Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-12-2010, 17:34   #101
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Plan Szajela zadziałał, wszyscy przeciwnicy zostali oślepieni. Ao i Yue też ale tancerz nie przejmował się teraz takimi szczegółami. Przystanął na chwilę opuszczając ostrza i ułożył w głowie wygląd swego najbliższego popisu sztuk tanecznych. Miał na twarzy maskę nasyconą powietrzną magią, a jego przeciwnicy byli oślepieni tak więc prawdopodobnie nic nie mogło stanąć na jego drodze w wyprowadzeniu najbliższego śmiercionośnego układu tanecznego. Plan Szajela nie należał do najprostszych ale miał szansę się udać. Tancerz otóż miał zamiar ruszyć w stronę najbliższego oślepionego wężoczłeka. W czasie biegu otoczy swoją duchową broń wichrem Guriona by zwiększyć jej możliwości penetracyjne. Celem jego ataku była szyja przeciwnika, miał zamiar przebić ją od lewa i prawa przy użyciu wzmocnionych wietrzną mocą sztyletów. Dalsza część planu nie była jednak już taka prosta. Wyrywając broń z ręki wężoczłeka który winien zginąć od ciosów w szyję miał zamiar cisnąć nią ( o ile jej kształt to umożliwiał) w stroną najbardziej oddalonego oponenta. Rzucona broń miała zostać przyspieszona przez dłoń zefiru, która wytwarzając podmuch silnego wiatru na celu miała nie tylko przyspieszyć lot broni ale zwiększyć jej rotację, a tym samym sprawić by głęboko wbiła się w swój cel. Po ciśnięciu orężem powinna zostać mu jeszcze chwila nim przeciwnicy odzyskają wzrok. W swym planie miał zamiar oprzeć się nogami o ciało wężoluda z przebitą szyją, i wyrywając z niego swa duchową broń, posłużyć się jego ciałem niczym odskocznią. Dzięki nałożonej na Szajela pieczęci wyzwalającej siłę skok ten powinien być na tyle silny by w powietrzu mieć czas na wykonanie pół-salta tak by ręce i głowa tancerza skierowane były w dół. W tej pozycji miał nastąpić ostatni atak w tym układzie. A mianowicie wyrzut jednego ze sztyletów połączonych łańcuchem w stronę głowy ostatniego z węży. Broń wciąż wzmocniona potężnym wichrem Guriona winna bez problemu spenetrować czaszkę przeciwnika. Jeżeli ten plan doszedłby do skutku to Szajel pozbyłby się wszystkich przeciwników po tej stronie rzeki.

Gdy w myślach już widział siebie wykonującego poszczególne sekwencje tej kombinacji puścił się w biegiem w stronę najbliższego mu oponenta, obdarzając w tym samym czasie swoją broń niszczycielską mocą wichru.
 
Ajas jest offline  
Stary 10-12-2010, 18:05   #102
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Urizjel nie był przyzwyczajony do stosowania magii. Potrzebował chwili by odsapnąć. Tylko sekundę. Kamienne kolce rozsypały się w piach i błoto którymi były przed chwilą, jednak dziura którą zrobiły w piersi wężoludzia pozostała. Drugi już walczył z generałem. Półupadły wbił katanę w ziemię i zacisnął pięści najmocniej jak potrafił, po czym nagle otworzył dłonie. Zdematerializował tym pół metra grunty pod ogoniastym. Po sekundzie znów je zacisnął przerywając zaklęcie. Zwykła dematerializacja, i następna materializacja byłaby bardzo ciężkim zaklęciem, a nawet dwoma. Urizjel po prostu zaklęciem ugniótł ziemię, błoto i skałę tak bardzo, stworzył szczelinę w ziemi głęboką na pół metra, a następnie zwolnił zaklęcie pozwalając jej wrócić do starej formy. Wiedza wiedzą, ale nie wiedział jak zadziała praktycznie. Wydawało mu się, że zasklepiająca się szczelina powinna mieć wystarczającą moc by zmiażdżyć ogon


* * *
Urizjel siedział w głównej hali, razem z innymi przyszłymi szarymi strażnikami. Był jeszcze młody. Wciąż był chłopcem. Wciąż był czysty... głupi, jak to nieskończni w jego wieku, ale czysty. Wtedy jeszcze nie potrafił tego docenić.
-Do Minas'Drill wdarli się upadli.- jak zwykle, krótko. Taki był Azer Ragni. Wielki nieskończony. Dosłownie. Urizjel nie był kurduplem, był najwyższy w klasie, prawie najwyższy spośród wszystkich których znał. Prawie, bo znał Azera. On miał prawie 3 metry.Olbrzym, dwa razy szerszy niż jego uczniowie. Eliksiry szarych strażników były czymś czego Urizjel nie rozumiał, nie wiedział jak działają, czemu pozbawiają skrzydła nieskończonych kolorów, ale wiedział jedno... będzie jednym z nich. Chciał należeć do elity. Wypić te cholerne eliksiry i stać się członkiem grupy której nawet nie rozumiał. A potem służyć najlepiej jak potrafi. Chwila? Upadli?! Jacy upadli byliby na tyle bezczelni by wkradać się do Miasta Bram?! Ten młody nieskończony nie znał upadłych. Nie słuchał co dalej mówił Ragni. Niebezpieczeństwo, zakaz, upadli, grupy. Docierały do niego pojedyncze słowa, a plan już się układał.

-Davel! Przestań jęczeć i choć ze mną- warknął po swojemu Urizjel sprawdzając ostrość katany. Pancerz już miał na sobie. Dębowe płyty ociągnięte skórą podziemnego lwa. Potwornie twardą. Zbroja mogła się złamać, ale by ją przeciąć trzeba było dużo. Blackhearth przez rok spłacał Meferiusa od którego wziął pożyczkę by kupić sobie to cudo. Ale warto było.
-Azer wyraźnie nam zabronił- wymamrotał najlepszy przyjaciel Urizjela
-Mówiłem już byś nie jęczał- odpowiedział rzucając mu jego szablę i zaraz potem pancerz- Ubieraj się. Jesteśmy najlepszymi szermierzami, weźmiemy jeszcze Lisę, ona jest najlepszą elementalistką. Kaguriel mentatą. Przy odrobinie szczęścia pójdzie z nami Lenerus. Z jego łukiem możemy ich zdjąć nim zrozumieją, że są atakowani. Jesteśmy silni, zdrowi, a w jakim stanie są upadli? Najpewniej są to wygłodzeni wygnańcy. Ponadto możemy wziąć kilku młodych i...
-Nie! Żadnych młodych. Dobra przekonałeś mnie, ale na Marsa! Żadnych młodych! My jesteśmy już wojownikami, oni uczniami. Mogli by być jedynie mięsem armatnim, a nie chcę mieć ich na sumieniu. Z resztą, wiesz w ogóle gdzie szukać tych upadłych? Całe Minas'Drill ich poszukuje? Z jakiej racji to my mamy ich znaleźć pierwsi?
-Bastion- odpowiedział Urizjel uśmiechając się zabójczo

* * *

-Ktoś tu był- Nevei'rii o czarnych skrzydłach odwróciła się do reszty pokazując pozostawione butelki po winie. Czerwonoskrzydły Samael podszedł, podniósł jedną z nich i powąchał gwint
-Stare. Zapach już wywietrzał. Pewnie jacyś pijaczkowie tu przyleźli. W końcu nie mieliśmy prawie żadnych zabezpieczeń poza ukryciem.
-Co nie zmienia faktu, że ktoś tu był. To miejsce już nie jest bezpieczne. Wynośmy się stąd
-I gdzie mamy pójść?- zapytał czarnoskrzydłą Leberris, upadły nieskończony o włosach, skrzydłach i skórze w kolorze zamarzniętej rzeki...
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 10-12-2010 o 23:08.
Arvelus jest offline  
Stary 10-12-2010, 19:38   #103
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
- Pii! - pisk rozległ się po pokoju. Był to pokój Yuego.
- Jeszcze chwilę... - wymruczał głośno nakrywając kołdrę na twarz.
- PII! - ponowny pisk. Była to papugo-podobna ptaszyna. Miała duży dziób i była kolorowa. Zielono - niebieska. Siedziała i piszczała sobie co chwilę. Chłopak podniósł się wreszcie z łóżka i założył skarpetki. Papuga co chwile piszczała. Yue wiedział - czas się rozgrzewać.
Był poniedziałek. Nienawidził tego dnia. Znowu do szkoły.
Podniósł się i przeciągnął. Nie ma na co czekać.
-I tak do usranej śmierci. - stwierdził. Powiedział to raczej do papugi niż do siebie. Był w samych slipach. Nie lubił spać w piżamach i innych zbędnych bluzkach gdyż krępowało mu to ruchy podczas przekręcania się. Mimo tego, że był magiem był dobrze zbudowany. Nie zaniedbywał się kondycyjnie. Wiedział, że magia nigdy nie wygra sama. Walka fizyczna też go nie ominie - dlatego ćwiczył kiedy mógł.
Podszedł do klatki papuga i zabrał mu jego pojemniczek od wody. Otworzył drzwi i ruszył po korytarzu. Drugie drzwi na lewo. Łazienka. Wszystko było w nieskazitelnym porządku. Lily była w domu od 3 dni i zdążyła już wszystko ogarnąć. Był pod niemałym wrażeniem. Podszedł do umywalki i odkręcił wodę. Nalał do pojemnika wody i zakręcił kran. Spojrzał przez okno. Juz 6:30, a jeszcze ciemno. Pokręcił głową.
- I tak do usranej śmierci. - mruknął ponownie. Było to jego ostatnim mottem, które wymyślił przed pięcioma minutami. Zawinął z powrotem do pokoju by przyczepić papudze wodę. Wtedy dopiero przestała piszczeć. Rozejrzał się. Ogólnie panował nieporządek, w potocznej mowie - burdel. Lily nie zdążyła jeszcze tu zagościć. Podszedł do szafy i spojrzał za siebie. Nie było nikogo. Otworzył szafę i podniósł klapkę z dołu. Była tam skrzynka. Podniósł ją i otworzył. Były tam jego luźne spodnie od szaty i bluza. Jednak dla niego miały wielką wartość. Były jedynym ubraniem bez znaku Springwaterów. W nim czuł się jak normalny obywatel. Bez większej zwłoki przebrał się w nie i wyszedł z pokoju. Zamknął drzwi. Była cisza. Wszyscy spali. Na przeciwko jego pokoju był pokój Mizuriego, którego nie było już długi czas. Doszedł do końca korytarza i szedł po schodach. Po cichu otworzył kluczami drzwi i wyszedł. Na dworze nie było zimno, ale panował jako taki chłód. Nie czekając dłużej ruszył biegiem przed siebie.

Biegł po kolei po ulicach Neverendaaru. Zaczął od Kasty Wody. Pierwsze domy były niezwykle piękne. Niedaleko jego mieszkała Chi oraz Agnes. Do Tatilena miał kawałek. Po drodze zaczął tworzyć kulę z lodu. Nie był to jednak normalny lód. Ten był miękki. Gdy przebiegał obok domu Agnes, zamachnął się i rzucił w jej okno. Kula rozbiła się na szybie, tworząc napis : POBUDKA. Nie czekając dalej, zmierzał ku kolejnym celom. Gdy dobiegł do domu Chi, rzucił tak samo w jej okno kulę, jednak tym razem pojawił się napis : WSTAWAJ BO PRZEŚPISZ CAŁE ŻYCIE. Jego przyjaciele wiedzieli, że Yue ćwiczy. Budził ich tak dosyć często. Rzadko kiedy był w złym nastroju, wtedy zaprzestawał takich rzeczy. Biegnąc po drodze często przypominał sobie wcześniejsze lekcje, gdyż często był pytany. Wolał być jako tako zabezpieczony przed taką ewentualnością. Gdy przypomniał sobie cały wczorajszy tydzień, wbiegł w Kastę Ognia. Tatilen mieszkał w samym środku. Dobiegł do jego domu i zrobił kulę. Rzucił w okno. Nagle okno otworzyło się. Stanął w nim Tatilen, który zrobił to by przewietrzyć pokój. Jedyne co ujrzał to zbliżającą się kulę.
Trzask. Tatilen wpadł do pokoju. Słychać było gruchnięcie.
- O cholera. - powiedział Yue stając w miejscu.


***

Został oślepiony. Pierwsze co poczuł - uderzenie paniki. Jednak, krótkotrwałej. Został nauczony jak postępować w takich sytuacjach - koncentracja. W ciemnościach pojawiły się kropki. Każda z nich miała inną aurę. Większość z nich już znał. Jednak były kropki, które były nowe. Wiedział, co z nimi musi zrobić. Sięgnął po kij na plecach. Zaczął machać nim, rysując różne kręgi w powietrzu. Na końcu uderzył kijem w podłogę. W okół niego pojawiła się pajęczyna runiczna. Gdy widział to ktoś pierwszy raz, mógł zaniemówić. Można by stwierdzić, że otacza go niewidzialna kapsuła, z wyrytymi runicznymi słowami.
- Caterva Saphirae. - powiedział głośno.
Był to III krąg zaklęcia. Nie umiał go jeszcze w pełni kontrolować, ale nie chciał tym samym większej ilości rannych. Uniósł ręce do góry. Nagle zaczęły tworzyć się ptaki z lodu, które wyglądały jak prawdziwe. Gdy zrobił kilka takich, te ruszyły w stronę jego przeciwników.
 

Ostatnio edytowane przez BoYos : 11-12-2010 o 13:17.
BoYos jest offline  
Stary 11-12-2010, 10:06   #104
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Tura V:


~Prawy brzeg~


Szajel Gentz:

Wyzwolenie siły - strażnik pieczęci wyzwala w sojuszniku jego ukryte pokłady siły fizycznej. Czas działania - 3 tury.

Rozpoczęły się mordercze manewry. Podbiegłeś tanecznym krokiem do wściekle miotającego się gada i przywoławszy wcześniej moc Pierwszego Wichru, wbiłeś oba swoje ostrza w jego krtań. Otoczone jasną, bladoniebieską poświatą sztylety, z łatwością przebiły się przez twarde łuski na jego szyi. Wężoczłek zacharczał, uniósł łapy aby strącić cię, lecz ty szybkim ruchem skoczyłeś i oplotłeś nogami jego tors. Broń umierającego napastnika leżała zanurzona w brunatnej wodzie. Zgiąłeś się po nią i wykonałeś kolejny atak. Cisnąłeś nią w stwora, którego wcześniej raniłeś atakiem z dystansu. Wściekły gad ciskał przekleństwami w swoim sykliwym języku i dłońmi zakrywał niewidzące oczy. Dłoń Zefira zwiększyła prędkość i siłę lecącej włóczni, ale wpłynęła także na trajektorię jej lotu. Włócznia wbiła się z głośnym trzaskiem w ramię gada, który odzyskawszy wzrok wyszarpnął ją i cisnął w bagno. Przeciwnicy powoli odzyskiwali wizję. Musiałeś się spieszyć. Ranny wąż nie stanowił już dużego zagrożenia, ale jego trzeci towarzysz był jak najbardziej niebezpieczny. Wyszarpnąłeś swoją broń z szyi węża, po czym odbiłeś się od jego ciała w kierunku trzeciego przeciwnika. Wtedy zauważyłeś lecące w jego kierunku lodowe ptaki, wyczarowane i ożywione przez Yue'go, który stał nieopodal z zamkniętymi oczyma. Aby uniknąć kolizji, musiałeś użyć skrzydeł i wzbić się w powietrze. Chwilę po tym manewrze, ptaki dopadły węża, wbijając się w jego ciało i pękając przy tym - zasypując okolicę ostrymi kawałkami lodu.

Yue Springwater:

Zaklęcie Szafirowej Szarży było skomplikowane i ciężkie do kontrolowania. Zmieniając etap pozyskiwania wody z powietrza, użyłeś do tego wody zalewającej grunt. Wyobrażeniem utkałeś kształt zaklęcia i nadałeś lodu formę ptaków. Następnie przelałeś w nie ożywiającą magię i pokazałeś cele. Osiem małych ptaków poleciało do przodu, rozbijając się na trzy części. Pierwsza z nich natarła na węża, którego chciał zaatakować Szajel. Szarża ptaków dosięgła celu i wbijając się w jego ciało, pękła rozdrabniając się na dziesiątki ostrych jak brzytwy odłamków. Wąż był w poważnym stanie, ale przeżył. Kolejna trójka lodowych tworów trafiła w martwego już wężoczłeka, a ostatnia trójka obrała za cel tego, który był zaatakowany przez Szajela. Wąż w przypływie adrenaliny sięgnął po swój mały topór i silnymi, celnymi ciosami rozbił ptaki nim do niego doleciały. Obsypały go odłamki, lecz nie uczyniły krzywdy jego łuskowatemu ciału. Stwór wydobył ze skórzanej torby przywiązanej do swego pasa jakieś lśniące zioło, które wsadził do ust i przeżuł i przełknął. Jego rany zaczęły się goić na oczach. Stwór ruszył w stronę Ao, który wciąż borykał się z oślepieniem.

~Lewy brzeg~

Urizjel Blackhearth:

Dzięki twojej pomocy wężoczłek w przypływie bólu opuścił na krótką chwilę gardę. To wystarczyło, aby generał zadał decydujące uderzenie. Wykorzystując ofiarowaną przez ciebie szansę, Thornhead wykonał z obrotu cięcie, którym otworzył na szyi gada głębokie rozcięcie. Trysnęła krew, a wąż upadł, wijąc się w brudnej wodzie w potwornych konwulsjach. Generał Zheng strzepnął posokę ze swego miecza i schował go do pochwy.
- Dobra robota! - krzyknął do ciebie, zginając się w lekkim ukłonie poszanowania.
Jego zaniepokojone spojrzenie padło na drugi brzeg, ale widząc tam przewagę liczebną swoich podkomendnych, odetchnął z ulgą. Wtedy nastąpiła kolejna eksplozja mocy. Thornhead znieruchomiał. Po chwili dobył miecz i błyskawicznie poleciał w stronę pulsującej energii.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 12-12-2010, 22:30   #105
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Brzdęk tłuczonego szkła rozszedł się po starej kryjówce upadłych. Wszyscy w środku zwrócili swoje spojrzenia na dwójkę ubranych w łachmany, brudnych nieskończonych. Po raz drugi zbiła się butelka wina. Tym razem wypadła z dłoni drugiego pijaka.
-U-upadli- wybełkotał jeden i rzucił się do ucieczki ciągnąc za sobą kolegę
-Łapać ich!- wrzasnął sinoskóry materializując skrzydła

-Brać ich- wrzasnął Urizjel skacząc w bok tuż po wyjściu z groty. Davel odbiegł w drugą stronę. Bastion był staryą samotnią jakiegoś maga jeszcze sprzed czasu dzisiejszego Minas'Drill, przed tym jak Miasto Bram się wzbogaciło i rozwinęło. Znajdowały się w pobliskim lesie, na dnie wąwozu, zakryte grubym bluszczem. Niewielu o nim wiedziało. Kaguriel znalazł go całkowicie przez przypadek.

W wybiegających upadłych poleciał rój strzałek. Każda bardzo niewielka, ale bardzo zabójcza dzięki truciźnie bagiennej harpii. Cała piątka zrzuciła się na kilka porcji, bo była bardzo droga ale przy polowaniu na upadłych nie można oszczędzać. Blisko tuzin z nich naszpikował tors, szyje i twarz czarnoskrzydłej upadłej ubranej w podłużną karmazynową szatę o wielkim dekolcie, zaraz potem oszołomioną upadłą porwała rozpędzona marionetka przebijając na wylot jej lewą pierś i prawy bark długimi ostrzami które miała zamiast rąk. Chwilę potem bezwładnie padła na ziemię. Upadła spróbowała wstać starając się powstrzymać kaszel, ale w tym momencie marionteka została brutalnie wyszarpnięta z ciała Nevei'rii pozwalając krwotokowi zalać płuca

-To puła...- warknął Samael widząc naszpikowaną igłami przyjaciółkę, ale przerwał gdy dostrzegł szarżującą kukłę o wielkich tasakach zamiast dłoni. Błyskawicznie wyciągnął zza pasa topór i z okrzykiem wzniósł go do uderzenia mającego roztrzaskać w drzazgi marionetkę, jednak przerwała mu ziemia. Nagle niestabilny grunt wzniósł go o 10 cali w górę, ledwo udało mu się nie przewrócić. Zaklął siarczyście odprowadzając wzrokiem porwaną wiedźmę. Głucho stęknął czując ostrze wbite pod żebra wychodzące pod pachą z drugiej strony...


* * *

-Musisz być cierpliwy Urizjelu. Nie możesz dać się ponosić Gniewowi- Pridon Flamehowk stał nad "prawie-upadłym" siedzącym w kącie sali. Blackhearth otoczył się swymi skrzepłokrwawymi skrzydłami dysząc ciężko. Właśnie pod wpływem chwilowych emocji poważnie obraził ducha który chciał mu pomóc... bo się nad nim ulitował.
"Potrzebujesz pomocy"
Co w tym takiego strasznego? Jakim prawem Urizjel uznał to za oznakę pogardy i obelgę?! A kolejny atak szału w którym rozwalił tamten posąg? Skąd się wziął?! Czemu teraz czuł gniew do Flamehowka? Przecież wcale się nie wywyższa ponad niego! To, że nie kleknął przy nim by Urizjel nie musiał patrzeć w górę wcale nie oznacza, że wywyższa się. Z resztą nawet jeśli by to robił przecież ma prawo. Blackhearth jest prawie upadłym. Nie jest pełnoprawnym nieskończonym. Gdyby nie to "prawie" Pridon miałby obowiązek go zabić. Jak może oczekiwać traktowania jak równy z równym? Zaciskał palce i paznokcie na twarzy starając się uspokoić. Logicznie wyjaśnić, że nie powodu do wściekłości. Nagle usłyszał w myślach drwiący śmiech
-ODEJDŹ!- wrzasnął miotając się jakby chciał odskoczyć w tył zapominając, że za plecami ma ścianę -MILCZ MÓWIĘ! JESTEŚ TYLKO MIECZEM! TYLKO ORĘŻEM, MILCZ KURWA, MILCZ!!!
-Urizjelu, jesteś w świątyni!- zganił go Pridon podnosząc głos
Półupadły spuścił wzrok gdy zdał sobie sprawę z tego co zrobił. Zacisnął pięści i uderzył się po głowie połykając łzy. Nie wytrzymywał. To było za dużo. Gniew wykańczał go psychicznie nieprzerwanie od kilku tygodni
-Wracaj przed ołtarz i błagaj ducha o przebaczenie. Może cię jeszcze nie skreślił.

Urizjel siedział krzyżując nogi. Przed nim, w podwójnym pentagramie leżał jego miecz. Czuł... spokój. Nie rozumiał czemu nie mógłby tak zostawić Gniewu i nie wracać do niego. Zapomnieć, nauczyć się walczyć bez uwolnienia. Flamehowk twierdził, że nie pozwoli mu uciekać przed problemem, że Urizjel musi nauczyć się panować nad Gniewem, bo żadne znaki ochronne nie są wieczne. On po prostu nie wiedział jak to jest, ale półupadły nie miał zamiaru zrażać do siebie ostatniej osoby która pokładała w nim nadzieję.

Otworzył umysł. Skupił się na uczuciach. Tak jak opowiadał Pridon. Tak jak wtedy czuł w bibliotece. Dobre duchy chcą pomagać żywym. Nie wiadomo czemu ale najczęściej wybierają tych którzy otarli się o upadek, ale jednak nie upadli. Ci którzy chcieli odpłacić za zbrodnie których dokonali. Tak, wedle tej definicji do Urizjela powinny lgnąć jak muchy do miodu. Obnażył zęby ganiąc się za to porównanie.
Świeżość wśród zgnilizny. Znowu to poczuł. Chciał się rozejrzeć, ale to byłoby głupie. Z siadu przeszedł na klęczki dotykając czołem ziemi. Przepraszał. Z głębi serca za wcześniejsze słowa. Przepraszał również, że nie może obiecać, że się to nie powtórzy, ale nie jest w stanie zaręczyć za swoją poczytalność...

Pridon przyglądał się jak skóra Urizjela pęka, a z pęknięć sączy się krew. Widział zaciśnięte pięści, obnażone zęby i grymas bólu na twarzy. Pierwsze opętanie nigdy nie jest przyjemne. Potem będzie coraz lepiej, ale teraz dał znak słudze by podszedł, a potem polecił mu pobiec po kapłana. Te rany są głębokie. W co najmniej jednej widział kość...

Skóra Blackheartha skamieniała błyskawicznie. W końcu... Po kilku tygodniach codziennej katorgi Urizjel w końcu zmusił swe ciało by się przyzwyczaiło do obecności świętego ducha. Od tego momentu był pełnoprawnym pokutnikiem.

* * *

Urizjel o kamiennych oczach rozwiną skrzydła wyrywając miecz z ziemi i ruszył w ślad za Thornheadem. Wznosząc się zobaczył wężowego zmierzającego w stronę oślepionego Ao. Warkną wznosząc "zaciśnięte w szpony" dłonie po czym je zacisnął starając się złapać ogon węża w miażdżące kleszcze
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 14-12-2010 o 21:45.
Arvelus jest offline  
Stary 13-12-2010, 19:59   #106
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Szajel spojrzał na jaszczura który zaczął dość szybko się regenerować. Walka zaczynała go powoli nudzić. Nic ciekawego się tu nie działo, przeciwnicy nie mieli duchowej broni a ponadto zniszczyli mu skrzydło. Było to doprawdy karygodne. Jednak ponieważ potyczka nadal trwała, rożowo-włosy nie mógł od tak sobie odejść zostawiając towarzyszy w samotnej bitwie. Lądując na ziemi tancerz wykonał kilka szybko obrotów, a różowa elektryczność zaiskrzyła w około jego dłoni. Po chwili znowu utworzył pięć motyli które iskrząc od różowych wyładowań, ruszył w stronę regenerującego się wężoluda. Pot płynął po czole młodzieńca, a Szajel zaczynał coraz ciężej oddychać. Użył niebywale dużo technik tanecznych w tej walce, co powoli odbijało się na jego kondycji. Ponadto ostatni akrobacja również wymagała sporej pracy mięśni. Jednak biorąc głęboki oddech tancerz stanął w pozycji do dalszej walki. Gdyby wężolud przetrwał atak motyli, Szajel miał zamiar po raz kolejny wezwać pierwszy wicher Guriona i dobić tym atakiem maszkarę.
 
Ajas jest offline  
Stary 13-12-2010, 21:38   #107
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Yue gdy zobaczył, że walka zmierza ku końcowi, postanowił już nie interweniować. Cała jego drużyna powinna dać radę już dokończyć walkę bez niego. Sam jednak rozejrzał się w poszukiwaniu rannych towarzyszy. Gdy nic nie mógł znaleźć, zleciał niżej i podleciał do miejsca, gdzie wcześniej rzucił iluzję. Zaczął kreślić ręką znak. Powstało w powietrzu koło, które otoczone było runicznymi znakami. Yue włożył w nie rękę i zaczął wysysać powietrze z tego miejsca. Po chwili zaczęło być widać postać Kapłana i Szakti. Nagle runa pękła jak bańka mydlana a w jego ręku pojawił się kryształ lodu, który rozgniótł.
- W czymś pomóc? - spytał kapłana.
 
BoYos jest offline  
Stary 14-12-2010, 15:58   #108
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Tura VI:


Urizjel Blackhearth, Szajel Gentz i Ao Hurros:

Pomoc Urizjela okazała się bardzo trafna. Unieruchomiony wąż nie był w stanie oprzeć się elektrycznemu atakowi nadchodzącemu zza jego pleców. Elekrtyczne motyle rozbiły się na jego plecach i skrząc różowym blaskiem, ostatecznie powaliły węża. Stworzenie wciąż żyło, ale straciło przytomność. Szajel, zauważając ruch ranionego przez lodowe ptaki węża, dopadł go i kilkoma dźgnięciami zakończył jego żywot. Ao odzyskał wzrok, a Urizjel poleciał za Thornheadem. Potężna fala mocy pulsowała nieregularnie, grożąc tajemnym niebezpieczeństwem...

Yue Springwater:

Kiedy zdjąłeś pieczęć, stało się. Z ciała Elwyna Sunblaze'a, klęczącego na ziemi z rękoma zabrudzonymi ciemną, skrzepłą krwią, wystrzelił w górę snop karmazynowego światła. Kapłan szlochał z zaciśniętymi zębami. Odwrócił głowę w twoim kierunku.
- Zaa... zabij mnie... szy-bko! - te słowa wydusił z siebie z ogromnym wysiłkiem.
Cierpienie, malujące się na twarzy Elwyna oszołomiło cię. Nie wiedziałeś co się dzieje, ale potężna, zła energia rodziła się we wnętrzu sługi Marsa. Nim zdążyłeś cokolwiek zrobić, mężczyzna krzyknął, prężąc swoje ciało, jakby czyniła to niewiarygodna siła. Jego głos był jakiś inny. Było w nim nieopisane cierpienie, żal i nienawiść. Z jego pleców wyrosły skrzydła, rozrywając jego szatę. Po chwili obok ciebie wylądował generał Thornhead, a za nim Urizjel. Wszyscy wpatrywali się w powstającego na nogi kapłana.

Nie było wątpliwości - Elwyn Sunblaze stał się Upadłym. Meżczyzna wyprostował się i odwrócił w waszą stronę. Wtedy jego skrzydła o czerwonej barwie, zmieniły kolor. Czerń rozeszła się po jego piórach niczym atrament, zostawiając na nich tylko czerwone końcówki. Usta kapłana wykrzywił szyderczy uśmiech, a w jego oczach zagościł obłęd i żądza krwi. Thornhead zareagował najszybciej. Wydobył swoje ostrze, wypowiadając przy tym jego imię.
- Duma!
Generał odbił się od ziemi i natarł na Upadłego, tnąc w powietrzu wydłużającym się ostrzem. Elwyn złapał je w obie ręce, nie doznając żadnej krzywdy, ale siła, z jaką naciskał na niego Thornhead przesunęła go po ziemi o dobre kilka metrów, ryjąc w niej dwa długie ślady. To był sprytny manewr. Generał odciągnął Upadłego od najbliżej znajdującej się osoby - Shakti.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 14-12-2010 o 20:07.
Endless jest offline  
Stary 18-12-2010, 12:42   #109
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
-"Nie..."- Urizjel oniemiały patrzył na czerniejące skrzydła- nie...- cofnął się o krok. Pierwszy raz od bardzo dawna się bał czegoś innego niż, że Gniew przejmie nad nim kontrolę. Na bogów! Ten pokutnik sam otarł się o coś takiego! O ten obłęd goszczący w oczach kapłana. Po policzku spłynęła mu łza. Potwornie kontrastowała z grymasem wściekłości goszczącym na jego twarzy i krwawą plamą czerwieniejącą szatę na jego lewej piersi. Pentagram nad okiem zalśnił magmowym blaskiem gdy nieskończony zawył w furii
-"Grzmij Gniewie!"- a towarzyszył temu okrzyk przynoszący na myśl lwiego demona. Jego katana rozprysła się na drzazgi które zatopiły się w ziemię jakby była wodą. Błyskawicznie okrążył upadłego kapłana. Samą rączkę wzniósł do poziomego uderzenia. Skały oderwał się do ziemi lgnąc do tsuby, błyskawicznie uformowały wielkie kamienne ostrze. Z potwornym okrzykiem uderzył z całych sił. Jednak teraz nie był obdarzony błogosławieństwem Belleforta. To nie byłoby najbardziej efektywne zagranie. Nie przegrał jeszcze z Gniewem. Bestia hulała w jego umyśle, walczyła, starała się przejąć kontrolę, ale jeszcze to Urizjel był władcą, on był szermierzem. Uderzając trzymał jedną dłonią za rękojeść, drugą za tył ostrza. Magma to skała. Miał nad nią władzę. Postarał się uchwycić ich jak najwięcej. Podczas zamachu nie pozwolił ulecieć ani kropli. Gdyby padły na towarzyszy poważnie by ich poraniły. To nie była zwykła lawa. Gorąca nadawał jej szał Gniewu. Im był bardziej zły tym była gorętsza. Teraz mogła przepalić stalową zbroję. Gdyby padła komuś na twarz to, o ile by przeżył, to nie byłby już tak piękny jak kiedyś bez potężnej magii. Zaatakował z boku. W momencie uderzenia wystrzelił wszystko co miał w kapłana. Nie bez powodu nie atakował od tyłu. Byłoby to prostsze i utrudniło by przeciwnikowi unik, ale w razie chybienia ten gorący prysznic uderzyłby w Thornheada. Tak powinien go minąć. Aktualnie Urizjel nie był w stanie myśleć na tyle logicznie by się upewnić. Kapłana trzeba zabić szybko. Jeśli ucieknie to będzie gorzej tylko dla niego.
Upadły nieoczekiwanie wyciągnął dłoń w kierunku Urizjela. Na jej bladej skórze odznaczały się ciemnoczerwone żyłki i naczynia krwionośne. Coś błysnęła i magma zapłonęła ciemnoczerwonym płomieniem. Elwyn nieznacznym ruchem palców odbił lawę, tak że jej gorący deszcz powrócił do Urizjela. Generał odskoczył nieznacznie do tyłu i po wbiciu swego dwumetrowego ostrza w ziemię klasnął dłońmi.
- "Agris Morsae!" - krzyknał o rozłożył dłonie wskazując nimi na Upadłego.
Z ziemi dookoła upadłego kapłana wystrzeliły wielkie, skalne kolce o kształcie stożków. Sunblaze uniknął je, wzbijając się w powietrze. Gdyby nie to, skalne kły rozerwałyby jego ciało na strzępy. Leciał z wielka prędkością ku górze, coraz bardziej znikając z zasięgu pozostałych Nieskończonych.
- "Nie rańcie Kapłana!" - Wydarł się Yue. Sięgnął po kij. Wyczerpać Upadłego, było wyzwaniem.
- "Musze mu wrzucić pieczęć! Zajmijcie go!" - powiedział w stronę towarzyszy.
- "Łatwo Ci mówić. To nie ty będziesz w kontakcie z tym potworem."- Ao stał już w gotowości. Choć tym razem widać było że był autentycznie przerażony.
-"Ile czasu potrzebujesz?"
- "Tyle by na mnie nie patrzył! Dziesięć sekund."

Wojownik nabrał powietrza w płuca, a srebrne światło wydobyło się spod łusek jego broni. Ruszył w kierunku upadłego. Pod nosem mamrotał tylko coś co przypominało " dobrze że wróciłaś". W locie zmienił ostro kierunek tak by móc trafić w szczelinę w obronie upadłego.
-"Wicher pierwszy. KAZUDEI"- Dłonie ułożone w szpony pędziły w kierunku boku Upadłego.
Kapłan zdołał tylko spojrzeć na Ao, a po chwili siła ciosu wojownika posłała Upadłego prosto na olbrzymi pień drzewa. Uderzenie stworzyło w twardej korze spore wgniecenie. Elwyn jednak nie był ranny, ale wyglądał na zmieszanego.
Urizjel wrzasnął czując oblewającą go lawę, zamachnął całym ciałem strzepując ją. Dla niego była tylko wrzącą wodą. Gęstą wrzącą wodą. Wzniósł wzrok i zobaczył kapłana uderzającego w drzewo. Odbił się pędząc wprost na niego. Wyrzucił miecz przed siebie, a ten wbił się bolcem w ziemię. Sięgną rękami w tył zagarniając skały i uformował z nich pięć kolców długich na metr. W pewnym momencie machnął nimi wprzód, a pociski poszybowały w kapłana. Tylko jeden bezpośrednio, każdy kolejny metr w bok, tak, że całość tworzyła X. Poczuł szarpnięcie gdy wyrwał z ziemi miecz.
Upadły zauważył nadlatujące pociski i szybkim odepchnięciem się od drzewa, znów ruszył w górę drzew.
"Belleforcie... pomóż" wyszeptał Urizjel i w tym momencie oczy stały się znów zwykłe, natomiast świat wydał mu się lżejszy, miecz który w rzeczywistości ważył dużo ponad 30 kilogramów, Urizjelowi i tak wydawał się mieć nie więcej niż 1/6 tej masy. Z łaską Zabójcy Olbrzymów był lekki jak zwykły półtorak.
Jeszcze przyspieszył i natarł na kapłana z pełną siłą. Na sekundę przedtem wziął głęboki wdech i wydał z siebie okrzyk od którego wydawała się zatrząść ziemia. Urizjel nie słyszał co mówił Yue. Nawet gdyby usłyszał nie zastanawiałby się nad tym, nawet gdyby się zastanowił to i tak uderzał by zabić.
Kapłan zareagował błyskawicznie. Zrobił unik w bok, sprawiając iż Urizjel chybił i jego miecz zderzyła się z drzewem, odznaczając na jego korze ślad zniszczenia. Upadły zatrzymał się w górze. Po jego brązowych tęczówkach rozszedł się szkarłat, zmieniając ich barwę na barwę krwi. Elwyn otworzył nieznacznie usta, kształtując coś na kształt miłego uśmiechu. Wskazał dłonią na Pokutnika. W jednej chwili ciało Urizjela spowił ciemno-czerwony płomień. Cierpiący Nieskończony nie był w stanie utrzymać się w powietrzu i zaczął opadać w dół.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 18-12-2010 o 13:10.
Arvelus jest offline  
Stary 18-12-2010, 14:14   #110
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Szajel spojrzał w górę na walczących a jego oczy błysnęły ciekawością. Chyba jako jedyny tu obecny niezbyt przejmował się przemianą kapłana w upadłego, wszak nie znał go prawie wcale. Delikatnie poruszył rannym skrzydłem i z westchnięciem bólu wbił się w powietrze podlatując do innych. Leciał wolniej niż zwykle bowiem ból i zmęczenie dawały mu się we znaki.
- Rozi schowaj się głęboko... To nie będzie już taka nudna potyczka... - powiedział do swego pupila podekscytowanym głosem.
Gdy zawisnął już w powietrzu niedaleko walczących wystawił przed siebie ręce po raz kolejny formując wicher Guriona. Spojrzał na kapłana o czarnych skrzydłach i krzyknął głośno.
- Pokaż mi ją! Pokaż mi swoją broń! CHCE ZOBACZYĆ JĄ BEZ PIECZĘCI!!!- każde słowo wypowiada coraz głośniej, a jego oczy błysnęły szaleńczo gdy posłał z góry słup tnącego wiatru wycelowany prosto w pierś upadłego.
Sunblaze przeniósł otępiałe spojrzenie na tancerza i po chwili powietrzne cięcie dotarło do jego ciała. Trysnęła krew i Upadły został odepchnięty do tyłu. Zatrzymał się jednak w powietrzu, a rana widoczna spod rozciętego materiału jego szaty zaczęła się goić na oczach. Nim Szalej wykonał jakiś ruch, Upadły pędził na niego, z obłędem płonącym w jego oczach koloru krwi.
Urizjel spadając wydał z siebie bolesny jęk. Rozpostarł skrzydła i z całych sił skierował się ku rzece, czując jak ogień pali jego ciało. Nieskończony z pluskiem wpadł w mętną wodę, a płomienie trawiące jego ciało zgasły. Chłodna woda była błogosławieństwem dla poparzonej skóry. Rzeka ocuciła Pokutnika nieznacznie.
Szajel spojrzał na pędzącego nań kapłana i uśmiechnął się niczym psychopata widzący kolejną ofiarę. Rozkręcił łańcuch po czym cisnął jednym sztyletem w nadlatującego Nieskończonego. Chciał by metalowe połączenie ostrzy jego broni owinęło się dookoła ramienia przeciwnika. W tym samym momencie zaczął obracać się w powietrzu jak gdyby kręcił się na pięcie by w momencie trafienia użyć płaszcza wiatru i przyciągnąć Upadłego wprost w kopułę wirującego powietrza.
- Nie każ mi czekać! Pokaż mi swoją broń! - zakrzyknął podczas ataku i zaśmiał się wesoło, a włosy zafalowały mu na wietrze.
Sztylet obwiązał rękę kapłana i część planu tancerza została wcielona w życie. Upadły przymrużył oczy, a z jego dłoni, spętanej łańcuchem tancerza wystrzelił strumień płomieni, pędzący w powietrzu jak na niewidocznym szlaku.
Yue pierwsze co zrobił to rzucił się w stronę Shatki. Złapał ją na ręcę, rozłożył skrzydła i wzleciał. Przeniósł się z nią kilkanaście metrów od pola bitwy i ułożył ją.
- Wytrzymaj jeszcze trochę. - powiedział do nieprzytomnej.

Łańcuch był napięty bowiem Szajela i Upadłego dzieliła odległość około 3 metrów. Ogien pędził w stronę tancerza jak gdyby ten był beczką prochu, do której podłączono lont. Różowo-włosy z wymalowanym na twarzy uśmiechem szaleńca, wystrzelił do przodu by po chwili przy pomocy szeptu wiatru przenieś się jak najdalej za Upadłego. Szept wiatru był techniką przyspieszając tancerza do niezwykłej prędkości, wyglądało to niemal jak teleportacja. Szajel z premedytacją wykorzystał ta technikę do uniku. Nagłe przyspieszenie i naprężony łańcuch nie powinny być obojętne dla obwiązanej ręki kapłana. Ponadto Szajel kierował się za Upadłego, a więc może uda mu się nawet wyłamać rękę z barku kapłana. Upadły zaryczał z wściekłością, kiedy Szajel wygiął do tyłu jego dłoń. Wściekłość jednak dodawała Elwynowi sił, o czym przekonał się Szajel, kiedy Upadły Kapłan szarpnął ręką, ciągnąc na łańcuchu Szajela. Upadły wyszarpał swoją dłoń i rzucił sztylet w Szajela.

Szajel pierwsze co zrobił to ściągnął łańcuch by wyeliminować zagrożenie ze strony lecącego sztyletu. A potem rozkładając skrzydła i zaciskając zęby z bólu próbował się zatrzymać Jednocześnie wystawił sztylet przed siebie by kapłan nie mógł na niego zaszarżować bez żadnych konsekwencji. Nim to jednak zrobił, nadleciał Ao, który zasypał Upadłego potężną serią szybkich ciosów zarówno pięściami jak i nogami. Ataki Ao zakończone silnym kopnięciem w brzuch odrzuciły kapłana w tył, ale ten jednak utrzymał się w powietrzu i zapierając się nogami o drzewo, odbił się z wyraźną żądzą mordu wypisaną na twarzy. Nim dosięgnął celu, z dołu nadleciał generał, tnąc swoim wielkim ostrzem tułów kapłana. Ao wystrzelił w górę tak by zniknąć na chwilę z oczu walczacym. Po chwili zniknął, wymijając konary gigantycznych drzew. Normalnie taki cios przepołowiłby Nieskończonego na pół, ale Sunblaze'a wypełniała plugawa energia, wzmacniająca jego ciało. Atak generała wyrzucił Upadłego w górę. Kapłan lecąc w górę posłał w dół wielką kulę ciemnych płomieni, która wybuchła pomiędzy Nieskończonymi, rozlewając dookoła płomienne podmuchy. Generał owinął się szczelnie swoim zielonym płaszczem, któremu podmuchy najwyraźniej nie były w stanie zagrozić.
Szajel widząc kule szybko zaczął oddalać się od grupy. Pot kapał mu z czoła a tancerz dyszał ciężko z bólu, skrzydło dawało mu się we znaki. Arlekin podleciał do najbliższego drzewa i przykucnął na jednej z gałęzi składając skrzydła. Jedną dłoń opierał o pień potężnej rośliny i przyglądał się dalszej potyczce zażywając odpoczynku. Krew ponownie zaczęła sączyć się z rany w skrzydle, najwidoczniej za dużo nim ruszał. Zaciskając zęby uniósł wzrok ku górze gdzie toczyła się walka.
 
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172