Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-02-2010, 19:13   #11
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację

Ziewnięcie jakże przeciągłe kobieta z siebie wydobyła, a w ruchu owym kiełki białe zaprezentowała w całej okazałości. Szczęście miała, że żuchwa jej z zawiasów nie wyskoczyła pozostawiając wyraz twarzy godzien rzygaczy zdobiących co bogatsze domy. Tak, miała szczęście też i za drugim razem, który po chwili nastąpił, przy czym nawet nie kwapiła się tego jakoś kulturalnie zasłonić.

Zajmowała miejsce przy stole, gdzie siedziała bokiem na jednym z krzeseł, co umożliwiało jej ułożenie wyprostowanych nóg na udach Avisiela siedzącego zaraz obok. W dłoniach jej o palcach długich i paznokciach może nazbyt ostrych, karty do gry migały poddawane skrupulatnemu tasowaniu w każdy możliwy sposób. Było to spowodowane głównie przez znudzenie Anesh, która to właśnie w tym zajęciu znajdowała zalążek zabijania czasu, a do tego jeszcze uwielbiała ten odgłos, gdy karty o siebie szybko uderzały. Brzmiało to trochę jak głośniejsze uderzanie skrzydeł motyla.
Od czasu do czasu też i rozdawała je pomiędzy sobą i swym towarzyszem, po czym nieco od niechcenia rozgrywali partyjkę. To nawet nie była gra na pieniądze, tutaj się liczył tylko czas, który mijał w trakcie jednego rozdania. Wilki były cierpliwe, czasami tylko instynkty brały górę nad umysłami. A czasami znudzenie i niecierpliwość, które się powoli kumulowały w środku gotowe wybuchnąć w chwili nieuwagi.

W pewnym momencie jednak nastąpiło coś, co zdołało Wilczycę wyrwać z tego marazmu - do pokoju zajrzał mężczyzna typu nijakiego, których setki widzi się codziennie na ulicach i setki zapomina, bowiem brak im znaków szczególnych, co by w pamięci zapaść mogły. Bąknął tylko pod nosem "przesyłka", podał ową Avisielowi, jako, iż ten siedział najbliżej drzwi i czmychnął czym prędzej, niczym przestraszone stworzonko. Wilk otworzył przesyłkę i rzucił okiem na znaleziony tam list.

- Bardem to on nie zostanie..
- Powiedział sam do siebie i wyciągnął rękę z listem w kierunku Anesh.

Kobieta odłożyła talię kart na blat stołu, po czym wzięła tak wyczekiwaną wiadomość od Strażnika. Szybko omiotła tych kilka zdań wzrokiem i po ich przyswojeniu złożyła karteluszkę na stole.

-W końcu, szary łaskawco – Mruknęła sobie pod nosem i opuściła nogi na podłogę, by zaraz wstać, zgarniając po drodze karty i chowając je do skórzanej sakwy przy pasie. Nigdy nie nosiła torby, bo coś takiego było dla niej po prostu niewygodne. Zamiast tego, już spory czas temu zafundowała sobie komplet składający się z trzech sakw różnych wielkości, które przytroczone zostały na stałe do pasa, aby nie zgubiła ich w jakim ferworze. Przeciągnęła się w swej pełnej rozciągłości, aż coś trzasnęło jej w kościach – Wspaniale, mamy jeszcze czas, aby zawitać do legowiska. Zamierzam z tego skorzystać.

Słowa swe kierowała do nikogo innego, jak właśnie do swego towarzysza, który też zaraz po niej się powoli i nonszalancko podniósł z krzesła. Bez choćby jednego ruchu świadczącego o pożegnaniu się z innymi osobami znajdującymi się w pokoju, po prostu wyszli, by za chwil kilka po opuszczeniu budynku zamtuza zanurzyć się w labirynt uliczek miasta. Dotarcie do ich celu nie należało do najłatwiejszych zadań, bowiem zawierało w sobie całkiem sporo kluczenia, w czasie którego z łatwością można było zabłądzić. Oczywiście, jeśli już na pamięć się nie znało drogi, tak jak ta para wilczych dusz.


***


Na placu był już całkiem spory tłum, kiedy Anesh i Avisiel na powrót wyszli z jednej z licznych, podrzędnych uliczek. Sakwy kobiety zdawały się być bardziej pełne niż gdy wychodziła z „Perły”. Stanęli sobie gdzieś na obrzeżach i próbowali objąć spojrzeniami morze istot ras wszelakich, które napłynęły tutaj dla króla. Było w tym dziwne napięcie, może to te niechętne twarze niektórych, albo jakieś pojedynczo na razie i niezbyt głośno rzucane słowa, jednak Wilczyca miała wrażenie, że niewiele brakuje do tak zwanego wybuchu, acz trudno jej było stwierdzić czym to było powodowane.

-Ooooh? Tłuszcza przyszła obejrzeć sobie przedstawienie? Będą magiczne sztuczki? A może powieszą kogoś? – Wyrzucała z siebie pytania, na które tak naprawdę nie oczekiwała uzyskać odpowiedzi, ale i tak stawała na palcach by dostrzec coś więcej ponad głowami zebranych. Nie należała to jakichś wyjątkowo niskich osób, ale jednocześnie było pełno istot, które mogły się poszczycić większym wzrostem niż ona i właśnie sporo z nich zasłaniało jej widok. Opadła płasko na podeszwy i wydęła lekko usteczka – Chodźmy trochę bliżej.

To nie tak, że jakieś magiczne sztuczki czy inne temu równe duperele ją interesowały, ale po prostu chciała być w stanie widzieć wszystko, jeśli miałoby wydarzyć się coś naprawdę spektakularnego. Dlatego też chwyciła mężczyznę mocno za płaszcz i dała się prowadzić przez tłum, gdy zręcznie torował im drogę. Na moment jej nozdrza się rozdęły, gdy się zapomniała i głębiej powietrza nabrała, a razem z nim, niestety, zapachów unoszących się w powietrzu, które do miłych nie należały. Fetor spoconych, niemytych ciał połączony z pojawiającymi się gdzieniegdzie bardziej słodkimi woniami co bardziej zamożnych mieszkańców sprawił, że kobieta przez chwilę trwała w bezdechu, aż w końcu odważyła się na powrót otworzyć na tutejsze powietrze nie zaciągając się nim jednak. Nie dostrzegła nigdzie po drodze tych istot, które spotkała w „Perle”, ale nie wadziło jej to jakoś bardzo.

Zatrzymali się gdzieś tak mniej więcej po środku zbiegowiska, akurat w momencie, gdy młody król pojawił się na podwyższeniu.

- Cieszę się, że tak licznie tutaj przybyliście.

Raz.
Niczym płachta na byka, niczym agresywny ruch w stosunku do osy, tak też i te pozornie niewinne słowa wzbudziły złość w ludziach. Krótki spokój, który zapadł gdy mężczyzna wszedł na podwyższenie, najzwyczajniej w świecie.. prysł. Prysł, jak bańka mydlana. To był właśnie wybuch, o którym wcześniej rozmyślała Anesh, chociaż nie spodziewała się, że iskrą będzie coś tam mało znaczącego jak rozpoczęcie przemowy przez władcę. Na jego słowa odpowiedziały przekleństwa i wyzwiska, których wydawało się, że nic ani nikt nie jest w stanie uciszyć czy zagłuszyć.

Dwa.
Ktoś krzyknął, a krzyk ten był tak pełen histerii, że wzleciał ponad wszystkie inne zwracając na siebie uwagę. I na króla, który zachwiał się ewidentnie, a po dokładniejszym przypatrzeniu się jeszcze wyraźniejszą stawała się strzała tkwiąca w jego piersi. Samoistnie, bezwiednie nawet wargi kobiety rozciągnęły się w szerokim uśmiechu prezentującym większość zębów. To był po prostu taki odruch jej mimiki, jak u dzieci, które szczerzyły się widząc nową zabawkę. Tak idealnie trafić, tak idealnie zadać cios.. pewnie większość osób to przerażało, ale Wilczycę nienaturalnie pociągało i zdawało jej się być po prostu piękne, chociaż ona w takich sytuacjach preferowała strzelanie z kuszy. Nad tym precyzyjnym skrytobójstwem mogłaby się rozwodzić, niczym jaki miłośnik sztuki nad obrazem czy rzeźbą. Aż zadrżała, acz w pełni panowała nad sobą.

Miała wrażenie, że wśród zebranych na pół sekundy zaledwie zapadła taka cisza, jakby ktoś ostrzem miecza rozciął poprzedni zgiełk odbierając wszystkim głos. W ciągu tej krótkiej chwili, Anesh już się odwracała zafascynowana tym, kto też tak idealnie wręcz wypuścił strzałę, gdy na placu nagle podniósł się jeszcze większy gwar niźli wcześniej, a do tego ktoś ją uderzył mocno w bark. A potem jeszcze raz, i jeszcze. Ciaśniej się zrobiło, gdy na umysły ludzi, zdających się być w tym momencie jedną, wielką ludzka masą, padł zamęt i pewnie niewiele brakowało do pojawienia się zniszczenia. Wrzeszcząca tłuszcza napierała coraz bardziej na siebie, na innych, na wszystko na co tylko się dało, co kobiecie kojarzyło się tylko ze ślepym pędem bezmyślnych zwierząt.

W pewnym momencie zauważyła coś niepokojącego, mianowicie, poprzez wszelkie przepychanki ludzi, oddalała się coraz bardziej od swego towarzysza. To jej się nie podobało, dlatego też dzięki pracy swych łokci i umiejętności przeciskania się, na powrót zbliżyła się nieco do niego. Wszystko byłoby względnie dobrze, gdyby nie to, że zaraz swoista fala przeszła przez zgraję zebranych, którzy znowu zaczęli się przepychać. Wprawdzie zdołała jedną dłonią chwycić za płaszcz Avisiela, acz w niczym jej to nie pomogło, bo zaraz został jej wyrwany. W głowie niezmiennie kołatała jej się myśl, że ci ludzie to bydło, nic innego.
Tłum rozdzielił ją z jej Wilkiem. W tym chaosie, który zapadł została nagle pozostawiona sama sobie. Zaklęła głośno i szpetnie, co pozostało jednak bez odzewu, nawet pewnie nie zostało przez kogokolwiek zauważone, bo tak wiele słów, krzyków oraz wrzasków wydobywało się z setek gardeł i łączyło w powietrzu w niezrozumiały bełkot.

Jej strefa intymna była drastycznie naruszana i to zdecydowanie nie w ten przyjemny sposób. To było niczym jakiś koszmar, w którym śniący jest z każdej strony przygniatany przez stwora o dziesiątkach nóg, rąk, łokci.. a wśród nich była też i dłoń męska, która korzystając z zamieszania zmierzała ku jednej z jej sakw, a przy tym nie omieszkała zmacać dolnych partii kobiety. W tym wszystkim, to była jedyna iskierka, która zdołała przywołać na wargi Anesh krzywy uśmiech. Ona okradana przez jakiegoś podrzędnego złodziejaszka, no naprawdę to miasto schodziło na psy.
Jednak żarty żartami, może i tak żałosna próba kradzieży była godna pogardliwego śmiechu, jednak to zawsze była próba wykonana na niej za co należała się kara. Krew w żyłach kobiety zawrzała, co też zaraz pociągnęło za sobą kolejne wydarzenia - zacisnęła dłoń w pięść, zamachnęła się i z gracją oraz jakże kobiecym powabem wyrżnęła nią w pysk tamtego. Gdyby nie ogólna wrzawa, to z łatwością istoty znajdujące się w pobliżu byłyby w stanie usłyszeć satysfakcjonujący chrzęst. Siła tego uderzenia, czy też może bardziej zaskoczenia, aż cofnęła mężczyznę trzymającego się kurczowo za krwawiący nos. Kobieta nie rozumiała co ten wykrzykiwał wzburzonym głosem, jednak mogła sobie wyobrazić tego ogólne przesłanie, w którym jedną z głównych ról grała „dziwka”. Gdy miał już za sobą szok, tedy wyprostował z grymasem wściekłości na twarzy i wyciągnął przed siebie ręce pragnące tylko coś złamać w gibkim ciałku.. ale Wilczycy już nie było tam, gdzie ją ostatni raz widział. Wykorzystała sposobność i umknęła w tłum, jak gdyby nigdy nic, jakby jej nigdy tutaj nie było i wcale nie miała posoki na swej dłoni.

Lawirowała pomiędzy postaciami, starając się unikać z nimi kontaktu, co jednak nie zawsze się udawało i czasami musiała kogoś mocno odepchnąć sobie z drogi. Tak naprawdę, to nie wiedziała dokąd iść, a do przodu pchała ją tylko dzika chęć wydostania się z tego motłochu. Mieli się gdzieś spotkać z Szarym Strażnikiem, acz ten nie dał im żadnych wskazówek dotyczących miejsca spotkania, a aktualnie znalezienie go graniczyło z jeszcze większym cudem. Najśmieszniejsze jednak ciągle było to, że w dalszym ciągu nie wiedziała o co te krzyki i wrzawa. Może to ona miała do wszystkiego dość obojętny stosunek, bo nigdy nie była zainteresowana królami i w żaden sposób się do nich nie przywiązywała, ale dla niej to była jakaś parodia. Młody podobno był wojownikiem, w jakiś tam sposób wspiął się na tron, a dał się trafić byle strzale? W jej mniemaniu ktoś w tym wszystkim po prostu dał dupy i tyle, a ludzie tylko niepotrzebnie popadali w panikę i histerię.

O dziwo, zdołała trafić w takie miejsce, z którego była w stanie dostrzec jej, w większości, przymusowych towarzyszy wyprawy, znajdujących się kawałek dalej. Od czasu do czasu widok jej zasłaniał jakiś przypadkowy człek, albo jedna z trzech zamaskowanych istot, z którymi tamci walczyli. Ruszyła w tamtym kierunku, w międzyczasie ujmując w dłoń rękojeść jednego ze swych sztyletów, który wyszarpnęła z pochwy u pasa. W tej chwili, łatwo było dostrzec kolejny powód dla którego kobieta była zwana Wilczycą. Gdy tak szła stawiając pewnie kroki na ziemi starając się zajść przeciwnika Avisiela od tyłu, tedy zwyczajnie zdawała się skradać do swej ofiary. Gdyby to było inne miejsce, spokojniejsze i pozbawione tłumów, wtedy w odpowiednich momentach by zastygała schowana w ciemnościach albo za czymś ją zasłaniającym, by nikt nie zauważył jej obecności. Teraz było to niemożliwe, jednak w dalszym ciągu pozostawała czujna, a jeśli jakiś bóg by z niej zażartował i podarował jej wilcze uszy, tedy na pewno by nimi strzygła wsłuchując się w otaczające ją odgłosy.

Popłynęła krew, acz nie należała ona do Wilka. Skąd ta zmiana miejsc? Skąd ta dziwna postawa zamaskowanego świadcząca o jego najszczerszym zdziwieniu? Odpowiedzi należało szukać z tyłu, gdzie Anesh ostrze swego sztyletu zagłębiła rozkosznie głęboko w ciele przeciwnika. Poruszyła nim jeszcze to w jedną to w drugą stronę, po czym wyciągnęła i całość zakończyła kopniakiem lekkim, który powalił istotę na ziemię u stóp Avisiela. Przymrużyła z błogością zielone ślepia. Ah, czuła to w swoich kościach, czuła to w swoich mięśniach, czuła to w całym swoim ciele – coś, co zbudzone było przez cały okres od ataku na Denerim aż do teraz, zostało właśnie zbudzone i wyło swym drapieżnym śpiewem, gdyż w końcu poczuło zew najprawdziwszy.
Podeszła do swego wiernego towarzysza i wolną dłoń wsparła o jego klatkę piersiową. Palce zgięła, jakby pazurkami chciała go podrapać przez materiał ubrania, w które był odziany. Z drugiej zaś strony, mogłoby to się zdawać jaką pieszczotą nieznaczną, tylko przez tę dwójkę rozumianą.

-Chodźmy, mój Wilku. Na polowanie.. – Wymruczała w taki sposób, aby tylko on usłyszał. Powiodła dłonią ku górze, aż mogła na palec nawinąć kosmyk jego kruczych włosów - Chodźmy. Zabawmy się.

Pociągnęła mocniej, gdy rozpleść chciała mały kołtunek, który się utworzył. Po szczęśliwym zakończeniu tej sztuki, wywinęła się od Avisiela i ruszyła za tymi, których twarze kojarzyła jeszcze z dzisiejszego poranka, acz imion za nic nie pamiętała. Czuła jednak, że mogli jej się przydać przy odnalezieniu Yana, co też prawdą się być okazało.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 07-02-2010 o 19:15.
Tyaestyra jest offline  
Stary 10-02-2010, 13:08   #12
 
c-o-n-t-r-a-c-t-o-r's Avatar
 
Reputacja: 1 c-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetny
Garrett schował do sakiewki kilka złotych monet podarowanych im przez nieznajomego. Podszedł do okna by w świetle chylącego się ku zachodowi słońca spojrzeć na miasto. Mimo iż spędził tu całe życie nigdy nie udało mu się polubić tego miejsca. Choć plątanina wąskich uliczek w połączeniu z mrowiem żyjącym pośród nich rzemieślników, kupców, notabli i innych osób, które Garrett zwykł odwiedzać nocami, stanowiły idealne warunki do pracy dla kogoś z jego fachem, nie odczuwał nawet cienia żalu w związku z faktem, iż opuszcza to miejsce. Pozostawało pytanie czy tam gdzie zamierza się udać będzie mu lepiej. Zanim odejdzie musiał jednak załatwić jedną sprawę. Ale to może poczekać do jutra. W międzyczasie do pokoju zawitał posłaniec przynosząc wiadomość od ich nowego pracodawcy.

Rzucił okiem na list po czym opuścił pokój i udał się na salę gdzie zamówił sobie kufel brei, która wśród miejscowych bywalców uchodziła za piwo, potem następny i jeszcze dwa. Wrócił do pokoju, rozłożył koc na podłodze i ułożył się do snu. Nie musiał długo czekać na jego nadejście.

***

Z samego rana złodziej po przejrzeniu zawartości swego plecaka dostrzegł, iż nie zabrał ze swojej mety jednego z dość przydatnych narzędzi pracy. Spakował manatki i ruszył w stronę dzielnicy kupieckiej. Najpierw skierował się do kramu pewnego kowala, gdzie nabył kilka metrów stalowego drutu. Potem skierował się w północny część dzielnicy.

Na końcu jednej z wąskich uliczek, nieopodal świątyni, mieścił się niewielki sklepik. Nad drzwiami kołysał się szyld z napisem „Złota Karafka”. Garrett śmiało przekroczył próg i obrzucił wzrokiem wnętrze lokalu. Ktoś, kto zaglądałby tu po raz pierwszy, w ciągu pierwszych kilku sekund od wejścia mógłby dostać zawrotów głowy z powodu mozaiki aromatów składających się na zapach tego miejsca. Intensywna woń kilkudziesięciu gatunków ziół, których pędy suszyły się zawieszone pod sufitem, mieszała się z ostrym aromatem siarki. Słodkawy zapach pleśni unoszący się z ustawionych na ladach ususzonych części zwierząt splatał się z ostrą wonią wody bromowej i sproszkowanego monacytu. Wzdłuż ścian pomieszczenia ustawiono półki zawalone najróżniejszymi materiałami niezbędnymi każdemu adeptowi sztuki alchemicznej. Jeżeli w którymś miejscu uchował się skrawek wolnej przestrzeni ustawiono tam narzędzia pomocne przy sporządzaniu eliksirów poczynając od najprostszych moździerzy poprzez fiolki, retorty i alembiki, na przyrządach do destylacji kończąc. Naprzeciw drzwi, nieopodal wyjścia na zaplecze stał kontuar, za którym krzątał się teraz właściciel tego przybytku.

Perry Heartless, bo tak się nazywał, miał jakieś sześćdziesiąt lat, był dość niski i wątłej budowy ciała. Nosił sięgające do ramion zmierzwione włosy o stalowoszarej barwie. Ubrany był brązowe spodnie i skórzaną kamizelkę tego samego koloru oraz białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Twarz miał pociągłą, o ostrych rysach. Na haczykowatym nosie spoczywały niewielkich rozmiarów binokle, przez które ich właściciel uważnie obserwował teraz bulgoczącą zawartość trzymanej w ręku retorty. Dopiero gdy Garrett zabębnił pacami o kontuar mężczyzna zauważył, że nie jest sam.

- O witaj Garrett.

- Co tam szykujesz?

- Zamówienie dla jednego z tutejszych kupców. W czasie walk o miasto spłonął mu dom a razem z nim większa część ksiąg rachunkowych. Jakiś czas temu, gdy zawitał do mnie wspomniałem mu, iż przed paroma laty zdarzyło mi się badać właściwości pewnego specyfiku wchodzącego w reakcje z węglem zawartym w inkauście. Nieco zmodyfikowana wersja tej mikstury mogłaby rozwiązać jego problem więc zaproponowałem swoje usługi.

- Działa?

- Sam zobacz.


Alchemik i wyjął spod lady poczerniały arkusz pergaminu. Następnie zanurzył pędzel w trzymanej w ręku retorcie i rozprowadził jej zawartość na kartce. Po kilku sekundach na poczerniałej powierzchni zaczęły się ukazywać litery lśniące zielonym blaskiem.

- No proszę całkiem nieźle jak na starego dziadygę, który ledwo widzi na oczy – zachichotał Perry – a tak w ogóle to w jakiej sprawie do mnie przyszedłeś?

- Pożegnać się. Wyjeżdżam z miasta i... w najbliższej przyszłości nie planuję powrotu.

- Gdzie masz zamiar się udać?

- Szczerze mówiąc, to w chwili obecnej tego nie wiem. Jeden człek wynajął mnie i jeszcze kilka innych osób do poszukiwań pewnej niewiasty. Sęk w tym, że jeśli idzie o kierunek w jakim się udała to mamy kilka tropów, z których tylko jeden może być prawdziwy.

- Twój pryncypał wie o tym?

- Nie i mam nadzieję, że jeszcze długo się nie dowie. Jeżeli ktoś od Vranzy będzie o mnie wypytywał to powiesz im tylko, że wyjechałem z miasta. Bywaj Perry i niech ci się wiedzie.

- Tobie również Garrett.


Wyszedł ze sklepu. Czuł się podle mimo, iż zdawał sobie sprawę, że nie może zabrać starca w podróż. Wiedział, że kiedy Jovan Vranza dowie się o jego zniknięciu, wyśle swoich drabów do każdego, z kim Garrett miał styczność. Nawet gdyby ostrzegł starca, ten nie zdołałby się ukryć przed takimi jak oni. Ci ludzie nie cofną się przed niczym w celu uzyskania odpowiedzi. Znając ośli upór Perry'ego podejrzewał, że na początku stary zamiast wyśpiewać im wszystko będzie próbował się stawiać, jak przed laty, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Dzięki temu co przed chwilą usłyszał od złodzieja po jakiejś godzinie bicia będzie w stanie dać im cokolwiek. Może wtedy zostawią go w spokoju. Ruszył w stronę placu.

***

Dotarł na miejsce w samo południe. Na placu tłoczyli się przedstawiciele wszystkich ras zamieszkujących Ferelden. Z trudem przychodziło mu przeciskanie się przez ciżbę. Panujący tu gwar człowiekowi preferującemu ciszę, a takim był Garrett, z trudem udawało się wytrzymać. Tłuszcza uspokoiła się na chwilę, gdy świeżo koronowany władca wchodził na podwyższenie. Ledwo jednak otworzył usta tłum dał upust swojej frustracji. Nie trzeba było mędrca by zrozumieć dlaczego tak się stało. Wszyscy mieli dość wojny. Wielu podczas plagi straciło rodzinę i cały dobytek. Szukali kogoś na kim mogliby wyładować swój gniew. Padło na młodego władcę.

Chwilę po tym jak motłoch rozpoczął swą litanię wyzwisk i przekleństw a w stronę króla poleciały najróżniejsze przedmioty codziennego użytku, jego wysokość zachwiał się. Garrettowi nie udało się dostrzec przelatującego pocisku jednak od razu zrozumiał co się święci odruchowo rozejrzał się dokoła jednak ani w oknach ani na dachach domów otaczających plac nie udało mu się wypatrzyć zamachowca. W przeszłości zdarzało mu się kilka razy wykonywać podobne zlecenia chociaż nigdy w obecności tylu świadków. Mogło to dowodzić wyjątkowej głupoty lub pewności siebie królobójcy. Później, kiedy do akcji wkroczyli zamaskowani siepacze, Garrett skłaniał się ku drugiej wersji.

W międzyczasie udało mu się dotrzeć do towarzyszy niedoli. Zanim jednak zdążył zamienić z nimi chociaż słowo odnalazł ich posłaniec Yana.

- Chodźcie za mną – rzekł mężczyzna.

Starając się uniknąć stratowania przez rozszalały tłum złodziej próbował iść za nim. Nagle drogę zastąpiło im kilku zamaskowanych napastników. Jeden z nich, dzierżący w ręku miecz sporych rozmiarów ruszył na złodzieja. Oponent górował nad nim zarówno wzrostem jak i budową ciała. Garrett tylko uśmiechnął się pod nosem. Rzucił plecak na ziemię i czekał na napastnika. Przypomniały mu się słowa jednego z kamratów, od którego uczył się swego fachu - „w naszym świecie siła znaczy wiele ale nie wszystko, szczególnie wtedy, gdy przy jej pomocy usiłujesz zdziałać coś przeciw szybkości”. Z łatwością uniknął pchnięcia jakie wyprowadził przeciwnik. Chwycił go za przegub i pociągnął w swoją stronę, drugą ręką sięgając po sztylet.


Jego ostrze ze świstem przecięło powietrze pozostawiając po sobie niebieską smugę. Cios przeorał twarz przeciwnika na wysokości oczu. Ślepy i oszalały z bólu drab zaczął wymachiwać klingą na wszystkie strony. Garrett w tym czasie, nie spiesząc się zbytnio, zaszedł go od tyłu i szybkim cięciem zakończył żywot zamaskowanego zbira. Trup, którego głowę z resztą ciała łączył teraz jedynie cienki kawałek mięsa zwalił się na ziemie. Jeszcze przez chwilę wstrząsały nim pośmiertne spazmy po czym na zawsze zamarł w bezruchu.

Złodziej podniósł z ziemi tobołek i rozejrzał się wokoło. Usiłował wypatrzeć w tłumie znajome twarze. Chwilę po tym jak całe towarzystwo zebrało się do kupy odnaleźli Yana.

- Uciekamy z miasta. Tym razem nam się nie uda. Jesteśmy wyczerpani i nie obronimy go. Powiem wam o co chodzi jak będziemy poza murami.

Garrettowi pomysł szarego strażnika przypadł do gustu toteż nie protestując ruszył za nim.
 
__________________
That is not dead which can eternal lie.
And with strange aeons even death may die.

Ostatnio edytowane przez c-o-n-t-r-a-c-t-o-r : 10-02-2010 o 13:10. Powód: poprawki redakcyjne
c-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest offline  
Stary 10-02-2010, 20:01   #13
Falleth
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Czas ciągnął się niemiłosiernie.

Jedyną rozrywką były kolejne rozdania kart, którymi Anesh niemalże żonglowała. Avisiel między kolejnymi rozgrywkami przyglądał się, raczej od niechcenia, ze znudzenia, innym osobnikom w pokoju. Trudno jednak było nazwać to interesującą rozrywką, bo i nie robili oni nic ciekawego. W końcu zaczął się on nawet obawiać, że ostatecznie umrze z nudów, kiedy to do pokoju zawitał jakiś człeczyna.

Nieśmiale zajrzał do środka, wymamrotał coś, co brzmiało jak "Przeska", lecz chyba chodziło o przesyłkę, którą zresztą trzymał w ręku. Podał ją Avisielowi i zaraz zniknął za drzwiami. Mężczyzna spojrzał krytycznie na pobrudzoną tłustymi paluchami kopertę
i bez zbędnej zwłoki otworzył ją. Rzucił okiem na treść zawartego wewnątrz listu

„Spotkamy się trochę później aniżeli żeśmy to umówili, jednak proszę Was o jedno. Jeżeli macie coś do załatwienie na mieście zróbcie to czym prędzej, bo w południe chcę abyście wszyscy byli na Placu Głównym, gdzie nowy król Fereldenu, a mój przyjaciel, wygłosił mowę przed ludem. Mój człowiek was znajdzie, a po przemowie króla spotkamy się, i omówimy kilka spraw.
Yan.
PS. Ashaad jest cały i zdrowy. Spotkacie go na Placu.”



- Bardem to on nie zostanie.. -
Powiedział sam do siebie i wyciągnął rękę z listem w kierunku Anesh.
No tak, teraz umieramy z nudów na siedząco, potem zaś trzeba będzie wysłuchać jakiegoś kogokolwiek, który opowiadać będzie jakieś nudne bzdury, pozbawione znaczenia. To wszystko coraz mniej mu się podobało, ale cóż, wolał być tu z Wilczycą, niż gdziekolwiek indziej sam.

-W końcu, szary łaskawco – delikatnie się uśmiechnął, słysząc ledwo słyszalny głos Anesh, która wstała z miejsca, wrzuciła karty do mieszka przy pasie i przeciągnęła się, by rozruszać zdrętwiałe, ponętne ciało.

-Wspaniale, mamy jeszcze czas, aby zawitać do legowiska. Zamierzam z tego skorzystać -
dodała jeszcze i ruszyła w kierunku drzwi.

Mężczyzna podniósł się zaraz po swej towarzyszce i ruszył zaraz za nią. Kobieta zaś bez słowa wyszła z pokoju, zaś chwilę później opuścili samą Perłę. Następne dwa kwadranse spędzili na poruszaniu się wąskimi uliczkami, tymi, do których normalni ludzie, a zwłaszcza ci zdrowi na umyśle woleli się nie zapuszczać, lecz wilki owe bez trudu odnalazły drogę.



***



Na placu zebrało się już wiele... osób, bo trudno było powiedzieć, że byli tam sami ludzie. Dziwnie ściśnięci w miejscu, z którego było najbliżej do króla, a do którego najdalej strażnicy dopuszczali, przypominali Avisielowi głupie bydło. Głupie bydło przed burzą nawet, bowiem można było wyczuć swoistą nerwowość wśród zebranych. Wilkowi było to obojętne, tak długo, jak długo tylko będzie względny spokój.

-Ooooh? Tłuszcza przyszła obejrzeć sobie przedstawienie? Będą magiczne sztuczki? A może powieszą kogoś? – usłyszał ironicznie pytania swojej towarzyszki, która starała się dostrzec co dzieje się z przodu, dalej przed nimi.

-Chodźmy trochę bliżej.

Mężczyzna bez słowa ruszył do przodu, rozpychając na boki tych, którzy mieli zaszczyt stać przed nimi tak, aby wraz z Anesh mogli podejść bliżej miejsca, gdzie pojawi się król. Avisiel, który odwracał się co jakiś czas aby sprawdzić, czy kobieta idzie za nim, mógł dostrzec, jak krzywi się nieznacznie pod wpływem odoru, jaki unosił się nad tłumem, tym samym, który można było poczuć w tak wielu częściach miasta. Nie skomentował tego jednak, tylko szedł dalej.

Kiedy to akurat przedarli się mniej więcej przez połowę tłumu, wtedy na specjalnie przygotowanym podwyższeniu pojawił się nowo obrany król. Nie wyglądał na wiele starszego niż Avisiel.

- Cieszę się, że tak licznie tutaj przybyliście.

"Huh, nie wiem z czego tu się cieszyć" pomyślał Avisiel, a prawdopodobnie zrobił to też zebrany tłum, bowiem podniosły się głosy wskazujące na to, że są jak najbardziej przeciwnego zdania. Zrobiło się nieciekawie i mimo wysiłków straży, niewiele wskazywało na to, że sytuacja się poprawi.

Wiadomo jednak, że życie uwielbia być ironiczne, tak więc zapewne strzała, która pojawiła się znikąd miała coś w kierunku uspokojenia ludzi zrobić. Teoretycznie.
Może by się udało, gdyby całkiem przypadkiem nie trafiła w młodego króla, kto wie.
Wiadomo jedynie było, że po sekundzie zdziwienia, które na chwilę zaskoczyło zebranych, nastąpiło całkowite szaleństwo. Ludzie, krasnoludy, elfy i cokolwiek jeszcze można było w tłumie znaleźć, wszyscy zaczęli przepychać się w każdą możliwą stronę.

Co gorsza, tłum ów rozdzielił go z Wilczycą i nie mógł na to nic zupełnie poradzić.

Postanowił się więc wydostać z tłumu i znaleźć miejsce, z którego będzie mógł wypatrzeć Anesh, bądź chociaż pokazać się jej. Nie obyło się bez korzystania z najważniejszego argumentu każdego, kto bierze udział w takich zgromadzeniach, to znaczy odpowiednio wykorzystanych łokci. Gdyby ktoś się przysłuchiwał, to mógłby usłyszeć stłumione przez bezdech jęki ludzi, którzy stanęli przypadkowo na drodze Avisiela. To wszystko zaczynało być naprawdę irytujące, chociaż jednocześnie przestało być nudne tak, jak zapowiadało się jeszcze chwilę temu.

W pewnym momencie Wilk wypadł z tłumu niemal wprost na ludzi, z którymi jeszcze niedawno zmuszony był siedzieć w Perle. Nim zdążył cokolwiek zrobić, pojawił się przy nich człowiek, który rzucił krótko:

-Chodźcie za mną.


Można było się spodziewać, że był wysłannikiem Yana. Prawdopodobnie. W tym momencie jednak nie można było się nad tym dłużej zastanawiać, bowiem wokół pojawili się osobnicy, którzy wcale nie wyglądali na rozwścieczony tłum. Grupa usiłowała się od nich oddalić, acz nie wyszło im to specjalnie, bowiem i drogę ucieczki zagrodziło im pół tuzina wyżej wspominanych zamaskowanych obcych. W tym momencie wspominany przez Avisiela jako zapijaczony osiłek qunari rzucił się na nich w sam środek, powalając dość zręcznie, jak na kogoś takiego, trzech z nich. Pozostała więc tylko trójka, która rozsądnie odsunęła się od olbrzyma, lecz nierozsądnie rozdzieliła się.

Wilk dobył miecza i bez zbędnych konwenansów zaatakował tego najbliżej siebie. Zaczął powoli, rozgrzewając rękę typowymi, podstawowymi atakami, sprawdzając jednocześnie umiejętności swego przeciwnika. Kątem oka dostrzegł skradającą się zza swego przeciwnika Anesh. Nie oderwał od niego wzroku, by nie zdradzić podstępu Wilczycy i parował ciosy do czasu, aż jego adwersarz pożegnał się cicho z życiem, upadając pod nogi Avisiela. Kobieta podeszła bliżej, a na jej twarzy malował się błogi wyraz, który mężczyzna poznał od razu - satysfakcja. Dłonią zaś dotknęła go delikatnie, innym zaś mogłoby się wydawać, że przez przypadek. On zaś tylko uśmiechnął się w odpowiedzi i oparł delikatnie swoją dłoń na ramieniu kobiety, zadowolony, że nic w tym chaosie się jej nie przydarzyło.

-Chodźmy, mój Wilku. Na polowanie.. – powiedziała cicho tak, aby jedynie on mógł to usłyszeć.

-Chodźmy. Zabawmy się.

Avisiela nie trzeba było długo zachęcać, więc tylko włożył miecz na powrót do pochwy i ruszył za kobietą oraz innymi, na spotkanie z Yanem.
 
 
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172