Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-01-2010, 13:18   #1
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
[DA] Pogoń

- Powiem to raz. Jestem Yan. Wielu z ... - Dokumenty Google

Cytat:
Życie jest nieustanną walką, więc nie chowaj miecza.
Któż by pomyślał, że mieszkańcy Fereldenu potrafili się skrzyknąć, stawić czoło najgorszemu zarastwu, jakie chodziło kiedykolwiek po tych ziemiach, i po zaledwie kilku dniach pójść w rozsypkę. Minęło zaledwie kilka godzin od pokonania plagi. Minęło tylko kilka dłuższych chwil od unicestwienia wielkiego smoka. Ludzkość jednak odwróciła się od elfów i krasnoludów. Ostruche istoty z pogardą spoglądały na władców podziemnego świata. Te ostatnie zaś miało wszystko i wszystkich, jak to mawiają, głęboko w rzyci.
Bliźnim się nazywali, gdy stali ramię w ramię przeciwko pomiotowi. A teraz? Teraz jeden na drugiego wilkiem patrzy. Uboższy chciałby wyrwać z rąk zamożniejszym to co posiadają. Bogatsi myślą tylko o sobie, nie zważając na to, że ginie jeszcze mnóstwo istot na ulicach. Od zarazy, która się poczęła rozprzestrzeniać. Od ran, których nikt nie opatrzył. Od własnych rąk, bo niektórzy popadają w obłęd, gdy przychodzi smutna wieść o śmierci kogoś z rodziny.
Jest jednak miejsce, gdzie to wszystko jakby nie ma znaczenia. Gdzie życie płynie własnym torem. Jakby czas się zatrzymał. Jakby zaraza się tam nie dostała. Kto by spojrzał na miasto, a zaraz potem na przybytek uciech- Perłę, ogłupiałby. Choć, jak to kiedyś ktoś mądry powiedział: burdel sam przez się jest burdelem, toteż spaść na psy nie może, bo on już dawno wśród świń żyje. Czy prawda to była, ciężko stwierdzić, ale Perła zwykłym zajazdem nie była i nie jest. To nie zamtuz, gdzie wchodzi się tylko po to, by pozwolić bestii zamieszkującej ciało, okiełznać kobietę, tudzież mężczyznę. Perła spełniała się także jako gospoda.
Bez ustanku w środku od kilku godzin panował zgiełk. Mnóstwo istot pragnęło znaleźć w burdelu miejsce, gdzie mogli spędzić tę najbliższą noc. Nawet jeżeli miałoby to być pod stołem w sąsiedztwie złodzieja.
Sanga- burdelmama i właścicielka lokalu, miałą mnóstwo do roboty. Nikogo więc nie zdziwiło, że w końcu wynajęła dwóch drabów, by pełnili rolę wykidajły. Stali przeto w drzwiach i “witali” gości. Jednocześnie zrobili także porządek z motłochem w środku. Podejrzanie wyglądający, biedni, chorzy... oni już nie mieli czego szukać w Perle. Wstęp darmowy nie był, więc nie każdy w tym czasie mógł sobie już pozwolić na chwilę odpoczynku w przytulnym miejscu.

***

- Spróbuj znaleźć jakichś najemników. Może ci pomogą. Bądź co bądź, ale jesteś bohaterem.
Yan machnął tylko ręką na słowa Alistaira. Nie był to do końca głupi pomysł, ale ludzie których nie znał... Nie miał pewności czy go posłuchają. Nie miał pewności czy zrobią to będą mieli do zrobienia.
- Może i masz rację.- odparł. - Nie mam jednak zamiaru tam iść sam. Leliano...
Zwrócił się ku rudowłosej, która trzymała wówczas za szyjkę, knykciami, kieliszek wina, kreśląc nim w powietrzu niewidzialne kręgi. Słysząc swe imię uniosła delikatnie głowę zarzucając włosy na bok.
- Hmmm?
- Mam do ciebie prośbę. Będziesz mi towarzyszyła podczas przechadzki po... - urwał.
Jak można powiedzieć “Denerim”, gdy ono ledwie stoi. Ba, ono nawet nie stoi. Ono klęcząc, błagalnym głosem prosi o pomoc.
- ... po mieście?
Leliana rozpromieniła się, odkładając kieliszek na stół pokiwała głową.
- Radziłabym ci jednak założyć na siebie jakiś płaszcz. Zakryj swe oblicze, bo inaczej rozszarpią cię, gdy zobaczą, że wyszedłeś.

***

Elltharis

Los tak chciał, że bitwe prztrwałeś bez szwanku. Do końca jednak nie można tego powiedzieć o twych towarzyszach. Jeden z nich odszedł na tamten świat, a kilku jest poważnie rannych. Cóż jednak mogłeś uczynić? Zakon był dla ciebie bardzo ważny, a członkowie cenniejsi aniżeli złoto.
Stałeś przed miejscową świątynią. Mimo iż byłeś elfem wierzyłeś, że magia w pewien sposób wywodzi się od Stwórcy. Czekałeś... Czekałeś na choćby najmniej ważną wiadomość od kogoś, na temat stanu zdrowia któregoś ze swoich towarzyszy.
Byłeś tak zamyślony, że nie usłyszałeś ruchu za plecami. A ktoś tam był... Mimo, że twój elfi słuch zawiódł, to i wzrok już nie. Słońce jeszcze świeciło, dość słabo, ale widać było mgliste cienie, które rzucały dwie postacie za tobą. Szybko się odwróciłeś. Kapłanka i jakiś zamaskowany człowiek... Zauważyli, że ich obserwujesz. I... czy oni idą w twoją stronę?
Byli blisko, coraz bliżej, toteż jedyne co zdążyłeś zrobić, to dla pewności chwycić za rękojeść miecza.
- Nie obawiaj się, Elltharisie.- odezwał się ten zamaskowany.
Był to znany głos. Znany, jednak nie wiedziałeś do końca któż to.
- Nie obawiaj się.- istota powtórzyła się.- Choć na ubocze. Tam porozmawiamy.
Chcąc, nie chcąc poszedłeś za tą tajemniczą dwójką. Uliczka, którą wybrał nieznajomy, była ciemna. Ubocze miasta, ulubione miejsce dla bandytów i innych szubrawców. A zakapturzona istota właśnie ukazała swą twarz.


Kamień spadł ci z serca. Nie kto inny, a sam Yan, Szary Strażnik, stał przed tobą.
- Mam do ciebie prośbę. Chcę żebyś gdzieś ze mną poszedł. Chcę, byś towarzyszył mnie i... Poznałeś już Leliane, prawda?
No pewnie! Jak mogłeś zapomnieć. Jak mogłeś zapomnieć kim jest ta rudowłosa.


Anesh

Wataha... Taaak. Kiedyś miałaś pod swą kontrolą całą watahę wilków. Kiedyś byłaś jedną z najważniejszych osób półświatka w Denerim. Kiedyś... Pieprzona wojna zmieniła wszystko. Chędożone pomioty... Przez nie wszystko szlag trafił. Nie byłaś jednak do końca sama. Avisiel...
Był zawsze tam, gdzie być powinien. Robił zawsze to, co miał robić. I do tego potrafił umilić chwile samotności i smutku...
Był z tobą także i teraz. Od momentu inwazji pomiotów na Denerim nie opuszczał cię. Był twoim cieniem. Niczym anioł stróż podążał za tobą. Tylko... czułaś, że mimo tego, iż jest tak zapalczywy w tym co robi, rośnie w nim strach. Strach nie przed śmiercią. Chociaż... cholernie bał się śmierci. Jednak nie swojej...
Kroki wasze zbliżały się do Perły. Widok dwóch osiłków stojących przed wejściem nie zdziwił cię. Sanga, bądź co bądź, zawsze myślała o zarobku, Nawet w takim momencie. Avisiel pociągnął cię za ramię i ruszył ku wejściu. Jego twarz była pełna mroku. Mimo swej postawu jeden z drabów zagrodził wam drogę.
- Pięć!
Avisiel zaczął szperać po kieszeniach, by nagle jego palce złożyły się w pięść i uderzyły wykidajłę prosto między oczy. Wielkolud zachwiał się i oparł o ścianę. Towarzysz jednak twój nie zamierzał próżnować i podleciał do drugiego. Kopnął go w krocze i poprawił łokciem. Zwykły chudzielec, dużo niższy od tej dwójki zrobił ich na szaro. Choć można i powiedzieć, że na czarno, bo temu pierwszemu powysiadały wewnętrzne neurony i stracił przytomność.
Wchodząc do środka zauważyłaś, że jest pełno ludzi. I nieludzi, choć tych już trochę mniej. Wzrokiem szukałaś Sangi. W końcu ją dostrzegłaś. Podeszłaś do niej, a ta przywitała cię miłym uśmiechem. Wskazała palcem drzwi od pomieszczeń sypialnych i powiedziała:
- Drugie drzwi na lewo. Pokój specjalnie dla ciebie i...- zmierzyła wzrokiem Avisiela.- I twojego, cudnego towarzysza.
Ruszyłaś do pokoju. Wchodząc do niego naszło ci na myśl tylko jedno: ta buda na psy jednak schodzi. Zwykłe łoże, długi stół i kilka krzeseł. Hmmm... ja sie nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Avisiel złapał cię za dłoń i pociągnął w stronę stołu. Oparł cię o niego, złapał za szyje i swymi ustami znalazł twoje usta. A dalej już było tylko goręcej...


Lienn

Sprawy w Fereldenie ubrały się w czarne szaty. Nie myślałaś, że to wszystko przyjmie taki obrót. Że Plaga rozrośnie się tak daleko. Jednak... Chwile wolności były błogie. Były piękne, nawet jeżeli walały się przed tobą same trupy.
“Wolność jest niczym dobry kochanek- wyczekiwany, jednak kiedy już nadejdzie, trzeba czerpać z niego pełnymi garściami”.
Mając przy sobie spory mieszek pieniędzy nie zmiarzałaś spać byle gdzie,a A wieści o Perle rozniosły się dość szybko. Nie myślałaś zbytnio o tym dlaczego zamtuz-karczma były nadal prowadzone. Tobie było to na rękę.
Przed drzwiami stał jeden, dość rosły typ. Miał sine oko. Dopiero pochwili zauważyłaś, że obok leży ktoś jeszcze. Przechodząc przez drzwi usłyszałaś za sobą słowa, jak się okazało, gburowatego wikidajły.
- Chędożyć elfy, srać na nie wszystkie, do jasnej cholery!
Dojrzałaś swoim bystrym wzrokiem, że w całej prawie wszystkie stoły są już zajęte. Usiadłaś więc na krześle przed barem.


Ashaad

Przybyłeś do Denerim krótko po zakończonej bitwie. Po drodze wyrżnąłeś w pień kilka, bądź też kilkanaście mrocznych pomiotów. W samym zaś mieście budziłeś strach nie mniejszy od plagi. Qunari... Rasa, która nie jest zbyt szanowana. Kilka dzieciaków biegało za tobą obrzucając cię wyzwiskami i różnymi rzeczami, które wpadły im w rękę, od ogryzków zaczynając, po nodze od krzesła kończąc. W końcu, zażenowany tym wszystkim, jednym ruchem, jednym spojrzeniem przestraszyłeś je wszystkie.
Dotarłeś do jakiejś karczmy. Nie wiedziałeś za dużo o ludzkich miejscach zgromadzeń, to też wszedłeś do środka. Nie wiadomo czy to z ciekawości, czy ze zmęczenia, czy to z chęci wypicia i zjedzenia czegoś. Podszedłeś do kobiety pełniącej tutaj role karczmarza i spytałeś czy jest coś do picia. Podała ci kufel z zimnym, złotobarwnym trunkiem, które grzało w przełyku, gdy przezeń przechodziło. Z wolna piłeś rozwodnione piwo...


Garrett

Pieniądze... Pieniądze... skończyły się! Bez pieniędzy to ani rusz. Tym bardziej, że daleka podróż na ciebie czeka. Tym bardziej, że wiele spraw jeszcze niezałatwionych.
Koledzy po fachu, gdyby usłyszeli, że chcesz zarobić formalnie zgodnie z prawem uśmiali by się zdrowo. Cóż ci więc pozostaje. Profesja zobowiązuje. Ale... gdzie można kogoś oskubać? Przecież pałac królewski wypełniony po brzegi strażnikami. Może by i wprawny złodziej jak ty dał sobie radę, ale czy warto przed samym wyjazdem ryzykować? Czy warto, gdy w okolicy jest taka okazja?
W Perle wszak jest teraz mnóstwo ludzi. Niektórzy ubodzy, ale inni... Hmmm, rarytas dla złodzieja. Kupcy, alchemicy, szlachcice, rycerskie rodziny. Miód, a nie życie. Nogi same cię niosły. Wszak Denerim znałeś jak własną kieszeń. To tu szkoliłeś się w tym, co robisz.
Wchodząc do zamtuza najpierw jednak usiadłeś w kącie. Trzeba było się przyjrzeć ofierze.


Elltharis, Garret, Anesh

Razem z Yanem i Lelianą wkroczyłeś do Perły. Tyle tu ludzi! Szary Strażnik nie zamierzał jednak próżnować. Usiadł przy jednym ze stołów, przy którym siedział jakiś nieznajomy typ. Dojrzałeś tylko, że jego twarz szpeci długa blizna. Nie chciałeś mu się więcej przyglądać. Leliana zawołała Sange. Ta podeszła po chwili, a Yan zamienił z nią kilka słów, po czym rzekł do ciebie.
- Dobra, możemy wejść do pokoju.
Wstając zauważył, że z kieszeni od płaszcza “wychodzi” czyjaś dłoń. Spojrzał na jej “właściciela”. Garrett cofnął się, jednak Yan szybko złapał go za dłoń, przyciągnął do siebie i mruknął:
- Ty pójdziesz z nami.
Po drodze napotkałeś wzrokiem kilka charakterystycznych osób. Qunari... Co on tu robi? Wkroczyłeś do pokoju, gdzie akurat jakaś parka się zabawiała.
Yan przejął inicjatywę.
- Mogę was prosić o to, abyście się, hmmm... ubrali?
Młodzian spojrzał na niego z odrazą i począł zakładać spodnie. To samo uczyniła kobieta.
Jestem Yan. Witajcie. Jak mniemam jesteś Anesh, tak? Sanga mi o was opowiedziała. Usiądźcie, jeśli łaska. Leliano, mógłbym cię prosić o przyprowadzenie jeszcze tych dwóch osób, które wpadły w oko naszej drogiej właścicielce tego lokalu? Dziękuję.
Zwrócił się do Garretta.
- A ty zasiądziesz koło mnie, bo mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.


Wszyscy

Do pomieszczenia wszedł qunari i elfka. Zasiedli oboje przy stole. Mieli zdziwione miny. Choć w oczach qunari było widać tylko obojętność.
- Powiem to raz. Jestem Yan. Wielu z was może to wie, wielu może nie, ale jestem Szarym Strażnikiem. Przychodzę do was... hmmm... To może jednak zacznę od początku. Mam nadzieję, że was nie zanudzę, bo się nie znamy i jesteście tu, prawdopodobnie, przeciw własnej woli. Postaram się streszczać. Postaram się powiedzieć szybko o co mi chodzi. No więc, podróżowałem długo z pewną kobietą. Była ona... jakbyście to ujeli, apostatą, magiem renegatem. Po ostatecznej bitwie z plagą- odeszła. Jest mi osobą drogą, więc szukam śmiałków, którzy zgodziliby się ją odnaleźć, bo ja... ja niestety nie mogę się stąd ruszyć. Oczywiście całą wyprawę bym opłacił. Za... fatygę bym słono wynagrodził. Pytanie tylko: czy zechcecie mi pomóc? Z góry jednak powiem, że nie mam pojęcia gdzie jej szukać. Chcę być z wami szczery. Może wyda to się wam dziwne. To jest dziwne, że nieznajomy facet prosi was o cokolwiek. Zbiera nieznanych sobie ludzi i prosi o przysługę. Jednak jestem do tego zmuszony...
Spojrzał po twarzach wszystkich zebranych. Przypominali mu drużynę jego, z tym że on był zmuszony do tego, by wykonać to co wykonał. Oni nie...
 
__________________
Nobody know who I realy am...

Ostatnio edytowane przez Faurin : 27-01-2010 o 20:30.
Faurin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172