Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2010, 15:53   #11
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Ważka stał w pozie która coś jej przypominała. Zmarszczyła brwi przyglądając mu się trochę za długo. Nawet nie drgnął, jakby czekał aż skończy oględziny. Nie umiała ocenić jego intencji. Ale Fortuny były dla niej łaskawe, Ważka zasłaniał ją przed wojownikiem z klanu Lwa. Niestety i jej utrudniał obserwację. Przez moment zamieszania miała ochotę bezceremonialnie odsunać mężczyznę na bok, niczym natrętne, przeszkadzające dorosłemu dziecko. Nawet wysunęła rękę, prawie dotknęła materii szafirowego kimona. Zdołała się powstrzymać. I wtedy pamięć wróciła. Tonbo Hikojiro zwany Szafirowym Słowem.
- Tonbo-san, wybacz, długo trwało nim cię rozpoznałam. Jestem zaszczycona. Kilka lat temu oniemiałabym z zachwytu, że obdarowujesz mnie swoją uwagą.
Pobrzmiewał w tym sarkazm. Z premedytacją zasugerowała, że jego czas przemija. Nie była to prawda. Pierwszy raz widziała go na scenie rok przed śmiercią Okady, a sława Szafirowego shite wciąż rosła.
Taro -san roześmiał się. Kayami z czymś na kształt uznania pomyślała, że trudno go zrazić.
- Bez maski nie jest łatwo mnie rozpoznać. Jestem pełen podziwu dla twojej spostrzegawczości Koso - san –powiedział.
Dała radę poczuć zdziwienie. Dlaczego artysta który zdobył już chwałę i uznanie startuje w tym turnieju? Dlaczego zna jej nazwisko? Pamiętała, że zarówno Kakita Yoshi jak i jego brat byli wielbicielami jego aktorskiego kunsztu. Nie zadała jednak żadnego pytania, bo mogłoby być wstępem do zbyt długiej rozmowy.
Podążyła za wzrokiem rozmówcy. Muskularna wojowniczka z klanu Kraba delikatnie podnosiła papierowego lwa. Nagły żal ścisnął serce Kayami. Pomyslała o Ischizo. Ale potem przesuwające się sylwetki znowu odsłoniły jej brązowowłosego mężczyznę. Fujita patrzył w inną stronę. Na Kamikamu.
- Widziałam cię na scenie. Jesteś znamienitym artystą. – zmusiła uwagę do powrotu i ukłoniła się Ważce z szacunkiem.
Z sali wychodziła zdenerwowana Aroso -san, Jednorożec który wcześniej rozmawiał z łuczniczką na chwilę spojrzał na Kayami. Miał smutną minę, ale w oczach radość życia. Jej całkowite przeciwieństwo. Kayami znowu poczuła żal i ukłucie zazdrości. Serce szalało w niej dziś niczym ptak uwięziony w klatce. Fujito podążył za Kamikamu.
- Do zobaczenia Tonbo-san – Kayami zakończyła rozmowę nagle i bezceremonialnie.
I ona również opuściła pomieszczenie.

Widziała, że dogonił Aroso- san. Stał tam, pewny siebie, z głowa podniesioną do góry, człowiek , który sypia spokojnie.Wezbrał w niej straszliwy gniew. Jakby fakt, że Fujita rozmawia z osobą, którą ona sama szanuje był dodatkową zniewagą. Z oburzenia szczypały ją oczy, ich ciemny brąz pociemniał jeszcze bardziej, oddychała płytko i szybko niczym po szaleńczym biegu. Co ją właściwie powstrzymuje? Czemu nie zakończy tego tu i teraz? Czemu czuje się tak bezsilna? Czy naprawdę nie dałaby mu rady? Nagle przyszło jej do głowy wiele pomysłów na zabicie niespodziewającego się ataku wojownika. Ktoś ją minął spiesząc gdzieś przed siebie. Kayami zaczęła udawać zainteresowanie ornamentyką papierowych ścian. Obserwowała parę z daleka. Jej wymówka była kiepska, malunki niezbyt wyszukane. Na szczęście całe miasteczko było niezwykle gwarne, a pawilon pełen zgiełku i ruchu, niczym szkoła pełna dzieci, zaś ona sama tylko kolejną Żurawką ze starannie spuszczonym wzrokiem. Niemniej potrzebowała ukryć się lepiej, skręciła w bok, potem drugi raz, rozejrzała czy nie ma nikogo i wyciągnęła zwój. Odwołała się do łaski kami powietrza. Po chwili w miejscu gdzie stała nie było nikogo. Podmuch zimnego wiatru przeszedł wzdłuż korytarza.

Zatrzymała się dopiero przed drzwiami pokoju do którego weszli. Nie wiedziała czy to jej czy jego. Wydawało jej się, że jest tu sama. Czar zakończył swe działanie a Kayami oparła się ciężko o skośny słup prowadzącej na dziedziniec torri.
Musi się dowiedzieć czego Fujita Takeji chce od łuczniczki. Tym razem naprawdę biegła. Zdyszana była w swoim pokoju po niespełna minucie.
Znowu skorzystała z pomocy duchów. Odczytała ze zwoju zaklęcie. Oba głosy słyszała wyraźnie. Fujita wyłuszczał Kamikamu–san swoją sprawę.

Dopiero późno w noc przypomniała sobie o spojrzeniu, którym jej wróg obdarzył czarki z sake. Aż zaśmiała się w głos. Brzydko i złośliwie. Może Fortuny naprawdę jej sprzyjają, dopyta się o wszystko dziewczyny z klanu Feniksa, kiedy ta wreszcie do niej zawita, może nieskazitelny bushi, Fujita Takeji okaże się słabym pijakiem.
Być może była jedynym zawodnikiem, który zasypiał bez żadnej myśli o turnieju.

***

Obudzona koszmarem, w którym w walce bez broni, bez pomocy kami, musiała stawić czoło swemu wrogowi, wstała bardzo wcześnie. Obmyła się i wyszła z pokoju. Po drodze minęła heminkę o pogrążonych oczach. Dziewczyna pachniała mężczyzną z którym spędziła noc. Kayami obejrzała się za siebie, Jednorożec albo Skorpion, któryś z nich będzie niewyspany. Skręciła w żwirową aleję, w świetle gwiazd widziała kwiaty zasadzonych przy niej wiśni. Doszła do świątyni. Została tam jakiś czas. Spokój przybytku wyciszył ją. Nie modliła się, bo nie istniały potrzebne do tego słowa. Wrzuciła do skrzynki ofiarę lecz nie zostawiła żadnej ema. Nie miała próśb z którymi śmiałaby się zwracać. Tych o chwałę w turnieju Fortuna nie mogła przecież wysłuchać wszystkich, a prośba Kayami nie miałaby mocy i żaru.

Czasu co jest, drogą o dwóch końcach, tego pragnę.

O świcie była na plaży.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 26-08-2010, 22:54   #12
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Urocza. Kształtne, wąskie usta dziewczyny poruszały się szybko gdy wypowiadała krótkie, urywane zdania tonem samurajskiej reprymendy. Potem szybki ukłon by nie zdążył zobaczyć jak niechciany gniew, który uwolnił wbrew jej postanowieniu, zaróżawia jasne policzki. Jak mała dziewczynka, która walczy ze sobą by nie pokazać czegoś równie naturalnego co zwykła chęć wejścia na nadrzeczną akację. Nie mógł się nie uśmiechnąć do jej oddalających się pleców. Choć z drugiej strony czy sam turniej mógł sprawić, że była aż taka spięta? Uśmiech znikł, a na twarz Jednorożca wróciło piętno stepu. Zobaczymy się jutro Atoso Kamikamu.

...

I pewnie tak by było gdyby nie pewien Lew. Bez skrępowania i z dumą godną najznamienitszych z ich nacji pokazywał za kim wychodzi z Zielonej Sali. Risu z zaciekawieniem przypatrywał się jego pewnym długim krokom jakimi przemierzył całą niemal salę po to by zatrzymać się na chwilę przy wyjściu. Wtedy zobaczył znów Żurawkę bez żurawia. Dostrzegła go zaraz potem i ich wzrok skrzyżował się nad głową zafrapowanego czymś nagle Lwa. To była krótka chwila. Jakiś skorpion z tyłu zdążył tylko wyciągnąć dłoń, by poprawić maskę, a z boku ręka Feniksa zawisła nad chwilę nad jedną z bierek gdy shugenya zawahał się przed posunięciem. Bardzo krótka chwila, w której Jednorożec dokładnie zapamiętał twarz tajemniczej konkurentki. Miał wrażenie, że dziewczyna krzyczy. Tylko, że oczywiście nie pokazuje tego ani głosem, ani ruchem ust. A jednak wrażenie było nieodparte. I coś jeszcze... Bez żadnego oczywistego skojarzenia przypomniał mu się ten mały shikoku... A potem Lew wyszedł i wszystko wróciło do normy. Risu zamrugał oczami i omiótł wzrokiem salę, by otrząsnąć się z siebie ten cały niebezpieczny mistycyzm sytuacji. Na sali było wielu samurajów. Wielu wśród nich shugenya. Fortuny tylko wiedziały ile jakichś głupich gierek i sztuczek ukrytych przed wzrokiem większości postronnych snuło się między cyprysami... To nie był żywioł Jednorożca. Ruszył do wyjścia.
Głos Doji Riwari oznajmiającego o miejscu jutrzejszego spotkania zatrzymał go na chwilę przy spowitej bluszczem rzeźbie. Plaża... Więc wbijane w morze przez heiminów pale były pierwszą konkurencją... Trochę szkoda. Trudniejsze rzeczy zostaną na wyższy pułap. Szkoda, że Honou nie ma tu razem z nim. Z przyjemnością strąciłby go w kłębiaste fale...
Obejrzał się zaskoczony gdy rzeźba przeczesała dłonią szarą brodę... Dopiero teraz zauważył, że skryta w cieniu jaki dawały poobrastane bluszczem miłorzęby, postać, jest żywa. Żywa i z uwagą śledząca poczynania innych obecnych na sali. Trochę starszawy jak na zawodnika, zaśmiał się w myślach Jednorożec, lecz zaraz się zganił za to. Smok jakby wyczuwszy jego zmieszanie, spojrzał na ogorzałą twarz Jednorożca. Risu nie przedłużał tego momentu. Ukłonił się i widząc skinienie starca szybko odszedł...
Dość było dziwnych spotkań jak na jeden wieczór.

Wyszedł wraz wieloma innymi samurajami i samuraj-ko. Większość kwietnymi alejkami w świetle rozwieszonych przez służbę lampionów, rozchodziła się do swoich pawilonów. Tylko niektórzy jeszcze rozmawiali. Głównie Żurawie, ale Risu mignęli przed oczami też przedstawiciele innych klanów, a nawet Osy? Atoso-san rozmawiała z Lwem, który za nią wyszedł. Po ruchu ust dziewczyny można było widzieć, że wobec niego również była oszczędna w słowach i zapewne wydatna w konkretach. I tak samo szczęśliwa. Chyba jedyna Osa na turnieju i zła... jak osa. Ruszyli w stronę jednego z pawilonów mijając po drodze dwóch wymieniających uprzejmości mężczyzn. Żurawia i Skorpiona chyba. I obu bez wątpienia kojarzył ze swojego pawilonu. Skróciwszy drogę pośród miłorzębami wzdłuż których prowadziła alejka do Pawilonu Jabłoni, znalazł się całkiem niedaleko pary, jednak całkowicie poza zasięgiem wzroku sięgającego tylko tam gdzie światło lampionów. Szli w milczeniu. A w każdym razie Osa, bo Lew miał cień napięcia i niepewności wypisany na twarzy. Tak. Cokolwiek Lew chciał od Atoso-san, dziewczyna nie da sobie dmuchać w ryż, a więc ani obecność Risu niczego tu nie wnosiła, ani lwie sprawy nie budziły w nim zainteresowania. Czas już był na spoczynek. Oczyścić myśli. I przypomnieć sobie tego Lwa...
Roztarł dłonie pod ramionami gdy zupełnie znikąd zerwał się zimny podmuch.


Odgłos skrzypienia drewnianej podłogi ma w sobie coś takiego, że każdy instynktownie ma ochotę się skrzywić. Wróg podchodów, skupienia i dobrego snu. Skupienia zwłaszcza jeśli w dodatku jest rytmiczny, a skupiający wycisza się równie świetnie co osioł nadaje pod siodło...
- Ciszej żeż w końcu! - ciszę nocy przeciął jego krzyk.
Reakcja może nie była w pełni usprawiedliwiona, ale Risu miał już naprawdę dość ślęczenia na macie przez godzinę. Tak czy inaczej niedługo potem z pokoju obok dobiegł kobiecy jęk i wszystko ucichło. W końcu...

Nazajutrz przed wyjściem z pokoju nałożył na swoje jedyne kimono, haori, które czekało na ten moment i z pewnością widziało lepsze czasy. Kolejny element ubioru faworyzujący praktyczność nad skąpe zdobienia podkreślające przynależność do rodziny Ide. Wygodna tkanina z niepopularnej na zachodzie owczej wełny zawsze świetnie się spisywała. Spojrzał na rodzinny mon dotykając go ostrożnie, trochę jakby z narzuconą nabożnością. Był tu dla nich, choć bez nich. W ich imię, lecz bez ich słowa.
Ide Gorobei... wybacz mi.
Pierwsze promienie słońca zaczęły oświetlać półprześwitujące ściany pokoju. Był gotowy.

***

Na plażę dotarł wraz z ostatnią grupką zawodników. Większość wyglądała odświętnie, a niektóre samuraj-ko nawet zachwycająco. Wypatrywał wśród tłumu Kamikamu i Żurawki bez żurawia, ale bezskutecznie. Dojrzał za to Żurawia, który mieszkał w tym samym pawilonie i obok niego też przystanął skinąwszy mu lekko głową na dzień dobry. Pewnie powinien się ukłonić, ale dzień był zbyt ładny i zbyt wiele emocji zapowiadał, by Jednorożec mógł jeszcze spamiętać wszystkie konwenanse. Wszyscy wyczekująco spoglądali na liczne pale i na prowadzący w stronę rezydencji Kakita piękny pomost wbijający się w skraj morza, które Risu widział chyba trzeci raz w swoim życiu.
- Jeśli w przygotowanie pierwszej konkurencji Kakita-san włożył tyle trudu... – zagadnął cicho, po czym gwizdnął z uznaniem – strach pomyśleć jak w głowach zawróci nam kunszt ostatniej. - Zerknął na nieco nieobecnego Żurawia. Wyglądał młodo i to chyba jego wczoraj Risu widział rozmawiającego ze Skorpionem i roninem. To nie powinno wróżyć nikogo z pompą. Zwłaszcza zważywszy na to proste kimono. Tylko ta wstążka we włosach jakaś taka udziwniona... Widać bardzo ważna, bo inaczej by chyba nie założył - Ładne piórka – dodał na pocieszenie po czym obejrzał się na pomost, bo chyba ktoś się zbliżał.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 27-08-2010, 00:47   #13
 
Cool's Avatar
 
Reputacja: 1 Cool nie jest za bardzo znany
Kiedy pozostawił rozgadany tłum za swoimi plecami, nareszcie mógł odetchnąć. Banda głupców próbująca pod maską uśmiechu skraść wszystkie twe sekrety. Gdyby tylko mieli tyle wiary w swe umiejętności ile czasu na nieudolne uprawianie polityki, z pewnością stanowiliby znacznie większe zagrożenie. Arashi zdecydowanie wolał odpocząć przed jutrzejszym dniem, niż słuchać niekończących się przechwałek i czuć na sobie niezliczoną ilość spojrzeń. Byłby już prawie doszedł do wniosku, że mimo wszystko trafili tu ludzie warci poświęcenia im odrobiny uwagi, kiedy usłyszał skierowane do jego osoby słowa. Odwrócił powoli głowę i rzucił ledwie jedno spojrzenie Skorpionowi. W jego głowie myśli zdążyły już jednak stoczyć batalię o to, czy aby rozsądnym jest zasiąść z mistrzem kłamstw do jednego stołu. Zdawało się, że to właśnie zdrowy rozsądek wyszedł z niej pokonany.

- Doji Arashi - odwzajemnił ukłon, lecz nie miał zamiaru rywalizować z nieznajomym w tym pozbawionym sensu pojedynku. - Będzie to dla mnie wielka przyjemność móc skorzystać z twej hojnej oferty.

W duszy śmiał się z tego dziwacznego pokazu dworskich finezji. Przykre, że gdzieś pośród nich zaginął podpis autora. Czyżby Skorpion sądził, że Żuraw mógłby mieć choć cień pojęcia z kim przyszło mu rozmawiać? Gdyby w istocie był ku temu jakiś powód, Doji poznałby imię nieznajomego na długo zanim tu przybył. Witać, taki nie istniał.

- Jestem Shosuro Tokage i jak się zapewne domyślasz, Arashi-san, tak jak i Ty startował będę w tym turnieju. Wybacz, że zagadnąłem tak znienacka ... sam jednak rozumiesz, że mało kto ma odwagę rozmawiać ze Skorpionem, który jest jego przeciwnikiem. Tym bardziej cieszę się, że podjąłeś się dotrzymać mi towarzystwa. Zechcesz może powiedzieć mi, czy w Zielonej Sali był dziś wieczór Skorpion w masce przedstawiającej jakiegoś białego potwora?
- Równie dobrze mógłbym bać się Lwów, Krabów i roninów. Widać jestem zbyt daleki od skazywania się na towarzyski niebyt jedynie z powodu lęku - kiedy skończył, zamyślił się na moment jakby chciał przypomnieć sobie wszystkie osoby, które zapamiętał z chwil spędzonych pośród innych uczestników, potrzebował kilku uderzeń serca nim zaczął mówić dalej. - Owszem, jestem niemal całkowicie pewien, że widziałem tam osobę którą opisujesz Tokage-san.
- To Bayushi Takomo, mistrz iaijutsu. Co zabawne ... używa jednego z ostrzy Kakita. Ciekawe, czy zmierzy się z tym szermierzem, którego pokój masz za plecami, Doji-san ... albo z Tobą samym. Ma uratować w tym roku “honor Skorpionów” - ostatnie słowa powiedział już bardzo prześmiewczym tonem, jakby było to wyjątkowo zabawne.
- Wybacz mą śmiałość Shoshuro-san, ale podobno Skorpiony nie są zbyt przychylne temu turniejowi z uwagi na zwierzchnictwo Żurawia. Czy to więc nie trochę dziwne miejsce na, jak to ująłeś, ratowanie honoru Skorpionów?
- Prawda, że paradne? Co jednak innego może robić tutaj najlepszy szermierz pośród Bayushich? A może chcemy ugrać coś jeszcze innego? - lekko zawiesił głos. - Może zwycięstwo tym razem jest istotne? Uprzedzę - nie znam odpowiedzi na te pytania. Ani na moje, ani na Twoje. Mogę postawić tylko jeszcze więcej pytań. Skąd wzięło się tylu Krabów? Po co przybyło tylu dostojników. Dlaczego w tym roku jest dwa razy więcej shugenja niż zazwyczaj? Czemu cały teren obłożono zaklęciami przeciwko maho? Czemu najwięcej ich jest nałożonych na ten pawilon i czemu właśnie nas tu zakwaterowano. Znasz odpowiedzi Doji-san?

Kiedy mężczyzna skończył mówić, Arashi uświadomił sobie dlaczego tak bardzo nie lubi Skorpionów. W tej jednej chwili nie miał pojęcia czy rozmawia z pozbawionym taktu imbecylem, czy może ten próbuje go podejść w tak żałosny sposób. Nie miał pojęcia i w gruncie rzeczy nawet tego nie chciał. Pewien był tylko tego, że ten Skorpion nie prezentuje sobą niczego co mogłoby wzbudzić w nim choć cień zainteresowania. Uznał więc, że lepiej będzie jeśli uda się na zasłużony odpoczynek.

- Wierzę, że niebawem je poznam - przemówił, po czym dopił resztkę naparu znajdującego się w trzymanych w dłoniach naczyniu i wstał. - Nim jednak to nastąpi wolałbym mieć siły by sprostać ich wadze - ukłonił się w geście pożegnania, na koniec jeszcze dodając. - Tobie również życzę odpoczynku Shoshuro-san. Ufam, że pośród tego chaosu dane nam będzie znaleźć jeszcze kilka chwil by nacieszyć się tak wyśmienitą herbatą.
- Niech Fortuny Ci sprzyjają Doji-san - pozostał dalej na swoim miejscu, jakby na kogoś jeszcze czekając.

Dalszą drogę pokonał z prędkością chwili. Niepokojony przez nikogo mógł w spokoju przygotować się do zbliżającej się konkurencji. Czy może spotkania na które tak długo czekał? Jego twarz zdobił uśmiech ilekroć wracał do tej myśli. Doprawdy ciężko było mu zasnąć tej nocy.

***

Mimo to obudził się pełen energii. Kiedy o świcie poczuł zapach morskich fal, miał wrażenie jakby nadal przebywał w rodzinnej posiadłości. Ta wszak nie znajdowała się daleko i ta świadomość znacząco poprawiła mu nastrój tego ranka. Nie mógł przewidzieć co czeka go dzisiejszego dnia, dlatego nie potrzebował wiele czasu by przygotować się do opuszczenia swej komnaty. Założył na siebie proste kimono, tym razem jednak w barwie jasnego błękitu. Ozdobione niewielkimi monami klanu i Doji, zdawało się być aż nazbyt proste jak dla kogoś spośród Żurawi.

W istocie ludzie mogli tak uważać, przynajmniej dopóki nie dostrzegli wstążki, którą związał swe włosy. Pokryta pięknym i niebywale realistycznym wzorem przedstawiającym białe pióra, była prezentem od matki, który otrzymał w przeddzień wyjazdu. Trzeba przyznać, że doskonale dopełniała strój.

Swój pokój opuścił jako jeden z pierwszych. Chciał stanąć przez moment na plaży i poczuć zapach morza, nim lada moment zmącą go swą obecnością pozostali. Na szczęście udało mu się to i kiedy jego ciało cieszyło się spokojem oraz delikatnym wiatrem, umysł był gotów na wszystko co mogło nadejść.
 
Cool jest offline  
Stary 27-08-2010, 08:12   #14
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
W oddalonym od Zielonej Sali i pełnym skorpionów pawilonie, po środku maty, medytował shugenja. Otwarte były wszystkie drzwi, tak by wiatr mógł przelatywać przez salę bez trudności. Pozapalano pełno świec i ustawiono dookoła nich różne rzeźby, by cienie mogły biegać tak jak lubią. Medytował głęboko, w zgodzie z Kami i żywiołami. Zwłaszcza w zgodzie z powietrzem. Wieści, które przynosiły duchy nie były zbyt przydatne. Nie przekazywano sobie jeszcze żadnych tajemnic. Nie zdradzano się i nie mordowano. A on szukał. Nie widział czego. Nie domyślał się nawet, że jest tu w tej samej sprawie co stary smok. Szukał jednak wytrwale. Bez trudu usłyszał rzucane przez niedoświadczoną shugenja zaklęcia. Bez trudu je rozpoznał. Od niechcenia przepytał te same kami co ona, by poznać treść rozmowy Lwa i Osy. W zdziwieniu uniósł aż brwi. Potem medytował dalej. Na najważniejsze natrafił o północy. Cienie miały pracowitą noc.


Pali były niezliczone ilości. Grube i cienkie, wysokie i niskie. Na niektórych przymocowano deski i kładki oraz dwa długie sznurowe mostki bez podparć po bokach - wszystkie wąskie i chwiejne. Cała konstrukcja wydawała się stworzona do biegania po niej i spadania prosto do wody. Na morzu, pomiędzy palami unosiło się kilkanaście zwrotnych łodzi. Teraz podskakiwały zabawnie na falach. Pomost z domostwa Kakita wisiał kilka metrów nad plażą. Z jego końca obserwator dostrzegłby wszystko co działo się na palach. Na razie był jednak pusty. To na plaży kłębił się tłum samurajów - zawodników. A na wysokiej wydmie opodal - tłum gapiów. Na razie ten drugi był znacznie większy. Dopiero teraz okazało się, jak wielu jest Krabów na tym turnieju. Stanowili zdecydowanie drugi co do liczności klan. Zadziwiała też ich przynależność rodowa - tylko kilku nosiło mon inny niż Hida. Trzecie były Lwy. Błękit, brąz i żółć dominowały bez dwóch zdań. Wszyscy pozostali wyraźnie wyróżniali się w tłumie.

Pan Kakita nie pozwolił na siebie długo czekać. Gdy wkroczył na pomost i zatrzymał się ze swoimi dworzanami nad głowami zawodników, wszyscy padli na kolana i uderzyli głowami o piasek. No - może niektóre Lwy nie uczyniły tego zbyt skwapliwie a pewien ronin zrobił to wręcz ostentacyjnie powoli ... ale ukłonowi stało się zadość. Potem pan Kakita przemówił.
- Witajcie na turnieju samurajowie. Jest zaszczytem dla rodziny Kakita, że tak licznie przybyliście. Zwłaszcza dziękuję rodzinie Hida oraz klanowi Lwa. To honor, że tak wielu z Was uznało ten turniej za godny. Dziękuję też i witam przedstawicieli Smoka, Skorpiona, Feniksa i Jednorożca a także Ważkę, Osę, Lisa i Wróbla. Na koniec witam poddanych pani Doji oraz wszystkich tych, którzy jeszcze nie należą do żadnego z klanów. Być może ten turniej to właśnie zmieni.
Mówca odwrócił się do stojącego po jego prawicy młodego mężczyzny w delikatnej masce w barwach lwa i porozumiał się z nim wzrokiem. Potem ponownie przemówił.
- Przez ostatnie sześć lat w konkursie niezmiennie wygrywali Żurawie. nie przypominam tego, by obrazić pozostałych. Chcę uzasadnić zmiany jakie nastąpią w tym roku. Zamiany, które pozwolą wygrywać najwszechstronniejszym samurajom niezależnie od liczebności ich klanu. Bardzo nieliczni z Was odpadną w trakcie jego trwania i niemal każdy weźmie udział we wszystkich konkurencjach. Dla każdego z was, przygotowaliśmy pudełko. Po każdej konkurencji osobiście wrzucę do niego kilka koku. Na koniec - zobaczymy w którym znajduje się jaka ich liczba. Naszym zwycięzcą będzie najbogatszy z samurajów.
- Po każdej konkurencji siedmiu najlepszych otrzyma siedem koku, następnych siedmiu - po sześć, kolejna siódemka - po pięć i tak dalej. Każdy z siedmiu sędziów będzie miał siedem koku do przekazania siedmiu samurajom, którzy w jego opinii postępowali najbardziej godnie. W ten sposób po każdej konkurencji możecie otrzymać nawet do 14 koku. Dążenie do perfekcji należy nagradzać. Oprócz tego - po każdej konkurencji najlepsza siódemka otrzyma nagrody od sędziów. Z tego co wiem mistrzowi przygotowali zarówno piękne, jak i groźne czy pouczające podarki.
- Pierwszą konkurencją jest ... błogosławieństwo pana Togashi. Za kwadrans oczekujemy was wszystkich bez broni czy zwoi, ewentualnie tylko z wakizashi, w odpowiednio dobranych przez was strojach. Wejdziecie na widoczne za wami pale i znajdziecie sobie odpowiednie miejsce do medytacji. Na sygnał pana Togashi zasiądziecie i będziecie medytować nad zagadką. Musicie jakąś ułożyć. Medytacja będzie trwała do jutrzejszego świtu. Ci, którzy spadną z pali, zostaną wyłowieni. Pierwsza siódemka z nich zakończy w ten sposób turniej. Będą mogli jednak zostać z nami i go obserwować dalej. Tych co dotrwają do rana poprosimy o zapisanie zagadki. Sędziowie rozważą je i wybiorą najlepsze. Podczas trwania turnieju należy medytować. Ci, którzy obrażą Kami Wody niedbalstwem w tej materii, zostaną przez nie strąceni. Ruszajcie przygotować się. Niech patron Smoków wam sprzyja.
Teraz to pan Kakita ukłonił się wszystkim i sprężystym krokiem odmaszerował. Na końcu pomostu pozostał tylko pomarszczony staruszek z siwa brodą w zielonych szatach smoka. On już rozpoczął medytację. Morze wzburzyło się, gdy tysiące Kami Wody przybyło do zatoki na jego wezwanie.


Młoda dziewczyna z pięknym feniksem na plecach nie wyglądała na shugenja. Właściwie większość dziwiła się tylko tej spokojnej dziewczynce i mało kto z obserwatorów dała by jej więcej niż 15 lat. A jednak była utalentowaną, choć bardzo młodą shugenja i stawa w szranki w turnieju z przeciwnikami prawie dwa razy starszymi od niej. Bała się tego, ale jeszcze bardziej przerażał ją stojący obok niej brązowowłosy mężczyzna. Fujita Takeji nie był miłym i łagodnym opiekunem. Tej nocy ... nie odpoczęła ani ona, ani on. Nie wypełniła też swojej obietnicy wobec Koso-sama. Spoglądała czasem w jej kierunku i przepraszała w duchu. Bała się też stojącego wraz z jakimś jednorożcem Doji Arashiego. Czy ją zauważy? Czy dowie się? Jak zareaguje? Bardzo starała się nie rzucać w oczy. Tak ... zdawała się teraz tylko mała, przestraszoną, nastoletnią dziewczynką, której bardzo daleko do gempuku. Bała się też tej konkurencji. Medytacja. Po takiej nocy ...



Po raz pierwszy wszyscy mieszkańcy Wiśniowego Pawilonu stanęli razem na wewnętrznym dziedzińcu. Kakita Numoku (zamyślony), Doji Miruko (lekko zmęczona), Shosuro Tokage (nic nie widać po twarzy - te skorpionie maski ...), Takatari Kirigirisu (zmęczony po chyba ciężkiej nocy), Koso Kayami, Matsu Mayu (zerkająca wściekle na Arashiego), Otaku Kashiko (rześka i uśmiechnięta do swoich myśli) oraz Doji Arashi. Wszystkim pokłoniła się służka, wyglądająca jakby nie spała przez ostatnie trzy noce.
- Witajcie samurajowie. Wybaczcie mi śmiałość. Jestem Jumiro i opiekuję się tym pawilonem. Pan Kakita nakazał mi powiedzieć, iż w czasie gdy będziecie medytować, ustawię pod waszymi pokojami skrzyneczki. Będą one reprezentowały te, które stoją w domu Dajidoji. Tyle, że do tych tu będę wrzucała kasztany, podczas gdy tam będą wrzucane złote koku. Wszystko po to, byście mogli zawsze sprawdzić, ile koku posiadacie Wy, a ile wasi przeciwnicy. Tak samo będzie i w innych pawilonach. - po tych słowach skłoniła się i przytknęła czoło do maty. Pozostała tak kilkanaście sekund. Dopiero po tym przysunęła przed siebie tacę z aromatyczną herbatą, by spragnieni mogli się wzmocnić przed całą dobą medytacji.


Uśmiechała się zupełnie jawnie choć nieco bezwiednie. Nie bała się medytacji. Nie bała się też wody. Nie interesowały ja też gierki Skorpiona i zapewne też Żurawi. Lwica była tak wyniosła, że też odpychała. Jedyny Jednorożec zaś ... tak. honor nie pozwalał jej rozpocząć rozmowy z kimś takim. Wszak zupełnie nie wiadomo jakiej toto jest krwi i jakich ma przodków. Nie myślała więc ani o nim, ani o całej reszcie. Skupiła się na turnieju i celu jaki jej przyświecał. Wyobrażała już sobie swój powrót. Żałowała, że nie ujrzy uśmiechu matki. Gdy heiminka skończyła mówić - wyszła, nie dając szans na zagadanie jej. Musiała wybrać najlepsze miejsce. Pognała więc do pali jakby goniła ją cała zgraja gaijinów. Zdziwiła się bardzo, że nie była pierwsza. Parę osób już wspinało się na pale i sadowiło się wygodnie. Wybrała pal ulokowany za jednym z największych. Koło południa powinna zaznać dzięki temu nieco cienia. Nie był wypolerowany, jednak musiał wystarczyć. Uklękła i uznała, że wybrała dobrze. Zawodnicy schodzili się ze wszystkich stron. Ktoś usiadł nad nią. Ktoś na głazie pod nią. Teraz rozglądała się już we wszystkie strony obserwując innych. Nagle - zobaczyła go! Zachwiała się na swoim palu i omal nie runęła na dół. Że też zawsze musi zjawić się w nieodpowiednim momencie. Coraz bardziej nie lubiła Żurawi. Tak samo jak jej matka. Zaklęła pod nosem. Niegłośno, ale wystarczająco by siedząca nad nią osoba usłyszała ...
* * *

Medytacja nigdy nie była jego mocną strona. A do tego ... tak strasznie bolała go głowa. Usiadł bokiem do słońca i oblizał spierzchnięte wargi. Doba bez picia ... cholerne sake. Kiedy rozległ się potworny, smoczy ryk - prawie podskoczył na swoim palu. Potem siedział i z pod przymkniętych powiek obserwował otoczenie. Słońce - jak na złość zaczęło się przemieszczać ku jego twarzy. To dla tego większość siadła twarzą do niego. Pomylił się i teraz będzie musiał wytrzymać oślepiający blask południowego słońca. Potem zaczęły się nudności i mroczki przed oczyma. Chwiał się lekko na palu. Nie mógł skupić. Pomimo, iż siedział bardzo wysoko, woda raz po raz ochlapywała go. Czyżby kami były urażone jego postawą? Nie wiedział, bo i skąd miał wiedzieć, co je ma tu urazić. Było mu coraz gorzej. Powierzchnia pala była już mokra. W ustach sucho i słono. Twarz palona słońcem. Żałował, że nie może rozebrać się tak jak ten ise-zumi na samym początku. Nie było by tak gorąco. Siedział na palu ... bo przecież medytacją tego nazwać nie było można. Nawet nie potrafił skupić się i przypomnieć, co właściwie miał wymyślić. Ocknął się nagle lecąc w dół. Po chwili objęły go fale. Szczęściem - heimini w łodzi od godziny obserwowali chwiejącego się na swoim palu Jednorożca i szybko wydobyli go do łodzi.
 
Bothari jest offline  
Stary 28-08-2010, 00:24   #15
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
To, co jej przyszło do głowy, gdy Kakita-sama tłumaczył system koku, było śmiertelnie niebezpieczne. Ale przecież bała się nie śmierci, lecz niepowodzenia. To, co jej przyszło do głowy z pewnością nie było rozsądne. Ale mądrość też już od dawna nie miała do niej dostępu. To, co jej przyszło do głowy było w końcu złe. Więc … postanowiła nie rozważać konsekwencji. Może faktycznie, dwa lata temu pogrzebała absolutnie wszystko, łącznie ze swoim honorem. Komu, poza Fujitą mogła dziś zaszkodzić, jak ważnej sprawie…
Trudno. I tak to zrobi. Zaraz.

Na szczęście większość zawodników przed rozpoczęciem konkurencji udała się do swoich komnat.
Szła za dwójką spieszących się, nieznanych jej bushi z monem Hida. Fortuny ją wspierały, zniknęli w jednym pomieszczeniu. Dwóch świadków to więcej niż jeden, oby okazali się gadatliwi. Papierowe ściany nie tłumiły dźwięków. Kayami zaczerpnęła tchu.
- Och, …. da–san- specjalnie połknęła pierwsze sylaby nazwiska, mówiła głośno jakby się z kimś spierała – naprawdę tak mi powiedział! Lew, Fujita Takeji! Jest tu w tajnej misji, chroni samego cesarza. Dlaczego mam ściszyć głos?! Przecież to bzdura, źle mu z oczu patrzy, ale nawet ten Fujita, nie zdradziłby tak po prostu prawdziwej tajemnicy, chciał jedynie zaciągnąć mnie do łóżka!

Dobrze, to powinno starczyć. Skończyła, lecz chwilę stała nieruchoma jak kamienny posąg. Poruszenie za cienką ścianą przywróciło jej przytomność. Oddaliła się pospiesznie, jej serce waliło jak szalone, nieistniejące kaskady wodospadów szumiały w uszach. Któryś z Krabów otworzył drzwi, patrzył na plecy oddalającej się kobiety, chyba była już daleko, nie rozpozna. Ale jeden raz to za mało. Następny pawilon, tam gdzie słychać głosy. Jakimś cudem wytrzymała do momentu, kiedy poza nią nie było nikogo w korytarzach. Drugą kłótnię odegrała jeszcze lepiej. Czuła jak spływają po niej strugi zimnego potu. Głos jej drżał, ale przecież odgrywała wzburzoną. Tu żadne drzwi się po jej odejściu nie otworzyły. Zrobi to więc jeszcze raz. Albo więcej. Musi.
Fujita Takeji dla pięknej buzi zdradza cesarskie tajemnice. Wykrzyczała to w trzech kolejnych pawilonach, na więcej nie miała siły.

Doszła na plażę szybko, zdziwiła się, że nie była na niej ostatnia. Nie mogło minąć wiele czasu, bo brakowało blisko połowy zawodników, tymczasem dla Kayami ostatnie kilka minut było długie niczym całe życie. Teraz musiała czekać. Czy to, co zrobiła przyniesie oczekiwane konsekwencje? Jak wiele przyniesie nieprzewidzianych? Powoli uginały się pod nią nogi. Nie zapamiętała osoby, która ją podtrzymała.

Rzecz jasna nie potrafiła wybierać mądrze, zastanowić się nad tym, gdzie nie będzie padało słońce, albo szukać pali osłoniętych od wiatru. Zresztą nawet spokojna i skoncentrowana raczej by na to nie wpadła, medytacja na palach wbitych w dno morskie, mimo, że żywioł wody był jej zazwyczaj życzliwy, nie najeżała do jej codziennych zajęć. Rozglądała się za brązowowłosym bushi. Nienawiść drążyła nadal, najchętniej usiadłaby naprzeciwko, zmusiła go, żeby na nią patrzył, niech ujrzy koniec, który mu przeznaczyła, utratę czci, przed którą nie ma odwrotu, niech wyczyta w jej oczach, że właśnie zaczął umierać.

Był daleko, powstrzymała się przed pójściem w tamtą stronę, choć wycisnęło jej to z oczu łzy. Jeszcze nie wie, co zasiała. Jeszcze trochę cierpliwości.

Pal, do którego zmierzała nie miał dla niej cech charakterystycznych. Weszłaby na niego podsadzona przez cichą heiminkę gdyby nie Jednorożec z jej pawilonu. Pokręcił głową. Wskazał wzrokiem inne siedzisko. Zaufała mu, albo raczej temu atawizmowi, co każe mężczyznom opiekować się kobietami, które płaczą.
Siedziała nieruchomo. Wśród podnieconych rozgrywką ludzi jej cichy płacz nie wzbudzał zainteresowania, wkrótce zresztą dała radę go zatrzymać, próbowała medytować, licząc oddechy już o niczym nie myśleć. I dotrwała do końca. Wyprostowana, ze skamieniałą twarzą, wzrokiem utkwionym w jednym punkcie.

Zagadka po prostu w niej była, prosty rytm tanki i słowa trochę śmieszne, bo zbyt zużyte, żeby opowiedzieć prawdę.

Mroźna jak zimowy górski wicher, paląca niczym ogień
O smaku najsłodszego owocu, pustosząca


Ale zawahała się, gdy miała ją podać, że zdradzi coś o sobie niepotrzebnie. Przypomniała jej się inna, ułożona w epoce przed stuleciami, dla Okady.

Przecież jest barwna, błyszcząca żółcią i czerwienią, dostojna
Nie znaczy końca, choć dla kwiatów nie ma nadziei.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 30-08-2010, 01:48   #16
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Zapał wyraźnie opadł z Jednorożca gdy wyjaśniono zasady pierwszej konkurencji. Bushi z zachodu jakby zmalał i osłabł w oczach. Westchnąwszy spojrzał w niebo jakby doszukując się w niespiesznie poruszających się wysokich chmurach odpowiedzi na jakieś pytanie po czym ruszył za swoimi współlokatorami.
Podczas pospiesznej odprawy nie oglądał się na nikogo, poza może Skorpionem, na którego rzucił okiem raz czy dwa, a który był przecież przyczyną nocnych niedogodności. Wyrzutu jednak jakby nie mogąc w sobie żadnego znaleźć do tego samuraja, skupił się na naczyniu z przyjemnie dymiącą sencha, które powędrowało do jego rąk. Odetchnąwszy głęboko kilka razy upił parę łyków intensywnego naparu, po czym podał klęczącej obok shugenja. Potem spokojnie wziął jedną z filiżanek i bez rutynowej wprawy, ale za to z nieukrywaną ulgą, nie otwierając więcej oczu, sączył naturalnie słodki napój.
Namiastka ceremonii, która może mu być tak bardzo dziś potrzebna...

Na miejscu wrzało. Ponad dwie setki zawodników przymierzało się do rozstawianych na morzu palach. Pracownicy domu Pana Kakity uwijali się jak pracowite mrówki między samurajami, by umożliwić każdemu dostanie się do upragnionego pala bez tworzenia zbędnego chaosu. Jednorożec przedostał się do części tych wysuniętych głębiej w morze. Nie trzeba było być rybakiem, by szybko ocenić naturę fal i wiedzieć gdzie ich siła przejawia się drapieżniej, a gdzie nie. A Risu ponadto zawsze świetnie odnajdywał się w sytuacjach zgotowanych mu przez naturę. Uśmiech zawitał na jego twarzy gdy spostrzegł, że dla wielu takie sprawy nie grają roli. Mogło to oczywiście wynikać z chęci podjęcia wyzwania, ale w większości jednak przypadków obwiniał zwyczajnie brak pomyślunku. To budziło smutne nadzieje, że będąc słabym można na takim tle okazać się zupełnie przyzwoitym.
Łodzie heiminów lawirowały zręcznie po palowisku zostawiając kolejnych samurajów. W końcu i Risu wsiadł na jedną. Znajoma żurawka z monem gospodarza również na nią wsiadła. Uniesione kąciki ust i nieobecny wzrok, który jeszcze wczoraj krzyczał, mogły sugerować, że nie może się czegoś doczekać. Całodniowej medytacji? Czy tego co później? To drugie wydało się Jednorożcowi pozytywnie beztroskie. Zatrzymał heiminkę, która chciała już wysadzić dziewczynę na jeden ze skrajnych pali. Żurawka na chwilę spojrzała na niego ze zdziwieniem, a potem przytaknęła, by heimini powiosłowali do innego pala nieopodal. Uprzejmość w pierwszej konkurencji nic nie kosztowała i nie była niczym trudnym. Dopiero później zacznie. To miało tę zaletę, że nie była też jeszcze zobowiązująca i nikt raczej nie dopatrywał się w niej podstępu. Bushi skinieniem odpowiedział na jej nieme podziękowanie i z uśmiechem pokazał jeszcze dłonią, by poprawiła przekrzywioną kanzashi, która mogła przecież w trakcie medytacji rozłożyć włosy i w efekcie wybić z rytmu. Strasznie musiała być czymś zaaferowana, że tego nie zauważyła, pomyślał z zaciekawieniem. Dziewczyna zakryła usta, by zakryć szerszy uśmiech rozbawienia.
W końcu i on wybrał swój pal. Równy i stabilny. Wygodny. Pozostawało to za czym nie przepadał.
Medytacja zawsze była dla Risu stanem nie do końca przez niego kontrolowanym. Umysł, gdy już udawało mu się w nią wprowadzić, podążał jakby samoistnie własnymi, czasem zupełnie nieoczekiwanymi ścieżkami. Była jednak jedynym rozwiązaniem na przetrwanie w jednej pozycji całej doby. Jednorożec zamknął oczy i rozpoczął długie podchody do samego siebie...

Zimna kipiel w mig pochłonęła go całego. Był już tego świadomy gdy leciał w dół. Skostniałe, zesztywniałe dłonie odruchowo, lecz próżno próbowały łapać się jeszcze pala, który od wilgoci powietrza zrobił się nieprzyjemnie śliski. Gorzki posmak rozczarowania przebijał się przez morską sól, która wdarła się do jego ust. Miał już przecież zagadkę...
Heimini szybko i z wprawą go wyłowili. Jakże zaskoczoną był Jednorożec gdy jeden z nich przygotował się, by spisać zagadkę. Risu nadal ledwo żywy, czuł jak powoli wraca czucie do jego kończyn, a także twarzy, która smagana bryzą zdawała się zastygnąć w jednym wyrazie. Przymknął oczy przywołując w pamięci stan w jakim był przed upadkiem...
Mówił powoli:

Pięć martwych serc skrytych w pięciu urnach
Pierwsze z czarnego granitu, serce wojownika
Drugie obieżyświata, z szorstkiego piaskowca
W trzeciej urnie kwarc ostry jak umysł mędrca
Czwarte ze szmaragdu, gładkiego słowa artysty
Ostatnie zaś z diamentu, najpierwszego z pierwszych wodza
Wskaż to, w którym drzemie ziarno prawdziwej wielkości
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 30-08-2010 o 12:41. Powód: literówki i gramatykówki
Marrrt jest offline  
Stary 01-09-2010, 12:17   #17
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Większość zawodników w Wiśniowym Pawilonie spała snem sprawiedliwych i tak jak w większości innych budynków – budzili się przed wieczorem. Wymęczeni medytacją – odpoczywali a potem niemal rzucili się na podaną przez służącą kolację. Szczęściem – była obfita. To od niej dowiedzieli się, ile koku znajduje się teraz w ich pudełkach. Trochę zaskakiwał wynik Doji Mirko, ale przecież była shugenja. Ani medytacja ani zagadki nie powinny być dla niej obcą sprawą. Nikt nie przypuszczał, że będzie w tym aż tak doskonała. Służąca powiadomiła jeszcze mimochodem, że może w ciągu wieczora sprawdzić wyniki wybranych przez nich osób oraz że … kolejna konkurencja rozpoczyna się o zmroku na plaży. Należało jeść bardzo szybko.

* * *

Tuż po kolacji do pawilonu weszła, wyraźnie się spiesząc, Asako Hoshi. Zerknęła na Arashiego i opuściła głowę, by na twarzy nie widać było emocji. Potem podeszłą do drzwi pokoju Kayami i bez pukania odsunęła ściankę. Moment później obie rozmawiały już przyciszonymi głosami.

* * *

Zapadał zmrok, gdy pan Kakita ponownie pojawił się na plaży.
- Konkurencja druga, to Błogosławieństwo Pana Bayushi. Za moment wylosujecie kartoniki, na których będzie kolejność w której rozpoczynacie bieg. Biegniecie za światłami rozstawionymi przez nasze sługi. Jest siedem tras. Zwykłe przebiegnięcie każdej zajmuje dwie godziny. Zostało was dwieście dwadzieścia czworo, czyli pobiegniecie po trzydzieści dwie osoby każdą trasą w odstępach jednej klepsydry. Na każdej trasie czekają was próby, które należą do szkoły Skorpiona i sprawdzają cnoty przynależne temu klanowi. Liczy się wypełnienie tych prób, czas przebycia całej drogi oraz ... liczba przyniesionych świetlików. Wyglądają one tak, jak ta lampka. Będą się ledwie tliły, więc znalezienie nie będzie proste. Każdy z nich jest wart jedną klepsydrę czasu. Za jedną próbę otrzymujecie nawet do pięciu klepsydr czasu. Jak się domyślacie, los, czyli kolejność startu, ma ogromne znaczenie. Duchy lasu będą uważnie obserwowały was wszystkich. Jestem pewien, że nie muszę przypominać wam o honorze. Przed losowaniem możecie pomodlić się w kaplicy. Jestem pewien, że teraz wszystkie Fortuny uważnie was słuchają.- Pan Kakita, wraz z całym dworem, oddalili się.
Potem rozpoczęło się losowanie numerków i po kolei wszyscy ruszali na trasę.

* * *

Kiepska noc. Medytacja całą dobę a potem ... znowu zawalony dzień. Nienawidziła Go za przekazane jej zadanie i jednocześnie była z niego potwornie dumna. To była okazja do zyskania zarówno chwały jak i pozycji i przyszłej potęgi. Gdyby nie turniej, była by doskonale szczęśliwa. O sprawie domyślała się i wiedziała znacznie więcej niż chciałby On. Bycie dobrym łowcą nagród wymaga szerokiej sieci kontaktów i wymiany tylu przysług, że wielu Doji nie powstydziło by się jej osiągnięć. Główny problem nad którym rozmyślała przy kolacji było: „jak zidentyfikować ofiary”. Chyba potrzebny był shugenja, ale ... któremu mogła zaufać? Zamarła, gdy usłyszała szepczącą parę pod ścianą. Ktoś wiedział o ich zadaniu! Jak?! Skąd?! Kto zdradził?! Czy wiedzą o jej udziale, czy tylko o Nim? To wymagało natychmiastowego działania.

Dwóch bushi z klanu kraba nie stawiło się tak jak i jeden lew i jeden feniks. To oczywiście oprócz siedmiu odrzuconych w poprzedniej konkurencji. Organizatorzy byli zaniepokojeni. Podczas trwania konkurencji pan Kakita zarządził naradę.
 
Bothari jest offline  
Stary 08-09-2010, 23:11   #18
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Na tę rozmowę Kayami czekała odkąd przybyła na Półwysep Zmierzchu. Dwa długie dni i dwie długie noce. Czekała na nią tak bardzo, że wymyśliła sposób by rozmowa ta nie była niezbędna. Dzięki temu mogła przywitać młodą shugenja z klanu Feniksa zachowując pozory spokoju.

- Wybacz, że dopiero teraz przychodzę Koso-san. Poprzedniej nocy ... dużo się zmieniło. Ja ... czemu chcesz jego krzywdy Koso-san? - bez trudu można było odgadnąć, że dziewczyna jest mocno rozstrojona nerwowo i niewyspana, mimo czasu na sen tego dnia. Jakby obawiała się reakcji rozmówczyni, a może nawet jej samej. I na pewno bardzo, ale to bardzo dużo rzeczy dusiła w sobie ...
- Nie chcę być twoim przekleństwem Asako –san. – Kayami nie odpowiedziała na pytanie dziewczyny, niemniej wciąż zachowywała spokój. Nawet odczuwała z tego powodu coś w rodzaju dumy. - Zwalniam cię ze zobowiązań, które masz wobec mnie – ukłoniła się – Niech Fortuny ci sprzyjają.
- Oby mogły pobłogosławić i twemu szczęściu, i moim planom– dodała po chwili nieco ciszej.
- Nie tego oczekuję Koso-san. – odpowiedziała tamta, ze ściśniętym gardłem - Nadal mam dług wobec Ciebie. Chcę go spłacić.
- Nie pytam, czego oczekujesz, Asako –san! – odpowiedź Kayami była szybka i twarda - Tak jak nie pytam cię o twoje tajemnice.- dalej mówiła nieco spokojniej - Mimo, że ty znasz moje. A powiedzenie, że chcę jego krzywdy to o wiele za mało. I być może, jeśli staniesz mi na drodze, będziemy wrogami. To może się zdarzyć, ale to nie jest złe. Natomiast nie będę cię prosić byś postępowała wbrew swemu sercu czy zasadom. Bo to byłoby złe. - Była rozgniewana, więc na chwilę zamilkła. Zza ściany dochodziły do niej teraz jakieś głosy. Wydawało jej się, że rozpoznaje znajomego Jednorożca. Spróbowała na chwilę skupić się na tej rozmowie w korytarzu, nie udało się. I tak najwyraźniej słyszała bicie własnego serca. Czy siedząca przed nią smarkula kochała tego nikczemnika? To było … śmieszne… Patrzyła na dziecinną buzię niedawnej sojuszniczki. Może nie powinna się dziwić. Potrafił manipulować dziećmi. Musiała długo czekać aż jej oddech wyrówna a wzburzenie pozwoli mówić łagodnie.
- Pozwól mi zachować się szlachetnie, to też będzie formą spłaty długu. – powiedziała w końcu - Bardzo wysublimowaną ale… - przypomniał jej się niezasłużony komplement - … przecież niektóre z nas … my … jesteśmy delikatne, niczym kwiaty wiśni.

Asako Hoshi ukłoniła się ze spuszczoną głową tak, że jej czoło dotknęło maty. Potem powoli powstała i odeszła. Bez słowa czy gestu.

Dostojna cisza nie dała rady rozgościć się w pokoju. Gdy tylko zasunęły się drzwi, Kayami padła na tatami. Jej piersią wstrząsał cichy, histeryczny śmiech. Wydawało się, że zaraz wprawi papierowe ściany w rytmiczny rezonans. Kayami Koso, shugenja urodzona w pokojowym klanie Asahina, podopieczna honorowego klanu Kakita, żona bez męża, matka bez syna, musiała znaleźć sposób, żeby się uspokoić.


Być może dlatego aż trzy godziny tworzyła misterne kakemono, którym później ozdobiła alkowę w herbacianym pawilonie. Przedstawiało ukwieconą gałązkę wiśni, a jakżeby inaczej, wspomnień trudnej rozmowy nie dało się pogrzebać całkowicie.
Przed wieczorem sama odprawiła ceremonię parzenia herbaty. Wcześniej przygotowała podarunki dla jej uczestników, natchniona wydarzeniami z Zielonej Sali. Tworząc z cieniutkiego ryżowego papieru misterne składanki wreszcie się wyciszyła. Przedstawiały głównie kwiaty, z wciąż obecnym natrętnym motywem kwiatu wiśni, choć dla Kirigirisu złożyła jednorożca. Był jedyną osobą, którą zaprosiła osobiście, ale przez pawilon herbaciany przewijało się tylu zawodników, że po gongu, kilkoro, w sposób zupełnie naturalny dołączyło do ceremonii. Oczywiście pojawił się Tonbo –san – po znakomitym wyniku w pierwszej konkurencji rozpoznawany już chyba przez wszystkich. Towarzyszyła mu świta, jak Kayami natychmiast ze złośliwą ironią określiła młodą, mocno zbudowaną bushi z klanu Kraba, zastanawiała się czy tę samą, która podnosiła papierowego Lwa, niestety twarze Krabek - o podstępne żurawie poczucie wyższości - wszystkie wydawały się identyczne, i mężczyznę, którego kojarzyła już z imienia Seiichi Doidoji, mistrz laijutsu, 25-letni bushi z włosami przyprószonymi siwizną, co jedni składali na kark wymagającej służby cesarzowi, inni uważali za rodzinne przekleństwo. Choć to Kirigirisu był honorowym gościem, właśnie Ważka przeprowadzał wszystkich przez ceremonię, na równi z Kayami i miała wrażenie, że tylko ona zauważyła to jego nieoficjalne wsparcie. On też był odpowiedzialny za cud, to chaneyu, w drżącym od wiatru i turniejowych emocji pawilonie, należało do najperfekcyjniejszych w jej życiu.


Radosnego bushi zdziwił podarek, który mu wręczyła. Jego zdziwienie ją zawstydziło. Chciała jedynie okazać wdzięczność za pomoc na plaży.
- Wybacz Takatari –san – tłumaczyła się – To ceremonia przygotowana w pośpiechu. W miejscu, które jest mi obce, otoczonym ogrodem, którego nie znam, podaję herbatę w czarkach, które nie są moje. Chciałam uczynić ją bardziej osobistą. Wybacz, jeśli cię zmieszałam.

***

Jeszcze przed drugą konkurencją spędziła trochę czasu w Sali Zielonej. Chciała usłyszeć rozpuszczone przez siebie wieści, ale była przygotowana na oczekiwanie. Ich nieobecność w cichych rozmowach pawilonu na razie jej nie niepokoiła.

***

Stanęła do losowania od razu, nie skorzystała z ostatniej szansy by poprosić Fortuny o błogosławieństwo. Może to był błąd, bo na 32 kolejki jej przypadł numer 19. Niedługo przed nią zaczynał swój bieg młody Doji, układający piękne origami, zaś Takatari -san wylosował numer pierwszy. Jego niezmącona granicami etykiety radość, ekspresyjna i szczera jak u dziecka, wpłynęła na atmosferę losowania, na chwilę przytłumiwszy poddenerwowanie towarzyszące większości losujących. Kilka osób śmiało się w głos, kilka gratulowało Jednorożcowi, nieznajomy Lew z uśmiechem na ustach przepuścił Kayami w kolejce do koszyka z tekturkami. Było tak, jakby przez krótki moment większość z nich dostrzegła w turnieju zabawę. Kayami również podeszła do Kirigirisu z życzeniami dalszych względów Fortun i jak największej ilości takich honorowych osiągnięć. Tym razem jego zdziwienie ją rozbawiło.

Nigdzie nie dostrzegała Fujity. Ale wierzyła, że plotka gdzieś tam jest, zakorzeniona już głęboko, rosnąca z każdą minutą, groźna i niepowstrzymana niczym śmiertelna choroba. A wraz z tą cudowną plotką, najpiękniejszym na świecie oszczerstwem, w delikatnej Kayami narastała euforia.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 09-09-2010, 16:29   #19
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Podszedł w stronę niespecjalnie kryjącego się ze swoimi intencjami skorpiona, który odchylił się od tekturowej ścianki, dopiero gdy zdał sobie sprawę ze stojącego nieopodal jednorożca. Risu może i nie widział niczego złego w podsłuchiwaniu szczególnie gdy treść podsłuchiwanej rozmowy mogła być dla kogoś ważna, ale nie mógł się oprzeć by chociaż tak nie zrewanżować się skorpionowi za słabo przespaną noc. W pokoju obok rozbrzmiały pierwsze niewyraźne kobiece, by nie rzec dziewczęce, głosy.
- Shosuro-san! - powiedział zupełnie głośno i z nieukrywanym zadowoleniem. Głosy za ścianą umilkły – Okropnie rad jestem spotkać tu ciebie. Czy nie będziesz miał nic przeciwko rozmowie o czekającej nas konkurencji? Potwornie mnie te próby nurtują...
Zdziwiony skorpion odsunął się od niego o krok. Najpierw jeden, potem drugi.
Risu nie czekał dłużej na odpowiedź.
- Chodźmy więc gdzieś na powietrze, bo tu gorąco, ciasno i gdzie usiąść nie ma - rzekł objąwszy skorpiona ramieniem i pociągnąwszy go dość mocno za sobą w stronę wyjścia.
Shosuro zręcznie jednak wyśliznął się spod prawicy jednorożca i odsunąwszy się odrzekł tylko:
- Wybacz Takatari-san, ale wygląda na to, że mimo chęci wcale nie potrzebujesz wyjaśniania ci naszych cnót.
Dopiero wówczas grymas uprzejmego uśmiechu wykrzywił nieruchomą zwykle maskę mężczyzny. Shosuro lekko skinął głową i odszedł zostawiając jednorożca samego pod drzwiami do pokoju Kayami. Wewnątrz nadal było cicho i tylko Fortuny raczyły wiedzieć, czy kobiety spłoszyła ich rozmowa, czy też zwyczajnie o niczym nie mówiły. Risu nie miał dużego doświadczeń ze zwyczajami panującymi na dworach zachodniego Rokuganu, ale słyszał, że niejednokrotnie dalece odbiegają one od tych przyjętych w jego rodzinnym Tamimo. Odczekał aż bushi zniknie mu z widzenia i obrzuciwszy ciekawym wzrokiem drzwi do pokoju Kayami, zaśmiał się cicho nad całą tą sytuacją i również wyszedł.

***

- Widzisz już gamoniu, że wszystko w porządku?
To nie była kwestia zaufania, czy zrozumienia. Buruberu był po prostu uparty jak wół i za nic nie chciał dać się przekonać, że zamontowana przy żurawiu polewaczka do mycia koni jest całkowicie nieszkodliwa. Risu podejrzewał nawet, że bułany ogier doskonale już to zrozumiał po niemal półgodzinnych oględzinach, ale aby się nie ośmieszyć swoim brakiem obycia, szedł w zaparte. W końcu jeszcze chwilę temu przechodziła tędy kobyłka Otaku o burzącym krew w lędźwiach umięśnionym zadku więc najważniejsze było pozostać twardym i konsekwentnym.
Jednorożec odłożył bambusową rurkę i mruknął coś wpierw niezrozumiale pod nosem po czym dodał.
- Chcesz, czy nie, musimy jakoś wyglądać - stojące obok poidła wiadro zachlupotało groźnie gdy je podnosił. Buruberu zastrzygł uszami. Wyglądał tak nieokazale przy innych koniach, by nie rzec rumakach jak to tylko było możliwe. A najgorsze było to, że ciężko było coś na to poradzić. Ten koń po prostu nienawidził porządku i wszelkie wysiłki (rzadkie trzeba dodać) jednorożca, który po prawdzie podzielał zdanie wierzchowca, mające na celu doprowadzenie go do stanu pokazowego kończyły się tarzaniem w błocie i odchodach, a w najlepszym razie w kurzu i trawie - No dobra. Ostatnia szansa...
Buruberu na widok wiadra położył po sobie uszy i parsknął niespokojnie gdy jednorożec postąpił krok w jego kierunku. Risu najchętniej by tego nie robił, ale naprawdę wyglądali jak włóczędzy bez porządnego mycia. Powoli zanurzył szczotkę w wodzie tak by Buruberu mógł wszystko obserwować, po czym ociekającą od zimnej wody podniósł ją i pokazał koniowi.
- Zwykła szczotka. Pocierpisz chwilę i dam ci spokój, dobra?
Odstawił wiadro i w napięciu z mokrą szczotką w dłoni wykonał jeszcze jeden krok w stronę wierzchowca. Miał ochotę odetchnąć, bo koński kark i pysk były już na wyciągnięcie dłoni...
Przedwcześnie.
Buruberu machnął gwałtownie łbem uderzając Risu w klatkę piersiową. Ten zdążył tylko sapnąć tracąc dech w piersiach i wypuścić szczotkę, która lotem parabolicznym poszybowała na drugą stronę podwórza przed stajnią. Jednorożec zaś odepchnięty stanął niefortunnie krzywo i niezwykle boleśnie na prawej stopie i jęknąwszy zwalił się do stojącego za nim poidła. Nadwerężona konstrukcja zatrzeszczała nieprzyjemnie gdy pal, o który zahaczył przewracający się Risu, pękł uwalniając tym sposobem Buruberu. Koń przez chwilę nie ruszał się czekając na reakcję towarzysza, która na pewno będzie wściekła, pogalopował w stronę pastwisk, a gramolący się na nogi Risu chwilę później za nim. Kilkanaście par oczu niepewnie obserwowało jak przemoczony do suchej nitki bushi biegnąc nierówno krzyczał za uciekinierem
- A uciekaj ośli chwoście! Teraz tak się doigrałeś, że jak wrócimy do domu to cię chłopom do brony oddam! A jaja do tej roboty to sam ci utnę wałachu zawszony!!!

Pół godziny później obaj wrócili. Buruberu brudny i utytłany w ziemi i końskim łajnie, a Risu zły i przemoczony. Kolejne zaś pół godziny później bułany ogier stał spokojnie w swojej kwaterze na zbyt krótkim by mógł się położyć uwięzie. Stojący obok bushi, czyścił sumiennie kulbakę, której już dawno się to należało.
- Nie patrz tak na mnie. Uderzyłeś mnie, a noga nadal mnie boli. Spójrz - pokazał wymownie kostkę, która już tak naprawdę dawno przestała mu doskwierać - Poza tym czeka nas dziś trochę pracy i bez Ciebie sobie nie poradzę. Ale do tego musisz po prostu wyglądać.
Jednorożec niemal czuł na sobie pełne skruchy spojrzenie.
- No to nie o mnie przecież chodzi. Mi wszystko jedno. Ale nie mogą nas palcami wytykać... Jak nie rozumiesz, to mi chociaż zaufaj.
Odłożył wreszcie kulbakę i podszedł do konia głaszcząc go po karku.
- Przyjdę tu jeszcze później do ciebie - spojrzał niechętnie na krótki uwiąz, po czym westchnąwszy zdjął ogłowie ze łba wierzchowca. Odłożywszy je na bok spojrzał w te wielkie ciemne oczy i wskazawszy dwoma palcami swoje własne, zwrócił je na konia w geście, że go widzi. Koń machnął przekornie łbem, ale się nie odwrócił. Nawet podszedł. Jednorożec uśmiechnął się. Buruberu był mu niemal drugim bratem. Po prostu nie umiał się na niego złościć, a widok gburowatej, jego zdaniem, miny konia zawsze sprawiał, że jednorożcowi chciało się żyć.

Przygotowana przez Kayami ceremonia picia herbaty była świetnym pomysłem. Zapach parzonych liści rozniósł się po całej sali herbacianej nęcąc uczestników obietnicą rozluźnienia. Nie było więc niczego dziwnego, że nawet gdy już ceremonia się rozpoczęła, pojawiło się na niej zdecydowanie więcej osób, niż zostało zaproszonych. Dopiero jednak gdy żurawka wręczyła mu sporządzone przez siebie origami, zdziwił się jak ktoś kto nagle staje ponad nieświadomym tłumem. Nie miała dziś w spojrzeniu smutku jak pierwszego dnia, ani iskry pasji jak wczoraj. Wydała mu się dziś po prostu pogodna. I może właśnie ten fakt go najbardziej zaskoczył. Niepewnie przyjął podarek niespecjalnie wiedząc jak go wziąć w dłonie w taki sposób, by go nie uszkodzić i już teraz zastanawiając się co zrobić by w jukach się pogniótł. Osobliwy gest niezobowiązującej sympatii choć nawet na taką nie zasłużył. Bo z pewnością nie mogło chodzić jej o podziękowanie za wskazanie lepszego pala.
- To jest bardzo ładne origami Koso-san. Znaczy... dziękuję. A ceremonia... No jeśli tak parzysz herbatę nieprzygotowana to strasznie bym chciał zobaczyć jak wygląda ceremonia w pełni przez ciebie ukształtowana - odparł, po czym dodał ze śmiechem - Ale mów mi Risu. Krócej, szybciej, a i ja od razu wówczas wiem, że o mnie chodzi.
Chciał coś jeszcze dodać, ale gwar zrobił się już odrobinę za duży. Wszyscy rozprawiali o zawieszonym tuż obok kakemono, które zdecydowanie stanowiło nowość w herbacianej sali.
- Wiśnia - pokiwał głową zwróciwszy się znów do Kayami - Zawsze mnie dziwi, że u was na wschodzie uważa się, ją za ulotne piękno. Jak może być ulotne coś co rokrocznie od zawsze jest równie zmienne co wcześniej? Czasem wieje silniejszy wiatr. Czasem mróz boleśniej zetnie ogród. Ale to przecież zawsze jest wiśnia, która zawsze będzie zakwitać... prawda?
Nie zdążyła odpowiedzieć. Tonbo-san podszedł do nich i wręczył Kayami cha-gamę, z której unosił się lekki niezwykle aromatyczny obłoczek.
- Oczywiście, że nie "będzie zakwitać" - odparł - Tylko głupiec nie widzi, że ta wiśnia nie zakwita, a wiecznie kwitnie.
Risu spojrzał krzywo na Ważkę, a na wysokości kości policzkowej zadrgał mu mięsień. Przez chwilę tylko instynktownie czuł drwinę nie mogąc jeszcze jej w słowach mężczyzny wychwycić. Nigdy nie był dobry w polemikach, ale szczęśliwie miał chwilę, by wyczuć afront. Ważka tymczasem uśmiechając się to do nich, to do swojej świty, sam, jakby był gospodarzem, skosztował swojego naparu.
- Rzeczywiście Tonbo-san - rzekł po chwili - I tym większy podziw dla wiśni, że wiecznie kwitnie gdy wokół tyle chwastów zabiera słońce.
Szczęśliwie dla obu, ceremonia miała się ku końcowi.

***

- Ha! Pierwszy! A niech mnie! - Jednorożec, który właśnie wyjął kartonik z woreczka zdecydowanie wyróżniał się na tle stonowanych feniksów i żurawi, oraz lwów i krabów o kamiennych twarzach. Odbiegł od sędziów którzy rozdysponowywali kartoniki i dał upust emocjom wykonując nierówne acz całkiem stabilne salto w powietrzu. Dopiero gdy ktoś zaproponował żartem by od razu przyznać Risu komplet punktów za świetliki skoro jeszcze Fortuny sprzyjają dodatkowo jednorożcom, a wśród paru gratulujących znalazł się skorpion proponujący uczciwą wymianę kartoników, nastrój wśród wszystkich polepszył się. O dziwo najmocniej zaskoczyła go Kayami gratulacjami honorowego zwycięstwa. Przez chwilę nie wiedział, co dziewczyna ma na myśli, ale potem dodał z uśmiechem, że omal nie uwierzył, że jej słowa to wyzwanie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 09-09-2010 o 17:00.
Marrrt jest offline  
Stary 23-09-2010, 15:38   #20
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Leciała ponad krzewami w głębi lasu, gdy w pewnym momencie usłyszała szczęk mieczy. I nie był to jeden walczący, a wielu! Zaciekawiona podleciała na bezpieczną odległość by przyjrzeć się sytuacji. Czuła narastającą obecność kami żywiołów, ale nie widziała ich. Dostrzegła za to walczących. Liczna grupa wojowników nacierała na dwóch broniących się samurajów. Był to Fujita i jakiś inny, młody lew. Bronili się dzielnie, ale przy pięciokrotnej przewadze wroga, niewiele można było zdziałać.

Do tego czasu, trzeba przyznać, szło jej naprawdę nieźle. Co prawda wylosowała kiepski numer, ale przeszukiwanie lasu na wysokości koron drzew było dobrym pomysłem, poruszała się szybko, i znajdowała świetliki, być może nawet, nikt przed nią, nie pokonywał trasy w ten sposób. Ale gdy zobaczyła Lwa wszystko się zmieniło. Cała beztroska ostatnich godzin była przecież jednym wielkim oszustwem.
Oczywiście w tej chwili zapomniała, że jest jakaś konkurencja pana Bayushi, zapomniała, że przemierza szlak, na którym czekają na nią próby, widziała tylko swego wroga spychanego przez napastników do defensywy, walczącego o życie, bez szans na wygranie tej walki. I czuła radość, a nawet wdzięczność wobec Fortun, że tu jest, że będzie mogła patrzeć jak umiera. To by była chwila prawdziwa, intensywna, cudowna. To by było szczęście. Nie mogła oddychać, serce dudniło jej w piersi, przestała słyszeć, jakby dostała czymś mocno w głowę i tylko wzrok sprawował się wyśmienicie, nawet nie mrugała, żeby tylko nie przegapić tego ciosu.

Widziała też, choć bardzo próbowała nie widzieć, młodzieńca, który mógł zginąć razem z Fujitą. Czy była tak bezduszna, żeby pozwolić na jego śmierć? Tak – myślała – tak, taka jestem. I chciała to wykrzyczeć, w przyznaniu znajdując namiastkę usprawiedliwienia. Nie ma we mnie ani odrobiny szlachetności, jest sama pustka, nic nie przetrwa obok takiej nienawiści.

I wtedy nagle dotarło do niej, że nie może pozwolić, żeby Fujita umarł jak człowiek honoru.

Chyba, że to jakiś strzępek wygnanej duszy próbował ją jeszcze ocalić.

Ruszyła się.
- Napaść! –krzyknęła w las, donośnie, mając nadzieję sprowadzić pomoc.
Potem najszybciej jak mogła, stanęła na ziemi i przywołała pomoc jej kami. Działanie spowodowało, że przypomniała sobie. Konkurencja. Próby. Pomyślała, że wszystko, co widzi jest zapewne iluzją. Duchy ziemi gromadziły się wokół shugenja, niewypowiedziana modlitwa jeszcze drżała na jej wargach, ale ona znowu znalazła się na rozdrożu między spowodowaną gniewem za tę okrutną próbę, chęcią obrócenia się na pięcie, odejścia, oddania świetlików i nieprzyznania, że cokolwiek się wydarzało, a pragnieniem, żeby obrócić to miejsce w ruinę, wstrząsnąć ziemią tak, by wypluła z siebie drzewa wraz z korzeniami.
Jej krzyk najwyraźniej zwrócił czyjąś uwagę w głębi lasu. Ktoś odkrzyknął i ją przedzierać się przez las. Dosłyszeli go i napastnicy, których dwóch natychmiast ruszyło w stronę czarodziejki. Nie dobiegli daleko - ziemia zadrżała tak, że wszyscy - łącznie z Fujitą i jego podopiecznym - runęli na ziemię. To jednak powstrzymało walkę na jakiś czas. Pierwszy podniósł się właśnie jej nemezis i bez namysłu rozpłatał jednego z gramolących się przeciwników. Szybko też stanął na nogach ten, który biegł ku shugenja. Drugi - pewnie sprytniejszy - złapał się drzewa i tak wstał, drugą ręką łapiąc łuk.

Dla Kayami nic już nie było oczywiste. Czuła, choć nie było to możliwe, jak krew przelana przez Fujitę plami jej kimono. Ciemna krew Okady, którą zabroniła spierać z błękitnego iromuji.
Czy właśnie próbowała ratować życie mordercy swego dziecka? Czy to mógł być słuszny uczynek? Czy jest pewna, że okazja do zemsty jeszcze się nadarzy? A jeśli zaprzepaszcza jedyną szansę? W jej kierunku biegł napastnik, Kayami nadal stała nieruchomo, myśląc, że może to jest właściwy moment, bo przecież jest zbyt słaba i zbyt głupia, żeby dokonać zemsty i zmarnowała te dwa lata, niepotrzebnie, nieodważnie i niesłusznie odkładając moment własnej śmierci.

Była tchórzem. Przywołała kami powietrza i uniosła się w górę. Nie zauważała gdy gałęzie strzelistej jodły chłostały ją po twarzy. Drugi napastnik napinał łuk. Podobnie jak on, tylko 5 metrów wyżej Kayami przytrzymywała się pnia drzewa. Posłużyła się prostym zaklęciem, w niestandardowy sposób. Chciała przywołać esencję ognia, tylko, że nie w swojej dłoni. Ta część planu się powiodła. Drobny płomyk oparzył prawą dłoń łucznika, słyszała jak pęka naruszona ogniem cięciwa. Ale drugi niechciany płomień, w jej własnej dłoni oparzył ją boleśnie. Tego bólu nie czuła, jeszcze, puściła jednak pień drzewa, straciła równowagę, opadła na gałąź poniżej z siłą, która odebrała jej oddech.

Teraz został już tylko wstyd, że jednak walczy o życie.

Miecz Fujity rozwiązywał tylko jego problemy. Jego i samuraja, który właśnie podnosił się na nogi. Jakim cudem lew podpierając się dłonią drzewa, stał i walczył - pozostawało tajemnicą. Skrócił żywoty jeszcze dwóch napastników, gdy kami ziemi zakończyły wyrażanie swojego gniewu. Wszak shugenja dawno przestała je kontrolować: inkantacje, ból, strach, wstyd - doprowadziły do zerwania wątłej nici porozumienia, która wstrząsała gruntem.

Wrogowie nie czekali na powrót niszczycielskiej siły i rzucili się do ucieczki. Jeszcze tylko jednego zdołał ściąć miecz Fujity. Zostali na polanie we troje. Gdzieś w oddali osoba, która odpowiedziała na okrzyk, nadal przedzierała się przez zarośla.

- Dziękuję Ci Koso - sama. Uratowałaś więcej niż myślisz. Choć nie wiem czemu. - powiedział, gdy tylko zorientował się, komu zawdzięcza życie.
- A ja wiem - powiedział młodszy Lew - bo pozostała lojalna wobec cesarza. Prawda samuraj-ko?
Kayami nie patrzyła na Fujitę.
- Tak – odpowiedziała młodszemu bushi. Nie kłamała. Skoro w niej nie było żadnej prawdy, mogła przyjąć tę jego.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 24-09-2010 o 15:28. Powód: literówki
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172