Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-03-2010, 21:54   #21
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Przeciwnicy nie byli z byle jakiej gminy ulepieni i chociaż szermierze z nich byli marni, to miecz wiedzieli jak trzymać. Spieszyło im się również, gdy natarli na trójkę broniących się ludzi, samą swoją ilością i masą spychając ich do tyłu. Wiedźminka radziła sobie najlepiej, odpierając ataki i odgryzając się krwawo, gdy kolejne ciosy pozostawiały po sobie czerwone smugi. Problem w tym, że przewaga była zbyt duża, by mieć nadzieję, na wygranie tego starcia! Powaliła dwóch, ale zajęło to zbyt dużo czasu! Zerknęła na Marka, który walczył ostatkiem sił. Jeden przeciwnik leżał u jego stóp w kałuży swojej własnej krwi, dwa inni atakowali go z furią. Najemnik krwawił z głębokiej rany na biodrze i utykał wyraźnie, nie mając sił nawet zaatakować. Natarła z furią, zakreślając w powietrzu koło swoim mieczem i zmuszając tamtych do cofnięcia się. Ale było już za późno na cokolwiek. Anzelm siedział pod ścianą, a jego twarz zalana była czerwienią. Chata tuż przy jego ciele płonęła już, ściany zajmowały się błyskawicznie. Warknęła i uderzyła znowu, ale na próżno. Mogła tylko patrzeć, jak bandyci wynoszą swojego rannego, osłaniając się wzajemnie. Wykonali swoje zadanie, dobijanie reszty nie była wliczona w koszty. Uciekli, a Alez jęknął i upadł na jedno kolano. Karczma płonęła i nic już nie mogło jej ocalić. Tamci musieli jeszcze coś rozlać, bowiem płomienie pożerały drewno błyskawicznie. Wiedźminka chwyciła rannego pod ramię i wyprowadziła na zewnątrz. Trzy trupy zostały w środku, trawione przez ogień.

Zanim dobiegli inni ludzie, targając wiadra pełne wody, sprawa była już przesądzona, a Arina gdzieś na uboczu opatrywała biodro Marka. Ostrze weszło głęboko, ale nie przecięło kości, a tylko po niej przejechało. Obyło się też bez przecięcia tętnic ani ważniejszych żył, dlatego można było tylko zdezynfekować, nałożyć prosty opatrunek i zabandażować. Nawet ona potrafiła zrobić to bez większych trudności. Gdy skończyła, mężczyzna złapał ją za dłoń i spojrzał w oczy.
- Dzięki.
Wstał ciężko i musiał chodzić podpierając się na ramieniu wiedźminki. Chata już powoli dogasała, zalewana wiadrami z wodą. Za to od strony lasu dobiegł ich tętent kopyt i w obręb miasteczka wjechało pięciu zbrojnych. Przewodził im największy, z mordą jak z kryminału, nieogoloną i ze szramą przecinającą ją w poprzek. Najpierw podjechali do wójta, który całkiem blady pomagał w gaszeniu zajazdu. Ten wskazał im Arinę i Marka. Gdzieś zawodziła wdowa po Anzelmie. Konni podjechali bliżej.
- Sprawców widzieli? Po ranie wnoszę, że widzieli. Gdzie oni?
Mark przyglądał mu się z bólem.
- A ktoś ty? W las zbiegli.
- Żdźbuch, dziesiętnik w służbie hrabiego Morga. W którą stronę? Może jeszcze dorwiemy skurwysynów!

Wskazali mu, a ten pogonił swoich jeźdźców, którzy szybko zniknęli w lesie. Wątpliwe jednak było, by kogoś znaleźli.

Olaf podszedł do nich dopiero wtedy, gdy zajazd był już tylko dymiącym drewnem. Kręcił głową z niedowierzaniem.
- Toż to aż niemożliwe! Anzelm chłop na schwał, a i wy na pewno miecze nie od parady nosicie! Chodźcie, w karczmie was przenocujem i opatrzym. Tam też opowiecie co dokładniej się stało i dlaczego do cholery spłonęła kolejna chałupa! Ja jestem następny na tej diabelskiej liście, nigdy nie sądziłem, że ten zbój będzie mścił się zza grobu!
Zgrzytnął zębami. Mark jęknął, gdy ruszyli, trzymając się mocno Ariny.
- Cholerny świat. Gdyby nie mieli tylko spalić tego i ubić karczmarza, to i my byśmy historią byli. A i bez ciebie byłoby ciężko. Dobrze, że jesteś. Cholera, robię się sentymentalnym romantykiem. Tfu!
Splunął na ziemię i nic już nie mówił.
 
Sekal jest offline  
Stary 29-03-2010, 22:38   #22
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
To była całkowita klęska! Alez miał rację: Gdyby nie chcieli tylko zabić Anzelma i spalić mu zajazdu zdecydowanie byłoby krucho zarówno z wojownikiem jak i z nią samą. Gdy tylko wykonali swoje zadanie ulotnili się w tempie błyskawicznym. Najbardziej żałowała, że nie udało jej się złapać nikogo żywego, ale Mark był zdecydowanie ważniejszy. Wydostali się z płonącej chaty i dziewczyna szybko opatrzyła jego ranę. Mężczyzna miał szczęście: Cięcie było gładkie, nie naruszyło kości ani żadnej arterii.

Pojawienie się Źdźbucha z obstawą w pierwszym momencie zaskoczyło wiedźminkę, przecież posłaniec nie dojechał... Potem jednak przypomniała sobie o wysłanych kolejnych. Widocznie któryś dotarł, a może nawet obaj? Czyli wiedźma od kruków nie była wszechwiedząca i wszechobecna? Zanim zdążyła porozmawiać z przedostatnim żyjącym łowcą Króla Kniei odjechali śladem podpalaczy. Przez chwilę patrzyła za znikającym mężczyzną zastanawiając się czy jeszcze zobaczy go żywego...

Tysiące myśli przebiegało przez jej głowę gdy wspierając Marka udawała się wraz z wyraźnie przestraszonym Olafem do karczmy.
Co do jednego można się było przekonać, nie było to tylko i wyłącznie działanie wiedźmy. Bandyci byli zdecydowanie, w stu procentach realni. Oczywiście nie wykluczało to jednoznacznie udziału we wszystkim pewnej bogatej mieszczki. Jeśli jednak była to jej sprawka, myśl o tym, że potrzebuje ludzkiego wsparcia była trochę pokrzepiająca. To była w sumie jedyna pozytywna myśl jaka przyszła Arinie do głowy.
Było jej żal Anzelma, człowiek był zadufany w sobie i paskudnie gotował, ale nie zasłużył chyba na to co go spotkało? Jaka istota mogła być tak bardzo żadna zemsty? Arina spróbowała poukładać sobie wszystko w głowie, a na początek przypomnieć słowa starego bajarza:
Odtrącona kochanka wiedźma zamieniła synów rozbójnika w kruki. Kruki rozszarpały męża pani Elizy i posłańca wysłanego po wsparcie.
Elena, druga żona Króla Kniei powiła mu córkę Elizę, czy zbieżność imion była całkiem przypadkowa? Dlaczego śniły jej się kruki i młoda kobieta przypominająca panią Elizę? A może to było tylko jej złudzenie? Może kobiety wcale nie były podobne?
Rozbójnik zginął na stosie przeklinając wioskę i tych co go pojmali i osądzili. Prawie wszystkich łowców i ich domy strawiły płomienie. Czy rzeczywiście nieszczęśliwa wdowa w końcu zaczęła spełniać klątwę? A może zrobiła to jego dorosła już córka?

Zdecydowanie więcej pytań niż odpowiedzi.

- Nie sądzę by to była zemsta zza grobu – Powiedziała wiedźminka kończąc opowieść o tym co stało się w karczmie Anzelma - Tym napastnikom albo ktoś zapłacił albo... - zastanowiła się nad tym co właśnie sobie uświadomiła - było ich jedenastu... z tego co słyszałam tylu synów miał Król Kniei. Może to oni postanowili się zemścić? Ale dlaczego dopiero po tylu latach? Chyba... że rzeczywiście zaklęci byli w kruki i dopiero niedawno ktoś ich odczarował... - popatrzyła przy tych słowach uważnie na wójta.
Olaf po łysiejącym czerepie się podrapał, ostatecznie kręcąc głową.
- Nikt z nas po schwytaniu zbója o jego synach nie słyszał. Że byli, to wiemy, a gdzie się podziali? Tyle lat by się w lesie czaili, psia ich mać?
- Nie wiem gdzie się czaili, ale że to oni bardzo prawdopodobne, albo ktoś chce nam tę wersję uwiarygodnić
- Arina wzruszyła ramionami – w każdym razie teraz jest ich o dwóch przynajmniej mniej, a i trzeci, raczej długo do walki zdolny nie będzie.
- Tera chociaż wiemy czego się spodziewać. Wyrwichwast coś perorował o tym, że dowody jakoweś na wiedźmę ma, kto go tam wie. Źdźbuch i jego ludzie się nam przydadzą, następnej nocy jak sądzę.

Wiedźminka odchyliła się na krześle i z uwagą popatrzyła na wójta:
- Na wiedźmę? Mamy jeszcze jakąś inną możliwość czy w końcu zmieniliście swoje zdanie co do niewinności pani Elizy, panie Olafie?
- Ja tam żadnych dowodów nie mam jeszcze, ale gdy jest z nami władza od hrabiego, to i sądzić możem.
- Proponowałabym na początek przeszukać jej dom. Jeśli ma coś wspólnego z bandytami... może ich ukrywała... jest szansa, że trafimy na ślady.
- Zobaczymy rankiem co da się zrobić. Odpocznijcie, jeśli oczy zmrużyć zdołacie. Nigdy dwa razy tej samej nocy nie atakowali.


Arina skinęła głową zastanawiając się nad Żdźbuchem...
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 29-03-2010 o 22:45.
Eleanor jest offline  
Stary 06-04-2010, 13:10   #23
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Dzień się nie zaczynał dobrze i wcale nie miało być lepiej. Zmęczeni ludzie chociaż przespać się mogli wraz z przyjściem dnia, gdy strach był znacznie mniejszy. Arinie i Markowi nawet podłoga, na którą tylko sienniki rzucono, była całkiem miła. zwłaszcza dla rannego najemnika odpoczynek był bardzo ważny, wcześniej bowiem sprowadzono medykusa jakowego, co go połatał odpowiednio i naszprycował ziołami. Wyrwichwasta nie wołano, bo widziano, jak chlał mocno poprzedniego wieczora. Nikt nie chciałby być opatrywany przez pijanego, nawet jeśli ten boską moc potrafił sprowadzać, o ile potrafił oczywiście. Kolejne wieści spływały, ale dopiero, gdy obudzili się późnym rankiem.
Źdźbuch oczywiście nikogo w lesie nie dorwał, bandyci rozpłynęli się jak w powietrzu, ale czego szukać w gęstym lesie, zwłaszcza jak tamtych dużo i trzeba w grupie się trzymać?
Chatę Elizy przeszukano i sam dziesiętnik brał w tym udział, ale nie znaleziono niczego, coby miało wskazywać, że z wiedźmą mają do czynienia. Co przecież wcale nie znaczyły, że nią nie była, bo jak wyjaśnić to wszystko, co się zdarzało? Tylko pewnie dowody ukryła dobrze i ludzie zwykli wiele na to poradzić nie mogli. Ale przy nich władza, więc po co jeszcze wiedźminka ma tam łazić, jak sama może w konszachty z wiedźmą wejść?

Ale to nie ta wiadomość była najgorsza. Gdy poszli jakoś w południe do Wyrwichwasta, zastali go... martwego na środku świątyni, leżącego w kałuży własnej krwi. Nikt tu jednak nic nie próbował podpalić, a znająca kapłana Arina, przynajmniej biorąc pod uwagę wspólną podróż, od razu odkryła brak medalionu na jego piersi. A dokładniejsze przeszukania wykazały także brak kuferka, którego wcześniej Wyrwichwast pilnował jak oka w głowie. Sam mężczyzna zaś został zasztyletowany, co znająca się na broni wiedźminka odkryła natychmiast. Była to zupełnie inna śmierć niż ta zadawana przez napadających na wymienionych na ratuszowej tablicy bandziorów. Śmierć z rabunkiem w tle. Sprawy komplikowały się coraz bardziej, a tego dnia miały odbyć się aż dwa pogrzeby.

Popołudniem zebrano się w karczmie, wszyscy ważni czyli Olaf i Źdźbuch, kilku starszych Vixen, Arina i Mark, który chodził już sam, dość sprawnie oraz Sly Fox ze swoim uczniem, którzy przenieśli się do karczmy tak samo jak wiedźminka i jej towarzysz. O dziwo mieli całkiem sporo bagażu, który upchali gdzieś w rogu, a wydawało się, że wszystko spaliło się wraz z zajazdem Anzelma. Radzili, chociaż uradzić wiele nie mogli. Wójt nie wyglądał dobrze, blady jak ściana. Źdźbuch zaś wyjaśniał plan.
- Mogą chcieć zdybać mnie lub Olafa, ale skurwysyny wczoraj wpierdol już dostały, to może takie głupie nie będą. Ja i dwóch ludzi zajmiemy się ratuszem, gdyby bydlaki chciały przyleźć tam. Dwóch pozostałych zostawię z wójtem, coby biedak spać miał jeszcze gdzie. Wodą radzę chałupy polać, by za dobrze się nie paliły, a drogę będziem patrolować. Zdybiemy skurwysynów, nie ma za dobrze. Wiedźminko, zajmiesz się wójtem? Ty, dasz radę walczyć? - spojrzał na Marka, który skinął głową - Dobra.
Sly fox także kiwał głową, słysząc to wszystko. dlaczego nie został wymieniony, szybko się okazało.
- A ja dom tej dziwki sobie obejrzę, od wieczora. Jak będzie coś kombinowała, to dam w łeb i z rana na stos!
Dziesiętnik podrapał się po zaroście pokrywającym mu mordę.
- Pytania? Gdzie coś się zacznie to drzeć mordy i reszta leci na pomoc. Tym razem nie damy skurwielom niczego spalić!
 
Sekal jest offline  
Stary 12-04-2010, 21:03   #24
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Medyk, którego sprowadzono dla Marka, zręcznie poprawił prowizoryczny opatrunek Ariny. Potem postanowili przespać się nieco, by nabrać sił przed kolejnym męczącym dniem. Wiedźminka nie spała długo w przeciwieństwie do wojownika, którego rana potrzebowała dłuższego wypoczynku. To jej przypomniało o medalionie Wyrwichwasta. Nawet jeśli sam był stale zalany w trupa jego niezwykły naszyjnik i tak powinien bez problemu przyspieszyć proces leczenia.

Po drodze do świątyni spotkała Źdźbucha. Najwyraźniej łowcy króla Kniei mieli umierać oddzielnie po jednym każdej nocy, a może po prostu zranieni i osłabieni napastnicy nie mieli ochoty atakować większego oddziału? W każdym razie nie znaleźli żadnych śladów ich bytności i w końcu nic dziwnego, przecież słynny bandyta też przez wiele lat wymykał się pościgowi. Jeśli byli jego synami znali leśne ścieżki lepiej niż wszyscy mieszkańcy wioski razem wzięci. Na tamtym terenie nie mieli szans ich dorwać.
Wiedźminka dowiedziała się także, że w czasie jej snu przeszukano chatę pani Elisy, ale te poszukiwania nie przyniosły żadnego skutku. Nie ufali jej umiejętnościom najwyraźniej, ale może to i lepiej, że nie ona zajmowała się tym niezbyt miłym dla właścicielki domu procederem? Jeśli była niewinna Arina wolała mieć z potencjalna pracodawczynią raczej dobre stosunki.

Martwe ciało kapłana Kreve leżało na środku świątyni, a krew wokół z pewnością należała do samego kapłana. Sądząc po jej ilości nie zginął od razu po zadaniu ciosu, ale wykrwawił się powoli, z powodu wypitego alkoholu prawdopodobnie całkowicie nieświadomy zagrożenia. Kawałek dalej dostrzegła kroplę krwi której kształt i rozbryzg sugerował spłynięcie z jakiegoś przedmiotu, prawdopodobnie sztyletu, którym ugodzono Wyrwichwasta. Niewiele dalej znajdowała się następna. Ruszyła śladem krwi. Wyszła na zewnątrz świątyni i w pobliskich krzakach dostrzegła zakrwawiony kawałek materiału. Krwawa szrama biegnąca wzdłuż jego długości sugerował, że została użyta do wytarcia broni.
W miękkiej ziemi wyraźnie odcisnęły się ślady stóp. Prowadziły w kierunku lasu, ale nie zagłębiały się w niego. Tutaj dostrzegła ślady dwóch koni i jeszcze jednego człowieka, który najwyraźniej stał na czatach i pilnował zwierząt.
- To nie było przypadkowe zabójstwo – powiedziała do Źdźbucha, który najwyraźniej zaintrygowany działaniem dziewczyny, cały czas szedł za nią – Zaplanowali je i wykonali bardzo starannie... co ciekawe ruszyli w kierunku wioski. Istnieje więc bardzo duże prawdopodobieństwo, że mordercy ciągle znajdują się w wiosce. Krew już zakrzepła, a ciało jest zimne i sztywne, więc kapłan został zamordowany w nocy, prawdopodobnie jeszcze przed napadem na gospodę Anzelma.

Przypomniała sobie o medalionie, którego nie dostrzegła na piersi Wyrwichwasta i podzieliła się ta informacja ze sługą tutejszego lorda. Starannie przeszukali świątynię, ale nie znaleźli ani jego, ani tajemniczego kuferka, który wydawał się tak istotny dla wyznawcy Kreve. Opisała go Źdźbuchowi najdokładniej jak umiała, choć jej pamięć w tej dziedzinie nie była idealna. Widziała go kilka dni temu zaledwie przez krótką chwilę. O wiele lepiej potrafiła opisać medalion, był jednak na tyle mała rzeczą, że łatwo było go gdzieś ukryć.

***

Popołudniowe zebranie w karczmie miało głównie na celu opracowanie planu dalszego działania. Ten przedstawiony przez Źdźbuchem nie za bardzo spodobał się dziewczynie:
- Nie sądzę by rozdzielanie się było dobrym pomysłem. Dom zawsze można odbudować. Martwego człowieka nie poskładamy już do kupy.
Popatrzyła na Olafa i powiedziała prosząco:
- Panie wójcie... nie ryzykujcie życia dla kilku ścian. Zostańcie tej nocy w ratuszu. Pomożemy wam przenieść cenniejsze rzeczy, które chcecie uratować. Wszyscy razem łatwiej pokonamy napastników. Są dobrze wyszkoleni. To nie banda kmiotków i wiedzą jak trzymać miecz i jak skutecznie nim walczyć.
Wójt wyglądał jakby rozważał jej słowa, ale nie odpowiedział nic. Wiedźminka miała nadzieję, że posłucha jej sugestii, ale nic więcej nie mogła już poradzić. Gdyby jednak zdecydował się zostać w domu. Postanowiła to jego właśnie ochraniać. Coś jej mówiło, ze jest następny w kolejce.

Potem jej wzrok spoczął na sporym dobytku łowcy i jego ucznia. To jej nasunęło pewne skojarzenia:
- Co robiliście poprzedniej nocy panie Fox? - Zapytała Arina patrząc z uwagą w oczy pogromcy czarownic.
- Objeżdżałem okolicę, w tym też dom tej wiedźmy. Widziałem już raz jak wraca wieczorem, ale dziwka musiała zrobić to wcześniej. Tym razem nie ruszę się stamtąd od wieczora..
- Nie widzieliście przypadkiem kogoś kręcącego się w okolicy świątyni?

Wzruszył ramionami.
- Jakbym widział, to bym powiedział. Świątynia nie wydawała się zagrożona, to się do niej nie zbliżałem nawet.
- To małe senne miasteczko, Dwie obce osoby konno wjeżdżające do niego w środku nocy są raczej interesującym obiektem, zwłaszcza w zaistniałych okolicznościach. Skoro kręcił się pan po mieście musiał coś dostrzec.
- Kręciłem się przy domu wiedźmy, wiedźminko. Zajmij się lepiej swoimi pieprzonymi napojami, słyszałem, że bez nich to wszyscy wiedźmini do niczego się nie nadają.

Burmistrz odchrząknął znacząco, a Mark położył dłoń na rękojeści miecza. Sly Fox jednak wstał i skierował się do wyjścia.
- Nie mam po co strzępić ozora, idę pod dom wiedźmy. Mój uczeń tu jeszcze zostanie, potem dołączy. Wiadomości można przez niego przekazać.
Arina przez chwile patrzyła w ślad za nim, a potem popatrzyła na chłopaka:
- Rozumiem, ze byłeś cały czas ze swoim mistrzem?
Młody tylko skinął głową.
- Ale nie będę odpowiadał na twoje pytania. Dziwadło!
Oczy wiedźminki zwęziły się. Nie powiedziała nic. Przeniosła znaczące spojrzenie na Źdżbucha:
- Może jednak zechcesz odpowiadać na te zadawane przez przedstawiciela prawa? - Miała nadzieję, że starszy mężczyzna ma wystarczająco inteligencji by dojść co chodzi jej po głowie. Przecież widział ślady w świątyni tak samo wyraźnie jak ona.
Źdźbuch nie wydawał się zainteresowany, chlejąc piwo.
- Oczy se powydrapujecie, jak złapiemy tych skurwysynów. Potem się zabierzemy za to morderstwo i pozadajemy pytania. Jasne?
Spojrzał najpierw na chłopaka, potem na Arinę.
Wiedźminka skinęła głową. Bardzo była ciekawa co też znajduje się w leżących w kacie sakwach...
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 15-04-2010, 11:33   #25
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Olaf pomyślał, podumał, chrząknął i na Źdźbucha się zapatrzył, który tylko zmierzył wiedźminkę przeciągłym spojrzeniem, a potem beknął, gdy wypite piwsko się przyjęło.
- I co, damy skurwysynom spalić całe Vixen, chowając się razem w jednym domu?! Po moim, kurwa trupie! Gdzie się pojawią tam kupą lecim i rzycie im klepiem, trochę ich uszkodziliście zeszłej nocy, teraz nas o pięciu więcej, to i radę damy. Nie trzęsaj portkami, panienko, nie takie rzeczy się robiło!
Zarechotał i znów do kufla przyssał, ale na chwilę tylko. Nie był pijany, ale i nie zupełnie trzeźwy.
- No, czas się ruszyć. Dwóch moich zostaje u Olafa, my ze trzech pokręcimy się przy ratuszu i drodze. Wrzeszczeć jak zaatakują, to ich od tylca zajdziemy. Nu, do roboty.
Otarł wargi z piany i wstał zamaszyście, wychodząc z karczmy i poprawiając pas z mieczem. Blady Olaf również wstał.
- Pozamykam okiennice i drzwi półotwarte zostawię, zobaczymy czy myślą. Jak nie to ich w przejściu damy radę zatrzymać. Dwie kusze są. Może się zdrzemnę jeszcze, zanim noc nadejdzie.
Skinął im głową i nieco sztywno opuścił karczmę. Chwilę po nich wyszedł i uczeń łowcy czarownic, a zbliżający się wieczór tym razem nie zachęcał do picia. Każdy tu chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, gdzie na pewno nie zmruży oka. Po jakimś czasie w środku został więc tylko karczmarz i służka. Mark, który przez większość czasu tylko obserwował, oparty o ścianę przybytku, teraz wskazał głową na stertę rzeczy Sly Foxa, rzuconych w kąt izby.
- Też o tym myślisz? To idź. Zajmę ich.
Wstał z prawie niesłyszalnym jękiem i utykając podszedł do lady, zagadując karczmarza i mrugając do służki. Mężczyzna go słuchał, kobieta zapatrzyła się na przecież całkiem przystojną twarz. Arina mogła podejść do rogu izby, udając, że zajmuje się jakimiś swoimi pakunkami, jednocześnie przerzucając szybko te należące do łowcy czarownic. Kufer Wyrwichwasta nie był znów taki duży, ale Orla prawie natychmiast zorientowała się, że go tu nie ma. Nie znalazła też amuletu, za to pomiędzy ubraniami wymacała sztylet i to nie zwyczajny sztylet. Na jego czarnym jak smoła ostrzu wyryte były delikatne runy, a rękojeść pokryta była lekko błyszczącym srebrem. Magiczna, bezcenna broń. Do kogo należała? Sly Fox miał mordę mordercy i zakapiora, ale w końcu mogła należeć i do niego. Dłużej przyglądać się nie mogła. Skrzynki nie odnalazła, ale w końcu nie wiedziała co było w środku. Należało bardziej szukać amuletu, ale tu go nie było.

Chata Olafa była piętrowa, z małą kamienną podmurówką. Nie wyróżniała się na tle całego Vixen, a z jej piętra dobrze było widać sam ratusz, gdzie kręcił się Źdźbuch wraz ze swoimi ludźmi. Wójt przygotował się do obrony najlepiej jak umiał, a wojskowym to on przeca nie był. Na głucho zabił wszystkie okiennice, wzmacniając drewnianymi sztabami, które po prostu przybił młotkiem. Na dach nalano wody, a i na podłodze sporo jej pływało. Łatwiej było sprzątnąć wodę niż potem odbudowywać spaloną chatę. Wyniósł też swoją rodzinę i wszystko, co było łatwe do wyniesienia i stanowiło jakąś większą wartość. Dwa stoły przewrócił w głównej izbie, blokując wejście od małego przedsionka, w który swe kusze skierowało dwóch milczących ludzi Źdźbucha. Wpadający do środka bandyci na pewno najpierw wepchną się na bełty, a potem prosto w półokrąg obrońców. Tutaj ich przewaga nie miała takiego znaczenia, jeśli nie uda im się osiągnąć zaskoczenia, a biorąc pod uwagę przygotowania - było to bardzo wątpliwe. Nastała noc, a nią nerwowe oczekiwanie.

Nie było oczywiście sensu, by czuwali wszyscy. Część mogła znaleźć czas na nerwowy sen, a to przywołało sny. Arina w głębi swojej świadomości wiedziała, że to już ostatni z nich, od chwili, gdy tylko się zaczął.
Kobieta wręczyła jej łuk i strzały, sama zakradła się z pochodnią i podpaliła gniazda, jedno za drugim. Oszalałe ptaki rzucały się na nią, jednak ona nie walczyła podpalała tylko kolejne gniazda. Zaczęłaś strzelać do kruków, padały jeden za drugim, a ich ciała nie płonęły. Gdy umarł ostatni ptak, dostrzegła jak ciało jej towarzyszki spowija mgła.
Nagły huk, krzyk i miecz już znajdował się w dłoni. Opierający się na sprawnej nodze Mark, przyciągający ją i całujący w usta, krótko, jakby poważnie obawiał się końca. Drzwi otworzyły się, świsnęły bełty i rozległ się jęk. Ale wpadli do środka, jeden za drugim. Szczęk mieczy wypełnił pomieszczenie, krótkie, ciche jęki i westchnienia. Dopadli do nich ze wszystkich stron, na boki poleciały pochodnie. Ale dom nie chciał się palić tak łatwo, mieli czas na ich zgaszenie. Tamci naparli, bardziej na Olafa, niż na nich. Ale umieli walczyć, wciąż było ich więcej. Krzyki już musiały zaalarmować Źdźbucha. Teraz należało tylko wytrwać. Mark zachwiał się po jednym z wrogich uderzeń. Na jego twarzy odmalowywał się okropny ból. Natarła, a młoda twarz jej oponenta była bez wyrazu. Tylko czarne oczy błyszczały czymś nienaturalnym. Ktoś wrzasnął, ale nie wiadomo było kto. Walczyli, prawie dwóch na jednego, tak jakby tamci nie utracili nikogo zeszłej nocy. A może zamieszanie uniemożliwiało sprawne liczenie. Miecze błyskały w świetle pochodni.
 
Sekal jest offline  
Stary 17-04-2010, 22:16   #26
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Dali jej wyraźnie do zrozumienia, że tym czym się ma zajmować jest walka, a nie niepotrzebne nikomu wiedźmińskie dywagacje. Od myślenia byli inni ważniejsi, lepiej sytuowani czy urodzeni albo po będący zwykłymi ludźmi. Mutanci mogli się czasami przydać do zabicia potwora czy obrony, ale lepiej by się nie wtrącali w decyzje ludzi.
Nauka pokory była bardzo bolesna.

Podpity Źdźbuch wydał polecenia i nic już więcej nie dało się zrobić. Wszyscy się powoli rozeszli do swoich obowiązków albo po prostu do własnych domów. Nikt w Vixen nie miał ochoty na zabawy i siedzenie w karczmie. To akurat zupełnie jej nie dziwiło. Mark najwyraźniej podzielał jej podejrzenia co do łowcy czarownic i jego ucznia, bo odwrócił uwagę karczmarza i jego pomocnicy, by mogła pobieżnie przeszukać ich rzeczy. Samego kuferka oczywiście nie było, a że Arina nie miała pojęcia jaka był jego zawartość, nie była w stanie nic stwierdzić. Nie znalazła tez medalionu, ale ten pewnie któryś z zabójców, niezależnie kim byli, nosił pewnie przy sobie. To śledztwo musiało poczekać, a pewnie i tak nie pozwolą się nim zająć mutantce. Odłożyła z powrotem na miejsce, niezwykły sztylet, który znalazła w tobołach i wróciła do Marka.
- Zjedzmy coś pożywnego i chodźmy do Olafa. Może trzeba mu w czymś pomóc.
Na pytające spojrzenie mężczyzny pokręciła głową:
- Nic, tylko magiczny sztylet, ale on może być przecież własnością pana Foxa – wyjaśniła kiedy znaleźli się z dala od ciekawskich uszu.

Dom Olafa miał przynajmniej jedną zaletę: Znajdował się na tyle blisko ratusza i głównej ulicy, którą patrolować mieli Żdżbuch i jego ludzie, że mogli oni z łatwością przybiec z pomocą na pierwszy krzyk alarmu. Rodzina i cenne rzeczy wójta wyniesiono, a cały dom zabito dechami na głucho i obficie polano wodą. Jak wiadomo mokre drewno nie jest takie chętne do palenia się jak suche. Arina pamiętała jednak, ze w karczmie Anzelma wylano jakąś substancję dzięki której ogień rozszedł się tak szybko. Miała nadzieję, że woda nie będzie dla niej idealnym nośnikiem. Podzieliła się ta informacją z Olafem i ludźmi wyznaczonymi na jego strażników. Mieli zwracać uwagę na ludzi próbujących coś rozlewać. Czy jednak w ferworze walki będzie na to czas? Najważniejsze było życie ludzkie i to przede wszystkim mieli ochronić tej nocy.
Przygotowali powitalna niespodziankę w postaci dwóch kuszników i pozostało im już tylko czekać, ewentualnie próbować się przespać.

Hałas wyrwał ją z koszmaru. Zanim zdążyła połapać się w sytuacji i otrząsnąć z resztek dziwacznej wizji, Mark chwycił ją i wycisnął na jej ustach gwałtowny pocałunek. Tęskny i jednocześnie pełen desperacji. Arinie kręciło się od tego wszystkiego w głowie. Próbowała sobie przypomnieć twarz kobiety ze snu i porównać ją z obliczem pani Elisy, ale nie była w stanie. Obnażyła miecz i ruszyło w kierunku Olafa. Nauczona przykrym doświadczeniem z Anzelmem, postanowiła przede wszystkim pilnować kolejnej potencjalnej ofiary. Wojownik stanął obok. Przeciwników było wielu, ale musieli wytrwać do momentu przybycia odsieczy.
Na szczęście mokre drewno nie miało ochoty płonąć. Zagaszone pochodnie udaremniły przynajmniej jedno zadanie napastników. Arina dostrzegła kątem oka ból wojownika, ale nie mogła mu pomów, stojący na wprost niej chłopak, był taki młody... pewnie niewiele starszy od niej! Z pewnym zdziwieniem zauważyła, że jego twarz była pusta, całkowicie pozbawiona wszelkich emocji. Błyszczące oczy miały rozszerzone źrenice niczym pod wpływem narkotyku... a może była to magia?
Wiedźminka natarła markując uderzenie z prawej strony celując prosto w pierś, gdy przeciwnik skierował ostrze swego miecza na jej broń w celu sparowania ataku, wyhamowała spowalniając pchnięcie i opuszczając broń nieco w dół. Miecze minęły się, a dziewczyna wykorzystując zachwianie przeciwnika skierowała swą broń ponownie w kierunku jego ciała zagłębiając ją nieznacznie. W tym momencie chłopak uniósł miecz, a jego ostrze zagłębiło się w odsłonięty bok wiedźminki. Arina mimo bólu nie wycofała się jednak pogłębiając pchnięcie. Martwe ciało osunęło się na ziemię. Wiedźminka przejechała lewą dłonią po ranie. Wyczuła sporo wilgoci. Jeśli pomoc nie nadejdzie szybko miała tej nocy okazję wykrwawić się na śmierć.
Teraz jednak nie czas było na użalanie się nad sobą. Uderzyła na kolejnego przeciwnika próbującego zagrozić życiu wójta
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 18-04-2010, 21:38   #27
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Walka była szybka i brutalna, długie miecze migały w powietrzu, ale posługiwanie się nimi dla wszystkich było problemem w tej małej izbie. Mark krzyknął, widząc, że wiedźminka dostała i jakby zbierając się w sobie, mocniej naparł na przeciwnika. Sama Arina odrzuciła ból, ale dobrze nauczoną ją rozpoznawać powagę ran. Ta była poważna, wręcz zabójcza dla normalnego człowieka. Musiała szybkim ruchem zerwać z pasa miksturę, odgryźć wosk i wlać ją sobie do ust. Krew buzowała jej w głowie, a źrenice zwęziły się samoistnie, gdy i tak już zwiększona wiedźmińska regeneracja, nagle dostała "kopa", pędząc przez żyły i tkanki jak galopująca kawaleria. Orla rzuciła się na kolejnego przeciwnika, miecze zetknęły się ze zgrzytem, na zewnątrz rozległ się dźwięk końskich kopyt i rżenie wierzchowców. Jakiś człowiek zaczął wrzeszczeć z bólu, zagłuszając większość odgłosów. I nagle było już po wszystkim. Napastnicy rzucili butelki z jakąś oliwą, która rozbryzła się w okolicy pochodni, izba z miejsca zapłonęła żywym ogniem. A potem rzucili się do ucieczki, od razu kierując się ku drzewom i wymieniając ciosy z ludźmi Źdźbucha. Potem zapadła prawie-cisza, gdyż ciężko ranny ciągle wrzeszczał, trzymając się za rękę, oberżniętą na wysokości łokcia. Pozostali rzucili się po przygotowana wiadra, zalewając ogień litrami wody.

Tym razem misja bandytów nie powiodła się. Olaf żył, chociaż ciachnięty kilka razy, a jego chata stała, przypalona tylko lekko i zalana krwią i wodą. Padło czterech wrogów, wszyscy młodzi, na czarno ubrani i podobni do siebie wręcz bliźniaczo. Obrońcy stracili dwóch - jeden leżał martwy tuż przy przedsionku, gdzie chyba zbyt pewnie szarżował od tyłu, drugi zaś powoli chrypł, gdy ktoś zajmował się jego paskudną raną. Do końca życia będzie już kaleką, a jego wojskowa kariera skończyła się błyskawiczną porażką. Nie miał więcej niż dwadzieścia lat. Źdźbuch wrócił po jakimś czasie, wlokąc za koniem jeszcze jednego trupa.
- Skurwysyny! A miało miej ich być, przewidziało wam się chyba, że jakiegoś usiekliście! Kurwa mać, biedny Skozik.
Jak na gust Ariny, straty i tak były zadziwiająco małe. Jej rana już praktycznie całkiem się zasklepiła, za to Mark wyglądał źle. Rana na udzie odnowiła się, a na dodatek doszły jeszcze dwie kolejne, gdy uniki były minimalnie spóźnione. Uśmiechnął się do wiedźminki, chociaż boleśnie.
- Szkoda, że te twoje mikstury tylko na was działają. Wiele bym dał za taką.
Podniósł się z trudem, gdy rany miał już obwiązane bandażem. Okazało się, że było już całkiem blisko świtu. Słońce nieśmiało świeciło jeszcze za horyzontem.

Wtedy też ciała zniknęły, a na ich miejscu pojawiły się kruki, leżące martwe tak samo jak ludzie. Tylko ilość krwi się nie zmieniła. Wróciła też Sly Fox, zaaferowany i wściekły.
- Widziałem jak te skurwysyny do domu Elizy wracają! Teraz możemy ich przydybać i na stos wsadzić!
Olaf aż zębami zazgrzytał i od razu skierował tam swoje kroki.
- Kto może chodzić i miecz trzymać to za mną. Pieprzona suka!
Tym razem nikt ich nawet nie próbował zatrzymywać, gdy wpadli do środka, wywlekając kobietę za włosy z sypialni. Miała na sobie tylko długą nocną koszulę, ale to nikogo nie ruszyło. Niestety nigdzie w domu nie znaleźli śladu czarnowłosych mężczyzn, a wiedźma siedziała cicho i na nic zdały się krzyki Źdźbucha, który próbował wydobyć z niej zeznania. Ale było coś innego, co Arina odkryła przy pomocy swoich snów - na strychu znajdowało się jedenaście gniazd wyłożonych pokrzywami. Więcej roślin walało się po podłodze. Nie było tu widocznych oznak magii, ale raz czy dwa medalion zadrgał lekko. Szybko przekazała informację o tym innym, którzy i tak już decyzję podjęli. Wiedźmę ciągnięto do ratusza, a na środku placu przed budynkiem budowano już stos. Nikt już nie spał, krzyczano i rzucano czymś w kobietę.

Do sprawy chciano zabrać się praktycznie natychmiast. Podstawiono postument, na którym stanął Olaf i jął wygłaszać serię oskarżeń, na czele z morderstwami, które zarzucał kobiecie. Ale nawet w połowie nie był, gdy kobieta, którą ustawiano już przy stosie, wyrwała się.
- Bracia! Brońcie mnie!
Sześć kruków natychmiast pojawiło się tuż koło niej, jeden po drugim zmieniając się w czarnowłosych mężczyzn z mieczami w dłoniach. Tłumek ryknął z przerażenia i zaskoczenia i jął rozbiegać się we wszystkie strony, niezdolny do stawienia oporu. Pozostał tylko Źdźbuch ze swoimi ludźmi, Olaf, Mark i Sly Fox wraz z uczniem. Szanse były wyrównane? Nie do końca, wiedźma zaczynała recytować jakieś zaklęcie, gdy tylko jeden z jej braci przejął jej więzy.

Teraz był czas, by legendę o Królu z Bukowej Kniei zakończyć na zawsze.
 
Sekal jest offline  
Stary 22-04-2010, 16:17   #28
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wiedźmińskie eliksiry potrafiły działać cuda. Oczywiście za gwałtowną regenerację płaciło się zatruciem organizmu, ale zmutowane ciało było do nich przystosowane. Dziwna była świadomość, że substancja którą właśnie wypiła i która gwałtownie zasklepiła poważną ranę, zabiłaby natychmiast każdego człowieka. Jej kocie, pozbawione białek oczy jarzyły się dziwnym blaskiem, gdy starła się z kolejnym przeciwnikiem. Ten widok nie wywołał u niego żądnej reakcji, co ponownie nasunęło jej myśl o magii i opętaniu.
Nadciągająca odsiecz oznajmiła swe przybycie rżeniem koni i odgłosem końskich kopyt uderzających o otoczaki, którymi wyłożone były główne ulice w Vixen. To zdeterminowało napastników do szybkiego działania. Ponownie zaatakowali ogniem, dla jego wzmocnienia rozlewając oliwę i zaczęli uciekać kierując się w stronę majaczącej na tle nocnego nieba, czarnej ściany lasu. Źdźbuch i jego ludzie stanęli im na drodze, ale mimo wymiany kilku ciosów nie zdołali zatrzymać. Ganianie za nimi w nocy po lesie nie miało wielkiego sensu.
Wkrótce niedawne pole starcia wypełniła cisza, przerywana tylko zawodzeniem rannego chłopaka i odgłosami walki z żywiołem. Arina popatrzyła na odciętą kończynę i pokiereszowanego młodzieńca. Nie było szans, by ktokolwiek mógł mu pomóc. Będzie z pewnością żył, ale jego wojskowa kariera właśnie się zakończyła tym jednym prostym cięciem. To ona mogła tak dostać, zamiast ciosu w bok i to byłoby naprawdę paskudne. Zdecydowanie trzeba będzie bardziej dbać o własne odstające członki, przecież nawet wiedźmiński mutant nie miał szans na ich odrośnięcie. Myślała o tym wylewając kolejne wiadro wody na dogasający pożar.

Gdy skończyli popatrzyła na lekko rannego wójta i jego nadpaloną, ale nadal stojącą w całości chatę. Przynajmniej tym razem im się udało! Potem obejrzała sobie martwe ciała podpalaczy. Zdecydowanie wyglądali na braci. Rodzinne podobieństwo było uderzające. Wszyscy zaś byli tak przerażająco młodzi...
Zignorowała marudzenia Źdźbucha tak samo jak on wcześniej zignorował ją, w końcu to nie ona postanowiła nie doceniać umiejętności przeciwników i się rozdzielać. Jak sobie przypominała sugerowała coś wręcz przeciwnego, bo choć napastnicy umieli walczyć działali bardzo schematycznie. Jakoś miała dziwną pewność, że zaatakują albo dom Olafa, albo bezpośrednio Źdźbucha, a nie jakikolwiek inny budynek czy człowieka.

Podeszła do Marka, któremu wyrwany ze snu medyk już opatrywał otrzymane nowe rany i kręcił głową nad starą, która ponownie się otwarła w tym starciu. Odwzajemniła jego uśmiech słysząc niebezpośrednie, ale całkiem miłe słowa akceptacji, a może nawet trochę i szacunku, dla jej odmienności. Gdy konował skończył swoją pracę, wojownik z pewnym trudem uniósł się na nogi, podeszła do niego, odwzajemniła gorący pocałunek, którym obdarzył ją na początku starcia i wsunęła rękę pod ramię by pomóc w chodzeniu:
- Szkoda że zniknął amulet Wyrwichwasta, działał podobnie jak mój eliksir, a mogli go stosować ludzie.
- I tak wątpię, by działał bez swojego właściciela
- odpowiedział sceptycznie Mark.
- Gdyby nie działał po co ktoś by go zabierał?
- Może potrzebny mu był do czegoś innego? Albo mu się podobał? Nigdy nie będziesz wiedziała takich rzeczy.
- Może, a może jednak działałby niezależnie.
- Wzruszyła ramionami - Skoro go jednak nie ma to czysto teoretyczne rozważania... - zawiesiła głos patrząc na to co działo się na podłodze, na której leżeli martwi podpalacze.

Przemiana trupów w kruki jakoś nie do końca ją zaskoczyła. Legenda starego barda, dziwaczne sny i puste spojrzenia napastników chyba trochę ją na to przygotowały. Tym razem to jednak wyglądało jakby ktoś ptaki oszołomił, zamienił w ludzi i wysłał by podpalali i walczyli. Czy jednak zwykły ptak by to potrafił? Na czym polegała ta dziwna magia? I skąd by było tyle krwi gdyby rzeczywiście chodziło tylko o małe zwierzęta?
Jej rozmyślania przerwały krzyki łowcy czarownic. Dziwaczna historia o bandytach wracających z lasu do domu pani Elisy spowodowała, że wszyscy ruszyli w tamtym kierunku. Także Arina wspierająca kulejącego Marka, która z tego powodu przybyła na miejsce jako jedna z ostatnich. Popatrzyła na ubraną w nocną koszulę kobietę, która siedziała przed swoimi oprawcami dumnie bez słowa. Czy naprawdę była winna? Wiedźmina wolałaby mieć jakieś potwierdzenie. Śmierć niewinnej osoby nie była komukolwiek do niczego potrzebna. Dziewczyna zostawiła rannego wojownika na dole, a sama postanowiła rozejrzeć się po domu, o którego w końcu zyskała dostęp.
Przeglądanie poszczególnych pomieszczeń nie przyniosło żadnego rezultatu. Dopiero na strychu jej uwagę zwróciły gniazda. Choć gniazda w takich miejscach raczej nie są niczym niezwykłym, a opowiadanie innym o snach pewnie nie miałoby wielkiego sensu i raczej utwierdziłoby ludzi co do dziwaczności odmieńca, Arinie wydało się to jednak dowodem wystarczającym.
Zeszła na dół i powiedziała o swoim odkryciu, a za element wskazujący że mają coś wspólnego z ostatnimi wydarzeniami uznała ich liczbę - jedenaście oraz fakt, że w każdym znajdowały się świeże liście pokrzyw!
Reszcie, najwyraźniej już wcześniej przekonanej o winie kobiety to wystarczyło. Zabrali ją do ratusza. Wiedźminka postanowiła zrobić coś jeszcze zanim też się tam uda. zapaliła pochodnię i ruszyła na strych, a potem metodycznie spaliła wszystkie gniazda jedno po drugim, tak jak widziała to w swoim śnie.

Kiedy dotarła na główny plac Vixen zobaczyła gotowy stos oraz stojącą obok kobietę, wójta wygłaszającego oskarżenia i gawiedź zabawiająca się rzucaniem kamieniami i odpadkami w skazaną. Najwyraźniej sąd nie miał znaczenia, oskarżenie uznano i natychmiast postanowiono wykonać wyrok. Jeśli Elisa naprawdę była córką Króla Bukowej Kniei los właśnie zatoczył koło i kpiąc sobie z wszystkiego kończył jej życie podobnie jak życie jej rodziciela w dokładnie tym samym miejscu.
Nagle jednak bezwolna dotąd więźniarka wyrwała się, przywołała kruki i zmieniła w mężczyzn gotowych bronić jej do końca. Gawiedź natychmiast rozpierzchła się na wszystkie strony, a wiedźma zaczęła snuć zaklęcie.
Arina nie wahała się nawet chwili. Wyszarpnęła broń z pochwy i ruszyła prosto na Elisę. Mężczyźni byli tylko pionkami torującymi jej drogę do królowej, ale wiedźminka była pełna determinacji by do niej dotrzeć.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 25-04-2010, 12:32   #29
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Walka to Chaos. Chaos ucieczki, gdy ludzie tracąc zupełnie zdolność logicznego myślenia rzucają się w absolutnie wszystkie strony, najczęściej ku swoim domom, gdzie upatrują złudnego bezpieczeństwa. I niektórzy z nich giną, przebiegając tuż obok czarnych, którzy robią wszystko, by bronić swojej siostry. Cena za to nie jest ważna. Chaos walki, gdy miecze ścierają się ze sobą ze zgrzytem i metalicznymi stukami jeszcze głośniejszymi nawet niż wrzask przerażonych, bezwolnych kobiet, bezwolnych ludzi, którzy w kilka chwil znajdują się już za daleko, by słyszeć ich przez szum adrenaliny atakujący uszy tych, którzy nie stchórzyli. Chaos nieznanego, chaos magii, która wraz z rykiem płomieni wydobywała się z palców wiedźmy, wraz z krzykiem Źdźbucha, którego ogień uderzył z potężną siłą i rzucił na ziemię, podpalając. Teraz tarzał się i krzyczał, próbując ugasić nienaturalne płomienie. Nie miał mu kto pomóc.

Arina prawie nie zatrzymywała się przy jednym z braci, który stanął jej na drodze. Zatańczyła i delikatnym cięciem wytrąciła go z równowagi i powaliła na ziemię z rozciętym udem. Wyraźnie nie był przygotowany na taki atak! Teraz już nic nie blokowało jej dostępu do wiedźmy, prócz oczywiście... samej wiedźmy. Ta nie mogła nie dostrzec wiedźminki, chociaż skupiona na Źdźbuchu, zareagowała zbyt późno, gdy już miecz rozcinał jej miękkie, niczym nie chronione ciało. Orla już chciała krzyknąć z satysfakcji i tryumfu, widząc krew tryskającą z przeciętej tętnicy, ale Eliza była silniejsza, niż można się było spodziewać. Potężna moc, którą uderzyła Arinę, posłała wiedźminkę wiele metrów w tył. Ciało z ogromną prędkością łupnęło w ścianę ratusza, a przynajmniej ze dwa żebra pękły cicho, ale odczuwalnie dla Orlej. Która chwilę potem straciła na chwilę przytomność.

Gdy się ocknęła, ostatni z braci właśnie padał po ciosami zakrwawionego Marka. Zwycięstwo jednak okupione zostało strasznymi stratami. Sama Arina czuła się okropnie potłuczona, a niedawno zaleczona rana na biodrze otworzyła się. Żebra paliły żywym ogniem. Ale bez problemu zdiagnozowała swój stan jako niegroźny dla życia i nawet podniosła się z trudem, każdy krok stawiając z bólem. Nikt nie przetrwał tej batalii bez ran, a na własnych nogach, prócz Marka, stał tylko jeden z ludzi Źdźbucha, tamujący właśnie krew z rozciętego ramienia. Dziesiętnik i drugi z jego ludzi byli martwi, podobnie jak uczeń Sly Foxa, leżący we własnej krwi z paskudną raną przez całą twarz. Olaf żył, chociaż ranny, siedząc teraz przy podejście, z którego miał zamiar wygłaszać wyrok. Żył również łowca czarownic, cięty kilka razy i z trudem dychający gdzieś w błocie. Obok niego leżały trupy dwóch z czarnych. Powoli zbierali się już ludzie, przybiegł medykus, najpierw rzucając się ku wójtowi. Ale spostrzegawcza wiedźminka zauważyła coś innego. Z rozchłestanej koszuli ucznia łowcy, wysunął się ciężki amulet, dokładnie taki, jaki wcześniej widziała na piersi Wyrwichwasta. Dowód był oczywisty, ale Sly Fox nie wydawał się poruszony.
- Dziwkarz to był i pijak, awanturnik i drań! Przysługę żeśmy uczynili dla Vixen, nie jedną zresztą! Ty zabijasz potwory i ja zabijam potwory, wiedźminko. Tylko wyglądem się trochę różnią.
Patrzył bez strachu, pewnym siebie wzrokiem. Ale z ziemi, z której ciężko byłoby mu się samemu podnieść. A bez pomocy najpewniej i by się wykrwawił za jakiś czas. Mark mimo wszystko i tak nie był przekonany, by choćby kiwnąć palcem.
- Znam ja takich skurwysynów jak ty. Rozpleniliście się po świecie ostatnimi czasy, co? Skąd masz sztylet?
- Trupowi już nie był potrzebny, tchórzu. To widać w twoich oczach, żeś tchórz, najemniku. Pewnie poprzedniego pracodawcę zostawiłeś, gdy tylko jakieś zagrożenie się pojawiło!

Mark warknął i sięgał już po miecz, ale zachwiał się na rannej nodze i jęknąwszy oparł się o Arinę.
 
Sekal jest offline  
Stary 27-04-2010, 00:03   #30
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Dla Ariny czas stanął w miejscu, tak jakby ktoś rozlał wokół gęstą a jednocześnie przeźroczystą zupę, w której każdy ruch wymagał zmagania się z nurtem, dźwięki pochłaniane przez otoczenie nie docierały do jej uszu. Widziała tylko cel i musiała do niego jak najszybciej dotrzeć: Wiedźmę nękającą małe miasteczko do którego zaprowadziła ją przypadkiem zaskakująca ścieżka losu. Została stworzona do zabijania potworów, ale przede wszystkim do obrony ludzi. Nie miało znaczenia czy potwór poruszał się na dwóch czy większej ilości nóg, czy posiadał inteligencję i w ilu głowach mieściła się ona. Jeśli zabijał istoty ludzkie, stanowił dla nich zagrożenie, stawał się automatycznie jej naturalnym wrogiem.
Zignorowała stającego jej na drodze mężczyznę. Pchnęła odruchowo tnąc mieczem po udzie. Droga do snującej splot magii kobiety stała otworem. Dzięki temu, ze za większe niebezpieczeństwo, a może za ważniejszy cel uznała Żdźbucha, wiedźmince udało jej się do niej dotrzeć. Stal zagłębiła się w miękkie, bezbronne ciało. Nagły podmuch mocy starł z jej ust triumfalny uśmiech. Nauka by nie cieszyć się ze zwycięstwa przed czasem była bolesna choć jej skutki odczuła dopiero po dłuższej chwili. Najpierw osunęła się po kamiennej ścianie ratusza kilka metrów od swej przeciwniczki i straciła przytomność.

Na szczęście reszta poradziła sobie bez jej pomocy. Gdy doszła do siebie z ulgą skonstatowała, że wszyscy przeciwnicy zostali pokonani, a rana którą sama zadała Elisie najwyraźniej okazała się śmiertelna. Mark, choć poraniony stał na własnych nogach. Ten fakt przyjęła z ulgą.
Niestety nie obeszło się przy tym bez ciężkich strat. Jedynym ocalałym z pogromców Króla Kniei okazał się Olaf. Był jednak jak zdołała ocenić Arina w stanie, który nie pozwalał na jakiejkolwiek rozmowy. Niewiele brakowało by wiedźmie udało się całkowicie zrealizować rzucone w czasie kaźni ojca przekleństwo.
Popatrzyła na martwe ciało ucznia łowcy i widoczny w rozcięciu kaftana medalion Wyrwichwasta. Nie czuła satysfakcji z faktu, że nie myliła się w swych przypuszczeniach i wnioskach. To nie miało już znaczenia.
Z kamienną twarzą wysłuchała jego pełnych jadu słów, a potem chwyciła słaniającego się ze zmęczenia wojownika i pomogła mu usiąść, by mógł w takiej pozycji poczekać na medyka jak na razie zajmującego się rannym wójtem. Dopiero potem odezwała się spokojnie:
- Dość już było samosądów w tym miasteczku – Popatrzyła na jedynego ocalałego z ludzi Żdźbucha – Tylko ty tu zostałeś jako przedstawiciel lorda na pewno razem z wójtem, kiedy dojdzie do siebie będziecie w stanie sprawić, by prawo zatriumfowało – Powiedziała, ale wewnętrznie jakoś nie była przekonana o prawdziwości tego stwierdzenia. Tacy ludzie jak Sly Fox zawsze wykręcą kota ogonem i przekonają innych o swoich racjach.
Czy to jednak miało jakieś znaczenie?
Była zmęczona i obolała. Miała dość walki, chciała odpocząć, odebrać zapłatę z rąk Olafa, kiedy już dojdzie do siebie i odjechać z tego miasteczka w dalszą drogę. Niech się inni martwią o prawo i jego implikacje.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172