Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-02-2012, 11:33   #231
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Leczenie przynosiło pewne rezultaty. Powolne, acz wyraźne. Gdy stłuczenie na głowie zarosło Emerahl zaprzęgła swoją moc do przywrócenia w ciele równowagi. Efekty było widać. Choć być może raczej słychać. Początkowo tylko czuła powiewy wiatru na skórze. Z czasem zaczęła słyszeć przytłumione głosy rozmów prowadzonych jakby za ścianą. Usłyszała skrzypnięcie przypominające jej dźwięk wydawany przez nienaoliwione zawiasy drzwi. Potem odgłosy przybliżyło się. Poczuła dotyk a w źrenice zaświecił jej promień światła. Spróbowała się poruszyć jednak mimo wysiłku jej ciało ledwo drgnęło.

- Budzi się – zabrzmiały słowa. Rozpoznała w nich głos Lamii. Chyba, rzeczywiście się budziła... Otworzyła oczy i wtedy zalały ją potoki oślepiającego światła. Początkowo otaczała ją biel jednak z czasem zaczęła dostrzegać kontury a oczy poczęły podobnie jak ciało, wybudzać się z długiego snu. Trochę trwało nim pozbierała się do kupy jednak w końcu wróciła do zmysłów.

[...]

Trudno było od razu powiedzieć, czy chęć wstawania, prezentowana przez Emerahl, brała się stąd, że wiedźma czuła się całkowicie dobrze i rozpierała ja energia, czy też z pragnienia pokazania sobie i światu, że wszystko jest w porządku mimo oczywistych faktów świadczących o tym, że nie do końca tak być musi.
- Poczekaj chwilkę cierpliwie - poprosił Irial. Z pewnym naciskiem, ale zawsze jednak była to prośba. - [b]Zaraz przyjdzie medyk i oceni twój stan zdrowia. Dwie minuty w jedną czy drugą stronę nic nie zmienią.[/i]
- Co mi może medyk powiedzieć? Z pewnością nic ponadto co sama wiem - odparła Emerahl próbując wstać w czym skutecznie przeszkadzał jej Irial i Lamia.
- Z pewnością - zgodził się Irial. - Ale spróbuj też pamiętać o jego dumie zawodowej. Ty też byś nie była zadowolona, gdyby ci pacjent sam uciekł z łóżka.
Z tym rudowłosa nie mogła się kłócić. Ilekroć kogoś leczyła to irytowała ją niesubordynacja pacjenta.
- Oj no... kiedy przyjdzie? - zapytała zniecierpliwiona czarownica. Gotowa jednak była zadowolić ego pseudo-uzdrowiciela.
- Nie bądź taka niecierpliwa - uśmiechnął się Irial. - W końcu zamek nie jest aż taki wielki, a nie sądzę, by medyk był stale zajęty. Poza tym Lamia potrafi być przekonująca.
- W porządku - zaczekajmy. Gdzie my jesteśmy? Mógłbyś mi w międzyczasie powiedzieć.
- Za moment. Przyjdzie medyk, zbada cię, a potem ci wszystko opowiem
- odpowiedział mężczyzna.

Tak też się stało. Lamia faktycznie niedługo przyprowadziła starszego, pachnącego ziołami mężczyznę, który nie szczędząc Emerahl bólu obmacał jej stłuczoną głowę, a zadowolony z siebie orzekłszy ozdrowienie, wyszedł. Irial zgodnie z obietnicą streścił Emerahl wydarzenia na polanie i opowiedział gdzie są i jak się tutaj znaleźli. Wyglądało na to, że spędzą tutaj jakiś czas, tym bardziej, że Samuel z Ruth nadal byli nieprzytomni. Należało zatem cieszyć się tą chwilą luksusowego wypoczynku od spartańskiej podróży i spaniem w ciepłym, miękkim i wygodnym łóżkiem w miejsce twardej i zimnej ziemi.

Nagła zmiana nastawienia Em, która wyciągnęła sie wygodnie na łóżku, nieco zaskoczył Iriala. Przed chwilą kobieta rwała się do wstawania, a teraz... Ale, w gruncie rzeczy, miała prawo do odpoczynku.
- Nie znalazłabyś odrobiny sił, by obejrzeć Ruth i Samuela? - spytał. - Mam do ciebie większe zaufanie, niż do najlepszego nawet medyka.
Odrobina komplement ów nie powinna zaszkodzić...

- Czy to zaufanie nie wynika czasem z tego, że mogę więcej niż najlepszy medyk? - zapytała z przekąsem by po chwili dodać - Oczywiście, że zamierzam tak zrobić. Choć im dłużej są nieprzytomni tym dłuższą mamy przerwę od szlaku.... Zajrzę do nich i zobaczę jak się sprawy mają - postanowiła.

- Wolałbym ich mieć przytomnych, tak na wszelki wypadek - odparł Irial. - Nie spieszymy się aż tak, ale... Nawet przytomni mogą sobie poleżeć - dodał.
Obrócił się, by dać Emerahl możliwość swobodnego ubrania się.

[...]

Zgodnie z obietnicą daną Irialowi, Emerahl złożyła wizytę Ruth i Samuelowi. Nadal była osłabiona jednak potrafiła na pierwszy rzut oka ocenić stan towarzyszy. Z nich dwoje to mężczyzna na był w gorszym stanie. Ruth zdawało się nic nie być. Przynajmniej fizycznie dziewczyna wydawała się wyjść obronną ręką z ostatniego starcia. Z kolei głębokie rany Samuela napawały ją niepokojem. Wiedziała, że nie wystarczy jej sił by zbadać oboje, a biorąc pod uwagę pierwsze oględziny to prędzej należało martwić się o Samuela. Czarownica położyła dłonie na czole mężczyzny i pogrążyła się w świecie magii wnikając zmysłami w jego ciało. Miał przebite płuco przez co ciężko mu się oddychało. Emerahl nie mogła mu na razie pomóc. Gdyby spróbowała wpompować w niego trochę magii by zasklepić ranę i przyspieszyć zdrowienie zapewne sama z powrotem padłaby nieprzytomna. Póki co wyglądało na to, że mimo, iż poważnie ranny - Samuel pożyje jeszcze na tyle długo by Em zdążyła odzyskać siły i wtedy się nim zająć. Teraz nie miało to sensu jeśli nie chciała przysparzać z powrotem Irialowi dodatkowego zmartwienia swoją, nieprzytomną osobą. Póki co jedyne co można było zrobić to zdać pozostałej, przytomnej dwójce relację z badania i porządnie odpocząć by móc im pomóc jak najszybciej.

Popołudnie upłynęło Emerahl na leniwym odzyskiwaniu sił. Postanowiła skorzystać z popołudniowego słońca i poleżeć w ogrodzie. Jeśli ruszą w dalszą drogę to zapewne będzie to jedno z ostatnich tak beztroskich popołudni. Dalsza droga przez góry mogła być tylko ciężka niż dotychczas. Chłód, deszcz i pogoda zmieniająca się jak w kalejdoskopie. To właśnie zapewne ich czekało i to co najmniej. Jeśli nikt ani nic nie sprawi im dodatkowych atrakcji i jeśli Lamia znowu nie sprawi kłopotu. Irial i jego rudowłosa podopieczna nie odstępowali czarownicy na krok. Pod pretekstem dotrzymania jej towarzystwa i zabawiania rozmową, zapewne kryła się chęć jej doglądania i pilnowania by pomocne ramię zawsze było w okolicy, gdyby poczuła się gorzej. Cieszyło ją, że ktoś się o nią troszczy i korzystała z pełnymi garściami zarówno z tej opieki jak i z promieni słońca, podmuchu wiatru od strony gór, szeleszczących liści drzew i krzewów oraz śpiewu ptaków aż do zachodu słońca. Wieczorem do komnaty, w której wcześniej odzyskiwała przytomność i w której trójka podróżnych schroniła się przed chłodem zbliżającej się nocy zapukał jeden z zamkowych sług zapraszając na kolację w towarzystwie, jak miało się okazać zamkowej piękności. Również Emerahl, mimo że była kobietą i raczej gustowała w męskim odpowiedniku urody, potrafiła docenić dorodność Anchel, rzekomej przyjaciółki pana tych włości.

- Pewnie moi towarzysze... - tu Em spojrzała na Iriala i Lamię - ... dziękowali już za pomoc i gościnę, ale chciałabym też podziękować osobiście za troskę, pomoc i dach nad głową. Że nie wspomnę o tej wspaniałej kolacji.
- Nie ma za co - odparła Anchel z uśmiechem. - Należy pomagać bliźnim, w miarę możliwości. A kolacja... miło zjeść posiłek w czyimś towarzystwie. Mam nadzieję, że będzie smakować.
- Jeśli smakuje tak jak wygląda to z pewnością - odpowiedziała Emerahl szczerze. Dawno nie miała nic tak dobrego w ustach zważywszy, że w podróży nie ma takich luksusów - Wszystkie te ziemie należą do was?
- Nie do nas, a do grafa - zauważyła uprzejmie gospodyni.- To jego rodzinne posiadłości.
- Ahh tak. Trzeba zatem uprzedzić pana Grafa, że ma na swoich ziemiach COŚ. Nie wiem nawet jak nazwać to, co spotkaliśmy. W każdym razie po drodze widzieliśmy kilka ofiar tych... tych... bestii.
- Graf już od jakiegoś czasu o nich wie. Kapitan Aethelbert, który was tu eskortował, już się nimi zajmuje.
- One nie dają łatwo za wygraną. - ostrzegła Emerahl
- Szkoda, że nie ma informacji na drogach - dorzucił Irial. - Jak się je nazywa? Czy też nie mają określonej nazwy. Od dawna grasują w okolicy? Wiadomo może, skąd przybyły?
- Potwory są w okolicy od jakiegoś czasu, ale nikt jakoś nie uciął sobie jeszcze z nimi pogawędki, by dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Wiadomo tyle, co i wy pewnie zdołaliście się przekonać: że są niebezpieczne i zaatakują każdego, kto spróbuje przejechać przez las - odpowiedziała nieco złośliwie Anchel.

Krótka wymiana zdań na temat czających w lasach potworzyc została przerwana przez być może wścibskie pytanie czarownicy, która jednak nie mogła się powstrzymać przed jego zadaniem.
- Czy mogłabym zadać pytanie o Pani pochodzenie? Sądząc po egzotycznej urodzie chyba nie jest Pani stąd - zapytała Em nieśmiało nie wiedząc czy wypada jej w takim towarzystwie zadawać takie pytania.
- Pytać można zawsze. Pytanie, czy warto - zaśmiała się Anchel. - Faktycznie nie pochodzę stąd, moja ojczyzna leży daleko na południu. Ale nawet gdybym podała jej nazwę, pewnie żaden z tu obecnych, prócz mnie rzecz jasna, nie wiedziałby, choćby w przybliżeniu, gdzie może ona leżeć.
- Będę zbyt wścibska jeśli zapytam gdzie w takim razie? Swego czasu trochę podróżowałam, ale chyba nigdy nie trafiłam do Pani ojczyzny - drążyła czarownica. Mogłaby tą informację spokojnie odczytać z umysłu kobiety, ale nie dziś. Dziś była zbyt słaba żeby miała siłę i ochotę sięgać po magię.
Anchel rzuciła Emerahl przeciągłe spojrzenie, jakby badała, o cóż tamtej może chodzić. Przez chwilę krótszą, niż mgnienie oka Emea dostrzegła w czarnych niczym smoła oczach dziwny błysk. Przez chwilę krótszą niż mgnienie oka miała wrażenie, że zadanie tego pytania było błędem.
- Wścibstwo to bardzo niepożądana cecha u kobiet - odparła wreszcie gospodyni. - Należy w porę nauczyć się je kontrolować, inaczej może to wiele kosztować, czasem nawet życie - zawiesiła głos jakby oczekując reakcji, po chwili jednak kontynuowała - By jednak zaspokoić owo nieujarzmione wścibstwo odpowiem... Emirat Ukatio, mówi to coś szanownej podróżniczce.
Emerahl przełykała właśnie ostatni kęs, gdy gospodyni niespodziewanie zmieniła ton swojej wypowiedzi. Przestała na moment i spojrzała uważnie na rozmówczynię.
- Mamy wprawę w radzeniu sobie z takimi problemami - ripostowała rudowłosa po chwili - Tak, więc nie ma obawy. Co do tego całego Ukatio... nie - nigdy nie słyszałam. To chyba musi być jakieś małe państewko, daleko na południu - rzuciła kąśliwie - Nigdy tam nie dotarłam. Ale mam stamtąd pamiątkę. Spory, zakrzywiony sztylet o pięknej zdobionej rączce. A propos sztyletu... Irialu czy ktoś może zabrał go z tamtej polany? Powiedz proszę, że tak... Trochę za niego dałam grosza. No i śliczny jest. - zwróciła się już tym razem do czarnowłosego towarzysza.
- Jeśli się nie mylę, znalazł się w twoim plecaku, Emerahl - odparł zapytany. - Będziesz musiała sprawdzić, jak wrócisz do komnaty. Szkoda, że nie powiedziałaś wcześniej.
- Tak zrobię. Dzięki - odparła i zajęła się na powrót jedzeniem nie angażując się już więcej w rozmowę. Nie była pewna czy ich dzisiejsza gospodyni żywiła niechęć do nich czy tylko do wypytywania, które rozpoczęła czarownica, odnosiła jednak wrażenie, że Anchel nie ma do nich przychylnego nastawienia.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.
Cosm0 jest offline  
Stary 11-04-2012, 23:09   #232
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Emerahl i Irial

Słudzy co jakiś czas donosili kolejne potrawy, dolewali wina, kolacja trwała w najlepsze. W pewnym momencie drzwi jadalni otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł postawny mężczyzna, skłonił się nisko, po czym podszedł do Anchel. Szeptem wymienili kilka uwag, z każdym kolejnym słowem kobieta wyglądała na coraz bardziej poruszoną, wreszcie gestem odprawiła sługę. Ten, jak chwilę wcześniej, skłonił się i wyszedł.

- Zmuszona będę opuścić was, przyjaciele – powiedziała, gdy drzwi za sługą zamknęły się. – Dokończcie jednak w spokoju wieczerzę.
- Czy coś się stało? – zapytał grzecznie Irial. – Może możemy jakoś pomóc?
- To nie będzie konieczne, ale dziękuję za szczere chęci. Nie sądzę, byśmy się jeszcze dziś widzieli, dlatego życzę was spokojnej nocy, niech Melia ześle na was kojące sny. – mówiąc to wstała od stołu. Po chwili wyszła w towarzystwie kilku sług.

Zostali sami, nie licząc jeszcze jednego służącego – tego, który przyprowadził ich na wieczerzę. Jednak i ten po chwili wyszedł polecając zawołać, gdyby czegoś było im potrzeba.

Wymianę zdań między nimi przerwało ciche stukanie w szybę. To Villain usiłował się dostać do jadalni. Irial wstał od stołu i otworzył okno, pozwalając zwierzęciu wejść. Ptaszysko poszybowało pod sufit, zatoczyło koło wokół najeżonego świecznikami żyrandola, po czym wylądowało na stole obok patery z przekąskami i, nie pytając nikogo o pozwolenie, uszczknęło kawałek sera. Połknąwszy kąsek, zwróciło czarne jak smoła oczka na swego pana, który zdążył już z powrotem usiąść.

- Tarrrrrapaty, krrrra – dobyło się z czarnego dzioba. – Firrrrmament za krrratami. Prrróba rrrrekonesansu, porrrrażka.

Irial niewiele mógł zrozumieć ze słów swego upierzonego przyjaciela, toteż nie pozostało mu nic innego, jak spróbować porozumieć się z nim na płaszczyźnie myśli. Gdy mag-wojownik sięgnął do umysłu zwierzęcia, szybko stało się dla niego jasne, o cóż chodziło Villainowi. Próbował on rozejrzeć się po okolicy, jednak nie był w stanie zbyt daleko odlecieć od zamku. Jakaś niewidzialna bariera, niczym mydlana bańka wokół grodu, nie pozwalała mu wylecieć dalej niż kilka metrów od muru. Wyglądało na to, że byli uwięzieni.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 11-04-2012 o 23:19.
echidna jest offline  
Stary 17-04-2012, 13:06   #233
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Miło się rozmawiało. Przyjemnie było posiedzieć pod dachem, zjeść coś z gatunku "jedzenie domowe", przez moment nie przejmować się zbyt wiele misją i nie zastanawiać się, co wyskoczy zza najbliższego krzaczka. Sama przyjemność.
Przyjemności jednak skończyły się, gdy do komnaty wleciał Villain. Rozsądne ptaszysko cierpliwie poczekało na wyjście gospodynie, co wobec przyniesionych przez kruka wieści było najlepszym wyjściem. Początkowo Irial nie do końca rozumiał, o jaką klatkę chodzi, kogo zamknięto w tej klatce i czemu Villain tak się przejął losem tego kogoś, lecz po chwili wszystko stało się jasne.
Magiczna bariera odgradzająca zamek od reszty świata... Idealny pomysł na to, by chronić swój dom przed ingerencją z zewnątrz. Pytanie tylko brzmiało, kto jest zdolny do stworzenia takiej bariery i czy ich szanowna gospodyni ma z tym wszystkim coś wspólnego.
Istniała wszak możliwość, że owa bariera miała uniemożliwić nie wejście, a wyjście. Jeśli to drugie, to - delikatnie mówiąc - znaleźli się w pułapce. Było rzeczą oczywistą, że wcześniej wybór mieli niewielki. Zostawienie ciężko rannych bez opieki byłoby równoznaczne z ich wysłaniem na tamten świat. Przywiezienie tamtej trójki do zamku było jedynym wyjściem. Gdyby zaś odmówili przyjazdu... Raczej trudno sądzić, by wysłani na patrol wojacy nie zmusili ich do udania się do siedziby grafa, a więc lepiej było trafić tu po dobroci, niż w więzach.
- Częstuj się, zasłużyłeś - zwrócił się do Villaina, podsuwając mu kolejny kawałek sera i gładząc po łebku.
- Świetne wino - powiedział do Emerahl. - Widać, że pani Anchel o nas zadbała.
Upił łyk wina. Niewielki.
- Zastanawiam się tylko, czy to ona zadbała o nas na tyle - dodał ciszej - żeby postawić wokół zamku barierę, przez którą przynajmniej Villain nie potrafi się przedostać.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-04-2012, 20:44   #234
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Ruth

W jednej chwili Ruth siedziała razem z Rezem na gałęzi drzewa śmiejąc się do rozpuku, w następnej była już sama, w ciemnościach, a na jej śmiech odpowiadało jedynie echo. Nie miała pojęcia, jak się tu znalazła, nie widziała żadnego logicznego wytłumaczenia. Otaczający ją mrok był nieprzejednany, przytłaczający. Szła, czuła kolejne kroki, a jednak ciemność nie zmieniła się ani odrobinę, równie dobrze mogła się kręcić w kółko. Nie było nad nią żadnych gwiazd, które mogłyby jej wskazać kierunek. W sumie, nawet gdyby były, nie potrafiłaby odczytać z nich, w która stronę iść. Czuła się samotna, tak bardzo samotna i zlękniona. Gdy westchnęła cicho, echo odparło jej tym samym westchnieniem, głośnym i zwielokrotnionym, jakby wydobywało się z setek ludzkich gardeł. A przecież była tu sama, chyba…

Nagle coś się zmieniło, błysk oślepił ją na chwilę. Gdy oczy przyzwyczaiły się już do tej zmiany, dostrzegła światło na końcu ciemnego tunelu. Z początku chciała iść w jego kierunku, zaraz jednak w głowie pojawiła się alarmująca myśl. Wszak wiadomo, że światełko w tunelu oznaczało śmierć. A Ruth chciała jeszcze żyć, miała wszak jeszcze coś do zrobienia, miała Samuela no i… dziecko.

Chciała iść w przeciwną stronę, jednak im bardziej starał się uciec, tym bardziej przybliżała się do ujścia tunelu. Jakaś tajemnicza siła ciągnęła ją w tamtą stronę, wbrew jej woli. Nie mogąc jej pokonać Ruth chciała się zatrzymać, lecz zamiast tego cofała się, jakby zassana tą magiczną siłą. Próbowała się wyrywać, krzyczeć, lecz tym razem echo nie powtórzyło jej wołań, z jej gardła nie dobył się żaden dźwięk.


Pochłonęła ją światłość, zaraz jednak znów nastała ciemność, jednak zupełnie inna niż tamta. Tam nie było żądnych dźwięków, ani zapachów, nawet najmniejszego promyka światła. Tutaj słyszała jakieś przytłumione okrzyki, czuła zapach Świerzego powietrza i najprawdziwszego pierza. Mimo zamkniętych powiek widziała migotliwe przebłyski światła, gdzieś bardzo, bardzo daleko. Było jej ciepło, czuła wielkie zmęczenie ciała, przede wszystkim zaś niemiłosiernie ją suszyło.

- Samuelu – próbowała powiedzieć, jednak dźwięk, który wydobył się z jej gardła w niczym nie przypominał mowy, prędzej pijackie jęki.

Próbowała otworzyć oczy, jednak ciało odmówiło posłuszeństwa, była zbyt słaba. Dopiero po wielu próbach udało jej się wreszcie uchylić powieki. Z początku widziała tylko rozmazane plamy we wszystkich odcieniach szarości, wreszcie zaczęły one przybierać bardziej konkretne kształty, by ostatecznie okazać się wnętrzem jakiegoś pokoju, którego lokalizacji, ani tym bardziej właściciela, za nic nie mogła sobie przypomnieć.

Samuel

Wzrok. Ludzie przeceniali ten zmysł, Samuel dobrze to wiedział. Nie musiał widzieć, by wiele rzeczy wiedzieć. Otaczały go kłęby pary, z domieszką jakiegoś olejku aromatycznego, jaśminu bodajże. Od żeber w dół czuł przyjemne ciepło, woda była gorąca, dokładnie taka, jak lubił. Plusk podpowiadał mu, że nie on jeden zajmuje tę łaźnię, wszak po jeziorze trudno się było spodziewać takiej temperatury. Dwa radosne śmiechy zdradziły towarzystwo, towarzyszki w zasadzie, bowiem bez wątpienia były to kobiety.

Woda zafalowała, jedna z kobiet zanurkowała. Choć woda była gorąca, wyraźnie poczuł na skórze jej rozpalone usta, dłonie błądzące po nagim ciele niby od niechcenia. Uśmiechną się, przeciągnął z rozkoszą, po czym również zanurkował, łapiąc ją w pół i przyciągając do siebie.

Jakiś czas trwało, nim wyswobodziła się z jego ramion, a on ze splotu jej jedwabistych ud. Prawdę powiedziawszy ani jedno, ani drugie niespecjalnie broniło się przed tymi więzami. Wreszcie jednak odpłynęła, by dołączyć do ich towarzyszki, a Samuel dopiero wtedy otworzył oczy.


Tak, jak przypuszczał, było ich dwie, jedna o włosach niczym łany zbóż, druga z kruczoczarną czupryną, obie nagie i rozchichotane. Ta o włosach czarnych jak smoła, chwyciła gąbkę i zaczęła myć plecy blondynki. Lestre podpłynął do nich, chciał pomóc, wszak w czym, jak w czym, ale w myciu kobiecych pleców nie miał sobie równych.

- Podobno chciałeś wracać – rzuciła brunetka nie przerywając zabiegu. – Chciałeś skończyć z błądzeniem między sennymi marami i wrócić, do niej – jej głos był spokojny, ale dziwnie zimny, do tego stopnia, że mimo gorącej kąpieli, po plecach mężczyzny przeszedł zimny dreszcz.

W jednej chwili było ich dwie: blondynka i brunetka. Wystarczyło tylko jedno mgnienie oka, by stały się jednością, równie nagą i kuszącą, rudą jednak. Już wiedział z kim ma do czynienia, to była ona – jego oprawczyni, która zwykła się nazywać wybawicielką.


Kolejny raz to samo, kolejny świat, kolejne zadanie niezmiennie tylko ona.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 25-04-2012 o 21:19.
echidna jest offline  
Stary 05-05-2012, 21:46   #235
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ruth rozejrzała się po pomieszczeniu. Było ono niezbyt duże, ściany zrobione były z kamienia i znajdowało się tam kilka drewnianych mebli, komoda, stolik, krzesła, jakaś szafa. Wyglądało to jak typowa komnata w jakimś zamku.
Wiele, naprawdę wiele razy budziła się już w pomieszczeniach, w których nie pamiętała jak się znalazła, więc absolutnie nie było to dla niej nowością. Poruszyła rękoma i przyszło jej to naprawdę ciężko. Duży był to dla niej wysiłek, ale sięgnęła rękami na boki... nikogo tam jednak nie było. Zdziwiła się, że ani Samuel, ani żaden inny mężczyzna, nie leżał obok niej.
- Samuelu? - powiedziała cicho... po raz kolejny?
Nikt jej jednak nie odpowiedział, gdyż była sama w pokoju. Samej nie tylko w łóżku, ale i w pokoju? Dziwne. Przyłożyła ręce do swojego ciała i sprawdziła czy nadal ma na sobie ubranie. Zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy okazało się, że nadal tam jest... oprócz butów, które zabrały jej pewnie papugi.
Ruth poczuła się zdezorientowana. Obudzić się w nieznanym miejscu i nie pamiętać jak się tam trafiło, to jedno. Ale aby być wówczas samej? I nadal mieć na sobie majtki?... Zadziwiające.
Dziewczyna zmarszczyła brwi starając się skoncentrować na tym co ostatniego zapamiętała. Nie pamiętała ani picia, ani knajpy. Jej myśli błądziły: "Korytarz... ogród z różami, w którym byłam bardzo w ciąży... Manna Debili? Nie. Dana Mebli już prędzej. Ale kto to u licha jest?" - Ruth nie mogła sobie przypomnieć szczegółów z tego co się działo. "Głupie papugi. Las. Rez na drzewie" - na twarzy Ruth pojawił się błogi uśmiech. "Jakaś czarno-magiczna powódź i jaskinia, a raczej tunel" - myślała dalej, a uśmiech zniknął z jej twarzy.
Nie była pewna tego wszystkiego, było to takie chaotyczne i dziwne... Bardzo szybko, bo najwyżej po paru minutach, doszła do wniosku, że to wszystko po prostu jej się śniło.
Melia była dla niej łaskawa, zarówno pod względem obfitości wycieczek po jej magicznej krainie snów, jak i ich łagodnej natury, o czym świadczyło choćby suche prześcieradło.
Ale co się stało naprawdę? Przecież jest w ciąży, więc nic nie piła. Skąd się tu wzięła?... Wtedy wszystko do niej wróciło: zasadzka upiorów i walka, zranienie Drzazgi, zranienie jej!
Sięgnęła rękoma na swój brzuch. Brzuch w którym miało rosnąć jej dziecko. Jej i jej ukochanego Samuela.
Jej dłonie trafiły na jakiś materiał, który z całą pewnością był opatrunkiem. Ruth uznała, że skoro ktoś o nią zadbał, to musieli wygrać walkę. Ale musiała się dowiedzieć, co się dokładnie stało. Co z Samuelem? Co z Lamią i innymi?

Ruth podparła się rękoma i usiadła na łóżku. Raz jeszcze rozejrzała się po pomieszczeniu. Dostrzegła swoje buty postawione przy ścianie, ale oprócz tego nic innego niezwykłego tam nie było. Może oprócz świecznika na komodzie, który wyglądał, jakby był zrobiony ze srebra.


Dziewczyna wstała powoli z łóżka. Nie obeszło się przy tym bez jęku niezadowolenia i bólu, gdy jej mięśnie dały znać, że jeszcze za wcześnie na takie akcje. Nie przejmowała się tym jednak.
Stanęła przy łóżku. Była boso, lub raczej w swoich skarpetkach - dziurawych i w dodatku nie do pary, ale własnych. Nachyliła się nad świecznikiem i wzięła go do ręki. Pogładziła go palcami przyglądając mu się uważnie. Tak! To było srebro.
Odstawiła go na miejsce. Zaraz go sobie weźmie i poszuka swych towarzyszy. Tylko najpierw pozbędzie się tych bandaży i zobaczy, czy atak upiora nie zostawił po sobie pamiątki. Potrzebowała do tego obu rąk.
Była już w połowie odwijania i póki co, nie widziała żadnych śladów po ataku. Gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się, wpuszczając do pomieszczenia więcej promieni słonecznych.
- A co panienka wyprawia?! - odezwał się kobiecy, ale bardzo donośny i stanowczy głos.
Ruth spojrzała w stronę osoby, która tak ją zganiła.


Choć kobieta miała prosty strój, widać było po niej od razu iż ma twardy charakter i nie daje sobie podskakiwać. Do tego była o głowę wyższa od Ruth, zaś ramiona miała lepiej umięśnione niż ona nogi. Dziewczyna wolała nie ryzykować, nie miała odwagi, aby postawić się takiej kobiecie... mało kto by miał.
Wypadało jednak jakoś odpowiedzieć.
- Nie. Ja nic nie - zaczęła Ruth i na szczęście, w ostatniej chwili "ugryzła się w język" powstrzymując się przed dodaniem "ukradłam" na koniec swej wypowiedzi... jak to miała w zwyczaju. Spojrzała na kobietę wystraszona.
- Nic nie, co?! - spytała stanowczo kobieta, a złodziejka poczuła, że całe jej plecy pokryły się nagle jakimiś złośliwymi mrówkami.
- Nic nie zrobiłam - odpowiedziała wystraszona.
- Nieprawda! Nie kłam mi tu! - zaczęła zdecydowanym głosem kobieta, a Ruth aż podskoczyła wystraszona. - Wstałaś i ruszasz opatrunek. Nie wolno ci tego dotykać! - przestrzegła podchodząc szybkim krokiem i szybko zaczęła go zawijać, tak jak był wcześniej. Ruth uniosła tylko potulnie ręce, aby jej w tym nie przeszkadzać.
- I wracać mi tu do łóżka, w tej chwili! - poleciła zdecydowanym głosem "gospodyni" i wskazała na łóżko, w którym obudziła się Ruth.
- Tak proszę pani - powiedziała wystraszona dziewczyna kiwając nerwowo głową i szybko położyła, a raczej schowała się z powrotem pod pierzynę.
- No! Jesteś ranna i masz leżeć! - oznajmiła kobieta. - Wstań mi tu jeszcze raz to zobaczysz! - przestrzegła i poprawiła pościel, aby ta okryła Ruth po samą brodę.
- A co z pozostałymi? - spytała nieśmiało złodziejka, kuląc się wystraszona pod przykryciem.
- Są cali, wszyscy - odpowiedziała kobieta. - Jesteście teraz pod naszą opieką, a tą zapewniamy bardzo dobrze! - dodała od razu, spoglądając twardym wzrokiem na Ruth. - Tylko nie wstawać mi więcej bez pozwolenia! Masz leżeć i odpoczywać! Zrozumiano?! - powiedziała donośnym głosem.
- Tak proszę pani - odparła wystraszona Ruth.
- No! - rzekła krótko kobieta, zadowolona że nie musi się użerać z opornym pacjentem. - Zaraz dostaniesz coś do jedzenia. I powiadomimy twoich towarzyszy, że się obudziłaś - powiedziała kobieta i ruszyła w stronę drzwi.
Ruth nic już nie powiedziała i mimo jej buntowniczej natury, nie miała ochoty wstawać bez pozwolenia. Ani tym bardzie zabierać świecznika.
 
Mekow jest offline  
Stary 12-05-2012, 13:02   #236
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
- Barierę? Jaką barierę? - zapytała zaintrygowana Emerahl.
- Zapewne jakąś energetyczną - powiedział Irial. - Villain wie, że nie potrafi przez nią przelecieć, ale nie odpowie na pytanie, w jaki sposób ją stworzono.
- Ale, ale... moment. Co za bariera? W koło tego zamku? Idziemy zobaczyć!

- Wolałbym wiedzieć, czy to coś nas może zatrzymać na dłużej - odparł Irial. - Lepiej zatem by było, gdybyśmy poszli to obejrzeć z bliska. Daleko jest ta bariera od zamku? - zwrócił się do Villaina.

- Ja również. Coś tutaj śmierdzi... najpierw te szponiaste w lesie... teraz nagle ta bariera akurat jak MY jesteśmy w środku - powiedziała zamyślona Emerahl bardziej do siebie niż do Iriala - Chodźmy to sprawdzić. I może lepiej, żeby Lamia tym razem poszła z nami.

- Chyba nie sądzisz, że ktoś zdołałby ją powstrzymać - uśmiechnął się Irial.

Emerahl zerknęła na Lamię spoglądającą już na nich wyzywająco - Nawet mi to do głowy nie przyszło - odparła.

Cała trójka wyszła z komnaty i podążyła w stronę bramy. Irial i Lamia prowadzili jako, że w czasie kiedy czarownica dochodziła do siebie, mieli okazję poznać z grubsza zamek. Kilka kondygnacji, kilkanaście zakrętów i klatkę schodową później towarzysze stali przed solidną, wysoką, ufortyfikowaną bramą strzeżoną przez zbrojnych obserwujących ich czujnie spod metalowych hełmów.

- Chcielibyśmy wyjść i obejrzeć tą całą zasłonę otaczającą zamek - zaczęła rudowłosa.
- O tej porze? - zdziwił się jeden z wartowników - Zasłona? A może tylko udawał zdziwienie. Nie wolno wychodzić. Graf zakazał, bo tam - wskazał ręką świat za bramą - może być niebezpiecznie. Tylko silne patrole mogą jechać.
- A od kiedy to jesteśmy podkomendnymi pana Grafa? - zapytała Emerahl - Jesteśmy jedynie gośćmi. Gośćmi, którzy chcą wyjść poza mury.
- [b]O gości pan graf nakazał specjalnie dbać [b/]- odparł natychmiast strażnik. - Powiedział, że on honorem odpowiada za ich bezpieczeństwo, a my, to znaczy strażnicy, głowami. Dopiero jak się jasno zrobi, możemy otworzyć bramę, nie wcześniej.
Drugi strażnik skinął tylko głową.
Irial nawet nie musiał się specjalnie rozglądać, by zauważyć kolejnych dwóch, którzy - jakby nie mieli nic innego do roboty - przysłuchiwali się rozmowie.
- My wysoko cenimy słowo grafa - dorzucił rozmowny strażnik - podobnie jak i nasze głowy. A graf zawsze dotrzymuje słowa.
- Głowy cenna rzecz... to prawda - przytaknęła rudowłosa rozumiejąc argumentację strażnika - To może wiecie chociaż co to się dzieje tam na zewnątrz? Wieść niesie po zamku, że coś zamek otoczyło.
- Otoczyło? - strażnik upewnił się grzecznie, ale znać było, że nadmiar pytań powoli zaczyna go drażnić.
- Mur chyba - zaśmiał się drugi nieco kpiąco.
- Albo tacy cwani - powiedział Irial do swoich towarzyszek, nie przejmując się kpinami - albo faktycznie nic nie wiedzą. Będziemy musieli porozmawiać jedna z panią Anchel. Może ona będzie umiała nam udzielić odpowiedni na to pytanie.
- Słyszałeś przecież, że ona gdzieś musiała się pilnie udać. Nie sądzę, żebyśmy ją teraz znaleźli. Może z murów da się cokolwiek zobaczyć? Zapytaj tego no... kruka całego co tam się dzieje. Niech poleci ponad murem.
- Krrraaa... durrrrnie.... barierrra twarrrrda. - Villain odpowiedział, zanim jeszcze Irial zdążył zabawić się w pośrednika. - Terrrren mrrrrrok...
- Zdaje się że daje nam do zrozumienia, że jest za ciemno, by tam coś zobaczyć - uprzejmie przetłumaczył Irial.
Villain skinął głową, a jego żółte oczka rozbłysły, Irial mógłby się założyć, ironią.
- Hmm póki co nic się nie dzieje. Ja dzisiaj za wiele nie poczaruję... oby nic się do rana nie działo, a rano się zobaczy co się dzieje. No i może w końcu ktoś nam oficjalnie powie o problemie. Zajrzyjmy może co tam u naszych rannych? - zaproponowało czarownica. Niemożliwość zdziałania czegokolwiek w sprawie bariery po cichu ją ucieszyła. Chciała położyć się spać z nadzieją, że bariera i ewentualne kłopoty zaczekają za murami do czasu, aż ona odzyska siły.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.
Cosm0 jest offline  
Stary 27-05-2012, 15:02   #237
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Samuel wygodniej ułożył się w balii, rozkoszując kąpielą. Nie był pewien czy znów nadarzy się okazja na przeżycie czegoś takiego we śnie lub na jawie. O ile... dobrze pamiętał, choć pamięć w snach bywa zwodnicza, nie czekały żadne duże miasta. Aż do przebycia gór.
O ile... jeszcze żyje.
-Cóż poradzić, moja piękna. Chcę wracać, ale nie jestem w stanie.-westchnął przymykając lekko oczy. Widoki bowiem za bardzo rozpraszały.-Próbuję ciągle, ale jakoś drogi znaleźć nie mogę.
- A może w głębi duszy nie chcesz, bo tu jest przyjemnie, a tam czeka na ciebie nieciekawe, ale prawdziwe życie? - zagadnęła dziwnie radośnie, jakby pytała o pogodę.
-Nie wiem czy tu jest przyjemnie. Na razie mam wrażenie, przechodzenia prób... Jak w bajkach.-odparł kurier z uśmiechem.- Oczywiście nie mogę narzekać na towarzystwo. Niemniej myślę, że prawdziwe życie, nawet ze tymczasowymi niedogodnościami, jest przyjemniejsze.
Zerknął na moment na rozmówczynię.- Choć i to miejsce ma swoje uroki.
Po czym z zamkniętymi oczami spytał.-Jakie uroki zaświatów, mogą się równać z urokami życia?
- Zaświaty... - rudzielec zaśmiał się niczym z wybornego żartu. - A może one w ogóle nie istnieją? - pytanie rzucone było bardziej w przestrzeń niż konkretnie do Samuela - Może śmierć jest końcem, a nie początkiem kolejnego stadium świadomości? A może wręcz przeciwnie, co jeśli śmierć w tamtym świecie jest jednocześnie narodzinami w innym, lepszym? Co jeśli musisz umrzeć, by odrodzić się niczym feniks z popiołu i, paradoksalnie, żyć. Tylko że lepiej, pełniej, bez bólu i cierpienia? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym? Bo może chcesz wrócić gdzieś, gdzie tak naprawdę nie jest twoje miejsce?
-Miejsce moje jest tam, gdzie ruszam. Zaświaty, koniec, cokolwiek jest po śmierci. Musi poczekać. Ostatecznie zamierzam żyć jak najdłużej.- rzekł w odpowiedzi Samuel.-Każdy chyba chce. Każdy walczy o ten kolejny łyk powietrza.
Ziewnął lekko.-Zresztą, śmierć nie zając. Nie ucieknie. Więc póki mam wybór, wybieram życie, jakiekolwiek by nie było.
- A może to, co nazywasz życiem jest tak naprawdę snem w tym świecie? Snem, z którego nie możesz się wybudzić? Może to tutaj powinieneś być, a tam tylko śniłeś? Może to tutaj jesteś na jawie? - ruda podeszła do niego bliżej. Poczuł jej ręce na swych plecach, a potem na ramionach. Mimo gorącej wody jej dłonie były przyjemnie chłodne, kojące.
-A może ty mnie ty chcesz tu zatrzymać ?- spytał Samuel muskając opuszkami dłoni uda i pośladki kobiety.-Ale ty masz przed sobą całą wieczność. I wiesz, że do ciebie wrócę. Bo sen zawsze się kończy, życie tam... też. Odrobinę cierpliwości. O tyle proszę.
Nie odwrócił się do niej. Nie mógł. Gdyby to zrobił, resztki jego silnej woli odpłynęłyby w dal. Mógł walczyć z każdym potworem i z każdym mężczyzną, mógł pokonywać wojowniczki i czarodziejki.
Ale zawsze ulegał pokusom w postaci pięknych kochanek. Tu jego wola odpływała w dal. Był kobieciarzem. Ten swój słaby punkt znał aż za dobrze.
-Poczekaj na mnie.- nachylił głowę do tyłu i mając zamknięte oczy musnął wargami jej policzek.-Czymże jest życie ludzkie wobec wieczności? Będziesz jeszcze miała czas, by się nacieszyć mym towarzystwem. Poczekaj jeszcze odrobinę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172