Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-03-2010, 23:56   #11
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Obejście ludzi wójta nie stanowiło żadnego problemu. Stali w sporym oddaleniu od zgliszczy, rozmawiając z kilkoma mieszkańcami Vixen, który przyszli w poszukiwaniu wieści i plotek i po to, by na własne oczy przekonać się jak to wygląda. Chata była dość daleko od reszty zabudowań, jej właściciel najpewniej nie był osobą społeczną.
Las ukrył sylwetki dwójki ludzi, którzy przekradli się tuż pod samą chałupę, teraz będącą już tylko jedną sczerniałą ścianą, starym kominem i masą popiołu, z którego miejscami wystawały kikuty belek, które wcześniej podtrzymywały strop. Nie wyglądało na to, by ktokolwiek gasił pożar, gdy ten pożerał budynek, ale przypadkiem nie zajęła się trawa, ściółka i znajdujące się całkiem niedaleko drzewa. Chyba dopiero pod koniec, zdecydowanie za późno, wylano na pogorzelisko kilka wiader wody, bez szczególnego zaangażowania - było tylko kilka niewielkich kałuż pełnych popiołu. I dużo odcisków butów, wszędzie wokół. Tutejsi już skrzętnie przeszukali to miejsce, a jeśli nic nie znaleźli, to na pewno nie dało się tu już odnaleźć zupełnie nic przydatnego. Mark podrapał się po karku.
-Szkoda zachodu, i tak nie wierzyłem w całą tę premię.
Oddalili się, dla pewności wracając tą samą okrężną drogą. Zapowiadał się nudny dzień.
-Potrenujemy? Wieczorem stawiam piwo, gdy tylko otworzą tę lepszą karczmę.
Skierował się z powrotem do "Zajazdu Mistrza Anzelma", po drodze znów wracając do poprzedniej rozmowy.

-Jak to jest z wiedźminami i... - zawahał się przez chwilę - ...rodzeniem bachorów?
Wyszczerzył się, uznając chyba, że bezpośredniość będzie lepsza.
-Słyszałem, że za te mutacje mężczyźni płacą sterylnością. A... kobiety?
Od razu uniósł jednak dłonie w geście obronnym.
-Nie mów jeśli nie chcesz, jestem ciekawski i tyle.
-Na kobiety działa dokładnie tak samo - Powiedziała spokojnie wzruszając ramionami - To upraszcza sporo spraw i oszczędza kłopotów.
-Nie drążę, wiele kobiet myśli tylko o bandzie bachorów biegających po obejściu i spokojnym życiu z tego co zarobi mąż. Albo o chodzeniu w idealnie skrojonych sukniach, zależnie od tego jak wysoko ten mąż jest postawiony.

Mrugnął do niej. Nie był stary, ale czasem przemawiał z wyższością osoby bardziej doświadczonej.
-Ale muszę przyznać, że wasz immunitet na choroby to faktycznie zbawienie. Nawet nie wiesz ile chorób może przenosić jedna dziwka.
-Na szczęście nie jestem skazana na ich towarzystwo - odpowiedziała poważnie, ale po chwili parsknęła śmiechem - Bachory mi nie grożą, spokojne życie też raczej nie, a w sukniach zdecydowanie niewygodnie byłoby walczyć.
-Ale jak egzotycznie byś wyglądała w sukni balowej!

Roześmiał się. Przyglądał się jej bez zażenowania i ukrywania tego.
-Ćwiczyłaś ostrą bronią? Obawiam się, że nie mam ćwiczebnego miecza, ale moglibyśmy załatwić. Ciekaw jestem twego nastawionego na potwory stylu.
- Ćwiczyłam
- potwierdziła - od dwunastego roku życia już tylko na ostrą. Wiedzmini przedkładają zwinność nad siłę. Większość potworów jest od nas dużo większa. Są też szybsze od większości ludzi. My musimy być jeszcze szybsi.

Skinął jej głową, doszli już do karczmy. Również miał wynajęty tu pokój, z którego wziął bardzo dobrej jakości miecz, niewiele krótszy od wiedźmińkiego, z mniejszym jelcem i rzeźbioną głownią. To nie był miecz prostego najemnika. Z drugiej strony nie był też to miecz Ariny, której ostrze było z meteorytowej stali, znacznie mocniejszej od zwykłej. Alez dostrzegł spojrzenie dziewczyny.
-Dziedziczny, wykonany przez gnomy. Dobra broń, chociaż nie tak dobra jak twoja. Weźmy konie, lepiej by tutejsi się nie przyglądali za bardzo. Wiesz jak to jest, jesteś obcym to łatwo zrzucić na ciebie jakieś oskarżenia jak tylko wydasz się bardziej niebezpieczny.
Wierzchowcom też się przydał krótki galop i późniejsze wypasanie na polanie, którą wybrali do ćwiczeń. Mężczyzna stanął na środku, unosząc miecz nad głowę w górnej gardzie. Jego ruchy też nabrały zwinności i lekkości, po której można było poznać dobrych wojowników. Orla stanęła naprzeciw.
Skoczyli, równo i błyskawicznie. Mark uderzył pierwszy, tnąc od góry, ale potem nagle zmieniając kierunek. Wiedźminka tylko odchyliła się lekko, strącając jego miecz swoim i wyprowadzając niskie kopnięcie, które powaliło go na ziemię. Pierwszą rundę wygrała, ale mężczyzna uśmiechnął się tylko, podnosząc się zwinnie.
Natarli na siebie po raz drugi. Kilka ciosów i szczęknięć mieczy, kilka uników i krążenie wokół polany. I jeszcze jeden atak. Trwało to długo, ale tym razem nikt nie uzyskiwał przewagi. Może nikt nie chciał, skupiając się na uczeniu się stylu przeciwnika i na trening zastałych mięśni.
Aż w końcu Arina postanowiła zaatakować. Prosty wypad, lekki unik. Ścięli się, zgrzytnęła stal. Niestety dla wiedźminki, konie postanowiły zrobić sobie krótką gonitwę, przebiegając tuż obok, a ukryty w trawie korzeń trafił wprost w jej nogę. Straciła rytm i równowagę, a równie zaskoczony Mark nie zdążył zatrzymać miecza. Stal uderzyła w bark, na szczęście mężczyzna miał tyle przytomności umysłu, by trafić tylko płazem. Ale to i tak nie uchroniło wiedźminki przed bólem i wylądowaniem na ziemi. Alez nachylił się nad nią, uśmiechając przyjaźnie.
-Nic ci nie jest? Dobrze walczysz.
Podał jej rękę, pomagając wstać. Trzymał tę dłoń chyba dłużej niż by wypadało tylko ze względu na tę pomoc.
-Starczy, czy chcesz jeszcze?
Uśmiechał się i patrzył w jej oczy, wyraźnie nimi zafascynowany.
 
Sekal jest offline  
Stary 13-03-2010, 19:13   #12
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
- Jeszcze - Powiedziała Arina i wykorzystując zagapienie mężczyzny szarpnęła go gwałtownie za rękę, jednocześnie podcinając mu stopą nogę. Mark nie spodziewał się chyba takiej reakcji, udało mu się jednak utrzymać równowagę, choć musiał w tym celu przejść dwa kroki. Odwrócił się akurat na czas by odparować zmierzające w jego kierunku ostrze.
- Walka z potworami to pojedynek na śmierć i życie – Powiedziała dziewczyna parując tym razem natarcie mężczyzny – Ten kto pierwszy się zmęczy ginie. Dlatego szkolono nas walczyć do upadłego.
Dźwięk krzyżujących się mieczy rozbrzmiewał w ciszy lasu.
- Półprzytomni z upływu krwi, zamroczeni truciznami, ranni i krwawiący, musimy walczyć.
Alez nie wydawał się zmęczony, chociaż szybkie ciosy sprawiały mu trudności. W końcu nie walczył z byle kim.
- Za to przegrani giniecie, a to najczęściej szybka śmierć. Walcząc z ludźmi często nie można na to liczyć.
Arina zamarkowała uderzenie i w ostatniej chwili zmieniła kierunek natarcia, ale wojownik wyczuł jej zamysł i skontrował. Uśmiechnęła się:
- Tylko ludzie znęcają się nad pokonanym wrogiem. To najgorszy gatunek bestii.
- Dlatego czasem wolałbym potykać się z bazyliszkiem, niż wrogiem tak podobnym do mnie samego. Potwory po zabiciu nie gwałcą i rabują wszystkiego po drodze.

Arina zablokowała kolejny atak mężczyzny:
- Z bazyliszkiem największym problemem jest to, że ukrywa się przed wrogiem, działa z zaskoczenia, atakując nagle i niespodziewanie, a jego jad to silna trucizna. Wystarczy jedno ukąszenie i po tobie. No i nie zraniłbyś go swoim mieczem.
- No widzisz, czyli śmierć byłaby szybka i niespodziewana. Tylko jeden rodzaj śmierci uważam za lepszy od tego - w łożu z piękną kobietą!

Roześmiał się i znów mocno zaatakował. Przez chwilę było słychać tylko szczęk mieczy.
- Zostawiłaś srebrny miecz w tej karczmie? Ten cały Anzelm na łotra bardziej niż gospodarza wygląda.
- Miecze to najcenniejsza rzecz jaką posiadam. Staram się z nimi nie rozstawać
– Dziewczyna mówiła nie przerywając walki. Natarcie, skrzyżowanie broni, odskok i obserwacja. Bardzo ważną sprawą było wyczuwanie wroga, wyszukiwanie jego słabych stron. Zauważyła, że przy ataku z górnej gardy Mark odsłania nieznacznie lewy bok. Wykorzystała tę wiedzę przy kolejnym ataku mężczyzny. Zamiast sparować jego uderzenie, skoczyła nagle w bok i uderzyła płazem miecza w odsłonięte miejsce:
- Musisz się lepiej flankować – skwitowała ten fakt spokojnie.
Uskoczył, ale w ostatniej chwili i płaz miecza wiedźminki zahaczył jego biodro. Jęknął i przestał się na chwilę uśmiechać.
- Miałaś lepszych nauczycieli, niż ja. Ale walczysz czysto. Za czysto nawet.
Znalazł butem jakiś kamyk i kopnął go wysoko. Arina uchyliła się, ale on już natarł, nagle znajdując się zbyt blisko, by wykonać odpowiednie cięcie. Ich miecze szczęknęły, spotykając się tuż przed ich twarzami, a pot ściekał po skroniach obojga.
- Najlepiej i tak uczy życie. Aż do ostatniej swojej lekcji.
Dziewczyna popatrzyła w brązowe oczy mężczyzny. Rozchyliła lekko wargi i zaczęła zbliżać powoli usta w kierunku jego ust. Uśmiechnął się, a oczy zaiskrzyły. Pocałował ją mocno, z taką samą energią jak wcześniej walczył. Arina uniosła kolano w górę, nie zrobiła tego mocno, nic chodziło o to by zrobić mu krzywdę. Gdy oderwał od niej usta powiedziała z przekornym uśmiechem:
- Szybko się uczę, nieuczciwych zagrań też.
- Pojętna uczennica.

Roześmiał się, pokazując drugą swoją dłoń trzymającą sztylet.
- Ciężko o zaufanie, prawda?
Rozluźnił się, gdy już wycofał krok do tyłu. Opuścił też miecz.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam dość. Przynajmniej jeśli chodzi o walkę.
Orla skinęła głową i wsunęła miecz do pochwy, zamocowanej na koniu.
- Dziękuję za naukę – powiedziała, a potem dodała patrząc na nowego znajomego uważnie:
Skoro zostało nam jeszcze trochę energii może warto by ją wykorzystać na coś odprężającego?
Mężczyzna schował miecz, przywiązując go na powrót do łęku siodła. Również wierzchowca teraz już przywiązał za uzdę do małego drzewka. Potem odwrócił się, wpatrzony w jej oczy.
- Nie można odmówić, gdy proponuje to piękna kobieta, która dodatkowo może rozpłatać rozmówcę na dwoje swoim wielkim mieczem.
Skłonił się nisko i podszedł bliżej. Maniery miał czasem bardziej rycerskie niż najemnicze.
- Zazwyczaj po treningu chodziłem na piwo. Proponujesz coś innego?
Zbliżył się już na tyle, by móc objąć ją w talii. Zrobiła krok do przodu i ich ciała otarły się o siebie:
- Obiecuję, że tym razem będę grzeczna.
- Szkoda, grzeczne kobiety są strasznie nudne.

Wpił się w jej usta, przyciskając mocno.
- Tylko najczęściej mają do sobie znacznie łatwiejsze do zdejmowania szmatki.
Błysnął zębami i niepozornym ruchem przewrócił ich delikatnie na miękką trawę, amortyzując ręką upadek. Arina odwzajemniła pocałunek, już wiele czasu minęło od kiedy robiła to po raz ostatni. Miło było znowu poczuć na sobie ciało mężczyzny. Podobał jej się zapach Marka. Pchnęła go lekko, ustąpił i obrócił się na plecy, a dziewczyna usiadła mu na biodrach. Rozpięła pas i odrzuciła go na bok. Potem rozpięła skórzany kaftan i posłała w druga stronę. Rozsupłała sznurowanie koszuli i w tym momencie zawahała się. Popatrzyła na przyglądającego się jej z uwagą mężczyznę:
- Mam blizny - powiedziała
- Jak każdy z nas, Arino.
Już bez zwłoki zdjęła przez głowę płócienne okrycie i oczom Aleza ukazało się jej nagie do pasa ciało. Płaski brzuch, niewielkie piersi o pięknie sterczących sutkach i węzły mięśni pod mokrą od potu skórą. Przede wszystkim jednak ramiona, a właściwie blizny na nich. Długie, głębokie, brzydko pomarszczone na krawędziach, jakby zostawione przez szpony wielkiego ptaka.
- To dlatego Orla – powiedziała widząc gdzie zatrzymało się spojrzenie mężczyzny – Kiedy miałam cztery lata orzeł złapał mnie za ramiona i uniósł w powietrze. Gdyby nie starszy brat, który uczepił się moich nóg, pewnie nie byłoby mnie tu dzisiaj. To jedyna rzecz jaką pamiętam z życia przed Kaer Morhen.
Mark patrzył na nią długo, ale nie było w tym wzroku nic z niechęci, a tylko ciekawość. I podniecenie, co bardziej czuła niż widziała jak na razie.
- Ładne. Niektórzy uważają, że blizny szpecą. Ja uważam, że każdy żyjący z miecza musi je mieć. Pewnie dlatego, że sam mam trochę.
Uniósł się, zdejmując swoją koszulę. Nie miał na sobie zbroi, dlatego poszło mu łatwo. Przez pierś przebiegała mu podłużna, stara blizna od dość czystego cięcia, kończąc się trochę nad pępkiem.
- Pamiątka po niefrasobliwości. Na udach mam gorsze, cholerna wiewiórka miała jakąś paskudną broń... - oparł się na łokciach i wpatrywał w jej odsłonięte ciało - Niech mnie, jeszcze nigdy nie byłem z taką kobietą. Z tak ładnie... uformowaną.
Mrugnął do niej, przesuwając dłonią po umięśnionym brzuchu. Dziewczyna wciągnęła powietrze, westchnęła i wygięła się do tyłu podsuwając mu pod nos swoje krągłości, które on zaczął całować i lekko gryźć, wywołując syki z lekkiego bólu i przyjemności. Chwycił ją mocniej i przeturlali się po miękkiej trawie.
- Tam na dole też masz jakieś blizny?
Zjechał tam dłońmi.
- Tylko niewielkie draśnięcia na nogach – Wyszeptała i jęknęła gdy jego dłoń dotknęła wrażliwego wzgórka. Przesunęła swoją do jego pasa, a potem niżej na mocno już odstające zgrubienie. Pomasowała koliście i lekko ścisnęła.
- Zdejmijmy resztę – Nie miała ochoty na długie wstępy. Chciała go zaraz, mocno, głęboko.
Zdjęli. Mark, zgodnie z tym co powiedział, na obu udach miał głębokie ślady, jak od pazurów, ale takich z zadziorami. Faktycznie, to musiała być paskudna broń. Uchwycił jej wzrok i jednym ruchem zsunął spodnie również z niej.
- Tamtego dnia czuwali nade mną bogowie, nie trafił w tętnice. Ale dziś mam większe szczęście.
Zbliżył się do niej, wpijając w usta i wnikając między jej rozchylone uda. Żadne nie miało ochoty na długą grę wstępną, spragnione towarzystwa i jedności. Odgłosy gwałtownej miłości i równie gwałtownego spełnienia słychać było w całej bezludnej okolicy.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 13-03-2010 o 23:57.
Eleanor jest offline  
Stary 14-03-2010, 13:14   #13
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Było popołudnie, gdy wreszcie pozbierali się i ubrali, odprężeni i zrelaksowani, chociaż wciąż pachnący seksem i potem. Mark pocałował ją jeszcze raz, wyraźnie rad niezwykle z takiego a nie innego obrotu sprawy.
-Miałem wątpliwości przed przyjazdem do Vixen, ale jak widzę ten przyjazd może nawet odmienić mój nudny los!
Zaśmiał się, dosiadając wierzchowca.
-Teraz zrobimy to bardziej klasycznie. Karczma już powinna być otwarta, ja stawiam! Wio!
Popędził konia, najpierw do zajazdu Anzelma, gdzie i tak musieli wierzchowce zostawić. Potem mogli udać się pieszo do gospody, z której wabiły i korciły zapachy prawdziwego jedzenia, a nie syfu, który podawano w miejscu ich zakwaterowania. Alez zgodnie z obietnicą, stawiał nie tylko piwo, ale i obiad, który pochłaniali we dwójkę z zachłannością głodzonych. Dopiero potem oboje mogli rozsiąść się wygodniej, a Markowi jeszcze bardziej rozwiązał się język.

-Wiele o mnie nie wiesz, czas to trochę zmienić. W Wyzimie mnie matka na świat wydała, stąd czasem miana takiego używam. Ale ojciec mój dobrze był postawiony, tytuł szlachecki miał i włości niedaleko miasta, to i ja nazwisko po nim otrzymałem. Braci miałem ponoć dwóch, starszych i siostrę jedną. Nie mam pojęcia gdzie są teraz, uprzedzając. A rodziców pochłonęła wojenna zawierucha, najpierw ojca, który na wojnę poszedł, potem matkę. Wyjechałem z nią jeszcze i z rodzeństwem na północ, do dalszego kuzynostwa, gdzie przez kilka lat się jakoś uchowałem, ale zaraza przyszła, tom rodzicielkę i jednego z braci pochował w ziemi. Włości były spalone, a jedyne czego uczyli mnie dobrze, to robić mieczem, to nauczyli i wykopali za drzwi kilka lat temu. Nie żałuję, tam nie czekało na mnie nic dobrego, zwłaszcza, gdy mieli już pewność, że z rodziny Alezów tylko my zostaliśmy. Ja zatrudniłem się u jakiegoś kupca, a potem poszło, rodzeństwo zaś bardziej uparte było, wracając do Wyzimy. Może i coś im się udało odzyskać, nie wiem. Świat sparszywiał po przejściu Nilfgaardu, tegom pewien, to i siedzenie na ziemi, którą za chwilę mogą ci spalić, nie wydaje się rozsądne. Wolę proste życie, do tego się przyzwyczaiłem. A wygód nie zdążyłem posmakować, to i lepiej dla mnie wyszło.
Wzruszył ramionami i wzniósł kufel.
-Wypić trzeba, ale nie za to co było, a za to co będzie. Bo na moje to będzie dobrze.
Łyknął solidnie, a wieczór mijał spokojnie, może poza chwilą, gdy pojawił się wielkolud, Zmełką zwany, który ukopcony jeszcze, zaraz po wyjściu z kopalni, napitku i bitki szukał, obrażając i prowokując nowo przyjezdnych. Mark nawet spełnił jego prośbę i dopiero po kilku dłuższych chwilach, z nowymi siniakami, obaj wrócili do stołu, na który gwałtowny, acz poczciwy górnik zamówił garniec gorzałki, bo przeca nic złego nie chciał, a rozrywki jeno. Nawet nie zauważyli, kiedy nadeszła noc.

Mocno wstawieni wrócili do zajazdu, w którym po pewnych dziennych przejściach, mogli wynajmować obecnie tylko jeden pokój ze sporym łóżkiem, oszczędzając i grzejąc się wzajemnie przy okazji. Oboje jednak w czubie mieli za mocno, by nocne igraszki praktykować, toteż w sen mocny zapadli, z którego wydawało się, że przed późnym porankiem nic nie mogłoby ich wybudzić...

“Była noc, spoglądałaś przez szpary w ogrodzeniu, obserwując młodą, piękną kobietę zbierającą jakieś rośliny. Nagle z nieba zaczęły spadać kruki, jeden po drugim! Chciałaś krzyczeć, ostrzec kobietę, ale nie mogłaś, ktoś cię przytrzymywał. Kruki były wszędzie dookoła niej, siadały jej na ramiona, dłonie, widziałaś jak kobieta delikatnie gładzi ich skrzydła. To miejsce też było znajome, dobrze widać było stąd świątynię. Obróciłaś się do tyłu i widziałaś dłoń, która zatrzymała krzyk w twoich ustach, dłoń niemłodej już kobiety, którą widziałaś poprzedniej nocy.”

Obudził ich krzyk. Świt jeszcze nie nastał, a niebo ledwo granatowe się robiło, w Vixen jednak jasno było jak w dzień niemal. Jasno i gorąco, a ciemny dym buchał zza okna. Poderwali się, przypadając do okna. Pożar! Ale to nie ich zajazd się palił, co wcale zagrożenia nie zmniejszało. Kolejny budynek przy drodze, piętrowa drewniana konstrukcja, do połowy już niemal w ogniu było, a iskry sypały się wszędzie, dolatując i do "Zajazdu Mistrza Anzelma". Po płonącym budynkiem było już sporo ludzi, biegających z wiadrami we wszystkie niemal strony. A Arina zobaczyła ruch na górnym piętrze, może twarz przerażoną. W środku wciąż byli ludzie! Ale budynek płonął już, płonął już mocno. Mark pociągnął ją za ramię, zakładając czym prędzej koszulę.
-Chodź, musimy pomóc! Nie może się rozprzestrzenić!
 
Sekal jest offline  
Stary 15-03-2010, 20:56   #14
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Nowa znajomość okazała się interesująca i wielce satysfakcjonująca. Arina uśmiechała się cały wieczór na wspomnienie popołudnia w lesie, a zwłaszcza na jego finał. Pomysł z zamieszkaniem w jednej izbie wydał jej się bardzo dobry nie tylko z powodu sporej oszczędności dla jej raczej cieniutkiej sakiewki. Mark bowiem po rycersku zobowiązał się sam płacić za lokum.
Z ciekawością słuchała jego opowieści. Najwyraźniej duszę miał tułaczą i skłonny był do bitki, sadząc po szybkiej odpowiedzi na zaczepkę miejscowego osiłka. Wiedźmina nie pamiętała kiedy ostatnio bawiła się tak dobrze jak tutaj w Vixen. Wczorajszego dnia dzięki opowieści starego barda i dzisiejszego za sprawą spotkania z Alezem.
Zmęczona zasnęła szybko wtulona w jego ciało i objęta męskimi ramionami.

Sen przyszedł znowu i po raz kolejny nie należał do przyjemnych, choć tym razem kruki nie rozerwały nikogo na strzępy. Obudziła się z myślą, że musi poszukać kogoś znającego się na mowie snów.
Obudził ją krzyk z zewnątrz. Był bardzo realny.
Pożar... najbardziej przerażająca siła w drewnianym mieście! Mark nie musiał je poganiać. Pospiesznie wciągnęła na siebie ubranie i wybiegli razem na zewnątrz. Czy to co widziała na górze płonącego domu, było twarzą człowieka? Jeśli tak czy istniała jeszcze szansa, by go uratować? Zastanawiała się na tym zbliżając do budynku. Gdy dotarli na miejsce wszelkie myśli o ratowaniu kogokolwiek z płomieni odeszły od dziewczyny. Nie była samobójcą.


Ogień omiatał ściany niczym kochanek ciało kochanki. Lizał pieszczotliwie i pozostawiał ciemny ślad swojego języka. Wypełniał go cały. Penetrował i pochłaniał w odwiecznym tańcu zniszczenia i śmierci.
Złocistoczerwone smugi unosiły się w górę, rozchylały na boki, obejmując w całkowite posiadanie.
Nie powiedziała nikomu o tym co widziała. Może było to tylko przywidzenie? Wizja? Nie była pewna.
Nieopatrzne słowa mogły narazić życie jakiegoś szalonego bohatera. Niepotrzebnie bez sensu. Zacisnęła usta i z determinacją podawał kolejne wiadra wody. Polewali tylko ziemię wkoło. Ten dom był już stracony. Najważniejsze było by ogień się nie rozprzestrzenił na kolejne.
Potem nie myślała już o niczym. Istniały tylko kolejne porcje wody i jeszcze kolejne.
W końcu strawiona ogniem budowla zapadła się w siebie. Dach na piętro, piętro na parter, a ściany objęły je upadając do środka. Żywioł wypalał się nie znajdując już więcej pożywki dla swojego głodu. Do świtu tylko dym i sczerniałe kikuty pozostały z piętrowego budynku. Słoneczne promienie wyłowiły zabrudzone od dymu twarze i spocone ciała walczących. Bitwa o wioskę była wygrana, ale drugie takie wydarzenie w ciągu dwóch dni nasuwało wiele niepokojących pytań.
Dziewczyna ruszyła między zgliszcza. Być może teraz dopisze jej więcej szczęścia?
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 17-03-2010, 13:09   #15
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Dogasający ogień zakończył szaloną bieganinę ludzi z przynajmniej połowy Vixen. Pot ściekał po ich ciałach, ale to nie pomogło ocalić budynku ani sklepikarza Visusa, ani nikogo z jego rodziny. Zgliszcza przypominały te z dnia poprzedniego, tyle, że teraz były trochę większe. Pozostało więcej sczernionych, ale nie do końca spalonych belek. Jeszcze trochę sprzętu, kawałek dachu zawalił się, przygniatając ogień na tyle, że ocalał. Ogólnie jednak rumowisko było całkowicie nie do odbudowania, zniszczone do cna. Ogień musiano zauważyć zdecydowanie zbyt późno, co było dość dziwne, budynek stał znacznie bliżej pozostałych niż wcześniej chałupa trapera. Gdy Arina dodała sobie w myślach paskudne sny, to nic dobrego to nie zwiastowało. Również Mark nie miał dobrej miny, patrząc na to wszystko. Zbliżyli się do syczących jeszcze i dymiących ruin, szukając czegokolwiek charakterystycznego, ale powiedzmy sobie szczerze, jak mogli znaleźć to w kupie popiołu, przykrywającego wszystko? A ślady wielu ludzi pomagających w gaszeniu pożaru, zadeptały wszystkie inne, które mógł pozostawić podpalacz.

Pozostawały tylko plotki, chociaż tutejsi ludzie nie mieli nawet podejrzeń, kto zacz mógł się podpaleń dopuszczać. Ktoś tam bąknął o wiewiórkach, ktoś o jakimś baronie, który stracił prawa do tych ziem czas jakiś temu. Wszystko tak samo wyssane z palca i pozbawione najmniejszego sensu. Z prawdy wiadomości pojawiły się dopiero po jakimś czasie, o tym jak wójt Olaf posłał gońca do namiestnika i sędziego tych ziem, hrabiego Morga na zamek w Sinoskale. Śledczy i gwardziści powinni dotrzeć przed północą, bowiem w Vixen nawet straży porządnej nie mieli, ograniczając się do wiejskiej milicji z orężem niewiele lepszym od drewnianych wideł. Północ ominęła wojna, tutejsi słyszeli o niej głównie w opowieściach. Mark komentował to krótko.
-Nawet sami nie wiedzą jakie mieli cholerne szczęście. Na południu jednej nawet wsi nie uświadczysz, której nocą jaki lokalny patrol obywatelskiej milicji nie patroluje. Tam strach ludziom głęboko w oczy zagląda, a jeden drugiemu wilkiem. Zobaczysz zresztą, zrozumiesz też czemu lepiej samemu nie jeździć.
Uśmiechnął się do niej, ciesząc się, że znalazł jeszcze jeden powód, dla którego miałby jej nie odstępować.

Pogoda się psuła. Wczorajszy piękny, wczesnowiosenny dzień pełny słońca należał już do przeszłości. Niebo zaszło niskimi, szarymi chmurami, ciągnącymi się od horyzontu do horyzontu. Z sinego nieba zaczął siąpić nieprzyjemny, bardzo zimny deszcz, a przenikliwy wiatr dął coraz mocniej, rozwiewając włosy wiedźminki i zmuszając ich do lepszego otulenia się kapotami. Takie warunki nie zachęcały do śledztwa, które i tak utknęło w martwym punkcie. Ale Orla przecież pamiętała świątynię, drewniany, spory budynek niedaleko centrum osady. Pojawiła się w snach, była więc pierwszym obiektem do odwiedzenia, chociaż sama w sobie nie przedstawiała nic ciekawego. Nie było też tego obejścia, które pamiętała ze snu, a Wyrwichwast odnalazł się dopiero lekko po południu. Poruszał się nie do końca prosto, a zapytany wydychał z siebie spore ilości alkoholu. Spojrzenie miał jednak gniewne i w miarę jeszcze bystre. Chociaż z taką szybkością picia wieczorem będzie zalany w trupa.
-Sny?! Tak, te cholerne sny! Odkąd tu żem się przytelepał, to nawiedzają mnie co noc, spać nie dając! Co z tego, że to tylko dwie noce jak na razie? Te podpalenia to nie przypadek, klnę się na Kreve! Znajdę tego, kto za tym stoi, oświadczam to wszem i wobec. Mój pan zsyła mi widzenia, one mi pomogą!
Zatoczył się i beknął. Mark skrzywił się, kiwając głową.
-To oczywiste, że to nie przypadek. Ja też mam sny odkąd jestem w Vixen, wszystkie paskudne. Ale o świątyni nie śniłem.
Uprzedził jedno z pytań Ariny. Tak czy inaczej, działo się tu coś paskudnego.
 
Sekal jest offline  
Stary 21-03-2010, 13:46   #16
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Bardzo szybko zorientowała się, że nadzieje na znalezienie jakichkolwiek śladów były całkowicie płonne. Ogień pochłonął wszystko, a ślady zadeptali walczący z żywiołem ludzie. Pochłonął dom, razem z mieszkańcami, którym najwyraźniej nie udało się wydostać na zewnątrz. Czyli to co widziała nie było tylko wizją. Kiedy przybyli na miejsce, we wnętrzu mogli być jeszcze żywi ludzie... czy jednak istniała realna szansa na ich uratowanie? To pytanie już na zawsze pozostanie bez odpowiedzi.
Informacje mieszkańców też niczego nie wyjaśniały i Arina doszła do wniosku, że wyjaśnień na temat co dzieje się w tym miasteczku musi poszukać gdzie indziej. Postanowiła na początek sprawdzić miejsce ze swojego snu i przy okazji odwiedzić Wyrwichwasta.
Niebo, jakby dostrajając się do paskudnego nastroju ludzi, pokryło się ciemnymi, burzowymi chmurami, a potem zalało wszystko zimnym deszczem. Do tego wiał jeszcze zacinający wiatr. Zdecydowanie nie był to dzień na wycieczki, ale bezczynne siedzenie w karczmie, gdy w koło panoszył się niewidzialny wróg, jakoś nie leżało w charakterze wiedźminki.

Świątynia była pusta, ale wyglądała dokładnie tak jak w jej śnie, co było dziwne bo przecież na jawie nie widziała tego miejsca. Wraz z Markiem bezskutecznie szukali kapłana przez kilka godzin, a kiedy w końcu poszukiwania odniosły pozytywny skutek, okazało się że czciciel Kreve musiał ten czas spędzić na ostrym pociąganiu z gąsiorka. Na szczęście jeszcze dało się z niego wyciągnąć jakieś logiczne informacje.
Gdy dziewczyna powiedziała o swoich koszmarach, kazało się, że zarówno jego jak i Aleza też nawiedzały paskudne wizje.
- Możecie mi opowiedzieć te sny? Może coś z nich zrozumiemy? Albo może poszukać kogoś, kto zna się na snach? Trzeba by o to zapytać kogoś z miasteczka.
- Ha, żadne wiedźmy nie będą mi mówić, co sny znaczą! Ja już swoje wiem, to wizje pana mojego dają mi wiedzę! Vixen niedługo odetchnie z ulgą, ha!

Kapłan zataczając się lekko ruszył w kierunku świątyni. Mark wzruszył ramionami, nie próbując zatrzymać Wyrwichwasta.
- To nie ma sensu, Arina. Mi się śnią koszmary, dziś śniłem, że zamknięto mnie żywcem w trumnie, pochowano i nie mogłem się wydostać. Nic co mógłbym skojarzyć z tą mieściną.
- Mnie śnią się kruki. Najpierw rozrywały moje ciało na strzępy, a potem w kolejnym poleciały do jakieś młodej i pięknej kobiety... wyglądały jakby... były z nią blisko zaprzyjaźnione, obsiadły ją dokładnie. To wyglądało przerażająco, zniknęła pod nimi cała. To było właśnie koło tej świątyni. Inna kobieta trzymała mnie mocno, nie mogłam się wyrwać, była dużo starsza od tej z krukami.

Mark patrzył na nią przez chwilę, ale potem pokręcił głową.
- Jestem tylko najemnikiem, sny nic mi nie mówią. Najlepiej by było po prostu jak najszybciej opuścić tą dziurę i zapomnieć o tych cholernych snach.
Arina potrząsnęła głową:
- Nie wiem... przygotowywano mnie do niesienia pomocy ludziom. Wprawdzie to co nawiedza miasteczko nie wygląda na zwykłego potwora... ale czuję że powinnam przynajmniej spróbować im pomóc.
- A przypadkiem wiedźmini nie biorą za to zawsze jakiejś opłaty? Słyszałem, że bez niej żadnej roboty się nie wezmą.

Wyszczerzył się do niej.
- Nie wiem jak możemy im tu pomóc, nie widzę przeciwnika dla naszych mieczy. Ale i cholernym rycerzem ze skazy też nigdy nie będę. Jeśli tutejsi łeb na karku mają, to warty wreszcie nocą wystawią. Ci co z zamku mają przyjechać to już coś. Nie nasza to sprawa jak na razie, wiedźminko.
- Zawsze możemy zapytać wójta ile nam zapłaci za złapanie podpalacza i wyjaśnienie sprawy
– Powiedziała z błyskiem w oku - Może wrócimy, przejdziemy się z propozycją do ratusza, a przy okazji zapytamy o tutejsze mądre baby?
- I tak nie mamy co robić. Ale nie wierzę, by na to poszli. Ludzie tacy nie są, Orla. Prędzej po prostu nas oskarżą o te podpalenia.
- To akurat byłoby ciężkie, mamy przecież dowody na to, że nie opuszczaliśmy w nocy gospody dzięki karczmarzowi, który zawiera swój przybytek na noc na cztery spusty
– powiedziała, ale po chwili zastanowiła się i dodała:
- Jeśli naprawdę uważasz, że to niebezpieczne... może po prostu wyjedziemy wcześniej? Nie czekając na transport. Kto wie... może jutro celem podpalacza będzie gospoda Mistrza Anzelma?
Roześmiał się.
- Tchórzem nie jestem, a pieniądze by się przydały. Możemy pilnować w nocy, w dzień i tak jest dużo czasu na odespanie. Jeśli w ciągu kilku dni transport nie ruszy, to pojedziemy sami, ale palić się nie pali. Okazja na zarobek może się nie pojawić przez długi czas.
Wiedźminka skinęła głową i uśmiechnęła się lekko:
- Dobrze, chodźmy więc popytać czy są zainteresowani nasza pomocą.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 22-03-2010, 13:31   #17
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nie było wiedzących ani mądrych w tej mieścinie. Tutejsi takowym nie ufali, powtarzali, że wiedźm im już starczy, bo kiedyś jakieś po lasach łaziły i nic dobrego z tego nie wynikło. Na snach za to znał się chętnie każdy, kogo zapytać, a wieszczenie śmierci po wszystkich możliwych sennych znakach było wręcz naturalne. Arina więc wracała do karczmy Anzelma obarczona pięcioma pewnymi wyrokami śmierci, w tym co najmniej dwoma, które twierdziły, że będzie umierać długo i w mękach. Bardzo pocieszające i kompletnie nieprzydatne. Można było co najwyżej dotrzeć do karczmy i znów uchlać się tanim piwskiem. A przynajmniej wstawić, na tyle, by można było nocą obudzić się w razie konieczności. Mark takich problemów nie miał, a może raczej miał - ale inne. Wieczorami markotniał, dlatego pił. A jak pił, to szybko usypiał. Orla nawet nie zdążyła zapytać o to, co się stało. Jeśli pytać w ogóle chciała. Noc przyszła, z nocą kolejny sen.

“Jesteś zmęczona, bardzo zmęczona i poobijana, boli cię każdy kawałek ciała, miałaś wszystkiego dość, a najbardziej ludzi, którzy cię otaczali. Kat podpalił stos, na którym stałaś, dym zaczynał cię dusić, wykrzykiwałaś przekleństwa, wiedząc, że nadchodzi twój koniec, że nie ma już ratunku. Twoje ostatnie spojrzenie padło na kobietę przybijającą sporej wielkości tablicę do ściany budynku. Znałaś ten budynek, już go widziałaś...”

Śniadanie było jeszcze gorsze niż poprzednio, chociaż nie wydawało się to możliwe. Anzelm jeszcze bardziej mrukliwy. A plotki równie złe, chociaż tym razem nie spłonęła żadna chałupa. Co nie znaczy, że ktokolwiek miał powody do radości. Żona karczmarza była blada jak ściana, gdy przekazywała wieści.
- Koń posłańca wrócił, ale nie ma śladu po posłańcu! Ani ludzi z zamku, też nie przyjechali, zdaje się, że coś go capnęło. Ludzie szukać poszli, znajdując... stos! Zmełkę biednego na stosie bandyty spaliły! Strach co będzie następnej nocy, strach!
Ręce się jej trzęsły, co wcale nie usprawiedliwiało ohydnego śniadania. Nie było co tu siedzieć, zwłaszcza, że sen Ariny wyjawił kolejną wskazówkę. Jedyna tablica w Vixen znajdowała się na ratuszu.

Kilka minut później byli już na miejscu, już z daleka widząc wyraźnie zbiegowisko ludzi. Wójt stał na jakimś małym podwyższeniu i wyraźnie próbował uspokajać gniewny tłum. W okrzykach przodowali najwyraźniej Wyrwichwast i widziany pierwszego dnia łowca czarownic, Sly Fox, którzy stali najbliżej wójta i podburzali tłum.
- To jej wina!
- Spalić wiedźmę! Mściwa suka teraz odprawia swoje rytuały!
- Tak jest!
- Na stos z wiedźmą!

Głos Olafa jeszcze był w stanie przekrzyczeć to wszystko.
- Uspokójcie się ludzie! Eliza jest naszą przyjaciółką od wielu lat, wspierała Vixen! Póki nikt nic nie udowodni, zabraniam jakichkolwiek samosądów! Poczekajmy na ludzi z zamku, oni mają prawo wyroki wydawać!
Ominęli na razie to wszystko, bliżej przyglądając się tablicy. Były na niej imiona! Olaf, Visus, Eryk, Anzelm, Zmełka i Źdźbuch. Lokalni bohaterowie, którzy złapali przestępcę! Trzech z nich już było martwych, łatwo było podejrzewać, że następnych trzech czeka to niedługo. Ale długo nie mogli się zastanawiać. Kilka palców skierowało się na nich, tłum zaczynał być rządny krwi. Czyjejkolwiek krwi.
- Widziałem ich! Ze Zmełką się bili!
- I w konszachty z Bertem wchodzili!
- Z wiedźmą, obcy trzymają!
- A Ta dziewka to damski wiedźmak!

Mark mruknął coś, kładąc dłoń na rękojeści miecza i spoglądając znacząco na dziewczynę. Wójt wciąż uspokajał, a do do tych bezsensownych oskarżeń nie włączył się ani kapłan ani łowca, którzy wciąż chcieli spalić wiedźmę. Tłum z każdą chwilą gęstniał i ociekał wściekłością. Kilku mieszczan zastąpiło im drogę, wygrażając. Nie mieli broni, zresztą rozlew krwi byłby ostatecznością, ale i ustąpić nie zamierzali najwyraźniej.
 
__________________
If I can't be my own
I'd feel better dead
Sekal jest offline  
Stary 23-03-2010, 13:27   #18
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Arina stała spokojnie patrząc w oczy człowieka znajdującego się na wprost niej i blokującego drogę. Nie sięgnęła po broń. Ci ludzie nie potrzebowali jatki, ale głosu rozsądku:
- Skoro wiesz że jestem wiedźminem – powiedziała głośno i wyraźnie, wolno cedząc słowa – To wiesz też, że walczę w obronie ludzi, a nie przeciw nim.
- Jakie w obronie!
- Zabijata, jak wam kto grosz w dłoń da! Ludź, nieludź, dla was to nieważne!
- Zapłaciła ci, wiedźma!
- Jeszcze mi nikt nie zapłacił...
- zrobiła krok do przodu – ale chętnie wysłucham dobrej propozycji – Uśmiechnęła się drapieżnie.
- Udowodnij żeś swoja!
- Właśnie! Przyprowadź wiedźmę!
- Myślałam że szukacie winnych... Jakie macie dowody? Poza tym zapłacicie za wyjaśnienie sprawy?
- Dziewczyna nie dała się zbyć.
- Jak to jakie dowody!
- Śmierć dobrych ludzi jest dowodem!

Olaf wreszcie wyrwał się pozostałym, próbując uspokoić i tych tutaj.
- Spokojnie, panowie. Spokojnie!
Wiedźminka popatrzyła na wójta i zawołała do niego:
- To jak panie Olafie? Zapłacicie za złapanie złoczyńcy likwidującego dobrych mieszkańców Vixen?
- A kogo ty niby złapiesz! Elizę nawet jakby winna była, to tylko ludzie z zamku osądzić mogą!
- Zakładamy chyba
– popatrzyła na niego uważnie – Przynajmniej tak sądzę po gorącej obronie pani Elizy, iż sądzisz, że to ktoś inny? To jego chcemy złapać... a jak... o tym pogadamy jak przybijemy rękę na zgodę.
- Ja pieniędzy nie mam, grosze mógłbym dać ledwie... ale jak złapiecie, to pogadacie z lordem tutejszym...
- Dacie mi weksel do lorda?
- wiedźminka nie ustępowała - Przecie z tego co widzę i o wasze gardło chodzi...
- Teraz już baczyć będziemy, weksel dać mogę. Jak złapiecie i udowodnicie, że to ten pali!
- Inaczej nie myślałam
– Przytaknęła i wyciągnęła w jego kierunku rękę, którą wójt potrząsną energicznie. Tłum najwyraźniej trochę się uspokoił i odstąpił od Ariny i Marka. Dziewczyna nie puściła jednak ręki wójta od razu, nachyliła się do niego i powiedziała półgłosem:
- Z tego co widzę morderca zabija ludzi z tablicy. Tej nocy ci co pozostali przy życiu niech śpią w jednym miejscu najbezpieczniejszym we wsi miejscu. Nie spuszczę ich z oka nawet na chwilę. Zabawimy się w pułapkę z przynętą.
- Wiem co mam robić! Ja tam ludzi do siedzenia w jednym miejscu zmuszał nie będę! Anzelm nigdy tej swojej knajpy nie zostawi!

Dziewczyna wzruszyła ramionami puszczając jego dłoń:
- Pogadam z Anzelmem, a raczej z jego połowicą, a ten trzeci... Źdźbuch? To kto?
- Tera dziesiętnik, na pańskim zamku.
- Aha...
- zastanowiła się chwilę – To teraz powiedzcie mi jeszcze gdzie znajdę panią Elizą. Może jednak warto porozmawiać z domniemaną wiedźmą?
Mężczyzna wskazał dłonią sporą chałupę na lewo od głównej ulicy. Wiedźminka skinęła głową i ruszyła w tamtym kierunku.

- Idziesz Mark? - Rzuciła jeszcze do stojącego obok wojownika.
Wojownik skinął głową, potrącając jednego z mieszczan, gdy przechodził obok niego. Nie był w dobrym humorze. Dom Elizy, a raczej jej męża, nie był daleko, z jego okien na pewno widać było całe zamieszanie. Otoczony wysokim płotem nie miał oczywiście strażników przed bramą, a tylko Berta, który z siekierą groźnie trzymaną w dłoniach blokował przejście, zaniepokojony okrzykami. Zatrzymał ich.
- Pani Eliza nie chce się widzieć z nikim, póki to wszystko się nie uspokoi.
- Jeśli tamci
- Arina skinęła głową w kierunku tłuszczy na placu - zdecydują się sami wymierzać sprawiedliwość, niewiele zdziałasz tą jedną siekierą. Powiedź swojej Pani, że chcemy tylko porozmawiać.
Rozłożył szeroko ramiona.
- Nie mogę, wybaczcie...
W tym samym momencie drzwi się otworzyły i stanęła w nich młoda, piękna kobieta. Długie blond włosy splecione miała w warkocz, a schludne ubranie uszyte było z lepszego materiału.
- Spokojnie Bert. Niech powiedzą z czym przychodzą.
- Nie podoba mi się myśl o samosądzie, zwłaszcza względem przyszłego pracodawcy
- Wiedźminka uważnie przyjrzała się kobiecie. Dostrzegła pewne podobieństwo do postaci z jej snu. Może było to jednak tylko wrażenie? - Wolałabym się jednak upewnić, że nie pomagam mordercy.
- Bert może potwierdzić, że całe noce spędzam w domu. Od śmierci mojego męża rzadko się stąd ruszam...
- Przy oskarżeniu o czary to nie jest argument na Twoją obronę Pani
- Arina wzruszyła ramionami - Możemy obejrzeć dom?
- Nie. Nie widzę powodu, by jakaś wiedźminka chodziła po moim domu. Jeśli przyjadą śledczy, ktoś prawdziwej władzy, to pozwolę im wejść.
Jej spojrzenie stwardniało, najwyraźniej wcale nie zamierzała się tłumaczyć.
- Obawiam się, że śledczy mogą nie przyjechać
- dziewczyna nie wyglądała na specjalnie przejętą odmową kobiety - Jeśli tłum zaatakuje i jesteś niewinna. Bert ze swoja marną bronią nie będzie cię w stanie obronić. Chyba że naprawdę to co podejrzewają jest prawdą... wtedy... skoro nie obawiasz się wściekłego tłumu, Twoja moc musi być potężna...
- Skończyłaś? Jesteś tu nowa i już gadasz, jakbyś rozumy pozjadała, wiedźminko. Olaf nie pozwoli, by coś mi się stało, jeśli żadna wina nie będzie udowodniona. Nie mam potrzeby wpuszczać takiego dziwadła jak ty do swojego domu.

Zaczynała się denerwować, a raczej wpadać w złość. Arina dzięki towarzystwu Marka, wciąż milczącego, chyba po prostu zapomniała kim jest i jak jest oceniana przez obcych. Przez chwile patrzyła w milczeniu na kobietę. Potem skinęła głową, gest mógł wyrażać bezsłowne pożegnanie, jak i przyjęcie do wiadomości ostrych słów kobiety.

Odwróciła się i ruszyła w kierunku karczmy Anzelma:
- Albo jest niewinna, tylko zadufana w moc Olafa i wtedy niewielkie ma szanse na przeżycie, zwłaszcza jeśli temu ostatniemu coś się niemiłego przydarzy... albo wręcz przeciwnie jest w to mocno umoczona. W tym jednak przypadku wójt będzie ostatnią ofiarą, oczywiście nie licząc tego z zamku. Powinniśmy więc skupić się przede wszystkim na ochronie karczmarza. Z drugiej strony to Olaf obiecał nam zapłacić... Ciężka sprawa... Co o tym myślisz? - Zapytała wojownika.
- Poza tym, że mam kaca? Powinniśmy po prostu najbliższej nocy mieć oczy szeroko otwarte. Nie chce mi się nawet myśleć o tym co tu się dzieje, ale mam na tyle rozumu, by wiedzieć, że tylko w nocy można złapać winnych.
Dziewczyna uśmiechnęła się:
- Dobrze więc. Chodźmy podleczyć twoje problemy, a potem przespać się nieco. W nocy raczej nie będzie na to szans.
- A jak chcesz mnie leczyć?

Zaciekawił się nagle, szerzej otwierając spuchnięte od niewyspania i bólu oczy.
- Najpierw napar z mięty i melisy z dodatkiem miodu, potem jajecznica na boczku, a na koniec dobra dawka wyciskających pot ćwiczeń, od razu postawi Cię na nogi. To sprawdzona metoda mojego przyjaciela z Kaer Morhen.
Westchnął z lekkim zawodem.
- Niech będzie. Jakoś to przeżyję.
W jego głosie Arina wyczuła tylko lekką nutkę żartu.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 25-03-2010, 21:38   #19
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Anzelm całym tym pomysłem zachwycony nie był. W zasadzie jego ponura mina na zakazanej mordzie nie zmieniła się zupełnie, mruknął coś tylko i splunął na ziemię.
- Nigdzie nie lezę, chałupe mi spalą i z czego żył będę, hę? Się jakiś tu przypałęta to kości mu porachuję. I tyle.
Rozmowa była zakończona, bo i co więcej gadać do chłopa, który swoje postanowił i na argumenty był głuchy. A żona jego tylko ramionami wzruszyła.
- Ja tam nic mu gadała nie będę, on i tak zawsze swoje wie. Jeśli prawdę powiadacie, to mogę ja się wynieść, do Jagi pójdę nocować. A ten staruch niech tu razem z chałupą spłonie i kij mu w rzyć!
Mówiła ze złością, w której na pewno były też inne emocje. Ale Anzelm był taki, na jakiego wyglądał, toteż nawet nie było kolejnej próby. Można było co najwyżej dać mu w łeb i odciągnąć, co nie zostałoby dobrze przyjęte przez tutejszych. Dobrych trunków i nie zjełczałej jajecznicy też w tej zatęchłej gospodzie nie szło dostać, musiało się więc zacząć od fizycznych ćwiczeń, które chociaż orzeźwiły umysł, to nie przyniosły Markowi ulgi. Zmęczył się szybko, po kilku mocniejszych złożeniach stękając już ze zmęczenia. Wyglądał jakby zupełnie nie był przyzwyczajony do picia, albo ogarnęła go nagła słabość, bo przecież jeszcze niedawno miał energii sporo. Nie było wyjścia, trzeba było wracać do Vixen.

A karczmie panował raczej grobowy nastrój. Ludzie rozmawiali mało, a gdy rozmawiali, mówili o ostatnich wydarzeniach. Okazało się, że posłańca znaleziono martwego, godzinę drogi od Vixen, tak zmasakrowanego przez ptactwo, że trudno było rozpoznać kto zacz. Wójt natychmiast posłał trzech kolejnych, ale miasteczko wciąż pozostawało prawie bezbronne. A ludzie nie mieli zamiaru ani spać, ani pilnować czyichś chat, gdy każdy dbał o siebie. Zarządzono tylko jakiś obywatelski patrol złożony z kilku chłopa.
Mark nie był tym wszystkim zachwycony.
- Chyba faktycznie trzeba się stąd wynosić. Gdy nie znajdą winnych, zaczną wieszać i linczować kogo popadnie.
Tym razem przynajmniej pił w miarę umiarkowanie, nie zalewając się w trupa. Chociaż nastrój do tego skłaniał.

Gdy już popołudnie nastało na dobre, do ich stolika podszedł poznany już przez Arinę Koźlak. Dziad tym razem nie brzdękał na swoim instrumencie, nawet o piwo nie prosząc, wpasowując się w ogólny klimat, jaki tu teraz panował. Śmierdział i łakomie spoglądał na żarcie, ale nie prosił o nic, bo i nie pora była na opowieści. Podzielił się za to innymi wieściami.
- Biedny młodziak, co go posłali. I jeszcze tak podziobany przez ptactwo, psie krwie. Podobnie zginął mąż pani Elizy, niech bogowie go w opiece mają. Ledwie kilka tygodni temu to będzie.
Wiedźmince coś innego jeszcze do głowy przyszło, zadała swoje pytanie.
- A nie, pani Eliza nie od nas. Nieboszczyk jej mąż spotkał ją gdzieś podczas jednej ze swoich handlowych podróży, przywiózł do Vixen i poślubił, rok to już czasu będzie, pamiętam, że też ledwie wiosenka się zaczynała...
Spojrzeli po sobie. Należało się zbierać, jeśli chcieli jeszcze trochę się przespać. Ale najpierw przenieśli swoje rzeczy a i konie w stajni przy ratuszu pozwolono im trzymać. Przeciągnęło się to do wieczora prawie i na sen tylko dwie marne godziny zostały, póki wieczór, wciąż całkiem szybki, nie otulił miasteczka.

Karczmę obeszli całą, zabezpieczając co się dało, ale nie dało się zbyt wiele. Anzelm pozostał przy barze, na którym położył wielką, dębową pałkę, którą miał zamiar przepędzić podpalaczy. Mark jednak nie miał ochoty czuwać bez przerwy.
- Dwie godziny snu, potem zmiana. Co z tego, że ich zauważymy, gdy zmęczenie nas weźmie.
Mężczyzna nie wyglądał najlepiej, warto więc było się zgodzić. Problem w tym, że znów przyszedł sen.

“Widziała kruki siedzące w gniazdach uplecionych z dziwnie wyglądających roślin, kobieta, która towarzyszyła ci w snach kolejną noc, strzelała do nich z łuku. Ptaki spadały martwe jeden po drugim, ich ciała spalały się i nie pozostawała z nich nawet kupka popiołu. W gniazdach odradzały się nowe kruki, a jej znajomej skończyły się strzały. Zaczynały uciekać, doganiało je coraz bliższe krakanie...”

BACH!
Drzwi otworzyły się z trzaskiem.
Jedna za drugą, ubrane w czerń sylwetki, wbiegały do wnętrza karczmy. Arinie potrzebne były ułamki sekund, by stać przed nimi z mieczem w ręku. Markowi tylko chwilę dłużej, a Anzelm ryknął, dzierżąc już solidną pałkę.
Jeden za drugim, aż jedenastu zbirów wpadało do środka drzwiami i oknami. Część miała miecze, szczęknęła stal, poszły skry. Kilku niosło pochodnie, które rzucili pod ściany. Dwóch od razu rzuciło się na karczmarza, który z trudem odpierał ich ataki. Reszta rozpierzchła się, albo to szukając najlepszych miejsc do podpalenia, albo nacierając na wiedźminkę i najemnika. Nie wyróżniali się niczym szczególnym. Tylko ta liczba i sam fakt, że tu byli. Było już grubo po północy. Ustępowali im umiejętnościami, ale co z tego, jeśli przewaga była niemal czterokrotna? Czy inni zdążą przyjść z pomocą? Szybko zostali rozdzieleni. Teraz każde walczyło o życie.
 
Sekal jest offline  
Stary 27-03-2010, 15:04   #20
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Potrzeba obrony stanu posiadania była najwyraźniej silniejsza od obawy o własne życie, przynajmniej w przypadku Anzelma, który z zacięta miną stwierdził, że da sobie radę i nie zostawi gospody na pastwę losu. Ani jego żona, która zdecydowała się spać gdzie indziej, ani Arina i Mark, którzy ostentacyjnie wynieśli swoje rzeczy z przydzielonego im pokoju, konie zaś zainstalowali w stajni przy ratuszu, nie zdołali wpłynąć na zmianę jego zdania.
Mark uparł się by czuwać na zmianę. Arina doszła do wniosku, że dobrze byłoby uwarzyć eliksir dzięki, któremu jej ciało nie potrzebowałoby snu przez wiele godzin, ale na ich wykonanie i znalezienie odpowiednich składników zmitrężyłaby pewnie sporo czasu, a tego niestety nie mieli. No i niektóre składniki nie były łatwe do zdobycia...
Poza tym eliksir mogłaby zastosować tylko na sobie. Wszystkie wiedźmińskie medykamenty zabiłyby zwykłego, nie przystosowanego do nich człowieka.

Pozostali w trójkę na dole. Rozdzielanie się nie byłoby dobrym pomysłem.
Atak nastąpił gdy Arina spała, jednak godziny szkolenia w Kaer Morhen pozwalały jej przejść ze stanu snu w stan walki praktycznie bez żadnego momentu pośredniego. Kiedy pierwsi przeciwnicy wpadali do karczmy przez wyważone gwałtownie drzwi, gotowa do walki ruszyła na pierwszego z brzegu. Zasada była prosta: Zaskoczyć wroga nagłym atakiem i nie pozwolić mu wykonać kontrnatarcia. Niestety była zbyt daleko, by jej atak był całkowitym zaskoczeniem. Pierwszy z mężczyzn, którego dopadła zręcznie zasłonił się przed jej ciosem. Dziewczyna nie odskoczyła jednak gdy stal zadźwięczała o siebie w nieudanym natarciu. Zsunęła swój miecz po ostrzu przeciwnika i ku jego zaskoczeniu pchnęła napierając mocno na broń. Nadgarstek bandyty wygiął się pod dziwnym kątem, nie mogąc utrzymać zgiętych palców na klindze wypuścił ja z dłoni. Odskoczył rozglądając się za jakąś osłoną, wiedźminka jednak nie dała mu szans. Szybkie cięcie z góry przecięło jego bark, a powracające ponownie z dołu poważnie zraniło w udo. Upadł na podłogę praktycznie niezdolny do dalszej walki.

Dwaj inni przeciwnicy natarli na dziewczynę, próbując ją wziąć w kleszcze z dwóch stron. Wycofała się szybko do tyłu, chcąc im to uniemożliwić. Wiedźmiński miecz błysnął w jej dłoniach gdy atakując pierwszego wyuczonym ruchem wykonywała proste cięcie na ukos z prawej strony, lekko pod kątem mierząc w lewy bok mężczyzny. Przeciwnik uniknął natarcia odsuwając się nieznacznie. Skrzyżowała dłonie przy tym cięciu i w kolejnym ruchu odwinęła się w kierunku drugiego atakującego bandyty. Wirujący miecz przeszył serce wroga. Zobaczyła zaskoczenie w jego gasnących oczach, nie było jednak czasu na myśli. Drugi przeciwnik i jego nadbiegający wściekły towarzysz nie dali jej na to ani chwili.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172