Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-03-2010, 10:25   #1
 
vigo's Avatar
 
Reputacja: 1 vigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwu
[storytelling] Legendy Ethshar

Legendy Ethshar

Bandyta w koronie


Stustopowe Pole było najbardziej żałosnym widokiem, jaki Truwlett kiedykolwiek widział. Setki wygłodzonych żebraków w brudnych i podartych łachmanach prażyło się na słońcu. Wśród nich byli przede wszystkim żołnierze, którzy po Wielkiej Wojnie nie mieli, gdzie się podziać. Jakiś inwalida leczył ból alkoholem głaszcząc przy tym kikut swojej nogi. Kobieta siedząca przy nim drapała się po głowie przeklinając przy tym okropnie. Smród tego miejsca był tak drażniący, że ktokolwiek przekraczał Bramę Zachodnią Ethsharu kręcił nosem rozglądając się dookoła, aby znaleźć przyczynę tego odrażającego fetoru. Często podróżni obwiniali swojego towarzysza za nieodpowiednie zachowanie. Każdy, kto pierwszy raz odwiedził miasto nie zdawał sobie sprawy z istnienia tak skoncentrowanej wylęgarni wesz. Nie zawsze tak jednak było. Korzenny Ethshar był kiedyś jednym z trzech największych placówek militarnych. Po Wielkiej Wojnie trwającej setki lat, kiedy to północerze zostali rozgromieni, większość żołnierzy szukała szczęścia w jednym z największych miast Królestwa. Nikt nie spodziewał się, że nie będzie miejsca dla wszystkich. Dlatego też potrzebującym rozdano koce i wyznaczono miejsce, gdzie ludzie mogą spać zanim znajdą sobie jakieś zajęcie. Wszystkie gospody były przeludnione, ale i tak wiekszości nie było na nie stać. Pracy nie było dla każdego, dlatego najbardziej popularnym przedsięwzięciem była kradzież. A było gdzie ją praktykować; aleja magów, dzielnica portowa, zakątek gier i zabaw, cztery bramy i znajdujace się przy nich gospody. Najlepszymi jednak kandydatami do obrabowania byli nowo przybyli wędrowcy, nie znający reguł miasta. I tak też został potraktowany Truwlett. Nigdy nie był w Ethshar. Pochodził z Baal, które znajdowało się na terytorium Małych Królestw. To małe miasteczko było nękane przez bandytów zadomowionych w okolicznych lasach. Coraz częściej atakowali mieszkańców zabierając im wszystkie zapasy oraz oszczędności. Rada miasta postanowiła, że trzeba udać się do Ethshar i wynająć ludzi, którzy pomogą im rozwiązać problem. I tak Truwlett, jako najstarszy syn zarządcy miasta został najlepszym kandytatem na tę misję. Jak się okazało, nie był dość ostrożny, gdyż zaraz po przekroczeniu Bramy Zachodniej został obrabowany przez jakiegoś gówniarza, który uciekł na Stustopowe Pole.

- Jak łazisz?! - warknął pijany brudas, kiedy to młodzian niechcący nadepnął mu na rękę.
- Wybacz panie. Szukam małego złodziejaszka, który to ukradł moją sakiewkę - odpowiedział.
- Ha ha ha - rozbawiło to pijaka - życzę powodzenia - dodał i odwrócił się do swojej butelki wina.

Miał jednak dużo szczęścia, gdyż bardzo szybko znalazł chłopca, który to ukrywał się w małym namiocie i przeliczał monety. Wyrwał mu je, przegonił kopniakami i ruszył w stronę Bramy.


Rynek przy Zachodniej Bramie Korzennego Ethsharu był pełen werbowników. Przekrzykiwali się zachęcając przechodniów do przeżycia niesamowitych przygód. Rekrutowało się tutaj ludzi do przeróżnych misji.

- Pieniądze i sława dla śmiałów, którzy pokonają smoka! - krzyczał pewien młodzian o przekrwionych oczach. Truwlett zmierzył go od stóp do głowy i stwierdził, że wątpliwa jest nagroda w postaci pieniędzy. Obdarty i brudny młodzik o rozczochranych włosach nie wyglądał na wypłacalną osobę. Na dodatek był jeszcze pijany po całonocnych zabawach.

- Księżniczka za żonę i kufer złota dla męża, który pomoże tej oto młodej damie wrócić do rodzinnego królestwa - wydzierał się starszy jegomość, obok którego stała piękna, ale zaniedbana dziewczyna. Jakiś znikomej postury meżczyzna z małym mieczem u pasa zainteresował się tą ofertą. Stanął przy nich, uśmiechnął się eksponując braki w uzębieniu i rzekł:
- Księżniczka za żonę? Niezła zamiana. Już dawno chciałem opuścić moją starą, a tu nadaża się taka okazyjna wymiana.



Truwlett pokiwał tylko głową i stanął w centralnej części rynku. Poprawił swoje odzienie, przygładził włosy, przygotował lutnię i ze wszystkich sił wyśpiewał treść swojego ogłoszenia:


Tam gdzie rzeka wartko płynie
kąpią dziewki się w dolinie
Mężni chłopcy stają w szranki
wyczekując swej wybranki.
Tu nie rządzi pięść i stal
bo to cudne miasto Baal.
Lecz od dawna cierpi srodze
gdyż bandyci są przy drodze.
Zamieszkują nasze lasy
grabią, biją nas kutasy.
Gwałcą chłopców oraz dziewki
z nimi to nie są przelewki.
Trzeba jednak się postawić
i ten terror siłą zdławić.
Szukam zatem kilku ludzi,
którym życie się tu nudzi.
I bandytów wnet przegonią
swą nadwyraz ostrą bronią.
Gwarantuje wam pieniądze
i zaspokojone żądze.


Pieśń była bardzo melodyjna i przyciągała uwagę większości przechodniów.
Truwlett powtórzył ją kilka razy, po czym z dumą stwierdził, że jest świetnym bardem. Spora grupka ludzi otoczyła go w oklaskach licząc na kolejne pieśni. Truwlett nie miał jednak ochoty nikogo dłużej rozbawiać, więc ukłonił się grzecznie i gestykulując dał do zrozumienia, że to koniec śpiewów. Tłum szybko rozszedł się pozostawiając wyraźnie zainteresowaną garstkę ludzi, którzy gapili się na barda oczekując dalszych instrukcji.
 
__________________
"A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"

Ostatnio edytowane przez vigo : 23-03-2010 o 15:06.
vigo jest offline  
Stary 23-03-2010, 18:20   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wysoki, szczupły mężczyzna przechadzał się po Rynku przy Bramie Zachodniej i, z zaciekawieniem wypisanym na twarzy, przysłuchiwał się ofertom ogłaszanym przez werbowników. Od czasu do czasu zatrzymywał się na chwilę przy którymś z nich, zadawał pytanie lub dwa i szedł dalej. Zdawać by się mogło, że nie tyle szuka pracy, co materiału na balladę, bowiem niesiony przez niego instrument zdecydowanie wskazywał na jego profesję. Zdecydowanie nie był to wojowniczo nastawiony poszukiwacz przygód, chociaż prócz lutni miał miecz i lekką kuszę. Te typowe narzędzia do zabijania zdecydowanie kontrastowały z pogodną, uśmiechniętą twarzą.
Wysokie, lśniące wprost buty i wystające spod skórzanej kurtki koronkowe mankiety jasnej koszuli jeszcze bardziej przyczyniały się do podtrzymania takiego właśnie wizerunku.

Breggan poprawił długie, jasne włosy spływające mu na ramiona, a potem rozejrzał się. Błękitne oczy po raz kolejny zlustrowały okolicę w poszukiwaniu kolejnego werbownika z, być może, ciekawszą ofertą.
Nie miał ochoty wyprawiać się za siódme morze, zostać marynarzem na statku płynącym do Dolnego Ethshar, polować na smoka czy odzyskiwać tron dla królewny. Siódme morze było bardzo daleko, praca marynarza - ciężka i nisko płatna, polowanie na smoka nie było raczej zajęciem dla jednej osoby a obdarty werbownik, jak na razie, nie znalazł nikogo innego. Co prawda nie trzeba było martwić się o wypłatę - smocza krew była na wagę złota - ale samotna wyprawa na wielką bestię mogła się skończyć źle dla nieostrożnego śmiałka. Dochodziły do tego kłopoty z transportem.
Królewna za żonę... to była dość interesująca oferta, ale byli już inni chętni, a poliandria nie należała do uznawanych przez niego form związków rodzinnych.

Już miał zrezygnować gdy w ucho wpadły mu słowa piosenki śpiewanej przez młodzieńca, w którego głosie wyraźnie dźwięczał akcent małych Królestw. Treść owej piosenki również sugerowała, że w tamte strony mieliby się udać zbawcy miasta.
O samym Baal niewiele słyszał. Praktycznie rzecz biorąc wiedział tylko, że istnieje. Jeśli miało kłopoty, to z pewnością wieści o tym do niego nie dotarły. Być może miasto potrzebowało pomocy, a on z przyjemnością zrobiłby sobie małą wycieczkę.
Był jednak pewien problem - kłopoty oznaczały równocześnie niepewność w kwestii uregulowania owej nagrody.

- Byłbym wstępnie zainteresowany wyjazdem - powiedział - ale czy mógłbyś nam - użył liczby mnogiej ze względu na parę osób, które pozostały przy werbowniku - dokładniej określić, jak będzie wyglądać finansowa wdzięczność mieszkańców Baal okazana tym, co pokonają bandytów? Pieniądze to pojęcie względne. Pięć srebrników to ponoć też pieniądze, ale wyżyć się za to nie da... Czy jest jakaś ustalona z góry kwota, czy też mamy liczyć na łup znaleziony przy bandytach? Albo na procent od zdobyczy?
A do czasu padnięcia trupem bandyci mogli całą zdobycz przehulać. Kto kiedy słyszał o bandytach odkładających coś na czarną godzinę czy z myślą o emeryturze.
- Ciekawiłaby mnie również sprawa transportu.
- I jeszcze jedno, tak na marginesie... To 'zaspokojenie żądz" przekłada się na jakieś konkrety, czy też jest to tylko słowo użyte ze względu na rym i rytm?
Żądza sławy na przykład... Ale istniały również żądze cielesne, a jeśli część zapłaty miała być dana w tak zwanej naturze... Mieszkańcy musieliby być chyba bardzo zdesperowani.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 23-03-2010 o 18:48. Powód: Pytanie o transport
Kerm jest offline  
Stary 23-03-2010, 19:44   #3
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Starszy człowiek, w kolczudze z mieczem półtoraręcznym przy pasie oraz z fajką w zębach szedł ulicami Ethshar. Na ramieniu wisiała mu lutnia a na nogach miał wysokie skórzane buty. Mag szukał pracy, był to czarodziej co najmniej pięcdziesięcioletni. Gdy usłyszał ogłoszenie jakiegoś człowieka o tym że poszukują zabójcy smoków przystanął na moment ale natychmiast podszedł dalej. „Ta jasne, może jeszcze powiesz że pół królewny za żonę i ręka królestwa czy coś takiego”. Następnie Renald usłyszał jakiegoś mężczyznę gadającego o eskortowaniu dziewczyny i królewnie za żonę. Renald nawet się nie zatrzymał. Jakiś młody człowiek, nie dziecko, około 22 letni próbował ukraść mu sakiewkę. Renald w zamian złamał mu nos. Jakiś mężczyzna rozpoczął wyśpiewywać pieść. Gdy mag zorientował się że to ogłoszenie przystanął i wysłuchał zaciekawiony. Gdy człowiek skończył śpiewać lud się rozszedł ale zostało kilku słuchaczy zaciekawionych zleceniem. Na oko trzydziesto lub dwudziesto letnich oraz jeden niezwykle „zniszczony”. Renald magią ściągnął lutnię z ramienia. Wyjął z ust fajkę, zgasił ją i schował do jednej z licznych kieszeni. Złapał kilka akordów i rozpoczął na wzór poprzednika tym razem odpowiadać pieśnią.

U nas w górach
Bandyci umierają w wielkich bólach.
A Renald Smokobójca
To potworów osławiony zabójca.
I bandytom żyć utrudnia.
A w podróży towarzyszy mu wierna lutnia.
W karczmach nie stroni od bitki
Ale nie odegna też napitki.
Mieczem swym wrogów gromi
A tych co uciekają magią goni.
Poszukiwaczem przygód jest wielkim
Ale czasem bywa człowiekiem wrednym.
Bywa też tak że podróżnikiem jest on biednym.
Kiedyś smoka ubił
A następnie w karczmie sobie popił.
Smok był to zły ogromnie
Ale poddał się bo mag walczył zadziornie.
Renald to człek szlachetny
Dumny oraz odważny.
I choć magiem jest już starym
To człowiekiem zawsze jarym
W ten sposób na ogłoszenie odpowiada
I się na przygodę szykuję.

Mag odłożył lutnie, ukłonił się i powiedział:
- Zwą mnie Renald Smokobójca, wszystko co zaśpiewałem jest prawdą, więc chyba mam odpowiednie kwalifikacje.
 

Ostatnio edytowane przez pteroslaw : 23-03-2010 o 19:49.
pteroslaw jest offline  
Stary 23-03-2010, 20:46   #4
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
,,Nono, niby dzień a tu proszę! Tak łatwo jest ukrywać się pośród tych ludków. A wydawałoby się, że zauważą dwu metrowego człowieka o moim wyglądzie, ale proszę, wystarczy się garbić i w tłumie takim jak ten nikt nie zwraca uwagi.”

Hieronim wciąż nie mógł znaleźć dobrego sposobu na opuszczenie miasta na jakiś nie dłuższy czas, wszystkie oferty były beznadziejne, cuchnęły kłamstwem bardziej niż on sam przegniłymi ciałami.

Usłyszał gdzieś obok cienki głos, który mimo to był władczy
-Ochroniarz zabierz mnie od tego typa z czerwonym ryjem, TERAZ!
Hiena zobaczył małego chłopca, zwracał się on do swojego wielkiego kompana. Początkowo szpetny człowiek myślał, że chodzi o niego, a to byłoby mało fajne. Na jego szczęscie chłopcu chodziło o spitego grubasa leżącego gdzieś na schodkach jednego z domów. ,,Ah jakże ten chłopiec przypomina mi Estlaya. No cóż, on i wielu innych młodych szlachciców” Hieronim szwendał się dalej, szukając odpowiedniej okazji. Ale nic! Same kłamstwa, zapewne zasadzki, nic nie było pewne, a nawet zachęcające.

Nagle, jak odór z nowo otwartego grobu, uderzyła go muzyka. Rzadko kiedy słyszał utwory inne niż wulgarne, które były śpiewane przez ludzi bedących pod wpływem alkoholu. Składali one swe umęczone ciała na ławeczkach przy grobach i śpiewali, cóż to były za katusze. Ale ta piosenka była całkiem niezła, a nawet śpiewający nie wyglądał jak kufel piwa (ale kto ich tam wie). Jak się okazało, piosnka ta była ogłoszeniem które zachęcało do przyłączenia się do wyprawy. Hieronima przekonała. ,,Tak więc znalazłem nabór, który mi pasuje, na tym kończy się mój plan. Eh, raczej mnie nie przyjmą, a jak już mi odmówią to mogą mnie zabić. W końcu mogłem obrabować grób ich rodziny, albo byli wśród tych ludzi, którzy chcieli mnie zabić w tym mieście dwie noce temu. Ale co tam spróbuję!"

Hieronim nieśmiało podszedł do muzykanta, zdjął czarny kapelusz, chwycił go w dwie ręce i przyłożył do klatki piersiowej schylając głowę w dół.
-Dzień dobry. Pragnę się przyłączyć. Pieniądze nie mają znaczenia, ale pragnę wyruszyć jak najszybciej, może być nawet w tej chwili.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 23-03-2010, 22:26   #5
 
Zombie's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombie nie jest za bardzo znanyZombie nie jest za bardzo znanyZombie nie jest za bardzo znanyZombie nie jest za bardzo znanyZombie nie jest za bardzo znanyZombie nie jest za bardzo znanyZombie nie jest za bardzo znany
Dwudziestoparoletni mężczyzna zakutany w płaszcz w brudnej zieleni, niegdyś jasno zielonego koloru, spod którego wystawała rękojeść żołnierskiego miecza spoglądał na zebrany tłum już od jakiegoś czasu. Na ziemi przy nodze leżał tobół – najwyraźniej z całym jego dobytkiem – trzymał się blisko budynków na obrzeżu Rynku przy Zachodniej Bramie Ethsharu mierząc próbujących się przybliżyć uliczników groźnym spojrzeniem. Niektórym z nich, tym w jego wieku, oddawał dyskretnie skinienie głową. Na widok jednego ze starych znajomych, ponad 20 letniego kieszonkowca imieniem Byar zdobył się nawet na lekki uśmiech, któremu towarzyszyło ciche parsknięcie śmiechu. Najwyraźniej trafił on chwilę wcześniej na zręczniejszego niż on „klienta”, który rozkwasił mu nos.

Zachodnia Brama Korzennego Ethsharu. Właśnie ona prowadziła do granic z Małymi Królestwami, których było przeszło dwieście, jeśli wierzyć kupcom. Stamtąd też ściągały tłumy podróżnych. Kupców, awanturników, czasem posłańców i werbowników. Tutaj na rynku prócz wielu egzotycznych towarów wystawionych na prowizorycznie skleconych kramach można było znaleźć pracę, jako pogromca smoka, przyszły książę, najemnik w wojnie jakiegoś watażki i mnóstwo innych ofert. Wśród okrzyków handlarzy oraz werbowników zwrócił jego uwagę mężczyzna, który rozpoczął jakąś pieśń. Mimo, że umknęło mu kilka początkowych wersów z przyjemnością wsłuchał się w melodię i słowa mówiące o pieniądzach oraz zaspokojeniu rządzy. Co prawda to ostatnie wydało mu się tanim chwytem, jednak podniósłszy swoje rzeczy zarzucił tobół na plecy i podszedł zdecydowanym krokiem do grupy otaczającej śpiewaka.

Pokiwał głową przytakując, gdy jeden z zebranej wokół grupy, błękitnooki i jasnowłosy człowiek zadał kilka pytań śpiewakowi, który najwyraźniej pochodził z Małego Królestwa o nazwie Baal. Już chciał coś powiedzieć. Powstrzymał się jednakże usłyszawszy pierwsze dźwięki lutni od stojącego obok starszego, uzbrojonego i zaopatrzonego w kolczugę najemnika jak ocenił. Wysłuchał krótkiej piosenki, po której tenże przedstawił się jako Renald Smokobójca.

Odsłonił swój mundur wyciągając dłoń w stronę młodzieńca z Małych Królestw. Mówiąc mocnym głosem:
- Witam. Jestem Thomas. Jeśli rozwiejesz Panie kilka wątpliwości. Między innymi, co do kwoty honorarium i będzie ono odpowiednie z pewnością wyruszę z Tobą – mówiąc to patrzył rozmówcy prosto w oczy pozwalając, jak miał nadzieję, przyjaznemu uśmiechowi pojawić się na swoich ustach.
 
__________________
Bunny Suicide its the way of Gun and Icecreams

Ostatnio edytowane przez Zombie : 23-03-2010 o 22:46.
Zombie jest offline  
Stary 24-03-2010, 15:28   #6
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Szukam zatem kilku ludzi,
którym życie się tu nudzi.

To właśnie te słowa sprawiły że przystanęła i rozglądać się zaczęła po tłumie werbowników przy Zachodniej Bramie. Melodia nie była szczególnie skomplikowana. Podobne były i słowa, proste, a przez to łatwiej w ucho wpadające. Nic zatem dziwnego że przed śpiewakiem, a właściwie wokół niego, tłumek zebrał się spory. Utrudniało to nieco lepsze przyjrzenie się mężczyźnie, jednak w tłum ten nie miała zamiaru się pakować. Szybkość z jaką sakiewki zmieniały właścicieli w tym przeludnionym mieście, skutecznie ciekawość kobiecą zdołały powstrzymać. Stanęła więc z boku i z miejsca owego gawiedź obserwować postanowiła czekając na dogodniejszą okazję do zamienienia słów paru z owym werbownikiem.
Samotna, młoda kobieta nie stanowiła w tym tłumie widoku niezwykłego. Pełno ich bowiem na rynku było. Niektóre śliczne, inne nieco mniej. Z zaproszeniem wymalowanym na krwistych ustach, werbowały wędrowców szukających przygód niekoniecznie miecza wymagających. Głębokie dekolty odsłaniały przed chętnymi skarby będące tuż na wyciągnięcie dłoni. Skarby, które za drobną opłatą każdy mógł w owe dłonie zagarnąć. Mało tego, gdyż za nimi i inne, bardziej kuszące się kryły. Te jednakowoż nieco więcej srebra wymagały.
Do Sillayi nikt jednak nie podchodził i spokoju jej myśli nie mącił. Mimo iż ubrana była w suknie, która samym swoim kolorem żar w sercach wzbudzić mogła. Czerwień przetykana złotem i złotą szarfą wąską talię właścicielki podkreślająca. Choć prosta krojem i skromna dekoltem to jednak wdzięki dziewczyny podkreślała na poziomie wystarczającym by spojrzenia męskie przyciągnąć i fantazję rozbudzić. Gdy jednak spojrzenie rozochocone z jej się spotykało fantazje pryskały niczym bańki mydlane których żywot wątły okrutne dłonie kończyły. W spojrzeniu tym złotym, nie było bowiem żadnego zaproszenia. Kryło się za nim jedynie ostrzeżenie i pogarda, która najmężniejszym nawet śmiałkom odwagę odbierała. Spojrzenie owo wyćwiczone przez miesiące spędzone w zatłoczonej i zapitej gospodzie, sporadycznie jedynie zmieniało swe przesłanie. Gdy jednak spoczywało na kimś kogo znała, lub kto przypadł dziewczynie do gustu, blask z niego bijący mógł śmiało w szranki z górami lodu stawać. Niestety w mieście tym niewielu takich było którzy by się łaskami Sillayi cieszyli.
Nienawidziła tego miejsca. Brud, smród i wszędobylskie owady. Ludzie którzy zbyt zajęci zdobywaniem złota i próbami przetrwania, zapomnieli o czymś tak pięknym jak szum górskiego strumienia czy dźwięk kropel deszczu spadających na soczyście zielone liście drzew. Cały świat kręcący się wokół złota. Tak, ciężko było bez niego żyć, jednak...
Pokręciła głową próbując się pozbyć myśli które towarzyszyły jej już od dłuższego czasu, sprawiając że traciła tak naturalną dla niej radość życia. Niepokorny kosmyk brązowych włosów na chwilę przysłonił jej rozchodzący się powoli tłumek. Odgarnęła go zdecydowanym ruchem drobnej dłoni. Powoli nadchodził moment na nieco bardziej zdecydowany ruch. Cóż jej bowiem szkodziło podjęcie ryzyka? Co ją niby trzymało w tych murach? Ciasny pokoik bez okna w jednej z gorszych gospód? Może zabici i śmierdzący klienci, z którymi musiała sobie radzić na co dzień? Niektórzy uznaliby, że to dużo, że powinna być wdzięczna że ma dach nad głową i nie przymiera z głodu. Niby tak, jednak dla niej to nie było życie. Dla Sillayi z Kamarem to było powolne umieranie.
Powoli ruszyła w stronę tych, którzy jak i ona, zwrócili uwagę na treść śpiewnego ogłoszenia. Powoli zaczęły padać pierwsze pytania, imiona, nawet pieśń się znalazła. Uważnie przyglądała się tym, którzy zabierali głos. Młodzieniec o jasnych włosach i niebieskich oczach, z lutnią u boku. Starszy jegomość od pieśni, który przedstawił się jako Renald Smokobójca. Thomas, w zielonym płaszczu, wyglądający na osobę obeznaną z walką, a przynajmniej takie sprawiający wrażenie. Na koniec mężczyzna sprawiający wrażenie nieśmiałego, co trochę dziwiło jeżeli brało się pod uwagę jego posturę. Nieco mniej gdy wzięło się pod uwagę twarz. Były jeszcze dwie kobiety przez co poczuła się nieco pewniej. Nie, żeby miała jakoweś ubytki w pewności siebie, ot raźniej gdy się wie że nie jest się jedyną. Chociaż nie w każdej sytuacji się to sprawdza. Dla przykładu... Zaraz, co to ona miała.. A tak, werbunek. Ułożywszy usta w lekki uśmiech zwróciła się do werbującego w te słowa.

- Skoro w mieście tym wspaniałym macie takich mężnych młodzieńców...

Zaczęła nawiązując do początku pieśni. Słowa te mogły zostać potraktowane zarówno jako pogardliwe odniesienie się do odwagi i zdolności bojowych owych mężów jak i wyraz zainteresowania nimi.

- Z chęcią przyłączę się do śmiałków chcących przyjść wam z pomocą. - Skłoniła lekko głowę ku werbującemu oraz pozostałym ochotnikom.
- Zwą mnie Sillaya.

Przez chwilę zastanawiała się czy nie powinna wyjaśnić na czym jej pomoc dla miasteczka miałaby wyglądać. W przeciwieństwie bowiem do pozostałych ochotników, jej osoba na pierwszy rzut oka nie posiadania jakichkolwiek umiejętności mogących być przydatnymi w takowym przedsięwzięciu. Po namyśle postanowiła że jednak zaczeka do czasu, aż sam o takowe zapyta.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 26-03-2010, 14:51   #7
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Niestety, nie mam talentu poetyckiego,
Ni głosu pięknego,
lecz mam Kijaszka, "druha" wiernego.
Przez pola, góry i lasy,
Pod niebem lazurowym
I słońcem palącym podążam
Naprzód w przygody i tany,
By czas przeżyć niezapomniany!
Aj waj!
No, coś zaczyna wychodzić...


...Szukam zatem kilku ludzi,
którym życie się tu nudzi...

Paradoks lubił prawdopodobnie grać pierwsze skrzypce u tej pozornie nieporadnej, kruchej istotki.
[MEDIA]http://liquidsandstudio.com/silas/einekleinenachtmusik.mp3[/MEDIA]
Wszak czego mogła w tym zbiegowisku szukać jej nie najwyższa mość?
Nie najwyższa - bo gawiedź przerastała ją przynajmniej o głowę. Jeżeli byłaby szlachcianką, to czego taka delikatnie wyglądająca panienka szukałaby wśród najemników? Najemników, których spora część co najmniej w kolczugach, zaś do dyspozycji w sprawach ofensywnych bądź defensywnych miecze i kusze...

Ładnie gracie, śpiew jak u słowika,
Lecz wy nie sądźcie, że to tylko kobiet domena,
Iż siedzim na boku i na zacnego rycerza czekam.
Jam nie artystka, jam nie śpiewaczka,
Jam jest wędrowiec i przygód poszukiwacz.


Rynku przy Zachodniej Bramie nie oblegały drobne blondynki odziane w powłóczyste, zielone suknie, których rąbki ubrań pokrywał kurz i piach. Nie włóczyłyby się przecie bez tych swoich guwernantek i przyzwoitek. Emeralda najwyraźniej była wśród tej rzeszy wyjątkiem, ponieważ jej nie odprowadzała jakaś ochmistrzyni niczym małego, rozkapryszonego dzieciaka. Postura nie wskazywała wszak na to, by mogła spokojnie obejść się bez osobistego ochroniarza. A zwłaszcza w tym miejscu, które wedle powiadań ludu, nie do końca dane niewinnym, uroczym niewiastom.

Wszem i wobec, wyprawa nie należała do najbezpieczniejszych pod słońcem i w tym przypadku bajki o dyliżansie można było włożyć w księgi. Kruszynka nie należała do kasty tych wybrańców losu, którzy przez całe swoje życie opływali w dostatki i zabawa im była jedynym towarzyszem na co dzień. Użeranie się z bandami rozbójników, a bodajże by w tym przypadku skończonych głupców okazało się jedną z wielu gierek, jaka ją spotykała po drodze, a na osobistą gwardię nie śmiała liczyć . Wszak czy taka chudzinka i "niziołka" nierzadko padała jako łatwy cel do obrabowania?

- Pieniądze i sława dla śmiałów, którzy pokonają smoka! - krzyczał pewien młodzian o przekrwionych oczach.
Niewiasta przeszła obok niego obojętne. Co prawda potrzebowała smoczej krwi i pazurów, niemniej jednak informacja o opiewaniu jej imienia nie wchodziła w rachubę. Emeralda bowiem zamierzała szukać poważniejszej fuchy, a nie turnieju, w którym trzeba zabić jakąś wiwernę i podniecać się szumnym tytułem wielkiego rycerza od siedmiu boleści. Zresztą do samych smoków nic nie miała i nie zamierzała mieć na karku nabijanie nowego wroga.

Obecnie przechadzała się między kramami i poprawiała długie, wypłowiałe w wyniku sparzenia loki. Obecnie sporo straciły one ze swego blasku - przypominały w owej chwili bardziej słomę. Lecz czego można było się spodziewać, gdy w owych dniach pogoda odpłacała się nieznośnym upałem, a deszczu to ni kropla nie śmiała spaść na ziemię. Dotarcie do miejsca, jakim miał być Korzenny Ethshar, w dość szybkim czasie okupiła zaniedbaniem swojej aparycji. Filigranowe dłonie były przesuszone - było to widać szczególnie na długich palcach, gdzie jedyną ozdobą okazał srebrny pierścień z zielonym kamieniem. Skóra wokół paznokci popękała, zaś te zmieniły się w piłkę - tak wiele było zadziorków.

Kupując wcześniej oliwę od handlarza natarła swoją ogorzałą od słońca twarzyczkę, a także dłonie, ażeby piekąca skóra tak nie dawała się w znaki. Następnie otrzepała swe odzienie z nadmiaru kurzu, by nie wyglądać, jakby wróciła z pobojowiska i postukując kaduceuszem oraz czubkiem skórzanych butów w rytm pieśni barda, skierowała swój wzrok w kierunku grupki śmiałków.

...Mężni chłopcy stają w szranki
wyczekując swej wybranki.
Tu nie rządzi pięść i stal
bo to cudne miasto Baal...


Ja wybranka nie szukam, nic z tego nie będzie,
Kłamstwo i oszustwo panoszy się wszędzie.
Jeden mnie zwiódł i podle oszukał,
Dziewkę miał jedną, to do niej poleciał.
Do dziewki, co śliczne suknie miała,
Lecz ni krzty rozumu nie posiadała.
Nie znam również takiego miejsca,
Gdzie stal nigdy nie dzwoni,
Kułaki w bój nie ruszają,
Wszystko to bajki i inne powieści.
Lecz ta oferta dość brzmi ciekawie,
Wielkie skarby, może zamek w posiadłości.
Wierzcie mi jednak, że opłata się liczy.
Nie jestem głupiutka i w maliny nie lecę.
Raczę więc wiedzieć, w co się pakuję.
Czy mi mosiądzem i kruszcem złotym
Odpłaci się utrata zdrowia i życia?


...bandytów wnet przegonią
swą nadwyraz ostrą bronią.
Gwarantuje wam pieniądze
i zaspokojone żądze.


Nie zignorowała utworu pieśniarza - pieśń sama rzucała się w ucho. Dość błahe, acz naiwne rzeczy, które się wówczas przetoczyły, nie były dla Emeraldy żadną nowością. Dość typowe myślenie: lećcie z szablą, potnijcie się: nieważne, jak. Nieważne, po co. Ważne, żeby wyrżnąć pułki wrogów jak stado baranów dla pochwały głupoty.
Z drugiej strony "zaspokojone żądze"? Czyli co: dzika orgia, przelany strumieniami alkohol i niepotrzebne bójki, a co za tym idzie równie niepotrzebne guzy i siniaki? Albo też, czy ktoś, kogo naszło na wyładowanie swojego gniewu - też brano to pod uwagę. Czy tutaj w zadanie wchodziło wyłącznie bezmyślne wyrzynanie osób trzecich?
Ponadto ten cały Baal. Gdzie on mógł się znajdować? Przeszukując pokłady swojej pamięci nie mogła jakoś sobie przypomnieć niczego na temat tego miejsca.

- I jeszcze jedno, tak na marginesie... To 'zaspokojenie żądz" przekłada się na jakieś konkrety, czy też jest to tylko słowo użyte ze względu na rym i rytm?
Owe słowa, jak na zwiększenie wątpliwości względem owego zadania złapania "złych i niesprawiedliwych", padły z ust jednego śmiałka z lutnią.

Wszystko to zacne, lecz czy takie pewne,
Czy nadejdą dni radości czy może raczej czasy gniewne?
Wiedz dobrze, panie, na pewne pójśc mogę ugody,
Lecz nie za byle cenę, ja oczekuję porządnej nagrody.


Zaczęła mówić dopiero wtedy, gdy niejaki Renald "Smokobójca" zakończył swój występ.
- Sama "ostra broń" to nie wszystko, drogi panie. To tylko przedmiot rzekomo ułatwiający realizację celu, a jak rzekomo, to nie zawsze. Bezsensowny nalot na grupę barbarzyńców, których jest najczęściej kilkanaście razy tyle, może się różnie skończyć - posłużyła się spokojnym głosem, a zarazem stanowczym.
Mało tego, zamierzała również zadać pytanie, lecz wcześniej w tej kwestii "wyręczył" ją jasnowłosy mężczyzna.
- Nota bene... Ponadto popieram owych panów, czy słowo "pieniądze" oznacza w tym przypadku garść srebrników czy może garść miedziaków, za których nie wyżyję się do dnia jutrzejszego? A słowo "żądze" to, drogi panie, ma różne znaczenia. Dla jednego to hulanka, dla drugiego cały świat, dla trzeciego co innego. A tu wygląda na to, że macie nie jednego, lecz grupę ludzi. Jeżeli jednak obiecujecie to wszystko podarować, w takim razie wchodzę - wzięła głębszy oddech i przedstawiła się. - Zwę się Shiva i mogę wyruszyć od zaraz. Nie wiem jednak, czy mam iść na piechotę, płynąć statkiem czy nauczyć się fruwać. Przecież nie wszyscy wiedzą, gdzie owy Baal się znajduje.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 26-09-2010 o 23:27.
Ryo jest offline  
Stary 26-03-2010, 21:34   #8
 
Zaan's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znany
Grupka młodych ludzi, wolnym krokiem, grzecznie wyszła z karczmy. Tak naprawdę wysypała się niemalże razem z drzwiami. Wśród nich była Wolha, dwudziestojednoletnia adeptka magii praktycznej. Ubrana była w miarę zwyczajnie, bluzka z lekko za długimi rękawami, zwykłe spodnie. Przez to, prawie nie wyróżniała się z tłumu znajomych. Jedynie jej rude włosy, widoczne wśród głów kolegów, zdradzały jej obecność w grupce. Ale co to były za włosy. Wielu mężczyzn straciło dla nich głowę... i nie tylko ją. Długie do ramion, kręcone, wręcz czerwone loki przyprawiały o szybsze bicie serca nawet starszych mężów. Jednak Wolhi nie interesowali panowie. Była jeszcze młoda, a dodatkowo jako adeptka magii, nie myślała nawet o żeniaczce. Lubowała się za to w...

W tej chwili grupka młodzieży zmierzała w stronę Zachodniej Bramy, ku werbownikom. Po co tam poszli nie jest w stanie nikt stwierdzić. Może liczyli, że trafi się jakieś łatwe zadanie i jeszcze łatwiejszy zysk, może chcieli po prostu pośmiać się z niektórych „poważnych problemów” werbowników. Wiadomo jedynie, że ten, jakby się mogło wydawać niewinny spacer, miał być znamienny w skutkach dla Wolhi. Przechodzili właśnie przez centrum rynku, gdy ktoś zaczął śpiewać pieśń. Wolha jeszcze o tym nie wiedziała, ale to był przełomowy punkt tego dnia. Radośni koledzy postanowili odegrać się jej za ostatni kawał. Gdy tylko zamieszanie wokół śpiewającego młodzieńca zakończyło się, koledzy radośnie złapali Wolhę za ręce, zakneblowali chustką i pociągnęli w jego stronę.
- Panie, czy potrzeba Ci jeszcze jednego śmiałka do pomocy? Wynagrodzenie nie jest istotne – powiedział największy z nich.
Młodzieniec wyraźnie był zainteresowany tak szczodrą propozycją, zaoferowaną przez tak wielkiego męża.
- Widzę, że tak. Oto Twój zbawca, pomoże Ci, w czym tam masz problemy – rzekł wstrzymując resztkami sił śmiech.
Uradowani koledzy uwolnili Wolhę wystawiając ją przed szereg. Ktoś nawet wyciągnął jej w locie chustkę z ust. Oczom młodzieńca werbownika ukazała się szczupła, dość wysoka, ruda dziewczyna.

Wolha wiedziała, że nie uda się jej wykręcić z tego żartu. Nie pozwolą jej. Nie po tym, co zrobiła im ostatnim razem. Pozostało jej zgodzić się pomóc młodzieńcowi i dać drapaka, jak tylko zniknie z oczu znajomych.
– Jestem Wolha, adeptka magii praktycznej. Z chęcią pomogę Ci w Twych problemach dotyczących... dotyczących... w Twych wszystkich problemach – wybrnęła, przeklinając się w myślach, że nie słuchała pieśni.
 
__________________
"Z równin odległych, z gór, z zapadłych wiosek, ze stolic i z miasteczek, spod strzech i z pałaców, z wyżyn i z rynsztoków ciągnęli ludzie nieskończoną procesją do tej 'Ziemi Obiecanej'."
Zaan jest offline  
Stary 28-03-2010, 22:44   #9
 
vigo's Avatar
 
Reputacja: 1 vigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwu

Słońce paliło skórę i sprawiało, że pot ściekał po plecach strumieniami. Na niebie było zaledwie kilka chmur. Wygrzewający się na parapecie kot, leniwie oblizał swoje łapki, przeciągnął się i z zaciekawieniem przyglądał się ludziom zebranym na rynku przy Zachodniej Bramie. Większość ludzi przystawała przy werbownikach słuchając ich ogłoszeń, po czym kierowali się do pobliskich karczm. Tak załatwiało się tutaj sprawy werbunku.

Truwlett doskonale wiedział, co należy zrobić, kiedy znajdą się ochotnicy do podjęcia się jego misji. Kiedy skończył śpiewać treść swojego ogłoszenia zostało przed nim siedmiu ludzi, którzy wyrazili zainteresowanie. Ocenił szybko śmiałków, gdyż to pozwoliło mu na wstępne oszacowanie wydatków. Niektórzy z nich byli doświadczeni w boju, inni natomiast mieli zalety, które z pewnością będą ogromnie przydatne, jak na przykład kobieca kokieteria. Spodziewał się, że posypie się masa pytań. I tak też się stało. Przede wszystkim każdy chciał wiedzieć, jak będzie wyglądała zapłata i jakim środkiem transportu dotrą do Baal. Niektórzy nawet chcieli sprecyzowania słów "zaspokojone żądze". Młody bard ponownie ukłonił się i tym razem rzekł:

- Dziękuję wam o drodzy bohaterowie, że poświęcacie swój nad wyraz cenny czas. Jestem skłonny czym prędzej odpowiedzieć na nurtujące was pytania i rozwiać wszelkie wątpliwości. Udajmy się więc do karczmy "Pod Złotym Kuflem". Tam przy kuflu najlepszego piwa lub wina, jeśli wolicie, porozmawiamy o szczegółach.

Panował ogromny żar, więc potencjalni kandydaci na tą wyprawę, oblizując swoje zaschłe wargi, przytaknęli na propozycję i opuścili rynek kierując się na ulicę Skąpą.

"Pod Złotym Kuflem" nie była luksusową karczmą. Opijali się tam zazwyczaj werbownicy, wędrowcy oraz miejskie moczymordy. Wino było dobrej jakości, a piwo lekko stęchłe, jednak ciągle orzeźwiające. Zasiedli przy największym stole niedaleko kominka, nad którym wisiały stare, pordzewiałe miecze oraz nieduża okrągła tarcza.


Zanim ktokolwiek powtórzył swoje pytania, Truwlett zaczął swoje wyjaśnienia.

- Moi drodzy - pozwolił sobie na taki czuły wstęp - wiem, że najważniejsza jest zapłata. Dlatego też oferuję każdemu z osobna srebrnika za dzień. Po wykonaniu zadania otrzymacie po małej skrzynce klejnotów oraz łup bandytów do podziału, jeśli takowy będzie. Mamy kilka niezamężnych dziewek, które chętnie zaprzyjaźnią się z naszymi przyszłymi wybawcami. Nasi chłopcy, pomimo że silni, to nie znają wojaczki, dlatego nie wystrzegają się usług cielesnych zebranym tu paniom, bądź panom.


Zerknął na twarze śmiałków. Niektórzy piękni, młodzi, silni, pragnący udowodnić, nie wiadomo komu, że są nad wyraz wartościowi. Inni natomiast zmuszeni okrucieństwem losu do tułania się w poszukiwaniu kromki chleba.

- Pytaliście też o transport. Przyznam, że mam dla was tylko jedną całkiem wygodną bryczkę. Jeśli któryś z was moi drodzy - ponownie pozwolił sobie użyć tego zwrotu - ma konia, muła bądź osła i chce na nim udać się na wyprawę, to nie będę miał nic przeciwko.

Wszyscy byli skupieni na słowach Truwletta i w ogóle nie przerywali, dlatego też pozwolił on sobie pociągnąć temat dalej.

- Wyruszymy jutro o wschodzie słońca. Ci którzy zdecydują się podjąć tą misję mają czas na skompletowanie ekwipunku. Czekam na was przy Zachodniej Bramie.
 
__________________
"A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"

Ostatnio edytowane przez vigo : 29-03-2010 o 20:38.
vigo jest offline  
Stary 29-03-2010, 16:18   #10
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Kiedy Truwlett zakończył swoją inwokację drobna niewiasta odezwała się.
- No dobrze, drogi panie. Załóżmy, że dostajemy srebrnika za dzień. Jednakże... - tu pozwoliła sobie na chwilkę przemyślenia odnośnie tego, co zamierzała przekazać. Paroma słowami: o co jej chodziło. - Mogą się zdarzyć różne sytuacje. Zadajmy sobie pytanie: co można kupić za srebrnika? Można kupić jedzenie. Można, jednak jeden srebrnik, włączając w to zapłatę za jedzenie, nie starczy na medykamenty, składniki do eliksirów, na broń, na ubrania. Nie tylko jemy i pijemy, ale trzeba wcześniej czy później zmienić ubiór. A też nie wiadomo, czy bandyci lubią się pokazywać z łupami. Bo z tego, co mi się zdaje, to niektórzy lubią sobie gdzieś złotko pochować.

Cóż, za bardzo się rozgadała, niemniej jednak uchodzić za zarozumiałą panienkę nie chciała. Nie pokazywała aż nadto, że jaśnie pani "Shivie" coś nie pasuje, a jednocześnie nie potakiwała bezmyślnie. Jedna wyprawa wystarczająco ją poużywała, ażeby tak druga równie mocno nie wycieńczała, blondynka coś musiała w tej sprawie główkować, żeby nie wylądować w malinach - nie, raczej w pokrzywach i cierniach.

Emeralda zamówiła wino i zaczęła je powoli popijać z pucharka. Zerkała na każdego członka nowo powstałej "drużyny", obserwując reakcje niektórych na umowę barda. Co do dziewek, to sobie potrafiła wyobrazić, jakby wyglądały zarówno te (tu narrator pozwolił sobie odchrząknąć) "przyjaźnie", i jak i same panienki. Czy to byłyby ładne, kształtne panienki, lecz:
Łeb pusty jak u kapusty,
Ciało skłonne do rozpusty.

Czy raczej by:
Brzydka wiedźma, tłuste ręce,
cielsko wielkie jak baryła.

Nie, żeby to dla Emeraldy było: ona nie lubiła ani kobiet, ani zimnych draniów.

- Zastanawiam się, czy w bryczce aby na pewno się wszyscy zmieścimy?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172