Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-03-2013, 22:29   #1
 
Endymek's Avatar
 
Reputacja: 1 Endymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputację
[Gra o tron] Król za Murem

Sogarr

Sogarr napełnił bukłak wodą z małego jeziora, po czym zaczął przyglądać się swojemu odbiciu. Jego czarne włosy powiewały na wietrze. Jednak to nie na nich skupił swój wzrok. Skierował swoje mleczne oczy w stronę tatuażu, znajdującego się na lewej części jego twarzy. Tej, nieosłoniętej przez maskę z Czardrzewa. Znak, którego szczerze nienawidził. Symbol jego hańby. Czarne, pięknie wykonane piętno, które przypominało literę F. F jak Faemel, czyli wygnany. Nie dość, że czuł straszne zażenowanie z tego powodu, to jeszcze nie mógł liczyć na żadne schronienie we wschodnich wioskach Mrocznego Lasu. Każdy z tamtego regionu znał to oznaczenie. Wiedzieli z jakich powodów ludzie muszą z tym żyć. Gdy tylko bohater zbliżał się do danej osady zostawał przywitany milczeniem. Milczeniem, które nakazywało mu natychmiastowe oddalenie się. Jednak im dalej Sogarr wędrował na zachód, tym większą miał nadzieję, że ktoś nieznający symboliki jego znamienia przyjmie wygnańca do własnej społeczności albo chociaż udzieli schronienia na pewien czas. Trzy dni temu był blisko. Bardzo blisko. Udało mu się dogadać ze strażnikami, którzy stali na warcie. Dostał się do wioski położonej na małym wzniesieniu. Poznał nawet kilku przyjemnych ludzi. Wydawało się, że wreszcie znajdzie azyl, aczkolwiek marzenie prysło z chwilą, kiedy pojawił się wódz plemienia. Rozpoznał, kim tak naprawdę jest młodzieniec i kazał mu się wynosić. Mimo to Sogarr się nie poddawał. Szedł dalej, choć racje żywnościowe malały z każdym dniem.
Yash, bo tak nazywali go dawni bracia obmył twarz, założył kołczan i ruszył w przeciwnym kierunku do wschodzącego słońca. Pogoda była piękna. Złociste promienie przedzierały się przez bujne korony drzew i odbijały się od leżącego wszędzie śniegu. Po pięciu godzinach marszu postanowił chwilę odpocząć. Już miał zrzucić z siebie wszystkie rzeczy, kiedy w oddali zobaczył stąpającego ostrożnie po białym puchu dzika. Mam dzisiaj szczęście.Pomyślał i załadował strzałę. Powoli zbliżał się do wielkiej bestii i naciągnął cięciwę...
-Witaj Yath – powiedział jakiś głos
Wystraszony łowca podskoczył, przez co strzelił gdzieś na oślep.
-Co do....
-Spokojnie Yath – tajemnicza postać w kapturze wyłoniła się z drzew. - Czekałem na ciebie.
Głos nieznajomego był paraliżujący. Bohater nie wiedział, co robić. Jakaś wewnętrzna siła trzymała go w miejscu, nie pozwała mu się ruszać. Zdołał tylko wykrztusić:
-Ni..i.ee je...jestem Ya...Yath
-Ależ jesteś, mój drogi. Nazywano cię błędnie Yash'em. Łatwo się pomylić, prawda? - postać wydała z siebie ponury śmiech i podniosła głowę. Wtedy młodzieniec zauważył, że ta nie ma jednego oka.
-A....- chciał coś odpowiedzieć, jednak mężczyzna szybko mu przerwał:
-Hmmm powinniśmy już iść. Za mną. - Zanurzył się w las, a Sogarr podążył za nim. Nie wiedział czemu, po prostu coś go tam ciągnęło. Coś, czemu nie mógł się sprzeciwić.
Po chwili jego oczom ukazała się mała polanka, na której stały trzy namioty. Białe, wysokie, pokryte dziwnymi znakami. Do środkowego, najwyższego prowadziła wydeptana ścieżka, po bokach której nadziane na kije były ludzkie czaszki.
-Jesteśmy na miejscu – mężczyzna zdjął kaptur, ukazując tym samym swoją łysinę i brak prawego ucha. - Teraz musisz wejść do środka, przyjacielu.
-A jeżeli nie chcę ....?– Sogarr powoli dochodził do siebie.
-Wtedy cię zabiję.
Bohater nie miał zbytniej ochoty stawać do walki z tym dziwnym typem, więc wszedł do namiotu.
Spowiła go ciemność. Zobaczył w kilka stóp od siebie stół, na którym stała mała świeczka. Udał się w tamtą stronę.
- Jest tu kto?
Cisza.
-Hej hop?!
Nadal żadnej odpowiedzi. Dziki już chciał podążyć w stronę wyjścia, kiedy zobaczył starą kobietę, która weszła w zasięg światła. Cała ubrana była na biało. Z jej pomarszczonej twarzy wydobył się dźwięk.
-Jesteś tym, który zrodzony został w basku ognistej komety. Błędnie nazywano cię Yash'em, oszustem. Twoje prawdziwe imię to Yath, naznaczony. Zostałeś wygnany, musiałeś. To było ci przeznaczone, tak jak reszta. Wielka maczuga, którą spotkasz, mała tarcza, która roztrzaska się w twoich dłoniach i byk, którego przygarniesz. Jednak oni wreszcie cię opuszczą, zostaniesz sam. Staniesz się lodem. Zostaniesz jedynym, który się zachował, nie wpadł w czeluści zimna.
Teraz idź, uciekaj, biegnij na spotkanie ze swoim przeznaczeniem. - Zaczęła krzyczeć. Sogarr nie mógł tego wytrzymać, czuł się jakby kilkanaście kruków próbowało mu wydłubać bębenki w uszach. Wybiegł z namiotu. Szybko przemieszczał się naprzód, nie oglądając się. Wreszcie po chwili przystanął. Odwrócił głowę, ale na odległej już polanie nie znajdowały się żadne namioty. Co to na wszystkich bogów było?! To pewnie przez to znamię. Ojciec zawsze mu powtarzał, że osoby przeklęte, takie jak on teraz mają dziwne wizje, które czasami doprowadzają do samobójstwa. Jest to swojego rodzaju kara boska. Muszę wreszcie znaleźć jakąś wioskę, gdzie mnie przyjmą. Młodzieniec poprawił swoją torbę i ruszył przed siebie, jednak słowa przepowiedni, którą uważał za wyimaginowaną ciągle siedziały w jego głowie.


Njord

Njord siedział na kamieniu, znajdującym się obok strumyka z krystaliczną wodą i małej, drewnianej chaty. Na ziemiach Wolnych Ludzi o osobach potężnej postury nieraz mawia się, iż płynie w nich krew gigantów. Prawdopodobnie nie ma osoby, wobec której byłoby to bliższe prawdy niż Njord. Mierząc prawie dziewięć stóp i ważąc niemalże pięćset funtów górował nad właściwie wszystkimi ludźmi, zaś jego potężna jasnoblond broda tylko upodabniała go do jednego z olbrzymów. Mimo to był on człowiekiem bardzo spokojnym, stroniącym od konfliktów. Choć gdy zachodziła potrzeba, nie wahał się użyć swojej wielkiej, żelaznej maczugi, która właśnie czyścił. Do wioski Wiena przybył dwa dni temu. Przez ten czas zdołał poznać większość zamieszkujących Dzikich i uzupełnić zapasy na dalszą podróż. Wiele lat podróżował bez celu od mniejszych osad, po większe. Czasami sam, kiedy indziej z grupą napotkanych koczowników. Prawie wszędzie przyjmowano go z otwartymi rękoma, gdyż olbrzym trudził się w kowalstwie, profesji bardzo rzadko spotykanej za murem. Teraz jednak miał wyznaczony cel swojej wędrówki. Były to daleki zachód. Droga była daleka, a czasu coraz mniej, wielkolud zaczął pakować swoje rzeczy.
-Njord?
Usłyszał za sobą głos
-Kowalu, poznajesz mnie? – pytał młodzieniec z rozpuszczonymi, czarnymi, sięgającymi do ramion włosami i drewnianej masce na prawej części twarzy.
Półgigant od razu go skojarzył. Choć spotkał wiele osób na swoim szlaku. To syna wodza z wioski na dalekim wschodzie nie mógł zapomnieć. Nie dość, że spędził wiele czasu w jego towarzystwie, to jeszcze to charakterystyczne okrycie twarzy. Nie, tego nie mógł zapomnieć
-Yash! - uśmiechnął się. - Co ty tutaj robisz?
-Sogarr, mam na imię Sogarr, wiesz, że nie lubię tamtego przezwiska...
Njord wiedział, że słowo to oznacza w dialekcie jego wioski oszust. Mimo że brzydził się takimi ludźmi, to jednak akurat jego polubił. Sam nie wiedział dlaczego.
-Dobra, dobra Yash, ty mi tu nie gadaj o swoich przydomkach, tylko powiedz jakie licho cię przywiodło tak daleko od domu i co masz do cholery pod swoim okiem. - miał bardzo donośny głos.
-Sogarr, jestem Sogarr, ile razy mam powtarzać? A co do tego, to długa historia, zajmie nam kilka piw.
-Nie mogę, zaraz wyruszam w dalszą drogę do Mroźnych Kłów – Olbrzym pogładził się po swojej bujnej, blond brodzie.
-A co może być tam ciekawego, wielkoludzie?
-Nie słyszałeś? - zdziwił się. – Mance Ryder zbiera armię. Wszyscy Wolni ludzie ciągną do niego. Pewnie wieść jeszcze nie dotarła na wschodnie krańca krainy.
-Armię? - zdziwił się Sogarr – Po co? Kogo to chce podbić? Thenn?
-Thenn też ma do niego dołączyć, o ile już tego nie zrobił. A z Mroźnych Kłów można iść tylko w jedną stronę. Na południe. Na...
-Na Mur – Dokończył młodzieniec i dodał bez zastanowienia. - Kowalu, nie potrzebowałbyś może towarzystwa w drodze?
-Naprawdę chcesz się oddalić tak daleko od domu?
-Tak, zresztą nic innego mi nie pozostało – zebrał myśli - Słuchaj Njord, zostań jeszcze jeden dzień. Usiądziemy, napijemy się czegoś, wszystko ci opowiem. A jutro, jeżeli będziesz miał ochotę wyruszymy razem do Manca.
-Hmmmm – Półgigant złapał się za swój naszyjnik z kłów mamuta. Otrzymał go od zamieszkujących daleką północ olbrzymów, jako znak ich przyjaźni. - No, niech ci będzie. Czekaj, schowam tylko moją maczugę.
Wielka Maczuga...... Momentalnie przemknęło przez głowę Sogarr'a.


Vasyn

Wyruszyli tydzień temu. W siedmioosobowym składzie. Zostało ich tylko pięciu. W drugim dniu dwóch braci Vasyn'a strasznie się pokłóciło i rzucili się na siebie z nożami, co obaj przepłacili swoim życiem. W sumie, to się nie przejmował, I tak za nimi nie przepadał. Jedyne co ich łączyło, to wspólny ojciec, nic więcej. Ich mała wioska, gdzie bohater spędził całe dzieciństwo znajdowała się się w południowo wschodniej części krainy, dosyć blisko Muru.. Była to małą osada, licząca tylko dwadzieścia osób. Pierwsze jedenaście z jego ojcem na czele wyruszyło do Mance prawie miesiąc temu. Natomiast kolejna dziewiątka miała udać się w podróż trochę później. Dwóch Dzikich jednak zostało, bo nie chcieli się angażować w jakaś śmieszną wojnę króla za murem. Byk, bo tak na niego mawiali przyjaciele niósł ze sobą swój ukochany topór, którym przez połowę życia ścinał drzewa, aby zapewnić swojej osadzie przeżycie. Nie był dobrym wojownikiem, ale łatwym celem do obicia też nie. Kilka razy stoczył walkę z patrolem Nocnej Straży, raz przypłacił takie stracie dwutygodniową rekonwalescencją i blizną na prawym policzku. Teraz jednak miało wszystko się zmienić. Z każdym dniem był coraz bliżej Rydera, a co za tym idzie słodkiej zemsty na wronach, za te wszystkie lata, gdzie musiał z nimi się użerać.
Słońce chyliło się ku zachodowi, Omrell zarządził postój. Vasyn , jak co wieczór udał się do lasu po trochę drewna na opał, kiedy usłyszał w oddali krzyk...


Njord & Sogarr

Tak. Wreszcie spełnią się moje marzenia. Uśmiechał się Yash. Od zawsze marzył, żeby zobaczyć, jak wygląda życie za Murem. Myślał jednak, że nigdy nie będzie mu to dane, a teraz... W sumie, to nawet dobrze, ze wtedy spieprzyłem tym wronom. Uśmiechał się pod nosem.
Wyruszyli o wschodzie słońca. Njord prowadził. O dziwo, zrozumiał zachowanie chłopaka i nie miał do niego pretensji. Szli małym traktem. Pogoda nie była zbytnio przyjemna. Oprócz porywistego wiatru ze wszystkich stron sypał śnieg. Byli już jakąś milę od wioski, kiedy usłyszeli za sobą krzyki.
-NJOOOORD! CZEKAJCIE!!!! KOWALUUUUU – Półgigant rozpoznał, że biegnie w ich stronę Milven, młodzieniec, którego poznał jeszcze w osadzie Wiena. Był to niski chłopak. na plecach miał tarczę, a pod pachą trzymał coś, co przypominało torbę. Wreszcie dobiegł do dwójki bohaterów i zaczął:
-...
 
Endymek jest offline  
Stary 14-03-2013, 16:12   #2
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Post wspólny z blazen

Sogarr tak naprawdę nie miał większej ochoty na to, żeby wracać do tego jak został wygnany z wioski. Jakoś się jednak musiał wytłumaczyć Njordowi, dlaczego opuścił rodzinne strony. Tak więc przy cieple ogniska i kuflu piwa zaczął opowiadać kowalowi jak to się stało, że ich drogi ponownie się skrzyżowały.

- Nigdy byśmy się pewnie nie spotkali gdyby nie upór mojego ojca i głupota braci. Siedziałbym sobie teraz wygodnie w rodzinnym domu, ale nie... kiedy ojciec usłyszał, że w okolicy widziano odział Nocnej Straży, postanowił skorzystać z okazji i wyrżnąć kilka wron. Wszyscy oczywiście mu przyklasnęli jakby to było rzeczywiście komuś potrzebne. Pokręciliby się troszkę po okolicy i tyle byśmy ich widzieli. - Sogarr nigdy za bardzo nie rozumiał wzajemnej nienawiści jaką darzyli się Wolni ludzie i zwiadowcy z Nocnej Straży. Nie widział we wronach większego zagrożenia.
- Jak było tego mało ojciec wysłał mnie na jeden z patroli. Mówiłem, że to nie najlepszy pomysł, ale ten słuchać jak zwykle mnie nie chciał. No to pojechałem. Wyruszyliśmy z wioski rano, skoro świt. Było nas pięciu w tym też Derek. Nie wiem, może go pamiętasz? - Popatrzył na olbrzyma, ale ten tylko kiwnął przecząco głową. - Przygłup co myślał, że całą północ zawojuje swoim toporem. Się trochę przeliczył… zresztą jak i reszta. Myśleli, że nie mają sobie równych. Cieszyli się na myśl o walce z Nocną Strażą, a jeszcze tego samego dnia ich ciała zostały spalone, ale po kolei. Natknęliśmy się na wrony gdzieś blisko południa. Było ich z trzy, a może cztery razy więcej od nas. Mieliśmy jednak nad nim przewagę. Pierwsi ich zobaczyliśmy. Mogliśmy się jeszcze wtedy wycofać. To znaczy nie mogliśmy, bo nie pozwalał nam na to honor. Mówiłem, żeby wrócić do wioski i zaatakować w większej sile, ale tylko mnie wyśmiali. Ruszyliśmy zatem do straceńczego ataku. Udało mi się nawet jedną wronę ranić. Mój miecz zagłębił mu się w bebechy. Nie pomogła mu kolczuga Pewnie nie dożył wieczora, ale wtedy wiele to nie zmieniało. Cały czas mieli nad nami przewagę. Widząc jak moi bracia padają kolejno, postanowiłem ratować własną skórę. Sprzyjało mi szczęście, ich strzały trafiały w drzewa, a nie w moje plecy. Ale co z tego? Wiosce wszyscy uznali mnie za tchórza. który nie jest godzien należeć do plemienia Szarego Wilka. Zostałem wygnany. - Powiedział bez żalu w głosie. Zdążył już pogodzić się z swoim losem, a ponadto otwierały się teraz przed nim nowe możliwości.
- A ty? Myślisz, że dobrze zrobiłem opuszczając w boju swoich braci?

Njord uważnie wysłuchał historii Sogarra, naturalnie poznawał symbol wygnania, wiedział więc że opowieść nie będzie należała do przyjemnych. Tak więc gdy tylko jego kompan zaczął mówić uśmiechnął się zachęcająco, odwaga była czymś wartościowym, zaś zdolność do mówienia o tym, o czym mówić się nie chciało także o niej świadczyła.

- Odradzałeś walkę, lecz stanąłeś do niej, nie widzę w tym tchórzostwa. Nie chciałeś umrzeć bez sensu. I w tym nie ma niczego z bojaźni. Wreszcie stanąłeś przed swym ojcem i całym plemieniem chociaż przecież wiedziałeś, że uznają twój czyn za haniebny. To może nawet jeśli nie dowodzi odwagi, to na pewno honoru. Cieszę się jednak, iż w twych słowach nie słychać nienawiści tak wobec twego plemienia jak i Nocnej Straży.
- Miło, że ktoś jeszcze potrafi rozróżnić zdrowy rozsądek od tchórzostwa. - Zadowolony Sogarr stuknął kubkiem o kubek z piwem Njorda.
Kowal pociągnął potężny łyk piwa - Skoro już wspomniałem o Nocnej straży chciałbym ci się z czegoś zwierzyć. Bo choć tak jak mówiłem zamierzam dołączyć do armii Mance’a to mam jednak nadzieję sprawić by nie musiała ona zostać użyta. Liczę na to, iż uda mi się nakłonić Wolnych Ludzi by najpierw myśleli o pokojowych rozmowach z Nocną Strażą, w ostateczności zaś powinni sięgać po broń. Potrzebuję każdej dostępnej pomocy, wiele krwii zostało przelane i silna jest nienawiść pomiędzy jednymi a drugimi. Źle się stanie jeśli więcej jeszcze śmierci stanie między nami a Nocną Strażą.

Półgigant milczał przez dłuższą chwilę, dając czas swojemu kompanowi by przemyślał jego słowa, po czym dodał.
- Boje się, że taka wojna może doprowadzić do końca Wolnych Ludzi.
- Chyba trochę przesadzasz. Nie pierwsza i nie ostatnia to wojna, kiedy to lubimy złoić skórę wronom, a oni nam. - Yash to najstarszych nie należał, a zdążył się w swoim życiu nasłuchać opowieści o tym, jak to w przeszłości Wolni Ludzie wielokrotnie prowadzili zażarte boje z Nocną Strażą. Najczęściej z różnym skutkiem. - Ja rozumiem, że do ułomków to ty bracie nie należysz, ale chyba przeceniasz swoje możliwości. Nie zawrócisz kijem Milkwater. Jak ty niby chciałbyś nakłonić tego Manca Rydera to zmiany planów? - Zapytał kowala, którego choć znał krótko, to wydawał mu się on człekiem rozważnym. Jednak plan z pertraktowaniem, Sogarr uznał za idiotyczny. Nie widział cienia szansy na jego powodzenie.
- Źle się rozumiemy. Nie boje się Nocnej Straży i nie o nich myślę. Wydaje mi się jednak, że Wolni Ludzie mają większy problem. Myślisz, że dlaczego Mance zaczął zbierać armię? - Zapytał kompana. Yash wzruszył tylko ramionami, a Njord kontynuował. - On to czuje. Nadciąga coś złego, coś groźnego. Ja też to widzę. Coraz większe mrozy, dziwne zachowanie dzikich zwierząt, niepokój wśród gigantów. Ale to nie wszystko, często na przykład nieostrożni myśliwi bądź bezmyślni młodzieńcy przepadali w dzikich ostępach, ale teraz to się pogarsza. Więcej! Bywa, iż nie pojedynczy ludzie a całe wioski przepadają. Jestem w podróży już od wielu lat i widzę to wszystko, być może wyraźniej niż większość Wolnych Ludzi. Dlatego mówię ci, czas jest istotny! Nie chcę odwodzić Mance’a od zmiany planów. Niech zbierze armię, niech pomaszeruje na Mur, ale zanim zacznie atak niech przeprowadzi rozmowy, może wrony, kiedy zobaczą jego siłę, przestraszą się. Może nie dojdzie do rozlewu krwi. Ale jeśli będą chcieli walki niech i tak będzie.
- Wioski się wyludniają, bo ludzie za Ryderem podążają. Mrozy większe, bo zima idzie. Nic w tym nadzwyczajnego nie widzę. Zwykła kolej rzeczy. - Sogarr jakoś nie podzielał niepokoju Njorda. - Ale jeśli pozwolisz porozmawiamy o tym jutro. Dzisiaj jest już zmęczony. - Ziewnął przeciągle i dopił piwo. - Jeden z tutejszych pozwolił mi przenocować w stajni. Może przynajmniej te nocy nie zmarznę. A ty gdzie spędzisz noc?
- Byle gdzie, myślę że ułożę się po prostu pod jakimś drzewem.
- Wybacz, ale nie dotrzymam ci towarzystwa. - Sogarr nie miał zamiaru rezygnować z wygodnej nocy na sianie. - Widzimy się jutro tutaj skoro świt. Dobrej nocy. - Wstał i troszkę chwiejnym krokiem skierował się w kierunku stajni.
 
Lakatos jest offline  
Stary 14-03-2013, 22:23   #3
 
blazen's Avatar
 
Reputacja: 1 blazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodze
Post wspólny z Lakatos

- Czekajcie!!! Kowaluuuu!!! - Do uszu Yash’a dotarł czyjś krzyk.
- Czy ktoś cię nie woła? - Spytał zdziwiony Sogarr. - Popatrz. - Wskazał palcem na biegnącego w ich kierunku chłopaka.
- Skoro prosi tak ładnie, nie wypada nam odmówić, stańmy na chwię - rzekł zatrzymując się Njord, zaś gdy młodzieniec już do nich dobiegł wielkolud mówił dalej - Milvenie oto jest Sogarr, chociaż niejedyne to jego imię, Soggarze to Milven z osady Wiena. Teraz zaś gdy już znamy swe imiona może raczyłbyś nam młodzieńcze wyjaśnić czemuż to gnałeś za nami równie chyżo jak łania gnana przez watahę wilków?

Chłopak, choć przebiegł z pewnością już kawałek drogi, był tylko nieco zdyszany. Prezentował się całkiem schludnie choć dość biednie, nawet jak na standardy ludzi północy. Nie mógł mieć więcej niż szesnaście lat, zaś zarówno niewielki wzrost jak i szczupła budowa na pewno nie dodawały mu wieku.

- Słyszałem, że udajecie się ku zachodowi, by wstąpić do armii Mance’a, prawda? Ja takoż chcę bić wrony, tak. - Ostatnie słowo zabrzmiało trochę tak pytanie, co było charakterystyczne dla ludzi z okolic wioski Wiena. - Mam ze sobą toporek mojego ojca, tak. Widziałeś przecież też, że potrafię z procą sobie dać radę, nie? I polować umiem, no. A pod okiem ludzi Ryder’a na pewno zostanę świetnym wojownikiem, co? Wtedy każda będzie tylko marzyła bym ją wykradł, tak. A gdy pobijemy czarnych, to zabierzemy im wszystek metal...

- Powoli, powoli - zaczął uspokajać Milvena Njord - To prawda udajemy się do Mroźnych Kłów i to prawda że chcemy przyłączyć się do Mance’a. Soggarze, jeśli o mnie chodzi chłopak powinien iść z nami, później jeśli będziesz chciał wyjaśnie czemu tak myślę. Mówi prawdę, potrafi polować i wierzę, że dotrzyma nam kroku.

Yash nie znał chłopaka i nie wiedział co myśleć o tej sytuacji, ale postanowił zaufać Njordowi. Skinął głową na zgodę, po czym Milven powrócił do swej entuzjasycznej przemowy.

- Tak! Obiecuje Soggarze, będę dobrym kompanem, tak. Nie będę na czatach usypiać, co? Nie mam rzeczy za dużo, nie, więc mogę i za was coś ponosić, no. Potrafię także być cichy jak śnieżny kot, tak? - chłopak zamilknął na chwilę jakby chciał dowieść swych ostatnich słów, jednakże długo nie wytrzymał, widać było iż jest naprawdę podekscytowany - Nigdy nie podróżowałem tak daleko, nie? Słyszałem, że wrony za murem mają piękne ziemie, no. Podobno bywa, że śniegu tam nie ma nawet przez dziesiątki dni, nie? Ale myślę, że to bujda, prawda?

- Chcesz się uczyć od ludzi Mance’a, ja proponuję byś zaczął już teraz - Przerwał kolejny monolg Kowal - To miło, że chcesz pomagać ale każdy niech nosi tyle ile ma ze sobą, ty zaś nie łaś się do każdego napotkanego wojownika to raz. Powinieneś także mniej szczęką ruszać, a więcej patrzeć i myśleć to dwa, inaczej nikt w tobie nie zobaczy mężczyzny i żadna nie będzie się cieszyła gdy ją ukradniesz.

Widząc, że chłopak zawstydził się nieco z powodu reprymendy Njord klepnął go w ramię czym niemalże nie wywrócił młodzieńca.

- Nie martw się zanadto, są pory na słowa i są pory na czyny. Na razie musimy iść, do tego zaś lepiej używać nóg niż gęby, wieczorami czasem zaś bywa inaczej. Bywa, że warto opowiedzieć historię i bywa że warto takiej wysłuchać.

- Mądrze mówisz - odezwał się Sogarr. - Lepiej już ruszajmy. Dzień krótki, szkoda byłoby go zmarnować na gadanie, a poza tym nie wiadomo jakie licho czyha w tym lesie. - Yash nerwowo rozejrzał się dookoła. Zawsze zdawał sobie sprawę, że Mroczny Las nie należy do bezpiecznych miejsc, ale po wczorajszym dniu czuł się wsród drzew jeszcze bardziej nie pewnie. Dobrze przynajmniej, że nie podróżował już sam. Naciągnął kaptur na głowę i ruszył zamykając pochód małej grupki. Przed nim szedł Milven z… małą tarczą na plecach.
Nie, nie, niee! Co ta ma być? Najpierw Njord ze swoją maczugą, a teraz ten chłopak z tarczą. Nie to jakiś obłęd! Już chyba całkiem zwariowałem, albo ta babka z namiotu naprawdę mówiła prawdę. Jestem wybrańcem. - Myśl, która zaświtała mu w głowie bardziej go przeraziła, niż ucieszyła. - Zejdź na ziemie głupku. Jakim wybrańcem. Wczoraj to był zwykły omam, a dzisiaj to tylko... - Wewnętrzne rozterki przerwał mu wystający konar, o który się potknął i wylądował twarzą w śniegu.
- Wszystko w porządku? - Zapytał się Milven, który jako pierwszy się odwrócił. - Pomóc ci?
- Sam sobie poradzę. - Sogarr odtrącił wyciągniętą rękę chłopaka. Szybko wstał i otrzepał się ze śniegu. - Możemy iść dalej. Wszystko w porządku.
Choć kostka w lewej nodze dokuczała mu po upadku przez resztę dnia, nie dał po sobie nic poznać. Szedł z tylu cicho i zastanawiał się czy już zwariował, czy tylko miał przewidzenia?
 
blazen jest offline  
Stary 14-03-2013, 22:47   #4
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Post wspólny z blazen

Dzień powoli ustępował nocy. W lesie zrobiło się na tyle ciemno, że dalsza wędrówka nie miała większego sensu. Trzeba było znaleźć jakie miejsce na nocleg i rozpalić ognisko. Z tym pierwszym nie było większego problemu. Za namową Sogarr’a zatrzymali się pod wielkim dębem. Jego rozłożyste konary wydawały się skutecznym schronieniem przed wciąż padającym śniegiem. Yash miał serdecznie dość kończącego dnia, dlatego z ulgą przysiadł pod drzewem i zaproponował.
- Może Milven poszedłbyś poszukać trochę drzewa na ognisko, zanim zrobi się całkiem ciemno?
- Zrobi się. Zaraz wrócę. - Odparł zadowolony chłopak.
Kiedy Sogarr zobaczył, że Milven się trochę oddalił od nich, zwrócił się do Njorda:
- No to może mi powiesz, skoro mamy razem podróżować. Skąd się znacie i kim w ogóle on jest? Jeśli oczywiście to nie tajemnica?
- Żadna to tajemnica. Znam chłopaka ze wsi, tej w której mnie teraz spotkałeś. A jest dokładnie tym, na kogo wygląda, młodym mężczyzną żądnym przygód, pełnym optymizmu i dobrej woli. To czego się raczej zauważyć nie da patrząc na niego, to to, że jego ojciec to głupiec - W głosie Njorda zabrzmiało echo gniewu. - Uważa, że nic się nie dzieje, myśli że to tylko zima. Próbowałem przekonać go, że idzie niebezpieczeństwo, lecz na nic. A ponieważ jest stary i poważany we wsi Wiena, pozostali postanowili mu zaufać.Wiedzie siebie i ich na zgubę. Dlatego właśnie powiedziałem, że powinniśmy wziąć Milvena z nami, myślę że w tych czasach armia Mance’a to najbezpieczniejsze z miejsc.
- Może i jego ojciec to głupiec, ale ludzie mieszkają tam wiosce od dziesięcioleci. Przetrwali już tam pewnie nie jedne złe czasy, więc nie dziwie się, że wcale się nie palą na iście na wojnę. A pomijając gdzie jest bezpiecznie, na pewno w wiosce jest cieplej. - Sogarr owinął się jeszcze szczelniej skórą wilka. - Żałuje, że nie zostaliśmy jeszcze jeden dzień dłużej, ale chyba tobie to ten mróz zbytnio nie przeszkadza? - Popatrzył na kowala, który wydawał mu się nie naturalnie lekko ubrany.
- Niespecjalnie, tu na południu jest całkiem ciepło. Ale skoro mróz ci doskwiera, to mogę oddać ci mój koc - Półgigant rzucił koc w kierunku swojego towarzysza - Trzymaj! może uda ci się nawet nim dwa razy owinąć.
Sogarr’owi nie trzeba było dwa razy proponować. Wziął z wielką chęcią koc od kowala i zapytał:
- Jak myślisz. Ile nam zejdzie czasu zanim dołączymy do Mance Rydera? - Spytał Yash. - Może rozsądniej byłoby poczekać na niego gdzieś bliżej muru, niż wędrować dalej na północ. - Wizja jeszcze większych mrozów przerażała Sogarra. Zastanawiał się jak musi być cudownie ciepło za murem? Jak wygląda świat bez śniegu?
- Myślę, że powinniśmy iść w jego kierunku, na pewno będzie stale rozsyłał zwiadowców, więc w ten sposób szybciej się dowiemy gdzie akurat jest.
- Nie wydaje się to głupie. Pewnie masz racje. A wracając do chłopaka, jeśli uważasz, że powinien z nami dalej podróżować, to ja nie będę oponował. Wygląda, że sobie poradzi w lesie. O, o wilku mowa. - Yash wypatrzył sylwetkę Milvena wśród drzew. Gdy chłopak wrócił z gałęziami i ściółką, Sogarr wziął się za rozpalanie ogniska. Drewno co prawda było mokre, ale miał w tym wprawę i po chwili można było ogrzać zmarznięte dłonie przy ogniu. Siedząc przy ognisku i zajadając się mięsem zająca, którego udało mu się upolować trzy dni temu, zastanawiał się czy nie powiedzieć swoim nowym towarzyszom o przepowiedni, która usłyszał od starej kobiet. Doszedł jednak do wniosku, że nie ma się co chwalić swoimi przewidzeniami innym. Jeszcze wzięliby go za wariata. Siedział zatem bez słowa i wsłuchiwał się w opowieść Njorda o olbrzymach i gigantach. Gdy kowal skończył chwalić się jak dostał naszyjnik z kłów mamuta, towarzysze ułożyli się do snu, a Yash stanął pierwszy na warcie.
 
Lakatos jest offline  
Stary 17-03-2013, 21:28   #5
 
Endymek's Avatar
 
Reputacja: 1 Endymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputację
Njord & Sogarr

Sogarr biegł z całych sił. Noc była ciemna, ledwo widział gdzie podąża. Mimo to nie zwalniał, musiał ich ostrzec, chciał im pomóc. Potknął się o wystający korzeń, a upadając rozciął sobie lewą dłoń. Gorąca krew zaczęła spływać na śnieg. Wszystko go bolało, jednak on się podniósł i ruszył dalej przed siebie. Musiał, wiedział, że musi. Po kilku sekundach wpadł na mała polankę. Zaczął się rozglądać, gdy nagle usłyszał za sobą szept
-Yaaaath.......
Bohater otrząsnął się. Serce biło mu jak oszalałe. Cholera, musiałem przysnąć. Przeciągnął się i wstał, żeby się rozejrzeć. Noc była spokojna. Jasny księżyc, który niedawno wyłonił się zza chmur oświetlał dużą część lasu. Nie zauważył nic niepokojącego. Milven leżał skulony pod drzewem, a Njord smacznie chrapał. Po upewnieniu się, że wszystko w porządku Sogarr odszedł na stronę, aby załatwić swoją fizjologiczną potrzebę. W oddali słyszał wycie wilków. Zaczął zastanawiać się nad swoim snem. Mam nauczkę, żeby nie zasypiać na wartach. Wreszcie postanowił obudzić olbrzyma, aby ten go zmienił..

***

Kolejne dwa tygodnie podróży minęły im bez większych komplikacji. Po drodze napotykali same opuszczone wioski.
-Kiedy będziemy na miejscu, co? - zapytał Milven
-Półtora, maksymalnie dwa miesiące – odpowiedział Kowal
-To strasznie długo, nie? Chciałbym już dołączyć do armii, żeby bić czarnych, tak.
-Spokojnie, jeszcze się nawalczysz chłopcze – Półgigant poprawił swoją torbę. -Sogarze, mógłbyś wybrać się na polowanie, przydałoby nam się coś do upieczenia.
-Zobaczę co da się zrobić.
Yash'a co noc nawiedzał ten sam sen.. Historia ciągle się powtarzała, jednak on nie wiedział o co chodzi. Za każdym razem budził się zdyszany.
Po kilkunastu kolejnych milach, kiedy słońce znajdowało się już na zachodzie i powoli znikało z horyzontu trójka bohaterów zatrzymała się, a mężczyzna w drewnianej masce, która zakrywała pół twarzy zapuścił się w las. Njord i chłopak naszykowali miejsce do spania i rozpalili ognisko.
-Nie mogę się już doczekać, żeby zobaczyć zamki na południu – zaczął Milven. - Podobno nie da się ich spalić, ani zdobyć, nie?
-Skąd mam wiedzieć, całe życie spędziłem tutaj.'
-Jak już zdobędziemy ziemie klękaczy, to wezmę dla siebie jakiś zamek, ukradnę do niego kobietę. Ciebie też mogę zaprosić, tak.
-Dziękuję – odpowiedział olbrzym, jednak myślał całkiem o czymś innym. Słyszał wycie. Coraz głośniejsze, co zaczęło go martwić.
-Albo pójdę.....
Młodzieniec przerwał, bo z lasu wyłonił się Yash, ciągnąc za sobą masywnego dzika.
-Mmmmm Sogarr upolował dużo mięska, tak – cieszył się.
-Widziałeś coś podejrzanego po drodze? – zapytał Njord i dotknął swojego naszyjnika. -Niepokoi mnie......
W tym momencie otoczyło ich sześć czarnych wilków. Kowal zerwał się i złapał za swoją maczugę. Bestie obnażyły kły i rzuciły się do ataku....
 
Endymek jest offline  
Stary 29-03-2013, 11:41   #6
 
blazen's Avatar
 
Reputacja: 1 blazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodzeblazen jest na bardzo dobrej drodze
Podróż mijała im spokojnie i gdyby nie opuszczone wioski rzec by można iż przyjemnie. Sogarr dobrze polował, Milven także radził sobie jeśli chodzi o chwytanie zwierzyny, zaś Njord był bardzo dobrym kucharzem tak więc posiłki zazwyczaj jedli na ciepło i smaczne. Kowal gdy miał okazję starał się zbierać różne przydatne zioła, giganci nauczyli go trochę o tradycyjnym lecznictwie, on zaś wiedział że medykament często potrafi uratować więcej żyć niż miecz. Cierpliwie uczylu Milvena by nie strzępił języka kiedy idzie i ten powoli zaczynał się do tego przykładać. Na nieszczęście pozostał mu zwyczaj dodawania pół-pytań prawie po każdym zdaniu. Njord miał jednak nadzieję, że i to się zmieni, bywało to bowiem czasem nieco frustrujące.

Gdy stanęli na popas, Kowal wysłuchiwał wiecznie gadającego młodzieńca bez specjalnej uwagi. Miał jakieś złe przeczucia choć sam nie wiedział dlaczego. Po chwili doszedł do wniosku, iż to z powodu wilczego wycia zdającego zbliżać się w ich kierunku. Wataha nie wydawała się być zbyt wielka, więc nie powinna stanowić zagrożenia, coś jednak zdawało się nie w porządku. Gdy powrócił Sogarr ciągnąc sporego dzika Półgigant wcale się nie uspokoił. Wręcz przeciwnie.
- Niepokoi mnie… – chciał zapytać myśliwego o zbliżające się wycie.

Nie zdążył. Sześć czarnych wilków wyłoniło się z półmroku, skaczące płomienie ogniska raz to rzucały blask na ich pyski by po chwili skryć je w cieniach. Nadawało to drapieżnikom nieco upiorny wygląd. Błyskawicznie rzuciły się do ataku. Njord machnął maczugą, miał szczęście, nie trafił co prawda obuchem ale stylisko uderzyło z wystarczającą siłą by zdruzgotać pierwszemu kręgosłup. Drugi raz uderzyć nie zdążył. Jeden z napastników wskoczył mu na klatkę piersiową. Kowal był za ciężki by dać się przewrócić, jednakże ostre pazury wbiły się w jego skórę. Niewiele myśląc upuścił maczugę. Złapał wilka gołymi rękami i szybkim, brutalnym ruchem skręcił mu kark.

Najbliższy przeciwnik atakował Milvena. Młodzieniec nie miał przy sobie broni gdy zostali zaatakowani, jednakże dzielnie osłaniał się tarczą. Jasne jednak było, iż potrzebuje pomocy. Kowal złapał więc leżącą na śniegu maczugę i pobiegł w kierunku walczących. Dobrze wyczuł czas i gdy wilk odbił się od tarczy zaatakował. Tym razem trafienie było czyste. Z głowy stworzenia została tylko mokra czerwona papka wymieszana z fragmentami kości i szarą masą mózgu. Njord obrócił się w kierunku Sogarra gotów pomóc mu jeśli zajdzie taka potrzeba.
 
blazen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172