Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-07-2013, 22:07   #1
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
[Wiedźmin] Rzeczna intryga

"Cierpce - wioska rybacka w dolinie Pontaru, przy samej rzece. Liczyć może koło 200 mieszkańców. Luźna zabudowa, powierzchnię ciężko oszacować. Nikt istotny się tamże nie narodził, ani umarł. Wójtem od kilkunastu lat jest Ermold. Nieopodal znajduje się ważny most w zwężeniu Pontaru. Kluczowy dla konfliktu z Kaedwen, kilkukrotnie burzony i odbudowywany..."
Spis miejscowości w Aedirn, opracowanie akademickie

Isak Parov

Do wioski w ostatnim czasie przybyło sporo osób. Z racji tego, że sytuacja w niej była ciężka, większość przybyszy należała do tych, których nie chciałoby się spotykać nie tylko w ciemnej uliczce, ale i gdziekolwiek, kiedykolwiek. Ostatnie dni jednak odmieniły podejście mieszkańców Cierpc do takich ludzi. Karczmarze sami od siebie przygotowywali dla nich specjalne pokoje, pomijając zniżki, niektórych na podstawie muskulatury i solidnej broni kwaterowano nawet za darmo. Isak należał właśnie do tych ludzi. Jego aparycja już nie raz powodowała, że traktowano go specjalnie. Tym razem wyjątkowo czuł, że zachodziło to nie tylko z powodu strachu przed nim, ale i nadziei z nim wiązanych. Mieszkańcy liczyli, że właśnie tacy ludzie, jak między innymi on, Isak Parov, uporają się z ich okropnym problemem.

Wciąż jednak napotykał pewne trudności. Na samej tablicy ogłoszeń ze zleceniami nie znalazło się wiele informacji. A ludzie niechętnie z nim rozmawiali. Ci, którzy się przemogli, niewiele wiedzieli. Sprawa wydawała się bardzo tajemnicza. Gdzie mógłby więc dostać więcej informacji? Nie wiedział zbyt wiele o Cierpcach. Z tego, co zdążył zauważyć, było tu wszystko to, co w rybackiej wiosce mogło być potrzebne do życia i nic ponadto. Dwie karczmy, siedziba wójta, kościółek, targ, burdelik, parę sklepów z narzędziami rybackimi, magazyny oraz trochę domków i chatek rybackich. No i przede wszystkim Pontar, rzeka, nad którą zazwyczaj toczyło się życie Cierpc, a teraz panowały tam pustki, bo grasował tam najprawdopodobniej jakiś potwór. Miał bardzo dużo miejsc do wyboru, gdzie mógł się udać i szukać tropu.


Clara z Pelan

- Panienko! To znaczy pani...? - Mówił totalnie zmieszany, ale w jakiś sposób szczęśliwy, że ją spotkał, doświadczony rybak. Widać było, że już niejedno w życiu przeszedł i jeszcze więcej różnych rzeczy wypił, ale przy swoim fachu Clara widywała już dużo gorszych. - Bo to straszniste jest! My nie wiedziemy, co to za czort! Młody Rufis, chłopaczyna, zdolny, a i taki atrakcynejszy dla kobitek, wzięło go to zaatakowało, a ja żem zwłoki znalazł! Ale panienko... pani, ja już trupy w życiu widział, a takiego nigdy! Poznać żem go poznał, ale on nad rzeką... taki, jakby mu całą krew wyssało! Toż to do niczego nie podobne, mówi się, że to zrobił nawet jakiś... wąpierz. - Przy ostatnim słowie, pochylił się do jej ucha i wymówił to szeptem. - Ale po co takiej bestyji do nas tu, dobrych ludzi, by miała najść nas? Co to za szkaradztwo? Ja do pracy nie mogę iść, bo jak to tak, nad rzeką, gdy takie coś się tam czyha? - Mówił roztrzęsiony, wylewny mężczyzna. W tym samym momencie podszedł do dwójki pewien mężczyzna. Kilka lat starszy od Clary, postawny, umięśniony, blondwłosy o nieskalanej i proporcjonalnej, choć ciut zbyt dziecięcej twarzy. Najbardziej w oczy rzucała się jednak bogata zbroja, można było odnieść wrażenie, że o większych walorach estetycznych, niż bojowych.

- Witaj, piękna damo. - Ukłonił się lekko, zdjął rękawicę, by pewnie ująć i ucałować dłoń kobiety. - Nazywam się Rejmar von Katwild. - Mocno zaakcentował swoje nazwisko, jakby miało ono cokolwiek jej powiedzieć. Bardziej dosadny był sam strój, świadczący o jego pozycji społecznej. - Służę pomocą, bowiem śmiem mniemać, że przybycie damy wiąże się z tą samą sprawą, co ostatnie przybycia wszystkich ludzi do wioski, w tym także i mojej skromnej osoby. Niebezpiecznie byłoby przechadzać się samotnie w tak niebezpiecznych czasach, więc oferuję swą asystę u boku panienki. - Zakończył wyniosłym tonem swoją przemowę, z uśmiechem pozwalając w końcu dojść do głosu Clarze. Obok wciąż stał rybak, choć niepewnie kiwając głową, wycofywał się do tyłu, jakby nie czując się potrzebny. Ale kto wie, kogo i po co w tej chwili potrzebowała rudowłosa? Decyzja należała wyłącznie do niej.


Daveon

Kupiec, który podwiózł Daveona do Cierpc, po dotarciu na miejsce był bardzo szczęśliwy. Jak kapłan zdołał się dowiedzieć z rozmowy, kupiec wiózł pożywienie, którego z powodu niemożności połowu ryb w ostatnim czasie w wiosce brakowało. Dało się więc zbić na tym dobry interes.
- No, dowiozłem świętobliwego, wasza obecność była dla mnie zaszczytem i pomocą w czasie podróży. - Mówił, nie chcąc zabrać najmniejszej zapłaty od kapłana, wręcz przeciwnie, na drogę wręczając mu mały prowiant, składający się z paru owoców, pieczywa i kawałka surowego mięsiwa. Nie chciał, by kapłana dotknął brak pożywienia, albo wysokie ceny. Poinformował także, że następnego dnia wyruszy w podróż powrotną i równie chętnie zabierze tam Daveona. Po tym oddalił się, by załatwiać swoje interesy. Tymczasem podbiegł do niego młody chłystek, wychudzony, aczkolwiek samym poruszaniem się i spojrzeniem sprawiał wrażenie bardzo bystrego i zaradnego.

- Wielebny chciałby się z kapłanem widzieć. Zaprowadzę, jeśli nie ma żadnych oporów. - Powiedział rezolutnie, kończąc nawet jakby lekką groźbą. Cóż, Daveon wkraczał na nieznany mu grunt, do wioski, gdzie jak już zdołał zasłyszeć, ludzie mieli bardzo poważne problemy. Nie znał także, bo niby skąd, tutejszego wielebnego. Tymczasem miejscowy kapłan chciał się z nim zobaczyć. Z jednej strony, to swój człowiek, ale nie zawsze tacy lubili, gdy jakiś inny duchowny wkraczał na ich ziemie. Podczas swojej wędrówki Daveon zapewne już się natknął na podobne sytuacje.
 
Zara jest offline  
Stary 26-07-2013, 23:55   #2
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Do Cierpc przybył wczesnym rankiem. Było to zadupie, ale wstyd się przyznać że on pochodził ze znacznie mniejszej wsi. Jego szkapa była mocno zmęczona, więc pozwolił jej pić wodę z koryta przed karczmą do oporu, a potem kupił trochę obroku i pozwolił jej jeść, ile tylko miała ochotę. Nie miał zamiaru szybko stąd wyjeżdżać, więc objedzony koń za bardzo mu nie przeszkadzał. Co innego w bitwie czy jakby musiał uciekać, nie raz widział jak szybkie konie, po obżarciu się ledwo biegły. Skierował się do pierwszej lepszej gospody. W sumie nie miał za dużego wyboru. W środku chyba jego twarz budziła respekt, bowiem nie spodziewał się tak ciepłego przywitania. Cóż, kmiotki wiedziały co robić by sobie przychlebiać rębajłów z całego Aedrin.

Pokój za darmo, przyjął z bardzo dobrze ukrytą wdzięcznością. Nie widział potrzeby nawet w tym, aby gospodarzowi podziękować, to on mu robił łaskę, że u niego będzie wydawał pieniądze na żarcie i piwo. A to ostatnie lubił szczególnie. Gdy przeniósł swoje juki do pokoju, usiadł na łóżku i zaczął się zastanawiać, jak to zgrabnie rozegrać, by pieniądze poszły na jego konto.

Do głowy wpadł mu jeden pomysł, a zawsze wierzył w to, że pierwsza myśl jest tą najlepszą. Dlatego nigdy się nad niczym długo nie zastanawiał. Był zaspany, ale miał łóżko. Ściągnął z siebie zbroję, dla pewności podparł drzwi pokoju krzesłem i położył się spać. Miał zamiar przespać cały dzień, a wstać wieczorem i postawić sobie obozowisko nad brzegiem Pontaru i czekać. Miał dziwne wrażenie że nic z tego nie wyjdzie, ale może chociaż zobaczy cień tego czegoś, będzie wiedział z czym i jak walczyć. Podejrzewał jakiegoś utopca albo topielca. Może też jakiś zeugl, Pontar nie był aż tak czystą rzeką, aby nie mógł on się tam zalęgnąć, ale on to była ostateczność.

Za nim poszedł koczować, wcześniej zjadł kawał wyśmienitej baraniny i wypił dwa kufle nawet dobrego piwa, lecz wyczuł że było święcone. Cóż, nie spodziewał się że w tej wypnij dupie dostanie cokolwiek lepszego, zwłaszcza jak rozdawali za darmo pokoje. Ważne że się nażarł do syta, a potem mógł czekać całą noc nad brzegiem tej cholernej rzeki.

Zebranie chrustu na ognisko, zabrało mu najwięcej czasu. Kilka ładnych polan, które z pewnością będą się długo palić zwinął po prostu spod jakiejś chałupy. A potem rozłożył się wokół ognia, był wsypany więc z pewnością nie zaśnie. Co by nie było, coś zżerać tych rybaków musiało. Usadowił się tak, aby widzieć ostatnie zabudowania. W jednym okienku jeszcze chwilę paliło się światło, nim zgasło. On sam ulokował się nie nad samym brzegiem, lecz bardzo blisko niego. Na otwartej przestrzeni. Rozłożył skórę wilczą, na której usiadł i za pomocą hubki i krzesiwa rozpalił piękne ognisko. Co jakiś czas dorzucał trochę drewna i obserwował brzeg. Co jakiś czas popalał żagiew i robił krótki rekonesans, ale noc zapowiadała się bardzo spokojnie. Kuszę i srebrny sztylet starał się mieć pod ręką.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 29-07-2013, 09:06   #3
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Podróż do Cierpc przebiegła dla Kapłana spokojnie i bez zmartwień. W drodze dowiedział się, co też za ładunek przewozi ten dobry człowiek, który zapewnił mu pomoc poprzez podwiezienie na wozie, a transportował on jedzenie, gdyż jak się od niego dowiedział tej brakowało ostatnio w Cierpcach. Z jakiegoś powodu ludzie w tej wiosce nie mogli łowić ryb, które są dosłownie ich życiem, gdyż bez nich nie ma i ich.

-Ja również dziękuję za okazaną pomoc. Do zobaczenia.- Daveon chciał już odejść, by zobaczyć trochę wioski, do której dotarł, gdy to kupiec wręczył mu trochę prowiantu. -Niech Wieczny Ogień ci przyświeca dobry człowieku.- Wyraził swoje podziękowanie, za dar jaki otrzymał. Owoce, pieczywo i mięso zapakował do swojej torby, z której, gdyż ją otworzył wypłynął wodospad zapachów przeróżnych ziół, które udało mu się zebrać po drodze. Zawsze ma trochę ich przy sobie, gdyż nie wiadomo, co nas może spotkać podczas podróży, czy na co można zachorować. Do torby trafiło wszystko oprócz jednego jabłka, które wziął do ręki i skosztował. Smak miało dobre, nic dodać nic ująć, tylko dobre.

Gdy kapłan jadł jabłko, jednocześnie rozglądając się w nowej okolicy podbiegł go niego wychudzony chłopiec. *Naprawdę muszą mieć poważne problemy z jedzeniem.* Daveon ujrzał właśnie na własne oczy, jak poważną sprawą dla tej małej mieścinki jest rybołówstwo. Gdy podrostek już dotarł do Kapłana oświadczył mu, iż ich miejscowy "wielebny" chciałby się z nim widzieć. *Ciekawe jaką może mieć do mnie sprawę?* Daveon wprawdzie nie pierwszy raz był proszony na spotkania z miejscowymi kapłanami, lecz te spotkania nie zawsze były wywołane przyjaznymi pobudkami wobec nowej wiary na terenach gdzie się znalazł. Czasami miał doczynienia z takimi ludźmi, że można było mówić do nich przez godzinę, a ci nadal swoje. W takich wypadkach Daveon najczęściej odchodził sam, choć czasami zdarzało się, że był radykalnie wypraszany, a raz nawet wyrzucony z jakiejś osady. Na całe szczęście kapłan wyczuł po samym doborze słów, że to będzie spotkanie raczej z tych bardziej przyjacielskich, bez rękoczynów, czy nieprzyjemności.
-Prowadź chłopcze.- Potwierdził, iż się zgadza pójść do miejscowego krzewiciele wiary w bogów. *Ciekawe jakiego jest wyznania, ten ich wielebny?* Daveon rzucił w najbliższe krzaki ogryzek, który został po jabłku i ruszył na młodzieńcem. Gdy podąża za swoim tymczasowym przewodnikiem rozgląda się dookoła szukając jakichś znaków kultu, który pewnie jest tutaj obecny. Chodziło mu najbardziej o bóstwo, które się tutaj wyznaje, ale przy okazji szukał też czegoś co może świadczyć o przejawach znachorstwa wśród ludzi, a tego kapłan nie popierał w żadnej mierze i tępił zabobon.
 
Zormar jest offline  
Stary 29-07-2013, 23:35   #4
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Świat przed oczami obrócił się niebezpiecznie szybko. Syknęła z bólu, kiedy jej plecy uderzyły w mur.

Gdyby dalej trzymał ją za szyję nie miałaby szans, nie była wojowniczką. Ale on zsunął rękę niżej i ta sekunda zaskoczenia, kiedy natknął się na jej pierś, dała moment potrzebny na wyciągnięcie sztyletu. Uderzyła celnie, wiedziała gdzie trafić – znajomość anatomii bywa bardzo przydatna. Po chwili leżał w rynsztoku, chwilę się rzucał, zmęczenie dało o sobie znać, chybiła minimalnie.

Od zawsze potrafiła się bronić. Miała w końcu starszych braci, wszystkiego ją nauczyli… Gdzie uderzać, żeby zadać maksymalne szkody minimalnym wysiłkiem. Jak unikać ataków innych. Jak wykorzystywać silę innych przeciw nim samym.
Wsunęła sztylet do kabury na udzie. W dzień jej męski strój, spodnie, wysokie buty i dopasowana skórzana kamizelka zapewniał tylko wygodę, za to w nocy, w połączeniu z płaszczem maskował skutecznie – jak widać - płeć. Wyszła z alejki, potrzebowała znaleźć miejsce , gdzie będzie mogła usiąść, odpocząć. Miedziaki w sakiewce nie wystarczały nawet na skrawek miejsca w stajni, ale na rozwodnione piwo, które pozwoli jej chwilę posiedzieć w gospodzie – pewnie tak.


Cirpce były spore, powinna znaleźć tutaj jakiś klientów. Ostatnio nie szło jej za dobrze, ludzie nie mieli czym płacić – jakieś pożywienie, ser, jajka, nawet suszone mięso, którego nie znosiła – zdarzały się, ale pieniądze widywała rzadko. Zbyt rzadko, jak na jej potrzeby. A żyła już zbyt długo – skończyła na wiosnę 18 lat – żeby utrzymywać się tylko z dobrych słów.
Powinna się w końcu ustatkować, znaleźć jakieś miasto, gdzie osiądzie, zdobędzie stałych klientów… To była kusząca myśl.

Słuchała paplaniny staruszka jednym uchem, z wyrazem uprzejmego zdziwienia i zaciekawienia na twarzy. Ale myślami była daleko. Chociaż.. bestyja. Ściągnie pewnie wielu śmiałków, żeby paskudę pokonać. To i zajęcie się dla niej znajdzie. Bez dwóch zdań.

Uśmiechnęła się wdzięcznie w odpowiedzi na ofertę napuszonego koguta w lśniącej zbroi.
- Z prawdziwa przyjemnością na waszym ramieniu się wesprę, szlachetny Rejmarze von Katwildzie – zawsze potrafiła używać stylu wymowy ludzi, z którymi przyszło jej przestawać, to zwykle ułatwiało pracę - Zwą mnie Clara. Okoliczności tak się splotły, ze mój towarzysz ostatni opuścić mnie musiał.. w nader tragicznych okolicznościach. I rzeczywiście, samotna teraz jestem… Wiem, ze to nieroztropne samej podróżować, tyle niebezpieczeństw czyha na gościńcach. A ja ufna jestem, i spolegliwa. – rzuciła mu szybkie, nieco spłoszone spojrzenie – Chętnie przystanę na wasze towarzystwo przy posiłku. – uśmiechnęła się jeszcze raz.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 31-07-2013, 00:26   #5
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Isak Parov

Chociaż przeróżnych gratów przy rzece było całkiem sporo, jak Isak zdążył zauważyć zbierając chrust, wszystko to były porzucone rupiecie związane z rybactwem, nie nadające się do palenia. Coś odpowiedniego zabrał dopiero spod opuszczonej chałupy, bowiem wiele domostw najbliżej rzeki zostało opuszczonych, najpewniej z powodu obaw przed potworami. Gdy już się na spokojnie rozsiadł, mógł jeszcze dokładniej przyjrzeć się okolicy. Pontar rozciągał się dosyć daleko, przy ciemnej, pochmurnej nocy nie było nawet widać drugiego brzegu. Dostrzec mógł za to po swojej lewej stronie w oddali okazały most, na którym pobłyskiwało kilka pochodni. Zdążył zasłyszeć, że były to tereny sporne, między Aedirn i Kaedwen. Tak więc jacyś strażnicy na pewno się tam kręcili. Doświadczonym okiem wiedział jednak, że od Cierpc jest kawał drogi do mostu. Gdy odwrócił głowę w drugą stronę, również zobaczył pochodnię. W dodatku zdecydowanie bliżej, a przede wszystkim przesuwającą się w jego stronie.

Pierwsze, co dojrzał, to uniesiona w górę dłoń, zapewne na znak jakiegoś pozdrowienia. Następnie dojrzał sylwetkę jakiegoś wojownika. Na sobie miał prosty, aczkolwiek porządny i zadbany stalowy napierśnik, oraz skórzane opancerzenie. Do tego solidny miecz i mała kusza przy boku. W świetle ogniska widząc twarz przybysza, mógł stwierdzić, że ten wojownik w podobnym do niego wieku, również parę razy w życiu porządnie już oberwał, ale z przeciwnikami zazwyczaj bywało gorzej.
- Witaj, jestem Erun. Możemy się wymienić nieco wiedzą, którą posiadamy o tym stworze. - Powiedział zachrypniętym głosem, bez owijania w bawełnę.


Daveon

Chłopiec spojrzał na niego nieufnie, by nagle, szybkim krokiem ruszyć przed siebie. Gdyby kapłan był bardziej zmęczony, pewnie miałby problem z nadążeniem za chłopcem. Na szczęście w podróży miał dość komfortowe warunki, więc mocne tempo chodu przeszkadzało jedynie nieco w obserwacji otoczenia. Mijał więc chatki, wśród których teoretycznie każda wyglądała inaczej, ale sprowadzały się do tego samego - drewnianych, wielokrotnie łatanych, ale znów nie najbiedniejszych i czasem nawet ładnie ozdobionych chatek. Nie mówiły jednak one nic na temat tego, jakiego wyznania jest tutejszy "wielebny". Podobnie mijani ludzie, wśród których większość patrzyła na niego z lekkim zdziwieniem, ale co niektórzy kompletnie go ignorowali, a pojedynczy nawet mu się pokłonili z wyrazem szacunku. W porównaniu do innych wiosek rybackich, w jakich bywał, wyglądali całkiem dobrze, zarówno pod względem zdrowia, jak i zamożności. Tylko ciut brudni byli. Ale być może to miało coś do czynienia z brakiem dostępu do rzeki.

Szybki chód sprawił, że szybko dotarli do miejscowego kościoła. Zwykły, większy budynek od reszty, z małą wieżyczką, na szczycie której nic się nie znajdowało. Daveon mógł się poczuć nawet dosyć swojsko, bo dosyć dużo znajdowało się tam pochodni z ogniem. Gdy doszli do bogatej chatki znajdującej się tuż obok, kapłan musiał ciut zmienić zdanie. Ujrzał pulchnego, łysiejącego wielebnego w średnim wieku, ubranego w aksamitną, brunatną szatę, a na szyi nosił znak błyskawicy. Znak bóstwa Kreve, które dla wielu niewtajemniczonych było bardzo bliskie kultowi Wiecznego Ognia, aczkolwiek były to dwa różne wyznania, aczkolwiek pozostające w dobrych stosunkach. Pulchny kapłan rzucił jakiegoś miedziaka chłopcowi na ziemię. Ten szybko go podniósł i wybiegł. Tymczasem w stronę Daveona wyciągnięta została dłoń z kilkoma cennymi pierścieniami.


Clara z Pelan

- Oczywiście, po wyczerpującej i tak smutnej podróży, skoro spowodowała utratę towarzysza, dobry posiłek zawsze w cenie. - Rycerz wyciągnął swą rękę, by Clara ujęła go pod ramię, gdy rybak uciekł gdzieś w cień. Rejmar poprowadził ją do miejscowej karczmy. Mimo tego, że połów został wstrzymany, zapach ryb był wszechobecny. W karczmie dodatkowo mocno dało się odczuć zapach alkoholu, ale po trudach podróży było to dosyć przyjazne miejsce. Cierpce były dosyć bogatą wioską, jak na te rybackie, więc w porównaniu do innych na pewno wypadała dobrze. Wśród obecnych w środku znajdowało się kilkunastu rybaków opijających ostatnie smutki oraz paru rębajłów, nieprzyjemnych z twarzy, przybyłych dla zarobku. Kilka kroków po wejściu przywitał ich radośnie i usłużnie karczmarz. Widok bogatej zbroi Rejmara pokazywał mu, że trafił się klient, który nie dość, że nie zamówi jedynie kufla piwa, to jeszcze nie spostrzeże się, gdy cena za posiłek będzie dwukrotnie wyższa.

- Doskonale trafiliście! Przed chwilą odebrałem dostawę od kupca, bo tu w wiosce ostatnie krucho. A z godzinę wcześniej przyszlibyście, to nawet nie miałbym co podać. Ale ja tu będę smęcił, a państwo głodni. Wyśmienity kawałek dziczyzny za chwilę będzie gotowy, skuszą się państwo? W przypadku innego zamówienia, może potrwać dłużej, ale z chęcią spełnię w miarę możliwości życzenie. - Rycerz skinął głową z obojętnością, pozostawiając wybór Clarze. Następnie zaprowadził ją do jednego ze stolików, dżentelmeńsko odsuwając jej krzesło. Przy stole, jak na rycerza, również zachowywał się nienagannie. Nawet pomodlił się przed posiłkiem. Tylko tym razem był dość nieśmiały, kilka razy otworzył usta, jakby już miał coś powiedzieć, ale później jakby rozmyślał się i wracał do swego zamyślonego wyrazu twarzy.
 
Zara jest offline  
Stary 05-08-2013, 20:37   #6
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Isak spojrzał na przybysza raczej bez strachu, lecz kto wiedział co ten może planować? Za taki sprzęt jaki on miał ludzie gotowi byli pociąć drugiego człowieka lub wbić mu kosę w plecy bez najmniejszego żalu. On sam swego czasu był świadkiem takich zachować. Dlatego jak to mówił jego ojciec “lepiej dmuchać na zimne”. A raczej z tego co pamiętał, tak mawiał. Zaprosił go gestem do ognia, wskazując miejsce po przeciwnej stronie. Mizykordię wbił w ziemię obok siebie, aby mieć ją maksymalnie blisko, a jednocześnie nie spłoszyć rozmówcy.
- A więc co wiesz? - zapytał tamtego kiedy usiadł.
Rozmówca zaśmiał się donośnie.
- Wiem, to co widziałem, co podsłuchałem i co wyniuchałem. Coś tego jest, pytanie jeszcze, ile ty wiesz, by mogła zaistnieć wymiana. - Odpowiedział, uśmiechając się serdecznie do Isaka.
Isak uśmiechnął się lekko. Był rębajłem, a nie mówcą i mógł go co najwyżej zastraszyć, chociaż widząć jego kolekcję blizn, byłoby to strasznie trudne. A on o stworze nie wiedział nic. Postanowił improwizować. Sprzedać mu opis topielca albo zeugla. Cokolwiek co sam kiedyś widział.
- Powiem tak. Nie zamierzam pierwszy sprzedawać informacji. Wyglądasz mi na takiego, co nic nie wie. A więc spróbuj mnie zaskoczyć i pokaż co wiesz.
- Niech będzie, to ja zacząłem rozmowę, więc i ja powinienem pierwszy coś przekazać. Widziałem na własne oczy zwłoki. Niektóre z tych ostatnich zgonów wywołane są utopieniem, a niektórych znajdują przy brzegu. Zasłyszałem, jak rybaki mówili, że pewnie ci, co uciekają przed potworem wolą się utopić, niż mu się oddać. Bo on wysysa krew. Czort wie, czy to nie wampir jakiś. Ja niewiele o nich wiem, bo to wiele bajek na ten temat jest, a wielu uważa, że w ogóle nie istnieją. Ale ciała były wyssane z krwi, suche, straszne. Tyle na razie mogę powiedzieć, kolejka w drugą stronę. - Odpowiedział, patrząc z zaciekawieniem na Isaka.
Za nim mu odpowiedział, chwilę się zastanowił co może grasować w wodzie i topić ludzi, lub wysysać z nich krew. Tym samym układał sobie w głowie jakąś ładną historyjkę.
- To co mówisz pasuje mi do opisu bloedzuigera. Grasuje na podmokłych terenach, wysysa z ofiar wnętrzności... Słyszałem że kilka ofiar było ich pozbawionych, a chłopki po uciekały z tych terenów. Od starca w knajpie słyszałem że znowu nie jeden, a dwa potwory. Wampir i topielec. Jeśli to topielec, nie przyjdzie do światła. Pewnie nie skusisz się na zgaszenie ogniska i wskoczenia po kolana do wody aby go zwabić?
- Niestety. - Wzdychnął głęboko rozmówca. - Nie spróbuję tego nie dlatego, że jestem tchórzem, a dlatego, że już dwa razy próbowałem tej metody. Ale tak samo nie pojawia się w wodze, jak i na lądzie. Cóż, podzielę się jeszcze taką informacją, że dotychczasowe ofiary żadnymi wojownikami nie były. Widocznie potwór widzi na większą odległość od nas i starannie dobiera swoje ofiary, by nie walczyć z kimś zbyt silnym. Już nie mam pomysłu, jak go wywabić, gdziekolwiek by się nie ukrywał. Ale obawiam się, że przez te spore zarośla po drugiej stronie rzeki, możemy tu sterczeć jeszcze długo.
Isak uśmiechnął się bardzo złowrogo i wskazał ręką w stronę zabudowań:
- Jak na moje oko, nie wojowniczych chłopków na przynętę mamy dużo.
- To znajdź takiego, co by chętnie nad rzekę teraz poszedł. Zmuszenie ich do tego, niby jest łatwe, ale strażnicy tej wioski jakoś dziwnie pilnują tego typu spraw, obawiając się metod takich osób jak my. - Powiedział, uśmiechając się parszywie.
Westchnął niezadowolony
- Zawsze biednemu wiatr w oczy. Cóż, to dość spora wioska więc pewnie znajdzie się jakiś idiota chcący być bohaterem. Trzeba poszukać, jeżeli porwanie kmiotka w nocy z łóżka ma być tak trudne. A jacyś miejscowi próbowali polować? Z jakim skutkiem?
- Z reguły były dwa efekty. Albo się wracało z niczym, albo niektórzy już w ogóle nie wrócili, wiesz pewnie o co mi chodzi. Ale ci drudzy, to w przypadku, tych jak mówisz, bohaterów. Ale większość z nich już się straciła, zanim wieści o potworach się rozpłynęły i mogliśmy tu przybyć.
- To znajdźmy wioskowego głupka, w drugiej najbliższej wiosce - zaproponował, gdy tu jechał mijał pełno wsi które pewnie nie miały nazw, a pełno w niej było wsioków których oczytało się o rycerzach i wiedźminach. Naiwniaki.
- Jak chcecie. Działajcie po swojemu, przecież nawet nie znamy swych imion, a co dopiero mówić o współpracy. Wymiana informacji, tyle. Powiedzmy, że jestem usatysfakcjonowany, czym usłyszałem. - Wyraz jego twarzy zdawał się mówić co innego. - Jeśli nie macie nic przeciwko, to już się oddalę w swoje strony.
Nie liczył na zupełnie inny obrót spraw. Przez chwilę przeszło mu przez myśl rozbrojenie gościa, przebranie za chłopa i wrzucenie do Pontaru, ale... Pewnie by usłyszał jak napina kuszę.
- Niech Wiczny Ogień Ci przyświeca - uniósł rękę w ramach gestu pożegnania.
- Nie jestem zbyt religijny. - Odpowiedział z uśmiechem, wstając i udając się w stronę, z której przybył.
"Ni cholery, ja też nie" - pomyślał.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 05-08-2013, 23:39   #7
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Widzę, żeście strapieni - powiedziała Clara, spoglądając na rycerza.

Posiłek był bogaty, widać było, że jej nowy towarzysz przywykł do wystawnego jadła. Mimo to jadł mechanicznie, jakby nie czując smaku potraw – a może po prostu był ponad tak proste przyjemności.
Clara też jadła niespiesznie, delektując się smakiem. Zupa była wyśmienita, rzadko kto potrafił odpowiednio doprawiać potrawy.
- Aż tak to widać? - Odpowiedział zażenowany. Następnie kontynuował, mówiąc cicho, prawie szeptem. - Cóż, będę szczery. Jestem rycerzem tylko z urodzenia. A chciałbym być także z czynu. Myślę, że uratowanie tej wioski, to byłoby już coś. Niestety, choć w bitce wyszkolony, tutaj nieskromnie muszę się pochwalić, zacnie, to nie umiem szczególnie śledzić tych potworów. Szukam kogoś, kto mi w tym pomoże. Te łamignaty, którzy tak mnogo przybyli do wioski, kompletnie nie szanują mej osoby i nie chcą godnie współpracować. Coś mi jednak podpowiedziało, gdy ujrzałem pewną damę, że... właściwie nawet nie potrafię tego doprecyzować. Ale pewnie przybycie do tej wioski nie wiąże się z żadnymi atrakcjami, więc pewnie Claro przybyłaś tu także z powodu tych strasznych wieści. - Zakończył swój wywód, bacznie obserwując swą rozmówczynię.
- Nie potrafię wam pomóc - zafrasowała się wyraźnie. - Żałuję, ale nie potrafię. Nie znam się na potworach, przypadkiem zupełnym los mnie tu rzucił.
- Ale... -
Dalej mówił bardzo cicho. - W każdym bądź razie i tak widziałaś sporo świata. Pewnie niejeden ciężko chory, czy niestety nawet trup przeszedł przez Twoje ręce, Claro. Może pomożesz je zbadać? Oczywiście, do niczego nie zmuszam, tak tylko mi się skojarzyło.
- Co się wam skojarzyło?
- spojrzała na niego podejrzliwie. - Czemu sądzisz, ze miewam do czynienia z trupami i chorymi? Czy wyglądam na taką osobę? I skąd pomysł, ze widziałam sporo świata? Może mieszkam dwie stajnie stąd?
- Pewnie wyglądam jak głupi, niedoświadczony rycerzyk, ale coś w głowie mam. Patrząc na torby, jakie masz ze sobą, a także to, jak się ubierasz, pozwala mi sądzić, że może jesteś jakąś medyczką, kapłanką, czy... czarodziejką. A chyba każde z nich ma coś czynienia z tego typu sprawami?
- Odpowiedział już pewniej, chcąc ją przekonać do swego.

Clara uśmiechnęła się, aprobująco.
- Niewielu mężczyzn umie patrzeć tak, żeby coś poza licem i figurą dostrzec u kobiety. To prawda, jestem medyczką. Ale trupami nie przywykłam się zajmować.
- Więc nie wiem, jaka jest twoja motywacja. Czy chcesz pomagać ludziom, zarabiać pieniądze, czy cokolwiek jeszcze. Ja pragnę zdobyć sławę. Na nagrodzie mi nie zależy, mogę oddać jej większą część. Nawet całość, jeśli na mnie spłynąłby cały prestiż pokonania potwora. A myślę, że tak, czy tak coś będziesz wiedzieć. Tak mi podpowiada przeczucie. Może głupia przesłanka, ale niestety na niczym więcej nie mogę się oprzeć.
- Mówił, na koniec przybierając zażenowany wyraz twarzy.
Clara pokiwała głową.
- Proponujesz mi układ, współpracę tak? Moja wiedza ma ci pomóc pokonać potwora, ja zabieram nagrodę, ty prestiż. Ciekawe... Dobrze, w sumie nie mam nic do stracenia na tą chwilę. Tym bardziej, że na razie ja lepiej wychodzę na tej ofercie. Bo już korzystam z waszej zasobności, a wam prestiżu nie przybywa. Więc jestem wam winna szczerość, choć łatwiej by było skłamać - nie znam się na bestyjach. A starcie z nimi mało kto przeżywa, wiec rannych też wielu nie widziałam.
- Zanim jednak zawrzemy ostatecznie umowę, chciałbym wiedzieć jedną rzecz. Na ile jesteś w stanie zaryzykować? Zasłyszałem, że potwora nie da się tak łatwo wywabić. Będę u twego boku, jak już powiedziałem, ale ponoć różne sytuacje mogą się zdarzyć, gdy uda się nad rzekę. Chyba, że w ogóle nie masz zamiaru się tam pojawiać.
- Zależy, co rozumiesz pod pojęciem “zaryzykować”
- odpowiedziała powoli, po namyśle. - Czy zaryzykuję życie, żeby zdobyć nagrodę? Oczywiście, ze nie. Czy pójdę nad rzekę i nie ucieknę z piskiem, jak tylko poruszy sie tafla wody? Tak. Jestem odważna, ale w granicach rozsądku. I zawsze dbam o siebie.

Teraz Rejmar zamyślił się na dłuższą chwilę.
- O nic więcej mi nie chodzi. Póki co plan mam taki, aby, gdy niestety pojawi się następny trup, udać się tam razem i załatwię dostęp do niego. Chciałbym, abyś spróbowała go zbadać, dowiedzieć się jak najwięcej, znaleźć jakiś trop. Jakiś lepszy pomysł?
- Więcej dowiem się, jeśli ten trup będzie.. choć trochę.. żywy. Choć przez chwilę. Warto też się dowiedzieć, czy jakieś osoby przeżyły.
- To trzeba będzie śledzić potencjalne ofiary. Chociaż wtedy możliwe, że będziemy musieli od razu zmierzyć się z potworem. Tylko ponoć dotychczas żaden rycerz, wojownik, najemnik, gdy udał się nad rzekę, go nie napotkał...
- To by znaczyło, że stworzenie na swój rozum. Rozpoznaje niebezpieczeństwo. Tym trudniej pokonać je będzie. Pewni jesteście, że właśnie w tej osadzie musicie walczyć o sławę?
- Przecież ja również swój rozum mam!
- Odpowiedział obruszony rycerz. - Tym większa sława mnie czeka, gdy pokonam inteligentnego, silnego potwora! Już dawno podjąłem decyzję. Jeśli nie chcesz mi pomóc, najwyżej będę działał totalnie sam. - Rejmar von Katwild sprawiał wrażenie lekko obrażonego, ale także zawziętego i zmotywowanego.
- Nie obruszajcie się.
- Clara uśmiechnęła się słodko, zaglądając rycerzowi w oczy. - Nie wątpię ani w wasze męstwo, ani w rozum. Choć ten drugi podpowiada, że jak przeciwnik mocarny, to życie od sławy ważniejsze...
- A to już zostaw memu osądowi. Ja idę odpocząć, wynajmę ci kwaterę obok mojej. Jutro zamierzam ruszać nad rzekę. Więc jeśli idziesz na mój układ, bądź o wschodzie słońca tutaj
. - Odezwał się dalej lekko obrażony, udając się na górę karczmy.

Jak widać jego ego było równie rozdmuchane, jak zbroja… Choć w sumie wiadomo, że mężczyznę byle drobiazg urazić może. Powinien jednak przyhjąc jej przeprosiny, zwykle mężczyźni ulegali jej urokowi. Może serce pod tą lśniąca zbroją dla innej już biło? Albo tak pragnienie sławy i chwały oczy mu przysłoniło, że świata nie widział. A może – co równie prawdopodobne – w młodzieńcach gustował.
Cóż, izbę jej oddzielną zamówił. Przez chwile zastanawiała się, czy powinna to jako obelgę, czy zaszczyt odebrać, w końcu uznała, ze miał to być gest szacunku z jego strony.

Cienie za oknem wydłużały się, popołudnie powoli zmieniało w wieczór. Clara została w gospodzie, przypatrując się gościom, posłuchała plotek o bestyi, popytała, czy ktoś może przeżył.
Odrzuciła kilka propozycji o zawoalowanym charakterze seksualnym i dwie o charakterze całkowicie jawnym. Wyjaśniła jednemu z mężczyzn, że niegojąca się ranka na jego dłoni nie ma związku z zakażeniem, i że chleb z pajęczynami nie pomoże, oraz że powinien pytę w portkach trzymać, jeśli nie chce, aby inni podobne ranki mieli.

Kiedy zmierzch za[padł udała się do wskazanej kwatery. Przed świtem musiała być na dole. Nie chciała się spóźnić.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 06-08-2013, 08:49   #8
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Kapłan prowadzony przez młodego chłopca spostrzegł, iż zmierzają do tutejszej świątyni, co wywnioskował po zbliżającej się do nich wieży. Podczas przechadzki zaobserwował, że tutejsi ludzie są tacy jak wszędzie, gdyż i tu znajdą się ci bardzo pobożni, a także ci nawet nie zwracający uwagi na kapłanów, czy to Wiecznego Ognia, czy to tych o innym wyznaniu.

Chłopak przyprowadził go pod tutejszą świątynię, za co otrzymał od tutejszego wielebnego skromniutkie wynagrodzenie. Pierwsze co zwróciło uwagę kapłana było to jaką posturę sobą prezentuje sługa Kreve. Jego rozmiary mogły świadczyć, iż jemu głód nie doskwiera w żadnym razie, a jego upierścieniona dłoń tylko utwierdziła Daveona w przekonaniu, że tamten dostaje spore ofiary, choć nie był do końca pewien jak nimi rozporządza. W końcu nie była to jego sprawa, więc postanowił nie zaczynać tego drażliwego tematu dla wszelkiej maści sług bożych, tylko uścisnął wyciągniętą do niego dłoń, na znak przywitania i tymczasowej zgody, gdyż ta mogła trwać, lub też nie, różnie to w życiu bywa.
-Daveon.- Przedstawił się przy uścisku dłoni. Trzeba było jakoś zacząć tą rozmowę, by można było przejść do sprawy, jaka nakazała wielebnemu przyprowadzić do siebie kapłana Wiecznego Ognia.
Przy uścisku dłoni wielebny z zażenowaniem pokiwał głową.
- A więc co sprowadza kapłana Wiecznego Ognia w skromne progi moich owieczek? - Odpowiedział pewnym, donośnym i czystym głosem.
Daveon obserwował wielebnego, który chyba jednak nie jest zbytnio zadowolony, iż ma na swoim terenie konkurencję. *Ciekawe jak to się dalej potoczy?*
-Sprowadza mnie tutaj potrzeba, by pomóc tutejszym mieszkańcom w tych trudnych chwilach jakie dla nich nastały.- Opowiedział spokojnie, lecz pewnie i z przekonaniem, do swoich powodów. Wolał już przedstawić prawdę, choć z lekko innej strony, niż kłamać i zgrzeszyć.
- Kapłanie Wiecznego Ognia, oni już tutaj mają do kogo zgłosić się po pomoc. Chyba, że kapłan ma także inne umiejętności, niż modlitwę i udzielanie błogosławieństwa. Zakon Białej Róży coś nie kwapi się, aby wysłać takich, co by mi odpędzili te potwory. Nie powiem, datki w ostatnim czasie wzrosły, jestem zadowolony, ale ubywa mi owieczek. Tylko kapłan nie ma zbroi, ni oręża szczególnego. Więc czego tu szuka, tak naprawdę?
Daveon przysłuchiwał się temuż co prawił wielebny. Znał już takie pytania. Najczęściej zadawali je ci, którzy chcieli się dowiedzieć powodów dla których przybył on w ich strony, by potem go wyrzucić pod groźbą, iż jest heretykiem i chce ludzi na złą drogę sprowadzać.
-Jeśli chodzi o zakon, to od bardzo dawna nikogo z niego nie spotkałem, ale z żalem muszę stwierdzić, że ulega on temu wszystkiemu, co i inne organizacje, nieważne, czy są świeckie, czy też nie. Zepsucie i korupcja. Niestety do zakonu zaczęli być przyjmowani synowie możnych ludzi, a synowie ci nie mają pojęcia o świecie, walce, a o ich wiarę to mam największe wątpliwości. Ale nie mieliśmy tutaj rozprawiać o zepsuci społeczeństwa, a o moim przybyciu do tej mieścinki. Otóż powiem tak... Przybywam jak już wspomniałem, by pomóc tutejszym ludziom. I nie zgadzam się, że kapłan może tylko się modlić i udzielać błogosławieństw. Może o wiele więcej. Służyć radą, to raz. Złego ducha wypędzić to dwa. Egzorcyzm na kogoś rzucać, by go z uroku lub od sił złych wyrwać to trzy... Dlatego też tutaj przybyłem, gdyż uważam, że to właśnie jakieś zła siły mają tutaj działanie i mam zamiar za pomocą egzorcyzmu się ich pozbyć, gdyż Wieczny Ogień ochrania, a tam gdzie jego kult nie sięga przychodzę ja. - Powiedział Deveon, a w jego głosie było zdecydowanie i wiara w to co robi, czyli w godną posługę kapłana, który wskazuje drogę ku dobremu oświetlając drogę innym za pomocą Wiecznego Ognia.
- Egzorcyzmy, powiadacie. Całe szczęście, żeście przedstawicielami Wiecznego Ognia, to wasze metody w jakiejś części muszą być słuszne. Zezwalam więc na wasz pobyt tutaj, aczkolwiek do spraw religijnych mieszkańców lepiej się nie wtrącajcie, Daveonie. Dowiem się o tym równie szybko, jak o waszym przybyciu do Cierpc. Jeszcze jakieś uwagi? - Zapytał, odwracając się już częściowo od niego, jakby chcąc szybko się skierować do swojego domu.
-Tak, choć może nie uwagi, co pytanie... Wiece może gdzie znajdę kogoś, kto widział co coś, co zaczęło was ostatnio nękać?- Zadał swoje pytanie, a jego głos był ciepły i życzliwy, miał nadzieję, że otrzyma równie życzliwą odpowiedź.
- W zaświatach. Nikt ponoć nie przeżył z tych, co to widzieli. - Odpowiedź nie była życzliwa, ale zdawała się być przynajmniej szczera. Kapłan Kreve udał się do swej posiadłości, nie odwracając się nawet w stronę Daveona.

Kapłan postąpił kilka kroków przed siebie po wolnej przestrzeni między budynkami. Wprawdzie nie wiedział co teraz począć, wszakże pierwszy raz trafia na coś takiego i postępuje raczej instynktownie, a tego nie miał w zwyczaju robić. *Co by tu teraz począć?* Takie pytanie krążyło mu w myślach. Właśnie o to chodzi... Co? Gdy rozmyślał wyjął kolejny owoc z tych ofiarowanych mu przez kupca, tym razem była to gruszka. Kapłan wytarł ją o rękaw swojego habitu, po czym zaczął zjadać. W czasie posiłku przechadzał się po miasteczku, czy też raczej wiosce nadal szukając odpowiedzi na swoje pytanie. Gdy skończył jeść gruszkę wyrzucił resztki, które zostały i wtedy usłyszał plusk. Odwrócił się w tamtą stronę i zobaczył, że ogonek od gruszki trafił ww jakąś kałużę... *No tak, czemu ja na to wcześniej nie wpadłem, rzeka, trzeba by poszukać na brzegu rzeki, może tam kogoś się spodka, a ten ktoś będzie bardziej skłonny do rozmowy niż tutejszy "wielebny"*. Daveon czym prędzej ruszył raźnym krokiem w stronę rzeki, a gdy już dotarł na jeden z jej brzegów zaczyna przechadzać się po brzegu, w nadziei, że może spodka kogoś, kto wie coś więcej, lub znajdzie jakąś wskazówkę, jak ma pomóc tym ludziom.
 
Zormar jest offline  
Stary 08-08-2013, 00:31   #9
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Isak Parov

Po odejściu przybysza, z którym nawet nie silili się na uprzejmość w postaci wymiany imion, najemnik powrócił do obserwacji okolicy. Potwór, jak już wskazywało to, czego się dowiedział, nie zamierzał ułatwić mu pracy i nie dawał żadnego znaku, nie mówiąc już o tym, by nasunął się pod miecz. Godziny upływały, z trudem zebrany chrust powoli się wyczerpywał, gdy zaczęło się przejaśniać. Mimo leniwie wschodzącego Słońca, widoczność szczególnie się nie poprawiała, bowiem w okolicy unosiła się dosyć solidna, poranna mgła. Gdy wojownik mógł się już zastanawiać nad innym działaniem, niż zwykłym oczekiwaniem na potwora, usłyszał głośny, męski krzyk. Zlokalizowanie go zajęło mu dłuższą chwilę, ale ostatecznie jego źródło samo ułatwiło mu odnalezienie go.
- Panie! Kolejne! Pomóżcie mnie z nią, wyciągnąć trza jej ciało na brzeg. - Wołał z oddali machający rękami mężczyzna, zdający sobie sprawę z trudności związanych z widocznością. Wyglądał raczej na starszego, zwykłego rybaka. Nie wiadomo po co udał się nad rzekę, ale starał się jakoś przygotować na ewentualne starcie z potworem. Aczkolwiek dla oka Isaka, który widział już wiele oręży w swoim życiu, pałka z gwoździem, jaką miał u boku rybak, rozbiłaby się w pył przy pierwszym lepszym uderzeniu w nią.

Clara z Pelan

Próba rozpoznania środowiska, jakiego podjęła się przed pójściem spać w wynajętym tylko dla niej pokoju, nie przyniosła wielkich efektów. Wszystko można było przyrównać do rozmowy z rybakiem, jakiego spotkała przed rycerzem. Mieszkańcy panikowali, rozpaczali, obawiali się, a przede wszystkim snuli multum domysłów, wśród których nie dało się znaleźć ni jednej wspólnej, wiążącej wszystko cechy. Natomiast najemnicy z reguły działali samotnie, toteż mało który z kimś rozmawiał, by Clara mogła cokolwiek podsłuchać od nieco bardziej obeznanych z tymi sprawami osób. Również nie usłyszała nic świadczącego o tym, że ktokolwiek przeżył spotkanie z bestyją. Ale wbrew pozorom, wysłuchać mogła także przy okazji kilku innych tematów, jakie poruszali mieszkańcy Cierpc. Paru po kilku głębszych rozmawiało o innych rasach, do jakich nie pałano szczególną miłością, co niektórzy nawet sugerowali, że to ich sprawka. Alkohol wyzwolił także tony patriotyczne, bowiem pojawił się również temat konfliktu Aedirn z Kaedwen, gdzie również przypisywano tym drugim wojskom możliwość wszczęcia kolejnej wojny, poczynając od właśnie takich bezecnych czynów. Świeżym tematem była także niedawna impreza z okazji urodzin wójta, gdzie alkohol lał się strumieniami, jakiś powszechnie znany rybak wybekał jedną z najpopularniejszych ostatnio ballad, a wójt zbałamucił dwie młode, cycate dziewki, mimo, że na sali znajdowała się jego żona. Tylu to ciekawych rzeczy można było się dowiedzieć podczas jednego wieczoru w karczmie, nie wspominając już o osobach, które Clarę chciały zagadać.
Jej pokoik był ciasny, szczególnego komfortu również nie zapewniał, ale przynajmniej nie musiała się szczególnie o siebie obawiać. Obudziła się wcześnie, by zdążyć przed wyjściem z Rejmarem. To ona jednak musiała czekać na rycerza. Z jego pokoju długo dochodziły odgłosy trzaskania metalu. W końcu, gdy się zjawił, na wstępie wytłumaczył swe spóźnienie.
- Wybacz, niestety niezwykle ciężko nałożyć taką zbroję samodzielnie. - Mówił, dumnie schodząc na dół w swej bogatej zbroi. - Zamówię coś na śniadanie i możemy ruszać w drogę. Możesz już myśleć, gdzie pójdziemy.

Daveon

Przechadzając się po wiosce i jedząc podarowaną mu gruszkę, nagle poczuł, że ktoś go śledzi. W pewnym momencie, gdzieś za chatką, udało mu się nawet dostrzec sylwetkę tej postaci. Był to jakiś dzieciak, możliwe, że nawet ten sam, co ostatnio. Szybko jednak zniknął, więc musiał odpuścić sobie próbę poszukiwania go. Nasuwać do głowy mogła się myśl, że to pewnie tutejszy „wielebny” nakazał dalsze śledzenie jego osoby. Gdy skończył jeść, a dzięki trafieniu w ogryzkiem w kałużę wpadł na pomysł, co takiego mógł zrobić, by znaleźć sposób na pomoc tutejszym ludziom, ponownie pojawiło się to uczucie, że ktoś za nim podąża. Po przejściu kilku kroków okazało się, że to nie był ten chłopak, który zaprowadził go do kapłana Kreve. Ten chłopiec był parę lat młodszy od tamtego, ale za to już wyglądał na bardziej zadbanego, bo choć wciąż szczupły, to już nie sprawiał wrażenia, jakby od tygodnia nic nie jadł. Ubrania miał trochę potargane i brudne, ale za to sprawiające wrażenie dobrej jakości. Z twarzy również nieco się różnił od tego poprzedniego. Czarne, długie włosy dziwnie komponowały się z dosyć naiwnym i niewinnym wyrazem twarzy, odbijającym się także w dużych, niebieskich oczach. Co kapłan mógł także istotnego u niego dojrzeć, to parę wymiętych kartek w kieszeni oraz ołówek. To wszystko, co mógł dowiedzieć się na temat tego chłopca, bo ten nie odezwał się nawet słowem. Tylko tak stanął, zagradzając mu drogę i przyglądając się.
 
Zara jest offline  
Stary 10-08-2013, 23:53   #10
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- "Ach, wystarczyło przecież poprosić mnie o pomoc... "- nie, to by brzmiało zbyt jednoznacznie. Jeszcze by się zapłonił.
- "A może mniej byście tego na sobie nosili?" - też niedobrze, to by uraziło jego ego. Znowu.
- "Rozumiem, to musi sporo czasu zabierać.." - wspierająco, ale pewnie by wziął za drwinę.

Nie uczyniła więc żadnego komentarza w odpowiedzi na jego tłumaczenie odnośnie spóźnienia.
- Nie szkodzi - mruknęła. - Lubię chwilę posiedzieć przed śniadaniem.
Zjadła tylko trochę sera, czekając, aż rycerz się posili.
- Nad rzekę, gdzież indziej chcielibyście iść? - odpowiedziała, zdziwiona.
- Mamy śledzić jakąś potencjalną ofiarę, więc trzeba by znaleźć kogoś, kto idzie nad rzekę. - Mówił, pałaszując duże ilości jajecznicy. - Nad rzeką już spędziłem sporo czasu i nic nie znalazłem. Więc to niby oczywiste, ale czy da to jakiś efekt... - Zamyślił się, po czym dobrał sobie kolejną porcję i jadł, czekając na odpowiedź Clary.
- Rejmarze - zaczęła powoli, nie chcąc ponownie go urazić. - Jak rozpoznasz potencjalną ofiarę? Każda osoba przechadzająca się nad rzeką staje się potencjalną ofiarą. Możemy pójść i poczekać, aż ktoś się pojawi. Albo... - pozwoliła skrystalizować się myśli, która nagle się pojawiała. - Ja będę się przechadzać, wabiąc bestie, a ty poczekasz w ukryciu, żeby zaatakować w odpowiedniej chwili. Ufam, że zdążysz.
- Niedawno mówiłaś, że życiem nie chcesz ryzykować. A my nie wiemy, z jaką bestią mamy do czynienia, więc choć moje umiejętności pozwalałyby mi zdążenie na pokonanie większości z nich, to zawsze istnieje ryzyko, że nieznany potwór może być strasznie szybki. Poza tym, ja sam nie mam zamiaru ryzykować twojego życia, bo to nie jest szlachetny sposób na walkę z potworem
. - Odpowiedział, wreszcie kończąc swe śniadanie.
- Zwykle rano odwagi mi przybywa - wyjaśniła Clara, uśmiechając się. - Szczególnie po nocy w przyzwoitych warunkach spędzonej. To raz. Dwa - chyba nie myślicie, że świadomie bym życie narażała? Ja też wyczuwam niebezpieczeństwo. Nie urodziłam się wczoraj i od dawna sobie radzę sama. - Ugryzła kęs jabłka i dodała - Na argument o waszym honorze kontrargumentu nie mam. Więc pewnie przyjdzie nam po prostu udać się nad rzekę i porozglądać za potencjalnymi ofiarami. Ale też chętnie bym okolicę obejrzała. Zorientowała się. Może coś zauważymy?
- Więc niech i tak będzie. Udamy się nad rzekę i zobaczymy, co się uda tam znaleźć.
- Powiedział, po czym zapłacił za śniadanie i ruszył w stronę wyjścia, by tam przytrzymać drzwi, przez które miała wyjść Clara.

Ruszyli niespiesznie, na szczęście było bardzo wcześnie, dziewczyna miała dość wyobraźni, aby przewidzieć, jak w takiej eleganckiej zbroi musi być w gorące popołudnie… jak w nagrzanej łaźni. Łaźnie – jako takie – były dość przyjemnymi miejscami, zdaniem Clary, ale pod warunkiem, że człowiek mógł decydować, kiedy chce je opuścić. Generalnie Clara lubiła móc decydować o sobie. Nie znosiła przymusu i ograniczeń. A z nimi właśnie – wcale nie z honorem, czy odwagą, jak się Rajmarowi zdawało – kojarzyła się jej taka zbroja, lśniąca na kilometr i wabiąca wszelkich mozlwych opryszków.
- "Hej, jestem tu!" – zdawał się wołać. – "Mam lśniącą zbroję i pewnie mnóstwo pieniędzy w sakiewce! Chodźcie i bierzcie!"

Skarciła się za tak niestosowne myśli. Wszak opłacał jej izbę i pożywienie, nie prosząc o nic specjalnego w zamian. Z jej doświadczeń wynikało, ze jeśli mężczyzna proponował kobiecie łóżko i posiłek, to zwykle oczekiwał konkretnej wdzięczności. A nie tylko spaceru nad rzekę w celu wabienia – nie, nawet nie wabienia, obserwacji? – potworów.

Rjemar był tak szlachetny, ze aż robiło się jej mdło. To jakby zjeść zbyt dużo melasy na raz.

Rozglądała się dookoła, szukając śladów bytności bestyi. Albo zawirowań magii w powietrzu. Czegoś, co by odbiegało od normalności ciepłego poranka.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172