Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2011, 17:51   #61
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
- Miłośnikiem twej sztuki, Aurayo. - odpowiedział podnosząc się z fotela i stając przed kominkiem.
Wiedziała już dlaczego głos wydał się jej znajomy. Miała przed sobą grajka z Czerwonego Jabłka. Był co prawda lepiej ubrany i zdecydowanie wziął kąpiel, to jednak twarz nie zmieniła się po niej aż tak, by nie mogła go rozpoznać. Przydługie włosy zostały lekko przycięte tak że podkreślały przystojną twarz, której wyraźne rysy mogła podziwiać w blasku płomieni. Czarne spodnie ciasno opinały muskularne nogi dając jej możliwość podziwiania gry mięśni gdy odsunąwszy się od płomieni postąpił krok w jej stronę. Biała koszula podkreślała opaleniznę doskonale widoczną, gdy pod wpływem jego ruchów rozsunęła się pozwalając jej podziwiać idealnie wyrzeźbione mięśnie klatki piersiowej i brzucha. Wstrzymała oddech z czego zdała sobie sprawę dopiero gdy poczuła ból. Czuła jak czar, którym ją zniewolił bierze górę nad rozsądkiem. Jakim cudem wciąż działał, nie wiedziała. Próbując się pozbyć jego zgubnego działania, cofnęła się na schody tracąc nieznajomego z oczu. Musiała uspokoić szalejące zmysły inaczej w życiu się stąd nie wydostanie, a co najgorsze, wcale nie będzie chciała tego robić. Pamięć podsunęła obrazy jej samej, posłusznej i bezwolnej w jego ramionach. Kiedy to było? Tej nocy, poprzedniej? Gdzie na bogów podziali się jej bracia? Cichy głosik w jej głowie zadał dość niemiłe w tej chwili pytanie. Odkąd to bowiem zaczęła liczyć na innych? Jakby nie wiedziała, że każdy dba tylko o własne dobro i ona również powinna pamiętać o tej zasadzie. Nikt po nią nie przyjdzie. Nikt jej nie pomoże. Zadowoleni z faktu pozbycia się kłopotliwej siostrzyczki, pewnie w najlepsze korzystają z usług dziewek. Jednak uparta nadzieja nie pozwoliła tak łatwo się wyplenić. Celryn z całą pewnością już jej szukał. Musiał...

- O czym tak rozmyślasz?

Krzyknęła cicho słysząc jego głos tuż przy swoim uchu.
Niech otchłań pochłonie przeklęte myśli i tych, których dotyczyły. Odwróciła głowę by spojrzeć w czarne oczy. Był blisko, zdecydowanie za blisko skoro czuła na sobie żar jego ciała. Ich usta niemal się zetknęły gdy siląc się na spokój, odpowiedziała.
- O tobie, o tym miejscu i o tym gdzie najlepiej wbić ostrze w twoje ciało. Jakieś propozycje? - zapytała, jednocześnie nieco mocniej zaciskając palce na trzymanym w dłoni sztylecie.
- Czuję się zaszczycony będąc obiektem twoich myśli, lady. - czując jak ciemność w jego oczach pochłania jej spojrzenie pospiesznie przeniosła wzrok nieco niżej. Pełne, zmysłowe usta bynajmniej nie stanowiły bezpieczniejszej przystani. Co się z nią na bogów działo. To tylko jeden mężczyzna!
- Dlaczego tu jestem? - zapytała przeklinając swój głos, w którym zamiast lodu zabrzmiał strach.
- Zapytaj swego brata, pani. - odpowiedział odsuwając się nieco i wyciągając w jej kierunku dłoń. - Jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej to znacznie przyjemniejszym miejscem na rozmowę będzie fotel przy kominku. Zapewniam cię Aurayo, że dopóki będę miał coś do powiedzenia w tej sprawie, nie stanie ci się krzywda.

Czy mogła mu zaufać? O co tu chodziło? Dlaczego winą za jej pobyt w tym miejscu obarcza jej braci, a właściwie jednego z nich. Którego? Celryna czy Kaldora?
Sama nie mogła odpowiedzieć na pytania, które zrodziły sie w jej głowie. Potrzebowała informacji, a jedyną osobą które w tej chwili mogła ich udzielić, był stojący przed nią nieznajomy.
Widząc jej wahanie wykonał kolejny krok do tyłu zwiększając dzielącą ich odległość, a tym samym dając jej więcej swobody. Mogła unieść miecz... Sztylet w jej dłoni rwał się by zakosztować krwi... Jednak nie użyła ich. Odłożyła większe ostrze, nie spuszczając przy tym wzroku z nieznajomego, a następnie podała mu uwolnioną dłoń.
Wyraz zaskoczenia tylko na sekundę zagościł na jego twarzy pospiesznie zastąpiony uwodzicielskim uśmiechem. Czyżby spodziewał się ataku z jej strony? W sumie tego właśnie należało od niej oczekiwać.



Pozwoliła by zaprowadził ją do kominka i pomógł w zajęciu miejsca na fotelu. To było nawet przyjemne, bycie adorowaną przez kogoś kto nie dość że dobrze wygląda to jeszcze posiada wiedzę o tym jak powinno się zachowywać w obecności damy. Oczywiście jej pozycja jako damy w tym momencie była nieco wątpliwa. Nawet sama siebie za takową nie uważała, no ale... Jakby na to nie spojrzeć było to miłe i na krótką chwilę pozwoliło zapomnieć o tym w jaki sposób znalazła się w towarzystwie nieznajomego. Ostatnia myśl zwróciła jej uwagę na fakt, że wciąż nie zna jego imienia.

- Jak powinnam się do ciebie zwracać? - zapytała otwarcie jednocześnie wykonując odmowny gest dłonią na propozycję skosztowania znajdującego się w karafce trunku.

Napełniając własny kielich, odpowiedział.
- Zwą mnie Lidir, pani. Mój ojciec często gościł na dworze twych rodziców. To dlatego znam twe imię i potrafiłem cię rozpoznać.

Takiej odpowiedzi się nie spodziewała.
- Moich rodziców? Znałeś moją matkę i ojca? - Nie potrafiła... Nie mogła uwierzyć, że z jego ust padają słowa prawdy. Jej własne wspomnienia rodzinnego domu były mgliste i niewyraźne. Urywki, pojedyńcze obrazy. Pamiętała, że matka miała takie jak ona włosy. Pamiętała swych braci i psoty jakie wymyślali. Wszystko to jednak było chaotycznym pokazem obrazów, wrażeń, twarzy ... Nie było wśród nich siedzącego przed nią Lidira.

- Nie, nie miałem okazji ich poznać osobiście. Wszystko co wiem pochodzi z opowieści ojca. Miał do tego dar, tworzył historie tak wyraziste, że niemal czuło się zapach wiatru we włosach i dym z ogniska. Niestety nie odziedziczyłem go po nim. - obdarzył ją nieco smutnym uśmiechem. - Mój dar nie dorównuje też twojemu, lady.

- Udało ci się przełamać mój czar, Lidirze. To dość wyraźnie przeczy twym słowom. - przypomniała mu. Jej ciało powoli poddawało się intymnej atmosferze jaka zdominowała rozjaśniony blaskiem padającym z kominka, fragment sali.

- Byłaś ranna. Ktokolwiek się tobą zajmował uleczył cię tylko pobieżnie. Nie spodziewałaś się również nikogo kto mógłby się twym czarom sprzeciwić. Wyjaśnień tego faktu jest wiele, moja pani. W żadnym jednak razie nie powinnaś zaniżać wartości swego talentu. - uniósł kielich do ust by zanurzyć swe usta w szkarłatnym płynie. - Podążam za tobą już od jakiegoś czasu. Wiem, że w Jabłku rozpoznałaś moją twarz. Jestem twym oddanym wielbicielem. - Odłożył naczynie po czym bardzo powoli wstał i podszedł do niej. - Boleję, że nie było innego wyjścia jak tylko narażenie cię na te niedogodności. - uniósł dłoń w której ściskała sztylet po czym przyłożył do niej wciąż wilgotne od trunku, usta. - Mam również nadzieję, że mi wybaczysz to co zaraz nastąpi.

Czuła szalony galop własnego serca i szum krwi w uszach. Lidir oddziaływał na jej zmysły sprawiając, że nie potrafiła skupić się na jego słowach. Pochyliła odruchowo głowę oczekując na pocałunek, który już został mu wybaczony.

- Brać ją. - ciche polecenie zabrzmiało dziwnie niedorzecznie w jej uszach. Nim jednak zdała sobie sprawę co się dzieje, poczuła jak jakaś siła wyrywa sztylet z jej dłoni, a czyjeś ręce boleśnie zaciskają na ramionach.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 05-03-2011, 11:44   #62
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Z jakimś... grajkiem? - upewnił się Celryn. - Razem odjechali?
- Tak, panie.
- Chłopiec stajenny, jedyna osoba w “Czerwonym Jabłku” która widziała Aurayę po tym, jak skończyła swój koncert, zdawał się być pewny tego, co mówi. - Wsiedli razem na jego wierzchowca i pojechali. Ona wtulona w niego, zdawała się nie widzieć świata. A koń był przedni. Do zwykłego barda, co po byle tawernach grywa, nie pasował.

Złota moneta zmieniła właściciela, a nowy wpatrywał się w nią w sposób świadczący o krańcowym zdziwieniu.
Celryn nie miał zamiaru zastanawiać się nad przeżyciami chłopca. Miał ciekawszą sprawę do rozwiązania - Kaldor zniknął, nie pozostawiając żadnej wiadomości, za to zostawiając trzy trupy, zaś Auraya zniknęła również bez słowa wyjaśnienia, za to zostawiając swoje rzeczy i lutnię, bez której dotychczas jej nie widział.
Można było wnioskować, że Kaldora odwołały bardzo ważne, życiowe nawet sprawy. To, że się nie pożegnał nawet zbytnio nie zdziwiło Celryna, ponieważ dało się ostatnio zauważyć, że Kaldor do konwenansów zbyt wielkiej wagi nie przywiązywał, zaś uczucia rodzinne, przynajmniej te uzewnętrzniane, nie znajdowały się na takim stopniu rozwoju jak kiedyś.
Może to i lepiej, że się rozstali, bowiem między Kaldorem i Aurayą zaczął narastać dziwny konflikt, który mógł się nieciekawie skończyć.

A Auraya?
Skoro pozostawiła lutnię to miała zapewne zamiar wrócić, po spędzeniu paru upojnych chwil u boku napotkanego mężczyzny. Bo trudno było sadzić, że zaprosił ją na prywatny popis śpiewu. Bez lutni.
Do kochanków siostry Celryn nie zamierzał się wtrącać. Nie był jej troskliwym ojcem, ani nadopiekuńczym bratem. W dodatku Auraya była dorosła, od dawna sama kierowała swym życiem i to, z kim i gdzie chce spędzić noc nie obchodziło Celryna na tyle, by miał się wtrącać w nocne życie siostry.
Trochę jednak niepokoiła go ta lutnia. Do łóżka, w charakterze przytulanki, Auraya jej ze sobą nie zabierała, jako towarzyszka zabaw łóżkowych też pewnie nie była wykorzystywana, ale... Fakt jej pozostawienia budził w Celrynie pewien niepokój.

Powiadają, że gdy ma się pod ręką przedmiot z kimś związany, to łatwiej ujrzeć kogoś takiego w kryształowej kuli czy magicznym zwierciadle. Celryn miał cały worek takich rzeczy. I lutnię. Mimo tego zwierciadełko stawiło pewien opór i zamiast pokazywać to, co powinno - czyli Aurayę - pokazało jakieś zamczysko z wysoką wieżą.
Albo lustereczko się psuło, w co raczej trzeba było wątpić, gdyż w tym celu trzeba by użyć młota kowalskiego, albo też coś blokowało przekaz.
Może ktoś nie lubił być podglądany podczas igraszek?

Standardowa blokada nie stanowiła dla Celryna zbyt wielkiego problemu. Na mocną, niestandardową niewiele można było poradzić.

- Papar Auraya!

Trzy krople krwi spadły na powierzchnię zwierciadła.

Kamienne ściany, pokryte gobelinami. Kominek, z wesołymi płomykami, z apetytem pałaszującymi drewno. Stół, dwa puchary, dzban. Z winem zapewne.
I Auraya, wpatrzona w przystojne oblicze nieznajomego, wyraźnie szykująca się do przyjęcia pocałunku.

- Matikan!

Obraz zniknął.
Teraz pozostawało tylko poczekać, aż Auraya wróci. Albo przyśle wiadomość, dokąd przesłać jej rzeczy,
 
Kerm jest offline  
Stary 06-03-2011, 14:23   #63
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Fotel z hukiem runął na podłogę gdy zerwała się by stawić czoła napastnikom. Dlaczego Lidir to robił? Co takiego mu zrobiła? Zdawał się być jej przychylny, zaczynała mu ufać. Jego głos w jej głowie sprawiał, że przez chwilę uwierzyła w coś pięknego i całkowicie nierealnego.

- Dlaczego? - zapytała tuż po tym jak jej własny krzyk bólu przywrócił jej jasność myślenia.
Była bezbronna, a za sobą wyczuwała dwóch mężczyzn. Jednego, tego który ją trzymał i drugiego, który zabrał sztylet. Nie miała z nimi szans. Nie w chwili gdy silne dłonie zaciskały się z mocą mogącą połamać jej kości gdy wykona zbyt gwałtowny ruch. Czuła na plecach chłód ostrza i ciepłą stróżkę krwi. To właśnie ten ból uzmysłowił jej, że musi się poddać. Bez cudownej pieśni i szeptanych obietnic.

- Nie mogę sobie pozwolić na zaufanie ci, piękna córo elfiego rodu. Zbyt wiele poświęciłem by go dopaść. - odpowiedział przyglądając się jej ze smutkiem w oczach. - Chciałbym by była inna możliwość, jednak nie potrafię jej dostrzec. - uniósł spojrzenie nad jej głowę. - Zabierzcie ją do wieży i tym razem zwiążcie. - wydał polecenie po czym zaczął się odwracać w stronę kominka.

Związana... Nie... Nigdy więcej nikt jej nie zwiąże. Nigdy...Obrazy z przeszłości zaczęły przesuwać się przed jej oczami. Loch, brutalne ręce i ból razów. Sznur wrzynając się w ciało za każdym razem gdy chciała się poruszyć. Paniczny strach gdy usłyszała skrzypienie deski w podłodze. Nie mogła się bronić, uciec, umrzeć... Nie, nigdy więcej nie pozwoli by tamte wydarzenia ponownie stały się rzeczywistością.
Wyprostowała się i dumnie uniosła głowę. Była elfką, w jej żyłach płynęła krew rodu Andulvar.

- Gdy już staniesz oko w oko z moimi braćmi przekaż im moje pozdrowienia. - coś w brzmieniu jej cichego, spokojnego głosu musiało go zaniepokoić. Odwrócił twarz na której z początku malowało się starannie odgrywana obojętność. Gdy jednak ich oczy się spotkały...
- Nie! - krzyknął, robiąc krok w jej stronę.

Odpowiedziała gwałtownym szarpnięciem do tyłu. Była na niego gotowa, więc ból jaki spowodowało ostrze sztyletu wbijające się w jej ciało, wyrwało z jej ust tylko długie westchnienie.

- Mistrzu, przepraszam... - dłonie na jej ramionach zniknęły, zastąpione znajomym ciepłem. Czy jej się tylko zdawało, czy usłyszała odgłos ciał uderzających o kamień?

- Dlaczego to zrobiłaś? Mój cudowny tworze. Dlaczego chcesz się zniszczyć? - szeptał w jej ucho otulając swą energią, która wnikała w jej ciało. Nigdy tego nie robił. Zaskoczona uniosła spojrzenie by natrafić na parę czarnych oczu spoglądającą na nią z przerażeniem i strachem.
- Aurayo? - wypowiedział jej imię z wahaniem w głosie.

Zignorowała go. Nie liczył się w tej chwili, był tylko marnych pyłkiem pod stopami jej pana. Nikim...

- Mistrzu nie rób tego, błagam. Chcę odejść. Nie mogę ponownie znaleźć się w więzach. - nienawidziła swojego głosu który zdradziecko zadrżał gdy szeptała swoje błagania zdradzając słabość. Dla niego chciała być silna. Ten akt miał być tego przykładem. Zamiast tego, wtulona w jego niemal namacalną moc, zachowywała się jak przerażone dziecko.

Nie tylko głos jej nie słuchał. Kolana ugięły się pod nią tracąc siłę potrzebną do utrzymania jej ciała w dumnej pozie. Czuła jak opada. Wolno, bardzo wolno.
- Aurayo! - Ruszył w jej stronę by powstrzymać upadek. Widziała jak postępuje krok, po czym cofa się przykładając dłoń do piersi z wyrazem bólu na twarzy. Na nieskazitelnie białej materii z której została uszyta koszula Lidira, pojawiła się czerwona smuga.

Moc skupiona wokół niej zawrzała gniewem. Czuła go na każdym skrawku swojego ciała. Jej ukochany mistrz... Nie poczuła bólu gdy kolana opadły na kamienną posadzkę. Ochronił jej ciało spowalniając upadek. Musiała mu powiedzieć żeby przestał. Nie była tego warta...
- Mistrzu proszę...
- Zamilcz. - Teraz gniew skupił się na niej, czuła go na sobie, w sobie. Krzyknęła z bólu który powodował.
- Przepraszam... - załkała obejmując się ramionami w próbie odgrodzenia od tej potęgi. Jej wzrok spoczął na Lidirze. - Nie zbliżaj się. - ostrzegła.

Chciała powiedzieć coś więcej, wyjaśnić... Otworzyła usta lecz wydobył się z nich tylko krzyk bólu gdy moc, która ją otaczała wtargnęła w jej wnętrze. Spowiła ją mgła, lepka i obezwładniająca. Była w stanie słyszeć lecz pozostawała niema i bezwolna.
- Zapłacisz za to. - Usłyszała swój własny głos. Brzmiał dziwnie w jej uszach. - Nikt nie niszczy bezkarnie moich tworów, człowieku.
- Kim jesteś?

Odpowiedź na pytanie pojawiła się na obrzeżach jej umysłu. Nie zdążyła jej jednak pochwycić. Zapadła w ciemność.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 12-03-2011, 16:40   #64
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zatem tak wygląda śmierć. Łagodna czerń otulająca jej ciało i zmysły. Musiała przyznać, że to było przyjemne. Myśli przesuwały się w jej umyśle w zwolnionym tempie. Obrazy braci, rodziców, małego Tree. Przez krótką chwile widziała również Lidira. Pojawiły się pytania lecz odrzuciła je od siebie jak niechcianą zabawkę. Tak było lepiej. Nie pytać, nie dostawać odpowiedzi, trwać...

Gdy zobaczyła światło, słabe i dalekie, długo zastanawiała się czy podążyć w jego stronę. Słyszała opowieści... Jednak nie była w tunelu. Poza tym...
- Ja przecież już nie żyję - wyszeptała w stronę blasku pragnąc by znalazła się bliżej.
- Auraya? Co to znaczy, że nie żyjesz? - Głos Celryna był bardziej zaciekawiony, niż zaniepokojony. Niejednej osobie, gdy trunków nadużyła, tak się wydawało.
- Celryn? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Dlaczego słyszała jego głos dobiegający od strony tego światła. Czy on również... Nie chciała w to wierzyć. Nie mogła... Wyciągnęła dłoń w jego kierunku pozwalając by blask pochłonął jej duszę.

Celryn nie wiedział, czy czasem nie śni. Najpierw głos, teraz to...
Przed nim, w powietrzu, unosiła się na wpół przeźroczysta sylwetka Aurayi, przyodziana w zwiewne szatki.
Zamrugał, ale postać nie zniknęła.
- Co ty wyprawiasz? - spytał. - To niebezpieczne, taka zabawa w ducha. Można się zgubić

- Ja... Mam wrażenie, że to nie jest zabawa
- odpowiedziała niepewnie. - Było ciemno, a później pojawiło się światło i twój głos więc wyciągnęłam dłoń i... Trafiłam tutaj.

- Ciemno? Gdzie ty byłaś? Ostatnio, ponoć, odjechałaś w towarzystwie jakiegoś przystojnego grajka.

- Przystojny grajek?
- Przez chwilę szukała w myślach takiego obrazu. - Lidir. Ma na imię Lidir. - Wraz z imieniem pojawiła się jeszcze jedna scena. - Zamek. Zabrał mnie do zamku. - Później kolejna. - Była tam duża sala i kominek. - I następna. - Ktoś mnie unieruchomił i... - Przyłożyła dłonie do skroni próbując powstrzymać przyspieszające wizje. - Mam wrażenie, że nabiłam się na sztylet... - Rzuciła bratu przerażone spojrzenie.

Celryn nie od razu odpowiedział. W końcu był cień szansy, że Auraya faktycznie trafiła na tak zwany tamten świat. Sprowadzenie jej z powrotem mogłoby zająć trochę czasu. Ale kominek pamiętał. I Aurayę z tym jegomościem. Lidirem?

- Jeśli nie żyjesz, to sprowadzenie cię będzie trochę trwało, ale nie będzie zbyt kłopotliwe. Za odpowiednią cenę da się to zrobić. - Czy to było bardzo pocieszające? Nie wiedział, ale lepsze takie wieści, niż żadne.
- Ale to raczej będzie niepotrzebne.
Wolał jej nie mówić, że skoro ktoś ją porwał, to raczej nie pozwoli jej uciec w tak prymitywny sposób.
- Postaram się cię odszukać i wyciągnąć. Widziałem ten zamek.

- Nie chcę byś mnie ożywiał. Tu jest mi dobrze - oznajmiła stanowczo. - Poza tym gdyby moje życie było takie istotne, mistrz mnie wskrzesi. O ile mi wybaczy... - Przerwała i skuliła się czując wspomnienie tamtego bólu, które jednak szybko odeszło. Musiała mu przekazać jeszcze jedną informację, tą istotną. - Uważaj jednak na Lidira. On tego właśnie chce. Ściągnął mnie gdyż pragnie zemsty na moim bracie.

- Cóż... Ja też.
- Celryn nie zareagował na niechęć Aurayi do wskrzeszania. - Nie mogę pozwolić, by ktokolwiek robił jakąś krzywdę jakiemuś członkowi mojej rodziny.
- O jakim mistrzu mówisz? - spytał.

- Lidir nic mi nie zrobił. - Poczuła potrzebę bronienia owego grajka, której natychmiast uległa. - Nie mógł wiedzieć co oznaczają dla mnie jego słowa. - Miała nadzieję, że się nie myli... Nie mogła się mylić. - Mój mistrz... Opiekun. Twórca. Rozgniewałam go swoim czynem... - Ponownie spazm bólu przeszył jej ciało. Tym razem trwał znacznie dłużej. - Czuję ból... Dlaczego? - jęknęła, po czym zaczęła blaknąć.

- Czyli żyjesz - pospieszył z wyjaśnieniem Celryn.

Nie był pewien, czy jego słowa dotarły do siostry. I nie był pewien, czy się cieszyć, czy martwić. Gdyby była martwa, to odpowiednia suma w złocie zmieniłaby ten stan w kilka minut. Jeśli była żywa... Chociaż, jak powiadają, złoty osioł otwiera wszystkie drzwi, to istniały co najmniej uzasadnione wątpliwości, czy porywacz Aurayi zechce jej oddać za jakąkolwiek kwotę. Szczególnie gdy chodziło o zemstę.

Przez moment spoglądał w miejsce, gdzie zniknęła Auraya.
Gdyby to był teleport, to nie miałby kłopotów z odnalezieniem jego drugiego końca. Magia tego typu pozostawiała wyraźny, chociaż krótkotrwały ślad. Projekcje astralne... Na tym znał się jedynie teoretycznie, jako że nigdy do niczego mu ta wiedza nie była potrzebna.
Schował do plecaka te nieliczne rzeczy, które zdążył wyciągnąć, a potem w towarzystwie nieodłącznego Tree ruszył do wyjścia.


- Zamek? Tu, w okolicy? - Stajenny upewniał się, czy aby dokładnie zrozumiał pytanie. - Ano jest jeden na północ mniej więcej, jakieś trzy mile stąd. Kawałek dalej też jest zamek, kolejny.

Na wschodzie były dla odmiany trzy posiadłości. Znajdujące się tam budowle nazywano zamkami, ale była to raczej nazwa grzecznościowa, niż odzwierciedlenie faktycznego przeznaczenia budynków.
Na południu, jakieś dziesięć mil, znajdowały się ruiny dawnej twierdzy.


Pierwszy z zamków należał do znamienitej rodziny Demperrro. Nadano mu nazwę od rodziny, w której posiadaniu znajduje się od początków swego istnienia. Z opisu odrobinę pasował do tego co Celryn ujrzał w lusterku. Posiadał wieżę. Dokładnie rzecz biorąc posiadał ich cztery, po jednej na każdą stronę świata. Według opowieści stajennego, w zamku mieszkała obecnie liczna służba wraz ze swoim państwem i gośćmi którzy zjechali na jakąś ważną uroczystość.

Drugi z zamków, ten który znajdować się miał kawałek dalej, już nieco bardziej odpowiadał wizji. Stajenny nazwał go Gniazdem, jednak nie potrafił powiedzieć dlaczego taką właśnie nazwę owej budowli nadano. Z jego opisu wynikało, iż zamek znajduje się w częściowej ruinie i tylko jedna wieża oraz część pomieszczeń służby zachowały w miarę zdatne do zamieszkania warunki. Ponoć jednak pod samym zamkiem znajdowała się sieć podziemnych komnat, które oparły się zębowi czasu. Plotka głosiła jakoby jakiś zły człek urządził sobie w nich swe domostwo. Pasowało to zarówno do wyglądu Gniazda jak i zwyczaju ludzkiego by takim obiektom dodawać złowrogiej atmosfery. Czy było prawdą?

Podobnie złą sławą cieszyły się ruiny położone w kierunku południowym. I nie chodziło bynajmniej o ich mieszkańców, tylko o dość liczne początkowo zaginięcia osób, które zapuściły się w tamte okolice, lub - wbrew ostrzeżeniom - wybrały się na zwiedzanie (połączone z plądrowaniem) ruin. Ale, co było rzeczą dość ważną, wieże (niegdyś ponoć sięgające chmur) od dawna nie wyrastały ponad resztki ścian.

Obdarzywszy stajennego kolejną monetą (i obiecawszy sobie w duchu powrót, gdyby informacje okazały się fałszywe) Celryn ruszył w drogę.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-03-2011, 12:57   #65
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Czerń nie była już tak przyjazna. Była bardzo, bardzo nieprzyjaznym dla niej miejscem, pełnym bólu i tęsknoty. Za czym? Za czym tak tęskniła? Co było w jej życiu takiego, że jego brak rodzierał jej duszę na strzępy?
- Przeżyje....
Nie, wcale nie przeżyję. Czy oni tego nie widzą. Ona już przecież umarła. Czuła objęcia śmierci delikatne niczym pocałunki. Czuła je wewnątrz siebie, głęboko w swej duszy. Umrze... Umarła....
- O ile ją do tego zmusimy...
Ponownie ten głos, wdzierający się bez pytania w jej wypełniony bólem świat. To on go powodował. Ten, który uparcie wtłaczał jej życie z powrotem w martwe ciało. Śmierć jednak wciąż była blisko. Bardzo, bardzo blisko....
- Słyszałeś panie?
Jak mógłby usłyszeć. Kto? Nikogo tu nie było, tylko ona i ten głos. Celryn odszedł wraz z ciepłem i światłem. Pożegnała się? Nie była pewna ale miała nadzieję, że brat zrozumie.
- Szepcze czyjeś imię...
Kłamie... Wszyscy kłamią. Ona nie żyje, a trupy nie szepczą. Nie czują też bólu, który czuła. Nie mogą myśleć... Może mogą... Jednak ona czuła...

- Aurayo.
Inny głos, jej imię. Skuliła się czując kolejny spazm bólu. Wraz z nim przyszła rozkosz. Mój mistrzu...
- Walcz... Musisz przeżyć...
Nie, nic nie musiała. Chciała odpocząć. On ją rozumiał, a jednak skazywał na te męki. Co takiego zrobiła...
- Nie pozwolę ci odejść...
Dlaczego... Dlaczego nie zostawi jej w spokoju. Czy nie rozumie, że nie chce już walki. Chciała odpocząć od niej, od smutku, od tęsknoty. Odejść w miekką czerń.

- Potrzebuję cię, Aurayo. - Ten głos również znała. Należał Lidira. Co on tu robił?
- Odejdź.. - wyszeptała pragnąc by zaniechał starań. By odesłał medyka i pozwolił jej wygrać.
Krzyknęła starając się walczyc o własne pragnienia. Walczyć o śmierć, gdyż życie za bardzo bolało. Tak strasznie, obezwładniająco..

- Wspaniała...
Zachwyt mistrza był niczym powiew letniego wiatru na nagiej skórze. Dotyk ciepłych ust na jej wargach. Pętający jej wolę, nie pozwalający odejść, wtłaczający życie. Jego życie w jej pierś. Połączone oddechy i żar z nich zrodzony rozlewający się po całym ciele.

- Panie …? - niepewne pytanie zadane znajomym głosem zabiera z jej warg jego usta.
- Nie... - Cichy szept pobrzmiewa tęsknotą jednak on nie wraca. Odchodzi zostawiając ja ze smakiem swych pocałunków na ustach.
- Coś z nią nie tak...
Oczywiście, że było z nią coś nie tak. Przywołano ją z powrotem, zmuszono do wtłoczenia się w wypełnione bólem ciało, a teraz na dodatek zabrano tego co ów ból odgonił. Coś było bardzo nie tak...
- Widzę. Podaj jej miksturę, niech odpocznie...
Odpocząć? Nie chciała odpoczywać tylko nadal smakować jego usta. Chciała unieść dłonie by wpleść je w gęste, czarne włosy. Unieść powieki by zatonąć w mrocznym spojrzeniu jego oczu. Być z nim...

Chłodny napój wypełnił jej usta, a silna dłoń zadbała by spłynął dalej. Miał gorzki smak zawodu. Mógł to powstrzymać gdyby tylko chciał. Jednak pozwolił by mikstura ponownie odgrodziła go od niej. Oddaliła od słodkiego marzenia. Od pokusy. Od...
- Lidir... - zasnęła z jego imieniem na ustach.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 26-03-2011, 14:47   #66
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację

W świetle zachodzącego słońca zamek prezentował się bardzo romantycznie.
Takie przynajmniej określenia padłyby z ust ludzi związanych z kręgami wierszokletów, bardów i innego tego typu tałatajstwa. Tudzież młodych panienek, pozostających pod wpływem różnorakich utworów, mających zły wpływ na owe młode, dziewicze umysły, niekiedy nietknięte żadną poważniejszą myślą.
Leżący w krzakach niedaleko zamku Celryn miał nieco inne odczucia. Krwawe błyski, jakie słońce krzesało w kamieniach, wywoływały niezbyt przyjemne skojarzenia. Wyraz pyszczka Tree sugerował, że wrażenia treecata są podobne do odczuć Celryna.
Zewnętrzne mury zamkowe nie istniały, ale i tak odnosiło się wrażenie, że do zdobycia ruin byłby potrzebny porządny oddział najemników, a nie ratownicy w oszałamiającej liczbie dwóch. Jako że o wdarciu się siłą nie mogło być mowy, zatem pozostawał podstęp.
Na początek niewidzialność.

Wnętrze jednakże, o ile można było użyć takiego określenia dla resztek ścian i dość niepewnie wyglądających fragmentów sufitu, o romantyzm ciężko było posądzić. No chyba że ktoś lubował się w ponurych resztkach niegdysiejszego bogactwa. Popękana posadzka i licznie rozrzucone głazy bynajmniej nie ułatwiały poruszania się po owej budowli. Fakt, iż wewnątrz było ciemniej niż poza murami, również spaceru nie umilał. Jednak śladów czyjejś bytności nie brakowało. Mdłe światło wydobywające się zza całkiem nowo wyglądających drzwi dobitnie świadczyło o tym, że budowla ta posiada jednak jakiś lokatorów, bowiem próchno czy świetliki aż tak nie błyszczały. Również droga do owych drzwi, mieszczących się u podnóża resztek wieży zamkowej, pozbawiona była przeszkód, jakich nie brakowało wokoło. Celryn mógłby również przysiąc, że gdzieś niedaleko rozległo się rżenie wierzchowca. Według słów stajennego, mężczyzna, który uprowadził Aurayę, oddalił się wierzchem.

Tree skręcił nagle pod ścianę, zatrzymując się w miejscu, gdzie niegdyś zapewne stała jakaś rzeźba, dziś już ukradziona lub zamieniona w pył. Dopiero po chwili Celryn usłyszał czyjeś kroki. Dwaj służący, jeden z tacą, a drugi z zapalonymi świecami, wyszli zza rogu idąc w stronę nieproszonych gości. Na szczęście przeszli dalej.
Jako że obaj nie po to spędzili dobrych parę chwil w krzakach, by podziwiać panoramę zamku na tle rozświetlonego zachodzącym słońcem nieba, zatem mniej więcej wiedzieli, gdzie może znajdować się wejście do wieży.
Wnet jednak się okazało, że wiedzieć a znaleźć to niekiedy dwie różne rzeczy. Niby kierunek słuszny, a droga oczywista... a trafili pod solidne drzwi, niedomknięte najwyraźniej po wyjściu służących, za którymi widać było kawałek kominka.
Na wieżę to nie wyglądało. Wypadało raczej zrobić w tył zwrot...

Pierwszy etap poszedł całkiem dobrze, ale im dalej szli, tym większe przeszkody rzucał im pod nogi los. I żywe (w postaci służby, która kręciła się w te i wewte, jakby nie miała nic lepszego do roboty - na przykład zabrać się za sprzątanie), i te martwe. Nie w znaczeniu stosów trupów, lecz stosów kamieni, które kiedyś spadły z sufitu lub wypadły ze ścian, a teraz zostały dość niedbale odsunięte na bok. Co mogło źle świadczyć o zamiłowaniu gospodarza do porządku, dalszych planach remontu lub też planach szybkiego opuszczenia tej okolicy.
Babka, jak widać, na troje wróżyła...

Pierwszy strażnik udawał starą zbroję. Stał niczym słup na środku korytarza i każdy, kto chciał przejść, musiał się koło niego przeciskać. Nie był jednak zbroją, gdyż od czasu do czasy poruszał się, a nawet burknął coś niechętnie do jednego z przechodzących.
Przemknięcie się obok niego nie stanowiłoby dla Celryna żadnego problemu, ale warto było sprawdzić najpierw, co kryje się dalej. Dla Tree było to zadanie proste, jak wylizanie śmietany ze spodeczka.
Treecat wrócił po chwili. Obraz przekazany Celrynowi był jednoznaczny - schody wiodące w dół. Wieże miały zwykle to do siebie, że wyrastały nad poziomy. W przeciwieństwie do piwnic. Pozostawało zatem wrócić.

W połowie drogi Tree skręcił nagle w wąski, niewidoczny dla idących z drugiej strony korytarzyk, prowadzący zakosami na wewnętrzny dziedziniec.
Tu jeszcze mroczniej, niż na zewnątrz. I było więcej zwalonych kamieni i cegieł. Jakby do ścian dołączyła jedna z wież. Druga, chociaż pozbawiona zwieńczenia, stale spoglądała z góry na okolicę. Gdzieś na wysokości drugiego pietra mrugało, ujęte w niewielki prostokąt, blade światełko.
Tree pisnął cichutko.
Celryn doskonale go rozumiał. Przez okienko na drugim piętrze treecat dostałby się bez problemu. Mag z drugim pietrem też nie miałby problemów, natomiast z wejściem do środka byłoby dużo gorzej. Ładnych parę lat minęło od czasu gdy przechodził przez takie niewielkie okienka, a używać zbyt wiele magii nie chciał. Przynajmniej przed znalezieniem Aurayi. Potem nie miał zamiaru niczym się przejmować.
Nagle z lewej strony przez ścianę mroku przebił się wąziutki pasek światła. Podkradli się ostrożnie.

Znajdowali się na innym progu tej samej sali, którą widzieli poprzednio, chociaż teraz patrzyli na nią z innej strony. Kominek, fotele, stół, krzesła. Gobeliny na ścianach. I wiodące do góry kamienne schody.
Tree trącił Celryna na znak, że wyczuł silniejszy niż poprzednio zapach Aurayi. Wystarczyło zatem przejść przez pokój, wejść po schodach... Jednak po drodze znajdował się pewien problem, który siedział sobie w fotelu i wpatrywał się w płomienie.
Problemy mają to do siebie, że można je obchodzić, albo też usuwać. Ten akurat, jeśli obraz w lustrze nie kłamał, był odpowiedzialny za porwanie Aurayi. I, zdaje się, miał coś wspólnego z pogróżkami pod adresem jednego z braci, co mogło dotyczyć Celryna jeszcze bardziej bezpośrednio...

Zwykle nie stosował takich metod.
Raz, dwa, trzy... i już jesteś przekąską głodnych jaszczurów. Albo cios sztyletu... i po krzyku. Tym razem wolał, aby sprawca zszedł z tego świata w sposób odrobinę mniej przyjemny. Z pełną świadomością upływających ostatnich chwil. I z taką samą świadomością całkowitej bezradności.
Celryn cicho jak duch przemknął się przez salę i uniósł dłoń. Pocałunek śmierci był równie słaby, jak ugryzienie komara. Lecz zdecydowanie odmienny w skutkach.
Na twarzy mężczyzny zagościło zdziwienie. Uniósł dłoń by dotknąć miejsca, w którym poczuł ukłucie lecz nie dane jej było dotrzeć do celu. Otworzył usta by zapewne rzec coś gniewnie, lecz nie wydobył się z nich głos, a jedynie pełne bólu rzężenie. Z przerażeniem w oczach uniósł się z fotela lecz w pozycji pionowej trwał jedynie chwilę. Ciało jego zgięte w spazmie bólu pochyliło się ku kamiennej podłodze. Kolana tracąc moc utrzymywania go, poddały się posyłając mężczyznę na chłodną posadzkę. Próbował jeszcze ochronić się, dłonie kierując na jej spotkanie, jednak na niewiele się to zdało. Odgłos upadającego ciała zlał się w jedno z tym, który pierwszej fali torsji towarzyszył. Skulony, walcząc o oddech i powstrzymanie buntów żołądka, nie wyglądał już na takiego, za którym niewiasty sznurem podążają. Nabiegłe krwią oczy, szaleństwem doprawione przeczesywać poczęły najbliższą mu przestrzeń. Świadomość śmierci, która w progi jego domostwa zawitała nakazywała widać poszukiwanie jej posłańca. Nie znajdując go oddał się próbom powstrzymania jej władzy. Próżne to jednak były starania, co wkrótce jasnym się stało gdy ostatni spazm targnął jego ciałem, a członki rozluźniły wraz z ostatnim oddechem duszę zaświatom oddając.

Celryn poczekał cierpliwie, aż całun śmierci okryje nieszczęśnika, po czym ruszył ostrożnie po schodach do góry. A nawet podwójnie ostrożnie, bowiem trzeba było uważać i na schody, nadwyrężone zębem czasu, i na strażników, których wykrył czujny nos treecata.
Stojąca przed dębowymi drzwiami dwójka sprawiała wrażenie znudzonych może nie życiem, ale w każdym razie wartą, wojaków. Ziewali jeden przez drugiego, co zważywszy styl życia prowadzony zwykle przez przedstawicieli tego fachu, mogło nieco dziwić. Który z żołnierzy chadza spać przed północą, zwłaszcza gdy walki nie ma w perspektywie?
Może ci dwaj należeli do wyjątków, a może poprzedniej nocy nadużyli rozrywek? Tego Celryn nie wiedział, a wypytywać też nie zamierzał. Chciał ich po prostu unieszkodliwić, a jedną z metod było udzielenie pomocy w spełnieniu ich aktualnych pragnień. Szybki czar...
Jeden z wojaków, akurat oparty o ścianę, zsunął się po niej i usiadł, przechylając głowę. Z półotwartych ust zaczęło się wydobywać chrapanie.
Drugi strażnik chciał najwyraźniej iść w ślady kompana. Usiadł jednak tak nieszczęśliwie, że zsunął się z najwyższego stopnia, przy którym stał. Dalej poszło już samo, jako że wszystko, co na górze ma dziwną tendencję do jak najszybszego przemieszczania się w dół. Podążający za ogólnoświatowymi trendami strażnik staczał się coraz niżej i niżej, aż w końcu zdołał się przekonać, że granica między snem a śmiercią jest bardzo wąska.

Wartownicy przed drzwiami oznaczali, iż w środku jest ktoś ważny. Zasuwy i skoble znajdujące się po zewnętrznej stronie sugerowały, że gospodarze za wszelką cenę starają się zatrzymać owego kogoś w środku...
Zamki, niemożliwe do otwarcia od środka, z zewnątrz dały się otworzyć bez problemów. Drzwi nawet nie skrzypnęły i Tree, a potem Celryn, wślizgnęli się do środka.
Oświetlone pojedynczą lampą owalne pomieszczenie było niemal puste. Jedyne umeblowanie stanowiło łoże z baldachimem i krzesło. Z pewnym zaskoczeniem Celryn zauważył, że zajęte było i jedno, i drugie.
Jasnowłosa, ubrana na czarno niewiasta, siedząca na krześle, raczej nie wyglądała na pielęgniarkę. Prędzej była to kolejna strażniczka, która miała dopilnować, by zamknięta w wieży kobieta w żaden sposób nie wyrwała się z rąk tych, którzy ją tu uwięzili.
Auraja, leżała na łożu i spała. Blada twarz i płytki oddech sugerowały, że nie do końca doszła do siebie o owej ‘śmierci’. I widać też było, że poprzednio nieźle narozrabiała, bowiem ktoś wpadł na pomysł, by starannie przywiązać ją do łóżka. Z pewnością nie chodziło o to, by czasem nie wypadła...
Strażniczka otworzyła naraz oczy, tknięta nie wiedzieć jakim przeczuciem. I, zerwawszy się z krzesła, zaatakowała z pasją wściekłej kocicy. Widać, jakimś cudem, potrafiła przejrzeć niewidzialność...
Celryn uchylił się, dzięki czemu ostrze noża przecięło powietrze. Kolejny cios z brzękiem wylądował na wzmocnionym mithrilem karwaszu. Napastniczka atakowała, najwyraźniej chcąc jak najszybciej zakończyć starcie.
Niekiedy pospiech jest nienajlepszym doradcą. Kolejny niedokładnie wyprowadzony cios minął Celryna, natomiast but maga wylądował na kolanie strażniczki, która zachwiała się, zatrzymana w połowie kroku.
Celryn wyciągnął rapier.
Dla odmiany strażniczka cofnęła się o krok, uznając wyższość długiego ostrza, nad krótkim. Pozornie uznając, gdyż w ułamku sekundy skuliła się i zaatakowała, usiłując przemknąć się pod ostrzem rapiera.
Celryn zawsze był miłośnikiem kobiecej urody i wysyłanie kobiet na tamten świat przychodziło mu zawsze z większymi oporami, niż w przypadku przedstawicieli płci brzydkiej, jednak w razie konieczności nie miał zwyczaju się wahać. Wybór ‘ona’ czy ‘ja’ był prosty. Lekkie cofnięcie ręki, ruch nadgarstka... Niemal sama się nadziała...
Wrzask, jaki wydobył się z jej gardła słychać było na milę dookoła. A to znaczyło, że trzeba się spieszyć, i to bardzo.
Sztych, odbity z trudem ostrzem sztyletu, drugi, trzeci... Ten doszedł celu i umożliwił zadanie kolejnego, ostatecznego, po którym ubrana na czarno kobieta zwaliła się na kamienną posadzkę.
- Menetup!
Wystarczył krótki rozkaz, by drzwi się zamknęły. Choć nie było zamków ni zasuw, to trzeba by topora, by je otworzyć. Albo maga...
Celryn rozciął więzy Aurayi, a potem rozejrzał się dokoła. Nigdzie nie było widać rzeczy, w których jego kochana siostrzyczka opuściła gospodę, a zabierać ją w takich zwiewnych szatkach... Ściąganie spodni z zabitej strażniczki raczej nie wchodziło w grę.
Z drugiej strony... nikt jeszcze się nie przeziębił podczas podróży teleportem. A rzeczy Aurayi, wraz z lutnią, wisiały przy siodle wierzchowca, który czekał cierpliwie pół mili od wieży.

Lśniący owal wyrósł w rogu wieży.
Tree skoczył pierwszy, a Celryn, z Aurayą w ramionach poszedł za nim. Nim przekroczył granicę między komnatą a czarnym korytarzem portalu rzucił za siebie kilka niewielkich fiolek. Zniknął w przejściu, nim wybuch rozniósł całe pomieszczenie, posyłając na ziemię stos gruzów i grzebiąc pod zwałami cegieł zwęglone zwłoki strażniczki.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-03-2011, 12:24   #67
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
- Aurayo... - cichy szept wyrwał ją ze snu.
Uniosła się na posłaniu, zdziwiona. To nie była sala, w której powinna się znajdować, a jedynie mały pokoik. Łóżko również w niczym nie przypominało łoża, na którym miała spoczywać. Nic nie było takie jak być powinno...
- Aurayo... - po raz kolejny rozległo się ciche wołanie.
Znała ten głos - budził w jej sercu tęsknotę za dłońmi wędrującymi czule po jej nagiej skórze. Potrafiła również nadać mu imię, które niemal nachalnie wdzierało się w jej myśli.
- Lidir.. - usta, poddając się pragnieniu poczucia jego smaku, uwolniły je, by rozbrzmiało w ciszy pokoju. Słodycz tych paru liter działała niczym najprzedniejsze wino, jednocześnie tęsknotę rodząc za tym, do którego należało.
- Aurayo... - po raz kolejny jej czuły słuch złowił szept ukochanego.
Powinien być przy niej, ukoić pragnienie. Ale nie... Jego dłonie nie koiły żaru, ani na swych ustach nie czuła pieszczoty ust jego. Jednak wzywał ją, a ona dłużej zwlekać nie powinna, by wołania usłuchać.
Uniesiona drobną dłonią kołdra odkryła zgrabną postać w niemal przeźroczyste szaty odzianą. Chłodne wargi nocy czułymi pocałunkami obdarzyły jej rozgrzane ciało. Zadrżała, jednak obietnica jaką głos Lidira niósł z sobą, przegnała ów chłód na nowo żar w niej wzbudzając. On czekał na nią, a ona, owładnięta niemal bolesną tęsknotą, przestała zważać na świat który ją otaczał. Bose stopy żadnego dźwięku nie spowodowały, gdy zwiewna niczym mara przemknęła do drzwi. Te, jakby czując stan w jakim dusza jej i serce popadły, jęknęły cicho gdy je otwierała. Powiew łagodny musnął skórę niosąc z sobą zapach jadła i cichy dźwięk grajka co z dołu dochodził. Zignorowała go, pewna że nie w tamtą stronę udać się powinna.

- Aurayo... - po raz kolejny słysząc szept czuły, ruszyła korytarzem by zatrzymać się przed wejściem do pokoju, który z jej własnym sąsiadował. Oddech, który pierś jej do szalonego galopu przymuszał, przyspieszył jeszcze by zgrać się z melodią w jej duszy. Pragnęła dłoń wyciągnąć, pchnąć przeszkodę na drodze do szczęścia stojącą i wejść do środka. Nim umysł jej spowity mgłą pragnienia zdołał pojąć co czyni reszta ciała, stała już na środku pokoju i oczyma chłonęła kształt ukochany, który na łożu spoczywał. Wąska smuga księżycowego światła, która ciekawie przez okno zajrzała, pozwoliła jej dostrzec twarz przystojną, regularnymi rysami się wyróżniającą. Twarz kochaną, uczucie które do niego żywiła odzwierciedlającą. Oczy jego czarne niczym głębie dusz ich połączonych spoczęły na jej ciele, którego stała się nagle niezwykle świadoma. Była to chwila, sekunda rzecz by można, lecz jej wystarczyła by dojrzeć to co pragnęła zobaczyć. Ruszyła w jego kierunku żałując że blask księżycowy dłużej nie pozostał. Słowa, które chciała rzec ukochanemu zamarły na ustach lekko uchylonych. Chcąc zatem okazać jak drogi jest jej sercu dłonie uniosła do ramion by powolnym ruchem pieszczotą jednocześnie będącym, pozbyć się ostatecznej przeszkody drogę do jej ciała wzbraniającej.
Nie spodziewał się gościa. Gdy zamawiał pokój, nie pomyślał o tym, by poprosić o kogoś do towarzystwa. Widać jednak gospodarz był człowiekiem bardzo praktycznym i zapewniał swym gościom dodatkowe usługi.
Wyciągnął rękę, zapraszając do siebie. Nie zamierzał odrzucić nadarzającej się okazji, nawet jeśli wiązało się to z wyższym rachunkiem. Choć równie było prawdopodobne, że to pani jakaś, wrażeń spragniona, wymknęła się spod kurateli ojca, brata lub małżonka.

Ujęła dłoń po czym krokiem lekkim pokonała tą niewielką odległość, która ją od niego dzieliła. Ciepło ciała wzbudziło dreszcz przyjemny, który westchnienie wyrwał z jej ust. Przysiadła ostrożnie na brzegu łóżka po czym wolną dłonią musnęła czule wpierw czoło, by w chwilę później przejść do pieszczoty warg. Pochwycił smukłe palce nim zdołała oddalić je od jego twarzy po czym złożył na nich delikatny pocałunek pieszczotą języka okraszony. Zadrżała porażona nagłym doznaniem. Idąc za pragnieniem ciała, pochyliła się by swe usta mu podać. Zawładnął nimi z żądzą, która niemal ją spalała. Ciekawy język wędrówkę swą rozpoczął łącząc się z jej własnym w tańcu pożądania. Dłonie bynajmniej próżnować nie mając ochoty na zwiedzanie ich ciał się wybrały odkrywając każdy fragment mogący rozkosz pobudzić. Gdy tchu jej zabrakło w piersi, uniosła nieznacznie twarz by gorącą pieszczotą obdarzyć delikatną szyję kochanka. Jej smukłe nogi własną wolą kierowane oplotły uda mężczyzny, dzięki czemu wystarczył ruch szybki, na chwilę jedynie rozdzielający ich ciała by kobieta znalazła się nad ciałem mężczyzny. Kąciki jej ust uniosły się nieznacznie by uśmiechem twarz rozjaśnić. Dłonie wędrówki swej przerwać nie chcąc skupiły się na tych jego fragmentach, które wolne od dotyku ust pozostawały. Chłonęła zapach i smak kochanka chcąc jak najdłużej móc się nimi cieszyć, jednocześnie w pamięci głęboko ryjąc każdą sekundę.
Nie pozostawał dłużny. Dłonie wprawne w sztuce miłosnych igraszek wędrowały po jej smukłym ciele pobudzając fragmenty szczególnie na ich działanie czułe. Gdy spoczęły na zgrabnych dziewczyny pośladkach, uniosła swe ciało obdarzając go przy tym gniewnym mruknięciem. Nim zdążył rzec chociażby słowo zamknęła usta jego gwałtownym pocałunkiem, który równie szybko jak się rozpoczął tak i się zakończył. Gość jego najwyraźniej plan tyczący się owej nocy gorącej posiadał, gdyż mężczyzna poczuł jak partnerka jego przesuwa się nieco niżej, drażniąc jednocześnie rozgrzaną skórę swego kochanka czułymi warg muśnięciami.

Smakując każdy fragment rozgrzanej skóry partnera, zawędrowała wreszcie tam gdzie sekret jego się znajdywał. Delikatnie ujmując w dłoń najczulszy z fragmentów ciała ukochanego, obdarzyła go łagodnym warg muśnięciem do którego wnet pieszczota języka dołączyła. Usta jej otuliły szczelnie twardniejącą męskość po czym w ruch wprawione sunąć poczęły po jego powierzchni. Tuż za nimi podążył ciekawski języczek dodatkowych wrażeń przy tym dostarczając.

Dłonie mężczyzny wnet w jej włosy wplecione zostały dostosowując się do rytmu jaki dziewczę nadało. Dotyk jedwabistych pukli rozsypanych wokół ud jego stawał się torturą ciężką do zniesienia jednak w połączeniu z tym co jej usta wyczyniać poczęły, torturą słodyczą przepełnioną.
Przyspieszyła odrobinę gdy delikatne pulsowanie pod swym językiem poczuła. Jej własne potrzeby zostały odsunięte, a ona sama zatraciła się w ofiarowywaniu. Jednak i ochota by wziąć coś dla siebie długo ignorować się nie pozwoliła. Złożyła więc ostatni, czuły pocałunek po czym uniosła głowę, a w chwilę i ciało całe lśniące od potu żarem podniecenia przywołanym. Zgrabnie przesunąwszy biodra nieco wyżej, na sekund kilka zamarła nad stwardniałym członkiem po czym osunęła się powoli, chłonąc każde doznanie jakie męskość kochanka wywołała zagłębiając się w jej spragnione ciało. Do jęku który z jej ust się wyrwał wkrótce kolejny dołączył, gdy poruszać się zaczęła coraz bardziej w posiadanie jego ciało biorąc. Włosy jej długie i czarne, w mroku nocy jeszcze ciemniejszą barwę przybrawszy, opadły na plecy dziewczęcia gdy głowę do tyłu odchyliła. Jędrne piersi, których rozmiarów niejedna kobieta mogła pozazdrościć, falowały w rytm ruchów jej ciała. Dłonie mężczyzny, które wcześniej z włosów na pośladki się przeniosły, zawędrowały teraz do tych dwóch dorodnych pagórków by objąć je i drażnić zacząć ciemne punkty, które wyraźnie od jasnej skóry się odcinały.

Nowe doznania wyrwały okrzyk rozkoszy z ust kobiety. Przyspieszyła, nadając swym ruchom dzikiej gwałtowności jakby nie mogąc wytrzymać wzbierającej w niej fali rozkoszy, która szturmem biorąc jej ciało zbliżała się do krytycznego punktu. Również dla niego chwila ta wkrótce nastąpić miała. Dłonie opadły na biodra kochanki by dopasować jej rytm do pulsowania, które rychły koniec zmagań zwiastowało.

Promień księżyca rozjaśnił łoże. Ich rozgorączkowane spojrzenia spotkały się w tej samej chwili w której wstrząsnął nimi dreszcz spełnienia.
W tym momecie rozpoznała go. Okrzyk przerażenia zlał się w jedno z tym o rozkoszy świadczącym. Celryn... Jej własny brat, a ona... Świadomość ostatnich wydarzeń uderzyła w nią z siłą młota kowalskiego. Zachwiała się czując jak słabość ogarnia jej ciało. Dłonie na piersi.. Na bogów, na piersi brata złożyła i głowę pochyliwszy starania podjęła by władzę nad sobą odzyskać. To się nie mogło dziać naprawdę. To musiał być sen... Koszmar najgorszego rodzaju z którego zaraz zbudzić się powinna. Potrząsnęła głową by myśli łatwiej zebrać. Wciąż go czuła.. Wciąż... Załamana bała się wzrok unieść czy chociaż poruszyć. Drżenie jej ciałem wstrząsnęło sprawiając, że łzy podstępne w kącikach oczu się zrodziły. Jedna z nich, widać bardziej od innych odważna, stoczyła się po bladym policzku by wylądować na skórze mężczyzny dźwięku przy tym żadnego nie czyniąc.

Nie był to jednak najlepszy moment na płacze. Jeżeli Celryn odkryje, kim jest jego kochanka... Nie chciała ryzykować by ujrzeć na jego twarzy obrzydzenie. Ostrożnie, by przez przypadek twarzy nie odsłonić, zeszła z mężczyzny, a w chwilę później z łóżka. Podniesienie szaty, szybkie kroki w stronę drzwi, ponowne pokonanie krótkiego odcinka korytarza i zatrzaśnięcie za sobą drzwi. Opadła na zimną podłogę by pozwolić emocjom spłynąć wraz ze łzami.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 07-04-2011, 18:23   #68
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zadowolenie i rozczarowanie...
Te dwa uczucia łączyły się w sercu, ciele i umyśle Celryna, gdy dziewczyna wyślizgnęła się z jego objęć. Dawno nie spotkał tak wprawnej w tej sztuce miłosnej niewiasty i nie miałby nic przeciwko małej powtórce. Albo nawet większej.
No, ale poszła...
Zechce - wróci.
Obrócił się na bok i zasnął.
We śnie ponownie odwiedziła go ciemnowłosa, zgrabna, spragniona pieszczot dziewczyna.

Nawet najbardziej szalone noce nigdy nie skłaniały Celryna do dłuższego niż zwykle przebywania w łóżku. Ta, chociaż śródnocny przerywnik był bardzo miły, to jednak nie stanowił powodu do rezygnacji z owej tradycji. Co innego, gdyby ‘przerywnik’ został do rana... Ale nawet wtedy należałoby wstać i sprawdzić, jak się czuje Auraya. Czy doszła już do siebie po porwaniu i zranieniu.

Odświeżony i ubrany zastukał lekko do drzwi pokoju Aurayi, a potem, nie czekajac na zaproszenie, uchylił drzwi.
- Aurayo? - spytał.
Jako że siostra nie biegała naga po pokoju wszedł do środka.
Nie odwróciła się gdy wszedł, tylko dalej tępo wpatrywała w świat za oknem. Jak niby miała zareagować? Rzucić się w jego ramiona i szlochając obdarzyć go świadomością z kim spędził radosne chwile w łóżku? Zacisnęła dłonie w pięści.
- Chcę żebyś coś dla mnie zrobił - zaczęła, po czym nadal nie odwracając się wskazała dłonią stojącą pod ścianą lutnię. - Spal ją.
- Aurayo...
- Celryn wpatrywał się w plecy siostry zaskoczonymi oczami. - Spalić? Twoją ukochaną lutnię? Ża... Co się stało, siostrzyczko? Przecież wczoraj... - Wczoraj Auraya, pierwsze co zrobiła po otwarciu oczu, chwyciła za swój instrument, jakby nie mogła uwierzyć, że jednak go odzyskała.
Skuliła się słysząc jak ją nazwał. Gdyby tylko wiedział...
- Nie nazywaj mnie tak - próbowała zachować spokój. - I zrób proszę o co cię proszę. Jesteś magiem.. Spal ją.
- Tu i teraz?
- Patrzył na Aurayę jak na szaleńca. Czego ona, nie mając oczu z tyłu głowy, na szczęście nie widziała. Szaleńcom należało ustępować, nie denerwować ich... ale bez przesady. Szalonych życzeń spełniać nie należało. - Czy zanim zamienię ją w garstkę popiołu zechcesz mi powiedzieć, co się stało?
Innymi słowy, co cię, na demony wszystkich piekieł, napadło?
Przespałam się z tobą braciszku, czy to wystarczy za powód? A może chciałbyś się dowiedzieć skąd ją mam... Jakie czary w niej siedzą... Pewnie że by ci to dzień poprawiło...
- Po prostu ją spal - odparła tylko.
Nie był kapłanem. Nie potrafił powiedzieć, czy Aurayę coś opętało, czy też może któraś klepka zmieniła swoje położenie. Ale Tree traktował Aurayę całkiem normalnie, jak zawsze. A może nawet bardziej serdecznie. Zeskoczył z ramienia Celryna i wpakował się na łóżko, obok siedzącej dziewczyny.

Celryn nic już nie mówiąc chwycił lutnię.
- Niedługo wrócę - powiedział, wychodząc z pokoju. Tree pozostał z Aurayą.

Nawet byle magik, co ledwo liznął sztuki magicznej, wiedziałby od razu, że lutnia ze zwykłym instrumentem ma tyle wspólnego, co różdżka ze byle kijkiem. Wrzucenie w ognisko czy też walnięcie z całej siły młotkiem z pewnością nie przyniosłoby pożądanego efektu. Trzeba było spróbować coś innego...

Przypominało to próbę rozplątania kłębka złożonego z kilkudziesięciu węży, z których połowa lekko licząc była jadowita, a wśród pozostałych kilka było dusicielami. Jak się jednego ruszyło, to od razy pozostałe zaczynały syczeć i usiłowały gryźć. Tu nie starczały jedwabne rękawiczki, a wytrucie całego kłębowiska nie wchodziło w grę.
- Skąd żeś to wzięła, siostrzyczko...? - mruknął Celryn, ponurym wzrokiem spoglądając na lutnię. - Niezły fachowiec spędził nad tym kilka ładnych chwil...
Na szczęście tak zwykle bywało, że psucie czegoś zajmowało mniej czasu, niż tworzenie.

Przeciągły jęk przeszył powietrze, gdy kolejny czar wysupłany został z lutni i przestał istnieć. Celryn wzdrygnął się, gdyż dźwięk kojarzył mu się z duszą skazaną na potępienie. Jego sympatia do twórcy lutni spadła o kolejne kilka stopni. Na szczęście pozostało jeszcze tylko kilka drobiazgów. Potem poprzecinać struny...

Ognisko rozpalone na środku pola buchnęło wysokim płomieniem. Czarny kłąb dymu uniósł się w niebo, by rozpłynąć się w podmuchach wiatru. Płomienie tańczyły jeszcze przez chwilkę na resztkach drewna, które jeszcze niedawno tworzyły zgrabny kształt ukochanego instrumentu Aurayi.
Celryn długim kijem rozgarnął popiół, a potem, na wszelki wypadek, zalał resztki ogniska wodą święconą. Jak powiadają - przezorny zawsze zabezpieczony...
 
Kerm jest offline  
Stary 14-04-2011, 00:16   #69
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Nie była pewna jak długo tak siedziała. Chłód nocy przestał mieć dla niej znaczenie, podobnie jak wszystko inne. Czuła się źle. Świadomość własnych czynów ciążyła i nie było sposobu by od niej uciec. Gdzieś w jej wnętrzu rodziła się potrzeba wstania i powrotu do Celryna. Potrzeba wyjaśnienia tego co zaszło. Pragnienie by ją przytulił i powiedział, że jej nie wini, że wszystko będzie dobrze. Tylko że ona widziała, że tak nie będzie. Nic już nie będzie dobrze...
- Mój słodki tworze... Tak musiało się stać, przecież wiesz... Zdradziłaś mnie ukochana, a za zdradę zawsze jest kara - głos w jej głowie był znajomy. Wszędzie mogłaby go rozpoznać.
- Mój mistrzu... - skrzywiła się słysząc nutę słabości w swoim głosie. Tylko on mógł ją doprowadzić do takiego stanu, gdyż tylko on posiadał nad nią taką władzę. - Dlaczego? - Mimo iż podał jej odpowiedź chciała by się wytłumaczył. By powiedział, że żałuje sprawionego jej bólu.
- Już ci powiedziałem. Oczekujesz odemnie tłumaczenia twych własnych błędów? Doprawdy stałaś się niewdzięczną istotą. Może zamiast skalać twą więź z bratem, powinienem ją zakończyć? Zasłużyłaś na to... Zdradziłaś... - Słowa niosły ze sobą ból. Skuliła się na podłodze nie chcąc własnym krzykiem sprowadzić Celryna. Nie w tej chwili i nie gdy znajdowała się w takim stanie. Nie, gdy był z nią mistrz.
- Zmusiłbyś mnie do zabicia brata? Jak możesz! Czy nie byłam ci wierna, posłuszna... Śpiewałam dla ciebie mistrzu i dla ciebie zabijałam. Dokładnie tak jak tego chciałeś i kiedy chciałeś. Nie mogłam pozwolić by założyli mi więzy... Jak możesz tego nie rozumieć! Ty, który twierdzisz że mnie stworzyłeś! - Wbrew woli podniosła głos do krzyku. Nie mogła zrozumieć niesprawiedliwości i okrucieństwa, które nagle w nim ujrzała. Była mu wierna jak nikt na tym świecie, a on... Nagle poczuła jak coś w niej wzbiera. Biały płomień, który z każdą kolejną chwilą nabierał mocy. Nienawiść, czysta i równie potężna co jej miłość do niego.
- Odejdź.... - Uniosła głowę by spojrzeć w mrok, który będąc ciemniejszym niż noc, która królowała w pokoju, tworzył kształt istoty będącej jej mistrzem.
- Odrzucasz mnie, tworze? Mnie, któremu wszystko zawdzięczasz? - Niedowierzanie i zaskoczenie wyczuwalne w jego głosie sprawiły jej dziką satysfakcję.
- Wynoś się z mego życia. Nie tyś mi mistrzem, precz. - Chwiejnie bo chwiejnie, jednak udało się jej wstać. - Zrywam wszelkie więzi, jakie kiedykolwiek nas łączyły. Zdradziłeś mnie bardziej niż kiedykolwiek byłabym w stanie wymyślić. Idź precz, nie jestem twoja i nigdy już nie będę.
- Myślisz, że możesz się mnie tak po prostu pozbyć? Naiwna istoto, wkrótce przekonasz się coś uczyniła. Przypomnę ci... w tej ostatniej chwili.
- Zaczął się rozpływać, lecz nim znikł całkiem poczuła silne szarpnięcie, jakby ktoś wyrwał z niej jakiś fragment, na którego miejscu czuła teraz dziwną pustkę. Była jednak zbyt zmęczona by się tym przejmować. Ruszyła w stronę łóżka by zasnąć w tej samej chwili, w której jej głowa spoczęła na poduszce.

***


Gdy Celryn zabrał lutnię i znikł za drzwiami, poczuła ulgę. Zarówno pozbywając się instrumentu jak i brata.
- Rozpoczynamy nową drogę, prawda... Jak myślisz Tree, uda mi się zemsta czy jednak nie uda... - nie licząc na odpowiedź wstała z łóżka by podejść do okna. - Wszystko tak się zagmatwało - westchnęła przykładając czoło do szyby. - Tak się ucieszyłam gdy okazało się że oboje przeżyli. Mogliśmy na nowo stworzyć rodzinę, jednak teraz... Może powinnam mu po prostu powiedzieć.
Jakaś jej cześć była zdecydowana wyrzucić z siebie wszystko. Powiedzieć Celrynowi o całej nocy i liczyć na to, że jednak zrozumie. Zrzucić cześć ciężaru na jego barki. Jednak miała swój honor. Obarczanie brata świadomością tylko dlatego, żeby mogła poczuć się lepiej, wyraźnie się z nim kłóciła.
- Będę musiała.... - nie dokończyła.
Fala bólu, która ogarnęła jej ciało była mocniejsza niż wszystko co do tej pory przeżyła razem wzięte. Poczuła smak krwi w ustach.
- Tree... Celryn... - zdążyła wyszeptać nim pochłonęła ją ciemność.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 21-04-2011, 01:56   #70
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tree w gruncie rzeczy nie musiał się ruszać z pokoju Aurayi by przekazać jej prośbę, dlatego też nie machnął ni łapą, ni skrzydłem. Mimo tej pozornej bezczynności przekaz dotarł do Celryna natychmiast. Ten nie wahał się ni chwili, tylko - nie zważając na godność osobistą i zdziwione spojrzenia paru spotkanych po drodze osób - pobiegł czym prędzej sprawdzić, co się stało.

Auraya leżała nieruchomo pod oknem.
Żyła, o czym świadczyła postawa Tree - pełna zaniepokojenia, ale nie rozpaczy czy trwogi, ale krew na ustach i zakrwawione włosy nie napawały optymizmem.
Celryn był tylko i wyłącznie magiem. W przypadkach leczenia polegał na kapłanach, miksturach albo różdżkach.
Osobom zemdlonym nie podaje się, z oczywistych przyczyn, żadnych płynów, dlatego też Celryn sięgnął po różdżkę. Podwójne użycie jednej z nich zaleczyło rany, lecz Auraya oczu stale nie otwierała.

Przeniósł ją na łoże. Na szczęście nie przybrała nagle na wadze, więc do tej czynności nie trzeba było wzywać żadnej pomocy.
Omdlenie było na tyle mocne, że usiłowania Celryna (dość typowe - ułożenie na wznak, otwarcie okna czy uniesienie kończyn wyżej niż głowa) nie poskutkowały. Jako że po buzi ponoś zemdlonych lać nie należało, pozostała ostatnia metoda, poprzedzająca wezwanie specjalisty, czyli kapłana.
Gorset Aurayi, jak to gorsety mają w zwyczaju, zapięty był na wszystkie możliwe haftki i sprzączki i, co też było nieodłączną cechą tej części garderoby, ciasny był nie do opisania. Celryn nigdy nie potrafił zrozumieć, jak kobiet mogą to nosić i jeszcze w tym oddychać. Ale skoro nosiły i żyły... jakoś to musiały umieć robić...

Jedna sprzączka, druga, trzecia...
Czyżby Tree zaczynał patrzeć na swego przyjaciela z kpiącym wyrazem twarzy? Może i miał trochę racji, bowiem Celryn, chociaż nigdy nie miał oporów przed ściąganiem z pań różnych elementów garderoby, nagle poczuł się nieco dziwnie rozbierając własną siostrę. Miał tylko nadzieję, że Auraya nie otworzy oczu w momencie gdy Celryn będzie ją wysupływać z gorsetu. Pewnie by go nazwała zboczeńcem. Jeśli na słowach by się skończyło.
Tree parsknął dziwnie, ale nie raczył podać powodu takiego właśnie zachowania.

Niepokojąco kształtne piersi Aurayi były o milimetry od opuszczenia skrywających ich (jeszcze) miseczek gorsetu, gdy Celryn po raz kolejny spróbował przemówić siostrze do rozumu i przywołać ją z otchłani nieświadomości.
- Aurayo? Siostrzyczko? Obudź się wreszcie...
Pogłaskał ją po policzku.
Zero reakcji.
Celryn sięgnął do podręcznej torby i wyciągnął niewielki wachlarz. Przedmiot był magiczny i nie do takich celów stworzony, ale od biedy mógł zastąpić zwykły.
- No, Aurayo, otwórz oczęta!
Celryn do końca rozpiął gorset, a potem jeszcze energiczniej zaczął machać wachlarzem, by ożywić znajdujące się obok leżącej powietrze.
Przez chwilę nie było żadnej reakcji, jednak nim Celryn zaczął zastanawiać się nad kolejnym sposobem ocucenia siostry, ta nagle otworzyła oczy.
- Na niebiosa Torilu... - W głosie Celryna słychać było wyraźną ulgę. - Nareszcie...Coraz bardziej zaczynałem się o ciebie obawiać.
- Celryn?
- zapytała nieco niewyraźnie
- Co ci się stało? - Celryn nie odpowiedział bezpośrednio na pytanie. - Znalazłem cię pod oknem, zalaną krwią.
Chwilę zabrało jej zebranie myśli.
- Czyli zniszczyłeś lutnie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, próbując się jednocześnie podnieść.
- Tak, udało mi się - odparł Celryn. - Czy ona była jakoś związana z tobą?
Odwrócił nieco wzrok, bowiem chyba nie wypadało zbyt dokładnie przyglądać się biustowi Aurayi, a to właśnie on, nie wiedzieć czemu, nagle zaczął przyciągać jego uwagę. Tego mu było potrzeba do szczęścia, żeby to zauważyła.
Mogłaby nie zrozumieć, że siostry są również kobietami, a co niektóre - ładnymi i zgrabnymi.
Skinęła głową w odpowiedzi nie będąc pewna jak wiele może powiedzieć bratu. Sekrety mnożyły się w zastraszającym tempie. Siadając zdała sobie sprawę, że coś było nie tak i to bardzo, bardzo nie tak. Przerażona nie na żarty zasłoniła się rękami.
- Celrynie? - zapytała, przeklinając jednocześnie w duchu nutkę nadziei, która wkradła się do jej głosu.
- Tak, Aurayo? - Celryn przeniósł wzrok na twarz siostry, z zaskoczeniem obserwując rumieniec, który nie ograniczył się do policzków, ale dość szybko zaczął spływać niżej.
Uniosła spojrzenie gdyż szum krwi nie pozwalał jej nic wywnioskować z jego głosu.
- Jednak nie... - wyrwało się z jej ust zanim zdążyła powstrzymać słowa. - Nic.
- Aurayo?
- Celryn pochylił się nieco niżej. - Co się stało?
Nie wiedzieć czemu nagle zrobiło mu się ciepło, jakby okno było zamknięte, a ktoś, nie zważając na nic, rozpalił w kominku.
Był tak blisko niej. Wiedziona pragnieniem do którego nie chciała się sama przed sobą przyznać, skupiła wzrok na jego wargach. Wspomnienia napływały falami w efekcie czego jej usta rozchyliły się lekko i ciche westchnienie wymknęło się spomiędzy nich.
- W nocy.... - zaczęła i po raz kolejny zacisnęła mocno wargi by kolejne słowa, które jej myśli uparcie starały się ujawnić światu, nie umknęły ze swej klatki.
- Tak...? - Celryn niemal nie słyszał treści słów. Wiedział tylko, że Auraya chce mu przekazać coś bardzo ważnego. - W nocy...?
Skupił wzrok na wargach siostry, czując irracjonalną wprost zazdrość w stosunku do szczęściarza, który miał okazję ją całować.
Powinien chyba wstać i odsunąć się. Pod okno najlepiej. Ale wtedy nigdy się nie dowie, co Auraya chciała mu powiedzieć.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172