Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2009, 19:49   #11
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Idąc wzdłuż ulicy rozmyślał.
Właśnie zabił kogoś dla swojej siostry. By miała spokój. By on mógł czuć, że zrobił coś tak, jak należy.

Znowu to czuł. Troska. Nie wiedział czy kiedykolwiek jeszcze to uczucie da mu spokój. Chyba tylko, jeśli ktoś zamorduje jego rodzeństwo. Jednak wtedy Kaldor musiałby zabić ich wszystkich. A potem samego siebie.

Jednak nawalił tak czy siak. Odzyskał siostrę i brata i co robi? Zostawia ich, by załatwić „coś”. Co z tego, że to czego dokonuje, to dla Aurayi. Tak po prostu nie można… Zadziałał instynktownie, jak na brata przystało i będzie musiał to jakoś załatwić.

Idąc dalej ulicą dostrzegł coś świecącego… coś…
Już wiedział co może zrobić dla siostry. Podszedł do drewnianych drzwi i zaczął w nie walić pięścią, aż nie usłyszał reakcji po drugiej stronie.
- To ja, Cykada. – powiedział, po czym drzwi się otworzyły. Stał w nich zaspany, starczy człowiek z siwymi włosami, ubrany w piżamę. – Przyszedłem sfinalizować dług.
- A… Ale teraz? – zapytał niepewnie jubiler, odzyskawszy nagle i zupełnie przytomność.
- Tak, teraz. Nie bój się, nie będzie to nic drogiego… za nadto.

Kaldor wszedł do środka, a człowiek zapalił lampę, dzięki czemu w pokoju stało się jasno. Jednak nawet bez tego elf widział, że było tam całe mnóstwo biżuterii – na ścianach, w szklanych szufladach i zapewnie również na zapleczu. Aż dziwne, że nikt go jeszcze nie okradł.
Chociaż, nie aż takie dziwne. Kaldor kupował tu rzeczy od czasu do czasu, więc niewykluczone że ludzie bali się rabować ten sklep.

Po chwili rozglądania i przyglądania się wybrał…
- Ten. – powiedział podchodząc do jednej ze szklanych szuflad. Wskazywał na naszyjnik z białego złota z ładnym, szafirowym wisiorkiem.


- „Nic drogiego”… jasne… - powiedział pod nosem i zapewne do siebie jubiler, lecz najwyraźniej źle ocenił swoją odległość od elfa.
Jeden wzrok ponurych, lodowatych oczu Kaldora wystarczył, by człowiek już otwierał szufladkę i podawał naszyjnik.
- Dziękuję. – powiedział zabójca wychodząc. – Polecam się na przyszłość.

Tak, to była jego forma zapłaty za pozbywanie się konkurencji.
„Nie biorę pieniędzy, ale kiedy do ciebie przyjdę, dasz mi coś ze swojego sklepu, co sam wybiorę”, tak dokładnie brzmiała umowa i właśnie została wypełniona.
Przyjemnie się robiło z takimi ludźmi interesy.

Wyszedłszy ze sklepu, zabójca szybko schował naszyjnik do kieszeni. Nie znał się na modzie, a tym bardziej na biżuterii, jednak była taka jedna myśl, której się czepił wybierając prezent. Lubił niebieski kolor. Miał nadzieję, że siostrze się spodoba.

Kiedy tylko te myśli przemknęły mu przez głowę, zderzył się z kimś idącym ulicą.
- Patrz, gdzie… - warknęła osóbka, jednak zamilkła natychmiast. Auraya. Ale co ona tu robiła?
Za nią szedł, obładowany pakunkami, Cerlyn.
- O, Kaldor... – powiedział z mieszanką zdziwienia i radości w głosie. - Dobrze, że ją zatrzymałeś. Do "Żagli” nie idzie się w tę stronę, Aurayo.

Zabójca ze zdziwieniem spojrzał na sklep z którego właśnie wyszli. Ubrania. No tak. Kaldor nie miał już żadnych pytań.
- Tego… - powiedział Kaldor idąc z nimi. – Przepraszam, że tak zniknąłem… ale to było naprawdę ważne… mam nadzieję, że niedługo zrozumiecie… Cerlyn, nie wygłupiaj się. Daj mi część z tych paczek.

Kiedy elf odebrał od brata swoją „dolę”, dodał:
- Mówisz, bracie, że masz pokój w „Siedmiu Żaglach”? A tak się składa, że ja mam przytulne i ładnie urządzone mieszkanie naprzeciw tego miejsca. Trzypokojowe, z łazienką. Nie wolelibyście się tam zatrzymać?

Wtedy jednak Kaldor sobie przypomniał, że ostatnio nie sprzątał tam, bo „po co?”. A miał kilka… kilkanaście przedmiotów związanych z jego profesją, które niekoniecznie chciał pokazywać rodzeństwu. No ale cóż, słowo się rzekło.
 
Gettor jest offline  
Stary 02-10-2009, 17:07   #12
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Jak przewidzial Celryn, stroj ktory Auraya sobie wybrala wzbudzil dosc duze zainteresowanie wsrod meskiej czescie przechodniow. Widzac jednak jej obstawe dosc pospiesznie odwaracali wzrok.
Ciemne uliczki miasta tetnily zyciem. Kierujac sie w strone "Zagli" mijali grupki podpitych przedstawicieli niemal kazdej z ras. Nie obylo sie bez nagabywania ulicznych prostytutek, ale braciszkowie zgrabnie dawali sobie z nimi rade. Wygladalo na to, ze takie miejsca i takie miasta sa im doskonale znane. Ciekawilo ja jak zyli, co robili po katastrofie. Nie pytala jednak. Gdy beda mieli ochote to jej opowiedza. Zamiast wiec rozmowa zajela sie planowaniem. Jej glownym celem byl Amar. Musiala z nim skonczyc zanim on dobierze sie do Celryna i Kaldora. Nie watpila, ze chlopcy dadza sobie z nim rade, jednak to byl jej problem, nie ich. Poza tym Amar mial dojscia, byl bogaty. Bez problemu mogl najac zabojce. Nie mila ochoty na blizsze spotknaie z Cykada, lub innym jego kolega po fachu. Nie, musiala sama zalatwic ta sprawe. Poczeka, az bracia zasna i wymknie sie do mieszkania kochanka. Wpusci ja. Nie ma takiej opcji by tego nie zrobil. Byc moze bedzie musiala troche poplakac, ale takie sztuczki nigdy nie sprawialy jej wiekszego klopotu. Zaciagniecie mezczyzny do lozka rowniez nie. Reszta... Na jej ustach zagoscil usmiech, ktory zdecydowanie nie mozna bylo okreslic mianem przyjaznego. Najpierw jednak nalezalo unieszkodliwic braciszkow, a nic nie dzialalo lepiej na zmniejszenie czujnosci jak dobre wino i gorace jadlo.

- Moze zanim odwiedzimy twoje mieszkanie, Kaldorze, zjemy cos w "Zaglach?" Celryn bedzie mial okazje zabrac swoje rzeczy, a mi przyda sie kubek czegos mocniejszego.

Nie czekajac na ich zdanie ruszyla w kierunku wejscia do tawerny. Zaraz po przekroczeniu progu uderzyl w nia dym, odor i gwar wielu klientow przybytku. Przeslizgujac sie miedzy rozgrzanymi i spoconymi cialami uparcie parla w strone szynku. Byla mniej wiecej w polowie drogi gdy niespodziewanie od strony wejscia dalo sie slyszec glosne przeklenstwa po czym donosny glos wzbil sie ponad halas.

- Amar, syn hrabiego Resoly, nie zyje! Hrabia wyznaczyl nagrode za dostarczenie mu Aurai Andulvar oraz dwojki mezczyzn, ktorzy jej towarzysza! Wysoka nagrode!


Szmer przeszedl przez sale. Powoli, jedna po drugiej, twarze zebranych w niej osob odwracaly sie w strone elfki.

- Cholerna bardzia slawa...

Mruknela rozgladajac sie w poszukiwaniu drogi ucieczki.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 03-10-2009, 10:05   #13
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Celryn stał wpatrując się w rozjaśnione nielicznymi światełkami ulice miasta.

Mieszkanie Kaldora okazało się całkiem przestronnym apartamentem, w którym - mimo pospiesznych starań właściciela - widać było typowo kawalerska gospodarkę.
Tu stał nie do końca opróżniony szklany pucharek, tam walał się stosik ubrań, niedbale rzuconych na podłogę, na oknie, miast kwiatów, królowała pusta butelka.
Bystremu oku ujść nie mógł, szybko wkopany przez gospodarza pod szafę, element damskiej bielizny.
Podłogi nie zamiatano od paru dobrych dni, a wcześniej wspomniane okno prosiło się o jak najszybsze umycie.
Były to jednak 'własne' cztery ściany, w których można było swobodniej porozmawiać, niż przy stoliku, przy którym usadowił ich właściciel "Siedmiu Żagli".
Mimo tego wymiana poglądów jakby się nieco nie kleiła. Może powodem była późna pora, może - mimo radości ze spotkania - nie byli jeszcze gotowi podzielić się z nowo odnalezionym rodzeństwem kawałkami swego życia.

Choć gospodarstwo było kawalerskie, to łoże całkiem wygodne.
Mimo tego Celryn nie potrafił zasnąć. I nie miało to nic wspólnego z elfią naturą, która w zasadzie nie wymagała snu.
Wstał, co Tree skomentował nico niezadowolonym, acz cichym ćwierknięciem.
Tressym kochał się wylegiwać i, chociaż w zasadzie nie był leniem i umiał wraz z Celrynem bez narzekania przemierzać dalekie szlaki i znosić wszelkie niewygody, potrafiłby na miękkiej poduszce spędzić pół dnia.

- Nikt ci nie każe wstawać - szepnął cicho Celryn.

Tree spojrzał na niego, nastroszył nieco sierść, a potem obrócił się do Celryna plecami na znak, że nie chce, by ktokolwiek mu przeszkadzał.
Celryn uśmiechnął się.


Pod oknem, na ulicy, przemknął niewyraźny cień.
Spóźniony przechodzień? Niewierny małżonek? Złodziejaszek?
Trudno było z tej odległości ocenić. W nocy wszyscy wyglądali tak samo, a Celryn nie miał zamiaru schodzić na dół i sprawdzać.

Nagle w sąsiednim pokoju skrzypnęło łóżko i do uszu Celryna dobiegł jakiś szept.
Auraya?

Dziewczyna siedziała na łóżku i wzrokiem pełnym niepokoju rozglądała się dokoła.

- Co się stało? - spytał szeptem, nie chcąc budzić Kaldora.

Auraya nie odpowiedziała.
Celryn schwycił ją za ramiona i potrząsnął. Auraya szarpnęła się gwałtownie, jakby chcąc się wyrwać i chociaż Celryn mógłby się założyć, że Auraya go nie widzi, to z trudem uchylił się przed nad wyraz celnie wymierzonym ciosem w zęby.

- Obudź się! Auraya!
 
Kerm jest offline  
Stary 03-10-2009, 12:28   #14
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Drogi ucieczki nie bylo. Marynarze otaczali ja, tlamsili. Czula ich brudne lapy na swoich ramionach. Celryn i Kaldor byli daleko i oddalalali sie z kazda chwila dalej. Zostala sama, oni znikneli. Byli przeciez tylko snem, mara, zjawami. Ich nie bylo, ich nie ma. Nie zyja.
Ktos chwycil ja mocniej. Ciagle slyszala wokol wiebie powtarzane slowa..

- Amar nie zyje! Amar nie zyje! Amar nie zyje! Pojmac ja! Nagroda! Amar nie zyje! Amar...


Coraz wiecej dloni. Trzask rozrywanego materialu. Jej sliczna tunika, ktora dostala od Celryna. Nie, nie od niego, on nie zyje. Wszyscy sa martwi. Otaczali ja martwi marynarze o twarzach Amara i braci. Zamachnela sie piescia. Oni sa martwi, ona zyje i musi zyc.

- Obudź się! Auraya!

Ktos krzyczal. Glos byl dziwnie znajomy.

- Celryn..?

Zapytala niepewnie. Na wszelki wypadek spiela sie gotowa do kolejnego ciosu. Otworzyla oczy. Dlaczego w ogole miala je zamkniete? Przerazonym wzrokiem przebiegla po wnetrzu. Szafa, lozko, komoda, okno, drzwi... To nie tawerna, to pokoj... Kaldora. Jest w mieszkaniu Kaldora, a to jeden z jego pokoi. Ona zas tylko snila. To byl tylko sen. Tylko sen...
Wybuchnela placzem rzucajac sie na Celryna.

- Byliscie martwi... Amar byl martwy... Cykada.. Cykada ... Musimy uciekac! On najmie tego zabojce.. Musimy uciekac...


Szeptala goraczkowo lykajac lzy wyplywajace strumykami z oczu, ktore lsnily teraz najczystrzym zlotem.

- Celrynie, musimy uciekac zanim znajdzie nas Cykada. On nie odpusci, a Amar ma z nim jakies uklady. Nie chce.. Nie chce zebyscie zgineli z reki tego opryszka. Prosze.. Uciekajmy...


- Nie bój się - powiedział. Kolejna koszula powoli stawała się coraz bardziej mokra. Nie zwracając na to uwagi przytulił do siebie siostrę i głaskał ją po włosach niczym małą dziewczynkę. - To tylko sen. Rano okaże się, że wszystkojest w porządku.
- Nic nam nie zrobi, ani ten chłopaczek, ani ten cały Cykada - zapewniał ją.

Szarpnela sie wyswobadzajac z ramion brata.

- Nie, nie bedzie w porzadku! Jezeli Amar nie zyje to hrabia.. Juz jestesmy martwi. Zas Cykada... Celrynie ty go nie znasz... Ten zabojca.. On podejmie sie kazdego zadania byle cena byla odpowiednia, a hrabia jest bogaty.. Naprawde bogaty. Znajdzie nas i zabije zanim zauwazymy, ze cos jest nie tak. Nie wierzysz mi? Idz po Kaldora...


Odepchnela brata od siebie gniewnie. Nie mogla uwierzyc, ze... Tak lekko traktuje to co mowi i ja sama. Jej sen.. To nie on musial na to wszystko patrzec, byc tam. Nie on... Te twarze... W jednej chwili mlode i nawet urodziwe, a w nastepnej... Musieli uciekac. Jezeli Celryn jej nie wierzy pozostaje Kaldor. On wydaje sie mieszkac tu dluzej.. Musial slyszec o hrabim i o Cykadzie... On jej uwierzy...

Przekonanie Aurayi o śmierci Amara przekraczało nieco zwykły wpływ snu na myśli i odczucia. I czemu wierzyła w nieuchronną śmierć z ręki jakiegoś Cykady...

- Dlaczego sądzisz, że Amar nie żyje? Kto niby miały go zabić? Ty? Ja? Jak, kiedy i dlaczego? Po co zabijać takiego durnia?
- A o hrabim słyszałem. Bogaty głupek, który narobił sobie wielu wrogów. I niewielu przyjaciół, mimo pełnej sakiewki.
- Ale jeśli chcesz... możemy wyjechać choćby zaraz. Wiem nawet dokąd. Złożono mi pewną ofertę, ale ze względu na nasze spotkanie się wahałem...


Obrzucila go gniewnym spojrzeniem. Jednak... Wlasciwie dlaczego tak sie przy tym wszystkim upierala? Przeciez nie miala podstaw sadzic, ze Amar nie zyje.. Wlasciwie miala tylko swoj sen. Opuscila glowe skupiajac sie na wzorze jaki ksiezyc malowal na poscieli.

- Mysle ze powinienes ja przyjac. W koncu.. Szkoda by bylo ...


Wzruszyla ramionami w gescie dajacym jasno do zrozumienia, ze nie obchodzi ja decyzja brata.

- Ja tu jeszcze troche pobede. Mam kilka spraw do zalatwienia z Amarem.. i ogolnie... Pozniej moze rusze do ...

Nie wiedziala gdzie. Wlasciwie miala nadzieje, ze skoro sie odnalezli to.. Wlasciwie co? Byli dorosli, mieli wlasne zycie i obowiazki. Czasy gdy byli nierozlaczni skonczyly sie podczas sztormu. Glupota bylo sadzic, ze kiedykolwiek powroca.

- Obudź się wreszcie i słuchaj, co się do ciebie mówi... - Celryn mówił w miarę spokojnie, ale z trudem się powstrzymywał od tego, by potrząsnąć siostrą. - Mówiłem o wspónym wyjeździe, a nie o tym, że chcę was tu zostawić ledwo się spotkaliśmy. Albo jedziemy wszyscy, albo nikt. Jeśli chcesz tu zostać, to nie jedziemy nigdzie do chwili, aż załatwisz wszystko.
- A to zlecenie... Nie będzie to, to będzie inne. Ważniejsze jest to, że w końcu się odnaleźliśmy i nie zamierzam was zostawiać.


- Razem?

Nie byla pewna czy przypadkiem sie nie przeslyszala.

- Chcesz zebysmy razem z toba ..? Celryn!

Pisk radosci towarzyszacy imieniu brata byl na tyle glosny by zbudzic umarlaka dwie dzielnice dalej. Po czym nie zawracajac sobie glowy skapym strojem, w ktorym spala, rzucila sie ponownie w ramiona brata. Tym jednak razem zamiast moczyc mu koszule objela go ramionami i pocalowala bynajmniej nie po bratersku. Na dzwiek krokow oderwala sie od niego na chwilke zwracajac twarz w strone podejzliwie spogladajacego Kaldora.

- Jedziemy z Celrynem!

Po szybkim namysle dodala.

- Jak tylko zalatwie sprawe z Amarem.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 03-10-2009, 18:49   #15
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Zaprosił ich do swojego mieszkania, zaraz po tym jak Cerlyn zebrał swoje rzeczy z pokoju w „Żaglach”.

Miał akurat trzy pokoje i łaźnię, idealnie dla ich trójki. Co prawda nie było idealnie posprzątane – tam leżały ubrania, tu ręcznik… damska bielizna i… o kurwa…

Na łóżku w pokoju przeznaczonym dla Aurayi leżała garota. Kaldor szybko schował ją do kieszeni, tak żeby siostra tego nie zauważyła.
Potem było już łatwiej – Cerlyn i Auraya się rozgościli i wkrótce wszyscy się położyli do łóżek. Jednak Kaldor, zamiast spać, rozmyślał.

Czemu właściwie zabił tamtego… jak mu było… Amara? Był idiotą, dupkiem i dobierał się do jego siostry, to jasne. Ale aż zabić? Kaldor… Cykada nigdy tak nie robił. Nie zabijał ludzi tylko dlatego, że mu przeszkadzali.
Zadziałał impulsywnie i być może przyjdzie mu za to zapłacić.
To był zdecydowanie ciekawy dzień, jednak teraz elf był zmęczony. Musiał zasnąć…
Nie mógł, uniemożliwił mu to pisk dochodzący z sąsiedniego pokoju.

Kaldor zerwał się z łóżka i chwycił miecz, który leżał obok. Wpadł do drugiego pokoju z nader imponującą siłą otwierając drzwi, tylko po to, by zobaczyć tam Aurayę i Cerlyna.
- Ja… - powiedział widząc wymowne pytania na ich twarzach. – Nieważne. Co się dzieje? Jaki wyjazd?
- Właściwie to nie wiem. – odpowiedziała niewinnie siostra. – Cerlynie?
Elf skinął głową.
- Co być powiedział na wspólny wyjazd? – zapytał. - Całą trójką? Czy może trzymają cię tu jakieś interesy?
Zabójca nie od razu zrozumiał o co chodziło. Wszak wyjazd… to było coś. Trzeba było wszystko zaplanować… zatroszczyć się o to co tu zostawi…

- Wspólny wyjazd? Ale… dokąd? – zdziwił się Kaldor. – I… na jak długo?
I przede wszystkim praca… nie chciał stracić tej reputacji na którą pracował tyle lat. Gdyby ot tak sobie wyjechał, co by sobie ludzie pomyśleli? Tchórz… co najmniej.

- Miesiąc, góra dwa... - odpowiedział Celryn. - Mam propozycję od lorda Freemantle'a. Co byście powiedzieli na mały wypad na południe? Dużo słońca, palmy...
Ale w sumie czemu nie? Takie… wakacje. Kaldorowi przydałoby się coś takiego. Takie dwa miesiące nie martwienia się o własne życie… na każdym kroku…

- Myślę, że... - Kaldor zawahał się jeszcze. Zdjął z nadgarstka całkiem ładną, srebrną bransoletę i położył ją na szafce obok łóżka. Miała niebieski, pulsująco świecący klejnot. - Ale dopiero po załatwieniu kilku spraw. Wiecie, mieszkanie i... tym podobne sprawy.

Tak, to by był dobry pomysł. Jednak czuł, że musi być szczery z rodzeństwem… ale nie może tego powiedzieć siostrze. Jakiś wewnętrzny głos mu mówił, że to by był dla niej zbyt duży szok.
- Aurayo, czy mogłabyś nas zostawić na chwilę samych? Tam jest łaźnia... gdybyś mogła... - Kaldor wskazał siostrze trzecie drzwi w pokoju. I chwilę później pożałował tych słów. Nie było to miłe zagranie, zaś wzrok jakim obdarzyła go siostra stanowił, że poczuła się urażona.

- Nie, nie mogę! - Dla podkreślenia swoich slow tupnęła wściekle noga. - Nie mam zamiaru grzecznie zmykać do łaźni gdy ty będziesz sobie uzgadniał swoje tajne plany. Poza tym Celryn i tak mi o wszystkim opowie...

Mina Celryna nie bardzo potwierdzała opinię Aurayi, ale słowa zdecydowanie to robiły.
- Jasne, siostrzyczko - powiedział.

Świetnie… teraz wychodzę na idiotę. Nie mogę jej przecież powiedzieć… Cerlyn by zrozumiał, tak sądzę. I oboje znaleźlibyśmy najlepszy moment by jej powiedzieć. Bo nie chcę mieć tajemnic przed rodziną…

Kaldor westchnął ciężko, bezcelowo szukając wsparcia u Cerlyna.
- Niech to... ale ja chciałem tylko powiedzieć, że załatwienie moich spraw może zająć kilka dni... może nawet tydzień... to tyle... - Niestety Kaldor wiedział, że brzmiał tak iż nawet dziecko by się domyśliło, że coś ukrywa.
- Aż tyle czasu to nie mamy - powiedział Celryn, udając, że się nie połapał w mijaniu się z prawdą w wykonaniu brata. - Może ci pomożemy?

Auraya natomiast spoglądała to na jednego, to na drugiego z braci, zaś jej mina nie wróżyła dobrze.
- Pewnie, czemu nie. To ja ten czas spędzę może na łagodzeniu stosunków z Amarem... Co jak co ale poza pięścią może się pochwalić i innymi częściami ciała. Skoro twoje załatwianie spraw ma potrwać aż tydzień myślę ze nic nie stoi na przeszkodzie abym jeszcze przez te kilka dni się nimi nacieszyła...

Amar… zabił go, no tak. Jeśli ona teraz spróbuje do niego iść… na pewno się domyśli co zrobił… znienawidzi go… Czemu musiał go zabijać?

Patrząc się tępo na Aurayę, nagle się ocknął i spojrzał na brata.
- Spróbuję się zatem sprężyć Cerlynie. - powiedział, po czym spojrzał na siostrę. - Ale... przecież on cię uderzył! Jak możesz chcieć do niego wrócić?!
- Nie mówię, że chcę.. Mówię, że może to być przyjemny sposób na spędzenie tych kilku dni kiedy to będziesz załatwiał swoje sprawy.. Jeżeli ci to przeszkadza, mogę sobie poszukać innego... Braciszku..
- Jeśli masz wybór - powiedział Celryn - to wolałbym, żebyś wybrała kogoś innego. - To zwykły dupek, choć może ma jakieś zalety... Nie rzucające się od razu w oczy.

- Po prostu się o ciebie martwimy Aurayo. – stwierdził Kaldor starając się potwierdzić słowa Cerlyna. - To jest Luskan, tutaj nic nie jest bezpieczne i nie wiesz kiedy i z której strony ktoś cię zaatakuje. Kto wie co on by ci zrobił, gdyby nie było nas w pobliżu?
Celryn pokręcił głową.
- Nie sądzę, by zrobił coś więcej. Jego męskie ego zostało urażone, więc zrewanżował się tak, jak umiał. Co jeszcze mógł zrobić...
- Przeprosił...? Zresztą nieważne. Skoro tak stawiacie sprawę to będę grzeczniutka. Teraz zaś może byście wyszli? Chyba, że macie ochotę na resztę nocy we troje w jednym łożu...

To jest Luskan, powiedziałem przecież. Może gdzie indziej by przeprosił, albo nie zrobił nic więcej, lecz tutaj… W dodatku w „Pijanym Kapitanie”. Nie, z pewnością by jej nie przeprosił. Zgwałciłby, zostawił i nagadał wszystkim jaką to jest dziwką. Albo by po prostu zabił.

- Dziękuję bardzo – odparł Cerlyn. – Nie mam zaufania do trójkącików w żadnej kombinacji.
- Ja też. – Kaldor ziewnął. – Poza tym jestem zmęczony… to był całkiem ciekawy i wyczerpujący dzień.

Nagle powieki zaczęły mu niesamowicie ciążyć. Oczy same się zamykały, kiedy odwracał się i wracał do swojego pokoju.
Już z oddali jakby słyszał, jak Cerlyn przepędza swojego zwierzaka z poduszki i kładzie się spać.

Fajna sprawa… taki zwierzak… muszę kiedyś sobie coś takiego sprawić…

Czuł jak mięśnie mu się już rozluźniają na myśl o ciepłym łóżku. Istotnie, był niesamowicie zmęczony…

- Hej, Kaldor. – powiedziała jeszcze Auraya, lecz ledwie ją słyszał. – Zostawiłeś swoją bransoletę.

Natychmiast się obudził. Zastrzyk adrenaliny, jakiego doznał, pozwolił mu się natychmiast odwrócić. Wróciła pełna ostrość zmysłów, aż mu przez krótką chwilę w głowie zahuczało.
Bransoleta!
Nie dotykaj…
Dotknęła.

Kiedy palec Aurayi zetknął się z niebieskim, pulsującym klejnotem w biżuterii, ten się cofnął zupełnie jak naciśnięty przycisk. Dobył się z niego głos zimny, beznamiętny i metaliczny.
- Wiadomość do Cykady. – mówiła bransoleta, po czym głos zmienił się na niski i męski. – Mam dla ciebie kolejne zlecenie. Spotkajmy się tam gdzie zwykle o zachodzie słońca. Baron Artegir.

I wszystko się nagle zniszczyło. Cały jego cholerny plan wziął w łeb.
Chciał pierw powiedzieć Cerlynowi. On by zrozumiał. Kaldor miał spojrzeć w jego oczy i znaleźć w nich może nie akceptację, ale chociaż zrozumienie.
A później mieli znaleźć sposób, żeby powiedzieć o tym Aurayi, tak żeby nie patrzyła się na niego z otwartymi ustami i oczami pełnymi przerażenia.

Nie tak to miało wyglądać.
- Ja… mogę wyjaśnić… ja… to nie tak… - słowa mu się plątały, tak że nie mógł skleić jednego sensownego zdania. Spuścił głowę.
Na dodatek miał miecz w ręce, cudownie. Rzucił go na ziemię natychmiast.

Podniósł powoli głowę, by zmierzyć się z trudem wyjaśniania im wszystkiego po fakcie. Nie tak to miało wyglądać.
 
Gettor jest offline  
Stary 04-10-2009, 00:04   #16
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Posiadanie braci potrafi irytowac. Auraya miala ochote potrzasnac jednym albo drugim, a najchetniej oboma. Zupelnie nie docieralo do ich malych mozgow, ze przeciez nie moze zostawic sprawy z Amarem ot tak... Jakby to wygladalo. Mezczyzna ten mial dosc wplywowego, chociaz nielubianego ojca. Gdyby sie uparl.. Jej kariera w tym miescie dobiegla by konca, a ona nie przepadala za takimi koncami.
Wreszcie jednak ich "narada" dobiegla konca. Jako, ze zaden z braciszkow nie mial ochoty spedzic nocy w lozu swojej siostry, Auraya miala zamiar rozlozyc sie wygodnie i pomyslec. Juz, juz miala sie polozyc gdy zobaczyla blysk czegos niebieskiego.
Nie byla to jej ozdobka, a zatem musiala nalezec do wlasciciela tego przybytku. Chwycila wiec branzolete w dlon i pomaszerowala do pokoju braciszka. Jego reakcja troche ja zdziwila. Wydawal sie bowiem przerazony. Nim zdazyl odpowiedzic poczula jak branzoletka wyslizguje sie jej z rak. Zlapala mocniej i traf chcial, ze na drodze jej placow stanal blekitny kamien.
Glos. Slowa. Ich znaczenie. Nie... Nie mogla.. Nie chciala... Cykada i Kaldor? Kaldor i Cykada? Ten Cykada? Zabojca na zlecienie? Nie, to nie bylo mozliwe.. Nie Kaldor. Jednak slowa brata niejako potwierdzaly wszystko. Byl Cydada. Mordowal za pieniadze. Nie wiedziala co czuje, co powinna czuc.

- Kaldorze?...


Zapytala... Chciala by mimo wszystko zaprzeczyl. Chciala by powiedzial, ze to nie jego branzoleta. Chciala uslyszec ze Cykada ja tu jedynie zostawil.. Jakiekolwiek klamstwo.. Cokolwiek...

- Aurayo... musisz się uspokoić... pamiętaj, że jesteśmy rodziną i w życiu bym cię nie skrzywdził.


Cały czas próbował gestykulować rękami w płonnej nadziei, że to w czymś pomoże. Jednak teraz po prostu westchnął ciężko.

- Owszem, jestem tak zwanym Cykadą. Ale to przecież niczego nie zmienia...

Nie spuszczala z niego wzroku przez cala mowe obronna. Sledzila kazdy gest, kazda zmiane... Byl jej bratem.. Byl Cykada.. Cofnela sie o krok wypuszczajac jednoczesnie ozdobe z dloni. Cofala sie dalej...

- Mowia... Mowia, ze za zloto jestes gotow zabic kazdego.. Matke.. Siostre.. Brata... Kazdego. Gdy przyjmiesz zadanie zawsze je wypelniasz.. Zawsze...

- Ja nie... to znaczy... - potrząsnął głową. - Daj spokój. Matkę? Siostrę? Brata? Przecież jeszcze wczoraj nie miałem żadnej rodziny. Prędzej sam siebie bym zabił, niż choć pomyślał o skrzywdzeniu ciebie lub Cerlyna.

- Jak mam ci zaufac Cykado?

Zapytala z bolem w glosie.

- Kim jestes? Moim ukochanym bratem czy zabojca? Moge spac spokojnie czy raczej powinnam ukryc sztylet pod poduszka? Nie wiem.. Cykado.. Kaldorze..

Nagle przerazenie omal nie podcielo jej nog. Omal, bowiem od upadku ochronila ja jedynie sciana za plecami.

- Gdzie byles.. Co robiles gdy znikles zaraz po naszym spotkaniu?

- Gdzie byłem? Pokażę ci. - Kaldor powoli cofnął się, z rękami w górze, by nie wzbudzać podejrzeń. Wrócił do swojego pokoju i sięgnął po swój płaszcz, a następnie z jego kieszeni wyjął... naszyjnik z białego złota z ładnym, szafirowym wisiorkiem.
- Kupiłem go dla ciebie... ale chciałem dać ci go w lepszych okolicznościach.

Auraya wygladala na.. zaskoczona.

- Dla mnie... ?

Zapytala z niedowierzaniem spogladajac na naszyjnik.

- Odszedles by kupic go dla mnie? Och Kaldor!


Westchnela z radoscia odrywajac plecy do swojej podpory. Gdy ruszala w jego kierunku nie bylo w niej niepewnosci ani wczensiejszego strachu.

- Sliczny... Tak sie ciesze. Tak sie balam.. Myslalam, ze mzoe ruszyles za Amarem i... Kocham cie braciszku.


Co mowiac wtulila sie w opiekuncze ramiona brata.

- Jestem glupia. Powinnam byla wiedziec, ze tego nie zrobisz. Wybaczysz mi?

- Oczywiście. Daj, założę ci ten naszyjnik. O proszę, pasuje jak ulał.

Delikatnie musnela opuszkami palcow misterne sploty.

- Jest naprawde piekny. Dziekuje.

Spojrzala mu w twarz dostrzegajac slady zmeczenia.

- Moj maly braciszek.

Wyszeptala, czule glaszczac go po twarzy.

- Powinienes odpoczac.

- Ty też powinnaś odpocząć. Jutro mam kilka rzeczy do załatwienia... jak już moja bransoletka nas poinformowała... - ziewnął przeciągle. - Za kilka dni wyjeżdżamy... będzie ciekawie.

- Tak... Slodkich snow Kaldorze.

Poczekala, az wyjdzie po czym rzucila sie na lozko. Byla zmeczona, to fakt, ale i podekscytowana. Kaldor okazal sie Cykada. Celryn .. Celryn wciaz pozostawal zagadka. Jutro bedzie musiala wrocic do "Kapitana" po swoje rzeczy. Zaczela tesnic za chlodnym dotykiem sztyleru na udzie i ciezarem miecza przy pasie. Tesknila rowniez do swojej lutni. Jednak poki co... Zasnela.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 04-10-2009, 03:37   #17
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Nie wierzył. Poszło lepiej, niż mógł zakładać… dzięki błyskotce.
Dowód zaufania… zyskał go, lecz jest ono oparte na kłamstwie.
„Myślałam, że może ruszyłeś za Amarem…” tak mówiła. I nie myliła się, lecz jak mógł jej o tym powiedzieć?

Kiedy Auraya się do niego mocno przytuliła, rozważał przez chwilę możliwość by jej o tym powiedzieć.
„Jak być szczerym, to na całego” mówił jego wewnętrzny głos.
„Szczerość jest przereklamowana” odpowiedział mu on sam. Ta iluzja jego osoby, którą teraz widziała Auraya była dobra. I taką chciał pozostać tak długo jak się da.

- Powinienes odpoczac. – powiedziała po chwili.
- Ty też powinnaś odpocząć. Jutro mam kilka rzeczy do załatwienia... jak już moja bransoletka nas poinformowała... - ziewnął przeciągle. - Za kilka dni wyjeżdżamy... będzie ciekawie.

- Tak... Slodkich snow Kaldorze. – powiedziała za nim, kiedy już wychodził z pokoju. Natychmiast rzucił się na ciepłe i miękkie łóżko.

Amar? Auraya pewnie do niego pójdzie… to znaczy będzie chciała… ale tak właściwie to nie do końca groziło jego „iluzji”.
Bo nikt w mieście Luskan nie widział jeszcze, żeby Cykada zabijał wbijając sztylet w głowę.
Ot taki podpis, zawsze wbijał ostrze w pierś lub w plecy.
Teraz każdy zapytany powie, że to ktoś inny. Że to nie mógł być Cykada. Bo przecież Amar miał głęboką ranę w głowie, nie w piersi ani w plecach.

Z tą pocieszającą myślą… zasnął.

I obudził się. O świcie, jak zwykle. Miał sen… taki, który się zapomina zaraz po obudzeniu, a który wraca momentami, kiedy się coś robi… na coś patrzy… o czymś myśli…

To, że jedyną rzeczą jaką z niego pamiętał była krew wcale nie pomagało. Odtrącił tą myśl od siebie. Chciał w tym dniu zrobić jak najwięcej, by mogli z Cerlynem i Aurayą wyjechać na południe, takie bezcelowe zastanawianie się nie miało sensu.

Wstał i ubrał się szybko. Podszedł do szafki pod ścianą i sprawdził zawartość trzech kolejnych butelek – dwie pierwsze okazały się puste, trzecia zaś miała jeszcze trochę wina.

Było ohydne, ale wilżyło gardło. I lekko poprawiło mu nastrój.
Wyszedł z mieszkania. Musiał, choć nie chciał. Jak co dnia.

O świcie w mieście nie było jeszcze zbyt wiele ludzi. Ci normalni spali w łóżkach, zaś ci drudzy leżeli pod stołami z odwieczną niemożnością robienia czegokolwiek, lub – jak kto wolał – z kacem.

Szedł do „Pijanego Kapitana” oczywiście. Tam zawsze słuchał plotek i nowinek, jakie znali ludzie. Potem szedł do swojej… pracy.
Siłą rzeczy przechodził obok uliczki w której zeszłej nocy dokonał egzekucji na Amarze. Spojrzał w bok… ciała już nie było, lecz krwi też nie. Zmartwiło to lekko Kaldora… nie było szans, by tak szybko wsiąkła, ktoś ją wyczyścił? Tak szybko?

Odgonił jednak te myśli. Były nieistotne. Założył na głowę swój magiczny kaptur.
Wszedł do „Kapitana”. Pejzaż wewnątrz speluny był niezwykle malowniczy.

Co najmniej pół tuzina ludzi leżało na podłodze, przy suficie brakowało jednego z tak zwanych żyrandoli, zaś stoły i krzesła stały lub leżały zupełnie niezależnie od siebie.

Ale on tam był, jak zawsze.
Człowiek w starym, skórzanym, pirackim stroju z czerwoną chustą na głowie i przepaską przez jedno oko. I straszliwie śmierdzącym oddechu.
- Prat – powiedział Kaldor na powitanie, najwyraźniej zaskakując człowieka który się wzdrygnął.
- Cykada, witaj. – odpowiedział Prat.
Po chwili nieco niezręcznej ciszy, Kaldor uświadomił sobie czemu jego informator milczy.

Na stoliku, przy którym siedzieli, wylądował mieszek z pieniędzmi.
- Tak więc… - zaczął Prat chowając sakiewkę. – Podobno zabito Amara, syna hrabiego Resoły… ale nikt nie wie czemu, ani kto. Znaleziono go niedaleko stąd z paskudną raną w głowie… Słyszałem, że hrabia był wściekły i pierwsze co powiedział to „przyprowadźcie mi tu Cykadę”. Brawo, jesteś coraz bardziej sławny.

Kaldor siedział pozornie niewzruszony, lecz w duchu cieszył się z takiego rozwoju wypadków.

- Taak… prócz tego słyszałem, że niedaleko portu otworzono po dwóch stronach ulicy takie same sklepy. Możesz chcieć się tam przejść, zdaje się że to garbarze… A i najważniejsze – Prat nachylił się. – Dziś w nocy wrócił lord kapitan Array.

Tutaj Kaldor już się lekko poruszył. I uśmiechnął, czego jego informator nie miał szans zobaczyć z powodu kaptura.
Znał Array’a… prywatnie. Został kiedyś przez niego wynajęty… i pochwalony za wykonane zadanie.
- Dziękuję za informacje, teraz odejdź. – powiedział do Prata. – Muszę przemyśleć kilka spraw.

Człowiek posłusznie wstał i wyszedł z karczmy. Zaś Kaldor siedział opierając łokcie o stół.
I układał plan.
 
Gettor jest offline  
Stary 04-10-2009, 16:20   #18
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dźwięk był cichy i gdyby Celryn był już pogrążony we śnie, to nigdy by go nie usłyszał.
A tak...
Spojrzenie Tree poinformowało Celryna, że nie tylko on coś słyszał. I nic dziwnego. Tressym miał o wiele czulszy słuch, niż jakikolwiek elf.

Mieszkanie nie było tak wielkie, żeby dźwięki rozlegające się w pokoju Kaldora nie mogły do niego dotrzeć. Nieco niewyraźnie, bo żadne z tamtej dwójki nie miało zamiaru krzyczeć. Niewyraźne i pewnie nie wszystkie słowa były wystarczająco jednoznaczne.
I w całkiem ciekawy sposób komponowały się z tym, co Kaldor opowiadał gdy się spotkali.

"Świat beze mnie byłby lepszy..." - słowa Kaldora jak żywe stanęły mu przed oczami.

Do tak dalekich jednak zwierzeń wówczas nie doszło.
Czy to właśnie chciał chciał mu parę chwil temu powiedzieć Kaldor? Co skutecznie uniemożliwiła mu Auraya? Widocznie teraz braciszkowi znów się zebrało na zwierzenia, chociaż w chwili obecnej wybrał sobie innego powiernika. Powierniczkę...

Czy rano zdecyduje się na podzielenie się sekretem z nim, Celrynem?
A może dojdzie do wniosku, że nie trzeba?
I jak zachowa się Auraya?



Od chwili, gdy świt zabarwił niebo minęło już trochę czasu.
Kaldor, ranny ptaszek, zniknął z mieszkania dawno temu. Za to Auraya...

- Wstawaj, śpioszku! - powiedział Celryn, spoglądając z góry na zawiniętą w kołdrę siostrę. Najwyraźniej ta nie słyszała o czymś takim, jak wstawanie skoro świt. Prawdziwa artystka... Z tych, co wstają w południe, narzekając przy okazji na to, że zdołali się wyspać.

Auraya zamruczała, po czym nasunęła kołdrę mocniej na głowę.

- Jeszcze chwilkę...

- Siostrzyczko kochana... Otwórz oczęta... Świt już dawno temu minął, a my mamy parę spraw do załatwienia.

Zdecydowanym ruchem pociągnął bliższy mu koniec kołdry.

Dziewczyna zdecydowanie nie wyglądała na zadowolona ze zniknięcia ciepłego okrycia. Uniosła gniewne spojrzenie na brata.

- Chwila nas nie zbawi - warknęła odgarniając włosy opadające jej na oczy. - Może za to zbawić istoty, z którymi będę dziś miała do czynienia...

Celryn uśmiechnął się kącikiem ust.

- W tym i mnie, prawda? Ale mimo tego bardzo cię proszę, byś łaskawie zwlokła swoje cztery literki z łoża i zaczęła się szykować. Mam nadzieję, że wybierzesz się ze mną do lorda Freementle'a. Poznałabyś szczegóły naszej wycieczki.

Wzrok siostry jasno mówił, gdzie ma teraz lorda włącznie ze swoim bratem. Jednak po kilku kolejnych prychnięciach wstała i mierząc Celryna wrogim spojrzeniem zapytała:

- Będziesz tak stał i poganiał mnie przy ubieraniu, czy też mogę liczyć na trochę spokoju?

- Też cię kocham, siostrzyczko... - odpowiedział z uśmiechem. - Zjesz coś przed wyjściem, czy w ramach dbałości o dietę rezygnujesz ze śniadań?

- Jeżeli to będzie oznaczało, że znikniesz na trochę, to poproszę największe śniadanie, jakie uda ci się kupić w "Żaglach"...

- Już znikam, jak sen jakiś... Tylko ty mi nie zniknij przez te parę minut.

- Po prostu zniknij...

Entuzjazm, jaki dźwięczał w głosie Aurayi wprost zwalał z nóg.
Chęć pozbycia się go przez Aurayę wydała mu się co najmniej ciekawa. I to śniadanie pochodzące aż z "Żagli."
Dowcipna siostrzyczka. I nader naiwna.

- Tree - powiedział. - Chodź, idziemy stąd. Pani chce być sama i sama załatwiać swoje ciemne sprawy.
- Pa, siostrzyczko - cmoknął Aurayę w policzek. - Powiedz tylko, gdzie i kiedy się spotkamy.

- W "Kapitanie"... Za jakiś czas braciszku.. - odpowiedziała ziewając i spoglądając tęsknie na rozgrzebaną pościel. - Musze zabrać swoje rzeczy..

- Ale nie masz nic przeciwko wyjazdowi? I palmom?

- Celrynie... - jęknęła przeciągle. - Czy nie możemy odłożyć rozmów o planach do czasu, aż się obudzę?

- Przydałby ci się kubełek wody... Zimnej... Ale mam zbyt miękkie serce - powiedział. - Już ci nie przeszkadzam. Tylko uważaj na siebie.

- Zawsze na siebie uważam.. - warknęła wściekle kierując swoje kroki w stronę łaźni.

"Ale nie zawsze skutecznie..."
Celryn nie skomentował na głos ostatniej wypowiedzi. Przywołał Tree i wyszedł.
Nie miał zamiaru iść do "Kapitana". Ani do "Żagli"
Miejska siedziba lorda Freemantle'a zdała mu się bardziej interesująca. Z pewnością nie ominie go wypytywanie, ale i on zdoła się paru rzeczy dowiedzieć. Na przykład o terminie wyjazdu.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-10-2009, 01:33   #19
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
I ona zanimi tesknila. Po raz kolejny udalo sie jej dojsc do wniosku, ze samotne zycie jest jednak znacznie bardziej dogodne dla osoby takiej jak ona. Coz jednak bylo robic. Byli i pewnie sie ich nie pozbedzie. Wlasciwie to nawet by tego nie chciala. Metlik. Na dodatek nie byla to jej pora wstawania. Przynajmniej nie w ostatnich dniach. Zdazyla sie przyzwyczaic do dlugiego leniuchowania w lozu zakonczonego kilkoma przyjemnymi chwilami z Amarem. Cos zdecydowanie przeciwnego od sciagania z niej koldry bladym switem.
Mruczac pod nosem niezbyt pochlebne slowa pod adresem Celryna wyszla z lazni po dosc szybkim obmyciu ciala. Byla rozbudzona co wcale jej nie pasowalo. Wiedziala jednak dobrze, ze jezeli maja wyruszyc, a termin jest nieznany to dobrze bedzie jak postara sie zalatwic wszystkie swoje sprawy jak najszybciej. W koncu moze sie okazac, ze beda musieli zmyc sie z miasta jeszcze dzis... Wolala nie myslec co by sie stalo gdyby nie zdazyla odebrac rozkazow i ... Lepiej wiec bedzie jak sie jednak pospieszy zamiast psioczyc na brata, ktory koncem koncow mial przeciez racje.
Ubrala sie pospiesznie acz nie bez dbalosci o szczegoly. Byla w koncu kobieta. Wlozyla spodnie, koszule i gorset kupiony przez Celryna. Wlozyla buty, zawiazala pas z pochwa, ktora juz wkrotce miala zostac wypelniona ostrzem ukochanego miecza. Po namysle siegnela rowniez po plaszcz i nim wyszla z mieszkania gleboko nasunela kaptur na glowe.

Gdy przybyla pod "Pijanego Kapitana" goscie jeszcze nie zaczeli sie zbierac. Jedynie na podlodze spali jego stali bywalcy do czego zdazyla sie juz przyzwyczaic. Przystanela w progu sprawdzajac czy nie ma tu nikogo, kto moglby lepiej zapamietac mlodzienca, ktorym obecnie byla. Nie liczac jednak wlasciciela, ktory nie stanowil dla niej zagrozenia, w tawernie byl tylko jeden zakapturzony jegomosc. Wydawal sie znajomy jednak.. Nie, raczej nie. Nie wygladal tez na zainteresowanego czyms wiecej niz kufel przed nim stojacy. Auraya usmiechnela sie lekko i starajac sie nasladowac meski krok, ruszyla w strone schodow, a nimi na gore. Drzwi do jej pokoju znajdowaly sie na samym koncu korytarza. Zanim je otworzyla sprawdzila zamek i framuge. Wydawalo sie, ze wszystko jest tak jak byc powinno. Jednak nie nalezalo rezygnowac z ostroznosci. Nie miala przy sobie broni, za co zdazyla sie juz kilkakrotnie zbesztac, jednak istnialy tez inne sposoby. Zaczela nucic. Cichutko, cichutenko. Lagodna melodia nasycona sennymi marzeniami poplynela przez szpary w strone malego pokoiku z dzwiami. Wypelnila go, otulila, uspila...

Ponownie pokonujac tawerniane schody nucila cichutko wesola melodie. Zwykla, popularna przyspiewke, ktora nie niosla ze soba niczego poza latwo wpadajacym w ucho rytmem. W dloni trzymala niewielki worek z czarnego plutna. U pasa zwisal jej miecz. Upajala sie jego ciezarem jak i dotykiem chlodnej rekojesci sztyletu ukrytego w lewej nogawce spodni. Miala jeszcze do zalatwienia kilka drobnych spraw, jednak juz teraz czula, ze to bedzie dobry dzien. Gdy pokonala ostatni stopien ruszyla w strone Frydiego, wlasciciela tej obskurnej przystani dla spragnionych tanich szczyn, ktore podawal.

- Frydi.. Masz cos dla mnie?

Mezczyzna przez chwile przygladal sie nieznanemu mu mlodziencowi, gdy jednak Auraya podsunela mu pod nos pierscien...

- To ty.. Tak, jest wiadomosc.

Przez chwile gmeral wsrod licznych kieszen brudnego fartucha by wreszcie z jednej wyciagnac cieniutki zwitek pergaminu. Nim jednak podal go postaci w plaszczu, powiedzial.

- Swiat jest okrutny..

- Dla tych, ktorzy sa przeciwko nam.


Odpowiedziala biorac jednoczesnie zwitek i chowajac go w zaglebieniu pomiedzy piersiami. Gdy znajdzie sie w bezpieczniejszym miejscu...

- Wiesz moze gdzie teraz podziewa sie Amar?

Zapytala z czystej ciekawosci. Co prawda braciszkowie wspominali cos o kiepskosci pomyslu spotkania z tym mezczyzna, to jednak.. Mina Frydiego nieco ja zaskoczyla. Wlasciciel "Kapitana" wygladal bowiem jakby wypil lyk szczyn ktore sprzedawal..

- On nie zyje... Nie slyszalas? Ktos go zabil. Znalezli go w jakis czas po tym jak zniknelas.


Auraya poczula jak nogi odmawiaja jej posluszenstwa, a bezwolne cialo opada na pobliski taboret.

- Cykada?

Zapytala po dluzszej chwili dziwnie zmienionym glosem. Frydi rozejrzal sie nerwowo po sali. Jego wzrok zatrzymal sie na dluzsza chwile przy zakapturzonej postaci, ktora wczesniej wydala sie jej znajoma. Podniosla sie. Idac nieco chwiejnym krokiem podeszla do niego i usiadla wpatrujac sie w mrok, ktory czernial w miejscu gdzie powinna znajdowac sie twarz. Jednym, szybkim ruchem zsunela kaptur ukazujac swa twarz. Odczekal chwile z reakcja. Zastanawial sie? Ukladal kolejne klamstwa? Bala sie dowiadywac. Nagle chwycil ja za dlon i pociagna w strone schodow i kryjacego sie za nimi schowka. Pozwolila mu sie tam zacignac. Nie reagowala. Nie byla pewna dlaczego... Nie wiedziala jak? Byla w szoku? Nie.. To chyba nie to.. Raczej.. No wlasnie, jak miala reagowac gdy jedyne co czula to pustka i odretwienie?

- Przepraszam za tą przebierankę i schowek, ale... nie mogę ot tak się publicznie ujawniać.


- Rozumiem.

Spojrzala w twarz brata obojetnym wzrokiem.

- Interesy?

Zapytala chlodno.

- Owszem, interesy. - odpowiedział odwzajemniając obojętność. - I reputacja na którą pracowałem przez ostatnie dziewiętnaście lat. I odpowiadając na twoje inne pytanie, tak. Zabiłem Amara. Tak, zrobiłem to wczoraj.

Poczekał chwilę, chcąc dać siostrze moment na ewentualne dojście do siebie.

- Zanim mnie znienawidzisz do reszty, powiedz mi jedno. Co wiesz o jego przeszłych kobietach? - zapytał patrząc jej w oczy.

Przyznal sie.. Ot tak. Troche ja tym zaskoczyl.

- Wiecej niz mozesz przypuszczac.

Odpowiedziala gniewnie, lecz szybko sie opanowala powracajac do chlodnej obojetnosci.

- Wykonales zadanie, ktore nalezalo do mnie. Nie moge powiedziec ze jestem wdzieczna. Wazniejszy jest jednak efekt. Mam nadzieje, ze przynajmniej byles na tyle rozsadny by nie podpisywac go znakiem firmowym.


Kaldor uśmiechnął się chytrze.

- Więc już nawet o tym wiesz? Ale nie bój się, znam się na swoim fachu. Co więcej, dostałem już zlecenie na znalezienie zabójcy mości syna hrabiego Resoły.

Zaśmiał się gorzko.

- On mi ufa na tyle, że niezależnie kogo mu dostarczę i powiem "to ten" - uwierzy.


Znów się zaśmiał. I westchnął.

- Ależ ze mnie zimny skurwysyn... Wybaczysz mi?

Auraya usmiechnela sie przewrotnie.

- O ile nie bedziesz rzadal za niego zaplaty...

Nagle jakby sobie cos przypomniala.

- Poczekaj...

Pospiesznie wyciagnela zwitek pergaminu ukryty wczesniej pomiedzy piersiami i przy watlym swietle wpadajacym przez szpary w drzwiach, przeczytala.


Lisie.

Znajac twoje zaslugi i oddanie stowarzyszeniu przekazujemy w twoje dlonie zycie Barnabiego Theroty, zamieszkalego w miescie Luskan.

Swiat jest okrutny dla tych, ktorzy sa przeciwko nam.


Zwinela list i usmiechnela sie slodko do brata.

- I o ile ten, ktorego dostarczysz bedzie sie zwal Barnabi Therota.

Kaldor spojrzał pytająco na siostrę.

- Barnabi? - spytał zaintrygowany. - O ile pochwalam twój talent do planowania i knucia, bo to całkiem niezły kandydat, muszę zapytać czemu ci zależy żeby to był akurat on?

- Powiedzmy, ze mam ochote upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

Usmiechnela sie do Kaldora, ale w usmiechu tym nie bylo nic z radosci czy beztroski jaka zdazyla sie juz wykazac w stosunkach z bracmi. Nie, w usmiechu tym kryla sie rzadza mordu i mroczna msciwosc zupelnie do niej nie pasujaca.

- Zatem zrobię co będę mógł, siostro. - odparł poważniejąc. - Lecz niczego nie mogę obiecać. Wrabianie kogoś o takim statusie społecznym w morderstwo... nie jest łatwe. Po pierwsze trzeba sprawdzić czy ma jakieś alibi i...

Przerwala mu zanim wdal sie w znane jej szczegoly.

- Tym sie nie martw. Wystarczy, ze powiesz hrabiemu ze to on. Brak konkretnych dowodow wyjasnisz koniecznoscia wyjazdu. Watpie by bawil sie on w oficjalne sledztwo...

Dalsza rozmowe przerwala im sluzaca, ktora wlasnie w tej chwili doszla do wniosku, ze potrzebne jej cos ze schowka. Auraya uznala, ze jest to dobry moment by wymknac sie bratu. Naciagnela kaptur i pospiesznie ruszyla na zaplecze tawerny gdzie odebrala od Frydiego swoja lutnie.

- Zegnaj..

Rzucila i juz jej nie bylo.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 07-10-2009, 21:58   #20
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
„Wykonałeś zadanie, które należało do mnie” powiedziała. Tak, takie były jej słowa.

Dobrze, że ukrywanie uczuć opanował do perfekcji, bo inaczej mieliby tam powtórkę z niedawnego osunięcia się Aurayi na wieść o śmierci Amara.
Jego siostra nie była jednak taka, jak na początku sądził. Nie była taka… delikatna. I dobrze. Będzie mógł ją lepiej chronić… Jak na brata przystało… tak właśnie…

Pozwolił jej wyjść. Sam zaś stanął w połowie drogi od drzwi na piętro do lady. Był wściekły.
Kopnął jeden z leżących obok niego krzeseł. Mebel przejechał po podłodze wydając nieprzyjemny dźwięk. W niczym to nie pomogło.

Odwrócił się w kierunku karczmarza, który nagle zaczął wyglądać na… przerażonego. Pewnie w postawie stojącej utrzymywało go przekonanie, że Kaldor – Cykada nie ma żadnego powodu by go zabić. Jednak zły zabójca to niebezpieczny zabójca. To znaczy bardziej niż zwykle.

Podszedł do lady.
- Kobieta, która przed chwilą wyszła. – zaczął. – Co jej dałeś?
- Ja nie… to znaczy… nie mogę… - wyjąkał karczmarz. Reakcją Cykady było błyskawiczne złapanie go za dłoń i przyciągnięcie jej trochę do siebie.
*Trzask*
Wyłamał Frydiemu palec wskazujący.
Zabójca podziwiał tego człowieka – nawet nie krzyczał. Jednak drżał niewyobrażalnie, zaś jego twarz mówiła że zaraz się złamie.
- Więc? – zapytał zimno elf. – Zaczniesz mówić, czy przejdziemy do środkowego? No… Frydi…
- NIE! O BOGOWIE, NIE! – wyjęczał. – Nie wiem jak się nazywała! Naprawdę! Ten list dostałem od pachołka! Była doczepiona do niego karteczka, żeby dać to tylko osobie która pokaże srebrny sygnet z wyrysowanym kwiatem! To wszystko co wiem!

Czerwona twarz, przerażony, błagalny wzrok i kilka innych czynników podpowiedziało Cykadzie, że to prawda.
Westchnął ciężko.
*Trzask*
Nastawił karczmarzowi palec z powrotem, po czym rzucił na stół złotą monetę.
- Pióro. – powiedział. – Atrament. I papier.

Kiedy człowiek w pośpiechu i trochę niezdarnie podawał mu te rzeczy, Cykada spostrzegł że na ladzie pali się kilka świec. Może dlatego, że akurat jakiejś szukał wzrokiem?

Rozprostował kilkakrotnie palce prawej dłoni, po czym chwycił pióro i zatopił lekko w buteleczce z atramentem. Wyjął i zaczął pisać:

„Heserusie

Będzie mi dzisiaj potrzebna nieco inna dawka niż zwykle. Nie kłopocz się proszę z dwójką. Przygotuj mi za to po dwie fiolki jedynki, trójki i czwórki.

Jak zawsze wdzięczny
Cykada”


Kiedy skończył, odłożył pióro, zdjął jedną z rękawic i zwinął list w rulon. Następnie wziął jedną z pobliskich palących się świec i puścił kilka kropel roztopionego wosku na papier.
Odczekawszy chwilę, przyłożył do wosku sygnet który miał na palcu.

Zadowolony z napisanej właśnie wiadomości, założył z powrotem rękawicę.
- Zawołaj chłopaka. – polecił karczmarzowi, który natychmiast się odwrócił i krzyknął „Barf!”.

Malec, może dziesięcioletni, wypadł z zaplecza potykając się po drodze.
- Ta jest psze pana? – zapytał otrzepując się z brudu. Mężczyzna wskazał mu Cykadę.

- Słuchaj uważnie. – polecił mu zabójca. – Zaniesiesz to do magazynów. Znajdziesz budynek z szyldem wiszącym na jednym łańcuchu zamiast dwóch. Wejdziesz do środka i zapytasz o Heserusa Karrediego. Zrozumiałeś?
- Magazyny, zepsuty szyld, Heserus Karredy – wyrecytował Barf, po czym wziął zapieczętowaną wiadomość i wybiegł z karczmy.

- Kiedy wróci, dasz mu to. – powiedział po chwili elf rzucając na ladę kilka miedziaków. – Jeśli się dowiem, że z listem coś się stało, będziesz pierwszy który się dowie co o tym sądzę.
Karczmarz przytaknął i wziął pieniądze, zaś elf wyszedł z budynku.

Miał zamiar iść do portu. Musiał sprawdzić jeszcze kilka rzeczy. Musiał…
- To ty? – usłyszał znajomy głos. Miły, kobiecy głosik. Odwrócił się. Zobaczył kobietę w drogiej, czerwonej sukni z różnymi ozdobami, które mało kogo interesowały. Chyba tylko inne kobiety.
Artelia.
- Gdzie ty wczoraj byłeś?! – zapytała. Cykadzie stanął przed oczami obraz jej idącej pod ramię z jakimś nadętym jegomościem. Jako żywo. – I jak… co… czemu?!
Przerwał jej. Miał już trochę dość kobiet, które miały do niego mnóstwo pretensji. Jednak miał plan.

Chwycił ją za dłonie. Delikatnie.

- Ciii… - wyszeptał jej do ucha. – Po co przejmować się tym co było? Nie lepiej wejść do środka? Na górę, schodami…
- Mmm… – mruknęła. – Czy to są przeprosiny? Bo jeśli tak, to możesz mnie tak przepraszać codziennie.
Weszli do środka. On prowadził.

Skinął głową Frydiemu, po czym odebrał od niego klucz do pokoju.
Poszli na górę, otworzył drzwi, wpuścił ją do środka i sam wszedł.

Kiedy tylko zamek trzasnął, rzuciła się na niego. Lubieżnie, niczym demonica. Ich wargi się zetknęły w pełni pierwotnej żądzy.
Jednak skończyło się tak szybko jak się zaczęło.

Artelia cofnęła się nagle, oczy jej się rozszerzyły. Spojrzała w dół, na głęboką i obficie krwawiącą ranę w brzuchu.
Po sztylecie Cykady, trzymanym aktualnie w ręce, również ściekała krew.
- Dziwka. – powiedział krótko napawając się chwilą. Skoro miał już być zimnym skurwysynem, chciał mieć z tego trochę satysfakcji.

Kobieta, wyraźnie już przerażona, spanikowała. Wymierzyła mu policzek, lecz jej ręka została zatrzymana w locie.
- Dwulicowa, w dodatku. – dodał, po czym patrząc w jej pełne czystego strachu oczy, poderżnął jej gardło.

Osunęła się na podłogę trzymając się za szyję i próbując oddychać. Z oczywistych powodów, daremny był to wysiłek.
Po chwili leżała już we własnej krwi. Zupełnie jak Amar poprzedniego dnia.

Patrząc z pełnią satysfakcji na martwą Artelię, Cykada poczuł swędzenie w prawej ręce. Podwinął rękaw i zobaczył tam… rysunek.


Nie pamiętał, by coś takiego sobie sprawiał. I nie wiedział co o tym myśleć.
- Nawet ginąc z moich rąk nie możesz dać mi się nacieszyć? – powiedział kopiąc martwą kobietę w bok.

Następnie szybko wyszedł z pokoju i zdał klucz karczmarzowi, rzucając na ladę następną złotą monetę.
- Nabrudziłem tam. – powiedział odpowiadając na pytające spojrzenie człowieka.

Wyszedł. Znów. Musiał się przejść. Po prostu. Ten… tatuaż go niepokoił.
 
Gettor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172