Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2010, 23:54   #1
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Drogocenna przesyłka

20 marca, Delin, siedziba przedsiębiorstwa Erwina et Naklo - Irial

Delin, miasto kontrastów. Było to chyba jedyne miejsce na ziemi, w którym tuż obok piętrzących się do nieba złotych kolumn świątyń stoją walące się rudery biedaków. Miasto nęciło bogatych możliwością rozrywki, biednych zaś wizją lepszego życia i możliwości zarobku.


To tutaj portowe dziwki oddające się za miskę soczewicy żyły tuż obok bogatych dam pławiących się w luksusach. To tutaj rozpuszczone dzieci obrzydliwie bogatych arystokratów trwoniły rodzinne majątki na hazard i alkohol, a dzieci biedaków od najmłodszych lat uczyły się kraść, albo zdychały z głodu. To tutaj dumni i szanowani magowie akademiccy mieli jedną ze swych najsławniejszych uczelni, a kapłani najokazalsze i najbogatsze świątynie.

Delin, miasto kontrastów, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.

Niski, łysy mężczyzna o podwójmy podbródku upił łyk wina, beknął bez skrępowania, po czym wyciągnął się wygodnie na swoim obitym skórą fotelu.

- Jaka szkoda, że żaden głupiec nie płaci mi za wymyślanie chwytliwych haseł. Zbiłbym na tym majątek. – powiedział do siebie mężczyzna, po czym splótł serdelkowate palce na brzuchu i westchnął ciężko.

Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili do pomieszczenia wszedł młody chłopak, skłonił się nisko, po czym zamknął za sobą drzwi i zaczął:

- Pan Irial Norre do pana Erwina et Naklo, w sprawie przesyłki. Czy mam prosić?
-Prosić, Kieran, prosić. To już najwyższa pora żeby się zaczęli schodzić. I przynieś przy okazji drugi kielich i bukłak wina.

Chłopak kiwnął tylko głową i wyszedł bez słowa. Po chwili drzwi otworzyły się ponownie. Tym razem, oprócz młodego chłopaka, stał w nich dorosły mężczyzna o opalonej twarzy i długich, kruczoczarnych włosach.

Kieran postawił na stole drugi kielich, po czym ulotnił się w milczeniu zamykając za sobą drzwi. W tym czasie siedzący do tej pory na fotelu grubas poderwał się z miejsca i uścisnął dłoń przybysza. Na jego serdelkowatych palcach zalśniły złote pierścienie z wielkimi oczkami z rubinów i szmaragdów.

- Miło mi znów pana widzieć – odezwał się gospodarz. – Nie widzę jednak nigdzie z panem naszej małej Przesyłki. Czyżby chciał pan zrezygnować z moich usług? – zainteresował się mężczyzna.
-Po pierwsze, mówmy sobie per „ty”. Tak będzie łatwiej. – odparł ciemnowłosy bez cienia sympatii w głosie. – Irial
-Erwin – rzucił grubas z uśmiechem. – Wypijmy zatem za nową znajomość.

Erwin rozlał odrobinę wina do dwóch kielichów. Jeden z nich podał gościowi, drugi sam wziął do ręki unosząc go, jak do toastu. Następnie jednym haustem wypił całą zawartość kielicha i ostawił go na stół. Irial umoczył tylko usta w ciemnoczerwonym płynie. Uśmiechnął się niezbyt przekonywująco, odstawił kielich, po czym kontynuował:

-Co zaś się tyczy – jak ją nazwałeś – Przesyłki, póki co jest w bezpiecznym miejscu. Najpierw chciałem wszystkiego dopilnować, a dopiero potem ją tu ściągnąć.
-Bardzo słusznie – przyznał mu rację Erwin. – Niedługo będziesz miał okazję poznać swoich kompanów. Za chwilę powinni się tu zacząć schodzić. A póki co, jak rozumiem ustalenia takie jak na początku. Zaliczkę już wpłaciłeś, druga połowa po bezpiecznym dotarciu dziewczyny do Erengradu. Wtedy też ja wypłacę wynagrodzenie moim ludziom. Wszelkie koszty związane z podróżą ponosi twój mocodawca.
-Tak, właśnie takie były nasze ustalenia. Mam jednak pytanie. Ci ludzie, którzy będą z nami podróżować… kim oni właściwie są? Pracowali już dla ciebie, ufasz im?
-Zaufanie to podstawa w tej branży – odparł sentencjonalnie et Naklo. – Nie powierzyłbym im swojego majątku, ale już nie raz dla mnie pracowali. W tym względzie można powiedzieć, że tak, mam do nich ograniczone zaufanie.

Delin, karczma pod Złamanym Dukatem - Ruth

Wąska smuga słonecznego światła, wdzierająca się do pomieszczenia przez szparę między starymi, zakurzonymi zasłonami, nieprzyjemnie raziła w oczy. Ruth uniosła powieki, na których wciąż jeszcze ciążył słodki sen. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Poszarzałe ściany sprawiały wrażenie pogrążonych w cieniu, natomiast zasnuty pajęczynami sufit nosił tajemnicze ślady użytkowania. Nad łóżkiem był bowiem upstrzony seledynową plamą, której pochodzenia kobieta wolała się nie domyślać.

Przeciągnęła się z zadowoleniem. Derka okrywająca siennik tuż obok niej poruszyła się, po czym wydała z siebie pełen boleści jęk . Kobieta zajrzała pod przykrycie. Tuż obok niej, zionąc alkoholowymi oparami leżał śpiący mężczyzna, nagi jak go bogowie stworzyli.

-O szlag! Znowu to samo! – mruknęła do siebie Ruth – Tym razem przynajmniej nie jest to łysy, szczerbaty karzeł – dodała spoglądając na niebrzydką twarz śpiącego.


Starając się nie zbudzić swego towarzysza, kobieta wyślizgnęła się spod przykrycia. Ubrała na siebie długą do kolan, lnianą koszulę i człapiąc bosymi stopami pomaszerowała do okna. Gdy odsunęła jedną z zakurzonych zasłon, słoneczny blask oślepił ją na chwilę. Słońce stało już niemal w zenicie.

Południe” – pomyślała. – „Zaraz… południe? A którego my dzisiaj właściwie mamy?

Śpiący wydał z siebie cichy pomruk, coś pomiędzy mlaśnięciem i jękiem. Ruth obejrzała się. Na twarzy mężczyzny malował się wyraz zadowolenia, euforii niemal. Musiało mu się śnić coś naprawdę miłego. Być może była to retrospekcja ich nocnych wojaży. Kobieta nie miała jednak zbyt wiele czasu na dalsze rozmyślanie w tym temacie, zaraz bowiem uderzył w nią ciężka jak młot, bolesna prawda.

- O szlag! Południe! Dwudziestego! Spotkanie u Erwina! O szlag! O szlag! O szlag! Zaspałam.

Ruth w pośpiechu zaczęła kompletować części swojej garderoby. Okazało się to nie lada wyczynem, bowiem jej spódnica, z nieznanych bliżej powodów, zatonęła w odmętach siennika, a jeden z kozaków powędrował pod drewnianą skrzynię stojącą nieopodal.

Kiedy wreszcie zgromadziła ubranie w jednym miejscu i zabrała się za zakładanie bawełnianych majtek, tuż za nią odezwał się miły dla ucha, męski głos:

- Już idziesz, Mała? Miałem nadzieję, że jeszcze trochę… porozmawiamy.
- Wybacz, Mały, ale innym razem.

Śpiący dotąd mężczyzna siedział otulony do pasa starym kocem. Jego nagi tors prezentował się nad wyraz zachęcająco i Ruth musiała długo walczyć ze sobą, by nie ulec pokusie dalszej „rozmowy”. Raz w życiu postanowiła jednak być porządnym człowiekiem i dotrzymać terminu.

Chwilę później stała niemal całkowicie ubrana, naciągając ostatnie rzemienie przy skórzanej kamizelce. Jeszcze chwila i już była gotowa do drogi.

Wybiegła z pokoju bez pożegnania. Na dole, w izbie, karczmarz przywitał ją nienaturalnie życzliwym uśmiechem. Tak jakby w ciągu ostatniej nocy stali się sobie bardzo bliscy. Ruth nie chciała nawet myśleć o tym, jak mogło wyglądać owo nawiązywanie bliskich relacji. Zresztą, nie było na to teraz czasu, musiała biec do kompanii Erwina. Tylko… gdzie ona właściwie była?

Delin, karczma pod Cynowym Kociołkiem - Emerahl

Drzwi otworzyły się z jękiem ukazując w swym wnętrzu służącą z miską gorącej jajecznicy ze skwarkami i pajdą chleba. Emerahl właśnie kończyła się ubierać. Z wdzięcznością uśmiechnęła się do dziewczyny, ta jednak najwyraźniej nie zrozumiała jej intencji, bo zbladła na twarzy i zesztywniała cała. No cóż, jak widać nie był to dobry dzień dla kontaktów międzyludzkich.

Kobieta zabrała się za jedzenie, dziewczyna tymczasem wyszła, z wyrazem ulgi na twarzy. Jajecznica była całkiem niezła, z porządnie wysmażonymi skwarkami, jak na karczemne standardy, naprawdę dobra.

Pod koniec ostatniego kęsa, rozległo się donośne pukanie, po czym drzwi ponownie się otworzyły. Tym razem stał w nich sam właściciel karczmy i ze służalczą miną skłonił się nisko.

-Dzień dobry, pani Emerahl, jak się pani miewa? – zagadnął mężczyzna.
-Witam. Jak widać, dobrze – odparła kobieta bez zbędnego entuzjazmu. – Coś się stało?
-Pan et Naklo wspominał, że dziś, najpóźniej jutro opuści nas pani.
-A i owszem – przyznała tamta uważnie obserwując swego towarzysza. – Wyjeżdżam z miasta.
-Oj, to nie dobrze – zmartwił się gospodarz. – Bo ja miałbym do pani sprawę. To znaczy, w imieniu bardzo dobrego przyjaciela.
-Tak, a jakąż to? – zapytała Emerahl obojętnie.
-Chodzi o pani usługi, jako uzdrowicielki – wyznał mężczyzna.
-Przykro mi, ale nie będę miała czasu spotkać się z przyjacielem. Jestem już dziś umówiona.
-Ale to nie zajmie długo, a ja jestem gotów zapłacić.

Emerahl spojrzała karczmarzowi prosto w twarz. W jego małych, wodnistych oczkach czaiły się dziwne iskierki. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, że to wcale nie chodzi o przyjaciela, to znaczy nie dosłownie.

Ach, ci mężczyźni, zupełnie jak dzieci

-No dobrze, to co dolega przyjacielowi? – zapytała rozsiadając się wygodnie na krześle.
-Jakby to ująć… Wielka Bogini Laria w swej nieskończonej mądrości postanowiła doświadczyć mego przyjaciela dotkliwym bólem i swędzeniem. Oczywiście mój przyjaciel docenia starania Wielkiej Pani w doskonaleniu go, jednak ból jest niekiedy nie do zniesienia. A poza tym przyjaciel nie chciałby, by podobny los spotkał jego rodzinę, zwłaszcza ukochaną żonę. Dlatego mój przyjaciel chciałby wiedzieć, czy można jakoś ulżyć jego cierpieniu.

Z każdym słowem twarz karczmarza robiła się coraz bardziej czerwona, skutkiem czego, gdy skończył, przypominała wielki, porośnięty kępkami włosów burak.

-Mam dla przyjaciela dobrą wiadomość – odparła Emerahl siląc się, by nie wybuchnąć śmiechem. – Jego cierpieniom można ulżyć i nie będzie to bardzo trudne.

Kobieta wstała, otworzyła skrzynię, w której schowane były wszystkie jej rzeczy, po czym wyjęła z niej sporą, zakładaną przez ramię skórzaną torbę. Chwilę szperała w jej wnętrzu, wreszcie wyjęła z niej dwa skórzane woreczki i położyła je na stole.

-Przyjaciel musi codziennie wypijać napar z tych ziół – powiedziała wskazując na większy woreczek –Szczypta mieszanki na kubek wrzątku. Parzyć przez chwilę i pić na gorąco. Jeśli nie pomorze, zawartość tego – tu wskazała na drugi woreczek – wymieszać z odrobiną wody, żeby powstała gęsta papka i tym smarować bolące miejsca. Po jakimś tygodniu powinno przejść. A co do żony przyjaciela, ona powinna pić ten sam napar co on.
-Dziękuję, pani Emerahl. W imieniu swoim i przyjaciela – powiedział mężczyzna z wyraźną ulgą w głosie. – A ile… należy się za tą poradę?
-Na koszt firmy, ze względu na sympatię do żony przyjaciela.
-Rozumiem i jeszcze raz dziękuję. To może w takim razie ja przygotuję kąpiel? – zaproponował karczmarz.
-Czemu nie – zgodziła się kobieta. – Aha, mam jeszcze jedną radę. Następnym razem uważaj, co chędożysz.

Mężczyzna nie odpowiedział. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji. Skłonił się nisko, po czym wyszedł bez słowa.

Niebawem zjawiła się służebna dziewka z informacją, że kąpiel jest już gotowa. Emerahl została zaprowadzona do nagrzanej łaźni, w której stała wielka drewniana balia wypełniona do połowy gorącą wodą. Przyjemnie było zanurzyć się w ciepłej wodzie, zmyć z siebie cały ten trud ostatnich dni.

Dobrą godzinę później Emerahl wreszcie wygramoliła się z kadzi i owinęła się ręcznikiem. Nagrzane ciało było takie przyjemne w dotyku. Kobieta wyjrzała przez okno. Zbliżało się południe. Najwyższy czas się zbierać.

Delin, karczma pod Dziurawym Butem - Samuel

Gdy otwierała drzwi od jego pokoju, oczywiście ją usłyszał. Siedział tyłem do wejścia, a jednak doskonale wiedział, że to ona. Przez te kilka dni, podczas których mieszkał w tej karczmie, zdążył się z nią zaprzyjaźnić, jak z nikim wcześniej. No dobrze, mówiąc prawdę, zdążył się z nią zaprzyjaźnić tak samo dogłębnie, jak z dziesiątkami innych służebnych dziewek, w dziesiątkach innych tanich karczm. Ona nie była żadnym wyjątkiem. Ona… no właśnie, jak jej tam było… Mila?


Dziewczyna podeszła do niego na palcach, po czym zasłoniła mu dłońmi oczu. Do jego nozdrzy uderzył zapach jej ciała, wspaniały i zniewalający, zupełnie taki sam jak zeszłej nocy.

-Zgadnij kto to – tchnęła mu wprost do ucha tak, że aż ciarki mu po plecach przeszły.
-Kocie, jak możesz o to pytać – mruknął przyciągając ją do siebie. Jakoś specjalnie się nie broniła. – Przecież to oczywiste, że to ty, Piękna, bo któżby inny
-Może masz i rację – szepnęła zarzucając mu ręce na szyję. – Stary pojechał po dostawę, mamy trochę czasu dla siebie – dodała wymownie patrząc na jego niezasłane łóżko.
-Niestety, Kochanie, nie teraz – odparł łagodnie, acz stanowczo ją odpychając. – Czeka mnie bardzo ważne spotkanie. Nie mogę się na nie spóźnić. Zaraz musze się zbierać.
-No proszę, jaki się niedostępny zrobił – fuknęła z niezadowoleniem.

Poderwała się z jego kolan i kołysząc biodrami ruszyła ku drzwiom. Aż miło było patrzeć jak stawiała kolejne kroki. Ta harmonia, ten temperament, aż żal było ją opuszczać. Chociaż w sumie… w każdym mieście mógł mieć takich jak ona na pęczki.

Delin, Dzielnica Portowa - Servin

Delin dopiero budziło się do życia. Na targu rybnym rozkładały się pierwsze stragany oferujące zdobycze z nocnych połowów. Z ulic powoli zaczęły znikać obdarte sprzedajne dziewki z „nocnej warty”, a w ich miejsce pojawiły się nowe, nie mniej brudne i obdarte. Na rogu jednej z ulic jakiś grajek dawał popis swoich wokalnych umiejętności. Jak na gust Servina słowik to to nie był, ale jak to mówią „co kto lubi”.

Spacer wzdłuż nabrzeża zajął mu około godziny. W tym czasie mógł obserwować wracające z połowów łodzie rybackie. Tej nocy Donar musiał być bardzo życzliwy dla swych pokornych sług, bo łodzie po brzegi wyładowane były rybami, których zapach wwiercał się nieprzyjemnie w nos.

Nie wiedzieć kiedy miasto ożyło. Ulicami przetaczał się tłum ludzi śpieszących do pracy, świątyń, na targ po zakupy. Tych ostatnich nie trudno było poznać. Każdy ściskał w dłoni wypchany mieszek, uwiązany u pasa, lub zawieszony na szyi.

Uwagę młodzieńca przyciągał zwłaszcza jeden wysoki, pomarszczony jegomość w aksamitnym, wyszywanym złotą nitką kubraku. Jego bogaty strój i połyskujący na piersi złoty łańcuch z wielkim medalem nie pasowały do tego miejsca, do śmierdzącej dzielnicy portowej.

Uwagę Servina przykuł nie tyle sam mężczyzna, co jego mieszek, radośnie dzwoniący przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Nieostrożny bogacz najwyraźniej nie znał jednej z podstawowych zasad biednych dzielnic i nie ściskał sakiewki kurczowo w dłoni. Miał ją zawieszoną u pasa, taką kuszącą i całkowicie bezbronną. Zaraz z pewnością ktoś się nią zaopiekuje.

Młodzieniec nie musiał długo czekać, by przekonać się o słuszności swych przewidywań. Z tłumu wyłonił się bowiem niski, niepozorny chłopiec, który korzystając z ogólnego ścisku i hałasu, podbiegł do mężczyzny, jednym wprawnym ruchem odciął sznurek, na którym zawieszony był mieszek, po czym zniknął tak samo niespodziewanie, jak się pojawił. Jego ofiara nawet się nie zorientowała. No cóż… głupota kosztuje.

Servin uśmiechnął się do siebie. Złapał się na tym, że nawet nie szkoda mu ofiary przestępstwa. Nie pierwszy i nie ostatni człowiek, którego ktoś okradł. Nie było się nad czym rozczulać. Młodzieniec zaśmiał się cicho. Splótł ręce na karku i pogwizdując wesoło pod nosem, pomaszerował dalej. Zbliżało się południe, czas iść na spotkanie.

Delin, miejskie targowisko - Theron

Rzędy straganów ciągnęły się we wszystkie strony. Zewsząd dało się słyszeć okrzyki przekupniów zachwalających swoje towary. Tłum ludzi wypełniał cały plac, przetaczał się we wszystkie strony, mieszał się, kotłował, buczał dziesiątkami głosów, tupał setkami nóg.

Theron stał na środku małego placyku wytyczonego między szeregami kramów, dookoła niewielkiej fontanny. Z niepokojem obserwował twarze mijających go ludzi. Nigdy nie lubił tłumu, tym bardziej teraz, gdy tak wiele przeżył. A jednak musiał tu być. Czekała go daleka podróż, należało się do tego przygotować.


Mężczyzna pokręcił się chwilę między stoiskami. Obserwował kobiety wyplatające kosze w wikliny, podziwiał piękną biżuterię zrobioną przez krasnoludzkich mistrzów jubilerstwa, skosztował śmierdzącego sera i słabego piwa, którego jeden ze sprzedawców najwyraźniej chciał się pozbyć, bo hojnie rozdawał je przechodniom. Przy okazji uzupełnił swoje zapasy lecznicze zioła i kilka porcji suszonego mięsa i sucharów.

Theron miał też okazję podziwiać taniec małej cyganki, która z niezwykłą zwinnością skakała, przytupywała i robiła piruety przy akompaniamencie wygrywanym na tamburynie przez niewiele starszego od niej chłopca. Tłum klaskał z zachwytu, kilka osób rzuciło po srebrniku. Może on też rzuciłby coś od siebie, gdyby nie był doszczętnie spłukany. Petr coś go ostatnio nie rozpieszczał, a szkoda. Uśmiechnął się patrząc w niebo. Słońce stało niemal w zenicie.

Południe” – pomyślał mężczyzna. – „Już czas.

Delin, siedziba przedsiębiorstwa Erwina et Naklo - wszyscy

Tym razem w pomieszczeniu, oprócz łysego grubasa i ciemnowłosego znajdowało się jeszcze kilka osób. Przyniesionych zostało tez kilka dodatkowych kielichów i mały poczęstunek w postaci suszonych fig i daktyli.

Gdy młody chłopiec, który przyniósł kielichy, zamknął za sobą drzwi, gospodarz wstał i gestem ręki uciszył zgromadzonych.


-Cieszę się, że już wszyscy dotarli – zabrzmiał jego niski, pewny siebie głos, tak nie pasujący do – z pozoru – sflaczałego grubaska. – Chyba wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, dlaczego tu jesteśmy, więc nie będę przedłużał. Może, żeby wszystko było jasne, powiem tylko tyle, że obecny tu pan Irial – tu wskazał na mężczyznę o długich kruczoczarnych włosach siedzących po jego prawicy – reprezentuje naszego zleceniodawcę. To on jest opiekunem dziewczyny, Lamii. No to żeby nie przedłużać, może przedstawcie się sobie, w końcu przez najbliższych kilka tygodni będziecie ze sobą sporo przebywać, warto przynajmniej częściowo się poznać.

Kiedy wszyscy zgromadzeni już się zaprezentowali, Erwin wzniósł kielich i z okrzykiem „Za szczęśliwą podróż” upił spory łyk ciemnoczerwonej cieczy.

-No dobrze, dość tych pierdów, przejdźmy do rzeczy. Jako właściciel tej firmy, czuję się odpowiedzialny za każdy transport – zaczął wstając od stołu.

Przez chwilę gramolił się między krzesłami, wreszcie podszedł do stojącej na uboczu wielkiej, dębowej szafy i otworzył ją jednym z kluczy ze sporego pęku, jaki wisiał u jego pasa. Wnętrze mebla ukazało pułki zawalone stosami papierzysk, zwojami o nieznanej, ale z całą pewnością cennej zawartości. Gospodarz przez chwilę błądził palcem po małych etykietkach przyczepionych do półek, najwyraźniej czegoś szukając. Wreszcie na najniższej półce odnalazł swoją zgubę: sporych rozmiarów zwój, który po rozłożeniu okazał się precyzyjnie wykonaną mapą całego kontynentu.


-W związku z tym chciałbym, żebyśmy już teraz ustalili plan waszej podróży. Z Delin do Erengradu można się dostać na kilka sposobów drogą zarówno lądową, jak i morską. Ze swojej strony odradzałbym tę ostatnią. Ostatnio szerzą się pogłoski o piratach panoszących się w okolicach Gormghiolli. Na lądzie z rozbójnikami jakoś dacie sobie radę, ale na morzu będziecie bezbronni jak dzieci.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 06-04-2010 o 20:23.
echidna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172