego zaczepił, sędziwy ork wskazał mu drogę do świątyni Paladine (nie wiadomo czemu gdzieś z głębin podświadomości, tej przekazywanej z pokolenia na pokolenie wyrywały się słowa "Wielki Arogancki Dupek". Civril nie dociekał ich przyczyn).
Świątynia znajdowała się naprawdę nie daleko bo w parku, który Civril wybrał na odpoczynek. Budowla nie była okazała i raczej prosta dla druchiego była wybitnie obca. Civril zawsze utożsamiał budowle sakralne z świątyniami Pana Krwi, surowymi ale potężnymi budowlami z kamienia, ozdobionymi freskami przedstawiającymi najróżniejsze święta poświęcone Khainowi (czyli składanie ofiar z niewolników i schwytanych zdrajców) całość przesycona zapachem śmierci. Ta wyglądała jak zwykły budynek z jakimś freskami o smokach. Civril nie poświęcił jej nawet najmniejszej uwagi zamiast tego podszedł do kapłana.
-Chce się zobaczyć z ranną elfką, Katarzyną.
Kapłan wydawał się wahać nad tym czy wpuścić elfa do rannej czy nie.
-Przypomnij sobie kto ją wyniósł z areny. Ja z Virelessem.
To podziałało bardziej, kapłan zaprowadził go na zaplecze świątyni i wpuścił do pokoju kobiety-hydry. Pacjentka dochodziła powoli do siebie ale po tym co druchii jej zgotował przy niewielkiej pomocy goblina wynalazcy szybko nie mogła dojść do siebie. Na twarzy upadłego wykwitł leciutki uśmiech, przysunął sobie krzesło i przysiadł przy łóżku.
-Powiedz mi... Dlaczego służka Króla Feniksa współpracuje z zielonymi? Czemu przedstawicielka tej rasy tak nisko upadła?
Elfka spojrzała na niedawnego przeciwnika. Na jej twarzy kryła się pewna doza ciekawości. Delikatnie się uniosła i przygotowała do krótkiej rozmowy
-Odpowiedź jest prosta druchii, dla NIEGO. Jest ktoś komu warto służyć, pomagać a nawet jeżeli będzie trzeba to i umrzeć. Bo jeżeli on przegra, przegra Morkoth ale przegra również cały świat cały! -Mimo że była nadal kontuzjowana Civril dostrzegł dziwny błysk w jej oczach. To nie był widok fanatyka, który objawia prawdę nie wiernym. Raczej to osoby pełnej wiary w to co robi. Pełnej przekonania że coś się zbliża i jest tylko jeden sposób by to powstrzymać. I ona go zna. Czyli jak skwitował w myślach Civril, ktoś zrobił elfce niezłe pranie mózgu.
-Powiedz mi... Dlaczego z nami walczyłaś skutek był łatwy do przewidzenia.
-Civril, mogę chyba już tak do Ciebie mówić? Dziękuje, to nie było pewne. Absolutnie nie było pewne. Mieliście po prostu dużo szczęścia w odpowiednim momencie. A dlaczego tam byłam. Powiedzmy że to moja sprawa i Heinricha. Gdy pożyjesz dłużej to może będziesz godny by wystąpić na arenie.
-Powiedz mi... Czy to prawda, że Henrich zbiera siatkę szpiegowską i gotuje się do wojny?
-Przecież już wiesz sam. Jeżeli chcesz potwierdzenia to tak. Będziecie jej częścią ale to działka orków. Znaczy się szarego i zielonego. Ja i Vire powiedzmy że bliżej współpracujemy z Ekronem. Tym Elfem, który was tu w klatce przyciągnął. Jeżeli chcesz mojej rady to uważaj na niego.

Po zmęczeniu na twarzy elfki i wymownym spojrzeniu upadły poznał, że ta nie chce dłużej jego towarzystwa. Wzruszył ramionami i powoli wstał z krzesła, odstawił je na miejscu i podszedł do drzwi. Położył rękę na klamce i delikatnie ją nacisnął, lekkim pchnięciem otworzył drzwi.
-Mam nadzieję elfko, że nigdy nie dostąpię tego zaszczytu. Że nigdy nie wejdę na arenę tylko po to by przegrać. Żegnaj i zdrowiej, wyzdrowiej do naszego następnego spotkania.
Drzwi za upadłym zamknęły się a ten przez nikogo niepokojony wyszedł z budynku świątyni.

***

Vireless mówił a Civril ziewał i nie była to bynajmniej oznaka lekceważenia, upadły po prostu nie spał poprzedniej nocy, brak pieniędzy wykluczał nocowanie w karczmach a duma nie pozwoliła prosić kapłana o darmowy nocleg. W rezultacie czarodziej prawie leciał z nóg, najpierw walczył na arenie a wbrew temu co mówił walka była wyczerpująca i do końca nikt nie mógł przewidzieć jej wyniku a potem całą noc spacerował po mieście.
Twarz druchiego przez prawie cały czas wyrażała zmęczenie, ożywiła się tylko raz gdy Vireless nazwał Zanka ich przywódcą, mag nie wytrzymał parsknął śmiechem. W tym gronie była tylko jedna osoba godna do rządzenia, on. Reszta była zielonymi albo czarnymi śmieciami, niepotrafiących samemu nic zrobić nie mówiąc już o pokonaniu hydry. Jedynie Sidney nie był darzony przez Civrila pogardą ale i mu do szacunku dużo brakowało.
Duchowny skończył mówić o celu wyprawy co Civril skwitował następnym ziewnięciem, wszystko by dał za parę godzinek snu. Reszta kapłanów teleportowała ich na Dzikie Ziemie, druchii bez obawy wszedł w portal.

Dzikie Ziemie... Miejsce z którego Civril miał nadzieję się wyrwać...
"Khaine za jakie grzechy znów mnie zesłałeś na ziemię tych dzikusów?"
Kapłan jeszcze uzupełnił ich informacje o zadaniu i powiedział, że on im nie pomoże, będzie czekał na wyniki. Civril zmrużył oczy, niewyspanie ustąpiło jego twarzy skupieniu. Miał ochotę wytłuc życie z tego elfa, łamać jego kości, kość po kości, zagotować każdą kropelkę jego krwi... Powstrzymał się, obrócił i poszedł za resztą. Jeden z orków przedstawił im prosty ale skuteczny plan, co prawda istota niższa zapomniała o kilku szczegółach jednak jak na stworzenie tak prymitywne plan był zaskakująco dokładny.
-Ork dobrze myśli jednak ja bym się posunął o krok dalej. Niech Zank zostanie sam na drodze i poprosi konwój o oddanie Adamantu i Mitrhtilu, proponuję zdobyć też i ten drugi materiał i rozdzielić go między nas. Zauważyłem, że nasz kucharz potrafi przekonać nawet tak dzikie stworzenia jak elfki więc i teraz nie powinien mieć problemów. Jeśli to się nie uda my wejdziemy do akcji. Najpierw będzie trzeba wykończyć konie czy co tam będzie robiło za siłę pociągową, potem weźmiemy się za ochronę wozu. W tym celu trzeba się dobrze zamaskować. Do miasta najlepiej niech pójdzie tylko część z nas, zbyt duża grupa zwróci uwagę. Plotki mogą nas wyprzedzić a na wieść o tak zróżnicowanej grupie karawana może mieć się na baczności. Ja na pewno zostaje, drowka niech też lepiej nie idzie, my zwracamy największą uwagę. Jak będziecie w mieście niech ktoś mi sprawi małą kuszę i komplet bełtów.

andramil 20-09-2009 15:08

Ork nie odparł uroku niewielkiego kucharza. Słodziutkie małe ślipka pochłonęły jego dusze momentalnie. Zawładnęły jego wolą. I odzyskały sakiewkę. A to było najważniejsze. Teraz miał pieniądze. Teraz miał władzę! Ha. I to on będzie wybierał czy kupić nisko czy wysoko kaloryczne jedzenie! On wybierze czy sosy mają być ostre czy słodko-kwaśne! Miał władzę nad prowiantem drużyny! Buahahaha... khe... khe khe. No co? Już jestem spokojny. No wybaczcie ale każdy marzy o swoim triumfie jako złego lorda. Nie? Eee, tylko ja? Dajmy już temu spokój.

Zank nie przejmując się złowieszczymi śmiechami swego narratora ruszył na spotkanie z przygodą. W końcu samotny marsz po bazarach, sklepach i targowiskach z sakiewką pełną monet nie jest bezpieczny. Zwłaszcza jeśli nie sięga się do bioder większości tutejszych, a biceps nie zawstydził by nawet kota. Jednak ku zdumieniu jego ogromnemu nic złego mu się nie stało. Nie to, żeby chciał intymne spotkanie z nożem jakiegoś łotra w ciemnej uliczce, ale czuł się trochę jakoś... Rozczarowany? Zawiedziony? No może trochę przesadzam, ale nie spodziewał się tak spokojnych zakupów w tłumie zielonoskórych. Szybko udało mu się zakupić prowiant dla całej ich kompani na jakieś dwa tygodnie. Co więcej, za małą opłatę wynajął sobie tragarza, który oprócz dźwigania ciężkiego prowiantu zaprowadził go pod świątynie. Teraz tylko rozdać jedzonko dla wszystkich co by samemu tego nie dźwigać...

Świątynia. To słowo nie robiło na Zanku żadnego wrażenia. Nie miało żadnego znaczenia. Był to dal niego tylko duży budynek w którym masa dziwnych ludzi i nie-ludzi odprawiała dużo dziwnych dziwactw opychając się przy tym najlepszymi daniami zafundowanymi z kieszeni wiernych. W starej wiosce małego goblina był sobie pewien szaman pełniący takową rolę. Ale jakoś Zank nigdy na niego nie zwrócił uwagi. Wiara nie wiodła w jego życiu prymu.

Za to portal zrobił na nim nie małe wrażenie. Wirująca płaszczyzna z różnokolorowymi skierkami wciągnęła kucharza w pewien rodzaj transu. Było to dla niego iście piękne zjawisko i z żalem przyjął wiadomość, ze muszą przez niego przejść. Nie zobaczą go po drugiej stronie.

Jednak jeszcze bardziej zadziwił go kapłan który wcześniej wpakował się na arenę zabierając stamtąd ranną hydrę. Eee... kobietę. Bowiem ów kapłan rzucił w stronę zielonego malucha jakieś cudactwo, mówiąc o jego nowej funkcji. Funkcji przywódcy drużyny. Ba! Naturalnego Przywódcy Drużyny. Było to coś niezwykłego. Pierwszy raz będzie dowodził kimś innym. Czasami nawet sobą nie mógł porządzić a co dopiero wielkimi orcyma czy trolami. A do tego ten ładniutki kolczyk.

Goblin chwilę się zastanawiał gdzie by tu go przymocować. Do nosa? Nie... Do wargi? Głupio będzie wyglądać. Do sutka? A co on chłopofil? No to do ucha. Tak. Tam będzie najlepiej wyglądać. Zank nie czekając na jakieś zachęty odpiął sobie kostkę z lewego ucha i na jej miejscu zamontował magiczne cudeńko od jego nowego szefa.
- Halo! Słychać mnie? Zank mówić! Zank sprawdzać czy to działać. HALO! - jego testy były bardzo pierwotne i każdy akustyk załamał by się na ten widok. Krzyczenie do kolczyka i pukanie go wskazującym palcem nie jest zbyt profesjonalne. Ale goblin o tym nie wiedział.

W końcu pojawili się na Dzikich Ziemiach. Z powodu wiatru schronili się w najbliższym... ee czym? No nie ważne. Schroni się. Elf czy półelf - różnicy gobos nie dostrzegał, lembas i tyle - dał im ostatnie informacje potrzebne do wykonania misji. Mieli zdobyć jakiś metal. Chroniony przez zakutych w zbroję rycerzy. Łatwizna...
~Co ja wygadywać... eee... myśleć! Jaka łatwizna! Oni na śmierć nas wyrzucić. - myśli jak króliki przebiegały mu przez łepetynę. A do tego dwie rady jego towarzyszy nie przystały mu do gustu. Nie miał zamiaru ani leżeć oblany keczupem, ani pertraktować z niebezpiecznymi jeźdźcami. To nie było bezpieczne. Ani trochę.
- Eeeee, a może by tak dół wykopać? Albo bombami jakimi ich zasadzić? Albo takie buuum z pod ziemia? A albo takie traaaach i drzewa się za i przed nimi walać? Aaaalbo jaszczur fryyyk na drzewo i fluuuu na nich z powietrza? Albo wszytko na raz! Albo zatruć im jedzenie a gdy oni sraczka mieć my trach po nich! - podekscytował się kucharzyna. Zwłaszcza to ostatnie najbardziej przypadło mu do gusty. Albowiem nie zdawał sobie sprawy, ze pewno jemu by przyszło zatruwać ich dania.

Bladolicy elf, oprócz propozycji wymarszu tylko połowy kompani do miasta, na którą goblin nie dość że się zgodził to jeszcze wyraził chęci odwiedzenia niedalekiej miejscowości, miał jeszcze jedną sprawę do zielonka.
-Zank spytaj Virelessa czy wśród ochrony będzie ktoś władający magią, kto mógłby nas wykryć.
Młody przywódca zastanowił się chwilkę po czym z radością odrzekł:
- Hehe. Zank jest dobry! Zank zapytać! Ale... Po co? A zresztą. Ej Ty tam? Słyszeć Ty mnie? Halo! O jest! Czy będzie jaki magun w eskorta? Co by nas wyczuł... Nie nie śmierdzimy. Wyczuł za pomoca magii... - zapytał lekko naciskając kolczyk jakby go uruchamiając.

Blacker 21-09-2009 20:54

Wiele myśli biło się w głowie orka. Choć wśród jego rasy kontakt rodziców z dziećmi nie był zbyt wielki, to na dodatek on jako wybraniec duchów przeznaczony do roli szamana miał go jeszcze mniejszy. Praktycznie rzecz biorąc od momentu gdy wziął go pod opiekę Tharal, orkowy szaman ,,widywał się" z rodzicami jedynie kilka razy do roku. Na częstsze spotkania nie pozwalała zarówno tradycja jak i brak czasu, wypełnionego nieustannymi naukami i ćwiczeniami. Dzień szamańskiego adepta rozpoczynał się znacznie przed świtem i kończył znacznie po zachodzie słońca. Później, gdy nieco już dojrzał i miał więcej czasu opuścił swoje plemię, by przyjąć posadę szamana po zmarłym przyjacielu swojego mistrza. Poprzedni szaman tamtej społeczności umarł nie przekazawszy swojej duchowej wiedzy następcy, przez co Ghardul był zmuszony zostać w tamtejszym plemieniu tak długo, dopóki szkolenie następcy nie dobiegło końca

Nawet gdy wrócił do swojego domu nie pozostawał w nim długo. Podczas swojej nieobecności w trakcie dni wypełnionych nudą, przerywaną jedynie rutynowymi obowiązkami szamana zaczął powoli odkrywać w sobie nowy talent. Doskonalił go, zyskując sobie początkowo złośliwy przydomek, który jednak szybko zniknął gdy orkowie ujrzeli pełnię jego ścieżki. Ghardul poszedł drogą, którą żaden inny szaman dotąd pójść się nie odważył. Niestety, oznaczało to odrzucenie szamańskich praktyk i wymagało od niego wyruszenia w podróż. Opuścił ponownie swoje plemię i rodzinę, tym razem na zawsze

Nigdy by się nie spodziewał, że w miejscu tak odległym od domu spotka ponownie swojego ojca. Barbak nieczęsto bywał w prawdziwym domu po śmierci matki Ghardula i szaman doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego ojciec podróżuje po dalekich krainach. Jednak taki zbieg okoliczności... to tylko tak naprawdę dowodziło, jaki ten świat jest mały

Opuścił na chwilę drużynę, by w spokoju porozmawiać z ojcem. Rozmawiali dość długo, zgodnie pomijając tematy ostatnich wydarzeń. Zarówno szaman jak i paladyn zdawali sobie sprawę, że tak naprawdę mogłoby to tylko pogłębić dystans pomiędzy nimi. Do ucztującego, czy raczej upijającego się towarzystwa dołączyli więc nieco później. Barbak udał się do stolika w rogu, natomiast Ghardul miał całkiem coś innego w planach. Oddalił się poza miejsce zabawy by znaleźć spokojne miejsce dla siebie. Czuł, że jest na życiowych rozdrożach i bez pomocy duchów mógłby wybrać złą drogę. Dlatego zaszył się w miejscu, w którym nikt nie mógł mu przeszkodzić, po czym otwarł zabraną z areny puszkę.

W aurze dziewcząt na arenie wyczuwał, że są czymś silnie odurzone. Wnioskując, że puszki te leżały na arenie to najprawdopodobniej one były czynnikiem odurzającym. Ghardul postanowił to wykorzystać do łatwiejszego wejścia w trans. Zamierzał skontaktować się z duchami i zapytać o to, co czeka ich w przyszłości

***

Gdy po nocnej imprezce wszyscy choć względnie doszli do siebie wyruszyli poprzez kapłański portal na Dzikie Ziemie. Ghardul znał te tereny, w końcu jego plemię niejednokrotnie obozowało na tych ziemiach. Sam także wiele razy podróżował przez ten pas ziemi niczyjej, który choć leżał w granicach jakiegoś ludzkiego królestwa, to jednak był w rzeczywistości poza jego jurysdykcją. Tutaj istniało tylko prawo silniejszego, co stanowczo szamanowi odpowiadało...

Elf wprowadzał ich w szczegóły zadania, a Ghardul choć nie dawał po sobie tego poznać najmniejszym nawet drgnieniem mięśnia lub grymasem był stanowczo niezadowolony, że jakiś lembas mówi mu, co ma robić. Tylko fakt, że jego ojciec przyjaźnił się z tym elfem sprawiał, że Ghardul nie dobył swojego tasakopodobnego miecza i nie pokazał długouchemu, gdzie jego miejsce. Zdawał sobie sprawę, że elfi kapłan był silny, być może nawet silniejszy od niego, to jednak orkowa krew byłaby w tym momencie czynnikiem decydującym, który pozwoliłby zignorować ewentualną różnicę sił. Chwilowo jednak wszystko musiało pozostać tak, jak było.

Jednak nawet fakt przyjaźni z jego ojcem nie mógł stłumić jego natury. Jeśli ten długouchy liczył, że fakt posiadania zielonej skóry sprawia, że można go robić w konia to grubo się mylił

- Czyli mówisz, że mamy na zlecenie naszych porywaczy zaatakować uzbrojony konwój i zdobyć cenne metale. Być może coś mnie ominęło, w takim razie mnie oświeć. Jaką konkretnie korzyść my będziemy z tego mieli?

Następnie zwrócił się do upadłego elfa

- Sprawdzaniem ilości i rozmieszczenia magów mogę się zająć osobiście, jeśli taka jest potrzeba. Nie przejmowałbym się jednak składem naszej gromadki. Na tych terenach i o wiele dziwniejsze grupy można spotkać

Później poprawił swoje szaty, naciągnął szamańska czapkę na oczy i ruszył w stronę miasta badając drogę kosturem. Przy jego boku jak zawsze truchtał wierny warg, wyraźnie zadowolony z powrotu na ziemię, gdzie się urodził.

Plan Ghardula był mniej-więcej prosty. Miał zamiar dotrzeć do centrum miasta i tam znaleźć miejsce gdzie bezpiecznie będzie mógł usiąść. Mogła to być dowolna ławka, karczma albo świątynia. Następnie miał zamiar wyłączyć wszystkie swoje zmysły i skoncentrować się na swojej zdolności, by zdobyć jak najwięcej informacji

Fabiano 23-09-2009 11:49

Taki, słuchał, a słuchał uważnie, o elfach, krasnoludach, granicach i administracjach. Swoje opinie dotyczące Jego Niskości zachował dla siebie. Chociaż, z jednym by się zgodził. Taki nie miał zamiaru zapuszczać się w odstępy elfich miast.
Rozmowa była zwięzła. Na koniec chciał nasłać tego orka w celu ubicia kolegi z tak zwanej "drużyny". Nic jednak z tego nie wyszło, gdyż po paru chwilach w drzwiach pojawiło się zielone maleństwo. I nie było to bynajmniej pieszczotliwe określenie jakiejś samicy ale Zonk, Znak, Zank, czy jakoś tak. Uthgor widocznie zmienił zdanie. Dureń, pomyślał Taki.Przy kontuarze spędził jeszcze jakiś czas, zasięgając języka i trunku. A może dłuższy czas? Nie pamiętał. Sytuacja się skomplikowała nad ranem. Coś go za bolało, jak leża w rogu sali na oparciu krzesła. Otworzył oczy. Być może majaki, ale wstał rozglądając się kto go trzasnął. Po bólu ani śladu, jak i po osobie, która mu go zadała - o ile istniała. Rozejrzał się dookoła już mniej zaspany i z przykrością stwierdził, że za dużo czasu to nie ma. Na wschodzie zamajaczyła zapowiedz świtu.

Wziął flaszkę z szynkwasu i ruszył na spotkanie. Świątynia Pallczegoś tam była dość wyróżniającą się budowlą to i nie zabłądził. Dołączył do reszty w samą porę by usłyszeć jeszcze co nie co. Teleport zrobił na Takim wielkie wrażenie. Już wiedział, co miał na myśli ten wojak przy barze.

- Dobra sprawa. - pokręcił ze zdumieniem głową.

Kiedy Taki ostatni raz przemierzał Dzikie Ziemie, bał się odezwać do jakiegoś elfa czy innego człeka. A ten Vireless twierdzi, ze od tak może się tu przechadzać i na niego nie za polują? Oj chyba półelf nie wie jakimi prawami się Dzikie Ziemie cechują. Może jeszcze powie, że zabijanie elfów czy gnomów jest złe...? Spojrzał na pstrokatego elfa i do szedł do wniosku, że to akurat mogliby długo i zażarcie dyskutować.

Poza lekkim zdezorientowaniem i komicznie słabymi mdłościami żadne dziwne uczucie nie towarzyszyło teleportacji. Taki zachciał mieć takie cudo w domu. Rozejrzał się za wargiem i jego panem. Byli. Dopiero teraz więcej czasu poświęcił na orientację. Istotnie, byli na ziemiach, które dobrze znał. Które dobrze znali wszyscy.

Sprawa wydawała się prosta. Poczekać i uderzyć. Phii. Albo lepiej, niech osiłki przekopią drogę i zrobią wilcze doły. Albo jeszcze lepiej. Niech każdy się z kuszą w krzakach schowie. Albo najlepiej niech ten cały mag ich po prostu spali na popiół. Tylko zbroje niech zostawi, bo sprzedać można. No ale "ten cały mag" umył ręce. Bardzo pasowało takie podejście do elfa. Bardzo.

Poszczególne plany zaczęły kiełkować. Jeden miał lepszy od drugiego. Taki spojrzał na Znaka. Przywódca od siedmiu boleści... pokręcił głową.

- Rozumie, że nie potrzebni są wam żywi ludzie? - Zapytał się Virelessa póki jeszcze był. - łowca jest we tej wiosce? Myśliwy jakiś? Sugeruje zrobić rozpoznanie - Zwrócił się do pozostałych. - Ghardul, jak sam zaproponował, dowie się ilu tamtych jest ale musimy wiedzieć, jak biegnie droga i gdzie najlepiej uderzyć. Czy nie ma jakiegoś rozwidlenia albo zwężenia.

- Jak z wydatkami? Mamy jakiś fundusz? - spojrzał to na Znaka (sic!) to na Virelessa.

Planu nie było. Ale jak może być. Pierw do myśliwego po mapy. Jak nie będzie miał to może narysuje w miarę dokładne. A potem się zobaczy.

Vireless 24-09-2009 10:17

** Gerbo O'Lerbo
Po tym gdy stwierdziłeś że ty nie wiesz o co kaman twoi adwersarze spojrzeli po sobie i skwitowali to kiwnięciem ramionami.
-No przeca sam tu wyzywałeś do picia. Samo przez się rozumię że powinien być jakiś zakład... - Orki popatrzyły na siebie zmieszane.
-A co mi tam ja i tak mogę coś wypić a skoro stawiasz to czemu nie.

Kielonki ustawione w dwóch rzędach zwiastowały dużego kaca z rana albo nawet i wcześniej. Ostry zapach spiyrtusu wiercił wam w nosach pomimo "Bukietu barowego".
-No to siup! - pierwsza kolejka. po niej druga i trzecia. Przeszły prawie błyskawicznie. Czas na krótki oddech i wyrównanie oddechu. W środku was paliło a do oczu cisnęły się łzy. Kolejki zaczęli wam wyliczać pozostali.
-Czwarta, piąta!

Każdy z was starał się patrzeć na przeciwnika. Nie udało się jeden z was był w ciut gorszym stanie...

** Civril
Bez dwóch zdań właśnie pokazałeś że jesteś indywidualistą i że z chęcią byś wyciął resztę drużyny tylko dlatego że są tacy jacy są. Właśnie w taki sam sposób do tematy podchodzą Ci z Cesarstwa Arkanii. Prawdopodobnie ich też byś zaciukał za to że są. Ale na razie w twym planie nie ma zbyt dużo konkretów. Tak samo ewentualny podział łupów czyli mithrylu i adamantu. Materiał gorący i strasznie drogi tylko ciężko będzie się z nim gdzieś udać. W końcu w Morkoth go nie sprzedacie pierwszemu z brzegu kowalowi. Do obróbki potrzebna jest specjalistyczna wiedza, kasa, materiały a nawet i magia. Ale z drugiej strony nie ma rzeczy niemożliwych...

** Zank Dobry
W myślach usłyszałeś
-W sumie nie musisz się tak wygłupiać choć mi to rybka. Tu i teraz możesz się wygłupiać ile wlezie ale gdy będzie w Arkanii i zaczniesz wywoływać połączenie w podobny sposób na przeciwko patrolu Zakony Róży to... - usłyszałeś coś co było jak śmiech. A może politowanie i coś na kształt plaśnięcia w czoło- Dobra, dobra już przechodzę do konkretów.
-czy będzie jaki magun w eskorta? Co by nas wyczuł... Nie nie śmierdzimy. Wyczuł za pomocą magii...

-Nie sądze by w eskorcie był Mag. Po prostu im się nie chce dyrdać po gościńcach i marznąć nawet i przy takim ładunku. Może jakiś słabszy lub adept. Poza tym w Arkanii magowie siedzą w swych wieżach i zajmują się tym czym magowie się powinni zajmować. A magów bitewnych z prawdziwego zdarzenia nie chcielibyście spotkać. Podejrzewam że niektórzy z rycerzy mogą mieć jakieś zdolności magiczne albo co prawdopodobniejsze jakieś gadżety. Więc fireball lub jakaś zabłąkana błyskawica może się przydarzyć
Kontakt skończył się. Najdziwniejsze było to że mimo że rozmawiałeś z nim to cały czas widziałeś, słyszałeś i czułeś co działo się wokół ciebie w "realu"

**Ghardull
Konkretny, rzeczowy i zimny do bólu głos osadził Kapłana na miejscu.
- Czyli mówisz, że mamy na zlecenie naszych porywaczy zaatakować uzbrojony konwój i zdobyć cenne metale. Być może coś mnie ominęło, w takim razie mnie oświeć. Jaką konkretnie korzyść my będziemy z tego mieli?
Na początku wydawało się że twój stosunek zrazi Go do ciebie ale widocznie czekał na takie pytanie.
-Rozumiem że Barbak nie wszystko Ci mówił do tej pory. To tylko pokazuje jak poważne są zadania, których częścią możecie się stanąć. Łącznie z Tobą Ghardulu Ślepcu. Każdemu już tłumaczyłem ale postanowiłem raz jeszcze i po raz ostatni
-Jesteście tu ponieważ wybrał was Heinrich. W sumie wszyscy należymy do Tajnych służb Księstwa Morkoth. Wy pochodzicie z Dzikich Ziem lub też przez spory czas tu przebywaliście. Nie sądzę by to dla was dużo znaczyło. Chęć oddania życia za to by innym było lepiej podejrzewam że jest wam obcy. Nie dziwię się i szanuje. Ale teraz jest czas myśleć o własnej dupie. Daję wam SZANSĘ na to by pożyć ciut dłużej i w lepszych warunkach niż inni. Na dodatek jest szansa by dokopać paru badassom. Co Cię zmotywuje, kasa, władza, troska o własny tyłek? Powiedz a za chwilę to się stanie. Dla mnie jesteście już częścią Morkoth, gdy się zorientują inni będzie spaleni wszędzie w Arkanii a i tu pewnie nie będziecie bezpieczni gdy na was zaczną polować.
-Ten konwój to może i szablonowe zadanie ale niby jak się mamy przekonać o tym co potraficie? Na dodatek naturalna selekcja uwolni najsłabsze osobniki a reszta będzie mogła..
- Więcej nie powiem do póki się nie zorientuję że można Ci zaufać. Tak samo reszta.


**Taki
Dlaczego Vireless w tak jasny sposób wyznaczył kogoś do przyspieszonej egzekucji? A teraz jeszcze takie zadanie..
- Rozumie, że nie potrzebni są wam żywi ludzie? Nie spodziewałeś się podobnej reakcji, pół elf spojrzał się w twoją stronę z wyraźną awersją. Przez zaciśnięte zęby
-Jeżeli nie będzie innej możliwości, pamiętaj że oni mogą zrobić z wami to samo.. Poza tym.. - Zaciął się w sobie i poczekał na kolejne pytanie
-Wszystkiego możecie się dowiedzieć w Zabimkruku. Pogłówkujcie, popytajcie to nic nie boli a często skutkuje. Choć jeżeli macie ochotę na rozpierdziuchę zróbcie to dobrze ponieważ nie mam zamiaru się wteleportować w sam środek pościgu za wami. Może i Oni nie są zbyt rozgarnięci ale potrafią walczyć zwłaszcza gdy pójdzie im w sukurs cała chorągiew
-Taki, Zank ma wystarczająco dużo złota byście mogli tu przeżyć najbliższy miesiąc wliczając to co macie w zapasach.

Vireless 25-09-2009 10:24

** Taki
Tablica ogłoszeń była przymocowana do ogrodzenia corallu. Informacje zgoła nie praktycznego dla wszystkich tutejszych. Przyjezdnym mówiły jasno: "Tylko bez zadym". Poza tym info kto jest kto w miasteczku. Jak na te kilka solidnych domków to byli wszyscy najważniejsci. Burmistrz, karczma no i świątynia. Nic o łowcach lub kartografach. Od czego jednak zna się te języki?

Za karczmą na świeżym powietrzu porzy ławce siedziało kilku orków. Wg przechodnia to ten najstarszy jest tutejszym myśliwym. Co oznacza że dostarcza największe ilości skór i czasami jakieś zjadliwe mięso do karczmy. Teraz opowiada solidnie gestykulując jakąś straszną przygodę grupie młodszych orków. Przystanąłeś z boku czekając aż skończy lub przynajmniej będzie nabierał tchu...

** Ghardul
Bezpieczne miejsce gdzie można chwilę spocząć. Dobrym rozwiązaniem byłaby świątynia. Zwłaszcza Gruumsha, najważniejszego z orczych bóstw. W sumie to chyba jedynego uznawanego w Arkanii jako akceptowalnego. Oznaczało to że przy najbliższym najeździe Rycerstwa świątynia nie byłaby spalona za to że znajduje się w złym miejscu o złej porze. Wybrałeś karczmę. Na zewnątrz kilka solidnych stołów a w środku pustki nie licząc barmana i dziewki do pomocy. Od razu zjawiła się przed tobą i z typowo wyćwiczonym uśmiechem zapytała
-Co podać?

Fabiano 30-09-2009 15:24

Zabikruk. Miastko jak ich wiele. Wszędzie zielono, szaro i brązowo.
Pstrokaty elf dał do zrozumienia, że nie ma ochoty im pomagać. Wskazał tylko kierunek i cel podróży. Mało go interesowało jak i kiedy załatwią to co mają załatwić, aby tylko to zrobili. Taki spojrzał na Ghardula, któremu Vireless opowiedział o cenie za to zadanie. Co tylko będą chcieli. I jakże oczywiste i najważniejsze - czemu na to wcześniej nie wpadli? - przyjemność ze służenia Heinrichowi. Przecie on nas wybrał i teraz sprawdza. Padajmy do stup. Ironiczne myśli Takiego sięgnęły zenitu. Och, jaką miał chęć pokazać temu pawiowi gdzie ma jego Heinricha i co uważa o jego matce.

Postanowił dalej grać w tą grę. Z racji raczej ciekawości, którą się cechował jako naukowiec. Nie jakiś tam mag czy zwykły inżynierek. Naukowiec. Poświęcający wszystko jednemu i tylko jednemu. Ciekawości. Ciekawości do świata i jego natury. Ciekawości do tego jak działa to wszystko.

Po słowach Elfa wzruszył tylko ramionami i ruszył w stronę miasta. Zrównując się ze Ślepcem zagadnął.
- Czy to nie Twój krewniak jakiś ten cały Barbek, czy coś tam? - Zastanowił się przez chwile i zapytał o coś jeszcze. - Jak to widzisz? Brniemy w to dalej, czy raczej dajemy nogę?

Po wymianie zdań odezwał się do reszty:
- Chłopaki, nie wiem jak wy ale ja zamierzam zrobić rekonesans terenowy. Może chłopaki spotkajmy się o zachodzi w karczmie?

********

W mieście Taki nie za bardzo wiedział jak to rozegrać. On miał kogoś popytać? Stanął przed tablicą ogłoszeń chwilowo nie wiedząc na co patrzy. Doszedł jednak do wniosku, że to jakiś rodzaj pozyskiwania informacji. Beznadziejny, pomyślał, po co komu coś takiego. Mimo to przyjrzał się uważnie zapiskom. Najważniejsze czego się dowiedział, że nie ma tu myśliwego. A przynajmniej na tablicy informacyjnej. Ze zdziwieniem spojrzał, że w takiej małej osadzie była świątynia Gruumsha.

Trochę zirytowany rozejrzał się. No to pozostaje zapytać się. Akurat deptakiem szedł jakiś obdartus z mieczem. Więc zagadał o myśliwego. Dobrego myśliwego. Przechodzień wskazał zielonego orka za karczmą. Odprawiał jakieś rytuały albo opowiadał coś reszcie siedzącej obok. Tak czy tak wymowę maił iście soczystą. Rady nie ma, pomyślał i czekał aż ten skończy. Gdy ten skończy Taki ma kilka pytań do niego:

- Długich dni i ciepłych nocy. Słuchy mnie doszły, że to Ty jesteś niezgorszym łowcą. Słyszałem, nawet, że bardzo dobrym.

- Czy nie zechciałbyś wypić piwa w karczmie i ochłonąć od zgiełku?


Taki zamierza zapytać się myśliwego o ułożenie terenu wzdłuż gościńca, którym zamierzają przewozić towar. Chce się wypytać o: Stan drogi, rodzaj zalesienia; gdzie na drodze jest most, nad jaką rzeką (głęboką czy nie); czy są jakieś przesmyki pomiędzy skałami albo czymś, czy są rowy. Zapyta się o także o jakieś duże grupy dużych zwierzyn, typu bawoły czy jakieś inne.

Vireless 01-10-2009 14:06

**

Na osadę składało się kilka domków w większości murowanych, mała świątynia, drewniane koszary i karczma. Przed nią stał potężny konar jakiegoś wielkiego drzewa. Przypominał niedźwiedzia na tylnych łapach. Wszędzie wokół widać było uwijających się ludzi. W tym dużo wojskowych w barwach Morkoth. Wszystko wyglądało jak mała wojskowa placówka gdzieś na dzikich ziemiach.

Przed kaplicą Palladine

- I jak?
- W sumie zdziwię się jeżeli wróci więcej niż dwóch trzech. Części przestało zależeć a reszta już myśli jak tylko drapnąć..
Szary ork, podrapał się zarośnięty podbródek. Był o dobre dwie głowy wyższy niż elf przed nim. Dysproporcja w wadze była jeszcze większa. Jedna rzecz tylko czyniła ich podobnymi. Broń. Kapłań dzierżył błękitny staff, a Ork opierał się o potężny miecz dwuręczny. Wysokością równy Virelessowi.
- Czyli to był błąd? Może powinienem inaczej ich rekrutować. - Mruknął pod nosem. Na pewno nie był zadowolony.
- To chyba nie to. Oni po prostu jeszcze nie wiedzą co i jak. To jest moja wina. Nie dość jasno wprowadziliśmy ich.
- W sumie nie zależy mi tak bardzo na nich. Olewamy ich. Mamy ważniejsze rzeczy na głowie
- Ale, Heinrich..
- Powiedziałem, Ekron potrzebuje pomocy. W końcu nadal ma przesrane w Arkanii i już nigdy się tam nie pojawi. Udasz się do niego.
- Heinrich, oni zostali tam sami. Bez naszej osłony. Obiecaliśmy im...
- Guano im obiecaliśmy, gdy któryś pacan zamelduje o zadaniu to wydostaniesz ich ilu jeszcze będzie.

Heinrich skończył rozmowę z głuchym i nie wyraźnym przekleństwem. Głos na chwilę przybrał barwę podobną do wdepnięcia w gnijące zwłoki lub stukotu pustych piszczeli na wietrze. Na jego dźwięk, kapłanowi ścierpła skóra. Starał się opanować ale wynik tego był taki że jeszcze szybszym krokiem ruszył w stronę pobliskiej karczmy.

W karczmie był tłok, kontrolowany jak wszystko inne w wojsku. Na widok kapłana jednak szybko robiło się miejsce i mógł swobodnie przejść do drzwi na zaplecze. Tam dzięki odpowiedniemu antaralowi mógł wyzwolić portal...

Złoty elf o imieniu Ekron górował wzrostem i na pewno wiedzą nad niebieskim kapłanem. Był również jego nieoficjalnym mistrzem i jedyną osobą która wiedziała prawdę o Vireless'ie. Teraz przyjmował Kapłana w swym laboratorium. Vireless jako kapłan Palladine a więc boga dobra czuł się tu nieswojo. Starał się tego nie okazywać ale...

Ekron nie przejmował się tym wcale

- Mam do Ciebie zadanie w Merske. Odwiedzisz tamtejsze mauzoleum...
- Odwiedzę.
- Vireless potwierdził bezwolnie prośbę/rozkaz

**

Drużyna się rozdzieliła. Część poniekąd wykorzystała możliwość oddalenia się gdy tylko Vireless opuścił szeregi. Teraz robili co chcieli. Pozostali przeszli do dzialania.

**Ghardull

Ghardull chwila czasu a także niezwykła wewnętrzna koncentracja pozowliły Ci szybko wejść w stan transu. Wizje były ciekawe i na pewno dawały zachaczkę do dalszych działań.


**Taki
"Kto szuka ten zdziera buty" brzmi stare przysłowie. Tobie się udało od razu. Koleś dość długo opowiadał o podchodach na stado Łosi. I o tym jaką walkę stoczył z ich przewodnikiem. Słuchając uwaznie doszedłeś do wniosku że w sumie to ten łoś musiał być już kulawy lub chory. Inaczej by nie udało się dostać na szczerym stepie. Nie ważne masz na niego już jakiegoś haka...

- Długich dni i ciepłych nocy. Słuchy mnie doszły, że to Ty jesteś niezgorszym łowcą. Słyszałem, nawet, że bardzo dobrym.
- Oczywiście jestem Zharikk. Masz szczęście że mnie spotkałeś bo rzadko bywam w tej wiosce.
- Czy nie zechciałbyś wypić piwa w karczmie i ochłonąć od zgiełku?
- Tylko kiep odmawia, gdy nie kiep prosi.
- rzekłbyś że gdzieś już to słyszałeś....

Udaliście się do środka, przy jednym z pustych stolików siedział pogrążony w zadumie Ghardull. Poza tym pusto.
-Wypić i owszem mogę ale nie dużo. Jutro wyruszam do Merske, więc musze się w miarę trzymać.

Pytałeś o dobre miejsca na łowiska, o najczęściej występujące tu zwierzęta i rośliny. Akcentując że i ty nie jesteś tutejszy zapytałeś się czy w drodzę do kopalnii dwarfów są jakieś niebezpieczeństwa. Miejsca, które lepiej omijać.

- Tu jest bezpiecznie. Poza tym to trasa konwojów ze stalą do Arkanii. Więc samo przez to już jest bezpiecznie. Nikt nie chce się rzucać na okutych ale nie zakutych rycerzy. A i czasami można wpaść na jakieś dziwne wojsko. W czarnej barwie z nietypową bronią. Znaczy też czarną. Nigdy nikomu nic nie zrobili ale to nie znaczy że nie mogą. Jeżeli byś miał uważać to tu zaraz za Żabimkrukiem jest miejsce gdzie szlak prowadzi przez głęboki parów. Z jednej strony schodzi się łagodnie ale z drugiej strony jest ostre podejscie. Jeżeli ktoś by tam stanął z kuszą to nie dam głowy że na pięciu jeden przejdzie...

Zważając na wszystkie za i przeciw starałeś się dowiedzieć coś jeszcze. Udało się ten przełom miejscowej rzeczki jest jakieś pół dnia drogi w stronę z której przybyliście.
Teraz pozostało tylko przycisnąć zielonego w durszlaku by sprawdził stan kiesy. Sklep ogólno-spożywczo-awanturniczy stał otworem przed wami. Również i corall.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:01.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172