Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-04-2010, 21:37   #91
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wyjazd z miasta był daleko mniej ekscytujący niż wjazd do niego. Lepiące się do twarzy włosy i przemoczone ubranie, może nie były tak dobrym kamuflażem jak sadza i brud, ale najwyraźniej strażnicy nie mieli ochoty na długie wystawanie na deszczu i nie przyglądali się zbyt dokładnie osobom opuszczającym miasto.
Miasto w deszczu nie miało żadnego uroku, daleko mu było do widoku soczystej obmytej wodą zieleni lasu, albo ulewy i burzy na klifach, które pamiętała z dzieciństwa. Miasto podczas deszczu było szare, ponure i smutne.
Jedyna naprawdę ciekawa jego część: Ludzie, pochowała się po domach. Gwen patrzyła na puste, zabłocone ulice w których koła wozów pogrążały się prawie po osie. Ciemna breja spływała po nich i ponownie łączyła się z ohydnym podłożem. Znowu nasunęły jej się obrazy mokrej zielonej trawy albo ciemno złotej płaszczyzny mokrego piasku, na której bose stopy tylko na chwilę pozostawiały swój ślad. Gwendolina Vernon kochała jednak deszcz, był bowiem przejawem nieposkromionej, wolnej natury, podobnie jak burza, sztorm, czy silny porywisty wiatr, a jej dusza ponad wszystko pragnęła wolności.
Gdyby tak móc wzlecieć z wiatrem w górę, wprost ku ciemnym chmurom polewającym świat niczym ogrodnik z konewki. Wystawiła rozśmianą twarz ku górze, a reszta brudu spłynęła z jej delikatnej twarzy. Deszcz na szczęście nadal był letni, przyjemnie ciepły.
Pomyślała, że cudownie byłoby zejść z wozu i zatańczyć taniec między kroplami deszczu.

***

Do miejsca spotkania z Olafem dotarli bez problemu i towar z jego wozu też udało się zapakować. Gwen raźno przenosiła towary nie przejmując się oblepiającym jej stopy błotem. Przed zejściem z wozu zdjęła buty wychodząc z założenia, że nogi zawsze łatwiej doprowadzić do czystości, łaskotanie mokrego podłoża w stopy było całkiem zabawne. Chyba zaczynała rozumieć Marthę i jej bezobuwny sposób poruszania się po świecie.

W końcu mogli się w całości przyjrzeć wszystkiemu co zakupili. Wyprawa do miasta okazała się naprawdę owocna. Tylko biedny Bonus nie był zachwycony wielkimi zakupami jakich dokonali. Wprawdzie po jego stoickiej minie nie dało się wiele wyczytać, ale w oczach zwierzaka dziewczyna wyczytała zawód i smutek z powodu ciężkiego losu. Podeszła do muła i poklepała go czule po szyi:
- Myślę, że teraz pójdę pieszo. Nie chcę by musiał się tak bardzo męczyć.
Potem popatrzyła niepewnie na wóz młodego kowala:
- Jednak nawet jakbyśmy wszyscy szli na piechotę on nie da rady tego wszystkiego pociągnąć. Już i tak wóz jest dla niego ciężki.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 13-04-2010, 10:42   #92
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Pomyślał, że rozumie niejakiego Atlasa, który ponoć dźwigał na swoich barkach całe sklepienie niebieskie. On utrzymywał wyłącznie misia. Przynajmniej przez moment, który pamiętał jak cielsko stwora ubitego przez dzielnego Borna zwaliło się na niego. Upadając, bowiem wyrżnął o jakiś korzeń tracąc świadomość.

Świat przypominał wielką huśtawkę. Lewo. Prawo. Lewo. Prawo. Było całkiem zabawne, ale tez sprawiało pewne problemy, na przykład: która Robin to jego Robin? Widział bowiem dwie, zupełnie identyczne, tak samo pochlipujące oraz mające identyczne, cudowne lico.
- Złośliwość – stwierdził. - Kompletnie nie mogę rozpoznać. Gdybym tylko mógł zagadnąć i zapytać … - oczywiście, jednak w tej chwili czuł się, jakby miał w ustach tonę waty przemieszanej z pakułami oraz wypchanej śmierdząca trawą mającą niebanalny zapach zwierzęcych odchodów. Wprawdzie po jakimś czasie doszedł do wniosku, ze owa trawa to tak naprawdę resztki niedźwiedzich kudłów, których się nieco najadł podczas upadku, ale cała resztą pozostawała niewyjaśniona. Dlatego właśnie niczego nie mógł wyrzec, co wkurzało go niepomiernie. Krótka chwila rozmowy od razu pozwoliłaby mu rozpoznać oryginał. Jego Robin była przecież prawdziwą kochającą lady: tak piękną, jak czułą, dobrą, szczerą, mądrą, która nigdy nie okłamałaby go. Bez wątpienia wtedy uzyskałby pewność … szczęśliwie jednak po jakimś czasie obydwie dziewczyny jakimś sposobem zlały się w jedną, tłumiąc tym samym wątpliwości potłuczonego Cecila.

Właściwie można powiedzieć, że giermkowi nic się nie stało. Nooooo, poza skręconą nogą, która puchła w tempie galopującego konia i przypominała w kostce dobrze wypełniony marcowym piwem antałek. Poza tym, oczywiście, właściwie … no jeszcze tylko podrapana oraz posiniaczona ręka … noga … druga ręka … druga noga … pierś … brzuch … szyja … Jasny gwint! Wszędzie wyglądał tak, jakby wyszedł spod wyżymaczki, która praczki używają do czyszczenia ubrań. Zwłaszcza to niezwykle imponujące limo pod prawym okiem, które wręcz prowokowało siną barwą. Ale właściwie poza tym, nic specjalnego.

- Błeeeee … - inteligentnie wyrzucił z siebie po przebudzeniu, a potem stwierdził półprzytomnie. - Pani wybaczy – następnie pochylił się przez ramię i kolejne głośne, czkające „Błeee” połączone z niemiłym odbijaniem się oznajmiało, że owa zachwalana przed chwilą jeszcze potrawa obiadowa, właśnie wylądowała obok Cecila.

Jeszcze chwilę dochodził do siebie, kiedy dziewczynka oznajmiła, że jest siostrzenicą szeryfa, co spowodowało, ze chciał znowu wymiotować. Pech chciał, ze już nie miał czym, ale nieprzyjemne skurcze wyraźnie dawały do zrozumienia, co oznacza tak paskudny przypadek. Dziewczynce trzeba było wprawdzie pomóc, ale naprawdę, czy to nie mogła być córka jakiegoś kowala, bratanica bartnika, czy wnuczka dzielnego rycerza? Tymczasem dziecina okazała się krewniaczka ich największego wroga.

Cóż, tak czy siak należało najpierw poznać sytuację. Kiedy Martha wczasowała się w Nottingham, jedyna osobą mogącą podjąć się tego zadania, była Rowena, córka zacnego leśnika. Jakoż rzeczywiście, dzielna dziewczyna sama wpadła na identyczny pomysł oraz planowała wprowadzić go w czyn. Świetnie. Giermek ze względu na obolałą nogę mógł co najwyżej poskakać sobie dookoła obozu. Bardzo chciałby jej towarzyszyć, ale mając tak kiepską kondycję mógłby się okazać tylko obciążenie. Przez jakiś czas warto było więc oszczędzać nogę oraz resztę. Jednakże Bjorn oraz Rafel to inna zupełnie sprawa.
 
Kelly jest offline  
Stary 13-04-2010, 15:15   #93
 
Discordia's Avatar
 
Reputacja: 1 Discordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodze
Rowena na lekko miękkich nogach dopadła góry futra leżącej na Cecilu chwilę po Ann. Na okrzyk kobiety, Bjorn i Rafel wspólnymi siłami dźwignęli cielsko niedźwiedzia. Niewiele, ale jednak podnieśli go na tyle żeby one obie mogły wyszarpnąć giermka. Pomimo wysiłku, drżenia rąk i obawy ożycie mężczyzny, Rowena mimowolnie, po kobiecemu obrzuciła ich obu spojrzeniem typowo kobiecym. Pełnym podziwu dla mięśni, wytrzymałości i odwagi. Przez chwilę, potem wróciła do Cecila.
Widząc praktykę w ruchach rąk Ann, Rowena postanowiła jej nie przeszkadzać. Podeszła do niedźwiedzia. Faktycznie, miał z górą 900 funtów. Pomijając głęboką ranę na karku, rozdarcie po niecelnym strzale na ramieniu i kilka małych dziur spowodowanych przez strzały będą mieli całkiem zgrabne futro na zimę. W tym momencie przypomniała sobie o strzale, decydując równocześnie, że będzie jeszcze miała chwilę na jej znalezienie. Również oskórowanie będzie musiało poczekać do momentu, w którym zorientują się skąd się wzięła dziewczynka.
- Ano, właśnie. – Mruknęła do siebie.- Dziewczynka.
Mała darła się w niebogłosy, ale już jakby tak bez przekonania. Trzymana w ramionach przez Robin, uspokajała się z wolna. I nawet zaczęła odpowiadać na pytania.
- O, mamusiu.- Wyszeptała Rowena na wieść o wujku szeryfie. I przez chwilę pozwoliła sobie na załamanie nerwowe.
A już zdążyła się przyzwyczaić, że stryczek ją ominie. Teraz będą mieli nawet większe kłopoty niż przedtem. Przecież ta jej banda została napadnięta. Ktoś jednak przeżył, bo z boku tego miśka sterczy kawał drewna zakończonego żelazem. I nie ważne czy to była jej eskorta czy rabusie. Ważne jest tylko to, że przyjdą tu po śladach niedźwiedzia. A znajdą te ślady na pewno, bo trop wiedzie przez las prosto jak strzelił. I w dodatku jest tak szeroki jak trakt do Nottingham.
- O, Najświętszy.- Powiedziała jeszcze raz, cichutko, po czym wzięła się w garść. Mimo to powiedziała: – I co teraz zrobimy z całym tym bałaganem?
Rozejrzała się po wszystkich twarzach. Każdy z nich odczuwał pewnie to samo. Że już uniknęli śmierci, że znaleźli bezpieczne schronienie, że najgorszym ich wrogami są głód i zima. A tu nagle „prawo” dało o sobie znać. Prawo, o którym nie wolno im było nawet na chwilę zapomnieć. Prawo, które było tuż za zakrętem. Które dyszało im w karki nieustającą pogonią. Które znajdzie ich zawsze i wszędzie.
Rowena otworzyła usta i zaraz je zamknęła, przeżuwając przekleństwo cisnące się na usta. Po czym otworzyła je znowu, tym razem postanawiając coś powiedzieć.
- No i po zabawie. – Powiedziała nieco bez sensu, po chwili dodając:- Teraz na pewno nas znajdą.
To już wyjaśniało nieco więcej. Zwłaszcza jej zrezygnowany ton głosu.
- Znajdą i wybiją do nogi. Zasadniczo nie ważne czy to będą szeryfowi czy rabusie, co napadły na powóz tej małej. Ten niedźwiedź pozostawił za sobą taką wyrwę w lesie, że nawet ślepy by za nim trafił. Trafił tutaj, do obozu. Chyba nie muszę, mówić, co to dla nas oznacza. Wszyscy, jak jeden mąż zdajemy sobie sprawę, że poprzednim razem cudem uniknęliśmy kary. Tym razem mogę zapewnić, że ktokolwiek tu wpadnie, poczęstuje nas bronią. I śmiem twierdzić, że wtedy wszyscy spotkamy się z Mateczką Śmiercią. – Przerwała dla zaczerpnięcia tchu. – Moim zdaniem, nie powinniśmy się wystawiać, jak stado baranów. Lepiej wyjść losowi naprzeciw. Co powiecie na to, żebym poszła sprawdzić skąd się wziął tutaj ten niedźwiedź? No i przede wszystkim, skąd przybiegła ta mała.
Rozejrzała się po twarzach towarzyszy.
Cecil, zmęczony i poobijany, podniósł głowę mówiąc:
- Dobra, dobra, weź tylko Bjorna i Rafela. Wiesz, jakby coś się działo i potrzebna była męska dłoń. – A po chwili dodał: - A ja i tak nie mogę chodzić. Razem wspólnie z Robin i Ann zabierzemy się za niedźwiedzia. Jakby nie było jego tłuszcz i łapy to cenna zdobycz.
Wiedźma pokiwała głową.
- Ty się nigdzie nie waż ruszać. Z małymi obrażeniami się wykpiłeś, ale trzeba to jeszcze sprawdzić za jakiś czas. A was proszę: sprawdźcie po drodze czy niedźwiedź nie potratował sadzonek żywopłotu.
- Nie mogę odmówić Ci racji Roweno. Musimy coś zrobić... Ja w każdym razie nie zamierzam stać bezczynnie. Idę z Tobą tak, jak powiedział to Cecil, chociaż zrobiłbym to nawet gdyby o tym nie wspomniał. Wezmę to ze sobą. – Bjorn spojrzał na pokrytą krwią siekierę. Swoją drogą jego skóra też nosiła jej ślady. W końcu dziewczynka mówiła o bandytach.
- Tak, zostaniemy tu. Ale warto sprawdzić, co i jak w dalszej części lasu. – Robin rozejrzała się przelotnie, z powrotem skupiając wzrok na Cecilu.
Arab podniósł głowę słysząc swoje imię i otwierając oczy nieco szerzej rzekł:
- Chętnie pójdę, najwyższa pora poznać choć kawałek okolicy nieco lepiej. A i skradanie się to nie problem, w razie potrzeby. Wyruszamy natychmiast?
- Tak, natychmiast. Myślę, że zwłoka byłaby niewskazana. – Zgodziła się Rowena, nagle myśląc, że mając tych dwóch obok siebie, a zwłaszcza potężnego Bjorna, będzie się czuła znacznie bezpieczniej. – Na pewno wrócimy niebawem. I zatroszczymy się o sadzonki.
Łuczniczka uśmiechnęła się do Ann, podniosła łuk i kołczan i lekkim krokiem ruszyła tropem niedźwiedzia.
 
__________________
Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.

P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di.
Discordia jest offline  
Stary 14-04-2010, 09:16   #94
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Robin odetchnęła z ogromną ulgą gdy okazało się, że Cecil powinien wyjść z całej sytuacji raczej bez szwanku. Sińce i opuchnięta kostka to mała cena za taki wyczyn. Przecież mógł zginąć... A to dla Robin byłby już koniec świata. Postanowiła go potem o to zbesztać, ale teraz potrzebny mu spokój i odpoczynek. "Tak się narażać... jak dziecko. Chyba rozumiem co mama miała na myśli mówiąc że wszyscy mężczyźni to duże dzieci" - pomyślała.

Dziewczynka wciąż wyglądała na bardzo przestraszoną ale nikt się jej nie dziwił. Też dorośli nie byli zbyt weseli czy pewni siebie. Można nawet powiedzieć że pewność siebie zmalała do zera po nowinie którą usłyszeli od tej małej istotki. Na twarzach wszystkich odmalował się szok i niedowierzanie. Trzeba było to wszystko dobrze przemyśleć, ale nie w obecności dziewczynki.

- Oczywiście kochanie, zrobimy co w naszej mocy. Ale nie myśl o tym teraz, zostaw to nam. Chodź, pokażę Ci jaką mamy zabawną kurę. Może chcesz ją nakarmić? Tu masz ziarno. Rzuć jej parę garstek, zobaczysz jak śmiesznie zacznie biegać.

Dziewczynka była na chwilę zajęta, a dorośli mogli porozmawiać. Mniejsza o to że mała garściami rzucała w kurę i mogła zaraz całe ziarno zmarnować. Rowena postanowiła sprawdzić skąd przybył niedźwiedź i co dokładnie się stało. Robin wolała zostać tu i przypilnować dziewczynkę.

- Ann, posłuchaj - zwróciła się do kobiety. - Nie znasz jakiegoś sposobu, zioła czy czegokolwiek by zamroczyć pamięć? Chodzi mi o to, że moglibyśmy jakoś wymazać parę godzin z życia dziewczynka i odstawić ją w pobliże ludzi. I każdy byłby zadowolony.

Robin zastanawiała się czy to jest w ogóle możliwe, ale warto było zapytać. Na chwilę obecną sytuacja nie wyglądała kolorowo, wiadomo przecież że dzieci wszystko lubią dokładnie opowiadać. A ludzi zainteresuje opowieść o domkach na drzewach w środku lasu, gdzie biega sobie kura w małej zagródce a życie toczy się swoim leśnym rytmem.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 14-04-2010, 12:35   #95
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Deszcz był jednocześnie złą i dobrą nowiną. Jednostajny szum obudził Noaha zaraz po świcie i mężczyzna jeszcze przez długą chwilę patrzył na dwie przytulone do siebie dziewczyny. Poczuł się nagle stary i zmęczony. Na szczęście tylko przez bardzo krótką chwilę, w której odeszły resztki snu. Kilka dni a tak potrafiło zmienić życie. Napięcie, które zmalało poprzedniego wieczora, teraz ponownie wracało, nawet z nieco większą siłą. Nie mieli już pewnych przebrań, a wcale nie było łatwiej się z miasta wydostać, niż do niego dostać. Listy gończe trochę go martwiły, ale liczył na to, że nie będą szukać pojedynczych osób w otoczeniu takich, których na liście nie było. Zresztą tutaj deszcz był wiadomością dobrą - nikomu się nie chciało dokładnie sprawdzać ładunku i przewożących go ludzi, a że nie rzucało się w oczy nic nielegalnego lub dziwnego, szybko wyjechali za miejskie mury. Gdzie deszcz przerodził się w informację złą - Noah nie lubił chodzić przemoczony do suchej nitki, a mułowi na pewno nie podobało się ciągnięcie wozu po grząskiej, błotnistej drodze.

Prawdę mówiąc, to zapomniał nieco o możliwych problemach logistycznych. Powinien przynajmniej dokupić drugiego muła, ale na myśl mu to nie przyszło, gdy wysyłał to wszystko trzema wozami. Tylko co z tego, gdy dwa z nich miały wracać do Nottingham, a im zostawał jeden z jednym biednym Bonusem. Przeklął sam siebie, ale teraz to już było po ptakach. Fortuna im najwyraźniej jednak sprzyjała, bowiem obywało się bez większych problemów, a zarówno Olaf jak i syn kowala byli tam, gdzie się z nimi Noah umówił. Sprawa z tym pierwszym była prosta, ładunek z jego wozu nie był tak ciężki i niewygodny, bez problemu go przenieśli. I nawet Bonus dawał radę. Problemy zaczęły się przy "obwoźnej kuźni" jak ją sobie mężczyzna w głowie nazywał.

Nie chciał w żaden sposób nie chciał narażać chłopaka, dlatego czym prędzej poprzenosili wszystko na drugi wóz. Kowadła czy metal sprawiały pewne problemy, a po całej robocie byli cali zdyszani i oblani potem, który i tak regularnie zmywał padający deszcz. Na szczęście, mimo, że było to ciężkie, to nie było tego też tak dużo. Miał nadzieję, że wystarczy na najpotrzebniejsze rzeczy, które Bjorn mógłby przygotować. Potem się pożegnali, a Noah, lekko zaskoczony otwartością i chęcią pomocy, jaką zaproponował obcy mężczyzna. W miastach takich rzeczy się nie widziało. Uścisnął mu dłoń.
- Powitać. Rzadko w miastach bywamy, my nie stąd. To i zakupy na wieś całą!
Noah roześmiał się, pozornie zupełnie nie przejęty. Tak na prawdę intensywnie myślał. Nie mógł przecież powiedzieć za dużo, a jednocześnie jakoś towary należało do lasu zaciągnąć. Jeśli trakt byłby tam wciąż ubity, mogliby sobie poradzić, schodząc z wozu i pomagając Bonusowi.
- Przez las musimy się przedostać, ale tam chyba tak nie rozmokło. Może pomógłby pan z tą swoją kobyłą? Odwdzięczymy się.
Wyszczerzył się i szybko doszli do porozumienia. Noah przedstawił dziewczyny jako swoje rodzeństwo, ale nie podawał żadnych imion. Odczepili szkapinę i podczepili do ich wozu. Muł i koń nie były dostosowane do tego, by razem ciągnąć jeden ciężar i szło to opornie, ale szło. Na koniec, tuż przed lasem, mężczyzna wcisnął Clivowi kilka monet, życząc mu wszystkiego dobrego. Kolejna przyjazna dusza w okolicy. Ciekawe czy to kiedyś zaprocentuje. Gdy już zostali sami, zagadnął wreszcie do dziewczyn, szczerząc się do nich wesoło.
- No i jak? Rozczarowane wielkim miastem?
 
Sekal jest offline  
Stary 15-04-2010, 17:50   #96
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Cecil na całe szczęście nie był mocno ranny, ot parę zadrapań, siniaków i skręcona kostka. Ann nie raz nie dwa widziała chłopów przygniecionych podobnymi ciężarami i z całym swym doświadczeniem mogła stwierdzić, że miał coś co prości ludzie nazywali fartem, albo zrządzeniem losu, albo ingerencją sił wyższych. Cokolwiek by to nie było zielarka była naprawdę zadowolona, że zadziałało. Opatrzyła go najlepiej jak umiała i przekazała zalecenia. Oczywiście rycerz kompletnie je zignorował i uwagę swą skierował podziwianiu poprawionego przez naturę w postaci misia odbicia w wypolerowanym dnie solidnego rondla, ale Ann nie przejęła się. Będzie miała dosyć sposobności by suszyć mu o to głowę, a jego wytężona uwaga nie była jej do życia potrzebna.

Po zajęciu się chłopakiem przyszedł czas na niedźwiedzia. Szkoda, że był w takim szale i wiedźma nie miała żadnych szans go uspokoić, ale cóż: zyskali sporo tłuszczu i niezłe futro. I angażując dłonie po łokcie w ciężką pracę można było zaangażować umysł w myślenie. A było o czym. Dziewczynka mogła okazać się ich… jak to mówią mędrcy w pismach? Koniem Trojańskim? Ann usłyszała to sformułowanie dawno temu, u jakiegoś wiejskiego mędrka, który przywędrował z wielkiego świata i mimo, że znała jego znaczenie nie miała pojęcia skąd pochodziło.

- Ann, posłuchaj: nie znasz jakiegoś sposobu, zioła czy czegokolwiek by zamroczyć pamięć? Chodzi mi o to, że moglibyśmy jakoś wymazać parę godzin z życia dziewczynka i odstawić ją w pobliże ludzi. I każdy byłby zadowolony.


Ciemnowłosa wolno pokręciła głową, pytanie Robin było całkiem sensowne, acz odpowiedzieć nie mogła być całkiem satysfakcjonująca. Upewniwszy się, że mała zajęta kurami ich nie słyszy odpowiedziała:

- To zbyt ryzykowne, są takie zioła, ale one mogły by zniszczyć głowę albo i zabić. Myślę jednak, że dałabym radę pogrążyć ją w głębokim śnie. Po wybudzeniu jej opowieści o niedźwiedziu, bandytach i nas mogłyby być wzięte za majaki.
 
Nadiana jest offline  
Stary 15-04-2010, 20:31   #97
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Co za bydlak…!!” pomyślał nagle kiedy minimalnie unieśli niedźwiedzia razem z Rafelem. W dodatku pozycja, w której byli sprzyjała urazom pleców, cud, że obyło się bez żadnych uszkodzeń. Spojrzał naglącym wzrokiem na kobiety by jak najszybciej wydostały giermka spod cielska bestii – zbyt długo by tak nie mogli wytrzymać.

Kiedy wreszcie puścili trzymanego zwierza odetchnął z ulgą. Czuł się zmęczony… praca w lesie była bardzo wyczerpująca nie mówiąc o dotaszczeniu do obozu zwalonego drzewa, oraz o tym co zaszło w tej chwili. Starał się jednak słabości nie okazywać tak jak nauczał go ojciec, ale czy mu to wychodziło? Ciężko stwierdzić.

Zamurowało go kiedy usłyszał słowa dziewczynki… zwłaszcza końcówkę jej wypowiedzi.

- Jeszcze tego nam było trzeba… wujek – szeryf. Po prostu wspaniale-pokręcił głową z niedowierzaniem-

Za chwilę odezwała się Rowena, która świetnie nadawałaby się na czarnowidza i proroka głoszącego zagładę… ich zagładę. Niestety Bjorn musiał przyznać jej rację, odczuwał to samo jak zapewne wszyscy tu obecni. Na dźwięk kolejnych słów spojrzał na nią z ciekawością. „Odważna, sama chce wyjść naprzeciw losu? Nigdy na to nie pozwolę, byłby to wstyd dla mnie jako mężczyzny pozwolić kobiecie samotnie mierzyć się nieznanym zagrożeniem.”

Tak jak o tym pomyślał to nie miał jeszcze w sumie żadnego zdania o Rowenie. Pamiętał jedynie, że wskazała im drogę na mokradła podczas ucieczki i… to chyba wszystko. Teraz zyskała w jego oczach i wzbudziła niejaką ciekawość. Być może będzie miał okazję przyjrzeć się i poznać ją nieco bliżej. W końcu to dzięki jej strzałom miał co jeść, jeszcze za to nie podziękował. Oczywiście nie zapominał o roli Marthy w zapewnianiu osadzie stałego dopływu dziczyzny, nad tym też będzie musiał pomyśleć.

Odetchnął głęboko kiedy ustalili ich najbliższe działania. Miał złe przeczucia, ale nie mógł zostać w osadzie jak tchórz, zwłaszcza kiedy kobieta śmiało rusza niebezpieczeństwu naprzeciw. Chwycił leżącą obok siekierę i oparł ją o ramię. Spojrzał na Rafela i ruszył za łuczniczką, trzymał się blisko.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172