Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-02-2012, 20:41   #1
 
Akhay's Avatar
 
Reputacja: 1 Akhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znany
Smile [Storytelling] Skarb Archibalda

Nocni Wędrowcy:

Późną nocą sen zmorzył wszystkich; i ludzi, i zwierzęta. Było spokojnie. Wiatr hulał po bezdrożach zaglądając do każdego zakamarka i układając do snu wszystkie żywe istoty. Niezwykle ciepły południowo- zachodni wiatr był miłą odmianą po wczorajszym ziąbie spowodowanym wszędobylskim panoszeniem się wiatru północnego. Wszyscy pogrążeni byli w głębokim śnie...

Rhedowi śniło się jak zarządza majątkiem ojca. Szło mu dobrze. Zdobywał bogactwa, był kimś, z kim trzeba się było liczyć. Wpływowy jegomość, któremu nikt nie odważył się sprzeciwiać. Król interesów. Czy rzeczywiście musiał uciekać? Przecież wystarczyło porozmawiać z matką. Może gdyby ciągle nie uciekał żyłoby mu się lepiej? Nagle usłyszał tajemniczy dźwięk trąby. W podświadomości jakiś głos podpowiadał mu, że to coś ważnego. Poszedł w kierunku, z którego w jego przekonaniu ów dziwny dźwięk dochodził. W jednej chwili znalazł się na polanie, gdzie zewsząd wiał wiatr. Rozejrzał się. Rozległa równina zdawała się nie mieć końca. On sam nie był już ubrany w bogate i wykwintne szaty szlachcica, ale w swój zwykły, codzienny strój. W pewnej odległości dostrzegł swojego konia Ice’a, który spokojnie skubał soczyście zieloną trawę. Rhed spojrzał w niebo. Jednak nieba tak jakby nie było. To znaczy było, ale jakieś inne niż to, które kiedykolwiek widział. W ogóle to miejsce było całkowicie różne od jakiegokolwiek zakątka świata jaki dotąd zwiedzał. Po chwili na praktycznie pustym terenie zaczęli pojawiać się inni ludzie. Wiatr wzmógł się jeszcze bardziej niosąc ze sobą donośniejszy niż dotychczas dźwięk trąby...

Arthas w swoim śnie po raz kolejny wykonywał zemstę na Serafinie. Nie, nie chciał go zabijać. Nie tak szybko. Najpierw zabierze mu wszystko, co należało się jemu, Arthasowi. Odbierze wszystko, co było cenne dla jego wuja. Będzie się rozkoszował jego bólem, jego rozpaczą, jego błaganiem o śmierć. Potem zada mu jeszcze większy ból, a kiedy biedak już całkiem straci zmysły łaskawie go zabije. Zrobi to samo co Serafin zrobił jemu tylko w dużo gorszym wydaniu. Na koniec zostanie satysfakcja z udanej zemsty. Wszystkie swoje plany zrealizował w śnie perfekcyjnie, aż przyjemnie mu się zrobiło, kiedy Serafin umierając próbował rozpaczliwie krzyczeć, co pewnie by mu się udało gdyby nie zmiażdżone struny głosowe. Jedyne co Arthas usłyszał to cichy charkot. Uśmiechnął się triumfalnie. Po chwili jednak nie było tak wesoło jak się zapowiadało. Czy właśnie nie stał się osobą, której tak bardzo nienawidził? Czy zemsta rzeczywiście go usatysfakcjonuje, czy raczej zniszczy? Czy warto stawać się kimś, na którym planowało się zemstę? Jego sen nie zdążył się jeszcze całkowicie przerodzić w koszmar, gdy usłyszał donośny dźwięk trąby. Wsłuchał się weń mocno nie chcąc myśleć o skutkach zemsty. Znalazł się na rozległej równinie. Po uczuciach, które jeszcze chwilę nad nim panowały pozostał tylko spokój i jakieś dziwne poczucie bezsilności. Nie było ono przygnębiające, wręcz przeciwnie powodowało poczucie bezpieczeństwa. Rozejrzał się po polanie. Nie dostrzegał nic poza trawą. Niebo nie było tym niebem jakie pamiętał. Było całkowicie inne. Nagle wzmógł się silny wiatr wiejący we wszystkich kierunkach, a dźwięk trąby, który w pewnym momencie ucichł dał się słyszeć z nową siłą. Zaczęli pojawiać się inni ludzie...

Theodorus spał w najlepsze. Ludziom w jego wieku zdarzało się sypiać dość często. Wiadomo, organizm nie był już taki młody i domagał się dłuższego odpoczynku. Theodorus nie mógł jedak narzekać na niedołężność. Wręcz przeciwnie. Mimo swoich już podeszłych lat zdawało się, że jest w pełni sił i wciąż jeszcze tryska wigorem. Było to pewnie zasługą trybu życia jaki staruszek prowadził. W każdym razie spał. Jego wyobraźnia pociągnęła go w stronę wspomnień z lat jego młodości. Przed jego oczami przemknął wymarsz z rodzinnej wioski w nieznane. Podświadomość podsunęła mu także obraz tego szamana, którego mimo upływu tak wielu lat doskonale pamiętał. Trudno było zapomnieć, to przez niego dopuścił się wtedy tak haniebnej zbrodni. Nie chciał tam wracać, ale sen rządził się swoimi prawami i chwilę później przedstawiał mu scenę mordu ze wszystkimi szczegółami, których przecież nie mógł zapamiętać, a nawet gdyby, to przechować w pamięci ich tak długo było nie sposób. Pojawiło się uczucie. Nie była to rozpacz, jak możnaby się tego spodziewać, ale poczucie wszechmocności. On był panem. Mógł decydować, kto miał zginąć, a kto przeżyć. Zabijał, żeby pokazać swoją potęgę. Niszczenie sprawiało mu ogromną przyjemność. Starzec przestraszył się. Tak nie mogło być. To było niemożliwe. Chciał się za wszelką cenę obudzić, gdy nagle pojawił się głos trąby, nad wyraz przenikliwy, tak drążący w ciele, że Theodorus zaczął się trząść.Chwilę później znajdował się na dużej polanie, której końca oczy starego człowieka nie mogły dojrzeć. Niebo było za to dziwne. Nie wyglądało jak niebo ze świata, który znał, jednak starcowi wydawało się, że już kiedyś takie widział. W niedalekiej odległości stał Muł, muł Theodorusa i jego towarzysz, jeden z Nocnych Wędrowców, który rozglądał się wyraźnie zdziwiony. Poza nimi nikogo nie było. Tym co uderzało starca od samego początku pobytu na tej dziwnej polanie był wiatr nadciągający ze wszystkich stron. To on właśnie musiał być nośnikiem dźwięku trąby, który teraz stał się jeszcze silniejszy, wprost nie do wytrzymania. Theodorus rozejrzał się dookoła. W okół niego zaczęli pojawiać się ludzie...

Ibor szedł drogą prowadzącą do swojego domu, ale przecież nie miał domu. Tak, to musiał być pewnie kolejny sen. Nigdy jednak nie śnił mu się jego własny dom poza tym z dzieciństwa. Ten co prawda był bardzo podobny do chatki jaką zamieszkiwał z mamą w Białej Wodzie, jednak większy i jakby inny. No i zdawało się, że tutaj wszyscy darzyli go życzliwością i szacunkiem. Nie czuł się obcy. Było tak jakby to właśnie był jego kawałek miejsca na świecie. Z domu wybiegła piękna kobieta o długich czarnych włosach i bladej cerze. Kiedy dostrzegła Ibora rzuciła mu się na szyję. Zasypała go pocałunkami. Nie było wątpliwosści. Najwyraźniej jego wyobraźnia nie tyle postawiła mu dom, co jeszcze gratis dorzuciła rodzinę, bo po chwili z tego samego domu, z którego wyszła kobieta wybiegła gromadka dzieci wołających “Tata”. Dzieci przylgnęły do ojca, a jedna z jego córek zaczęła ciągnąć go za rękę w kierunku domu.
- Tato. Choć szybko.- zawołała swoim dziecięcym, podekscytowanym głosikiem. Na drodze, którą niedawno szedł Ibor, pojawił się młody chłopak wyglądający dokładnie tak jak Guaire, kiedy miał jakieś czternaście lat. Kiedy dostrzegł ojca, rzucił się biegiem w kierunku całej rodziny stojącej przed domem. To musiał być pierworodny syn Ibora.
- Ojcze!- zawołał, a z jego oka spłynęła samotna łza. Mówił coś jeszcze, ale jego głos zagłuszył dźwięk trąby, który nagle zabrzmiał w uszach Ibora. Jego rodzina zdawała się niczego nie słyszeć. Chwilę później wszyscy zniknęli, a Guaire był sam na jakiejś rozległej polanie. Od razu rzuciło mu się w oczy, że to miejsce jest jakieś inne niż zwykła polana. Tutaj trawiasty teren niczym nieograniczony zdawał się nie mieć końca. Niebo też było jakieś nie takie jakie zapamiętał, tak jakby nie było niebem. Porywisty wiatr nadchodzący ze wszystkich stron także był niespodzianką, gdyż Ibor jeszcze nigdy nie czuł wiatru wiejącego równie silnie, ale nie czyniącego żadnej szkody. Samotność Guaire nie trwała długo. Wkrótce wraz z nasilającym się wezwaniem trąby zaczęli pojawiać się inni ludzie...

Adain śniła o tym, że znajdowała się w lesie i zbierała zioła. Był to sen niezwyklwe przyjemny. Spokój i cisza. Niekiedy tylko zaćwierkał jakiś mały ptaszek, czy słońcu udało się przebić przez gęstwinę drzew oświetlajaąc zaciszne miejsce w którym znajdowała się Adain. Przyklękła zbierając kolejną porcję ziół. Niewątpliwie zaparzy się z nich dobrą herbatę. Słońce padało teraz idealnie na twarz dzikuski, tak że dziewczyna musiała na chwilę zamknąć oczy. Kiedy je z powrotem otworzyła cały las stał w ogniu, którego płomienie niemiłosiernie lizały długie pnie sosen. Adain przestraszyła się. Zawsze się tego obawiała, że ogień ją pochłonie, że on ją zgubi. Nie lubiła ognia. Był to jedyny żywioł, który był jej obcy, którego nie znosiła i którego się obawiała. Trawił wszystko co spotkał na swojej drodze. Dziewczyna skuliła się wypuszczając z dłoni szczątki zwęglonych roślin. Zaraz ogień pochłonie i ją . Nie miała dokąd uciekać. Ogień jednak zbliżywszy się do niej nie czynił jej żadnej szkody. Nie parzył jej skóry jak to miał w zwyczaju. Okalał tylko i tak jakby ochraniał. Nagle usłyszała wezwanie trąby. Zdawało się, że to musi być coś ważnego, bo odgłos był niesiony z wielką siłą. Chwilę potem po ogniu nie pozostało śladu, a ona sama znajdowała się na polanie. Tak daleko jak jej wzrok sięgał znajdowała się tylko trawa. Niszczący żywioł ognia najwyraźniej przekształcił się w wszech obecny tutaj wiatr zmierzający we wszystkich kierunkach. Najdziwniejsze jednak było niebo, którego zdaniem Adain właściwie nie było. Nagle dźwięk trąby, o ile to było możliwe, nasilił się jeszcze bardziej, a zewsząd zaczęli pojawiać się ludzie...

Na polanie zaczęło zjawiać się coraz więcej ludzi. Czy to możliwe, że zjawili się tam wszyscy Nocni Wędrowcy? I Dlaczego ten sen był taki dziwny? Takie pytania mógł sobie postawić każdy znajdujący się na polanie. Dźwięk trąby ucichł tak nagle jak się pojawił. Wiatr też się uspokoił. Wyglądało na to, że rzeczywiście w tym jednym miejscu zjawili się wszyscy Nocni Wędrowcy. Każdy w swoim własnym śnie. Tylko dlaczego? Dało się słyszeć jeden wielki szum. Wszyscy pytali o co chodzi, co tu właściwie robią. Niektórzy wymieniali między sobą zdania. Zdziwienie mieszało się z lekkim poddenerwowaniem. Nikt jeszcze nie brał udziału w takim śnie.
- Cisza.- potężny, nieludzki głos dał się słyszeć na polanie. Wszyscy zaczęli się rozglądać skąd pochodził.- Ma być cisza i proszę o spokój.- tym razem wszyscy spostrzegli źródło głosu. Był to wysoki postawny mężczyzna z długą metalową trąbą w ręce. Najwidoczniej to on był twórcą całego tego spotkania. Głos budził trwogę, także wszyscy pręgko zamilkli.- Dziękuję.- powiedział już mniej surowo, jednak barwa głosu dalej nie mogła należeć do żadnego człowieka.- Zebrałem was tutaj wszystkich w związku ze sprawą wielkiej dla nas wszystkich wagi, a mianowicie “Skarbem Archibalda”. Jak pewnie większość z was wie Archibald był jednym z nas. Tak. Był pierwszym Nocnym Wędrowcem, posiadł wielką mądrość i przychylność natury. Jak dotąd sądziliśmy wszyscy, że nie pozostawił po sobie nic. Był znany tylko z ustnych przekazów niektórych wędrowców. Teraz jednak stało się jawne, iż pozostawił po sobie wielkie bogactwo, które jest naszym dziedzictwem i powinno wejść w nasze posiadanie. Nie mówię tu jednak o własności jednostek, ale całej społeczności Nocnych Wędrowców. Tak więc,...- tu urwał targany jakimiś dziwnymi drgawkami i upadł na ziemię.
- Daj mi mówić.- głos zdawał się być jeszcze mniej ludzki od tego, który słyszeli poprzednio. Człowiek, który wcześniej do nich przemawiał podniósł się z ziemi, uklęknął i skinął tylko głową. W tym momencie wiatr uderzył z nową siłą.- Teraz przemawiam do was ja, wiatr.- głos boleśnie świdrował w uszach. - Słuchajcie mnie.- prawda była taka, że nawet gdyby chcieli nie mogliby go nie słuchać.- Skarb Archibalda to sprawa ważna i nie cierpiąca zwłoki, dlatego nie chcę, aby każdy z was błąkał się na własną rękę szukając czegoś o czym wcale nie ma pojęcia. Ja wybiorę spośród was tutaj zebranych śmiałków, którzy wyruszą w podróż, żeby odnaleźć dziedzictwo wszystkich wędrowców.- wiatr był teraz naprawdę mocny.- Mój znak spocznie na wybranych...- dalszą część tej mowy, toczącą się z resztą w jakimś dziwnym, nikomu nie znanym języku zagłuszył szum wiatru. Adain, Theodorus, Ibor, Arthas i Rhed poczuli jak wiatr boleśnie wrzyna im się w dłonie kreśląc jakieś tajemnicze znaki. Z ich ust samoistnie wyrwał się przerażający krzyk bólu, kiedy wiatr wypełniał swe zadanie. Z powrotem usłyszeli głos wiatru. Przemawiał do każdego z osobna, tak że każdy z nich słyszał tylko to, co było dla niego przeznaczone.
- Rhed, ciągle uciekasz, naucz się szukać.
- Theodorus, ratowałeś innych, teraz będziesz zabijał.
- Arthas, gonisz za zemstą, naucz się wybaczać.
- Adain, ogień, który był twoim wrogiem, teraz będzie ci jedynym przyjacielem, w nim twoje ocalenie.
- Ibor, syn wiatru zatrzyma się.

Ból ustał, a oni znowu usłyszeli wiatr.
- Nie ma wśród was właściwego człowieka. Słuchajcie mnie, a skarb znajdziecie. Kto pójdzie za moim głosem, ten skarb odnajdzie. Idźcie dokąd ja zmierzam.
Nagle wszystko ucichło. Na polanie nie było już żadnych ludzi oprócz Adain, Ibora, Rheda, Arthasa, Theodorusa, młodej kobiety o rudych włosach i chłopaka, który nie wyglądał na kogoś powyżej piętnastego roku życia. To właśnie ta siódemka została wybrana przez wiatr. To na nich odtąd spoczywał obowiązek odnalezienia skarbu Archibalda. Mieli reprezentować swoich braci, Nocnych Wędrowców.
- Idźcie i nie ściągnijcie na siebie zagłady.- odezwał się jeszcze raz głos, po czym wszyscy znaleźli się gdzieś w środku lasu mając przy sobie swój ekwipunek i swoich wiernych chowańców.

Mathiasa obudził lekki powiew południowego wiatru. Zapowiadał się ładny, ciepły dzień. Nie otwierał oczu i leżał w bezruchu jak to miał w zwyczaju. Próbował zapamiętać sen jaki mu się przyśnił zeszłej nocy. Chyba kompletnie już zwariował. Przemawiający do niego osobiście wiatr, mowa o jakimś skarbie. Niewątpliwie zaliczał się do osób, które o Archibaldzie nic nie wiedziały. Kiedy stwierdził, że sen mu już nie umknie powoli otworzył oczy. Jakież było jego zdziwienie, kiedy zamiast w sierść swojego towarzysza wilka był wtulony w długie czarne włosy kobiety leżącej obok niego...
 
Akhay jest offline  
Stary 03-02-2012, 20:56   #2
 
Akhay's Avatar
 
Reputacja: 1 Akhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znany
Zakon Odrodzenia Pokoju:

O “Skarbie Archibalda” Gerwant nie wiedział zbyt wiele. Był rycerzem, a trzeba było wiedzieć, że do ludzi jego pokroju, król nie podchodził z wielką sympatią. Już sam fakt wyboru do tak ważnego zadania powinien napawać Gerwanta dumą, więc zadawanie pytań byłoby wielce nietaktowne. Po wielkiej mowie króla dotyczącej wielkich bogactw, które pomogą wszystkim obywatelom w latach niedostatku, o bohaterstwie, jakim będą się musieli wykazać poszukiwacze skarbu, o tym, że wybiera do tego zadania najzacniejsze persony, które nienagannie służą dobru królestwa, i że ci ludzie powinni być przykładem dla wszystkich, i tym podobnych mini przemówieniach pełnych patosu, król przeszedł do wyboru owych herosów. I tak oprócz paru rycerzy podobnych Gerwantowi, “zatrudnionych” do misji zapewne po to, żeby usługiwać zacniejszym od nich mistrzom zakonu, a w razie niebezpieczeństwa poświęcać swoje życie w pierwszej kolejności, w grupie wybrańców znaleźli się najpotężniejsi w zakonie magowie oraz kilku mistrzów. Oddział wysyłany w góry był wbrew przypuszczeniom wszystkich bardzo niewielki. Leoxilius widocznie potrzebował swoich ludzi na miejscu, żeby zapanować nad buntującym się przeciwko jego rządą ludem. Wśród “wybrańców” najzacniejszaą osobą wydawał się mistrz Lester, potężny czarodziej, dzięki któremu magia w Królestwie Zachodnim znacznie poszerzyła swoje horyzonty. Było to wielce dziwne, że owy mistrz zgodził się zawiesić swoje eksperymenty i próby odkrywcze po to, żeby wyruszyć na poszukiwanie jakiegoś skarbu. Kolejną ważną osobą okazał się mistrz Darius, znawca starożytnych pism, świetny dyplomata, prawa ręka króla Leoxiliusa. To on miał w swojej pieczy mapę prowadzącą do skarbu, oraz inne tajemnicze pisma także dotyczące Archibalda i jego bogactw. W całym królestwie Darius był chyba jedyną osobą oprócz króla, która wiedziała na temat skarbu Archibalda coś więcej niż to, że istnieje. Nie można także zapomnieć o mistrzu Aldonusie, który co prawda z magią nie miał za wiele wspólnego, ale świetnie władał mieczem. Był głównym dowódcą wojsk królewskich. Niektóre plotki głosiły, że ostatnio działał królowi na nerwy, więc ten postanowił chwilowo usunąć go ze swojego pola widzenia. Nie było jednak powodu roztrząsać tego tematu, gdyż były to jedynie domysły osób lubujących się w różnego rodzaju intrygach. Jedyną kobietą podróżującą w całym tym towarzystwie była mistrzyni Vertess pozostająca dla Gerwanta wielką niewiadomą. Nie wiedział o niej zbyt wiele, gdyż często przebywała poza Restesgradem, głównym miastem Królestwa Zachodniego. Oprócz wymienionych mistrzów i Gerwanta było jeszcze dwóch magów- Sendrir i Rufus, dwaj bracia, podobno byli świetnymi czarodziejami. Dzięki swoim umiejętnością pewnie już dawno zostaliby mistrzami, jednak ich chaotyczny charakter skutecznie nie pozwalał królowi na nadanie im takiego zaszczytnego tytułu. Oraz trzech rycerzy, którzy uzupełniali całość do dziesiątki. Gerwant praktycznie ich nie znał. Nie mówiło się o nich dużo, podobnie jak o Gerwancie, więc nikt tak naprawdę nie wiedział kim są. Król wybrał jednak czterech rycerzy, według ich waleczności i honoru, jakim świecili na co dzień. Tak więc Gerwant z całą pewnością mógł być z siebie bardzo dumny. W końcu król uważał go za jednego z czterech najlepszych rycerzy w królestwie.

Nie było co się ociągać. Leoxilius wysłał ich najszybciej jak to tylko było możliwe. Mieli się trzymać trasy wyznaczonej na mapie. Zagadką było to, dlaczego Archibald narysował dokładną drogę do gór Sihirli Tas. Większość przecież wiedziała gdzie się te góry znajdują, ale w czasach Archihbalda mogło to nie być tak oczywiste. W każdym razie król nakazał im trzymać się mapy, na co niektórzy, szczególnie mistrzyni Vertess, narzekali. Młoda kobieta o blond włosach zdawała się być z resztą najmniej przychylna królowi ze wszystkich poszukiwaczy skarbu. Szli już parę dni. Nic ciekawego się im nie przytrafiło. Na drodze spotykali niewielu ludzi, którzy z resztą nie interesowali się ich losami. Między sobą też jakoś nie za specjalnie rozmawiali. Jedynie Vertess prowadziła konwersacje z Sendrirem i Rufusem na różne mnóstwa nikomu niepotrzebnych tematów.
- Powie mi ktoś może dlaczego my tak właściwie idziemy do jakichś ruin?- powiedziała po raz kolejny zniecierpliwiona Vertess.
- Idziemy tam, ponieważ świątynia Argiena jest na mapie, a król kazał trzymać się mapy.- odpowiedział już któryś raz z rzędu Darius spokojnym, wręcz znudzonym głosem.- Powtarzam ci to już od dwóch dni. Czy naprawdę jest ci to tak ciężko zrozumieć?- Darius nagle wybuchnął mając już po dziurki w nosie narzekania kobiety. Wszyscy chcieliby znaleźć skarb “po swojemu”. Trzeba było jednak wykonywać rozkazy króla. Czy Vertess nie widziała króla już tak długo, że zapomniała o posłuszeństwie wobec władcy? Widząc, że mistrzyni nic nie odpowiada mając jego uwagę gdzieś z nową mocą zaczął wręcz wykrzykiwać swoje uwagi na jej temat. Uciszyła go machnięciem ręki.
- Nie będziesz mi mówić, kiedy mam zamilczeć.- krzyknął prawie wychodząc z siebie.
- Cicho - powiedziała spokojnie- słyszycie to co ja?
- A niby co takiego mamy słyszeć.-
odpowiedział Lester. Darius ucichł. Tak, teraz wszyscy usłyszeli. Było to rozpaczliwe wołanie o pomoc jakiegoś dziecka. Sądząc po jego głośności dochodziło z całkiem niedaleka.
- Gerwant, co robimy?- zapytała Vertess z triumfalnym uśmiechem na twarzy. Uwielbiała szokować ludzi, wprowadzać ich w zakłopotanie. I to się jej udało. Gerwant niewątpliwie był zszokowany.
 
Akhay jest offline  
Stary 04-02-2012, 02:04   #3
 
Gerwant's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerwant jest na bardzo dobrej drodzeGerwant jest na bardzo dobrej drodzeGerwant jest na bardzo dobrej drodzeGerwant jest na bardzo dobrej drodzeGerwant jest na bardzo dobrej drodzeGerwant jest na bardzo dobrej drodzeGerwant jest na bardzo dobrej drodzeGerwant jest na bardzo dobrej drodzeGerwant jest na bardzo dobrej drodzeGerwant jest na bardzo dobrej drodzeGerwant jest na bardzo dobrej drodze
Gerwant dobywając miecza i wyjeżdżając na przód odpowiada:
-Ruszamy! zakrzyknął i rozpędził się w dzikim pędzie w stronę głosu. W tym samym momencie pomyślał "muszę się wykazać, pomogę temu dziecku choćby płacąc życiem za nieostrożność i pochopność".
 
Gerwant jest offline  
Stary 05-02-2012, 21:53   #4
 
D.A.J's Avatar
 
Reputacja: 1 D.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znany
Rhed oparł się o pierwsze lepsze drzewo i zaczął myśleć.
"Cholera...Żadnych jasnych wskazówek, nie wiem co właściwie jest w tym skarbie i po co mam go szukać. Co właściwie wiem?" Pomyślał i powtórzył sobie w myślach całą wypowiedź wiatru. "Idźcie dokąd ja zmierzam...Północny wiatr wieje na południe, czyli tam muszę zmierzać." Po czym rozejrzał się czy czegoś nie zostawił, wszedł na konia i ruszył kłusem na południe. Określenie kierunku nie powinno być trudne. Mech na drzewach, kierunek wiatru i położenie słońca, po wielu latach stały się dla Rhed'a najdokładniejszym zegarem.
 
D.A.J jest offline  
Stary 11-02-2012, 13:05   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sen...
Powiadają, że sny są w stanie odzwierciedlić najskrytsze marzenia, ukryte głęboko, bardzo głęboko, najgłębiej nawet. Jakimś dziwnym trafem Ibor nie przypominał sobie, by kiedykolwiek pragnął mieć żonę i gromadkę dzieci. Domek z ogródkiem też jakoś nie znalazł się w jego planach.
Czyżby to był znak, że powinien się wreszcie ustatkować? Wolne żarty...

Rozmyślania o celowości zmiany stanu cywilnego wyleciały mu z głowy gdy tylko usłyszał pierwsze słowa przemawiającego. A potem zrobiło się tylko ciekawiej. Skarb Archibalda? W końcu czy istniał ktoś, kto nie słyszał o Pierwszym Nocnym Wędrowcu. Zostać wybranym do poszukiwań jego skarbu? Zaszczyt nieopisany i niespodziewany. Opłacony co prawda bólem dłoni i świadomością, że przez pewien czas nie będzie w pełni dysponować swą osobą, że z samotnością też będzie się mógł na jakiś czas pożegnać. Bowiem z tego, co zrozumiał, powinni wspólnie podjąć próbę odnalezienia pamiątek, jakie zostały po Archibaldzie.
A może źle zrozumiał, skoro jeden z Wybranych zrobił w tył zwrot i ruszył przed siebie co koń wyskoczy. Na dodatek, jeśli dobrze można było zrozumieć słowa Wiatru, w złym kierunku.

Ibor obejrzał dłoń. Ból zniknął, ale pozostały dziwnie wyglądające znaczki, które właścicielowi dłoni nic nie mówiły. Jeśli to była jakaś wskazówka, to na razie całkowicie niejasna.
Zostawiając na później zagadkę tych śladów ponownie rozejrzał się dokoła. Z wyjątkiem jednej osoby nie znał tu nikogo. Obrócił się w stronę Adain i uśmiechnął się do niej.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-02-2012, 13:07   #6
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
To była piękna wizja. Las, słońce pieszczące skórę, zapach ziół unoszący się w powietrzu. Gdy jednak nadszedł ogień wszystko zostało zniszczone. Jej strach, największy jaki posiadała, pochłonął to co było jej drogie. Dlaczego jednak miast jak zwykle ranić i zadawać ból, chronił? Nie rozumiała tego żywiołu. Był jej obcy niczym świat skryty za murami miast. Nigdy nie stanął po jej stronie, zawsze był jej przeciwny. Dlaczego teraz?
Pytania jednak musiały zostać odłożone na później. Słowa mężczyzny nic dla niej nie znaczyły. Słowa wiatru... Tu sprawa przedstawiała się nieco inaczej. Zawsze byłą mu posłuszna, podążając tam gdzie ją prowadził. Był jej opiekunem i przewodnikiem na ścieżce życia. Jego poleceń nie mogła zignorować. Nigdy jednak nie sprawił jej bólu, więc gdy poczuła pierwsze jego dotknięcia, szok spowolniił nieco reakcję jej ciała. Okrzyk, który wreszcie wydarty został z jej ust, niósł z sobą zaskoczenie, urazę i strach. Rozumiała, że dzięki doznaniom, które przeżywała zostaje oznaczona jako wybranka, jednak wcale tego nie chciała. Pragnęła wrócić do swego domu, do kotliny i jeziora, do lasu i jego mieszkańców, do gór i wiatru wyjącego w szczelinach. Słowa, które słyszała nie były dla niej zrozumiałe. To było niemożliwe. Ogień nigdy nie stanie się jej przyjacielem, jak ON mógł tak twierdzić. Znał ją, była jego ukochaną córką, najwierniejszą sługą...
Nagle wszystko ustało, a na polanie do której przywiódł ich wiatr zostali tylko ci, których naznaczył. Z wyjątkiem Ibora nie znała nikogo. Możliwe, że słyszała ich głosy w trakcie swej wędrówki jednak nigdy się nie spotkali. Nie czuła się dobrze w otoczeniu innych. To, że było ich teraz znacznie mniej, niewiele zmieniało. Odszukała wzrokiem swojego gościa i chwyciwszy worek z rzeczami, ruszyła w jego kierunku. W zwyczajnych warunkach zapewne ruszyłaby w drogę nie oglądając się na innych. Zawsze tak czyniła i jak do tej pory nie żałowała swych wyborów. Jednak Ibor posiadał dar, który być może czynił go odpowiednim towarzyszem tej wędrówki. Bez względu bowiem na to jak dziwne i niezrozumiałe wydawały się jej słowa wiatru, nie zamierzała się im sprzeciwiać.
- Ale niektórym się spieszy - mruknął obiekt jej rozmyślań, spoglądając za odjeżdżającym galopem jeźdźcem. - Dzień dobry, Adain - skinął jej głową z uśmiechem. - Niespodziewane, acz miłe spotkanie.
- Witaj Iborze - przywitała się nieco zdziwiona, że pamięta jej imię. Zazwyczaj ulatywało ono z pamięci innych niczym liść zdmuchnięty przez wiatr. - Widocznie niektórzy z nas otrzymali więcej informacji i zapomnieli się podzielić - odparła na jego słowa dotyczące jeźdźca. - Może i my powinniśmy ruszyć - ni to stwierdziła ni zapytała spoglądając przy tym nieco niepewnie na pozostałych.
- W tym samym kierunku? - spytał. - I, jak rozumiem, wszyscy razem?
- Nie
- zaprzeczyła natychmiast. - To znaczy... Nie wiem... - poprawiła, uświadamiając sobie że mogło to być źle odebrane. - Obojętne, byle wykonać zadanie które nam powierzono.
- Bez względu na to, czy się rozdzielimy lub nie - odparł Ibor - chyba powinniśmy iść z wiatrem.
Ten akurat wiał z południa. To by znaczyło, że powinni ruszyć na północ. Gdyby nie miał racji... Prawdopodobnie wiatr dałby im szybko do zrozumienia, że idą w złym kierunku.
Dla Dzikuski było to na tyle oczywiste, że nie pomyślała nawet o czymkolwiek innym.
- Nie lubię tłumów - orzekła ponownie rzucając spojrzenie na pozostałych. - Nie mogę jednak ignorować rad i ostrzeżeń wiatru, zatem... - przeniosła wzrok na Ibora. - Mogę ci towarzyszyć? - zapytała niepewnie, nieprzyzwyczajona by pytać kogokolwiek o tak błahe sprawy.
- Chyba nikt z nas nie przepada z tłumami. - Ibor skinął głową. - Ale dwie osoby to jeszcze nie tłok. Poza tym... Chyba powinniśmy porozmawiać z innymi. Może ktoś wie coś więcej. A może faktycznie powinniśmy iść wszyscy. Ponoć siódemka to szczęśliwa liczba. - Uśmiechnął się lekko.
- Skoro tak to powinniśmy również dogonić naszego niecierpliwego towarzysza - zwróciła mu uwagę, niezbyt zadowolona pomysłem który rzucił.
- On, zapewne, lubi tłum jeszcze mniej, niż my - odparł. - Zresztą i tak możemy iść razem, ale osobno. Wszak dzięki wiatrowi będziemy wiedzieć, co wszyscy robimy.
Wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz porozmawiać z resztą, to poczekam tutaj - oznajmiła stanowczo. Jedną osobę mogła znieść, więcej, już niekoniecznie.
- Za moment wracam - powiedział. - Dowiem się tylko, co planują dalej i już jestem.
Ruszył w stronę pozostałych z zamiarem przedstawienia się i zdobycia kilku informacji na temat ich dalszych planów.
Dzikuska zrobiła jak postanowiła. Miała szczerą nadzieję, że z większego towarzystwa nic nie wyjdzie. Jeżeli miała wypełnić wolę wiatru to powinna czuć się swobodnie i pewnie, a to wykluczało jakąkolwiek większą grupę. Te oczy, głosy, sama ich obecność... Nie, to zdecydowanie nie pozwoliłoby jej na racjonalne myślenie, a miała jeszcze zagadkę do rozwiązania. Z ciekawością spojrzała na symbole, które naznaczały ją na wybrankę wiatru. Jej twarz rozjaśnił uśmiech szczęścia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 12-02-2012, 19:23   #7
 
Shinigami's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinigami jest na bardzo dobrej drodzeShinigami jest na bardzo dobrej drodzeShinigami jest na bardzo dobrej drodzeShinigami jest na bardzo dobrej drodzeShinigami jest na bardzo dobrej drodzeShinigami jest na bardzo dobrej drodzeShinigami jest na bardzo dobrej drodzeShinigami jest na bardzo dobrej drodzeShinigami jest na bardzo dobrej drodzeShinigami jest na bardzo dobrej drodzeShinigami jest na bardzo dobrej drodze
Obrazy pojawiające się w głowie Arthas’a były bardzo realistyczne, można powiedzieć że chłopak był całkowicie świadom tego co robi i bez żadnych granic maltretował swego wuja. Chciał odpłacić mu za wszystkie krzywdy jakie wyrządził jemu i jego rodzicom, chciał aby poczuł ten sam ból, który on nosi w sercu po stracie najbliższych, uważał że natychmiastowa śmierć nie będzie dla niego wystarczającą karą, o nie... Musi przejść przez te wszystkie katusze, aby zrozumiał co uczynił.

Arthas miał takie podejście przez cały czas kiedy Serafin odczuwał ból fizyczny... Jednakże kiedy skończył z jego nędznym żywotem poczuł w sobie dziwną pustkę. Jego ból nie minął i uświadomił sobie, że stał się mordercą członka własnej rodziny. Spojrzał na swoje ręce i nagle obraz przed jego oczami całkowicie się zmienił. Wszystko było takie piękne i spokojne, nawet zdenerwowanie w jego sercu i mętlik w głowie stały się mniejsze. Mężczyzna zupełnie nie wiedział co się dzieje, dlatego zarzucił na swoją głowę kaptur, aby zakryć jak największą część twarzy...

*Co to ma wszystko znaczyć? Kim są ci wszyscy ludzie? Wiem, że sam chciałem zostać Nocnym Wędrowcem, zdobyć ich mądrość... Czy to jest jakiś test? Wietrze, czy masz co do mnie jakiś plan? *
W głowie Arthas miał totalny mętlik. Zapomniał już całkowicie o wcześniejszym śnie, ponieważ podczas tego krótkiego pobytu na „sennej” polanie w jego głowie narodziło się mnóstwo pytań.
*Nie ma co panikować... Nie jestem tu sam, choć z drugiej strony nie wiem czy jest to tak cudowna perspektywa. Muszę być przecież ostrożny, aby nie dać się złapać najemnikom wuja.*
Arthas stojąc wśród garstki innych Wędrowców postanowił nie wychylać się zbytnio i po prostu wypatrzył jakieś drzewo i podszedł do niego, aby spocząć pod jego konarami. Wiedział, że jeżeli ktokolwiek zechce to sam podejdzie, aby zaciągnąć języka. Jego twarz cały czas skryta była w cieniu kaptura, a on sam masował sobie obolałą dłoń i wsłuchiwał się w otoczenie rozmyślając nad przesłaniem jakie próbował przekazać mu wiatr.
*Mam przestać gonić za zemstą? Jak to w ogóle możliwe. Mam przestać być wiernym rodzicom, zasługują na to aby ich pomścić. Czeka mnie zapewne długa wędrówka i będę miał czas na przemyślenia tego wszystkiego, kiedy już ochłonę.*
 
__________________
"Tchórz nie zazna życia,
Bohater nie zazna śmierci"
Shinigami jest offline  
Stary 12-02-2012, 21:39   #8
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Skleroza boli. Theodorus się o tym przekonywał. Położył się spać, na wygodnie umoszczonym posłaniu, z Mułem z jednej i Nocnym Wędrowcem z drugiej strony. Dawno nie miał koszmarów, więc siłą rzeczy akurat tej drzemki go naszły. Potworne przypomnienie czynów, które popełnił za młodości. Pół wieku temu, ale wciąż go prześladowały. Nienawidził snów o dalekiej przeszłości, chociaż nie wypierał się jej. Na całe szczęście, obudził się. Zaskoczeniem było to, że w zupełnie innym miejscu.
- Starzeję się i lunatykuję? - zapytał cicho sam siebie. Obok dostrzegł swojego kompana, Nocnego Wędrowca którego uratował od śmierci jakiś czas temu. A potem zaczął przemawiać Głos. Theodorus nie zamierzał mu przeszkadzać ani przerywać, o nie. Trochę już żył na tym świecie, i wiedział, że dobrze to by się nie skończyło. Słuchał cierpliwie i zapamiętywał każde słowo dziwnej istoty. Gdy wiatr wyrył dziwny znak na jego dłoni, mimowolnie krzyknął. Jednak jego uwagę bardziej zaprzątneły słowa skierowane do niego..znów miał zabijać? Jaki w tym sens? Z jakiego powodu? Nie uzyskał odpowiedzi na te pytania. Głęboko się zamyślił i ledwie zauważył przeniesienie do jakiegoś lasu, w towarzystwie nieznanych ludzi. Na szczęście, Muł był obok, cały i zdrów. Zwierzak machał wesoło ogonem i rozglądał się, wykazując chęć do zwiedzenia otoczenia.
- No tośmy się wpakowali w kabałę, Mule. - odezwał się Theodorus do jedynego towarzysza - ten drugi jakby zapadł się pod ziemię. Dopiero teraz starzec powoli wyrywał się z kleszczy Krainy Starości i Sklerozy. Zauważył, że nie wie gdzie jest. I że nie wie, kim są otaczający go ludzie. Kompletnie. Wyglądali na całkiem młodych. Chyba też byli zaskoczeni rozwojem sytuacji. Ze stoickim spokojem mag Natury zdjął torbę z grzbietu Muła i założył ją na ramię. Brzęknęła jej zawartość - wszystko było na swoim miejscu, tak mu się wydawało..
- Ktoś jest ranny? - rzucił w cichą przestrzeń starzec.
 
louis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172