Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-09-2009, 15:40   #1
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Zakonna Krew

Grała muzyka. Orkiestra śmierci koncertowała na prawym brzegu Silei. Zmasakrowane wisielce tańczyły opiewane przez padlinożerne ptactwo. Krew wsiąkała w glebę, a las biesiadował. I było wesoło.

Po rekrutacji zorganizowanej przez Zakon Słońca wszyscy udaliście się do zamczyska, gdzie na co dzień urzędował wielki mistrz. Zaprowadzono was do niedużej komnaty w pobliżu zbrojowni i rozłożono mapy na długim, położonym na środku izby stole. Dookoła stało kilkunastu żołnierzy dzierżących gizarmy. W sieni było ciemno i chłodno. Barczysty mężczyzna o długiej brodzie siadł na stołku i wbił sztylet w rzekę oznaczoną na mapie błękitnym szlaczkiem. Przeszył was przenikliwym wzrokiem i rzekł:
„Witajcie, drużyno. Rad jestem mogąc ujrzeć wasze twarze nim się rozejdziemy. Chciałbym rzec wam słów kilka, które mogą okazać się niezbędne. Wyznaczono was do wykonania zadania, które może zadecydować o wyniku tej wojny. Otóż, kilka dni temu porwano komtura Joachima de Weld. Wycięto do nogi złożony z wybornych wojów oddział, a jego zabrano w głąb terytorium wroga. Potrzebowaliśmy nielicznej drużyny, aby przedarła się przez linie wroga i odnalazła komtura. Tak, jest to niezwykle ważne. Wiecie dlaczego wciąż udaje nam się utrzymać spokój w państwie? Bo ludzie wierzą, iż jest to nieduża rebelia, którą zdławi grupa najemników. Dlatego zakonni rycerze nie uczestniczą w walkach. Jednak, kiedy wyjdzie na jaw, iż komtur został porwany i broń Boże, zamordowany, będziemy zmuszeni do interwencji. A o to chodzi parszywym elfom. Chcą pokazać światu, że są potężni, że nie boją się Zakonu i ich zakutych w zbroje wojowników.
Tak więc, wyruszycie niedługo na drugi brzeg Silei. Zaopatrzcie się w niezbędny ekwipunek i chyżo gnajcie ku rzece. Waszym pierwszym przystankiem ma być Wilczy Gród – fort przeobrażony w obóz najemników. Znajduje się on tuż przy brodzie na Silei. Tam dostaniecie kolejne wskazówki, zgłoście się u dowódcy najemników. Ale pamiętajcie. Informacje o porwaniu nie mogą dotrzeć do czujnych uszu ludu. Musicie działać bardzo ostrożnie. Wykonajcie zadanie, a nie będziecie tego żałować. Zakon potrafi się odwdzięczyć. Za zdradę batem. Za odwagę złotem. Za lojalność honorami.

W Silgradzie nie zabawiliście długo. Powoli zbliżała się jesień, trzeba było chyżo ruszyć na szlak. Na targowisku zaopatrzyliście się w niezbędne jadło i ekwipunek. Zakonnicy wręczyli rumaki z rzędem tym z was, którzy ich nie posiadali oraz objuczonego konia. Oprócz tego Maldred otrzymał dokładną mapę okolicy.

Pierwszy dzień podróży dłużył wam się niesamowicie. Okolice Silgradu były spokojne, tu elficka nawałnica jeszcze nie dotarła. Dochodziły jedynie wieści z frontu. Gościniec otoczony był gęstym, sosnowym borem pachnącym intensywnie krzemionką. Drogi pełne były kupców i ich karawan pędzących do miasta, aby schronić się na czas wojny domowej. Chłopi nieśli do miejskich spichlerzy zapasy, gdyż władze na wszelki wypadek zbierali jadło i broń. Obecność zbrojnych na szlaku nie była niczym dziwnym. Wielu wojów jechało na wschód, aby szukać przygód i bogactwa. Często zatrzymywaliście się na popas, a to dlatego iż prowiantu mieliście w bród, a nie chcieliście by się zmarnował.

Drugiego dnia skręciliście na wschód. Tutaj, gościniec zdawał się być pusty. Raz tylko widzieliście uzbrojoną karawanę kupiecką jadącą w stronę Wilczego Grodu. Na wozach jechali kusznicy, a po bokach jeźdźcy w misiurkach. Towary spakowane były w worki, skrzynie i beczki. Rychło straciliście handlarzy z oczu, ci spieszyli się, wy zaś jechaliście stępa.

Trzeciego dnia, wreszcie ujrzeliście skutki elfickiej rebelii. Na drzewach kołysały się wisielce. W okolicach ich szyi tkwiły strzały o białych lotkach. Był to ślad, po zawodach które organizowali buntownicy. Na drogach leżały trupy, zniszczona broń i pokryte szkarłatną posoką kikuty. Na środku leżał przewrócony wóz bez koła. W malinach stękał dogorywający woźnica cięty w tętnicę szyjną. Dookoła rozrzucone były zmasakrowane ciała kupców i najemników chroniących towary. W powietrzu unosił się cuchnący odór śmierci.
Im bliżej rzeki tym częściej trafialiście na pogorzeliska i trupy.

Kiedy zostawiliście za plecami ścianę lasu, słońce już zaszło. Byliście zmęczeni, wasze rumaki również. Natychmiast zauważyliście wzbijające się kłęby dymu. Popędziliście wierzchowce i szybko znaleźliście się w spalonej wiosce. Niektóre chaty jeszcze się tliły, wszystkie obory stały otworem, dookoła chodziły uwolnione zwierzęta. Na środku elfy ułożyły stos ciał. Na rozłożystej jabłoni wisiała za nogę ciężarna kobieta, w której brzuchu tkwiły strzały. Dzieci i starcy przybici byli do chałup gwoździami, zaraz spostrzegliście, że u ich stóp leżą języki. Wielu miało podcięte gardła. Tuż przy studni wił się syczący jak żmija starzec pozbawiony rąk i nóg. Turlał się w kałuży krwi, konając w męczarniach.
„Sukinsyny!” – krzyknął resztką sił i zmarł.
Zlękliście się i galopem ruszyliście przed siebie. Po zmroku rozbiliście obóz i rozpaliliście ognisko niedaleko drogi.
 
Kirholm jest offline  
Stary 13-09-2009, 21:25   #2
 
Duch's Avatar
 
Reputacja: 1 Duch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znany
Karanic westchnął z dezaprobatą widzą, że ktoś z drużyny próbuje rozpalić ognisko. Nie był pewien czy dobrze zrobił dołączając się do drużyny awanturników wynajmujących się zakonowi. Sam zdecydował się pojechać i wykonać zlecenie i wbrew temu co myślał tłusty kupiec miał gdzieś jaką, kto o nim puści plotkę. Wiedział, że jest dobry w tym co robi, a zapotrzebowanie na jego usługi było duże.
Wynajmując się zakonowi liczył na sowitą zapłatę, bo jak wiadomo złoto i zakon idą w parze, nie sądził jednak, że każą mu podróżować jak samobójca. Całą drogą jaką dotąd spędzili starał się wyprzedzać drużynę idąc bokami i wypatrując leśnych zasadzek. Denerwowało go, że drużyna beztrosko wędruje sobie środkiem traktu chociaż wszędzie pełno widocznych znaków iż w pobliżu znajdują się oddziały elfów. A elfy nie chybiają z łuku. No cóż, miał tylko nadzieję, że jeśli już atak skupi się na tych beztroskich ignorantach, a nie na nim. Nie zamierzał ginąć za chwałę.
- Przemyślałbym rozpalenie ogniska - bąknął na tyle głośno aby słyszano go w całym obozowisku i miał nadzieję, że zrozumieją dlaczego jest to nie mądre. Sam zaś zniknął w ciemności obchodząc obóz dookoła bardzo cicho i ostrożnie. Sprawdził czy nie ma oznak bytności kogoś nieproszonego i kiedy skończył obchód ściągnął pochwy z mieczami, położył na ziemi i usiadł w pewnej odległości od grupy w cieniu niedużego drzewa. Tam rozpakował rację żywnościową po czym zaczął ją powoli konsumować popijając wodą z bukłaka.
 
__________________
Dziewięć kroków przed siebie obrót i strzał nie najlepszy moment na błąd matematyczny.
Duch jest offline  
Stary 13-09-2009, 22:59   #3
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Od początku gdy tylko Grey Wolf spotkał się z cywilizowanymi ludźmi strasznie go denerwowali. Za każdym razem słyszał okrzyki gdzie leziesz śmierdzielu, itp. Przez to często musiał komuś obić mordę. Pewnego razu zainteresował się nim odziany w zbroję człowiek gdy Wolf majtał w powietrzu kupcem, który nie chciał mu dać jedzenia za wykonane zadanie. Rycerz namówił go że będzie mógł najeść się do syta gdy tylko Wolf wykona dla niego zadanie. Grey przystał na te warunki i skończyło się to tak że siedział teraz z bandą słabiaków na drodze gdzie w każdej chwili mógłby zostać zabity bez honorowej walki przez chudego elfa. Nie za bardzo mu się to podobało. Do tego jeszcze jakiś zawszony cherlak zabronił mu rozpalić ognisko. Barbarzyńca stłumił złość myśląc o nagrodzie którą dostanie od tajemniczego zakonu gdy tylko wykona zadanie. Siadł na ziemi i wyciągnął swój bukłak z bimbrem. Uśmiechnął się lekko, alkohol zawsze poprawiał mu humor.
 
Garzzakhz jest offline  
Stary 13-09-2009, 23:13   #4
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nie ma to jak udowodnić sobie do czego jest się zdolnym gdy głód zagląda w oczy. Od choćby ta sprawa z rebelią elfów. Kiedy zgłaszała się do tej roboty, zaprawdę myślała, że będzie łazić po lesie szukając grupy bandytów, a nie robić za grupę ratunkową. Niestety na powrót w inne regiony w poszukiwaniu za pracą nie ma co liczyć tamte grupy bandyckie tak szybko się nie odrodzą a zakon jednak dbał o swoich pracowników.
Wystarczy tylko to przeżyć i wszystko będzie dobrze, choć na nawał pracy chwilowo narzekać nie mogła. Gdyby podróżowali poza traktem może mogłaby poprowadzić ich drogą do celu, ale po co komu tropiciel kiedy jedzie się głównym szlakiem prosto przed siebie? Tak przynajmniej myślała, do póty nie natrafili na zmasakrowaną wioskę.
Widziała w swoim życiu wiele okropności, ale to biło wcześniejsze ohydności na głowę. I choć z doświadczenia jakie przyniosło jej życie, została by w zgliszczach dawno już pozostawionych przez oprawców to bez słowa podążyła za resztą drużyny. Może jako tropiciel na trakcie była nie potrzebna, ale jako kolejna para oczu i uszu, była, jak każdy inny członek tej wyprawy, niezbędna.

Postój, czy tego chcieli czy nie, musieli odetchnąć. Ognisko może i nie było niezbędne, ale ona osobiście lubiła widzieć co ją otacza w ciemnościach, choć czy w takich zaraz ciemnościach, noc była bezchmurna, wiec wstrzymała się z powiedzeniem swoich paru słów. Zastanawiała się czy w końcu w tej małej grupie, któryś z towarzyszy sięgnie po wodze lidera, nawet dziwiło ją iż do tej pory żaden tego nie zrobił. Do tej pory takie relacje ustalały się, tam gdzie pracowała, nawet przed wyruszeniem na szlak. Dziwni byli ci tutaj.
 
Obca jest offline  
Stary 14-09-2009, 01:03   #5
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
"Co za zbieranina" - myśłał Hasvid, podróżując z grupą wynajętą przez Zakon, w celu rozwiązania problrmów nękających jego pracodawców. - "Kim oni są? Co potrafią?" Czy można na nich liczyć w sytuacji kryzysowej? Nie mam pewności, że będą w stanie zabić gdy będzie taka konieczność. Co jeśli nie? Moment zawahania może decydować o życiu lub śmierci. A także o powodzeniu misji. Odnalezienie komtura de Weld. Dlaczego akurat porwano jego? Przecież de Weld nie był nikim ważnym. Zwyczajny dowódca zameczku na pograniczu, mający pod swoją komendą chorągiew zakonną. Chyba że... Nie, to nie możliwe... Przecież nie uszłoby uwadze Bractwa, gdyby komtur miał jakieś inne obowiązki. Był po prostu rycerzem, który miał na tyle pecha, że pieprzone elfy porwały akurat jego. A z drugiej strony miał szczęście. Żył..."

Nie mieli tyle szczęścia mieszkańcy wiosek, które mijali. Zmasakrowani wieśniacy, dzieci, kobiety... Dla tych skurwysynów, elfów nie mogło być litości. Nie okazywali jej ludziom, więc nie mogli na nią liczyć. Dlaczego niby? Ta kobieta z podziurawionym brzuchem, na przykład. Za co? Za to, że jej dzieci były ludźmi. Normalnymi istotami. Nie pieprzonymi długouchymi. Nie miał szczęcia woźnica - dogorywał na poboczu drogi. Czemu? Bo był człowiekiem. Dobry powód by zabić. Więc równie dobrym powodem jest zabić, bo ktoś ma długie uszy. No pewnie. Czemu nie? Zemścić się za to co oni robią zwyczajnym mieszkańcom Marchii. Zwłaszcza że Zakon płaci za robotę. Szczególnie takim jak on. Członkom Bractwa Czarnych Kapturów. Najlepszym należy się najwyższa stawka. Taką mu obiecano. Za taką zaryzykował po raz kolejny swoje życie.

I teraz siedział z nieznajomymi wokół płonącego ogniska i uważnie się im przyglądał. Sam był niezbyt wysokim mężczyzną, w wieku nie więcej niż trzydziestu lat. Miał blond włosy, przycięte tak, że nie zasłaniały mu oczu. Oczu szarych i przenikliwie lustrujących wszystko dookoła. Poprawił kapelusz z szeroki m rondem. Owinął się w ciemny płaszcz, chroniąc się przed zimnem. Mimowolnie odsłoonił wówczas swój arsenał. Długi, lekko zakrzywiony miecz. Kuszę wykonaną drzewa czarnego dębu i wąski sztylet, utwardzany kołaczan z bełtami do kuszy. Wszystko doskonale utrzymane i zadbane. To były jego narzędzia pracy. O nie trzeba było dbać.

Wyciągnął sztylet i wstał. Podszedł do swojego konia, ochszczonego imieniem Ciapek, ze względu na umaszczenie. Pogłaskał go po chrapach. Z juków wyciągnął porcję suszonego mięsa i nabił ją na patyk. Ogrzał ją nad ogniem i zaczął jeść.

- Powiedzcie coś o sobie - zagaił rozmowę. - Chciałbym wiedzieć z kim przyjdzie mi pracować. Co do mnie to mogę powiedzieć tyle, że na codzień jestem zwyczajnym kupcem. Handluję zbożem. Mam żonę i dzieci. Kiedyś.... Podkręślę, kiedyś.... Byłem włamywaczem. Znam się trochę na zamkach, pułapkach i tego typu sprawach. Pytam z tego względu, że wypadałoby ustalić jakąś taktykę w nadchodzącym zadaniu. Do tej pory nie miałem okazji pracować w tak licznej grupie.
 
xeper jest offline  
Stary 14-09-2009, 11:47   #6
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Po przemowie zakonnika Theodor poczekał aż reszta wyjdzie po czym powiedział.
- Choć o tym nie wspomniałeś to można wywnioskować, że komtur de Weld więcej znaczy dla zakonu niż nam powiedziałeś. To mnie szczerze mówiąc nie obchodzi, misję dostałem i ją wypełnię. Będę potrzebował jednak jakiegoś dowodu dla komtura, że od zakonu przychodzimy, może to być list polecający lub jakiś znak, który nas uwierzytelni - Hess przemawiał swobodnie, nie było po nim widać, że w jakikolwiek sposób przejmuje się rangą swego rozmówcy. - Przydałby się także list polecający do rycerzy na przygranicznych zamkach. Czasem jeden nocleg w przyjaznych ścianach czyni więcej dobrego, niż stos złota. Gwarancję bezpieczeństwa dokumentów poświadczam moim honorem. Nazywam się Theodor Hess, syn Jaquesa Hess'a, zamordowanego w swym majątku w Agroland, który teraz do mnie należy. - Tu zamilkł i czekał na odezwę od rycerza, ten po chwili milczenia przemówił..
- Nad listami pomyślę, jeśli uznam za stosowne to zostaną ci dostarczone, zanim wyruszycie, chcesz czegoś jeszcze Panie Hess? - zapytał.
- Tak, chciałem zapytać o ten znak - powiedział wyjmując sygnet Ligi - Szukam ludzi, który się nim identyfikują, wszelkie informacje są dla mnie cenne. - Rycerz spojrzał na sygnet, a potem na Theodora.
- Nie pokazuj tego każdemu kogo spotkasz, ten sygnet ściąga teraz niebezpieczeństwo. - powiedział półszeptem, - Ruszaj się przygotować, masz mało czasu - Dodał normalny głosem, i zakończył tym rozmowę.


Na trakcie Theodor trzymał się na przodzie kompani, jednak starał się mieć oko na pozostałych, uznał, że najlepiej będzie milczeć i wybadać ich.
Trzeciego dnia natknęli się na pierwsze skutki wojny. na szlaku była to istna rzeź, jeden jeszcze dogorywał. Theodor, zeskoczył z konia, podszedł do woźnicy i wyjmując sztylet, skrócił mu cierpienie, a następnie zamknął oczy.
Spojrzał na drużynę z odrazą, że nikt tego wcześniej nie zrobił.
- Helash, navat satno - wysyczał, po czym zaczął przenosić za pomocą magi ciała na rozbity wóz, po drugim ciele powiedział do reszty. - Trzeba spalić ich ciała, żeby wilki nie miały z nich uczty. Jedzcie, dogonię was niebawem, chyba, że ktoś chce pomoc. - Po czym wrócił do przenoszenia ciał, gdy wszystkie jakie widział były na wozie, pozbierał do swojej sakwy całą broń i strzały jakie znalazł. Rzucił zaklęcie zapalające na wóz, a gdy ten stanął w płomieniach zaczerpnął mocy i odjechał za drużyną.

Dogonił ich niebawem, a niedługo potem zobaczyli unoszący się dym i zniszczoną wioskę. Hess był przyzwyczajony do okrucieństwa w walce, ale nigdy nie popierał rzezi cywili. Spojrzał na drużynę i powiedział.
- Ktoś się pisze do pomocy? - mówił spokojnie, ale w oczach miał ogień, część już zauważyła, że nie jest zwykłym najemnikiem, ale kimś, kto przywykł do wydawania rozkazów, nawet do tego, że te rozkazy były wykonywane natychmiast. - Trzeba tak jak tym przy wiosce, sprawić lepszy koniec. - Skupił się o wiele bardziej niż wcześniej, i tym razem bez słów zaklęcia, kilka ciał oderwało się od ścian i ruszyło na stos, po chwili stało się to z następnymi. Theodor wiedział, że musi uważać z mocą, ale wiedział, też że musi wyrobić sobie respekt wśród towarzyszy, i to szybko jeśli mają wrócić żywi.


Na następnym noclegu po głupiej uwadze, o niezapalaniu ogniska tylko się uśmiechnął. Przeszedł kawałek dalej, choć tak aby był widoczny i składając przed sobą płasko dłonie, wyszeptał dziwnie melodyjne zaklęcie i po czym zaczął powoli rozsuwać ręce. Efektem było otwarcie się jamy w ziemi, dostatecznie dużej aby wszyscy mogli tam wejść i spokojnie spędzić noc, na upartego dało by się wprowadzić nawet konie i dalej było by dość miejsca.
- Zapraszam - szepnął zmęczonym głosem, - jak chwilkę odpocznę, zrobię nam ogrzewaną podłogę - dodał z uśmiechem, a następnie wszedł do jamy. Do jamy schodziło się po zapadniętej po skosie ziemi. Miała około 8 metrów długości i 6 szerokości, a wysoka była, w najniższym punkcie miała 2metry, przy czym przy wejściu ponad trzy, także nawet konie było w większej części ukryte.

Gdy Theodor wszedł do środka, zebrał odrobinę energii i prostym czarem zmienił ziemię kilka metrów pod nimi, w coś zbliżonego do lawy, powinno ogrzewać podłoże przez kilka naście godzin.

- Nazywam się Theodor Hess, - powiedział do tych co weszli za nim. - Możecie uważać mnie za szpiega, jak widzieliście, to potrafię się przydać, a wierzcie mi to tylko wierzchołek moich zdolności. - Wyjął z swojej małej sakwy, zwijane posłanie i ciepły koc, rozłorzył się przy końcu jamy i siadając na posłaniu, zajął się jedzeniem wieczornego posiłku.
 
deMaus jest offline  
Stary 14-09-2009, 17:56   #7
 
Nerchio's Avatar
 
Reputacja: 1 Nerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodze
Co za ludzie, kontemplował Mikhail, patrząc na towarzyszącą mu kompanie. Nie moge wprost uwierzyć, że ten gość wysłał mnie z tą bandą na elfów. Elfów, które potrafią walczyć. Elfów, które są zwinne i szybkie. Elfów, które nas zmiażdżą przy najbliższej możliwej okazji. Ah tak, wynajął mnie żebym poskromił wroga moim drewnianym kijkiem z żelazną obudową, pomyślał z nutką sarkazmu.
Wydawało mu się, że przejazd obok zmasakrowanej wioski, zrobił na nim najmniejsze wrażenie. Jako bard, widział na świecie już wiele rzeczy.

- "Szkoda, że mnie tu nie było" - oznajmił, próbując udać wielce odważnego.

Spojrzał z politowaniem na stos jaki ułożył jeden z jego kompanów.

- "Myślałem, że czasy palenia na stosie minęły" - ocenił krótko przedstawienie maga, który, jak uważał Mikhail, próbował podnieść swoją pozycję w drużynie.

Na trakcie, niedługo przed odpoczynkiem, wyjął swoją lutnię i starał się poezją poprawić humor drużyny. Nie grał zbyt długo, jako że jakiś awanturnik uważał, iż "wszędzie mogą czyhać elfy".

- Elfy, nie elfy. To wy tu jesteście od zabijania. Ja mogę jedynie dać im po głowach moim kijem - powiedział, ale tym razem zaczął grać ciszej.

Zastanwiał się, kto w kompanii będzie chciał przejąć dówództwo. Na świecie było zbyt wielu żądnych władzy idiotów, by łudził się, że nie będzie walki o przewodzenie i podejmowanie decyzji.
Jeśli chodziło o obserwację terenu, tą czynność zostawił na razie innym. Co prawda był spostrzegawczy, ale na razie powierzył sobie inne zadania.
Kiedy zatrzymali się, by założyć obozowisko, Mikhail ruszył by rozpalić ognisko.

- "Przemyślałbym rozpalenie ogniska" - usłyszał poradę od jednego z kompanów.
- "Ja nie myślę, więc nie mam takich problemów. Z resztą nie chce być zjedzony przez dzikie kury" - szybko skontrował wypowiedź, będąc pewien swoich racji.

Kilka chwil później, wszyscy siedzieli przy ognisku, jednocześnie ogrzewani przez ziemię, którą mag ogrzał. Kompani zaczęli się przedstawiać i kiedy przyszła kolej na Mikhail'a powiedział:

- "Mam na imię Mikhail. Pewnie zdążyliście się już domyśleć, że jestem bardem. Mój przydomek brzmi "Tygrys". Trochę czaruję, ale z góry ostrzegam, że nie można na mnie polegać jeśli chodzi o magię. Cóż więcej powiedzieć, jesteście skazani na moje towarzystwo do końca naszej wyprawy.
 

Ostatnio edytowane przez Nerchio : 14-09-2009 o 17:57. Powód: literówka
Nerchio jest offline  
Stary 14-09-2009, 20:08   #8
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Noc była wyjątkowo zimna. Księżyc lekko wychylił się zza chmur, dlatego kiedy ujrzeliście efekty zaklęcia Theodore’a byliście radzi. Jama była głęboka i solidnie wykopana. Przede wszystkim nie było mowy o sypiącej się na głowy glebie czy doskwierającym chłodzie. Theodore padł zmęczony pod ścianę i zaczął konsumpcję swego jadła. Konie parskały i grzebały kopytami w ziemi zadowolone z obrotu zdarzeń.

W pewnym momencie dało się słyszeć szelest. Ewidentnie pochodził z powierzchni. Nie umknął wam również stukot kopyt i kroki. Ciężkie, okute żelazem buciory stąpając po suchej trawie narobiły tyle hałasu, że łuczniczka Zoi zapewne trafiłaby delikwenta po ciemku.
- Ho ho! – usłyszeliście tubalny głos i wtem waszym oczom ukazał się rudy krasnolud o długiej sięgającej kolan brodzie zaplecionej w liczne warkoczyki. W prawej ręce ściskał kurczowo uzdę swego kuca, w lewej dzierżył duży topór o potężnym ostrzu zdobionym złotymi runami. Przybysz ubrany był w skórzany pancerz i misiurkę. Głowę wieńczył srebrny hełm z wystającymi rogami i kolczy kaptur. U pasa kołysał się sztylet i toporek. Nietrudno było zauważyć iż mężczyźnie nie obca wojenka. Z końskich juków wystawały bełty, do siodła przyczepiona była kusza, która wielkością dorównywała ludzkiej. Kary kuc parsknął na widok wygodnego lokum, a krasnolud ostrożnie wsunął głowę do środka.
- Witajcie, mości panowie. Jam jest Thobius, syn Thobina z Gór Żelaznych. – ostrożnie przeleciał po was wzrokiem i schował topór, poprawił spodnie i uśmiechnął ukazując szereg żółtych zębów – Widzę, iż jadła i napoju u was w bród, a mi, nie przeczę, portki już spadają. Jeszcze niedawno miałem kałdun, którego nie powstydziłby się żaden członek mego klanu. Teraz wyglądam licho, a to dlatego żem głodny wciąż, a nie znam tych stron. No nie patrzcie tak na mnie. Podzielcie się mięsiwem.
- Wchodźcie – odparł Maldred ściskając się kocem.
Krasnolud uśmiechnął się szeroko i wszedł do jamy. Odpiął popręg, wyjął kucowi z gęby wędzidło i zdjął siodło, które cisnął pod ścianę. Klepnął wierzchowca w rzyć i usiadł pośród was.
- Ale ziąb na powierzchni… O ten kawałek będzie wspaniały. Mmmm – frykas. – nabił mięsiwo na kij i trzymał nad ogniem. – Czuję bimber na milę, daj golnąć – wyciągnął dłoń po bukłak i pociągnął. Beknął głośno i wytarł brodę skórzanym karwaszem.
- Kim jesteś? Co tu robisz? Opowiadaj, póki noc młoda – rzekła melodyjnym głosem Zoi żując w ustach pajdę ciemnego chleba.
- Ha! Jużem się przedstawił. Wiedzcie, dobrodzieje, iż kocham opowieści. Rad jestem mając słuchaczy. Otóż, bajać będę o historiach smutnych i wesołych, o hulankach i biedach. Opowiem wam dziś o mej wyprawie, o kompanii z którą żem podróżował po tych zacnych ziemiach. Kilka lat temu opuściłem moją kolonię w Górach Żelaznych. Co wielu może uznać za dziwotę, nigdy nie interesowało mnie górnictwo ani inżynieria. Od małego, ha, bardzo śmieszne piękna damo, to że nie jestem tak wyrośnięty jak wy ludzie nie czyni mnie kurduplem!
Wszyscy parsknęliście gromkim śmiechem, a krasnolud raz jeszcze beknął głośno.
- Zawsze interesowała mnie wojenka. Ten topór - Thobius uniósł broń, w której ostrzu odbił się harcujący na drwach płomień – zerwał czerepy wielu już niegodziwcom! Przekazał mi ją mój nieboszczyk ojciec. Pokryta jest potężnymi runami, których prawdziwe znaczenie zna jeno mój klan. W Górach lękają się jej wszystkie monstra jakie ten świat spłodził, począwszy od elfów na orkach i goblinach kończąc. Jednak, nie czas na przechwałki gdyż jadło się skończy a ja opowieści nie zacznę. Otóż, jak zapewne dobrze wiecie, nasze klany od lat toczą krwawe boje o panowanie w Górach. Ze wschodu nadciągają watahy orków i ohydnych zwierzoludzi. Z północy i z Zachodu hordy barbarzyńców machających żagwiami i ciskających gromadnie oszczepami. Jednakże, niedawno nastąpił impas w wojence. Poczwary się wycofały i rozbiły obozowiska mile od łańcucha gór. Dzicy wrócili na stepy.
Tak więc, pewnej chłodnej nocy, uwierzcie mi chłodniejszej niż ta teraz wybrałem się na gorzałkę do tawerny. Nie była to nędzna speluna, porządna knajpa w której biesiadowali przedstawiciele wielu klanów wspólnie radując się jadłem i napojem. Byliśmy już mocno ochmieleni kiedy jeden z nas rzucił myśl aby zabawić się w łowców elfów. Nie kiwajcie tak głowami, druhowie moi, matki bajały wam zapewne o nienawiści dzielącej od wieków te rasy. Chyżo zebraliśmy ekwipunek i wyruszyliśmy. Kompania była, he , liczna, ze dwudziestu nas było. Rychło opuściliśmy góry i przemaszerowaliśmy Dzikie Stepy należące do barbarzyńców, tych którzy jeszcze niedawno ślubowali wierność waszemu cesarzowi. Ty, duży, daj jeszcze golnąć
– Krasnolud potężnym łykiem osuszył bukłak i cisnął go pod nogi Greya. Dotarliśmy do Silei, a sforsowaliśmy ją na zwinnych łodziach jakie za niemałą cenę zaoferowali dzicy. Nie byliśmy radzi, gdyż do tej pory urządzaliśmy polowania, ale jedynie na zwierzynę. Po elfach nie było śladu. Ruszyliśmy więc na północ, ku rozległym puszczom Asparty. Kiedy przekroczyliśmy ścianę lasu, czuliśmy ten odór, ten wykrzywiający nos fetor. Elfy były tu, ba, bezczelnie darły mordy. Pognaliśmy kuce i ruszyliśmy. Rzadko zatrzymywaliśmy się na popas, jeśli już biesiadowaliśmy, to w siodłach.
Pewnego dnia zauważyliśmy na drodze rozkraczoną, nagą kobietę. Wiła się jak rozjuszona żmija i syczała przeraźliwie. Druh mój, Kalin, zeskoczył z siodła i przyjrzał się jej z bliska.
- El… - nie zdążył. Niech kurwę piekło pochłonie albo jeszcze inne licho chędoży przez wieki i rozpruwa to łono, które tyle śmierci spłodziło! Wnet z krzaczorów elfy wyskoczyły, szyć do nas z łuków poczęli, rannych szablami po szyjach ciąć. Trafili mnie w czerep, ale uchronił mnie o, ten hełm. Spadłem ino z rumaka i w rzyć się jebłem. Elfy czmychnęły wtedy zabierając ten nagi pomiot, który za swoją bratanicę uważali.
– splunął siarczyście pod nogi i cisnął gałąź do ogniska – Taa, ja jeden ostałem się z rzezi. Plułem sobie w brodę, tylem podróżował i szukał długouchych, a one mnie znalazły i kompanię wyrżnęły do nogi. Bogowie! Druhów mych w stos złożyłem i spaliłem, czasu nie było gdyż elfy wciąż po okolicy łaziły. Poprzysiągłem zemstę i przyrzekłem, iż zmażę tę skazę na honorze. Dlatego, przybyłem tu. By zwalczać elficką rebelię. Chcę by ich krew polała się na me ciało, chcę aby me ostrze skosztowało ich zatrutego ciała. Nienawidzę ich! Obłędnie!
Krasnolud wyciągnął zza pazuchy mały bukłak i pociągnął z niego. Dosunął się do Zoi i z szelmowskim uśmiechem położył dłoń na jej kolanie. Spojrzał rozochocony na odsłonięty dekolt i beknął przeraźliwie głośno. W powietrzu unosił się zapach zepsutego mięsa.
 

Ostatnio edytowane przez Kirholm : 14-09-2009 o 20:10.
Kirholm jest offline  
Stary 14-09-2009, 21:44   #9
 
Duch's Avatar
 
Reputacja: 1 Duch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znanyDuch wkrótce będzie znany
Karanic pokiwał głową lekko wzdychając i przeżuwając powoli suchy kawałek mięsa. Dziwne, że sugestie mogącą uchronić ich głowy przed elfią strzałą potraktowali jak czepianie się, najwidoczniej nie mylił się co do "profesjonalizmu" jego towarzyszy. No ale przynajmniej on nie jest widoczny. Cały czas znajdował się poza zasięgiem światła rzucanego przez ognisko. Kiedy skończył jeść wyciągnął z plecaka derkę po czym okrył się nią częściowo starając się skomponować z drzewem pod którym siedział. Dwie szable leżały w pochwach na tyle blisko aby w każdej chwili mógł po nie sięgnąć. One również ułożone były tak aby przykrywała je derka.
- Przynajmniej jedna osoba wydaje się rozsądniejsza niż inne - pomyślał przyglądając się przez chwilę tropicielce - jako jedyna zdaje się rozumieć zagrożenie i możliwości elfów.
Na pytanie złodzieja nic nie odpowiedział siedział tylko i przysłuchiwał się odpowiedzią osób z kompanii, zresztą siedział tak iż zapewne nikt z drużyny nie wiedział gdzie jest.
Postawienie ziemianki rozluźniło nieco Karanica. Przynajmniej nie będzie widać światła.
Kiedy pojawił się krasnolud którego słychać było już wtedy kiedy opuszczał ostatnią karczmę w której przebywał nie fatygował się aby go zatrzymać. Albo jest na tyle głupi żeby się nie kryć, albo nie ma złych zamiarów. Zmartwiło go tylko to, że bez najmniejszego trudu znalazł ziemiankę i teraz beztrosko darł się w jej środku jakby co najmniej znajdował się w strzeżonym zajeździe razem z kompanią zapijaczonych kompanów.
- Amatorzy - szepnął do siebie i choć nie zwykł tego robić beztroska kompanów zaczynała go naprawdę irytować tym bardziej, że mogli za nią zapłacić nie tylko oni, mogła też ucierpieć jego głowa.
Karanic siedział więc dalej wsłuchując się w dzwięki nocnego lasu zakłócanego przez radosne zawodzenie krasnoluda.
 
__________________
Dziewięć kroków przed siebie obrót i strzał nie najlepszy moment na błąd matematyczny.
Duch jest offline  
Stary 14-09-2009, 22:18   #10
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Gdy Wolf wypił już pół bukłaka bimbru w obozie pojawił się krasnolud. Krasnoludzki mężczyzna był bardzo zabawny i świetnie bawił Greya. Barbarzyńca dzielił się z krasnalem bimbrem i słuchał jego opowieści. Do czasu jednak. Albowiem krasnolud wspomniał o plemionach barbarzyńców. Zaraz Wolfa zaczęły nękać wspomnienia o ojczyźnie i o jego wyrżniętym w pień plemieniu. Spojrzał ze złością na nowego. Gdy ten oddał mu bukłak, który jakimś cudem nagle był pusty, barbarzyńca zrobił się jeszcze bardziej zły. Najgorsze jednak było to że długo brody po skończeniu swej opowieści położył rękę na kolanie pięknej Zoi.
Tego było już za wiele, kobiety były zawsze jego, a nie jakiś karłowatych brudasów, żłopiących jego bimber. Agresja wzbudzona głównie wspomnieniami o plemieniu barbarzyńcy spowodowała że zerwał się na równe nogi i z całej siły grzmotnął krasnoluda w pysk, tak że ten wylądował 3 metry dalej.
 
Garzzakhz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172