Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-02-2010, 15:41   #1
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Pogrzeb me serce w Badonberg




Ciemny masyw Gór Dekarijskich, których wierzchołki zasnute były ciemnosiwymi chmurami był jak mroczne memento przykuwając niespokojny wzrok krzątających się w obozowisku.
Syk zagaszanych wiadrami wody ognisk, rżenie zwierząt pociągowych i ten charakterystyczny dla zbiorowiska ludzkiego aromat gotowanego jedzenia i dymu mieszał się z poranną mgła zwiastując wszem i wobec obecność wygnańców z Badonbergu.

Od szeregu szarych i brązowych namiotów odcinał się jeden - jasnobłękitny i ozdobiony wizerunkiem złotego górskiego lwa. Odchylając płachtę zasłaniająca wejście wyszedł przed niego postawny mężczyzna i surowym wzrokiem jął lustrować przygotowania do podróży.
Towarzyszyła mu kobieta o bujnych, rudych włosach, z przysłoniętym przepaska jednym okiem. Lecz mimo niej jej zgrabna sylwetka i regularne rysy przyciągały wzrok mężczyzn w obozie. A także pełne zazdrości spojrzenia kobiet. Ubiór dziewczyny wyraźnie świadczył iż nie jest rodowita mieszkanką baronii, ale ta egzotyka tylko dodawała jej uroku.
Jednak o ile kobieta budzić mogla przyciągać wzrok to od drugiego towarzysza Hergarda ludzie zazwyczaj szybko odwracali go.
Wzrostu dziecka, o nieproporcjonalnie wielkiej głowie, wręcz pokraczny zdawać się mógł być ponurą parodią człowieka. Kto jednak przezwyciężył pierwsze wrażenie mógł dostrzec skrzące się inteligencją i sprytem oczy.

- Oto i resztki chwały - w głosie barona dawało się wyczuć zmęczenie, gorycz lecz i jakby dumę - ostatni wierni...

- Nie wierzę by Herrani dał nam spokojnie odjechać - nagle zmienił ton - ten człowiek nie wybacza, plany i ambicje ma wielkie, zajęcie Badonbergu to dopiero pierwszy krok. On wie, że ja wiem, ze on wie, że zbierałem dowody na jego spiski i knowania. Coś planuje, czuję to od dawna. Musimy być czujni, a jednocześnie cały czas wiedzieć co dzieje się na dworze Imperialnym.
- To twoje zadanie Theonie - zwrócił się do karła - pamiętaj że przegraliśmy tylko bitwę, nie wojnę. Co donoszą nasi szpiedzy z dworu ? Bo chyba jeszcze jacyś szpiedzy nam zostali jeszcze ? O wybacz - zmitygował się - raczej ludzie okazujący ci swą wdzięczność - trudno było nie wyczuć ironii w ostatnich słowach.
- Czy nasz Najjaśniejszy Cesarz dalej ugania się za kucharkami i praczkami ? Skaził już wszystkie służące w Aarlan ? Czy już wykończyły go miłosne specyfiki, którymi ratuje swe chore przyrodzenie ?

Wieści o wyczynach Detryka jasno świadczące o postępujących zaburzeniach psychicznych (jak głosiła plotka spowodowanych nieuleczalną chorobą weneryczną) były powszechnie znane, co w połączeniu z dalej nienasyconym apetytem seksualnym władcy wróżyły mu rychły zgon, a to otwierało pewne możliwości.

Właściwie to bardzo dużo możliwości...

- Musimy zabezpieczyć się przed możliwościami zamachu, tak samo fizycznego jak i magicznego. To drugie pani to Twoje zadanie - zwrócił się do rudowłosej.

- Panie - rozmowę przerwał człowiek ze sterta papierów w reku w towarzystwie młodego żołnierza - wszystkie mapy jakie zdobyłem są albo bardzo niepewne, albo po prostu ich autorzy rysowali to co usłyszeli w gospodach i tawernach.
- O na przykład tu - niezbyt czystym palcem wskazał jakiś punkt na jednej z kart - takie ukształtowanie przełęczy jest wręcz niemożliwe, ta góra musiałaby się obsunąć pod własnym ciężarem, a tu znowuż...

- Czyli nie wiemy nic o tym co przed nami - przerwał mu Hergard - zatem musimy być przygotowani na wszystko...
- Słucham Baltazarze - te słowa skierował do młodego żołnierza wyraźnie zmęczonego, czy tez wyczerpanego.

- Panie, dwoje ludzi prosi o przyjęcie, ale... - tu mówiący zawahał się - jedno z nich to chyba elf, poza tym są jacyś... dziwni... Na pewno nie pochodzą stąd... może to szpiedzy, albo gorzej...
- Zatem sprawdź ich chłopcze, a Ty pani użyj swych talentów. Na razie - tu uśmiechnął się lekko - tych intelektualnych - jego wzrok skierował się na ozdobny bicz wiszący u pasa kobiety, którym potrafiła posługiwać się z wprawą o której zaczynały krążyć już legendy w obozie.

- Zatem dowiedzmy się czego chcą, czy też o co proszą - Hergard zniknął we wnętrzu namiotu,a wraz z nim jego zaufani : rudowłosa Hori z Baharii, pokraczny Theon człowiek mizernej postury i urody, lecz wielkiego sprytu i intelektu, Josef inżynier i wynalazca, oraz Baltazar jeden z niewielu którzy stracili więcej niż sam baron i którego oddania mógł być pewien.

Piasek w kwadransowej klepsydrze nie zdążył się nawet w połowie przesypać, gdy klapa namiotu uchyliła się i wkroczyły doń dwie postacie.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 02-02-2010 o 07:07.
Arango jest offline  
Stary 02-02-2010, 06:29   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na parze, która przed oblicze barona trafiła, oblicze owo zbyt wielkiego wrażenia nie wywarło. A dokładniej fakt, że przed kimś ważnym stoją. Lub też kimś, kto jeszcze niedawno do najważniejszych w Księstwach się zaliczał.

Chociaż dla zasad zachowania głos wprzódy kobiecie oddać należało, to jednak jako pierwszy słowa wypowiedział mężczyzna. Być może tak się umówili, a może zasad owych nie znał lub jako półelf lekce je sobie ważył.

- Gwenian Falken - przedstawił się, ukłon uprzejmy, acz niezbyt uniżony, składając. - A to jest moja przyjaciółka, Naylis.

W namiocie było na tyle jasno, że można mu się było dokładnie przyjrzeć.
Był dość wysoki, ale szczupły. Niewiele brakło mu do określenia 'chudy'. Ubrany był w szary kaftan skórzany, podniszczony nieco i spodnie bawełniane, w kolorze który niegdyś ciemnym brązem można by nazwać onegdaj, w wysokie, czarne buty wpuszczone. Jasna koszula, spod kaftana wyglądająca, była nad wyraz czysta i porządna - aż nie pasowała do reszty stroju.
U boku, na skórzanym pasie wisiał krótki mieczyk, lecz trudno było uwierzyć, że osoba o tak miłej i sympatycznej twarzy krzywdę mogłaby komuś orężem tym wyrządzić.
Gwenian poprawił dość długie, niezbyt starannie przystrzyżone włosy, którym ten zabieg niewiele pomógł. Oczy o barwie zmiennej jak morze z pewnym zainteresowaniem zlustrowały znajdujące się w namiocie jakże różnorodne towarzystwo, potem wróciły do najważniejszej w tym miejscu osoby.

- Wieści do nas doszły - głowę ku Naylis skłonił na znak, że 'nas' obejmuje i ją, a nie, że o sobie w liczbie mnogiej mówi - że pan baron wyprawę planuje, aż za Góry Dekarijskie. - 'Planuje' było nieco mijającym się z faktycznym stanem rzeczy, biorąc okoliczności, w jakich baron Hergard w drogę wyruszył. Mimo tego na opalonej twarzy Gweniana, ani w jego głosie, w którym cień akcentu dla Tabelijczyków charakterystyczny bardzo sprawne ucho usłyszeć mogło, nie pojawiła się nawet odrobina ironii.

- Jako że od dawna w rozmowach naszych tematyka podróży w strony ciekawe i niezbyt ludziom znane się przewijała, zatem i droga, jaką pan baron podążać zamierza wzbudziła nasze zainteresowanie. Przyłączyć do wyprawy byśmy się chcieli, gdyby tylko pan baron zgodę swoją wyrazić zechciał.

Młody był, dwadzieścia pięć lat mógł liczyć, lecz i z twarzy opalonej, i z postawy całej wnioskować można było, że podróże jako takie nie są mu obce. Pytanie za to rodzić się mogło, w jakim charakterze podróże owe odbywał, bowiem po dłoniach starannie utrzymanych roboty fizycznej widac nie było, a na takiego, co złota ma dość, by podróżować po świecie szerokim zdecydowanie nie wyglądał.

- Sztuką, można by rzec, się param - dodał; słowo 'Sztuka' wyraźnie przez "S" duże było wymówione i tylko magię oznaczac mogło - mam więc nadzieję, że w podróży przydatnym bym był. Podobnie jak i przyjaciółka moja, której umiejętności również przydać się mogą.

Rodzaju owych umiejętności nie wyjawił, w rękach Naylis najwyraźniej kwestię tą pozostawiając. Podobnie jak i o swej w magii specjalizacji nic nie powiedział.
Stał spokojnie na barona spoglądając i czekając na pytania, które niechybnie zadane być musiały, zanim zgoda - lub odmowa - wyrażone by zostały.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-02-2010, 18:50   #3
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Naylis bynajmniej nie przeszkadzał fakt, że Gwenian lekceważąc zasady dobrego wychowania zabrał głos jako pierwszy. Dawał jej bowiem czas by na spokojnie przyjrzeć się zgromadzonym w namiocie osobom. Zbieranina bowiem zdecydowanie lepszemu przyjrzeniu się była godna. Rudowłosa kobieta z zasłoniętym okiem, ubrana w strój zdecydowanie odmienny od sukien reszty kobiet w obozie, przykuwała wzrok. Naylis z lekkim uczuciem zazdrości przyjrzała się dość okazałym kształtom tejże, które z pewnością zapewniają jej powodzenie wśród męskiej części wyprawy. Ona sama nie miała się raczej czym chwalić. Drobna budowa ciała jaką obdarzyła ją natura nie sprzyjała przyciąganiu męskich spojrzeń. Gdy doda się do tego drogę życia którą obrała.. Cóż, jedyne spojrzenia jakie zwykły jej towarzyszyć nie zawierały w sobie namiętności, a pogardę, gniew i strach. Jedynie Silyan. Jedynie Gwenian.

Kolejna osobą na której wzrok jej zawisł sprawiała dość niepokojące wrażenie. Niewielki, niemal dziecięcej budowy sprawił że uśmiechnęła się łagodnie. On zapewne musiał doskonale znać te spojrzenia. Te i gorsze. Brak zrozumienia, docinki, otwarte ataki. Ona mogła się skryć pod białą szatą bez której nigdzie się nie ruszała, a on...

Gwenian właśnie przeszedł do objawiania celu ich wizyty. Spojrzała na swego towarzysza. Ich spotkanie zdawało się być tak odległe. Studnia, plac pośrodku biednej dzielnicy, mała dziewczynka i kielich wina. Takie proste. Ich rozmowa... Uniosła rękę skrytą dotąd w szerokim rękawie szaty i całkiem zsunęła kaptur z głowy. Proste, krwistoczerwone włosy rozsypały się łagodną falą, która zburzyła spokojną biel stroju. Gdy dłoń ponownie złączyła się z drugą w mroku szerokich rękawów, spojrzenie błękitnych oczy spoczęło na kolejnym z mężczyzn. Był nim ten, którego zdążyli już poznać. Młody i wyglądający na człowieka, któremu przydałaby się solidna dawka snu. To do niego zwrócili się gdy tylko tu przybyli. Naylis nie wiedziała jeszcze co o nim sądzić. Może później...

Nim zdążyła lepiej przyjrzeć się baronowi i ostatniemu z jego towarzyszy, nastała cisza. Domyślając się że teraz jej kolej, postąpiła krok do przodu. Przy ruchu tym poły szaty lekko się rozsunęły ukazując fragment zgrabnej stopy otulonej brązem skórzanego obuwia. Czując na sobie spojrzenie zebranych, skłoniła głowę w czymś co mogło uchodzić za oznakę szacunku.

- Jak rzekł mój towarzysz, zwą mnie Naylis. Czy sztuka ma w podróży się przyda, tego nie wiem. Pragnę jednak wraz z nim w wyprawie tej uczestniczyć i w miarę możliwości służyć swą wiedzą jak i błogosławieństwem Santare gdy zajdzie taka potrzeba.

Ponownie głowę skłoniła po czym wycofała się na swoje miejsce, które u boku Gweniana było. Stojąc przy półelfie ledwie do ramienia mu sięgała przeto gdy spojrzenie jej ku niemu powędrowało, głowę wysoko unieść musiała. Trwało to jednak chwilę jedynie gdyż w następnej drobna twarzyczka o łagodnych, acz wyraźnych rysach, na piątkę przed którą stanąć im przyszło, się zwróciła. Nie była pewna ich decyzji. Nie chciała jednak tak zaraz na początku z mocy swych korzystać by kierunek w którym ich uczucia zmierzają wybadać. Może później. Może nie będzie ku temu potrzeby.

Ciekawość ją jednak trawiła nieznośna, jak na wiedzę o tym, z kim do czynienia mają, zareagują. Czy wstręt to będzie czy strach może? Gniew? Złość? Odrzucenie? Wszak sztuka nekromancji wielką miłością się nie cieszyła wśród ludzi. Czy i tym razem będzie podobnie?
Uniosła dumnie głowę. Była kim była. Niosła wytchnienie tym, którzy z jakiegoś powodu nie mogli go zaznać nawet po śmierci. Wierna zasadom, które swym kapłanom wpajała Santare. Była jedną z nich...
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 02-02-2010, 22:27   #4
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Ile to już dni podróżowała z tymi uchodźcami?? Przestała liczyć. Byłą tu by im pomagać. To była wyraźna prośba Marroka. Nie dociekała powodów tej prośby, bo i po co?? A wyprawa w nieznane mogła być przecież interesująca. Podążała z nimi. A z czasem i znalazła osobisty powód do owej pomocy.
Przyzwyczajona do obozowego trybu życia, w końcu przez szereg lat służyła w najemnych formacjach Bahari, nie narzekała na warunki, chociaż wcale na taką nie wyglądał.


„Wiem, Mój Panie, co jest tu moim zadanie” Dodała w myślach po słowach barona i skłoniła głowę z uśmiechem, okazując mu tyle szacunku ile trzeba było.

Rozważania na temat map przerwało pojawienie się młodego żołnierza, który przyniósł wieści o dwójce ludzi chcących uzyskać posłuchanie u Pana tego taboru.

Lewa ręka Hori spoczęła na rękojeści w tym samym momencie, w którym powędrował do broni wzrok Hergarda. Baharijka tylko uśmiechnęła się na słowa barona i dodała łagodnym głosem o wyraźnie obcym akcencie
- Jak sobie życzysz Mój Panie.

Wprowadzono gości do namiotu. Kobietę i mężczyznę. Hori ustawiła się trochę z tyłu za Hergardem, po jego lewej stronie. Ustawiła się tak, aby nikt jej nie potracił przypadkiem. Zamknęła zdrowe oko. Zmówiła krótką modlitwę do Sawara i zrobiła to o co ją poproszono. Użyła swych intelektualnych umiejętności do wybadania przybyszów.

Hori nie słyszała co mówił mężczyzna. Ale wiedziała że para się sztuką magiczną. Powoli i ostrożnie sprawdziła z kim i z czym ma do czynienia. Robiła to ostrożnie i delikatnie. Nie chciała bowiem aby goście zbyt prędko się zorientowali co się dzieje.

Baharijka nie zdawał a sobie również sprawy z tego iż towarzyszka mówiącego jej się przygląda. Owszem, jej uroda i nietypowe rysy twarzy, a także noszony ubiór przyciągał wzrok. Zielona suknia doskonale podkreślała płomiennorude włosy magini. Doskonale również podkreślała i uwydatniała walory jej ciała. Całości dopełniał brązowy płaszcz na którym wyhartowane były dwa wilki, jeden czarny drugi srebrny. Z pewnością ubiór ten należał do osoby zamożnej.

Za zdobionym, również wilkami, czarnymi i srebrnymi, pasem tkwił bat z kunsztownie zdobione rękojeścią. Broń również przyciągała spojrzenia. Rzadko można bowiem spotkać osobę posługującą się nią. A Hori wyjątkowo sprawnie się nią posługiwała. Sama znała tylko jedną osobę, której pola ustępowała.

Gdy głos zabrała kobieta, Hori dalej nie słuchała. Stała z zamkniętym okiem. Nieruchomo. Wprawny obserwator zauważyć mógł jednak, iż Baharijka nieznacznie odwróciła głowę w stronę mówiącej. Ale tylko nieznacznie.

Gdy Naylis umilkła zapadła chwila nieręcznej ciszy. Magini w tym czasie potrząsnęła lekko głową, jak gdyby chciała strząsnąć z włosów jakieś piórko, otwierając jednocześnie prawe oko. Omiotła spojrzeniem gości barona i pochyliła się do jego lewego ucha. Ruch ten bardziej uwydatnił jej biust i powiększył dekolt w jej sukni, który i tak był większy od tych, które noszone były prze kobiety w obozowisku.

Oprała się przy tym biustem o lewym ramie i szepnęła baronowi do ucha.

- Panie, goście Twoje, oboje się magią parają. Ale nie kłamią co do chęci przyłączenia się do Twoich ludzi. Ich intencję zdają się być czyste. Jednakże… - Tu na chwilę zamilkła i podniosła swój wzrok na Naylis. – Jednakże w kobiecie owej jest coś mrocznego.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 05-02-2010 o 18:42.
Efcia jest offline  
Stary 03-02-2010, 20:39   #5
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Theon był obecny w namiocie by ustalić ostatnie szczegóły z baronem przed wyruszeniem. Ostatnio dużo rozmawiali o planowanej ich przymusowej podróży. Baron cenił karła który choć niewielkiego wzrostu umysłem i sprytem przewyższał zapewne wszystkich uczestników wyprawy. Tym razem obaj jednak wiedzieli że gadają po próżnicy nikt nie wiedział co przed nimi jest a zatem wszelakie "plany" były palcem na wodzie pisane. Udało im się ustalić jedynie standardowe zabezpieczenia tej wyprawy i przyszłość zdaniem Theona była bardzo ale to bardzo niepewna... Baron zarządził przerwę i wyszli na zewnątrz.

-.....Nie wierzę by Herrani dał nam spokojnie odjechać - nagle zmienił ton - ten człowiek nie wybacza, plany i ambicje ma wielkie, zajęcie Badonbergu to dopiero pierwszy krok. On wie, że ja wiem, ze on wie, że zbierałem dowody na jego spiski i knowania. Coś planuje, czuję to od dawna. Musimy być czujni, a jednocześnie cały czas wiedzieć co dzieje się na dworze Imperialnym.

- To twoje zadanie Theonie - zwrócił się do karła - pamiętaj że przegraliśmy tylko bitwę, nie wojnę. Co donoszą nasi szpiedzy z dworu ? Bo chyba jeszcze jacyś szpiedzy nam zostali jeszcze ? O wybacz - zmitygował się - raczej ludzie okazujący ci swą wdzięczność - trudno było nie wyczuć ironii w ostatnich słowach.
- Czy nasz Najjaśniejszy Cesarz dalej ugania się za kucharkami i praczkami ? Skaził już wszystkie służące w Aarlan ? Czy już wykończyły go miłosne specyfiki, którymi ratuje swe chore przyrodzenie ?

Pytania,pytania,pytania wszyscy zawsze je do niego mieli a on prawie zawsze ma odpowiedzi choć niechętnie i nie bez zysku się z nimi rozstaje.

-Naturalnie na dworze mam swoich ludzi choć nie już tak wielu pomyślał. Jeśli wydarzy się coś godnego naszej uwagi meldunki do mnie dojdą. Niezależnie czy sprawy tyczą się dworu, bądź Heraniego choć do niego akurat dotrzeć ciężej.I tu jednak nie jesteśmy bez szans jeśli chodzi o zdobycie jakiś rewelacji. Dojdą one nawet na środku tego pustkowia na jakie się udajemy.

Resztę pytań puścił mimo uszu zarówno on jak i Hergard znali na nie odpowiedzi. Przyzwyczajenia i zabawy cesarza były aż nadto oczywiste... Śmierć cesarza była zdaniem Theona pewna jak to że on nie będzie gigantem. Co prawda można było gdybać czy wykończy się sam czy pomoże mu książę Dekarii ale mniejsze przynajmniej póki co.... Theon zaczął już nawet pogrążać się w rozmyślaniach odnośnie wyposażenia w podróż. Którego choć zakupił mnóstwo....

- Zatem dowiedzmy się czego chcą, czy też o co proszą- Hergard zniknął we wnętrzu namiotu.
Co jacyś nowi?-pomyślał nagle wyrwany z planowania. Ciekawe, ciekawe dowiedzmy się zatem.

Później nastąpiło wejście obojga każde powiedziało kilka słów od takie tam dyrdymały... Zauważył też litościwe spojrzenie kobiety i jej uśmiech. Heh wiecznie nie doceniany przy pierwszym kontakcie przyzwyczaił się. Czemu nikt nie wierzył że nie jest wielkim rycerzem? Albo chociaż wybitnym zwiadowcą w końcu ciężko go zauważyć... Tym razem on się uśmiechnął choć sam do siebie. Chcą się zabrać na naszą wspaniałą wycieczkę? Ciekawe przed kim lub czym oni uciekają. Theon zwrócił uwagę na słowa klucze: Sztuka -oboje o tym wspomnieli dwoje czarujących fiu fiu.... Później uważnie nasłuchiwał szeptu na ucho barona a że słuch miał nieproporcjonalny do wzrostu usłyszał choć jedynie końcówkę: Jednakże w kobiecie owej jest coś mrocznego... O a to ciekawe a tak niepozornie wygląda. Choć doskonale wiedział po samym sobie że pozory mylą. Cóż zaczekam na rozwój rozmowy zrobiło się ciekawie...
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 03-02-2010 o 20:42.
Icarius jest offline  
Stary 05-02-2010, 11:44   #6
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Kto mógł przewidzieć parę miesięcy temu, że przyjazd do tego kraju narobi tyle problemów Josefowi. Nie był zadowolony z rangi wygnańca czy też zesłańca. Jednakże co miał zrobić? Miał zostawić przyjaciela w potrzebie? Powrót do Cadwallon z ciężko rannym Ornem był nie możliwy. Samotna wędrówka przez obce kraje w tej sytuacji mogła prędzej doprowadzić ich dwóch albo do śmierci wycieńczonego Orna albo do złapania ich i wykonania wyroku śmierci za sprzeciwienie się wyroku wygnania w te parszywe pustkowia. Ta czy siak z nikłą nadzieją na przeżycie tej przeklętej podróży Lindrof został przy baronie, by jego towarzysz i przyjaciel miał możliwie najlepsza opiekę.

Gdy wszyscy ruszyli do namiotu, Josef pospiesznie zaczął zwijać rozłożone na stole przed namiotem mapy. Były one niewiele warte, ale zostawić je tak po porostu na zewnątrz bez opieki nie mógł. Jeszcze ktoś gotów byłby zrobić sobie z nich rozpałkę. Inżynier sam chciał w przyszłości tak z nimi postąpić, więc nie miał zamiaru pozbywać się tej przyjemności.

Jako ostatni wszedł do namiotu. Pre chwil poświęcił na ułożenie map w swego rodzaju stos na jednym ze stolików będących w namiocie. Upewniwszy się, że zwoje nie będą już spadać na ziemię, dołączył do reszty. Stanął tuż za krasnoludem. Goście już byli w namiocie i mężczyzna opowiadał o sobie. Widząc parę nowo-przybyłych Josef przeciągnął prawą dłonią po lewym policzku w odruchu zaciekawienia. Na chwilę jego zmarszczki mimiczne tej części twarzy wygładziły się, by już za chwilę powrócić do poprzedniego stanu. Był dobrze ogolony. Jego twarz doskonale zdradzała jego wiek. 50 lat życia pozostawiło ślad w postaci kilku głębokich zmarszczek, które wraz z dużym, garbatym nosem, ostrymi rysami i różową karnacją i krótko ściętymi, zsiwiałymi włosami tworzyły obraz człowieka, znającego dobrze stres i wiedzącego co to odpowiedzialność. Tego dnia członek cadwallońskiej gildii inżynierów miał na sobie wysokie, skórzane buty. Do tego nosił spodnie z jasnej, cielęcej skóry. Jasno zielona kurta z dobrej jakości wełny, z metalowymi, przypominającymi liście zapięciami była przysłonięta elementami zbroi. Sytuacja wymagała by Josef miał na sobie lekką, zrobioną z długich skórzanych pasów zbroję chroniącą klatkę piersiową. Do tej skórzanej zbroi przymocowane były rzemieniami metalowe naramienniki i również metalowy, niewielki obojczyk. Ręce inżyniera chronione były przez skórzane karwasze spięte małymi sprzączkami. Do psa przypięty był rapier i nieco z tyłu para pistoletów o długich, zdobionych lufach.

Josef z uwagą przysłuchiwał się słowom nieznajomych. Byli dość tajemniczy, ale dobrze wychowani. Mężczyzna z pewnością był elfem. Nie był to pierwszy przedstawiciel tej rasy widziany przez inżyniera. W końcu Cadwallon słynął ze swojej różnorodności rasowej i narodowościowej. W tym tkwiła siła miasta i jak niektórzy twierdzili, również jego słabość.
Kobieta wyglądał zupełnie normalnie. Los obdarzył ją niezwykłą urodą, dlatego też wzrok Josefa zatrzymał się na niej na dłużej. Patrząc się tak na nią przez głowę przeszły mu różne dziwne myśli. Przepędził je jednak szybko, bo nie był to czas ani miejsce na takie rzeczy.

"Bardziej od sztuki przydała by mam się jakaś porządna mapa" - pomyślał, gdy Naylis skończyła mówić.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 02-02-2010, 18:09   #7
 
Artonius's Avatar
 
Reputacja: 1 Artonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwu
Samotny mężczyzna stał między namiotami ze wzrokiem skierowanym daleko w stronę gór. W obozie był tylko ciałem, myślami był jeszcze dalej niż jego wzrok sięgał. Błądził oczami, pełnymi smutku, między kolejnymi szczytami Gór Dekarijskich. Wiatr rozwiewał jego długie, blond włosy, które jak zawsze były w nieładzie. Mężczyzna myślał o swoim ojcu. Postanowił, że to ostatni raz, kiedy go wspomina, w zaistniałej sytuacji nie ma miejsca na rozczulanie się nad sobą.

Baltazar po pewnym czasie wrócił do rzeczywistości. Wtedy został zaczepiony przez dwojga ludzi, proszących o audiencję u barona. Mężczyzna, prawdopodobnie elf ale nigdy nic nie wiadomo i jakaś kobieta. Wydawali mu się podejrzani, trzeba było wybadać czego chcą. Dlatego też, zaraz po ich spotkaniu, młodzieniec pokierował się w stronę namiotu swojego pana. Ubrany był w białą koszulę z długimi rękawami i ciemne spodnie, prawie czarne. Na stopach miał wysokie, solidne buty, także czarnego koloru, dobrze nadające się do długich podróży. Wokół bioder oplatał go skurzany, brązowy pas, po prawej stronie przymocowany był prosty pistolet, po lewej zaś sakiewka z amunicją. Był wysoki i stawiał duże kroki, z tego powodu stosunkowo szybko dotarł do namiotu Hergarda.

Już z daleka widział grupę osób przed namiotem, który był celem jego podróży. Wśród nich stał sam baron Hergard. Podszedł do owej grupy ludzi i stanął obok człowieka, pokazującemu baronowi jakieś papiery i usilnie starającego się coś wytłumaczyć, co trochę wskazując palcem na różne części pergaminów. Nie chcąc przerywać, cierpliwie czekał, aż baron zwróci się do niego. Słysząc rozmowę, domyślił się, że owe papiery to mapy, wyjątkowo niedokładne mapy, co było niepokojącą informacją. Po odbytej rozmowie z Josefem, baron skierował się do Baltazara.
- Słucham Baltazarze.
- Panie, dwoje ludzi prosi o przyjęcie, ale... - tu człowiek zawahał się - jedno z nich to chyba elf, poza tym są jacyś... dziwni... Na pewno nie pochodzą stąd... może to szpiedzy, albo gorzej...
- Zatem sprawdź ich chłopcze.
Po tych słowach Baltazar podszedł do jednego z obozowiczów, wskazał mu ową dwójkę i nakazał przyprowadzenie ich do namiotu władcy. Potem wrócił do grupy i razem ze wszystkimi wszedł do namiotu, oczekując na przyjście nieznajomych.

Niedługo później dwie postaci weszły do namiotu. Mężczyzna przedstawił ich jako Gwenian Falken i Naylis. Mężczyzna ukłonił się, wydawał się być uprzejmy i kulturalny. Szczególnie zainteresowało Baltazara, kiedy Gwenian wspomniał, że para się sztuką. Poczuł nagle ogromną chęć wypytania mężczyzny co to za sztuka ale teraz głos należał do barona. Uważnie przysłuchiwał się rozmowie, mając nadzieję, że sam baron zapyta obcego jego sztukę.
 
Artonius jest offline  
Stary 15-02-2010, 14:56   #8
 
Artonius's Avatar
 
Reputacja: 1 Artonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwu
I tak o to do kompani dołączyło dwoje adeptów magii. A może mistrzów magii? Okaże się w trakcie podróży. Baltazar ucieszył się z takiego obrotu sprawy jednak był nieco zawiedziony, że baron nie wypytał gości o ich umiejętności. Ale na wszystko przyjdzie czas. Hergard zaprosił Gweniana i Naylis na śniadanie co mogło być dobrą okazją na dowiedzenie się o nich czegoś więcej. Kiedy służba szybko przygotowywała stoły do nakrycia, Baltazar rozmyślał nad rozpoczęciem rozmowy z nowymi towarzyszami. Hmm, mogę zapytać o ich sztukę ale to będzie zbyt nachalne. A jeśli nie o to, to o czym taki dzieciak jak ja może rozmawiać z nimi? Całe życie spędzone w Badonberg kiedy oni przemierzyli pewnie kawał świata. I co ja mogę im powiedzieć? Zanudzać ich o moim nudnym dzieciństwie? Albo jak upolowałem pierwszego bobra? Ehh… Co ja tu robię…

Baltazar zamyślił się na tyle, że zanim się spostrzegł, wszyscy oprócz niego zajęli już miejsce przy stole. Westchnął cicho, wzruszył ramionami i przysiadł się do Theona, któremu właśnie dostawiono specjalne dla niego krzesło. To, co pojawiało się na stole, przynoszone przez służbę w niczym nie przypominało Baltazarowi skromnego poczęstunku, jak to nazwał sam baron. Jako, że dosiadł się ostatni, wszyscy już o czymś dyskutowali dlatego w ciszy zaczął się częstować, obserwując towarzyszy i próbując wyłapać co mówią. Szczególnie interesowała go rozmowa Gweniana z Hori. Z niej dowiedział się, że nowi towarzysze to poszukiwacze przygód. Jednak o jakiejkolwiek sztuce nic nie usłyszał.

Nagle do namiotu wszedł strażnik, zapowiadając nowego gościa. Czyżby jeszcze ktoś chciał do nas dołączyć? Pomyślał Baltazar. Odwrócił wzrok ku wejściu do namiotu i ujrzał rycerza całego okutego w ciężką zbroję. Kiedy zdjął hełm okazało się, że to kobieta, Luiza de Fronberg. Celem jej przybycia było zaproszenie do Kerak. Świetnie, może wreszcie wyśpię się w wygodnym łóżku. Baltazar ucieszył się na samą myśl o tym. Kiedy usłyszał o tytule Marszałka Wolnych Najemników od razu przypomniało mu się jak rwał się do uczestniczenia w bitwach z zielonoskórymi. Na jego twarzy zagościł uśmiech, który od dawna nie pojawiał się.

Kiedy Theon wzniósł toast, uniósł swój kielich z winem i powtórzył po towarzyszu: „Za to spotkanie!” i wychylił kielich do dna. Potem dokończył śniadanie i przygotował się do podróży.
 
Artonius jest offline  
Stary 18-02-2010, 19:20   #9
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Warto było wykorzystać ten czas, by dowiedzieć się czegoś o współbiesiadnikach. Wyglądało na to, że właśnie oni są najważniejsi z tych, co ruszyli z baronem.
Upił nieco wina.

- Możesz mi powiedzieć - Gwenian ponownie ściszył głos - kto jest kim w tym niezbyt licznie zgromadzonym towarzystwie?

Hori spełniła toast Theona, po czym zwróciła się do swojego sąsiada równie cicho jako i on, tak że tylko Gwenian mógł ją słyszeć.

- Barona chyba nie muszę przedstawiać. - Tu uśmiechnęła się. - Skoro jesteśmy na TY, wypada za to wypić. - Podniosła swój kielich.

- To, hmmm... - Odchrząknęła. - Ten karzeł tam, to Imć Pan Theon. Jest jakimś szlachcicem z Cesarstwa. Ma bardzo specyficzne zainteresowania. - Tu spojrzał na Theona i posłała mu przepiękny uśmiech. - Lubuje się w informacjach. - Rozejrzała się podejrzliwie po zebranych i jeszcze bardziej ściszyła głos przysuwając się przy tym bliżej do maga, tak że ten mógł wyraźnie wyczuć zapach jej perfum. - Lubi wiedzieć kto z kim, gdzie i kiedy.
- Ten małomówny młodzian, który was przyprowadził przed oblicze barona, to Baltazar. Zdaje się, że jest jednym z wojów Pana na Badonbergu.
- Ostatni, mąż w sile wieku o tam. - Kiwnęła nieznacznie głową w kierunku Josefa. - To inżynier Cadwallon. Josef Lindrof. Jest tu, w obozie i drugi inżynier z tego portowego miasta, kompan Josefa. Ale niedomaga teraz bardzo.
- A wy skąd przybywacie? Jeżeli nie jest to jakąś wielką tajemnicą.


- Żaden sekret - Gwenian pokręcił głową. - Ostatnio byliśmy w Kronachnen. A tak w ogóle...
- Ja urodziłem się w Glasrohr. To takie za... taka mała mieścina w Tabelii. A Naylis... Ona pochodzi z Lsayli, wioski położonej w pobliżu gór Dekarijskich, niedaleko granicy księstwa Kronachnen.
- A ty? Skąd losy wiodą?

Hori wyraźnie rozbawiona pytaniem Gweniana, upiła jeszcze łyk wina i dodała.
- Pewnie cię zaskoczę. Pochodzę z Bahari.
- Słyszałem, ale nie byłem. Jak tam jest? - spytał.
Dla niektórych Baharia to był jakiś daleki koniec świata, coś o czym się mówiło "za górami, za lasami". A może powodem było to, że Baharianie nie wpuszczali do siebie obcych...
- Jak tam jest? - Hori powtórzyła powoli. Zamknęła zdrowe oko. - Pięknie. Zielone łąki i pastwiska. Złote łany zbóż na polach. Gęste lasy obfitujący w zwierzynę. Po prostu pięknie. To trzeba zobaczyć. Nawet najlepsi poeci nie są w stanie w swych wierszach oddać piękna tego kraju. - Mówiła z takim rozmarzeniem, z taką tęsknotą, jak ktoś kto rodzinnych stron nie widział od dawna. Jak ktoś kto za nimi tęskni. I z pewnością idealizując to wszystko.
Ciekawą sprawą było to, dlaczego stamtąd wyjechała.
Ale o to Gwenian nie zamierzał wypytywać.
- Będziemy mieli z pewnością wiele okazji do dzielenia się wspomnieniami. I doświadczeniami - powiedział. Uniósł nieco puchar. - Twoje zdrowie - powiedział.
Z przyjemnością zdobyłby wiele informacji. Ale nie musiał tego robić w tej chwili.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172