Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-09-2009, 19:42   #1
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Tajemnice dnia codziennego [21+]


Luskan. Duze miasto, duzo ludzi. Liczne karczmy i tawerny. Czegoz chciec wiecej od zycia? Auraya miala jednak kilka zyczen wiecej, wiec nie skakala z radosci pod granatowe niebo. Wlasciwie to nawet gdyby chciala to nie mogla. Byl wieczor. Przyjemny wiatr chlodzil jej rozgrzana skore gdy spacerowala uliczkami portowego miasta. Rozmyslala, co u niej nieodmiennie zwiastowalo okres melancholijny i niezawodnie poszukiwanie kolejnego kochanka. Amar byl przystojnym mezczyzna. Dobrze umiesnionym i rownie dobrze wyposazonym. Uwielbiala gladzic jego rozgrzana sloncem skore. Taak.. Byl przystojny i dawal jej chwile rozkoszy i zapomnienia. Jego jedynym problemem byl fakt, ze ciagle byl taki sam. Auraya kochala zmiany. Kochala podroze, odkrywanie nowych miejsc, nowych mozliwosci. Kochala tez spiewac i byc podziwiana. Kochala mezczyzn. Nieodmiennie reagowala zloscia na proby przypomnienia jej kim jest i gdzie jest jej miejsce. Byla elfka. Wielkie cos! Gdyby urodzila sie czlowiekiem nikt pewnie nawet by nie wspomnial ze powinna byc bardziej dystyngowana, chlodna, mniej lub bardziej arogancka. Klamstwo. Pewnie ktos by sie odwazyl, jednak na jej zachowanie patrzono by z wiekszym dystansem. Jednak nie byla czlowiekiem. Drobny szczegol o ktorym wiecznie ktos jej przypominal. Nieznosila tego. Oj, jak ona tego nieznosila. Nawet Amar nie mogl sie czasem powstrzymac od rzucenia jakiejs uwagi dotyczacej jej zachowania. Dlaczego nie moga poprostu sluchac, patrzec i delektowac sie jej sztuka? Dlaczego musza wszystko psuc podzialami rasowymi? Gdyby... Jednak ich tu nie bylo. Oni juz nie istnieli wiec sama musiala sobie z tym radzic. Byc silna. Dumna lub ulegla. Musiala zyc swoim zyciem zostawiajac przeszlosc wspomnieniom.
Dotarla wreszcie do przystani. Jak co dzien zatrzymala sie nieco na uboczu i oparla o sciane jakiegos budynku. Spogladala w nocne morze rozjasnione gdzieniegdzie przez lampy zaiweszone na statkach. Takie glebokie, mroczne. Zabralo ich. Zabralo jej zycie. Juz ledwie pamietala ich twarze. Tak wiele sie wydarzylo od tamtej feralnej nocy gdy ich statek rozbil sie na skalach. Tak wiele, a jednak pamietala dokladnie kazdy krzyk, kazda fale, kazdy lyk slonej wody. Nie mogla im pomoc. Nie mogla... Pojedyncza lza splynela po policzku pozostawiajac po sobie mokry slad. Ksiazyc wybral dla siebie akurat ten moment by wylonic sie zza chmur. Jego lagodne promienie musnely ow slad sprawiajac, ze zalsnil niczym sciezka upstrzona malenkimi diamecikami. Podniosla dlon i starla go. Nastepnie przesunela opuszkami palcow wzdluz szyji podazajac ku zaglebieniu piersi. Musnela medalion, ktory spoczywal bezpiecznie w ich objeciach. Jedyne co jej zostalo po rodzicach. Po braciach.. Kaldor. Celryn. Jej ukochani bracia. Od narodzin stanowili jednosc. Cos niespotykanego, cos niezwyklego. Przyszli na swiat w tym samym dniu. Ona jako ostatnia. Zawsze sie nia opiekowali, chronili, przymykali oczy na dzikie psikusy psotnej siostrzyczki. Dziwne, ale nie czula ich straty tak mocno jak rodzicow. Wciaz miala nadzieje, ze jednak, ze moze... Minelo jednak tyle czasu. Nie miala prawa miec nadziei. Oni odeszli, a ona zostala.. Sama.
Ktos nadchodzil. Uslyszala kroki na tyle wczesnie, ze zdazyla sie ukryc za beczka pelna czegos, o czym chyba nawet nie chciala wiedziec.

- Mowilem ci, ze to ona.

- Jestes pewny? Nie pomyliles jej z jakas dziwka?

- Pewny. Zreszta, czym ona niby rozni sie od portowych panienek.

- Zamknij sie. Ona ma klase...

- Taaa... Z tego co wspominal Amar to nie tylko klase ma ta mala ale i.....


Oddalili sie na tyle, ze nie mogla ich juz slyszec. Byla zla. Wiec to tak, to dlatego ciagle ktos sie jej pchal do pokoju? Pieprzony Amar i to jego cudne cialo. Dlaczego? Przeciez ... Byl jednak mezczyzna, a oni wszyscy sa tacy sami. Na dodatek byl czlowiekiem. Mogla sobie zyc wsrod nich ile tylko chciala, ale pewne bylo, ze nigdy ich nie zrozumie. Jej wspomnienia znow na krotka chwile poplynely ku braciom. Tesknila za nimi. Teraz nawet bardziej niz przed chwila. Brakowalo jej ich spokoju, stanowczosci, rady. Brakowalo czulego uscisku i slow pociechy.
Dlaczego?
Zapytala lecz jak zwykle nie doczekala sie odpowiedzi. Morze milczalo, milczal wiatr. Ksiezyc po raz kolejny ukryl sie za swoimi chmurami. Ruszyla w droge powrotna zostawiajac za soba swiat przeszlosci. Kierowala sie do Pijanego Kapitana. Tawerny, w ktorej miala dzis wystapic. Idac starala sie oddalic od siebie wspomnienia i skupic na tym co ja czeka wsrod dymu z fajek, skukniec kufli i odglosow podpitych mrynarzy. Co dziwne uwielbiala wlasnie taki swiat. Nie chciala swpiewac dla sfer wyzszych. Nie miala zamiaru wystepowac na krolewskich dworach wsrod innych elfow czy tez wsrod ludzkich ksiazat. Nie, jej swiatem byly tawerny, przydrozne karczmy, zajazdy. Szarosc dnia codziennego. Jego tajemnice, smaki, pasje. Wszystko to znajdywala wlasnie tam gdzie zanikaly podzialy, a zycie toczylo sie wokol trunkow i bijatyk. Niezbyt to szlachetne miejsce dla elfki z rodu Andulvar, ale i ona nie nalezala do tych, ktorzy nazbyt cenia sobie szlachectwo.


Bylo tak jak sie spodziewala. Gdy wreszcie zeszla na dol tawerna tonela wsrod okrzykow podpitej gawiedzi. Byli wsrod nich zarowno prosci marynarze, jak i kapitanowie okretow. Byli zebracy i kilku bogaczy. Bylo dobro i bylo zlo. Tu nikt nie ocenial lub tez ocenial surowiej niz gdziekolwiek indziej. Tu byl swiat szarosci przeplatanej czerwienia krwi. Swiat polmroku, w ktorym wiele wolno, a za niewiele czeka kara. Jej swiat.
Przemknela pospiesznie na swoje miejsce przy kominku. Rzucila przelotne spojzenie na Amara siedzacego wraz z kumplami przy jednym ze stolikow. Poslal jej buziaka. Cham! Juz ona mu pokaze. Zaczerpnela tchu i zaczela spiewac.
Z poczatku niewielu zauwazylo jej spiew. Jednak z kazdym kolejnym dzwiekiem wydobywajacym sie z jej ust, sala cichla. Oczy zebranych szukaly zrodla dzwieku, a gdy wreszcie na nie trafialy, pozostawaly. Tego wieczoru wlozyla na siebie przylegajaca do ciela suknie z niebieskiego jedwabiu. Uwielbiala ten material. Uczucie ktore towarzyszlylo kazdemu dotknieciu nagiego ciala przez tkanine sprawialo jej niewyobrazalna przyjemnosc. Uwielbiala sie w nim poruszac. Tanczac w rytm wlasnego spiewu krazyla wokol stolikow rozdajac hojnie migotliwe blaski dobywajace sie ze srebnej ozdoby jaka miala zalozona na kruczoczarne wlosy.
Muzyka plynela, a ona wraz z nia. Nie widziala juz sali, nie widziala ludzi. Byla daleko.. Daleko stad wsrod lasow. Byla noc jak teraz, a ksiezyc swiecil czystym blaskiem. Byla na polanie, a wraz znia byl on. Dotykal delikatnie jej skory, calowal platki uszu. Czula pod opuszkami jego cialo mimo, ze nie widziala twarzy. On nigdy nie mial twarzy. Spiewala o nim, dla niego. Chciala go skusic, przywolac, ublagac by ukazal jej swa twarz. Chciala w nia spogladac gdy beda zlaczeni. Nigdy sie jej nie udawalo. Nigdy sie nie skusil. Dawal i odchodzil, a w niej pozostawala pustka.
Umilkla czujac bol w sercu i duszy. Znow sie nie udalo, znow sie nie zdradzil. Szukala go. Wiedziala jak go szukac, ale nie mogla znalezc. Dlaczego sie przed nia chowal, dlaczego ja zwodzil. Byl jej przeznaczeniem.

- Kochanie, jestes wspaniala. Czy to o mnie spiewalas?

Glos Amara wyrwal ja z zamyslenia. Nie byla tym zadowolona i natychmiast dala mu to odczuc.

- Nie.. Z toba chodze do loza. Spiewam dla innego. O innym.

Rzucila glosno, tak zeby wszyscy slyszeli. Rozlegly sie salwy smiechu, a ona z zadowolona mina obserwowala rumieniec wstydu wyplywajacy na przystojna twarz mezczyzny.

- Zaplacisz mi za to...

Wysyczal chwytajac mocno jej ramie.

- W lozu? Jestes pewien, ze dasz rade? Ostatnio...

Nie dokonczyla. Nie zdazyla.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 22-09-2009, 00:33   #2
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację

Słońce wschodziło. Powoli, lecz nieubłaganie. Widział, jak pierwsze promyki nowego dnia wpadają do pokoju przez jedyne w nim okno.
Leżał w łóżku z rękami założonymi za głowę. Czuł ciepło bijące od ciała kobiety z którą spał tej nocy. Rękę położyła na jego piersi i śniła wtulona w niego. Musiała czuć się bezpiecznie.
Widział oczami wyobraźni, jak setki a nawet tysiące ludzi niedługo się obudzą by zacząć kolejny dzień w portowym mieście Luskan.

Pieprzone życie, stwierdził w myślach Kaldor wzdychając ciężko. Spoglądał na okno. Na horyzoncie ukazywało się już powoli słońce, niosące nowy dzień.
Ale jemu tak dobrze się leżało. Nic nie robić. Niczym się nie przejmować. Jeszcze chwila, wołała pewna cząstka jego, jeszcze momencik… zaraz wstanę…

Jednak dzień wstawał nieubłaganie, trzeba było się podnieść z łóżka.
…Nie, jeszcze nie… proszę…
Otworzył szerzej oczy, przetarł twarz rękami. Tak, zdecydowanie trzeba było wstawać. Odgarnął pościel i usiadł na łóżku.
- Mmm… ? – usłyszał niewyraźny mruk Artelii obok siebie. Zaspana kobieta ziewnęła niewinnie i przetarła oko. Następnie przeciągnęła się uwodzicielsko, niczym kot.
- Wróć do łóżka. – powiedziała melodyjnym głosem. – Jest jeszcze ciemno…
- Nie mogę… wiesz, że muszę pracować. – odpowiedział również ziewając.

Kobieta wydęła słodko wargi i zrobiła niewinną, błagalną minę. Gdyby Kaldor na nią patrzył w tamtym momencie, być może faktycznie by się położył z powrotem.
Jednak był do niej zwrócony plecami. Myślał o tym, co dzisiaj będzie robić... rabować… mordować… kraść…

Spojrzał znów w okno. Przez chwilę nie widział miasta. Widział…

… liście drzewa delikatnie kołyszące się na wietrze. Gęsta rosa kapała powoli spadając kropla po kropli na zielony, puszysty mech obrastający wystający korzeń drzewa. Ptaszek, malutki dzięcioł, usiadł na gałęzi zakłócając jej spokój. Zaczął śpiewać jedyną sobie znaną melodię rytmicznego stukania w korę drzewa. To było takie… cudowne.

Lecz było również tylko iluzją. Snem. Wspomnieniem. Które nigdy nie powróci.
Jedyną pamiątką po nim był pierścień z sygnetem. Kaldor miał kiedyś nadzieję, że znajdzie kiedyś innego elfa z tym sygnetem, oraz elfkę z naszyjnikiem dzierżącym ten sam znak.
Brat i siostra.

Jednak nadzieja przeminęła dawno temu, kiedy trafił do tego miasta i nauczył się żyć wedle jego reguł. Zabij, lub zostań zabity. Bezlitośnie.

Kaldor wstał i zaczął się ubierać.

* * *

Jednak to była przeszłość, ranek.
Teraz Kaldor stał w ciemnym zaułku zatłoczonej ulicy. Słuchał melodii dnia codziennego – zgiełków i hałasów ludzi przepychających się między sobą, targujących się bezustannie o lepszą cenę za towary.
Głupcy. Żyli jak niewolnicy tego świata. Świata, którego prawa paradoksalnie sami ustanowili.

Dzień jak co dzień. Prosty cel, proste zadanie. Znaleźć cel, podążać za nim, obrabować go ze wszystkiego co miał przy sobie. Czyż może być coś prostszego i bardziej haniebnego dla szlachetnie urodzonego elfa?

Upatrzył cel – nader elegancko wyglądający jegomość, który najwyraźniej nie lubił mieć pełnej sakiewki, mimo iż nosił ją u pasa wypchaną po brzegi. Jak można być aż takim kretynem?

Śledził ofiarę wzrokiem przez kilka sekund, zdecydowany ruszyć za nią. Nie za szybko, żeby nie zaczął czegoś podejrzewać. Nie za późno, żeby nie stracić go z oczu. Poprawił kaptur na głowie, sprawdził sztylety u pasa i…

Wstrzymał oddech. Obok swojego celu zobaczył idącą z nim pod ramię Artelię! JEGO Artelię!
- Dziwka - powiedział szybko pod nosem przeklinając przy okazji siarczyście. Uprana była w cudowną i drogą czerwoną suknię z różnymi ozdobami, które Kaldora w tej chwili bardzo mało obchodziły.
Chodziła z gracją, jak dama. Przy nim zawsze się zachowywała jak zwykła dziwka, jaką zresztą była.

Całą koncentrację i przygotowanie szlag trafił. Elf stał zmrożony wpół kroku. Westchnął ciężko z frustracją.

Kobiety. Któż zrozumie kobiety? Jednego dnia mówi „kocham cię” i samą swoją obecnością sprawia, że wszystkie troski i zmartwienia odchodzą gdzieś. Zupełnie jakby mówiły „spoko, wrócimy później. Nie przeszkadzajcie sobie”.
Jednak następnego dnia potrafi wbić nóż w plecy. Niezwykle jadowity nóż, którego nie da się wyciągnąć, bo tkwi w miejscu, gdzie nie sięga ręka. I można tylko bezradnie przyglądać się, jak trucizna zaczyna krążyć w żyłach, zamieniając powoli człowieka w pustkę.

Zacisnął powieki nie chcąc dać uronić się łzom, które cisnęły się do oczu. Zdenerwowany na samego siebie odwrócił się w bok i wybrał pierwszą lepszą osobę na swoją następną ofiarę. I znów wstrzymał oddech.

Zobaczył dłoń. Na jej palcu zaś zobaczył sygnet.
- Bracie… - powiedział słabo, czując jak najczystszy szok odbiera mu mowę. Tamten odwrócił się. Tak. To był Cerlyn. Jego bliźniaczy brat.

Kiedy pierwsza fala szoku minęła, wymienili mocne, braterskie uściski ręki. Mężczyznom nie wypada się przytulać. Niezależnie od okoliczności.
Ten chwyt – pewny i silny, był tym czego Kaldorowi brakowało prawdopodobnie najbardziej przez te wszystkie lata.

* * *

Jednak to była przeszłość, popołudnie.
Teraz Kaldor siedział w zatłoczonym Pijanym Kapitanie, rozmawiając ze swoim bratem o tym co było, jest i będzie. Szczególnie o tym co było.
- Po tej katastrofie – mówił, popijając lokalne szczochy sprzedawane w spelunie jako piwo. – znaczy po tej burzy na morzu… dryfowałem przez długi czas. Szczęśliwym trafem ze mną za burtę poleciało coś sporego, drzwi jakie czy co, na które mogłem się wdrapać i leżeć na tym. Dotarłem w końcu do lądu, niedaleko tego miejsca.

Muzyka grała, kobiety śpiewały. Dobrze. Nie było ciszy w krótkiej przerwie kiedy mówił. Kiedy opowiadał komuś swoją historię. Ciszy by nie zniósł.
- Byłem przerażony. Naprawdę i szczerze przerażony. Mały chłopak, który cudem przeżył sztorm na morzu sam na lądzie. Bez rodziny. Bez przyjaciół. Czy miałem inne wyjście, niż przyjść tutaj? Czy można mnie winić, że jestem… kim jestem? Tak, wychowała mnie ulica. I wierz mi bracie, że nie ma dnia w którym bym nie żałował, że nie utonąłem wtedy na morzu. Świat byłby beze mnie lepszy.

Zamilkł. Nie chciał więcej o tym mówić. Odnalazł swojego bliźniaczego brata Celryna. Tylko to się liczyło w tamtej chwili.
I rozmawiali, o różnych sprawach. Jak to rodzina, której można zaufać. Jednak ich konwersacja trwała tylko chwilę… a może aż chwilę? Trudno mu było oszacować.

Był elfem. Miał doskonały wzrok, który wyłapywał szczegóły. Zwłaszcza, jeśli były to szczegóły na które był wyczulony.
Naszyjnik… na szyi kobiety, która właśnie skończyła śpiewać.
- Chodź. – rzucił do swojego brata wstając momentalnie z krzesła.

Przedarł się przez tłum ludzi, krasnoludów, a nawet orków, mając swój cel na linii wzroku. Naszyjnik…
Wreszcie znalazł się przy kobiecie. Również była elfką. Ubraną w błękitną, jedwabną suknię przylegającą do ciała. I wyglądała jak… jak…
- Auraya… - szepnął Kaldor do siebie. Dopiero wtedy dostrzegł mężczyznę, który ją trzyma za ramię. Zaś ona próbowała się szarpać. Powiedziała coś…

Uderzył ją. Oczy Kaldora momentalnie zapłonęły najczystszą wściekłością.

MOJĄ SIOSTRĘ BĘDZIESZ BIŁ SKURWYSYNU?! NA MOICH KURWA OCZACH?!
Szarpnął mężczyznę za ramię odwracając go ku sobie.
- Ty. – powiedział. – Odpierdol się od mojej siostry.

Zaciśnięta pięść już leciała w kierunku twarzy człowieka. I trafiła – w prawy policzek. Kaldor poczuł aż ból na swojej ręce, lecz bardzo dobrze wiedział że to było nic w porównaniu z tym co odczuwał tamten. Być może już nawet zemdlał.

Mężczyzna poleciał jak długi na podłogę. Elf, wielce zadowolony ze swojego wyczynu, nie przewidział jednej zasadniczej rzeczy – że tamten miał kumpli.
Dowiedział się o tym dopiero chwilę później, kiedy czyjaś pięść wylądowała na jego brzuchu. Kaldor momentalnie zgiął się wpół i również upadł.
 
Gettor jest offline  
Stary 24-09-2009, 20:16   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Stał nieruchomo, nie zważając na chłodny wiatr, szarpiący poły jego płaszcza i demolujący to, co niedawno było dość staranną fryzurą.
Wpatrywał się w fale, które w równych szeregach podążały ku lądowi, by wedrzeć się na brzeg... i wrócić do swego środowiska. Niestrudzone, niezmordowane, niezmienne...



Powinien był nienawidzić morza.
Nie zapomniał ani jednego szczegółu z tamtego dnia.

Krzyki przerażonych podróżnych. Łoskot fal, z całą mocą uderzających o trzeszczące burty. Łopot porwanych żagli. Potworny błysk i huk, gdy piorun trafił w maszt, rozłupując go na drzazgi.
I ciemność.

Gdy otworzył oczy znajdował się w kołyszącej się łodzi.
Mała łupinka na bezkresnym oceanie.
Sztorm, który posłał na dno statek wraz z jego najbliższymi odszedł tak nagle, jak szybko się zjawił.
Klątwa bogów... Czyż nie taki okrzyk wydał jeden z marynarzy, nim fala zmyła go za burtę?

Cóż było lepsze? Iść na dno z tymi, których się kochało, czy zostać przy życiu, by rozpaczać po tych, co odeszli?

Najwyraźniej bogowie zdecydowali, że on ma pozostać wśród żywych.
Nie pochłonęły go błękitno-zielone odmęty.
Nie umarł z pragnienia.
Nie wpadł w ręce piratów czy handlarzy niewolników.
Przeżył.



Siedzący na ramieniu Celryna tressym zaćwierkał z niepokojem i potarł głową o jego policzek. Widać niezbyt mu odpowiadał nastrój, w jakim znalazł się elf.

Związek między Calrynem a Tree, bo takie imię nosił skrzydlaty kot, był zdecydowanie nietypowy. Nie była to zwykła więź łącząca maga i jego chowańca. Prędzej można by powiedzieć o przyjaźni, która połączyła elfa i nadzwyczaj inteligentne zwierzątko.
Celryn uspokajającym ruchem pogłaskał Tree.

- Pamiętasz, jak się poznaliśmy? - spytał.


Rozbili obóz w Eveningstar.
Przy niewielkim ognisku rozpalonym na brzegu niewielkiego, bezimiennego (przynajmniej dla nich) potoku siedzieli w czwórkę. Wojowniczka, tropiciel, kapłanka i on. Ni to, ni owo, jak dogryzali mu czasami przyjaciele.

- Ciiii... - szepnął w pewnej chwili Drew. - Spojrzyjcie ostrożnie w lewo...

Na krawędzi światła i cienia lśniły bursztynowe oczy. Ich właściciel, ledwo widoczne w cieniu srebrno-szare "coś", wpatrywało się w nich bez mrugnięcia.

- Ale macie szczęście - kontynuował (stale szeptem) tropiciel. - To tressym. Mało ich i trudno ich zobaczyć. Ja sam widzę tressyma dopiero drugi raz w życiu.

Tressym, nie przejmując się skupionymi na nim spojrzeniami, dostojnym krokiem zbliżył się do ognia.
Spojrzał po kolei na każdego z siedzących, a potem bezceremonialnie wpakował się na kolana Celryna.

- Niech mnie gobliny zjedzą - powiedział Drew. - Polubił cię...



Po raz ostatni spojrzał na morze i odwrócił się.
Staniem w miejscu i gapieniem się na fale nie rozwiąże się żadnych problemów. Ani swoich, ani cudzych.

- Dobra, dobra - powiedział do tressyma. - Zmieńmy temat...

Ruszył powoli w stronę centrum Luscan.

Za dwa dni czekał go wyjazd.
Jeśli zdecyduje się na propozycję lorda Freemantla. Tyle tylko, że nie bardzo widział, kogo wziąć do towarzystwa. Samotna wyprawa niezbyt mu odpowiedała.
Nie ze względu na stopień komplikacji zadania...
Warto było mieć przy sobie kogoś, z kim od czasu do czasu można by zamienić parę słów.
Tree był dość inteligentny, ale - złośliwiec mały - nie chciał się nauczyć mówić.

Szedł, niemial nieświadom kłębiących się wokół tłumów.
Gniewny syk siedzącego na jego ramieniu tressyma wyrwał go z rozmyślań.
Tree nastroszył sierść i wpatrywał się w elfa, który wbił w dłoń Celryna zaskoczony, pełen niedowierzania wzrok.

- Bracie...

Celryn potknął się z wrażenia.
Mimo upływu lat ten głos stale tkwił mu w pamięci.

- Witaj, braciszku... - powiedział z udawanym spokojem.



"Pijany Kapitan" w pełni zasługiwał na swoją nazwę.
Kapitanowie być może omijali tę norę z daleka, ale zabrane w środku towarzystwo robiło co mogło, by pierwsza część nazwy odpowiadała prawdzie.
Piwo lało się beczkami, wino (jeśli ten sikacz można było tak nazwać) co chwila wędrowało z butelek do spragnionych gardeł, dla tych zaś, którzy preferowali mocniejsze trunki, serwowano napoje, które były w stanie wypalić dziurę w stole.

Kaldor opowiadał swą historię.
Niezbyt piękną.
I cóż miał mu powiedzieć? Że to przeszłość? Że teraz, gdy się spotkali, będzie inaczej? Że liczy się tylko to, że teraz są razem?
Otworzył usta, ale nie zdążył wyrzec ani jednego słowa. Kaldor zerwał się z miejsca.

Zrobił parę kroków w ślad za nim i zatrzymał się.

Auraya?

Nie wierzył własnym oczom. I nie wierzył w zbiegi okoliczności.
To byłoby zbyt piękne, by mogło być prawdziwe...

Stał bez ruchu patrząc, jak Kaldor zwala z nóg damskiego boksera. A potem sam pada na podłogę, trafiony celnym ciosem.

Pokręcił głową.
Jego narwany braciszek musiał się jeszcze wiele nauczyć o różnych sposobach rozwiązywania konfliktów...
Wystarczył niedostrzegalny gest, by szykujący się do zadania kolejnego ciosu osiłek stracił nagle grunt pod nogami, które nagle powędrowały w różne strony świata.
Zwalił się z łomotem na podłogę, wprost pod nogi kolejnego zbira.
W sekundę później lina podtrzymująca ciężki, ozdobny, nigdy nie używany świecznik pękła... Potężna drewniana konstrukcja runęła w dół, przygniatając kolejnych dwóch mężczyzn, chcących zaatakować Kaldora.

- Ale walło... - wyszeptał stojący niedaleko Celryna pijaczek.

Tree zaświergotał z uznaniem.


"Pijany Kapitan" został za ich plecami. Razem z całym bałaganem. I kilkoma osobami, które ciągle nie mogły dojść do siebie.
Celryn popatrzył na Aurayę, ciągle oszołomioną po ciosie. Stojącą na nogach tylko dzięki temu, że Kaldor i Celryn podtrzymywali ją z obu stron.

- No, siostrzyczko... Obudź się wreszcie! - powiedział.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-09-2009, 08:41   #4
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Zaskoczyl ja. Gdyby nie to z cala pewnoscia.... Jednak ja zaskoczyl w efekcie czego miala teraz niezle halucynacje. Tylko od kiedy zwidy maja moc podtrzymywania na wpol zemdlonego ciala? Nie wiedziala, jednak oni nie mogli byc prawdziwi. Moze wciaz lezy na podlodze tawerny otoczona przez pijanych kompanow.. Jak mu bylo? Amar... Tak, przez pijanych kompanow Amara. Jezeli tak bylo, a byla o tym przekonana, to moze sie przynajmniej przez chwile nacieszyc bracmi-nie bracmi.

- Celryn! Kaldor! Jakie z was przystojne zwidy.

Wykrzyknela rzucajac sie im na szyje i calujac goraco w usta.

- Jak ja sie za wami stesknilam. Nie macie pojecia! Moze byscie tak czesciej wpadali? Co prawda nie mam zamiaru drugi raz oberwac w twarz od jakiegos przerosnietego impotenta to jednak.. Milo was widziec kochani...

Szczebiotala wpatrujac sie z uwielbieniem to w jednego, to znow w drugiego z elfow. Tak. Dla takich halucynacji mozna bylo od czasu do czasu zarobic cios w zeby. Byle nie za czesto. Nagle zdala sobie sprawe z czegos na co wczesniej nie zwrocila uwagi.

- Co do....

Byla mokra! Natychmiast oderwala sie od Celryna, na ktorym uwiesila sie chwilke temu. Tak, bez dwoch zdan cala gore sukienki wlacznie z wlosami i twarza miala oblana...

- Piwo!

Wspaniale! Jedwab i piwo. No to byla sobie suknia. Co za idiota wylewa piwo na tak drogi material?! Odpowiedz przyszla wraz z widokiem pustego kufla w dloni Kaldora. Natychmiast zapomniala o sukni, tawernie, Amarze i calym swiecie. Zwidy nie nosza ze soba kufli piwa i nie wylewaja jego zawartosci na nieprzytomne kobiety. Zwidy nie wytaszczaja zemdlonego ciala z tawerny. Watpliwym bylo rowniez by byla to halucynacja zbiorowa, a sadzac po rozezlonym mezczyznie, w ktorym rozpoznala syna wlasciciela "Kapitana", nie tylko ona zauwazyla pojawienie sie przystojnych elfow.

- Wy naprawde tu jestescie...

Wyszeptala wciaz lekko niedowierzajac. Merik wlasnie odebral swoja wlasnosc rzucajac wrogie spojzenia na jej braciszka i nieco innego rodzaju spojzenie na mokry przod sukni Auraii.

- Lepiej sie gdzies zaszyj razem ze swoimi chlopakami. Amar wstawal jak wychodzilem i raczej nie mial dobrego humoru. Po rzeczy mozesz wpasc pozniej.

Co mowiaz rzucil ostatnie spojzenie na oblepione mokrym materialem piersi elfki po czym pospiesznie oddalil sie ze swym odzyskanym kuflem. Auraya jeszcze chwile spogladala za nim nie maja odwagi spojzec na braci. Myslala o czasach kiedy oboje chadzali w drogich strojach, jezdzili na wspanialych rumakach i otoczeni byli szacunkiem. Przypomniala sobie nauki matki o tym jak powinna zachowywac sie dama z wysokiego rodu. Co by powiedziala widzac ja teraz? Co mysla sobie Celryn i Kaldor widzac ja w takim stanie, w takiej sytlacji? Myslala, ze zgineli, ze zabralo ich morze. Czy to jednak ja tlumaczy ? Latwo jest zyc bez ograniczen gdy na swiecie nie ma sie nikogo, kto by cie rozpoznal i pamietal z czasow gdy ...
Odwrocila sie tylem czujac jak lzy naplywaja jej do oczu. Odzyskala ich. odzyskala swoich ukochanych braci i nie mogla sie tym cieszyc. Nie bez wstydu. Wygladali tak ... Elfio. Ona zas... Spojzala w dol, na doskonale widoczne pod materialem piersi, na gleboki dekold. Ona zas wygladala niczym zwykla ulicznica. Co powiedza? Czy...

- Aurayo!!

Okrzyk Amara wybil ja z ponurych mysli. Cokolwiek sobie o niej pomysla musi ich stad zabrac zanim ten idiota ich znajdzie i wbije sobie do glowy jakies glupoty. Tylko gdzie? Jej pokoj znajdowal sie obecnie w "Kapitanie". Byla w miescie zbyt krotko by poszukac sobie czegos lepszego, a do mieszkania Amara ich przeciez nie zabierze...

- Prosze powiedzcie, ze macie tu gdzies pokoj.

Wyszeptala blagalnie odwracajac sie twarza w ich strone.

- I powiedzcie, ze naprawde tu jestescie, ze to nie halucynacje, ze...

Glos sie jej zalamal i wybuchnela placzem.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 25-09-2009, 11:14   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Takiego ognistego pocałunku i gorącego uścisku dawno nie otrzymał od nikogo.
Jeśli to miało odzwierciedlać radość ze spotkania, to było całkiem nieźle.
Auraya ponownie rzuciła mu się w ramiona. Przygarnął ją, nie zważając na nadmiar piwa pokrywający znaczny kawałek siostry i z ochotą przenoszący się na jego ubranie.
Albo się wypierze, albo wyrzuci.
Dla takiego spotkania warto stracić majątek. Pieniądz - rzecz nabyta. W przeciwieństwie do siostry.

Nagle Auraya ze zduszonym okrzykiem wyrwała się z jego ramion i spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Wy naprawdę tu jesteście...

Nim Celryn zdołał powiedzieć chociaż słowo zbliżył się do nich młodzian, którego Celryn widział wcześniej w "Pijanym Kapitanie".
O ile na Aurayę spoglądał całkiem przychylnym wzrokiem, o tyle spojrzenie skierowane na Kaldora było zdecydowanie mniej przyjazne. Można by powiedzieć nawet, że dość wrogie. I nic dziwnego - gdyby każdy gość wychodząc z "Kapitana" zabierał sobie jakąś pamiątkę, to wkrótce goście tawerny musieliby pić z beczek. Chociaż pewnie niektórzy byliby tym faktem zachwyceni.
Młodzian bezceremonialnie odebrał Kaldorowi kufel i oddalił się, obdarzywszy Aurayę pełnym zainteresowania i podziwu spojrzeniem. Oraz przyjacielskim ostrzeżeniem.

Na twarzy dziewczyny... nie... dorosłej już kobiety... pojawiła się nagle cała gama przeróżnych uczuć, zmieniających się tak szybko, że trudno było się w nich do końca połapać.
Tree zaćwierkał z niepokojem, jakby i do nieco dotarły niektóre z myśli Aurayi.

- Jesteśmy, siostrzyczko... - Celryn przygarnął do piersi Aurayę, nie zważając na to, że obficie płynące łzy jeszcze bardziej moczą mu przód koszuli. - Jesteśmy znowu razem i nie znikniemy z twojego życia.

Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i pomógł Aurayi otrzeć łzy.

Gniewny głos wypowiadający imię Aurayi rozległ się w powietrzu.

- Znikamy stąd - zaproponował Celryn, a Tree ćwierknął z aprobatą.

Co prawda Celryn bez wahania i skrupułów rozprawiłby się z tamtym awanturnikiem i jego kompanami, bez względu na to, co powiedziałaby cała piątka Kapitanów, ale wolał zawsze załatwiać sprawy po cichu... Bez nadmiernego, niepotrzebnego nikomu rozgłosu i efektów specjalnych na ulicy.

Podał Aurayi ramię i ruszył w stronę centrum.

- Jestem tu przejazdem, ale mam pokój w "Siedmiu Żaglach" - powiedział.

Zimny podmuch wiatru przebiegł ulicą. Auraya zadrżała.

- Osioł ze mnie... Zmarzniesz... - Celryn puścił ramię siostry i zaczął ściągać płaszcz, której to czynności towarzyszyło niezbyt zachwycone poćwierkiwanie tressyma. - Proszę, załóż to...

- I jeszcze jedno... Na śmierć zapomniałem... To jest mój przyjaciel, Tree. Tree, przywitaj się z moją siostrą.

- A teraz pytanie... Najpierw pokój i coś na rozgrzewkę przed kolacją, czy chcesz sobie sprawić coś do przebrania?

Auraya przyjęła płaszcz i obdarzyła zwierzątko nieco niepewnym uśmiechem. Na ostatnie pytanie brata odpowiedziała cicho.

- Może jednak to drugie.. Tylko... Ja... Wszystko co mam zostało w "Kapitanie" więc...

Po czym spojrzała w oczy Celdryna z niemą prośbą, by sam się domyślił, o co jej chodzi.

Przed oczami Celryna pojawiła się nagle wystawa, którą mijał nie tak dawno temu.


Cmoknął Aurayę w policzek.

- Nie przejmuj się. Widziałem niedaleko stąd pewną suknię. Jestem pewien, że tamten odcień ci się spodoba. Chodźcie - ruchem ręki ponaglił Kaldora, który zatrzymał się by sprawdzić, czy natręt z "Kapitana" czasem za nimi nie idzie.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-09-2009, 02:37   #6
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację

To była piękna noc… gwiazdy świeciły jasno, księżyc był prawie w pełni, powietrze było niemal czyste i rześkie…

Jednak gdzieś w międzyczasie ta noc przybrała niezwykły obrót dla Kaldora, który właśnie wstawał z podłogi i walczył z protestami własnego żołądka przeciw biciu go pięściami.

Kiedy wreszcie wstał i mógł sobie obiecać w pewnym stopniu, że nie zwymiotuje… było już po wszystkim. I najwyraźniej ich trójka zbierała się do wyjścia.
Wciąż oszołomiony i upokorzony Kaldor skupił na chwilę wzrok na jedynej rzeczy w zasięgu ręki, która mogła mu pomóc. Kufel piwa, stojący sobie bezpańsko na jednym ze stolików. Jakże mógł się oprzeć?

Chwycił go i momentalnie zaczął pić. Ohydne szczyny wlewały się do jego gardła. To nic, tak miało być…
Nie zdążył jednak wypić kilku łyków, kiedy ktoś go pociągnął za ramię i sprawił, że cała zawartość kufla gdzieś poleciała.

No tak, jego braciszek. Musieli iść. Nim się obejrzał, już byli całą trójką poza karczmą – bracia troskliwie podtrzymywali Aurayę, która wciąż nie wyglądała za dobrze… zaś Kaldor zorientował się, że wciąż trzyma w dłoni pusty kufel piwa.

- Celryn! Kaldor! Jakie z was przystojne zwidy. – usłyszał nader melodyjny głos siostry, za którym podążyły znienacka gorący pocałunek i rzucenie się na szyję.

Elf, mimo wszystkich lat praktyki w czujności i opanowaniu, poczuł się szczerze i mile zaskoczony. Właśnie dostał ostateczne potwierdzenie swojej tezy o odzyskanej rodzinie.

Chwilę później z karczmy wyszedł zdenerwowany syn właściciela. Patrząc to na niego, to na trzymany we własnej dłoni kufel, Kaldor zrozumiał o co chodziło i wyciągnął rękę by mu go oddać.
Mimo to naczynie zostało mu wyszarpane gestem pełnym złości.
- Nie ma za co… - pomyślał, ruszając bezgłośnie wargami i odwrócił się z powrotem do swojego rodzeństwa mając nadzieję ustalić dalszy plan działania.

Od tygodnia miał mieszkanie, całkiem przytulne – trzy pokoje i prywatna łaźnia było tym, do czego zabójca lubił wracać po ciężkim dniu. Miał nadzieję pomieszkać tam dłużej… miał nadzieję, że pewne osobistości w tym mieście dadzą mu wreszcie spokój. Jednak wiedział, że to tylko czcze marzenia.

Chociaż… jeszcze niedawno za takowe uważał cudowne odzyskanie rodziny. Elf uśmiechnął się na tę myśl. Cuda naprawdę się zdarzają… ciekawe czy mają jakieś limity?

- Aurayo!! – męski krzyk wyrwał go z zamyślenia. Obejrzał się w tamtym kierunku. To był ten sam człowiek, któremu Kaldor dopiero co dał po mordzie.
Westchnął ciężko. Patrząc się wciąż na pijanego, niedoszłego kochanka jego siostry, jednocześnie myślał nad pewnym planem i słuchał co mówi Cerlyn i Auraya.

Efektem był wybuch płaczu jego siostry. Jego siostry. Jego biednej i bezbronnej siostrzyczki…

Dopiero co odzyskał rodzinę, a już myślał o tym, co by było gdyby znów ich stracił.
NIE. NIE POZWOLĘ ŻEBY JAKIŚ SKURWYSYN DOPROWADZAŁ AURYAYĘ DO PŁACZU.

- Chodźcie. – usłyszał nagle głos brata ponaglający go.
- Ja… - odwrócił się, wyrwany z zamyślenia. Po chwili podszedł do nich i razem zaczęli iść.– „Siedem Żagli”, słyszałem. Muszę coś załatwić, bardzo pilnie. Spotkamy się tam niedługo.

Było ciemno, a oni szli po tej stronie ulicy, gdzie widać było najmniej. Doskonale.
W tamtej chwili Kaldor dał znak Cerlynowi, by szli dalej, zaś sam skręcił momentalnie w wąską, boczną uliczkę.

Był w swoim żywiole. Założył kaptur swojego płaszcza i odwrócił się. Bardzo lubił tą część swojego ubrania, ponieważ zapłacił kiedyś podróżnemu magowi za umagicznienie jej.

Nie wiedział dokładnie jak to działało, ale wewnątrz kaptura była teraz ciemność. Najprawdziwszy, nieprzenikniony mrok który obejmował również twarz Kaldora, znanego lepiej w tych okolicach jako Cykada.


Wciąż go słyszał. Kretyn szedł wzdłuż ulicy i lamentował żeby Auraya do niego wróciła. Że się zmieni, że będzie lepszy, że…
Przestał. Został nagle zaskoczony przez mrok, który wciągnął go w wąską uliczkę i przycisnął do ściany przystawiając sztylet do gardła.
- A…yyy! – wymamrotał coś niewyraźnie Amer. Kaldor znał go – wykonywał dla niego niedawno zlecenie, ale nie pamiętał jakie. – Ty… eee…

Człowiek był bardziej pijany niż elf na początku zakładał. To dobrze. Łatwiej pójdzie.
- Cykada? Co ty... jak...– powiedział wreszcie człowiek chwiejąc się na nogach, mimo iż Kaldor przytrzymywał go i przytwierdzał do ściany. Aż zastanawiał się, jakim cudem jego ostrze jeszcze mu nie przecięło gardła.

Teraz, kiedy Amer uświadomił sobie kim był elf, zaczął się bać. Zabójca widział to w jego oczach, w pocie który nagle wstąpił na jego czoło i w drgawkach całego ciała, jakby pijak właśnie dostał ataku padaczki.
Tak, był dobrym zabójcą. Najwyraźniej również znanym.
- Gratuluję, poznałeś mnie. – odparł Kaldor lodowatym głosem. – Trzymaj się od dziewczyny z daleka. Jeśli zobaczę, lub dowiem się, że próbowałeś z nią czegoś, wyrwę ci jaja i wepchnę do gardła.

Amer wytrzeszczył oczy i pokiwał paralitycznie głową na znak, że się zgadza.
- Doskonale. – powiedział elf puszczając pijaka i odchodząc w głąb małej uliczki. Powoli.

Powiedz to. Powiedz to…
Powiedział.

- Ona jest moja! SŁYSZYSZ?! – krzyknął Amer odzyskawszy nieco odwagi, kiedy tylko zabójca odszedł kawałek. – NIE UDA CI SIĘ JEJ OCHR…

Nie dokończył. Nie miał szans. Kaldor zbyt dobrze wymierzył rzut sztyletem w jego twarz. Upadł na plecy wskutek uderzenia. Elf podszedł i wyjął swoją broń, która była wbita tuż nad lewym okiem. Właściwie to nawet o nie zahaczała.

Zabójcy to jednak nie obchodziło – rosnąca kałuża krwi wokół Amera stwierdzała, że jest martwy. I nigdy już nie doprowadzi do płaczu jego siostry.

Wytarł sztylet, cały we krwi i czymś… lepkim o ubranie pijaka, po czym schował go za pas i wyszedł na główną ulicę. Tak po prostu.

Skierował swe kroki ku „Siedmiu Żaglom” i zaczął się zastanawiać nad tym, co powiedziała Auraya. Halucynacje… żeby tylko oni… Cerlyn i Auraya nie okazali się jego zwidami… żeby byli w tym zajeździe…

Przyspieszył kroku.
 
Gettor jest offline  
Stary 26-09-2009, 23:20   #7
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Miala ochote ponownie rzucic sie bratu na szyje. Celryn.. Troche sie zmienil odkad go ostatnio widziala. Czyzby nabral lekkosci obyczajow? Miala nadzieje ze tak. Miala nadzieje, ze propozycja kupienia ubrania nie wynikla z morlanego pragnienia by okryc doskonale widoczne piersi siostry, a naprawde tylko z tego zeby sie nie przeziebila. Zreszta... Czy to takie wazne z jakiego powodu zapraszal ja na zakupu? Zakupy to zakupy i musialaby nie byc kobieta zeby z miejsca go nie pokochac za sama wzmianke o nich. To, ze i tak go kochala dowodzilo jedynie tego, ze gdzies tam ukryte sa wieksze poklady milosci zarezerwowane dla tych nielicznych potrafiacych zrozumiec dusze damy. Szla wiec z rozpromienionym wzrokiem, otulona w ciepla peleryne Celryna i planowala. Kaldor gdzies znikl. Troche ja to zabolalo. Dopiero co sie spotkali, a on juz gdzies znika... Co bylo wazniejsze od niej? Co od Celryna? Czyzby nie cieszyl sie tak z ich spotkania? Na chwile jej usmiech ustapil miejsca smutkowi, ktory targal jej serce. Czy i on sie zmienil? Nie tak jak Celryn, ale w drugim kierunku? Przeciez mial na to czas... Jezeli trafil w odpowiednie towarzystwo to czy mialby szanse zachowac chociaz czesc ze swej radosnej natury? Miala nadzieje, ze tak. Miala nadzieje, ze to co musial tak pilnie zrobic nie wiazalo sie z czyms... zlym.
Tymczasem jednak dotarli przed sklep i na twarz Auraii powrocil wesoly usmiech. Na wystawie stala kukla odziana w sliczny ale troche nie pasujacy dla elfki stroj. Byl nieco zbyt.. wojowniczy. Ona potrzebowala delikatnych tkanin. W koncu zeby wsadzic sztylet miedzy zebra czyjes nie musiala nosic zbroi.
Gdy wchodzili cisze pomieszczenia rozdarl dzwiek dzwoneczke uwieszonego nad drzwiami. Natychmias z zaplecza wyskoczyla chuda staruszka o koscistych dloniach wygladajaca jakby cale zycie spedzila nad kolowrotkiem.

- A witam, witam szanownych panstwa. Suknia dla pani? Tak, przecie widze. Stara Muraya swoje wie i wie co sie panience bedzie podobac. Oj wie, wie....

Gadala i galala dotykajac jednoczesnie dlonia sukni, tunik, rekawic, luznych materialow, spodni,... bielizny... Auraya czula, ze serce zaczyna jej drzec z oczekiwania i podniecenia. Rzucila krotkie spojrzenie na brata oczekujac jego pozwolenia, a gdy je wreszcie otrzymala w postaci kiwniecia glowa... Nic jej nie moglo powstrzymac. Dolaczyla do staruszki muskajac opuszkami kolejne z podsowanych jej materialow.

- Tak, tak.. Stara Muraya wie co dla panienki dobre.. O ta.. Ta bedzie idealna... Do tego to.. i to... i koniecznie panienka musi miec to...

Pokazywala, odkladala na bok i juz ciagnela elfke do kolejnej lsniacej, matowej, wyszywanej lub marszczonej rzeczy.
Trwalo to dlugo lecz wreszcie udalo sie im wybrac kompletny stroj, ktory zadowalal zarowno ja, jak i stara sklepikarke. Czas zatem byl wlasciwy by rzeczy te przymierzyc. Auraya pisnela z radosci biorac w dlon zwiewna bielizne i rzuciwszy bratu kolejne spojzenie z cyklu "kocham cie!!" zniknela za zaslona, ktora oddzielala male pomieszczenie garderobiane od reszty sklepu. Nie minelo duzo czasu gdy pojawila sie ponownie tym razem jednak zamiast niebieskiej sukni miala na sobie cos znacznie mniejszego. Bialy material lagodnie otulal jej piersi splywajac w dol fala i tylko delikatnie zaslaniajac druga czesc bielizny, ktora jedynie w niewielkim stopniu zakrywala lono.

- Podoba ci sie?

Zapytala brata okrecajac sie wokolo.

- Bez wątpienia nie jestem obiektywny - Celryn uśmiechnął się. - Wyglądasz rewelacyjnie.

Odwzajemnila usmiech i poslala mu buziaka biorac jednoczesnie glowna czesc garderoby i ponownie znikajac. Wkladajac tunike uslyszala jak staruszka wspomina cos o swojej mlodosci i kochankach, ktorzy rowniez rozpieszczali ja drogimi strojami... Troche ciezko bylo uwierzyc, ze kobieta ta byla kiedys mloda. Natomiast sugestia dotyczaca stosunkow laczacych ja z Celrynem.. Omal nie parsknela smiechem. Po namysle doszla jednak do wniosku ze to troche niesprawiedliwe zostawiac go samego z nieco natretna starszuka. Pospiesznie zawiazala wiec biala szarfe wokol talli i nalozyla dlugie rekawice po czym szybkim ruchem odsunela zaslone w sama pore by powstrzymac kolejna wypowiedz staruszki.

- Gotowa braciszku.

Rozlozyla rece na boki i przechylila lekko glowe spogladajac na Celryna z zadziorna mina.

- Myslisz, ze sie bede podobac?

 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 26-09-2009 o 23:26.
Midnight jest offline  
Stary 27-09-2009, 19:30   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bez wątpienia Auraya zmieniła się nieco od czasu, gdy widzieli się ostatnim razem. Wtedy, jeśli dobrze pamiętał, nie szalała tak za ciuszkami. Teraz stała się typową kobietą.
Z uśmiechem obserwował, jak Auraya nurkuje w stosach odzieży.

Gdy pojawiła się przed nim przyodziana w białe jedwabie, które więcej odkrywały, niż przykrywały tylko się uśmiechnął.

- Bez wątpienia nie jestem obiektywny - powiedział. - Wyglądasz rewelacyjnie.

Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że w takim sklepie bez większego wysiłku można stracić fortunę, ale tym akurat zbytnio się nie przejmował.
W końcu nie codziennie odzyskuje się utraconą siostrę, zaś w jego sakiewce nieprędko miało się ukazać dno.
Poza tym... czyż nie po to istnieli bracia, by sprawiać przyjemność siostrze?

Auraya znów wynurzyła się z otchłani sklepu, tym razem przyodziana w coś, w czym można było się pokazać nie tylko bratu.
Widząc ten strój z aprobatą skinął głową.

- Idealnie. Na ulicy zrobi się prawdziwe zbiegowisko.

Nie do końca był pewien, czy dokładnie o to chodziło Aurai, ale zdawał sobie sprawę z tego, że na ulicy mężczyźni będą się za nią oglądać.

- Spraw sobie do tego parę dodatków, a potem rozejrzyj się za następną kreacją. Jeśli, rzecz jasna, chcesz.

- Parę drobiazgów?... - Oczy Auraii zabłysły. - Skoro nalegasz...

Przez moment wrócił myślą do propozycji lorda Freemantla. Gdyby Auraya i Kaldor mieli ochotę na małą przejażdżkę, warto by pomyśleć o przyjęciu tej oferty. Mogliby bardziej zacieśnić więzy rodzinne, a poza tym... Freemantle był bardzo hojny i szczodrze opłacał wszystkie zlecenia. To wyglądało na łatwe i proste, mogliby sobie zatem zrobić coś w rodzaju wakacji.
Gdyby natomiast rodzeństwo było związane jakimiś kontraktami... Freemantle będzie musiał poszukać sobie kogoś innego. Nie po to się spotkali, by zaraz się rozstawać. Kto tego nie rozumiał, był głupcem.
Ale rozmowa na temat wyjazdu mogła poczekać, aż będą wszyscy razem.
Skrzywił się odrobinkę.
Kaldor mógłby mieć tyle oleju w głowie, by nie zostawiać ich tuż po spotkaniu. Całkiem jakby były sprawy ważniejsze niż Auraya.

Rozsiadł się wygodnie w fotelu, który postawiono tu z pewnością dla takich, jak on. Cierpliwie czekał, zastanawiając się, czym tym razem zaskoczy go Auraya.
Tree, znudzony nieco oczekiwaniem, zszedł z ramienia Celryna i umościł się wygodnie na jego kolanach. Niezbyt zainteresowany strojami zdawał się drzemać.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-09-2009, 13:36   #9
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Jeszcze pare drobiazgow. Dlaczego nie mogli sie wczesniej odnalezc? W poprzedniej miescinie byl taki sliczny i wspaniale wyposazony sklep... Jednak nie miala zamiaru tracic czasu na niepotrzebne rozmyslania o tym co bylo, a nie jest. Z nowa energia zabrala sie za wyszukiwanie co ciekawszych rzeczy. Znalazla wiec spodnie damskie z miekkiej skory. Znalazla czarna koszule haftowana zlotem. Znalazla pasujacy do niej gorset. Plaszcz tez znalazla calkiem ladny, obszyty futerkiem. Po namysle doszukala sie tez butow wysokich i eleganckiego pasa na miecz krotki, ktory to zostal wraz z reszta rzeczy w "Kapitanie". Juz miala zabrac sie za wyszukiwanie czegos na wieksze okazje niz podroz przez wertepy, gdy niespodziewanie doslyszala jak sprzedawczyni zaczyna rozwodzic sie o...

- ... Auraya. Piekna dziewczyna z niej podobno. Glos ma anielski i cialo. Ponoc mezczyzni lgna do niej niczym pszczoly do miodu, a ona na kazdego laskawie spojzec gotowa byle sakiewke mial pelna i spodnie z przodu odpowiednio wypchane. Powiadaja ludzie, ze ostatnimi czasy Amara zlowila. Pewnie to i prawda bo ten ma sie czym pochwalic, a skoro ona w takowych sie lubuje to i dobrze im ze soba bedzie. Choc raczej nie dlugo bo ponoc strasznie z kwiatka na kwiatek skakac lubi ta bardka. Glos jednak ma anielski... Tak powiadaja...


Elfka spogladala przerazona to na brata to znow na sprzedawczynie. Chociaz na kobiete to bardziej ze zloscia niz przerazeniem. Ze tez nie mogla sobie wybrac innego obiektu do zwierzen tylko akurat Celryna. Niech ja pieklo pochlonie.

- Juz skonczylam. Jeszcze tylko to i idziemy.

Rzucila gniewnym tonem przerywajac kobiecie zaczeta wlasnie opowiastke o tym co to niby w lozu owa bardka potrafi. Gdyby tylko mogla ucielaby Amarowi ten jego przydlugi i ruchliwy jezyczek. Nastepnie zas cos nieco nizej, co faktycznie do malenkich nie nalezalo.
Nie patrzac juz na brata, bawila sie szarfa czekajac na pakunki, a gdy te wcisniete zostaly w dlonie Celryna wybiegla ze sklepu jakby ja demony gonily. Bo i gonily, tyle ze sama je sobie na glowe sprowadzila. Szla szybko, przeklinajac z cicha. Przeklety babsztyl. Przeklety Amar. Przekleta jej glupota. Skad jednak miala wiedziec, ze tak sie to potoczy. Przeciez dla niej byli martwi. Nie istnial nikt kto moglby sie zainteresowac jej poczynaniami. Przed kim mialaby sie tlumaczyc. Kogo by to obchodzilo. Powrot braci okazal sie nagle dosc dla niej klopotliwym zdazeniem.
Nie patrzac gdzie idzie wpadla wreszcie na jakiegos rownie szybko idacego mezczyzne.

- Patrz gdzie....

Warknela, jednak zaraz sie opanowala widzac znajoma twarz drugiego z braci.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 28-09-2009, 17:41   #10
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wyliczanka właścicielki sklepu nie zrobiła na Celrynie zbyt wielkiego wrażenia.
Z pewnością nie takie, jak spodziewała się tego Auraya, spoglądająca na niego wzrokiem pełnym przerażenia. Nawet gdyby miał jakiekolwiek wątpliwości, to mina siostry rozwiałaby je natychmiast.

Auraya zdecydowanie niepotrzebnie się denerwowała.
Celryn wolałby co prawda, by z tej wyliczanki zniknął kawałek o pękatym mieszku, ale reszta... On sam nie należał to takich, co żyli w wiecznym celibacie. Jedyna zasada jaką wyznawał - być wiernym aktualnej partnerce.
Auraya była dorosła i sama kierowała swoim życiem. Dopóki wiedziała co robi... I dopóki nie ściągała na siebie kłopotów, nie miał zamiaru się wtrącać.
A już z pewnością nie zamierzał prawić jej żadnych morałów.

Uśmiechnął się do Aurayi pokrzepiająco, ale ta, bawiąc się szarfą, nie zwróciła na to uwagi. Pozostawało poczekać, aż znajdą się sam na sam i rozwiać jej obawy.
Rola sędziego czy strażnika wcale mu nie odpowiadała. Potępiające mowy również nie leżały w jego planach.

Tree ćwierknął pocieszająco w stronę Aurayi, ale ta nie zwróciła na to uwagi. Wbiegła ze sklepu mrucząc coś pod nosem i pozostawiając Celryna samego ze stosem pakunków.

- Może to odesłać panu do domu - zaproponowała Muraya.

- Nie, dziękuję - Celryn pokręcił głową. - Zabiorę wszystko ze sobą. To żadna przyjemność kupić coś i nie móc się tym od razu nacieszyć.

Uiścił zapłatę, mniejszą nawet, niż się początkowo spodziewał i ubrał płaszcz. Lekko tylko pachnący piwem.
Tressym powędrował na ramię, a Celryn, obładowany pakuneczkami, wyszedł ze sklepu, żegnany ukłonami, podziękowaniami, wyrazami szacunku i zaproszeniami do ponownych odwiedzin.

Zamknął drzwi i rozejrzał się.
Auraya, nie czekając na niego, ruszyła przed siebie, nie do końca w dobrym kierunku. "Siedem Żagli" leżało w drugą stronę...
Ruszył szybkim krokiem, by dogonić Aurayę i, co w zestawieniu z wyliczanką zabrzmiałoby jak ironia, zawrócić ze złej drogi.

nie musiał nawet zbytnio się spieszyć. Auraya zatrzymała się gwałtownie, zderzywszy się z mężczyzną, który nagle znalazł się na jej drodze.

- O, Kaldor... - powiedział Celryn z mieszanką zdziwienia i radości w głosie.. - Dobrze, że ją zatrzymałeś. Do "Żagli nie idzie się w tę stronę, Aurayo - dodał.

- Choć, siostrzyczko - podał jej ramię.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172