Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-11-2011, 13:44   #101
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Argeno, co to?! Co to?! - krzyknął spanikowanym głosem Dergo. Oczywiste było, że młodzieniec mało w życiu widział, a ich przeciwnik robił wrażenie zarówno wyglądem jak i rozmiarami.
- Drzewiec, Ent - odpowiedziała szybko Argena, dobywając jednocześnie swojego miecza. - Łap za broń! - dodała widząc, że z powodu strachu i dezorientacji nie zrobił tej oczywistej rzeczy.
Młodzieniec usłuchał jej polecenia i wyciągnął miecz. Drzewo zaś, czy czymkolwiek był ich przeciwnik, zdecydowanie szedł w ich stronę, stawiając wielkie kroki, swymi odpowiednimi do tego korzenio-podobnymi nogami.
- Z konia! - powiedziała Argena i zeskoczyła ze swego wierzchowca.
Należało się dostosować do przeciwnika. Przestawienie się na walkę pieszą w tym przypadku nie zmniejszało ich ogólnej wartości bojowej, a dawało im znacznie większą swobodę ruchu. Nie ryzykowali też utraty koni, które wiedzione instynktem odsunęły się z pola walki. Maluchy jak zawsze nie brały udziału w walce i zaopiekowały się końmi.
Argena oczywiście zdawała sobie sprawę, że na drewno, zwłaszcza żywe drewno a z tym mieli przecież do czynienia, znakomitym w efektach może okazać się ogień. Większość istot boi się ognia, a Drzewce powinny stać tu na czele listy. Ich przeciwnik był jednak unikalnym egzemplarzem. Porośnięty mchem i jakimiś porostami swym wyglądem jasno świadczył o tym, że jest strasznie zawilgocony i nie będzie dobrym materiałem na podpałkę, bez względu na to jak bardzo chciała tego Argena.

Rozpoczęła się walka. Argena zrobiła unik, przed zamachującą się na nią gałęzią, czy też może raczej ręką, ich przeciwnika. Zaatakowała z flanki mocno tnąc mieczem w korpus przeciwnika. Gdyby ten był człowiekiem, już by padł przecięty na pół. Drzewo było jednak potężniejsze, zaś cios został znacząco zamortyzowany przez grubą warstwę mchu.
- Tnij mniejsze gałęzie! Te bez narośli! - poleciła towarzyszowi.
Drzewiec ruszył na Dergo. Chyba nie znał ludzkiej mowy, zobaczył nie przynoszący efektów atak na niego i krzyki. Być może uznał Argenę za niezagrażającą mu... błędnie uznał.
Dergo machnął mieczem dwukrotnie cofając się jednocześnie i utrzymując stały dystans od atakującego go drzewa. Zaraz potem musiał zrobić unik, a wykonał go nieomal przewracając się na plecy i po cofnięciu się o dwa metry usiadł twardo na ziemi.
Dało to Argenie znacznie więcej czasu niż potrzebowała. Doskoczyła z tyłu i precyzyjnym, silnym ciosem pozbawiła przeciwnika jednej z jego głównych gałęzi... jego prawej ręki. Niewiele się to różniło, od trafienia przeciwnika w miejsce gdzie nie miał zbroi. Widocznie taką właśnie obronną funkcję pełniły rosnące na drzewcu porosty. Zarówno Argena, jak i Dergo już o tym wiedzieli.
Rozpracowany i pozbawiony kończyny przeciwnik nie stanowił już aż takiego zagrożenia. Choć oczywiście nie zamierzali go lekceważyć.
Argena i Dergo sprawnie współpracując atakowali przeciwnika, a to na zmianę odbierając mu orientację na polu walki, a to razem zmuszając do rozdwojenia się, czego nie mógł zrobić. Rozlegały się odgłosy łamanych gałęzi, oraz uderzeń mieczy o drewnianego potwora. Wióry też z niego leciały, a o dziwo drzewiec ani razu nie krzyknął, ani nie zrobił niczego podobnego.
Cała walka trwała najwyżej kilkanaście minut, a pozostałością po niej była sterta porośniętego mchem drewna. Drzewiec padł, nie wyrządzając im żadnej krzywdy... jeśli nie liczyć ubrudzonych ziemią spodni Dergo, oraz wiórek drewna, które przyczepiły się do nich tu i tam.
Na koniec, stojąca nad kawałkami drewna Argena, cisnęła w nie kula ognia. Tak jak mogła wcześniej przypuszczać, na niewiele się to zdało. Wypaliła nieco mchu nie powodując zagrożenia pożarowego. Odsunęła się dwa kroki i cisnęła kolejną kulę ognia. Tym razem celowała inaczej, a wybuch jaki spowodował jej pocisk podziałał zgodnie z zamiarem kobiety i rozrzucił przygrzane kawałki drewna na przestrzeni paru metrów.

- Może pozbieram go i zrobimy z niego ognisko? - powiedział Dergo, który stał uśmiechnięty i zadowolony z wygranej walki.
- A co?... już się nie boisz lasu? - spytała Argena i posłała mu znaczące spojrzenie.
Dergo pomarkotniał i rozejrzał się uważnie dookoła.
- Już dobrze, w okolicy nic takiego nie ma. Połączyli by siły z nim podczas walki - zauważyła Argena. - Ale czekać nie będziemy. Wsiadamy na konie i galopem przez las - zarządziła.
Jechali szybko, nie zatrzymując się przez dobrą godzinę. Potem dali koniom nieco odpocząć i zwolnili tempa, choć nadal się nie zatrzymywali na postój. Po kolejnych paru godzinach dość spokojnej jazdy, z wyraźnym uczuciem ulgi opuścili Las Pokracznych Drzew.
Najpierw zatrzymali się na chwilę, aby odpocząć chwlę psychicznie i doprowadzić się do porządku. Chochliki oczyściły nieco kolczugę Dergo, którą cały czas miał na sobie. Argena i Dergo natomiast usunęli sobie wzajemnie kilka wiórów, które utkwiły im wcześniej we włosach. Przez dłuższy moment patrzyli tak na siebie z bliska. Nie omieszkali przy tej okazji pocałować się namiętnie.
Potem ruszyli w dalszą drogę.

Jechali przez jakieś łąki. Nadal pojawiały się jeszcze okazyjne drzewa, ale te były już typowymi roślinami nie budzącymi grozy... Choć Dergo twierdził, że drzewa nigdy nie będą dla niego tym samym co kiedyś.
Gdy wjechali na pewne niewielkie wzgórze, oczom ich ukazała się mała wieś, a konkretniej kilka chat. W tle zaś widać było kolejne pagórki, a dalej wysokie, pokryte śniegiem Góry Zębate.


Było już dość późne popołudnie, więc zbliżał się czas najwyższy na porządną kolację i nocleg. Poprowadzili konie w stronę chat.
"Wioska" składała się z najwyżej pięciu domów czy chat, oraz może jakichś obór choć z daleka ciężko było odróżnić jedno od drugiego.
Nie był to wielki wybór, a na karczmę raczej liczyć nie można było... Argena jednak była zdecydowana i miała już pewne plany na ten wieczór.

Podjechali do pierwszej z chat, gdzie na pieńku drzewa siedział jakiś mężczyzna. Lekko brodaty, o kościstych rysach twarzy, ubrany w proste biało-szary strój góral, pasterz, czy kimkolwiek on był.
Argena zsiadła z konia i trzymając go za uzdę podeszła parę kroków bliżej.
- Witaj, szukamy noclegu. Powiesz nam gdzie możemy się rozgościć? - spytała.
- W Bezborog! Tam za lasem! - odpowiedział pogardliwie chłop i machnął niedbale ręka pokazując kierunek z którego przyszli.
- Chodzi nam o coś tutaj, w tej osadzie - powiedziała stanowczo Argena.
- Pomyliła pani osady, tu nic nie ma - odparł pogardliwie mężczyzna i wstał rozkładając bezradnie ręce. Ruszył do swojego domu mamrocząc pod nosem o zawracaniu głowy i marnowaniu jego czasu. Argena usłyszała go dzięki swym magicznym kolczykom.

- Oj... może poprośmy kogoś innego o pomoc? - zasugerował nieśmiało Dergo. widząc to co się stało, oraz dostrzegając warczącego na nich psa.
- Nie! Ja to załatwię! - odpowiedziała stanowczo Argena. Zwierzęciu posłała znaczące spojrzenie, a to od razu zamilkło i uciekło do budy.

Nie tracąc czasu podeszła do drzwi nieokrzesanego człowieka i bez pukania weszła do środka.
Dom składał się z małego przedsionka, oraz jednej dużej izby. W środku przy stoliku zasiadł mężczyzna, a oprócz tego jedna szczupła krótko ostrzyżona kobieta stała przy piecu coś gotując, a na podłodze dziewczynka o jasnych włosach bawiła się lalką. Domownicy od razu dostrzegli, że naruszono ich prywatność.
- Won mi stąd przybłędo! - warknął mężczyzna uderzając pięścią w stół, zaś kobieta już jej groziła chochlą.
Argena miała dość bycia uprzejmą. Na początek musiała dać im do zrozumienia z kim mają do czynienia, więc przybrała swoją naturalną postać.
Dziecko krzyknęło przerażone, a matka szybko zakryła dziecku oczy, aby ograniczyć szkody na jej psychice. Gospodarz zamarł z tępym wyrazem twarzy.
- Ja i moi towarzysze zanocujemy tutaj! Jutro rano wyjedziemy - powiedziała stanowczo Argena. - Pościel czysta? - spytała zaraz potem, równie stanowczym głosem.
- Ja zaraz pościelę czystą - odpowiedziała szybko gospodyni.
- A my gdzie - zaczął mężczyzna, wyraźnie spuszczając z tonu.
- One mogą na sianie w oborze, ale co do ciebie pyskaczu mam inne plany - powiedziała Argena z iście demonicznym uśmiechem.

Nie dalej jak kilkanaście minut potem Argena, już w swej ludzkiej postaci, siedziała przy stole razem z Dergo. Chochliki kręciły się na podłodze chaty, a cała szóstka najadała się już zaoferowaną im zupą grzybową. Byli sami w pomieszczeniu, a ich końmi opiekowano się w oborze.
- Jak ty to załatwiłaś? - spytał w końcu Dergo, spoglądając na swoją ukochaną.
- No widzisz. Właśnie o tym od jakiegoś czasu chcę ci powiedzieć... Ale najpierw ty mi coś powiedz. Czy chciałbyś się dzisiaj kochać? - powiedziała Argena przyglądając się uważnie swemu młodzieńcowi. Ona nie miała na jakoś specjalnie ochoty na te sprawy, ale uważała że najwyższy czas skończyć z ukrywaniem się, a w ten sposób młodzieniec nie dozna aż takiego szoku.
- Tak tak tak! Ja tak, bardzo chętnie, tak - powiedział uradowany, a uśmiech jego nie miał sobie równych.
- Ale wypijesz najpierw butelkę wina, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia o sobie - zastrzegła Argena i podała mu trunek.
Dergo upił kilka łyków, Argena zaś zaczęła go rozbierać.
- Jak już zapewne zauważyłeś, coś przed tobą ukrywałam - mówiła Argena, jednocześnie zdejmując z niego koszulę. - Pamiętasz jak podłoga zniknęła nam spod nóg, a myśmy bezpiecznie wylądowali na ziemi, choć powinniśmy spaść z trzeciego piętra?
- Pamiętam - odpowiedział raczej beztrosko Dergo.
- Jak niedawno znalazłam się nagle na drugim brzegu rzeki? - pytała dalej, pozbawiając młodzieńca spodni i rzucając je na podłogę.
- Tak. Powiesz jak to zrobiłaś? - ciekawość młodzieńca mieszała się z podnieceniem, a poza tym powoli dochodził do tego jeszcze efekt wypitego wina.
- Oczywiście, zaraz wszystko się wyjaśni - odpowiedziała i siadając obok niego na łóżku, pocałowała go lekko w usta. - Do tego, nie wiem czy zauważyłeś że ciskam kulami ognia, a mój miecz waży dwa razy więcej niż twój.
- No tak, tak... zauważyłem, że jesteś bardzo silną i doskonale walczącą mieczem... czarodziejką? - powiedział Dergo zastanawiając się nad tym wszystkim. Duża siła i dobrze opanowane władanie mieczem, nie szła w parze. Coś tu było nie tak i Dergo z zaciekawieniem przyglądał się swej ukochanej. Nie wiedział o niej wszystkiego.
- Z ludźmi tak nie bywa, prawda? - rzekła uśmiechając się do niego. Odnosiła wrażenie, że młodzieniec zaczyna rozumieć. - Dodaj do tego posiadanie chochlików... Kto posiada taką służbę? - zagadała.
- Nie wiem - powiedział Dergo zawiedzionym głosem, po dłuższej chwili zastanowienia. - Powiedz mi, proszę. Żeby nie wiem co to było, to... - dodał zdecydowanie, choć nie bardzo wiedział jak skończyć wypowiedź.
- No dobrze - powiedziała Argena. Jego ostatnie stwierdzenie przemawiało za tym, aby wtajemniczyć go i pokazać mu swoją prawdziwą naturę.
- Nie jestem człowiekiem. Jestem demonem - stwierdziła Argena.
Dergo otworzył usta i uniósł wysoko brwi.
- Ty? Niemożliwe. Demony są... - zaczął, ale zabrakło mu słów. Kobieta była tak piękna, że w jakąś boginię to uwierzył by natychmiast, ale demon?
- Jakie? Poza mną żadnego nigdy nie spotkałeś - stwierdziła.
Dergo zastanowił się przez chwilę. Teraz te wszystkie dziwne rzeczy, elementy układanki... nie, jeszcze nie aż tak pasowały do siebie.
- Chcesz mnie zobaczyć w mojej prawdziwej postaci? - spytała Argena. - Spodobam ci się, na pewno - dodała szybko z uśmiechem, aby młodzieniec się nie wystraszył.
Dergo pokiwał ochoczo głową, nadal nie będąc pewnym, czy to wszystko prawda.
Argena uśmiechnęła się do niego i powoli wstała.
- Tylko się nie wystrasz - powiedziała żartobliwym głosem, a Dergo wyszczerzył się w uśmiechu.
Zaraz potem Argena zaczęła się zmieniać. W pierwszej kolejności zaczęła rosnąć i ogólnie powiększać się, a jej skórzana zbroja, którą miała na sobie zachowywała proporcje noszącej jej osoby. Skóra kobiety zaczęła przybierać kolor jakby spiekła się na słońcu. Z za pleców Argeny wyłoniły się rosnące z każdą chwilą błoniaste skrzydła. Rosły razem z całym ciałem kobiety. Potem nad czołem, z pomiędzy włosów zaczęła jej wyrastać para rogów.
W końcu, po niecałej minucie, można było zobaczyć efekt końcowy.


W swej naturalnej, demonicznej postaci Argena wyglądała inaczej, choć zachowały się jej rysy twarzy i figura. Kobieta musiała mieć jakieś dwa i pół metra wzrostu, a ważyć mogła aż tyle co trzech rosłych chłopów. Miała czerwoną skórę, duże błoniaste skrzydła, oraz parę rogów, długości męskiej dłoni. Do tego pozbawione źrenic, białe oczy i jeszcze dłuższe niż poprzednio czarne włosy. Dergo nie omieszkał też zauważyć, że piersi Argeny zachowały swe proporcje w stosunku do reszty ciała i były naprawdę imponujące.
Dergo przyglądał się swej ukochanej z niemałym zdziwieniem, oraz bardzo nietypową mieszaniną podziwu, strachu, zaskoczenia a także podniecenia. Dobrze, że wypił tyle wina, bo inaczej nie wiadomo co mógłby zrobić.
- Ale nie zrobisz mi krzywdy? - powiedział drżącym głosem.
- Nie głuptasie, lubię cię - odpowiedziała kobieta. - I jak ci się podobam? - spytała z uśmiechem, uważnie przyglądając się młodzieńcowi, gdy zobaczyła jego przeciągającą się konsternację.
- Jesteś piękna. Kocham cię - odpowiedział szczerze Dergo i przytulił się do kobiety.
Potem nie było już nic do dodania... Kochali się, ale nie przez ponad pół nocy, jak za pierwszym razem. Argena nie miała aż tak ochoty, a chodziło jej głównie o to, aby nie wystraszyć aż tak młodzieńca i aby wiedział, że cały czas jest tą samą osobą.

Rankiem obudzili się wyspani, wypoczęci i zadowoleni. Duże, wygodne łóżko bardzo dobrze im posłużyło.
Argena i Dergo zjedli podane im do łóżka śniadanie. Chochliki dobrze się sprawiły, bo oprócz tego ich ubrania były wyczyszczone i naszykowane, zaś wszystkie tobołki spakowane.
Argena mogła zabrać z chaty co im się tylko spodoba, ale jakoś nie zauważyła nic godnego jej uwagi. To czy chochliki sobie coś wzięły, już jej nie interesowało.
Opuścili chatę i dopiero w oborze Dergo przypomniał sobie, że nie siedzieli w karczemnym pokoju, tylko nadużyli swej gościnności. Zobaczył bowiem spotkali gospodynię i jej córkę, związane i zakneblowane, leżące pod kocem na sianie.
Argena zaśmiała się na ich widok. Dobyła sztyletu i podeszła bliżej nich. Dobrodusznie rozcięła im więzy.
- Ten wasz gbur nocował związany z psiej budzie. Wejście zabite jest deskami, ale poradzicie sobie. A następnym razem uprzejmiej witajcie podróżnych - powiedziała wyniosłym głosem Argena.
Tego typu rzeczy, jak wymuszenie noclegu, robiła tylko przy nadarzających się okazjach... Jednak nie ujawniając się przed Dergo ze swoim pochodzeniem, nie mogła sobie wcześniej na takie rzeczy pozwolić. Cieszyła się, że tym razem mogła być w pełni sobą.

Młodzieniec, nie skomentował niczego, ale wiadomo było, że cała noc mu się podobała. Tymczasem zaś nastał nowy dzień i nowy kawał drogi do przebycia.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 09-12-2011 o 14:01. Powód: Skromna poprawka pewnej niejasności
Mekow jest offline  
Stary 22-11-2011, 16:28   #102
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Irg

Szkło pękło z ogłuszającym hukiem i nagle wszystko wokół krasnoluda zaczęło szaleńczo wirować. Poczuł, że traci grunt pod nogami i z niesamowitą siłą jest ciągnięty w stronę wciąż powiększającego się otworu w niebie. Lecąc i koziołkując w powietrzu, co chwilę zderzał się z czymś lub kimś. Najwidoczniej mocno uderzył głową w kawałek rozbitego trebusza i stracił przytomność.

Obudził się z potwornie poobijanym ciałem, ułożony w namiocie, na kilkunastu poduszkach i okryty wzorzystym kocem. Pod sufitem, zawieszona na łańcuszku wisiała naftowa lampa, która wydobywała z mroku szczegóły pomieszczenia. Namiot nie był duży, miał nie więcej niż pięć kroków średnicy. Poza posłaniem, na którym leżał krasnolud, stał tutaj niski stolik. Na blacie leżał stos zrolowanych pergaminów. Zza wejściowej płachty Irg usłyszał jakieś głosy. Dwóch mężczyzn prowadziło rozmowę w nieznanym mu języku. Poruszył się niespokojnie i aż jęknął z bólu. Bolało go wszystko, a w szczególności głowa. Ręką wyczuł grube zwoje bandaża owijające cały czubek głowy.

Ktoś zaglądnął do namiotu, zwabiony jękami bólu. Irg przez półprzymknięte powieki zobaczył niskiego mężczyznę, odzianego na czarno, z długą brodą. Rozpoznał w nim Wnira, z pewnością jednego z tych, którzy zaatakowali obóz Wielkiego Kaffiego. Wojownik popatrzył na krasnoluda, powiedział coś w swoim języku, czego Irg nie zrozumiał i zaraz zniknął.

Nie minęło więcej niż pięć minut, a do namiotu wbiegła Cassandra. Ubrana była w czarne, powłóczyste szaty, a na głowie miała czarną chustkę. Na widok budzącego się Irga uśmiechnęła się i podeszła do niego.
- No w końcu – powiedziała chwytając krasnoluda za rękę. – Wróciłeś...Gdzie Ty się podziewałeś? Znaleźliśmy Cię dzisiaj rano, leżącego bez życia na ziemi w środku obozowiska. Chyba nie piłeś, co? Bo obok leżała potłuczona butelka... I kto tak przywalił Ci w łeb?

Cassandra opowiedziała Irgowi co wydarzyło się od chwili jego tajemniczego zniknięcia. Wnirowie, po zabiciu Kaffiego uciekli na północ, ku zajmowanym przez nich terytorium. Początkowo zatrzymali się w jednej z oaz, zwanej Zielonym Okiem Pustyni. Potem, po paru dniach pobytu tam, gdy wieści o śmierci Kaffiego i zamieszaniu spowodowanym zgonem jednego z przywódców Assasynów, rozeszły się już po pustyni, wyruszyli dalej, skręcając na wschód. Teraz opuszczali właśnie Wielką Pustynię Malan i wjeżdżali na wznoszącą się ku górom, wyżynę Wnirską. To tutaj właśnie jadący z nimi wojownicy wypasali swoje stada i tutaj mieściły się ich pradawne siedziby.
- Widzisz Irgu, Wnirowie obiecali nam pomóc. Wiesz w czym – uśmiechnęła się zalotnie. – Podobno ich mędrcy, a dokładniej Balzog Varanik, będą w stanie przybliżyć nam nieco sens wskazówki. Tej, którą odczytaliśmy w grobowcu.

Na następny dzień, gdy Irg był już w stanie chodzić o własnych siłach, zostali oboje zaprowadzeni do siedziby Balzoga Varanika. Stary Wnir mieszkał w grocie, mieszczącej się w zboczu wapiennego wzgórza. Wejście do siedziby znaczyły trupie czaszki, ludzkie i zwierzęce oraz porozstawiane naokoło rzeźbione totemy. Z jaskini wydobywała się smuga siwego, miło pachnącego dymu. Wnirowie zatrzymali się przed grotą, oznajmiając, że dalej iść nie mogą i Cassandra wraz z Irgiem muszą wejść sami.


- Irg krasnolud – słowa bardziej zabrzmiały w umyśle Irga niż zostały wypowiedziane. W ciemniej grocie niewiele było widać, ale krasnolud dostrzegł zgarbioną sylwetkę bardzo starego, pomarszczonego mężczyzny w kącie. Mędrzec siedział w kucki przed żarzącym się paleniskiem i rzucał w nie garście ziół. – Poszukiwacz Korony Władzy... Posiadacz Talizmanu... Jeszcze za słaby jesteś Irgu, aby zdobyć artefakt. Jednak ja powiem Ci gdzie masz iść. Ta podróż Cię wzmocni. Idź, tak jak mówi wskazówka. Na wschód, ku górom i za nie. Tam, w krainie zwanej Ya, żyją różne potworności. Zmierz się z nimi i podążaj dalej. Wschodnią granicę Ya stanowią niebosiężne góry. W nich odnajdziesz Tajemne Wrota. Pojedzie z Tobą jeden z naszego plemienia. Gogon jest mężny i silny. Wspomoże Cię w Twojej wyprawie.


Argena

Góry rosły z każdą chwilą. Po kilku dniach podróży, nie było widać już nic poza nimi. Szare, gołe ściany pięły się ku niebu, a najwyższe wierzchołki skryte były w chmurach. Po opuszczeniu zagrody niezbyt gościnnego włodarza, jeszcze kilkukrotnie nocowali w ludzkich siołach. I wszędzie spotykali się ze znacznie większą gościnnością. Witano ich przyjaźnie i zapraszano do domów. Za gościnę nie oczekiwano niczego poza opowieściami ze świata. Tutaj, w tym odległym zakątku, takie nowiny i opowieści były na wagę złota. Tak więc Argena i jej kompania, raczyli się kozim serem, kefirem, podsuszanymi kiełbasami i szarlotką. Spali na sianie albo pod puchowymi pierzynami, w zależności od zamożności gospodarza. Jednak w końcu siedziby ludzkie stały się rzadkością, podobnie jak sami ludzie. Kraina w jaką wjeżdżali była dzika i opuszczona. Na wznoszących się ku górom, pofalowanych wzgórzach pasły się stada dzikich owiec. Na niebie krążyły majestatycznie orły i jastrzębie, wypatrujące na ziemi swojej zdobyczy. Króliki i inne stworzenia ziemne wystawiały głowy ze swoich nor, bacznie obserwując zmierzający ku górom orszak.

Argena wypatrywała wlotu do doliny Szaolin, który ponoć łatwo było przegapić. Najpierw musieli odnaleźć jeden z bystrych potoków spływających z gór i podążyć z jego biegiem. W miejscu, gdzie rozciągały się rozległe piaskowe łachy, odbili od pieniących się wód i skierowali ku lasowi, porastającemu zbocza. Tam trafili na ledwo widoczną ścieżynkę, pnącą się mozolnie w górę. Ta ścieżka miała ich doprowadzić do znajdującego się w głębi doliny klasztoru.

Nim jednak dotarli do zabudowań, zatrzymali się nad brzegiem małego stawku, zlokalizowanego tuż obok drogi. Otoczony był krzewami głogu, wśród których żerowało mnóstwo ptaków, zupełnie ignorujących obecność podróżnych. Powierzchnia stawu pokryta była zielonobrunatną rzęsą, a błotniste brzegi rozbrzmiewały rechotem ropuch. Gdy podeszli nad sam staw, żaby ucichły i zgodnie pogrążyły się w mętnej wodzie.


Gdy tak sobie obozowali nad brzegiem jeziora, w sielankowym nastroju, a chochliki uganiały się w błocie za żabami, coś poruszyło się w krzakach i wychynął z nich mężczyzna odziany w długie szaty. Podpierał się prostym kijem, a przez ramię przerzuconą miał płócienną torbę. Jego głowę zdobiła tonsura, wycięta w długich, spływających na ramiona lokach. Mnich mruczał coś do siebie i zupełnie nie zauważył znajdujących się w niedużej odległości Argeny, Dergo i chochlików. Co chwila przystawał i podnosił coś z ziemi. Bacznie to oglądał i chował do swojej torby. W ten sposób zawędrował nie dalej niż dwadzieścia kroków od obozowiska.
- Na skórę bazyliszka! – zakrzyknął, gdy w końcu się zorientował, że nie jest sam nad jeziorkiem. Z przestrachu aż podskoczył. – Aleście mnie wystraszyli. Normalnie prawie że popuściłem ze strachu...
- Kim jesteście i co robicie w naszej dolinie? –
zapytał po chwili, gdy nieco odzyskał rezon. Cały czas przezornie zasłaniał się kijem, jakby ów miał mu zapewnić jakąkolwiek ochronę. Mimo tego nie omieszkał się przedstawić. – Jestem brat Tadeusz. Zbieram tu różne specyfiki dla mojego mistrza, Ojca Benedykta. W naszym klasztorze zajmuje się on wytwarzaniem mikstur, napojów i driakwi. Nie widzieliście przypadkiem gdzieś w pobliżu kłączy Zielonołodygnika Bystrokolczastego?

Mnich Tadeusz bardzo nalegał i prosił o pomoc w znalezieniu potrzebnych mu roślin. Z jego opowieści wynikało, że owe kłącza są niezbędne do wyprodukowania Nalewki Tysiąca Ziół. Nazwę skojarzył Dergo.
- Ja to znam! – krzyknął. – Toż to chyba najlepsza rzecz jaką ludzkość wyprodukowała. Mój dziadek i ojciec to pili. Ochom i achom nie było końca, gdy tylko w ich ręce trafiła mała buteleczka tego trunku. Oczywiście, że pomożemy znaleźć ową roślinę...

Dergo już znikał w krzakach, z nosem przy ziemi, rozgarniając rękami gałęzie. Po chwili wrócił z naręczem zielska, które podał mnichowi.
- A jak właściwie owa roślina wygląda?
 
xeper jest offline  
Stary 29-11-2011, 11:16   #103
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Obawiam się, że jak żadna z tych - odpowiedział mnich, przyglądając się przyniesionym przez młodzieńca roślinom. - Choć Byrczek Pospolity też się przyda - dodał, wyciągając jedną roślinę spośród dwudziestu, które podał mu Dergo.
Reszta w zasadzie okazała się chwastami, ale Dergo nie załamywał się z powodu swojej wpadki. Wszak nie był to ani pierwszy, ani ostatni raz.
- To jak to wygląda? - spytał raz jeszcze.
Argena też nie była tego pewna i zaintrygowana spojrzała na mnicha. Generalnie zawsze uważała, że jak się czegoś szuka, to warto wiedzieć jak to coś wygląda.
Mnich zastanowił się przez chwilę. Niestety nie dysponował okazem do pokazania, ani ilustracją z książki. Opisał im niewielką roślinę o ciemnozielonych twardych spiczasto-kolczastych liściach i niezwykle jasnych "łodygach liściowych". Rozróżnił także wygląd liści na niższych łodygach, od tych na jej czubku.
Zaraz potem wszyscy zaczęli szukać rośliny. Krzątali się po najbliższej okolicy z głowami zwieszonymi w dół. Chochliki zaprzestały dowcipkowania i żwawo zabrały się do szukania. Jeśli chodziło o pracę, czy poważne zadania, to potrafiły wstrzymać się od figli i zakasać rękawy. Musiały się sprawić dla swojej Pani. Dla Argeny.
Dwa razy jeden z chochlików podawał mnichowi znalezioną roślinę, pytając tym czynem, czy znalazł to co było potrzebne. Mnich kiwał jednak przecząco głową.

W pewnym momencie Dergo zaczął krzyczeć, że znalazł to czego szukali. Tak się tym ekscytował, że zaczął biec w stronę pozostałych i potknął się o kamień wielkości pięści. Kopiąc go posłał przed siebie i nieomal przewrócił się na ziemię. Chochliki szybko zareagowały lekkim śmiechem. Lecz nieomal natychmiast tylko troje z nich zataczało się ze śmiechu, gdyż czwarty oberwał po głowie kopniętym przez młodzieńca kamieniem i pojękiwał z bólu trzymając się za głowę. Widząc to zdarzenie Argena zachichotała rozbawiona, jej chochliki były takimi zabawnymi szkrabami.
Gdy cała afera dobiegła końca okazało się, że entuzjazm Dergo był w pełni uzasadniony. Mnich bardzo się ucieszył, a następnie poprosił wszystkich i pokazał znalezisko młodego wojownika. Był to zielonołodygnik-bystrokolczasty i teraz wszyscy mogli zobaczyć jak on dokładnie wygląda.


Brat Tadeusz znał się na swoim fachu. Znając wartość roślinki dokładnie ją obejrzał i staranie zaczął zrywać jej listki, w taki sposób, aby nie uszkodzić całości. Wiadomo było, że pozostawienie nienaruszonych korzeni, łodygi i części liści nie uśmierci roślinki, która z pewnością może się przydać w przyszłości.
Gdy listki zostały zebrane, mnich oznaczył miejsce w którym rosła, wbijając w ziemię metrowy, zaostrzony kijek - laskę z charakterystyczną końcówką.

Zaraz potem, razem ruszyli do klasztoru. Ponieważ mnich nie miał konia, Argena i jej orszak tylko prowadzili swoje. Uznali, że nie wypadało... A poza tym, klasztor nie był aż tak daleko.
Po drodze Argena wypytała mnicha o klasztor i jego działalność, Góry Zębate oraz o schody przez nie prowadzące... a także o to co znajduje się za nimi.
Klasztor miał kilka tysięcy lat tradycji, cieszył się dużym szacunkiem i dobrą sławą pomagania podróżnym. Aczkolwiek w przeciwieństwie do większości tego typu instytucji nie poświęcał się wierze w jednego konkretnego boga, ale wspierał wielobóstwo. Oprócz tego wspierał go handel przeróżnymi miksturami, które wedle prastarych recept produkowali mnisi.
Odnośnie Gór zębatych Argena dowiedziała się jakie zajmują tereny i choć użyte nazwy geograficzne nie były jej znane, to zdawała sobie sprawę z ich ogromu... musiała przyznać, że stanowiły taką przeszkodę do przebycia, że za nimi znajdowała się kraina dobra do ukrycia czegoś cennego... na przykład Korony Władzy.
Niestety o tym co znajduje się za górami, oraz o prowadzących tam schodach Argena się nie dowiedziała. O tym musiała porozmawiać ze starszyzną. Brat Tadeusz nie miał do tego upoważnień... ani tak dokładnej wiedzy na ten temat.
Argena rozumiała, że mnisi mogą nie udzielić jej informacji ot tak... ale co do tego przekona się dopiero na miejscu.

Rozmowa zajęła Argenie cały czas drogi. Dergo też się przysłuchiwał. Do klasztoru dotarli szybciej niż się tego spodziewali, być może właśnie dlatego, że zajęli się rozmową.
Klasztor okazał się większym niż Argena się spodziewała. Ogromny budynek z jasnego kamienia, wznosił się nad okolicznymi ośnieżonymi chatami i drzewami, niczym zamek królewski. Na szczycie wysokiej wieży, znajdował się złoty posąg, przedstawiający stojącego na kuli mężczyznę, który wyglądał przez lunetę. Widać było jak posąg ten rzucał na znajdujące się dalej góry, pasmo pomarańczowej poświaty. Zaklęcie, albo po prostu odbijające się światło słońca.


Brat Tadeusz wyjaśnił, że pasmo światła jest ochroną, zaś posąg "wygląda niebezpieczeństw". Nie powiedział jednak przed czym chronią te całe środki ostrożności i czy są magiczne, czy raczej tylko symboliczne. Lekko zaniepokojony Dergo spoglądał to na Argenę to na mnicha.
Mieszkańcy wioski wyglądali na zwykłych ludzi wiodących spokojny żywot. Choć widzieli tylko kilka osób, zanim dotarli do celu, można było przypuszczać, że stereotyp spokojnego wieśniaka ma tu zastosowanie.
Weszli przez bramę główną i znaleźli się w środku. Mieli się spotkać ze starszyzną, a udzielona mnichowi pomoc powinna pomóc im w rozmowie... Przynajmniej taką nadzieję miała Argena.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 09-12-2011 o 14:09. Powód: Uzupełnienie polskich znaków
Mekow jest offline  
Stary 29-11-2011, 21:15   #104
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Gdy wychodzili z jaskini Gogon już na nich czekał
-Witajcie, zwą mnie Gogon, będę wam towarzyszył w trakcie waszej wędrówki.- przedstawił się krótko kłaniając się lekko. Krasnolud nie pozostawał dłużny
-Witaj, mnie zwą Irg a to Cassandra. Cieszy nas, że będziesz podróżować wraz z nami.- powiedział dziarskim tonem. Nie czekając długo cała trójka wyruszyła w drogę, wcześniej uzupełniając zapasy w obozie. Gogon szedł przodem, znał okolicę i drogę, w przeciwieństwie do Irga i Cassandry.

Na początku poruszali się wzdłuż wielkiej kotliny, pomiędzy dwoma górami. Ściany były praktycznie pionowe, krasnolud nie miał pojęcia w jaki sposób zdołają przeprawić się przez pasmo. Tymczasem na drodze poszukiwaczy wrót pojawiało się coraz więcej drzew, aż w końcu weszli oni do lasu. Irg i Cassandra zerkali z niepokojem na swojego nowego towarzysza, gdyż nie było tu wyznaczonej, żadnej ścieżki, i gdyby byli tu sami już na pewno by zabłądzili. Natomiast twarz Gogona oraz pewność jego kroków sprawiały wrażenie, iż doskonale wie dokąd idzie.
-Cóż Gogonie może opowiesz nam coś o sobie?- przerwała nieśmiało ciszę czarodziejka. Wojownik spowolnił nieco kroku
-Więc urodziłem się niedaleko stąd w dużej rodzinie. Jestem najstarszym z 5 braci i 4 sióstr. Tak więc, jako najstarszy z rodu moim przeznaczeniem było zostać wojownikiem. Tak też się stało, w wieku 8 lat zostałem wysłany do specjalnego obozu szkoleniowego, gdzie przez następnych 12 lat pobierałem nauki w sztuce władania orężem.- obrócił głowę aby zobaczyć, czy jego rozmówcy nadążają za opowieścią, gdy okazało się, że tak kontynuował
-W wieku 20 lat zostałem oficjalnie przyjęty do grona dorosłych Wnirów. Od tego czasu posiadam wszystkie prawa, mogę założyć rodzinę, wybudować chatę gdziekolwiek zapragnę. Jednak muszę też stawić się na każde wezwanie mojego wodza, przykładowo tak jak teraz.- zakończył przyśpieszając nieco kroku.
-Rodzinę.- pochwyciła rozmowę Cassandra
-Masz rodzinę?-
-Cóż mam kobietę, póki co nie doczekaliśmy się jeszcze potomka.- odpowiedział krótko Gogon. Nagle zatrzymał się, podszedł do pobliskiego drzewa i zaczął dotykać jego kory ręką.
-Co robisz?- zapytał zdziwiony Irg
-Nie jestem już pewny gdzie mamy iść. Dlatego szukam znaków. Dobra drogę oznaczają drzewa, których kora jest nieco inna niż pozostałych. To takie nasze ukryte znaki- wyjaśnił, po czym podszedł do drugiego drzewa powtarzając czynność
-No to to.- powiedział z nutką dumy w głosie i ruszył przed siebie, Irg i Cassandra tuż za nim.

Powoli las zaczął rzednąć, jednak nie zanikł na dobre. W końcu Gogon doszedł do dwóch małych krzaków i zatrzymał się.
-To tutaj.- powiedział wskazując małą dróżkę, która rozpoczynała się pomiędzy tymi krzaczkami i wiodła nieco do przodu, po czym skręcała w lewo i pięła się do góry.
-Zaczyna się robić mgła, to znaczy, że za niedługo będzie się robić ciemno.- powiedział rozglądając się dookoła Wnir
-Pośpieszmy się.- rzucił i ruszył przed siebie ścieżką. Nie mylił się, po kilkunastu minutach mgła zrobiła się tak gęsta, że cała trójka musiała trzymać się za ręce aby się nie zgubić. Co więcej ścieżka ta zaczęła wić się coraz bardziej i stawać się coraz bardziej stroma. Dodatkowo była bardzo wąska, więc dało się iść tylko i wyłącznie gęsiego, uważając aby nie spaść w dół. Po jakimś czasie, zrobiło się już zupełnie ciemno, właśnie wtedy doszli do kolejnego ostrego zakrętu, jednak na tym dostrzegli prowizoryczną chatkę, z dachem zrobionym z gałęzi jakiegoś drzewa iglastego.
-Tutaj spędzimy noc.- powiedział z uśmiechem Gogon i zaczął rozglądać się za chrustem. Irg uczynił to samo, a Cassandra postanowiła przygotować miejsce pod ognisko. Po jakichś trzydziestu minutach, cała trójka siedziała, rozgrzewając się przy ognisku i smażąc upolowane przez wojowników mięso.
-Czeka nas parę dni takiego właśnie wspinania.- powiedział Wnir smażąc swój kawał mięsa
-A co potem?- zapytał krasnolud, już zajadając się usmażonym posiłkiem
-Potem, gdy już przedostaniemy się przez szczyty, zejdziemy nieco w dół i tam wejdziemy do Ya.- wyjaśnił wojownik

Wnir nie mylił się, zdobywanie szczytu zajęło im trzy dni. Do tego, aby przejść przez pasmo gór musieli poświęcić kolejne dwa dni. Dopiero wtedy natrafili ścieżkę identyczną do tej, którą wędrowali wcześniej. Tym razem rozpoczęło się powolne schodzenie. Krasnolud zauważył, że o wiele łatwiej i bezpieczniej jest wchodzić na górę, niż z niej schodzić. Po paru godzinach doszli do rozdroża. Jedna ścieżka dalej wiodła w dół, natomiast druga odchodziła w bok . Gogon skręcił w tą drugą i tym razem podróżowali już, co prawda w gęstej mgle, ale przynajmniej na, w miarę płaskim terenie. Mgła ustała dopiero następnego dnia koło południa, wtedy to natura sprezentowała trójce poszukiwaczy piękną pogodę. Niebo było czyste, a słońce oświetlało ich drogę. Widoczność była bardzo dobra, grupa poszukiwaczy wędrowała pomiędzy zboczami gór, aż w końcu dotarli to wyrzeźbionych z kamienia schodów. Nie było widać dokąd prowadzą, ponieważ uniemożliwiała to szczelna warstwa chmur. Wnir od razu ruszył w dół schodami. Irg i Cassandra jeszcze chwile napawali się piękną pogodą, po czym ruszyli za wojownikiem.

Droga nie była w cale długa i ciężka. Po kilkunastu minutach cała trójka stanęła na stabilnej ziemi pokrytej śniegiem, jednak dało się zauważyć gdzieniegdzie odwilż i wystające kępki trawy. W tym też momencie, chmury nad nimi się rozwiały i słońce oświetliło cała dolinę.
-Witamy w krainie Ya.- powiedział Gogon z uśmiechem. Cała trójka ruszyła przed siebie. Krajobraz przed nimi coraz bardziej przypominał wiosenny niż zimowy. Z biegiem czasu przecinali lasy oraz mniejsze zagajniki. Właśnie podczas jednego z przejść przez niewielki zagajnik, do ich uszu doleciał ryk. Odwrócili się i ich oczom ukazał się szkaradny potwór, który bardzo mocno kontrastował z przyjemną okolicą.



Gogon wyciągnął miecz i od razu wyszedł naprzeciw niemu, zasłaniając ciałem dwójkę pozostałych towarzyszy. Irg po chwili stał obok niego z młotem gotowym do akcji. Stwór wyglądał na mało zgrabnego, jednak szybkość z jaką dopadł dwóch wojowników, skoczyła ich samych. Zrobili szybki unik i wpuścili potwora pomiędzy siebie. Nie docenili jednak jego ogona, który zaczął atakować to jednego, to drugiego. Krasnolud upadł na ziemie, tak więc cała uwagę potwora skupiła na sobie Wnirze. Gogon mądrze wycofał się, aby Irg spokojnie mógł się pozbierać. Stwór nie zwracał już uwagi na krasnoluda, dzięki czemu ten zdążył się pozbierać i zamachnąć się młotem, uderzając z całej siły potwora. Stwora odrzuciło i oszołomiło, wykorzystał to Wnir, który doskakując do niego, przebił mieczem jego korpus. To wystarczyło, martwe cielsko osunęło się na ziemię.

Irg i Gogon popatrzyli po sobie dysząc ciężko. Po chwili dobiegła do nich Cassadra pytając gorączkowo czy nic im nie jest i zaglądając, czy nie mają jakichś ran. Zaleczyła Irgowi rozciętą skórę, na skutek uderzenia ogona. Po paru minutach, gdy ochłonęli, Wnir znów objął właściwy kurs i ruszył przed siebie. Irg i Cassandra zajęli swoje miejsca za jego plecami i wyruszyli za nim.
 
Aronix jest offline  
Stary 09-12-2011, 20:58   #105
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Argena

W klasztorze było cicho i pusto. Tylko od czasu do czasu czekający na dziedzińcu poszukiwacze, mogli dostrzec przemykające przestronnymi korytarzami, odziane w habity postacie. Ich kroki na kamiennej posadzce były jedynymi słyszalnymi dźwiękami. Ściany korytarzy były gładkie i pozbawione ozdób, gdzieniegdzie ćmił się bladym blaskiem owalny kryształ, pełniący rolę źródła światła. Wszystkie widoczne drzwi, wysokie i zwężające się ku górze, wykonane z jasnego drewna, były pozamykane.

Stali tak i czekali dobre parę minut, aż Argena zaczęła się niecierpliwić, a chochliki rozlazły się na wszystkie strony w poszukiwaniu czegoś do zabawy, gdy w końcu, w głębi korytarza zamajaczyła zakapturzona postać, która szybko podeszła do oczekujących.
- Witajcie w klasztorze – powiedział niezbyt stary, mający nie więcej niż pięćdziesiąt lat mnich. Jego głos nie świadczył, że cokolwiek się przejął czasem, jaki czekali. – Brat Tadeusz już nam o Was wspomniał. Chodźcie za mną.

Poprowadził ich korytarzami w głąb budynku. Kilkakrotnie zakręcali, parę razy przeszli przez drzwi, które zamykały się za nimi bezszelestnie i trzykrotnie wspinali się po szerokich, stromych schodach. W czasie wędrówki po budynku nie dostrzegli nic więcej, ponad to, co zauważyli na początku. Teraz stanęli przed drzwiami, na których widniał symbol złotej kuli.
- Zachowajcie pokorę. Spotykacie się z jednymi z najmądrzejszych ludzi na świecie – przestrzegł mnich i wejście się otwarło. Za drzwiami była ogromna, przytłaczająca swoim rozmiarem hala, której ogrom potęgował znajdujący się w oddali stół, za którym siedziało trzech mnichów. Gdy podeszli bliżej, Argena dostrzegła, że jednym z siedzących jest ten sam, który ich tu przyprowadził. Oglądnęła się w stronę wejścia, ale tam nikogo nie było.

- A więc chcesz zdobyć Koronę, demonico – ni to zapytał, ni to stwierdził siedzący pośrodku, pomarszczony mnich. – Jeszcze długa droga przed Tobą, mimo że Tajemne Wrota są na wyciągnięcie ręki. Nie jesteś jedyną, która zmierza po artefakt. Jednak nie od nas zależy, to komu w ręce wpadnie Korona. To zupełny przypadek, że nasz klasztor został postawiony w tym miejscu, u stóp schodów prowadzących w chmury...
... Te góry wokoło klasztoru pełne są pradawnego zła
– kontynuował drugi z mnichów, gruby i rumiany. – Musisz się poddać próbie zanim udasz się w górę. Znaczy się nie musisz, ale powinnaś. Próba doda Ci sił, albo ulegniesz. Niezbadane są wyroki przeznaczenia...
... Możesz tu zostać jak długo chcesz
– włączył się trzeci mnich, ten za którym podążali w drodze na to spotkanie. – Ugościmy Cię i zapewnimy opiekę, a gdy będziesz gotowa otworzymy dla Ciebie pieczęcie w Najniższej Komnacie. Wówczas wkroczysz na ścieżkę próby.


Irg

Podróż w doliny kraina Ya trwała jeszcze kilka dni. W tym czasie trzyosobowa grupa poszukiwaczy nie napotkała żadnej innej okropności, z którą musiałaby się zmierzyć. Irg trochę był smutny z tego powodu, bo z bezimiennym potworem w górach poszło im bardzo sprawnie. Z tego też powodu nie zachowywali szczególnej ostrożności, zupełnie zadufani we własne siły. Parę razy na niebie dostrzegli wielkie stworzenia, szybujące wysoko w chmurach na błoniastych skrzydłach, ale one nie zwróciły na nich uwagi. Lasy i zagajniki pełne były zwierząt, na które Gogon z przyjemnością polował, popisując się przy okazji swoimi umiejętnościami strzeleckimi. Dzięki temu cały czas mieli świeże mięso. Wody też im nie brakowało, gdyż cały czas szli wzdłuż strumienia spływającego z gór.

Podczas drogi Gogon, poza polowaniem opowiadał o swoim plemieniu, jego zwyczajach, wierzeniach i rytuałach. Wnirowie byli ludźmi głęboko wierzącymi i związanymi ze swoimi siedzibami, przez duchy przodków zamieszkujące ziemię. Kontakt z nimi zapewniali mędrcy pokroju Balzoga Varanika, będący równocześnie kapałanami. Wnirowie byli urodzonymi wojownikami i niemal całe życie spędzali na wojnie, czy to walcząc między sobą, czy też jak teraz, z zewnętrznym zagrożeniem, jakim byli Assasyni.

W końcu dotarli do dna wielkiej doliny, ze wszystkich stron otoczonej skałami. Strumień rozlewał się tutaj szeroko, początkowo meandrując, aby w końcu zamienić się w długie jezioro, którego brzegi porastał las. Cassandra i Gogon wdali się w dyskusję na temat tego, gdzie dalej się udać. Czarodziejka uważała, że należy iść dalej wzdłuż jeziora ku wylotowi doliny a Wnir chciał zbadać lasy znajdujące się na zachodnim brzegu.

- Irgu, zadecyduj co mamy robić – powiedziała w końcu Cassandra. Nim jednak krasnolud zdążył wyrazić własne zdanie, co do kierunku podróży, wody jeziora poruszyły się. Wszyscy z przestrachem spoglądali na zmąconą powierzchnię. Niemalże na samym środku pojawiły się bulgoczące bąble i w fontannie wody, spod powierzchni wynurzyła się pokryta glonami maszkara. Powyginany, okrągły pancerz miał przynajmniej pięć metrów średnicy. Po obu jego stronach wystawały masywne, szponiaste, pokryte kolczastymi wypustkami odnóża. Głowa, niewielka w stosunku do reszty ciała, znajdowała się na długiej, segmentowanej szyi. Zaopatrzona była w szerokie, pełne ostrych jak szpilki zębów i czworo oczu, po dwa z każdej strony. Z czoła wyrastał pojedynczy, spiralny róg. Potwór płynął w stronę przeciwległego brzegu i już po chwili zaczął się taplać w pokrywającym go błocie, przeciskając się między trzcinami. Przerażone kaczki wzbiły się w niebo.
- To co? Wyszło na moje, nie? – stwierdził Gogon, wyjmując z pochwy miecz i z nadzieją patrząc na Irga. – Nie wiem co to jest, ale chyba warto na to zapolować.
 
xeper jest offline  
Stary 16-12-2011, 20:21   #106
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Argena zamieniła jeszcze z mnichami parę słów. Dowiedziała się, między innymi że będzie mogła zrobić niedrogie zakupy, wybierając coś spośród ich znakomitych zbiorów, tudzież składając specjalne zamówienie. Cała rozmowa przebiegała bardzo spokojnie, mimo iż gospodarze wiedzieli kogo goszczą i nie kryli się z tą wiedzą. Argena była z tego bardzo zadowolona, choć starała się nie stracić czujności.
Zaraz po rozmowie powitalnej Argena, Dergo i chochliki zostali odprowadzeni do ich pokojów. Młoda para miała jeden, zaś maluchy drugi - oba były na pierwszym piętrze, tuż obok siebie.
Oczywiście jedną z pierwszych rzeczy jakie Argena musiała zrobić to rozmówić się z chochlikami. Zabronić im rozrabiać i zachowywać się zbyt głośno było bardzo ważną rzeczą. W obecnej sytuacji nie mogła sobie pozwolić, aby przyłapano je jak skaczą na łóżkach, bujają się na żyrandolu, czy co tam jeszcze mogły wymyślić dla zabawy. Bez wyraźnego polecenia mogło by być różnie, jednak po tym jak je ostrzegła mogła już być spokojna, że nie wyrządzą żadnego numeru.
Wróciła do ich pokoju, gdzie Dergo rozpakował już najpotrzebniejsze rzeczy i rozgościł się nieco zdejmując kolczugę.
- Dzisiaj zobaczymy co mają w zbiorach. Może trafimy coś dobrego, magicznego. Jutro od rana przystąpię do ich próby. Zobaczymy z czym przyjdzie mi się zmierzyć - powiedziała Argena.
Dergo pokiwał głową, ale przyglądał sie jej z zaciekawieniem.
- A skąd oni wiedzieli, że jesteś... demonem? - spytał nieśmiało.
- Nie jestem pierwszym demonem, który tu gości. Widzieli już nie jednego. Są też pewne sposoby wykrywania, zaklęcia i magiczne przedmioty. Zdarza się - odpowiedziała Argena siadając wygodnie w fotelu i wyciągając nogi.
- Pamiętasz czarownicę, która dała mi amulet? Ona też wiedziała... A ci w tym małym zameczku za skraju klifu, wiedzieli kim jestem jeszcze zanim się z nimi spotkałam - powiedziała jeszcze.
Dergo nic nie odpowiedział i jedynie przyglądał się jej, głęboko nad czymś zamyślony.
- To magia Dergo... Nie znasz się na niej, a to że nie spotkałeś wcześniej demona jest raczej normalne. Zdziwiła bym się, gdybyś mnie rozpoznał. Wtedy bym coś podejrzewała - powiedziała, gdyż wydawało jej się, że młodzieniec potrzebuje usłyszeć coś w tym stylu.
Wojownik uśmiechnął się do niej zadowolony. - Dziękuję - powiedział tylko i przytulił się do niej.

Gdy tylko chwilę odpoczęli, udali się na dół, aby zobaczyć zbiory mnichów. Wcześniej Argna sądziła, że może coś kupią, jednak już po paru minutach oglądania dostępnych przedmiotów, pozostała tylko kwestia tego co wybrać i na co ich stać. Sprzęt był naprawdę dobrej jakości i ciężko było nie skorzystać z wyjątkowej oferty klasztoru.
Naprawdę było w czym wybierać. Księgi, zwoje, mikstury, biżuteria, przedmioty codziennego użytku oraz oczywiście broń i zbroje. Wszystko naprawdę dobrej jakości, a i duża część z nich posiadała magiczne właściwości.
Argena chciała kupić Dergo lepszy miecz. Wypatrzyła mu nawet taki magiczny, z zielonego kryształu... ten kosztował jednak trzysta złotych monet, wiec musieli by mocno kombinować, aby dobrze sprzedać im miecz który Dergo posiadał obecnie... i pewnie nie tylko. Młodzieniec jednak nie chciał, aby ta poświęcała dla niego wszystkie pieniądze. Dobrze czuł się z tym co miał. W ogóle nie mogli sobie pozwolić na magiczne przedmioty, gdyż zwyczajnie nie było ich na nie stać.
Spośród niemagicznych było jednak z czego wybierać. Dergo nie chciał i nie potrzebował żadnej zbroi, gdyż jego kolczuga, choć była już stara, całkowicie spełniała swoją funkcję.
Argena starała się ukryć fakt, że podoba jej się możliwość wydania pieniędzy tylko na siebie. Broń miała dobrą, poza tym nie rozstała by się z mieczem, który otrzymała od ojca. Pancerz... to przydało by się ulepszyć, gdyż parę razy już się zawiodła. Jej skórzana zbroja: napierśnik, spódnica i buty, zrobione ze skóry "czarnego demona" były praktyczne, gdyż każde uszkodzenie czy raczej rozcięcie zrastało się w ciągu kilku dni, a co ważniejsze strój dopasowywał się rozmiarami do nosiciela. Argena mogła w nim spokojnie zmieniać postać z naturalnej na ludzką, bez obaw że coś porwie na strzępy, lub będzie "pływać" w czymś za dużym o pięć rozmiarów. Dokładanie do niej elementów z metalu okazało by się niepraktyczne i mogło nawet uniemożliwić dopasowywanie się rozmiarem. Ale mogła dokupić coś nowego.
Oglądała hełmy. To, że nie dopasowywały się rozmiarem do nosiciela było jeszcze do przyjęcia, ale jeśli miała by już kupować, to na rozmiar swojej naturalnej postaci. W tej będzie toczyła cięższe boje wykorzystując możliwość latania i wtedy hełm bardziej jej się przyda niż na co dzień.
Dostępny pancerz wyglądał naprawdę dobrze, ale Argena szybko zauważyła, że nie ma jej rozmiaru, nie wspominając o miejscu na rogi.
- Możemy zrobić na miarę, nie ma najmniejszego problemu. Brat Gerwazy potrafi wykuć nie takie cudeńka - powiedział jeden z oprowadzający ich mnichów, gdy usłyszał jak żaliła się Dergo na rozmiar swojej głowy.
Argena ucieszyła się niezmiernie i szybko wybrała sobie wzór, z jednego z oferowanych hełmów. Potem już tylko przybrała swoją naturalną postać i pozwoliła aby mnisi spokojnie mierzyli jej głowę i rogi, co zajęło im dobrych kilka minut. Zamówienie zostało złożone, a następnego wieczoru hełm miał już czekać odebrania.
Argena wiedziała, że wyda na niego prawie połowę pieniędzy, ale nie przeszkadzało jej to ani trochę. Warto było skorzystać z okazji jaka im się nadarzyła. Potem Argena oglądała już dosłownie wszystko. Ona musiała zobaczyć wszystko, aby wybrać to co uzna za najbardziej przydatne. Pod koniec dnia i ich wycieczki, przez moment wahała się pomiędzy miksturą uzdrawiającą, a dość unikalną tarczą z kolcami, która mogła spokojnie sprawić się jak najeżona kolcami maczuga. Dość szybko jednak uznała, że mając taką tarczę może nie będzie potrzebowała leczenia... a nawet jeśli, to lepiej mieć coś trwałego, niż jednorazowego użytku.


Wybrała jedną z dostępnych tarcz, okrągłą i mocną, ale nie za ciężką, z naprawdę solidnie wykonanymi metalowymi kolcami. Wiedziała, że choć nie przywykła do używania elementów obronnych, to na pewno będzie potrafiła zrobić z niej dobry użytek - czy to broniąc swego życia, czy odbierając je przeciwnikowi.
Po tym zakupie zostało jej raptem kilkanaście monet... Może tam dokąd się teraz udadzą, nie będą potrzebowali pieniędzy, a właśnie zakupionego sprzętu... a jak nie, to z ich pomocą łatwiej będzie coś zarobić - była to więc inwestycja, a nie wydatek.

Argena i Dergo wrócili do swego pokoju dość późnym wieczorem. Nie tracąc na nic czasu zjedli pozostawioną dla nich kolację i umyli się przed snem.
Sen jednak nie był Argenie jeszcze pisany. Przytulający się do niej Dergo, zadawał jej przeróżne pytania odnośnie demonów i samej Argeny. Oczywiście mogła go zbyć prostą odpowiedzią: "milcz i śpij, albo wylądujesz na podłodze!", ale tego nie zrobiła. Podobało jej się podejście młodzieńca, a i pytania były dość trafne. Chciała zaspokoić jego ciekawość, aby ani trochę się jej nie obawiał... Leżeli tak i rozmawiali jeszcze pół nocy, zanim wreszcie zasnęli.

Obudzili się koło południa, choć mieli wrażenie, że jest jeszcze wcześnie rano i chętnie by jeszcze pospali. Argena od razu stwierdziła, że tego dnia nie przystąpi do żadnej próby. Musiała być wypoczęta.
Argena spędziła resztę dnia na odpoczynku, zarówno fizycznym jak i psychicznym. Poleżeli, zjedli obiad w towarzystwie kilkuset mnichów, zwiedzili większość klasztoru, podziwiali widoki z okien i obejrzeli małe przedstawienie w wykonaniu ich czterech chochlików. Na koniec nie zapomnieli też odebrać hełmu, który okazał się idealnie pasować i chronić nie tylko głowę i szyję, ale także rogi demonicy.
Drugiego dnia pobytu w klasztorze, choć nie byli aż tak zmęczeni, położyli się dość wcześnie... Aby trzeciego, zaraz po śniadaniu, Argena mogła zgłosić swoją gotowość do podjęcia się próby.
 
Mekow jest offline  
Stary 17-12-2011, 00:23   #107
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Krasnolud zerknął na Cassandre
-Ubijemy stwora, zobaczymy zachodni brzeg, a jeżeli nie będzie tam nic ciekawego ruszymy zgodnie twoimi wskazówkami zgoda?- zapytał, Cassandra tylko przewróciła oczami i wymamrotała pod nosem coś w stylu
-Jak dzieci..- Irg uznał to za zgodę i wyciągnął młot
-Jak myślisz Gogonie, gdzie to coś ma słaby punkt?- zapytał kierując wzrok na Wnira
-Cóż…póki co nie wiem. Myślę, że ty będziesz odwracał jego uwagę walcząc wręcz, a ja będę go atakował z dystansu, być może natrafię na jakieś czułe miejsce. Co ty na to?- odpowiedział uważnie obserwując stwora wojownik
-Dobry pomysł, w ostateczności obydwoje rzucimy się na niego.- odpowiedział z uśmiechem krasnolud
-Proponuje przejść prawym brzegiem, tamtym zagajnikiem…kończy się blisko stwora, więc zyskamy jakiś element zaskoczenia.- dodał wskazując palcem obraną drogę
-Świetny pomysł. Prowadź!- zakrzyknął Gogon i ruszył tuż za Irgiem. Czarodziejka wolała zachować bezpieczny odstęp, więc ruszyła za nimi dopiero po jakiejś chwili.

Ostatni etap trasy wojownicy pokonali bardzo wolno i cicho, aby nie zdradzić swojej obecności. Jednocześnie obserwowali stwora. Ten taplał się w bajorze co jakiś czas, a obok miał ułożony mały stos ryb, które prawdopodobnie sobie upolował. Co kilka chwil pożerał jedną z nich, po czym wracał do taplania się. Tworzył przy tym niemały hałas, więc podejście go nie było takie trudne. Krasnolud i Wnir przycupnęli, przy ostatniej kępie krzaków dzielących ich od potwora. Byli od niego oddaleni o jakieś pięćdziesiąt kroków, do tego znajdowali się na wysokości jego prawego, tylniego boku, więc dalej pozostawali niezauważeni. Irg zerknął na Wnira, ten pokiwał twierdząco głową naciągając cięciwę łuku i przygotowując strzałę do wystrzelenia. Krasnolud odczekał chwilę, po czym wyleciał z rykiem maniakalnego zabójcy z Kraków, kierując się w Prost na stwora, nie bacząc na wodę i trzcinę, które towarzyszyły mu w ostatnim etapie jego przeprawy. Zanim potwór zorientował się, że jakaś mała brodata kulka biegnie ku niemy wrzeszcząc, otrzymał potężny cios młotem w swoją zbroję. Był o zamierzony ruch, zbroja wgięła się zadając duży ból Potworowi i lekko go oszałamiając. W rytm ryku, tym razem stwora, Irg podbiegł do potwora od przodu i uderzył go w miejscu, gdzie mniej więcej kończyła się szyja. Trafił idealnie poza zbroję, to spowodowało kolejny ryk bólu i otrząśnięcie się stwora. Ten cofnął się szybko, i zaatakował wściekle głową. Irg uskoczył na prawo, jednak w tym samym momencie dostał w plecy z potężnego ogona. Krasnoluda odrzuciło na lewo, musiał się szybko pozbierać, gdyż rozwścieczony potwór szarżował wprost na niego. Irg wstał i zaczął się cofać dość szybko, jednocześnie wymachując młotem aby nie dopuścić potwora zbyt blisko siebie. Po chwili uników i wymiany uderzeń, stwór ustawił się tyłem do krzaków w których schowany był Gogon. Wnir właśnie na to czekał, wycelował i wypuścił strzałę, która ugodziła potwora w szyję, tuż pod głową. Stwór zawył przeraźliwie i odwrócił łeb, to z kolei wykorzystał krasnolud, który ugodził stwora z lewej strony potężnym zamachem. To znów sprowadziło uwagę potwora na niego, dzięki czemu Gogon mógł znowu dokładnie wycelować i wypuścić strzałę, która ugodziła potwora również w szyję, jednak nieco niżej niż poprzednia.

Wreszcie potwór zorientował się, że jest osaczony, więc zaczął zachodzić Irga od strony wody. Krasnolud unikał zaciekłych ataków to ogona, to łba i sam celnie na nie odpowiadał. W końcu ciągle atakowany stwór, zaczął opadać z sił, jego ataki nie były już tak zaciekłe i szybkie jak na początku. Skupił on całą uwagę na Irgu, więc Gogon postanowił zakończyć starcie i powoli zaczął zachodzić stwora od tyłu. Gdy znalazł się na odpowiedniej pozycji i wyczekał na odpowiedni moment, zatopił miecz w cielsku potwora i z niewiarygodną zwinnością wdrapał się na stwora opierając się na mieczu. Potwór zaczął się wściekle szamotać, ale już po chwili oszołomiło go potężne uderzenie młodu krasnoluda, wykorzystując to Gogon wyciągnął miecz, dopadł do szyi stwora i przebił ją swoim ostrzem. Reakcja była natychmiastowa, wielkie bezwładne cielsko osunęło się do wody, a Wir zeskoczył z niego tuż obok Irga
-Noo ładnie poszło!- zaśmiał się
-Tak jest, piękna walka gratulacje!- odpowiedział niemniej zadowolony krasnolud. Wojownicy zaczęli dokładniej oglądać swoją zdobycz
-Myślisz, że to jadalne?- zapytał Gogon
-Czy ja wiem, sprawdzimy to potem, najpierw rozejrzyjmy się tutaj- odpowiedział krasnolud wskazując na zagajnik. Po chwili dobiegła do nich Cassandra pogratulowała im walki i uleczyła Irgowi ranę na przedramieniu, po cym cała trójka skierowała się ku okazałemu zagajnikowi.
 

Ostatnio edytowane przez Aronix : 17-12-2011 o 00:34.
Aronix jest offline  
Stary 22-12-2011, 17:47   #108
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Argena

Wyekwipowana w nowy sprzęt, wypoczęta i pełna zapału Argena, stawiła się w wyznaczonym miejscu, dokładnie tam gdzie kazali jej mnisi. Czekało na nią trzech zakonników, w jednym z nich rozpoznała fajtłapowatego zielarza, brata Tadeusza. Ten na powitanie, zamiast pokornie pochylić głowę w ukłonie, szeroko się uśmiechnął i pomachał do niej ręką.
- A więc jesteś gotowa Argeno – bardziej stwierdził niż zapytał najstarszy z mnichów. Był wychudzony niczym patyk, a skóra wisiała na nim tak, jakby ktoś odessał z niego całą tkankę. Oczy miał przekrwione, ale czujne i rozbiegane. – Jestem Ojciec Gerwazjusz, Strażnik Przejścia. To pod moją opieką zejdziesz do Najniższej Komnaty.

Patykowatym palcem wskazał na znajdujące się obok drzwi, zaopatrzone w pokaźnych rozmiarów zamek. Argena dopiero teraz zauważyła, że na szyi starca, na grubym łańcuchu wisi masywny, żelazny klucz. Gerwazjusz chwycił klucz i podszedł do wrót. Żeby przekręcić klucz w zamku potrzebował pomocy trzeciego z mnichów. W końcu zamek kliknął, a drzwi uchyliły się z głośnym jękiem zawiasów. Do korytarza buchnęło stęchłe, zimne i wilgotne powietrze. Mnisi zapalili lampę i starzec poprowadził ich w głąb ciemnego tunelu.
- Pewnie zastanawiasz się co tu robię – odezwał się niespodziewanie Tadeusz. – Mianowicie będę Ci towarzyszył w wędrówce. To dla mnie wielki zaszczyt, że Ojcowie wybrali właśnie mnie. Jestem bardzo ciekawy, co takiego kryje się pod górami. Krążą różne plotki, ale są one raczej niepotwierdzone, gdyż według najstarszych kronik, ostatnim śmiałkiem, który wyszedł z podziemi żywy, był Kavarastino Xigalla, a było to osiemset trzydzieści lat temu...
- Bracie Tadeuszu, czy mógłbyś zamilknąć – gniewnym tonem warknął Gerwazjusz i dalszą drogę pokonywali w milczeniu. W końcu dotarli do stromego szybu, szerokiego na pięć metrów, w dół którego wiły się kręcone schody. Strażnik Przejścia wskazał je palcem i bez słowa ruszył w dół.

- Siedemset jedenaście – po jakimś czasie odezwał się Dergo. Schodzili dalej.
- Dziewięćset dwadzieścia jeden – powiedział znowu, tym razem w momencie, kiedy stanęli u stóp szybu. Było tu zimno i mokro, woda skraplała się na ścianach i tworzyła kałuże na podłodze. Ojciec Gerwazjusz wcisnął pochodnię w uchwyt i podszedł do masywnych, wykonanych z czarnego żelaza wrót, przegradzających dalszą drogę. Z kieszeni wyciągnął mały, złocony kluczyk, którym bez trudu otworzył znajdujące się na obu skrzydłach zamki.

- Powodzenia – powiedział i ukłonił się nisko, po czym zrobił krok w bok, umożliwiając pozostałym podejście do portalu. Przejście ziało pustką i zimnem. Coś w mroku syczało i skrobało, słychać było też miarowe uderzenia kropel spadających z sufitu. Brat Tadeusz wyciągnął niewielki kryształ i potarł go, dzięki czemu kamień zaczął emanować światłem. Uśmiechnął się, ale był to uśmiech wymuszony, widać było, że młodzian się boi. Podobnie wyglądał Dergo i Argena zastanawiała się, czy i sama nie ma podobnego wyrazu twarzy. Jednak to ona zrobiła pierwszy krok...

Natychmiast owionęło ją straszne zimno i poczuła jak coś usiłuje wgryźć się jej do umysłu. Zobaczyła przed sobą, jeszcze czarniejszą od spowijającej wszystko czerni, postać odzianą w długie szaty. Spod kaptura patrzyły na nią lśniące srebrnym blaskiem oczy.


- To pierwsza z prób. Zwalcz ją i idź dalej – usłyszała gdzieś z oddali. Widmo ponowiło atak, a głowa Argeny zapulsowała bólem.


Irg

Gogon przez chwilę grzebał przy zabitym potworze, aż w końcu z dumą zaprezentował zdobyte trofea – dwa ostre, długie zęby i długi, spiralny róg, który zdobił czoło potwora. Schował zdobycz do plecaka, powyciągał jeszcze kilka strzał, które nadawały się do ponownego użytku i pogwizdując podszedł do Cassandry.
- To jak panienko, gdzie teraz idziemy?
– zapytał nonszalancko. Czarodziejka odwarknęła coś i skończyła opatrywać krasnoluda.
- Przecież chyba Irg wyraźnie powiedział, że chce sprawdzić ten zagajnik – odpowiedziała. – To on tu jest szefem.

Cała trójka ruszyła w stronę zagajnika, porastającego brzeg jeziora. Drzewa nie rosły gęsto, a poszycie składało się głównie z paproci. Przez chwilę chodzili pomiędzy drzewami, wypatrując czy nie czai się tu jakieś zagrożenie, ale las był cichy i spokojny.
- Tutaj! – krzyknęła nagle Cassandra i obaj wojownicy pobiegli w jej stronę. Czarodziejka stała na małej polance i wskazywała coś palcem. Wzrok Irga podążył w tamtą stronę. Między drzewami wznosiły się kamienne ruiny. W tym momencie znajdowali się naprzeciw długiego, rozwalonego muru i jednej z bram, prowadzących do wnętrza kompleksu.


- To na pewno ruiny starożytnych Yagów – powiedział z przestrachem Gogon. Zaraz też wyjaśnił. – W naszych legendach pojawiają się Yagowie, pół ludzie-pół małpy. Są oni źli i porywają dzieci, żeby zamieniać je w podobne sobie, żywiące się surowym mięsem istoty. Yagowie potrafią też rzucać czary i sprowadzać zły los samym spojrzeniem. Na pewno musimy tam iść?
- A co boisz się?
– zaśmiała się Cassandra. – Przed chwilą byłeś takim chojrakiem, to teraz chodź!

Sama, nie czekając na innych skierowała się do ruin. Wspięła po kamieniach i po chwili zniknęła po drógiej stronie. Gogon i Irg pobiegli za nią. Gdy wspięli się na mur, zobaczyli, że ruiny zajmują cały widoczny obszar. Wznosiły się tu pokruszone domy, okrągłe spichrze, kamienne ściany warsztatów. Dostrzegli także zrujnowaną świątynię, sądząc po resztkach wieży i ozdobnych płaskorzeźbach. Wszędzie panowała cisza, a między rozsypującymi się budynkami unosiły się pasemka mgły.
- Tutaj nie ma nic groźnego – orzekła Cassandra klucząc między krzakami i zwałami kamieni. – Nikogo tu nie ma...

Skręciła za róg, niknąc mężczyznom z oczu, a potem usłyszeli trzask i krótki, urwany krzyk. Gdy dobiegli do miejsca, w którym zniknęła kobieta, dostrzegli dziurę w ziemi. Najwyraźniej pod ruinami musiały być jakieś lochy lub piwnice i Cassandra tam wpadła.
- Cassandra! Hej! Odezwij się! – krzyczał do dziury Gogon, ale odpowiedzi nie było. Czarodziejka upadając musiała stracić przytomność, albo stało się jej coś gorszego.
 
xeper jest offline  
Stary 05-01-2012, 18:10   #109
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Dwaj wojownicy spojrzeli na siebie
-Wchodzimy!- powiedzieli praktycznie w tym samym czasie zdecydowanym głosem. Irg wstał i podniósł niewielki kamień leżący nieopodal, po czym rzucił go do dziury. Po chwili usłyszeli jak upadł na kamienną posadzkę
-Nie jest wysoko… damy radę bez zbędnych ceregieli- powiedział Gogon poprawiając nieco swój miecz. Po chwili dwaj wojacy skoczyli w dół, wysokość okazała się nieco większa, niż początkowo przypuszczali, tak więc był on nieco bolesny. Mimo to szybko się pozbierali, a Wnir rozpalił pochodnię. Znajdowali się w niewielkim korytarzu, co więcej kończył się on tuż za ich plecami, więc mieli wyboru tylko jedną drogę.

Po kilkunastu minutach zagłębiania się w podziemiach Irg zrozumiał, że mają coraz większą szansę na spotkanie tych dziwnych stworzeń, o których wspominał Gogon
-Ci Yagowie…jak walczą?- zapytał, Wnir spojrzał na krasnoluda
-Cóż, tak naprawdę, to niewielu miało okazję stanąć z nimi do walki.- rozpoczął, a dźwięk jego głosu odbił się echem od kamiennych ścian korytarza
-Jednak na nasze szczęście mój ojciec dostąpił takiej okazji podczas III Wojny Plemiennej. O samym konflikcie rozwodzić się nie będę, po prostu wraz z oddziałem uciekali przed armią wroga. Los chciał, że trafili do podziemi, takich jak te. Wyszła z tego tylko połowa z nich…co do samych opowieści ojca to Yagowie są mniej więcej o głowę wyżsi od nas, nie są może silni ale bardzo zwinni oraz skoczni, co więcej mają bardzo długi ogon, którym mistrzowsko się posługują. Mój ojciec dostał z niego w lewe ramie, i mówił, że nawet przez zbroje bolało go bardziej niż jakby dostał batem.- wojownik przerwał na chwilę i wyciągnął zza pasa niewielką buteleczkę, pociągnął mały łyk i skrzywił się lekko
-Tak więc myślę, że sam rozumiesz, że wolałbym się z nimi nie spotkać-zakończył zerkając znów na krasnoluda
-Cóż rozumie, a wiesz może dlaczego mogliby zabrać Cassandrę?- zapytał Irg
-Nie mam pojęcia, jak mówiłem, oni ponoć tylko dzieci porywają, nie wiem czy ich magia działa tak samo na dorosłych.- odpowiedział wzruszając ramionami wojownik
-Mam tylko nadzieję, że nic jej nie zrobią- dodał

Po jakichś trzydziestu minutach korytarz zaczął się poszerzać i w końcu przed wojownikami ukazała się pokaźnych rozmiarów grota, pry ścianach walały się jakieś szmaty, zardzewiałe miecze i resztki pancerzy. Pośrodku natomiast stał duży, prymitywny stół, z belami drewna, jako krzesłami po obu jego stronach. Blat stołu był wyraźnie zabarwiony czymś czerwonym…wyglądało to na krew. Poza tym z którego przyszli wojownicy, grota miała jeszcze trzy wyjścia, jedno naprzeciw, jedno po prawej i jedno po lewej
-To chyba ich sala spotkań.- powiedział szeptem, wyraźną nutką strachu w głosie Gogon.
-Więc czemu tu nikogo nie ma?- zapytał krasnolud dobywając topora i powoli wchodząc w głąb Sali. Zerknął na ścianę po prawej stronie, widniał na niej rysunek jakiegoś stwora, a w około niego poustawianych było kilkanaście świeczek, wyglądało to jak mały ołtarz.
-Wiesz co to?- zadał kolejne pytanie krasnolud
-Nie wiem dokładnie, możliwe że coś czemu oni oddają cześć.-odpowiedział krocząc tuż za Irgiem Wnir.
- Popatrz.- dodał wskazując ręką nad wejście po prawej stronie. Wzrok Irga podążył tuż za jego palcem. Znajdowało się tam dziwne malowidło



-Ten rysunek mówi o tym, że to jest wejście do pomieszczenia dla magów.- wyjaśnił Gogon
-A tamto malowidło…- przeniósł palec nad wejście po lewej stronie groty



-Ono oznacza ze to wejście do pomieszczenia dla wojowników.-powiedział półgłosem
-Musimy zobaczyć, czy nie ma tam Cassandry- odpowiedział krasnolud powoli zbliżając się do sali dla magów. Wyglądała ona podobnie do pierwszej groty, z tym, że przy ścianach było masę czegoś w rodzaju siana bądź trawy…prawdopodobnie służącej za posłanie. Sala była również pusta, więc krasnolud przeszedł do Sali dla wojowników. Tam było dokładnie tak samo. Wymienił więc porozumiewawcze spojrzenie z Gogonem i ruszyli do trzeciego wejścia, które okazało się początkiem następnego korytarza.

Po kilkunastu minutach Wnir musiał zmienić pochodnię, co gorsza nigdzie nie natrafili na znaczący ślad Cassandry…jednak innej drogi nie potrafili zauważyć, więc parli na przód. Co więcej, brak obecności Yagów, również był dziwny tak więc ich wątpliwości tylko się wzmagały. Mieli cichą nadzieję, że w miarę szybko stanie się coś co pomoże im wyjaśnić tą dziwną sytuację.
 
Aronix jest offline  
Stary 06-01-2012, 01:59   #110
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ból głowy nasilał się z każda chwilą. Był trudny do zlokalizowania i określenia. Agena czuła się, aby jej własne myśli sprawiały jej ból. Odruchowo złapała się lewą dłonią za głowę i jęknęła rozdrażniona. Zachwiała się na nogach i podparła się prawą ręką o ścianę. Naprawdę źle się czuła. Ból nasilał się odbierając jej własną wolę, kontrolę nad ciałem i siły. Przez chwilę Argenie zdawało się, że zaraz zemdleje.
- Argeno - jęknął z troską wyraźnie wystraszony młodzieniec. Widział, że zasłabła i obawiał się o los swojej ukochanej. Podparł ją ramieniem, pilnując aby się nie przewróciła... obecnie więcej zrobić nie mógł.
Argena zdała sobie sprawę, że to mentalny atak widma. Że rozpoczęła pojedynek z nim i co ważniejsze - przegrywa go.

Nie mogła do tego dopuścić! Nie mogła się poddać, pozwolić się pokonać jakiejś zjawie. Stanęła twardo na nogach, a następnie szybko dobyła miecza i rzuciła się na przeciwnika. Walka była bardzo nietypowa. Argena sprawnie i celnie machała mieczem, ale ten przelatywał przez widmo jak przez dym, nie czyniąc mu żadnej szkody.
"Zabije cię, zobaczysz. Won mi z mojej głowy" - przemknęło jej przez myśli.
- Dobrze - usłyszała głos z oddali i rozpoznała w nim brata Tadeusza.
Ciężko powiedzieć, czy to ten ból głowy odebrał Agenie pogląd sytuacji, czy po prostu jej umysł domagał się przerwania nasilającego się bólu. W każdym bądź razie jej działania poskutkowały, bo ten ustał jak ręką odjął.
- Skupiłaś swe myśli. To dobrze, ale to nie zapewni zwycięstwa. Zaatakuj mentalnie - usłyszała głos z oddali i rozpoznała w nim brata Tadeusza.

Argena nie bardzo wiedziała jak zaatakować. Wyobraziła sobie jak atakuje widmo mieczem, ale w jej głowie ostrze zadawało normalne obrażenia, jak by trafiło na prawdziwe ciało... a raczej na zbroję, jak się po trzecim ciosie okazało.
Ból głowy powrócił i Argena zacisnęła zęby. Średnio radziła sobie ze słabościami, była przyzwyczajona do tego, że jest silna. Widmo wdarło się jej do głowy i drążyło coraz głębiej i głębiej...
Przeciwnik stawał się coraz większy i większy, także pomieszczenie rosło proporcjonalnie do niego. Mimo potwornego bólu głowy, Argena zdała sobie sprawę, że to nie wszystko rośnie, tylko to ona maleje.
Wtedy wokół widma, pod jego nogami - zakładając że ma takowe, pojawiło się kilka kotów. Czarnych, szarych... i bardzo przerażających. Ból głowy nasilił się, a strach przed krwiożerczymi bestiami sprawił, że Argena krzyknęła jakby ją ktoś zranił... tak się poczuła. Zaraz potem poczuła, że zaraz upadnie na posadzkę.

Nie! Nie mogła do tego dopuścić! Nie wolno jej było przegrać!
Otworzyła w umyśle bramę do połączenia jaźni z zamiarem zaatakowania. Argena przekroczyła próg a jej oczy zaświeciły płomiennym blaskiem. Spojrzała w stronę widma, ognistym wzrokiem pełnym gniewu, nienawiści i żądzy śmierci. Jej nie wolno było przegrywać! Przegrana oznaczała hańbę i śmierć, co w jej języku było jednym i tym samym słowem.
Zaraz potem kobieta cała stanęła w płomieniach. Jej ogień nie groził - była demonem i płomienie były jej sprzymierzeńcami. Ona sama je wywołała. Ogień był jej bronią.
Wszystko było już normalnych rozmiarów i choć ból głowy nie ustępował, ale Argena nie obawiała się już niczego. Strach i poddawanie się bólowi poszły w niepamięć, zlekceważyła je zastępując swe myśli i uczucia na chęci zemsty. Ogień szybko rozprzestrzenił się po pomieszczeniu, ale tam gdzie Argena go kierowała. Koty widma spłonęły szybko i boleśnie, a zaraz potem sama czarna postać stanęła w ogniu. Widmo paliło się mocno, a demonica aż wyszczerzyła zaciśnięte ze złości zęby. Wkrótce jej przeciwnik zamienił się w kupkę popiołu i został zdmuchnięty przez lekki podmuch wiatru.
Zadowolona z siebie Argena zamknęła bramę umysłu i powróciła do rzeczywistości - widmo przegrało i rozpłynęło się w nicość.


Argena odetchnęła z ulgą. Słabo się czuła, ale ostatecznie pokonała widmo.
- Gratuluję. Teraz możesz iść dalej - powiedział brat Tadeusz, wyraźnie z czegoś zadowolony.
Kobieta zebrała się w sobie. Na wystraszone i zaniepokojone spojrzenie Dergo odpowiedziała szczerym uśmiechem. Młodzieniec nie wytrzymał i rzucił się w jej ramiona.
- Nie martw się Derguś. Wszystko jest dobrze - powiedziała Argena przytulając swego wybranka. Wyglądało na to, że wystraszył się tak samo jak ona, a jego strach o nią zdradzał troskę. Argena wiedziała, że darzy on ją uczuciem, ale teraz miała już na to konkretny przykład.

Nie tracąc więcej czasu przeszli przez tunel. Przejście wyglądało dość topornie i można by pomyśleć, że jego budowa jest prastarym dziełem trotlodytów.
Dotarli do starych, metalowych drzwi. Brat Tadeusz miał odpowiedni klucz i po kilku chwilach poradził sobie ze starym zamkiem i otworzył przejście. Otworzył drzwi na oścież i przepuścił Argenę i Dergo przodem.
Weszli do kolejnego pomieszczenia. Niewielki, zdawało by się idealnie okrągły pokoik, miał po środku dość cienką okrągłą kolumnę, oraz kilka par nieomal identyczne wyglądających drzwi, które pokrywały nieomal całą ścianę.
- To druga próba, musisz znaleźć odpowiednie wyjście - powiedział brat Tadeusz, który nie wszedł z nimi do pokoiku i zamkną za nimi drzwi... choć chyba nie na klucz.

Argena zastanawiała się przez chwilę, myślała, że ma sporo czasu do namysłu, ale dość szybko zauważyła, że sufit się obniża i zapewne ma zamiar ich zmiażdżyć. Odruchowo wyciągnęła ręce do góry i zaczęła go spowalniać. Nie liczyła, że uda jej się całkiem go całkiem powstrzymać. Spodziewała się jedynie, że zyska na czasie, podczas gdy Dergo upora się z drzwiami... Okazało się jednak, że sufit był jak dla niej dość lekki i całkowicie powstrzymała jego obniżanie się.
- Spróbuj otworzyć te drzwi - powiedziała do Dergo.
- Które? - spytał zdezorientowany.
- Te na przeciwko wejścia - zdecydowała kobieta. - A potem wszystkie po kolei. Może któreś będą otwarte - dodała.
Gdy Dergo otworzył pierwsze drzwi, okazało się, że za nimi była lita skała. Do pomieszczenia zaś dostał się kłąb szarego dymu i wsiąknął w sufit, który pod jego wpływem przybrał nieco na wadze. Drzwi zaś zamknęły się ponownie.
- Nie, nie otwieraj wszystkich po kolei. Musimy wybrać - powiedziała Argena i zaczęła się zastanawiać.
Dergo przeszedł dookoła i opisał jej każe drzwi. Niestety wiele im to nie dało, a po kilku minutach sufit zaczął się robić dość ciężki. Argena jednak nadal go dzielnie trzymała.
- Poliż rękę i przyłóż do dziurki od klucza - powiedziała Argena.
- Tak jest - powiedział uradowany Dergo i zadowolony zabrał się za wykonywanie polecenia. Przebiegł pomieszczenie dookoła liżąc rękę za każdym razem.
- Te trzy mają cug - powiedział w końcu.
Argena z lekkim trudem obejrzała się na zaznaczone przez młodzieńca drzwi. Ona sama nie ruszała się z miejsca, więc zapamiętała którymi drzwiami weszli. Były to jedne z trzech zaznaczonych, więc wiedziała już, że jej pomysł zapewne wypali.
- Otwórz te - powiedziała i skinieniem głowy wskazała na jedne z nich. Miała nadzieję, że zaraz się stamtąd wydostaną, bo sufit zaczynał powoli nadwyrężać jej mięśnie.
Ponownie za drzwiami nic nie było, a do pomieszczenia dostał się szary dym. Argena starała się jak mogła, całymi siłami powstrzymywała sufit, ale ten był już naprawdę ciężki i kobieta zaczęła ulegać.
- Przepraszam - powiedział wystraszony Dergo.
- Otwórz te drugie - odpowiedziała Argena siłując się z obniżającym się powoli sklepieniem. Jak na początku miała ręce wyprostowane, tak teraz dłonie miała niewiele powyżej rogów.
Gdy Dergo otworzył kolejne drzwi, Argena pchnęła swój ciężar wysoko do góry. Stracił ona na ciężkości i utrzymywał się już wysoko.
Argena złapała się za mięśnie i usłyszała gratulacje od brata Tadeusza, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
- Gratuluję, dawno nikt nie przeżył obu prób. Wracamy na górę, tym przejściem - powiedział.
I razem ruszyli po schodach na górę.
 
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172