Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-11-2009, 13:32   #11
 
Ouzaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Ouzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumny

Las wydawał się nienaturalnie cichy, gdy oboje przemykali między drzewami. Temperatura spadła chyba niżej, bo śnieg skrzypiał pod ich stopami, a zimne powietrze nieprzyjemnie wgryzało się w gardła, kiedy szybko łapali powietrze do płuc. Bartosz nie zatrzymywał się nawet na chwilę, nie dając dziewczynie odpocząć i wyrównać oddechu. Co jakiś czas tylko czujnie się rozglądał, nasłuchując.
- Chyba nikt za nami nie idzie – zauważył i jakież było jego zdziwienia, gdy dosłownie kilka uderzeń serca później wyskoczyła na niego… Rosa, uderzając kijkiem w brzuch grabarza. Nie zrobiło to na mężczyźnie większego wrażenia, poza faktem że przecież nadal trzymał tę czarownicę za rękę! Odwrócił się, jakby upewniając, iż nie miał żadnych halucynacji. W tym samym momencie „druga” Rosa uciekła, nie pozostawiając po sobie żadnych widocznych śladów na śniegu.
- Co jest do cholery? – zapytał, w zamyśleniu rozmasowując brzuch. – Masz siostrę?
Dziewczyna przez chwilę nie odpowiadała, z głupią miną wpatrując się w krzaki, w których tamta zniknęła. – Nie, nie mam…
- No to kto to był, do kurwy?!
- Nie mam pojęcia… Ale wyglądała dokładnie tak jak ja…
- No co ty? Nie zauważyłem – burknął w odpowiedzi, łapiąc ją mocniej za rękę i ciągnąc dalej w las. – Chodź, nie mamy czasu.

Pociągnął ją za sobą i ruszyli dalej między drzewami. Póki co nikt ich nie śledził, a Bartosz próbował ułożyć sobie w głowie to, co się działo w ciągu ostatniej doby. Wyglądało na to, że w momencie poznania tej dziewki sprowadził na siebie problemy, których się nawet nie spodziewał. Najpierw chodzące zwłoki, teraz kobieta wyglądająca zupełnie jak Rosa, nie zostawiająca nawet śladów na śniegu… W jednej chwili przypomniał sobie słowa babki o strzygach, duchach i innych upiorach odwiedzających ludzi w ich świecie. Kiedyś miał to za bajki na dobranoc, teraz coraz mocniej w to wierzył. I wcale mu się to nie podobało.

Z rozmyślań wyrwał go odgłos szeleszczących przed nimi krzaków. Mężczyzna zatrzymał się nagle, a serce podeszło mu do gardła – nie miał zamiaru spotkać się z kolejną zjawą albo sobowtórem. Zaklął szpetnie, gdy zobaczył jak z krzaczków wyskakuje leniwie zając, który nieświadomy niczego zniknął po chwili między drzewami.


- Niech to szlag, pieprzony szarak! – Bartosz wypuścił powietrze z płuc i przetarł dłonią skronie. Chwilę później spojrzał na Rosę. – Ta kobieta która mnie uderzyła… Może to jakieś twoje sztuczki, które mają omamić mój umysł? Przyznaj się!
- Co?! – wypaliła dziewczyna. – Ty chyba w ogóle nie wiesz, co mówisz. Nie znasz się na magii, ja nie mam takich mocy! – oburzyła się, robiąc niepocieszoną i obrażoną minę. Może niepotrzebnie się zdradzała, ale teraz nie zastanawiała się nad tym. – Zimno mi, możemy już iść? Daleko jeszcze?
- Niedaleko. – rzucił Bartosz podejrzliwie patrząc na młode lico Rosy. – Nie próbuj ze mną żadnych swoich sztuczek, bo pożałujesz, czarownico. Ja cię uratowałem, ja cię mogę im wydać. – skwitował.
- Teraz pewnie jeszcze będę ci coś dłużna? Mów, czego ode mnie chcesz.
- Na razie chcę dotrzeć do mojego znajomego. – odparł. – Potem się zastanowię, czego od ciebie będę chciał. Jedną rzecz już mi dałaś wczoraj w nocy. – uśmiechnął się rubasznie.
Chciała zdzielić go w twarz, ale odsunął się i chwycił ją za przegub drugiej ręki.
- Nie mamy na to czasu, potem okażesz mi swój temperament i wdzięczność, czarownico!
Ruszyli w dalszą drogę, a porywacz zwłok miał nadzieję, że dotrą niebawem do Zeitera. On powinien wiedzieć, co robić dalej, w końcu był uczonym medykiem. I tak naprawdę siedział w tym samym gównie co Bartosz.
 
__________________
Jestem tu po to, żeby grać i miło spędzać czas – jeśli chcesz się kłócić, to zapraszam pod blok; tam z pewnością znajdziesz łysych gentlemanów w dresach, którzy z Tobą podyskutują. A potem zbieraj pieniążki na protezę :).
Ouzaru jest offline  
Stary 24-11-2009, 22:11   #12
 
Huang's Avatar
 
Reputacja: 1 Huang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skał
Przechodząc dalej skrótem przez zagajnik, trzeba było przejść po wzniesieniu. Było znacznie oddalone od miasta ale wysokie. Można więc było spojrzeć przynajmniej na to co dzieje się na rynku. Bartosz o dziwo stwierdził, że zbieranina, jeszcze niedawno wrzeszcząca wściekle i buzująca od gniewu, rozeszła się teraz. Na rynku był spokój. Nikt nie chciał niczyjej śmierci, nikt z nikogo nie szydził. Nawet psy przestały szczekać. To było bardzo dziwne. W Tarnowie tak spokojnie było chyba tylko po zarazie.
Gdy zmarznięci weszli przez główną bramę miasta, strażnik obrzucił ich podejrzliwym wzrokiem, lecz pozwolił przejść. Pospólstwo miejskie zajmowało się swoimi sprawami i nie zwracało zbytniej uwagi na Bartosza i prowadzoną przez niego dziewkę, którą jeszcze niedawno chcieli zabić. Zabić okrutnie.
Łypali jakoś dziwnie oczami na przechodzących, lecz nie odzywali się.
Atmosfera panująca w mieście była dziwna. Napięta a jednocześnie spokojna. Jak Cisza przed burzą, która miała niedługo nadejść.
Z wielkich, białych obłoków znów zaczął lekko prószyć śnieg, przykrywając białym puchem brudne od naniesionej ziemi, końskiego łajna i tego co wypadło z rynsztoka ulice.
- Sie idzie! Sie idzie! - krzyczał idący sąsiednią ulicą mężczyzna ciągnący za sobą niewielki wózek z jakimiś workami. Prawdopodobnie mąką.
- Sie i... Kurwa!!! - rozbrzmiało po nieprzyjemnym dla ucha plusku - Mówię, ze się idzie! Nie ma cie kiedy gówna wylewać!? Niech was wszystkich zaraza, jebani sodomici! Moja mąka... - dodał z rozpaczą głos.
Bartosz i Rosa intuicyjnie przyspieszyli kroku. Im krócej będą na tej ulicy, tym mniejsza szansa, ze i ich coś takiego spotka. W końcu dotarli do dość dużego domu medyka Zeitera. Było to stare domostwo, o murach z ciemnoszarego kamienia i wejściu na lekko wysuniętym rogu ulicy. Drzwi, mimo mrozu, pozostawały lekko uchylone, skrzypiąc na wietrze.



Przepraszam za krótkie posty, ale zajmuję sie ostatnio pisaniem obszernej dość rekrutacji do sesji Exalted, która bardzo absorbuje mój i tak skąpy czas wolny i siłę.
 
__________________
"...i to również przeminie..."

Ostatnio edytowane przez Huang : 24-11-2009 o 22:14. Powód: Dodatkowa informacja
Huang jest offline  
Stary 24-11-2009, 23:40   #13
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Zapierdalał przez ośnieżone krzaczory i pagórki, przeklinając pod nosem tę pieprzoną pogodę. Nie dosyć, że musieli obejść całe miasteczko dokoła, to jeszcze zza drzew wyskakiwały mu na drogę jakieś zjawy. Tego już było za dużo jak na jego prosty umysł, przyzwyczajony do nocnych wybryków co najwyżej z zimnymi trupami. Coś tu było nie tak, a on najwidoczniej stał się częścią czyjejś gierki. I wcale mu się to nie podobało.

Gdy minęli wzniesienie i znaleźli się na drodze do miasta, Bartosz puścił dziewczynę, dostrzegając przy bramie strażnika. Jeszcze tego by brakowało, żeby ich teraz wsadzili, a potem spalili. Może i było mu zimno ale w sposób, jaki oferowała straż wszelkim heretykom i złoczyńcom, ogrzać się nie chciał. Zbliżając się do bramy, zezował na Rosę.
- Tylko bez sztuczek, bo inaczej to załatwimy. – mruknął. - W razie czego wracamy ze wsi obok.
- Daj spokój, przecież nic nie robię – odparła, szczękając zębami i mocniej okrywając się długim do kostek płaszczem. Wolałaby być w swoim małym, ciepłym domku i palić w kominku.
- I tak ma zostać. – skwitował.

O dziwo strażnik przy bramie nie odezwał się ani słowem i przepuścił ich bez zadawania pytań, choć oboje widzieli jego podejrzliwe spojrzenie. Bartosza przeszły ciarki po plecach, nie wiedział jednak, czy to z podniecenia faktem, że się udało, czy z zimna. Rosa ledwo co za nim nadążała, trzęsąc się i słaniając na nogach.


Przemykając uliczkami Tarnowa porywacz zwłok dochodził do wniosku, że coś się zmieniło. Mimo, że wrzaski nawołujące do zlinczowania młodej czarownicy ucichły, to w powietrzu unosiła się niezdrowa atmosfera i dało się wyczuć napięcie. Jedynie mężczyzna pchający wóz z mąką nie przejmował się tym wszystkim i dalej robił swoje. Na wszelki wypadek ominęli go szerokim łukiem, a dziewczyna mocniej naciągnęła kaptur na głowę.
- Nie musisz się tak zakrywać. – powiedział Bartosz. – Gdyby mieli cię rozpoznać, już dawno by to zrobili. To ciemniaki.
- Nieważne. Zimno mi… - jęknęła cicho. Na tym mroźnym powietrzu całe jej ciało czuło się wprost okropnie. Nocne leżenie na twardej ziemi teraz odbijało się lekkim bólem w mięśniach i zesztywnieniem stawów. Wszystko przez tego „wielkiego bohatera”! Była zła, rozżalona i niepocieszona, ale cóż mogła zrobić? Jakoś ciężko jej było uwierzyć, że ludzie z miasta planowali ją spalić na stosie. Zatrzymała się gwałtownie.
- Oszukałeś mnie – stwierdziła, oskarżycielsko wskazując na niego palcem. – Dlatego nie muszę się chować i zakrywać, bo NIKT tak NAPRAWDĘ mnie nie szuka!
- Już ci mówiłem o tym w twojej pieprzonej chacie!! – Bartosz podniósł głos, co spotkało się z kilkoma podejrzliwymi spojrzeniami mijających ich przechodniów. W duchu pożałował swoich emocji. Westchnął, po czym rzekł cicho. – Gdyby nic się nie działo, to nie fatygowałbym się do ciebie… Miałem iść na piwo. – prychnął. – A teraz wygląda na to, że będę musiał odłożyć te plany na jakiś czas.
- No to sobie idź, przecież nikt cię nie trzyma na siłę. Nie wiem, po co przylazłeś, choć mogę się tylko domyślać. Na pewno nie było to z dobroci serca i chęci pomocy mi. Poznałam cię już na tyle, by móc to stwierdzić, panie grabarzu… - zwiesiła lekko głos, patrząc się na niego spode łba. – Nikt mi nic nie chciał zrobić i taka jest prawda, nie zaprzeczaj.
- Myśl sobie co chcesz, ja wiem jaka jest prawda. – podsumował. – A teraz idziemy, ruszaj się…
Nie doszli do końca ulicy, jak na głowie Bartosza rozbiła się kula śniegu. Poirytowany tym mężczyzna odwrócił się w kierunku rzutu, ale dostrzegł jedynie plecy czwórki rozbawionych dzieci, znikających w bramie kamienicy po drugiej stronie ulicy. Zaklął szpetnie pod nosem, słysząc również szczery śmiech swojej towarzyszki.
- Siły na chodzenie to nie masz, ale żeby się śmiać to i owszem. – mruknął.
- Los jest sprawiedliwy, choć nieco skąpy. Powinieneś dostać cegłą przez łeb – odpowiedziała, chichocząc cicho.
- Muszę cię rozczarować, skarbie – na mój zakuty łeb cegła to za mało. – uśmiechnął się paskudnie, po czym chwycił ją pod rękę i przyspieszył kroku.

Śnieg sypał coraz bardziej, utrudniając im poruszanie się po wąskich uliczkach. Obserwując mieszkańców, Ostrowski stwierdzał, że odkąd opuścił miasto, coś się musiało tutaj wydarzyć. Ta cisza była tak przejmująca, że aż nienaturalna. Tarnów w tych godzinach tętnił życiem, nawet w taką pogodę jak teraz. Mężczyzna splunął, marszcząc brwi i minął ubojnię starego Stefana, szybko przebiegając wraz z Rosą na drugą stronę ulicy. Dziewczyna trzęsła się coraz bardziej, a ta drgawki zimna sprawiały tylko, że czuła się cała obolała i zmęczona. Zwłaszcza na plecach i karku, jakby ją ktoś mocniej tam ściskał.

W końcu doszli do jakiegoś domu, a Bartosz zatrzymał się nagle. Przystanęła obok niego, pochylając się i opierając dłonie na kolanach, musiała złapać oddech. Nogi miała całe sztywne, a lekki ucisk przeszywał jej piszczele oraz łydki. Musiała się rozgrzać. Jej towarzysz natomiast zupełnie nie zwracał na nią uwagi, pochłonięty oglądaniem budynku, który robił na kobiecie niepokojące wrażenie.
- Co za rudera. – rzuciła rozcierając dłonie.
- Rudera? Ciesz się, że nie widziałaś piwnicy. – fuknął Bartosz.

Stare budownictwo i ciemnoszary kamień sprawiały, że dom odstraszał od siebie potencjalnych gości. Mężczyzna czasem się zastanawiał, czy nie taki był właśnie zamiar Zeitera, który w piwnicach tego domostwa pracował nad swoimi pokręconymi eksperymentami. Mężczyzna nie lubił tego miejsca, wielokrotnie miał wrażenie, że ktoś lub coś obserwuje go w środku z ukrycia. Teraz jednak po raz kolejny musiał przekroczyć progi królestwa zdziwaczałego medyka a uchylone, skrzypiące drzwi zapraszały niepokojąco do środka.
- Gotowa?
- Lepiej tam niż tutaj. – wzdrygnęła się pocierając ramię. – Przynajmniej ciepło będzie.
- Żebyś nie żałowała. Chociaż ty też normalna nie jesteś, to przypadniecie sobie z Zeiterem do gustu. – uśmiechnął się.
Dziewczyna nie za bardzo wiedziała o co mu chodzi, ale była pewna, że niebawem się przekona. Chwilę później ruszyła za swym „wybawcą” i przekroczyła z nim próg. Otwierane drzwi zaskrzypiały jeszcze bardziej zwiastując medykowi (o ile był w środku) nadejście gości.
- Panie Zeiter, jest pan w domu? To ja, Bartosz! – zawołał mężczyzna rozglądając się na boki. – Muszę z panem porozmawiać, przyprowadziłem dziewczynę.
Rosie nie spodobało się to, co powiedział Bartosz i skrzywiła się lekko, przeczuwając jakiś podstęp. Porywacz zwłok natomiast stanął w korytarzu, oczekując jakiejś odpowiedzi. Nie zamierzał się kręcić z dziewczyną po domu medyka. Poczeka aż sam do niego przyjdzie.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline  
Stary 25-11-2009, 16:40   #14
 
Huang's Avatar
 
Reputacja: 1 Huang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skał
Korytarz domostwa sprawiał jeszcze bardziej ponure wrażenie niż cały dom z zewnątrz. Na ścianach powywieszane były półki z zatopionymi w dziwnym płynie zwierzętami, niewielki zbiór starych, zniszczonych ksiąg, prawdopodobnie ludzkie kości - w tym łypiąca na wchodzących czaszka z górnej półki - oraz wiele fiolek z różnorakimi etykietami po łacinie. Na ścianie najbliżej wejścia wywieszone były jak na wystawie, stare narzędzia medyczne. Makabrycznie wyglądające piły, noże, igły i cała reszta sprzętu na którego widok miało się ochotę uciekać.

Bartosz widział tę scenerię nie raz. Już kilkakrotnie wnosił do Zeiterowej piwnicy zwłoki wykradzione z cmentarza. Nie widział jednak nigdy samej piwnicy w pełnej okazałości. Medyk nie ujawniał przed nim wszystkich sekretów. Rosa natomiast była już całkowicie pewna, że wystrój korytarza ma odstraszać. Mimo, że wewnątrz było dużo cieplej, nastrój panujący w tym miejscu sprawiał, że nie można było czuć się dobrze. Na prawdę chciało się wyjść na zewnątrz, nawet na ten mróz, byleby tylko nie musieć siedzieć dłużej w tym miejscu.

- Głupcy.... - odezwał się z góry groźny głos Zeitera. Medyk spiesznie zszedł ze skrzypiących niemiłosiernie schodów po lewej stronie od głównych drzwi przy których stali Bartosz i Rosa - Bezmyślni głupcy. Ty... głupia dziewucha... ty... - skierował swój wzrok na czarownicę gdy znalazł się już przed dwójką. Zmierzył ją badawczym spojrzeniem - Przez was skończy się moja sielanka i protekcja! Ty to zaczęłaś i Ty masz to zakończyć! Nikt nie będzie sprzątał po twoich wybrykach! - Medyk wściekał się i w lekko przygarbionej pozie, łypał groźnie okiem to na Bartosza to na Rosę. Bartosz nie umiał tego wytłumaczyć, ale zawsze w tym właśnie miejscu Zeiter wyglądał na jeszcze bardziej starszego, pomarszczonego i wrednego skurczybyka niż był na prawdę. Spotykając go na ulicy, można było odnieść wrażenie, że po bliskim poznaniu, dałoby się medyka nawet polubić. Tutaj jednak nie widziało się takiej możliwości. Być może była to wina gry świateł? Źle rozstawionych świec i tego starego kandelabru...
- Przyzywać jakiegoś demona! Czy tobie zupełnie odbiło? Z resztą... - Niemiec a chwilę uspokoił się i spojrzał na Rosę z zaciekawieniem - jak to możliwe, ze jesteś w stanie zrobić coś takiego?
 
__________________
"...i to również przeminie..."
Huang jest offline  
Stary 26-11-2009, 13:47   #15
 
Ouzaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Ouzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumny
Chata była paskudna i wprawiała Bartosza w lekką niepewność. Mężczyzna zastanawiał się, jak ten cały Zeiter może tu jednocześnie pracować i nocować, skoro nawet w porywaczu zwłok to miejsce wywoływało niesmak. Jego fach też nie należał do najbardziej poszukiwanych, jednak zwłoki to zwłoki, tak samo jak noc, pod której osłoną wydobywał martwe ciała z zimnej ziemi. Po chwili jednak Ostrowskiemu przyszła do głowy myśl, że jednak medyk normalnym człowiekiem nie był, a te dziwadła na półkach i ogólny fetor medykamentów miał jedynie odstraszyć potencjalnych nieproszonych gości. Swoją drogą dziwny sposób na prowadzenie interesu.

Rozmyślania Bartosza przerwał Zeiter, który zbiegając po skrzypiących schodach ciskał się o to, że porywacz przyprowadził tę kobietę w jego progi.

- Niechże się pan uspokoi, Zeiter. – rzucił, gdy medyk skończył mówić. – Jaki kurwa demon? Że niby ona miała to zrobić?
- A żebyś wiedział, człowieku. – rzucił poirytowany medyk. – Przez nią tylko same kłopoty będą… A wszystko tak dobrze szło. – chwycił się za głowę.
Bartosz spojrzał na Rosę, która nabrała już kolorów i ogrzała się nieco.
- Powiedz, czarownico, to pewnie twoja mamusia obdarzyła cię mocą, żebyś sprowadziła na nas jakieś przekleństwo?
- Przestań pieprzyć, idioto. – wysyczała Rosa. – Moja matka nie żyje i nie mieszaj jej do tego.
- Co nie znaczy, że nie mogła zza światów rzucić jakiegoś czaru, skoro była wiedźmą. – Bartosz chwycił ją za ramię i potrząsnął. – Gadaj co wiesz.
- Nic nie wiem, głupku! – warknęła Rosa. – Nie mam pojęcia o żadnych demonach, nie to było moim zamiarem, gdy odprawiałam rytuał.
- Czyżby? – rzucił Bartosz. – To dlaczego zaatakował mnie twój sobowtór?
- Sobowtór? – wtrącił się Zeiter.
- Tak, medyku. Jak prowadziłem dziewkę do ciebie, to zza drzewa wyskoczył jej sobowtór i zdzielił mnie w brzuch, a potem zniknął.
- Nie mam pojęcia, co to było, a teraz puść mnie. – Rosa wyszarpnęła ramię. – Chyba twój znajomy nie mówi nam wszystkiego, co chcemy wiedzieć.
- To znaczy? – Bartosz zmarszczył brwi.
- To znaczy że pewnie cię wykorzystał, a teraz trzęsie gaciami o to, co się wydarzy. – podsumowała Rosa. – I nie podnoś na mnie ręki, bo rzucę na ciebie wszy łonowe, gnojku.

Bartosz już miał zamiar coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Skoro kobieta potrafiła przywoływać zwłoki do życia, to takie wszy łonowe z pewnością nie były dla niej problemem.
- Nie potrafię wezwać demonów, człowieku! – wysyczała Rosa, odpowiadając na pytanie medyka. – Poza tym nie taki był mój zamiar. A może to ty maczałeś w tym palce? – spojrzała na niego.
- Bredzisz, dziewucho. – mruknął mężczyzna. – To od ciebie czuć taką moc, nie ode mnie!
- Więc co teraz, panie Zeiter? – przerwał Bartosz, patrząc na wykrzywioną twarz medyka. – Jaki demon? Co mamy robić?

Niespodziewany podmuch wiatru zamknął drzwi wejściowe z hukiem, co przeszyło dreszczem ciało Rosy, a blada twarz Bartosza wyglądała na równie niepewną.
- Co się do kurwy wydarzyło, panie Zeiter? – mruknął mężczyzna patrząc na medyka. - Tylko bez obłudy...
 
__________________
Jestem tu po to, żeby grać i miło spędzać czas – jeśli chcesz się kłócić, to zapraszam pod blok; tam z pewnością znajdziesz łysych gentlemanów w dresach, którzy z Tobą podyskutują. A potem zbieraj pieniążki na protezę :).

Ostatnio edytowane przez Ouzaru : 26-11-2009 o 13:55. Powód: Literówki ;)
Ouzaru jest offline  
Stary 28-11-2009, 15:44   #16
 
Huang's Avatar
 
Reputacja: 1 Huang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skał
Medyk przez chwilę patrzył to na Rosę to na Bartosza. Z z jego lekko zapadłych oczu przestała kipieć złość.
- No proszę... że też takie zaklęcia da się rzucić przez przypadek. - stwierdził po głębokim westchnieniu. Wejdźcie dalej. W korytarzu jest cholernie nieprzyjemnie... - stwierdził i odwrócił się na pięcie by zacząć mozolnie wspinać się po schodach. Rosa i Bartosz spojrzeli po sobie i z lekką obawą poszli za Zeiterem. Gdy Niemiec otworzył drzwi, uderzyło ich miłe ciepło i pomarańczowa łuna, która z przytulnego kominka sięgała aż do drzwi. Dwa okna, między którymi stał duży fotel i niewielki stolik, otwierały się na ulicę. Wysuwając głowę trochę dalej, dało się dostrzec część Tarnowskiego rynku. Na ścianie wisiał dużych rozmiarów obraz przedstawiający prawdopodobnie jednego z niemieckich Zeiterowych przodków.
Gdy tylko weszli, samo oblicze medyka zdawało się pojaśnieć i przybrało łagodniejszy i przyjemniejszy wygląd. Zaczął przeglądać księgi na swej biblioteczce. Posiadał duży zbiór jak na prywatną kolekcję, biorąc pod uwagę, ze ceny książek były bardzo wysokie. W poszukiwaniach całkowicie zignorował samą Rosę i Bartosza. Nie powiedział im nawet by usiedli na stojących przy ścianie fotelach. Nie słuchał ani nie patrzył na nic co mogłoby przeszkodzić mu w poszukiwaniach. Gdy wreszcie znalazł poszukiwaną książkę, usiadł na fotelu i zaczął wertować jego strony.
-Mam. Doppelganger - przeczytał jadąc palcem po linijce - Niesamowite że udało Ci się wezwać to stworzenie przez czysty przypadek. Musiało sie wtedy nagromadzić sporo mocy. Doppelganger będzie cię teraz ścigał,głupia dziewucho. Przybrał twoją postać by zagnieździć się w tym świecie. Ten... demon, będzie próbował więc zabić Ciebie i... każdą osobę, która widziala jego bezcielesną formę. - rzekł zerkając na Bartosza - Sprawiłaś sobie nie lada problem.... - uciął zamykając książkę - I mnie niestety też.
Biskup, z pewnych względów nie pała do mnie wielką miłością. dziesięć lat temu uratowałem go od... Kamicy moczowej. Bardzo ciężki przypadek ale tak to jest gdy się za dużo pije... dlatego też, toleruje moje praktyki i... badania.
Ale jak się dowie, że po Tarnowie lata Doppelganger, zwali wszystko na mnie i skończy się sielanka! A ja, proszę ja was, zdążyłem się już tu urządzić i wynosić się z miasta nie mam zamiaru. Macie więc złapać to cholerstwo i odesłać je tam skąd przybyło! Zrozumiano!? Oboje! Tak... Ty też. - spojrzał na Bartosza - może to ona spartaczyła jakiś prosty rytuał ale byleś tam, więc i Ciebie to dotyczy. Macie go złapać szybko! - krzyczał nie dając nawet "gościom" szans na odpowiedź - Cieszcie się, że rzuciłem na tłum czary. Nawet nie wiecie jakich kosztownych środków trzeba, by uspokoić tak wielkie zbiorowisko!
 
__________________
"...i to również przeminie..."
Huang jest offline  
Stary 30-11-2009, 22:44   #17
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Porywacza zwłok zdziwiła nieco zmiana nastroju medyka, gdy zapraszał ich w głąb swej posiadłości. Pokonując kolejne metry korytarza Bartosz miał uszy i oczy szeroko otwarte, wszak znał Zeitera na tyle dobrze, że mógł podejrzewać, iż mężczyzna coś knuje. Rosa również nie wyglądała na zbyt zadowoloną z tego faktu. Ba! Jej twarz zdradzała lęk i dziwny niepokój, co zresztą nie dziwiło Ostrowskiego. Sam nie czuł się przyjemnie w tym miejscu.

Chwilę trwało, nim medyk przyprowadził ich do przestronnego salonu z kominkiem, otoczonego regałami pełnymi książek. Niemiec nie zwracał na nich najmniejszej uwagi, gdy patrzyli po sobie, a on wygrzebywał coś ze swego pokaźnego zbioru. W końcu odnalazł jakieś sporej wielkości tomisko i odczytał swoim gościom coś o jakimś demonie. I zaczęła się litania…

- Słuchaj pan bardzo uważnie – zaczęła Rosa, jak tylko starzec skończył gadać. – Żadnego demona nie przyzywałam, jedynie oddawałam duszę matki pod opiekę Czterech Żywiołów, by mogła spocząć w spokoju. Czy pan wie, że bez tego nie zaznałaby spokoju? Zapewne tak, więc dalsze wyjaśnienia w tej kwestii uważam za zbędne… Ceremonia jest prosta, wręcz banalna i nic by się nie stało, gdyby nie ten idiota – tu wskazała na Bartosza – który musiał mi przeszkodzić. Bo co? Bo gołej baby nie widział?
- Wypraszam sobie! Widywałem i to dużo lepsze! – prychnął obrażony. – Poza tym wcale nie jesteś taka świetna jak jesteś bez ubrania. Chuda szkapa i nic więcej. Do tego sucha jak pieprz!
- Ostrowski, do wszystkich diabłów! – wtrącił się Zeiter. – Fizjonomia tej dziewki jest teraz najmniej ważna, opanuj się!
Mężczyzna zmarszczył brwi i odgarnął kosmyk włosów. To mu się już w głowie nie mieściło.
- Czyli co? Teraz ja jestem wszystkiemu winien, tak?
- Tak – skwitowała krótko Rosa.
- O nieeee… - Bartosz pokręcił głową. – Nie dam się w to wrobić. Ja tylko byłem w pracy i akurat przechodziłem, a ona tańczyła nago. No to se ją pooglądałem. I żadnego Doppelpierdolca nie sprowadzałem! Na Boga przyrzekam.
- Bóg nie ma z tym nic wspólnego, więc się zamknij w końcu, idioto.
- Bo cię zaraz strzelę!
- HOLA! – warknął Zeiter. – Jesteście w moim domu, a tu obowiązują jakieś zasady. – medyk westchnął patrząc na mężczyznę. – Mów dalej, dziewczyno.

Młoda czarownica skinęła głową i nabrała powietrza do ust, co chwila rzucając Ostrowskiemu ukradkowe spojrzenia, jakby obawiając się, że znowu jej przerwie.
- Mówiłeś o bezcielesnej formie, myślałam, iż to tylko jakaś zjawa i kazałem jej odejść. Widać nie poskutkowało – westchnęła cicho. – Nigdy się z czymś takim nie spotkałam, jak mogę to odesłać? – zapytała.
Wyglądało na to, że stary medyk dysponował nie tylko wielką wiedzą, ale i mocą, o której ona mogła tylko pomarzyć. Mimo wszystko dobrze się stało, że Bartosz ją tutaj przyprowadził.
- Najlepiej opowiedz wszystko bardzo dokładnie, od początku. Jakich komponentów użyłaś, jakie słowa zostały wypowiedziane i jak ceremonia została przerwana – Zeiter zerknął na Bartosza, który tylko skrzyżował przedramiona na piersi i zrobił urażoną minę. Dziewczyna skinęła głową i, bardzo niechętnie, opowiedziała o całym zajściu.

- Przy pomocy athame utworzyłam krąg i w każdej ćwiartce zapaliłam świeczkę. Następnie rozrzuciłam prochy matki i oddałam ją Czterem Żywiołom.
- A konkretnie?
- Ech… „Oddaję czterem żywiołom to, co z nich powstało, niech szczęśliwie powróci do Ziemi. Oddaję Bogini i Bogu ich wierną kapłankę, niech przyjmą jej duszę i pomogą się narodzić na nowo...” – wyrecytowała z pamięci. – Następnie zaczęłam nucić pieśń dla Bogini i tańczyć w jej blasku. Nagromadzona energia ściągnęła wiatr, który podsycił płomienie świec i poderwał prochy mojej matki do góry. Już zaczęły wirować, gdy ten idiota mi przerwał! – stwierdziła, wskazując oskarżycielsko na Bartosza. Mężczyzna od razu poderwał się.
- Ja byłem tylko w pracy, więc kto komu przeszkadzał, co? Jestem tylko uczciwym obywatelem, który ciężką pracą zarabia na chleb, wiedźmo!
- Nieważne – mruknął medyk. – Co stało się dalej? Wyszłaś z ochronnego kręgu? – zapytał, zerkając na dziewczynę i tymczasowo ignorując Ostrowskiego.
- Tak, wyszłam z niego, żeby się ubrać – skinęła głową, rumieniąc się delikatnie. – Wtedy stało się coś dziwnego. Wiatr uniósł prochy matki dookoła cmentarza, a z grobów zaczęły wychodzić…
- Trupy – Bartosz rzucił beznamiętnie.
- A potem w środku okręgu pojawiła się ta zjawa. Była czarna… Zaczęła iść w moim kierunku, więc zaczęłam rysować Pieczęć Salomona, która to jest dobra na radzenie sobie z upiorami. Następnie kazałam zjawie odejść…
- A konkretnie? – Zeiter zapytał jeszcze raz, stukając palcem w oparcie fotela.
- „Aniele Ciemności, w imieniu Pana, rozkazuję ci... usłuchaj mnie i odejdź przed moim oddechem. Pełzaj u mych stóp, nim przepędzę cię świętym ogniem i czystą wodą. Zatrzymaj się i zamilknij, by mogła cię pochłonąć ziemia pode mną i niebo nade mną. W imię Archanioła Michała, który walczył i pokonał moce piekielne, pętam cię w świętym Trójkącie Salomona. Odejdź.”
- Co zjawa zrobiła?
- Krzyknęła przeraźliwie, świeczki zgasły i zaraz zniknęła – odpowiedziała Rosa, a medyk spojrzał się porozumiewawczo na Bartosza. Ten jedynie pokiwał twierdząco głową.
- Prawdę mówi, byłem tam przecież i tak to właśnie wyglądało – odrzekł już nieco spokojniej. – To co mamy zrobić, hm? Pan to jest dobry w tych sprawach, ja to się nie znam. A ona widać też nie, skoro tak poknociła – wzruszył ramionami i nie zwracał uwagi na to, jak dziewczyna gromi go morderczym wzrokiem. O tym co potem zaszło między nimi, nie wspominali. Ale Bartosz dobrze pamiętał tę drugą część, jak przyciskał ją do zimnej ziemi i wbijał się w nią mocno. Westchnął cicho, rozmarzony.

Odwrócił wzrok w stronę okna i skupił się na oglądaniu wirujących na wietrze płatków śniegu. To było realne, namacalne i proste. Jak seks wczorajszej nocy. Nie to, co wygadywała ta nawiedzona dwójka. W powietrzu czuć było dziwną atmosferę i ten wewnętrzny niepokój, jakby jakieś siły nieczyste grały z nimi w jakąś grę, a oni byli jedynie pionkami. Bartosz przyznał sam przed sobą, że tak zaniepokojony nie czuł się nawet wtedy, gdy nocami przemykał niczym zjawa między starymi grobami.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 30-11-2009 o 22:52.
Serge jest offline  
Stary 13-12-2009, 20:43   #18
 
Huang's Avatar
 
Reputacja: 1 Huang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skał
- Cóż... - Zeiter zamyślił się i podrapał w niemal łysą głowę poznaczoną zmarszczkami i przebarwieniami skóry - A więc tak to wyglądało... ciekawostka, ciekawostka... - powiedział przechodząc się po pokoju
- A więc trzeba go złapać i odesłać. Doppelgander wszedł do tego świata i przywłaszczył sobie twoją formę dzieweczko - powiedział wskazując na Rosę - Będzie chciał Cię zabić byś nie przeszkadzała mu w życiu tutaj. Chce posiadać twoją tożsamość tylko dla siebie. Można go złapać, albo idąc na cmentarz, gdzie go przyzwałaś i o północy przelać twoją krew. Powinny to być przynajmniej ze trzy szklanice by Deppelganger poczuł zapach. No, chyba, ze fartownie przyjdzie sam, ale wątpię żeby chciał zbliżać się do cmentarza. Wie, że tam można go odesłać. Ale... jak już zauważyliście, ten skurwiel mocno przywiązuje się do rożnych rzeczy. jeśli go znajdziecie i zabierzecie mu jakąś jego własność, na pewno będzie chciał to odzyskać. Przyjdzie nawet na cmentarz. - Zeiter wyjrzał przez okno i spojrzał na widoczny z niego szary ogród pełen posępnych pomników i krzyży - A wtedy... cóż... trzeba będzie przycisnąć go do miejsca na ziemi gdzie sie pojawił i... Chyba wystarczy odmówić jeszcze raz tę formułę podczas której przylazł. Należałoby powtórzyć wszystko tak jak było. I to nie tylko samą formułę, ale i to co było jakiś czas po tym jak się pojawił... - tu zeiter zatrzymał się w wywodzie i wrócił na fotel - Choć nie jestem pewien czy to konieczne... ale co wam szkodzi? lepiej dla pewności zrobić wszystko jak trzeba.
W każdym razie... gdyby sie nie udało, może was rozerwać na strzępy. Dam wam na wszelki wypadek soli. - powiedział niechętnie - Cholera... drogo kosztujecie, ale niech tam... Jakby zrobiło się gorąco, to sypnijcie mu solą w gębę. Powinien zwiać gdzie pieprz rośnie.
I do kurwiej nędzy, macie to zrobić DYSKRETNIE jasne? Nie zamierzam płonąć na stosie za waszą pieprzoną głupotę, jak sie wyda, że ktoś uprawia sobie magię w mieście. Dyskrecja ponad wszystko. Klar?
 
__________________
"...i to również przeminie..."
Huang jest offline  
Stary 20-12-2009, 17:28   #19
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Bartosz słuchał wywodów medyka z uniesioną w górę prawą brwią. To już mu się nie mieściło w głowie, o czym on i ta młoda wiedźma wygadują. Jakieś doppel-coś-tam, rytuały i demony… a przecież miało być tak słodko. Porywacz przeklinał w myślach los, który postawił na jego drodze tę dziewkę. Gdyby nie ona, wciąż mógłby spokojnie kraść w nocy zwłoki i ściągać pieniądze od Zeitera. A co się okazywało? Że teraz będzie musiał być pieprzonym pogromcą demonów i innych gówien. I najpewniej dopóki nie odeślą tego ścierwojada tam, skąd przyszedł, nie zaznają spokoju. Po prostu pięknie. Gdy medyk skończył mówić, Bartosz odezwał się na wzmiankę o trzech szklanicach krwi.

- Przynieś jakiś garnek i nóż, Zeiter. Załatwimy tę juchę tutaj i teraz.
Rosa klepnęła go w ramię.
- Nie teraz, idioto. – skrzywiła się. – To trzeba zrobić na cmentarzu. Poza tym gdybyś upuścił mi teraz trzy szklanice krwi, to bym była zbyt osłabiona, by dojść na miejsce.
- Nie powinnaś się tym martwić. – wypalił. – Poniósłbym cię… Mam doświadczenie w targaniu zwłok na plecach, Słodziutka.
- Jeszcze żyję, jakbyś nie zauważył.
- Dobrze powiedziane, JESZCZE! Masz odesłać to ścierwo tam, gdzie jego miejsce – pogroził jej palcem.
- A ty mi w tym pomożesz. – uśmiechnęła się dziwnie. – Chyba że wielki porywacz zwłok sra już pod tę nędzną imitację męskości którą nosi w spodniach.
Bartosz uniósł dłoń w górę, ale powstrzymał się, widząc ponury wzrok Zeitera.
- Pomogę ci bo muszę, policzymy się później. – rzucił.
- O ile przeżyjesz. Słodziutki… - odwróciła się odbierając sól od medyka.
Porywacz założył kapelusz na głowę, skrywając nietęgą minę pod szerokim rondem. Wtedy odezwał się Zeiter.
- I do kurwiej nędzy, macie to zrobić DYSKRETNIE jasne? Nie zamierzam płonąć na stosie za waszą pieprzoną głupotę, jak się wyda, że ktoś uprawia sobie magię w mieście. Dyskrecja ponad wszystko. Klar?
- Klar! – syknął Bartosz. – Jak się nie uda i ten doppel-coś-tam zacznie szaleć po Tarnowie, i tak nie będzie pan bezpieczny. Tak jak i my. Do zobaczenia. Oby.

Skinął mu głową, po czym wyszedł wraz z wiedźmą z domu medyka. Zamykając drzwi zaciągnął się mroźnym powietrzem wpuszczając je do płuc. Nad Tarnowem wisiały ciemne, grafitowe chmury zwiastujące pogorszenie pogody, a duże płatki śniegu wirowały unoszone podmuchami zimnego wiatru. Dziwne, bo śnieg sypał niemal od rana, a im bliżej wieczora, tym robiło się bardziej ponuro.
- Do nocy jeszcze trochę czasu zostało. – powiedziała Rosa, przerywając niezręczną ciszę. – Co będziemy robić.
- Pójdziemy do mnie. – powiedział beznamiętnie wpatrując się w jakiś niewidoczny punkt przed sobą.
- Tylko bez sztuczek, bo naprawdę coś na ciebie rzucę! – Rosa odsunęła się od mężczyzny.
- Bez obaw, nie jestem w nastroju. – mruknął. – Trzeba coś zjeść, poza tym muszę coś zabrać z domu.

* * *

Zielone, sfatygowane drzwi zaskrzypiały donośnie, wpuszczając do izby kilka zbłąkanych płatków śniegu, które zakończyły swój żywot nim dotknęły drewnianej podłogi. Było późne popołudnie, gdy Bartosz i Rosa zawitali do chałupy mężczyzny znajdującej się na ulicy Zakątnej. Ostrowski zapalił trzy świece, a Rosa mogła przyjrzeć się zatęchłej, głównej izbie. Pełniła ona rolę zarówno kuchni, w której przygotowywano posiłki, jak i jadalni oraz pokoju gościnnego, a częściowo także sypialni o czym świadczyć mogło stojące w jej rogu łóżko z pierzyną i niedbale obleczonymi poduszkami.

Bartosz zdjął płaszcz i kapelusz, po czym zaczął przygotowywać posiłek dla nich. Siedzieli jakiś czas w ciszy, Rosa jedynie wodziła oczyma za mężczyzną krzątającym się po pomieszczeniu. Kilka minut minęło, gdy przygotował chleb z jakąś wędliną.
- Jedz. – podsunął jej kilka kromek i pęto kiełbasy. – Ciężko zdobyć takie rarytasy, ale jak się ma układy… - uśmiechnął się. – Poza tym to nie są tanie rzeczy.
- Dlaczego to robisz? – zapytała biorąc kilka kęsów łapczywie.
- Co robię?
- Dajesz mi najlepsze jedzenie.
- No przecież nie będę sam żarł, nie? Poza tym to może być nasz ostatni posiłek. Niech więc będzie porządny. – przeczesał włosy palcami i skupił na kromce chleba.

Gdy skończył, podszedł do łóżka i wyciągnął spod niego skórzany pas z trzema sporymi sztyletami, który przerzucił sobie przez ramię, zapinając na boku.
- Po co ci to? – spytała Rosa kończąc wieczerzę.
- Chcę być przygotowany jak przyjdzie co do czego. – rzucił poprawiając pas.
Rosa parsknęła śmiechem.
- Chcesz tymi nożykami zranić demona? A więc jednak jesteś idiotą. – pokręciła głową.
- Uważaj na słowa, dziewko. – warknął Bartosz. – Biorę je ze sobą żeby czuć się pewniej. Twoja w tym głowa, żebym nie musiał ich używać przeciwko żadnym demonom i doppelpierdolcom.
- I tak byś go tym nawet nie drasnął. – rzuciła spokojnie, sięgając po kromkę chleba. – Nie rozumiesz, że demony pochodzą z innych wymiarów czasoprzestrzennych? Z innych planów? Więc zwykła broń nie zrobi im żadnej krzywdy. Tylko czary mogą. Ale…
Widząc, że Bartosz robi coraz głupszą minę, machnęła tylko ręką i powróciła do posiłku. Nie było sensu tłumaczyć temu głupkowi, skąd biorą się demony i jak przybywają do świata żywych. I tak by nie zrozumiał.

Resztę wieczoru spędzili w chałupie Bartosza. Nie rozmawiali zbyt dużo, zwłaszcza że Rosa skupiona była na przypominaniu sobie rytuału krok po kroku i układaniu zaklęć, gdyby coś mimo wszystko poszło nie tak. Ostrowski natomiast chodził po izbie w tę i z powrotem, co nieco rozpraszało dziewczynę. Gdy nadszedł czas by wyjść, mężczyzna zawinął swoją łopatę w jakąś szmatę, zarzucił tobołek z najpotrzebniejszymi rzeczami na plecy i wyruszył wraz z młodą wiedźmą na cmentarz.

Na dworze panował niesamowity mróz, zamieniając każdy ich oddech w obłok pary, gdy przemykali dobrze znanymi Bartoszowi ścieżkami, tak, by nikt ich nie zauważył. Mężczyzna trzymał Rosę za dłoń prowadząc ją wąskimi uliczkami i przesmykami Tarnowa. W końcu udało im się wyjść z miasta i wkroczyli na boczną ścieżkę prowadzącą do parku sztywnych.


Księżyc przebił się przez chmury i zobaczyli cmentarzysko. W srebrnym świetle był to osobliwy widok. Sypał śnieg, a mgła kłębiła się. Nagrobki wychylały się nad oparami, podobne do wysp unoszących się nad posępnym morzem. Drzewa pochylały się niczym potężne ogry, wznosząc w groteskowych gestach swe powykrzywiane gałęzie. Gdzieś w oddali zabłysła latarnia nocnego stróża, a potem zgasła, gdy jej właściciel powrócił do stróżówki być może zaniepokojony z jakiegoś powodu.

Zeskoczyli w cichy cmentarz.

Wokół majaczyły kamienie nagrobne. Niektóre były przewrócone. Inne zarosły chwasty i krzaki. Widoczne tu i tam wyryte inskrypcje były ledwie czytelne w świetle księżyca. Groby ustawiono w długich rzędach, niczym ulice umarłych. Stare sękate drzewa osłaniały je cieniem. Wszędzie unosiła się upiorna mgła, czasami gęstniejąc tak bardzo, że jej kłęby zasłaniały widok. Powietrze wypełniał dziwny, mdły zapach. Gdzieniegdzie słyszeli słabe uderzenia, jakby łopaty o ziemię, zapewne konkurencja nie próżnowała tej nocy i pewnie nie byli jedynymi którzy odwiedzili tej nocy Ogrody Zmarłych. Poruszali się cicho między grobami, w końcu docierając na niewielki placyk po środku cmentarza. Stał tam zamocowany na dwóch belkach czarny dzwon, którego jarzmo uderzało miarowo o płaszcz w rytm podmuchów północnego wiatru.

- Zacznij działać! – syknął szeptem Bartosz rozglądając się dookoła. – Im dłużej tu zostaniemy, tym większe prawdopodobieństwo, że odkryją naszą obecność.
- Nie poganiaj mnie! To musi być zrobione dobrze. – mruknęła po cichu Rosa i zabrała się za swoją część pracy.
- Więc niech takie będzie! - wycedził odprowadzając dziewczynę wzrokiem.

Ściskając kurczowo stylisko swej łopaty zerkał nerwowo pomiędzy pochylone nisko upiorne konary drzew wypatrując zagrożenia. Wiatr wył ponuro między nagrobkami przyprawiając porywacza o ciarki na plecach. To była straszna noc. Odruchowo zerknął na Rosę, która stojąc nieopodal w niewielkim kręgu wyczyniała niezrozumiałe dla mężczyzny rzeczy. Porywacz zwłok miał nadzieję, że to, co robi pomoże i uda im się odesłać demona do jego świata. Teraz trzeba było czekać…
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 20-12-2009 o 17:32.
Serge jest offline  
Stary 12-01-2010, 20:35   #20
 
Huang's Avatar
 
Reputacja: 1 Huang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skałHuang jest jak klejnot wśród skał
Wszystko wyglądało tak jak wcześniej. Wiadomo było, że brakuje kilku rzeczy, których odzyskać się obecnie nie dało, ale trzeba było sobie radzić z tym co jest. Śnieg skrzypiał pod nogami a przenikliwy mróz zaglądał pod ubranie, nieprzyjemnie chłodząc ciało. Zaczajony nieopodal Bartosz marzł coraz bardziej w bezruchu. Zimne powietrze szczypało w twarz. W dodatku ten wiatr... zaczynał coraz bardziej myśleć o odmrożeniach. Na karku czuł nie tylko zimny powiew i sypiący niewyraźnie śnieg. Wiedział, po prostu wiedział, że ktoś na niego patrzy. Ktoś, albo coś, było blisko i czekało.
Rosa starała się by wszystko wyglądało tak jak wcześniej. Zrzuciła ubranie i odetchnęła drżącym oddechem gdy wiatr zaczął muskać jej ciało. Kilka kroków, krąg w ziemi. Wszystko tak jak wcześniej. Starała się nawet myśleć tak jak ostatnio. I oby się udało. Znowu stać nago na mrozie, na cmentarzu? I to jeszcze na JEGO oczach? To niemożliwe, żeby to wszystko miało się dziać na próżno. Zamknęła oczy wczuwając się w wiatr. Wspominając matkę. To czego jej uczyła. To jaka była dla niej i dla wszystkich. I wtedy, poczuła czyjąś obecność. Może nawet kilku osób... lub innych istnień. Śnieg zaskrzypiał. Kątem oka zobaczyła ich między drzewami.
Bernardyni. Szli w ich kierunku. Ledwo zdążyła skoczyć po ubranie i schować się za jednym z nagrobków nim spojrzeli w ich stronę. Braciszkowie podeszli jednak spokojnie. Jeden z nich prowadził pozostałych, trzymając przed sobą wyciągniętą latarnię dającą blade światło.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - przywitał się i skłonił uniżenie w stronę Bartosza i rozejrzał za niewiastą, która umknęła mu gdzieś z przed oczu. Mrużył oczy licząc, ze zobaczy coś lepiej w ciemności. - Co tu robicie, dzieci?
Wyraz twarzy mnicha wyrażał cielęcą głupotę i gotowość do słuchania. I do uwierzenia, we wszystko co ktoś mu powie. Ci stojący zanim, skrywali głowy w kapturach, chroniąc się przed zimnem i trzymając złożone ręce w rękawach. W pierwszej chwili, można by pomyśleć, ze to smutne dusze błądzące po cmentarzu.
 
__________________
"...i to również przeminie..."
Huang jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172