Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-12-2009, 19:58   #21
 
ZituKX's Avatar
 
Reputacja: 1 ZituKX to imię znane każdemuZituKX to imię znane każdemuZituKX to imię znane każdemuZituKX to imię znane każdemuZituKX to imię znane każdemuZituKX to imię znane każdemuZituKX to imię znane każdemuZituKX to imię znane każdemuZituKX to imię znane każdemuZituKX to imię znane każdemuZituKX to imię znane każdemu
- Ekhm – Kamahl zaakcentował swoją obecność. - Drogi Christopherze. Zgodzę się z Radpolem, iż Twoja uwaga była nieco nie na miejscu. Każda sztuka magii ma swoje zalety i wady. Nie należy oceniać tradycji magii, a magów, którzy się nią posługują. - Tu druid zrobił drobną przerwę. - Jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś o moich umiejętnościach mogę Ci zaprezentować jeden z moich czarów.
Wokół druida powoli zaczęła zbierać się delikatna, zielonkawa mgiełka many. Po chwili jednym zwinnym ruchem ręki Kamahl zaburzył obłok, który ułożył się w kształt kolorowej istotki (Utopia Mycon. Ta po chwili zamroczenia wywołanego przywołaniem wstała i zaczęła pęcznieć. Kamahl dostrzegł zafrasowane spojrzenia obu magów. Po minucie istota wyrzuciła z siebie kolejną. Przypominająca zielonego pająka o mnóstwie pędów wystających z ciała podbiegła do druida. Ten podniósł ją. Po chwili zielona iskra, która przeskoczyła między Kamahlem a przywołaną istotą strzeliła w pajączka i ten zmienił się w wielobarwną mgiełkę. Kamahl odczekał chwilę, po czym powiedział:
- Proszę Christopherze, wykorzystaj tą manę, aby rzucić własne zaklęcie. Przy okazji zapewne już wiesz jak posługuję się magią. I po co.
 

Ostatnio edytowane przez ZituKX : 03-12-2009 o 19:59. Powód: błąd
ZituKX jest offline  
Stary 05-12-2009, 17:43   #22
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Christoper w milczeniu przyjął manę od Kamahla. Zielona mgiełka znalazła się między jego dłońmi, gdy jego usta szeptały zaklęcie. Mgła zawirowała, gdy uczeń Radanda tkał zaklęcie. Spod zielonej mgiełki zaczęło się sączyć złociste światło, świadczące o tym, że chłopak zmieszał energię magiczną druida z własną, pochodzącej z jakiegoś Równiny.

Na ziemi przed chłopcem utworzył się złoty krąg przywołania, a powietrze lekko zafalowało, gdy wewnątrz zaczynała się tworzyć istota. Znikąd pojawiła się mgła, przesuwając i formując w kobiece kształty. Półmaterialny, powietrzny stwór miał cztery metry wysokości i postać pięknej, nagiej anielicy z delikatnymi, rozłożonymi skrzydłami. Anielica miała delikatne kształty i piękną twarz, nie wydawała się stworzona do walki. Mgła, która ją tworzyła, choć gęsta, nie była w stanie stanowić jakiegokolwiek zagrożenia.

- Angelic Wall- wyjaśnił krótko Christoper- potrafi latać, poza tym to creature z zdolnością defender.

Głos chłopaka był smutny i widać było, że nad czymś poważnie rozmyśla. Pozwolił swojej ścianie odejść, co wyzwoliło potężną ilość mgły, która wypełniła ogród. Chłopak zdawał się w niej jaśnieć, gdy podszedł do kamiennego posągu, który również przedstawiał anielicę, tym razem jednak ludzkich rozmiarów. Położył na niej ostrożnie dłoń i zamknął oczy. Po chwili najwidoczniej zebrał w sobie siły, gdyż po ciężkim westchnięciu podjął dialog z Radpolem.

- My… nie jesteśmy tacy, jak nas pan opisał. Zakon jest nie tylko szkołą magii, ale też etyki. Uczymy się w nim, jak dbać o innych, jakich wyborów dokonywać w życiu, a także, jak wielka jest odpowiedzialność magów za każde życie, zwłaszcza te, które sami stworzyli. To prawda, przywołujemy na stałe świadome istoty, podobnie jak inni magowie. Jedyna różnica polega na tym, że z wszystkich Tradycji Magii nasza posiada najwięcej istot o świadomości ludzkiej, jak i najwięcej ludzi. Wiem, jak to wygląda. Nie myślcie o nas źle, nie znęcamy się nad tymi istotami i nie niewolimy ich. Traktujemy ich z pełnym szacunkiem i rozumiemy ich wolność oraz prawo do własnego życia. Mamy najwyższą kulturę względem naszych [/i]creature[/i] z wszystkich Szkół. Jeśli już zdecydujemy się przywołać człowieka lub anioła na zawsze, co poprzedza długi czas rozmyślań, to uznajemy go za swego brata, takiego samego, jak wszyscy inni, którzy nas otaczają. Nasi słudzy, jak mogliby państwo to określić, są dla nas niczym rodzina. Kochamy ich i dokładamy starań, by byli szczęśliwi, czymkolwiek jest dla nich szczęście. Zawsze mogą nas opuścić, jeśli tego właśnie pragną.

Było widać, że słowa Nekromanty zadały chłopcu ból. Mimo to odpowiadał rzeczowo, nie dając się ponieść emocjom. Gdyby nie melancholiczny ton jego głosu, moglibyście uznać, że przeprowadza wykład, mówiąc do młodszych magów o odpowiedzialności i trudnych pytaniach etycznym, z jakimi muszą sobie poradzić.

- Nigdy w całej historii Zakonu Czystości nie zdarzyło się, żebyśmy rozmyślnie dopuścili się okrucieństwa względem naszych przywołanych istot lub ludzi, z którymi dzielimy teren do życia. Owszem, niekiedy musieliśmy dokonywać trudnych wyborów, poświęcić jedne życia, by inne mogły wzrastać w pokoju. Taki jest już świat. Nasza mana nigdy jednak nigdy nie pozwoliła nam zbaczać z tej ścieżki. Im potężniejsi byliśmy, tym bardziej wzrastały nasze dusze.

Rzeczywiście, tu zarówno Radpol, jak i Kamalh musieli się zgodzić. Mimo kontrowersji związanych z zaklęciami przywołania Białych, słynęli oni z wszelkich cnót i troski o innych.

Christoper odwrócił się wreszcie od marmurowego, trochę już podniszczonego posągu anioła i zwrócił się prosto w stronę Honissa. Tym razem z jego oczu biła wściekłość, ale jeszcze większa była w nich pogarda, gdy mówił o Mrocznych Magach.

- Właśnie dlatego, panie Radpol, Zakon tak nie cierpi Akademii. Nekromanci nigdy nie potrafili wziąć odpowiedzialności za ohydztwa, które tworzyli, a także za ludzi, którzy mieszkali na ich Bagnach. Gdyby było inaczej, nie musielibyśmy ratować teraz biednych wieśniaków z Skullhod. Z tego właśnie powodu nasze „misterium”, jak to pan ładnie określił, przewyższa Pańskie. Może pan sobie mówić o świadomych niewolnikach, ale to Pańska Akademia była i jest przyczyną cierpień tysięcy ludzi, a nie mój Zakon. Radzę o tym pamiętać na następny raz.

Jak więc było widać, Christoper również potrafił pokazać pazurki, choć nie wyglądał na takiego, który potrafi to zrobić. Radpol musiał naprawdę go rozwścieczyć, gdyż odwrócił się na pięcie od dwójki magów i wyszedł z Ogrodu Wewnętrznego, nawet nie żegnając się z sympatycznym druidem.

Wkrótce mgła również się rozwiała, zupełnie, jakby drażliwego Białego Maga nigdy tu nie było. Pozostał po nim tylko niesmak.

~*~

- Hmmmmm…- zamyślił się Miroth, poprawiając swoje okulary.

- Nie jestem przekonany. Twój plan jest dobry, ale nie wiem, czy dalibyście sobie radę, gdyby Radpol i ten półelfi kultysta zawiązali przeciwko wam przymierze. Martwi mnie zwłaszcza Kethenai z jego nieznanymi nikomu zaklęciami. Wolę nie myśleć, jaką mocą może dysponować. Z tego co mówisz wynika jednak, że nie darzą się sympatią. To dobrze, będziesz mogła to wykorzystać. Wedle moich danych, Honiss opuścił Morgul ze względu na „bluźnierstwa”, jak to określają Biali. Nie lubi zarówno Najwyższego, któremu oddaje cześć Zakon, jak i demonów, do których modlą się niekiedy Mroczni. Gdyby zaczęli być zbyt blisko z renegatem, mogłabyś wywołać między nimi konflikt na tym polu…

Miroth zmarszczył brwi, po czym spojrzał badawczo na swą rozmówczynię i postanowił szybko dodać:

- Nie myśl, że chcę sabotować to przedsięwzięcie, jednak czuję obrzydzenie na myśl, że będziesz musiała pracować z takimi osobami. Zarówno Góra Dharmyth, jak i Krąg Elethian oraz Zakon Czystości zrobiły wszystko co w ich mocy, by współpraca między czarodziejami przebiegała bez zarzutu. Wybraliśmy osoby spokojne, zrównoważone i w naszej opinii dobrze przygotowane nie tylko magicznie, ale i społecznie do tego ważkiego zadania. Niestety, Wieża kompletnie zawaliła sprawę. Nie przepadam za Beine’m, ale on przynajmniej wybrał całkiem dobrego maga. Może nieco nieprzyjemnego, ale o płonnym umyśle i pozbawionego okrutnych zamiłowań innych Nekromantów. W tym składzie moglibyście być spokojni. Jednak Hiram i ten jego mag, który powinien zgnić w lochu… to zaburza równowagę, którą z takim trudem chcieliśmy wprowadzić do waszej grupy. Możliwe, że mylę się co do Radpola, ale to, co mi przed chwilą o nim powiedziałaś, wcale mnie nie uspokaja.

Mężczyzna chwycił się za brodę i zamknął oczy. Widocznie znowu coś rozważał, a Marika stała grzecznie, czekając, aż skończy swoją analizę sytuacji. Po minucie jej przełożony otworzył oczy i spojrzał na nią.

- No nic, życzę Ci pomyślnej podróży. Ze swojej strony zapewniam, że będziemy razem z Eredin obserwować w radzie Błękitnych i Czarnych. Nie zawsze się rozumiemy, Druidka bywa dumna i niedostępna, ale jest dobrą osobą. Myślę, że Radand też się przejmuje obecnością pewnych osób w Grupie Zjednoczenia, ale nie okazuje tego po sobie. Zresztą, jest już stary i ma naprawdę dużo obowiązków, nie widzę powodu, dla którego miałbym mu zawracać głowę gierkami Hirama. Powinien obserwować was, a nie Radę- stwierdził przedstawiciel Góry w Radzie, po czym uśmiechnął się przepraszająco. Czasem zdarzało mu się rozgadać nad jakąś ważną dla niego kwestią, zazwyczaj był jednak konkretny i zrównoważony, zupełnie, jakby był Błękitnym, a nie Czerwonym Magiem.

- Pozdrawiam Cię i ponownie życzę udanej podróży- pożegnał się, tym razem na dobre, podając Marice rękę i obdarzając ją serdecznym, przyjacielskim uściskiem dłoni.

~*~

Następnego dnia, o poranku, wszyscy młodzi adepci magii zebrali się pod Wieżą Rady, by wyjechać do oddalonego Skullhod i wykonać swą pierwszą misję. Zadanie wydawało się łatwe, lecz kwestią równie ważną jak pokonanie Króla Szczurów było sprawdzenie, czy magowie tak różnych Szkół będą w stanie efektywnie z sobą współpracować.

Na swych wychowanków czekali wszyscy Arcymagowie z wyjątkiem tajemniczego Baine’a, który najwyraźniej nie uznał za ważne przybyć i pożegnać Radpola. Bardzo możliwe, że nie uważał go za małe dziecko i zostawił samego sobie, mógł też jednak pokazać tym gestem, że jest wściekły, iż ktoś tak uzdolniony śmiał opuścić Akademię Morgul, lub powiedzieć wszystkim, że ma ten cały cyrk głęboko w nosie. Nikt go bliżej nie poznał i naprawdę trudno było stwierdzić, co stoi za jego nihilistycznym i pogardliwym stosunkiem do świata.

Zabrakło również Króla Foltesta, który był zbyt zapracowany by przybyć, przesłał więc list za pomocą Radanda. Staruszek otworzył go swymi chudymi, zmarszczonymi dłońmi i przeczytał, co chwilę zatrzymując się i wytężając wzrok, by odczytać jakiś wyraz. Władca napisał, że jest bardzo dumny z wszystkich magów, którzy zajmują miejsce w Grupie Zjednoczenia, a także, że Grupa ta jest nadzieją królestwa. Sądząc jednak po tym, że Arcymag Światła musiał bardzo często się zatrzymywać, by rozszyfrować pismo króla, jak i po tym, że cała wiadomość była niezwykle krótka, obecni nie mieli problemów z uznaniem, że zapracowany Foltest po prostu napisał go w ostatniej chwili i wręczył Radandowi, najpewniej spiesząc się na spotkanie i wymieniając z nim tylko kilka słów.

Sam Radand był jak zwykle miły, traktując swych podopiecznych jak wnuczęta. Przytulił Christopera, złożył najserdeczniejsze życzenia Kamahlowi, komplementował wygląd Mariki, którą nazwał „Słońcem”, stwierdził, że obecność Nekromanty w drużynie bardzo go cieszy, a nawet uśmiechnął się podczas ściskania dłoni tajemniczemu Keth’enai’owi.

Eredin wydawała się być również w wyśmienitym humorze. Jak zwykle dumna, uśmiechała się leciutko, tym razem ubrana w złocisto-białą suknię. W dłoni trzymała kosz pełen czerwonych jabłek, które wręczyła odjeżdżającym czarodziejom, co było niezwykle zaskakującym i miłym gestem. Nagle kobieta wydała się wszystkim mniej niedostępna niż wczoraj.

Miroth zaś trzymał się z daleka, czytając jakąś książkę. Uścisnął dłoń każdemu, ale potem znów wrócił go lektury, mało interesując się innymi wydarzeniami i przerywając czynność tylko wtedy, gdy grzeczność absolutnie tego wymagała. Dziwny człowiek.

Hiram natomiast uśmiechał się swoim zwykłym uśmiechem, o którym mówiono, ze skrywa pod sobą wszystkie pragnienia i cele Niebieskiego. Jego oczy patrzyły jednak badawczo po kolei na wszystkich, najdłużej zaś na półelfa.

- Tak więc…- zaczął Arcymag Światła, widząc, że pożegnania się kończą- czas wam wyruszyć w drogę. Niedługo przybędzie kareta, która was odwiezie. Gdybyście mieli ostatnie pytania, spostrzeżenia lub życzenia, to nie obawiajcie się ich przedstawiać, dzieci. Jesteśmy tu dla was.

- Możecie mówić śmiało o wszystkim- dodała Eredin z wytwornym uśmiechem, który mógłby zaczerwienić niejednego mężczyznę.

- Ehe- dodał Miroth, nie odrywając się od książki, czym zaskarbił sobie pełne pogardy spojrzenie elfki.
 
Kaworu jest offline  
Stary 28-12-2009, 23:26   #23
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Nastała więc chwila odjazdu.

Pod siedzibę Rady przyjechała karota z wyrytym na drzwiach symbolem Królestwa Niary i Rady Magii, a za nią wóz, na który służba wpakowała kufry z przedmiotami osobistymi nowo powstałej grypy. Ubrania, księgi zaklęć, magiczne składniki, kotły, mapy, żywność- wszystko to wkrótce znalazło się na wozie.

Magowie po kolei pożegnali się i wsiedli do wozu. Eredin pomachała wyjeżdżającym czarodziejom, Hiram ukłonił się z dźwiękiem i swym nieodłącznym, dwuznacznym uśmieszkiem, Miroth oderwał się od książki i odprowadził podróżników wzrokiem, Beine odszedł zaś tak szybko, jak tylko się zjawił. Radand zaś…

Parę osób spojrzało z zaciekawieniem na Radanda, do którego tulił się Christoper, zapewniając, że będzie pisał regularnie i wróci cały i zdrowy. Grupa zjednoczenia była wyraźnie zaskoczona i nie wiedziała, co zrobić, patrząc na tą dziwną scenę, jednak Arcymagowie byli najwyraźniej przyzwyczajeni do takiego zachowania. Miroth taktownie odwrócił wzrok, Eredin spojrzała ciepło na dwójkę mężczyzn, a Hiram zmienił delikatnie swój wyraz twarzy. Tym razem jego uśmiech był szczery, choć można by było przysiąc, że jest taki tylko wskutek dobrze tłumionego chichotu.

- Tak więc, moje dzieci- przemówił dostojnie Arcymag Światła, gdy chłopiec w końcu się od niego odkleił i zajął miejsce w karecie- udzielamy wam błogosławieństwa. Tam, gdzie jedziecie, nie będziemy mogli was wspomagać, lecz mamy nadzieję, że wasze umiejętności ochronią was przed niebezpieczeństwem.

Pomachał magom życzliwie, dając jednocześnie znak woźnicy, by ruszył w podróż. Jego wychowankowie odjechali, zmierzając ku nowej przygodzie.

~*~

Marika wystawiła głowę przez okno karety, rozmyślając.

Dla wszystkich było jasne, że sytuacja w Królestwie jest poważna. W ciągu dwóch tygodni ich podróży napadnięto ich już trzy razy. Oczywiście, słabe, niewyszkolone grupki bandytów liczące najwyżej po siedem osób nie były zagrożeniem dla magów, nawet młodych, ale tak wielka przestępczość była zagrożeniem, i to poważnym. Świadczyła nie tyle o kryzysie wewnętrznym kraju, co o kryzysie narodu. Zewsząd dochodziły pogłoski o działalności magów-renegatów, atakach potworów lub band zbójów. Magowie, którzy postanowili być wierni swemu krajowi, nie mogli zapanować nad wszystkim. Skupieni na walce z zdradzieckimi czarnoksiężnikami i potworami, zostawili zwykłych bandytów ludziom, jednak ani obywatele, ani struktura państwa nie była nigdy w takiej sytuacji. Magowie, którzy zazwyczaj utrzymywali porządek, zawiedli. Oddziały obywatelskie i na szybko powołane oddziały policji nie mogły jednak poradzić sobie z problemami. Gdyby odpowiednie instytucje istniały od dłuższego czasu, sytuacja wyglądałaby o niebo lepiej. Niestety, obecnie panował administracyjny chaos i przepychanki o to, czyj jest jaki obowiązek.

Kobieta spojrzała na krajobraz przemykający jej przed oczami. Rozległe pola złocące się od zbóż i falujące na wietrze należały już do przeszłości. Teraz znajdowali się na terenie Nekromantów, lepkim i oślizgłym jak oni sami. Powietrze było wilgotne, ziemia miękka, drogi pełne kałuż wybojów i nagłych zwężeń. Pobliskie bagna porastała roślinność, głównie paprocie i wysokie, wychudłe drzewa, wyglądające, jakby ostrymi gałęziami chciały rozszarpać niebo. Od czasu do czasu magowie słyszeli w nocy, jak coś przemieszcza się po tych srogich terenach. Woleli nawet nie myśleć, co to może być.

- Skullhod, oto i ono- powiedział woźnica.

Obok głowy Mariki z pojazdu wyrosła głowa Christopera, który zaciekawiony, obserwował wjazd do wioski.

Shullhod było małą wioską, liczącą około 40 domów różnej wielkości. Wszystkie były zrobione z drewna, wszystkie też były rozmieszczone niezwykle chaotycznie. W samym środku miejscowości znajdował się wyjątkowo duży budynek z znanym szyldem: kuflem pełnym piwa. Miejsce zapewne służyło wieśniakom za miejsce spotkań i spędzania długich, zimowych wieczorów.

Kareta zatrzymała się w mulistej ziemi przed karczmą. Woźnica zeskoczył z pojazdu i klnąc pod nosem patrzył, jak koło zagłębiło się w ziemi na parę centymetrów. Jego kolega, kierujący wozem z ekwipunkiem zrobił dokładnie to samo.

Gdy tylko pojazdy zatrzymały się, w wiosce nastąpiło poruszenie. Mieszkańcy, do tej pory chowający się domach, wyszli na ulicę, gdy tylko zobaczyli symbol na karecie, którą jechali magowie.

- Magowie, to magowie!
- Mamo, patrz, to symbol Króla!
- Wiedziałem, Foltest nigdy by nie zostawił swoich poddanych.
- Po sołtysa, pójdźże ktoś po sołtysa!

Gdy tylko magowie wyszli z karety, zobaczyli mnóstwo twarzy pełnych nadziei. Były wychudłe i zabrudzone, ich wygląd kazał wskazywać na to, że byli w gorszym stanie już od dawna, teraz jednak w ich oczach lśnił podziw, nadzieja i uwielbienie, wywołane przybyciem ratunku.

Wszyscy skierowali się do karczmy, a z północy nadbiegł pulchny człowiek z siwymi wąsami, zapewne sołtys, zważywszy na ubiór nieco lepszy niż reszta mieszkańców wioski. Jego oczy były podkrążone, ale biegł ile sił w nogach przez gęste błoto, kierując się wprost ku bohaterom.

Chyba całe Shullhod zebrało się w karczmie, zajmując wszystkie możliwe miejsca. Magowie i sołtys zajęli miejsce przy barze, w samym środku przybytku. Panowała niezwykła cisza, każdy chciał usłyszeć, co przyjezdni najado powiedzenia.

Sołtys uśmiechnął się radośnie, przywitał szczerze z każdym z osobna, po czym zaczął swą opowieść.

Opowiedział, jak Król Szczurów zastraszył ich wszystkich, jak zbierał od nich haracz, niszcząc niekiedy całe pomieszczenia i rozkazując swym potworom, by biły do nieprzytomności tych, którzy nie dali mu upragnionych pieniędzy. Wyjaśnił, że odciął wioskę od dostaw żywności, a gdy już jakąś przepuścił, zabierał całą dostawę dla siebie.

- Proszę, pomóżcie nam. Nie możemy sami się obronić, nawet, jeśli zabijemy jedną z jego istot, to on następnego dnia znów ja przywołuje. Nie możemy do tknąć, jego monstra są zbyt silne, a on rzadko pojawia się osobiście w wiosce, tylko wtedy, gdy jest pewny, że nim mu nie grozi. Ma swą kryjówkę gdzieś na zachodzie bagien, ale nie wiemy gdzie. Nikt, kto tam się wybrał, nie wrócił. To niegościnny teren, zwłaszcza teraz. Błagamy, pomóżcie nam- powtórzył ponownie swą prośbę. Zawtórował mu żałosny chór mieszkańców.

Magowie spojrzeli po sobie. Aż do tej pory nie ustalili planu działania, choć dużo o tym myśleli z osobna. Teraz nadeszła chwila, by zdecydować, co zrobić.
 
Kaworu jest offline  
Stary 30-12-2009, 22:06   #24
 
Rhaina's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumny
- Zrobimy, co w naszej mocy - zapewniła wieśniaków Marika. W głosie brzmiał spokój, pewność siebie i ciepło. Idealnie wpasowywała się w rolę wielkodusznego maga.
- A na razie powiedzcie nam więcej o tym Królu Szczurów. Jak wyglądały bestie, które przywoływał? Ile najwięcej pojawiało się ich naraz? Czy rzucał w waszej obecności jakieś inne zaklęcia?
 
__________________
jestem tym, czym jestem: tylko i aż człowiekiem.
nikt nie wybrał za mnie niczego i nawet klątwy rzuciłam na siebie sama.
Rhaina jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172