lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [Autorski] Projekt Krainy Północy - W poszukiwaniu sanktuarium kamienia Anhlionu (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/8492-autorski-projekt-krainy-polnocy-w-poszukiwaniu-sanktuarium-kamienia-anhlionu.html)

Minty 17-01-2010 20:20

[Autorski] Projekt Krainy Północy - W poszukiwaniu sanktuarium kamienia Anhlionu
 
http://lastinn.info/komentarze-do-se...nhlionu-2.html

Rozdział pierwszy:
Prolog


Duże pomieszczenie o białych ścianach było osławioną salą obrad irgańskich magów. Jej środek, zwany często po prostu sceną mieścił bogato zdobiony pulpit z mahoniu wykończony misternie zdobionymi belkami ze złota. Podłoga pokryta była dużymi blokami najlepszego torijskiego różowego marmuru.
Miejsca siedzące stanowiące również schody, rozchodziły się jak kręgi na wodzie, pnąc w górę niczym ściany piramidy.
Miejsce to nie bez powodu potocznie nazywano amfiteatrem. Chociaż nigdy nie wystawiono tutaj żadnej sztuki, to ogólny wygląd głównego pomieszczenia w domu obrad nie różnił się wiele od sali teatralnej. Była scena, długie, pnące się ku górze rzędy siedzeń, były piękne zdobienia i wykończenia i najważniejszy czynnik, który wpłynął na nadanie nazwy amfiteatru temu miejscu, otwarty dach.
Dzień był pogodny, na niebie spokojnie poruszały się nieliczne chmurki, słońce w zenicie świeciło mocno, trzymając się jednak wysoko, dzięki czemu temperatura panująca w sali obrad nie zbliżyła się nawet do upału. Siedzenia były ciepłe, a kwiaty pnące się po niewidzialnych niciach zawieszonych ponad głowami przybyłych, pachniały intensywnie.
Gdzieniegdzie znajdowały się także posągi wielkich magów, czy istot specjalnie zasłużonych dla Rady. Trion Czarny, Fonas zwany Kabratem, Elindertrillend z lasów Dridonii... Była to prawdziwa plejada legendarnych postaci.

Sala mogłaby pomieścić pewnie i ze dwustu chłopa, jednak aktualnie znajdowały się tam cztery osoby. Jedną z nich był Kron Dunbidel, pierwszy mag Irganni, oprócz niego znajdowali się tutaj także trzej poszukiwacze przygód, śmiałkowie, którzy znając jedynie zarys całej historii zgodzili się przybyć do Domu Obrad i może podjąć się zadania, jakie wyznaczy dla nich Rada Magów. Pobudki każdego z nich mogły być takie same, jednak Kron Dunbidel mało się tym przejmował, radzie nie brakowało złota. Dla maga liczyło się tylko to, że trzech mężczyzn znajdujących się w sali obrad mogło przyczynić się do spełnienia zamiarów jego i wszystkich magów zrzeszonych w radzie.
- Panowie! - Głos maga bł jak zwykle w takich sytuacjach magicznie zmodyfikowany. - Zebraliśmy się tutaj, aby prawić o rzeczach wielkich, których skutki mogą wpłynąć na przyszłość Kontynentu.
Strój Krona Dunbidela nie zaskakiwał nikogo, kto miał kiedyś styczność z magiem. Długa szata w kolorze purpury ozdobiona była pięknymi srebrnymi haftami, zaś na jego głowie spoczywała czarna tiara. W dłoni dzierżył szklaną kulę, zawartością której były jakieś zmiennobarwne opary.
- Odnaleźliśmy ważny artefakt, coś, co sprawi, że świat stanie się bezpieczny, albo, że przestanie istnieć, jesteśmy w posiadaniu źródła wielkiej potęgi, lecz musimy umiejętnie je wykorzystać. - Ciągnął starzec. - W tym celu wezwaliśmy Was, poszukiwaczy przygód. Nasze przypuszczenia co do liczby śmiałków, którzy przybędą, aby uczestniczyć w tej wyprawie były słuszne, nie jest Was wielu, jednak rozgłos idący w parze z tłumem to aktualnie rzecz najmniej nam potrzebna. - Mag spojrzał na każdego z mężczyzn z osobna i mówił dalej. - Jeżeli zdecydujecie się wziąć udział w wyprawie, przedstawię wam całą sprawę bliżej. Wynagrodzenie na pewno nikogo nie zawiedzie, jesteśmy bardzo hojni dla tych, którzy okazują nam pomoc. Jednak dla tych, którzy próbują nas oszukać, jesteśmy niewyobrażalnie okrutni. Jeszcze nikt, kto ośmielił się igrać z Irgańską Radą Magów nie pozostał bez kary. - Wzrok Krona Dunbidela był zimny, a jego głos srogi. Zdawało się, że w myślach przywołuje teraz obrazy okrucieństwa, jakim rada odwdzięcza się swoim wrogom. - Wasze odmienności, ani historie nas przerażają, nie musicie niczego ukrywać. - Mag zdawał się być już mniej groźny. - Dlatego proszę was o przedstawienie się i podanie swojej decyzji: czy odważacie się wejść pomiędzy tych, którzy decydują o losach tego świata? Czy decydujecie się na uczestnictwo w wyprawie?
Zaległa głucha cisza, atmosfera była teraz bardzo napięta, a Kron Dubidel poważny. Nagle z wejścia do pomieszczenia wyłoniła się ruda głowa.
- Psyt!
- Ach tak, zapomniałem o tobie, skarbie. - Mag od razu się uśmiechnął. - Wejdź, proszę. - Ruchem ręki zaprosił niską kobietę do sali. - Panowie, oto Adriella Ziera, nasza osoba w całym przedsięwzięciu.
Adriella była to niska kobieta o rudych włosach sięgających do ramion. Była szczupła, lecz nie chuda, jej figura wydawała się być naturalna, dziewicza. Miała małe piersi i stopy, wąskie ramiona i zgrabną szyję. Jej twarz ozdobiona z rzadka piegami była bardzo sympatyczna. Oczy miała zielone, nosek zadarty, a cerę jasną i gładką. Nosiła lekki makijaż, który jedynie podkreślał jej dziewczęcy urok, ani trochę nie nadając jej wyglądu typowej magiczki. O ile w ogóle była magiem.
Ubrana była w zwiewną, białą sukienkę na ramiączkach, odsłaniającą zgrabne kolana i smukłe łydki. Stopy miała bose.
Dziewczyna zbliżyła się do Krona Dubidela i podała mu smukłą dłoń. Miała długie, kobiece palce i ładne, zadbane paznokcie, których jednak nie pomalowała. Mężczyzna uścisnął jej rączkę, po czym Adriella Ziera radosnym krokiem ruszyła w stronę pierwszego rzędu i usiadła, jak dziewczynka nie zakładając nogi na nogę, tylko łącząc kolana, założyła ręce na piersi i czasami tylko szybkim ruchem głowy odgarniała niesforne włosy sprzed oczu.

Lynx 19-01-2010 21:27

Sparhawk cierpliwie słuchał ględzenia starego maga. Miejsce w którym się znajdowali wyglądało bardzo bogato co częściowo potwierdzało plotkę mówiąca o tym ile mają dostać za tą misję. Nie interesowała go ta cała gadka o ratowaniu świata. Kiedy w końcu mag zakończył przemowę i kazał się przedstawić Sparhawk wstał lecz zanim zdążył otworzyć usta drzwi wejściowe nagle uchyliły się. Do pomieszczenia weszła przedstawiona przez Maga kobieta. Nie była może zbyt piękna ale ponieważ już do kilku tygodni nie miał żadnej partnerki poczuł przyjemne uczucie w kroku. "Oj, pochędożył bym taką, pochędożył, trza by znaleźć ino jakiś snop siana czy coś coby mięcej było" - pomyślał po czym w końcu się odezwał:
-Nazywam się Sparhawk i pochodzę z Alindoru- zaczął po czym oczy wszystkich zwróciły się ku niemu, Był Wysokim, dobrze zbudowanym człowiekiem z plemion północnego Alindoru. Odziany był w skórzane spodnie i buty, solidną skórzaną zbroję. U jego pasa zwisał wielki dwuręczny miecz -Dołączyłem do tej wyprawy dla pieniędzy co nie zamierzam przed nikim kryć oraz dla przygody gdyż nie umiałem tu znaleźć niczego ciekawszego do roboty.- Gdy mówił jego twarz wykrzywiała paskudna szeroka blizna, pamiątka z dawnych czasów-O sobie mogę powiedzieć tyle że nie znalazł się jeszcze taki który pokonał by mnie w walce na miecze. A teraz bez owijania w bawełnę powiedz nam proszę na czym ta misja ma konkretnie polegać i ile za to dostaniemy- zakończył po czym usiadł czekając na reakcje towarzyszy.

Regeth 20-01-2010 12:43

Regeth niezbyt uważnie słuchał maga, zresztą tyle w życiu przeszedł, że ten cały artefakt nie zrobił na nim wielkiego wrażenia.Był lekko znudzony, ale kiedy weszła jakaś dziewczyna,mag rzekł:
- Panowie, oto Adriella Ziera, nasza osoba w całym przedsięwzięciu.
-WRRRGGH... co to ma być! Nie myślisz chyba, że ona będzie nam towarzyszyć. Tylko będzie nas spowalniać!- Rzekł nerwowo Regeth.
-A po za tym nie sądzę, żeby taka osoba jak ona, mogła spokojnie przebywać w moim otoczeniu.Bo gdy jestem głodny...liczy się tylko mięso, nieważne czyje.
A po za tym jestem Regeth wilkołak z Rei, i tak zgadzam się na tą wyprawę, jeżeli wy zgodzicie się przestać gnębić mój lud i wyniesiecie się z Rei raz na zawsze!

safiron 20-01-2010 20:46

Gustaw myślami był gdzie indziej. Słyszał maga lecz niezbyt starannie. Pozostali nie zwracali na niego za dużej uwagi. Odpowiadało mu to. Lecz, nawet nie zauważył gdy do sali weszła młoda dziewczyna i usiadła. Sparhawk i Regeth. Tyle zdążył wyłapać z ich imion.
- Jestem Gustaw. Pochodzę z Wolland. Więc bez zbędnych ceregieli: Co mamy zrobić i ile za to dostaniemy?- Po czym utkwił wzrokiem w magu czekając na odpowiedź.

Minty 22-01-2010 18:01

Nie owijać w bawełnę? Gówno prawda!
 
Po tym, jak umilknęli już wszyscy mężczyźni, Adriella podekscytowana możliwością wypowiedzenia się, błyskawicznie powstała z siedzenia i zatrzymując się od czasu do czasu, aby zebrać myśli, powiedziała wesołym głosem:
- Jestem Adriella Ziera, ale mówcie do mnie Nina... Yyyy... Ale to już wiecie. - Niewinnym uśmiechem postanowiła zrekompensować swoją pomyłkę. - Jestem czarodziejką... Ale to chyba też już wiecie... Będę waszym przewodnikiem... Jestem prymuską w szkole magii... Ale to chyba nie jest aż tak ważne.. Na razie nie.
Dziewczyna usiadła, lecz po chwili znów powstała i dodała:
- Liczę na to, że będzie nam razem przyjemn... Yyyy... Przepraszam, to dziwnie zabrzmiało. Chodziło mi o to, że wyprawa będzie miłym doświadczeniem... Ale to jest ważne, nie ma być miłe... Ja...
- Zrozumieliśmy cię, Adriello. - Zabrzmiał głos maga ze środka sali. - Jednak po przemyśleniu kilku spraw muszę zmienić zdanie. Los świata jest na tyle ważny, że mimo upływającego czasu nie możemy powierzać go w ręce byle kogo.

Zapadło długie milczenie. Nikt nie mógł nic powiedzieć. Nikt pewnie nawet nie chciał.

Wiatr zawiał nieco mocniej. Dało się to odczuć nawet pomiędzy ścianami amfiteatru. Pogoda się psuła. Niebo zachodziło chmurami, stawało się upalnie. Szła burza, nie było co do tego żadnych wątpliwości. Obecnym wydało się, że i Kron Dunbidel stawał się groźny, pochmurniał jak niebo sunące ponad jego fizjonomią.



- Trudno jest zrozumieć zachowanie człowieka. Ale to wiem już od dawna. Za to fakt, iż lekkomyślność jest przymiotem wilkołaków w równym stopniu, co ludzi, jest dla mnie nowością. - Głos maga brzmiał metalicznie i twardo. - Wasze zachowanie wydaje się być przejawem głupoty. Odwaga nie ma z tym nic wspólnego. Wybaczcie, ale nie mogę powierzyć tego sekretu takim osobom. Żegnam.
Opuścił salę szeleszcząc szatą.
- Ale... - Chciała zaprotestować dziewczyna, jednak tylko pokiwała głową, jakby przyjmując jakieś polecenie.

Wstała i z miną oszukanego dziecka zbliżyła się do środka sali. Jej chód był jednak inny, niż poprzednio. Stracił wiele ze swej wesołości, był teraz... zmysłowy. Ruszała się niczym zalotna kocica, pewna swoich wdzięków. Może w taki sposób chciała odbić sobie zawód, może była to jakaś szansa dla monotematycznych myślowo wilkołaków. Przecież to, że odczytywała ich myśli było bardziej, niż pewne. A może było to nieświadome zachowanie. W końcu wcale nie musiało być w tym żadnego podtekstu...

- Oto zapłata za chęci. - Rudowłosa dziewczyna rzuciła na schody trzy sakiewki, których zawartość haniebnie zabrzmiała w uszach łowców przygód. - Fereln! - Rzuciła na dowidzenia elfickie „żegnajcie”, po czym oddaliła się, kołysząc biodrami. Zniknęła gdzieś, nikt nie wiedział gdzie, ani kiedy, lecz nie zdematerializowała się, to nie było gwałtowne. Pozostał po niej jedynie ulotny szelest sukienki.



Zapach kwiatów robił się coraz bardziej intensywny, można było nazwać go już uciążliwym. Przyprawiał o ból głowy i wprawiał w zdenerwowanie. Eskalacja temperatury powietrza także nie pozostawała przybyszom obojętna. Na ich ciała wystąpił pot, powietrze ciężko wdrażało się do płuc. Cała ta sytuacja byłaby dla wielu istot czymś, o czym samo wspomnienie może wpędzić w ciężką chorobę. Dla istot honorowych, oczywiście. Bo otoczenie nie miało nic wspólnego z tym wibrującym uczuciem w klatkach piersiowych każdego z mężczyzn, o nie. Ból duszy to coś o wiele straszniejszego. Gorszego, niż chociażby największe fizyczne cierpienia. Bo honor jest tym, czego nie da się odebrać w żaden sposób, to właśnie jest ostatni czynnik stanowiący o zwycięstwie. Nie da się go wypędzić ani z krwią, ani z krzykiem. Honor pozostanie zawsze, póki sami się go nie pozbędziemy.
A trójka mężczyzn sama podniosła klingi na własny honor.

Lynx 24-01-2010 00:53

Sparhawk patrzył na oddalającą się Kobietę."Muszę się w końcu wybrać do jakiegoś burdelu" pomyślał po czym bez ceregieli podszedł do zostawionych przez Czarodziejkę sakiewek. Podniósł jedną przeznaczoną dla niego. Była zbyt lekka, dużo lżejsza niż się spodziewał. Po przemowie maga mogło się wydawać że to już koniec, że nie otrzyma nic więcej. Częściowo odpowiadało mu to. Misja zapowiadała się niebezpiecznie, zbyt niebezpiecznie jak na zwykłego najemnika. W dodatku nie odpowiadała mu drużyna z jaką miał współpracować. Z jednej strony młoda kobieta, nie wiadomo czy kiedykolwiek była na polu walki, jak zareaguje kiedy od niej zależeć będzie jego życie. Z drugiej strony wilkołaki, zwierzęta myślące głównie o pożywieniu. Gdy w jego stronach pojawiał się jakiś łapano go, obcinano mu głowę a resztę palono na wszelki wypadek. Takie zachowanie wydawało mu się dużo lepsze niż zatrudnianie ich.
Myślał jeszcze chwilę po czym odezwał się.
-A Więc tylko marnowaliście nasz czas?-zaczął, w czasie mówienie cały czas patrzył w oczy magowi-Myślicie że po tym jak nas odprawicie ktoś inny zgodzi się na udział w tej waszej samobójczej misji? Z tego co wiem nie macie zbyt wiele czasu a mimo to możecie sobie pozwolić na tracenie go na szukanie nowych ludzi? - zakończył po czym jego częściowo zdeformowana przez bliznę twarz przybrała dziwny wyraz. Nie wiedział dlaczego mimo wszystko postanowił spróbować drugi raz. Może dlatego że chciał w końcu sprawdzić się, znaleźć przeciwnika silniejszego od siebie a potem go pokonać. Miał przeczucie że w trakcie tej wyprawy uda mu się tego dokonać.

Regeth 28-01-2010 15:22

Arrrghhh! I co teraz?!- Odpowiedział nerwowo. Po czym wziął sakiewkę i schował do plecaka. Spojrzał na swych towarzyszy. Nie znał ich imion, i go nie interesowały. Jakiś człowiek, ale charakterystyczny zapach pozwolił Regethowi rozpoznać go. To wilkołak, ale nie czystej krwi, pochodzący nie z Rei, a więc zasługujący na jego pogardę. Następną osobą był jakiś brudas, jego zapach był aż nadto wyraźny. Myślący tylko o sobie najemnik również nie podobał się wilkołakowi. I trzecią osobą była niejaka Adriella Ziera, niska, ruda osoba. Ale ona nie była wilkołakiem, więc nie wzbudziła żadnych emocji u Regetha. Regeth nie miał zamiaru mieszać krwi z nie wilkołakami.

Minty 11-02-2010 00:19

Marcus

Srebrny księżyc, zawieszony wysoko na czarnym atłasowym niebie wskazywał, że było już późno po północy.
Gwiazdy zdawały się dzisiaj, wyjątkowo podniecone jakimś wielkim wydarzeniem, świecić ze zdwojoną mocą, nadając nocnemu firmamentowi iście baśniowy wyraz, oraz jasno oświetlając gościniec.
Chmury z rzadka przewijały się przez nieboskłon, toteż księżyc rzadko kiedy przestawał świecić pełnią swego tajemniczego blasku, a przerzedzona bydlęcymi szczękami trawa, szarpana subtelnymi podmuchami ciepłego wiatru, grała swą najdelikatniejszą w świecie muzykę.
Okoliczna zieleń chętnie poddawała się działaniu podmuchów, roztaczając przyjemny zapach kwiatów, słodką woń kojarzącą się Marcusowi z czystym pięknem, z tym, co już dawno straciło jakąkolwiek wartość na Kontynencie, z subtelnością i wdziękiem niepokalanej kobiety.
Marcus zamknął oczy.

Widział piękną kobietę, całkowicie nagą, siedzącą pośród traw wiosennej łąki Była taka czysta, dziewicza i delikatna, w pewien sposób bezbronna. W momencie, kiedy najwidoczniej zauważyła obecność Marcusa, zaprosiła go gestem ręki do siebie. Ruszył w jej stronę.

Jej opadające na smukłe ramiona włosy koloru słońca, tańczyły wesoło przy każdym podmuchu wiatru, nagie ciało było cudowne, dokładnie takie, jaka powinna być kobieca fizjonomia. Twarz miała pociągłą, rumianą i wesołą. Jasne brwi, mały nosek, wysokie kości policzkowe i intensywnie błękitne źrenica dodawały jej jeszcze więcej piękna. Była stosunkowo blada i szczupła, jednak nie chuda, miała duże piersi, wąską talię, krągłe biodra i pupę. Jej łono pokrywały jasne włosy. Miała jędrne uda, a łydki zgrabne i smukłe, stopy małe i kształtne. Patrząc na nią, Marcus nie odczuwał jednak żadnych lubieżnych żądz. Było to ciało niewątpliwie wielce atrakcyjne seksualnie, jednak na jej widok odczuwało się jedynie podziw. Była żywym dziełem sztuki.
W jej ruchach było coś, co Marcus określiłby jako subtelny wdzięk. Biła od niej radość, jednak była też dumna i majestatyczna.

Marcus na chwilę zamknął powieki, kiedy je otworzył, kobieta leżała na obalonym, samotnym pniu wiekowego dębu, budzącego respekt namiestnika puszczy, będącego schronieniem dla wielu pokoleń leśnych żyjątek i ochrona dla tysięcy innych istnień ostoją spokoju. Stopy zanurzyła w wysokiej, gęstej trawie, a sama rozciągnąwszy się na pniu wygrzewała w słońcu se jasne ciało.
- Usiądź obok mnie. - Powiedziała delikatnym i czystym głosem.
Marcus posłusznie spoczął na trawie nieopodal głowy kobiety. Jej złote włosy, gnane wiatrem, raz po razie łaskotały jego silne ramię. Było to uczucie nieporównywalne z niczym innym, czego Marcus doznał dotychczas, nie do opisania, iście metafizyczne. W tej krótkiej chwili, kiedy kosmyki włosów dotykały jego ramienia, mężczyzna czuł prawdziwą jedność z otaczającym go światem. Był wtedy ziemią, wiatrem, drzewem i kroplą deszczu. Czuł się skała w sercu wielkiej góry i ziarenkiem soli w oceanie, był potężnym smokiem i marnym robaczkiem w tej samej chwili.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że leżąca obok niego kobieta to bogini. Była to Imea we własne osobie.
Odruchowo spojrzał do góry, poszukując tam Intrandielela, boskiego rycerza, obrońcy Pani Wszelkiego Życia, jednak ponad sobą miał jedynie przerywany jasnością słońca i bielą chmur błękit.
- Czasy Etronii nadchodzą, nie da się tego uniknąć. - Zaczęła swym pięknym głosem, nie tracąc przy tym ani trochę ze swej wcześniejszej beztroski. - Jednak ja pokochałam Virdiel, nie chcę, aby czas znów mnie oszukał. - Spojrzała na odległe lasy i zielone pagórki tworzące pobliski krajobraz, po czym wstała.
Imea dorównywała Marcusowi wzrostem, jednak jej duma i bijący od niej majestat sprawiał, że wydawała się być wyższa. Przynajmniej tak mu się wtedy wydawało. Imea położyła swoją smukłą dłoń na ramieniu Marcusa. Ten dotyk zionął w niego taką otuchę, że już gotów był ruszać choćby i za koniec świata, ble by tylko nie zawieść bogini.
Wtedy niebo rozstąpiło się niczym rozdzierane płótno, ukazując nieprzeniknioną jasność, która chwilowo oślepiła Marcusa. Światło spłynąwszy na Imeę otoczyło ją i uniosło w górę i stopniowo wchłaniało w siebie.
- Nie zawiedź mnie, Intrandielelu. - Powiedziała jeszcze swym pięknym głosem, jednak teraz nie był on już radosny.
Bogini stawała się coraz jaśniejsza, aż całkowicie rozpłynęła się w otaczającym ją świetle.

Zimne krople deszczu obudziły Marcusa. Okazało się, że zasnął nieopodal murów miasta. Oddzielało go teraz od niego jedynie kilka pagórków.
Fortyfikacje stolicy Irganni zdawały się być głównym wyjaśnieniem, dlaczego Jastrzyna określana jest mianem niezdobytej. Mury mierzyły ponad dziesięć metrów długości, a na ich szczytach znajdowała się moc stanowisk łuczniczych, katapult i miejsc na kotły z wrzącą smołą. Ogromna brama wykonana z jakiegoś ciemnego metalu i chroniona znakami runicznymi Dużego Pathia otwarta była na oścież. Powodem tego było pewnie zarządzenie kapituły centralnej irgańskich magów, aby miasto stało otworem dla każdego, kto oznajmi, iż przybywa tu na ich wezwanie. Była to pewnie ogromna okazja dla wszelkiej maści zbirów i szpiegów, jednak magowie podjęli taką decyzję im odwołania od tego pewnie być nie mogło.
Marcus moknąc coraz bardziej ruszył w stronę miasta.

Anzaku 15-02-2010 19:53

- No nie, jeszcze ten deszcz na dokładkę. - pomyślał Markus, kiedy ostry ból przeszył jego głowę. Nie mógł sobie przypomnieć jak znalazł się po za miastem. Może zbyt dużo wypił ostatniej nocy.

Powoli zaczynał wstawać z co raz bardziej mokrej ziemi. Gdy wstał, zachwiał się lekko. Otrzepał spodnie i ruszył w stronę miasta.

Fortyfikacje miasta Irganni zrobiły bardzo duże wrażenie na Markusie. Miasto wydawało się nie do zdobycia. Niewiele słyszał o tym mieście, same plotki. Był tutaj pierwszy raz.

Gdy Markus szedł jego ubranie robił się co raz bardziej mokre. Nienawidził mokrych ubrań. Wiedział, że zaraz po dotarciu do miasta musi odnaleźć drogę do najbliższej karczmy. Na samą myśl o tym miejscu zrobiło mu się przyjemnie lekko na duszy.

W trakcie drogi cały czas zastanawiał się dlaczego nie może sobie przypomnieć jak znalazł się na tej polanie, niedaleko miasta. Nie pamiętał aby z kimś tam był. To oczywiście mogła być wina alkoholu ale jednak ta kwestia nie dawała mu spokoju.

Gdy Markus dotarł do miasta wielkie było jego zdziwienie gdy okazało się, że bramy miasta są otwarte i każdy ma prawo wstępu. Martwił się trochę, że będzie musiał kłócić się ze strażnikami czy coś w tym stylu. A tu taka niespodzianka. Markus szybkim krokiem ominął strażników przy bramie i ruszył w głąb miasta w poszukiwaniu karczmy.

Regeth 20-02-2010 12:44

Regeth czekał chwilę na bieg wydarzeń. Niestety nic się nie wydarzyło. Magowie ich olali, wilkołak był zły, wściekły. Płynął daleko z Rei, po to, żeby go wykpić, oszukać.
-Do diabła! Pieprzeni magowie!!!... Ale co teraz? Co mamy zrobić?- Początkowy gniew zamienił się w rozczarowanie.
-Chodźmy do karczmy, tam napijemy się czegoś.- Regeth wyszedł z budynku, była godzina 17.00. Niedaleko była jakaś karczma. Regeth wypił trochę, ale był jednak w miarę trzeźwy. Około godziny 20 udał się w spacer po mieście. Regeth jednak bardziej wolał lasy Rei niż miasta. Przyciągało go do lasów jakiś zew, czuł się w nich lepiej. To pewnie wina wilkołaczych genów. Po 3 godzinach bezcelowego spaceru, postanowił wrócić do karczmy. Wynajął pokój i poszedł spać. Niestety nie zauważył(był nieco pijany), że niebo jest czyste, a i księżyc był w pełni.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:40.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172